BIBLIOTHECAIAGELLONICA. FONTES ET STUDIA T. 21 W poszukiwaniu straconego dzieła Mistrzom Moim i Mojej Progeniturze BIBLIOTHECA IAGELLONICA. FONTES ET STUDIA T. 21 Wacław Wałecki W poszukiwaniu straconego dzieła Studia z zakresu edytorstwa tekstów niezachowanych lub wydawniczo niespełnionych i inne szkice pokrewne I KSIĘGARNIA I AKADEMICKA KRAKÓW 2011 Redaktor serii: Zdzisław Pietrzyk Komitet redakcyjny: Monika Jagłarz, Andrzej Obrębski, Zdzisław Pietrzyk Recenzent: prof. zw. dr hab. Renarda Ocieczek Tłumaczenie streszczenia niemieckiego: Wojciech Rynduch-Walecki Tłumaczenie streszczenia rosyjskiego: Jelena Tverdislova Projekt książki i okładki: Wacław Wałecki Zdjęcia na okładce: Szymon Zając (biblioteka), Sabina Morońska (Autor jako Dostojny Brat Bibliograf w trakcie uroczystości Rycerskiego Zakonu Bibliofilskiego w Zamku w Nowym Wiśniczu) Redaktor Wydawnictwa: Izabella Sariusz-Skąpska Redaktor techniczny: Małgorzata Manterys-Rachwał Publikacja dofinansowana przez Wydział Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego © Wacław Wałecki, Kraków 2011 ISBN 978-83-7638-077-3 ISSN 1425-85IX Wydawca KSIĘGARNIA AKADEMICKA ul. św. Anny 6, 31-008 Kraków tel. /faks: 012 431-27-43, 012 663-11-67 e-mail: akadcmicka@akademicka. pl Księgarnia internetowa: www. akademicka. pl BIBLIOTEKA JAGIELLOŃSKA al. Mickiewicza 22 30-059 Kraków www. bj. uj. edu. pl Spis treści Od Autora O pracach edytorsko-rekonstrukcyjnych nad dziełami niezachowanymi, zachowanymi częściowo lub wydawniczo niespełnionymi i do tego szkice pokrewne...................................................................13 Część pierwsza: Pra-artysta Prawieprasłowiański artysta...................................................................................19 Modlitwa Archanioła Gabriela............: ....................................................................27 Przykazania Jezusa Chrystusa..................................................................................29 Część druga: Patrząc ze studentami na Legendę o św. Aleksym Tekst i budowa Legendy o św. Aleksym..........................................................................33 Część trzecia: Czytając między wierszami staropolskich tekstów użytkowych Przeniknąć w tamten świat.....................................................................................45 Część czwarta: ReJ Przed Krótką rozprawą, czyli Rej-twórca, jakiego nie znamy....................................................53 Teksty [Krótka rozprawa między trzema towarzyszami: Warwasem, Lupusem a Dykasem} Przekład czeski Retranslacja Aleksandra Brucknera [Kostyra z Pijanicą} „Gęsi” Pana Reja. Uwagi dla zwykłego czytelnika. .............................................................99 „Święty Rej”. Dwa przypomnienia: o człowieku i o pisarzu.....................................................109 Część piąta: Mickiewicz Mickiewicza projekcje przyszłości............................................................................119 Teksty do Mickiewicza pism sciencefiction....................................................................125 Nowe spojrzenia na historię Historii przyszłości.............................................................131 Część szósta: Jan Paweł II Mój Tryptyk rzymski (edytorsko i bibliograficznie)...........................................................175 Przykłady przekładów i inne realizacje Tryptyku rzymskiego...................................................189 Grób w ziemi.................................................................................................229 Część siódma: Z tradycyjną bibliografią Estreicherów idę w wiek XXI, albo jak buduję nowoczesne narzędzia bibliograficzne Zamknięcie cum figuris.......................................................................................249 Skorowidz nazwisk............................................................................................329 Zusammenfassung..............................................................................................335 Pa3ioMe......................................................................................................337 6 Inhaltsverzeichnis Vom Autor Über die Verlags- und rekonstrukrionscechnische Arbeit an nicht erhaltenen, fragmentarisch erhaltenen oder verlegerisch unvollkommenen Werken und andere Recherchen................................................13 Erster Teil: Der Ur-Künstler Ein fast altslawischer Künstler................................................................................19 Gebet des Erzengels Gabriel....................................................................................27 Gebote Jesu Christi............................................................................................29 Zweiter Teil: Mit den Studenten über das Alexiuslied Text und Aufbau des Alexiusliedes..............................................................................33 Dritter Teil: Zwischen den Zeilen der altpolnischen Gebrauchs texte In die vergangene Welt eintauchen..............................................................................45 Vierter Teil: Rej Vor der Kurzen Auseinandersetzung - Rej als ein Dichter, den wir nicht kennen..................................53 Werke [Kurze Auseinandersetzung zwischen drei Gesellen: Warwas, Lupus und Dykas} Tschechische Übersetzung Rückübersetzung von Aleksander Brückner [Der Tod und der Säufer} Herrn Rejs „Gänse” - Hinweise für jeden Leser..............................................................99 Der „Heilige Rej”. Über den Mensch und über den Dichter - zwei Erinnerungen...............................109 Fünfter Teil: Mickiewicz Mickiewiczs Zukunftsgestaltung............................................................................119 Von Mickiewiczs Science-Fiction-Schriften.................................................................125 Neue Erkenntnisse zur Geschichte der Zukunft..............................................................131 Sechster Teil: Johannes Paul II. Mein Römisches Triptychon..................................................................................175 Übersetzungsbeispiele und andere Umsetzungen vom Römischen Triptychon.....................................189 Das Grab in der Erde.......................................................................................229 Siebenter Teil: Ich trage die traditionelle Estreicher-Bibliographie ins 21. Jahrhundert oder wie entsteht ein modernes Bibliographie-Werkzeug Abschluss cum figuris.....................................................................................249 Namensverzeuchnis.........................................................................................329 Zusammenfassung...........................................................................................335 P33K)Me...................................................................................................337 8 Содержание От автора Исследования по истории издательского дела: несохранившихся, сохранившихся ЧАСТИЧНО ИЛИ ИСКАЖЕННЫХ ИЗДАТЕЛЯМИ ТЕКСТОВ, И ДРУГИЕ ОЧЕРКИ НА ЭТУ ТЕМУ........ 13 Первая часть: Пр а-художник Почти-праславянский художник...................................................................19 Молитва Архангела Гавриила.....................................................................27 Вторая часть: Рассматривая вместе со студентами Легенду о св. Алексии Текст и структура Легенды о св. Алексии........................................................33 Третья часть: Читая между строк тексты прикладной старопольской литературы Проникнуть в тот мир...........................................................................45 Четвертая часть: Рей До Краткой беседы, или Рей-творец, какого мы не знаем..........................................53 Тексты [Краткая беседа между тремя приятелями: Варвасом, Аупусом и Дикасом\ Чешский перевод Ретланслация Александра Брюкнера [Шулер с пьяницей} „Гуси или гусиный” Господина Рея. Заметки для простого читателя................................99 „Святой Рей”. Два воспоминания: о человеке и о писателе.......................................109 Пятая часть: Мицкевич Мицкевича проекция будущего...................................................................119 Заметки о Мицкевича творчестве science fiction................................................125 Новый взгляд на историю Истории будущего......................................................131 Шестая часть: Иоанн Павел II Мой Римский триптих (издательски и библиографически)..........................................175 Примеры переводов и других реализаций Римского триптиха.......................................189 Могила в земле................................................................................229 Седьмая часть: С традиционной библиографией Эстрайхеров иду в XXI век или как выстраиваются современные библиографические средства Заключение сит figuris........................................................................249 Указатель цпён................................................................................329 Zusammenfassung...............................................................................335 Рэзюме........................................................................................337 10 Od Autora (2010) O pracach edytorsko-rekonstrukcyjnych nad dziełami niezachowanymi, zachowanymi częściowo lub wydawniczo niespełnionymi i do tego szkice pokrewne Prace edytorsko-rekonstrukcyjne nad dziełami niezachowanymi, zachowanymi częściowo lub wydawniczo niespełnionymi, o jakich mowa w tej książce, są oczywiście od dawna znane, ba - znaczna część filologii klasycznej i innych dawnych filologii na nich stoi. Jednak rzadko sobie uświadamiamy, że to właśnie robimy: uprawiamy archeologię edytorską albo raczej edytorstwo archeologiczne. Z ułomków, z drobnych śladów układamy mozaikę tekstu. Raz udaje się to lepiej, innym razem zakres rekonstrukcji jest mniejszy. Wszystko zależy od dostępnego materiału i inwencji filologa-„archeologa”. W trakcie pracy nad jednym ze studiów tej książki (o Rejowym Kostyrze z Pijanicą) zastosowano technikę komputerowego nakładania znaków na miejsca, gdzie ich brakuje lub gdzie są one nie dość wyraźne, i w ten sposób upewniano się, „co tam stoi”. Kiedy indziej fortunnym zbiegiem okoliczności stała się możliwość wykorzystania zachowanego tłumaczenia zaginionego oryginału (w wypadku Rejowego Warwasa z Dykasem dodatkowo, na szczęście, przekładu z czasów opublikowania oryginału i z nadzwyczajną nagrodą w postaci genialnego odwrócenia tej translacji z powrotem na staropolszczyznę już w XX wieku). W zakresie możliwości wykorzystania przekładów (zwłaszcza słowiańskich) literatury staropolskiej otwierają się tu niezwykle obiecujące perspektywy. Wiemy już o dalszych sczeszczonych tekstach (np. dramatycznych) Reja, a zwłaszcza o rosyjskich przekładach pism staropolskich (Jan Łoś w ten sposób uzupełnił kiedyś De Morte Prologus, a z radością ostatnio powitana bibliografia literatury polskiej w rosyjskich przekładach, parafrazach i oryginałach polskich zachowanych w tamtejszych bibliotekach, przygotowana przez prof. Siergieja Nikolajewa z St. Petersburga¹, ożywi z pewnością już niedługo tego typu badania). Bardzo interesujący jest tu również wątek muzykologiczny, gdzie narzędziem do odszukiwania tekstów może być melodia znana w Polsce i za granicą (por. historię Rejowej pieśni Hejnał świta i jej czeskich odpowiedników)². W inny krąg zagadnień wprowadza nas próba rekonstrukcji zainteresowań fantastyką naukową, widocznych w niedochowanych lub częściowo dochowanych tekstach Adama Mickiewicza. Co możemy powiedzieć o jego pismach z tego zakresu? Czy da się je choć częściowo zrekonstruować? Co dokładnie pisał, gdy tworzył poemat o latających maszynach przyszłości, a co głosił, gdy snuł dzieje projektowane w przyszłość, sięgające nawet dalej poza wiek XX? Co wiemy o tych pismach? Jednak lektura tekstów (pozornie) niezachowanych lub zachowanych częściowo to tylko jeden z nurtów poszukiwania dzieł straconych bądź takich, które nie mogą osiągnąć pełni swego odbioru na skutek ich niewłaściwej formy edytorskiej, czyli, jak nazwaliśmy to w tej książce, wydawniczo niespełnionych. Tryptyk rzymski niespełniony jest, naszym zdaniem, także i dlatego, że dziś — paradoksalnie — zbyt wielu się nim zainteresowało i zbyt wielu uznało, że ma coś do powiedzenia na jego temat, albo - jeszcze gorzej - doszło do wniosku, że upieką przy jego ogniu swoją pieczeń, np. typu PR. Tymczasem dzieło to wejdzie spokojnie i dostojnie do kanonu literatury polskiej wówczas, gdy - równie paradoksalnie - ucichnie rozgłos wokół niego i gdy otrzyma ono właściwe, profesjonalne opracowanie tekstologiczne. A więc znowu: dziś możemy tylko próbować je rekonstruować na podstawie dostępnego materiału, to znaczy reprodukcji kilku stronic autografu. ¹ S.I. Nikołajew, Polono-Rossica. Polsko-rosyjskie związki literackie w XVI~XVIII wieku. Materiały bibliograficzne, tłum. D. Sicss--Krzyszkowska, Kraków 2009; niezwykle bogaty materiałowo jest także w tym zakresie jego artykuł: Polsko-rosyjskie związki literackie XVI-XVIII wieku i ich znaczenie dla badań nad literaturą polską, [w:] Barok polski wobec Europy. Kierunki dialogu, red. A. Nowicka-Jeżowa, E. Bem-Wiśniewska, Warszawa 2003, s. 99-110; oraz tenże, Poezja a dyplomacja. Kartka z dziejów działalności translatorskiej Urzędu Poselskiego w Moskwie w XVII wieku, Warszawa 2003. ² Por. Polska pieśń wielogłosowa XVI i początku XVII wieku, oprać. P. Poźniak i W. Wałecki, t. 1: Nuty i'komentarze, t. 2: Teksty pieśni, Kraków 2004, Monumentu Musicae in Polonia. Collectanea Musicae Artis. Seria B. 14 Ale wierzę, że przyjdzie kiedyś czas udostępnienia do badań naukowych autografu całości utworu, jest tam bowiem wiele miejsc wymagających jeszcze dogłębnej analizy grafologiczno-filologicznej. Kilka z nich udało mi się wyjaśnić w bezpośredniej rozmowie z Autorem, poprzez zadanie między jednym a drugim łykiem znakomitej mocnej kawy włoskiej prostego pytania: Ojcze Święty, co tu jest napisane? Jednak - niestety - wiele znaków zapytania pozostało, zaznaczonych ołówkiem na moim w białą skórkę oprawionym egzemplarzu bibliofilskim nr 10 z autografem Poety. I oto zupełnie prawie niezauważalnie zaczyna się nam budować biblioteka cała dzieł albo nieznanych, albo znanych źle. Autor tej książki wierzy bowiem głęboko, że taką bibliotekę można stworzyć, tak jak można stworzyć, odtworzyć nieistniejące księgozbiory na podstawie zachowanych ich opisów. Przykład pierwszy z brzegu to księgozbiór Karmelitów w niegdysiejszym klasztorze w Nowym Wiśniczu. Jest spis i ich opis, są książki: częściowo te same³, częściowo inne ich egzemplarze - trzeba je tylko zebrać w jedno miejsce i zrekonstruować już nie stracone dzieło, ale straconą bibliotekę. O tego typu działaniach traktuje częściowo ostatnia część tej książki. Ale są też w niej, jak to określono w podtytule, szkice pokrewne, które pojawiły się w trakcie pracy autora jako wydawcy-nakładcy. Podjęcie trudu przygotowania edycji faksymilowych niektórych tekstów, głównie z zakresu staropolskiej literatury użytkowej, zaowocowało ciekawymi, jak wolno sądzić, spostrzeżeniami na przykład na temat życia codziennego w szesnastowiecznym Krakowie, pozwoliło niejako zaglądnąć w tamten świat oczami widza przypatrującego się pasjonującemu spektaklowi rozgrywanemu paręset lat temu, uchwycić stracony czas. ³ Por. przygotowywaną do druku książkę Libri Recogniti, będącą zbiorem matriałów sesji naukowej pod tym samym tytułem, gdzie mówi się m.in. o tym księgozbiorze, częściowo zachowanym dziś w lwowskiej bibliotece uniwersyteckiej oraz prawdopodobnie również w innym miejscu we Lwowie. 15 Wszystkie te doświadczenia, obserwacje i skojarzenia zebrane z mniej więcej dziesięciu ostatnich lat, ale ułożone dla urozmaicenia lektury chronologicznie według czasów, których dotyczą, nie tematycznie, zechce Czytelnik przyjąć w dobrej wierze⁴... Kraków, Nowy Wiśnicz, lato 2010 ⁴ Niektóre z tych studiów były wcześniej publikowane w swoich pierwotnych redakcjach, większość jednak została przeredagowana na potrzeby tej książki, bądź gruntownie przerobiona, lub przetłumaczona z ich wersji niemieckich; część napisana na nowo. Niemniej dla porządku podaję daty pierwszej inspiracji, całość traktując jako wartość nową, bo zagadnienia zostały na nowo oświetlone, z uświadomieniem samemu sobie wykształtowanej przez lata specyfiki tej części własnych badań, ale i stanowią one swego rodzaju podsumowanie doświadczenia wielu lat pracy zawodowej. Stąd też wynika różnorodny sposób narracji odautorskiej: bezosobowy, wspólny z czytelnikiem i bardziej osobisty tam, gdzie wypowiadam sądy, za które jednoosobowo biorę odpowiedzialność. 16 Pra-artysta (2003-2009) Prawieprasłowiański artysta W racam do tego zagadnienia już kilkakrotnie, w wykładach i w publikacjach, jest ono bowiem nader intrygujące, a moja niedawna wizyta w Moskwie, w oddziale starych druków i rękopisów biblioteki Uniwersyteckiej im. Łomonosowa, i dyskusja w środowisku tamtejszych uczonych pozwoliły na dalsze dopracowanie pewnych szczegółów i skłoniły do wprowadzenia tych spostrzeżeń w europejski slawistyczny krąg badawczy, stąd niegdysiejsza idea ich ogłoszenia po niemiecku. Teraz nowe spostrzeżenia, nowa perspektywa, zwłaszcza w kontekście rozmów z p. prof. Radoslavem Katićićem i jego studiów z zakresu Prasłowiańskiego Mitu Płodności, a także dyskusji z jego uczniami, czyli zagadnień pośrednio metodologicznie pokrewnych*. Ale zacznijmy od początku... Tytuł znakomitego opus Marcela Prousta^ la recherche du tempsperdu, parafrazowany w tytule tej książki, nieodparcie nasuwa się, gdy filolog („filolog od rzeczy dawnych” - jak mówi mój Ukochany Mistrz, prof. Tadeusz Ulewicz) zwraca się ku niektórym tekstom niezachowanym, wymagającym rekonstrukcji. Myśli on wówczas nie tyle o poszukiwaniu straconego czasu, co o poszukiwaniu straconego dzieła... ¹ Por. R. Katićić, Hoditi-roditi. Spuren der Texte eines urslawischen Fruchbarkeitsritus, „Wiener Slavisticsches Jahrbuch” Bd. 35, 1989 i kolejne rozprawy z tego zakresu, m.in. w tomach: 34, 35, 36, 38, 39, 40 i nast.; zob. też: J. Krzysztoforska-Doschek, Prasłowiańskie źródła nowszej poezji polskiej, red. W. Wałecki, Kraków 2000; G. Holzer, Rekonstruowanie języków niepoświadczonych, red. W Wałecki, tłum. J. Krzysztoforska-Doschek, Kraków 2001. Takim pierwszym przykładem poszukiwania straconego dzieła niech będą zawarte tu spostrzeżenia. Zacząć je bowiem wypada od artysty w świecie słowiańskim najdawniejszego, wprawdzie już prawie nie-prasłowiańskiego, lecz cerkiewnoruskiego, staroruskiego, z genealogią oczywiście bizantyńską. Dwa niewielkie, skromne teksty, które są nam dziś dostępne, zapowiadać mogą wielkie sprawy. Stanowią istotnie przedsmak tego, co do naszych czasów nie dotrwało, ale co może wkrótce jednak da się nam choć trochę jeszcze poznać. Sensacją ostatnich kilkunastu lat jest odnalezienie w Nowogrodzie z końcem XX wieku tabliczki drewnianej, a właściwie drewnianej książeczki, której stronice pokryto woskiem, z wyciśniętym (wyrysowanym w nim) zapisem tekstu, nazywanym w literaturze o tym zabytku tekstem podstawowym. Stanowi on, zapisane w języku staro-ruskim albo raczej starosłowiańskim z elementami ruskimi², teksty psalmów, dla nas mniej tu interesujące, ponieważ literacko stosunkowo mało samodzielne, choć dość istotnie różniące się od innych znanych staroruskich zapisów. Ale nie dość na tym, okazuje się bowiem, że pod tą warstwą wosku, po jej usunięciu, udało się zrekonstruować jeszcze dalsze zapisy, powstałe podczas wcześniejszego posługiwania się rylcem przy pisaniu na poprzednich warstwach wosku, kiedy to „pióro”, rylec, przebijało się przez cienką ich powłokę. Te z kolei teksty nazywa się w odpowiedniej literaturze tekstami „ukrytymi”. Całą zaś tabliczkę-książkę³ z czterema stronicami tekstu i dwiema stronicami okładki mianowano ostatnio psałterzem nowogrodzkim⁴. Znalezisko datuje się na pierwszą ćwierć wieku XI (raczej nie na wiek X) i sugeruje, że jest ono najstarszym ze znanych nam zabytków piśmiennictwa staroruskiego i zarazem spośród datowanych słowiańskich zabytków rękopiśmiennych. Starszy byłby tylko kanon tekstów cerkiewnych. Jest to zarazem dokument w swojej strukturze unikatowy. ² Por. A.A. Зализняк, Древнейшая кириллическая азбука, „Вопросы языкознания” 2003, nr 2, s. 3. ³ Palimpsest, albo jak chce Zalizniak „hiperpalimpsest” - por. tamże. ⁴ Por. tamże-, tenże,Лгъ arxangele Gavruhpisą molitvf, [w:] Rusistika - slavistika - lingvistika. Festschrififiir Werner Lehfeldt zum 60. Geburtstag, Hrsg. S. Kempgen u.a., München 2003, s. 297-309, Welt der Slaven, Sammelbände, Bd. 19. 20 Nad zabytkiem pracują uczeni rosyjscy, z prof. Andriejem A. Zalizniakiem na czele⁵. Na ile wszakże ich dotychczasowe ustalenia są wiarogodne i przekonywające — trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Wielu specjalistów, którzy nie mają dostępu do warsztatu zespołu prof. Zalizniaka, albo skłania się do sugestii mówiących tu o swego rodzaju falsyfikacie, albo przynajmniej powątpiewa, czy w ogóle jest możliwe precyzyjne rozdzielenie resztek różnych zapisów, ułożenie ich we właściwym porządku, we właściwej kolejności zarówno wszerz, jak i wgłąb, czyli ustalenie kolejności poszczególnych warstw⁶. Nie wiemy też dokładnie, zdaje się, jakie metody badań fizykalnych, jaka aparatura (podczerwień? laser?) służą do „zdejmowania” poszczególnych przypadkowych „warstw”, do rozdzielania warstw, albo do usuwania warstw niechcianych, a w każdym razie niezamierzonych rysów na deseczce pozostawionych przez piszącego lub przez kilku skrybów⁷. Zagadnienia to bardzo skomplikowane, naszym zdaniem trudno bowiem z drugiej strony podważać wiarogodność odkryć publikowanych na temat nowogrodzkiego znaleziska bez „organoleptycznego” dostępu do niego. Tym bardziej, iż kierownik Zespołu, o czym można było się przekonać w czasie jego wykładu na forum Kongresu Sla-wistów w Ljubljanie (sierpień 2003)⁸, nie ma tu żadnych wątpliwości co do metody (sposobów) prowadzonych badań i w konsekwencji rezultatów swoich odkryć. Dlatego na jego „barki” składając odpowiedzialność za częściowy lub całkowity autentyzm przywołanych poniżej tekstów z grupy wspomnianych dzieł „ukrytych”, pragniemy zwrócić uwagę na nie same, tym razem wszakże nie (jak czyniono to wyłącznie dotychczas) z punktu widzenia językoznawczego, lecz literatu ⁵ Podstawowa literatura w tym zakresie to: А.А. Зализняк, В.Л. Янин, Новгородский кодекс первой четверти XIв. — древнейшая книга Русии „Вопросы языкознания” 2001, nr 5, s. 3-25; А.А. Зализняк, П.Д. Малыгин, В.Л. Янин, Берестяные грамоты из новгородских и новоторжскихраскопок 2001 г., „Вопросы языкознания” 2002, nr 6, s. 3-11; А.А. Зализняк, Древнейшая кириллическая азбука, s. 3-31; tenże, Azb arxangelb GavniLbpisą molitvę,s.2‘:)'7-VX). ⁶ Por. obszerny artykuł Красимира Станчева77о поводу новогродской псалтыри на воске, найденной в 2000году, „Russica Romana” Vol. XI, 2004, s. 185-198; za udostępnienie tego tekstu serdecznie dziękuję p. Antoniemu Barra. ⁷ Nieco na ten temat por. пр. А.А. Зализняк, В.Л. Ян ин, dz. cyt., s. 5. ⁸ Z programu: Sreda, 20. Avgust 2003, popoldne (15.00-19.10, faktycznie 14.30-ok. 15.30), Sekcija 1.1: Андрей А. Зализняк, Старославянский восковой кодекс первой четверти XI века, найденный при роскопках в Новгороде в 2001 г. 21 roznawczego. Okazuje się bowiem, że są to teksty niezwykle sprawnie napisane⁹. Warsztat ich twórcy rnusiał być niepośledniej miary, znajomość zasad poetyki, przede wszystkim zaś retoryki - wysoce niepobieżna. Kilka uwag o tych utworach formułujemy tu na podstawie dostępnego materiału, na ile to jest możliwe przy dzisiejszym stanie badań nad rekonstrukcją owych tekstów. Mamy jednocześnie świadomość, że dalsze prace nad tymi zabytkami, głównie prace rekonstrukcyjne nad otoczem wymienionych dzieł, pozwolą na sformułowanie kolejnych wniosków, hipotez. Zwłaszcza bardzo istotny jest tu historycznokulturowy kontekst zarówno ogólnosłowiański, jak przede wszystkim bizantyński. Pierwsze, co od razu rzuca się w oczy, to wyjaśnienie genezy literackiej formy tych tekstów. One nie są fabularne, nie mają literackiej fantastyki -właśnie dlatego, że pochodzą z tego kręgu kulturowego; kręgu, który narzędzi takich nigdy nie stosował¹⁰. Jest to wyłącznie tradycja retoryczna, nic zatem dziwnego, że retoryka (i to w ujęciu kanonu Pisma) jest jedyną dominantą tych tekstów. Ale za to są one pod tym względem wypowiedzią artystyczną najbardziej z możliwych wyrafinowaną. Apokryficzna w swoim charakterze tak zwana Modlitwa Archanioła Gabriela, przyjmując za tezę słowa Chrystusa: Просите и поите, rozwija z kolei całą gamę niezwykle rozbudowanych wyliczeń, będących jakby rozszerzaniem postawionej wcześniej tezy w różnych kierunkach. W tej części utworu uderza zwłaszcza umiejętność łączenia „retorycznych” zasad kompozycji z wielkim wyczuleniem na warstwę brzmieniową tekstu. Patrząc na tekst jako na graficzne wyobrażenie zawartych w nim myśli i ekspresji przemawiającej do słuchacza-czytelni-ka, można powiedzieć o wysokiej współharmonii „pionowej” formy wypowiedzi z „poziomą” warstwą dźwiękową. Oto bowiem w tej właśnie Modlitwie Archanioła Gabriela wielokrotne powtórzenia całych wersów (to w naszym „pionie”) oraz najprzeróżniejsze ich modyfikacje (w nazwanym tu tak „poziomie”) są mistrzostwem kompozycyjnobrzmieniowym najwyższej klasy. Wskazuje na to zarówno użycie piętnastu rozkaźników oraz czterdziestu jeden inicjalnych anaforycznych „i”, jak i ich odpowiedniki wewnątrzwersowe, można powiedzieć -średniówkowe, nawet wielośredniówkowe, występujące w układach łącznie trójkowych lub dwójkowych (a czte ⁹ O samej formie zapisu i sposobie jego odczytania pisał szczegółowo Załizniak, wskazując np. na to, że znaki (litery) nie do końca pewnie odczytane oznacza w swojej transkrypcji kropką u dołu lub u góry. Por. np. А. А. Зализняк, В.Л. Янин, dz. cyt., s. 11. ¹⁰ Por. R. Piech io, Studia z filologii słowiańskiej i polskiej, oprać. A. Wilkoń, Kraków 1999. 22 ry razy nawet w układzie czwórkowym¹ ’). Ta wieloczłonowość samych wersów oraz fakt jej powtarzalności w dużej liczbie kolejno następujących wersów nadaje też tekstowi charakterystyczny rytm wewnętrzny, przy pomocy którego autor jakby gra swój utwór, zwiększając lub zmniejszając jego tempo. Sprawa następna to żonglerka używanymi czasownikami w formie rozkaźnika: ich powtórzenia proste oraz najprzeróżniejsze kombinacje nasuwają nieodparte wrażenie głęboko zamierzonego efektu artystycznego. Do tego dochodzi jeszcze współbrzmienie poszczególnych czasowników oraz wybijające się niuanse znaczeniowe pomiędzy nimi zachodzące, niejednokrotnie subtelna bliskoznaczność¹¹ ¹². Nasuwające się tu skojarzenia z późniejszymi przecież o kilkaset lat zabawkami słownymi baroku są oczywiste. A wrażliwe ucho dzisiejszego czytelnika bezwiednie, na zasadzie przypadkowego, oczywiście, podobieństwa, podkłada rytm młodzieżowego rapu. Od tej prawdziwej feerii dźwięków i rytmu przechodzi autor bardzo zgrabnie do wyłożenia pewnych myśli, prawd. Posługuje się do tego ostatnim elementem swojej „wyliczanki”, enumeracji: и чътите, wyjaśniając, kto mianowicie ma być czczony: нашего съпасителя Ис[ус]а X[pu]c[m]a чътите (nb. jakże chciałoby się zakończyć tę transkrypcję wykrzyknikiem!). Teraz dopiero można przypuścić, że wspomniana wyliczanka miała jeszcze jeden cel: po „rozkołysaniu” myśli czytelnika, słuchacza w różne strony - wywołać jego skupienie na słowach powiedzianych inaczej, ułożonych w logiczny, poprawny, sensowny tok wypowiedzi, pełnego rozbudowanego zdania (por. dalej reprodukcja tekstu). Tę samą metodę kompozycyjną obserwujemy w tak zwanych Przykazaniach Jezusa Chrystusa. Są one tekstem całkowicie oryginalnym, o charakterze również apokryficznym. Mają formę modlitwy przeznaczonej być może dla nowo nawróconych. ¹¹ Według niesłusznej, bo wliczającej do utworu tytuł-wprowadzenie, numeracji Zalizniaka: w. 17, 32,43,44. ¹² Dlatego sądzę, że zauważone przez Zalizniaka w innych miejscach (warstwach) zabytku podobne wyliczenia są albo fragmentami podobnych tekstów, albo po prostu wprawkami pisarskimi, ćwiczeniami rozwijającymi sprawność wypowiedzi i nie należy im się dziwować. To jest ich wytłumaczenie: notatki, „zadania domowe”. 23 Po swego rodzaju tytule, który nb. A. Zalizniak w swojej edycji (moim zdaniem, niesłusznie) również numeruje jako werset tekstu, następuje preambuła, wprowadzająca „slovesa”, wyliczone w dwudziestu dwóch wersetach (świadomie nie mówię o wersach), zawsze tak samo zbudowanych (od anafory „ja” - ,^zz&”). Autor stosuje w nich najprzeróżniejsze określenia; określeniami tymi manewruje na najrozmaitsze sposoby: łączy je w różnorodne kombinacje, często powtarza ich elementy w różnych układach, a nawet powtarza całe wersety, szczególnie upatrując sobie i obdarzając szczególnym przywilejem jeden z nich. Jest oczywiste, że jego technika i jego zamiar są tożsame z założeniami widocznymi w tak zwanej Modlitwie Archanioła Gabriela: dokonać popisu umiejętności, w tym wypadku nie tyle leksykalnych, co różnorodnej inkrustacji. Ale pojawia się też znany nam już element rytmiczny, wynikający z ustawiania w odpowiednich kombinacjach wersetów krótszych i dłuższych. W sposób charakterystyczny bowiem biegnie tok wypowiedzi, gdy w jednym wersecie mamy jedną frazę, w następnym dwie, a najlepiej trzy. A gdy na to nałożymy wspomnianą „karuzelę” powtórzeń - wszystko zaczyna się „kręcić”, traci się poczucie, wartość znaczeniową poszczególnych określeń. Po co to? Właśnie w tym samym celu, jaki obserwowaliśmy w tekście poprzednim: by partia końcowa tej wypowiedzi, wprowadzona ponownie stwierdzeniem „so sloviesa", zapadła lepiej w pamięć odbiorcy, by została lepiej przyswojona i utrwalona (por. dalej reprodukcja tekstu). Mistrzostwo w opanowaniu przez nieznanego nam autora (autorów?) praktyki retorycznej wypowiedzi pokazuje, że mamy do czynienia ze środowiskiem nie byle jakich twórców. Świadczy o tym całość nowogrodzkiego znaleziska i choćby tak niebanalny fakt wydobycia na tamtych stanowiskach archeologicznych samych tylko rylców w liczbie ponad 250 i szeregu innych tabliczek ewidentnie przeznaczonych do celów dydaktycznych¹³. Zresztą i sam nasz kodeks nosi ślady wielokrotnego zapisywania tego samego tekstu, czyli po prostu szkolnych ćwiczeń¹⁴, albo zwyczajem lub innymi przyczynami powodowanego zapisywania na nowo rzeczy raz już naniesionych, a następnie usuniętych. Twórcy ci swobodnie wykorzystywali swoje umiejętności i pilnie w nich się ćwiczyli (por. wyżej w przypisie sugestia o „wprawkowym” charakterze niektórych zapisów). Ale... musimy też zgodzić się z jeszcze inną nasuwającą się tu ¹³ Por. А.А. Зализняк, В.Л. Янин, dz. cyt., s. 5. ¹³ Por. A.A.Зализняк, Древнейшая кириллическая азбука, s. 4. 24 w sposób oczywisty sugestią: przecież oni nie pisali dla siebie; pisali dla środowiska, w którym żyli i w którym tworzyli. Więc i adresaci ich tekstów musieli co najmniej dobrze je odbierać, a może w jednostkowych wypadkach też i właściwie oceniać. I tak oto językoznawcze dociekania kolegów rosyjskich pozwalają na zasugerowanie także badań idących w innym, kulturoznawczym, literackim kierunku. 25 Alodlitwa Archanioła Gabriela + azi archangéli gavriili piśjo molitvo 16. i outésite i oućite i tiśite i potnpite 1. sija slovesa naśego sipasitelja I[isu]sa Ch[ri]s[t]a5 17. i priloźite i prikaźite i oupaséte 2. prosite i poite 18. i oprostite i prostite i poustite 3. i priglasite i napoite i opoustośite 19. i prichodite i prineséte i razdrésite 4. i priglasite i oćistite i otipoustite 20. i sivnsite i tvorite i spésite 5. i priglasite i ozivite i otipoustite 21. i teśite i stroite i paśite i seite 6. 1 priglasite i privedéte i siberéte 22. i mirite sę i grozite sę i tiśite sę 7. i priglasite i outésite i poćistite 23. i tomite i iśćite 8. i priglasite i nastavite i ouprosite 24. i progonite i ispravite 9. i priglasite i pochvalite i ousadite 25. i prozenéte i razorite i razbérete 10. i pochvalite i sipaséte i zapaséte 26. i sivnsite i sistavite i siberéte 11. i priglasite i posétite i ouśćedrite 27. i isplinite i pricitéte i posilite 12. i potnpite i chvalite 28. i opravbdite i ispravite 13. i molite sę i kaite sę 29. i sitvorite i pitaite 14. i mirite i gréite 30. i vivedéte i ispravite 15. i razmérite i razmésite i pícete 31. i paśite i Seite i pozinite i pozizete 32. i iśćite i sichranite i vizradouite sę 33. i razmęktćite i otvrbdite 34. i siberete i razvedete i si>vedete 35. i razdreśite i raznesete 36. i sipasete i pasete 37. i naoućite i nastavite 38. i outvn>dite i vi>znagradite 39. i poustite i provedete i prostite 40. i setite i oućite 41. i raznesete i vbznesete 42. i raćite i prisetite i ljubite i iśćite 43. i prosite i molite i pomtnite i ćbstite S 44. naśego stpasitelja I[isu]sa Ch[ri]s[t]a ćbstite S 45. aśće molitve tvoei Ifisujsa Ch [ri]s [t] a vi>schośćerb sę primesiti 46. vi>negda moliśi sipasitelja I[isu]sa Ch[ri]s[t]a S 47. daźe i do kraja moźetb dati vr>se S 48. vbnegda naćbnefb choteti Ifisujsi Chfristojsi si>tvoriti vbsja sija slovesa S 49. egda mę zoveśi S 50. si> radostijo poneso tęźesti tvojo 51. poneso jo jako nesośę tęźesti apostoli 52. oprostiśę sę si rbsejo tojo prostotojo i sirotami temi ja archanioł Gabriel piszę modlitwę 1. te słowa naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa 2. proście i śpiewajcie 3. i wtórujcie i opustoszcie 4. i wtórujcie i oczyśćcie i odpuśćcie 5. i wtórujcie i ożywcie i odpuśćcie 6. i wtórujcie i przywiedźcie i zbierzcie 7. i wtórujcie i ucieszcie i uczcijcie 8. i wtórujcie i pouczcie (nastawcie) i uproście 9. i wtórujcie i pochwalcie i osadźcie ! 10. i pochwalcie i zbawcie i wybawcie 11. i wtórujcie i odwiedźcie i obdarzcie 12. i ścierpcie i pochwalcie 13. i módlcie się i pokutujcie 14. i uspokajajcie i grzejcie 15. i pomierzcie i rozmieście i upieczcie 16. i pocieszcie i pouczcie i uciszcie i ścierpcie 17. i dodajcie i dopowiedzcie i paście 18. i wybaczcie i przebaczcie i odpuśćcie 19. i przychodźcie i przynoście i rozwiążcie 20. i uczyńcie i twórzcie i spieszcie 21. i pocieszajcie i budujcie i orzcie i siejcie 22. i uspokójcie się i zlęknijcie i uciszcie się 23. i dręczcie[?] i szukajcie 24. i wygońcie i wyprostujcie 25. i wypędźcie i zburzcie i rozbierzcie 26. i dokonajcie i zestawcie i zbierzcie 27. i wypełnijcie i dodajcie i poślijcie 28. i usprawiedliwcie i wyprostujcie 29. i uczyńcie i nasyćcie 28 30. i wprowadźcie i wyprostujcie 31. i orzcie i siejcie i znijcie i....... 32. i szukajcie i zachowajcie i uradujcie się 33. i rozmiękczcie i utwardźcie 34. i zbierzcie i rozwiedźcie i przywiedźcie 35. i rozwiąźcie i roznieście 36. i zbawcie i paście 37. i nauczcie i pouczcie 38. i utwierdźcie i nagrodźcie 39. i puśćcie i przeprowadźcie i wybaczcie 40. i pobudzajcie i nauczajcie 41. i roznieście i podnieście 42. i obdarujcie i pamiętajcie i kochajcie i miłujcie 43. i proście i módlcie się i pamiętajcie i czcijcie 44. naszego Zbawcę Jezusa Chrystusa czcijcie 45. jeśli do modlitwy twojej Jezusa Chrystusa się ze- chce dołączyć 46. jeśli błagasz Zbawiciela Jezusa Chrystusa 47. to nawet do końca może dać wszystko 48. kiedy zacznie chcieć Jezus Chrystus spełnić te wszystkie swoje słowa 49. gdy mnie wzywasz 50. z radością poniosę twoje brzemię 51. poniosę je jak nosili brzemiona apostołowie 52. pogodzili się z całą tą prostotą i sierotami tymi Przykazania Jezusa Chrystusa Zakon Iisusa Christa 1. Zakoni da poznaeśi knstijaniskago nakazanija 2. azi esimi nakazani» vi s[i>]p[a]senie 3. nakazomi nezemnychi» slovesi» sija slovesa 4. azi esimi taina nesikazanmaja 5. azi> esi»rm> istina i zakoni» i proroci 6. azi> esimi istina i poti i stizja 7. azi esimi zakoni i proroci i tęźe sichi 8. azi esimi istina i zakoni i proroci 9. azi esimi istina sipasenaja i otiradna 10. azi esimi soprogt izbiranyi i Ijubizini 11. azi esimi dvira i istina i poti i stizę 12. azi esimi tiśina d[ou]śę azi esimi pristani 13. azi esimi soprogi izbiranyi i Ijubizini 14. azi esimi taina nesikazanmaja 15. azi esimi istina i zakoni i proroci 16. azi esimi istina i taina nesikazanmaja 17. azi esimi istina i taina i zakoni i proroci 18. azi esimi istina i zakoni i proroci 19. azi esimi istina i zakoni i proroci 20. azi esimi taina nesikazanmaja 21. azi esimi istina i zakoni i proroci 29 22. azı esimi istina i zakonı i proroci 23. azı esimi istina i zakonı i proroci 24. azı esimi istina i zakonı i proroci 25. sija slovesa I[isu]sa Ch [ ri] s[t] a 26. semu rabotaimı a ne idolıskoumou sluźeniju 27. idolıskyjç lısti sıtozajo si 28. ne izberemi pouti pogybeli 29. vısechı ljudii izbavitelja I[isu]sa Ch[ri]s[t]a 30. vi vısechı ljudıchı vıspriimısago pravıdo idolıskojo lısti razbivsago 31. i na zemli sv[ç]toe svoe imç oukrepivısago 32. dostoini bodemi P rzykazania Jezusa Chrystusa Zakon Jezusa Chrystusa 1. Poznaj zakon chrześcijańskiego przesłania 2. Ja jestem posłany na zbawienie 3. z nakazu nieziemskich słów [oto] te słowa: 4. jam jest tajemnica niewypowiedziana 5. jam jest prawda, zakon i prorocy 6. jam jest prawda i droga i ścieżka 7. jam jest zakon i prorocy i ponad nich 8. jam jest prawda, zakon i prorocy 9. jam jest prawda zbawienna i radosna 10. jam jest oblubieniec wybrany i miły 11. jam jest brama i prawda i droga i ścieżka 12. jam jest cichość dusz, jam jest przystań 13. jam jest oblubieniec wybrany i miły 14. jam jest tajemnica niewypowiedziana 15. jam jest prawda, zakon i prorocy 16. jam jest prawda i tajemnica niewypowiedziana 17. jam jest prawda i tajemnica i zakon i prorocy 18. jam jest prawda, zakon i prorocy 19. jam jest prawda, zakon i prorocy 20. jam jest tajemnica niewypowiedziana 21. jam jest prawda i tajemnica i zakon i prorocy 22. jam jest prawda i tajemnica i zakon i prorocy 23. jam jest prawda i tajemnica i zakon i prorocy 24. jam jest prawda i tajemnica i zakon i prorocy 25. to [są] słowa Jezusa Chrystusa, temu służmy 26. a nie pogańskim żertwom stroniąc 27. od kłamstwa bałwanów, nie wybierajmy drogi zatracenia 28. 29. 30. 31. 32. Zbawiciela wszystkich ludzi Jezusa Chrystusa który we wszystkich ludziach zasadził prawdę który kłamstwo bałwanów zniszczył i na ziemi swoje święte imię utwierdził Tłumaczenia: Aleksander Naumow 30 Patrząc ze studentami na Legendę o św. Aleksym (1970-2009) Tekst i budowa Legendy o św. Aleksym [...] nawet ci, którzy nic nie wiedzą o średniowiecznej kulturze i religii, nie troszczą się o nie, sami są nieświadomymi dziedzicami tradycji średniowiecznych. Ch. Daw son, Medieval Essays, 1953 (wyd. poi. Szkice o kulturze średniowiecznej. Warszawa 1966, s. 63) T czterdziestoletniej z górą uniwersyteckiej pracy dydaktycznej wyłaniają się różne pomysły na interpretację ze studentami dzieła, zwłaszcza epok dawnych. Widać nie są one takie złe, skoro znajdują potem wśród studentów bardziej czy niekiedy nawet, niestety, mniej odległych naśladowców, idących tym samym śladem, publikujących „swoje” analizy i rozprowadzających je dalej po świecie. Jednym z takich klasycznych tematów jest nasza średniowieczna Legenda o Świętym Aleksym, którego jeden z aspektów omawianych na zajęciach warto wskazać, poszukując nie tyle całkiem straconego dla dzisiejszego czytelnika, co warsztatowo niedocenionego (zapewne z niezrozumienia), generalnie zapomnianego dzieła. 1. de significatione verborum Uwagi o polskiej legendzie o św. Aleksym można zacząć dla dydaktycznej zachęty od próby (z pewnością nacechowanego indywidualną interpretacją) przetłumaczenia jej na lekko archaizowaną, ale jednak współczesną polszczyznę, jako najlepszego sposobu oddania jej całościowego sensu. Przekład ten ukazuje zarazem, jak wiele jest w tekście miejsc dziś już w ogóle niezrozumiałych bądź częściowo niejasnych, gdzie możemy poddać tylko propozycję odczytania myśli autora. I Ach wielki nasz Królu, Co to Cię nazywają Mesjaszem, Nadaj sens moim słowom, Serce moje napełnij łaską, Racz mię oczyścić z moich grzechów, Abym mógł mówić o Twoich świętych. II O życiu mianowicie pewnego świętego, Który to miłował swojego Boga. Czytam w pewnej księdze o nim, Kto chce wysłuchać - ja powiem. III W Rzymie żył pewien pan, Który-ż z radością posługiwał Bogu. I miał bardzo liczny dwór, Bo oprócz giermków - trzystu rycerzy, Którzy zawsze mu służyli, Zawsze towarzyszyli mu przy stole. Utrzymywał ich wspaniale i pięknie I każdy miał swój złoty pas. Opiekował się sierotami i wdowami - Wyznaczył im osobne trzy stoły; A za czwartym jadali pielgrzymi¹ *, ¹ Wszyscy wspólnie spożywający posiłki tworzyli jedną rodzinę; rycerze, których traktował Eufamijan jak synów, nie byli jednak Którzy zbliżyli go do Boga. Nazywano go Eufamijan, Wielkiego tego pana, A żonę jego nazywano Aglijas; Ona chętnie pomagała ubogim. IV Był ze znakomitego rodu, Nie miał żadnego swojego następcy. Więc-że zaczęli Boga prosić, Aby ich nim obdarzył, Aby im dał jakiegoś potomka; Bóg wysłuchał tych próśb. V A gdy syn mu się narodził², To bardzo się udał: Więc nazwano go Aleksy, Bo był jeszcze lepszy od ojca 1 z radością służył Bogu. VI A gdy miał dwadzieścia i do tego cztery lata³, Rzeki zatem do niego ojciec te słowa: synami w rozumieniu „krew z krwi”. ² Według dawnej mentalności: oboje rodzice proszą Boga, ale syn rodzi się już tylko ojcu. ⁵ W oryginale: Iże był star dwadzieścia k temu cztyrzy lata, Więc k niemu rzekla ociec sława ta 34 Drogi synu¹, rozkazuję Ci, Pojmij-że sobie jakąś żonę; Którą tylko zechcesz, Obiecuję Ci - tę będziesz miał. Syn odpowie swemu ojcu: Ojcze, przecież jestem twoim posłusznym dzieckiem'¹, Oddałbym życie za ciebie. Cokolwiek zechcesz mi rozkazać, Tak się stanie zgodnie z twoja wolą. VII A więc mu cesarz dał córkę, I papież go z nią połączył. A było to za papieża, Którego nazywano Innocencyjusz; Natomiast ów cesarz to był Wcześniejszy niż Archodyjusz; Królewnę nazywano Famijana, Tę, którą dano Aleksemu. [...]. W drugim z tych wersów występuje wyraźna transakcentacja dla zachowania rytmu: słowa ta-, do końca XV w. stosowano dla mianownika l.mn. formę ta - dzisiejsze te słowa. ⁴ w oryginale: Miły synu; określenie typowo grzecznościowe -por. w Rozmowie Mistrza Polikarpa z Śmiercią; Miła Śmirci. ⁵ W oryginale: Oćcze, wszekom ja twoje dziecię Wierne [...] Miejsce to interpretujemy jako pierwszą bodaj w poezji polskiej przerzutnię. VIII A gdy się z nią kładł, Tej nocy z nią rozmawiał. Oddał jej z powrotem obrączkę I tak rzeki do niej: Pozostawiam cię z twym panieństwem* ⁴ ⁵ ⁶, Oddasz mi je, gdy oboje będziemy w niebieskim królestwie. Jutro od ciebie ruszam w drogę, Służyć Temu, który jest w niebie. A gdy za wszystkimi stołami zasiądą, Wówczas ja już będę w drodze. Droga żono, rozkazuję ci: Służ Bogu w każdej chwili, Karm i odziewaj ubogich, Starszych swoich nigdy nie gniewaj, Żyj godnie i według przykazań, Nie strać ani jednego przyjaciela. A królewna mu odpowiada: Ja też tak zamierzam, Mój najdroższy mężu, 0 to się co do mnie niczego nie obawiaj. Każdą cześć mego ciała Chcę zachować zgodnie z przykazaniami i w cnocie; Inaczej o mnie nie usłyszysz. Dopóki ty będziesz żył, ja też. ⁶ Sens tego wersu i następnego jest charakterystycznym przejawem orientalnych żywotów ascetycznych: duchowe połączenie nowożeńców pozostających w dośmiertnej w rozłące. 35 IX A gdy nazajutrz wstał, Przed południem wyruszył; Nikt o tym nie wiedział, Tylko jego żona, Ona wiedziała od niego. Nabrał sobie dość srebra i złota, Ile mógł na piechotę unieść. Więc się wybrał w drogę morską; A ojciec pozostał w żalu. I matka też miała wiele zmartwienia. [...] X Więc ów święty człowiek Przybył do pewnej ziemi. Rozdał swoje szaty żebrakom, Srebro, złoto - kapłanom i klerykom. A sam siedział pod kościołem, Zaś o jego książęcym stanie nikt nie wiedział. XI I wstawał zawsze rano, A tu kościół zamknięty; Tedy leżał na progu, Chwaląc, modląc się do swojego Boga. Tymczasem ponad nim szły nieszczęścia: Czasem mróz, czasem deszcz. Aż stało się pewnego razu, Z obrazu Matka Boska wyszła I poszła do tego człowieka, Który ma opiekować się kluczami, I tak rzekła do niego: Wstań, wpuść tego człowieka, Otwórz mu kościół Boży, Niech na tym mrozie nie leży. Chłopak bardzo się tego wystraszył, Wstał, otworzył kościół. To zdarzało się nie raz, To się często trafiało. Więc kościelny opowiadał każdemu, I staremu, i młodemu. A gdy to o nim dowiedzieli się, Wielką cześć mu oddali, Uznano go za świętego I z bogobojności wiele mu przypisywano. XII Stęskniwszy się ojciec jego Za swoim jedynym synem, Rozesłał ludzi po wszystkich krajach I naznaczył im trudne zadanie; Stracili wiele pieniędzy, szukając swego księcia. Znaleźli go wówczas w pewnym mieście w Laodycei. Nie poznał go ani jeden, ani drugi, A on poznał wszystkich swoich służących. Brał od nich ich jałmużny I radował się, że Bóg tak sprawił. 36 XIII Wówczas odjechali odeń, A żaden go nie poznał I ojcu powiedzieli: N ¡gdzieśmy go nie widzieli. A gdy ojciec usłyszał te słowa, Wówczas jego żałość wzmogła się na nowo. Zaczął wtedy płakać i narzekać. Matka też nie mogła powstrzymać się od płaczu. XIV Więc świętemu Aleksemu, Temu czcigodnemu książęciu, Niemiła była sława, Która mu tam towarzyszyła. Wówczas, jak mógł, wybrał się w drogę, Wsiadł na morzu na statek, Wyruszył do pewnej ziemi, Do miasta Tarsu w Syrii. Tam słuchał Świętego Pawła I wtedy podjął decyzję. XV Więc wiatr się zmienił, On to go z powrotem zawrócił. I gdy do Rzymu przyjechał, dziękował Bogu, Ze go do jego kraju przygnał. I mówił: Już tutaj chcę cierpieć Mękę i wszystkie ciężkie chwile spędzać U mego ojca na dworze, Skoro nie przeprawiłem się przez morze. Na moście przed miastem spotkał Swego ojca i zaczął go prosić: W imię Syna Bożego Iprzez pamięć na syna twego, Aleksego, Racz mi dać swą jałmużnę, Abym mógł zbierać te okruchy, Które będą spadały z twojego stołu. A gdy ojciec jego to usłyszał, Ze wspomniał mu imię syna, Wówczas bardzo rzewnie zapłakał, Bowiem dla Boga go wychowywał. I gdy usłyszał takie słowa, Zawinął sobie płaszcz na głowę; Wtedy zawirowało w nim, Że mało z mostu nie spadł. Polecił mu swego szafarza. Ten czynił mu wiele złego. XVI Tedy leżał pod schodami, Każdy wylewał nań pomyje. I leżał przez szesnaście lat. Dla Boga wszystko znosił z radością; Siedemnastego roku był zagłodzony, Z czego sobie nic nie robił. 37 XVII A więc gdy już miał umrzeć, Sam własnoręcznie napisał list I zacisnął go mocno w ręce, Opisawszy wszystkie swoje męczarnie I wszystkie czyny, których dokonał, Gdy tylko przyszedł na świat. XIX A gdy oddał duszę Bogu, Wówczas stał się wielki cud: Dzwony same dzwoniły, Wszystkie, które w Rzymie były. Więc pytano o niego, We wszystkich domach szukano, Nie mogli go nigdzie znaleźć, Choć wcale nie chcieli zaprzestać. Znalazło się pewne małe dziecko, Które im to wyjaśniło, Mówiąc: Czy nie wiecie o tym, Kto to umarł? Ja wam powiem. U Eufamijana-ć leży, 0 nim ta chwała się rozchodzi; Pod schodami go znajdziecie, Jeśli tylko zechcecie go tam poszukać. XX Więc wówczas papież z kardynałami, Cesarz ze swoimi kapłanami, Poszli do niego z chorągwiami, A dzwony wciąż same dzwoniły; Wtedy było wiele ludzi, Bardzo duża ciżba. Do kogokolwiek doszedł zapach Od tego świętego ciała, Jeśli cierpiał na jakąś chorobę -Natychmiast ozdrawiał. Wtedy cztery ozdobne świece stanęły, Które paliły się świętym ogniem. Chcieli mu wyjąć z ręki list, Nie mogli mu go zabrać. Ani cesarz, ani papież, Ani także całe kapłaństwo I cały lud do tego. Nikt nie mógł otworzyć mu ręki. Więc wszyscy prosili Boga o to, Aby im w tym dopomógł, Aby mogli mu wydobyć list, Ale przecie mu go nie mogli wyciągnąć, By jednak dowiedzieli się trochę, Co też było na tej kartce. XXI Skoro gdy przyszła jego żona I wyciągnęła rękę do niego, Wnet wpadł jej do ręki list, Dlatego, że byli wobec siebie czyści. A gdy ten list oglądano, 38 Natychmiast poznano, Ze był synem Eufamijanowym, I księcia rzymskiego cesarza. XXII A gdy to ojciec [...] 2. de compositione „Legenda”, to jest „rzeczy mające być czytane” (łac. forma part. fut. pass. - tak zwane gerundivum od lego - czytam) sugerowały w literaturze średniowiecznej ideał bohatera, wzorce ludzkich działań, posługując się często w sposobie narracji ukazywaniem poszczególnych obrazów realistycznych, uszeregowanych w jeden logiczny ciąg. Techniką konstrukcji, sposobem przedstawiania bohatera, a także popularnością legendy przypominają zatem niekiedy w pewnym sensie dzisiejsze historyjki w obrazkach. Pozornie dalekie to skojarzenie stanie się bardziej oczywiste, gdy uświadomimy sobie, że komiksy reprezentują przecież prawdziwą sztukę masową, a więc popularną, współczesnego społeczeństwa internetowego. W opowiadaniach tych każdy obrazek stanowi pewną zamkniętą całość i każdy tworzy część innej, większej kompozycji; ich bohaterami są natomiast, wykorzystywane nieraz jakby do celów publicystycznych, postaci superbohaterów. Przyjrzyjmy się naszej Legendzie jako przykładowi takiej właśnie średniowiecznej powszechnej historii dla wszystkich. Lektura dziełka może nieświadomego czytelnika zrazu prowadzić do wniosku, że poziom intelektualny i poetyckie rzemiosło autora były dość mierne. Ale czy tak jest istotnie, spróbujmy się przekonać o tym również na własną rękę. Otóż poszerzając dotychczasowe ustalenia tradycyjnych badań historyczno-literackich i językowych - warto spojrzeć na Legendą o świętym Aleksym inaczej, wczytać się w nią, pokusić się o dokonanie bardziej szczegółowej analizy jej budowy i problematyki, a tym samym posunąć nieco dalej naszą wiedzą o niej, o sposobie myślenia i tworzenia, jakie zaprezentował jej średniowieczny autor. Tu przychodzi z pomocą relatywnie współczesna teoria badań literackich, szczególnie zaś ta jej „szkoła”, która zwie się „sztuką interpretacji”, zasady swoje opierająca na uważnym wczytaniu się w tekst, na tak zwanym close reading, dokładnej lekturze, nieodwołującej się do czynników zewnętrznych wpływających na interpretację utworu. Z kilku sposobów badań, jakie ukazują przedstawiciele tej szkoły, najbardziej właściwa dla spojrzenia na nasz tekst wydaje się metoda Ericha Auerbacha⁷. Jedno ze spostrzeżeń Auerbacha, dotyczące techniki twórczej w starofrancuskiej (z XI wieku) wersji legendy o tym Mężu Bożym, spróbujemy teraz odnieść do omawianego tekstu staropolskiego. Otóż idąc za wskazówkami wspomnianego badacza, możemy na przykład wyróżnić w naszej legendzie szereg obrazów (nawet w znaczeniu dosłownym, bo łatwych do narysowania), o charakterze wprawdzie dość schematycznym, jednak w pełni jednoznacznym. W przedstawionym wyżej tłumaczeniu legendy wyróżniliśmy je cyframi rzymskimi. Oto widzimy na początku legendy w Rzymie Eufamijana i jego żonę Aglijas siedzących za stołem, dookoła zaś rycerzy, przy drzwiach jeszcze pielgrzymów i żebraków (III), następnie rodzice modlą się o potomstwo (IV), dalej rodzi się Aleksy (V), potem ojciec rozmawia z Aleksym o jego ożenku (VI), z kolei widzimy zaślubiny (VII), po czym Aleksy w noc poślubną wyjaśnia żonie swoje zamiary (VIII), a już w następnych wersach nakłada złota i srebra do worków oraz wsiada na statek, by wypłynąć w świat (IX) itd., aż do ostatnich słów utworu⁸. Obrazy, o których tu mowa, nabierają swojego schematycznego charakteru poprzez określoną technikę kompozycyjną, przedstawiają one bowiem jedną lub równocześnie kilka scen, wyobrażających konkretne sytuacje, przy pomocy jakby zatrzymanych kadrów filmowych, nadając zresztą w ten sposób obrazowi wydźwięk odpowiedni do zamierzeń autora. Każda taka scena przedstawia określony „gest” - historyjkę w całości zamkniętą. Obrazy te, słowne, są bardzo dobitne, ostre, wyraziście zarysowane - w przeciwieństwie do przestrzeni utworu zawartej pomiędzy nimi. Technika przedstawiania polega tu na szeregowaniu samodzielnych obrazów (gestów), ułożonych linearnie na osi czasu, w narzuconej, niemożliwej do zburzenia kolejności, natomiast przestrzenie między nimi są płaskie i puste. Poszczególne obrazy łączą bardzo luźne związki z gestami wcześniejszymi i późniejszymi. Gdyby nie pewna szczególna fabuła, jaką przedstawiają, kiedy oglądamy je wszystkie razem - można by ich kolejność dowolnie zmieniać. Łączy je właściwie tylko postać głównego bohatera, dzieje jego życia. ⁷ E. Auerbach, Mimesis. Dargestellte Wirktichkeit in der abendlandichen Literatur, 1946, 1964; później wyd. poi.: Mimesis. Rzeczywistość przedstawiona w literaturze Zachodu, tłum. Z. Żabicki, t. 1, Warszawa 1968, s. 205-216. ⁸ Średniowieczna książka ksylograficzna z pewnością korzystałaby tu z takiego obrazkowego (komiksowego) ujęcia prezentacji tekstu. 40 Każdy obraz ujęty więc jest w osobne, usamodzielniające go ramy; każdy stanowi kompozycję „dla siebie” - w tym znaczeniu, że nie pojawia się w nim żaden element, który w jakikolwiek sposób warunkowałby obraz następny. Nie obserwujemy tu prawie zupełnie potrzeby rozwoju akcji, wręcz przeciwnie, z całości bije trwanie statycznego spokoju; często natomiast sugestywność gestu, jego wewnętrzna dynamika, powoduje przypisanie mu wręcz symbolicznego charakteru. Wykorzystanie w utworze mowy niezależnej, poprzez przytaczanie bezpośrednio wypowiedzi bohaterów, nadaje określony ton narracji dzieła, zabieg ten służy bowiem podkreśleniu ekspresji gestu. Na podobnej zasadzie opierało się stosowanie w średniowiecznych ilustracjach szarf biegnących od ust mówiącego, zapisanych wypowiadanymi przezeń słowami (jest to prosty odpowiednik dzisiejszych „dymków” z historyjek obrazkowych). Inną cechę obrazów-gestów, nie zawsze w nich występującą, zaobserwować można dobrze na wspomnianej wyżej scenie opuszczania przez Aleksego domu rodziców. Wiele przedstawionych w obrazach epizodów rozpada się bowiem jeszcze na kilka dalszych, podobnych do siebie i stanowiących ich samodzielne całostki. Próba namalowania takiej części legendy musiałaby oprzeć się na zjawisku, znanym także m.in. ze średniowiecznej twórczości malarskiej, jednoczesnego przedstawiania kilku scen jakiejś historii na tym samym obrazie, nawet na ukazywaniu tego samego bohatera w kilku sytuacjach jednocześnie, a więc na zasadzie symultaniczności. Można by zatem ogólnie powiedzieć, że obrazowanie w Legendzie o św. Aleksym jest literackim odpowiednikiem znanego ze sztuk plastycznych „stylu epicko-ilustracyjnego, nastawionego na uzmysłowienie scen akcji i wypadków anegdotycznych”. Autor tej uwagi, Arnold Hauser, piszę dalej: Płaskorzeźby, malowidła i mozaiki okresu wczesnochrześcijańskiego, o ile nie są obrazami dewocyjnymi, muszą być opowiadaniami - historią biblijną w obrazach albo malowaną hagiografią. Artyście chodzi przy tym przede wszystkim o wyrazistość opowiadania i jasność akcji [...]. Mamy tutaj do czynienia ze sztuką przynajmniej u swych początkach prostą i przeznaczoną dla szerokich mas, która pod wielu względami przypomina nam opowieści w obrazach, znane z kolumny Trajana⁹. ⁹ A. Hauser, Sozialgeschichte der Kunst und Literatur, 1958, później wyd. poi.: Społeczna historia sztuki i literatury, tlum.J. Ruszczy-cówna, t. 1, Warszawa 1974, s. 99. 41 Wskazaliśmy więc na podstawowy element w budowie Legendy o św. Aleksym, bardzo istotny dla jej strukturalnej kompozycji. Oto przy pomocy stosowanych też ówcześnie w innych dziedzinach sztuki, czyli używanych w średniowieczu zabiegów warsztatowych - autor legendy zbudował utwór, którego kompozycja, od strony technicznej, przypomina wyraźnie stosowane dzisiaj rozwiązania obrazkowe. Ale i spostrzeżenie to powinno ostrzec jednocześnie przed czasem pochopnym upraszczaniem i niedocenianiem złożoności zjawisk z zakresu budowy i w ogóle wartości zabytków najdawniejszej literatury, w tym wypadku doprawdy mistrzowsko rozwiniętych i często zapomnianych - albo, zgodnie z ogólną myślą tej książki: straconych dla dzisiejszego czytelnika. Post scriptum N a koniec trudno się powstrzymać od zacytowania internetowego komentarza do „ściągi” w postaci streszczenia legendy o św. Aleksym, w pierwszej chwili podważa on bowiem sens podejmowania jakichkolwiek działań, jak te powyżej - po namyśle przychodzi jednak refleksja: nie, zrobiłem dobrze, na przekór temu chłystkowi i jemu podobnym: Legenda o św. Aleksym - streszczenie - kuba (przymeckilb@interia.pl)dzieki! bez tego streszczenia nie zdołałbym przeczytać tego gówna w całości, ech fanatyczne idiotyzmy, brednie, zabobony, w każdym razie danke szyn za te sciagawke:)¹⁰ Kto chce, niech do niego napisze, kontakt podał. ¹⁰ http://sredniowiecze.klp.pl/a-6369.html, dostęp: 3.08.2010. 