ARCHIWUM ETNOGRAFICZNE WIŚNIOWA - WROCŁAW 2019 GMINNY OŚRODEK KULTURY I SPORTU W WIŚNIOWEJ POLSKIE TOWARZYSTWO LUDOZNAWCZE Handmade in Wiśniowa. Wiśniowsko rócno robota POLSKIE TOWARZYSTWO LUDOZNAWCZE POLISH ETHNOLOGICAL SOCIETY ARCHIWUM ETNOGRAFICZNE ETHNOGRAPHIC ARCHIVES „ARCHIWUM ETNOGRAFICZNE” is regularly indexed/abstracted in: • IBSS – International Bibliography of the Social Scientes • Internationale Volkskundliche Bibliographie • Anthropological Index Online • Central European Journal of Social Sciences and Humanities • Bibliografia etnografii polskiej (http://www.bep.uni.lodz.pl) Handmade in Wiśniowa. Wiśniowsko rócno robota O najbardziej materialnym z niematerialnych aspektów dziedzictwa kulturowego w pogranicznej gminie Wiśniowa WIŚNIOWA – WROCŁAW 2019 POLSKIE TOWARZYSTWO LUDOZNAWCZE Komitet redakcyjny: Jan Adamowski – redaktor naczelny Katarzyna Ceklarz, Janina Hajduk-Nijakowska, Katarzyna Majbroda, Anna Spiss, Marta Wójcicka Recenzenci: Anna Weronika Brzezińska Krystyna Reinfuss-Janusz Stanisław Węglarz Redakcja i korekta: Paweł Plichta Projekt okładki, skład i łamanie: Natalia Nowacka © Copyright by Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej and Authors, Wrocław – Wiśniowa 2019 Publikacja dofinansowana ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury Zdjęcie na okładce: kilim „W drodze na jarmark” wykonany przez Marię Jamróz z Wiśniowej, pow. myślenicki, w latach 80. XX wieku, fot. Przemysław Konieczny ISBN 978-83-64465-36-9 ISBN 978-83-64465-37-6 ISBN 978-83-952359-1-7 ISSN 0066-6858 Wydawcy: Polskie Towarzystwo Ludoznawcze 50-383 Wrocław, ul. Fryderyka Joliot-Curie 12 tel. 71 375-75-83; fax 71 375-75-84 e-mail: ptl@ptl.info.pl; http://www.ptl.info.pl Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej 32-412 Wiśniowa 320 tel. (12) 271-40-20 e-mail: kultura@gokis-wisniowa.pl; http://www.gokis-wisniowa.pl http://www.wisniowskijarmark.gokis-wisniowa.pl Druk: IDG Imagine Design Group 31-315 Kraków, ul. Radzikowskiego 100J/51 tel. 12 353 01 68 e-mail: idg@idgreklama.pl; http://www.idgreklama.pl Wiśniowskiej społeczności Młynarzu, młynarzu, puść wodę na koło, Będzie ci się mełło, będzie ci wesoło!1. Tak robota, jak to mówio, trzeba wykonywać swój zawód tak jak mo być! Bo nie wolno robić po łebkach. Bo zawse sie robiło, aby to miało rynce i nogi, a nie, żeby spartasić2. Dzisiaj już nikt nie ma na nic czasu, chociaż są maszyny. Dawniej się młóciło i wszystko się rękami robiło i to się miało czas spotkać z drugim człowiekiem i porozmawiać, a teraz świat na nic nie ma czasu3. Dawniej, z tego co wiem, dużo było kowali we wsi. Bardzo dużo ludzi zajmowało się bednarstwem – robili beczki, kołodzieje. Praktycznie każdy chłop, no może nie każdy, ale bardzo dużo gazdów praktycznie byli samowystarczalni. Trochę sprytu, to se potrafił te podstawowe narzędzia zrobić. Malutka kuzienka, coś se wykuł, coś se tam zrobił, koła robili, wiele rzeczy takich, takie sprzęty podstawowe, ludzie byli samowystar- czalni. Tu było takich dużo rzemieślników domorosłych (…) dużo było młynów, kilka było młynów, co mielili, folusz był w Kasince, co robili sukno, tutej na… takie osiedle przylasek tam był warsztat tkacki, na granicy z Kasinką też był taki. No samowystarczalni ludzie byli, robili… tak jak i większość. Nie było ich stać, żeby gdzieś kupić ubranie, tylko hodowali owce, przędli, robili portki – jak tam umieli, tak zrobili, no i tak chodzili, czy len [uprawiali]4. Tak, były duże te jarmarki, kupowało sie materiały na sukienke, portki. Wszystko się kupowało masło, jojka, syry. Pamiętom, że „przed organistą” kładały jojka na ziemi, tako dużo ilość. Ze ktosik nie wesedł w te jojka i nie rozwalił, to na prawdo musiały dobrze pilnować. Wszystko można było sprzedawać5. ' Śpiewka z Wiśniowej, [za:] Monografia powiatu myślenickiego, t. II: Kultura ludowa, red. R. Reinfuss, Kraków 1970, s. 374. ? Wywiad z Andrzejem Stalmachem – kowalem, Lipnik 2018. ? Wywiad z Janem Stalmachem – stolarzem, Lipnik 2018. 4 Wywiad z Józefem Murzańskim – rzeźbiarzem, Węglówka 2018. ? Wywiad z Janiną Irzyk – pisarką i poetką ludową, Lipnik 2018. SPIS TREŚCI Wykaz skrótów 11 Od Autorek 13 Wprowadzenie 15 Etnograficzna „biała plama” i problematyczny „teren przejściowy” 16 Wiśniowsko godka 17 Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych 18 O metodzie i celach 19 Rozdział 1. Charakterystyka terenu współczesnej gminy Wiśniowa 23 Wiśniowskie pogranicze 23 Rys historyczno-administracyjny 26 Sołectwa gminy Wiśniowa 30 Wiśniowa 31 Glichów 34 Kobielnik 36 Lipnik 37 Poznachowice Dolne 39 Węglówka 40 Wierzbanowa 42 Wielokulturowość gminy Wiśniowa 43 Wiśniowskie zabytki 48 Kościół rzymskokatolicki pw. św. Marcina 48 Dwa kościoły w Węglówce „górny kościół” pw. Matki Bożej Anielskiej oraz Kościół Parafialny pw. Matki Bożej Nieustającej Pomcy 55 Bożnica drewniana – wieloletnia strażnica 56 Izba Regionalna – stara rzeźnia 59 Przysiółki związane z zawodami 62 Rozdział 2. Zarys dawnego cechowego systemu rzemieślnictwa i rękodzielnictwa w okolicach gminy Wiśniowa 65 Ścieżka zawodu rzemieślniczego, czyli rygory zdobywania majsterii 66 System i kodeks cechowy na przykładzie krawiectwa 67 Ostatni mistrz rękodzielnictwa krawieckiego 69 Wiśniowscy rzemieślnicy w piśmiennictwie 71 Chałupnictwo dla „Cepelii” 75 Rozdział 3. Wokół współczesnego wiśniowskiego dziedzictwa (nie tylko) rzemieślniczego i rękodzielniczego 79 Dziedzictwo i rzemiosło – pomiędzy materialnością i niematerialnością w tworzeniu 79 Wiśniowskie profesje, umiejętności, praktyki (wy)twórcze 84 Wiśniowskie zbieractwo i kolekcjonerstwo 93 Konstruktorzy z gminy Wiśniowa 96 Koniczyna z Wiśniowej 97 Rozdział 4. „A na placu gdzie strażnica kiedyś była targowica” 99 Pomiędzy targiem a jarmarkiem 100 Wiśniowski jarmark, czyli targ w lokalnej sieci handlowej 102 Targowica w pamięci wiśniowian 104 Współczesne funkcje targu, jarmarku 106 Dzisiejsza Wiśnióweczka. 108 Rozdział 5. Wiśniowscy Żydzi i ich profesje 113 Dziedzictwo żydowskie – poszukiwanie kulturowych połączeń 113 Rzemiosło, handel, jarmark i karczma – żydowskie profesje jako obrazy przeszłości 116 Rozdział 6. W gorsecie wiśniowskiej tradycji (Patryk Pawlaczyk) 125 Gorset 125 Gorset etnograficznego opisu 125 Inwentaryzacja 126 W gorsecie tradycji 127 Wiśniowski orzeł 129 Rynek gorsetów 130 Inwentaryzacja gorsetów w gminie Wiśniowa 132 Katalog gorsetów 133 Rozdział 7. Wiśniowskie rozmowy rzeki czyli wiśniowsko rócno robota w działaniu 171 Charakterystyka rozmówców 171 Maria Jamróz (Szewcowa) – kilimkarstwo 172 Andrzej Stalmach – kowalstwo 182 Jan Stalmach – stolarstwo 192 Janina Irzyk – bibułkarstwo, pisarstwo ludowe 200 Józef Murzański – rzeźbiarstwo 210 Łukasz Spytek – pszczelarstwo 224 Monika Kowal – rzeźbiarstwo, malarstwo, tkactwo artystyczne 236 Sylwester Kowal – stolarstwo, snycerstwo, rzeźbiarstwo 244 Krzysztof Kowal – stolarstwo 254 Mirosław Kowal – kamieniarstwo, stolarstwo, rzeźbiarstwo 264 Jacek Kowal – rzeźbiarstwo, kamieniarstwo, konserwatorstwo 274 Stanisław Furman – ochotnicza straż pożarna, mechanika maszyn 282 Adam Woźniczka – kowalstwo, tokarstwo, ślusarstwo, mechanika maszyn 290 Jerzy Chlipała – plastyka obrzędowa, plastyka zdobnicza 302 Grażyna Murzyn – krawiectwo, wyrób biżuterii 314 Jadwiga Tokarz – hafciarstwo, koronkarstwo 320 Helena Śmigla – handel jarmarczny, krawiectwo 324 Aniela Batko – hafciarstwo, krawiectwo 328 Danuta Urbanik – hafciarstwo, krawiectwo, koronkarstwo 329 Majka Jasek – malarstwo, pisarstwo 336 Jan Szczepanik – malarstwo, pozłotnictwo 342 Aleksander Kus – konstrukcja i mechanika maszyn, muzykowanie 348 Zbigniew Kus – masarstwo, wędliniarstwo 356 Maria Szczerba – piekarstwo 360 Julian Stalmach – handel, konstrukcja makiet, pisarstwo ludowe 364 Postscriptum 377 Summary 379 Bibliografia 381 Źródła internetowe 386 Spis rysunków 389 Spis fotografii 390 Spis tabel 393 Indeks osobowy 394 Wykaz skrótów ACRzR Kr. – Archiwum Cechu Rzemiosł Różnych w Krakowie AIR Kr. – Archiwum Izby Rzemieślniczej w Krakowie ang. – angielskie AP Kr. – Archiwum Państwowe w Krakowie, Oddział na Wawelu ASP – Akademia Sztuk Pięknych aut. – autorzy bł. – błogosławiony/a Cepelia – Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego czes. – czeskie daw. – dawniej dr - doktor Dz.U. – Dziennik Ustaw GOKiS – Gminny Ośrodek Kultury i Sportu Fot. - fotografia fr. – francuskie gm. – gmina gr. – greckie GS – Gminna Spółdzielnia hebr. – hebrajskie IOV – International Organization of Folk Art (pol. Międzynarodowa Organizacja Sztuki Ludowej) jid. – jidysz JP2 – Jan Paweł II łac. – łacińskie kat. – kategoria KGW – Koło Gospodyń Wiejskich ks. – ksiądz LGD – Lokalna Grupa Działania MIT - Massachusetts Institute of Technology MKiDN – Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego MOK – Miejski Ośrodek Kultury MPK – Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne NRD – Niemiecka Republika Demokratyczna ogsł. – ogólnosłowiańskie ONZ – Organizacja Narodów Zjednoczonych OSP – Ochotnicza Straż Pożarna pers. – perskie PKS – Państwowa Komunikacja Samochodowa PME – Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie pol. – polskie poz. – pozycja PRL – Polska Rzeczpospolita Ludowa psłow. – prasłowiańskie PTL – Polskie Towarzystwo Ludoznawcze pw. – pod wezwaniem PZU – Powszechny Zakład Ubezpieczeń ros. – rosyjskie RP – Rzeczpospolita Polska Rys. – rysunek SPBW – Stowarzyszenie Paralotniarzy Beskidu Wyspowego STL – Stowarzyszenie Twórców Ludowych św. – święty/a TKM – Stowarzyszenie "Teatr, Kultura i My" t. – tom TKM – „Teatr Kultura i My” UJ – Uniwersytet Jagielloński w Krakowie UNCTAD – ang. United Nations Conference on Trade and Development (pol. Konferencja Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju) UNESCO – ang. United Nations Educational, Scientific and Cultural Organization (pol. Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Oświaty, Nauki i Kultury) UP – Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej WCC – ang. World Crafts Council (pol. Światowa Rada Rękodzieła) WTO – ang. World Trade Organisation (pol. Światowa Organizacja Handlu) WWF – World Wide Fund for Nature (pol. Światowy Fundusz na rzecz Przyrody) wyd. – wydanie 11 Od Autorek Jak wiele przedsięwzięć tak i to miało swój początek w wyobraźni, pasji i determinacji bardzo wielu osób. Nie sposób podziękować wszystkim, którzy na poszczególnych etapach brali w nim udział, wspierali nas i wierzyli w jego powodzenie. Wymienimy jednak tutaj tych, bez których złożony, dwuletni projekt „Wi- śniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu” nie zostałby zrealizowa- ny w takiej formie i w takim zakresie. Jednym z jego trwałych efektów jest niniejsza publikacja. Słowa podziękowań należą się przede wszystkim Grażynie Murzyn, która była spiritus movens przedsię- wzięcia. Zaangażowanie mieszkanki gminy Wiśniowa, z urodzenia lipniczanki, z zamieszkania poznachowiczan- ki umożliwiło skuteczne przeprowadzenie wszystkich zadań projektowych. Wyrazy wdzięczności za wsparcie i pomoc w wydaniu tej publikacji w wydawnictwie naukowym kieru- jemy pod adresem jej wnikliwych recenzentów dr hab. Anny Weroniki Brzezińskiej, prof. UAM oraz dr. hab. Stanisława Węglarza. Za recenzję dziękujemy również Krystynie Reinfuss-Janusz. Podziękowania składamy na ręce członków Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego oraz pracowniczek Biura Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego za uhonorowanie przedsięwzięcia i objęcie projektu patronatem naukowym a następnie wyróżnienie i wydanie publikacji pod auspicjami Wydawnictwa w ramach serii „Archiwum Etnograficzne”, za co z kolei dziękujemy Redakcji serii. Szczególne słowa podziękowania za gruntowną analizę, redakcję i przygotowanie tekstu do druku oraz bezcenne edytorskie uwagi kierujemy do dr. Pawła Plichty. Ponadto podziękowania należą się osobom, które wspierały czynnie wszelkie działania projektowe związane z archiwizacją i badaniem dziedzictwa tego tak różnorodnego regionu, w szczególności dr. Arturowi Czesakowi, Wiesławowi Stalmachowi, wójtowi gminy Wiśniowa w latach 2010–2018 oraz wspomnianemu już dr. hab. Stanisławowi Węglarzowi za ich nieocenione wsparcie merytoryczne i życzliwe konsultacje. Składamy podziękowania za współpracę głównemu partnerowi projektu: Państwowemu Muzeum Etnograficznemu w Warszawie oraz dyrektorowi dr. Adamowi Czyżewskiemu za umożliwienie formalnej współpracy z Gminnym Ośrodkiem Kultury i Sportu w Wiśniowej. Za wkład merytoryczny i artystyczny gorące podziękowania i słowa uznania należą się badaczom delegowanym z Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie: Anahicie Rezaei, Aleksandrowi „Bratkowi” Robotyckiemu oraz Patrykowi Pawlaczykowi. Ponadto pragniemy niezmiernie podziękować lipniczance Natalii Nowackiej za stworzenie identyfikacji wizualnej projektu oraz skład niniejszej publikacji. Za nieocenioną pomoc w składzie dziękujemy również Ewie Głogowskiej. Mariuszowi Grabarskiemu i Anahicie Rezaei dziękujemy pięknie za realizację filmów obrazujących przebieg badań terenowych i innych wydarzeń projektowych oraz za znakomite zdjęcia wyjątkowych ludzi i ich dziedzictwa. Za fotografie, które dopełniły treść książki, dziękujemy również lipniczance Marii Wilk, MART Fo- tografia oraz Łukaszowi Murzynowi. Poznachowiczance Monice Kowal dziękujemy natomiast za piękne ryciny obrazujące narzędzia rzemieślnicze oraz zabytki gminy Wiśniowa. Serdecznie dziękujemy za współpracę pozostałym partnerom: Gminie Wiśniowa za pomoc w organizacji przedsięwzięć projektowych, Fundacji Sztuki, Przygody i Przyjemności ARTS za wsparcie finansowe i pokrycie dodatkowych kosztów projektu, których zabrakłoby do jego szczęśliwego zakończenia, Gminnej Bibliotece Pu- blicznej im. Janiny Czaja w Wiśniowej, szczególnie Antoninie Obuchowicz i Paulinie Matykiewicz za udostęp- nienie „długookresowo” wszelkich możliwych materiałów dotyczących gminy Wiśniowa oraz swojej siedziby na potrzeby realizacji działań projektowych. Składamy również serdeczne podziękowania osobom, które bezinteresownym zaangażowaniem i pomo- cą wspierały nas na różnych etapach projektu: ks. kanonikowi Wacławowi Bednarzowi za przekazaną wiedzę o historii gminy, kościoła i parafii św. Marcina w Wiśniowej oraz udostępnienie kronik parafialnych; Janowi Koczwarze, wieloletniemu Dyrektorowi Myślenickiego Ośrodka Kultury za konsultacje dotyczące lokalnego rzemieślnictwa, twórczości ludowej, ich przedstawicieli oraz udostępnienie swojego cennego archiwum, lipni- czankom Stanisławie Kasprzyckiej i Monice Horeckiej za udostępnienie prac naukowych dr. Władysława Paryla oraz własnych, a także Mieszysławie Żak za pomoc w opracowywaniu rozmów rzek. Dziękujemy również członkom zespołu badawczego projektu „Wiśniowsko godka – językowe dziedzictwo Wiśniowej” – członkom Sekcji Dialektologii i Socjolingwistyki Koła Naukowego Językoznawców Studentów Uniwersytetu Jagiellońskie- go z Moniką Brytan i Olgą Radziszewską na czele oraz opiekunowi naukowemu dr. hab. Maciejowi Rakowi za udostępnienie materiałów zebranych podczas ich badań. Publikacja Słownictwo i kultura ludowa gminy Wiśniowa była dla nas ważnym punktem odniesienia podczas przygotowania tej książki. Ponadto dr. hab. Maciejowi Ra- kowi oraz dr. Arturowi Czesakowi dziękujemy za cenne konsultacje językoznawcze. Słowa uznania kierujemy w stronę organizacji i grup wspierającym nas na kolejnych etapach projektu, w szczególności Zespołu Regionalnego „Banda Burek”, Kół Gospodyń Wiejskich w Glichowie, Poznachowicach Dolnych, Lipniku, Kobielniku, Wiśniowej, Wierzbanowej i Węglówce, Stowarzyszenia Twórców i Artystów „CEPRY”, Stowarzyszenia Teatr Kultura i My „TKM” oraz Klubu Seniora+ w Wiśniowej. Podziękowania za współtworzenie projektu, jego promocję, organizację wydarzeń i działań projekto- wych, w tym Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, inwentaryzacji starych fotografii we wszystkich sołectwach gminy oraz inwentaryzacji gorsetów z terenu gminy kierujemy w stronę zespołu pracowników Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej: Kacpra Ścibora, Joanny Juras. Dziękujemy Elżbiecie Bogacz za żmudną i długą pracę przy transkrypcji wywiadów. Słowa podziękowania składamy rów- nież wszystkim osobom, dzięki którym mieliśmy możliwość archiwizacji tak cennych zasobów jak gorsety oraz stare fotografie z terenu gminy. Specjalne zaś podziękowania składamy na ręce informatorów, rzemieślników i rękodzielników, twórców i (wy)twórców, którzy poświęcili nam swój cenny czas. Osoby, bez których nie utrwalilibyśmy kawałka rzemieślniczej i handlowej historii gminy Wiśniowa, aby nie odeszła w niepamięć to: Łukasz Bajer, Aniela Batko, Teresa Bobowska, Elżbieta Bogacz, Maria Chabińska, Jan Chabiński, Jerzy Chlipała, Janina Ciślik, Franciszek Dudek, Halina Dudzik, Stanisław Furman, Helena Irzyk, Janina Irzyk, Maria Jamróz, Anna Jasek, Maria (Majka) Jasek, Renata Jasek, Agnieszka Jenek, Krzysztof Kaleta, Danuta Kowal, Jacek Kowal, Krzysztof Kowal, Mirosław Kowal, Sylwester Kowal, Kazimierz Kowalczyk, Aleksander Kus, Zbigniew Kus, Zofia Leszczyńska, Maria Mazan, Karolina Moryc, Urszula Moryc, Józef Murzański, Zofia Murzyn, Anna Podmokła, Kazimiera Polak, Stanisław Polak, Barbara Sadkiewicz, Agnieszka Sienkiewicz, Rozalia Sobieska, Łukasz Spytek, Andrzej Stalmach, Jan Stalmach, Julian Stalmach, Józef Stroniarz, Jan Szczepanik, Maria Szczerba, Helena Śmigla, Jadwiga Tokarz, Stanisława Tokarz, Danuta Urbanik, Helena Urbanik, Katarzyna Urbanik, Anna Woś, Joanna Woś, Adam Woźniczka, Edward Żądło, Sylwia Żądło. Składamy również podziękowania Pracownikom Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego za umożliwienie realizacji tego projektu poprzez jego dofinansowanie. Oddajemy w Państwa ręce rzecz niezwykłą… pamięć utrwaloną w Handmade in Wiśniowa. Wiśniowskiej rócnej robocie. O najbardziej materialnym z niematerialnych aspektów dziedzictwa kulturowego w pogranicznej gmi- nie Wiśniowa. Joanna Dziadowiec-Greganić i Agnieszka Dudek, Wiśniowa 2019 Wprowadzenie Mens et manus6. Tworzenie moimi własnymi rękami jest tym, co skłania mój umysł do myślenia7. Książka, którą trzymają Państwo w rękach – bądź otwierają na swoim czytniku czy notebooku – z zało- żenia nie jest ani historyczną, ani etnograficzną klasyczną monografią gminy Wiśniowa. Nie stanowi też en- cyklopedii twórców ludowych z tego terenu czy też katalogu charakterystycznych dlań rodzajów twórczości. Przedmiotem niniejszej publikacji jest dziedzictwo kulturowe tego administracyjnie wyznaczonego terenu, które stanowią szeroko rozumiane tradycyjne profesje, umiejętności i praktyki. Jej główny cel natomiast stanowi nakreślenie i interpretacja dwóch wybranych wymiarów owego dziedzictwa: ? artystycznych i użytkowych działań (wy)twórczych ogniskujących się wokół tytułowego klucza hand- made in Wiśniowa, czyli wiśniowskiej rócnej / rocnej / ryncnej / ręcnej8 roboty oraz ? handlu będącego sposobem dystrybucji owoców tych pierwszych m.in. w specjalnie do tego zaaranżo- wanej przestrzeni miejscowego targu / jarmarku9. Dodatkowo, te dwie mocno zespolone ze sobą osie wiśniowskiej opowieści chcemy ukazać nie tyle w spo- sób konstatywny, statyczny, stwierdzający ale performatywny, sprawczy i wykonawczy: w działaniu, w akcji, czyli bezpośredniej rozmowie z miejscowymi przedstawicielami tychże tradycyjnych praktyk. Osoby te to szeroko ro- zumiani (wy)twórcy, (prze)twórcy oraz handlarze i drobni przedsiębiorcy, rzemieślnicy, rękodzielnicy, hodowcy, rolnicy, konstruktorzy i artyści działający w obrębie gminy – zarówno w przeszłości, jak i aktualnie – tak amator- sko, hobbystycznie, jak i zawodowo, zarobkowo. Innymi słowy zamysłem autorek było, aby (wy)twórcze (rzemieśl- nicze i rękodzielnicze) oraz jarmarczne (handlowe) dziedzictwo wiśniowskie przedstawić poprzez narrację jego dziedziców – mieszkańców gminy. Szukaliśmy odpowiedzi na pytania: Dlaczego się danym rzemiosłem zajęli i zaj- mują nim nadal? Czy jest to tradycja rodzinna? Czy przekazują komuś swój fach? Czy działają samodzielnie czy też są gdzieś zrzeszeni? Czy uczestniczą w lokalnych i ponadlokalnych targach, kiermaszach, jarmarkach, bazarach? Co się w owych (wy)twórczych praktykach, profesjach zmieniło? Czy można w nich wyróżnić technikę tradycyj- ną, tj. stosowaną w przeszłości i współczesną? Czy są one aktualnie nadal wyznacznikiem tego miejsca? W jaki sposób odpowiadają na współczesne potrzeby? Czy powinny mieć miejsce w edukacji formalnej i nieformalnej? Czy jako element dziedzictwa powinny zostać objęte ochroną i ewentualnie, na czym taka ochrona miałaby pole- gać? Wreszcie pytaliśmy również o popularny współcześnie wymiar traktowania dziedzictwa jako zasobu, kultu- rotwórczego, społecznego, turystycznego, ekonomicznego potencjału prorozwojowego mogącego przyczynić się do rozpoznania oraz realnego wykorzystywania konkretnych innych elementów-zasobów niematerialnego i ma- terialnego dziedzictwa gminy? Pytaliśmy naszych rozmówców o wiele rzeczy. Aby jednak ich odpowiedzi w pełni wybrzmiały, odsłaniając wielowymiarowość naszego przedsięwzięcia, najpierw chcemy przybliżyć, jak do niego doszło i dlaczego skoncentrowaliśmy się właśnie na tych aspektach wiśniowskiego dziedzictwa. Wielokontekstowe i wielowymiarowe badania dziedzictwa kulturowego oraz działania animacyjne na jego rzecz od pewnego czasu cieszą się na świecie szerokim zainteresowaniem rozmaitych interesariuszy. Wśród nich wymienić można m.in. akademików i badaczy różnych dyscyplin, regionalistów, folklorystów, polityków, urzędników, animatorów, edukatorów, menadżerów, marketingowców, a także innych działaczy w obszarze kultury, jak i bezpośrednich, różnorodnych właścicieli danej spuścizny kulturowej, których w ak- 6 „Umysł i ręka” – motto Massachusetts Institute of Technology (amerykańskiej uczelni niepublicznej, politechniki o statusie uni- wersyteckim, założonej w 1861 roku w Cambridge USA w stanie Massachusetts). Motto to odzwierciedla ideały edukacyjne założycieli MIT, którzy promowali przede wszystkim edukację służącą zastosowaniom praktycznym. Zob. Massachusetts Institute of Technology, [online:] https://mitadmissions.org/help/faq/motto-mens-et-manus/, dostęp: 12 VII 2018. ? M. Kuijpers, The Future is Handmade, The Craftsmanship Initiative, [online:] https://craftsmanship.net/video/the-future-is- handmade/, dostęp: 12 VII 2019. Wypowiedź krawca Ollie Trencharda jednego z bohaterów filmu dokumentalnego zreali- zowanego przy wsparciu the Netherlands’ Centre for Global Heritage and Development. ? Ze względu na złożoność i zróżnicowanie gwary występującej na pogranicznym terenie gminy Wiśniowa w tym miejscu przytaczamy różne warianty określenia „ręczna” charakterystyczne dla tych obszarów. W tytule książki natomiast – po kon- sultacjach z mieszkańcami oraz językoznawcami i dialektologami prowadzącymi na tych terenach badania językoznawcze – wybraliśmy określenie rócno jako właściwie oddające cechę gwar tej części Małopolski. Uczyniliśmy to świadomi tego, że wariant ryncno – jako forma ponadregionalna, interdialektalna – może uchodzić za bardziej powszechny i przede wszystkim bardziej zrozumiały dla szerszego odbiorcy. ? Por. J. Dziadowiec-Greganić, Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu, „Pismo Folko- we” t. 6, 2018, nr 139, s. 40. tach prawa międzynarodowego w zakresie dziedzictwa zwykło się nazywać depozytariuszami. Tendencje te obserwuje się w ostatnich latach również w Polsce. Świadczą o tym nie tylko kierunki studiów i badania naukowe ale też wzrastająca świadomość, pogłębiana refleksja i wieloaspektowa aktywność w zakresie ma- terialnego i niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Jednym z fenomenów, który można zaklasyfikować do wspomnianego powyżej kulturalno-społecznego trendu, są działania podejmowane przez wiśniowskich liderów lokalnych, animatorów i regionalistów. Nie go- dząc się z utartymi kategoryzacjami ich mikroregionu oraz wbrew niedawnemu jeszcze letargowi czy wręcz ignorancji badawczej ze strony przedstawicieli środowisk akademickich i muzealniczych, oni sami postanowi- li zainicjować działania na rzecz ich złożonego – jak twierdzą – dziedzictwa kulturowego. Etnograficzna „biała plama” i problematyczny „teren przejściowy”10 Gmina Wiśniowa należąca do powiatu myślenickiego w województwie małopolskim to teren pograniczny. Zlokalizowana jest ona bowiem na pograniczu trzech regionów zamieszkałych przez różne grupy etnograficzne: • górali: Zagórzan i Kliszczaków w części południowej za pasmem Lubomira i Łysiny; • Lachów Limanowskich i Lachów Szczyrzyckich w części wschodniej i południowo-wschodniej; • Krakowiaków Zachodnich w części zachodniej i północnej, stanowiącej największy obszar. Wedle podziałów etnograficznych, które ukazują mapy zasięgu grup etnograficznych w Małopolsce11, gmina Wiśniowa z wyjątkiem zagórzańskiej Węglówki należy do Krakowiaków Zachodnich. Ze względu na swoje pograniczne usytuowanie została ona przez etnografów zaszeregowana jako „teren przejściowy”, który do dziś nie doczekał się osobnych, bardziej szczegółowych opracowań12. Rysunek 1. Mapa wyznaczająca granicę lachowsko-góralską przecinającą powiat myślenicki. Źródło: M. Brytan, O. Radziszewska, Próba określenia tożsamości regionalnej mieszkańców gminy Wiśniowa, [w:] Nasz język ojczysty – różne oblicza tożsamości, red. R. Mazur, B. Żebrowska-Mazur, Kraków 2019, s. 89; na podstawie map: Gromady powiatu myślenickiego oraz Rozmieszczenie ubiorów ludowych, [w:] Monografia powiatu myślenickiego, t. II: Kultura ludowa, red. R. Reinfuss, Kraków 1970, s. 12 i 173. Uformowane zewnętrznie i odgórnie podziały etnograficzne oraz stosowane kategoryzacje nie zawsze jednak są zgodne z poczuciem grupowej tożsamości ludności danego obszaru. Tak właśnie jest w przypadku mieszkańców gminy Wiśniowa. Wykazały to m.in. badania Olgi Radziszewskiej i Moniki Brytan przeprowa- 10 Fragmenty zostały opublikowane w: J. Dziadowiec-Greganić, Dziedzictwo rzemieślnicze i rękodzielnicze Gminy Wiśniowa w dzia- łaniu, „Zbiór Wiadomości do Antropologii Muzealnej” 2018, nr 5, s. 325–334. 11 Zob. rozdział Charakterystyka terenu współczesnej gminy Wiśniowa niniejszej publikacji. 12 Warto nadmienić, że istnieją monografie o grupach i terenach sąsiadujących z gminą Wiśniowa. Tymczasem o tradycjach, obyczajach, architekturze, stroju, sztuce czy muzyce mieszkańców terenu, który obecnie należy do gminy Wiśniowa, istnieją jedynie wzmianki w publikacjach zamieszczonych w Monografii powiatu myślenickiego, t. I–II, red. R. Reinfuss, Kraków 1970. Zasługa w tym profesora Romana Reinfussa, który odwiedził te rejony na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. Wspomniana publikacja była ważnym – bo jedynym tego typu – źródłem i punktem wyjścia do naszych badań i działań. dzone w 2017 roku13. Mieszkańcy samej tylko miejscowości Wiśniowa, czyli administracyjnej siedziby gminy, mają wątpliwości w zakresie określenia własnej tożsamości regionalnej. Dialektolog, Maciej Rak, zauważył: „Wiedzą, że nie są góralami (tak nazywają węglowian), ale nie są pewni, czy są Krakowiakami lub Lachami”14 i tłumacząc taki stan rzeczy, stwierdził: „Odpowiada za to pograniczność ich małej ojczyzny, w czym należy widzieć korzyść. Tereny pograniczne, gdzie ścierają się, konkurują lub splatają gwary i kultury, są znacz- nie ciekawsze niż obszary zlokalizowane centralnie. Górale, Lachy i Krakowiacy od wielu lat są przedmio- tem badań dialektologicznych, etnograficznych, folklorystycznych (…) Inaczej jest w przypadku Wiśniowej – o gwarze i kulturze tej części Małopolski wiadomo naprawdę niewiele”15. Sprawę komplikuje dodatkowo wspomniany już niefortunny termin, jaki obszarowi temu nadali etnografowie: „teren przejściowy”. Nie bę- dzie nadużyciem stwierdzenie, że stał się on wręcz „punktem zapalnym” dyskusji o tożsamości mieszkańców. Sprawił bowiem, że świadomi swoich korzeni i refleksyjni przedstawiciele lokalnej społeczności, zaangażo- wani w jej życie społeczno-kulturalne poczuli się wykluczeni. „Teren przejściowy, czyli jaki?” – takie pytanie padało wielokrotnie w trakcie naszych spotkań z mieszkańcami gminy. Pojawiły się w tym kontekście stwier- dzenia brzmiące nawet humorystycznie: „Kto nas przesedł? Z której i na którą stronę?”16. Odpowiedzią na funkcjonujące, pejoratywne – w odczuciu niektórych mieszkańców – określenie ich terenu oraz długotrwałe pomijanie gminy przez badaczy było nawiązanie przez lokalnych liderów współpracy z ośrodkami badawczy- mi, akademickimi i muzealnymi. Ich działania są doskonałym przykładem współczesnego aktywnego, spraw- czego podejścia do dziedzictwa kulturowego. Wiśniowsko godka W pierwszej kolejności mieszkańcy gminy Wiśniowa zainteresowali badaczy lokalną gwarą. W 2017 roku na terenie gminy w ramach programu Narodowego Centrum Kultury „Ojczysty – dodaj do ulubionych” roz- poczęto realizację projektu „Wiśniowsko godka – językowe dziedzictwo Wiśniowej”. Jego organizatorem był Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej współpracujący z Sekcją Dialektologii i Socjolingwistyki Koła Naukowego Językoznawców Studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego im. Mieczysława Karasia, Gminą Wiśniowa oraz Fundacją Sztuki, Przygody i Przyjemności ARTS z Myślenic. Projekt kontynuowanoy rów- nież w roku następnym a jego efektem jest publikacja Słownictwo i kultura ludowa gminy Wiśniowa17. Oprócz słownika zawiera ona hasła tematyczne, które stanowią opisy wybranych zwyczajów i obrzędów ludowych praktykowanych w gminie również współcześnie oraz transkrypcję tekstów gwarowych18. Wraz z działaniami mającymi na celu badanie i opisanie gwary wiśniowian w trakcie realizacji projektu na różne sposoby starano się też promować szeroko pojętą kulturę ludową regionu. Najważniejszymi przedsięwzięciami w tym zakresie było przywrócenie i jednocześnie poszerzenie formuły lokalnych przeglądów śpiewaków i gawędziarzy19 oraz organizacja serii warsztatów i wykładów w przedszkolach, szkołach podstawowych oraz gimnazjach na temat wiśniowskiego folkloru i charakterystycznych dla tych terenów cech gwarowych. Szybko okazało się, że badania dziedzictwa językowego oraz różnego rodzaju działania promocyjne roz- budziły u części mieszkańców chęć do rozszerzenia ich o kolejne aspekty wiśniowskiej lokalnej kultury. Zrodził się pomysł, aby w następnej kolejności zająć się szeroko rozumianym dziedzictwem rękodzielniczym i rzemieśl- niczym. Projekt powstał spontanicznie w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w trakcie spotkań, w których uczestniczyli: przedstawiciele lokalnej społeczności, wśród których należy wymienić główną inicjatorkę przed- 13 Zob. M. Brytan, O. Radziszewska, Próba określenia tożsamości regionalnej mieszkańców gminy Wiśniowa, [w:] Nasz język ojczysty – różne oblicza tożsamości, red. R. Mazur, B. Żebrowska-Mazur, Kraków 2019, s. 87–106. 14 M. Rak, Cel i adresat „Słownictwa i kultury ludowej gminy Wiśniowa”, [w:] Słownictwo i kultura ludowa gminy Wiśniowa, red. M. Rak, autorzy haseł A. Barszczewska i in., Wiśniowa 2018, s. 11–12. 15 Tamże. 16 Stwierdzenia te nawiązywały bezpośrednio do wypowiedzi językoznawcy i dialektologa Artura Czesaka, który obok fachowej terminologii zdania tego użył w trakcie prowadzonych badań nad gwarą tych terenów. 17 Słownictwo i kultura ludowa…. 18 W niniejszej publikacji wykorzystano wiele haseł słownikowych w celu zobrazowania terminologii związanej z tradycyjnymi profesjami, rękodzielnictwem, rzemieślnictwem oraz związanymi z nimi praktykami, technikami, narzędziami, wytworami a także towarzyszącymi im obyczajami. 19 Ciekawą kategorią w Przeglądzie Śpiewaków, Gawędziarzy „Bajania nad Krzyworzeką” jest „Godka miodzy młodsym a star- sym” polegająca na luźnej tematycznej rozmowie gwarą między przedstawicielem starszego i młodszego pokolenia opie- rająca się na dziedzictwie regionu ale poruszająca również tematy współczesne. Ponadto podczas ostatniego przeglądu niezwykle interesującym był występ dwóch miejscowych chłopców, którzy w odpowiedniej charakteryzacji zaprezentowali scenkę zatytułowaną „Dwie kumoski”. Tytułowe kumoski udają się na jarmark aż do Krakowa, na którym będą mogły sprze- dać dobra pochodzące z wiśniowskiego gospodarczego inwentarza. W drodze kumoski plotkują o mieszkańcach swojej wsi oraz o „panach” z miasta. Fot. 1. „Dwie kumoski”. Występ laureatów Przeglądu Śpiewaków i Gawędziarzy „Bajania nad Krzyworzeką” podczas Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, Wiśniowa 6 VII 2019. Fot. MART Fotografia sięwzięcia Grażynę Murzyn20 oraz wspierającego pomysł ówczesnego wójta Wiesława Stalmacha, dyrekcję i pracowników Ośrodka oraz zaproszeni eksperci, którymi byli badacze dziedzictwa kulturowego z Uniwer- sytetu Jagiellońskiego i filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Rozmawiano w tym gronie na wiele tematów dotyczących historii i tradycji tego terenu, a efektem debat była decyzja o wspólnym przedsięwzięciu przygo- towaniu i złożeniu wniosku do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach priorytetu „Kultura ludowa i tradycyjna”. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych Dwuletni projekt „Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działa- niu” (2018–2019)21, co warto jeszcze raz podkreślić, zainicjowany został oddolnie, czyli przez przedstawicieli lokalnej społeczności. Jego organizatorem był Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej a głównym partnerem Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie. Ponadto pozostałymi partnerami przedsię- wzięcia byli: Gmina Wiśniowa, Gminna Biblioteka Publiczna im. Janiny Czaja w Wiśniowej oraz Fundacja Sztuki, Przygody i Przyjemności ARTS z Myślenic. Projekt objęli honorowym patronatem: Narodowy Instytut Dziedzictwa, Stowarzyszenie Twórców Ludowych, Małopolskie Centrum Kultury SOKÓŁ, Marszałek Woje- wództwa Małopolskiego oraz Starosta Powiatu Myślenickiego. Ponadto udało się pozyskać wielu znaczących patronów medialnych, dzięki którym przedsięwzięcie można było udokumentować oraz promować zarówno wśród lokalnej społeczności Małopolski, jak i szerzej w wymiarze ogólnopolskim. Wśród patronatów medial- nych należy wymienić ogólnopolskie media tematyczne: „Pismo Folkowe” i portal Kultura Ludowa.pl oraz media regionalne: TVP3 Kraków i Radio Kraków. Relacje z wydarzenia wyemitowano również m.in. w Pro- gramie Pierwszym Polskiego Radia oraz opublikowano w „Dzienniku Polskim” (redakcja krakowska). Mediami lokalnymi, które objęły projekt patronatem były: Myślenice ITV, „Gazeta Myślenicka”, Dobczycki Portal In- formacyjny, Sedno, Miasto Info, Telewizja i Portal KMY. Wszystkie informacje medialne zgrupowane zostały na stronie projektu w zakładce „O nas w mediach”. Jak argumentowano we wniosku do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, projekt ukierun- kowany został na wypełnienie znaczących luk w zakresie inwentaryzacji, dokumentacji, ochrony, interpretacji i popularyzacji wybranego – przez samych mieszkańców – aspektu różnorodnego dziedzictwa kulturowego 20 Lokalna regionalistka, z wykształcenia technik odzieżowy, która od lat zajmuje się rękodziełem, szyje tradycyjne stroje ludo- we i stroje inspirowane modą folk. Wraz z mężem prowadzi ona regionalne atelier oraz serwis i sklep internetowy „Beskid Art Deco”, w którym pracuje z grupą lokalnych artystów i rękodzielników. Misją „Beskid Art Deco” od jego powstania jest promowanie zarówno zapomnianych twórców ludowych, jak i młodych początkujących artystów z regionu Beskidu oraz ochrona ginących zawodów związanych z kulturą i tradycją tego terenu. Rozmowa z Grażyną Murzyn zamieszczona została w części Wiśniowskie rozmowy rzeki niniejszej publikacji. 21 Projekt został dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury w ramach programu „Kultura ludowa i tradycyjna” 2018 oraz funduszy Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej. Zob. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu, [online:] http:// wisniowskijarmark.gokis-wisniowa.pl/, dostęp: 1 VII 2019. pogranicznej gminy Wiśniowa. Głównym jego celem było zbadanie współczesnych znaczeń, funkcji i przemian profesji, rzemiosł, rękodzieła, lokalnego wytwórstwa, przetwórstwa oraz wszelkiej twórczości i produkcji gmin- nej – uchodzących wśród przedstawicieli tej społeczności za aktywności tradycyjne – w szerszym kontekście społeczno-kulturowym. Ważne w tej mierze są współcześnie działania na rzecz umacniania tożsamości lokalnej oraz podejmowane próby budowania wspólnotowości wokół rodzimych tradycji. Wszystkie te aktywnowości wypływają z przekonania o sile i znaczącej roli dziedzictwa kulturowego w życiu społecznym, religijnym, kultu- ralnym i ekonomicznym mieszkańców. Kolejnym istotnym elementem projektu było zbadanie, jak w pamięci społecznej, w tym przypadku za- wężonej do lokalnej społeczności gminy, funkcjonują tytułowe jarmarki, które odbywały się na tych terenach, według ksiąg parafialnych, od XVII wieku oraz jaki mają one związek z tradycyjnymi profesjami współcześnie. Jednym z zamierzeń, jaki przyświecał lokalnym inicjatorom projektu, była próba reaktywacji wiśniowskich jar- marków. Dostrzeżono bowiem, że zorientowane przede wszystkim na miejscową społeczność cykliczne wielo- wymiarowe wydarzenie, jakim jest jarmark, może aktywizować i integrować przedstawicieli różnych grup twór- ców i odbiorców. Ten rodzaj praktyki poza tym, że odzwierciedla w działaniu następny ważny wymiar lokalnego dziedzictwa kulturowego: handel i kupiectwo, wpisuje się jednocześnie w różnorodne zwyczaje, rytuały i ob- rzędy świąteczne. Niektóre współczesne, zmitologizowane i romantyczne wizje zakładają, że rzemiosło związa- ne z dawnymi i ginącymi zawodami powinno być kultywowane w celach autotelicznych, by ocalić tradycję dla niej samej. Pomija się w nich lub pejoratywnie ocenia ewentualny czynnik ekonomiczny, komercyjny. W lokalnej wiśniowskiej inicjatywie na przekór tym tendencjom podkreślono, że komercjalizacja wyrobów i poddanie ich procesowi komodyfikacji/utowarowienia w wielu miejscach pozostaje w zgodzie z duchem tradycji rzemieślni- czej. Rzemieślnik bowiem zawsze wytwarzał swoje wyroby w celu ich zbytu i zarobku. W związku z powyższym w projekcie postawiono jeszcze jeden cel: zbadanie mianowicie, jak w świado- mości współczesnych mieszkańców funkcjonują wielokulturowe aspekty dziedzictwa rzemieślniczo-rękodzielni- czego i targowego tamtejszych pogranicznych terenów, które ukształtowały się m.in. poprzez obecność na nich społeczności żydowskiej trudniącej się głównie handlem, kramarstwem, szynkarstwem i karczmarstwem. Tym samym badania przeprowadzone na terenie gminie poza studiami nad dziedzictwem kulturowym wpisują się tak- że w dynamicznie rozwijany współcześnie nurt badań nad regionalną, lokalną pamięcią społeczno-kulturową. O metodzie i celach Wbrew nazwie „Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych”, która sugerować może popular- ne współcześnie jednorazowe lub cykliczne, ale w większości jednowymiarowe przedsięwzięcia eventowe, pro- jekt składa się z wielu konsekwentnie ze sobą połączonych działań oraz jasno zdefiniowanych, zaplanowanych etapów ich realizacji. Zawarte w członie tytułu sformułowanie „w działaniu” odnosi się natomiast do performa- tywnego podejścia w badaniach nad dziedzictwem, które polega m.in. na przeniesieniu zainteresowań badaw- czych „z człowieka jako istoty wytwarzającej [lub jedynie odtwarzającej] na człowieka jako istotę działającą, (…) z narracji na akcję, z kontemplacji na działanie, z tego, co się stało, na to, co się staje, z komunikacji pośredniej na komunikację bezpośrednią”22. Wieloznaczny, wielopoziomowy i niezwykle operatywny termin „performans” (ang. performance) – poza popularnymi definicjami widowiskowymi – wyjaśnia się jako „wykonanie czegoś”, „wytworzenie czegoś”. W badaniach zatem poprzez wspomniane podejście „w działaniu”, „w akcji”, „w reali- zacji” akcent został położony zdecydowanie na praktyki oscylujące pomiędzy wytwórczością a odtwórczością. Nie zarzucono jednak całkowicie aksjologicznego podejścia deklaratywnego zorientowanego na wartości. Taki wybór koresponduje z teorią praktyk Theodora Schatzkiego i Andreasa Reckwitza23, którzy w aktywnościach społecznych poczynili wyraźne rozróżnienie na displaying – wystawianie na pokaz, modelowanie, eksponowa- nie, manifestowanie a doing, tj. aktywności dziejące się, działające. Zwrot ku praktykom (practice turn/shift) zakłada ich konstytutywną rolę. Są one rozumiane jako stru- mienie ludzkiej aktywności (tego, co się robi i mówi) zorganizowane wokół wspólnej praktycznej wiedzy oraz zdolności i umiejętności – bazy stanowiącej podstawę działania i przekładania owej „wiedzy” na praktykę: know how to do, czyli wiedzy, jak coś się robi, wiedza-przepis aplikowana w działaniach/knowledge in action, która – będąc wiedzą podzielaną – synchronizuje działania jednostek zakorzenione w konkretnym miejscu i czasie, 22 W. Dudzik, Posłowie do wydania polskiego, [w:] Rytuał, dramat, święto, spektakl. Wstęp do teorii widowiska kulturowego, red. J.J. MacAloon, przeł. K. Przyłuska-Urbanowicz, Warszawa 2009, s. 423. 