42 Czytając między wierszami staropolskich tekstów użytkowych (2008) Przeniknąć w tamten świat Lektura starodruków przynieść może, poza samym przekazem treści dzieła, również szereg wiadomości na temat przestrzeni kulturowej i w ogóle codziennej rzeczywistości otaczającej ludzi tamtych czasów. W tym wypadku dotyczy to w większym stopniu tekstów z zakresu tak zwanego piśmiennictwa użytkowego, nie zaś literatury pięknej. Dlatego jako przykład do naszej analizy wybieramy wydany chyba po raz kolejny w roku 1538 najstarszy zachowany podręcznik do nauki języka polskiego dla Niemców lub niemieckiego dla Polaków. Są to, używane i dziś, zawsze popularne, „rozmówki”, czyli książeczka z przykładami konwersacji, gdzie podano zwroty, zdaniem nie znanego nam niestety dzisiaj autora tego opracowania, najbardziej potrzebne w życiu codziennym¹. I tu już początkowa obserwacja: zachowana edycja z pewnością nie jest pierwszym wydaniem. Świadczy o tym niejednakowa ilość wersów w kolumnie druku oraz niekonsekwentne stosowanie znaczka rozpoczynającego każdą kwestię. Niewątpliwie pierwotny wygląd składu był starannie przygotowany, natomiast w którymś momencie najprawdopodobniej podjęto decyzję o nowym wydaniu i dla uproszczenia pracy oraz dla zaoszczędzenia czasu, który zajęłoby żmudne ponowne składanie tekstu, postanowiono zapewne wykorzystać zachowane materiały typograficzne, dodając do nich tylko pewne aktualizacje, nowe zwroty, które wydały się równie potrzebne. Zabieg ten „rozsadził” poprzedni skład, ale pozwolił zarazem na szybki dodruk nowej wersji książeczki, która musiała Por. reprint-faksimile takiego starodruku wydane przed ponad dziesięciu laty w oficynie Collegium Columbinum: Dajcie mi za nie pól trzecia grosza... * Gebt mir dorfiir dritthalb groschen..., koment., red. nauk. E. Kucharska i W. Wałecki, Kraków 1998, wydanie źródłowe, bibliofilsko-naukowe. Więcej informacji: http://wwnv.columbinum.com.pl. cieszyć się dużym powodzeniem u czytelników, skoro nie zachował się ani jeden egzemplarz edycji poprzedniej (czy też edycji poprzednich), a i z tej, która dotrwała do naszych czasów, dysponujemy jedynie egzemplarzem unikatowym, pojedynczym, i to w stanie mocno uszkodzonym, bez znacznej liczby kart początkowych, co świadczy o chlubnym skądinąd „zaczytaniu” książeczki przez jej odbiorców. A odbiorcami była zapewne z jednej strony publiczność polska, ale w większym stopniu zdaje się liczna grupa mieszczan krakowskich niemieckiego pochodzenia, która potrzebowała pilnie narzędzia do nauki języka polskiego dla codziennych kontaktów, interesów, „biznesu” handlowego, jakże bujnie rozwijającego się w XVI stuleciu na terenie całej Rzeczypospolitej i np. Śląska oraz chyba także również do życia towarzyskiego czy też duchowego. Dowody tego zapotrzebowania znajdujemy w innych miejscach książeczki. Oto fragment stanowiący skrócony podręcznik gramatyki. Mamy więc przykłady niełatwej deklinacji i koniugacji w języku polskim, osobno wzory odmiany liczebników, co dla zainteresowanych nauką języka w obu kierunkach, czyli jak wspomniano: Polaków niemieckiego i Niemców polskiego - mogło być szczególnie interesujące ze względu na budowę słowotwórczą tej części mowy. Polacy używali wówczas liczebników ułamkowych zbliżonych do konstrukcji niemieckiej: półtrzeci, czyli dwa i pół (bez połówki trzy); Niemcy zaś, jak wiadomo, w liczebnikach dziesiątkowych używają - inaczej niż Polacy - najpierw nazwy jednostki, potem dziesiątki: einundzwanzig wobec ówczesnego polskiego dwadzieścia i jeden. A skoro jesteśmy już przy gramatyce: zastanawia inna osobliwość. Dlaczego przykłady koniugacji czasowników oparte są na exemplach tak zwanych mocnych z emocjonalnego punktu widzenia. Dlaczego podaję się odmianę takich czasowników, jak dźgam, zabijam, rznę, ucinam, a nie ilustruje się tego na formach emocjonalnie obojętnych: maluję, kocham, czytam itd. Wydaje się to świadczyć bez wątpienia nie tylko o potrzebach codziennych, ale i o psychice tamtych ludzi, o ich konstrukcji wewnętrznej, gdzie w podświadomości tkwi coś mocnego, zdecydowanego. Widzimy to również na przykładzie powszechnego wówczas formułowania dziesięciorga przykazań. A więc nie: „nie zabijaj”, „nie kradnij”, „nie cudzołóż” - lecz: „ty nie będziesz zabijał”, „ty nie będziesz kradł”, „ty nie będziesz cudzołożył”. Bezpośredni zwrot do potencjalnego grzesznika z jasno wyrażonym tu nakazem, dobór wskazanych wzorców gramatycznych - w naszej opinii niewątpliwie jest niezwykle interesującym materiałem do analizy mentalności ówczesnego społeczeństwa. Dodatkowo świadczy o tym jeszcze inny fakt: skąd, dlaczego 46 autor tego podręcznika uznał, że wśród najbardziej potrzebnych na co dzień, powiedzieć można: „podręcznych” zwrotów - najniezbędniejszy jest ten: „Przestań mnie lżyć słowy, bo cię mieczem przebodę”. Zaiste, można sobie wyobrazić, że jest to powiedzenie niezastąpione w każdej sytuacji życiowej: na ulicy, w gospodzie, w warsztacie rzemieślnika... Właśnie w takich sytuacjach, bowiem całość „fabularną” swojego podręcznika skonstruował autor na kanwie krótkich scenek z życia codziennego. Mamy więc spotkanie w gospodzie, gdzie trzeba się dogadać co do warunków zakwaterowania, kosztów za nocleg, strawy dla łudzi i koni (to ważne: ówczesny środek lokomocji rnusiał przecież też gdzieś „parkować” i zostać napełniony odpowiednim paliwem w postaci dobrego siana). Potem rozmowy towarzyskie, flirtowanie z kelnerką (zakończone taką jej deklaracją: „jak mi przyniesiesz ładnych kwiatków na wianek, to Ci zrobię dobrą jajecznicę na maśle...”), a nawet towarzyska gra w karty, którą można demonstracyjnie przerwać, jeśli się zauważy, iż partner oszukuje. Nie inaczej wygląda scena na rynku, gdzie obowiązkowe jest oczywiście targowanie się i krytykowanie towarów dla obniżenia ceny, jakże dobrze i nam znane dzisiaj: „Dlaczego to masło jest takie białe, a nie żółte, i czemu takie drogie „A to mięso, czy aby jest na pewno świeże ?”. I tak dalej, i tak dalej w licznych kolejnych scenach „z życia” zawartych w tej książeczce. Zycie codzienne łatwo też wyczytujemy w przykładach listów zawartych w omawianej publikacji. Pomijam tu w pewnym sensie banalne przykłady listów miłosnych, ale zwrócić pragnę uwagę na listy „biznesowe”. Oto sukiennik tłumaczy się, że nie przygotował jeszcze do sprzedaży zamówionych bel materiału, bo nie mógł zaangażować pomocników do ich przygotowania, gdyż, mówiąc dzisiejszym językiem, brakło rąk na rynku pracy. Ale za to chętnie porozmawia ze swoim klientem, gdy ten do niego przybędzie, o ogólnej sytuacji politycznej, o niebezpieczeństwie wojny z Turcją itd. W innym liście (dokładnie: we wzorcu listu) znajdujemy przykład upomnienia się o zwrot pieniędzy i gotowe argumenty wobec dłużnika, który zalega ze spłatą pożyczki (kredytu): „Ja Ci, drogi Janie, zaufałem, bo obiecywałeś mi oddać pieniądze w terminie, tymczasem Ty unikasz mnie, nie zachodzisz do mnie, chociaż wiem, że bywasz często w Krakowie...”. Klasycznym przykładem ówczesnej codzienności, jakże bliskim i naszej - jest list krakowskiego studenta, żaka, do rodziców, gdzie po należnym pozdrowieniu i „pokłonieniu”, zawarto informację o tym, że warunki bytowe na stancji są dobre, gospodarze mili, a nauka jest 47 pierwszym zadaniem, które stawia przed sobą młody człowiek, bo wie, że tylko nauką i rzetelną pracą dojdzie do czegoś w swoim życiu, tak jak to rodzice niejednokrotnie mu przykazywali, ale... (i tu po tym propagandowym wstępie następuje wyłożenie „prawdziwej” intencji listu) pieniądze, które miały być do niego wysłane przez rodziców, jeszcze nie dotarły, a są mu one potrzebne (znowu propaganda) na nic innego, jak na zakupienie ksiąg i innych ważnych rzeczy, niezbędnych do nauki. Więc kłania się nisko rodzicom, zdrowia im życzy oraz pozostaje z należnym szacunkiem... To tylko niektóre przykłady prób „wniknięcia” poprzez obserwację wyglądu starodruku i jego lekturę w tamten świat. Wydedukowanie, co też się tam działo wokół książki i w przestrzeni przez nią ukazywanej. Takich spostrzeżeń, na których możemy opierać dalsze badania i płynące z nich wnioski, dostarcza nam wiele zachowanych starodruków. Jedynie przykładowo wymieńmy tu jeszcze pierwsze łacińsko-niemiecko-polskie słowniki: Franciszka Mymera i Jana Murmeliusa² ³, gdzie cały otaczający świat pokazany jest w swoich kategoriach: słownictwo O Bodze i sprawach niebieskich, O składności członków człowieczych, 0 pieniądzoch, czyli o ekonomii. A tam, gdzie autor nie znał odpowiedniej fachowej terminologii polskiej, bo być może nie była jeszcze wykształcona - stosował piękne, subtelne określenia opisowe: „miejsce, kędy się dziecię rodzi”. Albo inny niezwykle interesujący druk, zachowany znowu tylko w egzemplarzu cimeliowym, podobnie jak i dwa poprzednie: tak zwany Psałterz Krakowski?. Przedruk niezachowanej piętnastowiecznej wersji przekładu Psalmów Dawida. Cóż tam musiało się dziać przy produkcji tej książki, skoro niepoprawnie wydrukowano numerację kart i psalmów (do setnej poprawnie, a powyżej „od tyłu”: liczbę 102 jako 201, 150 jako 051 itd.). Czy złożyć to trzeba na barki niewprawnego zecera, który nie umiał jeszcze w wystarczającym stopniu opanować tajników trudnej swojej pracy? A może inne względy odgrywały tu jakąś ważną rolę? Co więcej: drukarz, właściciel oficyny, wiedział o tych błędach, napisał bowiem we wstępie odpowiednie wyjaśnienie i podał przykłady poprawnej ² Francisci Mymeri Dictionarium trium linguarum * Dictionarius loannis Murmelli oariarum rerum, koment., red. nauk. W. Wałecki, W. Gruszczyński, Kraków 1997, wydanie źródłowe, bibliofilsko-naukowe. ³ Psałterz krakowski, koment., red. nauk. W. Wałecki, Kraków 1999, wydanie źródłowe, bibliofilsko-naukowe. 48 numeracji, ale nie wydał polecenia, aby książkę przeskładać. Może zatem pomyłkę zauważono już po wydrukowaniu całości nakładu i ponowne tłoczenie książki byłoby zbyt dużym, nieopłacalnym kosztem? A może chodziło o pośpiech, żeby być pierwszym z tym tekstem na ryku wydawniczym, przed edycjami konkurencyjnych oficyn? Takie wytłumaczenie znajdowałoby uzasadnienie w innej obserwacji: oto bardzo często, zapewne na skutek wyczerpania zapasu odpowiednich czcionek, stosowano niezbyt eleganckie i niestaranne zamienniki dużych liter: gdy skończyło się duże N, wstawiano w jego miejsce odpowiednio odwróconą czcionkę Z (o 90° w dowolnym kierunku), albo z W robiono M (obracając o 180°). „Rozpracowanie” wszystkich aspektów pozatreściowych, czyli raczej technicznych tego druku oraz jego tak zwanej ramy wydawniczej, gdy uda się je nam zakończyć, z pewnością rzuci światło na wiele jeszcze innych interesujących zagadnień. A przed nami jeszcze pasjonująca analiza pierwszej polskiej książki kucharskiej, gdzie nie tylko wciągają nas tajniki przygotowywania staropolskich potraw, ale i wiele zagadnień obyczajowych, które się przy tej okazji pojawiają: jak powinien być ubrany kuchmistrz („mistrz kuchenny”, wedle objaśnienia autora), wymyty, wyczesany i trzeźwy, jakie zapasy produktów powinien mieć w podręcznej spiżarni (bo nigdy nie wiadomo, kiedy pan zarządzi bankiet), jak dbać, by potrawy nie były przesmażone albo niedogotowane, jak dbać w kontaktach z panem, aby posiłki były przygotowane na czas, jak wreszcie przygotować sto potraw mięsnych, sto rybnych i sto mącznych⁴. Oto siedemnastowieczny kucharz w innym okolicznościowym druczku z prawdziwym żalem piszę, iż zgromadzone zapasy wina w ilości półczwartasta beczek w całości wypili goście żałobni, kiedy przybyli pokłonić się zmarłemu Panu na Wiśniczu, Stanisławowi Lubomirskiemu. A gdzie indziej raduje się, że trwające siedem dni wesele córki Jerzego Sebastiana Lubomirskiego, Konstancji, po spożyciu przez gości szczegółowo tu wyliczanych setek kur i kurcząt, dziesiątków sztuk dziczyzny i niezliczonej ilości innych produktów - szczęśliwie się zakończyło bez żadnej burdy⁵. ⁴ S. Czerniecki, Compendiumferculorum albo Zebranie potraw, posł., koment., red. nauk. W. Wałecki, Kraków 1999, wydanie źródłowe, bibliofiłsko-naukowe. ⁵ Tenże.Duw; wspaniałość,powaga[...], wstęp, koment., red. nauk. W. Wałecki, Kraków 1997, wydanie źródłowe, bibliofiłsko-naukowe. 49 Takie nasze przeniesienie w czasie do ówczesnej epoki to doprawdy pasjonujące zajęcie, które wypada polecić każdemu, kto chce poznać tamtą rzeczywistość, tamten stracony (scil. zagubiony i przeminięty) czas, od środka, od wewnątrz. I co więcej: jest to transportacja w tym rozumieniu realna, nie z dziedziny sciencefiction. 50 Rej (2003-2010) Przed Krótką rozprawą, czyli Rej-pisarz, którego nie znamy¹ Studium edytorsko-rekonstrukcyjne niektórych tekstów niezachowanych, zachowanych częściowo lub niepodpisanych Dziś, w okolicach pięćsetnej rocznicy urodzin Mikołaja Reja, wypada spojrzeć na niego z innej, nieznanej strony - jak na tym zamieszczonym tu znanym, ale nieznanym zarazem, bo wyrzeźbionym i pomieszczonym dziś w Zó-rawnie portrecie pisarza (por. dalej Zamknięcie cumfiguris). Rzecz idzie o pisma Pana z Nagłowic, o których do tej pory niewiele wiemy, choć szczęśliwie w ogóle wiadomo o ich istnieniu. W dużej mierze dzięki biografii napisanej bądź podpisanej tylko użyczeniem swego nazwiska przez Rejowego przyjaciela, Andrzeja Trzecieskiego². Studium obecne zbiera zatem (w szczegółach odsyłając do odpowiedniej bibliografii prac naukowych) ustalenia znane, wprowadza własne, nowe hipotezy - i rekonstruuje w postaci edytorskiej to, co się da odtworzyć z tak zwanej twórczości niezachowanej, którą czynił i ogłaszał lub Por. też w tym tomie rozprawkę o Reju-człowieku, którego mało znamy: „Święty Rej”. Uważając za wysoce prawdopodobne (m.in. na podstawie czynników zewnętrznych - por. wspomnianą wyżej rozprawkę) autorstwo samego Reja lub przynajmniej jego znaczący udział w powstawaniu tej biografii - odsyłamy do bogatej literatury naukowej i do polemiki na ten temat. którą tylko pisał dla dobrych towarzyszów Ambroży Korczbok Rożek przed wypuszczeniem w świat Krótkiej rozprawy. Będziemy zatem czytać wspólnie nigdy dotąd w tej formie nie publikowane teksty. A idzie o rzeczy ważne, bo po wielekroć wymieniane dialogi Warwas z Dykasem, Kostyra z Pijanicą, Lew z Kotem, Zatargnienie Fortuny z Cnotą³. A. Warwas z Dykasem Historia dobrych towarzyszów rozprawiających o zaletach i niedostatkach stanu małżeńskiego oraz w tym kontekście o przymiotach i wadach niewiast - do naszych czasów nie dochowała się. O jej istnieniu wiemy jedynie ze wspomnianej biografii Pana Mikołajowej, że „pisał Warwasa z Dykasem”. Od razu zwracamy uwagę na określenie: „Warwasa z Dykasem”, ponieważ będzie ono miało jeszcze później pewne znaczenie dowodowe. Na temat istnienia tego dialogu wiemy też z inwentarzy księgarskich z Krakowa (1547) i ze Lwowa (1591), a także ze wzmianki w Rozmowach polskich (1553) Wita Karczewskiego, które autor pragnął umieścić, jak sam piszę, „podle Warwasa”. Widać też z tego, że tekst Reja rnusiał być powszechnie znany, skoro wystarczało takie odwołanie dla jego identyfikacji. Dialog, choć - jak powiedzieliśmy - w oryginalnej postaci w całości się nie zachował, miał jednak nieco szczęścia. Przede wszystkim z tego względu, że po latach skrawki druku odnalazł Kazimierz Piekarski w makulaturze wydobytej głównie z opraw książkowych w Bibliotece Jagiellońskiej. Szczegółowy opis owych bezcennych pasków papieru ogłosił w „Przeglądzie Współczesnym”⁴. Zachowane fragmenty tekstu skrzętnie wykorzystamy, rekonstruując edytorsko ten ciekawy utwór. ³ Recenzentce tego tomu, p. prof. Renardzie Ocieczkowej, dziękuję serdecznie za przypomnienie, że i Krótka rozprawa „wydobyta z zapomnienia w XIX wieku jako tekst unikatowy była w części końcowej mocno zdefektowana poprzez częściowe zniszczenie kart. Historię koniektur i emendacji wprowadzonych przez pierwszych wydawców utworu przypomina fotoofsetowa edycja z 1953 roku (Biblioteka Pisarzów Polskich, Seria B, nr 1). ⁴ K. Piekarski, Fragmenty dwu zaginionych dialogów Mikołaja Reja, „Przegląd Współczesny” R. II, 1923, t. VI, nr 15 (i nadb. Kraków 1923). 54 Piekarski przekonywająco też udowodnił, że dysponujemy czterema kartami dialogu, wydanego w typowej szesna-stowiecznej ósemce. Wyliczył także, iż całość druku musiała obejmować około dwadziestu kart (2,5 arkusza in octavo), z czego zaginęło kart szesnaście, zachowały się natomiast fragmenty czterech kart (jak odtworzył uczony: karty 17, 18,19 i 20). Tekst utworu zajmował prawdopodobnie około 12-13 kart. Reszta druku to dodatki w postaci karty tytułowej, przedmowy, a także tekstu do czytelnika, ozdobnego drzeworytu itp., czyli tak zwana rama wydawnicza książki. Z kroju czcionki, odlanej około 1520 roku, widać, iż tłoczono rzecz u Hieronima Wietora (zmarł w 1546 roku). Z kolei ze wspomnianego inwentarza Scharffenberga (1547) wiemy, że tekst rnusiał być istotnie już wówczas w obiegu czytelniczo-księgarskim. Wiele zatem wskazuje na to, iż mógł być wydany rzeczywiście w pierwszej połowie lat czterdziestych XVI wieku. Nie mamy dziś jakichkolwiek argumentów, by obalić Briicknerowskie przypuszczenie, umiejscawiające Warwasa przed rokiem 1543, czyli przed Krótką rozprawą. Możemy też śmiało postawić hipotezę, że druczek był w latach późniejszych wznawiany, o czym świadczy jego niezaprzeczalna popularność, zaś dostępne nam fragmenty nie muszą pochodzić z pierwszego wydania, bowiem zasoby czcionki Wietorowskiej używane były później również przez dziedziców jego drukarni. Drugi opatrznościowy dla tego dialogu zbieg okoliczności to szczęśliwie zachowany jego przekład czeski, odnaleziony w unikatowym druku w Muzeum Królestwa Czeskiego⁵. Pochodzi on z połowy wieku XVI, może z lat siedemdziesiątych tego stulecia. Ignacy Chrzanowski ogłosił ów tekst czeski⁶, zaś Aleksander Briickner dokonał archaizowanego, wiernego, rymowanego wers w wers, przekładu zabytku z powrotem na polszczyznę⁷. Zestawienie Briicknerowskiego tłumaczenia z odnalezionymi przez Kazimierza Piekarskiego po latach fragmentami oryginału polskiego pokazuje jeszcze raz niezwykłą intuicję, jaką posiadał berliński uczony. Jego tłumaczenie miejscami jest tak bliskie nieznanemu mu przecież oryginałowi, że pozwala śmiało wyrobić sobie prawdziwe ⁵ Pierwszy wiadomość na ten temat podał Aleksander Briickner w rozprawie Źródła do dziejów literatury i oświaty polskiej. VIIO pismach dziś nieznanych, „Biblioteka Warszawska” 1895,1.1, s. 1-15. ⁶ Por. I. CYitzano-wski, Dyalog Warwasa z Dykasem Reja, [w:] Z wieku Mikołaja Reja. Księga jubileuszowa 1505-1905, cz. II, Warszawa 1905, s. 14-22; zob. też: C. Zibr t, Panna, żenitba, źena ve staroćeskó upravé polskych skladeb Reje z Naglovic a B. Paprockóho, cz. 1, Praha 1910, Pestra knihovná, nr 13-14. ⁷ A. Briickner, Mikołaj Rej, Kraków 1905, s. 373-380. 55 przekonanie o tych fragmentach pierwodruku, które nie dotrwały do naszych czasów, a co za tym idzie - pozwala na wprowadzenie takiej wersji tekstu Reja do kanonu jego dzieł, bez obawy dużej rozbieżności z pierwowzorem. Polemika naukowa, która wywiązała się wokół odnalezionej wersji czeskiej (J. Heidenreich, C. Zibrt, S. Dobrzy-cki, F. Krćek i inni), przebiegała w różne strony, łącznie z hipotezą podważającą kierunek pierwszej translacji. Zdaniem Franciszka Krćeka, to utwór czeski miał być tekstem oryginalnym (ściślej: relatywnie oryginalnym, bo zależnym z kolei od wzorców niemieckich)⁸. Jednakże kilkanaście (prawie dwadzieścia) lat późniejsze odkrycie dokonane przez Kazimierza Piekarskiego wspomnianych fragmentów Warwasa ostatecznie przypuszczenia te rozwiało i rzecz rozstrzygnęło oraz pozwoliło na wyjaśnienie kilku niejasności, które powstały za przyczyną szes-nastowiecznego czeskiego przekładacza. Nie wiemy, jak on robotę swoją zatytułował, bo pierwsza karta jego druku nie zachowała się, czy też jaki tytuł przejął z oryginału polskiego. Wiemy natomiast, że dokonał przeróbek kompozycyjnych, które zaciemniły sens tłumaczonego przezeń tekstu. Na początek dał wstęp zatytułowany „Actores”, w którym wyliczył osoby dialogu i opisał tegoż dialogu przebieg. W kolejnych 68 wersach od „Składacza” zawarł inwokację do „Werwasa”, uwagi o chytrości niewieściej i charakterystykę dwu postaci, głównych bohaterów dialogu: „Lupusa” (w rekonstrukcji Brucknera „Lupy” - „Lupa”) i „Werwasa” (tak przemienionego z oryginalnego „Warwasa”). Dalej znajduje się dialog właściwy tych dwu postaci, zamknięty uwagami „Składacza” dystansującymi się od tez owego dialogu. U Reja natomiast wyliczenie osób rozprawy znajduje się na końcu utworu, zamknięcia zaś rozmowy dokonuje nie żaden „Składacz”, lecz Dykas, opowiadający dyskusję pomiędzy Lupusem i Warwasem, czego był świadkiem i inicjatorem. Od niego pochodzi również cały wstęp w utworze. Tak więc dość misterna i klarowna konstrukcja zbudowana przez Reja została zburzona i zaćmiona zastąpieniem Dykasa „Składaczem”. Intencją tłumacza było zapewne nadanie utworowi większego „poloru” literackiego, zdystansowania się od tekstu oryginału. Stąd nie tylko wspomniana wyżej zamiana, przeniesienie ustępu „Actores” na początek tekstu, lecz również wprowadzenie inwokacji. ⁸ Zob. „Pamiętnik Literacki” R. 4,1905, s. 489-497, 527, 541-546. 56 Przekład czeski, co zapisujemy z kolei „na dobro” tłumacza, jest wierny, idzie niemalże wers w wers za oryginałem polskim, choć nie jest wobec niego niewolniczy. Niektóre myśli wyraża (tu zgadzamy się z Piekarskim) jaśniej i ogólnie jest miejscami gładszy od pierwowzoru polskiego, co można stwierdzić na podstawie zestawienia zachowanych fragmentów druku Wietorowego. Wspomniane zmiany kompozycyjne widoczne w wersji czeskiej i ich zestawienie z wyłaniającą się z zachowanych urywków kompozycją całościową oryginalnej wersji polskiej doprowadziły Piekarskiego do postawienia hipotezy, iż pierwotny tytuł dziełka o rozmowie (zgodnie z treścią) Warwasa z Lupusem, nie z Dykasem, mógł mieć sens zawarty w sformułowaniu „Rozmowa Warwasa z Lupusem, słyszana i opowiedziana przez Dykasa”. Nie jest to jednak oczywiście sformułowane po Rejowemu. Nadto budzi się jednak wątpliwość: czy naprawdę Trzecieski (bądź inny autor biografii Reja, kim by on nie był, może nawet sam Mikołaj) mógł się istotnie w tym wypadku pomylić, jak chce Piekarski, pisząc: „Warwas z Dykasem” (nie z Lupusem). Mamy tu zasadniczą wątpliwość. Skoro, jak to już niejednokrotnie wskazywaliśmy wyżej, tekst był powszechnie znany, trudno by było o taką pomyłkę. Popatrzmy zatem na wzorzec Rejowego myślenia i Rejowej stylistyki, jakim może być w tym wypadku tytuł bardzo bliskiej czasowo Krótkiej rozprawy i jej podtytuł - „między trzema osobami: Panem, Wójtem a Plebanem”. Może kolejność tych trzech bohaterów nie jest przypadkowa, skoro układa się w pewne powiązanie rytmiczne i rymowe: pomiędzy PAnem, Wójtem a PlebAnem (pełny rym żeński i naturalny rytm pokrywający się z równie naturalnym akcentem wyrazowym, zaznaczony tu małymi wersalikami; nadto bliskość brzmieniowa „p” i „b” jeszcze bardziej łączy słowa „pan” i „ple-ban”). Nie zapominajmy, że Rej był muzykalny, że miał swoją kapelę i sam grywał. Tego typu współbrzmienia musiały być zatem dla niego rzeczą oczywistą, żeby nie powiedzieć: świadomie stosowanym środkiem stylistycznym. W skrócie Krótką rozprawę można by też nazwać zatem na przykład: Pan a Pleban albo Pan z Plebanem, sprowadzając rzecz do sedna, czyli do najoczywistszej, najostrzejszej w utworze krytyki reprezentowanych przez nich stanów. Tytuł dialogu, którym się teraz zajmujemy, mógł więc być bliski sformułowaniu już nam znanemu i poświadczonemu, zaczerpniętemu z dialogu traktującego także o trzech interlokutorach: Krótka rozprawa między trzema 57 osobami (towarzyszami): Warwasem, Lupusem a Dykasem, gdzie mamy te same powiązania rytmiczno-rymowe: WarWASEM, Lupusem a DykASEM i gdzie łatwo dokonać skrótu: Warwas a Dykas, Warwas z Dykasem. I tak oto uświęcony tradycją przekazu tytuł dialogu daje się wybronić. A tekst? Jest także: w zachowanych fragmentach, w ich transkrypcji, w czeskim w sumie językowo niezłym przekładzie oryginału i w Briicknerowskim tłumaczeniu tegoż przekładu z powrotem na polszczyznę. A więc niedochowany tekst dialogu Reja przedstawia się jak poniżej. Przeczytamy nowy utwór Reja: nieznany i znany zarazem. Było to możliwe dzięki odtworzeniu tekstu przy pomocy źródeł pośrednich, które wbrew pozorom i wbrew przekonaniu o ich fragmentaryczności jednak doprowadziły do konkretnego rezultatu oraz do sformułowania nowych uwag o samym tekście. B. Kostyra z Pijanicą Znacznie mniej da się tą samą metodą „odzyskać” z przeszłości w odniesieniu do tego dialogu Reja. Punktem wyjścia poszukiwań i ustaleń jest oczywiście ta sama biografia Pana Mikołaja, w której, znowu zapewne skrótowo, tak nazwano kolejny tekst jej bohatera. Jeśli przyjąć powszechne przekonanie, że często droga twórczości przebiegała od prozy do poezji (w wypadku Reja por. wczesny prozatorski przekład Psałterza') - to rozmowa Kostyry z Pijanicą byłaby wcześniejsza niż inne dialogi, bo istotnie z zachowanych ułomków widać, że są one w dużej części pisane mową niewiązaną. Samego zaś tekstu głównego brakuje, zatem trudno nam wyrokować w tej sprawie ostatecznie. Zachowane ułomki tak samo zawdzięczamy nieocenionej pasji Kazimierza Piekarskiego. Podobnie jak w wypadku Warwasa z Dykasem, wydobył je z makulatury⁹. Są to dwie karty: tytułowa recto i verso oraz prawdopodobnie druga, również recto i verso. Piszemy „prawdopodobnie”, ponieważ nie sądzimy, żeby przedmowa rozpoczęta na verso karty tytułowej była dłuższa niż łącznie na nieco ponad dwie stroniczki (verso tytułowej, recto tej karty, którą nazywamy drugą, i trzy wersy na verso tejże). ’ K. Piekarski, dz. cyt. 58 Tak więc fragmenty Kostyry są znacznie uboższe. Nie mamy także żadnych innych wiadomości ubocznych na temat tego tekstu. Dalsze uzupełnienia ustaleń Piekarskiego, jak również pewne korektury jego przypuszczeń i nasze dzisiejsze nowe propozycje uwidocznione są w cytowanych poniżej fragmentach. Do nich dochodzą jeszcze inne nowe uwagi o charakterze ogólnym. Dysponujemy prawie całą pierwszą stronicą druku, jego kartą tytułową. W związku z widocznym na niej (i też zresztą dalej w druku) drzeworytem nasuwa się uwaga, że styl drzeworytów z Kostyry także może świadczyć o tym, iż druk jest wcześniejszy niż Warwas, bo drzeworyt Warwasa przypomina drzeworyty polskich drukarń, natomiast drzeworyty z Kostyry świadczą o tym, że klocki pochodzą prawdopodobnie z wczesnego okresu działalności Wietora, skoro ich nigdzie nie powtórzono (nawet nie ma drzeworytów w podobnym stylu, z podobną kreską). Może zatem są to te, które Wietor przywiózł ze sobą z Niemiec? One nie są w stylu drzeworytów polskich, mają, jak wspomniano, inną kreskę. Natomiast fragment drzeworytu z Warwasa jest z miękką kreską, dopracowany -taki, jakie stosowano w drukach polskich XVI wieku. Na verso tej pierwszej stronicy druku, którą nazywamy tytułową, znajdują się fragmenty dwudziestu trzech środków wersów tekstu prozatorskiego. Natomiast wydaje się, że w pionie dysponujemy całą kolumną, to znaczy, że zachowany pierwszy wers jest pierwszym wersem tej stronicy, a ostatni - ostatnim. Czcionki wersu czwartego są nieco większego stopnia, co sugeruje, że w tym miejscu zaczyna się najprawdopodobniej wstęp. To jakby nowy akapit, mówiący o tym, że w dalszej części - przynajmniej od tego miejsca - dysponujemy tekstem pisanym prozą. Czego dotyczą i czemu są poświęcone trzy wcześniejsze wersy - nie wiemy. Być może jest to jakieś wprowadzenie, może jakaś maksyma? Wydrukowanie wstępu na odwrocie karty tytułowej pozwala przypuszczać, że to wstęp-dedy-kacja do całego dialogu. W naszej rekonstrukcji dzieła Mikołaja Reja w nawiasach kwadratowych podajemy uzupełnienia, które wydają się niewątpliwe, są często potwierdzone komputerowym powiększeniem fragmentów zachowanych liter i ich nałożeniem na czcionki w pełni poprawnie odbite. W nawiasach zaś klamrowych podajemy uzupełnienia nasuwające się niejako „z sensu” tekstu. 59 Karta 2 recto stanowi najprawdopodobniej dalszy ciąg tekstu przedmowy, wstępu czy też dedykacji, skierowanej, jak to już wyraźnie widać, do przyjaciela - jakiegoś Stanisława, którego autor obiera na rozsądzającego spór, ponieważ ceni go za „przyrodzony zaród rozumu”. Widzimy, że niemal cała prawa część kolumny z dwudziestu ośmiu wersów tej stronicy zachowała się, widać nawet kreski dzielenia wyrazów, zaś po lewej stronie kolumny braki są większe. Karta 2 verso zaczyna się od trzech wersów kończących prozatorski tekst ze stronicy poprzedniej - wstęp, przedmowę, dedykację do Stanisława. Dalej następuje krótki wiersz Ku czytelnikowi. Jego tekst (zachowane prawie w całości dwanaście wersów) jest 8-sylabowy (jedynie ostatni wers ma sylab 9), rymy aa, bb. Przed drzeworytem zamykającym stronicę wypisano dra.ma.tispersonae-. Kostyra - Pijanica. Porównanie odstępu do początku kolumny w wersie „Ku czytelnikowi” (przy założeniu, iż tekst ten jest wycentro-wany) wskazuje, iż kolumna miała ok. 73-74 mm szerokości. C. Lew z kotem, Zatargnienie Fortuny z Cnotą Te dwa teksty z odzyskanego dziedzictwa Rejowego wskazujemy tu dla porządku. Dialog Lew z Kotem funkcjonuje bowiem w kanonie pism Pana Mikołaja, bo szczęśliwie odnalazł go Józef Korzeniowski w szesnastowiecznym rękopisie¹⁰. Jest to wszakże odpis, bez jakiegokolwiek materiału porównawczego, choćby szczątkowego, w przekonywającej postaci. Zaś pojawiające się na krótko szanse odzyskania Zatargnienia Fortuny z Cnotą na razie, miej-my nadzieję - tylko na razie, umknęły. Fragment odnaleziony przez Kazimierza Piekarskiego został zniszczony w roku 1944, dlatego warto może powtórzyć notkę odkrywcy: Wśród druków nieogłoszonych szczególnie cennym jest fragment obejmujący karty Dᵣ- D₄ z dziełka in octavo, tłoczonego u Wietora lub Łazarza nie później niż w r. 1555, zawierającego wierszowany dialog cnót i grzechów głównych. Język i styl tego nieznanego utworu wskazuje bez żadnych wątpliwości na Mikołaja Reja. Treść utworu ¹⁰ Nieznane polskie i łacińskie wiersze politycznej treści z lat 1548-1551, „Rocznik Filarccki” 1886, t. 1. 60 zdawałaby się odpowiadać zaginionemu dialogowi: Zatargnienie fortuny z cnotą, którego tytuł znamy z redakcji Trzecieskiego¹¹. Oto co w sumie dało się ustalić, szkoda tylko, że tekstów zasadniczych nie masz... \Krótka rozprawa między trzema towarzyszami: Warw asem, Lupusem a Dykasem\ Przekład czeski według transkrypcji Ignacego Chrzanowskiego¹² Actores. Neyprw składać swau reć prawy, Ziada pomocy y zdrawy Od Wenusse. Werwas potom Lupusowi rady o tom, 5. Ze zenu pogyt nesskody. Dykas tez k tomu priwody, A dodawa mu w tom raddy. Ze rydko ktera bez wady. K koncy Passteka prichazy, 10. W welkem swaru gich odchazy. Skladatel. Wenusse byłych hlaw pany, Bud’ prytomna memu psany! Od ny ya zadam pomocy, Neb gymi władne dnem nocy. 15. O to se chcy prićiniti, Bych to mohl wyprawiti, Coź nesskody nam wedeti. ¹¹ Por. K. Piekarski, Studia bibliograficzne, [w:] Sprawozdania Akademii Umiejętności. Sprawozdanie z Czynności i Posiedzeń styczeń-czer-wiec 1939, Kraków 1945, s. 7: Sprawozdania z Posiedzeń: Wydział Filologiczny, posiedzenie zwyczajne z dnia 23 stycznia 1939 roku. ¹² I. Chrzanowski, Z wieku Mikołaja Reja, Warszawa 1905, s. 14-22; właściwie jest to odpis z oryginału dokonany przez WA. Francc-wa, który użyczył go Chrzanowskiemu. Odmiennej transkrypcji dokonał C. Zibrt, dz. cyt., s. 65-95. 61 A na tom y posedeti, Odkud źeny chytrost magy, 20. W ktereź se zaćaste znagy. Bych chtel ryc, źe z prirozeny, Podle prosteho domneny, -Ale to se nedokaźe, Neb nam sam rozum vkaże, 25. Że to niyakż byt nemuże: Buh neyprwe stworil muże, Potom Ewu z geho kosti, A dal gy gemu k radosti. Tak to raćil absahnauti. 30. Że nim nemela wladnauti, Ale gemu byt poddana, Od neho ćasto karana. Nyny pak se to zmenilo, Ne tak, yako prwe było. 35. Po druźstwych negezdywagy, Aniź na snemych bywagy; Wssak se w rozumych zmocnily, Pred tim tak chytre nebyly! Abych tez reki, źe z vceny 40. Sprostnost gich w chytrost se [meny: ... to zname gsauc tym gisty, Że mnohe nevmegy ćysti; Rżydko nad knihami sedy, Proto wżdy wye, neź my, wędy. 45. A giż to na nas poznali, Że gsme se gim w moc poddali. K tomu dosti z ticha chody, A nas, yako za nos, wody. W tom gsme sami winni sobe, 50. Kwapyc na ne w każde dobę, Ać pak vźitku nezname, Diw pred nimi nepadame. K tomu ony dobre wędy, Yak nyzko kde kozy sedy. 55. Byl gsem ja pri rozmlauwany, Podnes mi se w hlawe shany. O ćemż dwa społu mluvili, A newelmi hlaupy byli. Geden nazwan gest Lupusem, 60. Dosti chytry każdym kusem; Wedel o źenske pryhode, Co gest na brehu neb w wodę; Vmel też mnohau wylożit, Aby gy mel znowu stwofit. 65. Rozprawywal o neweste, Yak se dege we wsy, w meste. Wssak sam, mage se zeniti, Poćal se z ginym raditi, A ten, gessto s nim byl społu, 70. Slaul Werwas z Cżerneho Dołu. Ptal se Lupusa z Domneny, Yakauby mel chut k żeneny. Y my, nechcemeli blaudit. Marne to take rozsaudit. 62 75. Ale ted’ widym gednoho, Kteryź gest poćatek toho; Kdyby chtel powedet o tom, Hodiloby se nam potom. Werwas. Newym, oć ten Lupus stogy, 80. Leć se giź byłych hlaw bogy, By se nau nerozhnewaly, A wlasuw mu newyrwaly. Dykas. Ay! Nebogse, Lupę miły! Byłaby hlanpa w tu chwyli, 85. Kteraby se hnewat mela, Kdyby toto vslyssela: Wssak gsy nemluwil o złosti, Ale o źenske chytrosti; A chytrost tym neny winna, 90. Gednom saudy se pryćina. Lupus. Newelmi se giste bogym, Neb sobe bezpećne stogym: Vrwauli mne, tedy nedbam, An prwe lisau hlawu mam; 95. Toliko gde mi o vssy: Ty neylep opatfit slussy. Werwas. Giź necheg strachu na stene, A powez nam o te źene Tak, yak gsme ondy mluwili, 100. Kdyź gsme na besede byli. Neb sem slyssel, bratre miły, A hned mi giste prawili, Zes se umynil zeniti, Coź se snad nemuź zmeniti. 105. Giźt’gest ćas, a tot’se hody, At’ za teban wyc nechody. Lupus. Znam ya te, Werwase miły, Zes pohodlny w kardau chw Pomnyssli onoho ćasu, 110. Kdyź gsme pigyc byli w kwas Yakot’ gsem poćal prawiti, Ze gsem se chtel oźeniti, Ale to ne s dobrau woły, Neź wyce s welkau newoly: 115. Nemoha domu sprawiti, Y chtel gsem manźelku myti. Wssak giź mi z hlawy wypadła, A giną mysi napadla. Widyss, znass, yake gsau źeny: 120. Porad sküro gedne ceny, Vmy mladence zdraźditi, Hned gi netreba raditi. 63 75. Ale ted’ widym gednoho, Kteryź gest poćatek toho; Kdyby chtel powedet o tom, Hodiloby se nam potom. Werwas. Newym, oć ten Lupus stogy, 80. Leć se giź byłych hlaw bogy, By se nau nerozhnewaly, A wlasuw mu newyrwaly. Dykas. Ay! Nebog se, Lupę miły! Byłaby hlanpa w tu chwyłi, 85. Kteraby se hnewat mela, Kdyby toto vslyssela: Wssak gsy nemluwil o zlosti, Ale o żenske chytrosti; A chytrost tym neny winna, 90. Gednom saudy se pfyćina. Lupus. Newelmi se giste bogym, Neb sobe bezpećne stogym: Vrwauli mne, tedy nedbam, An prwe lisau hlawu mam; 95. Toliko gde mi o vssy: Ty neylep opatfit slussy. Werwas. Giź necheg strachu na stene, A powez nam o te źene Tak, yak gsme ondy mluwili, 100. Kdyź gsme na besede byli. Neb sem slyssel, bratre miły, A hned mi giste prawili, Zes se umynil zeniti, Coź se snad nemuź zmeniti. 105. Giźt’ gest ćas, a tot’ se hody, At’ za teban wyc nechody. Lupus. Znam ya te, Werwase miły, Zes pohodlny w kafdau chwyłi. Pomnyssli onoho ćasu, 110. Kdyź gsme pigyc byli w kwasu, Yakot’ gsem poćal prawiti, Ze gsem se chtel oźeniti, Ale to ne s dobrau woły, Neź wyce s welkau newoly: 115. Nemoha domu sprawiti, Y chtel gsem manźelku myti. Wssak giź mi z hlawy wypadła, A giną mysi napadla. Widyss, znäss, yake gsau źeny: 120. Porad sküro gedne ceny, Vmy mladence zdraźditi, Hned gi netfeba raditi. 63 Peknymi ho słowy swede, Vlowy, co muchu w mede. 125. S predu hlady, yako ptaćka, Chytre ossydć horaćka. Poznass to hned pri mluweny, An łaskawe pohledeny. Smych lahodny ćiny z ticha, 130. Sede wedle tebe, zdycha. Welkat’ se pryzeu od ny zda, Ona te pak za blacna ma. Wssecko to cistę umegy, Swabyc, mnobe se zasmegy. 135. A wyss, że każdy milownyk, By był stary nasledownyk, Hnedky pfilne k gęgi wyre Y na ruce słowa byre. A wubec fregyri mnoży, 140. Wsseho gim weryc nebozy. Diwne ćiny, co zssaleny, Harcugyc, padagy s kony, Pro zdrawy z strewycuw pigy, Bez łubu se ćasto mygy. 145. Kdyż pak odegdau, te chwyle Każda swyho diwne mylę: Vkazuge geho sprawu, Geho krok, geho postawu, Yak ma kratkę poctiwice, 150. Dlauby kabat, złe strewyce, Pas nyzko, rapyr wysoko, Kdyż gde, że kraćy ssyroko; K nebi areb k zemi hledy, Nerowne na koni sedy; 155. Klobaukem zakrywa oći, Wssy hławau na atranu boćy Dworne społu rozmlauwagy, A mladence wykladagy. Rżka: „Takto mug fregyr chody 160. „Y ginę k nâm s sebau wody”. A zdaliż sam neznâss toho, Nemluwyc hned o tom mnoho, Co ćiny nynegssy mlady? Rżydko se s starymi rady, 165. Kdyż se w milosti rozpaly, Mnohy, chtyc se zenit, ssały. Potom ho uzfyss po chwyli, Yak na stranu hławau chyly; Giź mu neslussy kadere, 170. Piast’se s neho dolû dere, Anot’ ma sskorne zedrany Y kabat zssywa zrezany. Dobre zeyskal na te kaupi, W dome pak wssecko cżert laupi. 175. Neb, gestii dostane chleba, Tehdy soli kaupit treba; A po kautech deti wressty, Aż poslauchat hlaiva tressty. 64 Werwas. Wym ya to, miły Lupuse, 180. Ze gsy gemny w kaźdem kuse, A zwlasste w takowe feći Saudyss a mass wsse na peći. Kdyby tu Ssatumun sedel, Lepby o tom nepowedel. 185. Darmo to prawiti dlauze: Swobodnyt’ netrpy nauze. Ano wsayckni dobre zname. Ze odtud vżitek marne, A prwe to dobre wyme, 190. Co k wuli Bohu ćinyme; Aniź ten hned sskodu mywa, Kdoź dobrau obdaren bywa. A necht’ gen poważy toho, Zdaliź nestogy za mnoho ? 195. Nekdyby gi draże kaup il, W potfebe by ae nelaupil, Nehynul w pracy domowny, Pomocy gsauc sobe równy. An let cźloweku pribude; 200. Kdyź o ziem wedet nebude. Sleychame od maudrych lidy, Y samemu mi se widy, Ze to neny preplatiti, Kdo sobe muz wolen byti: 205. Ma y prately se wssech stran, Progda se lehne, yako pan; Zustane sylny, zpanily, Nebude gyst matlaniny, Brzy hned, yakż wstanę z lûze, 210. Anot’ posnydati müze. A na tom wssecko zawyram Y kratce tobe powydam. Ze to welka kratochwyle S źenau rozmlauwati mylę; 215. Netrebat’ tak nauze myti, Mńźess gi ćasem obgyti. Nedawnot’ gsem pripomynal, Cos y sam zaćaste wydal: Yak mlâdency podle toho 220. Gsauc, neboźy, trpy mnoho. Leckdes na vlicy leży, Snâssegy hlad, zymu stęży. To nebude treba tobe, Dorna powolyss s ny sobe; 225. Gen hled» sam tak s sebau hrâti, Aby mohl krâsnau wybrati. Neb tak wssyckni maudry prawy, Ze mnoho pribude zdrawy; A oćym gest k posylneny, 230. Kdyż w peknau wec magy zreny. Y ty hled’ netco swetleho, Nebs giź zraku blykaweho. Lupus. Mâm zato, żeby sam rad chtel, 65 235. 240. 245. 250. 255. 260. Abych yâ pëknau zenu mël. Ciste darmo mnoho mluwÿss, Neb mne na tom nevlowÿss. Ać to sam pak dobre widÿss, Wssak wżdy se powëdÿt stydÿss: Ze kdo pogme péknau sobe, Ten prichâzÿ cÿm dâl k sskodë. Kterak k nÿ chody dworacy, Pÿsari, a muzykau ziâcy; Tut’ giź mÿwâ ćasty hostè O massopustë y w posté; Netreba gich nikdâ zwâti: Sami se w tom dagÿ znâti; Lezÿc v nëho, tu tygÿ, Kde co ma, snëdÿ, wypigÿ. On mimo giné starosti Nemùze spâti pro hosti. Anot’ v domu spÿwagÿ, Drugdy pod okny wolagÿ: „Hey! slyssÿss, hospodâri nâss, „Mnoholi gesstë piwa mass?” Tu on delà se neslysse, Lezÿc pod perinau, dÿsse; Nedâ znât na sobë mnoho, A wssak w srdcy zelÿ toho. Też gestii pfed domem sedÿ, Każdy wżdy po panÿ hledÿ Kdyź mimo geho dûm chodÿ, Diwnÿ rumreych ćasem splodÿ. Ant’ se panu zakazugy, Welkau pfyzeń ukazugy, 265. A tut’ nebeźy o wsedlo, Genby se kone uwedlo. To ać bydnyk dobre widy, A wssak se hnewati stydy: Nemhaurne na stranu okem, 270. Shlidne wssecko, sedyc bokem; Yak gest pany geho licha, Nastawuge vcha zticha; Anat’ wżdy wesele chody, A s fregyri tanec wody; 275. Peknyćce z nenahla kroćy, Co paw, kdyź ocas roztoćy. Nechce sweho muźe znäti Bade se mu tisse srnati. Tus treffil prawe raditi! 280. Lep doma suchym kaditi! Werwas. Widy mi se, Lupus miły, Ze gsy w tom trochu zpozdily: Każdy ten cźlowek ztressteny, Ktery wźdycky streźe zeny. 285. By gi wsadil na wrch weże, Ziädny gi tam nevstreźe, Budeli gen sama chtyti, A k tomu swau wüli myti. Zda od maudrych nesleychame, 66 290. Aneb prykladuw nemame, Yak byl Samson y Herkules Welmi vkrutny, yako pes? A wżdy ho źena skrotila: Yak chtela, tak nim toćila. 295. Wirgilius vmel czary, Zena mu zwratila kary; Ać gi sam w kossv nosywal, Wssak giny gi vprosywal. To było, na starych lidy; 300. A nyny pak cot’ se widy, Yak zeny gsau k tomu snadne ? Drź ty w rukau, wżdyt’ vkradne: Vmy tak to spusobiti, Nemuźess na to myafiti; 305. By ty mel dwadcet pachołku, Opatryt’ ona tobołku. Slyss, co gedna vcinila, Kdeź se s pysarem spryzniła: Pana w cźechel poprawiła, 310. A na to gey namluvila, Aby mezy ploty sedel, Pysarowu wyru zwedel, Kdeż pysar tez mel naućeny, Kdy ma prigyt gi k sprossteny; 315. Tu pany se prochazela, A sem y tam ohlizela; Aż pan w tom cźechle k ny se brał, Yako koza w cźube żebrał; Pany mu odporowala 320. A na pysaré zwołała; W tom pysar, wybéhsse ze kre; Zmlátil pana, yako wepre; Tak mu dobre kygem pridal, Coby ho nikdá ne wydal, 325. Rżka: „Pany, mass muże swćho, „A protoż pridrź se geho, „Budeli tentó co chtyti, „Ma mne wolnćho nagyti”. Potom pán pysari weril, 330. On pak s pany ssypy peril. Ale wyss, co ty udéláss, Gestii mau radau nezhrdáss ? Té zbytecné myśli vgmi, Niákau mrzkau sobé pogmi: 335. Newźdyckyt’ s ny hore bude, Spysset’ pokoge pribude. Odegdess gi tak awobodné, Co sekery na ná [t] oné. Lupus. Proto, że gsy sskaredy sám, 340. Radyss mi k tomu. Dobre znam Y domat’ gsem yá to wédél, Prw, net gsem ted’ z tebau sedel, Ze se s ny netreba kreyti, Mrzká teźce se da meyti. 345. A yakaubych z ny rozkoss mel, 67 290. Aneb prykladuw nemame, Yak byl Samson y Herkules Welmi vkrutny, yako pes ? A wżdy ho źena skrotila: Yak chtela, tak nim toćila. 295. Wirgilius vmel czary, Zena mu zwratila kary; Ać gi sam w kossv nosywal, Wssak giny gi vprosywal. To było, na starych lidy; 300. A nyny pak cot’ se widy, Yak zeny gsau k tomu snadne ? Drź ty w rukau, wżdyt’ vkradne: Vmy tak to spusobiti, Nemuźess na to myafiti; 305. By ty mel dwadcet pachołku, Opatryt’ ona tobołku. Slyss, co gedna vcinila, Kdeź se s pysarem spryznila: Pana w cźechel priprawila, 310. A na to gey namluvila, Aby mezy ploty sedel, Pysarowu wyru zwedel, Kdeź pysar też mel naućeny, Kdy ma prigyt gi k sprossteny; 315. Tu pany se prochazela, A sem y tam ohlizela; Aż pan w tom cżechle k ny se brał, Yako koza w cźube żebrał; Pany mu odporowala 320. A na pysare zwołała; W tom pysar, wybehsse ze kre; Zmlatil pana, yako wepre; Tak mu dobre kygem pridal, Coby ho nikda ne wydał, 325. Rźka: „Pany, mass muźe sweho, „A protoź pridrź se geho, „Budeli tento co chtyti, „Ma mne wolneho nagyti”. Potom pan pysafi wefil, 330. On pak s pany ssypy peril. Ale wyss, co ty udelass, Gestii mau radau nezhrdass? Te zbytećne myśli vgmi, Niakau mrzkau sobe pogmi: 335. Newźdyckyt’ s ny horę budę, Spysset’ pokoge pribude. Odegdess gi tak awobodne, Co sekery na na [t] one. Lupus. Proto, że gsy sskaredy sam, 340. Radyss mi k tomu. Dobre znam Y domat’ gsem ya to wedel, Prw, net gsem ted’ z tebau sedel, Ze se s ny netreba kreyti, Mrzka teźce se da meyti. 345. A yakaubych z ny rozkoss mel, 67 Kdybych na ny pohledet chtel Anat’ tu wosskleby zuby Tak, yako pes na wotruby, Co niaka diwokä sedy, 350. Oćima nawopak hledy. Pak li chcess na to myaliti, Muźe te dobre zmeyliti, Byt’ se pomohla źiwiti A dobre hoapodariti: 355. Gestlit’by kdo k tomu radił, Korecnet’ by zley ssane sadil. Takowat’ nehledy dyla, By dosti potfeba była: Ssetry se ho wystrihati, 360. Neb by se mohla zmazati; A kdyby se ućernila, Vhlyriby se hodila; Takby peknićce hledela, By tri dni w pecy sedela. 365. A budeli tłusta k tomu, Omrzy hned wssemu domu. Te mi se nikda nechtelo, Neb mi srdce powedelo, Y sam miiźess pomysliti, 370. Ze ta nemiiź rychła byti. Anat’, yako masło, chody, Ginym lidem gen smych płody; Aneb, co nedwed, se wały, Ssetr gi, at’ se nerozwaly. 375.....mu tez każda tłusta ....brzy pusta. Tlustost z bugnosti pochazy, Bugnost etnosti nedochazy. Wyss, że y konyćek tłusty 380. Rad też bywa twrdovsty: Tak ona, co vpre sobe, Nevdela ginąć tobe. Sleycham od me prytelkyne, Ze tłuste gsau pyyankyne, 385. A z toho neywyce tygy, Ze welmi rady dopigyy. Wym, że to na oko wadass, Neb pri nich zaćaste bywass. Werwas. Prawe se tuto odkryło, 390. Coż nekdy w pryslowy było: Ze kdo ćasto w pecy seda, Take tam gineho hleda. Powedom gsem netco toho, Nemluvic hned o tom mnoho 395. Ze se o to nehnewagy, Kdyź gim plnau naliwagy. Rady też sklenićku widy Y za kofflik se nestydy. A kdyż se ktera wopige, 400. Tu se nic pred ny neskryge, Budę za każdym wolati, 68 Smy se e yonakem potkati. Ziadneho se nic nestydy, Neb pfed sebau kola widy. 405. Sedy, rozchlupawssy wlasy, A chce spywat na tri hlasy. Tut’ nic opatfit nemuźe Musy gyti spat na luźe, Kdyź se swećera wopila, 410. Nadchu nekde prekroćila. An nemalo w dome zhyne, Neźli pany mdloba mine. Tim se zas musy hogiti, A myśli poobćerstwiti. 415. Nu, wssak to giź widyss yasne, Że to s chudau wssecko zhasne, Zwlasste co se tknę bugnosti, Pity a rozpustilosti. Ya po sobe sam to hadam, 420. Ze, gsa łacny, mdlobau padam. Hlad zapowyda skakati, Brany ćasem ssprymowati. A tak byt’ ma wułe była, Takowat’ by se hodila. Lupus. 425. To, wedle tweho sauzeny, Negsy meho prirozeny: Nic mi se nelyby chuda, Neb se rydko dobra vda. Gestii pak mywa tenky nos, 430. Giź gest hńewiwa, yako wos; Wypnau se gi z boku kosti, Nemohut’ myt k ny lybosti. Ano kdyź gest kuń hubeny, Platy, co woheń studeny; 435. Tak gest y takowa wzactna, Yako w lese sowa łacna: Cźasto wetrem w zapas chody A wytr ny, kam chce, hody. Medle yakt’ źiwnost powede, 440. Ana sotwa nit vprede. Bych ya gi pak yak chtel piskał, Newym, abych co s ny zyskał. Chudeho gest barwa bieda, Ma mysi mi hned k ny neda. 445. A była sukne mne mrzy, Neb nedlauho barwy drży. Protoź take każda była Nemluw aby stała była. Nektery tak powydagy, 450. Gessto se w peknych neznagy, Ze była peknićka bywa, Ktera se ćasto vmywa. Neź ya z te proste powesti Nemohu chuti dogesti, 455. Neb, kdyź barwićky nehledy, Co zstrauhany obraz, sedy; Deg gi lyćidla malićko, 69 Hnedky gi oprawyss lycko. Y o cżernau w prawdę nedbam, 460. Neb wym, że k nym sstesty nemam. Gineho odtad odwodym, Sam też nerad w smutku chodym. Bywali mila pro swau ¿est, Tedyt’ wżdy nevstavicna gest: 465. Prigme k sobe każdau milost, Yako ćerna zeme bugnost. A ać latine nevmym, Wssak proto tomu rozumym, Ze każda, a meho sauzeny, 470. Gest horkego prirozeny. Pri ohni se vcadila, Newer, by celistwa byla. Bywat’ w puli nalomena, Yako hlawne opalena. We r was. 475. Mily Lupus! Dawno te znam, A wźdycky za maudreho mam, Neź nedobre se ohlidass, Co nyny tuto powydass. Wssak to z nas kardy wyznawa, 480. Ze ryzka ćasem wyhrawa. Ktera gest twari ćerweny, Z belosty netco smysseny, ...żt’ bych tu pogyti radii, Kdyżs ginę wssecky pokadil. Lupus. 485. .. ty mne na kryż woholil, Newym, bych k tomu priwolil. Prawdu mluwyss o ćerweny, Ze ta gest barwy smysseny, Srdca nevstawicneho, 490. Rada prigyma kaźdeho. Widyss, że w te krew panuge, Zaćasty se promeńuge; Tut’ gsau w ny rozlićne myśli, Yakby nagewo newyssli, 495. Nelituget’ zritedlnice, Ktera ma ćerweny lyce. A byt’ pak była y bieda, Wżdyt’ neräda w kaute sedä. Wer was. Proeym ućiń tu..... 500. Pogmi sobe pihowatau. Lupus. Yä w myśli temer omdlywam, Kdyź w źlute barwę chodywam, Possetr gen, negsyli leny, Ze se ta srst nic nemeny, 505. Poznass gi hned po mluweny, Yak ma chytrost z pfirozeny. Lysska neme zwyre była, Kdyż zerzawau srst chytila; 70 Hnedky chytrosti nabyła, 510. Dost’ by pfi dwofe slauźila: Takty ona kołem toćy, Byt’ była ćernych oboćy Rychle chytrosti nabude, Ze prawdy pri ny nebude; 515. Sprostne se pred tebau stawy, Rźeklby, źe s Bohem rozprawy, Oćima peknyćce hledy, A na srdcy zła lest sedy, Byt’ se pak......dala, 520. Lahodnau rećy se smala. Wssak to lehaućce dowedess, Pessky y s konem dogedess, Że każda gest zwobyćege Menicyho oblićege. 525. Tak źluta mne by se zdała, Yskoby dnes z hrobu wstała, A po twari pyhy mnohy. Hledyc na ny, dalbych w nohy. Werwas. Pohledeg sobe bohaty, 530. Ktera mâ welike płaty; Neb, gestii ma yakau wadu, Czasem zboźy brany padu. An to mystri oznamugy A pysmem wżdy dotwrzugy, 535. Że dary gsau mocne dosti, Krotywagy hnew wrchnosti. Tak kdyź ty zboźy dustaness, Na darych lehness y wstaness. Lupus. Bych wel myt odewssad płaty, 540. Werut’ nepogmu bohaty: Neb, około toho płotu Gdauc, zawadym y o psotu. Takowaby tomu chtela, Aby ze mne wosla mela. 545. Nikoliwt’ neswolym k tomu, Bych mel wssecku nauzy [w domu. Zdaliź ta budę deiati, Pomuź źiwnosti hledati, Vmyt’ se wymluwit cistę ? 550. A wyćtet’, yako na liste, Że w bohatem domn była, A delat se nevcila. Tut’ chce wsseho bognost myti, Diwnymi krogi choditi. 555. A neopatryssli toho, Giź mass bublany dost mnoho. W ćemź gestii se gi zprotiwyss, Dyt’ słowo, źe se zastydyss, Pritomt’ budę wymlauwati, 560. Że se mohla lepe wdati, Rrka: „Tebe gsem nauzy wzala, 71 „A giż panem vdelala, „Ty pak toho nic hned neznass, „Ze skrze mug statek ćest mass”. 565. Nawede prately, mali, Aby te cistę vprali. Sama brauka po swe woli, Aź poslauchat hlawa boly. Pogmessli chudau, vbohau, 570. Musyss sstesty hledat nohau, By byl zpanily pachołek, Pracug, deleg, yako wołek; A yakź delati prestaness, Sotwa krup, zely dostaness. 575. Nemass pomocy nikudy, Kde pohledyss, sskoda wssudy. Chce, aby odpoćywala, Ze doma dosti delala. Y lep mi swobodnu byti, 580. Neźbych a ny mel nauzy tryti. Werwas. Weru steźkembych newedel, Yakobych sam w tobe sedel, Ze z daleka k tomu meryss, Stare, letite ty weryss. 585. Prawes w wrch hrussky vderil, Newym, aby kdo lep smeril: Nenagdet’ na tobe winu, Kdyż sam take mass lysynu. 590. Sam rozum to vskazuge: Równy a równym se raduge. Y tobet’ sskoda gest mlady Pro nerownost a zle wady. Lupus. Nadarmo mi o tom mluwyss, Babau ty mne nevlowyss. 595. Giż dale te prosym za to, Nenawozug mne wye na to, A nechwal mi toho zely, Byt’ ge za neylepssy meli. Zda ńewyss, źe stare źeny 600. W gedne lauce gsau paseny? Tut’ gi nic Starost newady: Każda se k wdäwäny sady; Twäf swau lyćy a ssperkuge, O Starost nic nepećuge; 605. Anat’wrasky wyhladila, By w dwanacti letech była, Lyce sobe pribarwuge, Trochu swau Starost zmeńuge. Ty, genź mrzke hlawy magy, 610. Perłami ge prikrywagy. Nic mladym napred ne dady: Wssecky se o milost wady, Gesste wetssy chlipnost płody, Samy za mladency chody. 615. Chcessli, pokosstug toho sam, 72 A vein se s ńekterau znâm: Vzrÿss, kterakt’ se postawy, Za tebau posly wyprawy. Gestii tè gi neprisaudÿ, 620. W poliwce tebe prilaudÿ. Tu giź gi milowat musÿss, Kdyź strogenÿ trunk okusÿss Diwnat’ gest wëc stara źena, Nikdâ negsy prost bremena. 625. Spÿss se srownâss s wlkem w yâmé, Nezli s babau w gednom dome. Wssecko chce mÿt po swé woli, Ze poslauchat hlawa bolÿ. Ziâdnému se trestat nedâ, 630. Truc w hrdlo, hned odpowidâ. Kdyź tè vgme za powodec, Mussÿs pod gegi praporec, A k wssemu gi swoliti, Gestii chcess dlauho źiw bÿti. Werwas. 635. Co to prawÿss, milÿ bratfe! Giź se hnëwâm, na tê pâtre. Tedp lép se obësyti, By tau każda mêla bÿti. Lupus. A cot’ se tak hlaupÿ widÿm? 640. Mnÿss, źe negistau reè hordÿm? Dobfet’ se na to ohlidâm, A gistaut’ prawdu powydam. Nedarmot’ gsem tak oblysal: Mnohot’ gsem diwneho slyssal. Werwas. 645. Wźdyt’ mi toho nedokażess, Leć prawdę vsta zaważess. Y yat’ mnoho dobrych zen znam, A o nekterych sprawu mâm, Ze gsauc Bohu, lidem miły, 650. Za swate poćteny były. Lupus. Ba! Giź mi mluv, co gen chcesz sam, Kde ty myslyss, byl gsem yâ tam, Nektere z nich etne bywagy, Kdyź se w hruzy wychowagy, 655. A matky ge tomu ućy, Swym dobrym pfjkladem cwićj, By trwały we wyre, w etnosti, W pokorę a w stydliwosti, Nabożne Bohu slauźili, 660. Adamû rozkaz plnili. Ale giź toho mesyce Nenagdess gedne z tisyce, Kterâby s swau dcerkau predla, A k chytrosti gi newdla. 665. Neź, kdyź gest stara aź zbledne, 73 Tut’ wedle swé dcerky sedne, W ćem se giź sama nehodÿ, S dcerkau swau wâbiti chodÿ. Naucÿ gi pëknè mluwiti, 670. Za wÿchem dedki lowiti: Rada by gi wystawiła, By nad nÿ żadna nebyla; Bude gi tomu cwićiti, Kterak ma w tancy krociti: 675. „V gmi se, Yoźko, pod boky”, A ty gi hrey na tri skoky, Ledacÿms se lÿcÿ, maźy, Zmlâdÿ sobë twaf pokazy, Nagdess v nich lÿky hladké, 680. Trańky nakeyslé y sladké : Dragant, kamfforu, mastyku, Témër celau apatyku; Tak v każde bude toho We wssech kautÿch dosti [mnoho. 685. Newër, by tak pëknâ byla, Neź śe twâr swau vlÿcila; Byt’ mêla kopu wydati, Musÿt lÿcko wymazati. A tak yâ, milÿ Werwase, 690. Giatë se rozmeysslÿm zase: Chtëlt’ gsem se byl oźeniti, Neż giź tu musÿm zmëniti, Zwlâsstë znage gich chytrosti A mnohe prewracenosti. 695. Wssak widyme, że dewecky .................gsau giź naskrz wssecky .................witi nemâme ......pri dworych widame .....iste yonâky 700. ......gy gich tegnost taky. Ano y nasse Marusse, Ać se w ny zda prosta dusse, Wssak hledy chytrosti rada, A tau pachołka pfehada. 705. O tomt’ bych wyce powedel, Kdybych s tebau del tu sedel. Ale to mi se giż tyźy: Nebo se k wećeru blyźy; Protoź musym domu gyti, 710. Bohu te tu porućiti. Werwas. Nepospycheg, Lupus miły, Porozpraweg gesste chwyli. Hyn widym gyti Passteku, Gest s nami znam w mladem weku. 715. Tomu se degme rozsaudit, A nechtegme w tom wyc blaudit. Passteka. Zdâf wam Bûh miły sausedi! 74 Każdy z was yaks smutne hledy Sedyte, ao paustewnicy, 720. Magyce prazdnau sklenicy. Lupus. Witame te, genż maudrost mass, Passteko, dobry muźi nass! Medle nechteg za złe myti, Ze te nemame cym ctyti. 725. O to gsme se ted’ wadili A piwo temer dopili, Odkud źeny chytrost magy, W ktereź se vstawne znagy. Na twug saud to podawame, 730. Neb te w tom za mistra marne. Passteka. Rozumym po wassy reći, Ze gste lotrasowe wetssy. Ledcos tu o źenach źwete, W ćemź se у sami ćigete. 735. Gessto gste oba nemlady, A darmo tlachat kdo rady?. Wssak obadwa dobre wyte, Ze źeny zchowagy dyte: Byt’ ony takowe były, 740. Wasby lotruw nerodily. Gessto se to nic nehody. Wikt’ aobola nevrody. Protoź wy tudy blaudyte, A sami se w tom saudyte, 745. Ortel na se wydawate, Prowaz na swug krk hadate. Lepe tomu pokog dati, A lidy nepomlauwati. Gsaut’ take w muźeke kolegi 750. Mnoży łotry у zlodegy. A s tim se giź dobre megte, Lidem wyc neposmywegte. Zawyrka. Skladatel. Ya, co gsem psal, miły pany, Pro toto me sprostne psany 755. Werym, źe se nehnewate Aniź zle to wykladate, Nebot’ gsem nepsal o zlosti, Ale o źenske chytrosti, A chytrost tim neny winna, 760. Gednom rozumu pryćina. Chcete snad, bym kryźem padał, Mluwyc: bodey zabit składał. Tomu layte, kdo to mluwil: Wssak gsem ya se s nim nesmluwil. 765. Trebas on s wlasy newyssel, Ya to pyssy, co gsem slyssel. Ziadam, źe mi pyti datę. Tak me reći konec matę! 75 Retranslacja Aleksandra Brucknera (pismem wytłuszczonym podano odpowiedniki oryginału) Actores¹³ Najpierw Składacz rzecz wyprawia, Żądając¹⁴ pomocy, zdrowia Od Wenusa; Warwas potym Lupusowi radzi o tym, Że żony pojąć nie szkodzi, Dykas też k temu przywodzi, A dodaje mu w tym rady, Że rzadko która bez wady. W końcu Paszczeka nadejdzie, W wielkim swarze ich odejdzie. Składacz¹⁵ Wenusie, białych głów pani, Bądź przytomna¹⁶ w tym pisaniu W poniższym komentarzu do tłumaczenia opracowanego przez Aleksandra Brucknera zachowuje się bez osobnego wyróżnienia zamieszczane przez niego objaśnienia podawane w nawiasach (słów polskich oraz niejasnych dlań słów czeskich). Interpunkcję ujednolicono według zasad obecnie obowiązujących. Streszczenie chyba od tłumacza czeskiego. oczekując. Inwokacja od autora (polskiego?), obecna. Od niej ja żądam pomocy, Boć jimi władnie w dnie, w nocy. Do tego się chcę przyłożyć, Abych wsze to mógł wyłożyć, Co nie szkodzi, by nam wiedzieć, Choćby na tym i posiedzieć/ Skąd niewiasty chytrość mają, W której się najczęściej¹⁷ znają? Bych chciał rzec, że z przyrodzenia, Podle ^Sfetsep mniemania, Ale to się nie aoKaże, Gdyż nam sam rozum okaże, Że to nijak być nie może. Bóg najpierwej stworzył męża, Potym Ewę z jego kości, Dał ją jemu ku radości. Tak to raczył sam obciągnąć¹⁸, Żeby nim nie miała władnąć, Ale jemu być poddana, Od niego często karana. ¹⁷ zaćaste. ¹⁸ obsahnauti. 76 Teraz zaś się to zmieniło, Nie tak jako pierwej było. W towarzystwach nie jeżdżają, Aniż na sejmiech bywają, Wszak się w rozumy zmocniły, Przedtym tak chytre nie były. Abych też rzekł, że z uczenia Sprosność ich w chytrość się zmienia, Łacnoć nam się w tym uiścić Ze z nich wiele nie umie czyść. Rzadkoć nad księgami siedzą, Przedsię więcej niż my wiedzą. A już to do nas poznały, Ześmy się im w moc poddali. K temuż dosyć z cicha chodzą, A nas jako za nos wodzą. W tym samiśmy winni sobie, Dybiąc¹⁹ na nie w każdej dobie. Acz użytku z nich nie znamy, Dziw, przed nimi nie padamy. K temu one dobrze wiedzą, Jak gdzie nisko kozy siedzą. Byłem niegdyś przy rozmowie, Do dziś mi się chwieje²⁰ w głowie, 0 czym dwa społu mówili, A nie barzoć głupi byli. Jeden nazwan jest Lupusem, Dosyć chytry każdym kusem; Wiedział o żeńskiej przygodzie, Co na brzegu albo w wodzie, Umiał ci każdę wyłożyć, Jakby ją miał znowu stworzyć; Rozprawował o niewieście, Jak się dzieje we wsi, w mieście; Wszak sam mając się ożenić, Począł się z innymi radzić. A ten, który był z nim społu, Był Warwas z Czarnego Dołu. Pytał się Lupusa, mieniąc, Jakąby miał chęć się żeniąc. I my, nie chcemli zabłędzić, Mamyż to także rozsędzić. Lecz otoć widzę jednego, Któryż jest początkiem tego; Gdyby chcial powiedzieć o tym, Zgodziłoćby się nam potym. Warwas Nie wiem, ocz ten Lupa stoi, Lecz się już białych głów boi, By się nań nie rozgniewały, A włosów mu nie wyrwały. ¹⁹ kwapiąc. ²⁰ shani. 77 Dykas Ej nie bój się, Lupo miły, Byłabyć głupią tej chwili, Któraby się gniewać miała, Gdybyć tę rzecz usłyszała. Wszakeś nie mówił o złości, Lecz o niewieściej chytrości, A chytrość w tym nie jest winna, Sądzi się jedno przyczyna. Lupa Nie bardzoć się iście²¹ boję, Boć sobie bezpiecznie stoję. Urwąłi mnie²², tedy nie dbam, Ano wpierw łysą głowę mam. Tylkoć idzie mi o uszy, Ty lepiej opatrzyć słuszy²³. Warwas Niechaj już strachów na ścienie²⁴, A powiedz nam coś o zenie, Jakośmy wtedy mówili, Gdyśmy na biesiedzie byli. Gdyż słyszałem, bracie miły, I wnet mi iście prawili, Żeś się już umyślił żenić, Co się snadź nie może zmienić. Już jest czas a toć się godzi, Niech za tobą już nie chodzi. Lupa Znam ja cię, Warwasie miły, Żeś usłużny²⁵ każdej chwili. Pomniszli onego czasu, Gdyśmy pijali u kwasu²⁶, Jakoż ci począłem mienić, Że by mi się chciało żenić, Ale to nie z dobrej woli, Lecz rychlej z wielkiej niewoli, Nie mogąc swój dom oprawić²⁷, Zachciałem małżonkę pojąć, Wszak już mi z głowy wypadła, Iinać myśl za to przypadła. Widzisz, wiesz, jakieć są żony, Po rząd wszy tkie²⁸ jednej ceny. Umie młodzieńca rozdrażnić, Już mu więc nie trzeba radzić. Pięknymi go słówki zwiedzie; ²¹ w rzeczywistości, w istocie. ²² jeśli będą chcieli wyrwać mi włosy. ²³ należy, trzeba, godzi się. ²⁴ daj spokój tym obawom (nie wyolbrzymiaj cieni na ścianie). ²⁵ pohodlny. ²⁶ szyn kwas? ²⁷ oporządzić, utrzymać. ²S u Brucknera: wszystkie. 78 Ułowi, jak muchę w miedzie, Z pirwotku²⁹ gładzi jak ptaszka, Chytrze zszydzi nieboraczka³⁰. Poznasz to wnet przy zmawianiu I łaskawym poglądaniu. Śmiech łagodny czyni z cicha, Siedząc podle ciebie wzdycha. Wielkać się od niej przyjaźń zda, Lecz ona cię za błazna ma. Wszytko to czyście umieją, Szwabiąc³¹ mnogie się zaśmieją; A wiesz, żeć każdy miłownik³², Być był i stary zwolennik³³, Wnet przylipnie ku jej wierze I na ręce słowa bierze. A wobec gamraci mnodzy Wszego im wierząc niebodzy. Dziwnie broją, jak szalony³⁴, Harcując padają z koni; Prze zdrowie z trzewików piją; Bez ługu się często myją. Gdy zaś odejdą, tej chwili, Każda swoim dziwnie myli, ²⁵ najpierw - słowo Brucknera? ³⁰ horaćka. ³¹ oszukując. ³² słowo Brucknera? ³³ nasledownik. ³⁴ jak szaleni. Ukazuje jego sprawę, Jego krok, jego postawę. Jak ma krótkie nogawiczki, Długi kabat, złe trzewiczki, Pas nisko, rapierz wysoko, Gdy idzie, kroczy szyroko, K niebu lub ku ziemi zagląda, Nierównie na koniu siada, Kłobukiem zakrywa oczy, Całą głową w stronę boczy. Dwornie razem rozmawiają, A młodzieńce wystawiają³⁵, Mówiąc: tak mój gaszek chodzi I jinych k nam z sobą wodzi. Zaliż ty sam nie wiesz tego, Nie mówiąc wnet o tym mnogo, Co czynią dzisiejszy młodzi. Rzadko się z starymi radzi, Gdy się w miłości rozpali, Każdy chcąc się żenić szali³⁶. Potym go uźrzysz po chwili, Jak na stronę głowę chyli. Już mu nie służą kędzierze, Płaszcz się z niego na dół zedrze, Anoć mu skorznie zedrany I kabat zszywa zrzezany. naśladują. traci rozum, szaleje. 