23 Zob. T. Schatzki, Social Practices. A Wittgensteinian Approach to Human Activity and the Social, Cambridge 1996; tenże, In- troduction: Practice Theory, [w:] The Practice Turn in Contemporary Theory, red. T. Schatzki, K. Knorr Cetina, E. von Savigny, London 2001, s. 10–23; tenże, A Primer on Practices: Theory and Research, [w:] Practice-Based Education. Perspectives and Strategies, red. J. Higgs, R. Barnett, S. Billett, M. Hutchings, F. Trede, Rotterdam 2012, s. 13–26; A. Reckwitz, Toward a Theory of Social Practices: A Development in Culturalist Theorizing, „European Journal of Social Theory” 2002, nr 5, s. 243–263; tenże, Practices and Their Affects, [w:] The Nexus of Practice: Connections, Constellations and Practitioners, red. A. Hui, T. Schatzki, E. Shove, Abingdon 2002, s. 115–125. otwarte a więc zmienne, nieograniczone do działań rutynowych. Według Schatzkiego, podejście zorientowa- ne na praktyki pozwala rekonstruować i dekonstruować zbiory znaczeń i interpretacji danej wspólnoty, które mogą być nieuchwytne dla badań koncentrujących się na wartościach czy normach kulturowych „podzielanych” przez członków danej grupy i wyrażanych przez nich w sposób deklaratywny. Zdaniem m.in. Reckwitza, teorie praktyk podobnie jak analiza dyskursu, proponując nową ontologię, obiecują „przekroczenie”, wyjście poza lub „ponad” dotychczasowe dychotomie, np. agency – structure; działanie – myślenie; szanse – zagrożenia; żywe – nieżywe; autentyczne – stylizowane, oraz zmianę w definiowaniu kultury. Rozumienie tej ostatniej jako we- wnętrznej idei lub sieci znaczeń ustępuje miejsca analizie w kategoriach dwóch typów zewnętrznie obserwo- walnych procesów: po pierwsze: praktyk jako takich, po drugie: dyskursu, w tym również o tychże praktykach. W trakcie prowadzenia badań terenowych w ramach niniejszego projektu podczas wywiadów etnograficznych, otwartych animacyjnych spotkań z przedstawicielami społeczności lokalnej, inwentaryzacji oraz rozbudowa- nych kwerend uwzględniono zatem dwa nurty performatywny oraz teorię praktyk. Do celów szczegółowych projektu należało: 1. zbadanie (geo)lokalizacji tradycyjnych profesji gminy zarówno dawnych, jak i współczesnych; 2. dotarcie do lokalnych (wy)twórców, rzemieślników, rękodzielników i zaproszenie ich do badań nie tylko w charakterze informatorów ale również w charakterze partnerów, uczestników badań, zgodnie z założe- niami partycypacyjnych badań w działaniu; 3. zbadanie aranżacji wizualnej otoczenia pracy i działalności lokalnych (wy)twórców, rzemieślników, ręko- dzielników; 4. ustalenie genezy powstawania profesji, określenie ich cech charakterystycznych oraz uchwycenie ich przemian; 5. zbadanie funkcji i znaczenia tradycyjnych profesji w gminnych wspólnotach lokalnych oraz szerzej w spo- łecznościach sąsiedzkich i ponadlokalnych; 6. zebranie i udokumentowanie wierzeń, obrzędów i rytuałów bezpośrednio związanych z tradycyjnymi profesjami; 7. upowszechnienie oraz promocja zbadanych i udokumentowanych profesji we współczesnej kulturze, przede wszystkim na terenie gminy i powiatu a w dalszej kolejności na terenie województwa małopol- skiego oraz całej Polski. Należy również podkreślić, że jednym z głównych celów projektu była identyfikacja, poznanie i przedstawie- nie szeroko pojętych rzemieślników, rękodzielników, twórców, wytwórców, przetwórców i artystów działających zarówno w przeszłości, jak i współcześnie w obrębie gminy Wiśniowa, według klucza „wiśniowsko rócno robota”, dodatkowo uchodzących w lokalnej społeczności za przedstawicieli szeroko pojętych tradycyjnych profesji, umie- jętności, praktyk (wy)twórczych. Zdecydowana większość rozmówców – jako przedstawicieli tychże – występuje w publikacji pod imieniem i nazwiskiem zgodnie z wyrażoną wcześniej zgodą. Podczas konferencji inaugurującej projekt ze strony jego inicjatorki Grażyny Murzyn padły wymowne słowa: „Myślę, że etnografowie mają tu co robić, nie będą się nudzić i bardzo jesteśmy im wdzięczni, że do nas przyjechali”. Uważamy, że badania terenowe w pełni potwierdziły to stwierdzenie. „Wiśniowski Jarmark Rze- miosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu” od początku był pomyślany jako projekt złożony, wielowymiarowy i przede wszystkim otwarty. Ważnym jego założeniem było, aby przybrał formę włączającą i aktywizującą różne grupy mieszkańców całej gminy. Na wielu polach z sukcesem zrealizowano te założenia. W trakcie realizacji podejmowano kolejne nowe działania, które nie zostały wprawdzie zaprojektowane w sa- mym wniosku do Ministerstwa, ale wpisywały się w jego ideę i służyły realizacji jego celów. Należy podkreślić, że w kolejnych fazach projekt angażował przedstawicieli nowych grup funkcjonujących w społeczności lokal- nej. Jako koordynatorów i realizatorów niezwykle ucieszyła nas jego rosnąca popularność oraz tak ważna ewo- luująca inkluzywność, które generowały z kolei coraz to szersze formy działań i współpracy znacznie wykra- czające poza określony w projekcie scenariusz. Dzięki temu m.in. przeprowadzono znacznie więcej wywiadów z respondentami/rozmówcami i spotkań z mieszkańcami Wiśniowej i okolic, o które zabiegali zainteresowani przedsięwzięciem przedstawiciele tych społeczności. W efekcie pogłębionych kwerend udało się zgromadzić kolejne materiały z archiwów parafialnych, instytucjonalnych oraz – tak cennych – zbiorów prywatnych. Wśród tych ostatnich warto wymienić pokaźne archiwum lokalnych twórców ludowych i rzemieślników przekracza- jące tereny ziemi myślenickiej tworzone przez lata przez Jana Koczwarę wieloletniego dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury w Myślenicach. Jest on znany w okolicy m.in. z tego, że nie tylko organizował miejscowe, ponadlokalne a nawet wyjazdowe (zagraniczne) wystawy i konkursy z zakresu lokalnej sztuki ludowej, ale także posiadał umiejętność integrowania jej twórców wokół ośrodka kultury w nowatorskich metodycznie na swoje czasy klubach24. Kolejnym, niezwykle cennym ze względu na problematykę projektu źródłem materiałów są gminne księgi parafialne, prowadzone od 1620 roku, udostępnione przez ks. kanonika Wacława Bednarza pro- boszcza parafii pod wezwaniem św. Marcina w Wiśniowej a także archiwalne inwentarze lokalnych wsi, z któ- rych można choć po części wywieść, czym trudnili się ich mieszkańcy. Ponadto dzięki współpracy z członkami zespołu projektowego wspomnianej już wyżej Wiśniowskiej godki stworzona przez nich mapa przysiółków25, która powstawała przy aktywnej pomocy członków społeczności lokalnej, posłużyła do wywiedzenia z ich nazw profesji, z jakich słynęli ich mieszkańcy (np. Kowalówka, Młynówka). Zgodnie z tytułem przedsięwzięcia „lokalna tradycja w działaniu”, projekt zaczął niejako „żyć własnym życiem”, wychodząc poza twarde ramy harmonogramu zawartego we wniosku ministerialnym. Po wywiadach i inwentaryzacji gorsetów wielu członków społeczności czuło niedosyt. Rozbudziło to w nich chęć do dalszych działań. Jednym z pomysłów, powstałych już w trakcie projektu, było poszerzenie inwentaryzacji o stare fo- tografie związane z tradycyjnym rzemiosłem w gminie. W ten sposób przeprowadzono inwentaryzację zdjęć we wszystkich sołectwach gminy przedstawiających tradycyjne profesje, zawody, umiejętności i praktyki (wy) twórcze w działaniu. Jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie stare fotografie zamieszone w tej publikacji po- chodzą z zasobów pozyskanych w trakcie owych specjalnie zaaranżowanych działań. Materiały udostępnione przez rodziny zamieszkujące gminę Wiśniowa zostały skatalogowane na potrzeby projektu przez pracowników lokalnego Ośrodka Kultury i Sportu. Ostatecznie multimedialny materiał pozyskany przez zespół badawczo-dokumentacyjny z Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie26 oraz pracowników Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej27 przy aktywnym współudziale członków lokalnej społeczności28 w trakcie etnograficznych badań terenowych opracowany i upowszechniony został w atrakcyjnej formie odpowiadającej współczesnym kontekstom kulturo- wym zróżnicowanych odbiorców. Składają się na nią: ? niniejsza problemowa, ilustrowana tematyczna monografia zarówno w tradycyjnej formie drukowanej, jak i w wersji elektronicznej, przy czym obie w wolnym dostępie; ? internetowa interaktywna mapa tradycyjnych profesji/zawodów: rzemiosł, rękodzieł, lokalnej wytwór- czości, produkcji i ich (wy)twórców mająca charakter crowdsourcingowy, czyli mieszkańcy gminy na bie- żąco sami mogą rozbudowywać bazę; ? wystawa „WIŚNIOWSKIE DZIEDZICTWO W DAWNYM OBIEKTYWIE” prezentująca stare fotografie stanowiące własność mieszkańców przedstawiające tytułowe tradycje rzemieślnicze, rękodzielnicze, wy- twórcze i przetwórcze oraz dawne lokalne jarmarki w działaniu, a także współczesne portrety ich narrato- rów tj. (wy)twórców, rzemieślników, rękodzielników, wśród których prowadzone były badania terenowe. Poza formą stacjonarną wystawa została udostępniona również w formie wirtualnej na stronie interne- towej projektu. Ważnym aspektem wystawy jest to, że na różnych etapach projektu była ona współtwo- rzona przez mieszkańców gminy Wiśniowa. Warto podkreślić, że większość zdigitalizowanych i następnie wydrukowanych zdjęć celowo prezentowana była w swoich oryginalnych rozmiarach, pierwotnym forma- cie i kształcie, tak aby każdy mógł do nich podejść i je dotknąć. Zrezygnowano zatem z popularnych od pewnego czasu wielkoformatowych wydruków. Koncept ten zachęca do interakcji, rozmów i wspomnień na temat lokalnego dziedzictwa. Przedsięwzięcie to wpisuje się w nurt budowania lokalnych archiwów społecznych. Inwentaryzacje zdjęć miały miejsce we wszystkich sołectwach gminy; ? tematyczne spoty oraz film „HANDMADE IN WIŚNIOWA” – owoc badań terenowych zrealizowane w trakcie obozów etnograficznych we współpracy z absolwentami warszawskiej Akademii Sztuk Pięk- nych, specjalność: sztuka nowych mediów, które pełnić będą rolę nie tylko dokumentacji całego przed- sięwzięcia ale również formę profesjonalnych materiałów promujących gminę Wiśniowa; ? multimedialny, wirtualny i „tradycyjny” (w postaci kart inwentarzowych) katalog gorsetów z terenu gmi- ny (będących własnością mieszkańców i lokalnych instytucji) – wynik inwentaryzacji przeprowadzonej w trakcie projektu z inicjatywy lokalnych regionalistów i (wy)twórców. Teren gminy to nadal spraw- nie funkcjonujące „zagłębie” hafciarstwa i krawiectwa strojów ludowych/regionalnych, wśród których 24 Mowa tu o słynnym Klubie Plastyków Amatorów i Twórców Ludowych, który dzielił się na sekcje tematyczne np. haftu i bi- bułkarstwa, plastyki i malarstwa, rzeźby itd. 25 Przysiółek to skupisko kilku gospodarstw stanowiące integralną część wsi. 26 Reprezentantami Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie w projekcie byli jego pracownicy: Joanna Dziadowiec- -Greganić pełniąca funkcję kierownika i koordynatora naukowo-merytorycznego oraz członkowie zespołu: Anahita Rezaei, Aleksander „Bratek” Robotycki, Patryk Pawlaczyk, Mariusz Grabarski. 27 Reprezentantami Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej w projekcie byli jego pracownicy: Agnieszka Dudek, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej pełniąca funkcję koordynatora organizacyjnego oraz członkowie zespołu: Joanna Juras, Kacper Ścibor, Elżbieta Bogacz. 28 Przedstawicieli społeczności miejscowej do aktywności mobilizowała Grażyna Murzyn. dominują gorsety. Katalog z obszernym komentarzem opisującym inwentaryzację stanowi rozdział szósty niniejszej publikacji; • konferencje i debaty oraz animacyjne spotkania praktyków i teoretyków; • tematyczne widowiska współtworzone przez różne pokolenia mieszkańców działających w lokalnym ru- chu artystycznym, folklorystycznym; • wieńczący projekt jarmark, który w zamierzeniu jego organizatorów bazował na wspomnianych dawnych, cyklicznych jarmarkach i targach wiśniowskich. Współtworzony był w różnym wymiarze i charakterze przez mieszkańców a przede wszystkim przez zidentyfikowanych w trakcie projektu przedstawicieli tra- dycyjnych profesji: rzemieślników, przetwórców, rękodzielników, (wy)twórców, artystów. Przedstawiciele społeczności wiśniowskiej otworzyli przed nami swoje domy, udostępniając m.in. różno- rodne prywatne archiwa w postaci własnoręcznych zapisków, pamiętników, tomików, zdjęć, pamiątek rodzin- nych, kolekcji i wreszcie kluczowych z perspektywy projektu wytworów szeroko rozumianej twórczości wła- snej: rękodzieła, wyrobów, produktów ale także własnoręcznie skonstruowanych maszyn i wielofunkcyjnych wyrobów użytkowych i artystycznych oraz tzw. wytworów warsztatowych i garażowych. Wszystkie te elemen- ty wzbogaciły zaprojektowane przedsięwzięcie i – co najważniejsze – stanowią one bezpośrednią informację zwrotną o zasadności i potrzebie jego realizacji oraz – co można już teraz stwierdzić – kontynuacji. Przypomi- nając, że cały projekt zainicjowany został oddolnie przez przedstawicieli lokalnej społeczności, co współcześnie jest bardzo cennym zjawiskiem, należy zaznaczyć, że jest on odpowiedzią na realną a nie kreowaną potrzebę mieszkańców tego regionu świadomego wykorzystania i interpretacji własnego dziedzictwa kulturowego. Rozdział 1. Charakterystyka terenu współczesnej gminy Wiśniowa …z której strony my jesteśmy, no stąd jesteśmy!29. Pomiędzy górą Kamiennik i Łysiną z Lubomirem należącymi do Beskidu Średniego a Grodziskiem, Księżą Górą, Ciecieniem i Wierzbanowską Górą w Beskidzie Wyspowym rozciąga się rozległa śródgórska pradolina rzeki Smarkawy30, obecnie Krzyworzeki31. Dolinę tę przed wieloma laty nazywano „Kotliną św. Marcina”. To tutaj położona jest wieś Wiśniowa – siedziba całej gminy. Gmina Wiśniowa zajmuje obszar 6724,66 ha, czyli 67,3 km2. W jej obrębie znajduje się siedem wsi. Największą z nich jest Lipnik – 17,6 km2, następnie kolejno: Wiśniowa – 16,5 km2, Węglówka – 14,1 km2, Wierzbanowa – 7,9 km2, Kobielnik – 4,9 km2, Glichów – 3,5 km2 i Poznachowice Dolne – 2,8 km2 powierzchni32. Wiśniowskie pogranicze „Od Kotliny Żywieckiej po obniżenie Wiśniowej, na południowy wschód od Myślenic, ciągnie się niskie pa- smo Beskidu Średniego. Na południe i południowy wschód od Beskidu Średniego wznoszą się charakterystyczne, kopcowate i pojedyncze szczyty górskie wyrastające z Pogórza Karpackiego. Jest to Beskid Wyspowy. Wiśniowa leży na pograniczu Beskidu Średniego zwanego często Makowskim i Beskidu Wyspowego”33. Z położenia gminy pomiędzy górami należącymi do Beskidu Wyspowego34 i Beskidu Makowskiego wynikają jej walory przyrodnicze. Pasmo Beskidu Makowskiego przebiega wzdłuż zachodniej granicy gminy ze szczytami: Kamiennik 818 m n.p.m., Łysina 891 m n.p.m. i Lubomir 904 m n.p.m. Wzdłuż wschodniej granicy ciągnie się pasmo Beskidu Wyspowego ze szczytami: Grodzisko 618 m n.p.m., Księża Góra 648 m n.p.m., Ciecień 829 m n.p.m., na południu gminy zaś usytułowana jest Wierzbanowska Góra 778 m n.p.m. Z okolicznych gór w dno kotliny spływają liczne potoki, które łączą się, tworząc wspomnianą Krzyworzekę. Gmina Wiśniowa administracyjnie należąca współcześnie do powiatu myślenickiego w województwie małopolskim, zlokalizowana jest na styku kilku regionów etnograficznych. Część południową za pasmem Lubomira i Łysiny stanowią Górale Zagórzańscy – Zagórzanie zamieszkujący dolinę górnej Raby z dopływa- mi: Porębą, Mszanką i Kasinką, od południa otoczeni północnymi stokami Gorców, a od wschodu wzniesie- niami Beskidu Wyspowego. Ponadto część południową sąsiadującą z gminą Wiśniowa zamieszkują Górale Kliszczaccy – Kliszczacy (Kliszczaki). Ta grupa góralska z północno-zachodniej części zasięgu Górali Karpac- kich traktowana jest przez niektórych badaczy jako grupa przejściowa góralsko-lachowska. Po raz pierwszy w 1851 roku wymienił ją Wincenty Pol (1807–1872)35. Od wschodu i południowego wschodu gminę otacza- ją Lachy Limanowskie zamieszkujący wraz z Zagórzanami północno-wschodnią część Beskidu Wyspowego oraz Lachy Szczyrzyckie – Szczyrzycanie usytuowani pośrodku grup lachowskich. Ci ostatni tworzyli niegdyś na Podkarpaciu pas osad równoległy do Beskidów. Kultura Szczyrzycan uformowała się na styku góralszczy- zny karpackiej i Krakowiaków36. Od strony zachodniej i północnej natomiast gmina Wiśniowa otoczona jest grupą Krakowiaków Zachodnich – mieszkańców zachodniej części dawnej ziemi krakowskiej oraz Krakowa, żyjących po obu stronach Wisły. Jest to największy obszar. Wedle map etnograficznych zdecydowana część 29 Wywiad z Łukaszem Bajerem – historykiem, archiwistą, miejscowym przewodnikiem turystycznym i górskim, organizatorem wycieczek krajoznawczych, m.in. rekreacyjnych rajdów turystycznych „Dusiołek Górski”, pochodzącym z Wiśniowej, obec- nie zamieszkałym w Dobczycach. 30 S. Piechowicz, W Wiśniowej i na jej granicach dawniej i dziś, Wiśniowa 1998, s. 9. 31 Por. M. Nawieśniak, M. Strutyński, J. Hernik, Charakterystyka zmian przebiegu koryta Krzyworzeki oraz potoku Niedźwiadek na terenie gminy Wiśniowa w ujęciu historycznym, „Episteme” t. XXII, 2014, nr 2, s. 321–328. 32 S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 12. 33 Tamże, s. 9. 34 Por. D. Gacek, Beskid Wyspowy. Przewodnik, Pruszków 2012, s. 328–330. 35 Wincenty Pol podjął jako pierwszy próbę całościowego przedstawienia podziałów etnograficznych ludności góralskiej zamieszkującej północne stoki Karpat. Zob. W. Pol, Rzut oka na północne stoki Karpat, Kraków 1851 [oprac. S. Kryciński, Rzeszów 2015]. Por. S. Węglarz, Antropologia hermeneutyczna wobec tradycyjnych tekstów kulturowych. Przykład interpretacji wyobrażeń naukowych o Tatrach i góralach tatrzańskich do połowy XIX wieku, Katowice 2010, s. 203; M. Brylak-Załuska, Górale Zagórzańscy, [w:] Etnozagroda.pl, [online:] https://www.etnozagroda.pl/gorale-zagorzanscy, dostęp: 31 VII 2019; taż, Górale Kliszczaccy, [w:] Etnozagroda.pl, [online:] https://www.etnozagroda.pl/gorale-kliszczaccy, dostęp: 31 VII 2019. 36 Zob. Taż, Lachy Limanowskie, [w:] Etnozagroda.pl, [online:] https://www.etnozagroda.pl/lachy-limanowskie-test, dostęp: 31 VII 2019; taż, Lachy Szczyrzyckie, [w:] Etnozagroda.pl, [online:] https://www.etnozagroda.pl/lachy-szczyrzyckie, dostęp: 31 VII 2019. gminy, poza obszarem południowym zlokalizowanym w obrębie miejscowości Węglówka, należy właśnie do tej grupy37. Rysunek 2. Wiśniowskie pogranicze – podział regionalny. Oprac. Kacper Ścibor W latach 1958–1965 na terenie powiatu myślenickiego badania prowadził Roman Reinfuss (1910–1998) ze współpracownikami38. Obszar współczesnej gminy Wiśniowa badacze zaliczyli wówczas do „terenów przejścio- wych”. Warto podkreślić, że już w trakcie tamtych eksploracji wskazywano, że cały obszar myślenicki jest niejedno- lity pod względem etnograficznym. „Jego część północną zamieszkuje ludność o kulturze podobnej jak w okolicach Krakowa, podczas gdy w części południowej spotykamy Górali. Między tymi dwiema grupami istniał od dawna anta- gonizm (…). Wytworzyły się skutkiem tego obszary przejściowe zaś granica Góralszczyzny przesuwała się w kierunku południowym. Widoczne to jest szczególnie w dziedzinie stroju, gdzie wzdłuż pogranicza lachowsko-góralskiego w tych samych wsiach noszone były obok siebie części ubioru krakowskiego i góralskiego”39. Powołując się na wcze- śniejszych badaczy, m.in. Josepha von Mehoffera (1786–1844), Wincentego Pola, Franciszka Bujaka (1875–1953), Seweryna Udzielę (1857–1937)40, granicę góralsko-lachowską, tj. pas wsi o charakterze przejściowym góralsko-la- chowskim, wskazywano zgodnie na odcinku powiatu myślenickiego na południe od Myślenic i Dobczyc, czyli na północ od linii granicznej najdalej wysuniętych wsi góralskich: Bieńkówki, Trzebuni, Stróży i Pcimia41. Renato Rosaldo stwierdza, że „w analizach społecznych pogranicza kulturowe przesunęły się z marginesu na miejsce centralne”42. Należy jednak nadmienić, że zagadnienie to staje się współcześnie coraz bardziej złożone. Po- granicze kulturowe posiada bowiem wiele wymiarów. Jeden z nich jest szczególnie interesujący w kontekście badanej społeczności. Wraz z postępującymi procesami globalizacji i towarzyszącymi im tendencjami do ujednolicania badacze wskazują na procesy i tendencje przeciwne – glokalizm, glokalizacja lub tzw. nowy lokalizm, regionalizm. Zjawisko to polega m.in. na podkreślaniu, reaktywowaniu, czy też kreowaniu na nowo, poprzez różne – oddolne i zorganizowane – działania i praktyki, tożsamości lokalnej danej wspólnoty wokół idei „małej ojczyzny”. Warto pamiętać, że praktyki te nigdy nie pozostają w całkowitej opozycji tudzież izolacji wobec praktyk globalnych czy też globalizujących. Wręcz przeciwnie, te drugie mogą dla świadomych i aktywnych członków wspólnot regionalnych służyć za narzędzia wyko- rzystywane do osiągania ich własnych celów lokalnych, tj. poprzez zdobycze i wytwory globalizacji mogą oni działać na rzecz swojej własnej małej ojczyzny. Innymi słowy globalne tendencje wpływają na lokalne praktyki, ale również potrzeby i działania lokalnych wspólnot nie pozostają bez echa na globalne procesy, zwłaszcza te społeczno-kulturowe. 37 Sąsiadami Krakowiaków od północy były regiony: kielecki i świętokrzyski; od wschodu – Sandomierzanie wraz z terenami pogranicza Lasowiaków; od południa zaś Pogórzanie, Lachy: Sądeckie, Limanowskie, Szczyrzyckie i Kliszczacy oraz Dolanie – subregion Żywiecczyzny; od zachodu zaś – Ślązacy. 38 Badania z zakresu ludowej twórczości plastycznej, kultury materialnej, duchowej oraz społecznej prowadziła Pracownia Badania Sztuki Ludowej Instytutu Sztuki PAN. Następnie dołączył do niej zespół z Katedry Etnografii i Etnologii UMCS w Lublinie. Zob. Monografia powiatu myślenickiego. 39 R. Reinfuss, Wstęp, [w:] Monografia powiatu myślenickiego…, t. II, s. 6–7. 40 J. von Mehoffer, Der Wadowizer Kreis im Königreich Galizien, Wiedeń 1843; W. Pol, Rzut oka…; F. Bujak, Przyczynek do kwestii „Lachów” i „Górali”, „Lud” t. VIII, 1902, s. 161-168; S. Udziela, Etnograficzne ugrupowanie i rozmieszczenie rodów Górali, „Prze- gląd Geograficzny” t. I, 1918, z. 1–2, s. 80–91. 41 R. Reinfuss, Wstęp, [w:] Monografia powiatu myślenickiego…, t. II, s. 8. Zob. tenże, Pogranicze krakowsko-góralskie w świetle dawnych i najnowszych badań etnograficznych, „Lud” t. XXXVI, 1946, s. 250. 42 R. Rosaldo, Culture and Truth. The Remaking of Social Analysis, Boston 1989, s. 28, tłum. własne. Rysunek 3. Rozmieszczenie strojów ludowych. I – granica powiatu, II – granica lachowsko- góralska, III – zasięg terenów przejściowych, IV – ubiory krakowskie, V – ubiory góralskie (kliszczackie), VI – ubiory góralskie (podhalańskie), VII-IX – tereny przejściowe, krakowsko-góralskie: VII – grupa kobielnicka, VIII – grupa szczyrzycko-krzesławicka, IX – grupa trzemieśniańska. Miejscowości: M – Myślenice, D – Dobczyce, G – Gdów, 1 – Harbutowice, 2 – Stróża, 3 – Droginia, 4 – Trzemeśnia, 5 – Raciechowice, 6 – Poznachowice, 7 – Krzesławice, 8 – Kobielnik, 9 – Węglówka, 10 – Skawa. Źródło: Z. Szewczyk, Strój ludowy, [w:] Monografia powiatu myślenickiego…, t. II, s. 173. Wszelkie obszary określane jako pogranicza cieszą się obecnie szczególną popularnością wśród dzia- łań – w tym specjalnie opracowywanych programów – na rzecz rewitalizacji kultury oraz szeroko pojętego ratowania tradycji i dziedzictwa kulturowego jakiegoś mikroregionu. Konrad Górny słusznie zauważył, że „pogranicze, zwłaszcza w kontekście lokalno-regionalnym, czy mikrolokalnym, stało się miejscem, w którym upatruje się między innymi odradzania świadomości i tożsamości regionalnych, odzyskiwania różnorakich tradycji, obyczajów i folkloru o szczególnej, bo niejednorodnej, wszak pogranicznej, charakterystyce. W ta- kim kreowaniu przestrzeni pogranicza pomagają przede wszystkim ruchy regionalne, które często wskazują na wielokulturowość tych obszarów”43. W pewnej mierze taką sytuację można zaobserwować na terenie współczesnej gminy Wiśniowa. Problematyczne dla członków miejscowej społeczności określenie „teren przejściowy”, odgórnie przy- pisane przez etnografów, przytoczono powyżej głównie ze względów porządkowych. Wielu mieszkańców współczesnej gminy Wiśniowa nie tylko się z nim nie zgadza, ale swoją „pograniczność” uważa wręcz za atut i bogactwo. Jeszcze inni natomiast twierdzą, że być może kiedyś mieli stan przejściowy ale dziś przerodził się on w silne poczucie tożsamości. Za lokalnymi rozmówcami również w tej publikacji przyjęto złożone rozumienie tego terenu przejawiające się z jednej strony w stwierdzeniach, że bliżej im, w zależności od dokładnego miejsca zamieszkania, odpowiednio do: Krakowiaków, Górali, Lachów albo – co ciekawe – do ceprów („bo my to już nie górale tylko takie cepry”44). Z drugiej zaś strony w trakcie badań etnograficznych dominującym i niezwykle silnie podkreślanym typem tożsamości okazała się przynależność zarówno do gminy, stąd określenia: wiśniowian- ka, wiśniowianin, jak i do konkretnej miejscowości, wsi, sołectwa: lipniczanka, poznachowianin, glichowianin, węglowianie45. Taką tendencję odnotowano też w jednym z haseł Słownika gwary wiśniowskiej: „nie Lachy, nie Krakowiacy, nie górale. Wiśniowianin to mieszkaniec Wiśniowej, wiśniowianka to mieszkanka Wiśniowej”46. W znaczący sposób potwierdza to zjawisko następująca wypowiedź: Mam nadzieję, że po ich [etnografów] licznych wizytach nie będą nas nazywać «terenem przejściowym» (…) ja bym chciała, żebyśmy naprawdę mieli świadomość tego, że my jesteśmy wiśniowiakami, jak tutaj, jak ja się czuję na przykład, a później reszta, a później Krakowianką, Laszką, góralką, jak tam której pasuje ale wiśniowianką się jest przede wszystkim47. 43 K. Górny, Pogranicze – wszechobecność idei i wieloznaczność, [w:] Kulturowe wymiary pogranicza, red. B. Lewandowska, Zakopane 2016, s. 10–11. 44 Wywiad z mieszkanką gminy. Prawdopodobnie w tym też należy upatrywać motywów nadania lokalnemu stowarzyszeniu twórców jego nazwy: Stowarzyszenie Twórców i Artystów „CEPRY” z siedzibą w Wiśniowej. Wbrew narzucającej się inter- pretacji nazwa nie oznacza zrzeszenia przedstawicieli ludności napływowej. 45 Przykładowo „Węglowianie” i „Mali Węglowianie” – to nazwy zespołów z sołectwa w Węglówce. 46 Słownictwo i kultura ludowa…, s. 201. 47 Wywiad z Grażyną Murzyn – z urodzenia lipniczanką, z zamieszkania poznachowiczanką: z Poznachowic Dolnych. Powyższe stwierdzenie dopełnia popularny tekst przyśpiewki ludowej śpiewanej w trakcie niemal każdego lokalne- go wydarzenia nie tylko przez miejscowy Zespół Regionalny „Banda Burek”. Poniżej celowo pozostawiono go w wer- sji utrwalonej w zeszytach i śpiewnikach należących do lokalnych stowarzyszeń zapisujących nazwę mieszkanki Wiśniowej i/lub gminy Wiśniowa dużą literą: Jednom dolineckom wiaterek powiywo, drugom dolineckom Wiśniowianka śpiywo. Wiśniowianka jo se, Wiśniowianka bito, chocioz zem nie ładno ale pracowito. Wiśniowianka jo se, Wiśniowianka pewnie, nie wyśpio sie w nocy, to sie wyśpio we dnie. Jo Wiśniowionecka w cornych pocioreckach, ni ma we Wiśniowy lo mnie parobecka. Godała mi matuś: posukoj se chłopa, kupi ci kulcyki ze scyrego złota. Bedzies gospodyniom we wsi cołom gembom, bedzies mieć talary i dziecie nie jedno. Lezała se bedzies w bieluśki pierzynie, jak sie to nolezy Wiśniowski dziewcynie48. Z jednej strony płynność, z drugiej zaś wielowymiarowość tożsamości ukazuje następująca wypowiedź, którą ze względu na złożoność wywodu zamieszczono niemal w całości: To jest ciężko powiedzieć, bo to jest, jak idzie, nie? Gdzieś tam dla ludzi skądś to my jesteśmy górale tak? Ale w Dobczycach, jak się zapyta: „Gdzie są górale?”, no to powiedzą: „Tutaj od Poznachowic, Wiśniowej to są górale”. W Wiśniowej to powiedzą, że to w Węglówce są górale, tak? A w Węglówce gdzie powiedzą? No w Kasinie są górale no i ta góralszczyzna się, powiedźmy, że jest ruchoma, nie? Krocząca. Mieliśmy wujka, który – jak byliśmy mali – to się z nami drażnił i pytał się „Czy Wy jesteście górale?” – on był stąd – „czy Wy jesteście koziorze”, bo myśmy mieszkali w Dobczycach, Dobczyce do Koziarów, tak? A myśmy mówili: „No nie, no my jesteśmy górale”. Ale czy my jesteśmy górale? Ja często używam góralskiego kapelusza jako takiego symbolu i w nim chodzę, ale czy mi się ten kapelusz należy, bo góralstwo to są Wołosi, nie? To ci co wędrowali. Tutaj najbliżej hale były na Ćwilinie, na Śnieżnicy chyba nie, czyli to jakieś 15 km stąd, no bo to zupełnie inna kultura, tak? Górale to są Wołosi, to są Ci, co chodzili z owcami, tutaj się zajmowali, bieda bo bieda ale ludzie uprawiali ziemię i dlatego najmocniej to określili Szczyrzycanie, ktoś tam musiał być, może i bo to przy klasztorze, Związek Szczyrzycan tam założony to był wcześniej niż Związek Podhalan w ogóle. Świadomość tamtych ludzi, nie? Że oni… no bo w Galicji, no do czasu autonomii to już było lepiej, ale wcze- śniej, tu funkcjonuje takie powiedzenie, że „powiadają Niemce żeśmy cudzoziemce, a my są Polacy chłopcy Austriacy, tak? No i tutaj jest co? Tam Szczyrzycanie się określili, mieli swój związek, to są za górą ludzie, tak? Ale czasem jest ta góra jak z tą pańszczyzną czy z czymś, że wcale to, że jest góra to ta kultura czy tam te zwyczaje wcale nie migrują (…) I tutaj to damo określenie jest faktycznie, powiedźmy to, co wczoraj wójt mówił, że z której strony my jesteśmy, no stąd jesteśmy.49 Mieszkańcy gminy Wiśniowa i jej okolic, podobnie jak członkowie innych wspólnot lokalnych – co traf- nie zauważył Czesław Robotycki50 – nieustannie tworzą swoją historię, przyjmując jednocześnie wobec niej różnorodne stanowiska. Stają się one bardziej zrozumiałe w konkretnych, pomniejszych kontekstach a przede wszystkim w kontekście historycznym, który w przypadku obszarów pogranicznych charakteryzował się rewi- zjami granic, migracjami czy też zmianami obszarów administracyjnych. Rys historyczno-administracyjny Po pierwszym rozbiorze Polski w 1772 roku, południowo-zachodnie ziemie państwa polskiego znalazły się pod panowaniem Austrii. Część Małopolski oraz ziemie ukraińskie zostały wcielone do zaboru austriackiego, przyjmując nazwę Galicja i Lodomeria51. 48 Tekst tradycyjnej śpiewki ludowej, archiwum Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej, autor nieznany. 49 Wywiad z Łukaszem Bajerem. 50 Cz. Robotycki, Nie wszystko jest oczywiste, Kraków 1998, s. 48. 51 M. Piotrowska, J. Taszakowski, Rozwój krajobrazów kulturowych na terenach górskich na przykładzie wsi Wiśniowa, „Infrastruk- tura i Ekologia Terenów Wiejskich” 2008, nr 3, s. 65. „Ostatecznie granice Galicji zostały ustalone na kongresie wiedeńskim (1814–1815). W jej skład weszły obszary Rusi Czerwonej, Podola, Pokucia, Lodomerii, Księstwa Oświęcimskiego i Zatorskiego oraz Bukowiny. W 1846 roku granice Galicji powiększono o ziemie Księstwa Krakowskiego”52. Do 1849 roku Galicja podzielona była na 19 obwodów zwanych cyrkułami i administrowana przez gu- bernatora we Lwowie. „Od tego roku utworzono drugą administrację dla Krakowa z 7 obwodami (tzw. Galicja Zachodnia), którą w kwietniu 1854 roku zamieniono na osobny rząd krajowy. Jednak już w sierpniu 1860 roku odrębność tę zniesiono na rzecz Lwowa (tzw. Galicja Wschodnia)”53. W 1868 roku powołano starostwa powia- towe i odtąd aż do I wojny światowej region ten dzielił się na 79 starostw powiatowych oraz na dwa miasta rządzące się własnymi statutami: Lwów oraz Kraków54. W skład Galicji Zachodniej wchodziło 29 powiatów, które stanowiły 29,5% powierzchni ogólnej Królestwa Galicji i Lodomerii. Galicja Wschodnia liczyła aż 50 powiatów, obejmując 70,5% powierzchni całej Galicji. Powiatom podlegały bezpośrednio jako jednostki administracyjne gminy i obszary dworskie. Granica pomiędzy Galicją Zachodnią a Wschodnią biegła wzdłuż międzyrzecza Sanu a jego lewym dopływem Wisłokiem. W ogólnych zarysach odpowiadała ona granicy etnograficznej pomiędzy lud- nością polską i ruską55. Galicja była najbardziej zróżnicowanym narodowościowo i wyznaniowo krajem koronnym całego państwa austriackiego. Zamieszkiwali ją Polacy, Rusini, Niemcy, Ormianie, Żydzi, Karaimi, Mołdawianie, Węgrzy, Cyganie i Lipowanie56. Rysunek 4. Wschodnia i zachodnia część Galicji. Rozmieszczenie obsza- rów polskich, ruskich i mieszanych w Galicji na podstawie spisu ludności w 1910 roku. Źródło: B. Hołub, Studium historyczno-geograficzne naro- dowości w Galicji Wschodniej w świetle spisów ludności w latach 1890–1910, „An- nales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska” Sectio B, t. LXVIII, 2013, nr 2, s. 37. Nadrzędną jednostką administracyjną stworzoną według porządku austriackiego, wobrębie której znalazła się Wiśniowa i jej okolice był cyrkuł w Wieliczce, który podlegał urzędowi okręgowemu w Zatorze. „28 grudnia 1773 roku przedstawiciele szlachty cyrkułu wielickiego składali w Myślenicach przysięgę na wierność Austrii. W 1782 roku, po szczegółowej reformie administracyjnej, terytorium całej Galicji podzielono na 18 cyrkułów, a jednym z nich był cyrkuł myślenicki. Dobczyce, Gdów, Wiśniowa, Wierzbanowa, Węglówka i wiele innych wsi tego rejonu leżących na północny wschód od Myślenic, znalazło się odtąd w cyrkule bocheńskim. W 1855 roku utworzono nowe jednostki administracyjne – powiaty. W wyniku tych zmian w roku 1867 powstał powiat myślenicki. Poza jego obrębem znalazł się powiat sądowy dobczycki o powierzchni 401 km2, który wraz z 34 gminami i 37 obszarami dworskimi, zamieszkałymi przez 36 951 osób, włączony został do powiatu wielickiego. Wśród wymienionych 34 gmin znalazła się wówczas również Wiśniowa”57. Każda wieś stanowiła odrębną gminę jednowioskową. Według spisu powszechnego z 1869 roku w Galicji były: 83 miasta, 230 miasteczek oraz 11 060 gmin i obszarów dworskich58. Obszary dworskie istniały obok tradycyjnych gmin. Były to grunty należące do szlachty, tzw. folwarki a ich granice określało prawo wła- sności właściciela gruntów, wydzielając je z gmin wiejskich. Na czele gminy stała Rada Gminy. Organem wyko- 52 B. Hołub, Studium historyczno-geograficzne narodowości w Galicji Wschodniej w świetle spisów ludności w latach 1890–1910, „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska” Sectio B, t. LXVIII, 2013, nr 2, s. 21-22. 53 Tamże, s. 22. 54 D. Zubrzycki, Granice między ruskim i polskim narodem w Galicji, Lwów 1849, s. 18–19. 55 B. Hołub, Studium historyczno-geograficzne narodowości w Galicji Wschodniej…, s. 22. 56 Tamże, s. 25–26. 57 S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 27. 58 L. Zugaj, Historia administracji w Gminie Wiśniowa po roku 1867, Wiśniowa 2018, s. 8. nawczym samorządu gminnego był wójt i asesorowie (przysiężni). Gminy mogły wyznaczać jednego lub dwóch policjantów, polowych i leśnych59. Zdarzało się, że w niewielkich gminach polowi lub leśni bywali policjantami i na odwrót policjanci bywali polowymi i leśnymi. Zarządzaniem obszarami dworskimi zajmowali się ich właści- ciele. Mieli oni podobne uprawnienia jak wójt lecz władzę sprawowali dożywotnio60. W XIX i XX wieku na terenie współczesnej gminy Wiśniowa znajdowały się następujące gminy wiejskie: Glichów, Kobielnik, Lipnik, Poznachowice Dolne, Węglówka, Wierzbanowa, Wiśniowa61. Ustawa Gminna obo- wiązywała do końca funkcjonowania Galicji, czyli do roku 1918. W 1919 roku Sejm Ustawodawczy II Rzeczy- pospolitej przeprowadził włączenie obszarów dworskich do gmin62. Rysunek 5. Gminy wiejskie wokół Wiśniowej. Podział administracyjny, gminny i powiatowy. Mapa austriacka z 1890 roku. Źródło: L. Zugaj, Historia administracji..., s. 13. W 1921 roku przeprowadzono pierwszy w II Rzeczypospolitej spis powszechny. Gmina Glichów liczyła wówczas 47 domów i 269 mieszkańców. Gmina Kobielnik natomiast 68 domów i 42 mieszkańców, a gmina Lipnik odpowiednio 15 domów i 1 136 mieszkańców. W powyższych gminach wszyscy deklarowali narodo- wość polską i wyznanie rzymsko-katolickie. Na terenie gminy Poznachowice Dolne znajdowały się 53 domy i zamieszkiwało ją 322 mieszkańców, z których zdecydowana większość była katolikami, z wyjątkiem trzech wyznawców judaizmu. Pod względem narodowościowym wszyscy wskazali przynależność polską. W gminie Węglówka odnotowano 77 domów i 1 048 mieszkańców, z których 1 038 było katolikami a 10 wyznawcami judaizmu. Wszyscy podali narodowość polską. W gminie Wierzbanowa było 101 domów i 588 mieszkańców katolików. Mieszkało tu także 9 wyznawców judaizmu. Również tutaj wszyscy mieszkańcy deklarowali narodo- wość polską. Największa, gmina Wiśniowa liczyła 274 domy i 1 474 mieszkańców. Pod względem wyznanio- wym żyło tutaj 1 418 katolików, 55 wyznawców judaizmu i jeden grekokatolik. Pod względem narodowościo- wym wśród polskiej większości 48 osób podało narodowość żydowską63. 59 Polowi i leśni zajmowali się pilnowaniem lasów w imieniu społeczności gminnej. 60 L. Zugaj, Historia administracji…, s. 8–9. 61 Tamże, s. 7–8. 62 Tamże, s. 10. 63 Tamże, s. 18. Kolejny spis powszechny przeprowadzono w 1931 roku. Jego wyniki pozwalają na stwierdzenie, jakie były wówczas uwarunkowania gospodarcze, przede wszystkim jakie zawody związane z rolnictwem wykony- wali mieszkańcy poszczególnych najpierw gmin, później sołectw. Powierzchnia Glichowa wynosiła: 3,51 km2, w tym użytków rolnych 2,56 km2, Kobielnika 2,67 km2, Lipnika 17,59 km2, w tym użytków rolnych 9,04 km2, natomiast Poznachowic Dolnych 2,77 km2, użytków rolnych 2,54 km2, Węglówki 14 km2, użytków rolnych 8,25 km2, Wierzbanowej 10,10 km2, użytków rolnych 7,37 km2, Wiśniowej 16,09 km2, w tym użytków rolnych 13,41 km2. Dawało to ogółem powierzchnię 66,79 km2, z czego 43,10 km2 stanowiły użytki rolne64. W latach 1933–1934 dokonano w Polsce wielu zmian w funkcjonowaniu gmin wiejskich, m.in. powołano gminy zbiorowe złożone z kilku lub kilkunastu wsi, folwarków i osad. Gminy dzieliły się na gromady, które były odpowiednikami dzisiejszych sołectw. W gromadach organem uchwałodawczym było zebranie gromadzkie. Utworzono zarząd gminy. Wójt był zwierzchnikiem całej gminy i aparatu urzędniczego, działał jednoosobowo i pod osobistą odpowiedzialnością. Nadzór nad jego działalnością sprawował starosta. Ten ostatni miał prawo zwolnić wójta lub rozwiązać radę gminy w przypadku stwierdzenia złamania prawa65. W 1934 roku gminy w powiecie myślenickim zostały podzielone na następujące gromady: Kobielnik, Lipnik, Poznachowice Dolne, Poznachowice Górne, Węglówka, Wierzbanowa, Wiśniowa i Zasań66. W 1939 roku po wybuchu II wojny światowej i okupacji Niemcy dokonali nowego podziału na powiaty, łącząc je w większe jednostki. Powiat myślenicki został zlikwidowany i włączony do powiatu krakowskiego, jed- nak gmina Wiśniowa weszła w skład powiatu nowosądeckiego. Bezpośrednio po II wojnie światowej podział opierał się na przedwojennych rozwiązaniach ustrojowych, wprowadzono jednakże wzorem Związku Radziec- kiego, Rady Narodowe. Miały one działać tymczasowo, pozostały jednak aż do 1990 roku. W 1954 roku we- szła w życie ustawa o reformie podziału administracyjnego67. Miejsce dotychczasowych gmin zajęły gromady położone na terenie jednej lub sąsiadujących ze sobą dawnych gmin68. Rysunek 6. Podział na gromady w 1955 roku. Źródło: L. Zugaj, Historia administracji…, s. 57. 64 Tamże, s. 21. 65 Tamże, s. 22. 66 Tamże, s. 27. 67 Ustawa z dnia 25 września 1954 r. o reformie podziału administracyjnego wsi i powołaniu gromadzkich rad narodowych, Dz.U. 1954 nr 43 poz. 191. 68 L. Zugaj, Historia administracji…, s. 52. Istotne zmiany nastąpiły w 1990 roku, kiedy to weszły w życie przepisy wprowadzające zmiany w samo- rządzie terytorialnym69. Oprócz wprowadzenia samorządów, gminom nadano osobowość prawną. Rada stano- wi funkcję uchwałodawczą i jest wybierana w wyborach powszechnych. Od 2002 roku organem wykonawczym jest wójt wybierany w wyborach bezpośrednich przez mieszkańców gminy. W związku z reformą administra- cyjną z dniem 1 stycznia 1999 gmina Wiśniowa została włączona do województwa małopolskiego i powiatu myślenickiego70. Rysunek 7. Współczesny podział Gminy Wiśniowa na 7 sołectw. Oprac. Kacper Ścibor na podstawie Open Street Map. Współcześnie gminę Wiśniowa zamieszkuje ogółem 7 357 osób, według stanu na dzień 30 czerwca 2018 roku. Po II wojnie światowej w wyniku polityki eksterminacyjnej na ziemi wiśniowskiej nastąpiły zmiany etniczne. Obecnie nie ma przedstawicieli społeczności żydowskiej. Natomiast całą Małopolskę zamieszkują dziś w bardzo niewielkim stopniu przedstawiciele 9 mniejszości narodowych takich jak: Białorusini, Czesi, Litwini, Niemcy, Ormianie, Rosjanie, Słowacy, Ukraińcy, Żydzi i 4 mniejszości etnicznych: Karaimi, Łemkowie, Romowie, Tatarzy71. Sołectwa gminy Wiśniowa Pewne rzeczy zniknęły z naszego życia, a pewne rzeczy trwają. Jak ja tu przyszedłem 12 lat temu to było dużo krów jeszcze a dzisiaj? Na palcach jednej ręki znajdziemy w otoczeniu krowy. No ale ewolu- cja jest częścią naszego życia. A w ostatnich 50 latach tutaj w społeczności dokonało się dużo zmian, ludzie zmienili role, gospodarstwa na zakłady pracy bądź wyjechali za granice. Pod koniec XIX wieku była wielka emigracja do Stanów, Anglii, Niemiec czy Francji. Po latach powracają tutaj ich potomko- wie (…) No takie to są ciekawostki, które przy różnych przeżyciach się uzupełniają. Muszę powiedzieć, że każda z tych wsi była samodzielna72. 69 Ustawa z dnia 10 maja 1990 r. Przepisy wprowadzające ustawę o samorządzie terytorialnym i ustawę o pracownikach samo- rządowych, Dz.U. 1990 nr 32 poz. 191. 70 L. Zugaj, Historia administracji…, s. 87. 71 Mniejszości narodowe i etniczne, Małopolski Urząd Wojewódzki w Krakowie, [online:] http://www.malopolska.uw.gov.pl/de- fault.aspx?page=informacje_mniejszosci_narodowe, dostęp: 31 VII 2019. 72 Wywiad z ks. Wacławem Bednarzem. Rysunek 8. Hasła: „Lipnik, Węglówka, Wiśniowa”, [w:] Księga adresowa Polski, 1929. Źródło: L. Zugaj, Historia administracji…, s. 20. Wiśniowa „Zajmuje szeroką dolinę nad Krzyworzeką, do której spływają liczne potoki (…) Ciągnie się Wiśniowa długą ulicą nad rzeką i gościńcem z Dobczyc do stacji kolei transwersalskiej w Kasinie Wielkiej”73. Jak zostało już wspomniane, Wiśniowa położona jest w rozległej śródgórskiej pradolinie rzeki Smarkawy, obecnie Krzyworzeki. Rozciąga się ona pomiędzy górą Kamiennik i Łysiną z Lubomirem, należącymi do Beskidu Średniego a Grodziskiem, Księżą Górą, Ciecieniem i Wierzbanowską Górą w Beskidzie Wyspowym. Pierwsza wzmianka o wsi Visznowa pochodzi z dokumentu biskupa krakowskiego Bodzanty (ok. 1290– 1366)74 z 1349 roku, potwierdzającego istnienie tutejszej parafii. W 1390 roku ukształtowała się królewszczy- zna dobczycka, a wraz z nią wczesnofeudalne ośrodki grodowe z Wiśniową na ważnym miejscu. Wieś musiała mieć duże znaczenie skoro rejestry z XVI-XVII wieku wymieniają tu około 33 działających rzemieślników, w tym jednego dudę, 12 kijaków75 i 12 piekarzy76. Od 1818 roku, po podziale starostwa dobczyckiego, cztery wsie: 73 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. XIII, red. F. Sulimierski, B. Chlebowski, W. Walewski, Warszawa 1884, s. 613. 74 Jan Bodzęta, także Bodzanta herbu Poraj był sprawnym organizatorem i światłym gospodarzem, który rozwijał sieć parafial- ną, tworząc przeszło dwadzieścia nowych parafii na terenie diecezji i budując w nich kościoły. Por. M. Niwiński, Bodzanta Jan, [w:] Polski słownik biograficzny, t. II: Beyzym Jan – Brownsford Maria, Kraków 1936, s. 181–182 [reprint: Kraków 1989]. 75 Kijak – handlarz mięsem, który obnosił go na kiju. „Dawniej, kiedy przepisy policyjne, mniej baczne na zdrowie ludzkie, dozwalały im ze zabitego u siebie bydła, sprzedawać mięso po Krakowie; wtedy roznosiły po domach włościanki z tych wsi w ręcznych koszykach, kiełbasy, kiszki, a włościanie na kiju wspartym na ramieniu, dychy, polędwice, i od tego to kija, kijaka- mi ich nazwano”. O. Kolberg, Krakowskie, [w:] tegoż, Dzieła wszystkie, t. I, Wrocław–Poznań 1977, s. 108. 76 F. Kiryk, Dzieje powiatu myślenickiego w okresie przedrozbiorowym, [w:] Monografia powiatu myślenickiego, t. I: Historia, red. R. Reinfuss, Kraków 1970, s. 141. Wierzbanowa, Węglówka, Kobielnik z Wiśniową były własnością Adama Kryształowicza. Następnie od 1848 roku stanowiły własność Adama Amona, a od 1860 roku należały do Feliksa Romera. Na podstawie źródeł z końca XIX wieku można stwierdzić, że obszar Wiśniowej z terenem dworskim obejmował 244 domów z 1 602 mieszkańcami, z czego 1 542 osób stanowili katolicy a 60 Żydzi. Dobra te były przez dłuższy czas dzierżawione przez żydowskich mieszkańców. Posiadłość dworska należała do Emilii Romerowej i liczyła 122 morgi77 gruntów ornych, 8 łąk i 12 morgów pastwisk. Do wsi należało 1 225 gruntów ornych, 379 morgów łąk, 466 morgów pastwisk i 1 413 morgów lasów78. Analizę przeobrażeń przestrzennych krajobrazu kulturowego wsi Wiśniowa na przestrzeni 134 lat (mię- dzy 1872 a 2006 rokiem), dokonując porównań zachowanych map katastralnych, przeprowadzili Monika Piotrowska i Jarosław Taszakowski. W wyniku rozwoju społeczno-gospodarczego i demograficznego, granice krajobrazów ulegały ciągłym zmianom79. Największe przemiany w krajobrazach kulturowych zaszły w użyt- kach leśnych, których powierzchnia wzrosła o 69%, w gruntach ornych, których powierzchnia zmniejszyła się o 13%, w pastwiskach, których powierzchnia zmniejszyła się o 51%, w łąkach, których powierzchnia zmniejszyła się o 23%, w wodach, których powierzchnia zmniejszyła się o 26%, w zabudowie, pod którą powierzchnia wzrosła o 1258% oraz w drogach, których powierzchnia zmniejszyła się o 1%80. Na przełomie lat 20. i 30. XX wieku w Wiśniowej co dwa tygodnie w czwartki odbywał się targ wiśniowski81. Na podstawie Księgi zapisu i wyzwolin uczniów rzeźników i masarzy w Dobczycach82 wiadomo, że w Wiśniowej w latach 1926–1938 „wyzwolonych” zostało sześciu rzeźników, rzeźników-masarzy i rzeźników- wędliniarzy. Byli to: Stanisław Bednarczyk, Anzelm Jered, Anzelm Jazeth, Marcinowa Bednarczykowa, Piotr Kulma, Benjamin Jozeth. W czasie I wojny światowej, kiedy Wiśniowa została zajęta przez wojska rosyjskie, na jej terenie działały liczne oddziały partyzanckie. Po wycofaniu się partyzantów mieszkańcy Wiśniowej (szczególnie osiedla pod Księżą Górą) ulegli krwawej pacyfikacji. Na terenie wsi do dziś zachowały się oryginalne drewniane domy z XIX i początku XX wieku, z charak- terystycznymi zdobieniami szczytów w postaci motywów regionalnych wycinanych w deskach rzadko jednak można już spotkać tradycyjne chałupy wiejskie kryte strzechą. Fot. 2. Wiśniowianki po pracach polowych. Źródło: Nr inwentarzowy Wis/26. Własność Urszuli Moryc. 77 „Morg al[bo] morga, z niem. Morgen (ranek), jest to obszar ziemi jaką jeden człowiek może w ciągu dnia skosić lub zorać. W staropolskim języku tłumaczono niemiecki morgen przez wyraz jutrzyna, który nie utrzymał się w użyciu. Rozmiary morga były rozmaite; każda prowincya miała swą miarę. Mórg dawny polski koronny równał się 59 85 ara, mórg nowy polski, mają- cy 300 prętów, obejmuje 56 017 ara, mórg litewski 71 226 ara, chełmiński stary 56 062 ara, pruski czyli magdeburski, zwany też reńskim ma 180 prętów pruskich i obejmuje 25 532 ara, mórg saski (150 prętów) ma 27,67 ara, morg wiedeński (Joch) ma 1 600 sążni kwadratowych, czyli 57 554 ara. Dziesięcina ma 1,95 morga nowo polskiego”, Słownik geograficzny Królestwa Polskiego…, t. VI, Warszawa 1883, s. 677. 78 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego…, t. XIII, s. 613. 79 M. Piotrowska, J. Taszakowski, Rozwój krajobrazów kulturowych…, s. 66. 80 Tamże, s. 70. 81 A. Mysiński, Ziemia myślenicka w dwudziestoleciu międzywojennym (1918–1939), Kraków 2003, s. 264; „Monografia Ziemi Myślenickiej” t. IV. 82 Księga zapisu i wyzwolin uczniów rzeźników i masarzy w Dobczycach w latach 1927–1940, Archiwum Cechu Rzemiosł Różnych, Kraków, fascykuł CRrR 147, teczka 338. Fot. 3. Stara zabudowa Wiśniowej, dom pod strzechą, zdjęcie z ok. 1960 r. Źródło: Nr inwentarzowy Wis/56. Własność Marii Jamróz. Fot. 4. „Organistówka” dom rodzinny Czajów z ok. 1919 r., odkupiony od poprzedniego organisty, zachowany do dziś. Źródło: Nr inwentarzowy Wis/87. Własność Marii Cygan. Fot. 5. „Organistówka” dom rodzinny Czajów z 2019 r., Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Glichów „Glichów (z Czerminem), w[ie]ś nad Lipnikiem, dopływem Krzyworzeki, wpadającej do Raby z prawego brzegu, w okolicy górzystej (…). Grunta G[lichowa] rozciągają się aż do góry Grodzisko, 624 m n.p.m. wyso- kiej”83. Pierwsze wzmianki na temat wsi pochodzą z 1264 roku. W dokumencie wydanymi przez biskupa kra- kowskiego Prandotę (ok. 1200–1266)84, który uposażył cystersów szczyrzyckich dziesięcinami85 z Glichowa (Gliffov). W latach 1470–1480 wieś dzierżył Wydźga Strzemieńczyk z Raciechowic. Należała do niego również sąsiednia wieś Czerwin, wzmiankowana w 1420 roku jako Czyrnin, w której znajdowały się wówczas dwie karczmy i młyn. Z czasem została ona wchłonięta przez Glichów i ostała się jedynie w nazwie przysiółka i po- toku wpadającego do Krzyworzeki86. W Glichowie do dziś znajduje się zespół dworski z XVIII wieku. Cały majątek stanowiły: stajnie stodoły, wozownie, spichlerz, lasy i pola, na których okoliczni chłopi odrabiali pańszczyznę. Obecnie zespół dworski stanowią drewniany dwór i budynek gospodarski położone w parku krajobrazowym87. W źródłach z końca XIX wieku znaleźć można informacje, że w Glichowie mieszkało 248 osób a obok wsi znajdował się folwark należący do Floriana Górczyńskiego. Należały do niego 134 morgów gruntów ornych, 29 morgów łąk i ogrodów, kilkanaście morgów pastwisk i 142 morgi lasu. Do miejscowych gospodarzy należały: 144 morgi gruntów ornych, trzy morgi łąk, 43 morgi pastwisk i mórg lasu88. W czasie II wojny światowej na terenie Glichowa funkcjonował szpital polowy prowadzony przez Wojsko- wą Służbę Kobiet Armii Krajowej. We wrześniu 1944 roku na granicy Glichowa i Poznachowic Dolnych miała miejsce bitwa o tzw. most glichowski89. Podczas okupacji prowadzono tu tajne nauczanie. Na terenie obecnej gminy Wiśniowa w 1902 roku założono cztery szkoły ludowe: w Wierzbanowej, Kobielniku, Węglówce i Glichowie. Mieściły się one w chłopskich chatach90. Fot. 6. Uczniowie szkoły podstawowej w Glichowie bez butów z nauczycielką Julią Kapłan, lata 30. XX wieku. Źródło: Nr inwentarzowy Glich/8. Własność Krystyny Wójcik. 83 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego…, t. II, Warszawa 1884, s. 581. 84 Jan Prandota, także Jan Prandota z Białaczowa herbu Odrowąż, popierał fundacje zakonne m.in. franciszkanów, dominika- nów i cystersów. Por. K.R. Prokop, Poczet biskupów krakowskich, Kraków 1999, s. 61–64. 85 Dziesięcina – obowiązkowe świadczenie na rzecz kościoła, pieniężne lub rzeczowe w postaci dziesiątej części swojego do- chodu. 86 D. Dyląg, P. Sadowski, Beskid Myślenicki. Przewodnik, Pruszków 2005, s. 252. 87 Informacje uzyskane od Heleny Topy z domu Hebda, mieszkanki Glichowa. Zespół dworski był własnością jej rodziny, czyli Hebdów. Kupiony przez Zofię i Ludwika Pokraków, którzy powrócili z Francji, w latach 60. XX wieku od Wiktora Węglarskiego sprzedany kolejnym właścicielom około 1996 roku. 88 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego…, t. II, s. 581. 89 D. Dyląg, P. Sadowski, Beskid Myślenicki…, s. 252. 90 Historia szkoły w Wiśniowej. Szkoła parafialna i szkoły etatowe, [w:] Szkoła Podstawowa im. Władysława Orkana w Wiśniowej, [online:] https://zpowisniowa.edupage.org/about/, dostęp: 25 VII 2019. Fot. 7. Właściciele dworu w latach 60.-90. XX wieku, drugi od lewej Jan Hebda, Marcin Hebda, Zofia Pokraka, z prawej strony Ludwik Pokraka i Aniela Hebda, dziecko Helena – córka Anieli i Marcina Hebda. Źródło: Nr inwentarzowy Glich/5. Własność Heleny Topy. Fot. 8. Drewniany zespół dworski z zabudowaniami gospodarczymi z XVIII wieku, położony w parku krajobrazowym, Glichów 2019. Fot. Maria Wilk Fot. 9. Drewniany zespół dworski z zabudowaniami gospodarczymi z XVIII wieku, położony w parku krajobrazowym, Glichów 2019. Fot. Maria Wilk Kobielnik „Kobielnik (…) Wiśniowy, nad Kobielnickim potokiem, wpadającym z lewego brzegu do Krzyworzeki (…) na wschodnim stoku góry Kamiennika 912 m n.p.m. wzniesionej”91. Kobielnik powstał jako osada służebna zamku dobczyckiego w I poł. XIV wieku. Wieś z polecenia Kazimierza Wielkiego (1310–1370) została osadzona na pra- wie niemieckim jako jedna z dwunastu wsi służebnych królewszczyzny dobczyckiej. W 1349 roku wspomniany już Bodzanta, biskup krakowski, włączył wieś Cobielniky do parafii w Wiśniowej. Rok później Kazimierz Wielki powierzył mieszczaninowi dobczyckiemu Januszowi osadę Jastrzębia nad rzeką Smarkawą (Krzyworzeką), obej- mującą 40 łanów92, którą z czasem włączono do Kobielnika. W XV wieku wieś była własnością Stanisława i Jana z Brzeźnia herbu Płomieńczyk. W 1470 roku Kobielnik liczył 7 łanów zagospodarowanej ziemi i działał w nim młyn93. Rejestry z XVI i XVII wieku wymieniają tu około 10 działających rzemieślników94. Nazwa wsi pochodzi prawdopodobnie od wykonywanych przez jej mieszkańców wiklinowych i słomianych kobiałek lub drewnianych skobców95 przeznaczonych do zbierania i przechowywania różnego rodzaju plonów np. ziaren zbóż, grochu, owo- ców lub też używanych do czerpania wody. Rysunek 9. Kobiałka. Rys. Monika Kowal Według innej wersji, nazwę miejscowości można wiązać z działalnością handlarzy, przemytników i rabu- siów, którzy przed wiekami przepędzali do centralnej Polski konie z Węgier. „Niedostępne tereny, położone wśród leśnych rozpadlisk, wyrzeźbione i ukształtowane w skalistym podłożu przez cieknące z łysińskich źródeł potoki, wykorzystane były jako przejściowe pastwiska dla koni”96. Ludowa opowieść w tym przypadku bazuje na pewnym podobieństwie nazwy i łacińskiego caballus, czyli koń. Sami mieszkańcy poddają w wątpliwość, by nosiła ona znamiona czy echa rzeczywistych wydarzeń na tym terenie z odległej przeszłości97. Około 1440 roku, prawdopodobnie na wcześniej wykarczowanych polach powstał w Kobielniku folwark. Gospodarstwa tego typu organizowano przez skup sołectw, rugi chłopów i karczunek dzierżawcy dóbr kró- lewskich. W tym samym czasie zmniejszyła się liczba kmieci o dużych niegdyś, pochodzących z czasów lokacji na prawie niemieckim gospodarstw łanowych. Wzrosła natomiast liczba zagrodników o małym areale ziemi oraz komorników nie posiadających ani pola, ani domu, mieszkających najczęściej u kmieci w ,,komorze”98. In- formacje na temat folwarku dworskiego znaleźć można w źródłach z końca XIX wieku. Należał on do hrabiego 91 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego…, t. VI, s. 202. 92 Od łac. laneus – dawna jednostka podziału pól wspólnoty w średniowiecznej Europie Zachodniej. Jednostka ta służyła pomia- rom powierzchni i długości ziemi przeznaczonej pod zasiewy. 93 D. Dyląg, P. Sadowski, Beskid Myślenicki…, s. 270. 94 F. Kiryk, Dzieje powiatu myślenickiego…, s. 140. 95 „Skopiec (…) drewniane naczynie, wykonane z klepek, o objętości do 5 litrów, podobne do konewki, szersze u góry, z jednym uchem z boku, przeznaczone do dojenia krów”. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 177. 96 Z historii wsi. Kobielnik, [w:] Stowarzyszenie „Nasz Kobielnik”, [online:] https://naszkobielnik.pl/z-historii-wsi.html, dostęp: 7 VIII 2019. 97 Tamże. 98 Tamże. Fot. 10. Rodzina Kusów (u skrzypka) na werandzie domu rodzinnego z gośćmi (letnikami przyjezdnymi na wakacje). Na górze po środku Maria Kus (krawcowa), w chustce Wiktoria Kus (gospodyni domowa). Źródło: Nr inwentarzowy Kob/3. Własność Danuty Twardosz i Anny Radoń. Romera, który posiadał 126 morgów gruntów ornych i 159 morgów lasu. Do miejscowych gospodarzy należało 31 morgów gruntów ornych 236 morgów łąk, 443 morgi pastwisk oraz 459 morgów lasu99. W czasie II wojny światowej wieś była znaczącym ośrodkiem ruchu oporu. Znajdował się tutaj również szpital polowy. Wieś od dawna posiadała charakter letniskowy. Lipnik „Lipnik długa wieś (…) przy drodze gminnej z Drogini do Wiśniowy, w okolicy pagórkowatej i lesistej, nad potokiem tegoż nazwiska, uchodzący z lewego brzegu do Krzyworzeki. Zachodnią granicę wsi tworzy wzgó- rze Kamiennik 782 m. n.p.m.”100. W 1346 roku Kazimierz Wielki nadał Teodorykowi zwanemu Sturm (Burza) przywilej lokacji na prawie średzkim 60–łanowej wsi w lesie Lipnik, nad potokiem o tej samej nazwie, która wzmiankowana była m.in. w dokumencie kasztelana krakowskiego Spycimira Leliwity z 1333 roku. Z dokumen- tu biskupa krakowskiego Bodzanty z 1349 roku wiadomo, że Lipnik należał do parafii w Wiśniowej. Początkowo była to wieś królewska, jednak w 1390 roku Władysław Jagiełło (†1434) nadał ją w dziedziczne posiadanie Prandocie Lasce w nagrodę za zasługi. Odtąd Lipnik stał się wsią rycerską101. Od XV wieku zaczęto organizować również folwarki szlacheckie. Około 1440 roku w powiecie myślenic- kim było ich kilkanaście, w tym jeden w Lipniku. Wiadomo także, że w 1471 roku właścicielami Lipnika byli Jan i Dziersław Wieruscy102. W 1772 roku wieś Lipnik znalazła się pod zaborem austriackim. Austriacy rozsprzedali te tereny członkom rodów szlacheckich, jednak ziemie podupadły gospodarczo. W 1864 roku zrabowany i spalony został dwór w Lipniku. Folwark kupił Bogusław Bzowski z Drogini i wydzierżawił go Żydowi z karczmy103. W 1884 roku właścicielem Lipnika był Bogusław Bzowski, a po nim Kazimierz Bzowski. Źródła z końca XIX wieku informują, że większość Lipnika stanowiła własność dworską: 221 morgów gruntów ornych, 70 morgów łąk i pastwisk oraz 35 morgów lasów. Do mieszkańców wsi należało 682 morgów gruntów ornych, 360 łąki i ogrodów oraz 429 morgów pastwisk104. 99 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego…, t. IV, s. 202. 100 Tamże, t. V, s. 274. 101 D. Dyląg, P. Sadowski, Beskid Myślenicki…, s. 277. 102 M. Horecka, Słownictwo gwarowe Lipnika w powiecie myślenickim na początku XXI wieku, praca magisterska pod kierunkiem prof. dr hab. Krystyny Kowalik, Kraków 2002, s. 10. 103 Tamże. 104 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego…, t. V, s. 274. Zarówno przed II wojną światową, jak i w czasach niemieckiej okupacji miejscowa rodzina Irzyków po- siadała stosunkowo dużo ziemi i staw rybny. W kilku pokoleniach przedstawiciele tej rodziny zajmowali się młynarstwem, a także prowadzili tartak. Jej potomkowie mieszkają w Lipniku do dziś: Mieliśmy w posiadaniu młyn, wielki staw obsadzony wierzbami, a w tym stawie mnóstwo ryb. Często rzu- caliśmy im okruszki chleba, wtedy wyskakiwały wysoko, były duże, w czerwone kropki. Zdarzało się, że ryby uderzając w młyńskie koło traciły życie, więc kiedy je zatrzymywano, tata zbierał te ryby. Ludzie przywozili do nas zboże, mówiono, że dobry młyn, ładną robią u nas mąkę105. Jak podaje Władysław Paryl, ludność miejscowa ze względu na znaczną odległość utrzymywała słabe kontakty z miastem. Na targi i jarmarki udawano się do pobliskiej Wiśniowej lub Skrzydlnej106. W czasie okupacji rozwijał się tutaj ruch oporu i funkcjonowało tajne nauczanie. 17 i 18 września 1944 roku oddział niemiecki spacyfikował wieś. Ważną rolę w gospodarce Lipniczan pełni od dawna nierogacizna. Obecnie hodowla świń na sprzedaż dominuje nad zabijaniem ich dla własnych potrzeb. W latach 30. XX wieku sprowadzono do Lipnika białą rasę świń i jest ona współcześnie jedyną rasą na tym terenie. Drób hodowlany występuje w każdym nawet najmniejszym gospodarstwie107. Fot. 11. Dom rodzinny Lampów z 1945 r., dom drewniany, kryty strzechą odbudowany po spaleniu, na zdjęciu lipniczanie – rodzina i sąsiedzi. Źródło: Nr inwentarzowy Lip/4. Własność Janiny Irzyk. Fot. 12. Lipniczanki: od lewej: Hania Lampa, Stefania Irzyk, Zofia Kowal, Stanisława Irzyk (teściowa p. Janiny Irzyk) na polu przed stodołą. Źródło: Nr inwentarzowy Lip/8. Własność Janiny Irzyk. 105 Wywiad z Janiną Irzyk, lokalną poetką i bibułkarką. Jej ojciec, Wojciech Irzyk, pracował w Kombinacie Metalurgicznym Huta im. Lenina w Nowej Hucie oraz był rolnikiem. Wywiad zamieszczamy w części Wiśniowskie rozmowy rzeki. 106 W. Paryl, Fonetyka gwary Lipnika w powiecie myślenickim, praca magisterska pod kierunkiem prof. dr. hab. Stanisława Rosponda, Opole 1963, s. 2. 107 M. Horecka, Słownictwo gwarowe Lipnika…, s. 17. Poznachowice Dolne „(…) leżą w okolicy podgórskiej i leśnej nad Krzyworzeką (…) przy gościńcu z Dobczyc do Mszany Dolnej”108. Poznachowice Dolne położone są w północnej części Kotliny Wiśniowskiej, u podnóża góry Grodzisko (618 m n.p.m.) w paśmie Ciecienia. W zachodniej części wsi, nad potokiem Lipnik, usytuowany jest przysiółek Kretówki, w części wschodniej – Pod Grodzisko, natomiast pozostałe przysiółki to Młyn i Browarzysko. Wspomniane Grodzisko (dawny gród) położone jest już za granicą wsi na terenie Poznachowic Górnych. Nazwane również szczyrzyckim znajduje się na szczycie góry o tej samej nazwie. Wzgórze wznosi się na wy- sokości 623 m n.p.m. „Przez przełęcz na grzbiecie koło szczytu Grodziska znajduje się droga leśna prowadząca do doliny rzeki Stradomki”109. Dzięki nielicznym wzmiankom historycznym zebranym przez Gabriela Leńczyka wiadomo, że około 1241 roku cystersi z Ludźmierza, niepokojeni przez zbójników podhalańskich, „przenieśli się do Szczyrzyca nad Stradomką”110. Z kolei z dokumentów klasztornych wynika, że około 1235 roku rzą- dził na tych terenach niejaki kasztelan Zdzisław. Wzmianka z 1270 roku informuje o obciążeniach miejscowej ludności na rzecz remontu i zobowiązaniach do naprawy zamku krakowskiego i szczyrzyckiego. Materiały te świadczą, że gród na górze czynny był jeszcze do połowy XIII wieku. Jego upadek historycy datują na przełom XIII i XIV wieku111. Około 1424 roku na tych żyznych i dobrze nasłonecznionych terenach rozpowszechniła się uprawa chmielu. Poznachowice dostarczały tego surowca rozwijającym się w Dobczycach browarom piwa. Chmiel po- znachowicki wywożono nawet do Krakowa, gdzie wykorzystywany był na potrzeby browarnictwa stołeczne- go112. Rejestry z XVI-XVII wieku wymieniają tu jednego tylko rzemieślnika113. Poznachowice Dolne połączone z Poznachowicami Górnymi tworzyły jeden obszar w powiecie wielickim. Różniła je przynależność do parafii. Poznachowice Dolne należały do parafii w Wiśniowej, Górne natomiast do parafii w Raciechowicach. W 1888 roku Poznachowice Dolne liczyły 46 domów i 286 mieszkańców, w tym 283 katolików i trzech wyznawców judaizmu. Obok wsi znajdował się folwark, który należał do spadkobierców Aleksandra Bilińskiego. Do mieszkańców wsi należało 261 morgów gruntów ornych, 1 mórg łąk i ogrodów, 44 morgów pastwisk i 14 morgów lasu114. Na podstawie cytowanej już Księgi zapisu i wyzwolin uczniów rzeźników i masarzy w Dobczycach, wiadomo, że w Poznachowicach Dolnych w latach 1926–1938 działał jeden „wyzwolony” rzeźnik-masarz, którym był Aleksander Garlik115. Fot. 13 . Widok na Grodzisko od strony domu rodzinnego Majów w scenerii letniej ok. 1975 r. Źródło: Nr inwentarzowy Poz/12 z archiwum Grażyny Murzyn. 108 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego…, t. VIII, s. 900. 109 G. Leńczyk, Zabytki archeologiczne, [w:] Monografia powiatu myślenickiego…, t. I, s. 12–13. 110 Tamże, s. 13. 111 Tamże. 112 Na podstawie opracowania Gminnej Biblioteki Publicznej im. Janiny Czaja w Wiśniowej. Zob. S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 20. 113 F. Kiryk, Dzieje powiatu myślenickiego…, s. 140. 114 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego…, t. VIII, s. 900; L. Zugaj, Historia administracji…, s. 11. 115 Księga zapisu i wyzwolin uczniów… Węglówka Fot. 14. Młodzi poznachowiczanie, zdjęcie przy kościele (Parafia Wiśniowa) Pierwsza Komunia Św. rocznik 1929. Ksiądz Józef Sasnal po jego prawej nauczycielka Elżbieta Dudzik, a po jego lewej nauczycielki: Górczanka i Dobrzańska. Źródło: Nr inwentarzowy Poz/44. Własność Haliny Dudzik, fot. Mieczysław Stojek. „Porozrzucana nad potokiem i po stokach gór sięgających do 650 m n.p.m.”116 Węglówka była wsią zbudowaną w okolicy górskiej w zwartej dolinie potoku o tej samej nazwie. Nazwa miejscowości pochodzi od dawnej profesji jej mieszkańców, których nazywano węglarzami. Zajmowali się oni wypalaniem węgla drzewnego w mielerzach, czyli specjalnych kopcach ziemnych. Trudniono się tym we wsi aż do lat 20. XX wieku. Wieś wzmiankowana jest jako osada służebna starostwa dobczyckiego w 1581 roku. Powstała być może jeszcze w XV wieku. Jej mieszkańcy pozyskiwali drewno z lasów Łysiny oraz trudnili się jak wspomniano wypalaniem węgla drzewnego, który dostarczano do Dobczyc. Do dziś znajduje się tutaj polana zwana „majdanem” z dużą liczbą dołów służących niegdyś do wypalania węgla. Nadzorującego ten proces zwano „majdą”. W 1661 roku inwentarze wymieniają w sąsiedztwie Węglówki kolejną osadę węglarzy. Z kolei nazwa przysiółka Węgierskie pochodzi prawdopodobnie od osadników przybyłych z Węgier za czasów króla Stefana Batorego (1533– 1586)117. Węgierskie wzmiankowane jest jednak dopiero w 1657 roku, kiedy to Jan Kazimierz (1609–1672) walczył z Węgrami plądrującymi ziemię myślenicką118. Rejestry z XVI i XVII wieku wymieniają siedmiu rzemieślników, w tym dwóch węglarzy na Węgierskim119. Jed- nym z rzemieślników był prawdopodobnie garncarz na osiedlu Judasze. Przy prowadzeniu drogi na to osiedle wy- kopano dzban ze srebrnymi monetami i miedziakami, co może świadczyć o rozwiniętym handlu na tym terenie120. Według opisu z lat 90. XIX wieku, do mieszkańców wsi należało 919 morgów gruntów ornych, 5 morgów łąk i 391 morgów pastwisk oraz 410 morgów lasu. Większa własność dworska liczyła 59 morgów gruntów ornych, 11 morgów łąk, 9 morgów pastwisk, 50 morgów lasów. Znajdowało się tu 178 domów i żyło 1 075 mieszkańców, w tym pięciu Żydów121. Po I rozbiorze Węglówka i Węgierskie miały różnych właścicieli. Po 1848 roku Węglówka wchodząca w skład klucza z Wierzbanową, Wiśniową i Kobielnikiem była własnością Adama Amona, a od 1860 roku hra- biego Feliksa Romera. W 1914 roku Węglówka znalazła się w strefie przyfrontowej. Na górze Lubomir zachował się fragment zniszczonego 15 września 1944 roku przez Niemców budynku Stacji Astronomicznej Uniwersytetu Jagielloń- skiego. Stacja została założona w 1922 roku a jej głównym inicjatorem był profesor Tadeusz Banachiewicz (1882–1953), astronom, matematyk i geodeta. Teren na szczycie o powierzchni 10 ha wraz z leśniczówką podarował książę Kazimierz Lubomirski (1869–1930). Wybudowano dom mieszkalny z pracownią, przerobiony z leśniczówki, pawilon z ruchomym dachem pod lunety, budkę pod instrumenty meteorologiczne oraz stację radiową odbiorczą i nadawczą. Było to pierwsze górskie obserwatorium astronomiczne w Polsce. Stacja istniała tylko 22 lata, ale zapisała się w dziejach dwoma odkryciami komet. W dniu 3 kwietnia 1925 roku młody na- ukowiec Lucjan Orkisz odkrył pierwszą „polską” kometę („Orkisz” 1925), a 17 lipca 1936 roku współodkrywcą komety „Kaho-Kozik-Lis” został Węglowianin, woźny stacji, Władysław Lis zwany Astronogą122. 116 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego…, t. XIII, s. 255. 117 D. Dyląg, P. Sadowski, Beskid Myślenicki…, s. 327. 118 T. Ślósarz, Węglówka. Próba zestawienia faktów w oparciu o „Monografię powiatu myślenickiego” (1970), Myślenice 1993, s. 1. 119 F. Kiryk, Dzieje powiatu myślenickiego…, s. 140. 120 T. Ślósarz, Węglówka…, s. 3. 121 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego…, t. XIII, s. 255. 122 Por. Obserwatorium Astronomiczne im. Tadeusza Banachiewicza na Lubomirze, [online:] http://obserwatorium.lubomir.we- glowka.pl/obserwatorium/index.php, dostęp: 1 VIII 2019. Na podstawie Księgi zapisu i wyzwolin uczniów rzeźników i masarzy w Dobczycach, wiadomo, że w Węglówce w latach 1926–1938 „wyzwolonych” było czterech rzeźników i masarzy: Józef Jasek, Stanisław Jasek, Jan Jasek, Wojciech Jasek. Fot. 15. Weglowianki w strojach regionalnych, Węglówka 1954 r. Źródło: Nr inwentarzowy Węgl/5. Własność Anny Bogusz. Fot. 16. Węglowiańska gospodyni stoi w progu starego domu drewnianego na podmurówce z kamienia o dachu krytym słomą. Źródło: Węgl/26 z archiwum Szkoły w Węglówce. Fot. 17. Węglowianie i prace przy wycince drzewa w zimie. Źródło: Węgl/30 z archiwum Szkoły w Węglówce. Wierzbanowa „(…) leży w zwartej dolinie górskiej, nad górnym brzegiem potoku Krzyworzeki (…) Przez obszar wsi prowadzi droga z Dobczyc do Kasiny Wielkiej. Stąd się rozdziela na dwa ramiona zach. do Jordanowa wsch. do Tymbarku”123. Wierzbanowa leży w dolinie górskiej nad Krzyworzeką. Przez wieś prowadzi droga z Dobczyc do Kasiny Wielkiej. Ku północy teren obniża się i rozszerza w piękną dolinę124. Wieś istniała już przed 1349 rokiem, gdyż wtedy została włączona do parafii w Wiśniowej. W 1365 roku Kazimierz Wielki nadał synowi Adama z Wiśniowej las królewski ze wsią Herzmanówka. Nazwa wsi pochodzi najprawdopodobniej od imienia Hermana, które nosił jej pierwszy właściciel, a które w tutejszej gwarze wymawiano Herzman i stąd Herzmanowa wieś, w późniejszych latach Irzmanowa, a dziś Wierzbanowa. Za panowania Kazimierza Wielkiego wieś rozciągała się na obszarze 40 łanów. Jej granica biegła od lasu królewskiego na Łysinie (Liszina) potokiem Smarkawa aż po karczmę Osikówka, stąd przez górę Czeczeń (Ciecień), dalej przez potoki Czarny (Czarnipotok) i Glinne, będące dopływami Stradomki, na południe ku wsi Kasina Stara. Należała ona do starostwa dobczyckiego. W XV wieku dzierżawcą dwułanowego sołectwa w Wierzbanowej był Stanisław z Dobczyc125. Rejestry z XVI i XVII wieku wymieniają dziesięciu tutejszych rze- mieślników, w tym jednego piekarza. Z obszarem dworskim wieś liczyła 5 domów i 632 mieszkańców126. Po 1848 roku Wierzbanowa wchodząca w skład klucza z Węglówką, Wiśniową i Kobielnikiem była własnością Adama Amona, a od 1860 roku należała do hrabiego Feliksa Romera. Wieś wzmiankowana jest w piśmiennictwie historycznym z uwagi na fakt, że w 1914 roku przechodziła przez nią linia frontu. Współcześnie na stoku Wierzbanowskiej Góry, nad przysiółkiem Wielkie Drogi urządzono dwukilometro- wą trasę dla narciarzy biegowych. 123 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego…, t. XIII, s. 390. 124 L. Zugaj, Historia administracji…, s. 12. 125 D. Dyląg, P. Sadowski, Beskid Myślenicki…, s. 329. 126 F. Kiryk, Dzieje powiatu myślenickiego…, s. 140. Fot. 18. Wierzbanowianie – zespół muzyczny lata 70. XX wieku. Źródło: Nr inwentarzowy Wierz/50. Własność Marii Jamróz. Fot. 19. Wierzbanowianki. Zdjęcie z dożynek gminno-parafialnych – początek działań kół gospodyń wiejskich. Na zdjęciu uczestnicy dożynek w strojach regionalnych z wieńcami dożynkowymi. Źródło: Nr inwentarzowy Wierz/2. Własność Marii Jamróz. Wielokulturowość gminy Wiśniowa Różnorodność kulturowa wiśniowskich terenów nie zamyka się jedynie w przybliżonej powyżej pogra- niczności regionalnej. Gmina ma bowiem długie tradycje wielokulturowe, które podobnie jak w przypadku innych miast, miasteczek i wsi stanowią cenne, choć wielokrotnie niejednoznaczne a niekiedy nawet trudne dziedzictwo kulturowe Małopolski127. Wielokulturowość Wiśniowej i jej okolic sięga średniowiecza, czyli czasów, kiedy przebiegał tędy trakt wę- gierski. W bogatym dziedzictwie tego regionu można wskazać ślady żydowskie, romskie128, węgierskie129, ta- tarskie130 a nawet… inkaskie131. Przejawiają się one na wielu płaszczyznach kultury, w warstwie historycznej, etnograficznej i folklorystycznej. Szczególnie bogate w motywy wielokulturowe są dwie ostatnie warstwy: et- nograficzna i folklorystyczna z barwnymi tradycjami ludowymi. Jako przykłady podać można: zwyczaj Dziadów Śmiguśnych132 czy legendę o węgierskim zbójniku Burku i jego bandzie, słynących z kradzieży koni. W pierwszym przypadku mowa o nadal żywym w okresie wielkanocnym obrzędzie zwanym też Śmigu- śnikami, sięgającym czasów przedchrześcijańskich. Związany był on z tradycjami przesilenia wiosennego, które następnie powiązano z chrześcijańskim drugim dniem Świąt Wielkanocnych, czyli lanym poniedziałkiem. Przekazy dotyczące sposobu kultywowania tego zwyczaju na terenie gminy Wiśniowa pochodzą z początku XX wieku. Wiśniowskie dziady to młodzi poprzebierani za różne postaci mężczyźni – głównie kawalerzy, którzy chodzą grupami po ulicach i odwiedzają w nocy z Wielkiej Niedzieli na Poniedziałek Wielkanocny domy, przede wszyst- kim te, w których są panny na wydaniu. Nocni goście płatają mieszkańcom wymyślne figle. Dawniej gospodyni musiała być przygotowana do tej wizyty. Dziady domagały się bowiem jajek lub innych „fantów”, którymi można się było wykupić od złośliwych figli i polewania panien wodą. Kulminacja tej tradycji następuje w śmigus-dyngus (w podlywacke). Już w dzień na rynku w centrum Wiśniowej dziady wybierają sobie „ofiary”, którymi są najczęściej młode panny i polewają je wodą oraz robią zgromadzonym inne psikusy. Obowiązkowym elementem ubioru dziada/śmiguśnika jest maska. Kiedyś ich stroje wykonywane były ze słomy zaś maski ze skóry króliczej. Tradycja ta nie przetrwała jednak do współczesnych czasów. Obecnie maski najczęściej kupowane są w sklepach zaś stro- je tworzone z rozmaitych, często niepotrzebnych już elementów garderoby. Warto nadmienić, że współcześnie zwyczajowi temu towarzyszy konkurs organizowany przez Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej, który rozstrzygany jest w trzech kategoriach: maska tradycyjna, maska współczesna oraz najgłośniejsze jukanie, czyli charakterystyczne odgłosy wydawane przez śmiguśników podczas „rytualnego” grasowania po okolicy. Popularna i powszechnie znana jest też wspomniana legenda o węgierskim zbójniku i jego grupie. Burek, herszt bandy, wraz z kompanami miał zawitać kiedyś do Wiśniowej, trafiając akurat na wesele, które odbywało się w tutejszej żydowskiej karczmie. Według legendy, Burek swoją brawurą, doniosłym śpiewem i skocznym tańcem porwał gości do zabawy. Podczas gdy weselnicy zapomnieli się w tańcu i śpiewie, całe obejście karczmy zostało doszczętnie okradzione. Ta na pozór „zwyczajna” legenda z jakichś względów jest do dziś ważną czę- ścią miejscowej tradycji, wpisując się w zbiór wyznaczników lokalnej tożsamości. Miejscowy zespół regionalny, który powstał w 1953 roku, opracował ją scenicznie, bazując na przyśpiewkach i tańcach z regionu i w różnych wariantach wystawia dzieło jako Wesele Wiśniowskie. Zjawisko to nie jest rzecz jasna nowe w polskim ruchu folklorystycznym. Niemniej jednak w kontekście wielokulturowości na uwagę zasługuje fakt, że założyciele wspomnianego zespołu nadali mu nazwę „Banda Burek”, czyniąc postać wesołego, roztańczonego rozbójnika 127 Por. Semiotyczna mapa Małopolski, red. E. Wiącek, Kraków 2015. 128 W pamięci społecznej funkcjonują obrazy romskich taborów, Romów jako uczestników lokalnych targów i jarmarków, ko- niarzy, kowali i handlarzy garnkami, patelniami, materiałami, ubraniami czy wróżących Cyganek. Z pokolenia na pokolenie przekazywane są opowieści o kradzieżach czy wykopywaniu padłych zwierząt. 129 Do tej kategorii należy wspomniana powyżej etiologia przysiółka – terenu osadników węgierskich. 130 W trakcie przeprowadzonych badań terenowych niektórzy informatorzy wspominali o charakterystycznych rysach twarzy mieszkańców Lipnika, tłumacząc je kontaktami z Tatarami. Uprawdopodobnieniem tej opowieści ma być to, że ludność tatarska miała w pewnych okresach prawo osadnictwa na terenie tego dzisiejszego sołectwa. Potocznie, także współcze- śnie, Lipniczan nazywa się Tatarami. 131 Niektórzy rozmówcy wyjaśniali, że wpływy inkaskie są oczywiste do stwierdzenia np. w miejscowych nazwiskach: Topa czy Roman. Uległy one, według nich, spolszczeniu albo zostały przybrane przez potomków uchodźców inkaskich, emisariuszy przywódcy powstania (1880–1883) przeciw kolonizatorom Tupaca Amaru II (ok. 1741–1781) pochodzącego z ówczesnej dynastii panującej. Zgodnie z ludowym przekazem, mieli oni pojawić się na sąsiednich terenach w XVIII wieku. Przytaczana jest nawet trasa ich domniemanego marszu z Krakowa. W świadomości mieszkańców, dzięki rodzinnym przekazom mię- dzypokoleniowym, znana jest również legenda o rzekomym skarbie Inków ukrytym na zamku w Niedzicy lub w Tropsztynie. 132 Zob. IX Gminny Konkurs Dziadów Śmiguśnych, [w:] Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej, [online:] http://gokis- -wisniowa.pl/ix-gminnym-konkursie-dziadow-smigusnych/, dostęp: 24 IV 2019; K. Hołuj, Wiśniowa ma „dziady”, „Dziennik Polski” 7 IV 2015, [online:] https://dziennikpolski24.pl/wisniowa-ma-dziady/ar/3812871, dostęp: 24 IV 2019. Warto dodać, że dziady określano od wspomnianego jukania również juckami (Glichów) lub jukocami (Wiśniowa), „To było wesołe, to było rozrywka, sie ino jukało, jojek sie nazbierało do koszycka, to dawali jajka. A dziś to nie wiem… eee, daliby. Godałam tu dzie- ciom swoim – idź po dziadach!… Bo downi to nie godoł nikt dziady, a śmiguśnicy”, Słownictwo i kultura ludowa…, s. 91, 191. pochodzącego z Węgier swoim „patronem”133. Legenda jest powszechnie znana wśród mieszkańców całej gmi- ny Wiśniowa i okolic. Książka, akta sądowe galicyjskie… ten człowiek istniał naprawdę, zajmował się kradzieżą koni i przepę- dzaniem ich, no bo węgierska granica gdzie była? Tu, tam, nikt nie wie dokładnie, węgierska granica była na gó- rach tak? No i oni się zajmowali kradzieżami koni i przepędzaniem i ino komu ukradli, to komu innemu sprzedali, nie? I ten człowiek balował w karczmie, która miała – i to już jest przekaz ustny, taki legendarny – w Kobielniku, dzisiaj tam jest sklep tutaj na dole, za góreczką tutaj blisko, jest sklep, nic już nie zostało z karczmy, ale on tam miał, z resztą w tej opowieści o Banda Burku (…) Banda Burek, ileś koni jedzie, coś tam coś tam, i to on tutaj miał te pieniądze przepuszczać częściowo134. Fot. 20. Dziady Śmiguśne w maskach tradycyjnych w lany poniedziałek na rynku w Wiśniowej, Wiśniowa 1975. Źródło: Nr inwentarzowy Wis/102. Własność Marii Cygan. Fot. 21. Dziad Śmiguśny w masce tradycyjnej, robionej ręcznie, zdjęcie na rynku w Wiśniowej, Wiśniowa 1975. Źródło: Nr inwentarzowy Poz/10. Własność Grażyny Murzyn. Fot. 22. Dziady Śmiguśne, Węglówka lata 70. XX wieku. Źródło: Nr inwentarzowy Wegl/37. Z archiwum szkoły w Węglówce. 133 Zespół Regionalny „Banda Burek”, [w:] Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej, [online:] http://gokis-wisniowa.pl/ zespol-regionalny-banda-burek/, dostęp 1 VIII 2019. 134 Wywiad z Łukaszem Bajerem. Innym sposobem funkcjonowania legendy jest fakt, że najstarszy wiśniowski dąb nosi imię popularnego tu zbójnika. Liczący sobie około trzystu lat pomnik przyrody o dwóch pniach rośnie tuż przy drodze z Wiśniowej w kierunku Lipnika135. Fot. 23. Dziad Śmiguśny, poniedziałek wielkanocny, po lewej stronie młody sad (obecnie miejsce tartaku), na zdjęciu Agnieszka Kowal (mama Danuty Kowal) poprawiająca „dziadowi” kapelusz. Źródło: Nr inwentarzowy Wis /14, Własność Danuty Kowal (od Maćka). Fot. 24. Dziady Śmiguśne współcześnie. Konkurs na maski tradycyjne i współczesne, Wiśniowa 2019. Fot. Kacper Ścibor 135 Na terenie gminy jest łącznie pięć pomników przyrody; pozostałe to cztery lipy. Rysunek 10. Fragment Legendy o Bandzie Burka. Legendy ziemi myślenickiej, oprac. A. Witalis-Zdrzenicka, Trzebunia 2003. Fot. 25. Zespół Regionalny „Banda Burek” przed ówczesnym Wiejskim Domem Kultury w Wiśniowej, 1964 r. Źródło: Z archiwum GOKiS Wiśniowa, autor zdjęcia nieznany. Fot. 26. Zespół Regionalny „Banda Burek”, lata 80. XX wieku. Źródło: Z archiwum GOKiS Wiśniowa, autor zdjęcia nieznany. Fot. 27. Członkowie Zespołu Regional- nego „Banda Burek”, Wiśniowa 2013. Źródło: Kadr z filmu Banda Burek w reżyserii Łukasza Murzyna. Fot. 28. Zespół „Banda Burek” Wesele wiśniowskie spektakl wystawiany na scenie podczas Małopolskiego Festiwalu Teatrów Wiejskich, Wiśniowa 2017. Fot. Wojciech Kiczek Fot. 29. Zespół „Banda Burek” – „Wesele wiśniowskie” wystawiane na scenie podczas Małopolskiego Festiwalu Teatrów Wiejskich, Wiśniowa 2017. Fot. Wojciech Kiczek Fot. 30. Zespół „Banda Burek”, Wiśniowa 2018. Fot. Karina Kiczek Najbardziej charakterystyczną grupą kulturową, która przez wieki wpłynęła na tożsamość regionu, była społeczność żydowska. Poniżej została opisana bożnica, czyli najcenniejszy wiśniowski zabytek, zachowany po lokalnych Żydach. Samej społeczności zaś poświęcono osobny rozdział, w którym, zgodnie z tematem pu- blikacji, opisano profesje, jakimi trudnili się jej przedstawiciele oraz przestrzeń targowo-handlową, która była główną osią kontaktów Żydów z innymi mieszkańcami. Wiśniowskie zabytki Kościół rzymskokatolicki pw. św. Marcina Kościół pod wezwaniem św. Marcina to najstarszy zabytek w gminie Wiśniowa. Jest on datowany na około 1730 rok. Z kroniki parafialnej wiadomo, że około 1330 roku Wiśniowa była już parafią, a wybudowany około 1440 roku drewniany kościół pod wezwaniem Świętego Marcina, spłonął przed 1720 rokiem w niezna- nych bliżej okolicznościach. Obecny kościół pochodzi z lat 1720–1730. Kościółek jest bardzo prosty, a XVIII wiek był wystarczający na tamte czasy. W Trzemeśni też jest taki podobny kościół. No wycięto drzewa w lecie, suszono je później a następnie z nich budowano kościoły. Przyszła firma i postawiła kościółek, a później trzeba go było wyposażyć136. Rysunek 11. Kościół rzymskokatolicki pw. św. Marcina w Wiśniowej. Rys. Monika Kowal 136 Wywiad z ks. Wacławem Bednarzem – proboszczem, kanonikiem pochodzącym z Zasani należącej do parafii w Trzemeśni. Całą rozmowę zamieszczamy w rozdziale Wiśniowskie rozmowy rzeki. Fot. 31. W tle kościół św. Marcina, budy- nek na prawo to „organistówka”, 1946 r. Źródło: Nr inwentarzowy Wis/40. Własność Anny Jasek. Fot. 32. Kościół św. Marcina, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Fot. 33. Zabytkowa dzwonnica w Kkościele św. Marcina, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Wnętrze kościoła składa się z prezbiterium i szerszej, wyższej nawy, do której przylega kruchta. Świątynia zbudowana została w konstrukcji zrębowej, nakrywa ją dwukalenicowy dach137. Zamiast wieży kościół posiada dzwonnicę, wokół której rosną kilkunastoletnie i kilkusetletnie lipy. Dzwon dzwonnicy odlany został w Szczyrzycu w roku 1726 przez Kaspra Kramnitza z Krempachów. W XIX wieku kościół został gruntownie wyremontowany i przebudowany. Poszerzono go, dobudowując ściankę do zakrystii, przybudówkę pod chórem oraz babiniec. Michał Tarczałowicz (1871–1946), bocheński malarz, wykonał również nową polichromię, do której wzory czerpał najprawdopodobniej z obyczajów znanych mu z pogranicza trzech Beskidów: Sądeckiego, Wyspowego i Średniego138. W 1956 roku kościół został zelektryfikowany, a rok później zradiofonizowany. W latach 1957–1958 odnowiono i zabezpieczono przed zniszczeniem całą polichromię. Prace te wykonały artystki, malarki i konserwatorki Zofia Stawowiak i Irena Gawron z Krakowa139. Prace konserwatorskie figur Chrystusa Miłosiernego, Matki Bożej Nieustającej Pomocy oraz błogosławionej Anieli Salawy wykonane zostały przez lokalnego mieszkańca malarza i złotnika Jana Szczepanika140. Wkład miejscowej ludności w wygląd kościoła podkreśla jego obecny gospodarz, ksiądz proboszcz Wacław Bednarz: To wszystko co tu jest, to jest dziełem. O te takie detale, o np. na tej ambonce te wszystkie, to tutejsi miesz- kańcy to sami wyrzeźbili w ciągu lat, przy ołtarzu te wszystkie figurki, które tutaj widzimy, tych aniołków prawda, to to jest dzieło lokalnych ludzi, o których ksiądz proboszcz141 w XIX wieku tak ładnie napisał, że „jest ich kilku i są wybitnie zdolni by w drewnie dokonać rzeczy niezwykłych”142. Kościół posiada pięć ołtarzy. Osławiony obraz Matki Bożej Wiśniowskiej z XVII wieku umieszczony jest w głównym ołtarzu. Dar dziedziczki Heleny Zawackiej z Niezdowa, skarbnikowej owruckiej zakrywa ruchoma zasłona, na której widnieje postać świętego Marcina z Tours (ok. 317 lub 335–397), biskupa, patrona parafii. • Te korale to miejscowa ludność przynosiła, tak? • Tak, jako wotum wdzięczności. Później obraz był pierwotnie do 1740 roku, a później ten główny obraz na ołtarzu darowała naszej parafii taka hrabina, która mieszkała w wiosce Niezdów i miała dwór, w którym znajdował się ten obraz. Taka była kiedyś tradycja, że bogatsze dwory mogły utrzymać księdza i miały swojego kapelana. A ten zasłaniający obraz Matki Bożej to jest obraz św. Marcina na koniu, pod koniec XIX wieku kiedy remontowano kościół, ludzie prosili, aby usunąć go z ołtarza głównego i aby w to miejsce dać ten obraz św. Marcina, ale żeby on już nie był na koniu. Bo jak jechali na jarmark do Skrzydlnej, to chłopy śmiali się, że nie przyjadą do nas nawet na odpust, bo nie będą się modlić do końskiego zadu. Tak mówili i to jest prawda143. W zachodniej ikonografii chrześcijańskiej święty ten przedstawiany jest jako legionista siedzący najczę- ściej na białym koniu. Często też osłania lub wręcza postaci biednego własny płaszcz. Do tej tradycji nawiązuje herb Wiśniowej. Inaczej, w szatach biskupich i z pastorałem przedstawia go ikonografia wschodnia144. Ponadto w kościele znajduje się łaskami słynący ołtarz św. Franciszka, ołtarz Najświętszego Serca Jezuso- wego, ołtarz Matki Bożej Różańcowej oraz ołtarz św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. Wszystkie ołtarze zostały odnowione za ks. Józefa Sasnala w 1948 i 1949 roku. O jednej z historii, która się tutaj wydarzyła, tak opowiada obecny proboszcz: Podczas I wojny światowej przez okno wpadła do kościoła kula zapalająca, odbiła się pewnie ona gdzieś od posadzki i wpadła do ołtarza. Jest ta kula do dzisiaj. Niektórych jeszcze to interesuje (…) Ta kula jest w ołta- rzu św. Józefa. Tych ołtarzy jest tutaj dużo, a to dlatego, że zwykle tak było, te dwa lub trzy ołtarze zawsze były. A tu u nas są dodatkowo jeszcze dwa. Jest ołtarz św. Józefa a w nim jest ta kula – widzicie? Są tacy, którzy przychodzą tylko, żeby to zobaczyć. Drzewo się zapaliło od tej kuli. Ksiądz, który tu był na parafii145 napisał, że spalił się obrus lniany, bo w tamtych czasach nie było sztucznego. Ale ołtarz się nie zapalił tylko się osłonił i to zostawili. 137 Zob. Zabytki sztuki w Polsce. Małopolska, red. S. Brzezicki, J. Wolańska, Warszawa 2016, s. 1503. 138 S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 21. 139 Historia, [w:] Parafia rzymskokatolicka św. Marcina w Wiśniowej, [online:] https://parafia-wisniowa.pl/parafia/historia/, do- stęp: 25 VII 2019. 140 Wywiad z Janem Szczepanikiem zamieszczamy w części Wiśniowskie rozmowy rzeki. 141 Ks. Felicjan Mikuszewski w jego czasach przywrócono probostwo w Wiśniowej i na tę pamiątkę w niedzielę 19.10.1901 r. wyniesiono w uroczystej procesji krzyż i ustawiono na szczycie Księżej Góry. Zob. S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 21-22. 142 Wywiad z ks. Wacławem Bednarzem. 143 Tamże. 144 Więcej zob. W. Rozynkowski, Przejawy kultu św. Marcina w Polsce – wybrane zagadnienia, „Przegląd Zachodniopomorski” t. XVI, 2016, nr 1, s. 133–248; M. Pastwa, Marcin z Tours, IV. Ikonografia, [w:] Encyklopedia katolicka, t. XI, Lublin 2006, kol. 1235. 