79 Dobrzeć zyskał na tej kupi, W domu zaś wszytko czart łupi. Bo jeśli dostanie chłeba, Tedy soli kupić trzeba. A po kąciech dziatwa wrzeszczy, Aż posłuchać głowa trzeszczy. Warwas Wiem ja to, miły Lupusie, Żeś uprzejmy³⁷ w każdym kusie. A zwłaszcza w takowej rzeczy Sądzisz i masz wsze na pieczy. Gdybyć tu Salomon siedział, Lepiejby nic nie powiedział. Darmoć to rozprawiać dłużej³⁸, Swobodny nie cierpi nużej³⁹. Anoć wszytcy dobrze znamy, Że stąd użytek miewamy, A napierw to dobrze wiemy, Co Bogu k woli czynimy. Aniż ten szkody nie miewa, Co dobrą obdarzon bywa. Niech tylko poważy tego, Zaliż nie stanie za mnogo⁴⁰: ³⁷ jemny. ³⁸ dlauze. ³⁹ nauze. ⁴⁰ niech rozważy, czy nie będzie go to zbyt wiele kosztowało. Drogo by to nieraz kupił, By się w potrzebie nie łupił, Nie ginął domową pracą, Gdyż sobie równi pomocą. Ano lat człeku przybędzie, Gdy o złym wiedzieć nie będzie. Słychamy od mądrych ludzi I samemu mi się widzi, Że nie łza tego przepłacić, Kto sobie wolen może być; Ma przyjacioły ze wszech stron, Przeszedszy się - legnie jak pan, Zostanie silny, wspaniły, Nie będzie jadł matlaniny. Jak skoro porzuci loże, Anoć wnet pośniadać może. A na tym wszytko zawieram, I wkrótce tobie powiedam, Żeć to wielka krotochwila, Z żoneczką rozmówka miła, Nie trzebać tak nędze miewać, Możesz ją czasem obmijać. Niedawnom ci przypominał, Coś i sam częstokroć widał, Jak młodzieńce podle tego Niebodzy cierpią tu mnogo: Leda na ulicy leży, Znosi głód, zimno go wzjeży. Tegoć nie będzie trza tobie, 80 Dorna dogodzisz z nią sobie, Tylko patrz sam tak sobą grać, Byś sobie mógł piękną wybrać, Gdyż tak każdy mędrzec gędzie, Zeć wiele zdrowia przybędzie I oczom jest posilenie, Gdy w piękną rzecz ma poźrzenie. I ty patrz nieco jasnego, Gdyżeś wzroku blikawego⁴¹. Lupa Mam za to⁴², żebym sam rad chciał, Abych nadobną żonkę miał. Iście darmo wiele mówisz, Gdyż mnie na tym nie ułowisz. Chocia to sam dobrze widzisz, Wszak wżdy powiedzieć się wstydzisz, Ze kto pojmie piękną sobie, Zajdzie, czym dalej ku szkodzie. Jak do niej chodzą dworacy, Pisarze, z muzyką żacy, Tuć już miewa częste goście, I w mięsopusty i poście. Nie trzeba ich nigdy zzywać⁴³, Samic się w tym dadzą poznać, Leżąc u niego to tyją, Gdzie co ma, zjedzą, wypiją; On mimo ine starania Prze⁴⁴ goście nie dojdzie spania. Anoć u domu śpiewają. Nieraz pod okny wołają: „Ej, słyszysz gospodarzu nasz, Wielelić piwa jeszcze masz?” Zda się, jakoby nie słyszy, Leżąc pod pierzyną, dyszy, Nie da znać wiele po sobie, A wszak na sercu go skrobie. Też jeśli przed domem siądnie, Każdy wżdy za panią wzglądnie, Gdyż mimo⁴⁵ jego dom chodzą, Dziwny rumrycht⁴⁶ czasem spłodzą. Toć się panu zakazują, Wielka przyjaźń okazują. A tuć nie idzie o siodło, Jedno by się koń uwiodło. Acz to biednik dobrze widzi, Wszak o to się gniewać wstydzi. Nie mrugnie na stronę okiem, Spatrzy wszytko, siedząc bokiem, Jak jest jego pani licha, rozokiego, świdrowego, też tak uważam, zwoływać ? ⁴⁴ z powodu gości. ⁴⁵ obok. ⁴⁶ wrzawę. 81 Nadstawia tu ucha z cicha: Onać wżdy wesoło chodzi, A z gaszkami tańce wodzi, Nadobnie, znienagła kroczy, Jak paw, gdy ogon roztoczy. Ani chce swego męża znać, Będzie mu się po cichu śmiać. Otoś trafił prawie radzić -Lepiej doma suchym kadzić! Warwas Widzi mi się, Lupo miły, Żeś ty trochę w tym spóździły Każdy to człowiek stresktany⁴⁷, Który zawżdy strzeże żony, By ją wsadził na wierzch wieże, Żaden jej tam nie ustrzeże, Będzieli jedno sama chcieć A ku temu swą wolą mieć. Zaż od mądrych nie słychamy Alboż przykładów nie mamy, Jak był Samson i Herkules, Barzo okrutny jako pies, A wżdyć go żona skróciła, Jak chciała, tak im⁴⁸ toczyła, Wirgiliusz umiał czary, ⁴⁷ skarany, nim. 48 Żonać mu zwróciła kary, Acz ją sam i w koszu naszał, Iny ją sobie upraszał. Toć było za starych ludzi -A teraz wżdy, coć się widzi ? Niewiasty są k temu snadne, Dzierż ty w ręku, wżdyć ukradnie, Umieć to tak przysposobić, Nie możesz na to pomyślić, Byś ty miał liczne⁴⁹ pachołki, Opatrzyć ona tobołki⁵⁰. Słysz, coć jedna uczyniła: Z pisarzem się sprzyjaźniła, Pana w czecheł przyprawiła A na to go namówiła, Aby między płoty siedział, Pisarzowej wiary zwiedział. Pisarz miał też nauczenie, Kiedy miał przyjść na zbawienie⁵¹. Tu pani się przechadzała, A tam i sam⁵² oglądała, Aż pan w tym czechle k niej się brał, Jako koza w szubie żebrał. Pani mu odpor dawała, ⁴⁹ dwadcet. ⁵⁰ puści cię z torbami? ⁵¹ sprosteni. ⁵² tu i tam. 82 Na pisarza zawołała, W tym pisarz wybiegłszy za krza, Zmłócił pana jak wieprza, Tak mu dobrze kijem przydał, Jakby go nigdy nie widał, Mówiąc: Masz pani⁵³ swojego A przetoć przydzierż się jego; Będzieli zaś ten czego chcieć, Musi wpierw mnie po woli mieć. Pan pisarzowi uwierzył, On zaś z panią szypy pierzył. Ale wiedz, co masz uczynić, Jeśłić radą nie chcesz wzgardzić: Tej zbytecznej myśli ujmi, Jaką brzydką sobie pojmi, Nie zawszeć z nią górze będzie, Rychlej pokoju przybędzie, Odejdziesz jej tak swobodnie, Jak siekiery na natonie. Lupa Dlatego, żeś szkarady sam, Przetoć mi radzisz, dobrze znam. I domać ja o tym wiedział, Pierwej niźlim z tobą siedział, Zeć się z nią nie trzeba skrywać, Brzydka ciężko się da zmywać. A jakąbych z nią rozkosz miał, Gdybych na nią popatrzyć chciał: Onać tu wyszczerzy⁵⁴ zęby, Tak jako pies na otręby, Toć jakoby dziczka siedzi, Oczyma na opak wierci. Chcesz zaś i o tym myślić, Możeć cię dobrze omylić, By ci pomogła strawować, A dobrze gospodarować: Jestlićby kto temu radził, Koniecznieby zły szańc sadził. Boć taka nie patrzy dzieła, By pilna potrzeba była; Patrzy, by się go wystrzegać, Boć mogłaby się pomazać. A gdyby się uczerniła, Węglarzom by się godziła, Takby nadobna się zdała, By trzy dni w piecu siedziała. A będzieli tłusta k temu, Omierznie wnet domu wszemu. Tej mi się nigdy nie chciało, Boć mi serce powiedało, I sam możesz to pomyślić, Taka nie może rychła być. Onać jako masło chodzi, męża. ⁵⁴ wysklebi. 83 Inym tylko śmiechy płodzi, Albo jak miedźwiedź się wali, Patrz jej, boć ci się rozwali. A k temu też każda tłusta, Rada bywa barzo⁵⁵ pusta. Tlustość z bujności pochodzi, Bujność cnoty nie dochodzi. Wiesz, że i koniczek tłusty, Rad też bywa twardousty. Tak ona, co uprze sobie, Nie udziała inak tobie. Słucham od mej towarzyszki, Tłuste bywają pijaczki, A z tego najwięcej tyją, Ze barzo rady dopiją; Wiem, że to na oko widasz, Snadź, przy nich najczęściej bywasz. Warwas Prawo się tutaj odkryło, Co niegdyś w przysłowiu było: Że kto często w piecu lega, Takież tam inego sięga. Wiadomym ja nieco tego, Nie mówiąc wnet o tym mnogo, Że się o to nie gniewaj, Gdy im pełną nalewają; ⁵⁵ brzy. Rady też śklenicę widzą, I za koflik⁵⁶ się nie wstydzą. A gdy się która opije, Tu się nic przed nię nie skryje, Będzie za każdym wołała, Z junakiem się potykała, Żadnego się nic nie wstydzi, Boć przed sobą kota widzi; Siedzi roztarchawszy włosy, A chce śpiewać na trzy głosy. Tuć nic opatrzyć nie może, Musi odejść spać na łoże. Gdy się z wieczora opiła, Nieżyt niegdzie przystąpiła, A nie mało z domu zginie, Niźli panią mdlostka minie. I tym się zaś musi goić, A swe myśli zaś posilić⁵⁷. Nu, wszak to już widzisz jaśnie, Żeć to z chudą wszytko zgaśnie, Zwłaszcza, co się tknie bujności, Picia a rozpuściłości. Ja po sobie sam to gadam, Że, gdym łączny⁵⁸, z mdłości padam, Głód mi zakazuje skakać, ⁵⁶ kufelek. ⁵' obczerstwić. ⁵⁸ gdy łaknę, gdy jestem głodny. 84 Broni czasem i żartować⁵⁹. A tak, być ma wola była, Takowaćby się godziła. Lupa Toć wedle twego sądzenia; Nie megoś tu przyrodzenia. Nie podoba mi się chuda, Gdyż rzadko się dobra uda. Jeśli zaś cienkiego nosa, Będzie gniewliwa jak osa; Wypną jej się z boku kości, Nie mogę mieć k niej miłości. Ano gdy koń zanędzony⁶⁰, Płaci⁶¹, co ogień zziębiony. Tak jest i takowa wdzięczna, Jako w lesie sowa łężna, Często z wiatrem za pas chodzi, A wiatr nią, gdzie chce, godzi, Nu jak ona żydło⁶² zwiedzie, Kiedy ledwo nić uprzędzie. Bych ja jej nie wiem jak piskał, Wątpię, abych co z nią zyskał. Chudego jest barwa blada, ⁵⁹ sprymowati. ⁶⁰ hubeny. ⁶¹ jest tyle wart. ⁶² żywność. Ma myśl mi się k niej nie nada. A biała suknia mnie mierzi, Boć niedługo barwy dzierży. Przetoż także każda biała, Nie mów, aby stałą była. Niektórzy tak powiedają, Co się na pięknych nie znają. Że biała nadobna bywa, Boć ona się często mywa, Lecz ja na tę prostą powieść Nie mogę się smaku dojeść. Bo gdyż barwiczki nie widzi, Jak strugany obraz siedzi. Daj jej liczydła⁶³ maluczko, Zaraz jej oprawisz liczko. I o czarną wprawdzie nie dbam, Bo wiem, że k nim szczęścia nie mam; Inego odtąd odwodzę, Sam też nierad w smętku chodzę. Miłali dla swej czci będzie, Wżdyć nieustawiczną będzie, Przyjmie k sobie każdą miłość, Jako czarna ziemia bujność. Acz po łacinie nie umiem, Wszak przeto temu rozumiem, Że każda z mego sądzenia, Gorącego przyrodzenia, różu, czerwieni. 85 Przy ogniu się uczadziła, Nie wierz, by prawiczka⁶⁴ była. Bywać w poły nadłomiona, Jako głownia opalona. Warwas Miły Lupa, dawno cię znam, A zawżdy za mądrego mam, Lecz nie dobrze się oglądasz, Co ten raz tutaj powiedasz. Wszak to z nas każdy wyznawa, Że ruda⁶⁵ czasem wygrawa, Która jest twarzy czerwonej, Z białością nieco zmieszanej; Jużbych tę ci pojąć radził, Gdyś jine wszytki pokaził⁶⁶. Lupa By ty mnie na krzyż ogolił, Nie wiem, bych k temu przywolił. Prawdę mówisz o czerwonej, Że ta jest barwy zmieszanej, Serca nieustawicznego, Rada przyjmuje każdego. Widzisz, że w takiej krew włada, Odmieniać się często rada. Tuć są w niej rozliczne myśli, Jakby na jaśnią nie wyszły, Nie żałujeć i źrzenice, Która ma czerwone lice. A być wszak była i blada, Wżdy nierada w kącie siada. Warwas Proszę, uczyń , Pojmi sobie piegowatą. Lupa Ja w myśli prawie omdlewam, Gdy żółtą barwę odziewam. Popatrz, jeślić się nie leni, Czy się ta sierć nie zmieni. Poznasz ją wnet i z mówienia, Jak ma chytrość z przyrodzenia. Liszka nieme zwierzę była, Gdy rudawą⁶⁷ sierść chwaciła, Zaraz chytrości nabyła, Dobrze by w dworze służyła. Tak i ona kołem toczy, Być była czarnych oboczy⁶⁸, Rychle chytrości nabędzie, ⁶⁴ celisrwa. ⁶⁵ ryżka. ⁶⁶ pokonał. zerzawau. ⁶⁸ brwi. 86 Że prawdy przy niej nie będzie. Sprośnie się przed tobą stawia, Rzekłby, że z Bogiem rozprawia. Oczyma nadobnie wierci, A w sercu zła chytrość siedzi. Być się wżdy uprzejma zdała, Łagodną rzeczą się śmiała, Wszak to łacniuchno dowiedziesz, Pieszki i z koniem dojedziesz, Ze każdać jest z obyczaja Mieniącego się rodzaja. Tak żółta mnie by się zdała, Jakoby dziś z grobu wstała, A po twarzy gęste piegi, Patrząc na nią, dałbych w nogi. Warwas Poszukaj sobie bogatej, Coby miała liczne płaty. Bo jeślić u niej i wada, Czasem mienie bronią pada⁶⁹. I mistrze toć oznajmiają A pismem wżdy potwierdzają, Ze dary są tej mocności, Ukrócą gniewy zwierzchności; Więc skoro mienia dostaniesz, Na darzech legniesz i wstaniesz. Lupa Bych miał mieć odewsząd płaty, Wieręć nie pojme bogatej, Gdyż około tego płota Idąc, zawadzi mi psota. Takowa by tęga⁷⁰ chciała, Aby ze mnie osła miała. Nigdyć nie przyzwolę k temu. Bych miał wszytkę nędzę w domu. Zaliż ta będzie pracować? Dopomoże żywność chować ? Umieć się wymówić czyście A wyliczy jak na liście, Ze w bogatym domu była, Pracować się nie uczyła. Tu chce wszego hojnie użyć, A dziwnymi krojmi chodzić. Nieopatrzyszli jej tego, Już masz sarkania wielkiego, W czymż, jeśli się jej sprzeciwisz, Rzeknieć słowo, że się zwstydzisz. Przytym ci będzie wymawiać, Żeć się mogła lepiej wydać. Rzeczeć: ciebiem nędzę wzięła A już panem uczyniła; Ty zaś k temu się wżdy nie znasz, Ze prze moje mienie cześć masz; ⁶⁵ zbozi brani padu. 70 temu. 87 Nawiedzie przyjaciół, mali, Aby cię czyście zeprali. Sama krząka⁷¹ po swej woli, Aż posłuchać głowa boli. Pojmiesz chudzinę ubogą, Musisz szczęścia patrzyć nogą, By był wspaniały pachołek, Pracuj, róbże jako wołek. A skoro robić przestaniesz, Ledwie krup, ziela dostaniesz. Nie masz pomocy nikędy; Gdzie nie spojrzysz, szkoda wszędy. Chce, abyć odpoczywała, Ze doma dość pracowała, I lepiej mi swobodnym być, Niżbych z nią miał nędze użyć⁷². Warwas Wierę, ledwe⁷³ bych nie wiedział, Jakobych sam w tobie siedział, Ze z daleka k temu mierzysz, Starej, leniwej⁷⁴ ty wierzysz. Prawieś w wierzch gruszce uderzył, Nie wiem, by kto lepiej zmierzył, ⁷¹ brauka. ⁷² triti. ⁷³ z ciężkiem. ⁷⁴ lelite. Nie najdzie na tobie winę, Gdyż sam także masz łupinę. Sam rozum to ukazuje, Równy z równym się raduje; I tobieć szkoda jest młodej, Prze nierówność a złe wady. Lupa Na darmo mi o tym mówisz, Babą ty mnie nie ułowisz. Już dalej cię proszę o to, Nie nawodż mnie więcej na to, A nie chwal mi tego ziela, Być je za najlepsze mieli. Zali nie wiesz, stare żony W jednej łące są pasiony ? Tuć jej nic starość nie wadzi, Każda się na swadźbę⁷⁵ sadzi. Twarz swą barwi a ozdabia⁷⁶, O starość bynajmniej nie dba. Onać zmarski wygładziła, By w dwunaściech leciech była; Lice sobie tak przybarwi, Trochę swą starość odmieni. Te, co brzydkie głowy mają, Perłami je przykrywają. ⁷⁵ wdawani. ⁷⁶ sperkuje. 88 Nic młodym naprzód nie dadzą, Wszytkie się o miłość wadzą. Jeszcze większą psotę⁷⁷ płodzą, Samy za młodzieńcy chodzą. Chceszli, pokosztuj tego sam, A z niektórą się zaznajom: Uźrzysz, jak ci się postawi, Za tobą posły wyprawi. Jestli ciebie nie przystudzi⁷⁸, W polewce ciebie przyłudzi. Tu już ją miłować musisz, Gdy naprawy⁷⁹ trank ukusisz. Dziwnać jest rzecz stara żona; Nigdyś nie prażeń brzemiona, Rychlej zjednasz wilka w jamie, Niźli babę w jednym domie⁸⁰. Wszytko chce mieć po swej woli, Ze posłuchać, głowa boli. chlipnost. neprisaudi. strojeny. W oryginale polskim: (626) Niżli z babą w..... Bo wszytko chce mieć po swej woli, Wszak słuchając głowa boli. Nikomuć sie skarać nie da (630) Wnet trucizną odpowieda (631) Musisz pod się ogon wtulić (632) Będzie[szj... Żadnemu się karać nie da, Trąc w gardło, wnet odpowieda, Kdyż cię ujmie za powódce, Musisz iść pod jej proporce A ku wszemu jej przyzwolić, Jestli chcesz długo żywym być. Warwas Cóż to mówisz, bracie miły! Już się gniewam ze wszej siły; Tedy lepiej się obiesić, By taka każda miała być. Lupa A cóż ci się tak głupi zdam, Czyż niepewną rzecz potwierdzam? Dobrzeć się na to oglądam, Istą prawdę ci powiadam. Nie darmoć jam tak obłysiał, Wielem ja dziwnego słyszał. Warwas Wżdyć mi tego nie dokażesz, Chyba prawdzie usta zwiążesz. I jać wiele dobrych żon znam, A o niektórych sprawę mam, Żeć są Bogu, ludziom miły, Jako święte czczone były. 89 Lupa⁸¹ Ba, mów mi, co tylko chcesz sam, Gdzie ty myślisz, byłem jać tam. Niektóre z nich cne bywają, Gdy je w grozie wychowają A matki je temu uczą, Swym dobrym przykładem ćwiczą, By trwały w wierze, we cności, W pokorze a w wstydliwości, Nabożnie Bogu służyły, Adamową kaźń pełniły. Ale już tego miesiąca Nie najdziesz jednej z tysiąca, Któraby z swą córką przędła A k chytrości jej nie wiodła. Lecz choć jest stara, aż zblednie, Tuć podle swej córki siądnie; W czym się już sama nie godzi, Z córką swoją wabić chodzi. Nauczy jej pięknie mówić, A za wiechą dutki łowić, Radaby ją wystawiła, By nad nią żadna nie była. ⁸¹ W oryginale polskim: L u p u s (651) Ba, już ty powiadaj, co chcesz, Bykiem ja tam, kędy ty chcesz Onyć to takie bywają (654)....[wjychowfają] Będzie ją ku temu ćwiczyć, Jako ma w tańcu wykroczyć: Ujmi się Jóźko pod boki⁸², A ty jej graj na trzy skoki. Leda czym się barwi, maże, Zmłodzi sobie twarz, pokazi. Najdziesz u nich leki gładkie, Trańki nakisłe i słodkie, Drygant, kamforę, mastykę, Prawie całą apotekę. Tak u każdej będzie tego, We wszech kąciech dosyć mnogo. Nie wierz, by tak piękną była, Tylkoć twarz swą ubarwiła, By miała i kopę wydać, Musi sobie liczko zmazać. A tak ja, miły Warwasie! Pewnięć się rozmyślę zasię. Chciałem ja się był ożenić, Lecz już tu muszę odmienić, Zwłaszcza wiedząc ich chytrości, Wszelijakie przewrotności. Wszak widzimy, że dzieweczki ⁸² W oryginale polskim: (675) Im sie duszko po[d boki] A ty jej graj na trzy skoki. Więc je leda czym mażą A tym sobie z miodu pleć ka[żą] (679) [Najjdziesz tam u nich słoik[i] 90 < Chytre > są już naskroś wszytki. Jak tego mówić nie mamy, Co je przy dworzech widamy? «duka... toć> czyste junaki ich skrytość taki. Ano i nasza Marusza, Acz się w niej zda prosta dusza, Wszak patrzy chytrości rada A tą pachołka przegada⁸³. Otym bych więcej powiedział, Gdybym z tobą dłużej siedział, Ale to mi się już cięży, Gdyż się ku wieczoru bliży. Przeto muszę do domu iść, Ciebie tu Bogu poruczyć. Warwas Nie spiesz się, mój Lupo miły, Rozprawiajmyż jeszcze chwilę. Hań, widzę, idzie Paszczeka, Znajomy z młodego wieka. Temuż dajmy się rozsędzić, Nie chciejmy w tym więcej błędzie. ⁸³ W oryginale polskim: (704)... m schytrzy parobeczka. .......w[ięc]ej powiedział, (706)..........[dlujżej... Paszczeka Zdarz wam Bóg, mili sąsiedzi; Każdy z was coś smutno siedzi; Siedzicie jak pustelnicy, Mając po pustej śklenicy. Lupa Witamy cię, co mądrość masz, Paszczeko, towarzyszu nasz⁸⁴. Wierę nie chciej nam za złe mieć, Że cię nie mamy czym poczcić. O tochmy się tu wadzili⁸⁵, A piwo prawie dopili, Skąd kobiety chytrość mają, W której się ustawnie znają? Na twój sąd to oddawamy, Gdyż cię w tym za mistrza mamy. ⁸⁴ dobry mężu. ⁸⁵ W oryginale polskim: (725) O to tu sie dawno swarzywa, Iże nam nie dostało piwa. Skąd niewiasty chytrość mają, Którą nam zawżdy met dawają. (729) [Na] twój to sąd puszczamy [Bo cie] w tym za mistrza mamy 91 Paszczeka Rozumiem po waszej rzeczy, Zeście łotrasowie wielcy⁸⁶. Leda o żonach żujecie, W czym się i sami czujecie. Gdyżeście obaj nie młodzi, A darmo klektać⁸⁷ któż radzi ? Wszak obadwa dobrze wiecie: Niewiasty chowają dzieci. Być one takowe były, Wasby łotrów nie rodziły, Gdyż się to ninacz nie godzi, Wilk sobola nie urodzi⁸⁸. Przetoż wy tędy błądzicie A sami się w tym sądzicie, Ortel⁸⁹ na się wydajecie, Powróz na szyję kładziecie. Lepiej temu pokój dawać, Ludzi więcej nie obmawiać, Sąć takież w męskiej kolei, Mnodzy łotrzy i złodziei. A z tym się już dobrze miejcie, Z ludzi więc niepośmiewajcie. Dokończenie Składacz Ja, com pisał, miłe panie, Prze to me sprosne pisanie Wierzę, że się nie gniewacie, Ani źle to wykładacie. Gdyżem nie pisał o złości, Lecz o niewieściej chytrości. A chytrość tym nie jest winna, Jednoć rozumu przyczyna. Chcecie snadź, bych krzyżem padał, Mówiąc: Bodaj zabit składał -Temuż łajcie, kto to mówił, Wszakem ja sie z nim nie zmówił. Choćby on z włosy nie wisiał⁹⁰, Ja to piszę, com ja słyszał. Życzę sobie: pić mi dacie -Tak mej rzeczy koniec macie. ⁸⁶ więtszy. ⁸⁷ szczekać, tlachać. ⁸⁸ odwołanie do zwrotu przysłowiowego. ⁸⁹ wyrok. newyscl; wisieć razem z włosami, za włosy? 92 Rekonstrukcja zachowanych fragmentów Tekst wydobyty przez K. Piekarskiego. W nawiasie numeracja odpowiedników w przekładzie czeskim i w rekonstrukcji (przekładzie na powrót z czeskiego) sporządzonym przez A. Brucknera. K. 17.a 4. A tym sobie zmłodu pleć ka[żą] 1. (626) Niżli z babą w...... 5. (679) [Naj]dziesz tam u nich słoik[i] 2. Bo wszytko chce mieć po swej woli, 6. -27 (680-701): [brak] 3. Wszak słuchając głowa boli. 4. Nikomuć sie skarać nie da K. 18.b 5. (630) Wnet trucizną odpowieda 1. -2 (702-703): [brak] 6. (632) Musisz pod się ogon wtulić 3. (704)... m schytrzy parobeczka. 7. (631) Będziefsz]... 4. ......w[ięc]ej powiedział, 8. -18 i trzy osoby dialogu (633-650): [brak] 5. (706).........[dłu]żej... 6. -23 i trzy osoby dialogu (707-724): [brak] K. 17.b 1. L u p u s K. 19.a 2. (651) Ba, już ty powiadaj, co chcesz, 1. (725) O to tu sie dawno swarzywa, 3. Byłciem ja tam, kędy ty chcesz 2. Iże nam nie dostało piwa. 4. Onyć to takie bywają 3. Skąd niewiasty chytrość mają, 5. (654)......[w]ychow[ają] 4. Którą nam zawżdy met dawają. 6. -25 (655-674): [brak] 5. (729) [Na] twój to sąd puszczamy 6. [Bo cie] w tym za mistrza mamy K. 18.a 7. -26 i jedna osoba dialogu (730-750): [brak] 1. (675) Im sie duszko po[d boki] 2. A ty jej graj na trzy skoki. 3. Więc je leda czym mażą 93 K. 19.b 1. (751) [A z]atym sic dobrze miejcie 2. [I z] ludzi sic więcej nie śmiejcie. 3. Dy kas 4. A com pisał, miły panie, 5. (754).......we moje pisanie. 6. -19 (755-768): [brak\ K. 2O.a 1. (5) Żonę pojąć..... 2. Dykas raić pomaga, 3. (7,8,) Bo zdana nic jest be zakafłaj. 4. Paszczeka ich karze 5. (10) Zgadzając je w wielkim swarze. K. 2O.b \drzeworyt\ 94 Kostyra z Pijanicą W nawiasach kwadratowych podano uzupełnienia za Piekarskim i dodano ustalenia nowe w stosunku do jego propozycji, jak się wydaje - pewne, a to dzięki żywej dyskusji uczestniczek staropolskiego seminarium magisterskiego w roku akademickim 2003/2004 na naszej polonistyce; dzisiejsze już Panie Magister (m.in. Agnieszka Lipińska, Kamila Słobodzińska) zechcą na swoje ręce w imieniu całej grupy seminaryjnej przyjąć podziękowania i wyrazy sympatii. W klamrach zaś podano uzupełnienia nowe, ale nie udowodnione inaczej jak tylko przez zwykłe dedukowanie. K. ty tyłowa recto: [brak paru wierszy] 1. ysiezam... 2. dwu żywfotów⁹¹] [Finalik] [Drzeworyt, zachowany częściowo] Prasowano w Kra[kowie u Hieroni-]⁹² ma [Wietora] K. tytułowa verso: [brakparu wierszy] 1. 2. 3. [e] dobrego,⁹³ i [w] go pokłony [pojwiada. 4. wnej dobre⁹⁴ 5. {prz}[y]rodzonej chęc[i] 6. [n/m] osobliwie, [n/m] 7. {moj miły} [Stanisławie⁹⁵ * [n] 8. abych cię był {o}[kp]{ił} 9. {tym moim} pisanim, spos 10. żywotów niżej n[au]{czył} 11. {ni} [e] trafił z przygody [n]{a} 12. {da}[w]{n}ych skarbów [: przo]{dkow} 13. [o] nie dawno: A[być] ch{ciał} 14. [ojbraniu domysłów gł{upich} 15. [(jajko sam znasz) już [n/m] 16. roztargnione, część... 17. [gospojdarstwa domowegfo] ⁹¹ Ew. [ych], ⁹² Słowo „Krakowie” w oryginale od małej litery. ⁹³ W oryginale dwie kropki (dwukropek), które transkrybujemy jako przecinek. ⁹⁴ Ten wers w oryginale większym stopniem czcionki. ⁹⁵ W oryginale dwie kropki (dwukropek), które transkrybujemy jako przecinek. 95 18. {ta}kie ostarawanie rz 19. ha i w naszym kra[ju] 20. o sobie) jest na mi 21. ona, abych miał ob 22. nie miało mieć w 23. zwłaszcza, iż sie jem K. 2.recto: 1. m wiesz mało p [y] tam. Zdało mi si [e] 2. tko przyczyn, abych cię by[ł] tej rfzeczy] 3. [zwierzchnim arbit[r]em obrał, i prze- 4. [de wszystkjo jedna, znam w tobie przyro- 5. [dzony z]arod rozumu, któremu u ciebie 6. [e]ją a dawają miesce: nie tylko łu- 7. [dzie], którzy to snadnie obaczyć mogą: Ale 8. [zwie]rzęta, kotowie i inych wiele, ucie- 9. [kają z] daleka z wierz [ ]⁹⁶ albo ze krza za- 10. a, dziwując sie takiemu mężowi: 11. [jakiego] naszych wieków w Polszce nie by- 12. [ło. Te]goć iście ani z pochlebstwa, ani też 13. [abym] [c]i t[eg]o zażrzał przyczytam, jedno 14. z prawej życzności a z dobrej chę- 15. [ci ocho]tnieć tego życząc, abyć ze wszech 16. [te]go dobrego narastało, jako w {niebie} 17. [,]⁹⁷ Panu Bogu s[ą] początki, bo nie ⁹⁶ Ubytek w karcie. ⁹⁷ W oryginale dwie kropki (dwukropek), które transkrybujemy jako przecinek. 18. o twe jed[n]o jako swe wła- 19. [sne] [ ]⁹⁸ ⁹⁹teżte[ ]" miły Stachu 20. [J]arosz[ ]¹⁰⁰ [Ci]ebie [n]ie [...]¹⁰¹ niejsz 21. wości, a tak, iż i więczs 22. eczy i częścią lu[d]skich s{praw} 23. prawie śrzodkiem siedzi 24. w tobie znajdują, posył{anie} 25. a spisek sposobu tych d[r] 26. [kto]ry ty obaczywszy na p... 27. snadnie możesz rozezn [ać]... 28. masz i insze przy so[bie] K. 2.verso: 1. dzie, a to będę miał naprzód, iż pr[ze-] 2. [ze] mnie dobrego towarzysza nie 3. {przepo}mnieć musisz i za to pro[szę], 4. Ku czytelnikowi¹⁰². 5. Możesz sie wyprawić snadnfie] 6. Bo wszak to naprostszy zgadn[ie] 7 O czym książki powiadają, 8. A co za rzecz w sobie mają. 9. Acz nie opisan seroko 10. Ostatka dojrzysz na oko. ⁹⁸ Ubytek w karcie. ⁹⁹ Ubytek w karcie. ¹⁰⁰ Ubytek w karcie. ¹⁰¹ Ubytek w karcie. ¹⁰² Ten wers w oryginale większym stopniem czcionki. 96 11 .Jeśli czego nie dostaje, 12. Jedno patrzaj, gdzie sprzełaje 13. Dosyć śmiechu i ćwicznia, 14. Cztąc, a więcej z obaczenia. 15. Wszak o tym wiedzieć nie wafdzi] 16. Kto zna, co złe, na dobre rafdzi]¹⁰³. Kostyra Pifjanica] Elektroniczna rekonstrukcja końcowego drzeworytu dała taki rezultat (por. materiał wyjściowy w Zamknięciu cum figuris): ll” Jedna sylaba za dużo. „Gęsi” Pana Reja Uwagi dla zwykłego czytelnika* Jak czasami mało albo niedokładnie rozumiemy tekst staropolski - nie trzeba nikomu wyjaśniać. Kto nie wierzy -niech sięgnie choćby po książkę Ewy Ostrowskiej Z dziejów języka polskiego i jego pięknaXM, wydaną przed laty. Autorka zebrała w niej m.in. szereg swoich wcześniejszych studiów poświęconych analizom semantycznym i stylistycznym wielu trudnych miejsc z literatury dawniejszej, jak znaczeniu słowa „piórko” u Kochanowskiego, czy pięknej apostrofie czarnoleskiego Jana z fraszki Do gór i lasów. „Wysokie góry i odziane lasy...”* ¹⁰⁵. Teraz przyszła kolej na słynne „gęsi” Pana Reja. Najbardziej bowiem „niebezpieczne” i wymagające wyjaśnień są zawsze te fragmenty dawnych dzieł, które wszyscy dobrze znamy. Często mianowicie w powszechnej opinii zwykło się je błędnie interpretować, gdy podsuwają dzisiejsze znaczenie słów, sugerujące tylko tę samą myśl, co dawna, ale naprawdę przecież niosąc odmienne nacechowanie semantyczne. Tłumacze zwykli takie słowa nazywać fałszywymi przyjaciółmi. Ten właśnie znany urywek z zakończenia Figlików Mikołaja Reja Do tego, co czytał staje się oto przedmiotem naszego zainteresowania: * Wcześniejsza wersja tego tekstu była już drukowana po niemiecku w „Wiener Slavistisches Jahrbuch” Bd. 31, 1985, s. 187-192. IIM E. Ostrowska, Z dziejówjęzyka polskiego i jego piękna. Studia i szkice, Kraków 1978. ¹⁰⁵ Na ten temat por. też moje rozprawki O jraszce „Dogór i lasów"Jana Kochanowskiego, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prace Historycznoliterackie” 1977, z. 36, s. 7-20; oraz w „Wiener Slavistisches Jahrbuch” Bd. 30, 1984, s. 146-154. A niechaj narodowie wżdy postronni znają, Iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają. W komentarzu do Panarejowych Pism wierszem Julian Krzyżanowski po raz pierwszy w 1954 roku dwuznaczny leksem „gęsi” objaśnił niejako rzeczownik (nie są gęŚmi), lecz chyba jako przymiotnik (jaki? - gęsi). Połączył go ze słowem „język” i zinterpretował ów fragment, sugerując, że mowa o „gęsim języku”, czyli o żargonie, języku nieliterackim¹⁰⁶. W tym duchu wypowiadał się uczony jeszcze kilkakrotnie. Pisał m.in. o kimś innym: Okrzyk ten, odmienny od uwagi Reja, iż Polacy nie mówią językiem gęsim, lecz swoim własnym [...]¹⁰⁷. Podobnie objaśniał i wiele lat później: W Polsce czynnikami, które stopniowo doprowadziły do powstania tej świadomości [...], były [...] oświadczenia w rodzaju głośnej uwagi Reja, iż Polacy mówią językiem własnym, nie gęsim¹⁰⁸. Dodać tu można jeszcze jedną interpretację paralelną: nie mówią językiem gęsi, zatem gęsim. Czyli łącznie mielibyśmy jakby trzy wersje znaczeniowe tego miejsca: Polacy nie są gęśmi, bo mają swój język (rzeczownikowa „twarda”), Polacy nie mówią jeżykiem gęsi, lecz swoim (rzeczownikowa „miękka”; porównawczo: nie mówią językiem Niemców, czyli niemieckim, lecz swoim), Polacy nie mają gęsiego języka, lecz swój (przymiotnikowa: „język gęsi” - jak „język niemiecki”)¹⁰⁹. Atoli liczne wydania dawniejsze tekstu Pana z Nagłowic nie podają często właściwie żadnego komentarza do tego fragmentu. Albo, jak w edycji Wilhelma Bruchnalskiego, gdzie nie objaśniając tego miejsca, jedynie wyróżnio ¹⁰⁶ M. Rej, Pisma wierszem, oprać. J. Krzyżanowski, Wrocław 1954, s. 276, Biblioteka Narodowa, Seria 1, nr 151. ¹⁰⁷ J. Krzyżanowski, Proza polska wieku XVI, [w:] tenże, IV wieku Reja i Stańczyka. Szkice z dziejów Odrodzenia w Polsce, Warszawa 1958, s. 137. ¹⁰⁸ Tenże, Dzieje literatury polskiej. Od początków do czasów najnowszych. Warszawa 1969, s. 74. ¹⁰⁹ Roboczo, pomocniczo i nader nienaukowo użyte tu określenia „miękki”, „twardy” wyjaśnia się w dalszym ciągu tekstu. 100 no w tekście graficznie (spacją) słowa „Polacy” i „gęsi” - co (jako utworzenie w ten sposób pewnej paraleli) pośrednio stanowi interpretację odnoszącą formę „GĘSl” do jednej z form rzeczownikowych: Polacy nie są gęśmi. Nie wypowiedział się też na interesujący nas temat Witold Taszycki, przedrukowując w swoich Obrońcach języka polskiego wiersz Do tego, co czytał. Nie rozważał zresztą tego zagadnienia i we wstępie do całej antologii. Zaś po wydaniu dzieł Rejowych przygotowanym przez Krzyżanowskiego, osobna edycja Figlików opracowana przezeń i Marię Bokszczaninównę oraz inne wydania, np. wybór dzieł Reja zestawiony przez Jana Śląskiego - najczęściej powtarzają sugestię z Pism wierszem, o której była wyżej mowa. Czytelnicy nie chcą jednako niej pamiętać, choć oczywiste zdawałoby się, że rozumienie tego miejsca tak, jak zaproponował to Julian Krzyżanowski, jest słuszne, wszak zupełnie odmienne od tradycji zadomowionej w związku z dwuwierszem Reja nie tylko w opinii powszechnej, lecz i wśród specjalistów (bez względu na to, jak ostatecznie zinterpretujemy samą wykładnię Krzyżanowskiego: czy mówi on o języku gęsi, czy o gęsim języku). Z pewnością jednak odrzucona tu jest lekcja zestawiajaca wprost Polaków i gęsi. Dlatego m.in. zagadnieniu temu warto poświęcić jeszcze trochę uwagi. Nie zamierzamy jednak opowiadać historii nieporozumień czy niedomówień wokół wspomnianego cytatu, lecz sądzimy, że garść przygodnie dobranych przykładów ilustrujących, że jest on dalej różnorodnie rozumiany, może się przecież okazać pouczającym zestawieniem. W wielu opracowaniach dotyczących Reja, problematyki jego twórczości, języka itp. najczęściej spotykamy się z powtórzeniem interesującego nas dwuwiersza, bez próby interpretacji, tak bardzo przecież potrzebnej i mającej zasadnicze znaczenie dla szerszego kontekstu zagadnień, w związku z którymi cytuje się zwykle ten fragment. Oto np. nie Znajdziemy wcale rozważań na jego temat już w tak ważnej dawnej rozprawie, jak Józefa Ujejskiego Pojęcia Reja dotyczące Polaka i Polski. Zdarzało się też, iż przywoływano poetę z pamięci, niedokładnie lub jedynie we fragmencie pozbawionym kontekstu. Tego typu przypadki mogą być dla nas szczególnie interesujące, gdyż zmiany wprowadzane często podświadomie 101 w takim pamięciowym cytacie świadczą o tym, jak używający rozumiał obchodzący nas urywek i przez to jaką swoją interpretację utrwalał w ogólnej świadomości czytelniczej. Tak na przykład przesadnie wzniosła dedykacja Rejowego numeru „Poradnika Językowego” (1905, nr 10) skłaniała się chyba w kierunku rzeczownikowego rozumienia przez jej autorów leksemu „gęsi”: Temu, który pierwszy udowodnił, „że Polacy nie gęsi, że swój język mają” -w czterechsetletnią rocznicę urodzin poświęca Redakcyja¹¹⁰ Jeszcze bardziej dobitnym przykładem na interpretację w cytacie podawanym z pamięci była uwaga Zenona Klemensiewicza: Cala wreszcie twórczość Reja staje pod hasłem: „A niechaj narodowie wżdy postronni znają, że Polacy nie gęsi, iż swój język mają”¹¹¹. Charakterystyczna zmiana początku drugiego wersu powoduje tutaj wrażenie, że następujące w dalszym jego ciągu „iż” (np. w znaczeniu: skoro) powinno rozwiązywać w opinii Klemensiewicza zagadkę formy „gęsi” na korzyść rzeczownika. Można je bowiem tak rozumieć, że wprowadza ono zdanie podrzędne, zależne nie od tego głównego z pierwszego wersu Rejowego tekstu, lecz właśnie od myśli, że Polacy nie są gęśmi - skoro mają swój język (według powyżej przedstawionej nomenklatury: rzeczownikowa „twarda”). ¹¹⁰ „Pamiętnik Literacki” R. 4, 1905 i odb. Lwów 1906, s. 6-7. ¹¹¹ Z. Klemensiewicz, Czynniki sprawcze w rozwoju polszczyzny doby odrodzenia, [w:] Odrodzenie w Polsce. Materiały sesji naukowej PAN 25-30października 1953 roku, t. 3: Historia języka, red. M.R. Mayenowa, Z. Klemensiewicz, Warszawa 1960, s. 18. 102 Jak daleko może zaprowadzić taka interpretacja (którą umownie nazywamy właśnie rzeczownikową „twardą”) -świadczy najlepiej fragment wiersza Juliana Przybosia. Nastąpiło tu przecież jawne „wmówienie” Rejowi porównania Polaków do gęsi poprzez wprowadzenie do cytatu równorzędnego łącznika: A niechaj narodowie wżdy postronni znają, że Polacy nie gęsi i swój język mają¹¹². Dyskusję na temat rozumienia Rejowego dwuwiersza znajdujemy z kolei w kilku dalszych rozprawach poświęconych specjalnie temu zagadnieniu. Przywołała ją swego czasu Barbara Otwinowska, dodając własne obserwacje¹¹³. Poruszoną kwestię dostrzegł też i omówił, nie opowiadając się jednak za żadnym z możliwych tu rozwiązań - Jerzy Starnawski¹¹⁴, w kontekście problemów edytorskich Zwierzyńca, sugerując wszakże ogólnie jako jedynie logiczne i sensowne odczytanie przymiotnikowe (Polacy nie mają gęsiego języka, lecz swój język). Autor wspomina też o powszechnej interpretacji rzeczownikowej „twardej”, przytaczając nawet tytuł nawiązujący do tekstu Reja i nie pozostawiający tu żadnych wątpliwości, mianowicie Ludwika Hieronima Morstina Polacy nie gęsi. Kwestia zatem bywa dla wielu niejasna i - jak widać z podanych zestawień - wyraźnie zarysowują się tu dwie „szkoły” interpretacyjne, z tym że powszechnie, popularnie przeważa rozumienie „gęsi” jako rzeczownika. Ale zasadniczy niepokój nasuwa dopiero lektura odpowiednich haseł w kilku słownikach. ¹¹² J. Przyboś, Na temat sztuki narodowej, [w:] t en że, Linia i gwar, Warszawa 1959,s. 92. ¹¹³ B. Otwinowska, Mikołaj Rej w walce o literacki język narodowy, [w:] Mikołaj Rej. IV czterechsetlecie śmierci, red. T. Bieńkowski, J. Pelc, K. Pisarkowa, Wrocław 1971, s. 32, Studia Staropolskie, t. 28; taż, Gęsi z Leda co w teoriijęzykowoliterackiejReja, „Pamiętnik Literacki” 1972, z. 1, s. 127-158 (tu m.in. o stanowisku W. Doroszewskiego). Na marginesie zwróćmy też uwagę na to, iż „opcję rzeczownikową” poparł także Karl Dedecius: „der Lachę ist keine Gans, auch er hat seine Sprache”, co jeszcze raz poświadcza powszechny dzisiaj sposób rozumienia interesującego nas miejsca. Zob. Sto wierszy polskich, w wyborze i tłum. K. Dedeciusa, Kraków 1982, s. 8-9. Na temat dalszych spraw związanych z tym tłumaczeniem wypowiemy się w innym miejscu. ¹¹⁴ J. Starnawski, O Zwierzyńcu Mikołaja Reja z Nagłowic, Wrocław 1971, s. 28, Studia Staropolskie, t. 28. Zob. też W. Kopaliński, Słownik symboli i tradycji kultury. Warszawa 1985, s. 317. 103 Pierwszą książką, po którą sięga zwykle polonista przy tego typu wątpliwościach, jest oczywiście Słownik Lindego. W naszym wypadku niewiele jednak się z niego dowiemy, gdyż interesującego nas tekstu Reja nie ma ani pod hasłem rzeczownikowym „gęś”, ani pod przymiotnikowym „gęsi”. Natomiast wśród szeregu połączeń, co warto zauważyć, nie znajdujemy wprawdzie gęsiego języka, lecz są kolejno gęsi pastuch, gęsi chlew, gęsi smalec oraz takie wyrażenia, jak^p/ szereg i gęsi chód. Cały rząd kolejnych słowników języka polskiego nie wnosi do sprawy poprawnego rozumienia tego miejsca żadnego rozwiązania. Dopiero Alina Linda w wydanym swego czasu tomie 7 Słownika polszczyzny XVI w. zamieściła wśród innych przytoczeń także interesujący nas urywek, ale pod hasłem: „gęś”. Mamy więc do czynienia z bezspornym rzeczownikowym odczytaniem dwuznacznej formy „gęsi” i to przez specjalistę językoznawcę; chyba zupełnie odmiennie niż proponował Julian Krzyżanowski, dziś już kilkadziesiąt lat temu. Jasne, że wspomnianego cytatu nie ma zatem wobec tego pod hasłem przymiotnikowym „gęsi”, gdzie znajdujemy natomiast inne przykłady z tą samą formą, m.in. szereg -.gęsi i kaczy. Podobnie jak i w Słowniku Lindego nie odnotowano też hasła „gęsi język” w znaczeniu żargonu. Przejdźmy wreszcie do interpretacji mówiącej o recepcji interesującego nas sformułowania w jeszcze jednym opracowaniu, równie ważnym, jak Słownik polszczyzny XVI w., choć o nieco innym charakterze i dotyczącym innego kręgu autorów i odbiorców, do których dzieło jest adresowane. Mowa o Księdze cytatów z polskiej literatury pięknej, gdzie na s. 675 pod hasłem „gęsi” znajdujemy odsyłacz do wiersza Reja. Interesujące jednak, w jakim otoczeniu znajduje się ta wskazówka. Otóż w takim, w którym „gęsi” ma znaczenie rzeczownikowego dopełniacza liczby mnogiej, np. „gromada wędrownych gęsi”. Ale jeden przykład zawiera bezwzględnie jakby nierzeczownikową formę: „w gęsim zakłopotaniu wstrząsają makówki”. Można by więc sądzić, że ten kontekst różnych cytatów nie przyniesie rozwiązania, skoro pod hasłem „gęsi” znajdujemy i przykłady na użycie tego samego słowa jako rzeczownika, i dowód na zastosowanie go w innej funkcji. Tak jednakże nie jest. O przymiotnikowym rozumieniu przez autorów Księgi cytatów tej formy w tekście Reja rozstrzyga sposób, w jaki uformowali oni hasło w zamieszczonym na końcu skorowidzu (skracając myśl Rejowską): „nie gęsi język mają” - a więc istotnie wersja przymiotnikowa! Potwierdzenie znajdujemy jeszcze dodatkowo na s. 781 pod hasłem „Polacy”: „Polacy nie gęsi... język mają”. Sposób opracowania cytatów jest zatem w obu przypadkach jednakowy i bezsporny: z interesującego nas punktu widzenia przymiotnikowy. 104 Pora wszakże przejść do konkretnych propozycji interpretacyjnych. Zbierzmy przeto pewne obserwacje. Po pierwsze zatem - mimo usilnych poszukiwań w naukowych edycjach tekstu Reja, w opracowaniach historycznoliterackich i językowo-słownikowych nie znajdujemy jednoznacznego wyjaśnienia interesującego nas miejsca. Jedna ze wspomnianych wyżej „szkól” interpretacyjnych opiera się na zadomowionej w tradycji lekcji rzeczownikowej, inna na postawionej kiedyś przez Krzyżanowskiego hipotezie przymiotnikowej lub rzeczownikowej „miękkiej”. Po drugie, własne próby wydobycia rozwiązania z samego tekstu Reja, których nie będziemy tu szczegółowo przytaczać, również nie przynoszą żadnych ustaleń. Drobiazgowa bowiem analiza składniowa i semantyczna dwuwiersza, rozważania nad ewentualnym różnym znaczeniem poszczególnych „iż” (np. że, skoro, gdyż) nie pomagają w odnalezieniu jednoznacznej interpretacji. Pojawiają się natomiast trzy możliwości odczytania interesującego nas fragmentu. Po pierwsze, powszechna i tradycyjna rzeczownikowa: i Polacy nie są gęśmi, bo mają swój język. Po drugie - również rzeczownikowa, lecz nowa: Polacy nie mają języka gęsi (dopeł. 1. mn.), lecz swój, i po trzecie przymiotnikowa: Polacy nie mają języka gęsiego, lecz swój. Z tym że dwie ostatnie sprowadzają się właściwie do tego samego sensu. Skoro zatem z tego punktu widzenia sprawa jest, jak się wydaje przynajmniej w tej chwili, nie do rozwiązania, nie przynoszą go bowiem żadne opracowania, wspomniane wersje odczytania tekstu mogą stać się zawsze równouprawnione - spójrzmy na zagadnienie od strony najprostszej argumentacji historycznokultu-rowej i językowo-porównawczej. Otóż wypowiadając się z przekonaniem za rozumieniem leksemu „gęsi”, przenikliwie zaproponowanym przez Krzyżanowskiego, stwierdzić trzeba, że powstała ta myśl zapewne w wyniku porównania z językami indoeuropejski-mi, zwłaszcza zaś z francuskim „jargon”, „jargonner”, a więc to, co mógł określić Rej jako „gęsi język” czy język gęsi, czyli nieliteracki, właśnie żargon - wywodzi się etymologicznie od „jars”, zoologicznej nazwy gąsiora. Dlatego zapewne powtarza Słownik staropolski za dziełem Mączyńskiego przenośne znaczenie mówienia bez sensu: „ryczeć, bredzić albo gęgać”. Zresztą, jak sugeruje prof. Renada Ocieczek, tak należałoby rozumieć znane z zestawień onomastycznych nazwiskowo-przezwiskowe „Gęgotek”, czyli ktoś mówiący niewyraźnie. Widać zatem, iż w przypadku naszym nie chodzi o bezpośrednie porównanie Polaków i gęsi, lecz jedynie o skojarzenie z pewną cechą „mowy” gęsi. Lektura odpowiedniego hasła w Słowniku etymologicznym Aleksandra Brucknera 105 uczy bowiem, że słowem tym w przeszłości i w innych językach określano bełkotanie, jąkanie się, mówienie przez nos, a nawet używano je na określenie kogoś niemego. Historia semantyki tegoż wyrazu sięga starożytnej greki, gdzie (70776^00) oznaczało „mruczę, szemram, narzekam”. Rej, używając zatem takiego porównania, myśli konkretnie o tym, jaki dźwięk wydają gęsi, nie zaś o nich samych. W jego świadomości musiało z pewnością istnieć pojęcie „gęsi język” lub „język gęsi”, choć dziś nie odnajdujemy ich w dostępnych nam materiałach źródłowych, zapewne z tego względu, że nie przejawiały się one na tyle silnie w ówczesnej polszczyźnie, by stanowić jednostkę w jakiś sposób osobno wyróżnianą. Przesłanka druga, skłaniająca do takiego rozumienia formy „gęsi”, odwołuje się do sfery pojęciowej czasów staropolskich, gdzie, jak wolno sądzić, proste przeciwstawienie Polaków gęsiom w realiach ówczesnych byłoby chyba niemożliwe. Mimo całej „swojskości” pisarstwa Reja, bezpośrednie sąsiedztwo tych dwóch rzeczowników: Polak i gęś w tekście, który nie jest wymierzoną na ośmieszenie satyrą - nie da się pogodzić zarówno ze względów pa-triotyczno-uczuciowych, jak i estetycznych. Siłą rzeczy pozostaje zatem rozwiązanie drugie, łączące przymiotnik „gęsi” z „językiem”, w kręgu tej motywacji właśnie bardzo dobrze przylegające do „tonu” całego utworu i tworzące w ramach wersu pewną paralelę pomiędzy określeniami „język gęsi” lub „gęsi język” i „swój język”. Zresztą gdzieś w tle cała ta kwestia kojarzy się z motywem gęsi kapitolińskich, które swoim krzykiem, a więc w jakimś sensie językiem, ostrzegły Rzymian przed niebezpieczeństwem - oraz tkwi w całym „otoczu” powszechnej opinii o głupich gęsiach gęgających bezmyślnie, jedna do drugiej, co jest widoczne w wielu przysłowiach na ten temat (np. o kimś, kto zna „obce języki”: kaczy, gęsi i indyczy). Z sugestiami tymi nieprzypadkowo łączy się wreszcie jeszcze jedna obserwacja. Otóż w chyba autoryzowanym pierwodruku Zwierzyńca (1562), a także w wydaniu pośmiertnym Figlików (1574) tylko wyraz „Polacy” drukowany jest większą czcionką i z tzw. spacją, co wskazywałoby jednoznacznie na intencje, by wyraźnie słowo to (nie ewentualnie przeciwstawienie z gęśmi) wyodrębnić, by nadać tylko jemu rangę nadrzędną w tej wypowiedzi. Notabene jest to jedyne wyróżnienie graficzne w całym tekście Figlików, co też pośrednio mówi o wadze, jaka musiała być do niego przywiązywana, oraz o tym, że nie można tak wyodrębnionego słowa „Polacy” łączyć paralelnie wyłącznie z rzeczownikiem „gęsi”, lecz należy kojarzyć z określeniem „gęsi”, odnoszącym się do języka. 106 Do tego dodajmy obserwację, że paralelna konstrukcja tego wersu, jak łatwo zauważyć, niejako sama z siebie kreuje przymiotnikowe rozumienie interesującego nas leksemu. Jak wspomniano, przedśredniówkowe „gęsi” stoi w oczywistej łączności logiczno-znaczeniowej ze „swój”. Czas już zatem chyba, by zamierzona dwuznaczność tytułu niniejszych uwag była ostatnią, która wiąże się z tą myślą Pana Mikołajową, myślą zadomowioną przecież w ogólnonarodowej skarbnicy kultury od prawie 500 lat¹¹⁵. ¹¹⁵ Z satysfakcją przychodzi stwierdzić, że przytoczone tu argumenty przekonały autora notki o Reju w Wikipedii, z którą w innym wymiarze nie do końca się można zgodzić. Napisał bowiem: „Dawne miano ojca literatury polskiej Mikołaj Rej zawdzięczał autorskiemu posłaniu zawartemu w zbiorze satyrycznych epigramatów Zwierzyniec (1562): A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają. W posłaniu tym autor, zgodnie z ideałami reformacji, daje do zrozumienia, że Polacy mają nie język gęsi (łacinę, nazywaną tak od brzmienia jej wymowy, od gęsich piór używanych ówcześnie do pisania, a w kontekście legendy o gęsiach, które obroniły Rzym), lecz swój własny, polski i tym samym deklaruje kulturową i polityczną niezależność Rzeczypospolitej od papieskiego Rzymu. Dzisiaj docenia się tworzących wcześniej po polsku autorów średniowiecza (Władysław z Gielniowa) i renesansu (Biernat z Lublina), jednak Rej jako pierwszy ujawnił tak wyraźną samoświadomość jako pisarz”. 107 Święty Rej Dwa przypomnienia: o człowieku i o pisarzu 1 ekst ten nie rości sobie pretensji do opracowania podającego rzeczy nowe, lecz zachęca raczej do w jakimś sensie uogólniającej refleksji nad zestawionymi tu, specjalistom znanymi skądinąd faktami. Ogólnie jednakowoż chyba nie naświetlanymi do tej pory w ten sposób, ale przecież pozwalającymi na swego rodzaju naszą ponowną już (por. wyżej uwagi w Części trzeciej) transportację w tamte czasy i na rozglądnięcie się wokół, na przyglądnięcie się realnej rzeczywistości tamtych czasów oraz w jej kontekście tamtej postaci. Jakże to pasjonujące... Nikt dziś nie wątpi, iż postać, o której tu mowa, była niezwykle barwna. W kołach „Rejołogów” dobrze znany jest pisany portret, nakreślony przez Józefa Wereszczyńskiego w wydanym w 1585 roku, a więc w kilkanaście lat po śmierci Pana z Nagłowic, Gościńcu pewnym niepomiernym moczygębom a obmierzłym wydmikuflom świata tego. Karykaturalny, to prawda, obraz pisarza, niestroniącego od żadnych uciech tego świata, „żarłoka niepomiernego”, nie bardzo przystaje do obu znanych nam dziś dostojnych portretów drzeworytowych, ukazujących postać godną, ale i dyskretnie „modną” oraz elegancką, a także do wizerunku wyłaniającego się z twórczości pisarskiej autora Krótkiej rozprawy, Zwierciadła itp. Wereszczyński tak (w skrócie) opisywał wizyty Reja u swego ojca, podsędka chełmskiego, i innych panów szlachty: To też nie bez przyczyny z tych niepomierników natrząsa się w pisaniu swym i on polski poeta, Rej stary, który choć też sam rad dobrze pił i jadł, bo był fegon¹¹⁶ prawy; tego-m ja dobrze znał, bo często u podsędka chełmskiego, ojca mojego, dla używania myślistwa bywał. Abowim zawżdy, kiedy jedno przyjechał, pudło śliw jako korzec krakowski, miodu praśnego pół rączki¹¹⁷, ogórków surowych wielkie nieckółki¹¹⁸, grochu w strączkach cztery magierki¹¹⁹, na każdy dzień na czczo to zawżdy zjadał. A potem z chlebem garniec mleka zjadłszy, jabłek z kopę, a pół tryfusa gniłek spasszy¹²⁰, do tego sztukę mięsa albo raczej cztery świeżego wezbrawszy, półmiskom kilkom czupryny wzmiąwszy, kapuście kwaśnej potem dorobił, mało już o żabki włoskie¹²¹ dbał. Potem, gdy do ugaszenia pragnienia przyszło, gdybych o tym pisał szeroko, byłoby niejednemu śmieszno, bo jako rad jadał potrawy trefne¹²², także też rzadko pijał piwo dobre, jedno gorzkie, kwaśne, na ostatek i mętne, a gdy trafił do kogo na łotrowskie piwsko, to pił, aż mu w karku trzeszczało, a też nieraz mu się trafiało, że to smaczne piwko jako słodki wrzód z gardła się mu nazad dobywało, a jeszcze sobie ust nie utarł, a przed-się wołał, aby mu pełną iną nalano i inszych upominał, aby też spełnili; pana gospodarza nie przepominano¹²³; to ono piwsko znowu przed gośćmi i przed gospodarzem wychwalał i aż do nieba wynosił i nie wyjechał nigdy z domu tego, aż wypił z gośćmi i z gospodarzem wszystko, acz to było gościom, a nawięcej panu gospodarzowi brzydko¹²⁴. Acz tego nie wiem, jeśli gdzie indziej w pomiernym życiu się kochał, ale w ziemi chełmskiej wiele jadał i pijał¹²⁵. Cóż do tego dodać, cóż ująć? Nie nasza to sprawa, bowiem z pewnością wizja ta, co wspomniałem, jest w pewnym stopniu tendencyjna, choć, jak zwykle, ziarnko prawdy chyba i tu musi tkwić. Z drugiej wszakże strony ¹¹⁶ fegon prawy - prawdziwy żarłok. ¹¹⁷ miodu praśnego pół rączki - niefermentowanego miodu miarkę; rączka - 47,5 litra. ¹¹⁸ nieckółki - półmiski, niesółki, niecki. ¹¹⁹ magierki - magierka, rodzaj czapki. ¹²⁰ pół tryfusa gnilek spasszy - zjadłszy pół cebrzyka ulęgałek, nadgniłych gruszek. ¹²¹ Włoskie i francuskie przysmaki, jak żaby, ostrygi, ślimaki, były wówczas w Polsce powszechnie znane. ¹²² trefne - wytworne, wyszukane. ¹²³ gospodarza nie przepominano - nie zapomniano o zdrowiu gospodarza. ¹²⁴ brzydko - tu: niezręcznie. ¹²⁵ Cyt. za: W. Wałecki, Z duchem w rozmawianiu. Szesnastowieczna proza polska, Kraków-Nowy Wiśnicz 1991, s. 168; epizod ten znany jest w literaturze o Reju od końca XIX wieku, por. S. Ptaszycki, M. Rej i ks.J. Wereszczyński, Wilno 1879. 110 wiemy¹²⁶, że był nasz Rej człowiekiem niezwykle zapobiegliwym, zwłaszcza w dziedzinie gromadzenia majątku bez udziału własnych środków finansowych: od przejęciaw 1531 od żony jej dóbr w ziemi chełmskiej, a w 1541 roku kamienicy przy ul. Grodzkiej w Krakowie (darowanej mu w spadku przez wojewodę ruskiego Stanisława Odrowąża), poprzez umiejętne przygrywanie Jego Królewskiej Mości przy śniadaniu (13 lutego 1545 roku), podziękowane nielicho z królewskiego rozkazania, zaciągnięty i niespłacony dług 600 zł od kolegiaty św. Anny w Krakowie, otrzymaną w miesiąc później od króla wieś Temerowce, dalej: roczny jurgiełt (pensję) z dóbr w Skal-mierzu, przyznany, tym razem z kancelarii królowej, uzyskane od Zygmunta Starego prawa miejskie dla Rejowca. Jesteśmy dopiero przy roku 1548: 3 stycznia stolnik litewski, Paweł Bystram, ofiaruje Rejowi wsie Skorczyce i Popkowice w województwie lubelskim; w 1549 roku król (zapewne nie bez zabiegów ze strony zainteresowanego) nakazuje wzięcie w opiekę dzierżawy dóbr królewskich, Pliskowca i Stajenego, a także udzielanie Rejowi bezpłatnej pomocy w obronie przed sąsiadami. Rok 1552: otrzymuje, już od Zygmunta Augusta, wieś Dziewięciele za wierną i wdzięczną służbę, a sam daje wojewodzie sandomierskiemu, Janowi Tęczyńskiemu, 1500 florenów pod zastaw majątku dłużnika (to za wiedzą i zgodą króla). Na razie tyle. A gdzie liczne udziały w sejmach i sejmikach, jeszcze liczniejsze rozprawy sądowe, w których prawie zawsze brał udział personaliter. Jego porywczość, aktywność, zapobiegliwość były powszechnie znane. (Nb. żeby sprawa była jasna: ja nie robię z tego Rejowi jakichkolwiek zarzutów. Przypominam tylko, że to był w tym względzie typowy szlachcic, żywy i żywotny człowiek). Te cechy osobowości Reja przeniosły się też na jego aktywność społeczną i literacką związaną z życiem religijnym. To jakby druga migawka filmowa, w której widzimy Pana Mikołaja w działaniu: polemistę z krwi i kości, rzutkiego bojownika ówczesnych dysput wyznaniowych, ale i twórcę wskazującego na węzłowe zagadnienia wiary, światopoglądu, religijności. Określenia, jakich się wówczas dopracował w odniesieniu do swojej osoby, charakteryzują nader wymownie jego aktywność w tym zakresie. To on zwany był przecież szatanem rozwiązłym, smokiem z Okszy, Sardanapalem nagłowickim, marchołtem, przecherą, człowiekiem bez czci i wiary¹²⁷. ¹²⁶ Cenne informacje do biografii Reja czerpiemy dziś z konterfektu podpisanego imieniem Andrzeja Trzecieskiego {Żywot i sprawy poćciwego śłachcica polskiego Mikołaja Reja z Nagłowic, [w:] Źwiarciadło, Kraków 1567-1568; w sprawie autorstwa tego tekstu toczyła się długa dyskusja, w odczuciu wielu znawców niezakończona jednoznacznym wskazaniem jego twórcy) oraz z pracy Z. Kniaziołu-ckiego, Materiały do biografii Mikołaja Reja z Nagłowic, „Archiwum do Dziejów Literatury i Oświaty w Polsce” 1892, t. 7. ¹²⁷ Po r.J. Bukowski, Dzieje reformacji w Polsce, t. 1,Kraków 1883,s. 305. 111 Źródeł jego protestantyzmu doszukiwano się już w czasach Pana Mikołajowej młodości, w okresie pobytu na dworze Andrzeja Tęczyńskiego, gdzie zetknął się z pewnością z cudzoziemcami i z nowinkami reformacyjnymi. Faktyczne jednak zerwanie z katolicyzmem i zdecydowane opowiedzenie się za protestantyzmem nastąpiło najprawdopodobniej ostatecznie po śmierci Zygmunta Starego, to jest po roku 1548¹²⁸. Oto bowiem od 1549 roku zdarzają się najazdy na kościoły katolickie w dobrach należących do Reja, inspirowane według wszelkiego prawdopodobieństwa przez niego samego. W tych latach doszło np. do profanacji kościoła w Nagłowicach, obrabowania kościoła w Slęczynie (z jednoczesnym przyłączeniem jego dóbr do nowo założonego miasteczka Oksza). Podobny los spotkał kościoły katolickie w Popkowicach i w Bobinie. Sam Rej przestał też składać dziesięciny plebanowi w Skrzydlnej, nie przejmując się specjalnie nałożoną na niego, jako szlachcica nieprawomyślnego, ekskomuniką. Wręcz przeciwnie: coraz częściej zaczął procesować się z duchowieństwem katolickim o pieniądze i o szkody wyrządzane w wioskach graniczących z jego posiadłościami. W pieniactwie tym dbał nie tylko o własne interesy, często służył radą i pomocą, a nawet własną osobą swoim współwyznawcom, którzy popadli w tarapaty. A to wstawił się u króla za Oleśnickim, który wygnał paulinów z Pińczowa i krzewił nową wiarę, a to ujął się za Walentym, plebanem chrzczonowskim, pozwanym na sąd biskupi za pojęcie żony itd. Tę cechę osobowości Reja tak scharakteryzował Aleksander Bruckner: Za to nie usuwał się Rej od spraw gardłowych; swoim wpływem [...], znajomością przewodu sądowego, dowcipem, wymową obfitą a łatwą chętnie służył, gdziekolwiek o wolność sumienia, albo, co gorsze, o wybryki swowolnej szlachty innowierczej chodziło¹²⁹. Działania Rejowe miały jednak również i wymiar poważniejszy. Wprawdzie nie zajmował się organizowaniem zborów innowierczych, ale za to brał często udział w sejmach z udziałem króla i w synodach protestanckich, porusza ¹²⁸ Por. W. Budka, Kiedy Mikołaj Rej został protestantem, „Ruch Literacki” 1928,nr 5,s. 147. ¹²⁹ A. Brückner, Mikołaj Rej. Studium krytyczne, Kraków 1905, s. 60-61. 112 jących problematykę nowej wiary. Zabrał na przykład głos na sejmie warszawskim w 1556 roku, gdy dyskutowano nad kwestią wykładu Pisma Świętego; w tym też roku po raz pierwszy wystąpił jawnie na zjeździe protestanckim, radził m.in. nad ustaleniem porządku nabożeństw w poszczególnych zborach. Z kolei na sejmie piotrkowskim występował przeciwko daninom składanym Rzymowi, proponując przeznaczenie ich raczej na obronę Rzeczypospolitej. W sumie: Żąda wiele, mówi w duchu swego stronnictwa, patrzy zdrowo na rzeczy i rozbiera fakty trzeźwo [...]. Sejm jest widocznie instytucją szanowaną przez naszego pisarza i dlatego w murach jej staje się on beznamiętnym i biegłym politykiem, a ograniczając się do politycznych wymagań, stawia też wnioski czysto politycznej natury¹³⁰ ¹³¹. Najtrwalszy ślad i najlepszy wyraz literacki pozostawiła jednak działalność polemiczno-wyznaniowa Reja na polu dzieł pisarskich. Bije z nich głębokie poczucie religijności, a powszechnie zalecane wówczas studiowanie Pisma Świętego i aprobowane przy tym prawo osób świeckich do roztrząsania problemów religijnych zaowocowały w postaci istotnego wkładu Pana Okszy do literatury polskiej. Prześledźmy teraz, znowu w migawkowym skrócie, tę twórczość religijną nagłowickiego pisarza. Już w znamiennym dla kultury polskiej 1543 roku, najprawdopodobniej to właśnie Rej wydał, o czym często nie pamięta się, obok Krótkiej rozprawy^', w drukarni Unglera Catechismus, to jest nauka barzo pożyteczna każdemu wiernemu krześcijaninowi, jako się w zakonie Bożym a w wierze i w dobrych uczynkoch sprawować. Jest to parafraza łacińskiego katechizmu luterańskiego Urbana Rhegiusa, ciesząca się od razu dużym powodzeniem, skoro już ok. 1549 roku pojawia się w tej samej drukarni jej wznowienie. W tym czasie zwrócił się też ku szczególnie często wykorzystywanemu w XVI wieku motywowi zaczerpniętemu z biblijnej historii o Józefie, synu patriarchy Jakuba. W 1545 roku (taką się zwykło przyjmować datę) w dru ¹³⁰ W. Czajew s ki, Mikołaj Rej z Nagłowic na sejmach, Warszawa 1885, s. 23. ¹³¹ Moim zdaniem przereklamowanej, choć zawierającej niewątpliwie udane obrazki satyryczne, zwłaszcza na tle piśmiennictwa jej najbliższych lat. 113 karni wdowy po Florianie Unglerze wydał Żywot Józefa z pokolenia żydowskiego, syna Jakubowego, rozdzielony w rozmowach person, który w sobie wiele cnót i dobrych obyczajów zamyka. Historię Józefa przedstawił w formie dialogów pomiędzy występującymi osobami, całość dzieląc na dwanaście „spraw”, czyli jakby aktów. Na czoło wysunął epizod pobytu Józefa na dworze Putyfara, uczucie żony Putyfara do Józefa i jego kuszenie. Rozbudowanie tego wątku biblijnego służyło celom moralizująco-dydaktycznym, miało zachęcać czytelników do życia w cnocie i stałości małżeńskiej, do odwrócenia ich myśli od rozkoszy ziemskich. W opracowaniu tematu nie był Rej samodzielny, posłużył się mianowicie jednym z najznakomitszych ówcześnie dzieł scenicznych, łacińskim dramatem Corneliusa Crocusa Comoedia sacra, cui titulus Joseph (1536), właściwie dokonując polskiej przeróbki tego wzorca. Już prawdopodobnie w rok później (ok. 1546) opuścił drukarnię Macieja Szarffenbergera albo Heleny Unglerowej Psałterz Dawidów, który snadź jest prawyfundament™ wszytkiego pisma krześcijańskiego, wydany przez Reja również bezimiennie. Tym razem jest to prozatorska przeróbka idąca za Psalmorum interpretatio Jana Campensisa (van Campena). Psałterz Reja posiada przemyślaną i konsekwentną kompozycję: po argumencie (streszczeniu samego psalmu) następuje parafraza tekstu biblijnego zakończona modlitwą. Żarliwość Rejowego zaangażowania w tę pracę trafnie z początkiem XVII stulecia określił wydawca innego przekładu, pisząc, że Pan Mikołaj „wykrzyka Psalm Boski” swoim rodakom. To jego dzieło uważane było za najbardziej kontrowersyjne pod względem wyznaniowym, chociaż psalmy Dawidowe stanowiły jedyną księgę biblijną, którą Kościół katolicki bez zastrzeżeń pozwalał przekładać na języki narodowe i drukować. Ta wyznaniowa wieloznaczność dzieła Reja nie przeszkodziła jednak Zygmuntowi Staremu przyjąć ofiarowane mu opus i zaszczycić autora tytułem „polskiego poety alias rymarza”. Do najsławniejszych ówcześnie popularnych zbiorów kazań należy, znowu naszego Mikołaja Reja, Świętych słów a spraw™ Pańskich, które tu sprawował Pan a Zbawiciel nasz na tym świeciejako prawy™ Bóg, będąc w człowieczeń- * * * ¹³² snadź jest prawy fundament - doprawdy jest prawdziwym fundamentem. ¹³³ spraw - działań, uczynków, poczynań. ¹³⁴ prawy - prawdziwy. 114 stwie swoim, Kronika albo Postylla¹³³, polskim językiem a prostym wykładem też dla prostaków¹³⁵ ¹³⁶ krotce uczyniona (wydanie pierwsze ukazało się u Macieja Wirzbięty w roku 1557, a następne co kilka lat: 1560, 1566, 1571 i z końcem wieku w Wilnie w 1594 roku; od razu też pojawiły się przekłady na języki używane w Rzeczypospolitej obojga narodów: tłumaczenie litewskie wydano w Wilnie w 1600 roku, zaś liczne wersje ruskie zachowały się w ewangeliarzach rękopiśmiennych - np. w bibliotece greckokatolickiej kapituły w Przemyślu; w sumie, oblicza się, było 50 kodeksów zawierających przekłady Postylli na ruski). Książka ta uważana jest za największy sukces wydawniczy Reja i literatury protestanckiej w Polsce. Dzieło w budowie swej przypomina układ znany już wcześniej z Rejowego Psałterza-, z lekcji ewangelicznej wybiera autor najczęściej jedno zdanie, rozwija jego myśl i kończy podsumowaniem zamkniętym modlitwą. Swoje znaczenie i popularność zawdzięczała Postylla ciepłemu językowi, dosadnym objaśnieniom, a w szczególności sposobowi wykładu nauk zawartych w Ewangelii. Tę jej przystępność powodował m.in. fakt, iż dzieło to było pisane nie przez teologa czy wykształconego kaznodzieję, lecz przez takiego samego jak wymieniony w tytule jako odbiorca - „prostaka”, czyli w ówczesnym znaczeniu człowieka prostego, niekształconego w tej dziedzinie. Stąd, realizując podstawowe hasła protestantyzmu, była Postylla wzorcowym dziełem reformacji (nb. akcenty polemiczne wobec katolicyzmu wzmacniane były w kolejnych wydaniach i rozszerzane o ataki w stronę arianizmu). Postylla Reja powołała też do życia inne wybitne dzieło z tego zakresu - polemiczną odpowiedź w postaci postylli katolickiej Jakuba Wujka (wyd. 1573-1575), który przejął zresztą od Reja nie tylko układ kazań, ale i sposób przystępnego objaśniania Ewangelii. Sam jednak podkreślał, że dobrego objaśnienia Pisma Świętego nie może dać ktoś, kto „swe lata w żarciech, w kunsciech¹³⁷ ¹³⁸, a w rymowaniu strawił”, i wyraża dalej złośliwą opinię, iż Rej, pisząc Postyllę, sądził, że to tak idzie, jakby pisał Zwierzyniec¹³³. ¹³⁵ Postylla - od „post illa” verba, po owych słowach (tj. to, co mówi się po słowach Ewangelii). ¹³⁶ prostaków - ludzi prostych, nie uczonych. ¹³⁷ w kunsciech - na dowcipach, żartach. ¹³⁸ Por. A. ^ttscknct,Mikołaj Rej, Warszawa 1988, s. 187. 