145 Ks. Edward Papeć, który pełnił posługę duszpasterską w parafii w Wiśniowej (1912–1921). Fot. 34. Kościół św. Marcina, główny ołtarz z obrazem Matki Bożej Wiśniowskiej, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Fot. 35. Kościół św. Marcina, główny ołtarz z obrazem św. Marcina z Tours, biskupa, patrona parafii, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Fot. 36. Barokowa ambona z końca XVII wieku w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Fot. 37. Figurka św. Stanisława przy ołtarzu głównym w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Fot. 38. Figurka św. Leona przy ołtarzu głównym w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Rysunek 12. Herb gminy Wiśniowa. Fot. 39. Obraz „Jezu ufam Tobie” w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Fot. 40. Obraz św. Józef z dzieciątkiem Jezus w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Fot. 41. Obraz św. Klary w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Fot. 42. Obraz Chrystus w niebo wstępuje w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Inneelementywyposażenia kościoła parafialnego tobarokowaambonazkońca XVII wieku, późnobarokowa kamienna chrzcielnica z II połowy XVIII wieku oraz krucyfiks z XVII wieku146. W kościele znajdują się zabytkowe organy z początku XX wieku, które wykonał Tomasz Fall (1860–1922) organmistrz147 pochodzący ze Szczyrzyca • właściciel znanej w okolicy pracowni tworzącej i naprawiającej organy dla lokalnych parafii148. ? One były robione przez takiego pana ze Szczyrzyca. Szczyrzyc był właśnie do początku wojny, to był taki prężny ośrodek, był nawet powiatem przez długi okres i tam były różne szkoły, zakonnicy prowadzili szkoły, gdzie uczyli czytać i pisać. Między innymi chodził ten pan, który zrobił te organy. Tylko jakże on się nazywał (…) To są organy właściwie z ostatniego etapu jego życia. Dokładnie rok 1905. Tylko jak on się nazywał? Idę otworzyć chór to wam powiem (…). ? Mamy – te organy zrobił Tomasz Fall. ? Tomasz Fall ochmistrz w Szczyrzycu. Tak, to była bardzo znana firma. Oni wykonali tych organów około 300. Oczywiście to on sam tego nie robił tylko firma. Obecnie od 1981 roku organistą w parafii św. Marcina jest Stanisław Polak muzyk i kapelmistrz Orkiestry Dętej Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej149. Pan Stasiu gra u nas od 1981 roku, stara się jak może. Tutaj podczas mszy jest dużo ludzi na chórze, chociaż bardzo się źle wychodzi. Według relacji księdza proboszcza Wacława Bednarza jedną z najstarszych ksiąg parafialnych znajdują- cych się w archiwum parafii św. Marcina jest Księga Chrztu z 1638 roku. 146 Wiśniowa. Kościół pw. św. Marcina w Wiśniowej, [w:] Szlak Architektury Drewnianej w Małopolsce, [online:] http://www.drew- niana.malopolska.pl/?page=obiekty&id=219, dostęp: 25 VII 2019. 147 Organmistrz (niem. Orgelbauer) ? budowniczy, a często także projektant, konstruktor i konserwator organów. 148 Por. I. Wyrwa, Tomasz Fall, [w:] Parafia św. Mikołaja Biskupa w Bochni, [online:] http://mikolajbochnia.pl/pl/1724/0/tomasz- -fall.html, dostęp: 5 VIII 2019. 149 Wywiad ze Stanisławem Polakiem zamieszczamy w części Wiśniowskie rozmowy rzeki. Fot. 43. Organy w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Fot. 44. Fragment organów w kościele parafialnym pw. św. Marcina z widoczną tabliczką organmistrza Tomasza Falla ze Szczyrzyca, Wiśniowa 2018. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Fot. 45. Najstarsze księgi parafialne, lata 1638–1639, parafia św. Marcina, Wiśniowa 2018. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Fot. 46. Najstarsze księgi parafialne, lata 1638–1639, parafii św. Marcina, Wiśniowa 2018. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Najstarsza księga to ta z lat 1638–1639. Lepiej się je czyta niż te współczesne księgi, były pięknym języ- kiem napisane. Wszystko po łacinie. Te duże księgi napisane są już po rozbiorze polski, i wtedy ksiądz był urzędnikiem i co roku musiał oddać księgi do władz. ? Czyli te pierwsze księgi nie były uporządkowane prawda? ? Oj tak, niewiele było danych. Tylko kogo się ochrzciło czy chłopczyka czy dziewczynkę i imiona ich rodzi- ców i rodziców chrzestnych i tyle. Dawniej nie było takiego obowiązku. W 1650 roku między metrykami ksiądz opisał to co przeżyli ludzie. Dawniej panowała na terenie Wiśniowej ogromna zaraza czyli „szarań- cza”. A następne księgi zaczynają się już od 1878 roku. Dwa kościoły w Węglówce „górny kościół” pw. Matki Bożej Anielskiej oraz kościół parafialny pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy Węglówka, według dokumentów z 1644 roku, należała w XVII wieku do kościoła w Wiśniowej i parafii w Dobczycach. W 1895 roku z inicjatywy ks. dr. Jana Ślósarza na jego ojcowiźnie powstała kaplica. Pracami przy budowie kaplicy kierował Antoni Wojnarowski z Wiśniowej. Po zakończeniu budowy rozpoczęły się stara- nia o utworzenie ekspozytury, a następnie parafii. Skończyły się one pomyślnie, gdyż już w 1904 roku ekspo- zytorem został ks. Stanisław Jarzyna. W tym samym roku Węglowianie zakupili grunt pod budowę przyszłych zabudowań plebańskich. W 1905 roku stanęły budynki gospodarcze, a w 1908 roku plebania. W 1912 roku kaplica „Na Ślósarzówce” została rozbudowana i została przekształcona w kościół pod wezwaniem Matki Bożej Anielskiej, będący od 1913 roku kościołem parafialnym. Obecnie nazywany jest on „kościołem górnym”. W 1932 roku ówczesny proboszcz, ks. Piotr Kalicki, po porozumieniu się z miejscowym wójtem oraz ks. prałatem Andrzejem Murzańskim (1869–1946), rozpoczął budowę nowego kościoła, który stał się następ- nie kościołem parafialnym pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Wybudowano wówczas również nową plebanię. Grunt pod budowę ofiarowała rodzina Kuchniów, fundatorem zaś był wspomniany ks. prałat Andrzej Murzański, którego ród przybył do Węglówki z Podhala150. Budowę ukończono w 1939 roku przy wydatnej pomocy parafian151. Świątynia zbudowana jest z kamienia, wewnątrz wyłożona cegłą i wytynkowana. Stosunkowo duże prezbiterium oddzielone jest od nawy łukiem dopasowanym do wystroju wnętrza. W prezbi- terium znajduje się ołtarz gotycki z drzewa modrzewiowego, dar ks. proboszcza Franciszka Kuźmy. W ołtarzu umieszczono obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy a po obu stronach dwie figury: śś. Piotra i Pawła. Kościół posiada dwa ołtarze boczne poświęcone Najświętszemu Sercu Pana Jezusa oraz św. Józefowi. W 1954 roku, pod kierunkiem proboszcza ks. Adama Gąsiorka, przeprowadzono gruntowną renowację kościoła. Odnowiona została polichromia i sprzęt liturgiczny. W 1975 roku wymieniono instalację elektryczną, a w 1979 roku pokry- to dach i wieżę nową blachą. W 1994 roku, pod kierunkiem kolejnego proboszcza ks. Kazimierza Wójtowicza, przeprowadzono konserwację zabytkowych organów i ołtarza głównego. W 1995 roku wykonano nowy so- lidny ołtarz i ambonkę do sprawowania Eucharystii natomiast rok później przeprowadzono konserwację stacji drogi krzyżowej. Fot. 47. „Górny kościół” pw. Matki Bożej Anielskiej, Węglówka 2019. Fot. Maria Wilk 150 W części Wiśniowskie rozmowy rzeki zamieszczamy rozmowę z jego potomkiem Józefem Murzańskim, rzeźbiarzem, snyce- rzem, kustoszem i opiekunem archiwum góralskiego rodu Murzańskich. 151 Węglówka – historia parafii MB. Nieustającej Pomocy, [w:] Parafia Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Węglówce, [online:], http://parafiaweglowka.pl/o_parafii, dostęp: 20 VII 2019. Fot. 48. Kościół parafialny pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Węglówka 2019. Fot. Maria Wilk Bożnica drewniana – wieloletnia strażnica Elementem wpisanym w wielokulturowe dziedzictwo gminy Wiśniowa pozostaje zachowana do dziś boż- nica, której metafizyczne znaczenie tak wyjaśnia miejscowy proboszcz: Ja to podziwiam, bo tu coś Pan Bóg palec włożył w to wszystko, że tutaj troszkę wyżej jest taki obszar, który nazywają wyrwa. Jak szedłem po raz pierwszy po kolędzie, to myślałem, że to jest nazwisko. No i wreszcie pytałem, kiedy dojdziemy do tej „Wyrwy”, a wyrwa to nie jest nazwisko, tylko to jest miejsce, gdzie woda wyrwała kawał i urwała połowę domu, takie powodzie były. A ta synagoga tutaj się ostała, a jest przy samej wodzie152. Rysunek 13. Drewniana bożnica z początku XX wieku. Rys. Monika Kowal Drewniana bożnica w Wiśniowej została wzniesiona przez członków lokalnej społeczności żydowskiej na początku XX wieku, w południowej części wsi, w niewielkiej odległości od centrum, na działce należącej wów- czas do rodziny Ferberów – najbogatszej miejscowej rodziny żydowskiej. Według relacji ks. Wacława Bednarza, nie było tutaj wiele rodzin żydowskich, a mimo tego około 1910 roku zbudowano synagogę. 152 Wywiad z ks. Wacławem Bednarzem. To było na tak zwanym terenie gminnym, bo prywatne to nie było, oni to musieli kupić, bo tak to nie mogli się nią posługiwać, więc wykupili tą parcelkę i postawili, to jest ciekawe, że wtedy ją wybudowali gdy malo- wany był kościół, więc może ci sami co malowali w 1905 czy 1906 roku. Na wyjściu na chór jest napisane, że on tam poszedł i też pomalował (…) Społeczność [żydowska] wtedy nie była duża… Synagoga w Wiśniowej stanowi unikat jako jedyny wiejski i jeden z trzech drewnianych obiektów tego typu zachowanych w Polsce153. Jest ona typowym dla wiejskiej społeczności żydowskiej przykładem bożnicy o najprostszym rozwiązaniu przestrzennym. Pod względem konstrukcji, formy, detalu i budulca nawiązuje do tradycyjnego budownictwa drewnianego. Obiekt drewniany posadowiony jest na podmurowaniu z kamienia. Ściany zewnętrzne i wewnętrzne mają konstrukcję zrębową z belek ciosanych i pokryte są szalunkiem z de- sek. Dach ma konstrukcję krokwiowo-płatwiową, pokryty jest dachówką ceramiczną. Wnętrze podzielone jest na kwadratową główną salę modlitewną od południa oraz babiniec od północy. W okresie międzywojennym bożnica służyła społeczności żydowskiej z Wiśniowej i z sąsiednich miejscowości. Zachowało się niewiele in- formacji na temat budowy i pierwszych lat jej funkcjonowania. W Wiśniowej nie było cmentarza żydowskiego. Zmarłych chowano na cmentarzu w Myślenicach a modlitwom przewodniczył tamtejszy rabin. Według doku- mentów w 1926 roku miało tu miejsce uroczyste sprowadzenie Tory. Zaledwie kilkanaście lat po tym wydarze- niu, podczas II wojny światowej, wnętrze zostało zdewastowane, zaś Żydzi z okolic wywiezieni do Wieliczki, stamtąd zaś do nazistowskich obozów koncentracyjnych. Fot. 49. Drewniana bożnica z początku XX wieku, Wiśniowa 2019. Fot. MART fotografia Fot. 50. Detale architektoniczne bożnicy w Wiśniowej. Fot. Izabela Janczak-Bizoń Słowo „synagoga” ma wiele znaczeń, które określają różnorodne funkcje tego miejsca zgromadzeń, nauki i modlitwy – centrum życia lokalnej społeczności żydowskiej. Polacy budynek, w którym gromadzili się Żydzi dla podkreślenia jego modlitewnego charakteru nazywali bożnicą154. Adam Dylewski opisuje synagogę jako 153 Por. A. Erecińska-Baumann, Jak odzyskać dziedzictwo utracone. Drewniana synagoga z Zabłudowa, „Ochrona Zabytków” 2003, nr 1–2, s. 46–56. 154 A. Sabor, Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek. Działoszyce-Pińczów-Chmielnik-Szydłów-Chęciny. Przewodnik, Kraków 2005, s. 75. miejsce sprawowania kultu, odczytywania nauki. Do XVII wieku pojęcia synagoga i bożnica funkcjonowały jako synonimy. Następnie pierwszą z nich zarezerwowano dla dużych bogato wyposażonych gmachów, bożnicą zaś zwano skromne miejsca kultu155. Na potwierdzenie tych słów rzadko, który mieszkaniec Wiśniowej używał i do dziś używa słowa „synagoga”. W większości tekstów, publikacji oraz w potocznych rozmowach mowa jest prawie wyłącznie o bożnicy. Po wojnie budynek wykorzystywany był przez gminę najpierw jako magazyn mebli, a do połowy lat 80. XX wieku stacjonowała w nim jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej. Tak opowiada o tym czasie Stanisław Furman, naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w Wiśniowej oraz komendant gminny Oddziału Gminnego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP, mieszkaniec Wiśniowej: • A gdzie była najbliższa remiza? • W bożnicy (…) wszystko było w bożnicy. Samochód, który kupili jakiś taki stary i motopompę po wojnie, to wszystko tam siedziało. Nie było w ogóle strażnicy, nie było miejsca, dopiero w [19]83 roku, jak nastałem naczelnikiem to jak z prezesem Ciślikiem podjęliśmy decyzję, no i z zarządem oczywiście, o budowie remizy (…) Także w styczniu mieliśmy zebranie wyborcze, a w październiku jużeśmy wbudowali kamień węgielny, garaże już były postawione. • Bożnica dla straży była rodzajem garażu? • Tak, po wojnie. A jakeśmy już wybudowali remizę, no to żeśmy już zostawili to puste i w latach 90., koło [19]90 roku dostaliśmy wtenczas pismo z gminy żeby to rozebrać. No ale żeśmy się nie zgodzili na to, bo w imię czego my mamy rozbierać czyjąś własność, jak to nie była hipotecznie nasza własność i dokładać czas siłę i nic z tego żeby nie było. No bo to przecież było wszystko, jakby to rozebrał, to to próchno tam było. No i dlatego się uratowała, bo tak jak byśmy rozebrali no to by nie było nic – ani śladu. • A zna Pan historię jak to się stało, że bożnica stała się miejscem garażowym dla straży? • Po wojnie, po drugiej, bo przed II wojną światową, jak sprowadzili sprzęt z Austrii, motopompę na wozie konnym, bo takie były (…) i u jednego ze strażaków była taka szopa wybudowana i tam była ta motopompa. Ale po wojnie no to wszystko to rozkradli… pozbierali to druhowie, posklecali to do kupy no i chyba urząd gminy musiał im dać to w dzierżawę. Nie pamiętam, no ja nie byłem wtenczas. Z tego co wiem, tylko z kro- niki, no to w [19]55 roku wyremontowali tą bożnice i tak to się ciągło (…) • Więc wychodzi na to, że strażacy nie tylko ją wykorzystywali ale, że ją i nieco odremontowali po wojnie? • Ale niekoniecznie to musi być prawda… prawda?156 Według słów proboszcza: A później tam była straż pożarna, potańcówki były, zabawy…157. W 1993 roku bożnica wraz z najbliższym otoczeniem wpisana została do rejestru zabytków województwa małopolskiego (ówczesnego krakowskiego)158. W tym samym czasie podjęto prace zabezpieczające. Remont objął w szczególności więźbę dachową oraz pokrycie dachowe. Wymieniono deskowania facjat z elementami ozdobnymi, wykonano rynny i rury spustowe, wywieziono gruz z wnętrza, dokonano demontażu niesprawnej instalacji elektrycznej oraz uporządkowano otoczenie obiektu159. Remont dofinansowany został ze środków konserwatorskich. Wiśniowska synagoga jest obecnie pusta. Z oryginalnych elementów zachowany jest tradycyjny układ pomieszczeń oraz okucia. Podczas prac nad dokumentacją architektoniczno-konserwatorską odkry- to dwie polichromie. Nie zachowały się żadne pamiątki. Bożnica posiada, podobnie jak większość drew- nianych wiśniowskich domów, charakterystyczne zdobienia szczytów w postaci motywów regionalnych wycinane w deskach. 155 A. Dylewski, Śladami Żydów polskich. Przewodnik ilustrowany, Bielsko Biała 2002, s. 25. 156 Wywiad z Stanisławem Furmanem zamieszczamy w części Wiśniowskie rozmowy rzeki. 157 Wywiad z ks. Wacławem Bednarzem. Świadomość, że w bożnicy mieściła się miejscowa Ochotnicza Straż Pożarna jest wśród mieszkańców powszechna. Wielu rozmówców podkreślało również, że w bożnicy – jak to w strażnicy – odbywały się wiejskie potańcówki. 158 Nr A-661, wpisuje się dawną bożnicę w Wiśniowej wraz z najbliższym otoczeniem, tj. działką nr 2014 w całości. Nierucho- mość ujawniona w księdze wieczystej nr 907/130 D/c.d. z lwh 568 gm. kat. Wiśniowa pozostaje we władaniu Urzędu Gminy w Wiśniowej, Decyzja Państwowej Służby Ochrony Zabytków, Kraków dnia 21 września 1993. 159 O. Dyba, Prace przy zabytkach nieruchomych prowadzone na terenie województwa krakowskiego w 1993 r., „Wiadomości Kon- serwatorskie Województwa Krakowskiego” 1995, nr 3, s. 138. Fot. 51. Karta ewidencyjna zabytku, kw 907 gm. kat. Wiś. Źródło: Ośrodek Dokumentacji Zabytków w Warszawie, autor zdjęć mgr inż. arch. Maria Makarewicz, lipiec 1993 rok. Fot. 52. Jedna z dwóch zachowanych polichromii w wiśniowskiej bożnicy. Fot. Izabela Janczak-Bizoń Izba Regionalna – stara rzeźnia Kolejny zabytkowy budynek zbudowany został w 1929 roku i przez wiele lat służył jako rzeźnia wiejska miejscowym rzeźnikom. W związku z postępem technologicznym i odejściem od metod i sposobów rzeźniczych z przeszłości zmieniono przeznaczenie tego obiektu. Na ścianach pozostawiono jednak haki, orczyki, wycią- garki i inne elementy niezbędne do pracy rzeźniczej. Ściany dawnej rzeźni obito drewnianą płytą, położono i pomalowano również podłogę. Od 2006 roku budynek pełni funkcję miejscowej Izby Regionalnej. Zamysł utworzenia izby regionalnej pojawił się pierwotnie już w 1978 roku, niemal równocześnie z odda- niem do użytku w Wiśniowej Zbiorczej Szkoły Gminnej. Jej inicjatorką była Zofia Pilch – nauczycielka historii. Wraz z pozostałymi nauczycielami tego przedmiotu postawiła sobie za cel zorganizowanie izby pamięci. Idea spotkała się z żywą reakcją uczniów i mieszkańców, którzy stali się pierwszymi ofiarodawcami. Początkowo Rysunek 14. Izba Regionalna – stara rzeźnia. Rys. Monika Kowal pamiątki gromadzone były pod kątem lokalnej historii z czasów II wojny światowej: fragmenty uzbrojenia par- tyzanckiego oraz przedmioty służące do codziennego użytku, mundur żołnierza czy więzienny „pasiak”. Obok militariów zorganizowano jednak zalążek kolekcji numizmatycznej. Początkowo zbiory eksponowane były na ławkach szkolnych, jednak sukcesowi i rozwojowi placówki towarzyszyła profesjonalizacja, do której należało wyposażenie izby w oszklone gabloty. Dość szybko postanowiono rozszerzyć zakres kolekcji, gromadząc przedmioty nie tylko z okresu wojny i okupacji ale również wszelkie artefakty regionalne pochodzące z najbliższej okolicy. W ten sposób powstała kolekcja regionalna, w której swój udział mieli uczniowie lokalnych szkół. To dzięki nim udało się zgromadzić sprzęty pochodzące bezpośrednio z ich gospodarstw rodzinnych. Znalazły się wśród nich m.in. maślniczki, oseł- ki, żarna, opołki na chleb, dzieża, łyżki, miski, sprzęt do obróbki lnu, kołowrotek, naczynia gliniane czy drew- niane chodaki, czyli wszystko to, co służyło rodzinie zarówno do wykonywania prac domowych, jak i gospo- darskich. Kolejni nauczyciele historii dbali o to, aby kącik regionalny i izba pamięci były wzbogacane o kolejne pamiątki. W 2002 roku w szkole powstał fragment wiejskiej chaty – drewnianej ściany z oknem pokrytej strze- chą. Nieustannie dochodziły kolejne eksponaty, co spowodowało że kącik należało poszerzyć. We wrześniu 2006 roku wraz sołtysem i radą sołecką wsi Wiśniowa podjęto decyzję, aby jedną część budynku dawnej rzeźni zaadoptować na potrzeby izby regionalnej. Fot. 53. Izba Regionalna – stara rzeźnia. Fot. Maria Wilk W budynku wyodrębniono trzy części. W pierwszej znajdują się meble i przedmioty charakterystyczne dla wiejskiej izby: łóżko z siennikiem nakryte wzorzystą kapą i dużą poduszką w haftowanej poszewce, dwie ławy, stół, kredens, kołowrotek, skrzynia posagowa, kołyska, konik na biegunach i maszyna do szycia. Jak zaznaczo- no w broszurze informacyjnej, „ważnym elementem tej części są wiszące na ścianach obrazy z wizerunkami świętych. Jak przystało na wiśniowską tradycję ozdobione zostały bibułkowymi kwiatami wykonanymi przez miejscowe gospodynie, tworząc tzw. ołtarzyki”160. W części drugiej zgromadzono przedmioty z izby szkolnej, które opisano i ułożono tematycznie. Zasiliły ją również książki m.in. stara książeczka do nabożeństw oraz śpiewniczek religijny z ok. 1910 r. Przedłużeniem tej części jest kącik, w którym zaaranżowana została dawna łazienka z umywalką i miednicą, lustrem, szafką oraz haftowaną makatką. W trzeciej części izby zgromadzone 160 Z. Pilch, Izba Regionalna w Wiśniowej, broszura informacyjna, wyd. 3, Wiśniowa 2012, s. 5. Wydawcą broszury jest Urząd Gminy Wiśniowa, Stanowisko ds. promocji. zostały przedmioty, naczynia, narzędzia i wyroby rzemieślnicze, które służyły ludziom przede wszystkim przy uprawie ziemi, przechowywaniu płodów rolnych oraz hodowli zwierząt gospodarskich. Kolekcja narzędzi gospodarskich i rolniczych używana była jeszcze w I połowie XX wieku. Wśród około stu eksponatów zebranych przez mieszkańców najstarsze to m.in. śyvoc (siewacz) – koszyk na ramię, w któ- rym siewca trzymał ziarno, rodeyka (radełka) – rodzaj pługa do spulchniania ziemi między rzędami kartofli oraz pyuk (pług) – narzędzie do orania gleby161. Aktualnie Izbą opiekuje się Gminne Centrum Kultury i Sportu w Wiśniowej. Eksponaty są nadal gromadzone powiększając kolekcję o przedmioty stanowiące element oca- lonego, lokalnego dziedzictwa kulturowego. W przytaczanej już broszurze informacyjnej jej autorka zapisała: „Izba Regionalna w Wiśniowej została utworzona aby: nasz wiśniowski, ciepły, pełen tradycji dom nie został zapomniany; podkreślić atrakcyjność naszej gminy; pokazać, że wiśniowska młodzież potrafi pracować na rzecz środowiska lokalnego; odpowiedzieć na apel naszego papieża Jana Pawła II, który mówił «Proszę, abyście nie przecinali korzeni, z których wyrośliście»”162. Fot. 54. Pyuk (pług) – narzędzie do orania gleby, eksponat Izby Regionalnej w Wiśniowej. Fot. Maria Wilk Fot. 55. Sprzęt do obróbki lnu, eksponat Izby Regionalnej w Wiśniowej. Fot. Maria Wilk 161 M. Horecka, Słownictwo gwarowe Lipnika…, s. 57. 162 Z. Pilch, Izba Regionalna w Wiśniowej…, s. 6. Parafraza przemówienia papieża „(…) proszę was, abyście całe to duchowe dzie- dzictwo, któremu na imię «Polska», raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością (…), – abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili, – abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy”. Jan Paweł II, Homilia w czasie Mszy Św. odprawionej na Błoniach, Kraków, 9 czerwca 1979. Fot. 56. Nosidła (urządzenie do noszenia wody), eksponat Izby Regionalnej w Wiśniowej. Fot. Maria Wilk Fot. 59. Kobiałka, eksponat Izby Regionalnej w Wiśniowej. Fot. Maria Wilk Przysiółki związane z zawodami Fot. 57. Skrzypce do wysiewania koniczyny, eksponat Izby Regionalnej w Wiśniowej. Fot. Maria Wilk Fot. 58. Maślniczka, eksponat Izby Regionalnej w Wiśniowej. Fot. Maria Wilk Roman Reinfuss, opisując dawne układy rolne oraz kształty wsi ziemi myślenickiej, wskazywał za Stanisławem Leszczyckim163, że formę zabudowy i układów gruntów charakterystyczną dla terenów Wiśniowej i okolic należącą do układu łanów leśnych164 określić można mianem „łańcuchówki przysiółkowej”. „Łańcuchówka” przedstawiała obraz luźno rozrzuconych wzdłuż jednej linii domostw leżących równolegle do biegu potoku. Z czasem na skutek podziałów rodzinnych wydłużone pasy ról dzielono wzdłuż lub w poprzek na mniejsze części sprawiedliwie według różnych gatunków ziemi. W rezultacie w obrębie poszczególnych ról powstawała zawikłana szachownica 163 S. Leszczycki, Badania geograficzne nad osadnictwem w Beskidzie Wyspowym, „Wiadomości Służby Geograficznej” 1932, nr 4, s. 305–387. 164 W układzie tym obszar wsi wyznaczany był przez na mniej więcej równej szerokości pasy ciągnące się na lewo i prawo od drogi biegnącej zwykle środkiem wsi i stanowiącej oś przyszłej zabudowy. Każdemu osadnikowi przydzielano drogą losowania jeden pas ziemi, który zawierał cały grunt do niego należący. Podstawowa zasada była zatem taka, że osadnicy otrzymywali po jednym odpowiedniej wielkości pasie lasu, który następnie, poczynając od partii najniższych, karczowali i zamieniali na grunta uprawne. Następnie, z biegiem czasu, grunty te były dzielone na węższe pasy podłużne lub poprzeczne wśród kilku właścicieli, których domy zbudowane w pobliżu drogi, biegnącej wzdłuż potoku, układały się w poprzek terytorium wsi w formie podwój- nego łańcucha, zob. R. Reinfuss, Układy rolne i kształty wsi, [w:], Monografia powiatu myślenickiego…, t. II, s. 21, 23. gruntów. „W parze z postępującym rozdrabnianiem gruntów zmieniał się również obraz zabudowy wsi. W miejscu gdzie pierwotnie stała jedna zagroda właściciela roli, powstawało z czasem osiedle, złożone z kilku zagród, przypominające nieregularnie zabudowany przysiółek”165. Reinfuss podkreślał, że w Wiśniowej role wywodzące się od układu łanów leśnych nosiły nazwy „bądź od nazwisk dawnych właścicieli (Fronczakówka czy Polakówka), bądź od rozsiadłych na niej rodów (Leśniaki, Ciętaki, Morole, Michaliki)”166. Przysiółek to, według ustawy o urzędowych nazwach miejscowości i obiektów fizjograficznych167, sku- pisko kilku gospodarstw położonych poza zabudową stanowiące integralną część wsi. W gminie Wiśniowa przysiółki wyodrębnione w każdym sołectwie uzasadnione są wspomnianą historyczną bytnością rodzin (stąd nazwy od nazwisk lub przezwisk), jak również specyfiką geograficzną. Ponadto – co ze względu na proble- matykę niniejszej publikacji szczególnie interesujące – wywodzone były również wykonywanymi zawodami. Z profesjami ich mieszkańców: kowali, stolarzy, ślusarzy, pasterzy, bednarzy, tokarzy, młynarzy, browarników, gazdów związane są następujące nazwy przysiółków: • w Wiśniowej: Kowalówka, Stolarzówka, Zagroda, Zawiszówka, Zwierzówka; • w Glichowie: Pasternik; • w Kobielniku: Bednarzówka, Tokarzówka; • w Poznachowicach Dolnych: Młyn, Browarzysko; • w Wierzbanowej: Gazdówka, Pisarzówka, Tokarzowa; • w Węglówce: Ślusarzówka, Dwór. Rysunek 15. Współczesna mapa gminy Wiśniowa z widocznymi nazwami przysiółków. Oprac. Kacper Ścibor na podstawie Open Street Map. 165 Tamże, s. 25. 166 Tamże, s. 24. 167 Ustawa z dnia 29 sierpnia 2003 r. o urzędowych nazwach miejscowości i obiektów fizjograficznych (Dz.U. z 2003 r. nr 166, poz. 1612, z późn. zm.). Rozdział 2. Zarys dawnego cechowego systemu rzemieślnictwa i rękodzielnictwa w okolicach gminy Wiśniowa Badając dzieje rzemieślnictwa i rękodzielnictwa, napotkano wiele obiektywnych trudności, do których nale- ży wskazanie początków zrzeszeń konkretnych profesji. Nie podobna również wskazać, kiedy umiejętności prze- obrażone zostały w stałe zajęcia tutejszych mieszkańców. Taki stan rzeczy wynika z wielu przyczyn. Po pierwsze, brak zestawień rzemieślników i rękodzielników oraz ich warsztatów na terenie gminy Wiśniowa i okolic w różnych okresach. W trakcie badań udało się dotrzeć do źródeł potwierdzających, że niektórzy zrzeszeni w cechach, brac- twach lub izbach rzemieślniczych w Dobczycach lub w Myślenicach pochodzili z Wiśniowej i jej okolic, ponieważ zostało odnotowane, gdzie mieszkali zanim przenieśli się do tych miasteczek168. Kolejną przyczyną nastręczającą trudności w próbie dokonania zestawień jest fakt, że tylko niektórzy rzemieślnicy i rękodzielnicy z terenu dzisiej- szej gminy Wiśniowa należeli do cechów lub izb rzemieślniczych. W różnych okresach bowiem obowiązek takiej przynależności, w szczególności względem rzemieślników wiejskich, nie był egzekwowany lub prawa i ustawy regulujące w tym względzie zmieniano. Kiedy przynależność taka była konieczna, tudzież pożądana, warunkowała możliwość prowadzenia zatwierdzonej praktyki i własnego warsztatu. Nawet wówczas jednak nie wszyscy wiej- scy rzemieślnicy trudniący się jakimś rzemiosłem zdobywali uprawnienia i rejestrowali swoje warsztaty czy nie- wielkie zakłady. Poza archiwami cechów i izb rzemieślniczych cennym źródłem wiedzy o rzemieślnikach badanych okolic okazały się również miejscowe księgi parafialne. I w tym przypadku jednak nie można stwierdzić regularnej praktyki i jednolitego systemu zapisu. Informacje i dane o parafianach dotyczące ich profesji zapisywane były przez księży według ich uznania, ponieważ w świetle kościelnych zasad nie były one priorytetowe. Z tego względu najczęściej pojawiają się one jedynie na marginesie. Fot. 60. Księgi parafialne, Parafia rzymskokatolicka św. Marcina w Wiśniowej. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Tabela 1. Warsztaty rzemieślnicze w gminie Wiśniowa w latach 1944–1948 należące do cechów w Dobczycach. Gmina wiejska zbiorowa Wiśniowa Wiśniowa Warsztatów PIEKARSKICH 1 - || - - || - RZEŹNICZO-WĘDLINIARSKICH 4 Gromada Glichów - || - STOLARSKICH 1 Węglówka - || - RZEŹNICZYCH 1 Gromada Stojowice - || - STOLARSKICH 1 Czechówka - || - STOLARSKICH 1 Sieraków - || - KOWALSKICH 1 Źródło: Archiwum Izby Rzemieślniczej, Kraków, Cechy zbiorowe Dobczyce, fascykuł 14, teczka 47, wykazy z 1944–1947, Spra- wy członkowskie, [za:] L. Dziewoński, Rzemiosło Dobczyc na przestrzeni dziejów, Dobczyce 2007, s. 186. 168 Zaznaczamy w tym miejscu, że tylko niektórych, gdyż w księgach tychże bractw nie zawsze odnotowywano informacje o miejscowości danego rzemieślnika. Ci, którzy zdobywali uprawnienia, rejestrowali swoją działalność i/lub zrzeszali się, czyniąc to z różnych względów. Istotnymi powodami kooperacji były: możliwość uzyskania oficjalnych uprawnień i przywilejów cechowych oraz samopomocy braci cechowych, edukacji a także nobilitacja i prestiż społeczny pomagają- cy również w zbywaniu towarów, m.in. na targach i jarmarkach, znajdywaniu klientów i uczniów. Przepisy większości zbiorowych, wielkich czy indywidualnych cechów jasno określały zasady organizacji, działalno- ści i członkostwa. Bardzo często reguły te – bezpośrednio lub po części – obejmowały nie tylko samych rzemieślników, lecz także członków ich rodzin. Cechy miały charakter wspólnoty z zasadami dotyczącymi nie tylko działalności gospodarczej, ale również życia społecznego, a nawet kulturalnego. W sformułowa- nych regulaminach i praktyce życia codziennego zwracano uwagę na kwestie obyczajowe i etyczne. Sądy wewnętrzne rozstrzygały spory, stosując system kar i płac, np. za przewinienia wobec współbraci, za nie- dopełnienie reguł przyjęcia169 i wyzwolenia170 danego ucznia. W ramach stowarzyszeń podejmowano też kwestie edukacyjne, pedagogiczne, społeczne. Przykładem tych ostatnich była samopomoc cechowa w przy- padku zdarzeń losowych, jak np. choroba czy też śmierć członka lub kogoś z jego rodziny. Innym możliwym wymiarem zainteresowania członków kooperacji rzemieślników były zagadnienia religijne. Istniały bractwa cechowe o charakterze religijnym a w przypadku cechów „świeckich”, tj. nie funkcjonujących bezpośrednio przy danych parafiach, stosowano się do określonych zasad i praktyk w tej sferze. Niezwykle precyzyjnie określone były również etapy wyuczenia, uzyskania uprawnień i wstąpienia do cechu. Opierały się one na tradycyjnej, sprawdzonej formule „mistrza i ucznia”. Ścieżka zawodu rzemieślniczego, czyli rygory zdobywania majsterii Na ścieżkę zawodową rzemieślników cechowych składały się trzy stopnie: uczeń, czeladnik i mistrz. Ko- lejne etapy zdobywania majsterii, czyli uzyskania tytułu pełnoprawnego mistrza danego kunsztu, w obrębie każdego z cechów rzemieślniczych i rękodzielniczych, przedstawiały się następująco171: 1. Przyjęcie do nauki w charakterze ucznia w warsztacie lub zakładzie danego majstra, mistrza, magistra – praktyka uczniowska; 2. Uroczystość wyzwolin na czeladnika połączona ze złożeniem egzaminu i nadanie tzw. mocy; 3. „Chrzest” adepta fachu odbywający się zazwyczaj około dwa tygodnie po wyzwolinach połączony z ucztą dla przyszłych braci cechowych; 4. Okres wędrówki, czyli odbycie praktyk zamiejscowych u mistrzów z innych ośrodków, poprzedzony „na- maszczeniem posłania” w podróż oraz udzieleniem rekomendacji praktykantowi; 5. Przyjęcie na mistrza, magistra, majstra danej profesji połączone z namaszczeniem przez mistrza wspiera- jącego swojego ucznia, który prosił o przyjęcia do cechu; 6. Pełnienie różnych funkcji w organizacji rzemieślniczej: młodszego cechu, podcechmistrza i następnie ce- chmistrza. System cechowy zreorganizowany został ordynacją z 1778 roku i ustawą z 20 grudnia 1859 roku. Ograniczyły one dotychczasowe przywileje cechowe, skróciły i unormowały czas terminowania adeptów, obniżyły opłaty cechowe, pozwalały na produkcję przemysłową osobom nie mającym mistrzostwa cecho- wego oraz na zakładanie przez nie warsztatów rzemieślniczych. Nie uprościły one jednak wymagającego systemu szkolenia rzemieślników. Mimo że prawnie zlikwidowano wówczas stopnie, nadal zgodnie z głębo- ko zakorzenioną tradycją wyzwalano czeladników, przyznawano majsterię i rejestrowano długo zdobywane stopnie. Tradycja okazała się tak silna, że w 1883 roku znowelizowano ustawę przemysłową z 1859 roku i przywrócono dotychczasowy system wprowadzania „uzdolnień” zawodowych w rękodzielnictwie172. Na- stępnie nowe prawo przemysłowe wydane już w II Rzeczypospolitej w 1927 roku wprowadziło możliwość uzyskiwania uprawnień rzemieślniczych w drodze egzaminu zdawanego w powołanej do życia Izbie Rze- mieślniczej. Znaczna liczba usamodzielnionych rzemieślników z terenu ziemi myślenickiej nadal przechodziła jednak trudną drogę nauki kończącą się egzaminem czeladniczym i trzyletnią praktyką w danym rzemiośle. Mimo fakultatywnego już charakteru przynależność do cechu wciąż uważano nie tyle za obowiązek, ile za zaszczyt. Złożony i żmudny przebieg zdobywania cechowej majsterii dobrze oddaje następująca relacja: „sza- nowany przez społeczeństwo i samych rzemieślników zawód zdobywali oni po latach rzetelnego szkolenia, 169 Na praktykę w warsztacie u mistrza rzemieślnictwa. 170 Wyzwolenie – etap zakończenia praktyki ucznia u mistrza rzemieślnictwa połączony ze zdaniem egzaminu i osiągnięciem stopnia czeladnika. 171 Na podstawie szczegółowych opisów zdobywania majsterii w poszczególnych cechach i bractwach Ludwika Dziewońskiego. Zob. L. Dziewoński, Rzemiosło Dobczyc na przestrzeni dziejów, Dobczyce 2007. 172 A. Mysiński, Ziemia myślenicka…, s. 231. wyrzeczeń, znojnego trudu, a często na początku terminu – także poniewierki. Termin uczniowski, to długa i uciążliwa praca, rozpoczynająca się zwykle od zwyczajnych posług domowych, kołysania dziecka itp. a póź- niej wnikliwa i solidna praca pod okiem często surowego, nie przebierającego w środkach a nawet używa- jącego pocięgla, majstra – chlebodawcy. Przez cały okres szkolenia terminator uczęszczał do wieczorowej szkoły zawodowej, którą musiał ukończyć z pozytywnym wynikiem”173. Jednocześnie część rzemieślników posiadających świadectwa przemysłowe III kategorii uchylała się od obowiązku rejestracji w Izbie Rzemieślniczej, który wiązał się z wykupieniem karty rzemieślniczej. Ponadto, według przedstawicieli ówczesnej Izby, znaczna część samodzielnych rzemieślników prowadziła działalność nielegalnie174. W 1935 roku wprowadzone zostały kolejne zmiany w przepisach regulujących działalność rzemieślniczą, do których należały m.in. ulgi. Zakłady prowadzone przez samych właścicieli zwolnione były z obowiązku wykupywania świadectw. Niektórzy rzemieślnicy rezygnowali również z samodzielnej działalności na rzecz pracy chałupniczej zleconej przez firmy nakładcze. Decyzjom tym sprzyjało rozporządzenie ministe- rialne175 wyłączające przemysł ludowy i domowy oraz chałupnictwo spod przepisów prawa przemysłowego. Mimo tego – jak podaje Aleksander Mysiński – wspomniane rodzaje wytwórczości, przede wszystkim w ob- rębie wsi myślenickich, miały charakter zajęć ubocznych, uzupełniających jedynie dochody społeczności trud- niącej się głównie rolnictwem176. Niemniej jednak kiełkująca nakładcza praca chałupnicza dała do pewnego stopnia podwaliny powojennemu, PRL-owskiemu systemowi cepeliowskiemu. System i kodeks cechowy na przykładzie krawiectwa Mimo trudności w precyzyjnym opisie stanów rzemieślników i rękodzielników na terenie gminy Wiśniowa (brak osobnych ksiąg rejestru) – by lepiej zrozumieć ten rodzaj zorganizowanej i mocno skodyfikowanej działal- ności – warto w tym miejscu przybliżyć sposób funkcjonowania tych wiejskich rzemieślników i rękodzielników, którzy funkcjonowali w ramach cechów. Można o nich mówić jako o profesjonalistach, gdyż odbyli oficjalną ścieżkę nauki fachu, zostali przeszkoleni i nabyli odpowiednie wymagane w korporacjach zawodowych do- świadczenie. Ze względu na wyjątkowe znaczenie w gminie Wiśniowa krawiectwa i hafciarstwa, związanych co prawda z wykonywaniem strojów regionalnych, zagadnienie zostanie przybliżone właśnie na przykładzie cechu krawieckiego. Taki wybór uzasadnia z jednej strony uwaga członków zespołu badawczego skupiona na tej ak- tywności mieszkańców, z drugiej zaś sława Jana Stolarza (1882–1977) – mistrza krawiectwa pochodzącego, wedle jednych źródeł z Wiśniowej, wedle innych z Glichowa, związanego z Dobczycami. Zgodnie z nomenklaturą Ludwika Dziewońskiego, krawiectwo – długo funkcjonujące w Dobczycach wraz z kuśnierstwem – przynależało do grupy rękodzielnictwa odzieżowego, czyli gałęzi wytwórczości odzieżowej. Dziewoński podaje, powołując się na kopię przywileju powołującego bractwo religijne w miejscowym kościele parafialnym, że rękodzielnictwo krawiecko-kuśnierskie zorganizowane było w cech jeszcze przed 1455 rokiem177. Z pierwszego punktu statutu Cechu Krawców i Kuśnierzy w Dobczycach z 1744 roku wynika, że warun- kiem przyjęcia do cechu tych, którzy pobierali naukę u mistrzów, było: „przedstawienie sztuki mistrzowskiej, wpłacenie wpisowego w wysokości dwóch złotych polskich, następnie złożenie dwóch funtów178 wosku na świece brackie [do obrzędów kościelnych] i postawienie majstrom achtela179 piwa, garnca180 gorzałki podczas kolacji, na której wymagano jeszcze cztery pieczenie, cztery gęsi, osiem kur, cztery sery i pokaźną ilość chleba. Warunki przyjęcia dla tych, którzy pobierali naukę w innych cechach, były bardziej złożone. Wpisujący się mu- siał braciom cechowym dać wystawniejszą kolację, a nadto był zobowiązany przedłożyć list prawego urodzenia i dobrego sprawowania w czasie nauki u mistrza. Kto nie przedłożył tych danych, nie mógł być przyjęty do grona braci cechowych”181. Ludwik Dziewoński stwierdza, że bardzo wysokie wymagania stawiano przed ręko- 173 A. Harcuła, Myślenice, s. 96 (maszynopis), [za:] A. Mysiński, Ziemia myślenicka…, s. 233. 174 Tamże. 175 Rozporządzenie Ministra Przemysłu i Handlu z dnia 27 maja 1935 r. w porozumieniu z Ministrem Opieki Społecznej o wy- łączeniu przemysłu ludowego i domowego oraz pracy chałupniczej z pod przepisów prawa przemysłowego, Dz.U. 1935 nr 42 poz. 283. 176 A. Harcuła, Myślenice…, s. 240–241. 177 L. Dziewoński, Rzemiosło Dobczyc…, s. 30. Autor jako najstarsze świadectwo źródłowe potwierdzające istnienie ustroju cechowego w Dobczycach podaje przywilej bractwa religijnego krawców i kuśnierzy z połowy XV wieku wystawionego 20 stycznia 1455 roku przez kardynała Zbigniewa Oleśnickiego (1389–1455), biskupa krakowskiego. Kopia tego aktu erek- cyjnego znajduje się w zbiorach Archiwum Państwowego na Wawelu: AP Kr., rkps depoz. nr 33, k. 3. 178 Daw. powszechnie stosowana jednostka masy o zróżnicowanej lokalnie wielkości, najczęstszy funt karoliński, równy był ok. ,0,409 kg; funt nowopolski zaś 0,405 kg. 179 Daw. miara ciał płynnych i sypkich odpowiadająca ok. 19–21 litrom. 180 Daw. miara objętości używana w Polsce już od średniowiecza, miała zróżnicowaną wielkość: garniec krakowski był równy 2,75 l, garniec warszawski – 3,77 l, natomiast garniec nowopolski – 4 l. 181 L. Dziewoński, Rzemiosło Dobczyc…, s. 30–31. Fot. 61. Pierwsza i ostatnia strona kopii z 1744 roku przywileju Zbigniewa Oleśnickiego dla Bractwa Krawców w Dobczycach z 1455 roku. Źródło: AP Kr., rkps depoz. nr 33, k. 3–9, fot. [za:] L. Dziewoński, Rzemiosło Dobczyc…, s. 31. dzielnikami krawieckimi, zwłaszcza w odniesieniu do wymogu odbycia wędrówki, która niekiedy trwała cztery lata u mistrzów i dodatkowo nie mogła mieć miejsca u tzw. partaczy, czyli rękodzielników niższych stopniem. „Uczeń, czyli terminator, płacił wpisowe, dwa funty wosku, pół achtela piwa, 10 groszy do skrzynki, a przy wyzwoleniu [zdaniu egzaminu i nadaniu mocy na czeladnika] jeszcze pół achtela piwa. Mistrzowie przyjmujący uczniów mogli ich trzymać na próbę do dwóch tygodni. Jeżeli mistrz przekroczył ten czas, zobowiązany był stawiać cechowi piwo”182. Ponadto przy przyjmowaniu uczniów do nauki pewne stałe zasady obowiązywały za- równo majstra, jak i rodziców adepta. Często spisywane były one w postaci umów a dotyczyły m.in. wyposaże- nia ucznia oraz tego, kto będzie go utrzymywał podczas pobierania nauki. Szósty punkt przytoczonego powyżej statutu głosił z kolei, że „jeśli którykolwiek z braci rok i sześć niedzieli był w cechu bez małżeństwa, musiał dać braci pół achtelek piwa i tak co roku, dopóki się nie ożenił. Od przyjmowanego do cechu syna mistrzowskie- go, męża córki mistrza lub męża wdowy po mistrzu wymagano [natomiast] połowy normalnego wkupu”183. Dość powszechnym zwyczajem było również wstawianie się do cechu przez inne osoby z prośbą o przyjęcie na magistra. Zwyczaj ten porównać można do współcześnie udzielanych ustnych lub pisemnych rekomendacji w procesach rekrutacyjnych. Podobnie jak w innych także w cechu krawców i kuśnierzy przestrzegano rów- nież zwyczaju organizowania przyjęć dla jego członków przez nowo przyjętych braci. Godne podkreślenia jest, że w środowisku tym niezwykle wysoko ceniono jakość sprzedawanych wyrobów. Dziewoński stwierdza, że każdy obcy kramarz, przybywając do miasta na targ, musiał pokazać cechmistrzowi przedmioty przeznaczone do sprzedania. Za wybrakowane lub sfałszowane wyroby rękodzielnicze kramarz musiał dawać, w zależności od wielkości sztuki, dwa albo jeden funt wosku. Ponadto musiał wpłacić trzy grosze do swojego cechu. „Gdy był nim przyspólny, czyli partacz, to musiał dać dwanaście groszy. Natomiast każdy kramarz przybywający do miasta po raz pierwszy winien agnusek odprawić, czyli dać jagnię”184. Podobnie rzecz się miała w odniesieniu 182 Tamże, s. 31. 183 Tamże, s. 125. 