115 Rok 1565 przyniósł kolejne dzieło religijne Reja: drukarnię Macieja Wirzbięty opuścił tom zatytułowany Apocalyp-sis, to jest Dziwna sprawa skrytych tajemnic Pańskich, które Janowi świętemu, gdy był wygnan prze wyznanie¹³³ wiary świętej na wysep, który zwano Patmos, przez widzenia i przez anijoły rozlicznie zwiastowane były. Dzieło stanowi 85 rozpraw komentujących Apokalipsę św. Jana, przygotowanych w oparciu o Henryka Bullingera/w Apocalipsim [...] conciones centum (Bazylea 1557). Apokalipsa Reja, pisanaw duchu teologiczno-kaznodziejskim, uważana jest za pismo najostrzej godzące w katolicyzm i gdyby nie okoliczności spowodowane niestosowną porą jej wydania, przyniosłaby autorowi z pewnością popularność równą tej, którą zyskał za Postyllę. Ogłoszone jednak w 1564 roku w Polsce postanowienia soboru trydenckiego oraz tak zwane edykty parczowskie Zygmunta Augusta, na mocy których zabroniono oddawania się jakiejkolwiek herezji, spowodowały, że w atmosferze ogólnego odwrotu od reformacji słowa Reja tym razem trafiły w próżnię i nie przyniosły spodziewanego odzewu. Oprócz tych dużych dzieł o charakterze teologiczno-religijnym ogłaszał też Rej oczywiście jeszcze wiele drobnych utworów: liczne pieśni oraz poetyckie przekłady psalmów, w tym niektóre z piękną muzyką do śpiewów wielogłosowych, pisaną przez wybitnych ówczesnych kompozytorów, bogato rozpowszechnione po wielu kancjonałach protestanckich i katolickich. Jest także przypuszczenie o dokonanym przezeń przekładzie fragmentu księgi Genesis oraz o napisaniu rozprawki De neutralibus (0 sprawach neutralnych, tj. niespornych dla protestantów i katolików). Te dwie migawki, ukazujące Pana Mikołaja w świetle troszkę różniącym się od przyjętej powszechnie wizji, opartej zresztą na odmiennych przesłankach, bo uwzględniająca przede wszystkim zasługi poety na innym polu - niech będą dopełnieniem sylwetki niezwykle przecież bogatej, prawdziwie wszechstronnej, renesansowej, żywej i prawdziwej. A z drugiej strony sylwetki, wobec której, w kontekście jego pism religijnych, wspomnianych tu wcześniej, i ich znaczenia w ówczesnej kulturze polskiej, nie dziwi niewiele późniejsze, bo z początku XVII wieku, określenie wydumane przez ruskiego mnicha: Święty Rej¹³⁹ ¹⁴⁰. ¹³⁹ prze wyznanie - z powodu wyznawania. ¹⁴⁰ Por. J. Kleiner, Zarys dziejów literatury polskiej, Wrocław 1972, s. 45. 116 Mickiewicz (2004-2010) Z bogato zastawionego stołu warto czasem zbierać okruszyny Władysław Mickiewicz we wstępie do dzieł Ojca (Warszawa 1933, t. XVI, s. 7) Mickiewicza projekcje przyszłości (studium rekonstrukcji filologicznej i edytorskiej) Jest coś symbolicznego w tej, z takim dziwnym uporem raz po raz ponawianej, a nigdy przecież nie skończonej, pracy Mickiewicza... Stanisław Pigoń, 0 Mickiewiczowej Historii przyszłości, s. 49 Tymi słowami określał Stanisław Pigoń istotnie zjawisko niezwykłe, przewijające się co najmniej przez kilkanaście (o ile nie przez ponad dwadzieścia) lat życia i twórczości Adama Mickiewicza. Były to, ogólnie mówiąc, stałe powroty do tematu, jakim jest literacka, pisarska wizja przyszłości. Ale okazuje się, że nie tylko wizja w takim ujęciu, które wykorzystane jest w Historii przyszłości, czyli opisu (niejako „do przodu”, awansem) dziejów dla czasów, które mają nadejść, i wykorzystania tej projekcji do realizacji bieżących celów oraz zadań pisarskich, głównie o charakterze politycznym. Mowa również o swego rodzaju „raporcie”, który dziś w jednym przynajmniej wypadku nazwać możemy wizją z pierwiastkami typowo fantastyczno-naukowymi, w innym po części zaprawioną ironią i żartem „zabawą” a w kolejnym jeszcze inaczej. Dlatego niesłuszne jest sugerowanie i mylące może być nazywanie¹, S. Skwarczy ńska, Mickiewicza „Historia przyszłości" i jej realizacje literackie, Łódź 1964. z czym się można spotykać, owych, jak się daje dziś ustalić, siedmiu prób twórczych Mickiewicza w tym zakresie różnymi realizacjami literackimi tego samego jakoby dzieła, o którym mamy wiadomości najpełniejsze na podstawie zachowanego rękopisu-autografu wspomnianej Historii przyszłości. W poszczególnych tekstach Mickiewicza spotykamy się z tak odmiennymi zagadnieniami, jak komunikacja międzyplanetarna, różne wspaniałe wynalazki typu zwierciadła Archimedesa, olbrzymie teleskopy, wielorakie przyrządy będące m.in. jakoby prototypami radioodbiorników. Wszystko to wyprzedza o wiele lat fantastycznonaukowe pomysły Juliusza Verne’a. Ale jest tu także ocena przemian społecznych dokonujących się pod wpływem rozwoju techniki, jak i ich oddziaływania na psychikę człowieka, jego oceny moralne, kierunki rozwoju kultury. Widzi Mickiewicz niebezpieczeństwo kultu jedynie rozumu, niebezpieczeństwo wszechobecności materializmu w życiu ludzkim. Przewiduje zanikanie wartości ideowych w życiu społeczeństwa. W wersjach będących projekcją przyszłości prorokuje gigantyczne starcie ludów Azji i Europy, najazd chiński (przezwyciężony zresztą we wspaniałej bitwie nad Wisłą przez przywódczynię dowodzącą oddziałami niewiast i młodzieży). W wielu spośród takich tekstów akcja rozgrywa się w roku 2000 i później, w XXI, XXII oraz XXIII wieku. Jest też i żarliwa polemika z przyjaciółmi i opozycjonistami na emigracji. Szczegółowo problematykę tę analizowała Stefania Skwarczyńska², jak wspomniano, niesłusznie widząc w - również i przez nią wyróżnionych siedmiu „nawrotach” Mickiewicza do fantastyki - projekt tego samego dzieła. Z kolei o wszystkich znanych dziś próbach Mickiewicza z dziedziny fantastyki naukowej i fantastyki futurystycznej (głównie z zakresu projekcji dziejów) traktuje w ujęciu faktograficznym i edytorskim niniejsze studium, starając się ukazać je w jednym zwartym bloku i dodając szereg, jak się wydaje, istotnych nowości. Jest owych usiłowań, jak się rzeklo, w istocie siedem, z tym, że jedno, piąte, ma jakby dwie odmiany, odsłony, a łącznie zawierają się one w zasadzie między rokiem 1829 a 1849, czyli w dwudziestoleciu należącym do najbardziej aktywnego okresu działalności pisarskiej Mickiewicza. Nie umiemy określić, czy owych siedem zamierzeń literackich, które nazywamy na tym miejscu siedmioma „spojrzeniami ku przyszłości” zapisanymi przez poetę, wyczerpuje w całości jego wysiłki w tym zakresie. Ale o tych przynajmniej, bezpośrednio lub pośrednio, wiemy. ² Tamże. 120 W roku 1849 ostatecznie wszelkie ślady związane z tropieniem Mickiewiczowej fantastyki w zakresie projekcji przyszłości kończą się ponurym obrazem z relacji Antonina Dessusa³, ukazującym chroniącego się w jego mieszkaniu (od 13 czerwca do 9 lipca 1849 roku) redaktora „Trybuny Ludów”, palącego w obawie przed represjami policyjnymi zapisane przez siebie karty. Wśród nich, zdaniem Pigonia, była któraś wersja lub (naszym zdaniem -por. dalsze wywody tej rozprawy) może nawet nowa wersja bądź któreś przeredagowane opracowanie pomysłu „historii przyszłości”⁴. Dessus potwierdza także, iż Mickiewicz wówczas „mógł pisać i rozmyślać w zupełnym spokoju”. A więc nie zależało poecie z pewnością tylko na porządkowaniu własnych papierów, jak zwyklo się tradycyjnie przyjmować, lecz również na intensywnej pracy twórczej. Nie wiemy i nie mamy żadnego świadectwa na to, że wśród tych robót pojawiła się, choć pojawić się mogła, jeszcze jedna, ósma próba, wersja „historii przyszłości”. Może były tam tylko redakcje wcześniejsze. Dlatego tę hipotezę odkładamy na bok. Ale poddajmy interpretacji inny fakt: francuski przyjaciel pisał w liście do Władysława Mickiewicza, co znamienne, o jedynej przykrości, jaką sprawił mu gość, to jest o zniszczeniu rękopisu (rzekomo) historii Polski, zamówionej, jak wiadomo, i oczekiwanej do wydania przez Eustachego Januszkiewicza i Cezarego Platera jeszcze w roku 1846 (umowa z 27 listopada 1846), wówczas nieskończonej. Uwaga ta nie pozwala zatem na stwierdzenie, że poeta generalnie palił wszystko. Zaś do argumentacji Pigonia dodajmy jeszcze jedną przesłankę: spalenie istotnie, jak zakładamy, rękopisów fragmentów Historii przyszłości, nie Historii Polski, ze względu na obawy poety o charakterze politycznym, w związku z tym, jaka była ich wymowa (por. dalej szczególnie uwagi o wersji drugiej) - wydaje się wysoce prawdopodobne. Niszczenie zaczętej wcześniej „historii Polski” nie znajduje uzasadnienia, skoro miałby to być jedyny tekst przeznaczony do unicestwienia. Natomiast lęk o kłopoty, jakie mogłaby wywołać któraś wersja Historii przyszłości, a więc generalnie wizji dziejów zawartej w formie przygotowywanej do druku książki, dobrze tłumaczy słowa poety cytowane przez Dessusa: „Wierz mi, kochany przyjacielu, przeminął czas książek”. A więc motywem decyzji o zniszczeniu rękopisu nie były kryteria artystyczne. Czy zatem słowa Mickiewicza oznaczają: „książka nie jest w stanie przewidzieć, opisać tego, co będzie, albo, jeśli opisuje, to nie musi się to wszystkim ⁵ Por. K. Kos t en icz, Legion włoski i „Trybuna Ludów". Styczeń 1848 - grudzień 1849, Warszawa 1969, s. 516, Kronika życia i twórczości Mickiewicza - tu cytaty za W. Mickiewicza Żywotem. ⁴ Por. S. Pigoń. Metamorfozy „Historiiprzyszłości”, [w:] tenże, Zawsze o Nim. Studia i odczyty o Mickiewiczu, Kraków 1960, s. 168-169 (jest to zaktualizowana i uzupełniona postscriptowym dodatkiem wersja rozprawy O Mickiewiczowej „Historiiprzyszłości”, „Przegląd Współczesny” 1931, nr 114, s. 28-48); zob. też Wydanie Sejmowe, t. 7, s. 72-73; t. 16, s. 514. 121 podobać”? Bo cóż przeszkadzałaby czasom teraźniejszym książka mówiąca o tym, co było? Dlaczego miałby się poeta tego właśnie obawiać? Jest także możliwe do przyjęcia takie rozwiązanie, iż poeta połączył w jedno dzieło „historię Polski” oraz jakąś nową lub starą wersję „historii przyszłości” i ten manuskrypt ostatecznie zniszczył. Ale do takiego kroku rnusiał istnieć jakiś powód konkretny. Mogła nim być stałe się przewijająca w kontekście „historii przyszłości” myśl, że do postępu ludzkość musi dojrzeć, że Bóg pozwala na dokonywanie odkryć tylko wówczas, gdy posługujący się tymi dobrodziejstwami umieją dobrze z nich korzystać. Na razie zaś nie widział twórca przesłanek ku temu (mówi o tym fragment z późniejszych o kilka lat zapisków Aleksandra Chodźki), a to, co na ten temat sądził, odbiegało od otaczającej go rzeczywistości. Wysoce prawdopodobna wydaje się też hipoteza, że zniszczeniu w tym okresie fatalnym dla stanu psychicznego Mickiewicza uległa zdecydowanie pesymistyczna wersja historii przyszłości, taka, z którą spotkamy się przy Spojrzeniu siódmym. Siedzenie zgromadzonego tu materiału pokazuje, że z wysokim prawdopodobieństwem możemy założyć, iż zarówno we wskazanym okresie lat 1829-1849, jak i przed nim lub po jego upływie jakieś istotne świadectwa, poszlaki, nie mówiąc już o samym konkretnym, acz nieznanym tekście Mickiewicza, mogły istnieć i mogły się nie zachować. Pełną legitymację ku takim przypuszczeniom daje obserwacja młodzieńczych poczynań Mickiewicza w zakresie tego typu tematyki. Zagadnienie filozofii postępu zawsze było mu bliskie, a projekcja w przyszłość dziejów ludzkości pojawić się mogła w okolicznościach nawet najmniej spodziewanych. Na przykład w Kartofli (1819), którą dla naszych tu rozważań uznać by wypadało za dzieło prekursorskie. Oto koniec wieku XX w Europie odradzającej się po (dziś powiedzielibyśmy: atomowej) zagładzie. W pięćset lat po Kolumbie, a zatem istotnie u progu XXI wieku: Wtem anioł Rafał stąpił na średnie lazury, Trzykroć jaśniejącymi wymusknął się pióry: „Wielki wyrok - zawoła - mamy dać, niebianie! Nie dość zważać, co było; zważmy, co się stanie: Pięćset kręgów za słońcem nie wymierzy ziemia, - Patrzcie, jaka noc gruba Europę zaciemnia! 122 Zewsząd płacz, narzekanie, jęk rozległ się głuchy, Palą się krwawe stosy, brząkają łańcuchy. Spędzona groźnym trzaskiem samowładców bicza, Rąbie się o ich krzywdę trzoda niewolnicza. Patrzcie! Z dala wędrowiec ku tej przybił stronie, Ze łzami przez nasute⁵ gruzem stąpa błonie; Z pewnością mu rozwaga nie odgadnie pilna, Kędy stały Paryże, Londony i Wilna. Wtenczas nad Światem Nowym swobód gwiazda błyśnie, Cnota się i nauka pod jej promyk ciśnie. Mnisze więzy, despotów złamią się przestrachy, Złoty Kapitol wolne utkwi w niebie dachy, Przed nim naród zdumionych ziemian na twarz padnie, A Lud-Król berłem równym uległych zawładnie, Do stóp swoich tyrany staroświeckie pognie I z wolnej skry w Europie nowe wznieci ognie”. (w. 307-328) zasypane. Teksty do Mickiewicza pism sciencefiction Sytuację badawczą w obrębie zarysowanego tematu z jednej strony utrudnia fakt, że nie zachowało się żadne świadectwo pośrednie o jakimś tekście, nazwijmy: typu pism sciencefiction, pochodzące od samego Mickiewicza, np. jakiś ułomek tekstu, jakaś informacja w jego korespondencji. Ale z drugiej strony - mamy bardzo silne poświadczenia, że problematyka, ogólnie mówiąc, futurologiczna stale była w polu jego widzenia, że był nią zainteresowany, żeby nie powiedzieć podekscytowany, nawet w okresie poza wyznaczonymi ramowo datami pierwszego i ostatniego tekstu tworzonego przezeń z tego zakresu, czyli w latach 1829-1849. Stykający się z Mickiewiczem ludzie wielokrotnie podkreślali ten fakt i przytaczali bardzo interesujące przykłady. Aleksander Chodźko zanotował 27 września 1852 roku, a więc dość późno w stosunku do dziesięcioleci nas tu interesujących (Stanisław Pigoń cytuje według autografu z Muzeum Mickiewicza zachowanego w zeszycie zatytułowanym Apomnemoneu-mata), taką oto, klasyczną niemal dla wywodów tego studium, wypowiedź Mickiewicza: Balon już podniósł machinę parową. Wielki krok na drodze wynalezienia kierunku. Trzeba brzuch balonowy zniszczyć, inaczej nie da się kierować. Oto mój projekt:. Trzy, może więcej, kiszki nadęte gazem, we środku 3 soupapes [wentyle], które zrobią, że nawet w przypadku rozbicia się jednej części gaz w innych częściach zostanie i przypadki usuwa. Łódź ze sternikiem w środku; na niej mała machina parowa do wyrzucania z rury szufla, na którego końcu parasol. Ten ostatni, rozwijający się pchnięciem pary i oną ciągnięty, sprawi próżnię w powietrzu i spowoduje potrzebny ruch, a zatem poruszy balonem. Oto kształt balonu i rury z parasolem: Punkt środkowy czarny wskazuje miejsce łodzi. Każda z kiszek będzie miała we środku soupapes, otwierające się parciem gazu, póki kiszka niepełna, i stojące nieruchomie, skoro się kiszka napełni gazem. Parasol, pchnięty parą w kierunku A-»B, wyleci na powietrze zamknięty, potem pchnięty w kierunku B«-A, otworzy się i będzie parł kolumnę powietrza C, D, E, F. Teraz idzie o urządzenie rury parasolowej i zastosowanie do niej działania pary. Kiedyś może się ta sztuka tyle wydoskonalić, że parowa machina będzie latać na własnych skrzydłach, bez balonu. Powietrze jest naturalnem polem komunikacji, gdzie nic nie przeszkadza i nic nie wstrzymuje. Balon będzie użyteczny, jak pęcherz w brzuchu ryby, dla pomocy machinie pływania w powietrzu, ale machina będzie mogła obyć się bez niego. Wynalazek ten już bliski odkrycia. Wszakże Opatrzność go nie objawi wprzód, aż nie udoskonali się pewna ilość moralności w masach. Tak Rzymianom nie objawiono prochu, bo zniszczyliby świat. Proch wynaleziony w chwili, gdy chrześcijaństwo zrobiło już wielki postęp, i dzisiaj, pomimo wszelkiej łatwości niszczenia, mniej ginie na wojnach. [...]. Moralność w masach, tj. moralność zbiorowa jednego lub kilku narodów, jest wyrobem ich przyszłości i różni się od moralności pojedynczych ludzi. Tak np. Turek w ogólności jest poczciwszy od Francuza, ale w ustawach narodowych, obyczajach etc. Francji jest więcej chrześcijańskiej dobroci niż w ustawach, obyczajach etc. Turcji⁶. ⁶ A. Mickiewicz, Dzieła wszystkie, Warszawa 1933, t. 16, s. 237-238; rysunki odtworzone w cytowanym wydaniu ze źle zachowanego autografu Aleksandra Chodźki przez T. Niesiołowskiego zostały tu dziś nieco wyretuszowane za pomocą techniki komputerowej. 126 Jest rzeczą zadziwiającą, jak żywo zagadnienia techniki interesowały poetę i jak twórcze i żarliwe musiały być dyskusje na te tematy w gronie przyjaciół, skoro Chodźko z takimi szczegółami po latach opisywał ten projekt⁷. Obecny cytat nie oddaje z pewnością atmosfery owych dyskusji, za to o ich wręcz „naukowym” charakterze świadczą wykonywane wówczas na gorąco szkice. Z dzisiejszego punktu widzenia rozumowanie wyjaśniające zasady działania „wynalazku” Mickiewicza jest poprawne: wysuwany (jak tłok) w kierunku A->B pchnięciem pary zamknięty parasol otwierać się miał w swej drodze powrotnej (kierunek A«-B), by w ten sposób nadawać ruch całemu statkowi powietrznemu w kierunku A->B. Zasada ta przypomina istotę pływania w wodzie, kiedy to wysuwane ku przodowi ręce w ruchu powrotnym „odgarniają” masy wody do tyłu, powodując tym samym przemieszczanie się ciała osoby pływającej ku przodowi, czyli klasyczna zasada odrzutu. Warto także zwrócić uwagę, że Mickiewicz i grono ludzi, w którym się poeta obracał, nie żyło przecież odizolowane od świata ówczesnej nauki, postępu. Dlatego na końcu tej części szkicu zamieszczamy kalendarium: Przypomnienia niektórych wydarzeń ze świata nauki oraz faktów dotyczących pracy Mickiewicza nad tekstami z rodziny „historiiprzyszłości”. Z drugiej strony, i epoce poprzedzającej czasy romantyzmu nieobce były pomysły podróży powietrznych, a nawet międzyplanetarnych (por. klasyczną powiastkę Babuk albo Świat jak się obraca Woltera lub Wojciecha Zdarzyńskiego Michała Dymitra Krajewskiego - oba teksty z 1785 roku). Wróćmy jednakowoż do wypowiedzi Mickiewicza relacjonowanej przez Chodźkę. Kryje się za nią jeszcze jedna myśl: nieodparte zdaje się przekonanie poety o możliwości, a nawet niepowstrzymywalnej niczym konieczności stałego dokonywania coraz to nowych odkryć, inaczej mówiąc - o postępie ludzkości, warunkowanym zezwoleniem boskim, uzależnionym od moralnego poziomu społeczeństwa (por. wyżej uwagi o motywach niszczenia rękopisów na przełomie czerwca i lipca 1849 roku). Wyraz tej myśli dawał autor później właśnie w Historiiprzy-szłości. Jest wreszcie rzeczą jasną, że taki pogląd o nieuchronnym postępie ludzkich możliwości w zakresie techniki u kogoś tak wrażliwego na bodźce zewnętrzne podlegał różnym wahaniom do tego stopnia, że sąd taki mógł być też i w pewnym okresie negowany (i na to są świadectwa z otoczenia Mickiewicza). Niemniej to, co wydaje ⁷ O możliwych inspiracjach dla Mickiewicza w tamtym czasie płynących z rosyjskiego środowiska naukowego i literackiego (пр. „Московский Телеграф” 1825, nr 1) pisał swego czasu Michaił Aleksiejew: М.П. Алексеев, Замыслы. „Historii przyszłości" Мицкевича и русскаяутопическая мысл 20-x-30-x годов XIX века, „Slavia” (Praha) R. 28, 1959, z. 1, s. 58-68. 127 się tu najistotniejsze: możliwość, zdolność do twórczego projektowania wizji przyszłości naukowej, a później politycznej, społecznej - jest niezaprzeczalne. Nikt do tej pory jeszcze nie zebrał w jednym miejscu owej Mickiewiczowej w różnych tekstach różnie pojmowanej 1’histoire de l'avenir w ten sposób, jak unaoczniają to kolejne akapity tego studium; nie omówił i nie pokazał jej poprzez zachowane dalsze i bliższe świadectwa. Myśl bowiem nasza jest taka, by przybliżyć również to, czego dziś nie ma, o czym wiemy jedynie ze źródeł pośrednich. Odtworzyć niejako, wydobyć z przeszłości także te karty, o których (w znacznej części z dużym prawdopodobieństwem) wiemy, że istniały, że zostały jego ręką zapisane. Dziś nazywa się to budowaniem historii literatury niezachowanej; niezachowanej, lecz pośrednio poświadczonej; literatury, którą poznajemy drogą rekonstrukcji, archeologii filologicznej. Metoda to znana od dawna, choć może nie do końca uświadamiana w tym aspekcie, jak wskazano wyżej. Wielkie powodzenie, wręcz sukcesy naukowe odnoszą tu badacze epok dawniejszych, w szczególności prasłowiańszczyzny, odtwarzając poświadczone jedynie języki i teksty literackie, a także cały świat kultury duchowej z epok bardzo odległych (por. moje uwagi na ten temat w rozprawce Spojrzenie z Krakowa w przygotowanej do druku w Wiedniu księdze ku czci prof. Radoslava Katićicia)⁸. Ranga Mickiewicza w dziejach kultury polskiej pozwala na pośrednie i z zachowaniem właściwych proporcji wykorzystanie stosowanych przez kolegów wiedeńskich koncepcji i metod badawczych. Konsekwencją tych założeń jest wykorzystanie w publikacji jak największej ilości świadectw z zachowanych materiałów (owych bezpośrednich i pośrednich), by stała się ona zwartym i możliwie jak najbardziej autentycznym dokumentem konkretnych tekstów Mickiewicza. * Opublikowane także po polsku: Też Światowid spoglądał w jej stronę, „Ruch Literacki” 1997, z. 4, s. 579-582. 128 Dodatek korelacyjny: Przypomnienia niektórych wydarzeń ze świata nauki oraz faktów dotyczących pracy Mickiewicza nad tekstami z rodziny projekcji przyszłości od 1813 roku znana jest drezyna, jednośladowy pojazd poruszany mięśniami prowadzącego, prototyp roweru; 24 maja-20 czerwca 1819: parowiec Savannah przepływa Atlantyk; w tym też roku umiera brytyjski wynalazca James Watt; w 1822 roku umiera astronom William Herschel, odkrywca planety Uran oraz księżyców Urana i Saturna; w 1825 w Anglii rusza pierwsza publiczna kolej parowa, rozwijająca prędkość do 24 km/godz„ a 30 września 1830 rozpoczyna się eksploatacja linii Liverpool-Manchester z szybkością do 50 km/godz.; w 1835 roku wprowadza się kolej żelazną w Niemczech; w 1826 Joseph Nicephore Niepce, pionier fotografii, wykonał pierwsze zdjęcie, a w 1837 Louis Jacques Daguerre rozwinął fotografię w postaci tzw. dagerotypów; kwiecień-maj 1829 - Edward Odyniec entuzjastycznie piszę w liście do Juliana Korsaka, że Mickiewicz pracuje nad dziełem, które (według jego określenia) nazywa się Historia przyszłości - por. Spojrzenie pierwsze; w 1827 umiera Alessandro Volta, wynalazca (1780) ogniwa galwanicznego - pierwszego źródła prądu elektrycznego, który w 1801 ustalił pojawianie się prądu indukcyjnego; umiera matematyk Pierre Simon de Laplace, m.in. twórca podstaw nowożytnej mechaniki nieba; umiera fizyk Augustin Jean Fresnel, twórca falowej teorii światła; 22 września 1827: anioł Moroni ukazuje się Josephowi Smithowi, twórcy (6 kwietnia 1830) kościoła mormonów, którego członkowie mieli się przygotowywać do ponownego narodzenia (odrodzenia) po końcu świata; w 1829 umiera Thomas Young, odkrywca widzenia barw, interferencji światła, falowej teorii światła; umiera Humphry Davy, twórca elektrochemii; 17 czerwca 1830 - Edward Odyniec relacjonuje w liście do Juliana Korsaka opinię Mickiewicza o rychłym rozpowszechnieniu się podróżowania przy pomocy „machinek” parowych i balonów - por. Spojrzenie pierwsze; 129 • w 1830 umiera Joseph de Fourier, jeden z twórców fizyki teoretycznej (m.in. teoria przewodnictwa cieplnego); w tym też czasie zbudowano pompę do wytwarzania próżni, aparat do generowania pola magnetycznego, urządzenia do przeprowadzania elektrolizy; • 1 lipca 1831 : James Clark Ross odkrywa północny biegun magnetyczny ; • październik-grudzień 1832 - Mickiewicz kończy wersję Historii przyszłości odradzoną do druku w styczniu 1833 przez Montalemberta - por. Spojrzenie drugie; • czerwiec 1833 - Mickiewicz drukuje w „Pielgrzymie Polskim” fragmenty „Gazety Województwa Szawelskie-go” - por. Spojrzenie trzecie; • wiosna-lato 1835 - Mickiewicz pracuje nad kolejną wersją L’Histoire de l’avenir — por. Spojrzenie czwarte; • jesień 1835 - Mickiewicz przepisuje zachowane dziś fragmenty Historii przyszłości - por. Spojrzenie piąte; • 1836 - umiera André Marie Ampère, fizyk i matematyk; • 1841 - umiera François Appert, wynalazca konserwowania żywności w metalowych puszkach; • 1842 - Mickiewicz być może improwizuje po polsku na temat historii przyszłości - por. Spojrzenie szóste; • pierwszy telegram z Waszyngtonu do Baltimore przekazuje wynalazca Samuel Morse; • 1844-1845 - Mickiewicz tworzy, według relacji Scovacciego, kolejną wersję historii przyszłości, tym razem pesymistyczną, destruktywną - por. Spojrzenie siódme; • czerwiec-lipiec 1849 Mickiewicz niszczy dawne (i prawdopodobnie najnowszą) wersje historii przyszłości -por. wyżej uwagi o relacji Dessusa; • 9 maja 1850 - umiera Joseph Gay-Lussac, twórca-odkrywca prawidłowości zachowania się gazu doskonałego; 130 Nowe spojrzenia na historię Historii przyszłości Spojrzenie pierwsze W roku 1829 Antoni Edward Odyniec w liście do Juliana Korsaka, pisanym z Petersburga 9 (21) maja, dal świadectwo o tekście Mickiewicza dotyczącym wizji przyszłości. W chwili gdy Odyniec miał rękopis w ręce oraz gdy poeta sam czytał mu i relacjonował pewne partie, rzecz liczyła ok. 30 kart, może więc ok. 60 stronic pisanych prozą po francusku. Rękopis zaginął w niewiadomych okolicznościach i w nieznanym czasie, może istniał jeszcze, gdy powstawały zachowane dziś w autografie fragmenty Historii przyszłości (por. dalej Spojrzenie piąte). Do relacji Odyńca odnieść się należy jednak z pewną rezerwą. Wiemy, że tworzył on swoje Listy z podróży niejako expost. To znaczy po latach, z pamięci i z zachowanych zapewne notatek, a może i z brulionów niegdyś pisanych listów - komponował je na nowo. Stąd wiele tu nieścisłości, nieco przekłamań spowodowanych wiedzą autora zdobytą później. W sumie jednak oceniamy, że podstawowy zrąb wiadomości przekazanych przez Odyńca jest na tyle spójny, iż nie budzi zastrzeżeń, nawet jeśli i data listu nie jest dokładnie odtworzona. Natomiast zdanie wprowadzające: „W tych czasach zajęty był pisaniem osobliwszego dzieła pt. Historia przyszłości [...]” robi wrażenie istotnie dodatku późniejszego. Tytuł dzieła narzucony tu jest po latach, gdyż nagłówek prawdziwy ostał się w cytowanych dalej notatkach. Ukryty jest on w zadaniu: „A cóż dopiero mówić o cudach przemysłu, wynalazkach i odkryciach, które już są opisane w »Poglądzie!«”. Miejsce to zrozumieć można jedynie wówczas, gdy przyj-mie się, że taki był początek tytułu opisywanego tekstu: Pogląd.... Oczywiście w Mickiewiczowym tekście istniał on po francusku, jako jakaś zapewne Idee... (raczej tak, nie Idees..., skoro i tytuł Odyńca został sformułowany w liczbie pojedynczej), mniej prawdopodobnie: Réflexion... Z tradycji literatury polskiego Oświecenia i romantyzmu znamy zresztą również nagłówki w ten sposób konstruowane: Pogląd historyczny i krytyczny na pisownię polską. Pogląd na powołanie, dzieje i sprawy [...], Pogląd na żywot i pisma H. Kołłątaja, i paralelnie: Idées générales sur la Législation pénale. Idée sur la fortification pratique combinée aux attaques, Idées sur la Pologne et sur les suites que doit avoir le partage de ce pays. W liście Odyńca zwraca uwagę porównanie,passus odwołujący się do Cervantesa i jego dzieła. Świadczy on bez wątpienia o niebywałym wrażeniu, jakie tego rodzaju asocjacje sprawiały na najbliższym otoczeniu Mickiewicza. Nb. takie samo skojarzenie miał Koźmian w liście do Ludwika Osińskiego z 31 stycznia 1833 roku⁹ ¹⁰. Z relacji Odyńca widać, że tematyka utworu była na tyle odmienna od tych tekstów, które pisane były później i nazywały się istotnie Historia przyszłości, że nie mógł stanowić ten rękopis jakiejś pierwotnej wersji tego samego, wspólnego tamtym, zamysłu pisarskiego. Stanisław Pigoń zresztą wskazał na argument zasadniczy, obalający w tej sprawie sugestie Władysława Mickiewicza, na to mianowicie, iż w tekście oglądanym (czy raczej słuchanym) przez Odyńca nie występują w ogóle Rosjanie, pojawiający się np. w Historii przyszłości z roku 1832 (por. w Mélangesposthumes'⁰). Treściowo zatem utwór przynależy do młodzieńczych poglądów Mickiewicza (por. wyżej uwagi o Kartofli) i być może przez osadzenie czasu odrodzenia ludzkości na początek trzeciego tysiąclecia wiąże się z koncepcjami Józefa Oleszkiewicza, znanymi Mickiewiczowi z lektury tegoż L’automne du monde de l’humanité¹¹. Czy istotnie owe stronice zawierały, jak sądził Pigoń, akurat rozdział wstępny i dwa rozdziały właściwe jakiegoś dzieła większego¹² - trudno rozstrzygać, nie ma bowiem, jak stwierdziliśmy to wyżej, żadnego materiału porównawczego. ⁹ Por. M. Dernałowicz, Od „Dziadów” części trzeciej do „Pana Tadeusza”, Warszawa 1966, s. 154, Kronika życia i twórczości Mickiewicza. ¹⁰ Por. też S. Pigoń, dz. cyt., s. 147. ¹¹ Por. tamże, s. 146 i cytowane tam uwagi J. Kallenbacha. ¹² Tamże. 132 Nie mamy też pewności, czy inna wzmianka, w kolejnym liście do Juliana Korsaka (tym razem z Neapolu, datowanym 17 czerwca 1830 roku), odnosi się do wspomnienia tego samego tekstu, czy też do całkiem innego, skoro używa Odyniec określenia: „Adam trwa w przekonaniu, które już przed trzema laty [podkr. W.W.] w swojej Historii przyszłości wyraził”. Przyjaciel poety pisał tak mianowicie: Zabawiwszy tu [w miasteczku Castellammare] od południa do piątej, powróciliśmy do Neapolu powozem, wspólnie z jakimiś dwoma Anglikami najętym. Jeden z nich, niejaki pan Blount z Liverpoolu, opowiadał nam bardzo ciekawe rzeczy o drodze żelaznej budującej się na próbę między tym miastem a Manchesterem. Adam trwa w przekonaniu, które już przed trzema laty w swojej Historii przyszłości wyraził, że za lat sto cały świat będzie jeździł w powozach bez koni, a może i zamiast wierzchowców parowe jakie machinki albo baloniki wymyśli¹³. Czy możliwe, by czas od maja 1829 do czerwca 1830 roku (a więc praktycznie 13 miesięcy) nagle „rozciągnął się” Odyńcowi aż do trzech lat ? Raczej nie. Opis pobytu w Neapolu jest taką samą retrospektywą pochodzącą z lat sześćdziesiątych, w której łatwo o przekłamania. Krytyczne wydanie pierwszego listu Odyńca dostępne jest w nowej edycji współczesnej¹⁴, nadto był on kilkakrotnie drukowany w różnych wydaniach książkowych, a pierwsze wydanie ukazało się w „Kronice Rodzinnej” 1867: W tych czasach zajęty był pisaniem osobliwszego dzieła pt. Historia przyszłości. Pisze je zaś po francusku i ma już napisanych przeszło 30 arkuszy. Przejrzałem je tylko przelotem, a on sam odczytał mi niektóre patetyczne ustępy, to jest mowy na wzór Liwiusza. Ale to przecudowna rzecz, powiadam tobie! I jeżeli dokończy, jak zaczął, będzie to może kiedyś Don Kiszot swojego czasu¹⁵. Bo jak Cervantes w tym swoim romansie przedstawił w sposób komiczny skutki rozbujałej uczuciowości i wyobraźni wieków przeszłych, tak Adam w poważnym tonie historii chce przedstawić przewidywane skutki materialnego egoizmu i egoistycznego racjonalizmu, którym świat obecny hołduje. Ale Cervantes skupiał to wszystko ¹³ A. E. Odyniec, Listy z podróży, t. 2, Warszawa 1961, s. 402. ¹⁴ Tamże, t. 1, Warszawa 1961, s. 41-43. ¹⁵ Warto zwrócić tu może jeszcze raz uwagę na często pojawiające się w ówczesnych źródłach porównania tego typu pism Mickiewicza z dziełem Cervantesa; sadzę zatem dodatkowo, że chodziło tu o zestawienie obu autorów w tym duchu, iż pomysły Adama wydawały się ze wszech miar nieutopijne. 133 w jednej osobie swego bohatera, Adam zaś chce okazać w losach całych narodów, zestawiając obok siebie najwyższy szczyt cywilizacji materialnej i najniższy upadek uczucia, ducha i wiary - notabene tylko w mężczyznach. Kobiety albowiem, jakkolwiek emancypowane już całkiem i porównane we wszystkich prawach z mężczyznami, nie mogą jeszcze się pozbyć owych „starych przesądów” i stanowiąc „Izbę niższą” w obradach sejmowych stanowią też jedyną opozycją i tamę przeciw absolutnemu panowaniu tego, co „Izba wyższa”, to jest męska, zowie „czystym rozumem”, potępiając wszelkie uczucie. Opowiadanie zaczyna się od r. 2000 i ma obejmować dwa wieki. Po ogólnym poglądzie na ówczesny stan świata, a mianowicie Europy, następuje opis jej przygotowań i narad sejmowych wobec grożącej napaści Chińczyków, która w końcu przychodzi do skutku. Bitwa stoczona przez same kobiety i nieco dwudziestoletnich młodzieńców pod wodzą bohaterki znad Wisły kończy okres już napisany. Cała zaś ta historia, jak mi mówił Adam, kończyć się ma na wejściu ziemi w stosunki z planetami, a to za pomocą balonów, które naówczas tak mają żeglować po powietrzu jak dziś okręty po morzu, cała zaś ziemia ma być pokryta siecią kolei żelaznych, które, jak wiesz, budują już w Ameryce i zaczynają na próbę budować w Anglii, a którym Adam ogromną przepowiada przyszłość, twierdząc, że postać świata przemienią, A cóż dopiero mówić o cudach przemysłu, wynalazkach i odkryciach, które już są opisane w „Poglądzie”! Jest to świat z Tysiąca nocy ijednej, a wszystko tak poetyckie, tak cudowne, a przy tym tak na pozór prawdopodobne, że i pragniesz, żeby tak było, i wierzysz, że tak być może. Boję się dotykać szczegółów, bo czuję, iżbym dzisiaj nie skończył. Ale jak nie powiedzieć choć słówka o całych flotach skrzydlatych balonów latających w powietrzu jak żurawie lub gęsi ? O całych miastach domów i sklepów budowanych z żelaza na kołach, a pędzących po kolejach żelaznych ze wszech stron lądu na wielki jarmark pod Lizboną, dokąd znowu ocean w olbrzymich okrętach przynosi płody innych części świata? Jak nie wspomnieć o Archimedesowych zwierciadłach ustawionych na ogromnych przestrzeniach w ten sposób, że ogniste litery, odbite w pierwszym, w oka mgnieniu odbijają w ostatnim? O teleskopach, przez które z balonu można całą ziemię obejrzeć, a z ziemi widzieć, co się dzieje na jej satelitach? O akustycznych przyrządach, za pomocą których, siedząc spokojnie przy kominku w fotelach, można słuchać dawanych w mieście koncertów lub wykładów lekcji publicznych? itd. A wszystko to opisane tak prosto, tak naturalnie, jakby w tym nic nadzwyczajnego nie było. I Adam też na serio utrzymuje, że to wszystko być kiedyś może i musi. A i czemuż być by nie miało? Wieszcz a prorok to jedno; a on jest wieszcz nad wieszcze! Ale dość, dość już o nim! Spojrzenie drugie O istnieniu tego tekstu najpełniej wiemy z relacji Seweryna Gałęzowskiego, przekazanej Władysławowi Mickiewiczowi, który opisał sprawę w swoich książkach. Pośrednio świadectwami są też tutaj listy Józefa Bohdana Za 134 leskiego (z 3 listopada 1832, że Mickiewicz piszę broszurkę francuską) - oraz listy Karola Montalemberta do Adama Mickiewicza i do Henrietty Ewy Ankwiczówny, z których wynika, że oczekuje on na konsultację tekstu pisanego przez Mickiewicza (można się z nimi zapoznać w książce Marii Dernałowicz¹⁶ ¹⁷). Później Montalembert, przerażony wizją rewolucji w Europie, publikację dzieła jednakowoż odradził poecie ze względu na możliwość wywołania we Francji reakcji nieprzychylnych dla emigracji. Argumenty uzasadniające taką opinię poznajemy z cytowanych tu dalej źródeł. To są fakty pewne. Inne szczegóły związane z tym utworem, wyjątkowo zaciemnione przez świadectwo Władysława Mickiewicza, oprzeć wypada na najbardziej tu przekonywających ustaleniach Stanisława Pigonia, że mianowicie: rzecz powstała w Paryżu, prozą, po francusku, pomiędzy (październikiem) listopadem 1832 i (styczniem) lutym 1833 roku. Doszedł też Pigoń do przekonywającego wniosku, że Mickiewicz, mimo takiej nawet sugestii Montalemberta, dzieła nie spalił w roku 1833, a wręcz korzystał z niego, kopiując fragmenty w dwa lata później¹'. Fragmenty te „wypłyną” przy ustaleniach związanych z kolejną wersją utworu, nazwaną przez Eustachego Januszkiewicza L’Histoire de l’avenir (por. dalej Spojrzenie czwarte i Spojrzenie piąte). Wraz z tymi fragmentami zaczyna się tekstologiczna zagadka dotycząca Historii przyszłości, której meandry przyjdzie nam tu śledzić jeszcze nie raz. O ile bowiem wersja poprzednia, opisana w liście Odyńca, była, jak się wydaje na podstawie zupełnie innego ujęcia tematu, tekstem wobec obecnego samoistnym, idącym w większym stopniu w kierunku fantastyki naukowej, niesłusznie i mylnie nazwanym po latach przez Odyńca Historią przyszłości -teraz, przy kolejnych próbach, być może, a z pewnością w jakimś stopniu, wchodzić będą w grę różne redakcje tej właśnie wersji „odrzuconej” przez Montalemberta, nakierowanej w znacznie większym stopniu na historię i politykę. Zachowany w autografie (por. Spojrzenie piąte) dłuższy fragment powstał właśnie w tej chwili (krótszy zapewne później). Potwierdza to list Ksawerego Bronikowskiego do nieznanego odbiorcy, datowany wprawdzie dopiero 12 października 1850 roku, ale odnoszący się do zdarzeń z roku 1832, podający mianowicie treść utworu całko ¹⁶ M. Dernałowicz, dz. cyt., s. 116, 138. ¹⁷ S. Pigoń, dz. cyt., s. 149-151. 135 wicie zgodną z istniejącym manuskryptem, lecz z dodaniem opisu zdobycia Paryża przez wojska koalicji monar-chistycznej. Opis ten nie występuje we wspomnianym zachowanym manuskrypcie, będącym wobec tego kopią tego, o czym wiedział autor listu. Fragment tej korespondencji znamy z odpisu zawartego z kolei w liście Z.L. do nieznanego adresata, datowanym 2 lutego 1897¹⁸. Upływające lata sprawiły, że Bronikowski nazywa tekst Mickiewicza dramatem i poezją zarazem, niewątpliwie jednak piszę o Historii przyszłości: Dołączam tu, ponieważ nie zapełniłem papieru, wiadomość o dramacie Mickiewicza. Poeta nasz napisał go był w r. 1832 czy ze snu, czy z natchnienia. Uważano ten utwór za płód chorobliwej imaginacji. Ale po r. 1848 wypadki w owym dramacie przewidziane nadały tej poezji znaczenie proroctwa. Dramat ten nie był ogłoszony. Mickiewicz przepowiada w nim ucieczkę Ludwika Filipa i prezydenturę dzisiejszą. Ale o tym już wiemy. Oto główniejsze przepowiednie na przyszłość. Powrót Burbonów. Wypędzenie ich. Powtórne ogłoszenie Rzeczypospolitej. Koalicję z królem pruskim na czele. Zdobycie fortyfikacji paryskich. Rejterada wojska republikańskiego do Belgii. Zniszczenie przez ogień jakimiś sikawkami ognistymi trzydziestu tysięcy republikanów paryskich, którzy się bronić będą w zamku i ogrodzie tuleryjskim. Pochód wojska republikańskiego, które się do Belgii cofnęło, do Berlina. Wzięcie przez republikanów tego miasta. Król pruski śpieszy do Berlina i zdobywa swoją stolicę. Jakaś armia republikańska z Ukrainy idzie na Berlin, zdobywa go, bierze króla w niewolę i lud ucina mu głowę. Po tym wypadku ogłoszenie powszechnej w Europie Rzeczypospolitej. Jest to treść obu fragmentów autografu Historii przyszłości, które opiszemy w Spojrzeniu piątym, lecz powiedzmy od razu: Bronikowski relacjonuje wpierw treść fragmentu krótszego, a potem dłuższego - to ważne dla naszych dalszych ustaleń. Spojrzenie trzecie Wiosna 1833. Mickiewicz pracuje nad Panem Tadeuszem, ale równocześnie zajmuje się żywo sprawami dyskutowanymi w gronie emigracji i projektuje polską historię przyszłości. Przebywa poniekąd w dwóch światach: szlacheckiej tradycji i jakby jej wyidealizowanego antidotum. IK Rkps. Muzeum Mickiewicza 779/8, druk np. Wydanie Sejmowe, t. 7, s. 73, przyp. 11; M. Dernałowicz, dz. cyt., s. 116. 136 „Gazeta. Województwa Szawelskiego” z datą o ponad pół wieku wyprzedającą chwilę jej opublikowania oraz Wyjątek z listu do jednego z redaktorów są mistyfikacją ogłoszoną przez Mickiewicza na łamach „Pielgrzyma Polskiego” z 28 czerwca 1833 roku. W komentarzach do tego tekstu wskazuje się na miejscowość Szawle na Litwie (w latach trzydziestych XIX wieku będącą miastem powiatowym) - być może dlatego, że znana ona jest m.in. z powstania chłopskiego w 1769 roku, zwróconego przeciw reformom Tyzenhauza, w szczególności przeciw zakładaniu manufaktur opartych na darmowej pracy poddanych; rebelia została jednakowoż krwawo stłumiona przez wojska polskie i rosyjskie. Takie konotacje związane z tym miastem istniały już w czasach Mickiewicza. Nie ma jednak także wątpliwości, że - być może w dalszym planie - wybór nazwy stolicy województwa jest powiązany ze staropolską formą hebrajskiego imienia św. Pawła, jeszcze sprzed jego przemiany (uwierzenia), które opisane jest w rozdziale IX Dziejów Apostolskich. Szaweł nawrócił się, więc może i szawelska gazeta mówi o nawróceniu się społeczeństwa polskiego, nawołuje do takiego nawrócenia się. Tamten Saul a nasz Szaweł to symbol budowniczego Kościoła, tak jak cala historia województwa szawelskiego jest symbolem budowy nowego państwa i nowego społeczeństwa. Owa postawa troskliwego Szawła dobrze pokazuje się również w samym tekście, na przykład w pytaniach młodego wodza: Jakże [...] mogliście wybrać naczelnika i słuchać go tak przykładnie, kiedy ten naczelnik żadnej władzy policyjnej w ręku nie miał? albo Ale [...] co mnie najwięcej dziwi, to żepielgrzymstwo we Francji, w kraju gawędy i bazgrania, tak było milczące, tak niepiśmiennel Czyście pisać i gadać nie umielićSUFJić ją też we wprowadzającym całą sprawę Wyjątku z listu do jednego z redaktorów, gdzie rzekomo nieznany autor całego „zamieszania” ukazany jest jako osoba z wysoką gorączką, może mająca jakieś spowodowane tym stanem wizje prorocze, w każdym razie potrafiąca projektować przyszłość w sposób wykraczający poza możliwości przeciętnego człowieka. Ale jest też w pomyśle Mickiewicza nutka odwołująca się do jeszcze innej historii biblijnej: do potęgi izraelskiego króla Saula, a więc też polskiego Szawła, który stanowi w Biblii uosobienie cech dobrych i złych, stałe w nim walczących, który jest również pełen wad (są tu więc jakby dwie główne cechy rzeczywistości województwa szawelskiego: potęga i niestabilność), zaś śmierć Saula w bitwie przepowiedziana jest przez wróżkę, jak całe powołanie do życia przez Mickiewicza rzekomego województwa szawelskiego i jego gazety. Lecz według tradycji Saul (Szaweł) był nadto wieszczącym przyszłość, co utrwalone zostało w przysłowiu num est Saul interprophetas? - Czyż i Saul między prorokami? (1 Księga Królewska, rozdz. 10, w. 11-12, 19, 24). 137 Zbieżność wszystkich tych przesłanek płynących z tradycji z ideą Mickiewicza oparcia swej koncepcji wokół nazwy gazety „szawelskiej” nie może być przypadkowa. Tak więc w rozumieniu poety „szawelski” mogło równie dobrze iść od Szaweł, jak np. „pawelski” od Paweł, a „kowalski” od kowal. „Gazeta Szawelska”, czyli pochodząca od Szawła, narzuca się tu jednoznacznie, nawet bez potrzeby badania gramatycznej poprawności zastosowanego przymiotnika. Tym bardziej, że nazwa „Rzeczpospolita Pawelska” była autorowi z pewnością znana jako określenie „kraju”, „państwa” założonego w roku 1769 przez Pawła Ksawerego Brzostowskiego w jego dobrach Merecz na południe od Wilna. Rzeczpospolita Pawelska dawała swobodę chłopom, wolność osobistą, możliwość zastępowania pańszczyzny czynszem. Pobudzała przedsiębiorczość chłopów. Dostęp do szkoły, lekarza, a także sejm gminny spowodowały, że reformy przyniosły zwiększenie dochodów i ogólny dobrobyt. Mamy w wypadku tego zamysłu literackiego do czynienia nie tylko z trzecią próbą zainteresowania się Mickiewicza „historią przyszłości” (po młodzieńczym podejściu nasyconym fantastyką - Spojrzenie pierwsze i nieco późniejszym w Spojrzeniu drugim, nachylonym z pewnością w większym stopniu ku publicystyce wykorzystującej jedynie fantastykę oraz temat przyszłości dla jej własnych celów - świadczy o tym „odrada” Montalemberta), lecz również z całkowicie innym pomysłem, zamysłem autorskim. Ta próba zawiera bowiem zdecydowane elementy fikcji literackiej dotyczącej okoliczności powstania i opublikowania utworu, mające na celu jakby jego uwierzytelnienie. Jest to również pierwsze chronologicznie dzieło, które spośród całego zestawu interesujących nas tekstów mamy konkretnie w ręce i które jako jedyne z tego zestawu zostało opublikowane za życia twórcy. Wartość tego dzieła jest więc szczególna w kontekście pozostałych, pozwala bowiem mieć pewność, że tak ono miało wyglądać w ostatecznym zamiarze autorskim. W chwili ogłaszania utworu Mickiewicz kończył swoją pracę w redakcji „Pielgrzyma Polskiego” i cała ta mistyfikacja jest jakby formą jego (z przymrużeniem oka) pożegnania się z czytelnikami. Bo że tekst zarówno Listu, jak i „Gazety” oraz komentarzy od redakcji, obok elementów projekcji przyszłości traktowanych poważnie z ideowego punktu widzenia, przesycone są elementami humoru, satyry, ironii - nie budzi wątpliwości. Wystarczy wspomnieć passus o nowej polskiej taktyce bitewnej polegającej na nieużywaniu broni palnej albo nieposłuszeństwie wobec demokratycznie obranego naczelnika. Podobnie widoczna tu „numerologia” ma wydźwięk ironiczny: 138 data Listu (2 czerwca 33) pokrywa się z datą „Gazety” (2 czerwca 99); dzieli je magiczne 66 lat; trójki i dziewiątki z tych dat są też liczbami magicznymi, podobnie jak suma cyfr numeru „Gazety”: 153, czyli znowu dziewiątka. Fikcyjne to czasopismo ukazuje się w roku kończącym stulecie. Jeżeli jest tygodnikiem, to numer 153 świadczy o tym, iż zaczęło się ukazywać w lipcu 1896 roku. Wolno też przypuszczać, że ten tekst kierował Mickiewicz szczególnie i wyłącznie do środowiska emigracyjnego. Stąd podjął decyzję o sformułowaniu swoich myśli po polsku, w przeciwieństwie do innych prób z interesującego nas zakresu, które z pewnością miały w intencji autora zainteresować publiczność jeśli nie europejską, to przynajmniej opiniotwórcze środowiska francuskie. Mickiewicz zwraca się tu do swoich współziomków zupełnie inaczej, niż czynił to kiedy indziej. Pokazuje ich samych w wizji za lat kilkadziesiąt, przestrzega, do czego mogą doprowadzić obecne polemiki emigracyjne. Elementem łączącym teraźniejszość powstawania dzieła z teraźniejszością w nim opisaną jest postać wielkiego bakałarza, stuletniego starca, którego data urodzin jest zatem dziwnie bliska narodzinom Mickiewicza. Problematyka wodza poruszona została przez pisarza niemal równocześnie, bo w 14 półarkuszu „Pielgrzyma Polskiego” z 22 czerwca 1833 roku, czyli w poprzednim numerze czasopisma. To było jednak ujęcie całkowicie na serio, w formie naukowej rozprawki, noszącej tytuł O przyszłym wielkim człowieku. Stanowi ona nawiązanie do tekstu Juliana Ursyna Niemcewicza Ostatnie słowa do ziomków moich, ogłoszonego w „Pamiętniku Emigracji Polskiej” na wiosnę 1833 roku. Diagnozował tam Niemcewicz, że Polskę zgubił brak silnych rządów, i postulował potrzebę wyłonienia silnego wodza, który uchwyci całą władzę w kraju i wyprze zeń nieprzyjaciół. Polska z „Gazety Szawelskiej” jest istotnie krajem ówczesnej wspólnoty europejskiej (do rewolucji frankfurckiej 1833 roku odniosła ten tekst S. Skwarczyńska¹⁹). Mickiewicz pisał tak (druk: „Pielgrzym Polski”, 28 czerwca 1833, nr 15): ¹⁹ S. Skwarczyńska, Mickiewicz a rewolucja frankfurcka w J833 r., „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego” S. 1, 1959, z. 13, s. 53-118. 139 Wyjątek z listu do jednego z redaktorów Paryż, 2 junii. «Jestem chory. Wczora, kiedy wyszedłem od ciebie, zdarzył mi się tak dziwny wypadek, tak niepodobny do prawdy! W głowie mi się kręci! A przecież to najprawdziwsza prawda; sam się przekonasz. Właśnie od ciebie niosłem do drukami moje dzieła polityczne, aż tu trafem znajduję się przed domem panny Lenormant. Słyszałem o niej dziwy; ciekawość mnie zdjęła poradzić się tej baby. Przyznam ci się, o dwie tylko rzeczy chciałem zapytać: jak prędko będę naczelnym wodzem i kiedy Europa podług mego planu ukonstytuuje się, tudzież kogo z nas... Tyle mi nagadawszy, baba zamyśliła się, potem zaśmiała się i rzekła: - Weź sobie swoje dwadzieścia franków; widzę, żeś Polak, więcjesteś chudeusz, przy tym dziecko, więc pieniądze tobie potrzebniejsze jak staremu. Co gorsza, widzę, że tu masz pod pachą manuskrypta; dodam cijeszcze trochęfranków na druk. Domyślisz się, obywatelu, że odrzuciłem ze wzgardą taką propozycją. - Przepraszam - rzekła baba - podoba mi się twoja żywość i otwartość, twoja ciekawość o losach ojczyzny; rumieniec, który ci wystą- pił na twarz, i ogień w oczach, kiedyś mię pytał, co z Polską będzie, są to dobre znaki. Pogódźmy się;jesteś próżny i samochwał, ale poczciwy. Pokażę ci rzecz ciekawą. Tu (uważ, obywatelu, bo istotną prawdę piszę), tu zakręciła się na jednej nodze, cóś szepnęła, uderzyła ręką w stół - i nagle nie wiedzieć skąd wydobyła ogromną gazetę... gazetę - osłupiałem - zgadnij, jaką? Gazeta wielka, jak dziennik angielski „Times", drukowana po polsku, druk - patrz (posyłam ci próbkę),jeśli nie lepszy od angielskiego; gazeta z tytułem wielkimi literami:gazeta województwa SZAWELSKIEGO, data: - „roku Pańskiego 1899"! We trzy kolumny; porządek dziwny: naprzód wiadomości gospodarskie, potem naukowe, w środku wypadki narodowe, urządzenia etc. etc.; na końcu krótki dodatek polityczny, nieciekawy. Widać, że w roku 1899pokój powszechny w Europie. Mam tę gazetę: czytałem ją noc całą, aż jestem chory z zadziwienia. Posyłam ci wydarty kawałek, który możesz ogłosić, bo się tyczy emigracji naszej, czyli pielgrzymstwa, jak nazywacie. Resztę potem nadeślę; złożysz w redakcji dla przekonania ciekawych widzów o prawdzie tego, co ci piszę». Redakcja pośpiesza przedrukować wspomniony wydarty kawałek, rzeczywiście pięknym drukiem na pięknym papierze wyciśniony: 140 GAZETA WOJEWÓDZTWA SZAWELSKIEGO. 2JUNJI ROKU PAŃSKIEGO 1899.—№ 153. Dzień wczorajszy (1 junii) był dla naszego miasta wojewódzkiego dniem wielkiej uroczystości. Poświęcaliśmy wodnicę publiczną*. Gmach ten, jak wiadomo, wzniesiony z dobrowolnych składek województwa, kosztował dwa miliony kościuszków ** i może uchodzić za jeden z najwspanialszych w Polsce, teraz tyle liczącej budów olbrzymich. Wybraliśmy dzień 1 junii na poświęcenie, bo właśnie teraz zjechał do nas sławny wódz nasz, który świeżym zwycięstwem nad Oką zapewnił wolność Rzeczypospolitej Syberyjskiej. Wódz nasz młody jest rodem z Szawel; przybył odwiedzić ojca swego, organistę, który dotądjeszcze żyje, i siostry, z których jedna, żona wojewody presburskiego, przyjechała z Węgier dla widzenia się z bratem (nie mogła być przytomna uroczystości z powodu trudów ciągłej dziesięciogodzinnej podróży po kolei żelaznej) - druga wychodzi teraz właśnie za mąż za znajomego rodakom kowala szawelskiego Dorszprunga... (Tu następuje opis uroczystości, który później umieścimy). Największą ozdobą uroczystości naszej był szanowny pierwszy nasz urzędnik, wielki bakałarz województwa, weteran Wolności, nasz Lafayet, ostatni Polak, który widział jeszcze ową sławną rewolucją 1830r. Walczył on, młodzieńcem będąc, pod Skrzyneckim i Dwernickim, był w pielgrzymstwie, znajdował się i odznaczył w wielkiej bitwie pod Baden-Baden, dwakroć ranny na polu chwały pod Dyneburgiem; nareszcie dowodził działem wielkim kosynierów pod Nowogrodem Wielkim w owej bitwie, w której po raz pierwszy dowiedziono nieużyteczność broni palnej, w bitwie, która stanowi epokę nowej taktyki, nazwanej taktyką polską. Korzystając z nadzwyczaj dobrego humoru weterana, starano się od niego dowiedzieć szczegółów o dawnym pielgrzymstwie. Epoka ta dziejów, jak wiadomo, jest niezmiernie ciemna i prawie tajemnicza; nie tylko nie mamy nic o niej drukowanego, ale wszyscy pielgrzymi z dziwnym i niezrozumianym uporem nic nawet ustnie o swoich działaniach kilkuletnich zagranicą mówić nie chcieli. Jest to nieodżałowana strata dla historii. Bo cóż to za epoka od 1830 do 1835 roku!Jak milo do niej przenieść się myślą! (NB. Wszystko to z „Gazety Szawelskiej” 1899). Iluż to i jak wielkich ludzi! co za nieugięta moc charakteru! ileż ijakie zdolności wojenne, które później zajaśniały, w ten czas się wyrodzily. SamaJizyczność tych ludzijakże nas zawstydza, wyrodków 1899 roku. Nasz wielki bakałarz stuletni, czerstwy i przytomny, jakże wielką jest dla nas nauką. 0 czasy! o obyczaje 1899 roku! Wódz nasz miody, zwycięzca nad Oką, szczególniej dopytywał się bakalarza, jakim sposobem pielgrzymstwo mogło żyć za granicą w tak przykładnej zgodzie, po rewolucji, która tyle obudziła namiętności. - Przytłumiliśmy nienawiści osobiste, żeby nie gorszyć rodaków w kraju - odpowiedział wielki bakalarz. Co za mądra odpowiedź starca, godna owego mądrego wieku! - Bo w pielgrzymstwie - mówił dalej bakałarz - byliśmy ciałem tylko, a duszą w Polsce. 141 -Jakże - zapytał wódz - mogliście wybrać naczelnika i słuchać go tak przykładnie, kiedy ten naczelnik żadnej władzy policyjnej w ręku nie miał? - Bo opinia była policją - odpowiedział bakałarz - a przekonaliśmy się z doświadczenia, że trzeba, obrawszy naczelnika, słuchać go pod karą sądu najstraszniejszego, sądu sumnienia. Przekonaliśmy się, że prócz sumnienia żadnego innego żandarma w wieku naszym szanować się nie godzi. - Ale - rzeki wódz - co mnie najwięcej dziwi, to żepielgrzymstwo we Francji, w kraju gawędy i bazgrania, tak było milczące, tak niepiśmienne! Czyście pisać i gadać nie umieli? - Przekonaliśmy się - rzeki starzec - że mowa jest dowodem niemocy działania, bo gdyby człowiek był wszechmocny, nigdy by nie gadał i ludzie najpotężniejsi najmniej byli mowni; przekonaliśmy się jeszcze, że wszelkie historie spół-czesne i pamiętniki piszą się najwięcej dlatego, żeby się samemu pochwalić, a drugich poniżyć. Nareszcie jest rzeczą pewną, że kto swoją historią całego życia napisał, już napisał swój testament i złożył dowód, że się w epoce obecnej na nic nie przyda; dlategośmy nic nie pisali. Lud zawsze wie tyle z historii przez samo ustne podanie, ile wiedzieć warto. Co to za głęboka była mądrość owych dawnych ludzi 1833 roku! Czemuż jej nie naśladują nasi gadatliwi bazgrający wiecznie szawelczycy! Przecież musimy dodać dla wzbogacenia historii ciekawymi szczegółami (mówi zawsze „Gazeta Szawelska”), że wielki bakałarz, zostawszy w gronie kilku starców, kiedy już wszyscy z uczty rozeszli się do domów, rzeki te słowa, prosząc, żeby ich nie rozgłaszano: - Koledzy! nie wszystko to tak było wewnątrz pięknie i dobrze w pielgrzymstwie, jak się wam wydaje, bo i w najpiękniejszej żyjącej osoby wnętrzności zajrzeć nie radzę; więc póki żyjemy, skóra nas okrywa; dysekcja nie jest dozwolona, tylko na nieboszczykach. Stąd też, uważając naszą rewolucją za żyjącą, a pielgrzymstwo za jej żyjące rozwijanie się, za-skórę podrapaną. Było u nas trochę gadania i pisania; ja sam byłem niezłym mówcą i napisałem, mając lat piętnaście, dzieł cztery: pierwsze pod tytułem „Konstytucja czysto-oderwano-rozumowa", drugie: „O stosunkach między konstytucjami najucywilizowańszych narodów a prawami polskimi”, trzecie: „Prawo powszechne dla świata”, czwartego nie pamiętam. Alem się na koniec przekonał, że byłem bardzo głupi, bo gdy mię za powrotem obrano pod-sędkiem w Traszkunach, nie umiałem rozstrzygnąć sprawy o wolu między obywatelem Ickiem i obywatelem Jankiem; i stąd to mnie z urzędu zrzucono. Zamknąłem się potem na lat trzy w domu, zacząłem myślić i gospodarować. Bóg mi pobłogosławił; tyle zyskałem znaczenia, że mię potem zrobiono wielkim bakalarzem... A co się tyczę cieniów, które okrywają całą historią pielgrzymstwa, trzeba wiedzieć, że przy pierwszym wyjściu z Francji postanowiliśmy razem wszystko, co było napisane przeciwko rodakom, spalić, i przyrzekliśmy zachować milczenie aż do powrotu do ojczyzny o tym, co się między nami działo. Za naszych zaś czasów tak umiano dochowywać tajemnicy, że jej nikt nie wydal; leczyliśmy 142 a kiedyśmy powrócili, ważniejsze rzeczy wybiły nam z głowy drobnostki przeszłości; i ja, ostatni pielgrzym pozostały przy życiu, pod sekretem wam to objawiam. * Może fontannę. " Zapewne jakiś pieniądz z r. 1899. - Przyp, red. Tyle słów „Gazety Szawelskiej” z 1899. Widać, że ludzie 1899, już nie tak skrupulatni, tajemnice starca wydali. Reszta gazety później. Spojrzenie czwarte W połowie 1835 roku tak Mickiewicz podsumowywał swoje bieżące działania literackie: „Nic też prawie tego roku nie zrobiłem oprócz kilku kawałków po francusku” (list do Edwarda Odyńca po 20 lipca 1835 - autograf zniszczony w 1944 roku²⁰). Wśród tych „kawałków” była francuska L’Histoire de l’avenir, o której chyba mamy wiadomość już z maja 1835 roku, kiedy to Eustachy Januszkiewicz w liście do Eugenii Larissówny donosił, iż Mickiewicz: „Wydaje rychło coś w języku francuskim. - Tego coś nikt nie wie, bo pono tak jak z dziecięciem, póki go nie ochrzczą, nikt nie wie, jak się nazywa”²¹. Nie mamy jednak pewności, czy Januszkiewicz piszę tu o tym samym tekście, którym był żywotnie zainteresowany już jako przewidywany wydawca niedługo później, w drugiej połowie lipca tegoż roku. Z atmosfery, jaka miała istnieć wokół wspomnianego dziełka, co wynika z tonu relacji Januszkiewicza, wnosić wolno, że raczej istotnie jest to pierwsza wzmianka o L’Histoire de l’avenir - tej, o której kolejną wiadomość mamy z lipca 1835 roku. Istnienie tekstu, jako dzieła pisanego po francusku, opieramy na drobiazgowych ustaleniach Stanisława Pigonia. Otóż, jak pamiętamy (por. opisanie Spojrzenia drugiego), założył on, iż Mickiewicz w roku 1833 nie spalił rękopisu, wydanie którego odradzał mu Montelambert²². W dwa lata później zaś, właśnie w roku 1835, wrócił po raz ²⁰ Cyt. za: M. Dernałowicz, Paryż, Lozanna. Czerwiec 1843 - październik 1840, Warszawa 1996, s. 107, Kronika życia i twórczości Mickiewicza. ²¹ Por. J. Kallenbach, Z epoki emigracyjnej (1833-1834), „Lamus” 1909, z. 3, s. 454. ²² S. Pigoń, dz. cyt.,s. 149-151 i 168. 143 kolejny do pomysłu opublikowania Historii przyszłości. Sięgnął wówczas po tamten manuskrypt, może go nieco modyfikując, w każdym razie przepisując, lub napisać rnusiał całkiem nową wersję, skoro jednak tamtą istotnie odrzucił (sama modyfikacja nie trwałaby zapewne od maja do - jak zaraz zobaczymy - lipca 1835 albo i dłużej). W każdym razie wiemy, że broszura zatytułowana już jakby do druku, porządnie: L’Histoire de I’avenir (ale tak nazywa ją tylko przyszły nakładca) planowana była do wydania przez Eustachego Januszkiewicza i Aleksandra Jełowickiego zapewne jesienią 1835 roku. Januszkiewicz tak pisał o planach swej oficyny: „Zaczynamy prace nasze od drukowania nowej książki do nabożeństwa [...]. Potem zaraz drukujemy Mickiewicza L’Histoire de I’avenir. Ma to być coś osobliwego; jeszczem nie czytał, ale sam Mickiewicz powiada, że wiele hałasu narobi”²³. Nie umiemy powiedzieć, dlaczego próba ogłoszenia światu właśnie historii przyszłości, owo „narobienie wiele hałasu” po raz kolejny nie doszło do skutku. Być może spowodowała ją kolejna negatywna opinia Montalember-ta. Wiemy bowiem, że Mickiewicz na przykład we wrześniu 1835 roku wielokrotnie dyskutował różne sprawy w gronie przyjaciół, m.in. również z Montalembertem, że ten ostatni bywał u niego, że francuskiego przyjaciela wyraźnie coś gnębiło (por. odpowiednie fragmenty pamiętników Bogdana Jańskiego cytowane z rękopisu przez Marię Dernałowicz²⁴). Z drugiej strony zainteresowania Mickiewicza w tych miesiącach, zainteresowania, o których dowiadujemy się od niego samego, bardzo dobrze odpowiadają atmosferze, w której pracował poeta nad tą nieznaną nam dziś wersją historii przyszłości. Czytał dzieła francuskiego illuministy Louisa Claude’a de Saint-Martina (wykorzystane też później w Zdaniach i Uwagach [...J) oraz domagał się (w liście do Odyńca z lipca 1835 roku) wydanej niedawno, w 1833 roku, książki Klemensa Brentano, opisującej wizje mniszki Anny Katarzyny Emmerich {Das bittere Leiden Jesu Christi). ²³ Por. J. Kallenbach, dz. cyt., s. 456. ²⁴ M. Dernałowicz,Paryż, Lozanna..., s. 118. 144 Rzecz zatem nie ujrzała światła dziennego, ale wypłynie jeszcze raz, i to już niedługo, zapewne jeszcze w tym samym roku 1835, kiedy to poeta zajmie się jej przepisywaniem, wprowadzając jednocześnie wiele zmian - por. Spojrzenie piąte²⁵. Spojrzenie piąte Druga połowa roku 1835 przynosi z kolei dwa bliźniacze teksty, które zachowały się do naszych czasów we fragmentach autografów. Wcześniejszy z nich (dłuższy) to (zdaniem Pigonia, którego opinię przyjmujemy) autorska kopia fragmentu pierwszego rozdziału tekstu niegdyś napisanego (1832/1833), a odrzuconego, czy też odradzonego do publikacji przez Montalemberta (por. Spojrzenie drugie). Urywek ów bliski jest poglądom pisarza wyrażanym w Księgach pielgrzymstwa, a nawet stanowi jakby ich rozwinięcie. Uczony zakładał, że poeta nie spalił wówczas rękopisu, a teraz sięgnął po niego ponownie. Zarówno ten ułomek, jak i ów drugi, późniejszy miałyby być przeznaczone do opublikowania w „Revue des Etats du Nord et principalement des Pays Germaniques”. Przepisany w tym samym czasie ów drugi spośród zachowanych fragmentów (krótszy) jest według tej samej koncepcji Pigonia autorską kopią pierwszego rozdziału innej wersji Mickiewiczowego dzieła, tej mianowicie, którą twórca w pierwszej połowie roku 1835 przygotowywał do druku w oficynie Januszkiewicza (por. Spojrzenie czwarte). Te przyjmowane przed długi czas ustalenia Pigonia korygował w latach sześćdziesiątych Wiktor Weintraub²⁶, twierdząc, że oba fragmenty są na tyle niespójne, iż nie mogły być przeznaczone do opublikowania w 1835 roku w czasopiśmie wskazanym przez Pigonia. I z tą argumentacją należało by się zgodzić, choć możliwe jest także, iż poeta zamierzał zrazu opublikować jeden z tych fragmentów, potem jednakowoż zmienił zamiar i przygotował dla redakcji fragment drugi. W tej sytuacji trzeba też przyjąć, iż w intencji Mickiewicza rzecz miała być kontynuowana w kolejnych numerach „Revue des États du Nord”, skoro autor za każdym razem nadał tak pojmowanej części pierwszej numer rozdziału. ²⁵ Por. także Spojrzenie drugie. ²⁶ W. Weintraub, Dokoła Mickiewiczowskiej „Historii przyszłości", „Ruch Literacki” 1963, z. 5/6, s. 227-234. 145 Zaproponowane natomiast przez Weintrauba przesunięcie daty wykonywania przez Mickiewicza kopii, o których tu mowa, na lata 1847-1848 nie znajduje aprobaty. Przyjęcie tej koncepcji oznaczałoby zgodę na przykład na fakt, że poeta używał w tym czasie dość starego papieru, sprzed kilkunastu lat (znak wodny ma datę 1834). Ale oczywiście bezwzględnej pewności nie ma i nigdy w takich wypadkach być nie może. Obie kopie nie są czystopisem. Autor, przepisując, dokonywał licznych poprawek, zmian (por. opuszczenie zdobycia Paryża przez wojska monarchistyczne), do tego stopnia, że właściwie należałoby je uznać za wersje tych tekstów, z których zostały przepisane, nie za ich kopie. Nadto w już przepisanym rękopisie czynił liczne poprawki, skreślenia. Stąd posłużył się Pigoń trafnym kalamburem, że to nie fragmenty kopii, lecz kopie (przepracowane) dwóch różnych fragmentów (nb. posiadające nadaną z czasem wspólną paginację i pod względem kompozycyjnym obdarzone przez autora takimi samymi nagłówkami: „Chapitre 1.” i „chapitre premier”). Teksty zawierają też liczne błędy literowe, co świadczy najprawdopodobniej o tym, iż poeta skupiał się przede wszystkim na „przerabianiu” treści, nie na formie estetycznej swego zapisu. Zachowane karty to niepełne dziesięć stronic fragmentu dłuższego i niepełne trzy stronice fragmentu krótszego. Są one przechowywane w Muzeum Adama Mickiewicza w Paryżu (katalog nr 8). Fragment dłuższy opatrzony jest u góry nadpisem: „pisane 1831 wraz po rewolucji polskiej”. Wiadomość ta pochodzi prawdopodobnie istotnie, jak ustaliła Stefania Skwarczyńska²⁷, od samego Mickiewicza, choć dopisana została oczywiście w innym czasie, stąd nieidentyczność duktu pisma poety. Sądzimy, że informacja ta została wprowadzona na kartę rękopisu znacznie później i to też tłumaczy jej nieścisłość chronologiczną, gdyż bardziej uzasadniona by tam była data 1832, odnosząca się do tej wersji tekstu, która opisana została w Spojrzeniu drugim. Nieznana ręka, być może Aleksandra Chodźki, ponumerowała karty obu fragmentów jako stronice od 1 do 13, a na karcie pierwszej redo ktoś dopisał „Widzenie Polityczne” (i po raz drugi prawdopodobnie pomyłkowo, co uwidoczniono skreśleniem, też na stronie dziewiątej: „Widzenie Politycz”). Fragment pierwszy, dłuższy, znajduje się na s. 1-10, po czym następują dwie stronice nienumerowane i niezapisane. Fragment drugi, krótszy, ma paginację 11-13, a stronica czwarta nie jest zapisana i nie ma swego numeru. Świadczy to, zdaniem Pigonia, że Mickiewicz ²⁷ S. Skwarczyńska, dz. cyt. 146 wziął w obu wypadkach ze swego pierwotnego tekstu tyle, ile chciał, celowo urywając narrację w zamierzonym miejscu. Dodajmy do tego, iż owe czyste stronice świadczą najprawdopodobniej również o tym, że poeta jeden z owych fragmentów przepisywał-redagował po jakimś czasie rozdzielającym pracę nad kolejnym urywkiem. Do drugiej wojny światowej istniała też nosząca tytuł Proroctwa A. Mickiewicza kopia wykonana z owych kart przez Aleksandra Chodźkę. Sporządził ją Przyjaciel za zgodą Mickiewicza, około roku 1842, jak dziś oceniamy (Biblioteka Narodowa, arch. rappersw., nr 89 Katalogu Mickiewiczowskiego). Była ona niekompletna, nie zawierała ostatnich ustępów fragmentu dłuższego. Miał ją w ręce Stanisław Pigoń i tak opisał: Nie jest ona całkowita. Z autografu powyżej opisanego przepisał Chodźko arkusze (w tym właśnie porządku): 4, 1 i 2, czyli fragment krótszy cały (ma on tutaj nadpis: Chapitre I), a fragment dłuższy do słów „injuste mais légal” (ma nadpis „Capitre II”, przerobiony z pierwotnego „I”). Przepisując, wprowadzał Chodźko do tekstu drobne odmiany stylistyczne. Całość odpisu ma tytuł, położony ręką Chodźki: „Proroctwa A. Mickiewicza, pisane w Dreźnie 1831 r.”; u góry strony 1 dodano ponadto: „po rewolucji polskiej”. Na tejże stronicy dopisano później, inną ręką: „Triomphe des prolétaires”. Czas powstania tej kopii można ustalić w przybliżeniu ze świadectwa samego Chodźki. Oddając w r. 1871 rękopis A. Gillerowi, zaznaczył on, że sporządził go z autografu Mickiewicza „trzydzieści kilka lat temu”. Rozumieć to możemy tylko w ten sposób, że odpisał dawno, zaraz po przybyciu swym na emigrację, t. zn. tuż po r. 1842²⁸. Dlaczego Chodźko zmienił kolejność fragmentów ? I dlaczego Władysław Mickiewicz, jak zaraz się o tym przekonamy, powtórzył (chyba niezależnie) tę zmianę w swojej edycji? Na razie jeszcze nie wiemy. Oba teksty wydane zostały po raz pierwszy w całości według francuskiego oryginału z jedynie drobnymi korektura-mi językowymi przez Władysława Mickiewicza w Mélanges posthumes dAdam Mickiewicz publiés [...] par Ladislas Mickiewicz, Seria I w roku 1872 pod nadanym przez wydawcę tytułem i podtytułem, poprzedzone wstępem Władysława Mickiewicza, zamknięte zaś uwagami końcowymi. Niestety dokonał syn poety jeszcze też i dalej idących zmian i uzupełnień: część krótszą, s. 11-13 zatytułował Préambule i zamieścił na czele „des guerres futures”, część dłuższą natomiast (s. 1-10) opublikował jako Premier chapitre. Dokonał więc takiej samej zamiany kolejności, jaką wprowadził wcześniej Chodźko w swojej kopii. Co więcej, do tak pojętego wstępu {Préambule) ²⁸ A. Mickiewicz, Dzieła wszystkie, t. 7, Warszawa 1936, s. 78. 147 dopisał dyspozycje streszczenia, których w rękopisie jego ojca nie ma, a do rozdziału pierwszego dodał własne dyspozycje, pomijając te, które zawarte są w rękopisie. Była to decyzja wielce niefortunna dla naszego śledzenia pierwotnej postaci tekstu Mickiewicza, gdyż wprawdzie nowe streszczenia odpowiadają drukowanemu tekstowi, lecz w wypadku Władystawowego rozdziału pierwszego nie pokazują, iż streszczenie oryginalne, zawarte w rękopisie, mówi o jeszcze innych elementach treści tego dzieła, które przerabiał poeta, przepisując ów fragment. By błąd ten naprawić, podajemy streszczenie owo w brzmieniu autografu: Chapitre I. Troubles de l’Europe. - Positions des armées françaises. - L’invasion de la Suisse et le renouvellement du peuple helvétique. - Les confédérés débarquent à Calais. - Retraite de l’armée républicaine. [Rozdział I. Wstrząśnienia w Europie. - Pozycja armii francuskich. - Najazd na Szwajcarię i odrodzenie ludu helweckiego. - Skonfederowani wylądowują w Calais. - Odwrót armii republikańskiej. - tłum. L. Retlera] Seria II Mélanges posthumes, wydana w roku 1879 zawiera dalsze informacje o tekstach z rodziny historii przyszłości, wykorzystywane w innych miejscach niniejszego opracowania. Równocześnie z edycją francuską Władysława Mickiewicza, a właściwie licząc w tygodniach, nieco wcześniej - ukazał się w lwowskim „Świcie” w tym samym roku 1872 (nr 1-3) przekład tekstu, o którym mowa, dokonany przez Jana Amborskiego ze wstępem i objaśnieniami Agatona Gillera pod tytułem Tryumf proletariuszów. Tu podstawą przekładu była wspomniana wyżej kopia sporządzona przez Aleksandra Chodźkę. Dlatego też i drukowana wersja tłumaczenia nie zawiera ostatnich ustępów fragmentu dłuższego. Kolejne tłumaczenie (na podstawie autografu wydanego przez Władysława Mickiewicza) opracował Leonard Retler (Wielka wojna w przyszłości). To ono właśnie zamieszczone zostało przez syna poety w Dziełach Mickiewicza z roku 1880²⁹. Wahania Władysława Mickiewicza dotyczące czasu powstania tego tekstu jego ojca (opisane przez Stanisława Pigonia³⁰) współgrają też i z dowolnym postępowaniem syna poety z zachowanym rękopisem. Dlatego datowanie ²⁹ T. 5, s. 211-227. w S. Pigoń, dz. cyt., s. 144. 148 i ostateczny układ ocalałych fragmentów przyjmować winniśmy za ustaleniami Pigonia i kanonem przyjętym w edycjach dzieł poety. Koncepcję edytorską zaś wykreowaną w Mélanges posthumes (i na dodatek w tajemniczy sposób wspólną z niezależnym przecież odpisem Aleksandra Chodźki), wraz z całym jej otoczem komentatorskim przyjmujemy krytycznie jako źródło pomocnicze. Stanowiła ona bowiem swego czasu pewną konkretną wizję odczytania tego tekstu, jego interpretację, tak jak w ślad za swoimi wzorcami interpretacją były dwa pierwsze przekłady, Amborskiego i Retlera. Pomijając zatem dodatki Władysława Mickiewicza i przywracając właściwą kolejność zachowanych urywków oraz dodając pierwsze, najbliższe chronologicznie oryginałowi pełne tłumaczenie tekstu dokonane przez Leonarda Retlera, otrzymujemy taki obraz zachowanych fragmentów dzieła: Autorska kopia fragmentu pierwszego rozdziału z korektą językową Władysława Mickiewicza Chapitre I. Troubles de l’Europe. - Positions des armées françaises. - L’invasion de la Suisse et le renouvellement du peuple helvétique. Les confédérés débarquent à Calais. - Retraite de l’armée républicaine Jusqu’à présent la France, ravagée par la guerre civile, ne pouvait prendre aucune part active aux affaires de la Confédération européenne. Les Confédérés ne cessaient de demander des secours. Ils prétendaient que les Français devaient subordonner leurs questions particulières à la grande question européenne ; qu’ils ne pouvaient espérer une paix durable, avant que cette question ne lut résolue ; qu’il s’agissait d’abord de porter le dernier coup à l’ancien régime de l’Europe, après quoi l’on aurait le temps de discuter les constitutions nationales et les intérêts locaux. En effet, la France, faisant avancer ses armées vers l’Elbe et vers le Tibre, pourrait alors décider du sort de l’Europe. Mais les chefs de la République, fa-tiguésd’unelongue guerre intérieure, justement effrayés de scènes terribles, dont l’Allemagne et la France étaient le théâtre, menacés enfin par les Prolétaires, étaient loin d’avoir pour les Confédérés cette sympathie qu’ils proclamaient hautement. Ils répondirent donc qu’ils n’oseraient intervenir dans les affaires de leurs voisins, avant d’avoir assuré la paix et le bonheur de la France. Les Prolétaires, de leur côté, enhardis par le succès et par les sympathiesde l’Europe, poussaient la guerre avec acharnement. Ils envoyèrent aux Confédérés une députation pour leur faire dire que le moment était proche où le prolétarisme triomphera en France ; qu’il ne fallait plus qu’un effort pour 149 renverser le parti rétrograde; que les Confédérés, au lieu de demander du secours, devraient au contraire détacher quelques troupes de leurs nombreuses armées pour hâter le triomphe de la cause populaire en France; que, la victoire une fois assurée, il serait facile de diriger alors vers le centre de l’Europe toutes les forces de la France. Ainsi la France, qui avait tant de fois décidé du sort des peuples étrangers, semblait être prête à subir leur invasion, que les événements rendirent possible. Les deux armées françaises occupaient toujours leurs positions respectives sans oser faire aucun mouvement décisif. Les Républicains avaient 70,000 hommes d’infanterie, 15,000 cavaliers et une artillerie formidable. C’était là une force plus que suffisante contre les Prolétaires dont l’artillerie était presque nulle, et dont la cavalerie suffisait à peine au service des avant-postes. Il est vrai que les fantassins, ou plutôt les piétons prolétaires, au nombre de 130 ou 140,000 hommes, n’étaient dépourvusni de courage ni d’expérience militaire. Mais ils étaient mal commandés, sans discipline et souvent privés de subsistance. Un seul effort de l’armée républicaine aurait pu, ou détruire cette cohue irrégulière, ou bien larepousser, dégager Lyon, et rétablir les communications avec la Suisse, si nécessaires pour l’approvisionnement. Malheureusement les généraux républicains, comme tous les modérés, manquaient d’énergie. Ils affectaient une aversion profonde pour les moyens violents et destructifs. Ils voulaient éviter l’effusion du sang français. Ils parlementaient souvent avec l’ennemi. On espérait peut-être corrompre quelques chefs prolétaires, envenimer leurs haines, et l’on temporisait dans l’espoir que l’épuisement des vivres aiderait à démoraliser et à dissoudre ce camp si mal organisé. En effet, les haines mutuelles des prolétaires, longtemps comprimées par le danger, éclatèrent de nouveau vers cette époque. Les soldats, non enrégimentés, indociles, segroupaient d’après les couleurs plus ou moins prononcées de leurs opinions. Ces groupes formèrent enfin deux factions violentes et ennemies l’une de l’autre. Le parti le plus nombreux et le plus fort était toujours le vieux parti radical, représenté par les chefs qui les premiers avaient élevé l’étendard du prolétarisme, ainsi que par la majorité des ouvriers et des paysans robustes et éprouvés dans toutes les guerres de l’indépendance. Les sectateurs de ce parti avaient pris pour but l’égalité de fortune, c’est-à-dire la loi agraire. C’était le dogme unique de leur code social. Ils ne se montraient pas ennemis d’autres réformes radicales; mais ils s’obstinaient à soutenir qu’il fallait commencer par mettre en vigueur la loi agraire, en évitant les discussions diverses qui en empêchaient l’exécution. « L’égalité de fortune une fois établie, disaient-ils, on pourra alors abolir le droit d’hérédité et introduire d’autres améliorations sociales, que le progrès rendrait nécessaires. Le peuple, après avoir combattu tant d’années, devrait enfin jouir d’un avantage réel quelconque, ne serait-ce que pour lui inspirer la confiance dans ces améliorations dont on parle tant et qu’on n’a pas essayé de réaliser. Commençons donc par réaliser une seule réforme, sur laquelle nous sommes tous d’accord, sauf à nous diviser ensuite sur d’autres questions secondaires. » On donna à ce parti le nom de Réalistes, à cause de sa haine pour les théories abstraites. Ses membres ne tardèrent pas à être accusés d’aristocratie à cause de l’orgueil avec lequel ils voulaient toujours commander les armées et diriger les discussions. L’opinion fit trop de progrès pour se contenter de réformes partielles et lentes, d’après le plan des Réalistes. Déjà, tout ce qu’il y avait de plus énergique et de plus généreux commença à former une minorité forte de courage et surtout de logique. On 150 demandait aux Réalistes de quel droit ils prétendaient restreindre la discussion et violer ainsi la liberté de la pensée et du raisonnement. On se rappelait que les anciens monarchistes et les modernes républicains de Paris affectaient aussi le même mépris pour des théories abstraites ; qu’ils prétextaient aussi les difficultés du temps et le besoin de sauvegarder la légalité. Etait-ce aux prolétaires à suivre la tactique du parti rétrograde ? Avant d’o.pérer la réforme sociale, n’est-il pas nécessaire, n’est-il pas essentiel d’en arrêter le plan et d’en discuter tous les détails ? On a bien des fois essayé de ces réformes lentes et bâtardes ; elles n’ont jamais réussi. Pour élever l’édifice social il faut commencer par sa base, il faut exprimer nettement l’idée du siècle, il faut formuler la croyance sociale. D’après ces vues générales, on proposait différentes améliorations immédiates et nécessaires. On voulait tout d’abord abandonner la dénomination de proie taires. Ce titre,meilleur sans doute que celui de citoyens, ne répondait plus au besoin du temps ; il n’exprimait aucune pensée progressive, il avait je ne sais quoi de romain, de pédantesque ; il n’était pas bien compris à l’étranger. On discuta longtemps sur le titre qu’il fallait lui substituer et l’on convint de n’en prendre aucun. Les patriotes s’appelaient tout simplement hommes, dénomination générale, et ceux qui se refuseraient à l’accepter pourraient justement être poursuivis comme ennemis de l’Humanité. Les prolétaires continuaient jusqu’alors à porter leurs noms, de famille. Cette coutume barbare datait des temps féodaux, où ce nom impliquait la possession de terres. Il était urgent de l’abolir pour faciliter la destruction de l’hérédité. Les noms de baptême, après la proscription du christianisme, devinrent également superflus et ridicules. Mais une considération plus importante commandait de les proscrire. Un nom illustré par les victoires, ou par les découvertes scientifiques, répété de bouche en bouche, finit toujours par devenir une espèce de drapeau. L’homme qui en est possesseur, même après avoir commis des fautes ou des crimes, exerce longtemps encore une certaine influence usurpée et dangereuse à l’égalité. Il y a toujours dans le nom quelque chose d’individuel et de personnel. On proposait donc de substituer aux noms, des chiffres, qui n’expriment rien et qui peuvent être changés facilement. Ainsi la France, divisée en dix séries, contiendrait dans chaque série un nombre de citoyens. Le premier magistrat de la première série serait désigné par le n° 1, ses subalternes par les n° 2, 3, etc. Les simples citoyens n’auraient pas de coefficient. Le chiffre serait assigné selon l’ordre de l’acte civil de naissance, et le coefficient d’après le rang de hiérarchie, civile ou militaire. Un général, ou un magistrat destitué, en perdant son coefficient, disparaîtrait de la mémoire des hommes et serait replacé parmi les simples numéros de la série. Un tel système portait le dernier coup à l’amour-propre personnel et à l’individualisme. Ce fut le général Jacques (il avait depuis longtemps abandonné son nom de famille), grand penseur et ora teur admirable, qui contribua le plus à l’œuvre de cette grande réforme, et qui sacrifia le premier son nom de baptême, illustré par tant de combats. Il prit le n° 1, et ses adhérents se formèrent sur-le-champ en séries ; ils se comptaient d’après leurs grades militaires. Malheureusement un grand nombre de prolétaires, persistant dans leurs anciens préjugés, repoussèrent cette amélioration. Il s’ensuivit une scission dans le camp. On en vint même plusieurs fois aux voies de fait. On se persécutait réciproquement, et l’armée, désorganisée complètement, semblait être sur le point de se dissoudre. 151 Dans cet état de choses, les deux partis prolétaires, trop faibles pour combattre les Républicains, envoyèrent des députations vers les Confédérés de l’Europe, en demandant des secours. De grands événements qui se passaient en Allemagne permirent enfin aux révolutionnaires d’intervenir dans les affaires de France. Il circulait depuis quelque temps des bruits d’une grande bataille livrée dans le Nord. On parlait d’armées détruites, de rois suppliciés, de plusieurs princes morts ou faits prisonniers. Ces bruits venaient de tous, côtés, d’Italie et d’Angleterre. Plus d’une fois démentis, ils ne cessaient de renaître, jusqu’à ce qu’ils furent confirmés par l’événement : singulier exemple de la justesse de l’instinct populaire ! En effet, on reçut des rapports officiels d’une victoire dont les résultats semblaient surpasser l’exagération des nouvellistes. Nous avons laissé l’armée des Confédérés en pleine retraite vers la Prusse. Cette armée, après les échecs éprouvés en Belgique, cherchait à s’ouvrir le chemin de la Pologne. Elle paraissait vouloir entrer, en passant, dans la ville de Berlin. Les monarchistes, victorieux, mais affaiblis, s’arrêtèrent dans la Belgique pour se réorganiser et se concerter avec l’aile droite qui occupait la Saxe. Mais l’armée de Saxe, ayant reçu des nouvelles exagérées sur la victoire d’Ostende et la marche rétrograde des Confédérés, s’empressa de leur couper la retraite. Elle passa l’Oder et s’avança à marches forcées sur Berlin. Les militaires blâment justement ce mouvement, qui fut la cause de tous les désastres. L’armée monarchique, en abandonnant la Saxe, perdait tous les avantages que les troupes régulières conservent toujours dans un pays accidenté. Les bataillons d’infanterie régulière, invincibles au milieu des montagnes et des rivières, allaient à présent déboucher sur les plaines de la Prusse, en vue de la formidable cavalerie des insurgés. Ceux-ci paraissaient connaître l’avantage de leur position. Ils s’arrêtèrent devant Berlin. L’armée monarchique les y joignit bientôt. Cependant les généraux les plus expérimentés étaient d’avis de ne pas risquer la bataille, avant l’arrivée du corps d’armée de Belgique, dont on pressait la marche. Les révolutionnaires restaient également dans leur camp. On disait qu’ils attendaient les secours de la Pologne. Pendant deux jours, les armées s’observaient en silence. Mais les chefs des Confédérés, le Hongrois Wizat, et l’Ukraïnien Didko, impatients d’en venir aux mains, et voulant faire sortir les monarchistes de leur camp retranché, tentèrent un mouvement qui fut couronné d’un plein succès. Ils poussèrent une grande partie de leur infanterie sur la ville. Vers lapointe du jour, on donna l’assaut. On franchit les murs, on commença, à massacrer les habitants, et on mit le feu aux quatre coins de la ville. A la vue des flammes immenses de cette grande capitale, les soldats monarchiques, parmi lesquels il y avait beaucoup de Prussiens, poussèrent des hurlements affreux. Ils coururent aux armes ; ils criaient qu’on les conduisit à l’ennemi. Le roi de Prusse donna ordre de marcher, malgré l’opposition, des rois de Saxe et de Bavière. Il rapprocha de la ville son aile gauche. Avant que d’y arriver, il fallait traverser une grande plaine. Quarante bataillons des meilleures troupes monarchiques s’avancèrent en colonnes serrées et au pas de charge. La cavalerie révolutionnaire observait les colonnes sans les attaquer, ce qui causa une surprise générale. Les colonnes pénètrent dans la ville et commencent un combat de rues avec l’ennemi, caché dans les maisons. Wizat et Didko agirent avec beaucoup de prudence. Leur plan était fort simple : ils voulaient sacrifier leur infanterie et tenter un coup décisif avec leur cavalerie, qui faisait leur force principale. Au lieu de refouler les colonnes ennemies vers le centre, ils aimèrent mieux 152 les occuper dans la ville, où l’infanterie insurgée, incapable de manœuvrer dans la plaine, pouvait livrer un combat de tirailleurs. Ils prirent sur-le-champ le reste de leur infanterie, armée pour la plupart de piques et de haches, en formèrent une masse compacte, et la firent rouler vers le centre de l’armée ennemie. Cette cohue de fantassins, décimée par le canon et le feu de file, parvint cependant à s’approcher de la ligne. Alors les monarchistes approchèrent les deux ailes, pour l’envelopper et la détruire. Les révolutionnaires n’attendaient que ce moment. Ils voyaient les colonnes ennemies en mouvement ; profitant d’une espèce de désordre qui se mit dans le centre, ils y poussèrent toute leur cavalerie, avec l’ordre de rompre le centre, ou de lui passer sur le corps et de se porter ensuite à droite et à gauche. Cinquante-deux mille cavaliers hongrois, bohèmes et cosaques s’ébranlent en poussant des cris horribles. L’infanterie révolutionnaire, menacée par ses propres cavaliers, se jette au pas de course dans les rangs ennemis, et hache, sabre tout ce quelle rencontre : déjà les bataillons rompus lâchaient pied, lorsque l’épouvantable avalanche de cavalerie, enveloppant tout à coup cette masse informe, finit par la broyer et la disperser. Le carnage dura toute la journée et une partie, de la nuit, les plaines sablonneuses de Berlin n’offrant nul abri aux fuyards. Le nombre des tués est différemment rapporté par les auteurs : les uns l’évaluent jusqu’à 200,000, d’autres, à 150,000 seulement. Ce qui est sûr, c’est que toute l’armée monarchique périt sur le champ de bataille. Une multitude de barons allemands, un millier de comtes, trente princes souverains et le roi de Bavière restèrent parmi les morts. Le roi de Saxe, grièvement blessé, fut fait prisonnier. Quant au roi de Prusse, il combattait à la tête de son infanterie dans la ville même de Berlin. Ce prince, que nous avons vu traversant la plaine sans être attaqué, s’engagea dans la ville, persuadé qu’il ne courait plus aucun danger. Il fit garnir de canons les portes et les issues et construire des barricades. Ayant assuré ainsi ses derrières, il s’occupa à déloger les insurgés. Ceux-ci, chassés des places et des rues, se retranchèrent dans les maisons. Le roi de Prusse, voulant épargner la ville, enveloppait l’ennemi pour le forcer à mettre bas les armes. Tout à coup il apprend que l’infanterie révolutionnaire se porte en masse vers le camp. Cette nouvelle le comble de joie, car les Confédérés, occupés dans la plaine, lui laisseraient le temps de s’emparer de la ville. Il ne craignait rien pour le camp, où il avait laissé quatre-vingt-neuf bataillons, force plus que suffisante pour contenir les paysaus armés de haches et de faux. Il poursuivit donc tranquillement ses opérations, jusqu’à ce qu’il apprit en même temps et l’attaque et la destruction de l’armée. Il paraît que cette nouvelle inattendue démoralisa singulièrement le roi. Il hésita sur le parti à prendre. On lui reproche d’avoir perdu plusieurs heures d’un temps inappréciable. Certes, il ne pouvait pas, comme quelques-uns le prétendaient alors, marcher au secours d’une armée qui n’existait plus ; mais il devait profiter de l’occasion pour opérer sa retraite. Cependant la position difficile de ce monarque l’excuse. Son armée, épar- pillée dans des places et des rues, désorganisée par un combat long et opiniâtre, ne pouvait ni recevoir assez vite ses ordres, ni les exécuter avec précision. Au milieu de cette confusion, arrive la nouvelle du désastre, elle se répandit dans Berlin, augmenta la rage des assiégés et terrifia les assiégeants. Soudain, par un mouvement spontané, les monarchistes se jettent hors de la ville, soit pour fuir, soit pour rejoindre leurs alliés. Au milieu d’une confusion générale, les régiments, les bataillons se précipitèrent dans la plaine, et furent successivement 153 massacrés par un corps de cavalerie ennemie, laissé en observation. Cette boucherie n’arrêtait pas les victimes. En vain quelques détachements tâchaient de rentrer dans la ville. La foule qui s’en écoulait, les rejetait et s’abîmait à son tour. Au même moment les insurgés, reprenant l’offensive, pressaient les fuyards et vinrent achever cette tuerie qui dura pendant six heures. Le roi de Prusse, après avoir fait des prodiges de valeur, entraîné dans la fuite, jeté à bas de son cheval, foulé aux pieds et horriblement meurtri, tomba entre les mains du vainqueur. Le lever du soleil n’arrêta pas l’effusion du sang. Dans ces temps barbares, les guerres étaient terribles et la victoire implacable. On procéda au classement des prisonniers. Les nobles avaient péri presque tous sur le champ de bataille. Le peu qui en restait obtinrent grâce ; ils n’étaient plus dangereux et leur bravoure mérita le respect des vainqueurs. Mais en revanche ou sévit contre les bureaucrates, c’est-à-dire, contre tous les employés du gouvernement, contre leurs enfants et leurs parents. Le nombre des employés, en Prusse surtout, dut être immense. On trouva, parmi les prisonniers, 10,000 ci-devant conseillers et 7,000 juges, substituts et référendaires, ils furent tous pendus. Les pasteurs protestants, très-attachés à leur prince et chef de l’Eglise, subirent le même sort. On mit en jugement le roi de Prusse. Nous ne raconterons pas les détails de ce triste procès. On l’instruisait sommairement, au mépris de toutes les formes de la justice. Mais comme il se présenta une foule de témoins à charge, cette circonstance paraissait devoir prolonger de quelques jours la vie du prisonnier. Les révolutionnaires s’en impatientèrent. Le chef Didko ordonna de suivre la procédure prussienne ; or, d’après cette procédure, le pouvoir exécutif a le droit de prononcer un arrêt, qu’on appelle Macht Spruch. Didko, en possession du pouvoir exécutif, prononça son Macht Spruch, en condamnant le roi de Prusse à la potence. L’auguste prisonnier se défendait jusqu’alors avec beaucoup de dignité et de présence d’esprit. Comme prince absolu, il ne pouvait pas se retrancher derrière son irresponsabilité et rejeter la faute sur ses ministres ; aussi abandonna-t-il ces moyens. Il se borna à combattre l’accusation et convainquit de faux plusieurs témoins ; mais, frappé le Macht Spruch, il n’osa plus ouvrir la bouche. Il ne pouvait pas contester ce droit sacré, que lui-même avait exercé tant de fois ; et, en. prince éclairé et consciencieux, il se soumit à l’arrêt injuste mais légal. Le lendemain, à la pointe du jour, l’illustre prisonnier fut conduit vers la porte dite de Magdebourg, où devait avoir lieu l’exécution, il portait l’uniforme de général russe et le grand cordon de l’ordre de la Sainte-Alliance. En traversant la foule qui le poursuivait de ses huées, il s’arrêtait et regardait autour de lui avec calme et dignité. Son courage ne l’abandonna pas, même au pied du gibet ; il monta de pied ferme l’échelle fatale ; son dernier regard tomba du haut de la porte sur les débris fumants de sa capitale, jadis florissante et qui ne présentait plus qu’un monceau de cadavres et de ruines. On dit qu’à cette vue, il versa des larmes. Une heure plus tard, il expira. Ce fot le premier roi qui eût péri par le supplice de la corde. On craignait le même sort pour le roi de Saxe, mais les sujets de ce monarque, qui se trouvaient parmi les Confédérés, conservaient quelque sympathie pour leur ancien maître et tâchaient d’obtenir sa grâce. On rappelait que le roi de Saxe n’avait jamais trempé dans les conspirations contre la liberté des peuples, qu’il n’avait jamais voulu poursuivre les libéraux, et que ce fut par la violence 154 que les rois alliés l’entraînèrent dans leur parti. Soit que les chefs des Confédérés eussent senti la justesse de ces observations, ou qu’ils craignissent de mécontenter un grand nombre de Saxons et de Polonais, ils se montrèrent cléments. Le roi de Saxe, seul des monarques de cette époque, eut la vie sauve ; il ne prit plus aucune part aux événements politiques ; établi dans la Pologne méridionale, il y finit tranquillement ses jours. Plusieurs siècles après les événements que nous rapportons, sa famille subsistait encore et portait le titre de Roi de Saxe comme nom de famille. Il restait encore aux Monarchistes une armée en Hollande, forte de quatre-vingt mille hommes de troupes disciplinées. Cette armée, ayant appris le désastre de Berlin, s’arrêta sur la frontière de la Prusse ; bientôt, pressée par l’ennemi et n’ayant plus où fuir, elle se trouva dans la nécessité de mettre bas les armes. Une grande partie se révolta, massacra ses chefs et se réunit aux Confédérés. Le roi de Hollande, échappé par miracle, s’enfuit en Angleterre. Les Confédérés divisèrent alors leurs masses eu deux grandes armées ; la première, sous les ordres d’un Allemand nommé Schouder, suivit les côtes de la mer du Nord, et, ayant occupé tous les ports, depuis Hambourg jusqu’à Anvers, s’embarqua pour l’Angleterre. La seconde armée, composée presque toute de cavalerie sous les ordres de Didko et de Vizat, traversa rapidement l’Allemagne centrale et entra par les gorges du Tyrol en Italie. Les Italiens, forts de ce secours, achevèrent l’affranchissement de la Péninsule, détruisirent les villes et dévastèrent les pays qu’ ils tenaient encore pour les aristocrates. Tous ces grands mouvements militaires s’opérèrent en moins de six mois. La postérité reste interdite, ne sachant ce qui est le plus à admirer de la célérité ou de la vaillance de ces anciens guerriers. Cependant les Prolétaires français occupaient leurs mêmes positions militaires, sans reculer ni avancer. Ils travaillaient toujours à poser les principes d’une société modèle dont tous les membres fussent libres et égaux, de droit et de fait. Mais, malgré tous leurs efforts, ils ne pouvaient encore s’accorder sur les préliminaires de l’acte constitutionnel. Une année se passa de nouveau en discussions continuelles sans amener aucun résultat réel ; cependant elle produisit un bien immense, elle délia les langues de tous les soldats. Jusqu’alors les Chambres ou les Conseils nationaux s’arrogeaient le droit de délibérer et de statuer sur les matières d’intérêt général : ce monopole ne pouvait plus subsister; il resta prouvé, par expérience, que chaque homme est également apte à disputer et à voter. Les Républicains profitèrent avec perfidie de l’inactivité des Prolétaires. Ils tombèrent à l’improviste sur leurs positions, en prirent plusieurs et menacèrent même la place de Marseille et le camp retranché de Lyon. Les chefs des Prolétaires, dans cette extrémité, envoyèrent demander des secours à l’armée des Confédérés en Italie. Cette armée déboucha bientôt par toutes les gorges des Alpes et inonda la Suisse. 155 Przekład Leonarda Retlera. Autorska kopia fragmentu pierwszego rozdziału - s. 1 (ze zbiorów Biblioteki Polskiej w Paryżu). 156 Rozdział I. Wstrząśnienia w Europie. - Pozycja armii francuskich. - Najazd na Szwajcarię i odrodzenie ludu helweckiego. -Skonfederowani wylądowują w Calais. - Odwrót armii republikańskiej. Dotąd Francya niszczona domowemi wojnami, nie mogła wziąć żadnego udziału w czynnościach konfederacyi europejskiej, chociaż skonfederowani nie przestawali się domagać jej pomocy. Utrzymywali oni, że Francya poddać swe kwestye wewnętrzne głównej kwestyi europejskiej; i że nie może spodziewać się trwałego pokoju wpierw nim ta kwestya rozstrzygniętą zostanie, że chodzi przedewszystkim o zadanie ostatniego ciosu dawnemu porządkowi rzeczy w Europie, poczem nastąpić może czas do dyskutowania nad konstytucyami pojedyńczych narodów i urządzenia wszelkich spraw miejscowych. I w istocie, gdyby Francya posunęła swe armie ku Elbie i ku Tybrowi rozstrzygnęłaby nieochybnie los Europy. Ale naczelnicy rzeczypospolitej znużeni długą wojną wewnętrzną i przerażeni okropnościami, jakie miały miejsce w Niemczech i we Francyi, zagrożeni nawet przez proletaryat, dalekimi byli od tej sympatyi, z którą występowali tak głośno. Odpowiedzieli zatem, że nie ośmielą się mieszać do spraw swoich sąsiadów, dopóki nie zapewnią u siebie pokoju i szczęścia. Proleraryusze tymczasem rozzuchwaleni pomyślną walką i sympatyą Europy, popierali dalej wojnę z zaciekłością. Wysłali oni deputacyą do skonfederowanych, aby im oznajmić, że blizką jest chwila, w której proletaryat zatryumfuje we Francyi, że potrzeba tylko ostatecznego wysilenia, aby obalić wszystkie wsteczne stronnictwa; że skonfederowani zamiast żądać pomocy od Francyi, powinniby przeciwnie oddzielić jakąś część z tak licznej swej armii, aby przyspieszyć we Francyi tryumf sprawy ludowej, że zapewnione tam raz na zawsze zwycięstwo ułatwiłoby wyprawienie wszystkich sił francuzkich ku środkowej Europie. I tak, Francya, która niegdyś tyle razy rozstrzygała losy obcych narodów, gotowa dziś była sama poddać się cudzej inwazyi. Tymczasem obie armie francuzkie zajmowały zawsze sobie właściwe stanowiska bez ośmielenia się do zrobienia jakiegokolwiek ruchu naprzód. Republikanie mieli 70 000 piechoty, 12 000 kawaleryi i groźną artyleryą. Była to siła zupełnie wystarczająca przeciw proletaryuszom, których artylerya była prawie żadną, a których kawalerya wystarczała zaledwie do forpoczt. Jednakże i to prawda, że piechota a raczej proletaryat pieszy od 130 do 140 tysięcy, był pełen odwagi i że nie zbywało mu nawet na wojskowem doświadczeniu. Ale był on źle prowadzony, bez dyscypliny żołnierskiej i ogołocony najczęściej z zapasów. Jeden ruch naprzód armii republikańskiej mógł zniszczyć te kolumny powstańcze, albo je odeprzeć daleko, i tym sposobem oswobodzić Lyon i otworzyć sobie na nowo komunikacyą ze Szwaycaryą, tak niezbędną dla zaopatrzenia się w żywność. Na nieszczęście, jenerałom republikańskim, jak wszystkim stronnictwom umiarkowanym, zbywało na energii. Przesadzali się oni nawet w swem objawianiu wstrętu do wszelkich środków gwałtownych i niszczących, chcieli uniknąć rozlewu krwi francuzkiej. Parlamentowali często z nieprzyjacielem, bo mieli zapewne nadzieje przekupić kilku wodzów proletaryatu, rozdmuchać ich wewnętrzne nienawiści, i zwlekano czas w nadziei, że wyczerpanie reszty zasobów żywności, dopomoże do zdemoralizowania i rozsypania na wszystkie strony tego obozu, tak źle zorganizowanego. W samej istocie, wspólne zawiści proletaryuszów, dławione dotąd wiszącem nad nimi niebezpieczeństwem, wybuchły na nowo w tym czasie. Żołnierze rozdzieleni po pułkach i niesforni zgrupowali się według odcieni, mniej więcej odznaczo 157 nych, swych politycznych przekonań. Grupy utworzyły wkrótce dwa stronnictwa gwałtowne i nieprzyjazne sobie, z których naliczniejszem i najsilniejszem była stara partya radykalistów, reprezentowana przez swych naczelników, którzy pierwsi podnieśli sztandar proletaryzmu, jako tez i przez większość robotników i chłopów silnych i wypróbowanych we wszystkich wojnach o niepodległość. Stronnictwo to założyło sobie jako cel równość majątkową, to jest prawo podziału gruntów. Był to jedyny dogmat ich społecznego kodeksu; nie byli oni wcale przeciwni innym radykalnym reformom, ale się upierali przy tern, aby rozpocząć od wprowadzenia w życie prawa rolnego (agraire), unikając wszystkich dysskusyj, które mogłyby opóźnić jego urzeczywistnienie. Równość majątkowa, mówili oni, raz zaprowadzona gdy zostanie, łatwiej wtedy będzie znieść dziedzictwo i wprowadzić inne społeczne ulepszenia, jakich postęp towarzyski może wymagać. Lud, który już tyle lat walczył, powinienby zacząć używać jakiejś rzeczywistej korzyści chociażby dla obudzenia w nim zaufania w te ulepszenia, o których już tyle słyszał, a które nigdy nie przychodzą do skutku. Rozpocznijmy tedy od urzeczywistnienia jednej choć reformy, na którą wszyscy się zgadzamy, choćbyśmy się totem i pokłócić mieli na innych kwestyach drugorzędnych. Stronnictwo to nazwanem było realistami^ dla swej nienawiści ku wszystkim teoryom abstrakcyjnym. Członkowie tego stronnictwa nie długo oskarżeni zostali o arstokracyą z przyczyny pychy, z jaką zawsze chcieli komenderować wojskiem i kierować wszelkiemi obradami. Opinia publiczna uczyniła za nadto wielkie postępy, aby mogła się zadowalniać reformami cząstkowemi i powolnemi według planu realistów. Wszystko tedy, co wśród nich było najenergiczniejszego i najszlachetniejszego, zaczęło stanowić mniejszość potężną swoją odwagą a szczególniej logiką. Pytano się realistów, jakim prawem śmią ani ścieśniać dyskussyą i gwałcić wolność myślenia i rozumowania. Przypomniano sobie, że dawni monarchiści i nowsi republikanie w Paryżu okazywali tęż samą pogardę dla teorii abstrakcyjnych, że dawali za powód również trudności idące z braku czasu i z potrzeby zapewnienia przedewszystkiem prawności w postępowaniu. Czyż to wypadało proletaryuszom naśladować taktykę stronnictw wstecznych? Czyliż przed urzeczywistnieniem reform towarzyskich nie było koniecznem, nie było niezbędnem przyjść do pewnego planu i przedyskutować wszystkie jego szczegóły? Nieraz już usiłowano próbować reform powolnych i pozornych, które nigdy się udać nie mogły. Aby dźwignąć gmach społeczny, od fundamentów rozpoczynać należy; należy wypowiedzieć ideę wieku wyraźnie i sformułować jasno artykuł wiary towarzyskiej. Stosownie do tych ogólnych poglądów, proponowano niektóre ulepszenia bezpośrednie i konieczne. Chciano przedewszystkiem zaniechać wyrazu proletaryusze. Wyraz tej jakkowiek lepszy od wyrazu obywatel, nie odpowiadał jednakże potrzebom czasu, bo nie zawierał w sobie żadnej idei postępowej; miał on w sobie coś rzymskiego, coś pedantycznego i po za granicami Francyi nie był zrozumiały. Rozprawiano długo nad tern, czemby go zastąpić i zgodzono się na to, aby nie przybierać żadnego. Patryoci nazywali się po prostu ludźmi, miano ogólne, a kto się wzdrygał je przyjąć, mógł był słusznie być oskarżony, że jest nieprzyjacielem ludzkości. ³¹ Dziśby Mickiewicz był użył zamiast realiści - pozytywiści. (P.W.) 158 Proletaryusze nosili dotąd nazwiska rodzinne, ale ten zwyczaj barbarzyński sięgał feudalnych czasów, kiedy to nazwisko oznaczało i posiadłość ziemską. Było zatem rzeczą niecierpiącą zwłoki skasować je, aby tern samym ułatwić zniesienie dziedzictwa. Imiona chrzestne po wywołaniu z kraju Chrześciaństwa, stały się zbytecznemi i śmiesznemi. Prócz tego, względy daleko ważniejsze kazały ich się pozbyć. Nazwiska bowiem, które zwycięztwo lub jakiś wynalazek naukowy uświetnił, powtarzane z ust do ust, stać się mogły gatunkiem sztandaru; człowiek zatem, który je nosi, choćby się dopuścił przestępstw a nawet i zbrodni, wywiera zawsze pewny wpływ przywłaszczony sobie i niebezpieczny dla równości. W każdem nazwisku oprócz tego jest coś osobistego i indywidualnego; proponowano zatem nazwiska zastąpić liczbami, które same z siebie nic nie wyrażają i łatwo mogą być zmienione. Pierwszy urzędnik, pierwszej seryi, może być oznaczony liczbą 1, a podwładny jego no 2 i 3 i tak dalej. Zwyczajni obywatele nie maja mnożników przed swoją liczbą, bo nie maja żadnych urzędów, ich cyfra będzie zatem im nadaną według porządku ich aktu urodzenia, mnożniki zatem będą oznaczać rangi urzędów tak cywilnych jak i wojskowych. Jenerał albo dostojnik pozbawiony władzy, traci mnożniki i tak przepadają w ludzkiej pamięci i wracają do numeru właściwej sobie seryi. Taki system zadawał cios śmiertelny miłości własnej osobistej i indywidualizmowi. Pierwszym był jenerał Jakób (bo rodzinne swe nazwisko dawno już opuścił), człek głęboko myślący i mówca niezrównany, który się przyczynił najskuteczniej do przeprowadzenia tej reformy i który pierwszy poświęcił chrzestne swoje imię, wsławione tylu bitwami; przyjął on numer lszy a zwolennicy jego natychmiast podzielili się na serye i zaczęli się liczyć według swych stopni wojskowych mnożnikami (coeficients). Na nieszczęście wielka liczba proletaryuszów, obstając upornie przy swych dawnych przesądach, odepchnęła to udoskonalenie. Nastąpił ztąd rozdział w obozie, nieraz nawet przychodziło do bójki, prześladowano się nawzajem i armia rozstroiła się zupełnie, zdawało się nawet, że się wkrótce rozwiąże. W tym stanie rzeczy, oba stronnictwa proletaryatu, nie czuły się dość mocnemi, aby rozpocząć walkę z republikanami, dla tego też wysłały do Konfederacyi europejskiej, żądając pomocy. Wielkie wypadki, które naówczas zaszły w Niemczech, dozwalały rewolucjonistom obcym wmięszać się do spraw francuzkich. Od niejakiego czasu rozchodziły się pogłoski o wielkiej bitwie stoczonej na północy. Mówiono o całych armiach zniszczonych, o królach potraconych na rusztowaniu, o wielu książętach którzy poginęli lub się dostali do niewoli. Pogłoski te zewsząd dochodziły, nawet z Włoch i Anglii. Odwoływane nieraz pojawiały się niebawem, aż nareszcie stały się niewątpliwemi wypadkami. Dziwny to przykład prawdziwości ludowego instynktu. I w istocie otrzymano wkrótce raport urzędowy o zwycięstwie, którego następstwa zdawały się przechodzić wszelkie przesadzane zwykle wiadomości nowiniarzy. Widzieliśmy armię skonfederowanych w pełnym odwrocie ku Prusom, armia ta po klęsce poniesionej w Belgii, stara się otworzyć sobie drogę do Polski. W pochodzie swoim zamierzyła ona zajść do Berlina. Monarchiści chociaż byli zwyciężcami, widzieli się mocno osłabieni, zatrzymali się w Belgii dla zorganizowania się na nowo i porozumienia ze swem prawem skrzydłem, stojącem w Saksonii; ale ta armia otrzymawszy wieści przesadzone o zwycięztwie monarchistów pod Ostendą 159 i o rejteradzie skonfederowanych, chciała tym ostatnim przeciąć wszelki odwrót, przebyła tedy Odrę³² i przyspieszonym marszem ruszyła ku Berlinowi. Armia monarchiczna opuszczając dawne stanowisko, utraciła wszystkie korzyści, jakie wojsko regularne jest w stanie wyciągnąć zawsze z kraju urozmaiconego położeniem wzgórz i dolin. Bataliony piechoty niezwyciężone w miejscowościach przeciętych łańcuchami wyżyn i siecią rzek, wyszły na jednostajne równiny monarchii pruskiej, wobec straszliwych mas kawaleryi powstańców, którzy zrozumieli od razu całą korzyść dla siebie tego niewłaściwego ruchu i zatrzymali się przed Berlinem. Armia monarchistów zetknęła się tam z nimi, ale jej najdoświadczeńsi jenerałowie odradzali stoczenie bitwy, przed nadciągnięciem korpusów z Belgii, których nadejście starano się przyspieszyć. I rewolucyoniści pozostali w swoim obozie, oczekując jak mówiono, na pomoc mającą nadciągnąć z Polski. Przez dwa dni obie armie patrzały spokojnie na siebie, ale wodzowie skonfederowanych, węgier Wizat i ukrainiec Didko niecierpliwie pragnęli chwili starcia się, i dla wywabienia monarchistów z ich oszańcowanego obozu, uczynili ruch, który najpomyślniejszym skutkiem uwieńczony został. Posunęli oni ku miastu większą część piechoty swojej, która o świcie szturm przypuściła. Mury łatwo przebyte zostały; zaczęto mordować mieszkańców i pożar Berlina na cztery rogi zapalony został. Na widok tej ogromnej stolicy, ogarniętej straszliwemi płomieniami, armia monarchistów, wśród której było wielu Prusaków, wydała przeraźliwy okrzyk wściekłości, porwała za broń i domagała się, aby ją natychmiast prowadzono do nieprzyjaciela. Wtedy Król pruski wydał rozkaz do marszu, mimo opozycyi Królów saskiego i bawarskiego i zbliżać zaczął lewe skrzydło wojska ku miastu. Ale pod drodze jego szeroka znajdowała się równina, przez którą szło przyspieszonym krokiem czterdzieści batalionów piechoty w rozwiniętych kolumnach. Kawalerya rewolucyonistów, obserwowała te kolumny bez żadnej zaczepki, co było przyczyną powszechnego zdziwienia. Piechota ta weszła do miasta i rozpoczęła z nieprzyjacielem schowanym po domach walkę na ulicach, bo Wizat i Didko chcieli sobie postępować jak można najoględniej. Plan ich był bardzo prosty; poświęcali oni bez wahania się swoją piechotę, aby stanowczy atak uczynić kawaleryą, stanowiącą główną ich potęgę. Zamiast spychać kolumny piechoty nieprzyjacielskiej atakiem swoim ku środkowi, woleli zająć ją w mieście, gdzie piechota powstańców niewprawna do obrotów na otwartem polu, mogła odstrzeliwując się, bronić się długo po domach. Natychmiast potem resztę swego żołnierza pieszego zbrojnego po większej części w siekiery i w piki popchnęli ku środkowi armii monarchistów. Ta hałastra dziesiątkowana działami i karabinowemi strzałami, zdołała dotrzeć do linii nieprzyjacielskich; wtedy monarchiści zaczęli zwijać dwa swoje skrzydła, aby ja otoczyć i zniszczyć. Na to właśnie czekali rewolucyoniści, a widząc kolumny nieprzyjacielskie w ruchu i korzystając z nieładu, jaki powstał w środku armii, rzucili na nią całą swą kawaleryą z rozkazem rozbicia centrum i przelecenia po nim, i rozwinienia się po tern na prawo i na lewo. Pięćdziesiąt dwa tysiące konnicy węgierskiej, czeskiej i kozackiej puściło się naprzód z przeraźliwym krzykiem. Piechota rewolucyjna zagrożona przez własną swą ³² Czytelnicy bez szkolnej pedanteryi, będą pobłażliwi na niektóre usterki w rękopiśmie pośmiertnym, nieprzejrzanym i nieprzygotowanym do druku przez samego autora. Sam on najdoskonalej to rnusiał wiedzieć, że z Saksonii maszerując ku Berlinowi, Odry przebywać nie trzeba. Wydawca i tłumacz nawet żadnej zmiany w rękopiśmie czynić nie chcieli. 160 kawaleryą, rzuciła się biegnąc szybko w szeregi nieprzyjacielskie z siekierami, szablami i z czem kto mógł. Złamane bataliony zmięszały się zupełnie, kiedy wpadła na nich ta straszliwa lawina i otaczając ten cały kłąb olbrzymi i niekształtny, starła go lub rozproszyła na wszystkie strony. Rzeź trwała dzień cały i większą część nocy, a piaszczysta berlińska równina nie była w stanie uciekającym nigdzie dać przytułku. Autorowie rozmaicie podają liczbę poległych, jedni doprowadzają ja do 200 000, drudzy tylko do 150 000. To tylko pewna, że armia monarchiczna zginęła zupełnie na tern polu bitwy. Mnóstwo baronów niemieckich, z jakie tysiąc harabiów, trzydziestu książąt udzielnych i Król bawarski byli pomiędzy zabitymi, Król saski zaś ciężko ranny dostał się do niewoli. Co zas do Króla pruskiego, ten walczył na czele swojej piechoty w samemże mieście Berlinie. Monarcha ten, któregośmy widzieli przebywającego równinę bez żadnej przeszkody ze strony nieprzyjaciela, za wejściem swoim do miasta był pewnym, że mu już nie grozi niebezpieczeństwo. Rozkazał on wszystkie bramy uzbroić działami, w różnych punktach powznosić barykady i zasłoniwszy się tym sposobem od zewnętrznego napadu, zajął się wyrzuceniem z miasta powstańców, którzy spędzeni z ulic i placów, zamknęli się w domach. Król pruski, chcąc miasto ocalić, pragnął zmusić nieprzyjaciela do złożenia broni. Wtem dowiaduje się, że skonfederowani całą swą masą atakują obóz monarchistów, co go mocno uradowało, bo był pewny, że rewolucyoniści zajęci na otwartej dolinie, zostawią mu czas potrzebny do opanowania całego miasta. Nie lękał on się wcale o obóz, bo zostawiwszy tam ośmdziesiąt dziewięć batalionów, był pewny, że ta siła jest nadto wystarczającą do odparcia chłopstwa uzbrojonego po większej części w siekiery i w kosy, kończył dla tego swe rozpoczęte operacye wojenne, kiedy go nagle doszła wiadomość o napadzie na armią monarchiczną i o jej zniszczeniu. Zdaje się, że ta pogłoska, odebrała Królowi wszelką siłę moralną; wahał się co ma czynić: zarzucają mu, że stracił kilka godzin czasu, nieocenionego w jego tak niebezpiecznem położeniu. To pewna, że mógł pospieszyć w pomoc armii, która już nie istniała, ale mógł jeszcze korzystając ze sposobnych okoliczności, rozpocząć swój odwrót, tłumaczy go w części jednakże nadzwyczaj ciężkie jego położenie. Armia bowiem jego rozsypana po placach i po ulicach ogromnego miasta, rozstrojona w części długim i zaciętym bojem, nie mogła ani tak szybko otrzymać jego rozkazów, ani ich wykonać z należną ścisłością. Wśród tego zamętu, wiadomość o świeżej klęsce rozeszła się po Berlinie, podniosła ona zaciekłość oblężonych i przeraziła oblegających. Nagle ruchem bezmyślnym, monarchiści zaczęli porzucać miasto bezładnie, jedni dla uciekania, drudzy w chęci łączenia się ze swoimi. W takim to zamęcie powszechnym, półki całe i bataliony rzuciły się na równiny i były pojedyńczo mordowane przez kawaleryą nieprzyjacielską, zostawioną w odwodzie. Rzeź ta nie wytrzymywała opętanych strachem. Napróżno niektóre oddziały chciały wracać do miasta, tłumy uciekających unosiły ich napowrót i ginęły z niemi. Nakoniec rewolucyoniści zaatakowali zaczepnie, ścisnęli uciekających i dokonali zupełnego morderstwa trwającego sześć godzin. Król pruski, po cudach waleczności, porwany tym popłochem i zwalony z konia, zdeptany i straszliwie potłuczony wpadł w ręce swoich zwycięzców. Wschód słońca dnia następnego rozlewu krwi nie zatrzymał, albowiem w tym barbarzyńskim czasie zaciętość była okropną, a zwycięztwo bez żadnego miłosierdzia. Zaczęto klasyfikować jeńców. Szlachta prawie wyginęła na placu boju. Mała liczba, 161 która pozostała jeszcze, została ułaskawioną, przestali bowiem być niebezpiecznymi a zresztą sama ich odwaga zasługiwała na szacunek zwycięzców. Ale za to srożono się nad biórokratami, to jest nad urzędnikami cywilnymi, nad ich dziećmi nawet i nad ich pokrewieństwem. Liczba urzędników tych, szczególniej w Prusach, musiała być bardzo wielką. Znaleziono między niemi 10 000 samych byłych radców, 7 000 sędziów, zastępców i referendarzy i wszystkich powieszono bez pytania. Pastorowie protestanccy bardzo przywiązani do swojego Króla i naczelnika doznali tegoż samego losu. Króla zaś pruskiego oddano pod sąd, ale szczegółów tego smutnego procesu nie będziemy opowiadali. Instrukcya była doraźną, z pogardą wszystkich form i zwyczajów sądowych, ale ponieważ stanęły tłumy statków, ze skargami przeciw obżałowanemu, okoliczność ta przedłużyła życie więźnia o dni kilka, tak że rewolucyoniści mocno zaczęli się niecierpliwić. Wódz naczelny Didko kazał się w tej sprawie trzymać procedury pruskiej. Otóż według tej procedury, najwyższa władza wykonawcza ma prawo wydawać wyroki samowolne nazywające się Machtspruch, a że ta władza najwyższa wykonawcza, była naówczas w ręku Didka, Didtko takim Machtspruchem, skazał Króla pruskiego na szubienicę. Najjaśniejszy więzień bronił się dotąd z wielka godnością i z wielka przytomnością umysłu. Jako monarcha absolutny nie mógł się zasłaniać swą nieodpowiedzialnością i składać całą winę na swoich ministrów, dla tego też zaniechał tego sposobu bronienia się. Usiłował tylko zbijać akt oskarżenia i przekonał o kłamstwie niejednego ze świadków, ale usłyszawszy o wyrzeczonym przeciw sobie Machtspruchu nie śmiał już ust otworzyć. Nie mógł zaprzeczyć legalności tak świętemu prawu, którego tyle razy i sam używał, i jako monarcha oświecony i sumienny poddał się wyrokowi jakkolwiek niesprawiedliwemu, ale legalnemu. Na drugi dzień o świcie, najdostojniejszy więzień wyprowadzony został ku bramie nazwanej magdeburgską, gdzie miała się odbyć egzekucya. Miał on na sobie mundur jeneralski rossyjski, i wielka wstęgę orderu Świętego Aliansu. Przechodząc przez tłumy, które go krzykiem obelg ścigały, zatrzymał się na chwilę, popatrzył w koło siebie z spokojem i godnością, i poszedł dalej. Odwaga go nie opuściła i u stóp rusztowania, wszedł śmiało na fatalna drabinę, ostatnie jego wejrzenie padło z wysokości na dymiące gruzy jego stolicy, niegdyś tak kwitnącej a dziś okrytej ruina i trupami, i jak powiadają, na ten widok kilka łez się potoczyło po jego licach, wkrótce skonał. Był to pierwszy król, który umarł na szubienicy. Lękano się tegoż samego losu i dla Króla saskiego, ale poddani tego monarchy znajdujący się wśród skonfederowanych, zachowali pewną sympatyą dla swojego dawnego pana i starali się uzyskać jego ułaskawienie. Przypominano, że Król saski nigdy nie konspirował przeciw wolności ludów, że nie chciał nigdy prześladować patryotów, i że to tylko przemocą został zaciągnięty przez innych monarchów do ich przymierza. Czy naczelnicy skonfederowanych poczuli słuszność tego przełożenia, czyli też lękali się obrazić wielka część Sasów i Polaków, dosyć że się pokazali łaskawymi. Król Saski był to wówczas jedyny panujący, który zachował życie i od tego czasu nie brał już udziału w żadnych wypadkach politycznych. Osiadłszy w południowej Polsce, spokojnie zakończył swe życie. W kilka wieków jeszcze po wydarzeniach, które tu opisujemy, rodzina jego istniała jeszcze nosząc tytuł Królów saskich, ale tylko już jak familijne nazwisko. Monarchistom pozostawała jeszcze jedna armia stojąca w Holandyi, liczącą 80 000 wojska dobrze wyćwiczonego. Armia ta jednakże zatrzymała się na pruskiej granicy, skoro ja doszła wiadomość o Berlińskiej klęsce, ale wkrótce parta przez nie 162 przyjaciela i nie mając się gdzie schronić musiała broń złożyć; znaczna jednakże jej część pomordowawszy swoich wodzów, złączyła się ze skonfederowanymi. Królowi tylko holenderskiemu udało się cudem uciec do Anglii Wtedy to skonfederowani, podzielili się na dwa wojska: pierwsze pod dowództwem Niemca, nazwanego Schauder, szło brzegiem morza północnego i zająwszy wszystkie porta od Hamburga aż do Antwerpii wyprawiło się do Anglii. Drugie złożone po większej części z samej konnicy pod rozkazami Didka i Wizata szybko przebiegło Niemcy środkowe i wąwozami Tyrolu dostało się do Włoch. Włosi wzmocnieni tą armią, dokonali usamowolnienia całego półwyspu, zburzywszy miasta i spustoszywszy kraje które z ary-stokracyą trzymały. Wszystkie te wojenne ruchy odbyły się w sześciu miesiącach. Potomność została zdumioną, nie wiedząc co ma bardziej podziwiać, czy szybką czynność, czy męztwo tych dawnych wojowników. Tymczasem proletaryusze francuzcy zachowywali te same stanowiska, nie cofając się ani posuwając naprzód. Pracowali oni przedewszystkiem, jak zawsze, nad postawieniem posad doskonałego społeczeństwa, mogącego być wzorem dla świata i w któremby wszyscy ludzie mogli być wolnymi i równymi nie tylko z prawa, ale i z istoty rzeczy; jednakże mimo wszystkich wysileń, nie mogli się jeszcze zgodzić na wstępne punkta aktu konstytucyjnego. Rok jeszcze upłynął na ciągłych rozprawach bez żadnego rzeczywistego owocu; jeden tylko był wielki wynik tych sporów, a to, rozwiązanie języków wszystkich żołnierzy. Dotychczas izby tylko, albo narodowe zebrania, przyswoiły sobie prawo dyskutowania i stanowienia w sprawach ogólnego interesu, ale ten monopol nie mógł już dłużej istnieć; stało się to bowiem dotykalna rzeczą, że każdy człowiek jest zdolnym roztrząsać i głosować. Republikanie korzystali chytrze z nieczynności proletaryuszów. Napadali oni znienacka na ich stanowiska, wiele z nich zajęli i zagrozili nawet nie tylko oszańcowanemu obozowi pod Lyonem, ale i miastu Marsylii. Wtedy to wodzowie proletaryuszów posłali do Włoch o pomoc skonfederowanych, których armia lunęła wszystkiemi Alp wąwozami i zalała Szwajcaryą. Autorska kopia innego fragmentu (innej redakcji?) pierwszego rozdziału z korektą językową Władysława Mickiewicza Nous ne pouvons pas, et on en devinera facilement les motifs, publier l’histoire détaillée des troubles qui précédèrent l’établissement de la république en France. Qu’il nous soit permis d’en présenter un simple aperçu. On était loin de s’attendre à une révolution purement militaire, dans un pays qui possédait tant de théories de gouvernement rationnel, profondément pensées et discutées pendant si longtemps. L’opinion générale demandait des progrès lents et réguliers. Aussi se trouvait-elle désorientée et étourdie par un bouleversement subit et si peu préparé. Cependant une 163 telle révolution était naturelle et même nécessaire. Depuis longtemps, en France, les institutions sociales n’existaient qu’en apparence et en dehors, n’ayant aucune base intérieure. La religion ne répondait plus aux besoins des hommes civilisés, c’est-à-dire des hommes riches et puissants, qui président aux mouvements des masses. La royauté, employée pendant quelque temps comme moyen contre les empiétements de la populace, parut enfin usée et inutile dans un temps de paix. Les richesses et le reste de pompes commençaient à offusquer l’orgueil national. Les lois et les décisions du pouvoir législatif étaient honnies et détestées comme les ordres du despotisme. Les tribunaux