184 AP Kr., rkps depoz. nr 33, k. 6, [za:] tamże. do samych członków cechu. Oni również musieli zwracać uwagę na jakość swojego rękodzieła zlecanego do wykonania. Wedle statutu bowiem, w przypadku zepsucia materiału wskazanego przez zamawiającego mistrz zobowiązany był do zapłacenia za materiał. Statut podkreślał także, że mistrzowi nie wolno było ganić roboty swojego brata cechowego. Podobne zasady w zakresie nauki i uprawiania rękodzielnictwa panowały również w innych cechach. Przykładowo dość rygorystycznie przedstawiały się one w dobczyckim cechu szewskim. Dziewoński podaje, że ani braciom cechu, ani uczniom nie wolno było wyjawiać tajemnicy i sekretów dotyczących zgromadzenia. Mistrzom natomiast bez wzajemnego porozumienia nie wolno było zabierać czeladnika innemu towarzyszowi cechowemu. Podobnie w przypadku, gdy czeladnik zbiegł od mistrza i przybył do drugiego, ten ostatni miał obowiązek odesłać go z powrotem. Czeladnik mógł odejść od mistrza za zapłatą. Możliwość taką miał jednak jedynie w święta Bożego Narodzenia, Wielkanoc czy Zielone Świątki. Jeśli któryś z braci pracował w święto, karano go obowiązkiem dostarczenia kamienia185 wosku. „Każdy członek cechu miał obowiązek uczestniczyć w pogrzebie zmarłego towarzysza i członka jego rodziny. Jeżeli któryś z towarzyszy zganił wyroby członka ce- chu i opinię o nim, płacił karę w wysokości jednego talentu186 lub funta wosku. Jeżeli któryś z braci cechowych pokłócił się z innym towarzyszem cechowym, to miał obowiązek postawić poszkodowanemu piwo”187. Do- datkowo każdy członek cechu miał obowiązek „postawienia” współbraciom piwa trzy razy w roku przy okazji: Bożego Ciała oraz Bożego Narodzenia oraz na zapusty. Ostatni mistrz rękodzielnictwa krawieckiego Wspomniany powyżej Jan Stolarz przedstawiany jest w publikacjach jako ostatni mistrz rękodzielnictwa krawieckiego w Dobczycach. To długoletni działacz i organizator cechów dobczyckich w XX wieku. Przez wiele lat pełnił funkcję prezesa Bractwa Kościelnego Krawców. Badacz rzemiosła dobczyckiego, Ludwik Dziewoński • jak sam pisze – w sytuacji niedostatków źródłowych odtworzył zbliżony do rzeczywistości obraz tamtejszego rzemiosła krawieckiego od końca XIX do końca XX wieku na podstawie pamiątek oraz relacji ustnych zarówno samego Stolarza, jak i innych żyjących jeszcze wówczas majstrów cechowych. Fot. 62. Mistrz krawiectwa Jan Stolarz przy pracy. Źródło: L. Dziewoński, Rzemiosło Dobczyc…, s. 35. Jan Stolarz rozpoczął swoją naukę w 1893 roku w Wiśniowej, gdzie terminował u miejscowego krawca. Zasadniczą praktykę w zawodzie zaczął on w 1895 roku w Dobczycach u mistrza Salomona Szmidta, a ukończył ją w 1899 roku. Za przyjęcie do nauki w rzemiośle adept zapłacił 20 koron. Do praktyki skierował go dziadek Maciej Stolarz, który był cieślą i pracował w lesie u dzierżawcy dóbr dobczyckich Mincera z Dobczyc, obra- biając drewno na tragarze i krokwie. Ponoć to właśnie Mincer, znający Szmidta osobiście, doradził Stolarzowi aby posłał wnuka do nauki w rzemiośle krawieckim. Podczas praktyki u Szmidta pracował codziennie przez kilkanaście godzin, „załatwiając najpierw sprawunki domowe: sprzątanie, noszenie wody, palenie w piecu oraz handlowe jak zakup materiałów potrzebnych przy szyciu ubrań. Dopiero potem uczył się podstawowych czyn- ności w zakresie szycia na kawałkach materiału. Za półtora roku przystąpił do egzaminu. Wykonał spodnie (a może i marynarkę – czego opowiadający nie pamięta dokładnie) i przyniósł je do cechu, gdzie komisja (mi- strzowie Miarczyński, Franciszek Lichoń i Antoni Stoch) oceniła wykonaną sztukę i wyzwoliła zainteresowa- 185 Daw. jednostka masy odpowiadająca 32 funtom nowopolskim, czyli około 12,96 kg. 186 Daw. nazwa funta, pieniężnej jednostki obrachunkowej. 187 L. Dziewoński, Rzemiosło Dobczyc…, s. 133. nego na czeladnika. Egzamin odbywał się na «Kamieńcu» w domu cechmistrza Kulmy (…) po czym odbyło się poczęsne, w którym uczestniczyło około dziesięciu członków cechu”188. Następnie Stolarz przez rok pełnił funkcję młodszego cechu. Należało do niego m.in. zawiadamianie majstrów za pomocą tzw. cychy189 o posie- dzeniach stowarzyszenia, zapewnienie posiłków dla delegatów w trakcie odbywanych co kwartał posiedzeń cechu, dostarczanie do kościoła lichtarzy ze świecami i zapalanie ich na tzw. żałomszach190. W tym samym cza- sie nadal pracował on u Szmidta. Po uzyskaniu tytułu „czeladnika”, który otrzymał po roku „młodstwa”, Stolarz wyjechał do Krakowa, gdzie zatrudnił się najpierw u Józefa Noworyty właściciela zakładu przy ul. Szewskiej 7, a następnie w warsztacie w Rynku Głównym 6 u Franciszka Pękali. Spędził on tam cztery lata tzw. terminowa- nia czeladniczego. Fot. 63. Dyplom czeladniczy. Fot. Anahita Rezaei Do Dobczyc powrócił Stolarz po uzyskaniu mistrzostwa i po uiszczeniu opłaty w wysokości około 30 koron został przyjęty do tamtejszego cechu jako majster. Równolegle rozpoczął on w Starostwie w Wieliczce starania o zezwolenie na otwarcie własnego warsztatu, które otrzymał w 1904 roku. „Od tego czasu prowadził warsztat krawiecki i szkolił bez przerwy uczniów aż do lat 60. XX wieku, gdyż po likwidacji cechu w Dobczycach w roku 1948 przystąpił do organizacji cechowej w Myślenicach. Po wojnie zajmował się pracą społeczną. Razem z mistrzem stolarstwa Stanisławem Cyganem należał do grupy majstrów zabiegających o odbudowę organizacji cechowej i rzemiosła w ogóle”191. Ludwik Dziewoński, powołując się na relacje ustne innych cechmistrzów: szewstwa, rymarstwa czy sto- larstwa, zapisał, że szyte przez mistrza Jana ubrania i tzw. garderoba cięższa cieszyły się dużym uznaniem i popytem lepiej sytuowanych klientów. Potwierdziła te opinie również Katarzyna Dominik w artykule o historii gospodarczej Dobczyc, w którym wspomina mistrza Jana Stolarza jako szanowanego krawca, u którego ubie- rały się „ważne osobistości”. Autorka podkreśla, że jego wyroby nosili księża z sąsiednich parafii czy dziedzice z dworów w Komornikach (Julian Fink), Raciechowicach (Kazimiera Ruppertowa) lub Brzezowej-Gaiku (Stanisław Czerwiński)192. Jan Stolarz w pełni wyuczył zawodu dziesięciu uczniów, którzy otworzyli własne praktyki. Niemniej jednak przez jego warsztat przewinęła się większa liczba uczniów, którzy z różnych wzglę- dów kończyli naukę na pewnym etapie. Miejscowi dochodzili na naukę, natomiast zamiejscowi mieszkali u nie- go. Utrwaliła się opinia, że Stolarz uczył niemal wyłącznie młodzież wiejską. Wśród wyuczonych przez niego krawców byli również tacy, którzy nie otworzyli własnych warsztatów i zajmowali się rzemiosłem bez zezwole- 188 Tamże, s. 34–35. 189 Drewniana lub blaszana tabliczka, na której naklejano różne zawiadomienia np. o zebraniu członków, o śmierci i pogrzebie członka itd. Tabliczka była przechodnia, młodszy cechu zanosił ją na początku do jednego z członków, a ten podawał ją dalej kolejnym członkom aż do momentu, kiedy wróciła na miejsce, z którego została wysłana. 190 Łac. sacra funebria, czyli msze żałobne z nabożeństwem za zmarłych. 191 L. Dziewoński, Rzemiosło Dobczyc…, s. 35–36. 192 K. Dominik, Historia rzemiosła dobczyckiego od XV do XX wieku, red. K. Janicki, [w:] Histmag.org, 24 I 2009, [online:] https:// histmag.org/Historia-rzemiosla-dobczyckiego-od-XV-do-XX-wieku-2474, dostęp: 12 VII 2019. nia. Taka działalność podlegała wówczas karze grzywny oraz uiszczeniu podatku. Winni przymuszeni do egzaminu mogli go składać już jedynie w Izbie Rzemieślniczej w Krakowie. Warto nadmienić, że okres, w którym Stolarz uzy- skiwał uprawnienia a następnie prowadził swoją działalność, był już dla tamtejszego krawiectwa czasem trudnym. Sam mistrz w relacji dla Dziewońskiego przedstawiał ten rodzaj rzemiosła jako mało popularny, zaznaczając – co potwierdzają też inne materiały źródłowe – że o wiele lepiej funkcjonowało ono we wcześniejszych stuleciach. Ponoć okres nauki był zbliżony do dawnych zwyczajów w tym regionie jednak kandydatów do zawodu brakowało. Skromna liczba wyuczonych uczniów i zatrudnionych czeladników, dowodzą raczej niskiemu zainteresowaniu tym rękodzielnictwem. Z relacji krawców wynikało, że bardziej opłacalną była działalność w rolnictwie niż rzemiosło. Lokalni mieszkańcy już wówczas chętniej kupowali tańsze fabryczne wyroby tekstylne, których dostarczał główny konkurent rzemiosła krawieckiego – prężnie rozwijający się przemysł włókienniczy i odzieżowy. W 1904 roku, kiedy rozpoczynał swoje praktyki Jan Stolarz, w Dobczycach było jeszcze dwóch krawców: Salomon Szmidt i Wacław Figlewicz. Dziewoński podaje, że Stolarz pracował czynnie w swoim warsztacie jeszcze w wieku 90 lat tj. w latach 70. XX wieku. Wiśniowscy rzemieślnicy w piśmiennictwie Przypadek rzemieślnika pochodzącego z terenu gminy Wiśniowa, który przeprowadził się do pobliskiego miasteczka, by móc uzyskać majsterię i następnie rozwijać swoją praktykę w bardziej sprzyjających warunkach nie był odosobniony. Historii takich było dużo więcej. Byli jednak również tacy, którzy po zdobyciu zawodu pozostawali w swoich wioskach. Przykładowo, wedle księgi cechu krawieckiego i kuśnierskiego w Dobczycach darowanej cechowi w 1644 roku przez byłego proboszcza parafii dobczyckiej ks. Grzegorza Jana Zdziewojskie- go (1609–1685), która zawiera wpisy na mistrzów i magistrów, przyjęcia uczniów do nauki i wyzwolin w latach 1606–1769 oraz rejestr nazwisk 32 mistrzów przyjętych do cechu193, największa liczba mistrzów wpisanych do ksiąg miała miejsce w roku 1669 (pięciu rzemieślników) oraz w 1679 roku (sześciu rzemieślników). Warto zwrócić uwagę na ten dokument, ponieważ aż przy czterech nazwiskach rzemieślników, podano informację o Wiśniowej jako miejscu ich pochodzenia. Znany jest również tekst przyjęcia do dobczyckiego cechu krawieckiego i kuśnierskiego niejakiego Stefana Marchewczyka z Wiśniowej. Brzmi on następująco: „Przy zupełnej kongregacji panów bratów starszych i młodszych ja uczciwy Stefan Marchewczyk z Wiśniowej, według powinności cechu naszego krawieckiego i kuśnierskiego dosyć uczynić w powinności swoje braterskie jako przynależność, stało się to przy zgodzie kongregacji braci starszych i młodszych”194. Natomiast przy wyzwolinach w drugiej części tekstu powtarzał on prawdopodobnie takie słowa: „czyni wolnym w zawodzie kuśnierskim możność wędrówki na wszystkie cztery strony świata: Północ, Wschód, Zachód i Południe”195. Zgodnie z rejestrem przyjęć mistrzów i magistrów do cechu krawieckiego i kuśnierskiego w Dobczycach w latach 1617–1769, Stefan Marchewczyk został przyjęty do niego w 1679 roku. W rejestrze w rubryce kunszt nie podano jednak żadnej informacji. Nie wiadomo zatem czy uzyskał on uprawnienia krawieckie czy kuśnierskie196. W tabelach ukazujących głównie dobczyckie zestawienia zawodów, spisy rzemieślników, rejestry cechmi- strzów i podcechmistrzów, księgi członków przemysłowych danych cechów, księgi zapisu i wyzwolin uczniów konkretnych cechów sporządzonych przez Dziewońskiego na podstawie rękopisów, tek, fascykułów, ksiąg, protokołów i innych źródeł rękopiśmiennych197 wyszczególnić można tylko pojedyncze nazwiska rzemieślni- ków i rękodzielników pochodzących z terenu dzisiejszej gminy Wiśniowa. Poza już wymienionymi w tabelach znajdowali się: Anzelm Jered – rodzaj przemysłu: rzeźnik, siedziba warsztatu: Wiśniowa, data wyzwolin: 19 lutego 1903 roku – Księga członków przemysłowych cechu rzeźników i masarzy w Dobczycach za lata 1926–1941 (Archi- wum Cechu Rzemiosł Różnych w Krakowie); Jan Jasek – rodzaj przemysłu: rzeźnik, siedziba warsztatu: Węglówka, data wyzwolin: 29 grudnia 1922 roku – Księga członków przemysłowych cechu rzeźników i masarzy w Dobczycach za lata 1926–1941 (Archi- wum Cechu Rzemiosł Różnych w Krakowie); 193 AP Kr., dok. depoz. nr 70 oraz 72, k. 9-157, [za:] L. Dziewoński, Rzemiosło Dobczyc…, s. 127. 194 AP Kr., dok. depoz. nr 72, k. 15, [za:] Tamże, s. 128. 195 AP Kr., dok. depoz. nr 75, k. 73, [za:] Tamże. 196 Tabela wykonana przez Dziewońskiego na podstawie rękopisu nr 72, AP Kr., Oddział na Wawelu, L. Dziewoński, Rzemiosło Dobczyc…, s. 163. 197 M.in. Archiwum Państwowe w Krakowie, Oddział na Wawelu (AP Kr.): Teki Schneidra sygn. 385, Rękopisy, Księgi przyjęć do bractw; Archiwum Izby Rzemieślniczej w Krakowie (AIR Kr.): Cechy Zbiorowe Dobczyc, Fascykuł Izby Rzemieślniczej 99, Korespondencja Cechu Zbiorowego Dobczyc, Księgi Uchwał i Protokołów Zarządu Cechu Rzemieślniczego Zbiorowego w Dobczycach, księgi wpisu oraz zapisu i wyzwolin uczniów; Archiwum Cechu Rzemiosł Różnych w Krakowie (ACRzR Kr.): Akta b. Okr. Cechów, Cechy Zbiorowe Dobczyce, księgi członków przemysłowych, zapisu i wyzwolin uczniów, protokoły; Archiwum Cechu Rzemiosł Różnych w Myślenicach. Wojciech Jasek – rodzaj przemysłu: rzeźnik-masarz, siedziba warsztatu: Węglówka, data wyzwolin: 23 maja 1927 roku – Księga członków przemysłowych cechu rzeźników i masarzy w Dobczycach za lata 1926–1941 (Archiwum Cechu Rzemiosł Różnych w Krakowie); Anzelm Jazeth – rodzaj przemysłu: rzeźnik-masarz, siedziba warsztatu: Wiśniowa, data wyzwolin: w 1933 roku – Księga członków przemysłowych cechu rzeźników i masarzy w Dobczycach za lata 1926–1941 (Archiwum Cechu Rzemiosł Różnych w Krakowie); Wojciech Jasek – rodzaj przemysłu: rzeźnik-masarz, siedziba warsztatu: Węglówka, data wyzwolin: w 1933 roku – Księga członków przemysłowych cechu rzeźników i masarzy w Dobczycach za lata 1926–1941 (Archiwum Cechu Rzemiosł Różnych w Krakowie); Marcinowa Bednarczykowa – rodzaj przemysłu: rzeźnik-masarz, rzeźnictwo, siedziba warsztatu: Wiśniowa, widnieje w księdze pod rokiem 1933 oraz niżej pod datami: 27 lutego 1938 roku, w obu przypadkach bez odnotowania wyzwolin, 12 marca 1939 roku z adnotacją, że wyzwolin nie ma oraz w latach 1940–1941 – Księga członków przemysłowych cechu rzeźników i masarzy w Dobczycach za lata 1926–1941 (Archiwum Cechu Rzemiosł Różnych w Krakowie); Piotr Kulma – rodzaj przemysłu: rzeźnik-masarz, rzeźnik-wędliniarz, siedziba warsztatu: Wiśniowa, wid- nieje w księdze pod rokiem 1933 oraz niżej pod datami: 27 lutego 1938 roku, w obu przypadkach bez odno- towania wyzwolin, 12 marca 1939 roku z adnotacją, że wyzwolin nie ma oraz w latach 1940–1941 – Księga członków przemysłowych cechu rzeźników i masarzy w Dobczycach za lata 1926–1941 (Archiwum Cechu Rzemiosł Różnych w Krakowie); Benjamin Jozeth – rodzaj przemysłu: rzeźnik, siedziba warsztatu: Wiśniowa, widnieje w księdze pod datą 12 marca 1939 roku, przy dacie wyzwolin brak danych – Księga członków przemysłowych cechu rzeźników i ma- sarzy w Dobczycach za lata 1926–1941 (Archiwum Cechu Rzemiosł Różnych w Krakowie); Józef Jasek – urodzony w 1908 roku, miejscowość: Węglówka, rzeźnik, nazwisko naukodawcy: Wojciech Jasek, data rozpoczęcia nauki: 1 stycznia 1928 roku, czas trwania nauki do: 1 stycznia 1931 roku, data podpi- sania kontraktu: 7 marca 1928 roku, w rubrykach na informacje, kto pokrywa koszty nauki oraz daty wyzwolin brak danych – Księga zapisu i wyzwolin uczniów rzeźników i masarzy w Dobczycach w latach 1927–1940 (Archi- wum Cechu Rzemiosł Różnych w Krakowie); Stanisław Jasek – urodzony w 1911 roku, miejscowość: Węglówka, rzeźnik, nazwisko naukodawcy: Wojciech Jasek, data rozpoczęcia nauki: 1 marca 1928 roku, czas trwania nauki do: 1 marca 1931 roku, data podpisania kontraktu: 15 marca 1928 roku w rubrykach na informacje, kto pokrywa koszty nauki brak danych, natomiast w rubryce data wyzwolin wpis: „wyzwolony” – Księga zapisu i wyzwolin uczniów rzeźników i masarzy w Dobczycach w latach 1927–1940 (Archiwum Cechu Rzemiosł Różnych w Krakowie); Stanisław Konik – urodzony w 1910 roku, miejscowość: Lipnik, rzeźnik, nazwisko naukodawcy: Władysław Żuławski, data rozpoczęcia nauki: 1 marca 1930 roku, czas trwania nauki do: 1 marca 1933 roku, data podpisania kontraktu: 10 marca 1930 roku, koszty nauki pokrywał: Wojciech Konik, data wyzwolin: 25 października 1932 roku – Księga zapisu i wyzwolin uczniów rzeźników i masarzy w Dobczycach w latach 1927– 1940 (Archiwum Cechu Rzemiosł Różnych w Krakowie); Aleksander Garlik – urodzony 18 lutego 1930 roku, miejscowość: Poznachowice Dolne, nazwisko nauko- dawcy: Stanisław Bednarczyk, zawód zdobywany: rzeźnik-wędliniarz, miejscowość naukodawcy: Wiśniowa, czas nauki: od 5 maja 1948 do 5 maja 1950 – Księga zapisu uczniów cechów zbiorowych w Dobczycach w latach 1940–1948 (Archiwum Izby Rzemieślniczej w Krakowie); Kolejne nazwiska, tudzież informacje o profesjach rzemieślniczych i rękodzielniczych znaleźć można w opracowaniu Aleksandra Mysińskiego opisującego dzieje rzemiosła cechowego w Myślenicach i ich okolicy. Przybliżając kowalstwo, które przez długi czas było na tamtych terenach drugim popularnym rzemiosłem po szewstwie, wymienia on wziętego Adama Weszkę z Węglówki. Autor przedstawia go jako wyróżniający się wśród wiejskich kowali całego powiatu „domorosły talent techniczny”. Weszka słynął z wyrabiania młynków do wiania i do mielenia zboża198. Charakteryzując myślenickie piekarstwo, Mysiński wspomina o Wiśniowej i funk- cjonującym w niej znanym zakładzie piekarniczym, który zaopatrywał w pieczywo także ludność okolicznych wsi na targach i jarmarkach. Dodaje on ponadto, że biorąc pod uwagę cały powiat w tej branży rzemieślniczej, przewagę mieli piekarze żydowscy. W 1929 roku w Wiśniowej funkcjonował jeden zakład piekarniczy, którego właścicielem był Żyd, na 13 wszystkich piekarniczych zakładów żydowskich, stanowiących 52% piekarń całej ziemi myślenickiej199. Kolejną profesją przybliżoną przez Mysińskiego, której przedstawiciele funkcjonowali także na terenie dzisiejszej gminy Wiśniowa, jest koszykarstwo. Wymieniając dwa główne ośrodki koszykarstwa zorganizowa- nego jeszcze przed I wojną światową w Krzywaczce i Trzemeśni, wspomina on o jednym zakładzie rzemieślni- czym w Lipniku. Autor zaznacza, że w latach 20. i 30. XX wieku w zdecydowanej większości były to już nie tyle 198 A. Mysiński, Ziemia myślenicka…, s. 234. 199 Tamże, s. 236. samodzielne warsztaty co produkcja chałupnicza lub uboczna sprzedawana na targach i jarmarkach200. Pisząc o samowystarczalności wsi myślenickich jeszcze we wspomnianych latach międzywojennych, historyk wśród lokalnych centrów wymienia Wiśniową posiadającą w tamtym okresie jeden młyn, jeden tartak i 8 warsztatów rzemieślniczych. Wieś stała się w 1932 roku siedzibą gminy zbiorowej201. „Jeszcze w 1958 roku były w Wiśniowej tylko dwa budynki murowane tj. szkoła z domem dla kierownika i posterunek milicji, a w budowie był Wiejski Dom Kultury, obecnie Gminny Ośrodek Kultury i prywatny sto- larza Andrzeja Paździo nr 140 (…) po słynnej wadowickiej szkole rzemieślniczej”202. Niniejszy opis Stanisława Piechowicza – wiśniowianina i autora jedynej do tej pory monografii o Wiśniowej – świadczy nie tylko o zamoż- ności ale również o prestiżu wspomnianego stolarskiego specjalisty. W dalszej części rozdziału o wymownym tytule Aby docenić dzisiaj, trzeba sobie przypomnieć wczoraj, Piechowicz rozbudowuje historię Paździo, którego do Wiśniowej z Wilkowiska sprowadził Franciszek Krawczyński. Po tragicznej śmierci własnej córki wziął on na wychowanie krewną Marię Zając z Wielkich Dróg, której przez ogłoszenie matrymonialne znalazł kandydata na męża właśnie w osobie Andrzeja Paździo. Po kilku latach wspólnego gospodarowania przekazał im w spadku ziemię oraz wspomniany powyżej okazały dom203. Piechowicz zaznacza, że po remoncie dom ten „mógłby być wykorzystany na muzeum regionalne, jednego z najstarszych zakątków Ziemi Krakowskiej”204. Obok domu sta- ła stodoła, której ciekawą historię również przytacza w swoim dziele Stanisław Piechowicz: „widzimy po jego lewej stronie ni to stodółkę, ni to zwyczajną szopę. Drzewo, z którego Andrzej Paździo w latach pięćdziesiątych zbudował tę stodółkę, pochodzi z «teatru», który wybudował na swym polu, po pierwszej wojnie światowej Franciszek Krawczyński, ówczesny opiekun i reżyser młodzieżowego zespołu teatralnego. Wewnątrz stodół- ki, na jej słupach nośnych są resztki naklejonych kiedyś afiszów zapraszających na przedstawienia i zabawy. W przerwach między przedstawieniami, próbami i zabawami teatr był wykorzystywany jako szopa, w której produkowano dachówkę [podkr. aut.]”205. Fot. 64. Dom Krawczyńskiego. Źródło: S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 93. Fot. 65. Murowany dom z dachówczarnią i teatrem Krawczyńskiego. Źródło: S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 93. 200 Tamże, s. 237. 201 Tamże, s. 239. 202 S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 91, 96. 203 Pierwszy murowany dom prywatny w Wiśniowej posiadający instalację wodno-kanalizacyjną. 204 Tamże, s. 96. 205 Tamże, s. 94. Na szczególną uwagę zasługuje wspomniany Franciszek Krawczyński, którego Piechowicz określa mia- nem miejscowej „złotej rączki”, człowiekiem o przedsiębiorczym usposobieniu, który wprowadzał do wiśniow- skiego środowiska wiele nowości. Był on kierownikiem Poczty Polskiej w Wiśniowej, obejmując tę funkcję w 1923 roku. Przez pewien czas poczta mieściła się w jego starym domu wyróżniającym się ozdobną architek- turą. Początkowo był on kryty słomą, następnie zaś – jako jeden z pierwszych w okolicy – eternitem. Budynek posiadał rzeźbione zakończenia dwuczęściowych facjatów oraz oszklony ganek. Jego sylwetkę warto przybliżyć w tym miejscu, przede wszystkim z tego powodu, że poza pracą pocztowca oraz wzmiankowanym zacięciem artystyczno-teatralnym i społeczno-animatorskim, Krawczyński był snycerzem, introligatorem, fotografem, konstruktorem i wizjonerem. „Rzeźbił laubzegą ramki na zdjęcia i obrazy, oprawiał książki, gdyż znał się na in- troligatorstwie i miał do tego odpowiednią pracownię i zestaw narzędzi. Na Matyjówce miał wykupiony z «pań- skiego» kawałek ziemi, na którym planował dla dzieci i młodzieży mini-stadion sportowy. Rolników tut[ejszych] zachęcał do siania lepszych jak owies i żyto gatunków zbóż. Sprowadzał w tym celu kwalifikowane ziarna z za- granicy i sadził na swym doświadczalnym poletku dla przekonywującej ilustracji o wyższej wydajności i opła- calności. W ten sposób propagował uprawę cykorii. Z Bułgarii sprowadził nawet nowoczesne widły, które były lżejsze od kutych przez kowala, a nawet drewnianych «dwojaków» z jednolitego «odziomka» (…) miał w swoim domu bogatą, jak na ówczesne czasy bibliotekę i wypożyczał książki, gazety tym co umieli czytać drukowane. Z różnych szlachetnych i dzikich owoców robił podobno doskonałe wina i nalewki. Znał się na ziołolecznictwie [podkr. aut.], a potrzebującym chętnie udzielał w tym zakresie porad”206. Przez pewien czas Krawczyński pro- wadził również hurtownię towarów mieszanych, którą sprzedał następnie Spółdzielni Spożywców „Przyszłość”. Fot. 66. Hurtownia – składnica. Źródło: S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 130. W swojej monografii Stanisław Piechowicz wymienia następujących rzemieślników: Jana Murzyna – ma- sarza prowadzącego też rzeźnię, który – jak podkreśla autor – znał się również na ciesiołce i stolarce oraz po- trafił murować i tynkować a jego żona prowadziła sklep z trafiką; Henryka Jamróza i Jana Murzyna „Piekarza”, którzy na poboczu drogi biegnącej z Wiśniowej w kierunku Lipnika prowadzili piekarnię i sklep z pieczywem zwane „Piekarką”; Stanisława Jamróza – szewca, który pełnił również obowiązki wójta gminy i założyciela Gminnej Biblioteki Publicznej; Aleksandra Kusa – rolnika i właściciela tartaku. W tym samym opracowaniu wymienionych zostało również kilku rękodzielników – artystów ludowych: Kazimierz Konieczny z Wiśniowej – twórca ludowy mający otwarty dla zwiedzających warsztat, w którym można wybrać lub zamówić płaskorzeźbę w drewnie; Jakób Jasek z Lipnika (zmarły przed I wojną światową), który – jak stwierdza Piechowicz – „był tylko od natury talentem wyposażony”, wykonywał rzeźby do przydrożnych kapliczek, dla sąsiadów i znajomych oraz do sprzedaży w czasie odpustów w Myślenicach, Kalwarii, Wiśniowej i w innych miejscowościach, ponadto wy- konał kilka rzeźb i tabernakulum do kościoła w Wiśniowej. Jego autorstwa są figurki w kapliczkach przy drodze z Wiśniowej do Poznachowic Dolnych oraz prawdopodobnie także te, które zostały skradzione z kaplicy św. Marcina. Pozostali wzmiankowani w monografii Piechowicza twórcy to: Stanisław Cygan – kolekcjoner staroci posiadający w domu minigalerię, w której na szczególną uwagę zasługuje pokaźna liczba zegarów, najstarszy z nich ponad 130 letni; Marcin Michalik – kamieniarz, budowniczy kaplicy pod wezwaniem św. Marcina; Józef 206 Tamże, s. 95–96. Bajer, który odnowił polichromię kaplicy oraz przeprowadził jej elektryfikację oraz Jerzy Chlipała207, u którego można nabyć wyroby plastyki obrzędowej: kwiaty i bukiety z bibuły, bożonarodzeniowe pająki a nawet świa- ty208. Znaczną część swojej pracy Piechowicz poświęcił rzemieślnikom żydowskim: piekarzom, krawcom, karcz- marzom, kramarzom i handlarzom, o których to będzie mowa poniżej w rozdziale Wiśniowscy Żydzi i ich profesje. Warto dodać – chociaż jest to zestawienie dla całych Dobczyc i okolic – że w wykazie rzemieślników, zawodów rękodzielniczych w Dobczycach w okresie od XVI do XX wieku Dziewoński wymienia 35 profesji. Najbardziej popularnymi rzemiosłami były: szewstwo, krawiectwo, kuśnierstwo, rzeźnictwo-wędliniarstwo, garncarstwo, sukiennictwo, garbarstwo, robotnictwo dzienne, stolarstwo oraz zajęcia browarników-szyn- karzy i wozaków. Natomiast wedle pierwszego powszechnego spisu myślenickiego sporządzonego po I woj- nie światowej w 1921 roku, który wyróżniał kategorię samodzielnych przedsiębiorców zatrudniających i nie zatrudniających siły najemne w przemyśle i jego gałęziach, w przypadku rzemieślników nie zatrudniających dodatkowych pracowników 56,9% stanowiły warsztaty wiejskie a 43,1% miasta w powiecie. W przypadku warsztatów zatrudniających obce siły robocze 64,4% zakładów zlokalizowanych było na terenie miast a 35,6% na terenie okolicznych wsi myślenickich. Wśród nich przeważały – podobnie zresztą jak przed Wielką Wojną – małe warsztaty rękodzielnicze zatrudniające jednego lub kilku pracowników209. Wśród najbardziej popularnych rzemiosł tamtego okresu Mysiński podaje kolejno: szewstwo, krawiectwo, rzeźnictwo i wędliniarstwo, stolar- stwo, kowalstwo, murarstwo i ciesielstwo, piekarstwo. Zestawiając wszystkie powyższe opracowania pod względem informacji o rodzajach wiśniowskich profe- sji wytwórczych oraz o konkretnych rzemieślnikach i rękodzielnikach działających na tym terenie, należy wska- zać, że jest to dość fragmentaryczny obraz. Celem tego rozdziału nie jest jednak próba jak najwierniejszego od- tworzenia stanu rzemiosł i rękodzieł wiśniowskich w różnych okresach w przeszłości. Owo krótkie przybliżenie sposobu funkcjonowania głównie tych zrzeszonych rzemieślników zamieszczone zostało jako historyczne tło dla tradycyjnych profesji (wy)twórczych istniejących w gminie Wiśniowa współcześnie, które były przedmiotem badań i zainteresowań w trakcie realizacji zadań projektowych. Chałupnictwo dla „Cepelii” Praca chałupnicza dla spółdzielni CEPELII210 i innych zakładów przemysłowych była obok powyższych form działalności rękodzielniczej i rzemieślniczej konkurencyjną formą zbytu towarów przygotowywanych według jasno ustalonych kryteriów – już po II wojnie światowej. Związek spółdzielczy prowadził placówki handlowe zajmujące się sprzedażą certyfikowanych towarów produkowanych w zrzeszonych spółdzielniach. Artefakty były wykonywane bezpośrednio przez polskich rzemieślników, chałupników i twórców ludowych bądź artystów inspirujących się ich twórczością, natomiast dopuszczane były do handlu przez Krajową Komisję Artystyczną i Etnograficzną. Podczas badań terenowych członkom zespołu udało się dotrzeć do kilku rękodzielniczek z terenu gminy Wiśniowa, które wykonywały nakładczą pracę chałupniczą: • Wszystko wzory przynosili i zabrali wszystko, bo bym Wam pokazała. U mnie – godam – wszystko po- zabierali a na dole tam u takiej znajomej, ona też pletła, ja też godam, żebym pletła, gdyby mi zostawiały. A to była takie ciężkie, ja miała takie dwu metrowe. Bo były krosna metrowe i były dwumetrowe. Ja miałom dwumetrowe, no. To robiło się tak, jak to jest, jak na metr, jak na dwa metry – to się robiło dwa na krośnie. Bo to są takie, jak w tamtym pokoju co jest, to jest większy jak ten. Ale by się, teraz bym nie dała rady puknąć tym, podnieść tego bidła, bo to bidło się nazywało. Fajne to było, jo lubiałam to robić, lubiała! (…) • A te wzory były na kartkach, jak to było zrobione, czy to było wypunktowane? • To wszystko było wyrysowane, wyrysowane wszystko, napisane jak jest, to jest tak, było przyspieszone, zwolnione i proste. Ja to wełne mom, cały worek. To bym Wam to pokozała zaroz. Cały worek mam. A jeden worek, miałam dwa, jakbym miała krosno, to bym Wam coś zrobiła, no, no ale krosna ni ma. Dałam sąsiadce, bo se chciała na krzesła porobić no takie na drutach, narobiła sobie na drutach, no a to no to wszystko te nici. 207 Wywiad z Jerzym Chlipałą zob. Wiśniowskie wywiady rzeki w tym tomie. 208 S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 178–181. 209 A. Mysiński, Ziemia myślenicka…, s. 232. 210 Cepelia – akronim nazwy Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego CPLiA – nieistniejącego już centralnego związku spółdzielni rękodzieła ludowego (Związku Spółdzielni Przemysłu Ludowego i Artystycznego), istniejącego w latach 1949- 1990 i zrzeszającego także spółdzielnie artystów plastyków i architektów. Po transformacji ustrojowej na jej bazie powstały inne podmioty: Izba Gospodarcza Rękodzieła Ludowego i Artystycznego CEPELIA, Fundacja CEPELIA Polska Sztuka i Ręko- dzieło, CEPELIA Polska Sztuka i Rękodzieło Spółka z o.o., Spółdzielczy Związek Rewizyjny CEPELIA, CEPELIA Tourist spółka z o.o., zob. m.in. R. Gmurczyk, Organizacja cepeliowska w latach 1949-2014. Fakty i ludzie, Warszawa 2014; M. Woźniak, Pro- blem wytwórczości ludowej w pracach Zakładu Badawczego Związku CEPELIA, „Etnografia Polska” t. XIX, 1975, z. 2, s. 91–108; „Cepelia” Polska Sztuka i Rękodzieło Spółka, [online:] https://cepelia.pl/, dostęp: 15 VI 2019. ? A oni jak przyjeżdżali to wszystko przywozili? ? Wszystko przywozili. ? To było już farbowane? ? Tak wełny tak, tak, tak, wszystko, wszystkie kolory jakie trzeba było. Boże, a nieraz brakło kolorów nieraz nie było tych kolorów, to musiały my jedna do drugiej jeździć, no i wymieniały my se. Takie miedzy se ta- kie, a nos tu dużo robiło, dużo nas tu robiło. Tu też robiła ale ona już umarła, po Kobielniku też robiały, no robiały. A jo była zadowolona z tego. Dwadzieścia centymetrów, jak zem se porobiła w polu, dziecim miała czwórke no to z nimi też trzeba było oprać, ugotować do szkoły trzeba je było wyposażyć. Tom sobie na tym poodrabiała i krosno. Aby ino dwadzieścia centymetrów zrobić dziennie, bo jak się nie zrobiło dwadzieścia to się nie wyrobiło (…) ? Jak długo robiła Pani tę Floriańską Bramę, jak długo się tkało taki kawałek? ? To trzeba było potkać, długo trzeba było trzeba, co to sześć metrów, calutki miesiąc. No i oni tu przyjez- dzali do rynku do Wiśniowej, my przychodziły, wynosiły te, a jak my się spóźniły jakie ze dwa dni co nom, co nie dorobiły my se, to musiały my do Skrzydlnej na plecach tak niść, te kilimy (…) (…) ? A to były jakieś kontrole jakości, jak był jakiś błąd, czepiali się, czy nie? ? Tak, tak, tak, musiało się tak robić, żeby miało być tak jak było narysowane na karteczce, wszystko było. ? Jak było coś nie tak to…? ? To zaroz była taka brakarka211, była, była taka brakarka i wszystkie oglądała. Trza było ładnie wyczyścić, wyprasować i wygładzić. ? A to często była architektura, fragmenty miast czy kwiaty robiła Pani na przykład? ? E to tak wszystko po kolei. ? Wszystko po trochę. ? Tak, tak, tak, jak było narysowane na kartce to tak się szło i oczywiście skolorowane było, popisane my tez mieli, żebyśmy się nie pomylili, a jak jaki błąd był, to trzeba było i wypruć i jak się źle zrobiło, to się wypruło i dali się robiło. Dobre to było, to takie chałupnictwo się nazywało. Lubiłam to chałupnictwo212. ? Jak robiliśmy już te gorsety, to mieliśmy takiego pana z Warszawy który miał galerie w Chicago i przyjeż- dżał do nas co kilka miesięcy, i brał wszystkie gorsety, i sprzedawał. ? Ale jakie gorsety wiśniowskie czy krakowskie? ? Wiśniowskie. Tylko były dwie formy: jedna była z gałęziami i orłami, a druga z kwiatkami wraz z orłami. ? A jak ten pan do Was dotarł? ? On mnie widział w Krakowie na „Cepeliadzie”213 i dopytał się mnie skąd jestem. A później przyjeżdżał do nas do Lipnika. ? A w których latach on tutaj przyjeżdżał? ? W latach 90. Myśmy też w te gorsety dla pana z Chicago wciągnęły, panie, aby też szyły gorsety i szyłam ja, moja siostra i sąsiadka. ? Wszystko się to robiło, aby zwiększyć dochód, prawda? ? Tak jest, a później „Cepelia” w Krakowie zamawiała u nas te gorsety. ? A „Cepelia” zamawiała u Was jaki gorset: krakowski czy wiśniowski? ? Głównie wiśniowskie, ale te gorsety nazywały się z okolic Myślenic. „Gorset Wiśniowski z okolic Myślenic” • tak był ściśle napisany214. ? Całe życie pracowałam w Myślenicach w zakładzie gospodarczym PGS. Potem urodziły się dzieci, robiłam chałupnictwo – szyłam takie pantofle góralskie z prawdziwej skóry. ? I gdzie ten zakład był? ? Tu w Krakowie była taka spółdzielnia i tam po prostu robiło się pantofle i oddawało. To była na akord, ile się zrobiło pantofli, to taka była zapłata od jednego. ? To Pani nie tu w domu robiła? 211 Brakarz, brakarka – pracownik, pracowniczka kontroli technicznej w zakładzie produkcyjnym oceniający jakość gotowych wyrobów, Brakarz, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/sjp/brakarz;2445893.html, dostęp: 27 VIII 2019. 212 Wywiad z Marią Jamróz (Szewcową) – kilimkarką, hafciarką i rolniczką z Wiśniowej. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 213 Mowa o Międzynarodowych Targach Sztuki Ludowej w Krakowie. W 2019 roku miała miejsce czterdziesta trzecia edycja targów. 214 Wywiad z Anielą Batko (Kaźmierkową) – hafciarką i rolniczką z Lipnika. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. ? Tu w domu i był punkt w Lipniku, gdzie odbierali te buty. Tam był selekcjoner, który sprawdzał, czy te buty są dobre i potem te buty szły do Krakowa. ? A materiały na te buty? ? To nam dawali wszystko na te buty. Jak dzieci były małe, to ja wieczorami szyłam te buty. ? A ma Pani jeszcze jakieś te buty? ? Nie, już się nie zachowały. No bo dzieci mają w tej chwili, najstarsze ma 34 lata, no to tyle by te buty miały. Praktycznie oni mieli dwa lata, jak ja te buty robiłam. ? I to były takie kapcie, tak? ? Tak, tak, tego typu właśnie, tylko były z całymi czubkami. I one były tylko skórkowe. ? A jakieś ornamenty do tych butów to oni robili, tak? ? To były foremki i je się wybijało i powstawały jakieś tam wzory, np. kwiatki czy łezki. ? Czyli to też Pani dawali do domu, tak? ? Tak, tak. Albo były takie cążki, jak trzeba było na około dziurkami a potem rzemyczkami. ? A na czym to polegało, że był selekcjoner i sprawdzał, co się nadawało lub nie? ? To był pracownik – jak się kiedyś nazywało – taki brakarz. I jak te buty były słabo zszyte, to je odrzucali. ? I to można było poprawić, czy już one były do wyrzucenia? ? Można było poprawić, tylko trzeba było bardzo mocno to ściągać. A palce przy tym bolały bo trzeba było mieć do tego dużo siły215. Zagadnienie pracy chałupniczej dla „Cepelii” – w kontekście tworzenia strojów regionalnych – porusza również Patryk Pawlaczyk w rozdziale W wiśniowskim gorsecie tradycji. Mysiński trafnie podkreśla, że rozróżnienie rzemiosła jako rękodzieła od przemysłu ludowego i chałup- nictwa jest równie trudne, jak przemysłu rolnego od rzemiosła zatrudniającego robotników. Z punktu widzenia techniki produkcji w zasadzie niczym się one od siebie nie różniły. Różnice widoczne były pod względem sy- tuacji społecznej: „rzemieślnik pracował samodzielnie na własny rachunek, chałupnik produkował na zlecenie, przemysł ludowy uzupełniał dochody ludności rolniczej. Wszystkie one były źródłem utrzymania dla miesz- kańców miasteczek i bezrolnych chłopów na wsi, na ziemi pozbawionej możliwości rozwoju przemysłowego jaką były przez wieki okolice Myślenic. Dzięki rękodzielnikom zorganizowanym w cechy, nieustanne odradzało się w przeszłości życie gospodarcze Myślenic i Dobczyc, mimo nawiedzających te miasta najazdów, epidemii i klęsk żywiołowych”216. Powyższe kodeksy oraz skodyfikowany i złożony system funkcjonowania rzemieślników i rękodzielników, którzy do cechów należeli, zostały zarysowane w celu nakreślenia etyki zawodowej, ważnej i respektowanej przez ich członków. W kontekście współcześnie panującego chaosu w obszarze rękodzielnictwa i rzemieślnic- twa funkcjonującego w dzisiejszej rzeczywistości wolnorynkowej oraz dość częstych tzw. wojen podjazdowych pojawiających się w tych dziedzinach warto być świadomym tamtejszych rozwiązań oraz mieć na uwadze przy- bliżone tu wartości. Tym bardziej, że wspomniane mechanizmy występują również w gminie Wiśniowa… 215 Wywiad z Marią Chabińską z Wiśniowej trudniącą się chałupniczo pantoflarstwem. 216 A. Mysiński, Ziemia myślenicka…, s. 230–231. Rozdział 3. Wokół współczesnego wiśniowskiego dziedzictwa (nie tylko) rzemieślniczego i ręko- dzielniczego Dziedzictwo i rzemiosło – pomiędzy materialnością i niematerialnością w tworzeniu Zgodnie z „nową filozofią dziedzictwa”, jest ono rozumiane jako obecność przeszłości w teraźniejszości217. W takim ujęciu nie zakłada się jednak biernego wspominania, odtwarzania, pieczołowitego zachowywania i za- bezpieczania dawnych idei czy mających jedynie kolekcjonerską wartość, nieznaczących artefaktów, po to aby przekazać je – podobnie jak eksponat muzealny – w nienaruszalnym stanie następnym pokoleniom. W przy- padku „nowych” tj. krytycznych i refleksyjnych podejść do dziedzictwa postuluje się bowiem aktualne z niego korzystanie, faktyczne, tj. czynne użytkowanie przez przedstawicieli kolejnego pokolenia jego depozytariuszy. Wiąże się to nierozerwalnie z twórczą interpretacją, aplikacją i szeroko rozumianym rozwijaniem tradycji, któ- rą dopiero pomnożoną starsi przekazują młodszym218. Taki sposób traktowania spuścizny – w którym każde pokolenie coś wnosi i następnie przekazuje to dalej – stanowi konstrukt społeczno-kulturowy219 rodzący się • a raczej (współ)tworzony w konkretnej, przede wszystkim lokalnej wspólnocie. Posiada on widoczny proce- sualny220 i prorozwojowy221 potencjał a realizuje się w trakcie różnorodnych interakcji i dyskursywnych praktyk społeczno-kulturowych222. Owe procesualne, dyskursywne praktyki wobec przeszłości własnej – a czasem, co ciekawe również ob- cej – określa się obecnie coraz częściej mianem patrymonializacji (heritization / heritagization), które tłumaczy się niekiedy także jako udziedzicznienie223. Na polskim gruncie Małgorzata Zawiła zaproponowała jeszcze inny termin dziedziczynienie224. Na pozór subtelne rozróżnienie tych terminów może stanowić klucz do zrozumienia ważnych dystynkcji między odgórnymi i – dużo częściej również – zewnętrznymi działaniami w odniesieniu do konkretnego dziedzictwa a – w myśl wspomnianej we wstępie teorii praktyk – jego wewnętrznym i oddolnym praktykowaniem. Procesy udziedzicznienia czy patrymonializacji przez daną społeczność wybranego przez nią samą rodza- ju aktywności ludzkiej charakterystycznego w dużej mierze dla czasów minionych sprawiają, że nie tylko nie odchodzi on w zapomnienie, stając się wyłącznie kwestią historii i rekonstrukcji, ale stanowi nadal – z różnych 217 Por. A. Tomaszewski, Ku nowej filozofii dziedzictwa, Kraków 2013. 218 Por. łac. tradere – „podawać dalej”, „przekazywać”. Już sam termin sygnalizuje aktywny proces przekazu (tradere) ważnych dla danej wspólnoty treści (traditum), zob. O. Nahodil, Tradycja jako definiens kultury, „Lud” t. LXXIV, 1991, s. 8. 219 Zob. J.E. Tunbridge, G.J. Ashworth, Dissonant Heritage. The Management of the Past as a Resource in Conflict, Chichester 1996; G.J. Ashworth, Sfragmentaryzowane dziedzictwo: sfragmentaryzowany instrument sfragmentaryzowanej polityki, [w:] Dziedzic- two kulturowe w XXI wieku. Szanse i wyzwania, red. M. Murzyn, J. Purchla, Kraków 2007, s. 32–34. 220 Zob. O. Nahodil, Tradycja jako definiens… 221 Zob. Dziedzictwo jako zasób, cz. III, [w:] Kultura a rozwój, red. J. Hausner, A. Karwińska, J. Purchla, Warszawa 2013, s. 193–286. 222 Rozumienie dziedzictwa jako dynamicznej, interakcyjnej przestrzeni dyskursywnej na temat przeszłości zob. E. Nieroba, A. Czerner, M. S. Szczepański, Między nostalgią a nadzieją. Dziedzictwo kulturowe jako dyskursywny obszar rzeczywistości spo- łecznej, [w:] Między nostalgią a nadzieją. Dziedzictwo kulturowe w ujęciu interdyscyplinarnym, red. E. Nieroba, A. Czerner, M.S. Szczepański, Opole 2009, s. 17–36. 223 Ang. heritagization – kreacja wybranych współczesnych praktyk kulturowych, miejsc, obiektów, wydarzeń na dziedzictwo danej grupy, grup lub szerzej, całej ludzkości; proces tworzenia dziedzictwa (a process of making heritage); fr., ang. patri- monialisation – włączanie rzeczy materialnych i niematerialnych do dziedzictwa kulturowego i związanego z nim systemu wartości, zob. m.in. K. Kowalski, O istocie dziedzictwa europejskiego – rozważania, Kraków 2013; L. Smith, Uses of Heritage, London–New York 2006; R. Harrison, Forgetting to Remember, Remembering to Forget: Late Modern Heritage Practices, Sustain- ability and the ‘Crisis’ of Accumulation of the Past, „International Journal of Heritage Studies” Vol. 19, 2013, nr 6, s. 579–595; R. Bernbeck, Heritage Void and the Void as Heritage, „Archaeologies” Vol. 9, 2013, nr 3, s. 526–545; Z. Bujdosó, L. Dávid, A. Tőzsérc, G. Kovács i in., Basis of Heritagization and Cultural Tourism Development, „Procedia-Social and Behavioral Sciences” 2015, nr 188, s. 307–315; A. AlAnood Bin, The Value of Authenticity in Heritagization: An Exploratory Case-study on Dubai His- torical District, Dubai 2017; J. Sjöholm, Heritagisation, re-heritagisation and de-heritagisation of built environments: The urban transformation of Kiruna, Sweden, Doctoral Thesis, Department of Civil, Environmental and Natural Resources Engineering Architecture Research Group, Lule? University of Technology 2016; H. Schreiber, Patrymonializacja w stosunkach międzynaro- dowych. Wybrane tendencje w międzynarodowej ochronie dziedzictwa kulturowego (2006–2016), [w:] Tendencje i procesy rozwo- jowe współczesnych stosunków międzynarodowych. Księga jubileuszowa z okazji 40-lecia Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, red. M.F. Gawrycki i in., Warszawa 2016, s. 385–398. 224 Zob. M. Zawiła, Dziedziczynienie przedwojennych cmentarzy na terenach postmigracyjnych Polski, Kraków 2019. Autorka dzie- dziczynieniem określa społeczne procesy przypisywania znaczeń zniszczonym i zapomnianym cmentarzom, podlegającym obecnie działaniom mającym na celu ich zachowanie, praktyki oswajania nekropolii oraz powstanie związanych z tym wspól- not nieformalnych i organizacji. względów, w różnym kontekście, w różnych wymiarach i z różnym natężeniem – część jej obecnego życia. W analizowanym przypadku patrymonializacji podlegają dawne umiejętności i zawody rzemieślnicze i ręko- dzielnicze. John Seymour nazywany „ojcem samowystarczalności” (Father of Self-sufficiency) w swoich rozważaniach przedstawił podobną wizję, choć jego konstatacja utrzymana została w nieco dramatycznym tonie. W swoim dziele The Forgotten Arts & Crafts225 nawoływał, że „jeszcze nigdy nie było takiego okresu w historii, w którym byłoby ważniejsze dla zdrowia i dobrego samopoczucia ludzkości, aby mężczyźni i kobiety znów zaczęli tworzyć prawdziwe rzeczy (make real things) własnymi rękami”226. Człowiek XXI wieku, według niego, to w dużej mie- rze pracownik multinarodowych korporacji i/lub tylko użytkownik wszechobecnych maszyn, zajmujący jednak miejsce trybiku, spędzający życie na naciskaniu klawiszy komputera lub wykonywaniu nudnych i nie-kreatyw- nych „prac” fabrycznych. Opisując współczesną rzeczywistość nazywaną przez niego „wielką globalną niezrów- noważoną plastikową potwornością”, Seymour zaznacza, że już tylko nieliczni znajdują się w sytuacji, w której są w stanie samodzielnie produkować cokolwiek, czy to w celach użytkowych, czy to z potrzeb estetycznych. Jednocześnie jednak uważa on, że taki stan rzeczy musi prędzej czy później ulec załamaniu. Autor wieści mo- ment buntu („wiek uzdrowienia”), którego skutkiem będzie powrót na szerszą skalę do tworzenia rzeczy uży- tecznych i estetycznych w zgodzie z naturą i za sprawą indywidualnej inteligencji i za pomocą własnych rąk. (Wy)twórczość ta będzie, według niego, wspomagana jedynie prostymi narzędziami. Seymour konstatuje, że „zapomniane rzemiosła” (the forgotten crafts) nie zostały całkowicie zapomniane. „Niezależnie od jakichkolwiek maszyn, nie ma ludzkich umiejętności, które były kiedykolwiek rozwijane, a które nie są nadal gdzieś na tej planecie praktykowane. Co więcej, prawie wszędzie w tzw. świecie rozwiniętym mamy przykłady początków odrodzenia starożytnych form sztuki i rzemiosł”227. Richard Sennett, autor popularnej książki The Craftsman228 wyjaśnia, że rzemiosło kiedyś łączyło lu- dzi z ich pracą. Sprawiało, że rzemieślnicy byli dumni ze swoich produktów, a te miały większe znaczenie niż obecne wytwory fabryczne. Społeczna dezawuacja i zarzucenie rzemiosła na rzecz produkcji masowej, zubożyło społeczeństwa, w których te procesy zaszły. Sennett stara się o tym przypomnieć, rozszerzając jednocześnie znacząco definicję rzemiosła. Twierdzi on, że podział jego nauczycielki Hannah Arendt na świat animal laborens, czyli nierefleksyjnych zwierząt jucznych pytających jedynie „jak”, w którym praca postrzega- na jest jako niekończąca się konieczność oraz na „wyższy” świat homo faber, czyli tych, którzy traktują pracę refleksyjnie i pytają „dlaczego”, starając się wyciągać moralne wnioski – jest fałszywy i nieetyczny ponieważ wyraźnie faworyzuje ten drugi. Umniejsza tym samym znaczenie pracy fizycznej oraz, nie uznając modelu praktycznego mężczyzny lub praktycznej kobiety w pracy, sugeruje w konsekwencji, że myślenie przychodzi po wykonaniu, zrobieniu czegoś. Dewiza Sennetta tymczasem brzmi: „tworzenie to myślenie” – w rozwinię- ciu – „praca ręki uruchamia pracę umysłu”229. Rzemiosło łączące umiejętności, zaangażowanie i osąd, usta- nawia ścisły związek między „głową” i „ręką”, między człowiekiem i narzędziem/maszyną, nauką i techniką oraz człowiekiem-wytwórcą i sztuką. Sennett zapewnia, że jest to niezbędne dla fizycznego, umysłowego i społecznego dobrobytu, wzywając do tego, co nazywa „bardziej żywotnym materializmem kulturowym”. Charakteryzuje się on m.in. pełniejszym ogólnym zrozumieniem tego, „jak” ludzie wytwarzają rzeczy niż je- dynie przedstawianiem publiczności efektu niekiedy długiego procesu (wy)twórczego oraz tego, z jakich materiałów dana rzecz została wykonana. Sennett interpretuje rzemieślnictwo jako „trwały, podstawowy instynkt ludzki, pragnienie, aby wykonywać pracę dobrze dla niej samej”230, uważając przy tym, że proces pracy kształtuje w pewien sposób świadomość. „Rzemieślnik reprezentuje szczególną ludzką kondycję bycia zaangażowanym – zaangażowanym praktycznie ale niekoniecznie instrumentalnie”231. Umiejętność rozumia- na jest zatem jako nabyta, trenowana praktyka, która przewyższa nagłą inspirację i natchnienie. Sennett twierdzi wręcz, że „powinniśmy być podejrzliwi wobec roszczeń do wrodzonego, niewprawnego talentu”232, co słusznie przypomina powiedzenie: „praktyka czyni mistrza”. Autor argumentuje, że takie podejście ma miejsce zarówno w przypadku kucharzy, lekarzy, muzyków, artystów, naukowców, jak i programistów. We- dług niego, istota rzemieślnictwa jest nadal nie tylko obecna ale i niezwykle ważna we współczesnym tech- nologicznym świecie „nowych rzemieślników”. Dowodem w tej mierze są m.in. oprogramowania kompute- rowe typu open source, zwłaszcza Linux, które Sennett określa jako rzemiosło publiczne/społecznościowe, 225 J. Seymour, The Forgotten Arts & Crafts, London, New York i in. 2001. Książka jest nowym, wspólnym wydaniem dwóch słyn- nych pozycji tego autora opublikowanych po raz pierwszy w Londynie: The Forgotten Arts (1984) oraz Forgotten Household Crafts (1987). 226 J. Seymour, The Forgotten Arts…, s. 11, tu i dalej tłum. własne. 227 Tamże, s. 14. 228 R. Sennett, The Craftsman, New Haven–London 2008. 229 Tamże, s. 20, tu i dalej tłum. własne. 230 Tamże. 231 Tamże. 232 Tamże, s. 37. które łączy umiejętności i wspólnotę: „Linux rozwija się przez rzemieślników działających na elektronicznym bazarze, w którym uczestniczyć może każdy”233. Niezależnie od wyrafinowanej koncepcji Sennetta, współcześnie coraz częściej mówi się o renesansie rękodzieła i wszystkiego, co jest związane z szeroko rozumianym ruchem handmade. Ma on dwa oblicza. Z jed- nej strony bowiem w jego ramach działają spadkobiercy, świadomi swoich korzeni kontynuatorzy dawnych form i technik (wy)twórczych, które były charakterystyczne dla danej wspólnoty kulturowej. Z drugiej zaś moż- na wskazać niemałą grupę miłośników i amatorów, którzy bywają klasyfikowani jako przedstawiciele „newa- ge’owej” odmiany ruchu. W przypadku tych ostatnich, podobnie jak wśród muzyków tworzących w nurcie muzyki świata – world music, praktycznie nie obowiązują żadne reguły. Wybierają oni i łączą dowolne elementy z odmiennych kultur (analogicznie jak składniki w barze sałatkowym), zachowując respekt właściwie tylko dla jednej stałej, będącej jednocześnie wyznacznikiem całokształtu ich działań, którą jest ręczne wykonanie arte- faktów. Często ich (wy)twórczość motywowana jest dodatkowo względami ekologicznymi i postulatami zrów- noważoności. Olga Drenda nazywa to zjawisko „modą na rękodzieło nowego typu”, opisując je jako nowy rodzaj wyrobu opartego na świadomym kroku wstecz i na rezygnacji z wygód techniki. Celem jest (wy)tworzenie czegoś ręcznie, mimo tego czy nawet wbrew temu, że ten sam przedmiot można uzyskać w produkcji fabrycz- nej. Etnolożka podkreśla, że w tym przypadku „inne są źródła pomysłów, sposoby ich dystrybucji i motywacja, by zajmować się tego rodzaju twórczym hobby. Pasuje do niego raczej słowo k r e a t y w n o ś ć niż poczciwa, analogowa p o m y s ł o w o ś ć ”234. Redaktorki i współautorzy publikacji Twórcy – wytwórcy – przetwórcy. Wokół problematyki wzornictwa re- gionalnego, dyskutując nad kondycją współczesnego rękodzieła i rzemiosła odwołującego się w odmienny spo- sób do dziedzictwa kulturowego różnych regionów Polski, rozważając zróżnicowane formy jego zastosowania i upowszechniania oraz nad jego związkiem z projektowaniem, skupiają się z kolei na zdobywającym obecnie coraz większą popularność terminie „wzornictwo regionalne, kulturowe”235. Ich uwaga skoncentrowana zosta- ła wokół niezwykle ważnego – a dość często niedocenianego i pomijanego – dziedzictwa kulturowego i spo- łecznego „Cepelii”, czyli spółdzielczej organizacji szeroko rozumianego ale jednocześnie zestandaryzowanego przemysłu ludowego. Wątek ten zdecydowanie zasługuje na rozwinięcie w ramach debaty o roli i znaczeniu polskiego współczesnego dziedzictwa zwłaszcza rzemieślniczego i rękodzielniczego w kontekście globalnego trendu i rosnącej popularności certyfikowanych produktów i marek regionalnych oraz organizacyjnych modeli spółdzielni i kooperatyw. W XXI wieku przedstawiciele rozmaitych środowisk – nie tyle twórców, rzemieślników czy poczciwych majsterkowiczów – ale etno-, folk-, eko-, dizajnerów, projektantów, wynalazców, konstruktorów dalecy są od estetyki samoróbki. Pracują oni schludnie, minimalistycznie, precyzyjnie, coraz częściej w sposób odpowiedzial- ny, etyczny i zrównoważony, potrafiąc zorganizować dziełom swojej pracy profesjonalne kampanie marketingo- we. Istniejące niegdyś podziały na amatorów i profesjonalistów, praktyków: wykonawców, (wy)twórców zarów- no tych zawodowych, jak i nieprofesjonalnych oraz ekspertów dokumentujących, badających, analizujących, interpretujących, oceniających bądź promujących tych pierwszych stają się obecnie płynne, choć nie oznacza to jednak, że wszystkie granice zostały całkowicie zniesione. Podtrzymywane lub tworzone są one nadal przez obie strony choć w dużo bardziej wyrafinowany sposób. Jak stwierdza Drenda, czas dopiero pokaże, która z odmian rękodzieła, handmade jest trwalsza i będzie świadczyć o naszych czasach236. Bez względu na to, jak różne oblicza przyjmuje współczesne, użytkowe i artystyczne rzemieślnictwo i rękodzielnictwo, przede wszystkim to inspirowane tradycją, reprezentuje ono wysoce cenną formę ekspresji i dumy z przeszłości, kulturowy kapitał pewności siebie, który jest szczególnie znaczący we wszystkich krajach niezależnie od tego, na jakim etapie rozwoju gospodarczego się one znajdują. Niemniej jednak ponowne uwy- puklanie wartości pracy ręcznej – na co wskazują autorzy tekstów w dziele A Cultural Economic Analysis of Craft analizujący rzemieślnictwo z perspektywy ekonomii kulturowej – wydaje się być szczególnie ważne w tych krajach, w których jakość życia jest często zagrożona przez nadmierną standaryzację przemysłową. „Rzemiosło jest ostatecznie problemem filozoficznym – kwestią interpretacji – osadzonym w realiach ekonomicznych (…) jest przywoływane jako część strukturalnej asymetrii współczesnego postępu”237. Być może zatem, jak twierdzi Maikel Kuijpers, przyszłość faktycznie będzie należała do ręko-dzielnictwa i rzemieślnictwa, jako prawdziwego wyznacznika ekonomii opartej na wiedzy238. Niewątpliwie szczególnego znaczenia nabiera w tym kontekście 233 Tamże, s. 24–25. 234 O. Drenda, Wyroby. Pomysłowość wokół nas, Kraków 2018, s. 11. 235 Twórcy – Wytwórcy – Przetwórcy. Wokół problematyki wzornictwa regionalnego, red. A.W. Brzezińska, S. Kucharska, Kalisz 2018. 236 O. Drenda, Wyroby…, s. 11. 237 A Cultural Economic Analysis of Craft, red. A. Mignosa, P. Kotipalli, London–New York–Shanghai 2019, s. 18. 238 Zob. M. Kuijpers, The Future is Handmade, The Craftsmanship Initiative – film dokumentalny zrealizowany przy wsparciu the Netherlands’ Centre for Global Heritage and Development, https://craftsmanship.net/video/the-future-is-handmade/, dostęp: 12 VII 2019. Zob. M. Kuijpers, The Archaeology of Skill, Routledge 2017. motto słynnego Massachusetts Institute of Technology, które stanowi również myśl przewodnią tej książki i wiśniowskiego projektu. Fot. 67. Tabliczka z jarmarku „Najlepsze rękodzieło nie pochodzi z Chin” wykonana przez pracowniczki GOKiS Wiśniowa. Fot. Joanna Juras i Anna Mentel Mając na uwadze zarysowane powyżej teorie, inicjatorzy i badacze w projekcie „Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu” postawili tezę, że rozpoznane w jego trak- cie profesje, umiejętności i praktyki (wy)twórcze, wykonawcze odegrały i nadal odgrywają ważną rolę w życiu mieszkańców gminy. Postanowiono zatem sprawdzić, czy tradycyjne praktyki, co niezwykle istotne wskaza- ne i zidentyfikowane przez samych przedstawicieli lokalnej społeczności jako znacząca część ich spuścizny, traktowane są przez nich również jako współczesny, kulturotwórczy, społeczny, turystyczny, ekonomiczny potencjał prorozwojowy, który może wydatnie przyczynić się do realnego wykorzystania. W trakcie reali- zacji zadań badawczych starano się ustalić, na ile konkretne zasoby niematerialnego i materialnego dzie- dzictwa gminy pojawiają się w podejmowanych przez jej mieszkańców działaniach. Takie performatywne, aktywistyczne podejście wpisuje się w założenia Konwencji UNESCO z 2003 roku w sprawie ochrony nie- materialnego dziedzictwa kulturowego, według której dziedzictwem tym są różnorodne znaczące praktyki kulturowe realizowane przez członków danej wspólnoty w określonej przestrzeni kulturowej i w określonym kontekście kulturowym z użyciem związanych z nimi określonych artefaktów, wytworów, z którymi człon- kowie tej wspólnoty nadal się utożsamiają, tj. czują się ich spadkobiercami i kontynuatorami239. Tradycyjne profesje, zawody, umiejętności odwołują się bezpośrednio do dziedziny nazwanej w konwencji umiejętno- ściami związanymi z rzemiosłem tradycyjnym (traditional craftsmanship). Wedle konwencji, kładącej nacisk przede wszystkim na żywotność dziedzictwa240, stwierdzono, że wszelkie wysiłki mające na celu ochronę tradycyjnego rzemieślnictwa powinny koncentrować się nie tyle na zachowaniu przedmiotów rzemieślni- czych – bez względu na to, jak mogą być one piękne, cenne, rzadkie i ważne – ale na stworzeniu warunków, które zachęcą rzemieślników do dalszego wytwarzania rzemiosła wszelkiego rodzaju oraz do przekazywania swoich umiejętności i wiedzy innym, szczególnie w swoich własnych społecznościach241. Wśród wyspecja- lizowanych agend ONZ UNESCO jest jedyną, która – również poza obrębem zdobywającej obecnie coraz 239 Por. art. 2, ust. 1 i 2, Konwencja o ochronie dziedzictwa niematerialnego, [w:] UNESCO.pl, [online:], http://www.unesco.pl/ fileadmin/user_upload/pdf/Konwencja_o_ochronie_dz._niemater_2003.pdf, dostęp: 12 IV 2019. 240 Żywotność dziedzictwa polegać ma m.in. na tym, że nie może ono występować wyłącznie w specjalnie zaaranżowanych i sterowanych warunkach cieplarnianych. Por. koncepcja UNESCO promująca ochronę dziedzictwa niematerialnego bez jego petryfikacji, Safeguarding without Freezing, [w:] UNESCO.pl, [online:] http://www.unesco.org/culture/ich/en/safeguar- ding-00012, dostęp: 25 VIII 2018. 241 Traditional Craftsmanship, [w:] UNESCO.org [online:] https://ich.unesco.org/en/traditional-craftsmanship-00057, dostęp: 12 VII 2019. większą popularność konwencji – poświęciła rzemiosłom specjalny program. Poprzez globalną wizję spo- łeczno-kulturowej i ekonomicznej roli, jaką rzemiosło odgrywa w społeczeństwie, od wielu lat stara się ono rozwijać zrównoważone, spójne i skoordynowane działania poprzez połączenie aktywności warsztatowych, produkcyjnych i promocyjnych oraz poprzez pobudzanie niezbędnej współpracy pomiędzy właściwymi orga- nami krajowymi a organizacjami regionalnymi, międzynarodowymi i pozarządowymi242. Celem różnych dzia- łań podejmowanych przez UNESCO jest udowodnienie zainteresowanym władzom, że sektor rzemieślniczy powinien stanowić priorytet w krajowych planach rozwoju243. Warto wskazać, że poza działaniami promo- cyjnymi244 przedstawiciele UNESCO zaangażowali się również w komercjalizację produktów rzemieślniczych na rynku międzynarodowym245. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że niepodobna podać jednej obowiązującej definicji rzemiosła. Według tej, którą wspólnie wypracowali i przyjęli w drodze konsensusu przedstawiciele UNESCO, UNC- TAD246 i WTO247, rzemiosło (handicraft) to „wyroby rzemieślnicze (artisanal products) produkowane przez rzemieślników (artisans), wykonywane albo ręcznie, albo za pomocą narzędzi ręcznych, a nawet środków mechanicznych, o ile bezpośredni wkład ręczny rzemieślnika pozostaje najważniejszym składnikiem final- nego produktu, wyrobu. Szczególny charakter wyrobów rzemieślniczych zaś wywodzi się z ich charakte- rystycznych cech, które mogą być zarówno użytkowe, estetyczne, twórcze (creative), kulturowe (culturally attached), dekoracyjne, funkcjonalne, tradycyjne, religijne oraz społecznie symboliczne i znaczące”248. Jed- nocześnie, bez wchodzenia w zawiłe dyskusje na temat ogólnoświatowego znaczenia „rzemiosła”, istotne jest podkreślenie, że interwencje UNESCO ograniczają się w tej materii do rzemiosł użytkowych i arty- stycznych, wyłączając rzemiosła produkcyjne i usługowe (service and production crafts) takie jak np. pieka- rze, krawcy czy elektrycy. Te drugie bowiem są domeną Międzynarodowej Organizacji Pracy (International Labour Organization)249. Przybliżony (wy)twórczy aspekt dziedzictwa, który we współczesnym dyskursie międzynarodowym funk- cjonuje jako dziedzictwo niematerialne, wcześniej zaliczany był zarówno przez teoretyków, jak i praktyków do kategorii kultury materialnej. Rozumiana ona była jako wszelkie fizycznie istniejące rzeczowe wytwory pocho- dzące z przejawów działalności człowieka zarówno przedmioty sztuki, jak i przedmioty użytkowe, narzędzia i przedmioty życia codziennego a także sposoby wytwarzania przedmiotów (technologia produkcji), sposoby uprawy roślin i hodowli zwierząt250. Jako osobną kategorię wymieniał ją również Richard M. Dorson, w swojej słynnej typologii folkloru i kultury ludowej. Nazywał ją fizycznym folklorem (physical folklore), który jest raczej widoczny (visible) niż słyszalny (aural), a uwidacznia się w ludowej sztuce (folk art), w której dominuje funkcja estetyczna bądź w ludowym rękodziele i rzemiośle (folk craft), w którym dominuje z kolei funkcja użytkowa. Dorson wymieniał w tym kontekście m.in. sposób gospodarowania, hodowli, rolnictwa, ludową architekturę, stroje a raczej ubiór, kuchnię, narzędzia i przedmioty użytkowe oraz związane z nimi estetyczne rękodzieło. Za- znaczał przy tym, że kultura materialna (material culture) zmieniała się przez wieki oraz że poprzez porównywa- nie i ustalanie korelacji „dawnego” z „nowym”, można we współczesnych, nowoczesnych stylach kulturowych danego regionu próbować odnajdywać echa dawnych wzorów ludowych będące dowodem etnokulturowej ciągłości. Według Dorsona, kultura materialna bowiem jest odpowiedzią na technikę, umiejętności, receptury 242 W tej przestrzeni warto wymienić zarówno międzynarodowe i regionalne organizacje pozarządowe akredytowane przez UNESCO jako jego organizacje konsultacyjne, których w obszarze tradycyjnego rzemiosła jest obecnie 136 (np. WCC – World Crafts Council (Światowa Rada Rękodzieła), ArteSol – Solidary Crafts, International Council of Organizations for Folklore Festivals and Folk Art - CIOFF, Craft Revival Trust – CRT, International Organization of Folk Art – IOV World, czy też nasze polskie Stowarzyszenie Twórców Ludowych), jak i organizacje niezwiązane bezpośrednio z UNESCO (np. The Association World Crafts, Mad’ in Europe). 243 Zob. Crafts and Design, [w:] UNESCO.org [online:] http://www.unesco.org/new/en/culture/themes/creativity/creative-in- dustries/crafts-and-design/, dostęp: 12 VII 2019. 244 UNESCO Crafts Prize, 1990–2005, UNESCO Award of Excellence for Handicrafts, od 2001 roku. 245 Należą do nich: szkolenia rzemieślników, promocja produktów rzemieślniczych poza ich miejscem pochodzenia, wystawy odbywające się w siedzibie UNESCO lub z okazji międzynarodowych targów. 246 UNCTAD – United Nations Conference on Trade and Development (Konferencja Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Roz- woju) – organ pomocniczy Organizacji Narodów Zjednoczonych mający na celu wspieranie rozwoju gospodarczego (zwłasz- cza państw rozwijających się), handlu międzynarodowego i światowych inwestycji, UNCTAD.org [online:] https://unctad. org/en/Pages/aboutus.aspx, dostęp: 12. VII 2019. 247 WTO – World Trade Organization (Światowa Organizacja Handlu), nie jest organizacją wyspecjalizowaną ONZ. 248 Zob. Crafts and Design…; Craft or Artisanal Products, [w:] UNESCO.org [online:] http://uis.unesco.org/en/glossary-term/ craft-or-artisanal-products, dostęp: 12 VII 2019. Definicja ta jest jedną z najczęściej cytowanych. Została ona sformułowana w drodze konsensusu podczas międzynarodowego sympozjum Crafts and the International Market: Trade and Customs Codifi- cation, które odbyło się w Manili w 1997 roku. 249 A Cultural Economic Analysis of Craft…, s. 26. 250 Zaktualizowana, współczesna definicja, zob. Kultura materialna, [w:] Wikipedia.pl, https://pl.wikipedia.org/wiki/Kultura_ma- terialna, dostęp: 10 VII 2019. i wzory przekazywane przez pokolenia i podlega zarówno tym samym konserwatywnym i zachowawczym siłom tradycji, jak i indywidualnym wariantom i zmianom, co sztuka werbalna (verbal art)251. Warto o tym pamiętać w kontekście analizowanego przypadku tym bardziej, że mimo iż współcześnie zdecydowanie większym zainteresowaniem cieszy się dziedzictwo niematerialne i sposoby jego ochrony, to obok niego wciąż obecne jest „dawne” myślenie i przyzwyczajenia. W przestrzeni akademickiej i badawczej taki stan rzeczy potwierdzają chociażby tytuły periodyków naukowych: „Journal of Material Culture” czy „Kwartal- nik Historii Kultury Materialnej”. Akcent ten znajdziemy również w podejściu przedstawicieli UNESCO. Na stro- nie internetowej organizacji, można nawet przeczytać, że „tradycyjne rzemieślnictwo jest prawdopodobnie naj- bardziej materialną manifestacją niematerialnego dziedzictwa kulturowego”252. Podobne stwierdzenie znaleźć można na stronie portalu Mad’in Europe, którego celem jest łączenie europejskiej społeczności rzemieślniczej i konserwatorskiej z potencjalnymi użytkownikami prywatnymi: konsumentami, architektami, projektantami253. Różne próby podejścia i nazwania problemu stanowiły inspirację dla autorek niniejszej publikacji, co zostało wyrażone w podtytule. Przekonująca bowiem okazała się w tym względzie koncepcja redaktorów publikacji Crafting in the World, którzy oba wymiary dziedzictwa: materialny i niematerialny trafnie połączyli w modelu nazwanym „materialnością w tworzeniu” (materiality in the making)254. We wstępie do rozdziału pierwszego stwierdzili oni, że „studia nad kulturą materialną zarówno kiedyś, jak i obecnie, są zasadniczo studiami badają- cymi materialne pozostałości [znaki] ludzkiego działania (action). Aby zrozumieć kulturę materialną i jej znacze- nie w ludzkim doświadczeniu, należy zbadać działania i procesy, które powołują przedmioty do istnienia a także to, jaką rolę kreacja kultury materialnej odgrywa wśród różnych grup społecznych i w różnych kontekstach”255. Crafting in the World poszerza rozumienie wspomnianego powoływania przedmiotów do życia poprzez eksplo- rację różnych praktyk rzemieślniczych oraz doświadczeń i znaczeń z nimi związanych. Badania nad rzemiosłem i rękodzielnictwem są przez autorów postrzegane w różnorodnej perspektywie interdyscyplinarnej, tj. antro- pologicznej, socjologicznej, edukacyjnej, psychologicznej, archeologicznej, studiów etnicznych i genderowych. Przedmiot badań rozumiany jest nie tylko jako zestaw technik służących do produkcji obiektów funkcjonalnych czy estetycznych, artystycznych, lecz także jako praktyki społeczne i wybory techniczne reprezentujące idee kulturowe, wiedzę oraz wiele przeplatających się ze sobą sieci społecznych. Rzemieślnictwo (crafting), które w przeszłości było główną relacyjną interakcją pomiędzy społeczną sprawczością (agency) materiałów, tech- nologii i ludzi we współtworzeniu ciągle zmieniającego się świata, wyraża w tym przypadku i zarazem stanowi schematy mentalne, tożsamości, ideologie i kultury256. W modelu „materialności w tworzeniu” świat jest onto- logicznie współtworzony i nieustannie podlega przemianie za sprawą wzajemnych oddziaływań ludzi i przed- miotów w różnorodnych procesach rzemieślnictwa. Wiśniowskie profesje, umiejętności, praktyki (wy)twórcze Wobec zachodzących współcześnie przemian społeczno-kulturowych wspomniany powyżej model „Sey- mourowskiej samowystarczalności” ulega dezaktualizacji. W kontekście obszaru dzisiejszej gminy Wiśniowa trafnie ujął to zagadnienie proboszcz wiśniowskiej parafii, ksiądz kanonik Wacław Bednarz: • Każda z tych wsi była samodzielna (…) do XIX wieku, kiedy to wszystko zaczęło wyjeżdżać, i ludzie, którzy od pokoleń tu żyli, czasem w biedzie wielkiej, to oni, to dzisiaj już właściwie są wszyscy zatrudnieni. Jeżdżą do Dobczyc, do Krakowa, do Myślenic, to są te miasteczka [i miasta], gdzie pracują ludzie. • No a wtedy, kiedy ksiądz mówi, że była samowystarczalna, to czym się tutaj trudniła ludność głównie? • Byli krawce, byli szewce, byli też kowale – stąd nazwisko zostało, mamy tu też takie nazwisko w Poznacho- wicach: Stalmach, nie? To był też zawód – stelmach257, to już uległo ewolucji troszkę dzisiaj… i to tak było przez lata. Trudnili się no na przykład chmielem, prawda? Hodowali chmiel, wywozili do Krakowa, do Dob- czyc. Byli też ci masarze, było tutaj dużo, no mamy jeszcze prawda masarnię i rzeźnię, gdzie te zwierzęta szlachtowano pięknie, a ile się robiło po domach, to nikt nie wie tego. Natomiast, że tak było no… młynarze, każda wieś miała dwóch albo trzech młynarzy, no jak na przykład ksiądz tam [w księgach parafialnych – przyp. aut.] pisze, że ojcem dziecka jest ten Jan Molitor, prawda? No to i wiadomo, on się trudnił mieleniem zboża. I to było normalne, nie jechali nigdzie, wszystko było na miejscu, w sklepie… nie było sklepów, nie 251 R.M. Dorson, Folklore and Folklife: An Introduction, Chicago 1972, s. 2–3, tłum. własne. 252 Traditional Craftsmanship, [w:] UNESCO.org, [online:] https://ich.unesco.org/en/traditional-craftsmanship-00057, dostęp: 12 VII 2019. 253 Zob. Mad’in Europe [online:] https://madineurope.eu/en/home/, dostęp: 12 VII 2019. 254 Zob. Crafting in the World. Materiality in the Making, red. C.T. Burke, S.M. Spencer-Wood, Shieffield 2019. 255 Tamże, s. 1, tłum. własne. Autorzy powołują się w tym miejscu na Appaduraia (1986), Sacketta (1990) oraz na Burke’a (2017). 256 Tamże, s. 2–3. 257 Stelmach – rzemieślnik zajmujący się wyrobem wozów oraz części do wozów. Stelmach, [w:] Słownik języka polskiego, [online:] https://sjp.pl/stelmach, dostęp: 12 V 2019. było mąki, nie było cukru więc radzili sobie ludzie, nie? No, XVI, XVII, XVIII, XIX wiek radzono sobie pięknie. Dopiero w naszych czasach powstawały sklepy i można było kupić a tak to z butem szło się do szewca prawda. Różni byli Ci szewcy, bo też różnymi nazwami ich określano prawda? Ale w sumie chodziło o re- perację obuwia, jedni tylko reperowali a inni robili buty, mieli te wszystkie takie przyrządy do tego, tzw. na przykład kopyta, na których robiono w domu buty i to była taka tradycja z ojca na syna258. Podobny obraz dawnych wiśniowskich wsi opisywali w wywiadach również inni rozmówcy: Dawniej, z tego co wiem, dużo było kowali we wsi. Bardzo dużo ludzi zajmowało się bednarstwem – robili beczki, kołodzieje. Praktycznie każdy chłop, no może nie każdy, ale bardzo dużo gazdów praktycznie byli samowystarczalni. Trochę sprytu, to se potrafił te podstawowe narzędzia zrobić. Malutka kuzienka, coś se wykuł, coś se tam zrobił, koła robili, wiele rzeczy takich, takie sprzęty podstawowe, ludzie byli samowystar- czalni. Tu było takich dużo rzemieślników domorosłych… nie? (…) dużo było młynów, kilka było młynów, co mielili, folusz był w Kasince, co robili sukno, tutej na… takie osiedle przylasek tam był warsztat tkacki, na granicy z Kasinką też był taki. No samowystarczalni ludzie byli, robili… tak jak i większość. Nie było ich stać, żeby gdzieś kupić ubranie, tylko hodowali owce, przędli, robili portki – jak tam umieli, tak zrobili no i tak chodzili, czy len259. Dodatkowo w ich opowieściach dało się wyróżnić wyraźny akcent na ręczne prace rolnicze. Czy czynili to ze względu na to, że poza obecnymi bądź byłymi profesjami rzemieślniczymi – w odróżnieniu od księdza – praca na roli i w gospodarstwie od dzieciństwa była nierozerwalną wręcz częścią ich codziennego życia? Dzisiaj już nikt nie ma na nic czasu, chociaż są maszyny. Dawniej się młóciło i wszystko się rękami robiło260. Teraz to nie jest robota, bo jest traktor i maszyny, to się wyjedzie do pola, a downi trzeba było wszystko tymi łapskami robić. Jak babcia wyniosła jeść to dobrze było, a jak nie wyniosła jeść, to myśmy głodowali i w poluśmy siedzieli (…) Do 1983 gdzieś roku to wszystko kosami robili, czyli siepami robili zboże. Było ciuzkie życie na tym świecie, a teroz to wszystko Pan Bóg przebaczył i jo teroz siedzo261. To było tak: każdy chłop umiał zrobić miotłe z brzeziny, zaostrzyć nóż, siekierę, kopaczkę, poklepał kose, zrobił styl do kosiska siekiery itp. Umiał sam zrobić zęby do grabi lub całe grabie. Często sam nitował dziurawe garnki. Musiał sobie radzić, bo nie było go stać na zapłatę. Szukał fachowca, jak sam sobie nie poradził262. Fot. 68. Prace polowe, orka, Glichów lata Glichów, lata 30. XX wieku. Źródło: Nr inwentarzowy Glich/8. Własność Jana Kubackiego. 258 Wywiad z ks. kanonikiem Wacławem Bednarzem. 259 Wywiad z Józefem Murzańskim – rzeźbiarzem z Węglówki. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 260 Wywiad z Janem Stalmachem – stolarzem z Lipnika. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 261 Wywiad z Heleną Śmigla – hafciarką, handlarką z Wiśniowej. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 262 Wywiad z mieszkanką Wiśniowej. Fot. 69. Sianokosy (nad wyrwą u Paluszka), ręczne stawianie kopy, deptanie siana na wozie, Wiśniowa. Źródło: Nr inwentarzowy Wis/99. Własność Marii Cygan. Fot. 70. Sianokosy, Poznachowice Dolne lata 40./50. Źródło: Nr inwentarzowy Poz/8. Własność Grażyny Murzyn. Podczas dwuletnich badań terenowych na terenie gminy Wiśniowa rozpoznano profesje (wy)twórcze, rze- miosła i rękodzieła uchodzące – co ważne – wśród samej społeczności lokalnej za tradycyjne. Należą do nich: • chmielarstwo i browarnictwo (nieczynne już profesje), • bednarstwo (nieczynna już profesja), • młynarstwo (nieczynna już profesja), • handel, • karczmarstwo (w dawnej formie nieczynna już profesja żydowska), • szynkarstwo (w dawnej formie nieczynna już profesja – głównie żydowska), • kramarstwo (w dawnej formie nieczynna już profesja – głównie żydowska), • kowalstwo (użytkowe i artystyczne), • kołodziejstwo (nieczynna już profesja), • ślusarstwo, • tokarstwo, frezarstwo, • stolarstwo, • snycerstwo, • ciesielstwo, • tartactwo, • kamieniarstwo, • zduństwo (ostatni przedstawiciele, choć współcześnie cieszy się zainteresowaniem), • szewstwo (ostatni przedstawiciele), • garbarstwo (nieczynna już profesja), • opołkarstwo263, wyroby ze słomy (ostatni przedstawiciele), • koszykarstwo, wyrób koszyków (ostatni przedstawiciele), • miotlinarstwo, wyrób mioteł (nieczynna już profesja), • strażactwo (ochotnicza straż pożarna), • pszczelarstwo (odradzająca się profesja), • rzeźnictwo (dawniej profesja również żydowska), • masarstwo i wędliniarstwo (znane w regionie, w okolicy istnieje wiele zakładów, dawniej profesja również żydowska), • piekarstwo, piekarnictwo (znane w regionie przede wszystkim z wypieku miejscowego chleba, dawniej profesja również żydowska), • krawiectwo (ręczne i maszynowe), • kuśnierstwo (nieczynna już profesja), • hafciarstwo (nadal żywe „zagłębie” tworzenia regionalnych strojów ludowych), • koronkarstwo, • szydełkowanie (wyroby tradycyjne i współczesne), • tkactwo, kilimkarstwo (ostatni przedstawiciele – wyrób chałupniczy dla krakowskiej „Cepelii”), • pantoflarstwo (nieczynna już profesja – wyrób chałupniczy dla krakowskiej „Cepelii”), • rzeźbiarstwo, • malarstwo, • złotnictwo, • plastyka obrzędowa, w której należy wymienić przede wszystkim bardzo mocno reprezentowane bi- bułkarstwo, tworzenie wieńców dożynkowych, palm wielkanocnych oraz krzyżyków do ochrony pól uprawnych264 oraz tworzenie masek dla dziadów śmiguśnych, a także tworzenie ozdób bożonarodzenio- wych ze szczególnym uwzględnieniem odchodzących już do historii pająków i światów265, • twórczość ludowa (pisarstwo, poezja, pamiętnikarstwo, gawędziarstwo oraz nadal na tych terenach żywa tradycja tworzenia sytuacyjnych przyśpiewek weselnych oraz dożynkowych), • profesja śpiewaka pogrzebowego (tworzącego specjalne pieśni o zmarłym – ostatni przedstawiciele), • tradycyjne muzykowanie (indywidualne i zbiorowe w lokalnych zespołach wokalnych i orkiestrach), • profesja organisty, 263 W tym przypadku nie chodzi o popularną niegdyś formę rzemiosła drzewnego związaną z jego obróbką a o miejscowe określe- nie praktyki wyrobu opołków, czyli okrągłych naczyń wyplatanych ze słomy, które wykorzystywane były do pieczenia chleba. Opołka – okrągłe naczynie wyplecione ze słomy owsianej, w którym formowało się ciasto na chleb; „Jak już było wyrobione w dzieży ciasto, to sie wkładało do tej opołki. I potem wiadomo, przybierało taki kształt opołki. I potem obracało sie na łopate, obmywało sie wodom i wsadzało sie do pieca (…) I potem jak wyrosnoł chleb, to mieli takie słomiane opołki, takie były, ze słomy i rozdzielali ten chleb, na ile tam mieli, osiem czy sześć tych chlebów, do tego wkładali takie uformowane, okrongłe bochenki i to wyrostało, tam musiało z godzine to wyrastać. I były takie zwane opołki, to jest zwana opołka. Jo jeszcze mam do dnia dzi- siejszego trzy takie pienkne te opołki, brat mi uplótł. Ta tak od jednego tu, od środka, zaczynał, robił, lecioł, takom warstewkom takiej ładnej słomy, (…) żytniej przeważnie, bo óna była najdłuższo”, Słownictwo i kultura ludowa…, s. 142. 264 Wedle wielu z naszych rozmówców tradycja ta nadal funkcjonuje w różnych sołectwach gminy. 265 Sposób tworzenia tego rękodzieła przybliżył w trakcie rozmowy Jerzy Chlipała z Wiśniowej. Zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. • mechanika i konstrukcja maszyn, • rolnictwo, • hodowla i chów zwierząt gospodarskich i ozdobnych. Fot. 71. Kowalstwo (użytkowe i artystyczne), w pracowni u kowala Andrzeja Stalmacha z Lipnika, Lipnik 2018. Fot. Anahita Rezaei Fot. 72. Stolarstwo, w pracowni u współczesnego stolarza Stanisława Wilka, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk Fot. 73. Stolarstwo, na zdjęciu Stanisław Kowal - stolarz (po lewej), Jan Ślusarz (na środku), Jan Łabędź (po prawej), Wiśniowa 1982. Źródło: Nr inwentarzowy Wis/ 25. Własność Urszuli Moryc. Fot. 74. Szewstwo – narzędzia do pracy szewca Józefa Stroniarza z Wiśniowej, Wiśniowa 2018. Fot. Anahita Rezaei Fot. 75. Pszczelarstwo – pasieka uli w Węglówce. Źródło: Nr inwentarzowy Węgl/31, z archiwum szkoły w Węglówce. Fot. 76. Pszczelarstwo – fragment ula znajdującego się w pasiece Łukasza Spytka pszczelarza z Glichowa, Glichów 2018. Fot. Anahita Rezaei Fot. 77. Masarstwo – masarze z Węglówki, Władysław Ciężak (po prawej stronie) na praktykach zawodowych w masarni w Wiśniowej 1965 r. Źródło: Nr inwentarzowy Węgl/6. Własność Anny Bogusz. Fot. 78. Krawiectwo – młode dziewczęta podczas nauki szycia w spółdzielni. Zdjęcie przedstawia uczestniczki z maszynami. Od lewej Józef Ciślik, obok jego matka Marianna Ciślik. Trzecia stojąca od lewej to Anna Urbaniak. Pozostali to uczestnicy warsztatów, Wiśniowa lata 50. XX wieku. Źródło: Nr inwentarzowy Wis/36. Własność Anny Jasek. Fot. 79. Hafciarstwo – Klub Plastyków i Twórców Ludowych, spotkanie kwartalne, sekcja haftu i bibułkarstwa: Zofia Mońko – Tenczyn, Janina Drabik – Wiśniowa, Agnieszka Urbaniak – Lipnik, Eleonora Kaczmarczyk – Jasienica, Powiatowy Dom Kultury w Myślenicach, 1971. Fot. Józef Oleksy. Źródło: J. Koczwara, Szanujmy wspomnienia, Natchnienie czerpane z przyrody, cz. 3, „Gazeta Myślenicka”, 14 maja 2015, s. 5. Fot. 80. Tkactwo, kilimkarstwo – kilimy wykonane przez Marię Jamróz (Szewcową) stanowiące część wystawy „Wiśniowskie dziedzictwo” w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu towarzyszącej „Wiśniowskiemu Jarmarkowi Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych” włączonemu w Dni Gminy Wiśniowa – Wiśnióweczka 2019, 6–7 lipca 2019, Wiśniowa 2019. Fot. Joanna Dziadowiec-Greganić Fot. 81. Mechanika i konstrukcja maszyn – konstruktor i mechanik maszyn rolniczych Aleksander Kus z Węglówki. Źródło: Nr inwentarzowy Węgl/ 22 z archiwum szkoły w Węglówce. Celowo nie zostały kolejno opisane wymienione powyżej profesje, praktyki (wy)twórcze. Zgodnie z zało- żeniami projektu i autorek książki zostaną one bowiem przybliżone „w działaniu” oraz w przywołanym modelu „materialności w tworzeniu”, bezpośrednio poprzez rozmowy z mieszkańcami, którzy się nimi nadal trudnią lub parali w przeszłości. Badania terenowe w dużej mierze potwierdziły wstępne założenia. Praktyki (wy)twórcze kontynuowane na terenie gminy Wiśniowa nadal są ważnym elementem kształtującym społeczno-kulturalne życie tejże społeczności i w dużej mierze współokreślają tożsamość jej członków. Jednocześnie należy w tym miejscu podkreślić, że rzemieślnicze i rękodzielnicze praktyki nie powinny być traktowane jako reprezentatywne wyłącznie dla badanego mikroregionu wiśniowskiego. W istocie zdecydowana większość ze wskazanych rzemiosł i technik rękodzielniczych występowała i w wielu przypadkach ma to miejsce nadal choć z różną intensywnością zarówno w najbliższej okolicy gminy, jak i w innych mikroregionach Małopolski. Biorąc pod uwagę Konwencję UNESCO z 2003 roku, w perspektywie umiejętności związanych z rzemiosłem tradycyjnym, w badaniach zwrócono baczniejszą uwagę jedynie na te mieszczące się w kategorii plastyka obrzędowa: wykonywanie tradycyjnych palm wielkanocnych według tradycji parafii w Wiśniowej oraz pochodzących z tych palm krzyżyków do ochrony pól uprawnych, tworzenie tradycyjnych i współczesnych masek dla słynnych wiśniowskich dziadów śmiguśnych oraz umiejętność szycia i haftu lokalnych strojów regionalnych ze szczególnym uwzględnieniem gorsetów noszących oficjalnie nazwę wiśniowskie. W przypadku tej ostatniej umiejętności najlepiej widać reakcje społeczności lokalnej na działania popularyzujące i wdrażające Konwencję o ochronie dziedzictwa niematerialnego. Zogniskowane są one mianowicie wokół pogłębiającej się świadomości jego odmienności połączonej z opiniami o niepowtarzalności tego elementu stroju regionalnego, m.in. ze względu na większą od innych typów gorsetów barwność i bogate zdobienia, co wyróżnia je wśród strojów nie tylko z miejscowości i regionów sąsiednich, lecz także ze wszystkich innych regionów Polski. Mieszkańcy gminy Wiśniowa z dumą podkreślają też większy stopień trudności w wykonaniu gorsetów lokalnych w porównaniu z pracą nad gorsetami z innych regionów: U nas te gorsety są najbardziej zdobione, najładniejsze można tak powiedzieć, bogato zdobione. To zależy też od regionów, jaki region był, czy był bogatszy czy był biedniejszy i tak właśnie powstawały te gorsety266. Taki gorset trzeba powiedzieć, wiśniowski duży gorset to wyszywa się trzy, cztery tygodnie prawie, dzień w dzień jakby szedł do pracy, takiej konkretnej itd., ręcznie267. Wiśniowski gorset jest tak zdobny, że w zasadzie to nie widać aksamitu, jakiego jest koloru ponieważ ma tyle ozdób. Ma bardzo dużo haftu, ma dużo cekinów, koralików, no właściwie wszystko co można, to na tym gorsecie jest. Naprawdę my mamy tradycję tak na bogato. Jesteśmy na pograniczu Krakowiaków, Lachów, Kliszczaków, Zagórzan. My jesteśmy takim tyglem kulturalnym268 tutaj wszystko u nas jest na tym i to wła- śnie się przekłada na ten gorset, że on ma takie niebywałe bogactwo tego, tego zdobnictwa. Bo w zasadzie tak chyba zasięgnęliśmy po troszku z każdyk, z tych sąsiadów269. Fot. 82. Tylni fragment ślubnego gorsetu wiśniowskiego z charaktery- stycznym i obowiązkowym centralnym biało-czerwonym motywem kwiatowym nazywanym orłem wiśniowskim. Gorset uszyty na potrzeby Zespołu Regionalnego „Banda Burek”, własność Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej, Wiśniowa 2018. Fot. Anahita Rezaei 266 Wywiad z Jadwigą Tokarz – hafciarką z Wiśniowej. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 267 Wywiad z Danutą Urbanik – hafciarką z Glichowa. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 268 W domyśle mowa o tyglu kulturowym. 269 Rozmowa z Grażyną Murzyn, właścicielką „Beskid Art Deco”, pochodząca z relacji Polskiego Radia z jednego z wydarzeń fi- nałowych projektu „Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych”, M. Zbylut, Tradycja i rzemiosło w Wiśniowej, [w:] Dwójka. Polskie Radio, 16 VII 2019, [online:] https://www.polskieradio.pl/8/3669/Artykul/2341365,Tradycja-i-rzemio- slo-w-Wisniowej, dostęp: 19 VII 2019. Wywiad z Grażyną Murzyn zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. Wielu mieszkańców – nie tylko tych trudniących się wytwarzaniem wiśniowskiego gorsetu – podejmo- wało w trakcie rozmów postulat zgłoszenia tej umiejętności i wpisania na krajową listę niematerialnego dzie- dzictwa kulturowego. Siła wiśniowskiego hafciarstwa gorsetowego ujawnia się na wielu polach. Bywa ono zarówno elementem niezgody i konkurencji wśród aktywnych przedstawicielek tej profesji, jak i punktem łączącym i mobilizującym członków lokalnej społeczności. Jest ono tak ważnym wymiarem wiśniowskiego dziedzictwa, że już kilkakrot- nie podejmowano lokalnie próby zinwentaryzowania gorsetów – do dziś tak licznie występujących na terenie całej gminy – przez różne ośrodki i instytucje eksperckie. Zadanie to udało się jednak w pełni zrealizować dopiero przy okazji projektu, którego elementem jest również ten tom. Ze względu na zainteresowanie „żywym zagłębiem hafciarstwa” inwentaryzację tę uwzględniono w harmonogramie projektu jako osobne działanie już na etapie opracowania wniosku. Wyjaśnienie to jest konieczne, ponieważ projekt z założenia nie skupia się na konkretnych profesjach, praktykach a na różnych formach (wy)twórczości oraz ich znaczeniu dla lokal- nej społeczności. W efekcie podjętej zatem decyzji, podczas jednego z etnograficznych obozów badawczych przeprowadzona została – wspomniana we wprowadzeniu – inwentaryzacja gorsetów oraz innych elementów strojów regionalnych z terenu gminy Wiśniowa stanowiących własność mieszkańców oraz lokalnych stowarzy- szeń i instytucji. Ukazała ona sporą różnorodność gorsetów, które oddają usytuowanie gminy w obszarze po- granicznym i nie zamykają się jedynie we wspomnianym powyżej motywie wiśniowskim. Analizę tego zadania projektowego, za które odpowiedzialny był Patryk Pawlaczyk, stanowi piąty rozdział tomu pt. W wiśniowskim gorsecie tradycji. Mimo zakrojonej na szeroką skalę akcji informacyjnej o przedsięwzięciu oraz sporym zaanga- żowaniu mieszkańców w domach wiśniowian znajduje się jeszcze wiele niezinwentaryzowanych „gorsetowych skarbów”. Warto, aby rozpoczęte dzieło inwentaryzacyjne było kontynuowane. Przedstawione powyżej uwagi i interpretacje nie oznaczają, że tradycyjne profesje, umiejętności, prak- tyki (wy)twórcze – zidentyfikowane przez samych mieszkańców – w integrującej je perspektywie „handmade in Wiśniowa”, czyli „wiśniowsko rócno robota” nie są wyjątkowe. Owszem w zdecydowanej większości trudno określić je jako unikatowe w skali światowej czy polskiej, ale takie właśnie pozostają dla ich twórców oraz tych przedstawicieli wiśniowskiej społeczności, którzy uważają je za swoje dziedzictwo współokreślające ich tożsa- mość. Dzieje się tak niezależnie od tego, czy będzie ono miało wymiar niematerialny czy materialny. Wiśniowskie zbieractwo i kolekcjonerstwo Obok przytoczonych profesji mieszczących się w stworzonej na potrzeby projektu i niniejszej publikacji kategorii „handmade / rócno robota” – dość często pojawiał się w trakcie przeprowadzonych badań terenowych oraz podczas spotkań i działań animacyjnych ze społecznością lokalną jeszcze inny rodzaj praktyki: zbieractwo i kolekcjonerstwo. Na obszarze gminy Wiśniowa przyjmuje on różne formy. Oprócz służącej całej wspólnocie izbie regionalnej, która powstała w budynku dawnej rzeźni jako wynik spontanicznej inicjatywy oddolnej i była sukce- sywnie zasilana obiektami przekazywanymi przez mieszkańców270, na uwagę zasługują pomniejsze zbiorowe bądź indywidualne prywatne kolekcje. Najbardziej popularne jest zbieranie z różnych powodów, ogólnie rzecz ujmując, rzeczy starych, staroci, dawnych sprzętów, mebli i przedmiotów użytkowych, które służą nowym właścicielom jako estetyczny wystrój wnętrz oraz ogrodów, co niejednokrotnie związane jest z ich renowacją i/lub zmianą ich funkcji. Rodzinne lub nabyte „osobiste skarby” pozostają albo w niezmienionej formie, albo są poddawane ama- torskim bądź profesjonalnym271 zabiegom konserwatorskim a czasem przerabiane i łączone z innymi elementami. Przybliżając kolekcjonerskie i archiwistyczne zamiłowania mieszkańców gminy Wiśniowa warto tu wymienić: ? archiwa i kąciki regionalne lokalnych stowarzyszeń, zespołów, orkiestr, ochotniczych straży pożarnych oraz kół gospodyń wiejskich. Organizacje te niejednokrotnie dzielą te same pomieszczenia-siedziby, przez co wspólnie budują swoje lokalne archiwalia. Tak jest w przypadku małej izby regionalnej mieszczącej się w strażnicy w Poznachowicach Dolnych, której niestrudzoną kustoszką jest Halina Dudzik – przewodni- cząca tamtejszego koła gospodyń wiejskich; ? niezwykle bogate archiwum rodzinne Józefa Murzańskiego, rzeźbiarza z Węglówki272 i wspomnianego już dumnego spadkobiercy podhalańskiego rodu Murzańskich, którego przodkowie wraz z innymi rodzinami z Podhala przybyli na te tereny pod koniec XIX wieku z Białki koło Gronia. W jego posiadaniu znajduje się również pokaźna kolekcja góralskich spinek do koszuli, natomiast jego brat jest właścicielem kolekcji zabytkowych monet; 270 Szerzej na temat izby zob. Charakterystyka terenu współczesnej gminy Wiśniowa. 