perdirent tout droit au respect du peuple, parce qu’ils jugeaient d’après la lettre morte ou d’après les instructions du pouvoir politique, ne pouvant plus en appeler ni à Dieu, qu’ils reniaient, ni à la conscience dont ils ont oublié jusqu’au nom. Dans ce désordre moral, une seule institution pouvait conserver son existence, une institution toute matérielle, ce fut l’armée. Elle avait le seul moyen, qui restait alors, de se faire respecter, elle avait la force brutale. Un philosophe qui aurait honte de fléchir le genou devant les autels, qui ne voudrait pas se découvrir devant un pape ou un roi, ne peut être mené que par une vérité positive et palpable, exprimée par le sabre du caporal. Les progrès si rapides de Henri V réveillèrent les espérances du parti légitimiste. Mais, ce malheureux parti, accoutumé depuis si longtemps aux défaites, ne sut garder aucune mesure dans le succès. Il pardonnait aux ennemis, mais il ne cessait de les accabler de son mépris. Il traitait ses amis politiques avec hauteur, et laissait déjà percer une tendance décidée vers les formes de l’ancien régime. Cependant le besoin du repos dominait tellement les Français, leurs craintes de révolution étaient si fortes, qu’ils étaient prêts à subir la domination, et même les dédains d’un parti, qui seul a conservé encore en France quelque dignité morale et quelque foi dans ses principes. Il n’y avait qu’une seule chose que la France exigeait impérieusement de quiconque s’offrait à la gouverner, c’était le maintien de la dignité nationale. Le peuple, ayant conscience de sa force, se sentait appelé à agir n’importe comment sur l’Eu-rope. Il devinait, pour ainsi dire, sa vocation, mais il ne trouvait personne qui l’eût accomplie. Les légitimistes, pendant longtemps opprimés et obligés de repousser la force brutale de leurs adversaires avec les armes du raisonnement et par des combinaisons électorales et diplomatiques, acquirent dans cette lutte beaucoup d’adresse, mais ils perdirent tout à fait l’habitude d’agir. Virulents et haineux, comme le sont tous les théoriciens, ils n’osaient pas employer la violence, parce qu’ ils ne se sentaient pas assez forts. Toutefois on voyait à leur conduite qu’ ils n’attendaient qu’une occasion pour montrer tout leur orgueil et leur haine. On sait que pendant longtemps ils fondaient tout l’espoir de leur parti sur le secours des monarques étrangers, et bien que cet espoir eût été tant de fois et si cruellement trompé, ils tournaient encore, on dirait par habitude, leurs regards vers le Nord. Bien plus, généralisant la question de la légitimité et l’appliquant à tous les peuples et à tous les pays, ils voulaient rétablir le Grand-Turc dans la possession de la Grèce et de l’Egypte ; restituer à l’empereur de Russie la Finlande révoltée, et donner des secours aux Prussiens, pour détruire les restes de la Pologne. Sur chaque trône, ils voyaient un Bourbon ; et, dans chaque levée de boucliers, ils apercevaient les symptômes du jacobinisme de la Révolution française. Enfin ils sacrifièrent à cette préoccupation politique les intérêts de leur religion et les principes 164 de leur caste. Comme ils se rangeaient jadis du côté du Sultan, qui égorgeait les chrétiens rebelles, comme ils applaudissaient plus tard au zèle monarchique des paysans espagnols, qui égorgeaient les nobles, et qu’ils célébraient la justice de l’empereur russe, qui faisait déporter les prêtres, les femmes et les enfants,, on vit qu’ils n’avaient qu’un seul sentiment politique, celui de la peur des révolutions, et qu’un seul dogme, celui du règne des Bourbons ! Ces projets insensés et si contraires à toutes les traditions de la France firent fermenter de nouveau toutes les haines assoupies. On aperçut bientôt dans les masses un désir vague de secouer le joug, mais on ne savait comment s’y prendre. Le parti philippiste n’existait plus. Les républicains n’avaient ni forces matérielles, ni chefs, ni dogmes communs. Leurs déclamations puériles, leurs menaces, leurs appels continuels aux souvenirs de 93, les rendirent d’abord odieux et puis ridicules. On s’accoutuma à les regarder comme des rhéteurs orgueilleux et impuissants. Quant aux bonapartistes, on n’en soupçonnait même pas l’existence. Chose étonnante ! le nom de l’Empereur retentissait partout, dans les Chambres, aux théâtres et dans les chaumières des paysans. Ce nom seul excitait les sympathies du peuple et l’émotion de l’étranger ; et on ne prévoyait pas qu’un tel nom devrait encore agir sur les masses ! Ce qui a servi singulièrement les intérêts napoléoniens, c’est que leur famille était en exil. On n’avait pas l’occasion de les calomnier, de les dépopulariser, et ils conservèrent ainsi l’auréole de leur ancienne gloire. Le nom de l’un d’eux tomba comme la foudre au milieu de la France, précisément au moment où ce vaste pays n’avait pas un seul nom qui fût glorieux, ou du moins respecté. Ce nom servit de drapeau à toutes les haines et à toutes les espérances. Przekład Leonarda Retlera Nie możemy, co łatwem jest do zrozumienia, ogłaszać dziś szczegółowych dziejów zaburzeń, które poprzedzają ugruntowanie rzeczypospolitej we Francyi. Nich nam zatem wolno będzie rzucić prosty pogląd na te wypadki. Nikt się nie mógł spodziewać rewolucyi czysto wojskowej, w kraju posiadającym tyle teoryj racyonalnego rządu, tak głęboko pomyślanych i przedyskutowanych już od tak dawna. Opinia powszechna domagała się postępu powolnego i regularnego, dlatego tez została całkiem zmąconą i oszołomiona przewrotem nagłym, do którego przygotowywaną nie była. A mimo tego rewolucya podobna była nie tylko naturalną, ale i potrzebną. Od dawna już wszystkie instytucye społeczne we Francyi istniały tylko pozornie i zewnętrznie. Religia nie odpowiadała potrzebom ludzi ucywilizowanych, to jest ludzi bogatych i możnych, kierujących ruchami mas; królewskość uważana czas niejakiś, jako środek przeciw wszelkim wdzieraniom się naprzód motłochu, zdawała się już zupełnie zużytą i niepotrzebną na nic w czasach pokoju. Bogactwa i resztki zbytku zaczęły obrażać narodowa dumę. Prawa i postanowienia władz rządzących zaczęły być wyszydzane i znienawidzone jak rozkazy 165 despotyzmu; trybunały straciły wszelkie uszanowanie i cześć u ludu, bo sadziły tylko według martwej litery i wskazówek władz politycznych, nie mogąc się odwoływać już ani do Boga, którego się zaparły, ani do sumienia, wyrazu, którego znaczenie z samem nazwiskiem zatarte zostało. W takim stanie moralnego nieładu, jedna tylko instytucya mogła się dochować; instytucya całkiem materyalna, to jest armia, ponieważ ona posiadała jedyny jeszcze zasób, to jest siłę brutalną. Niejeden filozof, któryby się wstydził uchylić kolana przed ołtarzem, któryby nie raczył odkryć głowy przed papieżem lub królem, da się pokierować prawdą pozytywną i dotykalną, to jest pałaszem kaprala. Szybki postęp Henryka V obudził nadzieję legitymistów, ale to nieszczęśliwe stronnictwo, nazwyczajone od dawna do klęsk, w powodzeniu swojem żadnej nie umiało zachować miary; przebaczało ono wprawdzie swym nieprzyjaciołom, ale nie przestawało ich upokarzać swoją pogardą; traktowało z góry swych politycznych przyjaciół i zdradzało nieustanni dążenia do przywrócenia dawnego stanu rzeczy w całości. Jednakże konieczna potrzeba odpoczynku zawładnęła tak dalece Francuzami, ich bojaźń rewolucji stała się tak silną, że gotowi byli znosić każda dominacyą a nawet pogardę stronnictwa, które jedno jeszcze utrzymywało we Francyi jakąkolwiek godność moralną i jakąś wiarę w swe polityczne posady. Jedna tylko rzecz była, o którą Francya dopominała się rozkazująco i bezwarunkowo od każdego, który nią rządzić zamierzał, a nią była godność narodowa. Lud mający poczucie własnej swej siły, wiedział, że był powołany działać na Europę w jakikolwiek bądź sposób; odgadywał on to powołanie, ale nie napotykał nikogo, ktoby je spełnił. Legitymiści uciskani przez tak długi czas i zmuszeni do odpierania brutalnej siły swych przeciwników, mocą rozumowań i kombinacyj elektoralnych i dyplomatycznych, przyszli w tej walce do wielkiej zręczności, ale utracili nawyknienie do czynu. Jadowici i zawistni jak wszyscy teoretycy, nie śmieli używać przemocy, bo nie czuli się na dość silnymi. Jednakże widziano z ich postępowania, że oczekują tylko chwili sposobnej, aby okazać całą swoją pychę i nienawiść. Wiadomo, że długi czas pokładali swoje nadzieje w pomocy obcych monarchów i chociaż te nadzieje były tak często i tak boleśnie zawiedzione, dziś jeszcze zwracają swe oczy ku północy, jakby z nawyknienia. Co więcej, generalizując kwestyą legitymistowską i stosując ją do wszystkich krajów i narodów, chcieli przywrócić panowanie Sułtana w Grecyi i Egipcie, Cesarzowi rossyjskiemu dopomódz do pokonania zbuntowanej Finlandyi, i przyjść w pomoc Królowi pruskiemu do zgniecenia resztek Polski. Na każdym obcym tronie widzieli oni Burbona, a w każdem porwaniu się do broni upatrywali pojawy jakobinizmu rewolucyi francuzkiej. W końcu poświęcili tym politycznym złudzeniom interesa religii i posady swej kasty nawet. Ponieważ kiedyś stawali po stronie Sułtana, który mordował zbuntowanych Chrześcian, ponieważ później przyklaskiwali gorliwości monar-chicznej chłopa hiszpańskiego, wybijającego szlachtę, i sławili sprawiedliwość rossyjskiego cesarza, pędzącego na wygnanie kapłanów, kobiety i dzieci, pokazywało się zatem najwidoczniej, że jedno mieli tylko polityczne uczucie: strach rewolucyi i jedyny tylko dogmat: panowanie Burbonów. Te bezrozumne wyobrażenia a tak przeciwne wszystkim tradycyom francuzkim, pobudziły na nowo wszystkie uśpione nienawiści. Spostrzeżono wkrótce w masach narodu pragnienie niejasne zrzucenia z siebie tego jarzma ale nie wiedziano jak sobie począć, aby przystąpić do dzieła. Partya Filipistowska już nie istniała wtedy; republikanie nie mieli za sobą siły materyalnej, 166 ani naczelnika, ani wspólnego dogmatu. Ich deklamacye dziecinne, ich groźby, ich odwoływanie się nieustanne do wspomnień z dziewięćdziesiątego trzeciego roku, czyniły ich najpierw wstrętnymi a śmiesznymi w końcu. Nazwyczajono się patrzeć na nich, jak na retorów pysznych i bezsilnych. Co zaś do bonapartystów, nie myślano nawet, aby istnieli na świecie. Rzecz dziwna, nazwisko cesarza rozlegało się wszędzie, w Izbach parlamentarnych, w teatrach i pod strzechą wieśniaka. Nazwisko to samo budziło sympatyą ludu i wzruszenie uczuć we Francyi, a nie przewidywano jednakże, aby to nazwisko mogło działać na masy. Co szczególniej dopomagało rodzinie Napoleońskiej, był to jej pobyt na wygnaniu, nie zdarzyła się sposobność oczerniania jej ani zdepopularyzowania, zachowała ona dla tego aureolę dawnej chwały. Nazwisko jednego z jej członków jak piorun uderzyło Francyą i to w chwili, kiedy ten naród nie miał ani jednego powszechnie uwielbionego, albo przynajmniej szanowanego imienia. Dlatego też to nazwisko stało się od razu sztandarem wszystkich nadziei i wszystkich nienawiści. Spojrzenie szóste Jest rok 1842. Rok intensywnych wykładów paryskich. Na początku lat czterdziestych problematyka projekcji historii przyszłości w dalszym ciągu była żywa w pracach i w wyobraźni twórczej Mickiewicza. Świadczy o tym zanotowana przez syna Władysława relacja, złożona mu, jak się przyjmuje, przez Seweryna Gałęzowskiego³³. Poeta miał przed gronem przyjaciół improwizować po polsku. Rzecz działa się najprawdopodobniej około roku 1842. To świadectwo o kolejnym, niezachowanym, bo nawet przez nikogo niezapisywanym tekście mówionym wieszcza może nas tylko utwierdzać w przekonaniu, jak ważna była dlań ta problematyka, do której z takim uporem wracał i myśl której chociaż w ten sposób, poprzez ulotną przecież w swoim charakterze improwizację chciał za wszelką cenę przekazać, niezrażony tyloma niepowodzeniami w staraniach o wydanie różnych przecież wersji swej projekcji przyszłości. Nawet jeśli domniemywana tu data nie jest ścisła, Spojrzenie to odróżnia się od innych faktem, że wizja ta miała być skonstruowana po polsku. Cytowane wyżej uwagi o postępowaniu Mickiewicza w podobnych okolicznościach hipotezę tę czynią w znacznym stopniu prawdopodobną. ³⁵ Por. S. Skwarczyńska, dz. cyt., s. 164-165. 167 Ale trzeba wszakże podkreślić też kruchość tej informacji. Niewykluczone, że nastąpiło tu nieporozumienie związane z wcześniejszą improwizacją (1 stycznia 1841), w której Mickiewicz przepowiadał rolę, jaką spełnić ma dla narodu polskiego Andrzej Towiański. Pewności nie ma. Spojrzenie siódme Zbliżamy się ku połowie lat czterdziestych. Znana nam dziś relacja Jana Scovacciego, cytowana przez Władysława Mickiewicza, jest nader tajemnicza. Gdyby była prawdą, stanowiłaby informację o kolejnej, odmiennej od dotychczasowych, próbie sięgnięcia przez poetę po temat nurtujący go przez tyle lat. Tym razem jest to wizja destruktywna. Jan Scovacci, który zmarł w roku 1893, był aktywistą politycznym i adwokatem wygnanym za swoją działalność z Włoch po roku 1830. Na emigracji stał się pierwszym włoskim „wiernym wyznawcą” towiańszczyzny. Relacja jest dość późna. Pigoń datuje ją na kilka lat po rozpoczęciu się kontaktów Scovacciego z Mickiewiczem, a więc po roku 1842, może 1843, kiedy to nastąpiło pierwsze porozumienie się w Lozannie, także z Towiańskim. Zatem opisywana praca poety trwać musiała np. około roku 1844-1845. Z kolei zastrzeżenie uczonego, oparte zapewne na przesłankach wynikających z jego doświadczenia „mickiewiczologicznego”, budzi fakt, „że i za całkowitą wierność jego streszczenia ręczyć nie sposób”³⁴. Wątpliwości Pigonia wynikać też mogły z tego, że relacja ta nie przystawała do jego koncepcji dziejów Historii przyszłości. Nie przewidział uczony, że mogło być przecież inaczej, że Mickiewicz ten sam temat opracowywał na różne sposoby, także na różne sposoby koncepcyjne... Otóż nam wydaje się, że informacja pochodząca od Scovacciego jest na tyle odmienna od tego, o czym wiemy na temat Mickiewiczowych prób wokół tematu historii przyszłości, iż jest ona tym bardziej godna zainteresowania i potraktowania „na serio”. Pojawiają się bowiem w tej relacji pierwiastki nieznane w odniesieniu do dotychczasowych wersji dzieł Mickiewicza z tego zakresu. Ową odmienność stanowi wskazanie na motyw podróży Polaka- ¹⁴ S. Pigoń, dz. cyt., s. 168. 168 -emigranta poprzez wieki i kraje. Jest to oczywiste odwołanie się do znanego toposu Żyda-wiecznego tułacza, do - jak to określa Pigoń - odysei fantastycznej. Informacji o takiej nucie tematycznej nie ma w żadnej ze znanych nam wcześniejszych relacji z pracy Mickiewicza nad jakimś dziełem z zakresu projekcji przyszłości. Nadto taka koncepcja literacka odwołuje się, na co zwracał też już uwagę Pigoń, do wysoko cenionej przez twórcę powieści Historyja Ignacego Krasickiego. Fikcję Krasickiego z Historyi wykorzystał bowiem przenikliwie Mickiewicz w interesującym nas właśnie czasie w Prelekcjach paryskich (Wykład XII z 30 kwietnia 1844), tworząc wspaniałą koncepcję wiecznego człowieka, symbol kogoś niestrudzonego w poszukiwaniu wyższych form rozwoju ducha ludzkiego. Unaoczniając, że tekst Krasickiego wyprzedza o lat aż pięćdziesiąt koncepcje słynnego wówczas amerykańskiego twórcy transcenden-talizmu, Ralpha Emersona, którego Myśli poeta sam przekładał, wskazał, iż mamy tu do czynienia z pojęciem „jedności ducha pojedynczego, przechodzącego przez mnogość form”. Dalej mówił: Powieść zawiera dzieje istoty zmyślonej, człowieka wiecznego, kogoś na kształt Żyda-wiecznego tułacza, bardziej jednak zajmującego od Żyda. Ten bowiem, ścigany nieustannie tym samym przekleństwem i tymi samymi wyrzutami, pozostaje zawsze jednaki, podczas gdy człowiek Krasickiego, posiadając sekret odmładzania się, odradza się z pokolenia w pokolenie, zmienia do woli ród i narodowość, staje się kolejno Chińczykiem, Kartagińczykiem, Rzymianinem, wreszcie Polakiem. Tym sposobem żył życiem wielu narodów, wielu ludów i bardzo wielu wieków, cieszył się i cierpiał z nimi. Otóż gdyby ten człowiek żył jeszcze, jaką narodowość wybrałby za swoją kolebkę? Jaki wybrałby systemat filozoficzny czy religijny? Jakiej idei by się poświęcił? To pytanie, Panowie, moglibyśmy zadać sobie samym! Chodzi tu o zasadę naszego życia religijnego i moralnego, a zatem o nasze zbawienie, we wszystkich możliwych znaczeniach tego wyrazu. Każdy z nas ma prawo rozpatrywać zagadnienie swego zbawienia ze stanowiska człowieka wiecznego ³⁵. W ten sposób topos „wiecznego człowieka” stał się (za przyczyną Krasickiego) w dalszej części wykładu Mickiewicza punktem wyjścia i osią rozważań nad stosunkiem do wiary, religii, Kościoła, historii, wreszcie teraźniejszości. ³⁵ A. Mickiewicz, Dzieła, t. 11, Warszawa 1952, s. 475. 169 Zdaniem piszącego te słowa, nie ma też wątpliwości, że praca Mickiewicza nad wersjami Historii przyszłości pozostaje w związku z Historyją Krasickiego. Mickiewicz dokonywał jednak (odmiennie niż Krasicki) projekcji w przyszłość, dlatego nie tak łatwo zauważyć łączność tych dzieł. (Pewne tło pokazuje tu moja książka o filozoficznych i literackich kontekstach dzieła Krasickiego³⁶). Ale jest też jeszcze jedna bardzo istotna fraza (żeby posłużyć się terminologią w tym wypadku muzycznych porównań) owego sprawozdania włoskiego świadka. W tekście Mickiewicza, którego istnienie istotnie tu domniemywamy, nie miało iść o pozytywny rozwój ludzkości, lecz o jej degradację, o rozkład społeczeństwa. To kolejne istotne novum. Wreszcie w tym zestawieniu wysoce prawdopodobna wydaje się informacja, że poeta, przygnębiony pesymizmem własnej koncepcji literackiej, istotnie na przełomie czerwca i lipca 1849 roku spalić mógł rękopis może właśnie tej wersji historii przyszłości - por. uwagi na ten temat poczynione na wstępie tego studium. Za tym, że praca literacka Mickiewicza była w tym wypadku sięgnięciem po raz kolejny po nurtujący go przez lata temat, przemawia także pośrednio i fakt opisany przez nas jako Spojrzenie szóste. Widać bowiem, że poeta około roku 1842 stale problematykę tę drążył, skoro nawet wybierał ją jako przedmiot improwizacji. A w latach późniejszych mógł - i z pewnością to robił - kontynuować ją. Epilog Badania nad tekstami Mickiewicza projektującymi przyszłość będą się z pewnością rozwijały dalej. Warto jednak wskazać na ich bardzo złożony charakter: od tekstów prawie ściśle nawiązujących do innych prób o charakterze sciencefiction, poprzez różnorodne (wykazaliśmy to powyżej) realizacje idei łączącej fantastykę z projektowaniem przyszłości - i to zarówno w kontekście historii Polski, jak i dziejów Europy - oraz niezmiennie ze wskazaniem ⁵⁶ Por. W. Wałecki, Wieczny człowiek. Historyją Ignacego Krasickiego i jej konteksty kulturowe oraz literackie, Kraków 1999, passim. 170 pierwiastka humanizmu, a także psychologii społecznej - po interpretacje historiozoficzne³⁷. Dlatego tak prawdziwa jest ocena Stanisława Pigonia dotycząca Historii przyszłości: O stracie tego dzieła myśleć musimy z żalem. Jako rodzaj literacki: w formę powieściową ujęta utopja przyszłości, utwór ten miałby miejsce poczesne w naszem piśmiennictwie. Jako temat: obraz przetworzeń polityczno-społecznych, jakie poeta uważał za nieuniknione i pożądane dla Europy jutra, pozwoliłoby ono wejrzeć bliżej w świat pojęć Mickiewicza w pierwszych latach emigracji. Jako koncepcja: wizja zamętu przyszłej rewolucji, swym czasem poczęcia wyprzedza Hi-storjaprzyszłości jednorodną poniekąd z nią Nieboską komedję (jest w niej także coś jakby sobowtór Pankracego: generał Jakub, „człowiek nr. 1”); zarazem jakżeż od niej w istocie swej różną! A wreszcie - gdyby dzieło to zachowało się było w całości, mielibyśmy jeden jeszcze naoczny dowód intensywnej iście gorączki tworzenia, miarę zasięgu wyobraźni, zarazem wysokiego napięcia natchnienia, jakie objęło Mickiewicza w okresie powstawania Pana Tadeusza^. ” Z nowszych opracowań warto tu wskazać: Z. Trojanowiczowa, Uwagi o Mickiewiczowskich wizjach przyszłościi, [w:] Na początku wieku. Rozważania o tradycji, red. Z. Trojanowiczowa, K. Trybuś, Poznań 2002, s. 67-72; D. Siwicka, Historia trzeciego tysiąclecia. Kilka pytań do Adama Mickiewicza, [w:] Na początku wieku..., s. 73-81. ¹⁸ A. Mickiewicz, Dzieła wszystkie, t. 7, Warszawa 1936, s. 73-74 (cyt. z zachowaniem pisowni). 171 Jan Paweł II (2003-2010) Mój Tryptyk rzymski (edytorsko i bibiograficznie) Psalm 52,1(53,2) Proste zestawienie wersji drukowanej Tryptyku rzymskiego' z reprodukowanymi w tej edycji stronicami rękopisu (choć paraleta taka w naiwny sposób „zabraniana” jest przed wydawcę polskiego) pokazuje daleko posunięte niezgodności pomiędzy oboma tekstami. Książka przygotowana wyjątkowo starannie w sferze projektu i opracowania graficznego, a także fachowości zwykłej roboty drukarskiej - nie spełnia, niestety, należnych jej standardów w zakresie redakcyjnego opracowania tekstu. A waga sprawy tłumaczy się sama przez się: • Autor, któremu podstawowa kompetencja w stosunku do Jego dzieł należy się bezwarunkowo; • fakt, że mamy do czynienia z pierwszym wydaniem ogłoszonym za życia twórcy¹ ²; • obcujemy z tekstem literatury polskiej, który powstał po polsku, gdzie więc, jak nie w Polsce, należy się największy wobec niego szacunek? ¹ Jan Paweł II, Tryptyk rzymski. [Mjedytacje, [podziękowanie Autorowi] Kardynał Franciszek Macharski, posłowie Marek Skwarnicki, Kraków 2003, Wydawnictwo św. Stanisława BM, dwa różne numery klasyfikacji międzynarodowej: ISBN 83-8971-44-1 dla oprawy miękkiej, ISBN 83-8971-43-3 dla oprawy twardej (słowo „Medytacje”, drugą część tytułu, zapisano na karcie tytułowej wbrew obowiązującym regułom wydawniczym małą literą). ² Według informacji Radia Kraków z dn. 22.12.2003 sprzedano je w tym czasie, bagatela, w liczbie ok. 530 000 egzemplarzy tekstu w języku polskim, nie licząc tłumaczeń obcojęzycznych i przedruku w Poezjach zebranych (patrz dalej)! Z tego powodu jest to więc publikacja, która według wszelkich kanonów edytorskich powinna być brana pod uwagę w pierwszej kolejności po autografie-czystopisie czy też ostatniej redakcji autorskiej jako podstawa dalszych reedycji tekstu. Nietrudno sobie bowiem wyobrazić, że autograf, przechowywany zapewne w watykańskich archiwach (złożona piszącemu te słowa przez Sekretarza Ojca Świętego obietnica dostępu do tego materiału nie została jak na razie zrealizowana), nie będzie łatwo osiągalny na potrzeby redakcyjne kolejnych wydań Tryptyku. Rodzi się zatem niebezpieczeństwo, że w świat idzie wersja skażona tekstologicznie³, zawierająca dziesiątki błędów najrozmaitszej kategorii, zawsze wszakże potencjalnie wypaczających myśl Autora. Myśl, która zwłaszcza w tego typu dziele, refleksyjnym, powinna być niezwykle starannie oddana, łącznie ze wszelkimi, na pozór w pierwszej chwili niezrozumiałymi elementami grafii zapisu (np. retorycznym w swojej genezie układem wersów). Na czym owe przeinaczenia polegają i jak daleko mogą skutkować w płaszczyźnie percepcji tekstu - pokaże się w komentarzu do trzech fragmentów, które przytoczymy poniżej, wychodząc z założenia, iż w tej sytuacji, jak każdy czytelnik, mamy do niego prawo. Możemy przedstawić tu właśnie swoją, osobistą wersję tekstu. Komentarz, o którym wspomniano, można poczynić właściwie dzięki zbiegowi okoliczności. Oto mianowicie Opatrzność czuwała nad Wydawcą, gdy podjął decyzję o zamieszczeniu reprodukcji trzech stronic autografu. One to pozwoliły bowiem zwrócić uwagę na poziom edytorski tekstu i wysłać z tego miejsca sygnał: uwaga, to nie jest tekst filologicznie poprawny. Kwestia ta wywołała już dyskusję publicystyczną, która przetoczyła się przez kilka gazet i czasopism o zasięgu ogólnopolskim, lecz przyniosła ona całej sprawie jeszcze więcej szkody, bowiem w wielu swoich wątkach zboczyła na ³ Pierwszy taki kłopot już mamy - równie przepiękne wydanie jubileuszowe poezji Jana Pawła II powtarza skażony tekst edycji, o której tu mowa: K. Wojtyła, Poezje zebrane. Jan Paweł II, Tryptyk rzymski, Kraków 2003, „Biały Kruk". Lepsze pod względem edytorskim jest wydanie w ramach Kolekcji Dzieł Jana Pawła II, Kolekcja Hachette, t. 2, Jan Paweł II, Tryptyk rzymski. Medytacje, Warszawa 2007. Najlepsze zaś wydaje się kolejne wydanie pism literackich: K. Wojtyła, Poezje. Dramaty. Szkice.] 3.n Paweł II, Tryptyk rzymski, Kraków 2007, choć też niepozbawione licznych edytorskich mankamentów, na przykład lokalizacji cytatów (które nb. w odniesieniu do innych tekstów tej książki są stosowane) - z pewnością jednak bardzo pomocne przy interpretacji Tryptyku poprzez dodanie takich tekstów, jak Homilia podczas mszy św. z okazji odsłonięcia odrestaurowanego fresku „Sąd Ostateczny" Michała Anioła w Kaplicy Sykstyń-skiej, List do artystów, O Cyprianie Norwidzie w 180. rocznicę urodzin poety. 176 manowce pozamerytoryczne⁴. Dla nas wszakże istotne z niej jest tylko to, co osoby związane z polską edycją usiłowały w niej wyjaśnić⁵. To mianowicie, że reprodukowane w książce stronice rękopisu nie są redakcją ostateczną. Taki zabieg, bez poinformowania o nim czytelnika, byłby (byłby - bo zakładamy, że tak jednak nie jest, o czym jeszcze dalej będzie mowa) niedopuszczalny z edytorskiego punktu widzenia, a podanie go obecnie do wiadomości w oczywisty sposób nie wyjaśnia na płaszczyźnie merytorycznej błędów popełnionych w tej edycji i co gorsza cały wywód, cała „linia obrony” jest całkowicie nieprzekonywająca, miejscami wręcz kompromitująca i naiwna, nie do przyjęcia. Są bowiem owe niedopatrzenia, jak łatwo to będzie za chwilę zauważyć, w najlepszym wypadku obojętne, a w ogromnej większości szkodliwe dla warstwy artystycznej dzieła i często jawią się jako wewnętrznie wobec tekstu nielogiczne, zmieniają jego oczywisty i jedyny sens widoczny na reprodukowanych kartach rękopisu. Po prostu psują go, świadcząc o najzwyklejszym złym, bo z brakiem zrozumienia, odczytaniu autografu. Na dodatek: tego właśnie autografu, którego trzy stronice tu właśnie zostały reprodukowane. Jeden z najpoważniejszych błędów, który nawet dał pochop dla motta-dedykacji naszych uwag - został w dodrukach książki wstydliwie usunięty. Ci jednak, którzy nabyli cimelium, w którym na stronicy 26 Pan Bóg zapomniał po łacinie {Tu est [sic!] Petrus), niech zachowają je jako prawdziwy skarb i przykład braku pokory, która powinna obowiązywać każdego, komu przyszło do głowy poprawiać jakiegokolwiek autora, a zwłaszcza, jeśli jest nim Papież używający w tym wypadku oficjalnie języka Kościoła: łaciny i cytujący Pismo Święte. Wstępna analiza tytułowej karty publikacji w zestawieniu z nagraniem na dołączonej płycie budzi kolejny niepokój. Nasuwa się bowiem pytanie, skąd właściwie pochodzi tytuł całego dzieła uwidoczniony na jego czele oraz wyodrębnione kartami śródtytułowymi nazwy poszczególnych części. Dlaczego aktor czyta: „Tryptyk rzymski - medytacje Jana Pawła II”. Dlaczego nie czyta: „Jan Paweł II, Tryptyk rzymski. Medytacje”? A więc zgodnie z kartą tytułową. Z czego on to czyta, czy z autografu albo z tekstu autoryzowanego? Bo przecież, jak widać, nie z wersji drukowanej, posiadającej całkiem inny tytuł⁶. Dlaczego zmienia się sens tytułu. Czy Autor napisał dzieło, które ⁴ Por. przywołane niżej czasopisma. ⁵ Por. np. „Rzeczpospolita” 1-2.03.2003; „Tygodnik Powszechny” 9.03.2003: „Najwyższy Czas” 22.03.2003 (tu również bogata polemika internetowa); „Gazeta Krakowska” 21.03.2003. ⁶ W dalszym ciągu tekstu czyta jednak z owym fatalnym błędem łacińskim, co jeszcze bardziej komplikuje tę sprawę. Pomocne byłoby tu zapewne, gdyby obsługujący sprzęt elektroniczny nie zaniedbał podstawowej czynności porządkowej i ustawił w swoim komputerze 177 ma w podtytule słowo „Medytacje”, czy są to medytacje Jana Pawła II? Przedstawiona tu wątpliwość rodzi uzasadnioną obawę: nie wiemy, jaki jest zgodny z wolą autorską tytuł tekstu ogłoszonego jako Tryptyk rzymski-, ten z płyty, czy ten z druku - i nie wiemy, jakie są zgodne z wolą autorską tytuły poszczególnych jego części (o tym zresztą będzie mowa jeszcze poniżej). Odpowiedzi udzielić może oczywiście tylko dostęp do pełnego autografu. Tym bardziej, że we wspomnianej wyżej dyskusji prasowej próbowano nieudolnie objaśniać, że tytuł zastosowany w edycji nie pochodzi od Autora (?!). Wypadałoby zatem zapytać - od kogo i w jakim stopniu nie od Autora oraz dlaczego nie zostało to jasno nigdzie wcześniej powiedziane, dlaczego ktoś podpisuje się pod nazwiskiem Autora, dodając lub zmieniając w tekście tak istotne rzeczy, nawet jeśli to jest za ustną zgodą Autora, dlaczego jesteśmy wprowadzani w błąd i jak odróżnić te dodatki i zmiany od pierwotnej woli autorskiej i innych ingerencji redakcyjnych⁷? Notabene aktor czyta też: „Część pierwsza: Strumień” - dalej pomija słowo „Ruah”, które, naszym zdaniem, wobec zamieszczonej tu dalej analizy dostępnej na podstawie reprodukcji stronicy rękopisu, stanowi być może pierwotny tytuł tej części utworu lub jego całości; z kolei czyta motto i tytuł pierwszej cząstki pierwszej części: „Zdumienie”; ale kwestia wersji dźwiękowej oraz aktorskiej interpretacji tekstu stanie się przedmiotem dalszych uwag⁸. Arbitralne decyzje Wydawcy ignorują niektóre elementy widoczne w sposób oczywisty na stronicach rękopisu, powodując istotne zmiany w tym, co mówi, jaką postawę wyraża Autor, co sugeruje czytelnikowi na temat swojego stanowiska, bądź na temat okoliczności towarzyszących powstaniu tekstu. Rodzą się więc kolejne obawy... Przykład? W reprodukowanym rękopisie dwie cząstki poematu: „Zdumienie” i „Ur w ziemi chaldejskiej” poprzedzo aktualną bieżącą datę. Wówczas wiedzielibyśmy, kiedy nagrywano lub przynajmniej kiedy tłoczono płytę. Okazuje się, że daty z dokładnością do miesiąca mogą tu okazać się bardzo ważne. Tymczasem na podglądzie płyty widzimy standardową datę systemu: 1.01.1995, jak zresztą w większości polskich nagrań (katalog Biblioteki Jagiellońskiej podaję datę styczeń 2003, jednak bez wskazania źródła tej informacji). ⁷ Troszkę na temat tego nieporządku edytorskiego czytamy na s. 9 edycji K. Wojtyła, Poezje. Dramaty... ⁸ Chciałoby się też zapytać: czy z pewnością mamy prawo czytać: „Część pierwsza”, „Część druga”, skoro słów tych nie ma na kartach śródtytułowych; z kolei nie czyta się przecież: „Jeden - Zdumienie”, „Dwa - Źródło” itd. Lepiej pewnie wystarczyłoby po prostu: „Zdumienie”. 178 ne są m.in. papieskim Totus Tuus ego sum⁹, a w pierwszym wypadku jest także określenie miejsca i daty, których oczywiście nie masz w druku¹⁰. Wszystko wskazuje także na to, że i początek pozostałej, niedostępnej w reprodukcji, części ma ten sam kształt, schemat świadomie przecież, jak widać, zamyślony przez Autora. I znowu: wydawca tłumaczy się, że do reprodukcji poszły nieostateczne wersje tekstu. Co to ma znaczyć - nie wiadomo, tym bardziej, że te „nieostateczne” wersje trafiły, jak widać z oglądu, do wszystkich edycji obcojęzycznych. Dlaczego i po co ? I czy świadomie centrala watykańska tak miałaby postąpić¹¹ ? Dalej: skąd pochodzą tytuły części zamieszczonych na kartach śródtytułowych? W kontekście omawianego tu materiału nie jest to całkowiciem jasne. I czy one w ogóle powinny istnieć, jaki jest dowód na to? Lecz spójrzmy dokładniej i samodzielnie na to, co można skontrolować i przedyskutować z naukowego punktu widzenia na podstawie dostępnego materiału, choć jest on tylko niedoskonałym substratem oryginału, nieudzielają-cym odpowiedzi na wszystkie pytania, czasem może i zwodniczym. Otrzymamy w ten sposób własne fragmenty Tryptyku, jak wolno sądzić, znacznie bliższe intencji autorskiej. ⁹ Szerzej na ten temat por. w moim komentarzu do wydanego z czasem Testamentu Jana Pawła II: Grób w ziemi, „Znad Mozgawy” dodatek specjalny, 2005, nr 2, przedrukowane także w tym tomie. ¹⁰ Nawet w formie ujętego w nawias przypisu, adnotacja ta jest bowiem, jak objaśniamy dalej w naszym komentarzu, poczyniona ołówkiem i chyba inną ręką - ale jest! ¹¹ Rodzi się też wątpliwość, czy istnieją inne wersje autografu, skoro ten rękopis reprodukowany jest nawet w tak starannej adaptacji, jak wspomniana poniżej klasyczna, popisowa etiuda filmowa zbudowana na Tryptyku rzymskim. 179 Stronica 9 pierwszej edycji, po konfrontacji z reprodukcją autografu 14.IX.2002 amdg¹² 14.1X2002 /'³ Castelgandolfo¹⁵ ¹⁶ ¹⁷ Totus Tuus ego sum¹⁴ Ruah'& Duch Boży unosił się nad wodami...¹¹ ¹² Nieodczytane i niezamieszczone przez Wydawcę; skrót objaśniony piszącemu te słowa osobiście przez Autora w dniu 30 czerwca 2003 roku (bez zastrzeżenia, jakoby nie miało go być w wersji drukowanej!) i potwierdzający oczywiste przypuszczenie: AdMaiorem Dei Gloriam. ¹³ Autorski znak, przeżegnanie, błogosławieństwo, pojawia się również przed częścią „Ur w ziemi chaldejskiej” i zapewne konsekwentnie poprzedza też „Medytacje nad Księgą Rodzaju na progu Kaplicy Sykstyńskiej”, jest oczywistą informacją odautorską przekazywaną czytelnikowi, a więc nie wolno go pomijać. Nb. zapisanie na karcie śródtytułowej omawianej edycji nazwy tej księgi biblijnej w cudzysłowie jest niezgodne z przyjętymi ogólnie zasadami edytorskimi dla tekstów drukowanych; i jeszcze: w żywej paginie wspomnianego cudzysłowu nie masz; słusznie, ale czy świadomie? Są poważne wątpliwości, raczej wszystko wskazuje tu na brak profesjonalizmu wydawcy. ¹⁴ Brak tego tekstu w Ed. Prin. (dalej: EP); pominięcie go, zwłaszcza że, o ile można się zorientować, rozpoczyna on w autografie każdą część Tryptyku, jest istotnym uchybieniem edytorskim, nie mówiąc już o konsekwencjach tego pominięcia dla interpretacji tekstu; wątpliwość moją w tym zakresie potwierdził Autor w trakcie wspomnianej wyżej rozmowy; nb. przyznał też wówczas rację, iż słowa te należałoby tłumaczyć raczej jako „Całkowicie jestem Twój” nie zaś tak, jak to się powszechnie przyjęło, czyli dosłownie: „Cały jestem Twój”; por. cytowana też wyżej edycja papieskiego Testamentu. ¹⁵ Brak w EP; w rękopisie dopisane ołówkiem, być może inną ręką (trudno to jednak rozstrzygnąć bez dostępu do autografu, jedynie na podstawie pomniejszonej reprodukcji), lecz zawsze w wysokim stopniu prawdopodobieństwa - przynajmniej za zgodą, o ile w ogóle nie na polecenie Autora; wszakże bez względu na to, kto ją wpisał, zwraca uwagę sama data, mogąca tu mieć pewne znaczenie: prawie w rocznicę tragedii 11 IX 2001. ¹⁶ W autografie podkreślone, co oddajemy przez pogrubienie (por. niżej: Zdumienie), i w cudzysłowie, który interpretujemy jako nakaz zastosowania kursywy. W niektórych edycjach obcojęzycznych ten tytuł i następujący po nim cytat uznano za motto do całego dzieła Jana Pawła II i drukowano na karcie przedtytułowej, przed częścią pierwszą. Może i słusznie, ale na pewno „samowolnie” w stosunku do, co prawda nieprzekonywającego, wzorca polskiego. ¹⁷ Zgodnie z konwencją przyjętą przez Autora, uznajemy to za cytat, który oddany być powinien kursywą. 180 I. Zdumienie¹⁸ Zatoka lasu zstępuje w rytmie górskich potoków ten rytm objawia mi Ciebie, Przedwieczne Słowo. Jakże przedziwne jest Twoje milczenie we wszystkim, czym zewsząd przemawia stworzony świat... co razem z zatoką lasu zstępuje w dół¹⁹ każdym zboczem... to wszystko, co z sobą unosi srebrzysta kaskada potoku, który spada z góry rytmicznie niesiony swym własnym prądem²⁰ - niesiony dokąd? Co mi mówisz górski strumieniu? w którym miejscu ze mną się spotykasz? ¹⁸ W autografie słowo podkreślone, co oznacza słusznie zastosowane w EP pogrubienie (którego nb. nie widzimy jednakowoż w EP w identycznym przypadku powyżej - Ruah); nadto nie ma usprawiedliwienia dla zamiany numeracji rzymskiej na arabską, jak to uczyniono w EP, wręcz przeciwnie, numeracja rzymska wprowadza tu (jak i zawsze w tradycji) pewien element hierarchizacji, dostojeństwa wyróżnienia, reprodukowany zaś dalej początek części „Ur w ziemi chaldejskiej" potwierdza tę zasadę; ujęcie przez Autora w tzw. nawias kwadratowy tekstu: [I. Zdumienie] uznajemy za graficzne oznaczenie na przesunięcie ku środkowi tytułu w sposób ewidentny dopisanego z boku, jakby dodanego po rozpoczęciu pisania tekstu, po jego kolejnej autorskiej lekturze. To jednak z kolei może sugerować, że według woli Autora tytuł całej tej części tryptyku albo w ogóle całego tryptyku powinien być lub miał być pierwotnie jednowyrazowy: Ruah, co zresztą bardzo dobrze koresponduje z wpisanym niżej przez Autora cytatem z Księgi Rodzaju, odwołującym się właśnie do Ducha Bożego, Gołębicy, Jastrzębicy, Trzeciej Osoby Boskiej. ¹⁹ W autografie zapis łączny, słusznie ze względów ortograficznych zmodernizowany w EP, choć przy deklamacji informacja o zapisie łącznym może mieć znaczenie dla ciekawszego wymodelowania intonacji. ²⁰ W EP wielokropek, z czyjej inicjatywy wstawiony? 181 ze mną, który także przemijam -podobnie jak Ty²¹... czy²² podobnie jak Ty?²³ Stronica 10 pierwszej edycji, po konfrontacji z reprodukcją autografu Potok się nie zdumiewa, gdy spada w dół,²⁴ ²⁵ i lasy milcząco zstępują w rytmie potoku - lecz zdumiewa się człowiek! Próg, który świat w nim przekracza, jest progiem zdumienia. (Kiedyś temu właśnie zdumieniu nadano imię Adam¹⁵} ²¹ Tu i w następnym wersie w EP mała literka „t”. ²² W EP niesłusznie duża litera, tym bardziej że Wydawca zachowuje w innych miejscach autorskie małe litery, występujące nawet po kropce. ²³ W następnych trzech wersach w autografie tekst wykreślony: Pozwól mi się tutaj zatrzymać Pozwól mi się zatrzymać na progu, Oto jedno z tych najprostszych zdumień. EP z całkowicie niewiadomych powodów tekst ten przedrukowuje w nawiasie w tekście głównym {nb. podając błędnie małe litery w drugim i trzecim wersie i myślnik na końcu pierwszego z tych wersów), sugerując tym samym, iż stanowi on integralną część dzieła. Ile takich miejsc jest jeszcze w partiach niemożliwych obecnie do skontrolowania? Smutne także, iż Wydawca w innym miejscu (por. niżej) zamieszcza w takim samym nawiasie tekst istotnie ujęty przez Autora w nawias, wprowadza to bowiem jeszcze dodatkowe perturbacje: co powinno być w nawiasie, a co się w nawiasie znalazło z nieznajomości zasad edycji? Aktor też zresztą czyta tekst skreślony. Osobna sprawa to fakt, iż miejsce to w sposób oczywisty wskazuje na kolejną sprzeczność pomiędzy stanem faktycznym a tym, co osoby związane z edycją „wyjaśniały” w prasie. Chodzi o to, że reprodukowane stronice rękopisu nie mogą być wcześniejszą wersją tekstu, jak to się sugeruje, skąd bowiem znalazłby się w druku tekst uprzednio wykreślony? On rnusiał być zaczerpnięty z tego właśnie rękopisu! ²⁴ W autografie zapis łączny, słusznie ze względów ortograficznych zmodernizowany w EP, choć przy deklamacji informacja o zapisie łącznym może mieć znaczenie dla ciekawszego wymodelowania intonacji; nadto w autografie przecinek, pominięty niesłusznie w EP, bowiem narracja poetycka dopuszcza, a nawet w tym miejscu wymaga przecinka. ²⁵ W EP kropka, której nie ma w autografie; stosujemy konsekwentnie kursywę w miejsce autorskiego cudzysłowu w autografie; o nawiasie por. wyżej. 182 Stronica 26 pierwszej edycji, po konfrontacji z reprodukcją autografu Sykstyńska polichromia przemawia²⁶ wówczas słowem Pana:²⁷ ²⁸ Tu es Petrus¹* - usłyszał Szymon Syn²⁹ ³⁰ Jony. Tobie dam klucze Królestwa*⁰. Ludzie, którym troskę o dziedzictwo kluczy powierzono, zbierają się tutaj, pozwalają się ogarnąć sykstyńskiej polichromii, wizji, którą Michał Anioł pozostawił³¹. Tak było w sierpniu, a potem w październiku pamiętnego³² roku dwóch konklawe, ²⁶ W EP: przemówi; o znaczeniu takiej zmiany nie trzeba komentarza; i nie jest lepszą wersja „przemówi”, bo w kontekście całego zdania nie jest ona logiczna, nie mogła być więc wprowadzona na etapie np. korekty autorskiej - i takich zmian jest, jak zobaczymy, znacznie więcej. ²⁷ Ten wers w EP w jednym ciągu z wersem poprzedzającym; ogląd autografu i sens tekstu jednoznacznie podpowiadają, że intencją autorską jest jego wydzielenie; na taką potrzebę wskazuje również jego współwygląd graficzny w ramach tekstu i współbrzmienie z występującym powyżej (tu nie cytowanym: „w stronę Adama...”), a także cała stylistyka i grafika utworu, np. wersów występujących nieco dalej: o dziedzictwo kluczy, / kluczy Królestwa”; por. też niżej o długości wersów w autografie; nadto w EP wbrew autografowi „słowem” dużą literą. ²⁸ Zgodnie z przyjętą konwencją stosujemy konsekwentnie kursywę wobec niesłusznie i niejednolicie używanych w EP cudzysłowów; nadto por. wyżej uwagi wstępne. ²⁹ W EP niesłusznie mała litera, bowiem prawdopodobna tu duża litera autografu jest uzasadniona hieratycznością sformułowania. ³⁰ W EP tym razem niekonsekwentnie w cudzysłowie. ³¹ W EP myślnik; miejsce tego znaku w autografie (dolna frakcja linii) wskazuje wszakże, iż należy go interpretować jako kropkę, mającą również lepsze niż myślnik uzasadnienie w interpretacji tekstu. ³² To słowo w EP w wersie poprzednim, bez uzasadnienia; popsute zostało wyraźne wyodrębnienie przez Autora sensu celowo wydzielonej frazy: „pamiętnego roku dwóch konklawe”; jak wskazuje pomiar proporcjonalnej długości poprzedniego wersu „Tak było [...]”, słowo „pamiętnego” zmieściłoby się w jego ciągu, gdyby Autor tego pragnął; powstałby bowiem w reprodukcji wers o długości 12 cm, występującej w innych miejscach tego rękopisu; nadto szkoda, żefacsimile nie jest wykonane według powszechnie już dzisiaj stosowanej metody z tzw. obrysem karty, co pozwoliłoby na bardziej precyzyjne rozstrzyganie tego typu wątpliwości. 183 i tak będzie znów, gdy zajdzie potrzeba.³³ po mojej śmierci. Trzeba, by przemówiła³⁴ * do nich wizja Michała Anioła. Con-cLwe^ -³⁶ wspólna troska o dziedzictwo kluczy, kluczy Królestwa. Oto widzę³⁷ siebie pomiędzy Początkiem a³⁸ Kresem, pomiędzy Dniem Stworzenia i Dniem Sądu... Postanowiono człowiekowi raz umrzeć, a potem Sąd:³⁹ Stronica 27 pierwszej edycji, po konfrontacji z reprodukcją autografu Ostateczna przejrzystość i światło⁴⁰ Przejrzystość dziejów - 33 34 35 W EP przecinek, wbrew temu, co widnieje w autografie i co tworzy niezwykłą emocję tej wypowiedzi; wprawdzie wers następny rozpoczyna mała litera, lecz to autorska praktyka, o której już wyżej wspomniano; zresztą akurat w tym miejscu ową małą literę można interpretować jeszcze dodatkowo jako pewien piękny gest pokory. W EP „przemawiała”; zmiana szczególnie bolesna dla interpretacji wiersza. Wydawca zamieszcza tu błędnie zredagowane objaśnienie: ((łac.) z kluczem; zgromadzenie kardynałów dla wyboru papieża, przepisane chyba z popularnego, ostatnio wydanego słownika jednotomowego), tymczasem słowo conclave, -is w łacinie klasycznej oznacza: 1. pokój, izba, komnata 2. kojec, kurnik itd., ogólnie: „pod zamknięciem, pod kluczem” (nie „z kluczem”!); dopiero w średniowiecznej łacinie kościelnej pole znaczeniowe owego rzeczownika uległo rozszerzeniu istotnie na: „zgromadzenie kardynałów dla wyboru papieża”; jest wszakże oczywiste, że Autor przeprowadza tu (m.in. poprzez formę zapisu z dywizem) swego rodzaju poetycki wywód etymologiczny i pokazuje wiele pól znaczeniowych; autorski cudzysłów oddajemy konsekwentnie kursywą. W EP z niewiadomych powodów występuje dwukropek. W autografie miejsce trudne do odczytania; w EP „widzą”, ale równie tu logiczne i bardziej przejmujące jest przecież „widzę”. W EP: „i”, w oczywisty sposób zmieniające i psujące sens tekstu w kierunku: „pośrodku” zamiast intencjonalnego przeciwstawienia. Dokładna analiza duktu pisma wskazuje, że znak występujący tu w autografie należy odczytać jako dwukropek, nie jako przecinek, jak to wydrukowano w EP; zresztą i w płaszczyźnie znaczeniowej oraz poetyckiej dwukropek pokazuje prawdziwy sens emocjonalny tego miejsca w tekście. W EP dodano kropkę, której nie ma w autografie; nasza interpretacja sensu i wymowy emocjonalnej tekstu przyjmuje, że istotnie, jak to jest w autografie, żaden znak interpunkcyjny (ani kropka, ani dwukropek, ani myślnik) nie jest tu potrzebny. 36 37 38 39 40 184 Przejrzystość sumień - Potrzeba, aby w czasie konklawe Michał Anioł uświadomił⁴¹ ludziom.⁴² Nie zapominajcie: Omnia nuda et aperta sunt antę oculis Eius...⁴³ Ty, który wszystko przenikasz - wskaż! On wskażę... ⁴¹ To słowo w EP znajduje się w poprzednim wersie, co nie ma uzasadnienia, zmienia natomiast, jak się wydaje, intencję Autora; por. też wyżej uwagi o długości wersów w rękopisie i w druku. ⁴² W EP myślnik; pozycja znaku w dolnej frakcji wersu może sugerować jednak, że jest to kropka, bowiem w następnym wersie zaczyna się nowe zdanie, o którym trudno rozstrzygnąć, czy nie jest właśnie przesłaniem płynącym od Autora. ⁴³ W EP pojawia się tu kropka, która zmienia wymowę autorskiej parafrazy apostolskiego listu; właśnie parafrazy, dlatego kursywa zastosowana w EP nie ma uzasadnienia i dlatego w rękopisie nie ma cudzysłowu, bo tekst jest przytoczeniem z pamięci! W EP cały tekst łaciński, wbrew autografowi, zamieszczono w jednym wersie. Wydawcy tłumaczeń Tryptyku w większości nie korygują tekstu łacińskiego zgodnie z Listem św. Pawła do Żydów (4,13), to znaczy nie wykreślają zbędnego „antę”, czasem zmieniają natomiast vulgatowe „oculis” na „oculos” i również przez zastosowanie kursywy sugerują, że jest to cytat. A niektóre edycje wręcz podają lokalizację, nie zważając na to, iż nie jest to dokładny cytat. 185 Stronica 31 pierwszej edycji, po konfrontacji z reprodukcją autografu amdg⁴⁴ /⁴⁵ I. Ur w ziemi chaldejskiej⁴⁷ Był taki czas, kiedy ludzie nie przestawali wędrować. Otoczeni stadami szli tam, gdzie ich wołał urodzaj,⁴⁸ tam, gdzie ziemia jak żyzna matka zdolna była wykarmić zwierzęta,⁴⁹ tam i człowiek rozbijał namioty, zaczynał mieszkać. Totus Tuus ego sum⁴⁶ ⁴⁴ Nieodczytane i niezamieszczone przez Wydawcę; skrót objaśniony piszącemu te słowa osobiście przez Autora w dniu 30 czerwca 2003 roku: AdMaiorem Dei Gloriam-, por. wyżej objaśnienie do s. 9 pierwszej edycji. ⁴⁵ Autorski znak, przeżegnanie, błogosławieństwo, pojawia się również przed częścią „Strumień" i zapewne konsekwentnie poprzedza też „Medytacje nad Księgą Rodzaju na progu Kaplicy Sykstyńskiej”, jest oczywistą informacją odautorską przekazywaną czytelnikowi, a więc nie wolno go pomijać. ⁴⁶ Brak tego tekstu w EP; pominięcie go, zwłaszcza że, o ile można się zorientować, rozpoczyna on w autografie każdą część Tryptyku, jest istotnym uchybieniem edytorskim, nie mówiąc już o konsekwencjach tego pominięcia dla interpretacji tekstu. ⁴⁷ W autografie podkreślone, co może oznaczać zastosowane w EP pogrubienie (którego nb. nie widzimy, jak wspomniano, w EP w identycznym przypadku powyżej - Ruah); nadto nie ma usprawiedliwienia dla zamiany numeracji rzymskiej na arabską, jak to uczyniono w EP, wręcz przeciwnie, numeracja rzymska wprowadza tu (jak i zawsze w tradycji) pewien element hierarchizacji i dostojeństwa wyróżnienia, reprodukowany zaś wcześniej początek części „Strumień” potwierdza tę zasadę. ⁴⁸ W EP ten wers z niewiadomych powodów połączony jest w jeden z poprzednim; nadto zastosowany w EP na końcu dwukropek jest błędem odczytania, bowiem w autografie stoi w tym miejscu przecinek. ⁴⁹ Ten przecinek nie jest widoczny w reprodukcji autografu, przyjmujemy wszakże jego istnienie ze względów stylistyczno-logicznych oraz z tego powodu, iż przecinek na końcu wersu następującego jest w reprodukcji bardzo słabo odbity, zatem wspomniany brak może być jakąś niedoskonałością techniczną. 186 Dlaczego my dziś szukamy tego miejsca w ziemi chaldejskiej, skąd wyruszył Abram Syn⁵⁰ Teracha z gromadą podobnych sobie koczowników ? Myślał może: dlaczego mam stąd odchodzić? Dlaczego mam opuszczać Ur w ziemi chaldejskiej ? Czy tak myślał⁵¹ ? Czy odczuwał smutek rozstania? Czy oglądał się wstecz ? Nie wiemy. Wiemy tylko, że słyszał Głos, który mówił do niego: Wyjdź! Abram postanowił uść⁵² za Głosem...⁵³ * ⁵⁵ Niepokój się rodzi, gdy sobie uświadomimy, czym jeszcze różnią się pozostałe stronice rękopisu od tego, co czytamy w pierwszym wydaniu polskim. Uważne przeglądnięcie książki nasuwa bowiem liczne dalsze wątpliwości. Przykład pierwszy z brzegu: na s. 36 czytamy „Bóg przymierza”, czy na pewno nie „Bóg Przymierza”? A skoro już włożono tyle „inwencji” redakcyjnej w tę edycję, to czemu nie zadbano o rzecz najprostszą, by książka miała spis treści? ⁵⁰ W EP mała litera; por. wyżej uwagę do „Szymon Syn Jony”, występujące tu w autografie „S” zdecydowanie różni się sposobem zapisu od „s”, choć nie jest znakiem wyraziście dużym. ⁵¹ Słowo wstawione przez Autora w miejsce przekreślonego: „pytał”; poprawka tym razem uwzględniona w EP. ⁵² EP wprowadza tu przekreślone przez Autora w rękopisie „iść”, w miejsce którego wpisał On to bardzo podobne słowo, o całkowicie jed- nak przecież innej konotacji znaczeniowej; archaiczne: „uść” odwołuje się do takiej właśnie formy czasownika „ujść” znanej np. z Biblii królowej Zofii i z innych zabytków językowych. ⁵⁵ W EP kropka, wobec wymownego wielokropka autografu. 187 Niezrozumiały, niepotrzebny i nieuzasadniony pośpiech oraz brak kompetencji sprawiły tu wiele złego, uczyniły z tego pięknego poematu tekst, który nazwać musimy dziełem wydawniczo niespełnionym⁵⁴. ⁵⁴ ⁵⁴ PS. Ażeby było jasne: nie upominam się o edycję naukową ani nawet o popularnonaukową, bo tu trzeba by mówić dalej wiele jeszcze: dlaczego nie ma wyjaśnienia, co oznacza hebrajskie Ruah (trudno sobie wyobrazić, by tysiące wiernych kupujących tę książkę tak określało na co dzień Boga), dlaczego nie ma lokalizacji cytatów z Pisma Świętego, dlaczego nie podano źródła polskiego przekładu ksiąg biblijnych, dlaczego nie skomentowano autorskiej zmiany gramatycznej w cytacie Listu św. Pawła do Hebrajczyków 4, 13... itd. Ja tylko proszę o poprawny tekst, żebyśmy nie musieli się wstydzić przed naszymi następcami. A najlepiej by było ogłosićfacsimile całego autografu, wówczas dziesiątki wspomnianych wyżej wątpliwości staną się po prostu bezpodstawne. Póki one jednak są - źle świadczą o poprawności wydanego tekstu. 188 Przykłady przekładów i inne realizacje Tryptyku rzymskiego Nie ma szczęścia Autor. Opisany bowiem wyżej, edytorsko skażony tekst zaczął funkcjonować nie tylko, jak wspomniano, w przedruku Tryptyku, lecz również jako podstawa tłumaczeń na różne języki. Czasem na szczęście z pewnymi uzupełnieniami i poprawkami; zwłaszcza w łacinie (błąd gramatyczny powtarzają chyba tylko edycja rosyjska -p. Ałły Kałmykowej i p. Asara Eppela, a także bułgarska i słowacka) i w lokalizacji cytatów z Pisma Świętego. Widać to wszystko w dostępnych nam opublikowanych wersjach w językach europejskich: włoskiej⁵⁵, niemieckiej⁵⁶, francuskiej⁵⁷, węgierskiej⁵⁸, angielskiej (amerykańskiej)⁵⁹, angielskiej (europejskiej)⁶⁰, hiszpańskiej (amerykańskiej)⁶¹, ⁵⁵ GIOVANNI PAOLO II, TRITTICO ROMANO. Meditazioni, traduzione Grażyna Miller, Librería Editrice Vaticana 2003, ISBN 88-209-7451-7. ⁵⁶ JOHANNES PAUL II, RÖMISCHES TRIPTYCHON. Meditationen, Übersetzung des Römischen Triptichons-. Winfried Lipscher, Pawel Ptasznik, Ingrid Stampa, Freiburg im Breisgau 2003, ISBN 3-451-28244-5,- ⁵⁷ JEAN PAUL II, TRIPTIQUE ROMAIN. Meditations, Traduction par Agata Kalinowska-Bouvy, France-Belgique-Québec 2003, ISBN 2-86335-084-6,2-204-07240-0,2-87356-262-5,2-7621-2538-3. ⁵⁸ II. JÁNOS PÁL PAPA, ROMAITRIPTICHON. Elmélkedések, Forditotta Zsille Gábor, ÚJ Ember 2003, ISBN 963-9527-00-9. w THE POETRY OF JOHN PAUL II, ROMAN TRIPTYCH, Meditatios, Translated by Jerzy Peterkiewicz, Washington 2003, ISBN 1-57455-556-1. ⁶⁰ JAN PAWEŁ II, TRYPTYK RZYMSKI. MEDYTACJE - ROMAN TRIPTYCH. MEDITATIONS, Translated by Jerzy Peterkiewicz, Kraków 2003, ISBN 83-08-03491-8. ⁶¹ LOS POEMAS DEJUAN PABLO II, TRÍPTICO ROMANO. Meditaciones, Anotationes por Bogdan Piotrowski, Traductor Bogdan Piotrowski, Washington 2003, ISBN 1-57455-892-7. hiszpańskiej (europejskiej)⁶², czeskiej⁶³, chorwackiej⁶⁴, słowackiej⁶⁵, rosyjskiej⁶⁶, niderlandzkiej⁶⁷, kaszubskiej⁶⁸, norweskiej⁶⁹, bułgarskiej⁷⁰, esperanckiej⁷¹, polsko-ukraińskiej⁷². Są też wiadomości o tłumaczeniach fragmentów Tryptyku rzymskiego lub nawet całości, ale niepublikowanych (jak do tej pory) w formie książkowej. Traktujemy je tutaj jako swego rodzaju rekonesans do przyszłej monografii tego zagadnienia. Na przykład Vaclav Burian, znany czeski tłumacz polskiej literatury współczesnej, opublikował fragmenty Tryptyku w swoim przekładzie w czasopiśmie „Host” w roku 2003. Z kolei tłumaczenie ukraińskie, przygotowane przez zasłużoną tłumaczkę lwowską, Jarynę Senczyszyn, od dłuższego czasu czeka na opublikowanie w wydawnictwie KaMeH^p we Lwowie. Bywają też zupełne niespodzianki. Oto pod internetowym adresem http://lib.ru/POEZIQ/VOYTYLA/rimskij_triptih.txt znajdujemy świetnie przygotowany, ze świetnie sporządzonym komentarzem edytorskim przekład rosyjski Wiktora Gajduka, dostępny tylko w takiej wersji elektronicznej (nb. z innego miejsca internetowego, http://portal-credo.ru/site/print.php?act=news&id=8751 można się dowiedzieć, iż to właśnie ta translacja miała się ukazać w wydawnictwie „Istina i Żizn”, lecz, jak widać, zapew ⁶² JUAN PABLO II, TRÍPTICO ROMANO, traducción Bogdan Piotrowski, Universidad Católica San Antonio 2003, ISBN 84-932989-0-5. ⁶³ JAN PAVEL II, RÍMSY TRIPTYCH. DUCHOVNÍ ZÁVÉT JANA PAVLA II, Z polśtiny prelożili Johana a Krzysztof Bronkovi, Kostelni Vydfi 2003, ISBN 80-7192-889-5. ⁶⁴ IVAN PAVAO II, RIMSKI TRIPTIH. MEDITACIJE, Preveo Fra mr. Mato Mrkonjić, Zagreb 2003, ISBN 953-6258-66-8. ⁶⁵ JÁN PAVOLII, RIMSKY TRIPTYCH. MEDITÁCIE, Prebásnil Vlastimil Kovalcik, Trnawa 2003, ISBN 80-7141-424-7. ⁶⁶ ИОАНН ПАВЕЛ II, РИМСКИЙ ТРИПТИХ, Перевод с польского Аллы Калмыковой, Москва 2003, ISBN 5-88403-041-Х. ⁶⁷ PAUS JOHANNES PAULUS II, Karol Wojtyla, ROMEINSE TRIPTIEK, vertailing en aantekeningen Gerard Rasch, Amsterdam/ Antwerpen 2003, ISBN 90-6801-966-X. ⁶⁸ JAN PAWEŁ II, TRIPTIK RZIMSCZI. MEDITACEJE, pozwolił sobie skaszebic Zbigniew M. Jankówsczi, Pelplin 2004, ISBN 83-7380-202-9. ⁶⁹ Johannes Paul II, ROMERSK TRIPTIKON, Gjendiktet av Konrad Tywonium, Oslo 2004, ISBN83-7024-165-2. ⁷⁰ КАРОЛ ВЙТИЛА, ИЗБРАНА ПОЕЗИЯ * ЙОАН ПАВЕЛ II, РИМСКИ ТРИПТИХ, Подбор и перевод от полски: Димитрина Лау-Буковска, Краков-Бургас 2005, ISBN 83-88918-94-Х (publ. wraz z Biały Kruk Sp. z o.o.). ⁷¹ JOHANO PAULO LA DUA, LA ROMA TRIPTIKO, esperantigis Lidia Ligęza, Krakovo 2006, ISBN 83-920289-1-0. ⁷² IBAH ПАВЛО II, РИМСЬКИЙ ТРИПТИХ : МЕДИТАЦП, 3 польсько! переклала Свгглана Пиза, Ocrpir 2008, „Волання з ВолинГ, Biblioteka „Wołania z Wołynia”, t. 59, ISBN 978-83-88863-35-6 (na książce błędnie: 978-83-888-35-6). 190 ne w ostatniej chwili, zastąpiona została pracą Ałły Kałmykowej...). To zresztą charakterystyczne, że na obszarze rosyjskojęzycznym podejmowano wiele prób przekładu, poza wspomnianą tu „oficjalną” wersją książkową z oficyny „Istina i Żizn”. Oprócz Wiktora Gajduka pracował bowiem nad Tryptykiem rzymskim Asar Eppel i opublikował swoją wersję w „Inostrannoj Literaturie”⁷³. Wszystkie te „dodatkowe” materiały źródłowe zamieszczamy w Zamknięciu, tej książki, jako swego rodzaju jej dopełnienie materiałem o charakterze unikatowym. Trzeba też mieć świadomość, że informacje te oczywiście nie wyczerpują wszystkich kryjących się po świecie przekładów dzieła Jana Pawła II. Wiadomo, że w małych ośrodkach, zwłaszcza o charakterze misyjnym, funkcjonują translacje poza oficjalną formą publikacji wydawniczej, przygotowane na bieżące potrzeby... A do tego dołączają teksty nawiązujące do Tryptyku rzymskiego, powstałe z jego inspiracji albo nawet pragnące w jakiś sposób z nim współbrzmieć, na przykład tekst Pbiropa BapaAyAiHa, PbiMCKi Abinifa, dostępny mi na razie tylko w wersji internetowej, opublikowanej na stronicy „Naszej Wiery”: http://media.catholic.by/nv/n30/art3.htm, będący poetycką refleksją po audiencji, jakiej udzielił autorowi Ojciec Święty. Wskazywane tu publikacje obcojęzyczne przygotowane zostały w zasadzie w sposób ewidentny na podstawie uznanego za „kanoniczny” tekstu drukowanego w polskiej, wyżej opisanej edycji, z ewentualnymi modyfikacjami słownymi ze strony wersji włoskiej. Świadczy o tym zarówno powtórzenie szeregu błędów w odczytaniu rękopisu, jak te same braki w partiach początkowych każdej części poematu, jak z kolei zamieszczenie w nawiasie fragmentu wykreślonego przez Autora, jak wreszcie ten sam, nader skromny i nie zawsze trafny, komentarz. Jednocześnie edycje te (prawie wszystkie) jawnie sterowane były przez oficynę watykańską, w sposób niekoniecznie do końca kompetentny, o czym świadczą niżej podane przykłady. Ale w literaturze dotyczącej procedur działania Librería Editrice Vaticana pojawiła się też dziennikarska informacja o korektach merytorycznych (teologicznych) wprowadzonych do wersji polskiej (lecz nie tej z druku krakowskiego), przekazywanej do różnych krajów jako podstawa do tłumaczenia⁷⁴. To być może wyjaśnia nam po części dodatkowo m.in. wiele rozbieżności w tych zagranicznych wersjach, bowiem jedni tłumacze korzystali z publikacji polskiej, inni opierali się na materiale udostępnionym przez właściciela praw auorskich, czyli oficynę watykańską. Ale o tym jeszcze później. ⁷³ Rocznik 2003, nr 10: Римский триптих. Размышления, Перевод с польского А. Эппеля. ⁷⁴ Por. korespondencję Jacka Pałasińskiego we „Wprost” 23.03.2003, s. 112-113. 191 Dlatego trzeba z całą mocą podkreślić, iż przyszła analiza merytoryczno-interpretacyjna Tryptyku prowadzona być powinna wyłącznie w oparciu o dobre zrozumienie drukowanej wersji polskiej, bo jedynie ta pozbawiona jest wypaczeń ideowo-semantycznych, sugerowanych przez włoskiego właściciela praw autorskich i tłumaczenia od niej pochodne, choć - z drugiej strony - zwracać należy uwagę na opisane tu wyżej błędy edytorskie wydania polskiego, w sytuacji gdy nie ma dostępu do pełnej wersji autografu. To szczególnie ważne dla interpretatorów zagranicznych, by nie sugerować się tłumaczeniem przygotowywanym ze skażonej semantycznie publikacji włoskiej lub włoskiej „poprawionej” ideowo odmiany polskiej. Wszystko to bowiem składa się na sugerowane tu w tytule edytorskie niespełnienie tego dzieła. Również i oprawa graficzna wydań obcojęzycznych Tryptyku rzymskiego pozostaje, jak wolno sądzić, podporządkowana temu samemu wzorcowi płynącemu z Watykanu najpierw do Polski (lub częściowo z Polski do Watykanu), a potem w inne strony świata, łącznie z powtórzeniem reprodukcji tych samych stronic rękopisu. Ale „naśladownictwo” w tym akurat zakresie wpłynęło z kolei korzystnie na te edycje, ponieważ, jak wskazano, książka polska stoi, z tego punktu widzenia, na bardzo wysokim poziomie. Zwłaszcza tam, gdzie wykorzystano wyklejkę i jedno zdjęcie przygotowane w Bibliotece Jagiellońskiej (nb. specjalnie dla edycji polskiej, czego nie zaznaczono, przejmując ten materiał do innych wersji); a edycja włoska lub edycje włoskie (por. niżej), która nie ma tego rysunku Giovanincgo Battisty Piranesi, przedstawiającego wnętrze bazyliki św. Piotra, posługuje się inną ilustracją, nb. bez podania jej opisu). I skoro już mowa o tych sprawach. Pojawiła się znowu pewna wynikająca z niestaranności rozbieżność: zastosowano tę samą formułkę informującą o wyklejce, poprawną dla wersji w twardej oprawie, ale która nijak nie pasuje, gdy się ją bez zmiany powtarza w edycji z miękką oprawą. Sama zaś translatorska praca tłumaczy w wielu wypadkach pozostaje robotą najwyższej próby, jak pokazują to zestawione poniżej przykładowo fragmenty najważniejszych przekładów. Zamieszczone zaś tu w przypisach moje uwagi mają raczej charakter filologicznej i edytorskiej dyskusji⁷⁵. Co ważne dla samego tekstu: w cytowanych poniżej fragmentach zachowano graficzny układ konkretnego wydania przekładu. ⁷⁵ Zawdzięczam je częściowo, podjętym z najwyższym szacunkiem dla pracy osób, które dokonały tych tłumaczeń, twórczym rozmowom z moimi przyjaciółmi-ekspertami: p. dr. Emilianem Ranocchim (włoski), p. mgr Joanną Ziemską (niemiecki), p. dr Teresą Baluk-Ulewi-czową (angielski) i innymi. 