271 Na terenie gminy na stałe bądź sezonowo mieszka kilku artystów z dyplomem posiadających w swoich domach pracownie, które niejednokrotnie otwierają dla przyjezdnych uczestniczących w tematycznych warsztatach, plenerach. Niektórzy z nich przekształcają domostwa w popularne pensjonaty agroturystyczne wzbogacone o typową ofertę artystyczną. 272 Wywiad z Józefem Murzańskim zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. Fot. 83. Zdjęcie z Izby Regionalnej założonej w strażnicy w Poznachowicach Dolnych przez Halinę Dudzik (na zdjęciu), Poznachowice Dolne 2018. Fot. Anahita Rezaei Fot. 84. Zdjęcie kroniki rodzinnej Józefa Murzańskiego. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Fot. 85. Kolekcja spinek góralskich Józefa Murzańskiego. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. ? kolekcja zabytkowych samochodów Mirosława Kowala z Poznachowic Dolnych, które również własno- ręcznie remontuje i odnawia; Fot. 86. Zdjęcie wnętrza samochodu z kolekcji Mirosława Kowala, Poznachowice Dolne 2018. Fot. Anahita Rezaei ? kolekcja czajników oraz innych sprzętów kuchennych, m.in. garnków, garnuszków, patelni, baniek na mle- ko, dzbanków, misek, talerzy, sztućców Patryka Murzyna z Wiśniowej – najmłodszego (13 lat) respon- denta w przeprowadzonych badaniach. W swojej kolekcji posiada on już 380 czajników zarówno bardzo starych o historycznej wartości, jak i nowszych, w tym elektrycznych. Najbardziej fascynują go czajniki z okresu PRL-u, emaliowane i kolorowe, ponieważ – jak sam twierdzi – mają duszę tamtych lat. Młody pasjonat analizuje ich stan techniczny, określa m.in. ilość i jakość zalegającego w nich kamienia. Oprócz tego wraz z rodzicami zbiera również stare lampy, żelazka, meble i książki. Patryk Murzyn interesuje się również malarstwem, sam maluje na płótnie i na szkle. Fot. 87. Ekspozycja wybranych czajników z kolekcji Patryka Murzyna stanowiąca część wystawy „Wiśniowskie dziedzictwo” w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu towarzyszącej „Wiśniowskiemu Jarmarkowi Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych” włączonemu w Dni Gminy Wiśniowa – Wiśnióweczka 2019, 6–7 lipca 2019. Fot. Joanna Dziadowiec-Greganić Przedstawione przykłady to rzecz jasna tylko niewielki fragment kolekcji wiśniowskiego mniej oczywi- stego dziedzictwa, które staje się nim w aktywnym procesie udziedzicznienia, czyli nadawania mu znaczenia. Kluczowym w tym procesie jest zatem uznanie konkretnego artefaktu za ważny dla jego dziedziców i w kon- sekwencji traktowanie go z różnych względów jako znaku przeszłości w teraźniejszości, który należy otoczyć opieką. Ten rodzaj aktywności wiśniowian przywodzi na myśl koncepcję wyrobów Olgi Drendy. Wyroby – okre- ślane również jako wytwórcza lub kolekcjonerska sztuka domowa zwykłych-niezwykłych przedmiotów – to obiekty „o rozmaitym zastosowaniu i różnie datowane. Można nazywać je na wiele sposobów: samoróbka- mi, amatorką, twórczością nieprofesjonalną czy spontaniczną, bibelotem, gadżetem”273. Mogą one powstawać z wielu przyczyn: dla uciechy, z próżności, dla mody, dla kaprysu, z nudy. Stoi za nimi doraźna pomysłowość274. 273 O. Drenda, Wyroby…, s. 6. 274 Tamże, s. 15. Drenda rozszerza swoją definicję o ujęcie Barbary Jones, według której tego typu przedmioty to sztuki niewy- szukane (unsophisticated arts) – „rzeczy, które ludzie tworzą sami dla siebie lub które są produkowane w ich guście”275. Autorka w tego rodzaju twórczości, którą określa „światem działań mimochodem magicznych”, do- strzega nieskrępowaną wyobraźnię, swobodne podejście do norm estetycznych oraz element sentymentali- zmu. Dzieli ją na samoróbki utalentowanych samouków oraz na ozdoby popularne, produkowane na większą skalę, twierdząc przy tym, że oba te światy napędzają się wzajemnie i nakładają na siebie tak, że czasem trudno odróżnić jedne od drugich. „Produkcja fabryczna udaje rękodzieło, i odwrotnie”276. Konstruktorzy z gminy Wiśniowa Wiśniowskie „wyroby” w kontekście zbieractwa – w przeciwieństwie do tych opisanych przez Olgę Drendę – zdają się być świadectwami nostalgii za często mitologizowanymi „dawnymi czasami”. Niezależnie jednak od faktycznych powodów osób je zbierających, w tym lokalnych kustoszy, łączy te przedmioty fakt uznania, że należy je „ocalić od zapomnienia”277. Nie znaczy to jednak, że na terenie gminy Wiśniowa brak analizowanych przez wspomnianą autorkę przykładów pomysłowości wokół nas. Badania terenowe ujawniły dwie „perełki”, w których jak w soczewce przegląda się wynalazczy duch wyrobów jako przedmiotów z pogranicza warsztatu fachowca rzemieślnika i artysty. Pierwsza z nich została „odkryta” podczas gościny w domu lokalnego przedsiębiorcy – Juliana Stalmacha z Wiśniowej, druga zaś w warsztacie Aleksandra Kusa z Węglówki278. Fot. 88. Julian Stalmach opisujący swoje makiety, Wiśniowa 2018. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Julian Stalmach to „człowiek-instytucja” – lokalny przedsiębiorca, handlarz, człowiek wielu zawodów, ale przede wszystkim wizjoner. Oprócz pasji społecznika – jako prekursor płatnego transportu publicznego w gminie organizował m.in. zbiorowe wycieczki turystyczne i pielgrzymki słynnym roburem – oraz zacięcia pisarskiego279 – znany jest on z nowatorskich pomysłów biznesowych oraz z tego, że wiele rozwiązań tech- nicznych wprowadził do swojego gospodarstwa jako pierwszy. Jako stały bywalec okolicznych jarmarków oraz „zawodowy handlowiec” Julian Stalmach przekazał najwięcej informacji o tej profesji w Wiśniowej. Przeprowa- dzony z nim wywiad ujawnił jednak jeszcze jeden ukryty do tej pory talent – konstruktorski. Rozmowa stała się niepowtarzalną okazją do obejrzenia projektów wizjonerskich makiet z wyprzedzającymi swoje czasy rozwią- zaniami konstrukcyjnymi, które pan Julian następnie sam realizuje. Wśród nich są nowatorskie modele hotelu, kościoła oraz samochodu typu jajko. Drugim konstruktorem-majsterkowiczem, który całe swoje życie mieszka w Węglówce jest Aleksander Kus. Ceniony w okolicy za swoje praktyczne umiejętności – lokalna „złota rączka” – specjalizuje się on przede wszystkim w wozach, ciągnikach oraz rozmaitych maszynach rolniczych, które nie tylko reperuje, ale również od początku do końca tworzy. W warsztacie wśród rozmaitych części maszyn i sprzętów, w otoczeniu których 275 Zob. B. Jones, The Unsophisticated Arts, Kent 1951. 276 O. Drenda, Wyroby…, s. 7. 277 Dokładnie takie słowa padały też z ust naszych rozmówców. W przypadku jednej z nich – lipniczanki Janiny Irzyk – są one również tytułem tomiku twórczości jej autorstwa, w którym opisuje przede wszystkim dawne życie we wsi Lipnik, zob. J. Irzyk, Ocalić od zapomnienia. Wspomnienia Babci Janiny, Lipnik 2017. Wywiad z Janiną Irzyk zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 278 Wywiad z Julianem Stalmachem i Aleksandrem Kusem zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 279 Własne wspomnienia i dawne życie na wsi opisał w zeszycie pod wymownym tytułem: Jak przeżyłem XX wiek. Tekst przy- gotowywany jest do publikacji. przeprowadzany był wywiad, nie sposób było oderwać wzroku od jednej wyjątkowej konstrukcji. Powstała ona – jak pan Kus sam twierdzi – właściwie na marginesie jego zasadniczej działalności dla uciechy, przede wszystkim miejscowych dzieci. Wykonana z desek i z żelaza przedstawia harnasi i górali, z których dwóch kręci wespół kołem, a dwóch podryguje. Towarzyszą im dwie góralki – jedna tańczy, a druga uderza w garnki, nadając rytm pozostałym. Ta barwna konstrukcja – jak tłumaczył jej twórca – nawiązuje do dawnego sposobu młócenia zboża, służyć ma przede wszystkim jednak zabawie. Pełni wyrazu nabiera ona jednak wówczas, gdy uruchomiona poprzez podłączenie do prądu wtóruje samemu twórcy, który gra przy niej na heligonce lokalne melodie, okraszając je wesołymi i często rubasznymi przyśpiewkami. Fot. 89. Aleksander Kus z własnoręcznie zbudowaną maszyną „Harnasie” w trakcie „Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Zawo- dów Tradycyjnych”, Wiśniowa, 6 lipca 2019. Fot. MART Fotografia Podobne opinie obydwu przytoczonych rozmówców najlepiej oddaje wypowiedź Juliana Stalmacha: Jo gospodarzyłem i handlowałem, więc właśnie dlatego popierom tyk wolnomyślącyk ludzi, bo tylko wtedy można dojść do tego wszystkiego tak, bo po to się marzy, marzenia to jest najwożniejso rzec! Tylko trzeba do rzeczy marzyć, nie o ładnych dziewczynach – bo to też się musi udać, to łod szczęścio zoleży – ale idzie sie po kolei, krok po kroku i dochodzi sie. Nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem Olgi Drendy, że pomysłowość to cecha demokratyczna i badając ją, nie ma sensu czynić sztywnych rozgraniczeń na amatorów i profesjonalistów. Dlatego aktualne pozostaje przytoczone przez nią z archiwalnej ankiety dotyczącej sztuki ludowej wyjaśnienie: „za twórcę lu- dowego uznawany był przez jednych i tych samych informatorów Mikołaj Kopernik («bo wymyślił coś, czego nikt przed nim nie wymyślił») i Adam Słodowy – popularny telewizyjny majsterkowicz («bo sam wymyśla różne rzeczy, które potem sam robi»)”280. Koniczyna z Wiśniowej W świadomości społecznej mieszkańców bardzo silny jest jeszcze jeden rodzaj specjalizacji zawodowej. Wiśniowa jeszcze w okresie międzywojennym oraz długo po II wojnie światowej słynęła – choć nie zawsze w sposób chwalebny281 – z uprawy i handlu koniczyną. Jej zbiór miał miejsce od połowy maja. Najlepsze są te z drugiego pokosu. Suszy się je na rusztowaniach, a po omłóceniu przechowuje w ciepłych, przewiewnych miejscach. Była koniczyna czerwona, koniczyna biała, lucerna, a także inne gatunki traw, tańsze i mniej szlachetne np. życica, zwana u nas rajgrasem282. Handel nasionami koniczyny jeszcze do lat 80. XX wieku był głównym źródłem utrzymania wielu wi- śniowskich rodzin. Wcześniej jeżdżono z koniczyną na jarmarki, gdzie sprzedawano ją w staropolskich jed- nostkach miary: kwarcie283 lub garncu. W pamięci członków społeczności lokalnej zagadnienie jest szczególnie 280 O. Drenda, Wyroby…, s. 10–11. 281 Wiele niekorzystnych zjawisk tłumaczonych jest lokalnymi opowieściami i legendami z wątkiem oszustw i innych nieprawi- dłowości w handlu tym towarem. 282 Wywiad z mieszkańcem Wiśniowej. 283 Daw. jednostka objętości równa 1,125 l. obecne. Z jednej strony podczas rozmów z mieszkańcami praktycznie zawsze wzbudzało ono na twarzach uśmiech, z drugiej dość szybko odsłaniało niezbyt godną pochwał przebiegłość przodków. W humorystycz- nych anegdotach obecny był motyw wiśniowian handlujących koniczyną już na początku świata i żartobliwe przekonanie, że jako pierwsi dotarli z nią nawet na sam księżyc. Jednocześnie pojawiała się autorefleksja, że sposób, w jaki się to odbywało, cena oraz przede wszystkim jakość sprzedawanego produktu pozostawiały wiele do życzenia, co też niejednokrotnie kończyło się sporami bądź otwartymi konfliktami z przedstawicielami społeczności sąsiednich, np. Góralami Podhalańskimi. Wiśniowianie z koniczyny słynęli, z handlowania koniczyną, w ogóle kto był pierwszy na księżycu? Wiśnio- wianie z koniczyną (…) Handel koniczyną polegał w dużej mierze na oszustwie, raz na oszustwie na wadze, wybierało się korce no i przesypywało się, sprzedawaliśmy tą koniczynę jeszcze biedniejszym ludziom. Podhale, tutaj była bieda ale tam była bieda taka piszcząca, nie? Więc sprzedawało się (…) poza tym z koni- czyny wyciąga się jakiś barwnik, tak to się gotuje i odbarwioną, przegotowane ziarno nie ma żadnej wartości ale nie poznasz go (…) To chodziło o nasiona a nie o ciętą koniczynę, odfarbowywanie i dorzucanie wagi. I oni potem siali, płacili za to duże pieniądze, siali i nic nie rosło, nie? A to było tak, koniczyna była dla konia, koń to był już wydatek a koń musiał jeść, tak? Owies i koniczyna, owies im tam urósł ale koniczyny już nie… no to powiedźmy, że ta koniczyna to jest ważna taka tu. Też był taki Siwy Kaśka, Siwy Kaśka to w ogóle jest legenda i Siwy Kaśka handlował wszystkim! Ale np. handlował też drzewem, nie? No i potrzebowała pani drzewa na dom, powiedzieli budarze, że – domy wtedy kupowało się tak jak teraz podłogę w Ikei, że uma- wiała się pani z chłopami, że przywiozą taki a taki dom czwórkę złożoną, tyle a tyle pieniędzy na jarmarku (…) no i przywozili ten dom, ale dom to był dom poskładali, węgły założyli no i trzeba było dach a dach no to każdy miał jakieś tam żertki, jeden miał las swój, drugi nie miał, a jak nie miał no to kupował też, no to Siwy Kaśka miał na wozie no i, no i ile trza tego, no to mówili tam, że cieśle powiedzieli, że trzeba tam tyle, nie wiem czy metrów czy łokci czy, jaka była miara to tyle, no i on ile miał na wozie, to im tak umierzył, że było tego. Jak było, to było super, a jak było mniej umierzone, to później przychodzili do niego: Ej człowieku! miołeś mi sprzedać 6 metrów a tam było 5? Mnie? Uczciwego człowieka posądzacie? A sąsiadów jakich tam Macie, dobrze z nimi żyjecie? A to takich historii o Siwym Kaśce to można by i książkę napisać (…) Ogólnie rzecz biorąc, to duża część ludzi tutaj, ale to już nawet po wojnie, no może duża nie ale całkiem spora, no handlowało się w górach, nie? Sprzedawało się, no im się dało radę wszystko sprzedać, bo oni tam, im nic nie rosło, tak? Więc i jabłka, śliwki to powiedźmy jak się kupiło jabłka gdzieś, nawet w Dobrej albo tutej w Szczyrzycu, to za to co wóz jabłek to, co się dało za wóz jabłek tam to się brało za skrzynkę w Rabce a w Nowym Targu to za pół skrzynki, takie pieniądze w ogóle więc to też był jakby dochód tej ludności284. 284 Wywiad z Łukaszem Bajerem. Rozdział 4. „A na placu gdzie strażnica kiedyś była targowica” Koło GOKu gdzie Strażnica była dawniej Targowica Chłopy się tu gromadzili w ręce pluli, targowali i inwentarz sprzedawali A po środku kuźnia stoi słychać było stuk daleko w palenisku rozgrzewano blaszki, kilof i kopaczki, mocno je naklepywano285. Potrzeby człowieka mimo oczywistych zmian wokół pozostają te same co przed wiekami. Funkcje staro- żytnych agor pełnią współcześnie galerie handlowe i Internet. Nowe formy przybrał również jarmark lub targ, stanowiące niegdyś stały element pejzażu małych i większych miejscowości. Na wiśniowskim rynku w formie, jaką pamiętają jeszcze najstarsi mieszkańcy, nie ma go już od dawna286. Zamiarem autorów projektu, którego elementy i etapy zostały przedstawione w niniejszej publikacji, nie była reaktywacja czegoś, co w swojej pier- wotnej formie właściwie nie ma obecnie racji bytu. Nie ma jej, gdyż nie spełnia już swojej podstawowej funkcji, jaką było zaspokajanie wielu ważnych, czasem niezbędnych potrzeb życia członków danej społeczności. Ta zaś przez długi okres pozostawała w dużej mierze samowystarczalna. Lokalny targ, a dokładniej sieć okolicznych miejscowych targów, położonych wzdłuż szlaków handlowych, były stałą trasą nie tylko samych handlarzy, lecz także zaopatrujących się nań w narzędzia i materiały rzemieślników oraz innych kupujących zarówno tych bezpośrednich, jak i pośredników, którzy nabyte produkty sprzedawali następnie na terenie danej wsi. Lokalna sieć targowa stanowiła z jednej strony miejsce cyrkulacji i dystrybucji produktów wytwarzanych w jej obrębie, z drugiej miejsce nabycia produktów obcych oraz wymiany wszelakich nowinek ze świata – tego bliższego i dalszego. Przede wszystkim stanowiła ona miejsce spotkań i doświadczeń. Jednym z celów projektu było, aby poprzez narracje mieszkańców gminy Wiśniowa o dawnych jarmarkach oraz poprzez lokalne praktyki (wy) twórcze i będące ich efektem produkty – te dawne i te współczesne – które można było oglądnąć i zakupić podczas wydarzenia – ukazać tożsamość wiśniowskiej społeczności. Dla zrozumienia powodów przywracania pamięci o wiśniowskiej targowicy warto przybliżyć jej dzieje, aby kolejno móc przejść do bezpośrednich jarmarcznych opowieści samych wiśniowian oraz do współczesnej odsłony tego ważnego dla nich elementu lokalnego dziedzictwa. Rysunek 16. Na rynku przed kościołem. Rys. Monika Kowal 285 Wiersz autorstwa Marii Poradzisz z Klubu Seniora+ w Wiśniowej mieszczącego się w budynku dawnej kuźni. 286 Pewne podstawowe funkcje jarmarków i targów przejęły znajdujące się w jego obrębie: sklepy, sklepiki oraz nieodległe budy handlowe. Pomiędzy targiem a jarmarkiem Mimo częstego, choć błędnego z punktu widzenia historii gospodarczej287 i etnologii, stosowania tych terminów synonimicznie dawne targi i jarmarki to dwa odrębne fenomeny funkcjonujące zgodnie z określonymi zasadami. Wspólną dla nich cechą pozostaje to, że stanowią formy dawnego handlu. „Targ”, „bazar” (pers. b?z?r) to skupisko sprzedających i kupujących jako forma sprzedaży i kupna towa- rów, która odbywa się w określonym czasie, zazwyczaj raz, niekiedy dwa razy w tygodniu na specjalnie wydzie- lonej, zazwyczaj otwartej przestrzeni zwanej „targowiskiem”, „placem targowym” czy też po prostu „targiem” lub „rynkiem”. Etymologia słowa „targ” jest niejasna. Zazwyczaj wywodzi się j z XIV-wiecznego ogólnosłowiań- skiego (por. czeskie trh, rosyjskie torg, torgi) i prasłowiańskiego *trg?. Podobne formy występują w litewskim turgus oraz łotewskim tirgus nie wiadomo jednak, czy nie są to zapożyczenia ze staroruskiego t?rg?). Często związany jest z daną tradycją lub formalnymi zasadami handlowymi288. Wedle definicji słownikowej „jarmark”, zgodnie z niemieckim źródłosłowem Jahrmarkt, to rodzaj średnio- wiecznego „targu” o znaczeniu ponadlokalnym. Jako instytucja wolnego handlu, znany był w Europie od wcze- snego średniowiecza, organizowany pod opieką władzy terytorialnej w celu prowadzenia transakcji związanych przede wszystkim z wymianą dalekosiężną – centrum wymiany towarów handlu dalekosiężnego289. Innymi sło- wy, jarmark stanowił wielki i bardziej wyspecjalizowany targ, jak twierdził Pierre Jeannin (1924–2004), „targ uprzywilejowany”290. W przeciwieństwie do zwyczajnych targów, które skupiały się w większości na towarach miejscowych, jarmark organizowany był raz lub kilka razy w roku w stałych terminach, najczęściej przy okazji świąt kościelnych i trwał kilka dni. Towarzyszyły mu również rozmaite, ujmując to językiem współczesnym, wydarzenia towarzyszące. W epoce jego powstania była to przede wszystkim podstawowa forma wolnego handlu, głównie hurtowego. Niemniej jednak już od swoich początków spełniał on również zadanie integra- cyjne, animacyjne, ludyczne a nawet polityczne. Ponadto, ze względu na swój zasięg posiadał także ważną funkcję, którą współcześnie można nazwać bazą dla stosunków międzynarodowych i międzykulturowych. Za- równo targ, jak i jego bardziej rozbudowana forma, czyli jarmark na początku były wyraźnie związane przede wszystkim z przestrzenią miejską. Pierwszy zapis zawierający dzisiejszą polską pisownię wyrazu „targowe” nadmieniający o targach w Polsce znajduje się już w dokumencie z 1065 roku. W 1278 roku kolejny średniowieczny dokument podaje: „forense, quod targove dicitur”, czyli że istnienie targów zostało zasądzone. Natomiast w 1496 roku ustanowiono ważne prawo, aby targi w miastach „były każdemu wolne”291 oraz aby „targowego od duchownych i od szlachty oraz od ich poddanych [sic!] nikt nie wyciągał, gdy zboża i rzeczy swe domowe, do żywności należące, przedawać będą albo ku swej potrzebie kupować”292. Niemniej jednak już w 1504 roku to jakże szlachetne i równościowe prawo zaczęło ulegać zmianie. Postanowiono wówczas bowiem, „aby targowe w miastach królewskich ustana- wiał i pobierał marszałek koronny”293, natomiast targowe polne, czyli podatek od handlu w obozach ustanawiał i pobierał Hetman Wielki wspólnie z Radą Marszałkowską294. W 1507 roku ustanowiono z kolei, że „targi na wsiach bywać nie mają, pod karą utracenia rzeczy przedawanych”295. W 1523 roku przyjęto kolejną uchwałę głoszącą, aby „przekupnie i rzemieślnicy szlacheccy, tj. z dóbr szlachty naczynia różne do miast prowadzący, od płacenia targowego nie byli wolni”296. Istotne jest jednak, że prawa te nieustannie ewoluowały, i że na przykład w 1538 roku ponownie postanowiono, „aby targowe nie było pobierane od tych kmieci, którzy rzeczy swoje albo sobie potrzebne przedają i kupują”297. Widać zatem, że prawo urządzania targów od początku należało do jednych z najważniejszych przywilejów miejskich. Targowisko znajdowało się bowiem w każdym mieście. W przeciwieństwie do dużo bardziej wyspecjalizowanych jarmarków, również obecnie targi mogą mieć jednak charakter tak zorganizowany, jak i spontaniczny i odbywać się zarówno w miastach, jak i na wsiach. Jarmarki w przeszłości trwały od 1–2 dni do nawet dwóch tygodni. Niekiedy czas ten dzielono na ter- miny wystawiania towarów, zawierania umów i rozliczania zobowiązań. Masowy napływ na jarmarki kupców 287 Por. E. Kaczyńska, K. Piesowicz, Wykłady z powszechnej historii gospodarczej (od schyłku średniowiecza do I wojny światowej), Warszawa 1977; J. Maroszek, Targowiska wiejskie w Koronie Polskiej w drugiej połowie XVII i w XVIII wieku, Białystok 1990. 288 Por. Targ, [w:] Słownik etymologiczny języka polskiego, Kraków 1927, s. 565–566; Targ, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/sjp/targ;2528817.html, dostęp: 28 VI 2019. 289 Por. Jarmark, [w:] Encyklopedia PWN, [online:] https://encyklopedia.pwn.pl/encyklopedia/jarmark.html, dostęp: 28 VI 2019; Jarmark, [w:] Słownik etymologiczny…, s. 199. 290 Zob. P. Jeannin, Kupcy w XVI wieku, przeł. E. Bąkowska, Warszawa 1967, s. 53–54. 291 Z. Gloger, Encyklopedia staropolska, t. IV: Targi i targowe, Warszawa 1900–1903, vol. leg. I, fol. 253. 292 Tamże, fol. 269. 293 Tamże, fol. 295. 294 Tamże, fol. 296. 295 Tamże, fol. 364. 296 Tamże, fol. 400. 297 Tamże, fol. 520. i klientów z różnych stron przyczyniał się do szybkiego rozkwitu tzw. miast jarmarcznych, na których już od początku XII wieku wymieniano towary z Bliskiego Wschodu oraz zachodniej i północnej części Europy. Naj- popularniejsze były jarmarki szampańskie298. Poza handlem bezpośrednim jarmarki niemal od początku pełniły również rolę wystaw i giełd towarowych, podczas których transakcje oparte były głównie na kredycie. To z kolei przyczyniało się do rozwoju rozmaitych form zobowiązań i spółek handlowych. Wraz z rozwojem han- dlu powstawało coraz więcej warsztatów rzemieślniczych i składów kupieckich takich jak: kramy, jatki, młyny i kuźnie. Ważnym – również z perspektywy wiśniowskiego projektu – aspektem jarmarków odróżniającym go od niezorganizowanych targów było prawo jarmarczne – „pokój jarmarczny”, „pokój królewski”, pax Dei, czyli przywileje świeckie i kościelne nadawane kupcom, które gwarantowały im bezpieczeństwo osobiste i nienaru- szalność mienia na czas jarmarku oraz to, że miejscowe władze miały obowiązek nadzorować wówczas prawi- dłowość dokonywanych transakcji, w tym: miary, wagi, ceny oraz ograniczać cechowy monopol sprzedaży299. Na ziemiach polskich jarmarki upowszechniły się już w XIII wieku. Największy rozkwit przeżywały jednak między XIV a XVI wiekiem. Pierwszymi miastami jarmarcznymi stały się Gdańsk i Wrocław. Następnie pojawiły się jarmarki we Lwowie, Łucku, Grodnie, Wilnie słynące głównie z produktów leśnych, w Jarosławiu, Kłecku słynące z sukna, w Przemyślu, Przeworsku znane ze sprzedaży wołów, dalej w Krakowie, Sandomierzu, Kazimierzu Dolnym, Płocku i Toruniu znane ze zbóż oraz w Lublinie, gdzie głównym dobrem były wina węgierskie oraz również zboża i woły. Do tych miast przybywali nie tylko kupcy ze wszystkich stron kraju, lecz także z najodleglejszych stron Europy i świata. Skupowano towary, które były następnie masowo wywożone szlakami wodnymi i lądowymi na zachód Europy. Najpopularniejsze towary stanowiły: zboża, futra, woły, produkty leśne oraz len. Z krajów zachodnich z kolei przywożono: sukno, wyroby metalowe, korzenie, wino i rozmaite dobra luksusowe300. Na uwagę zasługują słynne Jarmarki św. Dominika odbywające się od średniowiecza w różnych miejscach w Polsce, w miastach pracy duszpasterskiej Zakonu Kaznodziejskiego (oo. dominikanów) na mocy przywilejów papieskich i biskupich. Związane były one najczęściej z obchodami wspomnień liturgicznych: świętego Dominika (8 sierpnia) i świętego Jacka (17 sierpnia). Ich odrodzenie nastąpiło w latach 90. XX wieku i współcześnie organizuje je prawie każdy z konwentów dominikańskich301. W związku z położeniem Wiśniowej w stosunkowo niewielkiej odległości od królewskiego miasta Krakowa, warto wymienić jeszcze słynne jarmarki jagiellońskie, które funkcjonowały na historycznym Szlaku302 Jagiellońskim: Kraków – Lublin – Wilno. Znany on był jako jedna z odnóg „Via Regia” – „Via Jagiellonica”303. Ten odtwarzany współcześnie szlak, jak zaznacza Zygmunt Kruczek, to doskonały przykład liniowego układu miejsc związanych z dziedzictwem kulturowym Jagiellonów od początku pomyślany tak, aby mógł być żywo wykorzystywany w czasach ich panowania do integracji stolic Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego304. Poza szlakiem dla orszaków i posłów królewskich szybko stał się on często uczęszczanym szlakiem kupieckim oraz trasą podróży licznych urzędników, dyplomatów, rycerzy, duchownych, uczonych, artystów i innych, a z chwilą ustanowienia w 1569 roku na sejmie w Lublinie Rzeczypospolitej Obojga Narodów najważniejszą drogą wspólnego państwa. Ponadto szlak ten pełnił funkcję europejskiej drogi kulturowej umożliwiającej wymianę pomiędzy zachodnią cywilizacją łacińską 298 Rozwinęły się już w II poł. XII wieku. Uważane za średniowieczne centrum handlu europejskiego, łączące północne i połu- dniowe ośrodki handlowe. Nazwa wywodzi się od tego, że organizowane były w Szampanii. Ich znaczenie wynikało przede wszystkim z położenia geograficznego – powstały na skrzyżowaniu szlaków handlowych z Flandrii do Włoch, niedaleko Paryża i z łatwym dostępem do doliny Mozy i Mozeli. Do ich znaczenia przyczyniła się również opieka, jaką otaczali je hrabiowie Szampanii. Por. K. Baczkowski, Wielka historia świata, t. V, Kraków 2005, s. 744; K. Ossowski, Dlaczego na prze- łomie XIII i XIV wieku doszło do upadku jarmarków szampańskich?, „Symbolae Europaeae Studia Humanistyczne Politechniki Koszalińskiej” t. 9. 2016, nr 1, s. 19–35; J. Edwards, S. Ogilvie, What Lessons for Economic Development Can We Draw From the Champagne Fairs?, „Center for Economic Studies and Ifo Institute Working Paper” 2011, No. 3438. 299 Zob. H. Samsonowicz, Jarmarki w Polsce na tle sytuacji gospodarczej w Europie w XV-X VI wieku, [w:] Europa — Słowiańszczyzna — Polska. Studia ku uczczeniu profesora Kazimierza Tymienieckiego, Poznań 1970. 300 H. Samsonowicz, Encyklopedia historii gospodarczej Polski do 1945 roku, t. I, Warszawa 1981, s. 279–281. 301 Zob. Tu brzmi historia o jarmarku, [w:] Jarmark Dominika.pl, [online:] http://jarmarkdominika.pl/tu-brzmi-historia-o-jarmar- ku/, dostęp: 29 X 2018. 302 Szlak handlowy – droga lub sieć dróg, regularnie wykorzystywana przez kupców, łącząca różne ośrodki handlu i produkcji; stałe szlaki komunikacyjne umożliwiające kontakty między ośrodkami produkcji i zbytu, wykorzystywane do handlu da- lekosiężnego i wymiany lokalnej, zob. H. Samsonowicz, Przemiany osi drożnych w Polsce późnego średniowiecza, „Przegląd Historyczny” t. LXIV, 1973 z. 4; Szlaki handlowe, [w:] Encyklopedia PWN, [online:] https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/szla- ki-handlowe;3983194.html, dostęp: 29 X 2018; Drogi handlowe w dawnej Polsce, [w:] Encyklopedia PWN, [online:] https:// encyklopedia.pwn.pl/haslo/drogi-handlowe-w-dawnej-Polsce;3894324.html, dostęp: 29 X 2018. 303 Zob. „Szlak Jagielloński” Kraków – Lublin – Wilno, [w:] Zachód Wschód.pl [online:] http://www.zachod-wschod.pl/szlakja- giellonski/, dostęp: 29 X 2018. 304 Z. Kruczek, Jagiellońskie dziedzictwo kulturowe w turystyce na przykładzie kreacji szlaku historycznego Via Jagiellonica, [w:] Mo- sty nadziei. Jagiellońskie inspiracje dialogu międzykulturowego, red. L. Korporowicz, P. Plichta, Kraków 2016, s. 146. a wschodnią cywilizacją bizantyjską305. Współcześnie trakt został reaktywowany przez Organizację Turystyczną „Szlak Jagielloński” z Lublina jako międzynarodowy kulturowy szlak turystyczny. Wymienione jarmarki były słynne w Rzeczpospolitej i Europie jako jedne z najbardziej znanych między- narodowych wydarzeń handlowych, lecz także kulturalnych. Dzięki nim bogacili się mieszczanie, kupcy, rze- mieślnicy, wielkie latyfundia magnackie oraz folwarki szlacheckie. Zarobione pieniądze pożytkowano jednak na różne inicjatywy budowlane, które można do dzisiaj podziwiać, np. w formie bogatych kamienic staromiejskich. Ponadto dofinansowywano i fundowano lokalne miejsca kultu religijnego: rzymsko-katolickiego, żydowskiego, prawosławnego, luterańskiego. Wyposażano prywatne biblioteki, finansowano rozwój szkolnictwa czy przytuł- ki. Dzięki wymianie handlowej w polskich ośrodkach jarmarcznych oraz w ich obrębie na przestrzeni kilku wie- ków osiedlali się przedstawiciele różnych kultur, m.in. Rusini, Niemcy, Szkoci, Żydzi, Tatarzy, Ormianie, Grecy. Można zatem postawić tezę, że jarmarki były jedną z najbardziej widocznych form realizacji jagiellońskich idei „wielokulturowego państwa otwartego”. Poprzez nie do mieszkańców docierały wieści polityczne, nowinki inte- lektualne, kulturalne czy religijne. W ich trakcie odbywała się nieustanna wymiana informacji. Podczas jarmar- ków zawierano umowy związane z zakupem książek, map, obrazów, kolportażem druków ulotnych; kreowa- no również współczesne trendy, m.in. w ubiorze oraz wprowadzano nowe modele zachowań. W jarmarkach uczestniczyli lekarze, balwierze, hodowcy gospodarskich i egzotycznych zwierząt i roślin. W pewnym stopniu przyczyniały się one również do upowszechniania medycyny i wiedzy ogólnej. Aktywną grupą jarmarczną byli również artyści306. Wraz z rozwojem komunikacji i nowych form handlu, np. morskiego, w XVI wieku rola jar- marków zaczęła znacząco słabnąć. Uczestnikami targów – w przeciwieństwie do „kosmopolitycznych” jarmarków – była przede wszystkim społeczność lokalna. Odległość między lokalnym ośrodkami targowymi wynosiła przeciętnie 30–40 km. Taki dystans, jak pisze Antoni Gąsiorowski, pozwalał okolicznej ludności, będącej najważniejszym uczestnikiem lo- kalnego targu, na dojazd z miejsca zamieszkania i powrót do domu po załatwieniu wszystkich spraw w ciągu jednego do półtora dnia. Większość targów funkcjonowała mniej więcej regularnie raz na tydzień, choć były również miejscowości, w których odbywały się one dwa razy w tygodniu. „W wielu nazwach miejscowości typu Tarczek, Toszek, Targowica, Nowy czy Stary Targ przetrwały ślady spełnianych przez owe osady funkcji handlo- wych (…) Osady targowe wyposażone były z reguły w karczmy, spełniające także rolę ośrodka wymiany w dni pozatargowe”307. Tak właśnie było w przypadku Wiśniowej. Często w opisach jarmarków i targów występuje pojęcie „kiermaszu”. Jan Grad pisze, że jest to ich wymiar świąteczny – święto, festyn ludowy towarzyszący targowi, jarmarkowi oraz odpustowi: „Jarmarki odbywały się nieraz w dni świąteczne, związane były z jakimś świętem religijnym, kościelnym, przede wszystkim z parafialnym odpustem. Owa lokalna uroczystość odpustowa, łącząca się z rocznicą konsekracji miejscowego kościoła lub poświęcona patronowi parafii, z nieodłącznym od średniowiecza poczynając straganowym handlem (…) zwana była z niemieckiego «kiermaszem» (od Kirchmesse – «jarmark kościelny»). «Dni świętych» określały tedy termin odbywania targu, np. «na św. Bartłomieja», «na św. Mikołaja» (jarmark w Amsterdamie), «w św. Małgorzatę» (jarmark w Kaliszu) itd. Mianem «kiermasz» do dziś obejmuje się każdą okresowo prowadzoną i skoncentrowaną w jednym miejscu na otwartej przestrzeni lub hali sprzedaż w kramach, stoiskach i kioskach”308. O tym, że terminy jarmarków zbiegały się często ze świętami kościelnymi i towarzyszącymi im odpustami pisał również Zbigniew Biały w kontekście Małopolski309. Już tylko po krótkim rysie historycznym widać, że używanie wymiennie w potocznej polszczyźnie nazw „targ” i „jarmark” może być nie tylko mylące, ale przede wszystkim upraszczające dość złożoną tradycję tej formy handlu. Wiśniowski jarmark, czyli targ w lokalnej sieci handlowej Przez tereny, na których leży dzisiejsza gmina Wiśniowa od średniowiecza przebiegał kupiecki szlak węgierski310. Dariusz Dyląg i Piotr Sadowski stwierdzają, że „nie wiadomo dokładnie, kiedy Wiśniowa otrzy- 305 J. Kopaczek, Zarys dziejów królewskiego traktu Kraków-Lublin-Wilno i jego przywrócenie jako „Via Jagiellonica”, [w:] Związki Lublina i Wilna. Studia i materiały, t. I, red. T. Rodziewicz, Lublin 2011, s. 85–100. 306 Zob. S. Dmitruk, Historia jarmarków lubelskich, [w:] Jarmark Jagiellonski.pl, [online:] http://jarmarkjagiellonski.pl/events/czas- -jarmarkow/, dostęp: 29 X 2018. 307 A. Gąsiorowski, Rozbicie dzielnicowe i odrodzenie Królestwa Polskiego (1138–1333), [w:] Dzieje Polski, red. J. Topolski, Warszawa 1981, s. 159. 308 J. Grad, Obyczajowo-ludyczny wymiar jarmarku, [w:] Karnawalizacja. Tendencje ludyczne w kulturze współczesnej, red. J. Grad, H. Mamzer, Poznań 2004, s. 33. 309 Zob. Z. Biały, Ekonomiczna i kulturowa rola targów i jarmarków w Małopolsce południowej w XIX i XX wieku, „Etnografia Polska” t. XII, 1968, s. 30. 310 Trasa dawnego ważnego szlaku handlowego Kraków – Grodzisko – Węgry, zob. F. Kiryk, Dzieje powiatu myślenickiego…, s. 64–67. mała przywilej urządzania jarmarków”311. Według miejscowych ksiąg parafialnych, targi odbywały się na tych terenach od około XVII wieku. W XIX i XX wieku w południowej Małopolsce prawo do urządzania targów i jarmarków posiadały wszystkie miasta i miasteczka oraz niektóre wsie, w tym Wiśniowa312. W przypadku wsi przeważali jednak producenci wiejscy i nie pojawiali się raczej konsumenci miejscy. Kontakty wsi z targami i jarmarkami w miastach i miasteczkach stały się żywsze praktycznie dopiero po uwłaszczeniu i zniesieniu pań- szczyzny. Ten fakt potwierdza wspominaną samowystarczalność Wiśniowej i jej okolic. W obrębie lokalnej sieci targowej miejscowi gospodarze zbywali produkty swojej pracy i zaopatrywa- li się w wytwory, których sami nie wytwarzali, a które były im niezbędne w gospodarstwie, np. narzędzia, meble, ubrania. W wielu miejscowościach – co będzie przedmiotem kolejnego rozdziału – wiejska ludność polska, której podstawowym zajęciem było rolnictwo i chów zwierząt gospodarskich, na targach sprzedawała właśnie zwierzęta i produkty będące efektem pracy na roli. Wszelki inny asortyment natomiast – nie licząc przyjezdnych z daleka handlarzy – sprzedawali członkowie społeczności żydowskiej stanowiącej znaczny od- setek mieszkańców Małopolski. Ponadto, jak podaje Jan Słomka, do czasu I wojny światowej handel nie budził zainteresowania chłopów, którzy uważali go za zajęcie próżniacze. Poglądy te z kolei rzutowały na postrzeganie przez nich Żydów trudniących się handlem: „Chłopi handlem zupełnie się nie zajmowali, uważali go za zajęcie żydowskie, na którym – jak mówili – tylko Żyd wyjść może. Handlu się wstydzili i wyśmialiby chłopa, który by chciał handlować. Przywozili tylko i przynosili na targ do miasta: zboże, ziemniaki, kaszę, jarzyny, drób, jaja, nabiał, wyroby przemysłu domowego i wszystko sprzedawali przeważnie Żydom, którzy tym dalej handlowali i zyski z tego ciągnęli”313. Wśród znacznej liczby takich miejsc handlu były jarmarki o określonej specjalizacji. Krowami, wołami roboczymi i trzodą handlowano w Łukowicy, końmi w Bochni. Po wełnę, sukno, przędzę i bieliznę stołową jechano np. do Gorlic czy Andrychowa. Różnorodny asortyment można było zakupić w Limanowej. Tutaj Żydzi handlowali naczyniami blaszanymi i porcelanowymi oraz narzędziami, np. kopaczkami, kosami, sierpami, naby- wanymi w nowosądeckich sklepach żydowskich. Kupić od nich można było także cukierki, zboże czy ciastka również produkowane przez nich w Nowym Sączu314. Targi w Wiśniowej odbywały się w czwartki. Najstarsze umiejscowione były na tzw. rynku, nieopodal drewnianego kościoła pw. św. Marcina. W jednym z opisów jarmarków, jakie miały miejsce na tych terenach w okresie międzywojennym, zapisano: „W Wiśniowej odbywały się tzw. targi duże315, gdzie handlowano by- dłem. Możliwość prowadzenia targów wielkich była związana m.in. z niewielkimi odległościami do stacji kole- jowych (9 km do Kasiny Wielkiej), utworzeniem specjalnych placów targowych oraz dzierżawą miejsc rzeźni- kom. Jarmarki odbywały się w Wiśniowej regularnie w czwartki co dwa tygodnie”316. Po wojnie jarmarki nadal gromadziły handlarzy w co drugi czwartek na placu pod cmentarzem. Z czasem w coraz mniejszym stopniu był to jednak handel żywymi zwierzętami, a w coraz większym, artykułami przemysłowymi, ziemiopłodami itp. Zakupić można było ziemniaki do sadzenia, ziarno do siewu, koniczynę i inne nasiona traw z handlu i uprawy, z których Wiśniowa słynęła. Nadal przyjeżdżali drobni rzemieślnicy, u których można było nabyć np. „stylisko” do kosy czy plecione koszyki na siano. Na jarmarku mogły też pięknie ubrać się miejscowe elegantki. Górale przywozili różnorodne tkaniny, wśród których znajdowały się tzw. tybety amerykańskie317 i chustki zaś miejsco- we hafciarki sprzedawały gorsety318. 311 D. Dyląg, P. Sadowski, Beskid Myślenicki…, s. 331. 312 Mimo że na początku XVI wieku (w 1507 i 1538 roku) sejm wydał konstytucje zakazujące organizowania targów i jarmarków na wsiach, pod karą przepadku mienia, w pierwszej połowie XVII wieku wsie królewskie zaczęły otrzymywać pozwolenia na handel, zob. J. Maroszek, Targowiska wiejskie w Koronie Polskiej w drugiej połowie XVII i w XVIII wieku, „Rozprawy Uniwer- sytetu Warszawskiego”, nr 401, Białystok 1990, s. 38, 40. Targowiska wiejskie powstawały też wskutek nieudanych lokacji miejskich. 313 J. Słomka, Pamiętniki włościanina. Od pańszczyzny do dni dzisiejszych, Warszawa 1983, s. 86. 314 Z. Biały, Ekonomiczna i kulturowa rola targów…, s. 56–57. 315 Co może być mylące w zestawieniu z definicją targów dużych jaką przybliżyliśmy powyżej. 316 A. Mysiński, Ziemia myślenicka… 317 Mowa o rodzaju różnokolorowego wzorzystego materiału o motywach kwiatowych (sieczka, czyli drobno rozrzucone kwiatki bądź mniejsza ilość większych kwiatów m.in. różyczki, śliwki i ich listki) sprzedawanego na metry, z którego szyto przede wszystkim spódnice. Kwiatowe motywy, chętnie używane na Podhalu, produkowane były przez wytwórnie czeskie (np. we Frydlandzie) i węgierskie. Wspomniane wzorzyste, kaszmirowe tkaniny docierały natomiast do tej części Europy z Wyżyny Tybetańskiej. Stąd też nazwane zostały „tybetami”, a szyte z nich spódnice „tybetkami”. W późniejszych czasach materiał ten – oraz jego tańsze odpowiedniki – przywożone były do Polski ze Stanów Zjednoczonych przez tamtejszą Polonię, zob. R. Reinfuss, Polskie druki ludowe na płótnie, Warszawa 1953; S. Trebunia-Staszel, Śladami podhalańskiej mody. Studium z zakresu historii stroju górali podhalańskich, Kościelisko 2007. 318 Informacje uzyskane podczas wywiadu z mieszkanką Wiśniowej. Fot. 90. Rynek Wiśniowski, w centralnej części widać kościół parafialny pw. św. Marcina, po prawej stronie dom rodzinny Jana i Rozalii Czajów, prowadzili oni gospodarstwo rolne na terenie wsi, Jan był także organistą w kościele parafialnym św. Marcina. Wiśniowa lata 60. XX wieku. Źródło: Nr inwentarzowy Wis/ 97. Własność Marii Cygan. Targowica w pamięci wiśniowian Na jarmarku można było sprzedać i kupić wszystko. Ciuchy, buty a także i zwierzęta wszelkie, prawda, kurę i świnkę, i króliki – wszystko. No! I wymieniali się ludzie, prawda, często było tak, że ja ci dam to a ty mi dasz to i już jest, no pieniędzy nie było za dużo, no pieniędzy nie było, i w przeszłości też. Natomiast były te wymiany takie, no i na tych jarmarkach, przyjeżdżali ludzie z sąsiednich wiosek także i, co tam Skrzydlna, no to przychodzili, np. ze Szczyrzyca ludzie też, a z kolei tutejsi mieszkańcy wędrowali gdzieś tam, prawda, do Szczyrzyca czy do innych wiosek i handlowało się. Można było kupić konie na przykład tutej no, to jak chcesz konia, to tylko jedź do Skrzydlnej. Tam był jarmark koński tak zwany319. W trakcie prowadzonych badań i wywiadów z mieszkańcami gminy Wiśniowa zawsze zadawano pytanie o lokalne jarmarki. Działo się tak niezależnie od tego, czy rozmówcy byli przedstawicielami wybranych trady- cyjnych profesji i praktyk (wy)twórczych, czy też osobami nietrudniącymi się jakąś wyraźną profesją, o której mogłyby i chciałyby opowiedzieć. Nawiązując do tytułu projektu oraz jego szerszego znaczenia, pytano za- równo o historię targów i jarmarków w samej Wiśniowej, jak i innych w okolicy, skupiając się na bezpośrednich wspomnieniach respondentów z nimi związanych: Czy je jeszcze pamiętają – a jeśli tak, to co szczególnie utkwi- ło w ich pamięci? Czy w nich uczestniczyli i w jakiej formie: jako kupujący czy sprzedający? Jeśli osoby nie pa- miętały jarmarków osobiście bardzo często – w większości niemal samoistnie – opowiadały o wspomnieniach, które przekazywali im członkowie rodziny ze starszego pokolenia. W każdej tu miejscowości były. W Skrzydlnem było, we Mszany w tym momencie tylko zostało. A tak to w czwartek było u nas a raz było w Skrzydlnej. Także co drugi czwartek były właśnie jarmarki. W Łapanowie było, w Gdowie. No ale tam bardziej był ze zwierzętami, no ale w tym momencie zwierzętami nie wolno już handlować (…) Później znowu jak przestały te jarmarki być, to były tak zwane maślorki, co przyjeżdżały i skupywały. Maślorki skupywały masło, śmietanę, jaja, sery. No i tu kobiety donosiły… w centrum Wiśniowej ten ganeczek, co jest obecnie kwiaciarnia, tam siedziała. Ja to pamiętam jeszcze, siedziała. Taki miała tobołek na plecy, i takie prześcieradła, i taki koszyk. Nie wiem, jak się taki koszyk nazywał. Wkładała do tego, potem na plecy i wio320. Największy był tutaj w Skrzydlnej w okolicy jarmark, taki ze zwierzętami, z drewnem. Skrzydlna teraz no jak- by malutka miejscowość ale musiała kiedyś być potężna, z resztą to świadectwo tych jarmarków to jeszcze do lat 60. to największe tam były jarmarki z bydłem (…) a w Wiśniowej był taki jarmark, gdzie przychodzili ludzie sprzedawać bardziej, nie? Że tutej był klient na te jajka, śmietanę, ser, tutaj jeździł tam o tej 22.00 albo 3.00 PKS do Krakowa, tam raz dziennie bo raz dziennie ale jeździł, czyli dało się stąd wywieźć, ogólnie była dość dobra droga, tu się kończyła (…) tutaj była królewszczyzna więc musiało być zadbane, nie? To 319 Wywiad z ks. Wacławem Bednarzem. 