192 Edycja włoska jest bliźniacza z polską, choć tekst poprzedza wstęp Kardynała Josepha Ratzingera, a zamyka „instrukcja interpretacyjna” Giovanniego Reale (w miejsce polskiego wstępu Kardynała Franciszka Macharskiego i refleksji końcowej Marka Skwarnickiego). Pewne zdziwienie budzi na obwolucie łaciński podpis papieża (Joan-nes Paulus PP II) i poniżej tytuł po włosku. Na stronicy redakcyjnej copyright (bez wskazania języka oryginału) dla Librería Editrice Vaticana. Jest to o tyle znamienne, że w edycji polskiej prawa do druku polskiej wersji są zastrzeżone dla polskiego wydawnictwa. Tak jak i w edycji polskiej - brak spisu treści. Specjalistom księgoznaw-com pozostawić trzeba do analizy przypadkiem dostępne piszącemu te słowa dwa ewidentne nakłady tej edycji, różniące się nie tylko techniczną jakością druku (zwłaszcza kolorystyką obwoluty), ale i samym rozwiązaniem graficznym obwoluty (na przykład obecnością w jednej partii książek, a brakiem w innej nadruku na grzbiecie). Nie wiadomo, na ile jest to zatem sprawa nowego wydania, niesygnowanego jako drugie, na ile zaś kwestia bardziej czy mniej oficjalnego dodruku. RUAH Lo Spirito di Dio si librava sulle acque... Stupore Seno di bosco discende al ritmo di montuose fiumare. Questo ritmo mi rivela Te, il Verbo Primordiale⁷⁶. Com 'é stupendo il Tuo silenzio in turto ció che da ogni dove propala⁷⁷ un mondo reale⁷⁸... ⁷⁶ Patrząc w przeciwnym kierunku: Primordiale to raczej pierwotne niż przedwieczne. ⁷⁷ To nie jest dokładny przekład czasownika przemawiać. '⁸ Reale znaczy rzeczywisty, nie stworzony. 193 che assieme al seno di hosco scende giu da ogni versante... tutto ció che con sé trascina I 'argentara cascara del torrente, che dal monte cade ritmato, trasportato dalla propria corrente... — dove trasportato? Che hai detto, torrente di monte ? In che luogo t 'incontri con me ? Con me che sono altresi perituro come te, siffatto... Ma cosiffatto come te? (Di fermarmi qui, acconsenti — consentimi di fermarmi al vareo, ecco uno di questi semplici portenti.) Non si stupisce una humara scendente e silenziosamente discendono i boschi al ritmo del torrente — pero un umano si meraviglia. II vareo che un mondo trapassa attraverso l'uomo é dello stupore la soglia, (una volta, proprio questo portento⁷⁹ fu nominato «Adamo»). [...] ⁷⁹ Portento to cud; sens tekstu polskiego wydaje się całkowicie odmienny. 194 La policromía sistina allora propagherà⁸⁰ ⁸¹ la Parola del Signore: Tu esPetrus*' — udi Simone, il figlio di Giona. «A te consegnero le chiavi del Regno». La stirpe⁸², a cui è stata affidata la tutela del lascito delle chiavi, si riunisce qui, lasciandosi circondare dalla policromía sistina, da questa visione che Michelangelo ci ha lasciato — Era cosí nell 'agosto e poi nell 'ottobre, del memorabile anno dei due conclavi, e cosí sarà ancora, quando se ne presentera 1 'esigenza dopo la mia morte. AU'uopo, bisogna che a loro parli la visione di Michelangelo. «Con-clave»⁸³: una compartecipata premura del lascito delle chiavi, delle chiavi del Regno. Ecco, si vedono⁸⁴ tra il Principio e la Fine, tra il Giorno della Creazione e il Giorno del Giudizio. È dato all 'uomo di moriré una volta sola e poi il Giudizio! Una finale trasparenza e luce. La trasparenza degli eventi — ⁸⁰ Propaghera = rozpropaguje; brak związku z „przemówi” w oryginale. ⁸¹ ’ «Tu sei Piętro»; oczywiście poprawnie. ⁸² Stirpe = ród; w oryginale mowa o zwykłych ludziach. ⁸³ * «Con la chiave» (la riunione dei cardinali, nella stanza chiusa a chiave, per l'elezione del Papa). ⁸⁴ Si vedono = widzą siebie ? widzę siebie. 195 La trasparenza delle coscienze — Bisogna che, in occasione del conclave, Michelangelo insegni al popolo⁸⁵ ⁸⁶ — Non dimenticate:Ow»¿z nuda, et aperta ¡untante oculos^ Elus. Tu che penetri tutto — indica! Lui additerà... [...] 1. Ur nella terra di Caldea C 'erano tempi quando la gente non smetteva mai di peregrinare. Circondati dalle greggi migravano, dove li chiamava ubertà: là dove la terra, come una fertile madre, riusciva a nutriré le bestie, là, allora, anche l’uomo piantava le tende, iniziava ad abitare. Perché noi oggi cerchiamo questo posto nella terra di Caldea, da dove è partito Abram, figlio di Terach, con i nomadi come lui ? Forsę pensava: perché devo andarmene da qui? Perché io debbo abbandonare Ur di Caldea? ⁸⁵ Popolo to po polsku lud, plemię, a nie ludzie. ⁸⁶ Zmieniono z oculis. 196 Queseo pensó? Provó la tristezza del distacco? Si guardó indietro? Siamo ignari di turto ció. Sappiamo soltanto che udi la Voce che l’esortava: Vai! Abram decise di seguiré la Voce⁸⁷. Edycja niemiecka. Format książki nieco mniejszy niż wioski. Wstęp Kardynała Ratzingera, posłowie Giovanniego Reale. Na obwolucie ten sam pomysł z łacińskim podpisem Autora-Papieża, co w zestawieniu z niemieckim tytułem wygląda jeszcze gorzej niż w wersji włoskiej. Innowacja w postaci wprowadzenia spisu treści, którego nie ma w edycji polskiej i włoskiej. Copyright dla niemieckiego tłumaczenia tekstu przypisane wydawnictwu Herdera, zaś ogólny copyright przynależy tu oficynie watykańskiej. Do edycji polskiej odwołuje się za to podziękowanie za udostępnienie części materiału ilustracyjnego. Zastosowanie wersalików odbieram (może niesłusznie) jednak jako swego rodzaju próbę interpretacji tekstu. RUACH 1. Staunen Die Waldbucht senkt sich herab im Rhythmus sprudelnder Bergbäche⁸⁸. Gottes Geist schwebte über dem Wasser ⁸⁷ Ogólnie wypada się zgodzić z takim komentarzem do zmian w wersji włoskiej: Przedziwnejest Twoje milczenie zmieniono na wspaniałe jest Twoje milczenie, zaś Zdumienie zamieniono na cud, a wypowiedzieć na zinterpretować, przemawia na przenika, porodziła na poczęła, Niewiasta, którą mi dałeś na Kobieta, którą mi postawiłeś obok, dam na wręczę itd. Sugeruje się, że tłumaczka miała nieco inny, „poprawiony” tekst lub tłumaczenie jej skorygowano „odgórnie”. Por. „Wprost” 23.03.2003, s. 112-114. ⁸⁸ Trafniejszym byłoby zapewne użycie formy krótszej: Bache, z dwóch powodów: w tym kontekście w sposób oczywisty mowa o krajobrazie górskim, zatem Bergbache wydaje się zbędne, nadto jest okazja, by pojawiło się ono jeszcze w dalszej partii tekstu, za to krótsza forma bardziej zbliżyłaby ten wers do rytmu oryginału. 197 Dieser Rhythmus offenbart mir Dich, Wort von Ewigkeit. Wie wunderbar ist Dein Schweigen in allem, wodurch von überallher die geschaffene Welt zu uns spricht... die in dieser Waldbucht hinabgleitet an jedwedem Hang... in allem, was die silbern glänzende Kaskade des Sturzbaches mit sich führt, der von oben rhythmisch herabrauscht, getrieben durch den eigenen Strom ... - getrieben wohin? Was sagst du mir, Bergbach⁸⁹ -an welchem Punkt begegnest du mir⁹⁰ -mir, der auch ich vergänglich bin -so wie⁹¹ ⁹² du... ⁹²so wie du? (Lass mich hier innehalten -lass mich innehalten an der Schwelle ⁸⁹ Potrzeba powtórzenia określenia sprudelnder Bach narzuca się tu w sposób oczywisty w konfrontacji z oryginałem, nadto znowu dałoby ono istotne zbliżenie do rytmu tekstu polskiego, co stanowi zawsze niezaprzeczalny walor przekładu tego typu wypowiedzi poetyckiej. ⁹⁰ Wydaje się, że użycie tożsamego semantycznie sformułowania trifftst du mir entgegen lepiej oddałoby płynność wypowiedzi oryginału, frazy tego wersu. ⁹¹ Sądzić wolno, że dodanie w tym miejscu auch jednak przybliżyłoby tekst niemiecki do sensu wypowiedzi polskiej, nadto poprawiłoby zgodność rytmiczną przekładu i oryginału. ⁹² Z obu tych samych powodów, co wyżej (semantycznego i rytmicznego), można by dodać w tym miejscu wirklich. 198 schlichten Erstaunens.)⁹³ ⁹⁴ Der Bergbach gerät nicht in Staunen, wenn er herabrauscht und schweigend die Wälder talwärts ziehen im Rhythmus des Baches -der Mensch aber: Er staunt! Die Schwelle, die die Welt in ihm überschreitet, ist die Schwelle des Staunens. (Und dieses Staunen ward einst »Adam« genannt.) [•••] Die sixtinische Malerei spricht dann mit den Worten des Herrn: Tu es Petrus³³ - so hörte es Simon, der Sohn des Jonas. »Dir gebe ich die Schlüssel des Himmelreiches.« Die Menschen, denen die Sorge um das Erbe der Schlüssel anvertraut wurde, versammeln sich hier unter dem Eindruck der Malerei der Sixtina⁹⁵, einer Vision, die Michelangelo uns hinterlassen hat - So war es im August, und so war es dann im Oktober des denkwürdigen Jahres zweier Konklaven, ⁹³ Tc trzy wersy zamieszczone niesłusznie, wzorem edycji polskiej. ⁹⁴ * (lat.) Du bist Petrus, poprawione. ⁹⁵ Wydaje się, że to mało poetyckie określenie (z nagromadzeniem trzech rodzajników) nie oddaje dobrze oryginału, którego sens w tym miejscu sprowadza się do pozostawania w otoczeniu zewsząd polichromią Kaplicy Sykstyńskiej (nb. też i łukowo przecież sklepionej) -nic zaś do pozostawania „pod wpływem”, jaki by on nie był: fizyczny czy duchowy, polichromii Michała Anioła. 199 und so wird es wiederum sein, wenn es erforderlich wird, nach meinem Tode. Es ist wichtig⁹⁶, dass die Vision des Michelangelo zu ihnen spricht. »Con-clave«⁹⁷: gemeinsame Sorge um das Erbe der Schlüssel, der Schlüssel des Himmelreiches. Und so sehen sie sich zwischen dem Anfang und dem Ende, zwischen dem Tag der Erschaffung und dem Tag des Gerichts ... Es ist dem Menschen bestimmt, ein einziges Mal zu sterben, worauf dann das Gericht folgt!⁹⁸ Endgültige Transparenz und Licht. Transparenz der Ereignisse - Transparenz der Gewissen - Es ist wichtig, dass Michelangelo beim Konklave den Menschen dies⁹⁹ ¹⁰⁰ bewusst macht - Vergesst nicht: Omnia nuda et aperta sunt a,nte oculos Eius. Du, der Du alles durchschaust - zeige auf jenen! Und Er wird auf ihn zeigen ...¹⁰° ⁹⁶ Określenie to nosi ewidentnie charakter wyrażenia z języka potocznego, a nawet urzędowego, nie przystając do tekstu poetyckiego; wydaje się, że zastosowanie prostej formy Soli oddałoby dokładnie sens oryginału. ⁹⁷ "(lat.) »mit dem Schlüssel«; pominięto dalszy ciąg „śliskiego” objaśnienia z wzorca. ⁹⁸ Sytuacja podobna do już raz zaistniałej: worauf nie brzmi poetycko, dlatego bardziej odpowiednim określeniem mogłoby być np. und dann vor Gericht treten, co jednoznacznie odnosi się do Sądu Ostatecznego. ⁹⁹ Oryginał nie mówi, co Michał Anioł ma uświadomić ludziom, zatem to wskazanie (określeniem dies) wydaje się tu zbędne. ¹⁰⁰ Użycie w tym wersie i w poprzednim konkretnych wskazań (jenen i ihn) jest dokonaną w tłumaczeniu już interpretacją oryginału, gdzie nie mówi się wprost, kto, co - ma być i kto, co - będzie wskazane; dlatego wydaje się zatem, że trafniejsze w miejsce zeige auf jenen byłoby weise hin i paralelnie w miejsce auf ihn zeigen - hinweisen. 200 [...] 1. Ur im Lande Chaldäa Es gab eine Zeit, da die Menschen ohne Unterlass umherzogen. Mit ihren Herden ließen sie sich anlocken von frischen Weidegründen: Wb die Erde fruchtbar war wie eine Mutter und die Tiere zu ernähren vermochte, dort schlug der Mensch sein Zelt auf und nahm Wohnung. Warum suchen wir heute diesen Ort, diesen Ort im Lande Chaldäa, aus dem Abram, der Sohn des Terach, auszog, gemeinsam mit anderen, die Nomaden waren¹⁰¹ wie er? Vielleicht dachte er: Warum soll ich von hier fortziehen? Weshalb soll ich Ur in Chaldäa verlassen? Waren das seine Gedanken? Empfand er die Trauer des Abschieds? Blickte er zurück? Wir wissen es nicht. Wir wissen nur, dass er eine Stimme vernahm, die zu ihm sagte: Zieh fort! Und Abram beschloss, der Stimme zu folgen. ¹⁰¹ die Nomaden waren zbędne w stosunku do oryginału; mit anderen Nomaden wie er całkowicie odpowiada tekstowi polskiemu. 201 Edycja francuska. Wstęp za edycją włoską i niemiecką - Kardynała Ratzingera, ale pomieszczony na drugim miejscu, po „lokalnym” wprowadzeniu pióra Jeana Offredo, nawiązującym ogólnie do twórczości Jana Pawła II. Notabene na karcie tytułowej kolejność: Ratzinger - Offredo, w książce zaś i w zamieszczonym na końcu spisie treści - odwrotnie. Graficznie publikacja odstaje od wzorca polsko-watykańskiego. Wprawdzie na okładce zamieszczono tę samą ilustrację, co w edycji polskiej, lecz pomniejszony format i pominięcie innych ilustracyj oraz przez to zarzucony „dostojny” charakter okładki czynią z edycji nieatrakcyjny pod względem wydawniczympocket-book, który urodziły aż cztery oficyny: Fidelité, Fides, Cana i Cerf z Francji, Belgii i Kanady. Tekst tłumaczony z polskiego, copyright odwołujący się do Libreria Editrice Vaticana, z niezgrabnym sformułowaniem, które może niewtajemniczonym sugerować, że to właśnie wersja włoska jest wersją oryginalną (?!). RUAH L’Esprit de Dieu planait au-dessus des eaux. 1. Etonnement La forêt telle une lagune descend au rythme des torrents de montagne. Dans ce rythme, à moi Tu te révèles, Toi, Verbe éternel. Oh qu’il est merveilleux, Ton silence, et de toute part, en tout parle le monde créé... qui, avec la lagune de la forêt, sur chaque versant va descendant ! 202 Tout ce qu’entraîne la cascade argentée du torrent qui, des hauteurs, tombe en un rythme harmonieux, emporté par son propre courant... - emporté, mais où ? Que me dis-tu, torrent de montagne ? En quel lieu me rencontres-tu ? Moi, qui suis aussi de passage -comme toi... Est-ce bien comme toi ? (Permets-moi de m’arrêter ici -permets-moi de m’arrêter sur le seuil, car c’est ici l’un des plus simples étonnements.) Dans sa chute, le torrent ne s’étonne pas, et les forêts, silencieuses, descendent au rythme du torrent - mais l’homme s’étonne ! Le seuil, que le monde franchit en lui, est le seuil de l’étonnment. (Autrefois, cet étonnement reçut un nom : « Adam ».) [...] C’est alors que la symphonie des couleurs de la Sixtine fera résonner le Verbe du Seigneur: Tu es Petrus™¹ - avait entendu Simon, fils de Jonas. ¹⁰² * «Tu es Pierre.», poprawnie. 203 « Je te donnerai les clefs du Royaume. » Les hommes qui se virent confier la charge de l’héritage des clefs se réunissent ici, ils se laissent inonder par la symphonie des couleurs de la Sixtine, par la vision que nous a donnée Michel-Ange -Il en fut ainsi en août, et plus tard, en octobre, de la mémorable année des deux conclaves, et il en sera ainsi de nouveau, lorsque ce sera nécessaire, après ma mort. Il est indispensable que la vision de Michel-Ange leur parle. « Con-clave¹⁰³ » : souci commun de l’héritage des clefs, des clefs du Royaume. Ici, ils se voient entre le Commencement et la Fin, entre le Jour de la Création et le Jour du Jugement... À l’homme, il n’est donné de mourir qu’une fois, puis vient le Jugement ! Transparence ultime et lumière. Transparence de l’histoire - Transparence des consciences - Il est clair que, durant le conclave, Michel-Ange rend les hommes conscients - N’oubliez pas : Omnia nuda et aperta. sunt ¹⁰⁵ * «Avec la clef» : c’est avec une clef qu’est fermée la Chapelle Sixtine, lieu de rassemblement des cardinaux pour l’élection du pape. 204 ante oculos Eius. Toi qui scrutes tout - Montre ! Et Lui te montrera... [■••] 1. Ur en Chaldée Il fut un temps où les hommes ne cessaient de voyager. Entourés de leurs troupeaux, ils allaient invités par l’abondance : Là où la terre, comme une mère fertile, pouvait nourrir les animaux, là où l’homme dressait sa tente, et commençait à s’établir. Pourquoi aujourd’hui cherchons-nous ce lieu en terre de Chaldée, d’où est parti Abram, fils de Térah, accompagné d’autres nomades, ses semblables ? Peut-être pensait-il : pourquoi dois-je partir d’ici Pourquoi dois-je quitter Ur en Chaldée ? Pensait-il ainsi ? Etait-il envahi par la tristesse de la séparation ? Regardait-il en arrière ? Nul ne sait. Nous savons seulment qu’il entendit la Voix 205 qui lui disait : Pars ! Et Abram décida de suivre la Voix. Edycja węgierska. Zagadki tej edycji, ze względu na jej hermetyczny język, są podwójne. Przede wszystkim brak miejsca wydania utrudnia jej poprawny opis bibliograficzny. Wskazano jedynie nazwę oficyny: Új Embr Kiadó, z zastrzeżeniem copyright właśnie dla niej (nb. wydano jedynie 300 egzemplarzy!). Takie samo zastrzeżenie poczyniono dla nazwiska tłumacza, którego miano pojawia się dopiero skromnie na stronicy redakcyjnej (w kolejności nazwiska i imienia zgodnej z zasadą stosowaną w języku węgierskim): Zsille Gabor - i dla włoskiej edycji Librería Editrice Vaticana, skąd, co specjalnie osobno zaznaczono, zaczerpnięto wstęp oraz posłowie. W tej sytuacji jasne się staje, poprzez deklarację nie wprost, iż tłumacz czerpał materię do swego przekładu z edycji polskiej, co zresztą potwierdził w bezpośredniej rozmowie z piszącym te słowa. Co więcej: polski tekst drukowany konfrontował dodatkowo z reprodukowanymi stronicami rękopisu. Ale zabrakło mu już odwagi na wprowadzenie większości zauważonych korektur i dalszych zmian. Jak twierdzi tłumacz, bał się wprowadzać odstępstwa w stosunku do narzuconej i nakazanej wersji drukowanej jako schematu całości książki. Zdecydował się tylko na dodanie na podstawie autografu dewizy Totus Tuus ego sum i korektę cytatu łacińskiego: Tu es Petrus. Spis treści dołączono. Generalnie edycja robi wrażenie dość samodzielnej poprzez to, że nie trzyma się kurczowo wzorca watykańskiego, że np. sięga do autografu, że tłumaczy swobodnie wers w wers. Samodzielność tę potwierdza także grafika wewnętrzna książki (np. czerwone inicjały), ilustracje bowiem powtórzono za wersją polską i dodano jeszcze na okładce wspomniany już łaciński podpis Papieża. 206 Totus Tuus ego sum Ruah „isten Lelke lebegett a vizekfelett... ” 1. Âmulat Erdei ösveny kanyarog tova a hegyi patakok ritmusâra: e ritmus Teged nyilatkoztat ki, Orökkevalo Ige. Mily csodâs a Te hallgatâsod mindabban, amivel ezerfelöl üzen a teremtett vilâg... mindabban, mi az erdei kanyarulattal minden lejtön a melybe hull... mindabban, mit magâval ragad az ezüstösen csillogö patak, mi ritmusra csobog, hull a melybe, mit elragad önnön sodra... - hovâ ragad? Mit sıigsz nekem, te hegyi patak? Mely ponton talâlkozol velem? Velem, ki szinten mulando vagyok, hozzad hasonloan... Valoban hozzâd hasonloan? (Engedd, hogy itt megâlljak -engedd, hogy megâlljak itt a küszöbön: ime, a legegyszeruübb âmulatok egyike.) 207 A patak nem âlmelkodik, midön alâhull a melybe, s ritmusâra az erdök is neman tünnek tova -hanem az ember âlmelkodik! A küszöb, mit bensejeben a vilâg âtlep: az âmulat küszöbe. (Egykor epp ez az âmulat kapta az „Adam” never.) [...] A Sixtus-kapolna ezer szine akkor az Ür szavâval szól: Tu es Petrus¹⁰⁴ - hallotta Simon, Janos fia. „Neked adorn a Mennyorszâg kulcsait.” Az emberek, kiknek gondjaira bizatott a kulcsok öröksege, itt gyûlnek egybe, s hagyjâk, hogy âtölelje óket a kâpolna szintengere, a Michelangelótól kapott lâtomâs - Igy volt ez augusztusban, majd októberben is, az emlekezetes ket konklâve eveben, es igy lesz ismet, ha szüksegesse vâlik, halâlomat követoen. Keli, hogy szóljon majd hozzâjuk Michelangelo lâtomâsa. „Con-clave”¹⁰⁵ közös gondoskodâs a kulcsok, az Orszâg kulcsainak öröksegerol. İme, lâtjâk önmagukat a Kezdet es a Veg között, ¹⁰⁴ (lat.) Te Peter vagy. ¹⁰⁵ (lat.) ,,a kulccsal”; a biborosok pâpâvalaszto gyülese. 208 a Teremtes Napja es az Iceler Napja kozott... Ulgy rendeltetett az embernek, hogy egyszer meg kell halnia - utana pedig kovetkezik az Itelet! A vegso attetszdseg es a feny. A tortenelem attekinthetosege - A lelkiismeret attekinthetosege - Kell, hogy a konklave idejen Michelangelo tudatositsa: Ne feledjetek: Omnia nuda et aperta sunt ante oculis Eius. Te, aki mindent atlatsz - mutasd meg! Es O megmutatja... 1. A kaldeai Ur varosa Volt ido, mikor az emberek sziintelenul vandoroltak. Nyajaikkal arra vonultak, ahol bo termes varta oket, ahol a fold mint bokezii anya taplalhatta az allatokat, s a nep is ott vert satrat, ott vett maganak szallast. S mi vajon miert kutatjuk ma is ama helyet Kaldea foldjen, honnan Abram, Terach fia utra kelt 209 a hozzá hasonló nomádok tómegével? Meglehet, arra gondolt: Miért menjek el innen? Miért kell elhagynom a káldeai Ur városát? Gondolt ilyesmit? Atérezte a búcúsu bánatát? Hátrapillantott-e ? Nem tudjuk. Csupán annyit tudni, hogy Hangot hallott, mely így szólt hozzá: Indulj! Abrám úgy dóntótt, kóveti a Hangot. Edycja angielska (amerykańska). Pomieszczenie (tym razem na karcie tytułowej, nie na okładce) facsímile łacińskiego podpisu Autora jest dla odmiany szczęśliwym pomysłem, bowiem sprawia wrażenie papieskiej dedykacji. Z kolei być może zwyczajowe dla amerykańskiego rynku wydawniczego, ale w kontekście tej książki sprawiające wrażenie trochę reklamiarskie - jest sformułowanie Limited First Editon; przynosi ono bowiem pewien zgrzyt z dziedziny „braku wyczucia”, ale, jak wspomniano, właściwego dla kultury europejskiej. Tym razem tekst Kardynała Ratzingera opublikowano na końcu książki, zrezygnowano zaś z objaśnień Giovanniego Reale. Trochę nielogicznie zamieszczona po tekście, do którego się odnosi, prezentacja poematu została tu jeszcze dodatkowo opracowana przez redaktora technicznego w ten sposób, że bardzo wyraziście wypunktowano jej poszczególne części, co sprawia wrażenie nadmiernej wszakże scholastyczności i schematyzmu. Prawa autorskie do tłumaczenia przypisano Konferencji Katolickich Biskupów USA oraz Libreria Editrice Vaticana. Do standardowego zestawu ilustracji dodano obwolutę „krajobrazową”, ze zdjęciem przedstawiającym Autora spacerującego nad strumieniem. I zdawać by się mogło, że jest tu wszystko w porządku pod względem tematycznym i logicznym, ale estetycznie pomysł ten stanowi oczywiście dysonans, zwłaszcza w kontekście kompletu rysunków Michała Anioła. Podobnie i wklejka, oparta wprawdzie na motywach rysunku również Michała Anioła, nie przylega bogactwem własnej formy do pozostałego kompletu delikatnych w swojej kresce ilustracji zestawu „kanonicznego”. Opracowanie graficzne w łącznym spojrzeniu jest po prostu ze sobą niezgrane, pozbawione smaku edytorskiego. 210 Ruah 1. Wonderment The undulating wood slopes down to the rhythm of mountain streams. To me this rhythm is revealing You, the Eternal Word. How amazing is Your silence in everything, in all that on every side unveils the world of creation about us... all that, like the undulating wood, runs down every slope... all that is carried along by the stream’s silvery cascade, rhythmically falling from the mountain, carried by its own current — carried where ? What do you say to me, mountain stream Where do you encounter me ? as I wend my own way — just like you... But really like you? (Here let me pause; let me halt before a threshold, the threshold of pure wonder.) The Spirit of God hovered above the waters. 211 The rushing scream cannot wonder, as it descends, and the woods silently slope, following its rhythm but man can wonder! The threshold which the world crosses in him is the threshold of wonder. (Once this very wonder was given a name: “Adam”) [...] The colors of the sistine will then speak the word of the Lord: Tu es Petrus¹⁰⁶ — once heard by Simon, son of John. “To you I will give the keys of the Kingdom.” Those entrusted with the legacy of the keys gather here, letting themselves be enfolded by the Sistine’s colors, by the vision left to us by Michelangelo — So it was in August, and again in October, in the memorable year of the two Conclaves, and so it will be once more, when the time comes, after my death. Michelangelo’s vision must then speak to them. “Con-clave”: a shared concern for the legacy of the keys the keys of the Kingdom. Lo, they see themselves in the midst of the Beginning and the End, ¹⁰⁶ You are Peter... (cf. Mt. 16:18). 212 between the Day of Creation and the Day of Judgment... It is granted man once to die, and thereafter, the Judgment! Final transparency and light. The clarity of the events — the clarity of consciences — During the conclave Michelangelo must teach them — Do not forget: Omnia nuda et aperta sunt ante oculos Eius. You who see all, point to him! He will point him out... [•••I 1. Ur in the land of the Chaldeans There was a time when people continually wandered. Surrounded by herds, they went where abundance beckoned: where the earth, like a fertile mother, could feed the flocks, where people pitched their tents and began to dwell. Today, why do we seek out this place in the land of the Chaldeans, which Abram, the son of Terach, left behind with other nomads like himself ? Perhaps he asked: Why must I leave this place? Why do I have to abandon Ur of the Chaldees? Is this what he was thinking? 213 Did he feel the sadness of the break? Did he look back? We do not know. All that we know is that he heard a Voice, which told him: Go! Abram chose to follow the Voice. Edycja angielska (europejska). Wersja „wyspowa” czy też raczej angielska-europejska jest dziełem tego samego tłumacza, co „zaoceaniczna” - Jerzego Peterkiewicza [Pietrkiewicza], lecz wydana została w Polsce przez Wydawnictwo Literackie, równolegle z tekstem polskim. W opracowaniu redakcyjnym widać profesjonalizm oficyny, która, choć nie reprodukuje kart rękopisu, podchodzi do nich po edytorsku, wprowadzając do całości tekstu schemat, który daje się wychwycić z tych trzech kart dostępnych gdzie indziej. Mamy tu więc na przykład wyprowadzenie na osobną kartę motta do całości dzieła (tak zinterpretowano tekst: Ruah, Duch Boży unosił się nad wodami...'), zachowanie rzymskiej numeracji poszczególnych części tekstu, prawie kompletną lokalizację prawie poprawnie podanych cytatów łacińskich i wiele innych drobnych korektur, które tę pierwszą edycję polską, opisaną powyżej, dodatkowo stawiają w bardzo niekorzystnym świetle. Zrezygnowano tu także, z wielką korzyścią dla publikacji, ze wstępu i posłowia. Edycja hiszpańska (amerykańska). Hiszpańska-amerykańska jest prawie dokładnym odwzorowaniem angielskiej--amerykańskiej. Różnica, poza językiem oczywiście i nazwiskiem tłumacza, tkwi w fakcie niezamieszczenia imienia i nazwiska Bogdana Piotrowskiego na karcie tytułowej tej książki (inaczej niż było to z Jerzym Peterkiewiczem [Pietrkiewiczem] w edycji angielskiej-amerykańskiej). Piotrowski pojawia się tu jedynie jako autor posłowia. Dopiero z tytułu tegoż posłowia dowiadujemy się, iż jest on również twórcą przekładu. Zamieszczenie w książce jedynie posłowia Bogdana Piotrowskiego sprawia, że jest to edycja całkowicie porzucająca watykańskie wzorce interpretacyjne Kardynała Ratzingera i Giovanniego Reale, odnoszące się do tekstu Jana Pawła II. Prawa autorskie zastrzeżono dla Konferencji Katolickich Biskupów USA i dla Librería Editrice Vaticana. 214 Edycja hiszpańska-europejska również wyzwoliła się spod wzorca watykańskiego i to chyba w najwyższym zakresie spośród wszystkich innych. Format książki: „własny”, grafika samodzielna, z ilustracji ostały się tylko reprodukcje „kanonicznych” stronic rękopisu. Przekład ten sam, co w edycji hiszpańskiej-amerykańskiej, z podtytułem na karcie śródtytułowej, a więc pochodzącym od tłumacza idącego za oryginałem: Méditations, choć na okładce w to miejsce wydawca wpisał określenie Poemas, a na karcie tytułowej książki nie zamieścił żadnego podtytułu. Publikacja ukazała się z okazji wizyty Ojca Świętego w Hiszpanii, opatrzono ją zatem, obok znanego nam już postawia tłumacza, dwoma wstępami: Rektora Katolickiego Uniwersytetu św. Antoniego - José Luisa Mendozy Perćza i Kardynała-arcybiskupa Madrytu Antonia Rauco Vareli, a także niepodpisanym posłowiem o twórczości literackiej Karola Wojtyły. Uwaga o samodzielnym charakterze tej edycji jest jeszcze dodatkowo uzasadniona tym, że podaję ona jako jedyna spośród dotychczas wskazanych polski tytuł oryginału, Karola Wojtyłę jako właściciela copyright, a także informację, że prawa do tłumaczenia przynależą hiszpańskiej Fundacji Uniwersytetu św. Antoniego. Ruaj 1. Asombro La bahía del bosque baja al ritmo de arroyos de montaña, en este ritmo Te me revelas, Verbo Eterno. Qué admirable es Tu silencio en todo desde que se manifiesta el mundo creado... que junto con la bahía del bosque por cada cuesta va bajando... El Espíritu de Dios se cernía sobre las aguas... 215 todo lo que arrastra la cascada argentina del torrente que cae rítmicamente desde las alturas¹⁰⁷ llevado por su propia corriente... - llevado, ¿adonde? ¿Qué me dices, arroyo de montaña? ¿En qué lugar te encuentras conmigo? conmigo que también voy de paso -¹⁰⁸ semejante a ti... ¿Semejante a ti? (Déjame parar aquí -déjame parar en el umbral, he aquí, uno de los asombros más sencillos). Al caer, el torrente no se asombra. Y los bosques bajan silenciosamente al ritmo del torrente - pero, ¡el hombre se asombra! El umbral en que el mundo lo traspasa es el umbral del asombro. (Antaño a este asombro lo llamaron “Adán”¹⁰⁹.) [...] La policromía sixtina hablará, entonces, con la Palabra del Señor: ¹⁰⁷ W wersji hiszpańskiej-amerykańskiej: Arriha. ¹⁰⁸ W wersji hiszpańskiej-amerykańskiej:pasando. ¹⁰⁹ W wersji hiszpańskiej-amerykańskiej cudzysłowy ostre. 216 Tu es Petrus'¹⁰ - oyó Simón, hijo de Joña. «Te doy las llaves del Reino».¹¹⁰ ¹¹¹ Los hombres a quienes se confió el cuidado de la herencia¹¹² de las llaves se encuentran aquí, se dejan envolver¹¹³ por la policromía sixtina, por la visión que dejó Miguel Angel -. Así fue en agosto y, luego, en octubre del memorable año de los dos conclaves, y así sera de nuevo, cuando se presente la necesidad, después de mi muerte. Es menester que les hable la visión de Miguel Ángel. «Con-clave»¹¹⁴: el común cuidado de la heredad de las llaves, de las llaves del Reino. He aquí que se ven entre el Principio y el Final, entre el Día de la Creación y el Día del Juicio... Sólo le es dado¹¹⁵ al hombre morir una vez ¡¹¹⁶y luego ¹¹⁷el Juicio! La transparencia final y la luz. La transparencia de los hechos - La transparencia de las conciencias - ¹¹⁰ * (Lat.) Tú eres Pedro. ¹¹¹ W wersji hiszpańskiej-amerykańskiej brak. ¹¹² W wersji hiszpańskiej-amerykańskiej: heredad. ¹¹³ W wersji hiszpańskiej-amerykańskiej: abarcar. ¹¹⁴ Pominięto „śliskie” objaśnienie z wzorca. ¹,⁵ W wersji hiszpańskiej-amerykańskiej: Se permitió. ¹¹⁶ W wersji hiszpańskiej-amerykańskiej pominięto wykrzyknik otwierający. ¹¹⁷ W wersji hiszpańskiej-amerykańskiej użyto wykrzyknika otwierającego. 217 Es preciso que, durante el conclave, Miguel Ángel concientice a los hombres - No olvidéis: Omnia nuda et aperta sunt ante oculos Eius. Tú que penetras todo - ¡indica! Él indicará... [...] 1. Ur de los Caldeos Hubo un tiempo en que los hombres no dejaban de viajar. Caminaban, junto con sus rebaños, allá donde les llamaba la prosperidad; allá donde la tierra, como una madre fértil, era capaz de alimentar animales, allá el hombre plantaba¹¹⁸ sus tiendas y daba comienzo a su morada. ¿Por qué nosotros buscamos hoy este lugar en la tierra de los Caldeos de donde se marchó Abrán hijo de Teraj junto con otros nómadas semejantes a él? Pensaba quizá¹¹⁹: ¿por qué debo salir de aquí? ¿Por qué debo dejar Ur de los Caldeos? ¿Pensaba así? ¿Sintió la tristeza de la despedida? ¹¹⁸ W wersji hiszpańskiej-amerykańskiej:ponía. ¹¹⁹ W wersji hiszpańskiej-amerykańskiej: quizás. ¿Miraba atrás? No lo sabemos. Unicamente sabemos que oyó la Voz que le dijo: ¡Vete! Abrán decidió seguir la Voz¹²⁰. Z przeglądu powyższych jedynie wybranych edycji widać w sposób oczywisty, że z jednej strony brak koordynacji wydawniczej we wszystkich poczynaniach edytorskich, a z drugiej nadmiar „zaleceń” merytorycznych nie przysłużyły się poszczególnym wersjom narodowym Tryptyku rzymskiego (tezę tę potwierdzają także kolejne edycje, nieomawiane tu, a opisane jedynie bibliograficznie - por. także dalej: Zamknięcie „cumfiguris" i zamieszczone tam ilustracje). Niejasne relacje na linii: wydawca krajowy - Editrice Librería Vaticana wprowadziły wiele zamieszania w kwestiach edytorskich i formalnych, zaś często zbyt duża liczba gospodarzy poszczególnych wydań sprawiły, że wiele z nich jest wewnętrznie niespójne (por. na przykład wyżej edycje hiszpańskie i ich opisy bibliograficzne). Tryptyk rzymski, jako dzieło niezwykle inspirujące, otrzymał też niemal z miejsca swoje wersje dźwiękowe i multimedialne. Zatem teraz kilka słów na ich temat, ze stanowiska filologa i zwykłego odbiorcy, nie profesjonalisty, na przykład teatrologa, muzykologa czy filmoznawcy. Niech stanowią one swego rodzaju prolegomena do przyszłej zamierzonej całościowej monografii Tryptyku - jego wydań, interpretacji, przekładów, przeróbek i recepcji. O pierwszej z nich, dołączonej do podstawowego, prymarnego wydania polskiego wspomniano już nieco z konieczności powyżej - i z konieczności w nienajlepszym świetle. Tu dodać trzeba, że interpretacja Krzysztofa Globisza, w moim odczuciu, opiera się wyłącznie na odwołaniu się do autorytetu twórcy dzieła i rangi jego tekstu oraz pozycji artysty-recytatora w polskim świecie teatralnym. Chcę przez to wyrazić, że aktor czyta tekst według dziwnej własnej, przez siebie wypracowanej interpretacji, odmiennej od oczekiwanej, która wynikałaby na przykład ¹²⁰ W wersji hiszpańskiej-amerykańskiej: voz. 219 z interpunkcji, z graficznych wyróżników tekstu, z sensu literackich i słownych odwołań; miejscami, zwłaszcza w cytatach łacińskich wręcz bez zrozumienia i filologicznego słuchu (jednak akcent łaciński nieco się różni od polskiego...). Językiem młodzieżowym powiedzieć by można: „jedzie równo”, bo wie, że nikt nie podejmie dyskusji z tekstem (bo papieski) i z interpretacją (bo wszyscy mu zawierzą, że tak ma być, albo raczej: bo i tak nikt tym się na serio nie zainteresuje, mając w ręce książkę - płyta jest tylko modnym ozdobnikiem edycji książkowej). Zresztą znana z prasy wypowiedź p. Globisza, wyjaśniająca, że czyta tekst z fatalnym błędem łacińskim (Tu est Petrus), bo tak miał napisane - najlepiej dowodzi braku jakiegokolwiek zainteresowania interpretatora głębszym sensem utworu, jego wyższymi intelektualnymi pokładami¹²¹. A mając na przykład w pamięci retorykę i melodykę dźwiękowych nagrań wypowiedzi Ojca Świętego, można było z tego zrobić takie piękne nagranie... Kolejna wersja dźwiękowa Tryptyku rzymskiego to płyta Stanisława Sojki z jego śpiewem solowym i z towarzyszącymi mu chóralnymi oraz muzycznymi zespołami artystów¹²². W atmosferę tego przedsięwzięcia artystycznego dobrze wprowadza nie tylko to, co można wyczytać z cytowanego tu opisu płyty, lecz również z deklaracji kompozytora i wykonawcy: Nie umiem znaleźć właściwszego wyjaśnienia zdarzeń i okoliczności, jakie doprowadziły do powstania niniejszego utworu, niż działanie Ducha Świętego. ¹²¹ Nb. w 2009 nagranie ukazało się także jako bezpłatny dodatek do nr 41 „Gościa Niedzielnego”. ¹²² Jan Paweł II „Tryptyk Rzymski”, śpiewa Stanisław Soyka. I Strumień, 1. Cz. I - Strumień; II Medytacje nad Księgą Rodzaju na progu Kaplicy Sykstyńskiej (fragmenty), 2. Stajemy na progu Księgi..., 3. Uczynił Bóg..., 4. Prasakrament, 5. A kiedy będą..., 6. Omnia nuda et perta [sunt]...; III Wzgórze w Krainie Moria (bez wiersza Bóg Przymierza), 7. Ur w Ziemi Chaldejskiej, 8. Kto mógł tak..., 9. Wokoło ludzie i ludy..., 10. Rozmowa ojca z synem. Słowa: Jan Pwel II, Muzyka: Stanisław Soyka, 2003, Agencja Artystyczna Jerzy Brize, Zaiks/ Biem 7243 596329 2 6. Wydawnictwo WAM. Do płyty dołączono reklamę wyrobów firmy Zepter, a zarazem reklamę spotkań przedstawicieli firmy Zepter z Papieżem. Na największym ze zdjęć widać przedstawicielkę (?) firmy wręczającą Ojcu Świętemu lampę Bio-ptron (reklama obok mówi: Światło, które leczy. Lampa, którą używa już ponad 1 500 000 ludzi. Masz szansę na zakup lampy Bioptron z 20% rabatem ('tylko z tą ulotką). To Twoja szansa, poznaj ją. - Oj, kogoś tu chyba zaćmiło!). Nb. cala ulotka, jakby hasło firmy Zepter, odwołuje się do łacińskiej sentencji Zenona z Kiton, tyle że z błędem ortograficznym: Conoenienter naturę (sic!) vivere - nie przynosi to chluby ani firmie Zepter, ani jezuickiemu wydawcy płyty... 220 On także pozwolił mi się wczytać w treść i głębię, pokorę i piękno, prostotę i moc tego zbioru poetyckich medytacji, jakim jest Tryptyk rzymski™. Mam uczucie, wręcz przekonanie, że to nie ja pisałem¹²“* muzykę. Prowadziło mnie słowo za słowem, zdanie za zdaniem. Jednym słowem byłem prowadzony... Dzięki Ci Ojcze Święty za Tryptyk rzymski™, który jest dla nas wspaniałym darem od Ciebie. + Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak było na początku, teraz i na wieki wieków. Amen Stanisław Sojka™ Dla mnie zaś, w tym kontekście, deklaracja ta nie pozostawia żadnych wątpliwości... Muzyki natomiast i śpiewu słucham oczywiście jako przeciętny, ale za to powszechny niespecjalista, może odbiorca tradycyjny, „starej daty”, który zaiste słyszy tam z pewnością nie to, co słyszeć wypada. A słyszę nieuzasadnione dla mnie, niepotrzebne udziwnienie, wręcz profanację podniosłej atmosfery tekstu poetyckiego, brak sensu w jego interpretacji, wynikające zapewne z potrzeb warstwy muzycznej, zmiany w tekście (np. niesionym zam. niesiony, musi gdzieś tu być zam. musi tu gdzieś być itp.). Nieodparcie nasuwa się skojarzenie, iż sztuka poetycka Papieża i sztuka muzyczna Stanisława Sojki to dwa różne światy, dwie różne konwencje, których naprawdę nie da się pogodzić. Tradycyjny tekst nie znosi tak nietradycyjnej interpretacji zarówno słownej, jak i muzycznej. A jeśli robi się to na siłę, dochodzi do efektów całkowicie niepożądanych, nawet przy najlepszych intencjach kompozytora. Tylko szacunek dla działalności muzycznej p. Sojki na właściwym dla Niego polu nie pozwala na wypowiedzenie wszystkich niedobrych skojarzeń, natrętnie się tu nasuwających. ¹²³ Nb. w oryginale brak przecinka, zaś słowo „rzymski” napisano niepoprawnie od dużej litery. ¹²⁴ W oryginale literówka: piasałem. ¹²⁵ Słowo „rzymski” napisano niepoprawnie od dużej litery. ¹²⁶ Tufacsimile podpisu Stanisława Sojki; nadto w cytacie powyżej zachowano (mało zrozumiały) układ graficzny i interpunkcję oryginału. 221 Z tym większym miłym zaskoczeniem powitałem Oratorium „Omnia nuda et aperta” napisane w 2003 roku do słów Tryptyku rzymskiego przez Ireneusza Wypicha. Wielokrotne wykonania tego oratorium z chórem Górnośląskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej im. Kardynała Augusta Hlonda w Mysłowicach¹²⁷ przekonują, że wizja dzieła muzycznego, jaką zechciał mi w prywatnym liście¹²⁸ przedstawić Kompozytor, jest ze wszech miar trafna. Pisze on tak: Założeniem głównym było ilustrowanie muzyką tekstu w jego niezmienionej i pierwotnej formie. Jednakże partie śpiewane zarówno przez chór, jak i przez solistów nakładają pewne ograniczenie formalne — jak oddech, fraza muzyczna itp. Muzyka także rządzi się swoimi prawami i zasadami. Tak więc należało znaleźć taki kompromis, aby dopasowana do tekstu muzyka nie wymagała głęboko idących zmian tekstu, zachowując jego sens i piękno [podkr. W.W.]. Muzyka powinna podkreślać tekst, uwidaczniać jego główne fragmenty poprzez frazy śpiewane, a do reszty tekstu — który pozostaje jako tekst recytowany, stanowi jedynie akompaniament i tło uzupełniające. Dla mnie najważniejsza tu jest konwencja Oratorium, która ma charakter tradycyjny, bo taką być musi wobec tra-dycyjności tekstu, z którym jest powiązana. Prawda to tak oczywista, że aż żenujące jest pisanie o niej, ale widać trzeba, gdy mamy do czynienia z jakże różnymi postawami kompozytorów. W wypadku tego oratorium również partie recytowane utrzymane są w przekonywającej interpretacji, z dbałością o sens wypowiedzi, z poprawną ła ¹²⁷ Według zapisu z plakatu (bogatszego w informacje niż opis na kopercie płyty): Oratorium „OMNIA NUDA ET APERTA” do poematu Jana Pawła II „TRYPTYK RZYMSKI” Muzyka: Ireneusz Wypich Wykonawcy: Maciej Gallas - tenor, solista Opery Krakowskiej, Bernard Krawczyk - recytacje, aktor Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, Zespól Kameralistów Miasta Mysłowice (gościnnie). Chór TOTA ANIMA Górnośląskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej im. Kardynała Augusta Hlonda w Mysłowicach. Kierownictwo artystyczne: Jolanta Woszczycka-Kempny Dostępna mi płyta jest zapisem koncertu w Filharmonii Śląskiej w Katowicach w dniu 21.12.2003 r. Nb. wołałbym, żeby tytuł oratorium był o jedno słowo pełniejszy: Omnia nuda etaperta sunt. ,²S 2 marca 2004 r. 222 ciną itd. Nic ma wątpliwości, że wygrywa ta interpretacja pośród innych, przede wszystkim pokazując należny tradycją i konwencjami szacunek dla tekstu, współgrając z nim, nie stając wobec niego w opozycji¹²⁹. Niewątpliwie najambitniejszą realizacją szeroko multimedialną opartą na Tryptyku rzymskim jest filmowa adaptacja sporządzona przez Wydawnictwo i Studio Filmowe Anima Media z Bielska Białej¹³⁰. Każdy z elementów tego przedsięwzięcia opracowany został na bardzo wysokim poziomie. Znakomita okazuje się recytacja tekstu, którego podstawą jest Tryptyk rzymski (z uporem wypada powtórzyć: utrzymana w duchu tradycyjnym, nieudziwacz-niona), prowadzona z ogromnym wyczuciem sensu przez śp. Krzysztofa Kolbergera¹³¹ i wzbogacona nie tylko poprawionymi i poprawnymi cytatami łacińskimi, lecz również z odczytaniem ich dobrego przekładu. Sama zaś filmowa koncepcja tego materiału (na ile wolno ją ocenić niespecjaliście¹³²) wzbudza niewątpliwie zainteresowanie młodszego pokolenia odbiorców. Sądzę bowiem, że do tej grupy społeczeństwa polskiego, jako narzędzie ewangelizacji XXI wieku, dzieło to jest przede wszystkim adresowane¹³³. Jego zaletą jest łączenie detalów filmowego dokumentu z pierwiastkami odwołującymi się do nader znanych i powszechnie rozpoznawanych elementów, głównie z zakresu historii sztuki, a wszystko połączone z animacją prowadzoną dobrze merytorycznie i profesjonalnie technicznie. Twórcy filmu tak najlepiej sami scharakteryzowali swoje przedsięwzięcie na stronicy www.tryptykrzymski.pl (dostęp: 11.08.2010): Idea przewodnia powstania filmu to zaproszenie, możliwie najszerszej grupy Polaków, do wspólnego rozważania treści zawartych w poemacie „Tryptyk rzymski”. Twórcy stawiają sobie za zadanie przedstawienie tego wyjątkowego dzieła ¹²⁹ Prywatnie i „poza protokołem": ta transformacja Tryptyku rzymskiego, p. I. Wypicha, jak mi wiadomo, znalazła uznanie „wyżej”, w Watykanie, właśnie dlatego, że jest opracowaniem w tej samej tradycyjnej konwencji artystycznej. ¹³⁰ Tryptyk rzymski, czyta Krzysztof Kolberger, reżyseria Marek Luzar, muzyka Rafał Rozmus, scenariusz Marek Luzar, wykonanie muzyki Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podlaskiej, 2007. ¹³¹ Tu i w „samodzielnych” recytacjach, np. w Rzymie w Instytucie Polskim dn. 9.04.2005 o godz. 19.00. ¹³² Szerzej por. liczne recenzje na www.tryptykrzymski.pl. ¹³³ Nb. przewidziane, ale nie wiadomo mi, czy zrealizowane, były także wesje obcojęzyczne tego filmu. Zadbano również o przygotowanie pakietów edukacyjnych do lekcji religii z wykorzystaniem tego filmu. 223 w formie filmu, który poprzez zdjęcia plenerów, plastykę inspirowaną m.in. freskami Michała Anioła z Kaplicy Sykstyń-skiej, animację, teatr wizji i ruchu - ma przybliżyć odbiorcy poetykę dzieła, dodając do niego wartości wizualne. Ufamy, iż tak podbudowana obrazem i dźwiękiem narracja tryptyku pozwoli na bogatsze przeżycie treści zawartych w utworze. W filmie Znajdziemy zarówno przepiękne plenery naszych górskich krajobrazów tak bliskich Autorowi poematu, jak i spotkamy się z różnorodną animacją artystyczną, nowatorską techniką łączenia animacji oraz zdjęć z żywego planu poddanych obróbce komputerowej. Swoją wymowę mają zarówno zdjęcia aktorów i modeli, jak obrazy z Kaplicy Syks-tyńskiej będącej punktem wyjścia dla wielu rozważań Naszego Wielkiego Rodaka. Także muzyka, specjalnie dla potrzeb filmu skomponowana i nagrana z udziałem orkiestry, chóru i grona instrumentalistów ma być narzędziem, które wraz z jakże przejmującą narracją Krzysztofa Kolbergera ma służyć widzom pomocą w podjęciu i przeżyciu wspólnych medytacji nad Słowem Bożym po ścieżkach, które wytyczył Sługa Boży Jan Paweł II. Rok 2008 przyniósł premierę kolejnego opracowania Tryptyku rzymskiego na płycie DVD¹³⁴. Profesjonalizm tego projektu multimedialnego niewątpliwie stoi na bardzo wysokim poziomie. I co charakterystyczne, a jakże rzadko spotykane u nas przy próbach łączenia współczesności z przeszłością, tradycji z mentalnością dzisiejszą - pod tym względem otrzymujemy dzieło nader udane. Już z pierwszych sekwencji filmu widać, że postawienie Pani Danuty Michałowskiej recytującej tekst dzieła Jej Kolegi z Teatru Rapsodycznego na tle ruchliwych ulic wielkiego miasta zapowiada dobre dzieło teatralno-filmowe. Teatralne, bo przez osobowość Recytatorki na wskroś w duchu młodych lat Jej i Autora. Sposób interpretacji tekstu aż nader wyraźnie na to wskazuje: tradycyjna dykcja, rozłożenie akcentów znaczeniowych, może czasem nadmierna (ale jednak będąca w stylu tamtej szkoły, a więc niewywołująca mimo wszystko jakiegoś dysonansu) płynność deklamacji, staranność i zrozumienie dla tak ważnych tu przecież zwrotów łacińskich¹³⁵. Do tego dochodzi ze znawstwem dodana muzyka Grzegorza Turnaua w tle, a także z wielkim wyczuciem śpiewany przezeń fragment tekstu poematu. W sumie zderzenia świata XXI wieku z tradycyjnym tekstem Tryptyku jawią się tu jako jedna z najlepszych „inscenizacji” tego dzieła, świetnie zachowująca konwencję oryginału i dodająca własne, nowe, nowoczesne spojrzenie na ogólną, nieprzemijającą jego problematykę. Dodatkowo ramą łączącą całość jest oparcie filmu na jednej, jakże znamiennej myśli, która ¹³⁴ Jan Paweł II, Tryptyk rzymski, recytuje Danuta Michałowska, muzyka Grzegorz Turnau, scenariusz i reżyseria Halina Bisztyga, Centrum Myśli Jana Pawia II. ¹³⁵ Co nie oznacza, że chętnie by się twórczo dyskutowało z tym czy innym miejscem w tej interpretacji; ale już sam ten fakt potwierdza żywe zaangażowanie widza w to, co zostało przedstawione. 224 jest fundamentem tryptykowych medytacji: „Przemijanie ma sens”, wypowiadanej w różnych tonacjach i interpretacjach przez wielu znakomitych ludzi naszej współczesnej sceny, w tym także (co szczególnie przejmujące) przez nieżyjących już dziś, np. zmarłego całkiem niedawno aktora, Macieja Kozłowskiego. Niemalże w ostatniej chwili przed drukiem tej książki, już na etapie korekty, udało się dotrzeć do przygotowanego w Moskwie w 2005 roku w kręgu Kongresu Polaków w Rosji filmu poświęconego Janowi Pawłowi II, pod tytułem Не бойся! Я молюсь за тебя! Projekt ten zrealizowany został przez Tamarę Jakżynę i Igora Baranowa (Тамара Германовна Якжина i Игор Баранов). Etiuda poświęcona jest licznym informacjom i refleksjom z życia Karola Wojtyły i później Jana Pawła II. Wśród nich znajduje się także fragment odwołujący się do Tryptyku rzymskiego, pokazujący to dzieło w sposób tradycyjny i w kontekście katolickiej kultury Zachodu. Cytowane fragmenty w przekładzie Ałły Kałmykowoj budzą zainteresowanie zaproponowaną interpretacją aktorską Артёма Яковлевича Карапетяна (Artioma Karapetjana), jakże wyraźnie dziś już archaiczną, ale przecież poprawną, taką, której nie można odmówić zaangażowania w przekazanie tekstu. Na moskiewskie uroczystości beatyfikacyjne Anna Wetlugina, organistka i dyrektorka zespołu „Canticum”, skomponowała niezwykle piękną muzykę do wokalnego wykonania pierwszej części Tryptyku. Rzecz powstała na zamówienie Kongresu Katolików w Rosji. T kronikarsko-bibliograficznego obowiązku wspomnieć trzeba jeszcze o przygodnie na razie zebranych informacjach na temat paru wydarzeń artystycznych związanych z Tryptykiem rzymskim-. Oto na wystawie „Zjednoczona Europa” w Muzeum Jacka Malczewskiego w Radomiu część poświęconą chrześcijańskiej Europie i jej patronom ilustrowano fragmentami edycji Tryptyku rzymskiego, zaś w tym samym muzeum podczas otwarcia wystawy poświęconej radomskim śladom JPII recytowano fragmenty Tryptyku. 225 Dnia 14 maja 2005 roku odbyła się premiera oratorium Piotra Rubika (muzyka) i Zbigniewa Książka (słowa), zatytułowanego Tu es Petrus, w warstwie tekstowej nawiązującego częściowo do Tryptyku rzymskiego. Oratorium to wchodzi w skład większej całości: Tryptyku Świętokrzyskiego i przygotowane zostało na cześć Jana Pawła II, jednakże z punktu widzenia naszej analizy Tryptyku rzymskiego jako dzieła edytorsko niespełnionego jest znacznie oddalone od przedmiotu tych rozważań. Na podobnej zasadzie odnotować tu tylko możemy, iż 15 października 2005 roku odbył się w kościele oo. Dominikanów w Krakowie premierowy koncert, w trakcie którego wykonano fragmenty Tryptyku rzymskiego do muzyki Piotra Pałki z udziałem Elżbiety Towarnickiej, chórów „Voce Angeli” i „Sinfonietta Cracovia” oraz Piotra Piecha jako recytatora. Dyrygował Kompozytor. Od września roku 2006 wielokrotnie powtarzany jest także spektakl słowno-muzyczny Z obłoków na ziemię, w którym Jan Nowicki recytuje (obok wierszy ks. Jana Twarowskiego i Bolesława Leśmiana) także fragment Strumienia. Aktorska interpretacja tekstu, w odczuciu piszącego te słowa, nie jest „trafiona“ na skutek swego oczywistego przerysowania... Z kolei w 2007 roku w kilku koncertach z recytacją Tryptyku rzymskiego wystąpił Andrzej Seweryn, wraz z Orkiestrą Opery Krakowskiej (m.in. w Warszawie i w Łodzi). Do najnowszych wykonań muzyczno-słownych związanych z Tryptykiem rzymskim zpewnościąnależećbędzieprojekt realizowany w Stanach Zjednoczonych i we Włoszech, zapowiadany na 2010 rok¹³⁶, z udziałem m.in. Placido Domingo Jr, o którym na razie można jedynie przeczytać w Internecie: http://www.stefanotomaselli.com/The_Ro-man_Triptych.html oraz http://www.polishmission.eom/news/orchard-lake-schools/l 14-the-roman-triptyc: His Holiness, Pope John Paul II, in a private audience granted to the celebrated artist Plácido Domingo, personally expressed his wishes that his poems be put to musie and that Maestro Domingo perform them. Profoundly honored and moved by the request madę by His Holiness so cióse to his passing, Maestro Domingo, promi-sed to uphold the Popes desire. ¹³⁶ Ale o ile wiadomo, jak na razie znacznie opóźniony. 226 Pope John Paul Il’s wish is being realized ch is, the year of his canonization process. The Italian album “Roman Triptych” is a major new musical composition and will be directed by Maestro Domingo with Stefano Tomaselli as Executive Producer and Plácido Domingo Jr. as Music Producer. The setting of the poems to music has been entrusted to Plácido Domingo Jr., Stefano Tomaselli, Victor Vanacore and Lee Holdridge. These composers have been engaged to compose the music for the “Roman Triptych” in a classical--Romantic style featuring full symphonic orchestra, chorus and solo tenor. Maestro Domingo is the Artistic Director of the Project and will personally approve each musical piece for inclusion in the work and will record and sing at the first public presentation. The purpose of the music remains to advance and appreciate the poems of his Holiness Pope John Paul II. The music will extend his message of beauty and spirituality by transmitting it to a broader audience in accordance with his wishes. Plans are underway to realize this work and fulfill the wishes of His Holiness that the voice of Maestro Domingo interpret these poems within this year, 2010. 227 Grób w ziemi TL bogatego, bo liczącego ponad sto bibliofilów dorobku wydawniczego mojego Collegium Columbinum - Przypomnijmy teraz, jako dodatek specjalny, drobiazg: Testament Jana Pawła II; zapis, który nie miał jeszcze do tej pory drugiej takiej filologicznej edycji jak ta, która ukazała się w moim opracowaniu na łamach regionalnego czasopisma „Znad Mozgawy”, w dniu Jego pogrzebu, jako tekst także w jakimś sensie niespełniony, a dopiero podanie go z komentarzem daje pełny obraz przejmującego charakteru tego dokumentu... Grób w ziemi bogatego, bo liczącego ponad sto bibliofilów dorobku wydawniczego mojego Collegium Columbinum - Przypomnijmy teraz, jako dodatek specjalny, drobiazg: Testament Jana Pawia II; zapis, który nie miał jeszcze do tej pory drugiej takiej filologicznej edycji jak ta, która ukazała się w moim opracowaniu na łamach regionalnego czasopisma „Znad Mozgawy”, w dniu Jego pogrzebu, jako tekst także w jakimś sensie niespełniony, a dopiero podanie go z komentarzem daje pełny obraz przejmującego charakteru tego dokumentu... O X A I. X Y £■■■ Nr ² ⁽¹²⁾ * ²⁰⁰⁵ rok * ISSN 1730-1203 ' WFOZCAWY ♦ DODATEK SPECJALNY ♦ GRÓB W ZIEMI Testament Jana Pawła II Kraków, 8. kwietnia 2005 COLLEGIUM COLUMBINUM ""'"OZCAWY 1 230 BIBLIOTEKA TRADYCJI NR 52 DODATEK SPECJALNY k Tablica upamiętniająca studia Ojca Świętego w Uniwersytecie Jagiellońskim (zdjęcie wykonano w dniu 8.4.2005) 2 ⁷^*OZCAWY COLLEGIUM COLUMBINUM (P) 231 DODATEK SPECJALNY BIBLIOTEKA TRADYCJI NR 92 Testament Totus Tuus ego sum FF Imię Trójcy Przenajświętszej. Amen. „Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Pan wasz przybędzie” - te słowa przypominają mi ostateczne wezwanie, które nastąpi wówczas, kiedy Pan zechce. Pragnę za nim podążyć i pragnę, aby wszystko, co składa się na moje ziemskie życie, przygotowało mnie do tej chwili. Nie wiem, kiedy ona nastąpi, ale tak jak wszystko, również i tę chwilę oddaję w ręce Matki mojego Mistrza: totus Tuus. FF tych samych rękach matczynych zostawiam wszystko i Wszystkich, z którymi związało mnie moje życie i moje powołanie. W tych rękach zostawiam nade wszystko Kościół, a także mój Naród i całą ludzkość. Wszystkim dziękuję. Wszystkich proszę o przebaczenie. Proszę także o modlitwę, aby Miłosierdzie Boże okazało się większe od mojej słabości i niegodności. W czasie rekolekcji przeczytałem raz jeszcze testament Ojca Świętego Pawła VI. Lektura ta skłoniła mnie do napisania niniejszego testamentu. Nie pozostawiam po sobie własności, którą należałoby zadysponować. Rzeczy codziennego użytku, którymi się posługiwałem, proszę rozdać wedle uznania. Notatki osobiste spalić. Proszę, ażeby nad tymi sprawami czuwał Ks. Stanisław, któremu dziękuję za tyloletnią wyrozumiałą współpracę i pomoc. Wszystkie zaś inne podziękowania zostawiam w sercu przed Bogiem samym, bo trudno je tu wyrazić. Grób w zie- Co do pogrzebu, powtarzam te same dyspozycje, jakie wydał Ojciec Święty Paweł VI. mi. bez sar- q ₘ¡ₑjₛcᵤ niech zdecyduje Kolegium Kardynalskie i Rodacy. ■■dpud Dominum Misericordia et copiosa apud Eum redemptio ” Jan Paweł pp. II Rzym, 6.III.I979 ♦♦♦ Po śmierci proszę o Msze Święte i modlitwy. 5.III.1990 *** Wyrażam najgłębszą u fność, że przy całej mojej słabości Pan udzieli mi każdej łaski potrzebnej, aby sprostać wedle Jego woli wszelkim zadaniom, doświadczeniom i cierpieniom, jakich zechce zażądać od swego sługi w ciągu życia. Ufam też, że nie dopuści, abym kiedykolwiek przez jakieś swoje postępowanie: słowa, działanie lub zaniedbanie działań, mógł sprzeniewierzyć się moim obowiązkom na tej świętej Piotrowej Stolicy. *** 24.11. - I. III. ¡980 Również w ciągu tych rekolekcji rozważałem prawdę o Chrystusowym kapłaństwie w perspektywie owego Przejścia, jakim dla każdego z nas jest chwila jego śmierci. Rozstania się z tym światem - aby narodzić się dla innego, dla świata przyszłego, którego znakiem decydującym, wymownym jest dla nas Zmartwychwstanie Chrystusa. Odczytałem więc zeszłoroczny zapis mojego testamentu, dokonany również w czasie rekolekcji - porównałem go z testamentem mojego wielkiego Poprzednika i Ojca Pawła VI, z tym wspaniałym świadectwem o śmierci chrześcijanina i papieża - oraz odnowiłem w sobie świadomość spraw, do których sporządzony przeze mnie (w sposób raczej prowizoryczny) ów zapis z 6.III.1979 się odnosi. COUECIUM COLDMBINUM ^^OZCJIWT 3 232 BIBLIOTEKA TRADYCJI NR sz dodatek specjalny Dzisiaj pragnę do niego dodać tylko tyle, że z możliwością śmierci każdy zawsze musi się liczyć. I zawsze musi być przygotowany do tego, że stanie przed Panem i Sędzią - a zarazem Odkupicielem i Ojcem. Więc i ja liczę się z tym nieustannie, powierzając ów decydujący moment Matce Chrystusa i Kościoła - Matce mojej nadziei. Czasy, w których żyjemy, są niewymownie trudne i niespokojne. Trudna także i nabrzmiała właściwą dla tych czasów próbą - stała się droga Kościoła, zarówno Wiernych jak i Pasterzy. W niektórych krajach, (jak np. w tym, o którym czytałem w czasie rekolekcji), Kościół znajduje się w okresie takiego prześladowania, które w niczym nie ustępuje pierwszym stuleciom, raczej je przewyższa co do stopnia bezwzględności i nienawiści. Sanguis Martyrum - semen Christianorum. A prócz tego - tylu ludzi ginie niewinnie, choćby i w tym kraju, w którym żyjemy... Pragnę raz jeszcze całkowicie zdać się na Wolę Pana. On sam zdecyduje, kiedy i jak mam zakończyć moje ziemskie życie i pasterzowanie. W życiu i śmierci Totus Tuus przez Niepokalaną. Przyjmując już teraz tę śmierć, ufam, że Chrystus da mi łaskę owego ostatniego Przejścia czyli Paschy. Ufam też, że uczyni ją pożyteczną dla tej największej sprawy, której staram się służyć: dla zbawienia ludzi, dla ocalenia rodziny ludzkiej, a w niej wszystkich narodów i ludów (wśród nich serce w szczególny sposób się zwraca do mojej ziemskiej Ojczyzny), dla osób, które szczególnie mi powierzył - dla sprawy Kościoła, dla chwały Boga Samego. Niczego więcej nie pragnę dopisać do tego, co napisałem przed rokiem - tylko wyrazić ową gotowość i ufność zarazem, do jakiej niniejsze rekolekcje ponownie mnie usposobiły. Jan Paweł pp. 11 **♦ 5. III. 1982 W ciągu tegorocznych rekolekcji przeczytałem (kilkakrotnie) tekst testamentu z 6.111.1979. Chociaż nadal uważam go za prowizoryczny (nie ostateczny), pozostawiam go w tej formie, w jakiej istnieje. Niczego (na razie) nie zmieniam, ani też niczego nie dodaję, gdy chodzi o dyspozycje w nim zawarte. Zamach na moje życie z 13.Y.1981 w pewien sposób potwierdził słuszność słów zapisanych w czasie rekolekcji z 1980 r. (24.11 - l.III). Tym głębiej czuję, że znajduję się całkowicie w Bożych rękach - i pozostaję nadal do dyspozycji mojego Pana, powierzając się Mu w Jego Niepokalanej Matce (Totus Tuus). Jan Paweł pp. II ♦♦♦ 5.III. 1982. Ps. FFzwiązku z ostatnim zdaniem testamentu z 6.III.1979 (O miejscu m.inn pogrzebu) «niech zdecyduje Kolegium Kardynalskie i Rodacy» - wyjaśniam, że mam na myśli Metropolitę Krakowskiego lub Radę Główną Episkopatu Polski - Kolegium Kardynalskie zaś proszę, aby ewentualnym prośbom w miarę możności uczynili zadość. 4 ‘""OZGAWY COLLEGIUM COŁUMBINUM 233 BIBLIOTEKA TRADYCJI NR S2 DODATEK SPECJALNY 1.111.1985 (w czasie rekolekcji): Jeszcze - co do zwrotu «Kolegium Kardynalskie i Rodacy»: «Kolegium Kardynalskie» nie ma żadnego obowiązku pytać w tej sprawie «Rodaków», może jednak to uczynić, jeśli z jakichś powodów uzna za stosowne. JPIi Rekolekcje jubileuszowego roku 2000 (12.-18.111.) (do testamentu) 1. Kiedy w dniu 16.października 1978 konklawe kardynałów wybrało Jana Pawła 11, Prymas Polski kard. Stefan Wyszyński powiedział do mnie: «wdaniem nowego papieża będzie wprowadzić Kościół w Trzecie Tysiąclecie». Nie wiem, czy przytaczam to zdanie dosłownie, ale taki z pewnością był sens tego, co wówczas usłyszałem. Wypowiedział je zaś Człowiek, który przeszedł do historii jako Prymas Tysiąclecia. Wielki Prymas. Byłem świadkiem Jego posłannictwa, Jego heroicznego zawierzenia. Jego zmagań i Jego zwycięstwa. «Zwycięstwo, kiedy przyjdzie, będzie to zwycięstwo przez Maryję» - zwykł był powtarzać Prymas Tysiąclecia słowa swego Poprzednika kard. Augusta Hlonda. W len sposób zostałem poniekąd przygotowany do zadania, które w dniu 16. października 1978 r. stanęło przede mną. W chwili, kiedy piszę te słowa jubileuszowy Rok 2000stał się już rzeczywistością, która trwa. W nocy 24 grudnia 1999 r. została otwarta symboliczna Brama Wielkiego Jubileuszu w Bazylice św. Piotra, z kolei u św. Jana na Lateranie, u Matki Bożej Większej (S.Maria Maggiore) - w Nowy Rok, a w dniu 19 stycznia Brama Bazyliki św. Pawła «za murami». To ostatnie wydarzenie ze względu na swój ekumeniczny charakter szczególnie zapisało się w pamięci. 2. W miarę jak Rok Jubileuszowy 2000 posuwa się naprzód, z dnia na dzień i z miesiąca na miesiąc, zamyka się za nami dwudziesty wiek, a otwiera wiek dwudziesty pierwszy. Z wyroków Opatrzności dane mi było żyć w tym trudnym stuleciu, które odchodzi do przeszłości, a w roku, w którym wiek mego życia dosięga lat osiemdziesięciu («octogésima adveniens»), należy pytać, czy nie czas powtórzyć za biblijnym Symeonem «Nunc dimittis»? W dniu 13. maja 1981 r., w dniu zamachu na Papieża podczas audiencji na placu św. Piotra, Opatrzność Boża w sposób cudowny ocaliła mnie od śmierci. Ten, który jest jedynym Panem życia i śmierci, sam mi to życie przedłużył, niejako podarował na nowo. Odtąd ono jeszcze bardziej do Niego należy. Ufam, że On sam pozwoli mi rozpoznać, dokąd mam pełnić tę posługę, do której mnie wezwał w dniu 16. października 1978. Proszę Go, ażeby raczył mnie odwołać wówczas, kiedy sam zechce. «Wżyciu i śmierci do Pana należymy... Pańscy jesteśmy»). Ufam też. że dokąd dane mi będzie spełniać Piotrową posługę w Kościele, Miłosierdzie Boże zechce użyczać mi sił do tej posługi nieodzownych. 3. Jak co roku podczas rekolekcji odczytałem mój testament z dnia 6.111.1979. Dyspozycje w nim zawarte w dalszym ciągu podtrzymuję. To, co wówczas a także w czasie kolejnych rekolekcji zostało dopisane, stanowi odzwierciedlenie trudnej i napiętej sytuacji ogólnej, która cechowała łata osiemdziesiąte. Od jesieni roku 1989 sytuacja ta ZWoZGAWT 5 234 BIBLIOTEKA TRADYCJI NR 52 DODATEK SPECJALNY uległa zmianie. Ostatnie dziesięciolecie ubiegłego stulecia wolne było od dawniejszych napięć, co nie znaczy, że nie przyniosło z sobą nowych problemów i trudności. Niech będą dzięki Bożej Opatrzności w sposób szczególny za to. że okres tzw. «zimnej wojny» zakończył się bez zbrojnego konfliktu nuklearnego, którego niebezpieczeństwo w minionym okresie wisiało nad światem. 4. Stojąc na progu trzeciego tysiąclecia «in medio Ecclesiae», pragnę raz jeszcze wyrazić wdzięczność Chichowi Świętemu za wielki dar Soboru Watykańskiego IL którego wraz z całym Kościołem - a w szczególności z całym Episkopatem - czuję się dłużnikiem. Jestem przekonany, że długo jeszcze dane będzie nowym pokoleniom czerpać z tych bogactw, jakimi ten Sobór XX wieku nas obdarował. Jako biskup, który uczestniczył w soborowym wydarzeniu od pierwszego do ostatniego dnia, pragnę powierzyć to wielkie dziedzictwo wszystkim, którzy do jego realizacji są i będą w przyszłości powołani. Sam zaś dziękuję Wiecznemu Pasterzowi za to, że pozwolił mi tej wielkiej sprawie służyć w ciągu wszystkich lat mego pontyfikatu. «In medio Ecclesiae»... od najmłodszych lat biskupiego powołania - właśnie dzięki Soborowi - dane mi było doświadczyć braterskiej wspólnoty Episkopatu. Jako kapłan Archidiecezji Krakowskiej doświadczyłem, czym jest braterska wspólnota prezbiterium - Sobór zaś otworzył nowy wymiar tego doświadczenia. 5 .Ileż osób winien bym tutaj wymienić? Chyba już większość z nich Pan Bóg powołał do siebie - Tych, którzy jeszcze znajdują się po tej stronie, niech słowa tego testamentu przypomną, wszystkich i wszędzie, gdziekolwiek się znajdują. W ciągu dwudziestu z górą lat spełniania Piotrowej posługi «in medio Ecclesiae» doznałem życzliwej i jakże owocnej współpracy wielu księży kardynałów, arcybiskupów i biskupów, wielu kapłanów, wielu osób zakonnych - braci i sióstr - wreszcie bardzo wielu osób świeckich, ze środowiska kurialnego, ze strony wikariatu Diecezji Rzymskiej oraz spoza tych środowisk. Jakże nie ogarnąć wdzięczną pamięcią wszystkich na świecie Episkopatów, z którymi spotykałem się w rytmie odwiedzin «ad limina Apostolorum»? Jakże nie pamiętać tylu braci chrześcijan - nie katolików? A rabina Rzymu? i tylu innych przedstawicieli religii pozachrześcijańskich? A ilu przedstawicieli świata kultury, nauki, polityki, środków przekazu? 6. W miarę, jak zbliża się kres mego ziemskiego życia, wracam pamięcią do jego początku, do moich Rodziców, Brata i Siostry (której nie znałem, bo zmarła przed moim narodzeniem), do wadowickiej parafii, gdzie zostałem ochrzczony, do tego miasta mojej młodości, do rówieśników, koleżanek i kolegów ze szkoły podstawowej, z gimnazjum, z uniwersytetu, do czasów okupacji, gdy pracowałem jako robotnik, a potem do parafii w Niegowici, i krakowskiej św. Floriana, do duszpasterstwa akademickiego, do środowiska ...do wielu środowisk... w Krakowie, w Rzymie ...do osób, które Pan mi szczególnie powierzył - wszystkim pragnę powiedzieć jedno: «Bóg Wam zapłać»'. «In manus Tuas, Domine, commendo spiritum meum». A.D.17.III.2000. 6 ^I^OZGAWT COLŁECIUM COŁUMBINUM 235 DOMTEK SPECJALNY Objaśnienia: Totus Tuus ego sum - (łac.) dosłownie.' cały jestem Twój; bezgranicznie oddaję się Tobie -dewiza w godle biskupim Karola Wojtyły i potem Jana Pawła II; z traktatu św. Ludwika Marii Grignion z Montfort (L. M. Grignion de Montfort, św., Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny, przeł. J. Rybałt; oprać, ks. A. Boniecki MIC, red. ks. St. Kurlandzki MIC, hasło: Należy całkowicie do Maryi (I79)\ por. na ten temat w dalszym ciągu Testamentu Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Pan wasz przybędzie - pamięciowe odwołanie się do Ewangelii według św. Mateusza, R. 24, w. 42: vigiíate ergo quia nescitis qua hora Dominus vester venturas sit; w przekładzie Jakuba Wujka: Czujcież tedy, albowiem nie wiecie, której godziny wasz Pan przyjdzie Apud Dominum Misericordia et copiosa apud Eum redemptio - pamięciowe odwołanie się do Psalmu 129 (130), w. 7: apud Dominum misericordia et multa apud eum redemptio; w przekładzie Jakuba Wujka: u Pana miłosierdzie i obfite u niego odkupienie pp - (łac.) papa, -ae: w łacinie kościelnej „ojciec'¹, tytuł nadawany dawniej biskupom, potem papieżom Sanguis Martyrum - semen Christianorum - (łac.) krew Męczenników jest posiewem Chrześcijan; parafraza z Apologeticus 50, 30 Tertuliana: Semen est sanguis Christianorum - nasieniem jest krew Chrześcijan octogésima adveniens - (łac.) sens: osiągnąwszy osiemdziesiątkę Nunc dimittis? - charakterystyczny zwrot z Ewangelii św. Łukasza (R. 2, w. 29): nunc dimit-tis servum tuum Domine secundum verbum tuum in pace; w przekładzie Jakuba Wujka: Teraz puszczasz sługę twego, Panie, w pokoju, według słowa twego IT życiu i śmierci do Pana należymy... Pańscy jesteśmy - odwołanie się do Listu św. Pawła do Rzymian (R. 14, w. 8): sive enim vivimus Domino vivimus sive morimur Domino morimur sive ergo vivimus sive morimur Domini sumus; w przekładzie Jakuba Wujka: Bo chociaż żywiemy, Panu żywiemy; chociaż umieramy, Panu umieramy; choć tedy żywiemy, choć umieramy, Pańscy jesteśmy in medio Ecclesiae - (łac.): w przekładzie Jakuba Wujka: wpośród Kościoła; wewnątrz Kościoła, wśród wiernych; zwrot pojawiający się w Psalmie 21 (22), w. 23, w Księdze Przysłów (R. 5, w. 14), w Liście św. Pawła do Żydów (Hebrajczyków), R. 2, w. 12 ad limina Apostolorum - (łac.) do progów apostolskich; termin z zakresu prawa kanonicznego (kanon 299), dotyczący obowiązkowej pielgrzymki ordynariuszy diecezji do stolicy Apostolskiej w celu złożenia sprawozdania o stanie diecezji In manus Tuas, Domine, commendo spiritum meum - (łac.) Ewangelia według św. Łukasza, R. 23, w. 46: et clamans voce magna Iesus ait Pater in manus tuas commendo spiritum meum et haec dicens exspiravit; w przekładzie Jakuba Wujka: A Jezus zawoławszy głosem wielkim, rzekł: Ojcze, w ręce twe polecam ducha mojego! A to rzekłszy, skonał A.D. - Anno Domini (łac.) Roku Pańskiego ♦♦♦ Tekst za przekazem internetowym z Watykanu i od innych nadawców: (np.: www.vatican.va, www.onet.pl,www.tvp.pl). Wobec braku możliwości skonfrontowania go ze źródłem, przyjęto ogólne zasady adiustacji i zachowano niechronologiczną kolejność zapisów, wynikającą z dopisywania tekstu. Objaśnienia częściowo oparto na książce: Dicta. Zbiór łacińskich sentencji, przysłów, zwrotów, powiedzeń, zebrał i opracował Cz. Michalunio SJ, Kraków 2004. ® COLLEGIUM COŁOMMNUM ZEloZCAWY 7 236 BmUOTEKA TRADYCJI NR 32 DODATEK SPECJALNY PUBLIKACJA WSPÓŁWYDAWANA PRZEZ >9 MAD MoZGAWY Kwartalnik regionalny, ISSN 1730-1203 DODATEK SPECJALNY, kwiecień 2005 Wydawca: „Dar-Poinl”, 31-428 Kraków, ul. B. Chrobrego 51 Adres redakcji: 28-330 Wodzisław, Brzeście 30 e-mail: bikstudio@o2.pl tel.: 0508 117 083 BIBLIOTEKA TRADYCJI NR 52 ISSN 1428-6998, ISBN 83-89973-06-5 Wydawca: Collegium Columbinum, 31-831 Kraków, Fatimska 10 collegium@columbinum.serwery.pl www.columbinum.serwery.pl 8 ⁷w?ozgawy COLLEGIUM COŁOMBNUM Z tradycyjną bibliografią Estreicherów idę w wiek XXI, albo jak buduję nowoczesne narzędzia bibliograficzne (2004-2010, i dalej) Kiedy półtora wieku temu Karol Estreicher Senior zaczynał prace nad swoim dziełem, które po latach stało się Polską Bibliografią Narodową, jakiej nie ma w swoim dorobku do dziś żaden naród słowiański¹, nie przypuszczał, że za kolejne lata ten filar kultury i humanistyki polskiej będzie poddawany, jako dalej żywy i żywotny oraz jako niezbędne narzędzie każdego naukowca w Polsce i uczonych zajmujących się kulturą polską w świecie - obróbce elektronicznej i pielęgnacji w cyberprzestrzeni. I co więcej: z upływem lat nie tylko nie stanie się szacownym zabytkiem, lecz zyska jeszcze na wartości. Oto bowiem na naszych oczach obraz humanisty dysponującego jedynie kartką papieru, ołówkiem i ewentualnie gumką idzie w zapomnienie. Takie myśli były punktem wyjścia, gdy w roku 2004 stanąć trzeba było przed zadaniem „cyfryzacji Estreichera”, postawionym przede mną przez życie i zaleconym przy zmianie warty w Gnieździe Bibliografii Polskiej przez mego poprzednika na stanowisku kierownika ówczesnego Zakładu Bibliografii Polskiej im. Karola Estreichera w Uniwersytecie Jagiellońskim (dziś Centrum Badawcze Bibliografii Polskiej Estreicherów), prof. Andrzeja Borowskiego. Po gruntownym przeobrażeniu Zespołu (na skutek odejścia w stan spoczynku doświadczonych bibliografów, którzy swoją wiedzę merytoryczną przekazali następcom, precyzyjniej mówiąc głównie: następczyniom oraz po ¹ Tak pisał w okresie międzywojennym bibliograf czeski Władysław Jan Żivny: „Estreicherowi i jego wybitnym następcom należy zawdzięczać to, że Polska ma dzisiaj najzupełniejszy wśród narodów słowiańskich spis swego piśmiennictwa i że polski dorobek teoretyczny z zakresu bibliografii ma tak znaczną wartość naukową”. Zdanie to, za Jerzym Starnawskim (Warsztat bibliograficzny historyka literatury polskiej. Warszawa 1982, s. 99), cytuje prof. Marek Nalepa, znany rzeszowski badacz literatury dawnej, w opinii na temat działalności mojego Centrum. rezygnacji ze współpracy z innymi osobami), obok zadania głównego, to jest kontynuacji wydawania bibliografii staropolskiej i reedycji bibliografii XIX wieku - stanęło podjęcie tego wyzwania na miarę XXI wieku. Dla piszącego te słowa stało się od razu jasne, że zaprojektować trzeba więcej niż tylko udostępnianie Bibliografii Polskiej w postaci skanów stronic wydanych dotychczas tomów. Trzeba stworzyć narzędzia do „poszukiwania straconego dzieła”. Dlatego zaproponowałem budowę bazy, a potem całego systemu informatycznego, który pozwalałby operować materiałem zawartym w komplecie sześćdziesięciu tomów Estreicherowskich, łącząc cały ten zasób wiedzy w jeden ogromny aparat naukowy, narzędzie badawcze służące wszystkim dziedzinom humanistyki (i nie tylko humanistyki zresztą) w zakresie polskiej sukcesji kultury narodowej (i nie tylko polskiej oczywiście). Oto bowiem, gdy połączymy w jeden system bibliografię druków od czasów najdawniejszych do końca XIX wieku i dodamy do tego wszystkie materiały uzupełnień i dodatków, kilku tomów zestawienia chronologicznego (które nie weszło w całości do serii alfabetycznych) i okrasimy to jeszcze zestawieniami (kompletowanymi in sta-tu nascendi) tak zwanych druków nieznanych Estreicherowi - otrzymamy potężny instrument badawczy, niema-jący sobie równego w humanistyce polskiej. Tak zarysowany projekt, wielokrotnie przedstawiany pracownikom Centrum i dyskutowany z nimi, zaczął się przeobrażać w rozległy system informatyczny, doskonalony bieżącymi postulatami Zespołu i poprawkami wynikającymi z codziennych doświadczeń w pracy nad nim. Oczywiście niezależnie od rzeczywistych problemów naukowych: filologicznych i informatycznych, pojawiły się kłopoty natury niemerytorycznej i osobno finansowej. Spośród tych pierwszych zacząć trzeba było od pokonania, bądź zlekceważenia, głosów, które mówiły: „Panie Profesorze, tego się nie da zrobić. Niech Pan da sobie spokój z tym szalonym Pana pomysłem!”. Potem odezwały się inne środowiska, które podważały zasadność proponowanej przeze mnie idei, nie rozumiejąc jej istoty i nie mając rozeznania w zagadnieniach informatycznych. Powszechnym na przykład była (i niestety dalej jest) niechęć do zrozumienia, co to jest w ujęciu informatycznym wyszukiwanie, a co to jest przeszukiwanie. Tylko wyszukiwaniem można przecież wydobyć z bazy potrzebny materiał, zestawiony według zadanego kryterium. Przeszukiwanie zaś jest jedynie biernym pojedynczym odnajdywaniem podanego ciągu znaków i to nieraz bardzo ograniczonym i uciążliwym. Ale o tym jeszcze za chwilę, gdy przejdziemy do funkcjonowania stworzonego systemu. Z barier niemerytorycznych można wspomnieć takie rozmowy, po kilkunastominutowym wyłożeniu przeze mnie zasad projektu: „Ale Panie Profesorze, czy ta cała Pańska bibliografia, o której z takim zapałem Pan wykładał, jest dzisiaj komukolwiek potrzebna?”. Fakt, iż 242 projekt był (i pozostaje, oczywiście) projektem interdyscyplinarnym, rodzi jeszcze jeden kłopot: trudno osiągnąć zgodność opinii różnych autorytatywnych ocen. Jedne bowiem wysoko oceniają jego warstwę merytoryczną (tak mówią humaniści), ale powstrzymują się od oceny aspektu informatycznego, jako obcego recenzującemu. I odwrotnie: wysoka ocena rozwiązań informatycznych, wstrzymuje się od kwalifikowania przydatności projektu w zakresie humanistycznym, ponieważ nie jest to dziedzina, w której recenzujący specjalista-informatyk czuje się kompetentny. Na szczęście jakoś to, z kłopotami, ale jednak idzie... A idzie dzięki wspomnianemu Zespołowi młodych (i dwojga nieco starszych), zaangażowanych i kompetentnych bibliografów, którzy, jak wspomniano, zgłosili niejedno znakomite uzupełnienie do pierwotnie „rzuconego” przeze mnie projektu. Osobny szacunek należy się pracy utalentowanego realizatora informatycznego, który z wielkim zaangażowaniem i z powodzeniem stara się sprostać różnym naszym, nieraz na pierwszy rzut oka dziwacznie wyglądającym, pomysłom. Ale ponieważ jest nie tylko informatykiem, ale i wrażliwym humanistą, rozumie problemy merytoryczne, przed jakimi staje cały zespół, i rozwiązuje je od strony programistycznej. Z takim „moim” zgranym Zespołem i zarazem szkołą bibliograficzną dziś pracuje się znakomicie. Koncepcja naszego systemu (por. www.estreicher.pl) oparta jest na zaproponowanej przeze mnie idei rozbicia każdego hasła Estreicherowskiego na odpowiednie pola, zgodne z merytorycznym zapotrzebowaniem osoby korzystającej z bazy. Ten prosty zabieg umożliwia w ramach bazy zarówno porządkowanie materiału, jaki i wydobywanie ze wskazanych pól zadanych informacji i prezentowanie ich w zadanej postaci. Czyli, krótko mówiąc, klasyczna baza. Kłopotem jednak, który pojawił się od początku, był techniczny sposób przetransportowania wydrukowanego w książce hasła do bazy z jednoczesnym rozbiciem na odpowiednie pola. Dzięki zaproponowanemu przeze mnie pomysłowi udało się to rozwiązać bezproblemowo od strony technicznej, informatycznej. Tak więc „wpuszczamy” kolejne tomy do bazy, poddając je uprzednio szczegółowej korekcie merytorycznej i technicznej, prostując niektóre oczywiste pomyłki Estreicherów, uzupełniając miejsca wykreślone autorowi przez cenzurę lub zniekształcone zwykłym błędem zecera (pominięcie fragmentu tekstu) oraz dodając niekiedy niezbędne informacje komentarza. A system sam, automatycznie rozbija ten „wsad” na poszczególne pola: autor/hasło, tytuł itd. Zespół Elektronicznej Bazy Bibliografii Estreichera, który z czasem trzeba było zacząć nazywać Systemem Elektronicznej Bazy Bibliografii Estreichera, należało ze względu na ogrom materiału podzielić na trzy podstawowe 243 gałęzie: bazę staropolską (mieszczącą w sobie wszystkie dotychczas wydane drukiem tomy tej serii), bazę XIX wieku (operującą materiałem pierwszej edycji bibliografii XIX wieku, jej dopełnień i tomów do tej pory wydanych w ramach reedycji) oraz bazę uzupełnień, to jest część gromadzącą informacje o tych wszystkich drukach, które nie znalazły się w korpusie podstawowym Bibliografii Polskiej. Przyjęta tu zasada wydzielenia tych materiałów do osobnej części Systemu wydaje się słuszna, ponieważ jednym z podstawowych jego założeń jest powstrzymywanie się od zbędnego ingerowania w zasadniczy korpus merytoryczny Estreicherowskiego dzieła - dlaczego o tym jeszcze później będzie mowa. Dwie pierwsze z wymienionych wyżej baz oferują dwa sposoby wykorzystywania zawartego w nich materiału. Albo przez indeks haseł (który nb. jest unikatowym, nigdzie niespotykanym tego typu zestawieniem materiału Estreicherowskiego, liczącym dla części staropolskiej prawie 60 000 haseł, a dla części XIX wieku 80 000 haseł), albo przez wyszukiwanie według ciągu znaków podanego dla wybranego pola, tego samego we wszystkich hasłach, ewentualnie w powiązaniu zależnościowym różnych pól (spośród najprostszych: np. ten sam rok edycji z różnym miejscem wydania itp.). Takie operowanie tym materiałem jest niezwykle pomocne w zapanowaniu nad źródłami informacyjnymi tkwiącymi w tej bibliografii. Ale Estreicherowie stworzyli przecież nie katalog książek, lecz polską naukę bibliografii, specjalny opis książki zawierający mnóstwo informacji wykraczających poza zwykłe dane katalogowe (o czym często nie chcą pamiętać młodzi adepci bibliotekoznawstwa, co dało się nam ostatnio odczuć na własnej skórze, ale o szczegółach wypada tu miłościwie zamilczeć, nie wprowadzając w zażenowanie pewnej dr hab. bibliotekoznawstwa w UJ). Otóż pole zawierające komentarze Estreicherów do poszczególnych jednostek bibliograficznych jest tu nieocenionym źródłem informacji, których wydobycie z tak pomyślanej bazy jest - śmiało to można powiedzieć - czerpaniem z nieprzebranej studni informacji niemożliwych do osiągnięcia w czasie kartkowania kolejnych tomów poszczególnych serii. Mamy tam bowiem przede wszystkim wiedzę na temat tak nazywanej dzisiaj (Estreicher nie znał tego terminu) ramy wydawniczej książki, czyli wyglądu druku, zawartych w nim dodatków w postaci listów, dedykacji, przedmów, aprobat, grafiki, informacji proweniencyjnych, powiązań z innymi publikacjami itd.). Elektroniczna możliwość właśnie wyszukiwania i gromadzenia tych informacji daje nowe życie Estreicherowskiej bibliografii, jej drugą młodość i świeżość. Szczególnie skomplikowane kryteria wyszukiwania dają się też realizować poprzez dodatkowe pole zawierające całość hasła, nierozbitego na poszczególne elementy opisu, w informatycznym rozumieniu rekordy (autor/hasło, tytuł, miejsce wydania, rok wydania, lokalizacja itd.). Właśnie na przykładzie pola lokalizacja pokazuje się jeszcze jedna zaleta „odrodzonej” 244 bibliografii Estreichera. Otóż wydobywać można poprzez nie informacje na temat zasobów książkowych nieistniejących już dziś bibliotek, opisywać zniszczenia kultury polskiej, docierać do nieraz bardzo szczegółowych wiadomości o książkach niezachowanych (nb. dzieło Estreicherów przetrwało przecież dwie wojny światowe i jeszcze parę innych klęsk kultury polskiej). Opisane tu funkcje Systemu zaprojektowane są dla wszystkich jego elementów (baz), lecz na razie w największym stopniu realizowano je w odniesieniu do bazy staropolskiej. Baza XIX wieku wyposażona jest jedynie w imponujący, wskazany wyżej, unikatowy i nieoceniony indeks haseł i skany wszystkich tomów. Wychodząc bowiem z założenia, iż przy takim ogromie materiału i przy tak ograniczonych środkach finansowych, jakimi dysponuje Centrum, nie da się uruchomić wszystkiego naraz, zdecydowałem, że budowaniu opisanych wyżej baz towarzyszyć może zastępczo i czasowo zwykłe udostępnianie skanów bibliografii (co inni w naiwności swojej chcą uważać za szczyt możliwości w tym zakresie). Ale nasze prezentacje skanów też nie są zwykłymi przeglądarkami książki stronica po stronicy, ponieważ bazy posiadają indeksy nazwisk/haseł, pozwalające szybko dotrzeć do poszukiwanego materiału, a często do materiału obejmującego to samo hasło, pojawiającego się w wielu miejscach Bibliografii Polskiej. Niezależnie od tego w prosty sposób, posługując się odpowiednią zakładką, dotrzeć można bezpośrednio do skanu każdej stronicy według jej numeru. Twórcze podejście do tak rozumianego wykorzystania, a właściwie ożywienia na nowo szacownego i w pewnym zakresie poprawionego dzieła nasuwa też cały szereg usprawnień, doskonalących korzystanie z niego na progu XXI wieku. Jednym z takich informatyczno-filologicznych „gadżetów” są stosowane w systemie tak zwane alternacje słowne i wyrazowe. W skrócie powiedzieć można, iż jest to wypracowany, nigdzie informatycznie jeszcze niestosowany system podpowiedzi, identyfikujący podany ciąg znaków nie tylko pod względem zgodności ze wzorcem, lecz również pod względem, nazwijmy to - znaczeniowym. Oto najprostszy przykład: gdy podamy polecenie wyszukania Krakowa jako miejsca wydania, w odpowiedzi zwrotnej otrzymamy Kraków, Krakau, Cracovie, Cracovia, Cracoviae, Cracoviensis itd. To samo dotyczy różnych form nazwisk. Estreicherowie przez 130 lat wydawania swojej bibliografii stosowali różne zapisy nazwisk tych samych osób. Nasz system w odpowiedzi na zadane polecenie stara się podawać również odpowiedniki żądanego hasła inaczej zapisane. Dotyczy to na przykład łacińskich i obcojęzycznych form nazwisk, ale także różnic w zapisach (Bąkowski, Bakowski itp.). 245 Innym takim usprawnieniem jest zaznaczanie oglądanych rekordów oraz możliwość zapisywania rekordów wybranych i powrót do nich w trakcie kolejnej sesji, na przykład za parę dni. System umożliwia także wpisywanie z klawiatury lub z wyboru ekranowego i operowanie wszystkimi nietypowymi znakami w nim występującymi, podpowiadając je użytkownikowi na bieżąco. Seria chronologiczna Bibliografii Estreichera ze względu na swoją specyfikę udostępniana jest w systemie na nieco innej zasadzie, mianowicie dwojako: albo jako możliwość wyboru stronic druku zawierających spisy publikacji za określone lata, albo jako wybór podanego ciągu znaków wskazanego na znalezionej stronicy poprzez zaznaczenie odpowiedniego wyszukanego miejsca. Tak pomyślany i stopniowo realizowany, wdrażany System Elektronicznej Bazy Bibliografii Estreichera obrasta w wynikające z jego materiału bazy pomocnicze. Część z nich wiąże się z udziałem mojego Centrum w dużym projekcie bibliograficznego opracowania druków polskich, przechowywanych w bibliotekach państwowych Rosji, Ukrainy, Białorusi, Litwy, Finlandii². Najważniejszym tutaj ogniwem jest bibliograficzna rekonstrukcja nieistniejącej dziś w scalonym stanie fizycznym nieświeskiej biblioteki Radziwiłłów³, uzupełnionym przez Katalog księgozbioru Konstancji Sapieżyny (1697-1756). Te dwa podsystemy, zgłoszone, zaprojektowane i realizowane przez mgr. Stanisława Siess-Krzyszkowskiego, wpisują się w będący pod patronatem UNESCO projekt „Pamięć świata”, a ściślej jego odgałęzienie odnoszące się do dziedzictwa kulturowego Rzeczypospolitej, w szczególności sukcesji poradziwiłłowskiej. Paralelne do tego projektu dotyczącego biblioteki nieświeskiej jest przyjęte do naszej bazy opracowanie również nieistniejącej w jednolitym stanie fizycznym biblioteki lwowskiego kolegium jezuickiego. Bibliograficzne studium tego księgozbioru opracowała dr Natalia Szwec⁴. Obie te bazy nie tylko prowadzą wprost do odnalezienia dzieł niezachowanych, lecz również uzupełniają bibliografię Estreichera opracowaniami jemu (im) nieznanymi. ² Por. kronikę życia naukowego Centrum pod adresem http://www.estreicher.uj.edu.pl/centrum/?dzial=6. ³ Katalog starych druków Biblioteki Ordynacji Nieświeskiej Radziwiłłów. Druki polskie XVI - XVIII w., http://www.estreicher.uj.edu. pl/bazy_bibliograficzne/index.php/75/. ³ Por. Próba rekonstrukcji Biblioteki lwowskiego Kolegium Jezuickiego (1596-1773), http://www.estreicher.uj.edu.pl/bazy_bibliogra-ficzne/index.php/99/. 246 Podobnie rolę pomocniczą dla Systemu spełniają jeszcze dwie inne bazy, zbudowane w oparciu o nakreślony wyżej projekt obejmujący główny trzon bibliografii Estreichera: opracowany w okresie wojennym cenny zbiór opisujący dodatki do cz. III (staropolskiej)⁵ ⁶ oraz elektroniczna wersja jednego z ważniejszych źródeł, wykorzystywanych przez Estreicherów, ale wykorzystywanych nie w całości i przez to dla nas dziś nadal cennych: Adama Jochera, Obraz bibliograficzno-historyczny literatury i nauk w Polsek. I oto niepostrzeżenie otrzymaliśmy w ostatnich latach pełny, profesjonalny, elektroniczny i zarazem internetowy (czyli wszechświatowy i całodobowy) dostęp do wszystkich Estreicherowskich publikacji bibliograficznych, a do części z nich w tej postaci najbardziej wysublimowanej i pożądanej, mianowicie do bazy Bibliografii Polskiej. Obejmuje ona w tej nowoczesnej formie przekazu w tej chwili wznowienie skorygowanych ośmiu tomów staropolskich, indeksy haseł wszystkich serii bibliografii (można je opublikować w formie drukowanej w postaci kilku kolejnych tomów) i skany wszystkich bibliografii. Do tego baza licząca dziś tylko i aż 1800 nowych druków nieznanych Estreicherowi. Dlatego niech wolno będzie powiedzieć, że wielkim optymizmem napawa myśl o tym, jak ten system będzie wyglądał za parę lat, jak przy jego pomocy da się działać na polu nazwanym w tej książce w poszukiwaniu straconego dzieła. Ale satysfakcją napawają też proste dane statystyczne, mówiące o tym, jak zaprojektowana przeze mnie baza wyprowadza piśmiennictwo polskie w świat. Dane za rok 2009 (1 stycznia - 31 grudnia) mówią, że: • Ogólnie 35 124 stacji komputerowych łączyło się z tą bazą (zatem korzystało z niej średnio 98 komputerów dziennie), przy czym wykonano 476 695 wejść do bazy. • Rozkład terytorialny kształtuje się następująco, z liczby 35 124 stacji: 34 726 komputerów zarejestrowanych było w Polsce, 295 w obu Amerykach, 49 w Azji, 15 w Australii, 3 w Afryce, (0 na Arktyce i na Antarktydzie), ⁵ Indeks „Dodatków” Bibliografii Polskiej cz. III stulecia XV-XVIII: http://www.estreicher.uj.edu.pl/bazy_bibliograficzne/index. php/96/. ⁶ http://www.estreicher.uj.cdu.pl/jocher/. 247 36 o niejasnej rejestracji. Z tego w poszczególnych ośrodkach m.in.: Padwa 50, Rzym 32, Mediolan 10, Hamburg 34, Hanower 16, Genewa 11, Madryt 12, Sewilla 10, Ateny 8, Montreal 7, Chicago 15, Nowy Jork 26. Dane te mówią zarówno o komputerach osób indywidualnych, jak i o stacjach komputerowych instytucji (np. bibliotek). W tym kontekście interesujące są dane ze Wschodu, w których z pewnością odzwierciedlają się działania Centrum zmierzające do mobilizacji w katalogowaniu starodruków polskich, co bez sięgnięcia do bibliografii Estreichera jest oczywiście niemożliwe; z drugiej zaś strony, wiadomo, że praktycznie nigdzie tam nie ma kompletu książkowej edycji BP, dlatego korzystanie z tej bazy jest jedynym dostępnym narzędziem naukowym: Mińsk 124 - tu wygłosiłem wykład na temat Bazy, nadto prowadzone są intensywne badania, w których uczestniczy również Centrum, nad dziedzictwem kulturowym Radziwiłłów, St. Petersburg 63, Moskwa 28, Dniepro-pietrowsk 25, Charków 12 itd., itd. Wydaje się, że dla osób, które zechcą uczciwie i przychylnie spojrzeć na tę statystykę - okaże się ona nader imponująca w swojej wymowie⁷. ⁷ Już po zamknięciu tej książki nadeszły nowe, bardzo budujące dane. Oto zestawienie za ostatni rok, tj. od 7 lutego 2010 do 7 lutego 2011, czyli mówiące w analizach Google o dynamice popularności EBBE: odwiedziny: 49703, +34% w stosunku do roku ubiegłego, niepowtarzalni użytkownicy: 27861, +52,30% w stosunku do roku ubiegłego, odsłony: 557060, +9,33% w stosunku do roku ubiegłego, nowych odwiedzin: 53,97%, +11,72% w stosunku do roku ubiegłego, odwiedziny według wybranych krajów: Polska 42 054, Litwa 1 842, Niemcy 251, USA 824, Ukraina 419, Francja 373, Wielka Brytania 343, Rosja, 255, Białoruś 251, Włochy 248, odwiedziny według wybranych miast: Warszawa 12 201, Kraków 8 529, Wrocław 2 558, Poznań 2 512, Łódź 1 900, Lublin 1 437, Katowice 1 203, Gdańsk 975, Toruń 812, Rzeszów 675, Bydgoszcz 587, Kielce 466, Olsztyn 431, Szczecin 423, Białystok 286, Opole 241, Brzesko 233, Podkowa Leśna 195, Zielona Góra 185, Częstochowa 172, Nowa Huta 172, Gdynia 169, Kalisz 165, Tarnów 155, Sosnowiec 127, Chorzów 126, Sopot 112, Bielsko-Biała 107, Ruda Śląska 98, Krosno 88, Wałbrzych 84, Piotrków Trybunalski 80, Bytom 75, Leszno 74, Radom 69, Skierniewice 68, Zabrze 64, Nowy Sącz 63, Siemianowice Śląskie 59, Elbląg 57, Koszalin 55, Lubliniec 52, Zamość 51, Gniezno 50. 248 Zamknięcie cumfiguris (lato 2010) Ktoś tropiący efektowne skojarzenia mógłby powiedzieć, że poszukiwania tytułowego straconego dzieła, straconych dzieł, zamknięte są w tej książce paralelą dziesięciu wieków - od stulecia XI do XXI; że studium pierwsze i przedostatnie łączy to, iż omawiane w nich teksty mają w jakimś sensie charakter sakralny albo parasakralny i zarazem literacki; że są spięte symbolicznym mostem pomiędzy Kościołem wschodnim i zachodnim i że każdy z nich mówi o Autorze-Słowianinie, będącym duchownym (w drugim wypadku z pewnością, w pierwszym zapewne). Ze z kolei dwa studia środkowe dotyczą twórców wybitnych w pewnych zakresach, a przy pewnym rozumieniu, jaką odegrali - każdy we własnej epoce - najwybitniejszych, choć zarazem obok każdego z nich stoją inni prawdziwi twórcy słowa artystycznego: obok Reja Kochanowski, Sęp Szarzyński, Skarga, obok Mickiewicza Słowacki, Norwid, Krasiński. Dlatego autor tych studiów pragnie potwierdzić prawdę oczywistą: dobór tematyki rozpraw narzucony został wyłącznie jego zainteresowaniami merytorycznymi dla zagadnień naukowych, których dotyczą. Starał się w nich dorzucić coś nowego, spojrzeć na niektóre teksty od innej strony, trudno bowiem przekonywać, że na temat Reja czy Mickiewicza jeszcze w ogóle nie pisano, ale wolno sądzić, że nie naświetlano tych kwestii w taki, zdaje się, nowy sposób... Czy możliwe jest wydanie tekstu niezachowanego? - Patrz o Reju. Jak rozwikłać wątpliwości dotyczące Historii przyszłości Mickiewicza - dalej nie wiadomo. Co znaczy tekst wydawniczo niespełniony? - Czytaj o Tryptyku rzymskim. Umiłowany Mistrz mój, prof. Tadeusz Ulewicz, uczy, że książka naukowa, w miarę możliwości, powinna być „z obrazkami”, najlepiej (co prawie w stu procentach udało się w tej publikacji) nigdy wcześniej niepublikowanymi, czyli wnoszącymi nowe wartości, nowe treści, nowe elementy poznania. I ma oczywiście rację, człowiek bowiem - jak wiadomo - w dużej mierze odbiera i przyswaja świat poprzez to, co widzi. Nadto takie postępowanie ma oczywiście walor dokumentacyjny, co przy „starych rzeczach” jest, oczywista, nieocenione po latach. Łatwiej też pokazać w ten sposób, czasem bez słów, pewne myśli, skojarzenia i łatwiej również niektóre rzeczy skomentować. Dlatego zacznijmy nasze Zamknięcie „cum figuris", podsumowanie refleksji tej książki, od zdjęcia „nory” Marcela Prousta, miejsca powstawania dzieła, do tytułu którego odwołuje się i nagłówek tego zbioru studiów. (fot. Szymon Zając) 252 Zrekonstruowany zapis tekstów z Nowogrodu rozpowszechnia prof. Andriej A. Zalizniak w takiej postaci: “Закон Иисуса Христа ” 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ЗАКОНЪ ДА ПОЗНАЕШИ КрЪСТИИНЪСКАГО HAKA* ЗАНИИ J АЗЪ ЕСЪЛЛЪ НАКАЗАИЪ ВЪ СП^СНИС НАКАЗОМЪ НСЗЕМНЪ1ХЪ СЛОВЕСЪ J СИП> СЛОВЕСА J АЗЪ (СЪМЪ азъ азъ азъ азъ азъ азъ азъ азъ азъ азъ азъ азъ азъ азъ азъ АЗЪ АЗЪ АЗЪ АЗЪ КЪМЪ {СЪ/ИЪ €СЪА\Ъ ссъмъ (СЪМЪ €СЪМЪ (СЪМЪ (СЪМЪ есъмъ есъмъ ссъмъ ссъллъ есъмъ есъмъ (СЪМЪ есъмъ есъжъ есъллъ ЕСЪЛЛЪ АЗЪ ЕСЪЛЛЪ метина истина законъ истина и и и и истина истина истина истина истина истина и и и и и ИСТИНА ИСТИНА ИСТИНА ИСТИНА И и И И ЗАКОНЪ ЗАКОНЪ ЗАКОНЪ ЗАКОНЪ И и И И ТАИНА НЕСЪКАЗАНЪНАИ J ЗАКОНЪ Н пророци J ПЖТЪ И СТЪЗИ J ПрОрОЦН И ТАЖЕ СИ)(Ъ J законъ и пророци J СЪПАСЕНАИ И ОТЪрАДНА f сжпржгъ ИЗБЪрАНЪ1Н И ЛЮБЪЗЪНЪ J ДВЪрЪ И ИСТИНА И ПЖТЪ И СТЪЗА J ТИШИНА ДША J АЗЪ ЕСЪЛЛЪ ПрИСТАНЪ J СЖПрЖГЪ ИЗБЪрАНЪаН И ЛЮБЪЗЪНЪ J ТАИНА НЕСЪКАЗАНЪНАИ J ЗАКОНЪ И ПрОрОЦН J ТАИНА НЕСЪКАЗАНАИ J ТАИНА И ЗАКОНЪ И ПрОрОЦН J законъ н пророци J ЗАКОНЪ Н ПрОрОЦН J ТАИНА НЕСЪКАЗАНЪНАИ J пророци f пророци J пророци J пророци f СИП СЛОВЕСА Й?А jęĆA J СЕЛЛОу рАБОТАИЛЛЪ A HE НДОЛЪСКОуЛЮу СЛОуЖЕННЮ J ИДОЛЪСКЪПА ЛЪСТИ СЪТЖЖАЬА СИ J НЕ ИЗБЕр'кжЪ ПОуТИ П0ГЫБ±» ЛН f въс!хъ ЛЮДИН ИЗБАВИТЕЛИ ИСА )(СА ВЪ BECtjęb ЛЮДЪр. ВЪСПрииМЪШАГО ПрАВЪ* ДЖ J НДОЛЪСКЖЬЖ ЛЪСТЪ рАЗБИВЪШАГО J И НА ЗЕЛЛ* ЛН СВТОЕ СВОЕ ИЛЛА ОуКр±ПН$ЪШАГО J ДОСТОИНИ БЖ» А'Ьллъ J 253 1 + ДЗЪ ДрХДНГ'ЬлЪ ГДВрИИЛЪ ПИШ1Ж молитв» / 2 сига словеса нашего съпдсителга иса \сл / 3 просите и поите 4 и пригласите и напоите и опустошите 5 и пригласите и оуистите и отъпустите 6 и пригласите и оживите и отъпустите 7 и пригласите и приведете и съБеркте 8 и пригласите и оут'кшите и поуъстите 9 и пригласите и наставите и отпросите 10 и пригласите и похвалите и усадите И и похвалите и съпаскте и запаскте 12 и пригласите и посетите и оуцкдрите 13 и потръпите и холите 14 и молите са и кайте са 15 и лшрите и грките 16 и разл\крите и разл\ксите и пъцкте 17 и оуткшите и обуйте и тишите и потръпите 18 и приложите и прикажите и упаскте 19 и опростите и простите и пометите 20 и приходите и принескте и раздркшите 21 и съвръшите и творите и епкшите 22 и тешите и строите и пашите и ските 23 и мирите са и грозите са и тишите са 24 и томите и ищите и прогоните и исправите и проженкте и разорите и разверкте и съвръшите и съставите и съверкте и исплъннте и приуъткте и посълнте и оправъдите и исправите и сътворите и питайте и въведкте и исправите и пашите и ските и пожъннте и пожъзкте и ифите и съхраните и въздрадуите са и размАКъуите и отвръднте и съверкте и разведкте и съведкте и раздркшите и разнескте и съпаскте и паскте и научите и наставите и утвръдите и възнаградите и пустите и проведкте и простите и сктите и ууите и разнескте н възнескте и рауите и прнсктнте и лювите и ифите и просите и молите и помъните и уъстите / нашего съпаситела иса \са уъстите / афе молитвк твоей иса \са въехофетъ са прнмксити / вънегда молиши съпасителга иса х‘* даже и до крага можетъ дати въее / вънегда науънетъ \откти исъ х<ъ сътворити въега сига словеса / егда ма зовеши / съ радости!» понес» тлжестъ твож / понес» I» гако несошА ТАжести апостолн / опростишА са съ въсе!» то!» простоте!» и сиротами ткми / W nastój Modlitwy Archanioła Gabriela świetnie wprowadza dziś przepiękna jego ikona, współcześnie namalowana przez Siergieja Buzatu, znajdująca się w kaplicy klauzurowej klasztoru greckokatolickiego Sióstr Szarytek Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo we Lwowie. Po bohaterze kolejnego szkicu, świętym Aleksym, nie ma oczywiście żadnych pamiątek doczesnych, z wyjątkiem jego grobu (wspólnego ze św. Bonifacym) w rzymskiej bazylice pod wezwaniem obu tych świętych mężów. Z licznych natomiast wyobrażeń Aleksego (czy raczej przedstawień „tematu Aleksego”), powstających przez wieki, to wydaje mi się stosunkowo mało znane. Fresk pochodzi z kościoła parafialnego p.w. św. Marcina w Langenargen (okręg Jezioro Bodeńskie), namalowany przez Antoniego Maulbertscha w latach trzydziestych XVIII wieku. 256 Do zaproponowanej w kolejnej rozprawie transportacji w czasy staropolskie, podglądania ówczesnej codzienności i śledzenia problemów szesnastowiecznego drukarza posłużyły tak zachowane druki, w których, jako w źródle, dobrze można śledzić sprawy omawiane powyżej w odpowiednim tekście: 257 258 259 260 Dzisiejsze Żórawno, dawniej koło Halicza, obecnie koło Iwanofrankowska, miejsce urodzin Mikołaja Reja, zapewne niewiele różni się od tego z czasów autora Kostyry z Pijanicą i Warwasa z Dykasem. Wielce też prawdopodobne, że zakole Dniestru, w widłach Świcy, gdzie młody Mikołaj biegał ze strzelbą, i wówczas wyglądało tak: (fot. Wacław Wałecki) 262 W samym natomiast miasteczku kilka lat temu uczczono pamięć „ziemlaka” tablicą: (fot. Wacław Wałecki) Trudno też nie podzielić się takim oto skojarzeniem: po zrobieniu zdjęcia tej tablicy odwróciłem się i zobaczyłem rzecz jakże charakterystyczną i symboliczną, oto drogą w Zórawnie kroczą dziś prawdziwe gęsi... Skojarzenie nader ujmujące dla polonisty! Bardzo dobrze oddaje autentyczność klimatu tamtego dawnego i dzisiejszego Żó-rawna... Genius loci z potomkiniami Mikołajowych gęsi w tle? No, prawie. (fot. Wacław Wałecki) 263 A oto zachowane dzięki niejednokrotnie tu wspominanej pasji Kazimierza Piekarskiego fragmenty Warwasa z Dykasem-. 264 265 I Kostyry z Pijamcq... 266 Niesamowity pomysł Mickiewicza, by wydrukować fragmenty rzekomej „Gazety Województwa Szawelskiego”, prowadzi nas w pierwszym rzędzie, jak wspomniano, do miejscowości Szawle, którą tak rysował Napoleon Orda: (rys. Napoleon Orda) 268 Warto także w kontekście tej Mickiewiczowskiej mistyfikacji zobaczyć, jak wyglądała cała stronica tego numeru „Pielgrzyma Polskiego”, jakie inne aktualne wiadomości znalazły się tam obok tych wyprzedzających czas bieżący o kilkadziesiąt lat: Studium na temat Tryptyku rzymskiego nie może się obejść bez zdjęć prywatnej mojej kolekcji polskich i obcych wydań edycji książkowych tego dzieła. Zrazu miękka oprawa edycji polskiej: 270 Autor ofiarowywał też niektórym osobom z autografem edycję specjalną, w białą skórę oprawną. Oto taki egzemplarz z Jego własnoręcznym podpisem, przy mnie złożonym dnia 30 czerwca 2003 roku, i uwidocznionym kolejnym numerem tej bibliofilskiej serii: 271 Wydanie polskie w twardej oprawie graficznie wygląda jeszcze lepiej niż w miękkiej: choć wewnątrz na tle pięknie dobranego kroju czcionki i kolorystyki całej stronicy kłuje w oczy redaktorski błąd... 272 Dla porządku pokażmy wspomniane jeszcze w tekście studium kolejne wydanie polskie: Serię tłumaczeń na języki europejskie otwiera edycja włoska, także bardzo dobra w projekcie graficznym: 273 Za wzorcem polskim idą jeszcze edycje (m.in.) słowacka i rosyjska: 274 a w ogólnej tonacji chorwacka i hiszpańska europejska: 275 Edycje niemiecka i węgierska w podobny sposób wykorzystują grę kolorem kremowym: 276 Obie edycje amerykańskie: angielska i hiszpańska przygotowane zostały według tego samego wzorca graficznego, jak zaznaczono powyżej, nie najlepiej pomyślanego: 277 Wersja angielska europejska wydana została, jak wspomniano, razem z tekstem polskim przez Wydawnictwo Literackie: 278 Po czesku i po holendersku czytamy Tryptyk rzymski z takich edycji: Po francusku zaś z takiej, nader skromnej też i w formacie, zwłaszcza w kontekście zaangażowanych w nią „sił” wielu oficyn: 280 Tłumaczenie kaszubskie charakteryzuje się oryginalnym i ładnym projektem graficznym, stylowo wszakże chyba nie korespondującym z treścią poematu: dlatego z tego punktu widzenia znacznie lepiej wypada wersja norweska, bo szlachetnie skromna: 281 Z kolei poezje Karola Wojtyły i Tryptyk rzymski Jana Pawia II w wersji bułgarskiej, we wspcSłpracy z oficyną polską: i esperanckie tłumaczenie inspirowane najlepszymi tu rozwiązaniami graficznymi innych edycji: 282 Pełne wydanie ukraińskie (por. wyżej uwagi o innym jeszcze przekładzie na ten język), opublikowane na Wołyniu wraz z edycją polskojęzyczną: 283 Niepełne lub niepublikowane tłumaczenia Tryptyku rzymskiego to materiał dokumentacyjny i źródłowy, którego poszukujący straconego dzieła nie może pominąć. Dlatego w całości pokazujemy tutaj wspomniany wcześniej fragment przekładu Vaclava Buriana za „Host” nr 6 (2003): 284 Trudno dostępne u nas czasopismo „Inostarannaja Literatura” w numerze 10 z 2003 roku ogłosiło przekład Asara Eppela. Cytujemy za nią fragment, pokazujący plusy i - niestety - minus tej roboty: 285 Poniżej cytat egzemplifikacyjny fragmentu przekładu Wiktora Gajduka, o ile mi wiadomo dostępnego jedynie na wspomnianej wyżej w tekście głównym tej książki stronicy internetowej: http://lib.ru/POEZIQ/VOYTYLA/ rimskij_triptih.txt * Часть первая. Горный ручей * Ру ах И Дух Божий носился над водою... Быт, 1, 2 1.Удивление Лес сбегает с горных склонов В ритме звонкого ручья, Бег воды, кристальный говор Знак присутствия Тебя - Слорва, корня всех начал. Хору шумных одобрений Внемлешь, мирно промолчав, Автор чудного виденья. Вслед за лесом с горных круч, Дольний мир увидеть рады, Мчатся прочь от кромки туч, Радуг быстрых водопады. Сверху вниз летят стрелой В силу правил тяготенья ... В русле цели достоверной? В чем же смысл воды движенья? Отзыв дай скорей, ручей! - Оба любим смену места, Без движенья ты ничей... - Точно ль понял я известье? (Здесь позволь еще побыть, Задержаться на пороге неминующей дороги) Мой ручей не замутнен, Также он бежит в долину, Под стремнинный рокот волн Молча бор спешит в низины. Скрыть не в силах удивленья Только гений человека! Яркий Луч Отца Вселенной Светит в нем благословеньем (Ведь недаром он „Адам”) 286 Сам не свой - один как перст В круге тварей хладнокровных Дни влачить их жалкий крест, с ними б сгинул род адамов Плыть готов по воле волн, Но способность к удивленью - Взмах крыла - со дна подъем, Слышен говор одобренья: „Выход - путь заветных странствий, Точка встречи в вечном Слове, Мудрый смысл не в постоянстве Чистой и простой природы!” 287 Danuta Biczel wydała na Białorusi wybór poezji Karola Wojtyły, a w tych ramach również przekład Tryptyku rzymskiego. Zapowiedź tej edycji ukazała się w numerze 3 (25) 2003 czasopisma „Nasza Wiera” (dostępne w Internecie pod adresem http://media.catholic.by/nv/n25/art3.htm), potem nastapiła edycja książkowa¹. ¹ К. Вайтыла \ Ян Павел II, ПАЭ31Я. ВЫБРАНАЕ \ РЫМСК1 ТРЫПЦ1Х, tłum. D. Biczel, Wydawnictwo Pro Christo, [Mińsk 2003?], ISBN 985-6628-13-Х. 288 Swego rodzaju cimelium naszych poszukiwań straconego dzieła są udostępnione łaskawie w brudnopisie niepublikowane przekłady Tryptyku rzymskiego w języku rosyjskim przez p. Ełenę Twerdisłową z Moskwy i ukraińskim przez p. Jarynę Senczyszyn ze Lwowa. Żywiąc nadzieję, iż uda się doprowadzić do ich edycji książkowych², podaję pierwszy z nich w całości: Иоанн Павел II РИМСКИЙ ТРИПТИХ Перевод Елены Твердисловой Руах - Дух Божий носился над водою размышления 1 часть ПОТОК 1. Удивление Разлив в лесу, несясь, подобен теченьям с гор, их ритму, в том ритме откровеньем возникаешь Ты -Предвечное Слово. Твое молчанье завораживает, покоится на всем, что сотворенный мир собой являет. И всякий раз с лесным разливом ² Tu podajemy je w układzie graficznym Tłumaczek. несется вниз по склонам, увлекает каскады струй серебряных, слетает с высоты и, не сбавляя хода, потоком собственным стремится... Куда стремится? Поток с горы, что скажешь мне? И где меня настигнешь -меня, кто мимо, как и ты, проходит... Неужто как и ты? (Позволь остановиться здесь, на самом пороге, 289 и замереть от удивленья!) Ручей не знает удивленья, низвергаясь, в молчанье лес несется за потоком, а человек захвачен удивленьем! Благодаря ему он с миром справился, преодолел границу... (Такой вот миг был наречен «Адамом».) Способность удивляться к одиночеству толкает, тех чувств не знают существа иные: живи себе, расти - довольствуются малым. А человек - хоть с ними неразделен, волною удивления подхвачен, в нее ныряет, весь объемлем ею, спешит в ней раствориться, ее призыв - он обращен ко всем - услышать: «Стой, погоди! Во мне найдешь пристанище!» «Во мне - и место встречи с Предвечным Словом!» «Остановись: в минующемся - смысл...» «Есть смысл... есть смысл... есть смысл!» 2. Исток Разлив в лесу, несясь, подобен теченьям с гор, их ритму, коль хочешь обнаружить ты исток, взбирайся на гору, под самое теченье, не отступай, ищи и продирайся с уверенностью - где-то есть он... Исток, ты где?.. Ты где, источник?! Безмолвие... Поток, лесной поток, открой мне тайну своего начала! (О, тишина, зачем молчишь? И ты сокрыла тайну своего начала!) Позволь уста мои омыть водою родниковою ощутить свежесть, животворную свежесть. II часть РАЗМЫШЛЕНИЯ О «КНИГЕ БЫТИЯ» НА ПОРОГЕ СИКСТИНСКОЙ КАПЕЛЛЫ... 1. Первый Видевший «Им мы живем и движемся и существуем», -так говорит афинянам в Ареопаге апостол Павел. «Им» - это Кем? Тем, Кто подобен всеохватному и несказанному пространству. Создатель - Он: Объемлет всё от мала до велика, из ничего жизнь образуя не только в изначалии, но вечно. Круговорот движенья непрестанный - «В начале было Слово...», «Все чрез Него начало быть». Начало Тайны - в Слове, с Ним возникла и в Нем 290 открылась. Слово - извечный взгляд и глагол извечный. Тот, Кто творил, смотрел, глядел и видел: «хорошо весьма»... Своим особым взором - вот нам бы так увидеть. Он - первый Видевший -смотрел и находил на всем след Сущности Своей -и полноты. Видел: omnia nuda etaperta sunt ante oculis Eius - Всё явно и открыто Его очам -обнажено, прозрачно -воистину, по доброму, прекрасно -узрел особым взором - вот нам бы видеть так. Извечный взгляд и глагол извечный: «В начале было Слово... Все чрез Него начало быть», всё, в чем живем и движемся и существуем, -Слово Предвечное, дивное Слово, будто барьер незримый, за которым есть, возникло, вновь появится... Слово и было барьером. Слово, в котором всё незримо, - вот порог! Оно Божественно, извечно, а за ним... Истории начало! Стою при входе в Сикстину. Не лучше ль «Книгой Бытия» и языком ее о том поведать? Но Книга жаждала облечься в зримый образ. По праву дождалась Микеланджело. Ведь Создававший «видел», что было «хорошо весьма». «Видел», значит, Книга надеждой зримою предстать желала. О, человече, приходи! И ты глядеть умеешь! Вас, разнообразие времен «узревших», призываю. Но и тебя зову, мой Микеланджело! Часовня в Ватикане есть, готовая твоим картинам внять. Виденье жаждало облечься в зримый образ. С тех пор, как Слово воплотилось, взгляд продолжает ждать. Мы на пороге Книги. И это - «Книга Бытия», генезис. Вот тут, в часовне, писал ее художник -не словом, а богатством палитры красок разнообразных. Сюда приходим мы вычитывать, и движемся от удивленья к удивленью. Так значит, тут мы видим и находим Начало, из небытия возникшее и Слову сотворенному послушное, заводит с нами речь вот с этих самых стен. Но выразительней Предел поведать может. Красноречивей - Суд. Суд Страшный. Вот путь, отмеренный нам всем и каждому в отдельности. 291 2. По образу и по подобию «И сотворил Бог человека по образу Своему, по образу Божию сотворил его; мужчину и женщину сотворил их... И увидел Бог все, что Он создал, и вот, хорошо весьма... И были оба наги, Адам и жена его, и не стыдились». Может ли такое быть? Не спрашивай об этом современников - лишь одного Микеланджело... (А если, всё же, современников?) Сикстинскую капеллу вопрошай. Как много эти стены скажут! Незримое начало. На это всё указывает: и красок смелая игра - освободил их гений человечества. Предел невидим также, бросаются в глаза идущему лишь Страшного Суда картины. Как сделать видимым и как преодолеть добра и зла границу? Начало и конец незримы... Со стен на нас воздействуют! Он « Им мы живем и движемся и существуем». Неужто Он - одно пространство сущего? Творец - Он! Объемлет всё, жизнь создавая и поддерживая, Подобие являет. В ареопагской речи Павла традиция Завета говорит. А в завершенье ежедневно слова звучали: «И увидел Бог все, что Он создал, и вот, хорошо весьма». Глядел и находил следы Своей Сущности -сиянье обнаруживал во всем, что зримо. Предвечное Слово сродни порогу, за ним живем и движемся и существуем. Человек (Я) Сказано об этом дне единственном: «И увидел Бог все, что Он создал, и вот, хорошо весьма», не говорит ли нам история обратное? Возьмем хотя бы век двадцатый! Да и не только он! Однако не сыскать столетия такого, чтобы от нас сокрыта истина была - про образ и подобие! Микеланджело Той истиною поглощенный, уединился в Ватикане, его покидая, завещал Сикстинскую часовню. «И сотворил Бог человека по образу Своему, по образу Божию сотворил его; мужчину и женщину сотворил их... И были оба наги, Адам и жена его, и не стыдились». Создатель видел - было хорошо весьма. Не Он ли один всё в полной правде зрит? Omnia nuda et aperta sunt ante oculis Eius - 292 Они Вот и они на пороге истории Себя увидели во всей правде: и оба наги... Создатель заключил в Свое виденье их, Сделав частью Своего замысла. Да захотят ли довольствоваться этим? Не лучше ль взглянуть на себя заново? Друг друга понять и открыться -как перед Ним? А коль так - воспоют благодарственный гимн Песнь Богородицы - из глубин человеческих, естеством всем своим ощущая, что «мы живем и движемся и существуем» именно Им! Он дозволил к той красоте прикоснуться -вдохнул ее в них, им глаза широко раскрывая... Некогда Ватикан покидая, Микеланджело Завещал многоцветья палитру и разгадку к ней -«по образу Нашему и по подобию Нашему». Разгадка - незримое воплотить в зримом. Прасакральность. 3. Прасакральность в Ней - полнота взаимного даренья истины, добра и красоты. Венчает всё, однако, несказанное. Но Он нам о Себе поведал. Рассказал, творя человека по образу Своему и по подобию. В палитре многокрасочной капеллы у Бога облик человечий. Всемогущий Старец - и просто Человек, вроде Адама, Им созданного. А они? «Мужчиной и женщиной сотворил их». Бог одарил их даром, в Нем заключенным, способностью по мере сил одаривать друг друга. И оба наги... Не ведали стыда, покуда пребывал в них дар -потом, с грехом, и стыд познают, пока же в упоении живут, тем даром наслаждаясь, хоть и понятья не имеют, что у него названье есть. Живут им. Чисты. Casta placent superis; pura cum veste venite, Et manibus puris sumite fonds aquam - Чистое нравится небожителям; приходите, чисто одетые, и чистыми руками черпайте воду из источника. Из года в год я восемь лет читал слова те ежедневно, входя в ворота вадовицкой гимназии. Так Кто же Он ? Невыражаем. Существованье самобытное. Прасакральность - само бытие видимым знаком Творец всего. Единственный извечной Любви. и вместе с тем Он - в Троице, 293 Когда станут «одной плотью» -удивительное единство -на его горизонте им откроется отцовство и материнство. Их взоры обратятся к истоку жизни, заключенной в них. К Началу обратятся. Адам познал жену свою. И она зачала и родила. Им ведомо: порог преодолен. Самим ответ держать отныне. Свершение - Апокалипсис Конец незрим, как и его начало. Из Слова возникла Вселенная и в Слово вернется. В центре капеллы Сикстинской конец живописцем воссоздан в драме Страшного Суда - незримый предел зримым предстал на пике ясности: omnia nuda et aperta sunt ante oculis Eiusl Свидетельство Матфея художник воплотил в картину: «Придите, благословенные...», «Идите от Меня, проклятые...». И так из поколенья в поколенье - нагими появляются на свет, нагими в землю возвращаются, откуда взяты были. «Всё произошло из праха, и всё возвратится в прах». Что было формой, стало бесформенным. Что жизнью дышало - теперь только смерть. Прекрасное обернулось пустотой уродства. А ведь не весь умру я: то, что во мне пребывает, нетленно! 4 Суд В Сикстинской капелле художником Суд нарисован, над всем изнутри нависает. И незримый конец здесь волнующе зрим. Предел на пике ясности -путь, предначертанный поколеньям. Non omnis moriar - Весь не умру я! То, что нетленно, что есть во мне, лицом к лицу с Тем, Кто Суть! В центре Сикстины стена изобилует множеством лиц. Помнишь, Адам, как тебя Он вначале мучил вопросом: «Где ты?» А что отвечал ты? Тебя убоялся, мол, «потому что я наг, и скрылся». «Кто сказал тебе, что ты наг?..» «Жена, которую Ты мне дал», и плод протянула... Все, кто здесь нарисован, на этой стене многоликой в центре Сикстины, в себе заключают наследье - ответ твой тогдашний! Того вопроса и того ответа! Таков предел пути вашему. Послесловие Это сюда, к подножью сикстинской росписи красочной, приходят кардиналы решать, кому наследовать ключи Престола. 294 Здесь собираются. И вновь своим видением их всех объемлет Микеланджело: «Им мы живем и движемся и существуем...» Так кто же Он? К Адаму простерта Старца Всемогущего длань творящая... В начале сотворил Бог... Всё Видевший... Сикстинское великолепие гласит Словами Господа: Tu es Petrus - Ты- Петр, - услышал Симон, сын Ионин. «И дам тебе ключи Царства Небесного». Люди, кому доверено решать судьбу ключей, здесь собираются, объятые виденьями сикстинскими, которые им завещал Микеланджело. Так было в августе, а после в октябре, в год незабвенный двух конклавов, и снова будет так, когда настанет час... придет мой смерти срок. Держите ж речь, полотна, пред конклавом! Con-clave³ - забота общая: кому наследовать ключи Престола. Себя увидят меж Началом и Концом, меж днем Творения и днем Суда Последнего... Таков удел людей: сначала смерть, а после - Суд! В последний раз всё: свет и ясность! Светлое прошлое - Чистая совесть - ³ буквально: с ключом (лат.) - собрание кардиналов для выборов Папы. - Прим, автора. А чтоб в момент конклава Микеланджело, сумел всех убедить, -не забывайте: Omnia nuda et aperta sunt ante oculis Eius. Ты - кто во все проник, укажи им! И он укажет... III часть ГОРА В ЗЕМЛЕ МОРИА 1. Ур Халдейский Были времена, когда люди скитались, не переставая. Со стадами брели, куда урожай позовет: где земля, будто житница-матерь, скот их накормит досыта, человек разбивал свой шатер, и начиналась жизнь. Почему так хочется ныне край земли отыскать Халдейской, откуда Аврам, сын Фарры, двинулся в путь с толпою людей кочевых, такими ж, как он? Небось, удивлялся: зачем уходить нам отсюда, зачем покидать город Ур в земле Халдейской? Разве не думал он так? И не жгла горечь разлуки? И напоследок не оглянулся? Кто знает! Одно нам известно: был Голос, ему приказавший: «Иди!» И решился Аврам Голосу повиноваться. 295 А Голос предрек: станешь отцом множества народов, потомство твое будет бесчисленным, как песок на берегу моря. Не исполниться обетованию, - думал Аврам, -природа меня обделила даром отцовства! Супруга, любимая с юности, сына не родила мне. Несчастны мы оба. А Голос Свое повторял: будешь отцом. Отцом множества народов. Потомство твое бесчисленным сделаю, как песок на берегу моря. Tres vidit et unum adoravit Узрел троих, но возлюбил одного Кто может будущее предсказывать -далекое и близкое? Кто Он - Тот Без-Именный, Который задумал явить Себя в Голосе? И говорил с Аврамом, как Человек с человеком? Он был Другой. Ни на кого не похожий, -лишь это мог подумать о Нем человек. Заговорил, значит, ждал ответа... Однажды явился Авраму гостем. Три Мужа было, Аврам их принял с великим почтеньем. И тотчас узнал в Нем - Его, Единственного. По голосу догадался. Обетованье подсказало. Год спустя им с Сарой предстояла Радость: сын родился, хоть и были оба в летах преклонных. Сын - значит: отцовство и материнство. Станешь, Аврам, отцом, будешь отцом множества народов. И имя отныне твое - Авраам. Благословляю тебя этим именем, в нем произведу потомство до самых до окраин. А имя будет значить: «Уверовал вопреки надежде». Вокруг народы, люди божков себе придумывали (Эллада, Рим, Египет). Но Авраам в Того уверовал, Кто Суть, с Кем говорил, идя за Голосом, пред Кем полог шатра распахнул он и в гости пригласил, вел разговор с Ним. Нам ныне хочется пройти местами теми, какими некогда Бог шел проведать Авраама. Богоявленье было Аврааму уверовавшему. Туда, где люди и народы божков себе придумывали, явился Тот, Кто Суть. Вошел в судьбу Он человека. И посвятил его в сокрытую от сотворения мира Тайну. 296 Беседа отца с сыном на земле Мориа. Так шли они, беседуя друг с другом... На третий день: «Вот гора, - сказал отец, - здесь Богу жертву принести я должен», - а сын молчал, спросить не смел: «Где жертва? - раз есть огонь, дрова и нож наточенный... Где всесожжение?» «Богусмотрит агнца для жертвы», -отвечал Авраам приглушенно, произнести не в силах: тем агнцем, сын мой, будешь ты! Лучше ему онеметь. Вновь безмолвно в глушь углубился, Голос слышал, Он его вел. Но внезапно пропал Голос. Наедине остался Авраам только с именем: уверовал вопреки надежде. Еще минута, дрова для всесожжения готовы, огонь разжечь, да руки связать Исааку -а дальше что? Костер запылает... Себя уже видит отцом мертвого сына, тот Голос когда-то его послал, а теперь отнимает? О, Авраам, тяжело взбираться по склону горы в земле Мориа, есть граница отцовства, порог, который тебе преступать не придется. Другой Отец в жертву принесет Своего Сына! Вперед иди, о, Авраам, и ничего не бойся! И делай то, что должно. Отцом ты будешь множества народов, так делай до конца, что должно. Он Сам отведет твою руку, лишь только дрова для всесожженья запылают... Сам не позволит, чтобы твоею рукою свершилось то, что исполнило сердце. И Сам её удержит. С тех пор гора на земле Мориа - это ожидание: тут тайне быть исполненной. Бог Завета О, Авраам, Тот, Кто вошел в людей историю, через тебя желает открыть тайну, сокрытую от сотворенья мира, она была задолго до него! Сегодня, направляясь в те края, откуда некогда был начат Авраамом путь, и Голос вел, и где исполнилось обетованье, стремимся вновь мы очутиться на пороге -достичь начал Завета. Бог, Авраам, тебе дал испытанье, Познать, что значит для отца смерть сына жертвенная. О, Авраам, так возлюбил Бог мир, что отдал Сына Своего, дабы всякий, в Него верующий, имел жизнь вечную. - Постой! - В себя твое вобрал я имя! Оно - нам знак Завета, 297 его с тобою заключило Предвечное Слово еще до сотворенья мира. Запомни место это, уходя отсюда: Оно всё - ожиданье дня свершенного. 298 I jeszcze fragment początku ukraińskiego opracowania p. Senczyszyn: liaĄ Ua&io JÏ T,UJt£l*M. n/ur^M- *y«iiztaÿ: faMjumc ta ^!U1KUM.C3. — •ul*ⁱ tai kefwÿt, OU ^«4 J PtaZ. kuu^ou^iiAiH. l&uł. te ta^u- &u^4£ i ^tcu. ¿u&atfto u»!***»« iffuu*MÎ — aze. asa^ufui f Hoftt/ U** <&n y fau rtjtea^M^ — v “r* *T%- , C^oMtU cote, ÿ⁰*⁰ '^^‘‘■J- WttO^tei >”juiHMV<