320 Wywiad z Jerzym Chlipałą – twórcą ludowym, prezesem lokalnego Stowarzyszenia Twórców i Artystów „Cepry” z Wiśniowej. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. powiedźmy komuś na tym zależało, gdziekolwiek patrząc tak administracyjnie na te ziemie, to było jednak dużo, ktoś był nadzorem nad tym i mógł zwizytować321. Pamiytom tyz dobrze, był jarmark. Ale nie taki jak w Myślunicach. U nas były tylko bydła. Tam jak jest posta- wiony tyn Dom Kultury to tam sie odbywało, a tutoj na rynku odbywał sie jarmark, ze kobiety sprzedawały masła. I Żydy tyz kupowały (…) We Wiśniowy nie kupowołem, bo nie było żelaza. Jo zem w Myślunicach kupowoł. Jarmaki to były w Skrzydlny, jarmaków było sporo. W 1940 roku we Wiśniowy wesły bydła na jarmarki. Na Mszany jesce jest dali jarmark. Do Skrzydlne to jeździłem ciągnikom ze świniami ludziom. Wstawało sie o drugi po północy. Do Myślenic na jarmarki tyz pojechałem. A świnie były tyz w Gdowie, Łapanowie. W kożdy dzień był gdzie indzi jarmark. W Skrzydlny był w jedyn cwortek a w drugi cwortek był we Wiśniowy jarmark. A w Myślenicach był co drugi poniedziałek, a we wtorki Mszana była. W jedno środo był w Gdowie a w drugo w Łapanowie (…) Rano sie jechało za wcasu i sie wróciło powrotem 8.00 czy 9.00 rano. No jarmark krótko trwoł. Jak by kto jechał o 8.00, to już nima po co jechać (…) myśmy chowali świnie małe, małe jałówki i cieluta. Jak sie zacieliło to się wywiozło na jarmark i sie sprzedało zawse lepi. Nie było jarmarku, żebym nie jechoł322. • Tak były duże te jarmarki, kupowało się materiały na sukienke, portki. Wszystko się kupowało masło, jojka, syry. Pamiętom, że „przed organistą” kładały jojka na ziemi, tako dużo ilość. Ze ktosik nie wesedł w te jojka i nie rozwalił to na prawdo musiały dobrze pilnować. Wszystko można było sprzedawać. • A dlaczego „przed organistą”? • Właśnie nie wiem. Może dlatego, że tu na przodzie, czyli „przed organistą” był duzy sklep i tam były jojka, syry, mlyka. A od strony rzeki były krowy, świnie, czy cielęta. Bo to nie mogło być razem wszystko. • „Przed organistą”, czyli przed jego chałupą jakąś, tak? • Tak, tak. No teroz już go nima. • A była na przykład jakaś muzyka na tych jarmarkach? • Ja tak często nie chodziłam, ale nie było żadnej muzyki. Ja tylko kupowałam takie materiały na sukienki323. • A jarmarki były tutaj? • Tak były do nie dawna. Były w Skrzydlnej, Wiśniowej, Myślenicach, Dobczycach. • A tu we Wiśniowej co było na tych jarmarkach? • Ja nie chodziłam, ale moja mama sprzedawała to, co nazbierała na gospodarstwie, czyli: jajka, masło, sery. Dzięki tym jarmarkom można było opłacić podatki i mieć coś lepszego do zjedzenia324. • Za mojej pamięci to ojciec mój jeździł koniem albo chodził na jarmark do Skrzydlnej, tak jak w stronę Szczyrzyca się jedzie. W Wiśniowej jarmarków nie pamiętam. Podobno dawno były, ale to musiały być dawno. No i tutaj to generalnie jeździli do Mszany, no bo to tu mieli pare kroków. • Co się wiozło i co przywoziło z takiego jarmarku? • Ojciec mój jeździł z wełną, bo to owce chowaliśmy, no to jeździł z wełną i wełnę sprzedawał. A tak to kupowali najczęściej świnie, młode takie świnie kupowali najczęściej do chowu, czasem krowe, konia. • Raczej inwentarz, tak? • Ale też naczynia gliniane, dzbanki, miski to pamiętam, że jak byłem dzieckiem, to były w domu. No ale później to wypierało już przemysłowe takie325. (…) tu skupowali bydło dawniej, takie wiaty były, szopy (…) (…) • W Wiśniowej czy w Skrzydlnej były organizowane jarmarki. Uczestniczył Pan jako sprzedający w takich jarmarkach? • Ja uczestniczyłem jako kupujący, bo ja kupowałem małe prosięta i hodowałem tuczniki, to nikt nie wywoził na jarmark, tylko wywoził do skupu. No albo tak jak ja, to przyjeżdżali samochodami i ładowaliśmy wszystkie i wieźliśmy do Krakowa do rzeźni. A tu był skup co tydzień, w czwartki bodajże, no i tu przyłazili rolnicy i po jednym, po dwa, ile tam mieli na wozach, ważyli i szły do… To były takie jarmarki, że małe młode sprzedawali ludzie, a stare to prawie w każdym domu hodowali, to każdy sobie zabił sam326. 321 Wywiad z Łukaszem Bajerem. 322 Wywiad z Andrzejem Stalmachem – kowalem z Lipnika. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 323 Wywiad z Janiną Irzyk – poetką z Lipnika, pisarką ludową, bibułkarką. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 324 Wywiad z Anielą Batko – hafciarką z Lipnika. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 325 Wywiad z Józefem Murzańskim. 326 Wywiad z Stanisławem Furmanem – naczelnikiem OSP Wiśniowa. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. Wreszcie zadawano wiśniowianom pytanie nawiązujące bezpośrednio do idei pomysłodawców i organizatorów projektu, tj. czy uważają, że warto wrócić do tej tradycji. W przypadku zarówno odpowiedzi pozytywnych, jak i nega- tywnych proszono o uzasadnienie. Wymiar partycypacyjny przedsięwzięcia ujawniał się także w tym, że pytano: jak ewentualnie wyobrażają sobie współczesne funkcjonowanie jarmarków? Zdania w tej kwestii były podzielone. • Czy, według Pani, warto przywrócić tradycje tych jarmarków? • Tak. Oczywiście, że tak, bo fajnie było. Downi wszystko się na tych jarmarkach sprzedawało. I kury i króliki a teroz kto by z tym szedł teroz, nikt327. • A myśli Pan, że miałyby [jarmarki] jakikolwiek sens? • W tym momencie nie powiem panu czy to będzie miało sens, jak zanikły też do koła. Zostało pare tylko328. • Czyli jest Pan za tym, aby te jarmarki wróciły, tak? • Tak. Jarmarki tak, tu powinna być wymiana handlowa między tym a tym, a nie, że wszystko jest z zagranicy w tych supermarketach. I co my to spożywamy? To jedzenie nadaje się ale dla zwierząt329. • Gdyby była próba powrotu jarmarków do Wiśniowej…? • Sprzedaż bezpośrednia – jest coś takiego zapisane nawet w ustawie naszego rolnictwa (…) Powiem tak, sprzedaż bezpośrednia jest to rzecz taka bardzo świeża, ale podstawa. Podstawa czegoś takiego, żeby ktoś spoza wsi mógł nabyć towar prosto od rolnika i wiedział, że on jest bardzo dobry gatunkowo (…) I myślę, że to jest bardzo dobry pomysł, żeby w każdej gminie było takie miejsce, gdzie można kupić produkt bezpośrednio od rolnika. Żeby to był sklep, gdzie może każdy wejść, rolnik, nie rolnik, mieszkaniec i przyjezdny, ale żeby mógł wejść i kupić jajka – takie jak przyniosła pani w koszyczku, przed chwilą od kury czy tam wczoraj wyzbierane. Czy mleko z dzisiejszego udoju, czy mięso kury, kaczki, gęsi. Jest bardzo głęboka tradycja hodowli drobiu (…) Więc tak jak mówię, to jest bardzo dobry pomysł sprzedaż bezpośrednia i wszelki punkty, i jarmarki… To się wiązało nie tylko z tym, że to była frajda, bo tam się rozmawiało ze sobą. Teraz niedługo… odnoszę wraże- nie, że my będziemy odbywać kursy komunikacji. To jest tak, łatwiej się nam pisze, łatwiej się nam rozmawia pisząc niż rozmawiając, patrząc człowiekowi w oczy, nawiązując bezpośredni kontakt. A wtedy to tak było. Przyjeżdżali na ten jarmark, jeden miał to, drugi miał to, coś tam pogadali, poplotkowali dużo przy okazji (…) Ten handel, że można się było potargować o 10 groszy… przecież w Nowym Targu jest wielkie targowisko. Utrzymuje się to, dlaczego? Bo tradycja, bo górale dbają o to, by ta tradycja tam była. I każdy wie od pokoleń, że tam był świetny jarmark i jest do tej pory. Świetny jarmark – Myślenice330. Jarmark we Wiśniowej to sie skończył we Wiśniowej w 60. latach. Bo po tym się jeszcze ciągły w Skrzydlnym, później… W stronę Limanowej. Potem na Mszanę się skończył, zostały same ciuszki, tam tego. Jo tak bez przypadek z tym chlebem, com tak woził ten chleb. Świnki się wtedy chowało dobrze, bo tego chleba się kupowało za marne grosze331. Współczesne funkcje targu, jarmarku Cytowany już Jan Grad stwierdził: „targ, jarmark jako zjawisko gospodarcze sytuuje się w praktyce «material- nej» tj. w sferze produkcji, wymiany i konsumpcji, i jako takie podlega prawidłowościom ekonomicznym. W czasie trwania targu obserwować można bezpośrednie przejawianie się praw wolnego rynku, przede wszystkim prawa popytu i podaży w jego «czystej» postaci. Zwrot językowy «targowanie się, targować się», oznaczający negocjowa- nie, ustalanie ceny, wyraża właśnie to podstawowe prawo ekonomiczne, konstytuujące istotę interesującego nas tu przedsięwzięcia handlowego. Dla zapewnienia bezwyjątkowego respektowania tego prawa (…) zawieszano na czas targu wszelkie prawne i ekonomiczne przywileje miejscowych kupców i cechów”332. Jednocześnie od zawsze były to wydarzenia mające znamiona ludycznego święta wykraczającego poza codzienną rutynę i zwykłą prze- strzeń życiową. Badacze jarmarków zaznaczają, że „są [one] zjawiskiem niezwyczajnym w codziennej działalności życiowej społeczności lokalnej. (…) W akta kupno-sprzedaż wpisuje się spontaniczna, nierzadko i zorganizowana zabawa. Plac targowy to [również] miejsce występów komediantów, pokazów akrobatycznych, cyrkowych, pre- 327 Wywiad z Janiną Irzyk. 328 Wywiad z Jerzym Chlipałą. 329 Wywiad z kowalem z Wiśniowej. 330 Wywiad z Urszulą Moryc – radną, członkinią małopolskiej izby rolniczej, właścicielką gospodarstwa ekologicznego, prze- wodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich w Wiśniowej. 331 Wywiad Julianem Stalmachem – z lokalnym przedsiębiorcą w Wiśniowej, handlarzem, właścicielem wielofunkcyjnego go- spodarstwa, konstruktorem. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 332 J. Grad, Obyczajowo-ludyczny wymiar jarmarku…, s. 28–29. zentacji «dziwów wszelakich» (…) W jarmarku mamy pomieszanie zwykłej działalności praktyczno-życiowej z ele- mentami ludycznymi, tworzącej swoisty konglomerat zachowań. Występuje tu, jak pisze Mike Featherstone333, «ludyczne pomieszanie kodów», przywołujące skojarzenia z karnawałem”334. Dawne jarmarki lub targi, niezależnie od tego czy były związane wyłącznie z przestrzenią miejską, czy rów- nież z wiejską, wpisywały się zawsze w kalendarz i system handlowy. Względy ekonomiczne i/lub odgórny na- kaz sprawiały, że wydarzenia organizowane były w taki sposób, by nie kolidowały ze sobą na danym obszarze. W świadomości społecznej dawnych pokoleń funkcjonował swoisty kalendarz odpustowy. Podczas gdy pewną stałą nadal pozostają odpusty parafialne, współcześnie w coraz liczniejszych wydarzeniach regionalnych niepo- dobna znaleźć niegdysiejszą spójność systemów handlowych czy też festiwalowych. W tym kontekście aktualne jest pytanie: czy dzisiejsze jarmarki, targi, kiermasze przyjmują coraz częściej formę festiwali, a nawet festynów, czy być może odwrotnie – skomercjalizowane festiwale, konkursy i przeglądy szeroko rozumianej kultury i sztuki ludowej bazują na formule dawnych jarmarków? W perspektywie studiów performatywnych każde takie wy- darzenie niezależnie od tego, jaką miało kiedyś a jaką przybierze obecnie formę sytuuje się na osi: święto (łac. festivus = świąteczny, radosny, wesoły, lecz także niecodzienny tj. wydzielony z codzienności i cykliczny) – spo- tkanie i wymiana (doroczny targ jako rynek i jako handel) – widowisko (wymiar nie tylko estetycznej i artystycznej reprezentacji) – teatr i gra (mimetyczne i ludyczne oddtwarzanie tradycji przodków)335. Przeprowadzone badania terenowe skłaniają autorki do zasygnalizowania ważnego problemu, który wykracza poza ramy wiśniowskich tra- dycji, a dotyczy udziału w wydarzeniach kulturalnych przedstawicieli dawnych profesji. Dość powszechną obecnie praktyką stało się ograniczanie w trakcie współczesnych jarmarków asortymentu (wy)twórców, rękodzielników i rzemieślników, którzy dodatkowo w wielu przypadkach poddawani są ostrej selekcji m.in. etnograficznej. Wielu organizatorów stosuje w tym względzie dwa kryteria: albo kultury ludowej rozumianej jednak – co należy podkre- ślić – błędnie jako wyłącznie kultura wiejska, chłopska, „niższa” i nieprofesjonalna, albo w pełni rekonstruowanej kultury średniowiecznej (np. rycerskiej). Taka strategia sprawia, że przestrzeń w trakcie wydarzeń staje się już nie tyle wykreowana, co symulowana. Problem uwidacznia się jeszcze bardziej, kiedy idee i wyobrażenia współcze- snych organizatorów tego typu imprez zestawi się z założeniami dawnych jarmarków, które po pierwsze, odby- wały się nie na wsiach a w miastach, a po drugie i najistotniejsze, były dla członków lokalnej wspólnoty „oknem na świat”, platformą inspirującą różnych (wy)twórców. Jarmarki jako miejsca spotkań umożliwiały ich lokalnym uczestnikom zapoznanie się z rozmaitymi nowinkami, trendami, oraz – jeśli nie nabycie, to chociaż obcowanie z towarami z różnych bliższych i dalszych stron świata. Dobra te należały zarówno do kultury wiejskiej, jak i miej- skiej. Warto nadmienić, że doświadczenia te miały wymiar inkluzywny, łączący przedstawicieli różnych stanów społecznych a niekiedy także odmiennych kultur. Grad słusznie zauważył, że było to miejsce przenikania się kultur, źródło modyfikacji i innowacji kulturowych w społecznościach lokalnych, miejsce formowania się nowych elementów obowiązujących wzorów obyczajowych336. Zjawisko to stanowiło międzykulturową i ponadstanową jarmarczną siłę zrównującą na określony czas zwyczajową, codzienną hierarchię społeczną i stosunki polityczne. Mimo że nie był to przykład w pełni communitas337, to jednak specjalnie stworzona wspólnotowa i negocjowana przestrzeń odgrywała ważną rolę w szeroko rozumianej wymianie międzyludzkiej. Dzięki jarmarczno-targowym wydarzeniom ludność wiejska pozyskiwała kolorowy i różnorodny asorty- ment z „szerokiego świata”, co wpływało nie tylko na ewolucję konsumpcjonizmu, lecz także przekonanie, że towary zewnętrzne, obce przynoszą prestiż, świadczą o powodzeniu oraz możliwości odróżnienia się od innych mieszkańców. Z tym ostatnim zjawiskiem łączyło się również wartościowanie produktów nielokalnych jako lepszych. Zwracał na to uwagę już Jan Stanisław Bystroń, pisząc w ostrym i jednocześnie bardzo patriotycznym tonie o negatywnym wpływie jarmarków na konkretną ludność miejscową: „«cywilizując» smak i oczy chłopa (…) odebrał jej [miejscowej ludności] wiarę we własne wyroby, jak ją rozdział z własnoręcznie tkanej odzieży, z samodziałów, a ubrał w swoje ze świata gałgany; co jej zrabował, a co nadniósł; jak zabił, jak zniszczył jej sztukę rodzimą, a dał jej w zamian tandetę”338. 333 Zob. M. Featherstone, Postmodernizm i estetyzacja życia codziennego, [w:] Postmodernizm. Antologia przekładów, oprac. R. Nycz, Kraków 1997, s. 302–306. 334 Tamże, s. 32–33. 335 Por. m.in. R. Schechner, Performatyka: Wstęp, przeł. T. Kubikowski, red. przekł. M. Rochowski, Wrocław 2006; Rytuał, dramat, święto, spektakl...; V. Turner, Od rytuału do teatru. Powaga zabawy, przekł. M. i J. Dziekanowie, Warszawa 2005. Więcej o fe- stiwalach w tej perspektywie zob. J. Dziadowiec, Festum folkloricum. Performatywność folkloru w kulturze współczesnej. Rzecz o międzykulturowych festiwalach folklorystycznych, Warszawa 2016. 336 J. Grad, Obyczajowo-ludyczny wymiar jarmarku…, s. 27. 337 Łac. wspólnota, wspólny udział, społeczeństwo, także więź, łączność, niezdystansowana i niezhierarchizowana zasadnicza i organiczna więź międzyludzka, bez której nie byłoby żadnego społeczeństwa. Kiedy ulegnie sformalizowanej organizacji przechodzi w societas. Zob. np. V. Turner, Proces rytualny: struktura i antystruktura, przeł. E. Dżurak, wstęp J. Tokarska-Bakir, Warszawa 2010. 338 J.S. Bystroń, Kultura ludowa, Warszawa 1947, s. 281. Dzisiejsza Wiśnióweczka Pomysłodawcom i uczestnikom przedsięwzięcia „Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu” towarzyszyło przekonanie, że możliwe i pożądane jest budowanie przez członków miejscowej społeczności lokalnej wspólnoty opartej na własnej tradycji kulturowej oraz odkrywanie świadomości wielorakich elementów swojego mikrodziedzictwa. W tym przypadku działania skoncentrowane były na lokalnej sieci targowej. Główna idea zmaterializowała się w postaci jednego z finałowych wydarzeń projektowych, które przybrało też jego nazwę. Wiśniowski Jarmark miał być współtworzony przez samych mieszkańców, a przede wszystkim przez wszystkich zidentyfikowanych w trakcie projektu przedstawicieli tradycyjnych profesji, tj. sze- roko rozumianych rzemieślników, przetwórców, wytwórców, rękodzielników, hodowców, konstruktorów, kolek- cjonerów, twórców i artystów. Istotnie założenia te dzięki zaangażowaniu i otwarciu wskazanych powyżej osób udało się z sukcesem zrealizować. Jednym z głównych wyznaczników możliwości indywidualnego bądź zbiorowe- go handlowania oraz prezentowania się na jarmarku – czy też jego współorganizacji w różnych wymiarach – było bowiem miejsce zamieszkania: teren gminy Wiśniowa. Mieszkańcy włączali się w jego organizację – w myśl zasady HANDMADE IN GMINA WIŚNIOWA / WIŚNIOWSKO RÓCNO ROBOTA – m.in. poprzez: • własne stoisko z tradycyjnymi i współczesnymi wyrobami, wytworami, przetworami, produktami, ręko- dziełem, pamiątkami; • warsztaty rzemieślnicze, rękodzielnicze, wytwórcze, przetwórcze, artystyczne, folklorystyczne, muzycz- ne, taneczne, w trakcie których prezentowano różne rodzaje technik wytwórczych; • lokalną gastronomię, tradycyjną kuchnię, o którą zadbały miejscowe Koła Gospodyń Wiejskich; • prezentację lokalnej twórczości m.in. konstruktorskiej, gawędziarskiej, poetyckiej, śpiewaczej, muzycznej, tanecznej, które miały miejsce tak na scenie, jak i w innych przestrzeniach jarmarku; • inicjatywę wpisującą się w „wietrzenie wiśniowskiej domowej spuścizny” z warsztatów, pracowni, szaf, strychów, garaży, piwnic, magazynów – wiśniowskie „skarby kolekcjonerskie i archiwalne” pochodziły za- równo od mieszkańców indywidualnych, jak i od lokalnych stowarzyszeń i zasiliły wystawę „Wiśniowskie dziedzictwo w działaniu”, która – jak zostało już wspomniane we Wprowadzeniu – w swoim pierwotnym zamierzeniu miała być jedynie wystawą dawnych i współczesnych fotografii zatytułowaną „Wiśniowskie dziedzictwo w dawnym obiektywie”. Fot. 91. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Grażyny Murzyn z Poznachowic Dolnych zajmującej się krawiectwem, wyrobem biżuterii i handlem, Wiśniowa 2019. Fot. MART Fotografia Fot. 92. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Stanisławy Tokarz, gawędziarki i pieśniarki zajmującej się również plastyką obrzędową i bibułkarstwem, Wiśniowa 2019. Fot. 93. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, prace Jana Sczepanika z Glichowa stanowiące część wystawy „Wiśniowskie dziedzictwo” w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu, Wiśniowa 2019. Fot. Joanna Dziadowiec-Greganić Fot. 94. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Marii „Majki” z Lipnika zajmującej się malarstwem, rękodziełem, twórczością pisarską, Wiśniowa 2019. Fot. MART Fotografia Fot. 95. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Jadwigi z Wiśniowej zajmującej się hafciarstwem, koronkarstwem, plastyką obrzędową, wyrobem biżuterii, Wiśniowa 2019. Fot. 96. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Janiny Irzyk z Lipnika zajmującej się poezją i pisarstwem ludowym, pamiętnikarstwem oraz bibułkarstwem, Wiśniowa 2019. Fot. MART Fotografia Fot. 97. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Pszczelarzy z Koła Terenowego Wiśniowa Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy, Wiśniowa 2019. Fot. MART Fotografia Fot. 98. Wiśniowski jarmark, stoisko Koła Gospodyń Wiejskich z Glichowa, Wiśniowa 2019. Fot. MART Fotografia Fot. 99. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Koła Gospodyń Wiejskich z Węglówki, Wiśniowa 2019. W trakcie jarmarku stoiska mieli zarówno wystawcy indywidualni, miejscowi drobni przedsiębiorcy, jak i lokalne stowarzyszenia gminne np. Koła Gospodyń Wiejskich, Ochotnicze Straże Pożarne, zespoły regionalne, orkiestry, stowarzyszenia artystyczne, rękodzielnicze, rzemieślnicze, hodowlane, społeczne. Wraz z jarmarkiem zorganizowano wiele wydarzeń towarzyszących: • wystawa zdjęć, prac lokalnych artystów oraz pamiątkowych obiektów mieszkańców „WIŚNIOWSKIE DZIEDZICTWO W DAWNYM OBIEKTYWIE”; • premiera zrealizowanego w trakcie etnograficznych badań terenowych filmu Handmade in Wiśniowa. Wiśniowsko Rócno Robota, Autorstwo projektu: Joanna Dziadowiec-Greganić, Agnieszka Dudek, zdjęcia i montaż: Mariusz Grabarski, Anahita Rezaei, Producent: Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej, Wiśniowa 2019; • podsumowanie projektu „MATECZNIK TRADYCJI” działającego w ramach Małopolskiej Szkoły Tradycji Małopolskiego Centrum Kultury „Sokół”: koncert finałowy lokalnych uczestników – mistrzów i uczniów Warsztatów Muzykowania Ludowego; • występy i tematyczne widowiska współtworzone przez różne pokolenia mieszkańców działających w lo- kalnym ruchu artystycznym, folklorystycznym, wśród których znaleźli się laureaci konkursu Śpiewaków i Gawędziarzy Ludowych „Bajania nad Krzyworzeką”; • DZIEŃ OTWARTYCH WIŚNIOWSKICH ZABYTKÓW: możliwość zwiedzenia Izby Regionalnej, kościoła św. Marcina, drewnianej bożnicy; • zlot zabytkowych samochodów; • koncert Karoliny Szczurowskiej oraz gwiazdy wieczoru zespołu Future Folk; • zabawa taneczna/potańcówka z zespołem Avantago oraz DJ Brothers; • wesołe miasteczko, ścianka wspinaczkowa; • pokaz ratownictwa drogowego; • I Bieg „WIŚNIOWA RUN”. Fot. 100. Elżbieta Bogacz wykonująca utwór Kolorowe jarmarki na otwarcie Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – jej własna inicjatywa włączenia się w wydarzenie. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych wraz z odbywającym się dzień po nim Festiwalem Kultury Beskidu Wyspowego „Beskidzkie Rytmy i Smaki” był częścią większej lokalnej imprezy plenerowej – znanych i rozpoznawalnych wśród miejscowych DNI WIŚNIOWEJ – WIŚNIÓWECZKI 2019. Tym sposobem przedsięwzięcie nie zamknęło się jedynie na szczytnej – ale często paradoksalnie niewystarczającej, by mogła zostać zrealizowana – idei dbania o własne dziedzictwo. Przyciągnęło ono odbiorców reprezentujących róż- norodne grupy, które wobec współczesnych lokalnych imprez plenerowych mają różne – często sprzeczne ze sobą oczekiwania. Wiśniowski Jarmark, zgodnie z założeniami projektu, stał się zatem okazją do włączenia różnych przedsięwzięć gminnych i dowodem na osiągnięcie konsensusu w małej lokalnej społeczności. Być może mogły one w takiej formie i z takim zasięgiem dojść do skutku właśnie dlatego, że zostały spięte pod szyldem jednego głównego wydarzenia lokalnego. Przedsięwzięcie to ostatecznie, niezależnie od zamierzeń pomysłodawców, wpisało się w dawne barwne kolorowe jarmarki, targi jeszcze z innego względu. Były one w przeszłości miejscem, w którym pomiędzy transakcjami handlowymi miały miejsce liczne widowiska: kugla- rzy, śpiewaków, muzykantów, magików, aktorów. Kiedy zaś rozbudowywano element sceniczny brali w nim aktywny udział również lokalni artyści. Jak trafnie ujął to Józef Bursza, wraz z dniami odpustów jarmarki były jasnymi dniami w ciężkim, monotonnym „przygniocie” i szarzyźnie codziennego życia wsi pańszczyźnianej339. W tym miejscu należy żywić nadzieję, że idea wiśniowskich jarmarków będzie miała swoją – być może cyklicz- ną – kontynuację. 339 Zob. J. Burszta, Społeczeństwo i karczma. Propinacja, karczma i sprawa alkoholizmu w społeczeństwie polskim XIX wieku, Warszawa 1955. Rozdział 5. Wiśniowscy Żydzi i ich profesje Ona przychodziła do nos kupować jojka czy casom syr. I jak się zgadała z moją mamą, ze potrzebuje takie dziewczynki, któro by i pomogała z towarem robić. I godała, ze jo bym jej bardzo pasowała. A mama powiedziała: To jeźdź i rób, jak ona Ci koze, zebyś jej podowała i co dos rady a co zaś nie, to zebyś co nie rozwaliła zaś. Ale jak ona boła się o mnie, Żydówka była bo Żydówka, ale jak się boła o mnie, jak jechałyśmy na te jarmaki, jak opiekowała się mną straśnie340. Historyczno-etnograficzne spojrzenie na Wiśniową i okolice sprzyja odkrywaniu bogactwa odmiennych wpływów, które ukształtowały ten region. Jak wspomniano już powyżej, różnorodności te widać zarówno w obrębie kultury polskiej: Lachów, Krakowiaków i Górali, jak i kultur: żydowskiej, węgierskiej, romskiej a nawet tatarskiej. Według Stanisława Węglarza, rozważania naukowe o kulturze, dodatkowo wsparte praktyką samo- rządową, sugerują wprowadzanie zmian w polityce kulturalnej, które winny być nakierowane na zachowanie i dbanie o dziedzictwo bez względu na jego (wy)twórców341. Realizacja ustawowych zasad z zakresu kultury po- przez konkretne działania, uwarunkowane m.in. położeniem geograficznym, sytuacją demograficzną, historią, tradycją, aktualnym kontekstem społecznym i kulturowym regionu342. Dziedzictwo żydowskie – poszukiwanie kulturowych połączeń Z żydowską przeszłością można postąpić na dwa sposoby – przekonuje Marina Hakkarainen – zapo- mnieć o tej przeszłości jako o czymś nie prestiżowym i dlatego nie wartym pamiętania albo przedstawiać ją w duchu „romantyczno-nostalgicznym”343. Takie ujęcie koresponduje w pewnym stopniu z koncepcją dwóch rodzajów zbiorowego pamiętania Radosława Poczykowskiego, który wymienia: pamięć dysfunkcjonalną opartą na pielęgnowaniu różnic i odgradzaniu się od obcych oraz pamięć otwartą zorientowaną na dialog i szukanie kulturowych miejsc wspólnych344. Pisząc o miejscu społeczności żydowskich w pamięci zbiorowej mieszkańców Białostocczyzny, zaznacza on, że przywrócenie owej pamięci do wytwarzanych przez różne ruchy społeczne obrazów lokalnej przeszłości może stać się rodzajem zbiorowej terapii, swoistym lustrem, w którym przeglądać się mogą współcześni mieszkańcy regionu. Powodować to może refleksję nad ich własną tożsamością oraz szerzej nad korzeniami kulturowymi miejsca, z którego pochodzą. Natomiast, jak przyznaje Stanisław Węglarz, „samopoznanie, odkrywanie swej identyczności, tożsamości zawdzięczamy innym, poczucie własnej identycz- ności jest rezultatem konfrontacji porównania z innymi”345. Materiały zebrane przez Marinę Hakkarainen wśród współczesnych mieszkańców prowincjonalnych mia- steczek na Ukrainie pokazują, że żydowska przeszłość stała się obecnie bardzo „popularna”. Zainteresowanie nią nie dotyczy włącznie rodzinnych dziejów Żydów, ale wynika ono z przekonania o jej ważności jako części lokalnej historii. Żydowskie dawne zawody, m.in. rzemiosło, handel, były istotnym tematem jej rozmówców. Narracje respondentów zaś można traktować jako „etnicznie egzotyzujące” lokalną przeszłość346. Potężny wpływ na odtworzenie społecznego międzywojennego obrazu mają opowiadania mieszkańców gminy Wiśniowa. W trakcie prowadzonych przez członków zespołu projektowego badań terenowych wielu starszych mieszkańców gminy wspominało życie na styku kultur polskiej i żydowskiej w wielu wymiarach: 340 Wywiad z Heleną Śmigla. 341 Por. S. Owsianowska, M. Banaszkiewicz, Trudne dziedzictwo a turystyka. O dysonansie dziedzictwa kulturowego, „Turystyka Kulturowa” 2015, nr 11, s. 6–24; Trudne dziedzictwo. Tradycje dawnych i obecnych mieszkańców Dolnego Śląska, red. J. Nowosielska-Sobel, G. Strauchold, Wrocław 2006. 342 S. Węglarz, Zadania samorządu terytorialnego w zachowaniu i upowszechnianiu dziedzictwa kulturowego. Doświadczenia powiatu nowosądeckiego, „Studia Etnologiczne i Antropologiczne” t. XIV, 2014, s. 71. 343 M. Hakkarainen, A Town Recalls Its Past: Narratives About Jewish Craftsmen and Handicrafts, „East European Jewish Affairs” Vol. 38, 2008, nr 1, s. 21–33; tłum. własne. 344 R. Poczykowski, Obcy, czy nasi? Żydzi w pamięci zbiorowej mieszkańców białostocczyzny, „Pogranicze. Studia Społeczne” 2009, t. XV, s. 21. 345 S. Węglarz, Tradycje wielokulturowości na Sądecczyźnie – zarys problematyki, [w:] Edukacja regionalna – Ziemia Sądecka, red. J. Staszek, Kraków 2006, s. 32. 346 M. Hakkarainen, A Town Recalls Its Past…, s. 21–33. stosunków międzysąsiedzkich i zawodowych, specyficznej komplementarności życia codziennego w obrębie sąsiedztwa, wsi i najbliższego otoczenia. To, jaki obraz został stworzony, niewątpliwie uzależnione było od narratorów i ich zdolności do opowiedzenia historii. Bardzo często historie te relacjonowały krótko fakty z ich życia. Bardziej żywe narracje obfitowały jednak w liczne i niekiedy dopracowane szczegóły. W tych opowie- ściach fabuła nie jest jednorodna. Często bywa ona przerywana, wyrwana z kontekstu. W nielicznych wyjąt- kach, informatorzy rozwinęli ją w większy tekst. Wiele z zebranych przez nas opowieści ma wyraźnie charakter impresjonistyczny lub przypomina swego rodzaju „obrazy rodzajowe”, ponieważ przekazywane były najczęściej wrażenia z dzieciństwa, zlokalizowane w różnej przestrzeni: targ, jarmark, droga, karczma, sklep, dom. Oto przykład takiej opowieści: • Pamiętam jeździłam przeciyz z tom Tomcią347, pamiętam w każdy czwartek, w który jechałam z nią na jarmarki. A jarmarki były w Skrzydlnej i w Myślenicach, to tam były takie specjalne postawiane duśkie przy- krycia, takie szopy a w tych przykryciach były półki. Jo te towary zbjyrałam, przywieźli tam wozem, i na tych półkach powkładałam co, kto chcioł i pokazywał laseczkom: ton kawałek dej, i jak kupił, to jo zem na meter mierzyła, ile kto potrzebuje, ile kto chcioł cy meter, cy dwa. Ona to wszystko cięła, a jo tylko dokładałam i układałam. • A jak to się zaczęło, że Pani z tą Tomcią jeździła? • No szukać grosza, jak cłowiek podrósł, to trzeba było wyskocyć. Ale mama mi mówiła: na to i na to godzine ino mosz być. No i na tych potańcówkach miałam takie strasne, rwanie bo nima jak od Skowronka dziew- czyna, bo tak się wytańcuje. A teroz to te młode nie umiejo. • A do kiedy Pani jeździła na te jarmarki? • Dopóki nie było wojny to się jeździło. Myśmy były na jarmarku i prawie rozłożyłyśmy te towary i zaczeły my handlować. A tutoj chodził taki Opiły nazywoł się i chodził i tak głośno godoł: „Kto z obcych stron to proszę wyjeżdżać, bo Niemiec jest już w Polsce, bo Niemiec zajmuje nam już Polske”. A jak ona to usłyszała, to tak strasznie płakała, bo ich byli Niemcy, bo Żydów Niemcy zabijali. I tak myśmy zaś musiały te półki zbjyrać, te towary, i uciekac do Wiśniowy. Uciekłyśmy do tej Wiśniowy, a tu Niemcy już byli i co pozostawili po sobie? Krew na ulicach (…) • A co się stało z tą Tomcią? • To była Topcia, a wszyscy wołali po swojemu Tomcia. I właśnie przyjechaliśmy z tego jarmarku i nie wia- domo co się wtedy stało i wlazłyśmy do tego domu, w którym mieszkała, jo na drugi dzień zachodzo do Tomcie i patrze sie, a gdzie sie ona podzioła i gdzie ten towar z jarmarku, który nie sprzedałyśmy, a który przywiozłyśmy z powrotem. A gdzie ona sie podziała, kto jo wziął i te towary zabroł. • I tylko w dwie żeście jeździły, tak? • Tak i jesce był ten, kto jeździł z nami na te jarmarki busami, woźnica to ten, który jeździł końmi. I on nos przywoził i wywoził na te jarmarki. Ileśmy sprzedały to tyle, a reszta wracała do domu. I z tego jarmarku • jak on tak wołoł, żeby uciekać, no i przez jedno noc, nie wium, co się z nią stało ani z tymi materiałami. I godali nom: „Dzieci nie wychodźcie z domu, bo widziecie, co sie dzieje na polu”, bo zabijali dzieci. A była babcia, mojego brata córka, i ta babcia na rekach to dziecie bawiła (…) • Ile mieliście roków, jak żeście z tą Tomcią handlowali? • Byłam panienką, no może miałam z 15 czy 16 lot. Tak se nieroz wracom do przeszłości i myślo: i co z tymi materiałami, jak bym wiedziała, ze ona tak to chciała schować, żeby jej kto nie wzioł, to jo bym to wzioła to swojej chałupy i bym schowała, ona mi straśnie wierzyła, o Jezu jak się o mnie boła, jak płakała jak Niemcy jado, to zol człowieka było (…) • To była cała rodzina żydowska, tak? I czy oni mieli też sklep z tymi materiałami? • Oni mieli taki dom, co se wybudowali i oprawili tak tymczasowo i oni se w tym mieszkali, no i ona se te towary przywoziła i już miała gotowe, tak jak na jarmark jechała no i sprzedawała. • Babcia jeszcze opowiadała, że przed wojną było sporo Żydów, nawet mieli takie porobiony w ziemi lód i przez długie miesiące na wiosne przechowywali różne artykuły, które się nie psuły. • Jak tu Żydówka miała ten sklep z towarem i był taki pan, co pokazywał kijom „to mi proszę podać i to” a Jo to wyciugałam, a ona cekała, az sie mu to udo kupić, to przecino, pakuje. Bo kto co chioł i jakie, to ona to pakowała, a jak ino usłysała tego Opiły, który godoł, ze kto jest z obcych stron, to niech wyjeżdża i, to ona tak straśnie płakała i powiedziała „szlanski zuch”, nie wiem co to było cy przekleństwo, cy co, ale tak godała po niemiecku cy po polsku, jo nie wium. I uciekali my z te Skrzydlne z tego jarmarku i tyle co jo zem jej pomogła ten towar włożyć do tego jej mijyszkanio, złożyły my to i jo darłam do domu. Bo jak Niemcy to zem sie boła i poleciałam. • A na jarmarkach w Wiśniowej też ta rodzina Żydowska sprzedawała? • Tyz, tyz sprzedawała, jeździły my to tu to tam i ona miała zezwolenie, ze mogła wszyndzie jechać i sprze- dawać, a mnie miała za pomoc. 347 Tomcia – prawdopodobne nazwisko Gasterrer, które przypomniała sobie pani Helena już po wywiadzie. ? A ona była starsza od Pani? ? No tak, tak bo jo zem miała może 13 cy 15 lot, jak zem z niom jeździła. ? A jakżeście się z nią poznały? ? Ona przychodziła do nos kupować jojka czy casom syr. I jak się zgadała z moją mamą, ze potrzebuje ta- kie dziewczynki, któro by jej pomogała z towarem robić. I godała, ze jo bym jej bardzo pasowała. A mama powiedziała: „To jeźdź i rób, jak ona ci koze, zebyś jej podowała i co dos rady, a co zaś nie to zebyś co nie rozwaliła zaś”. Ale jak ona boła się o mnie, Żydówka była bo Żydówka, ale jak sie boła o mnie, jak jechałyśmy na te jarmaki, jak opiekowała sie mną straśnie348. Fot. 101. Helena Śmigla – hafciarka, rolniczka, pomocnica żydowskiej handlarki z Wiśniowej. Fot. Anahita Rezaei Powyższy obszerny fragment rozmowy z mieszkanką Wiśniowej ukazuje przykład bezpośredniej pol- sko-żydowskiej współpracy zawodowej. Nie można zaprzeczyć, że ludność katolicką i żydowską dzieliła nie- widzialna granica, a światy te były zupełnie od siebie różne. Izolacja kulturowa349 społeczności żydowskiej celowo była też potęgowana w celu odróżnienia się od „obcych” w sytuacji intensywnego kontaktu kulturo- wego. Zachowanie grupowej tożsamości wymagało bowiem podtrzymywania i pielęgnowania różnie rozumia- nej odmienności350. Już od średniowiecza „Żydzi ucieleśniali «inność» w sposób doskonały: byli przybyszami, wyglądali inaczej, mówili innym językiem, wyznawali inną religię, żyli odmiennym rytmem (…)”351. Tworzyło to niezaprzeczalną granicę. Setki lat sąsiedztwa352 ze sobą spowodowały jednak, że granica ta była przekraczalna. Przestrzenią kontaktów, która umożliwiała wzajemne oddziaływanie, dzięki któremu możliwe było przenikanie i transfer elementów kulturowych było codzienne życie353. Próbując przekraczać granice narzucone przez prawodawstwo krajowe354 i kościelne, przez zasady reli- gijne i specyfikę obu kultur, zaznaczyć można obszary sprzyjające temu nierzadkiemu zjawisku. Po pierwsze, były to kontakty wiejskiej ludności żydowskiej z ludnością chłopską w sferze zajęć gospodarczych. Po drugie, 348 Wywiad z Heleną Śmigla – hafciarką, rolniczką, pomocnicą żydowskiej handlarki z Wiśniowej. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 349 Można przyjąć dwie perspektywy: „asymilacji” bądź „izolacji” kultur. Rozumiejąc asymilację jako intensywny kontakt kultu- rowy pomiędzy grupami etnograficznymi, co może prowadzić do integracji kulturowej. 350 S. Węglarz, Tradycje wielokulturowości…, s. 33. 351 H. Zaremska, Żydzi w średniowiecznej Polsce gmina krakowska, Warszawa 2011, s. 12. 352 Pierwsi Żydzi w Polsce (tzw. Rodanici, Żydzi z miast nad Rodanem) handlują z plemionami słowiańskimi tkaninami, futrami, jedwabiem i niewolnikami. Pierwszym znanym z imienia Żydem na ziemiach polskich jest kupiec dyplomata Ibrahim ibn Jakub. A. Dylewski, Śladami Żydów polskich…, s. 11. 353 E. Banasiewicz-Ossowska, Między dwoma światami. Żydzi w polskiej kulturze ludowej, Wrocław 2007, s. 117. 354 Wybrane ważne daty dziejów Żydów na ziemiach polskich i akty prawne regulujące ich status to: 1264 r.- statut kaliski – akt prawny Bolesława Pobożnego regulujący obecność Żydów w Wielkopolsce; 1581 r. – Stefan Batory nadaje Żydom autonomię na skalę niespotykaną dotąd w Europie; 1862 r. – równouprawnienie Żydów w Królestwie Polskim, następnie wprowadzono prawodawstwo antyżydowskie w Rosji ograniczające m.in. liczbę wykonywanych zawodów; 1867 r.– rów- nouprawnienie w zaborze austriackim; 1869 r. – równouprawnienie w zaborze pruskim; 1919 r. – Żydzi otrzymują równe prawa polityczne. Rzeczpospolita Polska podpisuje traktat mniejszościowy; 1934 r. – zawieszenie obowiązywania traktatu mniejszościowego; 1939 r. wybuch II wojny światowej; 1939-1942 – tzw. polityka wyniszczenia przez tzw. Einsatzgrip- pen; 1945–1949 – ostatnie lata istnienia zwartej społeczności żydowskiej w Polsce. A. Dylewski, Śladami Żydów polskich…, s. 13–15. przekraczano granice kulturowe w kontaktach na płaszczyźnie stosunków codziennych i sąsiedzkich. Kolejnym obszarem była obrzędowość wiejska oraz przeniesienie postaci Żydów odgrywanych przez aktorów w tejże obrzędowości. Wreszcie ostatnim, najbardziej interesującym aspektem w perspektywie wiśniowskiego projektu było rzemiosło i stosunki handlowe355. Wykazuje to ostatecznie, że ta oddzielająca granica, w zasadzie akceptowana i postrzegana jako naturalna przez obie strony, wielokrotnie i na różne sposoby przekraczana była przez człon- ków obu społeczności i tak naprawdę nie tylko dzieliła, lecz również łączyła356. Obecność kultury żydowskiej odgrywała ważną rolę w życiu społecznym i gospodarczym wspólnoty wiśniowskiej. Nie stanowiła ona jedynie marginesu tej kultury lecz jej integralną część. Rzemiosło, handel, jarmark i karczma – żydowskie profesje jako obrazy przeszłości U schyłku I Rzeczpospolitej Żydzi zajmowali się ponad pięćdziesięcioma różnorodnymi rzemiosłami. Poza pracą w zawodach rzemieślniczych głównym obszarem ich działalności był jednak handel. Ponadto trudnili się także medycyną, aptekarstwem, lichwą i arendą. W handlu zagranicznym użyteczne okazywały się kontakty pomiędzy gminami i miastami, które tworzyły ogólnoeuropejską sieć kontaktów i połączeń handlowych. Zna- czące funkcje pełnili jednak tylko nieliczni Żydzi. W strukturze tej dominowali najbiedniejsi: wędrowni krawcy, szewcy, blacharze, cyrulicy357. Początki osadnictwa społeczności żydowskiej w Wiśniowej są trudne do jednoznacznego wskazania. Osadnictwo żydowskie na terenie wsi ziemi myślenickiej datowane jest na koniec XVIII wieku. W zdecydo- wanej większości – choć nie wyłącznie – Żydzi adaptowali się do tych zawodów, które przez społeczność chrześcijańską były lekceważone lub ich wykonywanie było im zakazane. Do połowy XIX wieku Żydzi nie mogli zamieszkiwać na terenie samych Myślenic. W okresie tym w Wiśniowej mogło mieszkać kilka rodzin żydowskich. Ich dorośli członkowie zajmowali się przede wszystkim handlem. Innymi profesjami, jakie wy- konywali Żydzi były: krawiectwo, szewstwo oraz masarstwo. Pod koniec XIX wieku w Wiśniowej na 1 600 mieszkańców i 244 domy było 60 Żydów358. W okresie II Rzeczypospolitej liczebność społeczności żydow- skiej na terenie ziemi myślenickiej znacznie wzrosła. Jej przedstawiciele gromadzili się przede wszystkim w obrębie miast i ośrodków przemysłowo-handlowych. Wiśniowska społeczność żydowska, choć coraz licz- niejsza, była jednak zbyt mała, by stworzyć oddzielną gminę. Administracyjnie przynależała zatem do kahału wielickiego w Klaśnie. Sąd natomiast znajdował się w Dobczycach359. W okresie międzywojennym w Wiśniowej i okolicy mieszkało prawdopodobnie kilkanaście rodzin żydow- skich. Członkowie tutejszej społeczność zajmowali się głównie handlem, w tym prawdopodobnie również han- dlem wędrownym, który zarówno na terenie Galicji, jak i Królestwa był domeną typowo żydowską. Handlarze domokrążni, wędrując od wsi do wsi, skupywali zarówno produkty rolne ziemniaki, bydło, ptactwo, nabiał, jak i produkty przemysłowe. Handlowali oni zbożem i drzewem, a niektórzy także końmi. Oprócz handlu Żydzi wiśniowscy prowadzili również sklepy, wyszynki i zajazdy. • Czy na terenie Wiśniowej byli i żyli Żydzi? • Byli, byli. Bo kupował od nich tata żelazo (…) • I czym się ci Żydzi zajmowali? • Przeważnie handel. Byli też Żydzi i tacy i tacy, ale raczej stawiano na handel, jo tego nie widziołem, ale to z opowiadania wiem od taty. Wszystko kupował od Żydów, bo tak oni opanowali cały rynek. Kupowoł żelazo od nich do Myślunic i cokolwiek sukoł, bo nigdzie nie znalazł, a u Żyda było (…) • A co po nich pozostało? • Nic specjalnego, tylko tyle słychać co handel360. Pomimo równouprawnienia Żydów, rozmiary handlu żydowskiego starano się jednak ograniczyć. Wią- zało się to również z ograniczaniem wszelkich zawodów przez nich wykonywanych. W Galicji przed I wojną światową wprowadzono koncesje na handel wędrowny. Działania te nie wyeliminowały jednak Żydów z rynku. 355 W chwili wybuchu wojny w Polsce mieszkało 3,46 mln Żydów (10% ogółu ludności). 42,4% żyło z drobnego rzemiosła, 36,6% zajmowało się handlem, 4,5% transportem, 4,3% ogrodnictwem i rolnictwem, ponad 2% lecznictwem, ponad 2% oświatą, 1,8% stanowiły wolne zawody m.in. prawnicy i adwokaci. Tamże, s. 13 i 16. 356 A. Cała, Wizerunek Żyda w polskiej kulturze ludowej, Warszawa 2005, s. 16. 357 A. Dylewski, Śladami Żydów polskich…, s. 13. 358 Wiśniowa, [w:] Odkryj Beskid Wyspowy, [online:] http://www.odkryjbeskidwyspowy.pl/informator/info/at/89, dostęp: 6 VIII 2019. 359 Zob. J. Michalewicz, Żydowskie okręgi metrykalne i żydowskie gminy wyznaniowe w Galicji doby autonomicznej, Kraków 2005. 360 Wywiad z Adamem Woźniczką – kowalem, tokarzem, mechanikiem maszyn rolniczych z Lipnika. Cały wywiad zob. Wiśniow- skie rozmowy rzeki. Szukając zbytu dla towarów oraz chcąc zapewnić swoim rodzinom minimum bytowe, żydowscy handlarze ob- niżyli drastycznie swój zarobek konkurencyjną ceną dla innych handlarzy361. ? A opowiadali coś może rodzice, czy byli tutaj Żydzi? ? Pani tu było piełno we Wiśniowy Żydów, tak golili ludzi, bo umieli kupować; eech żydowski naród to jest handlorz, no… ? A czym handlowali? ? No wszystkim (…) No ubraniami, ciuchami ale i mięsami (…) ? No i co ci Żydzi tutaj jeszcze robili? Mieli sklepy czy coś? ? No mieli sklepy, tam jest jesce dom pod „Kulturą”362 ten żydowski i ktoś się tym domem zajmuje, odnowia- jo go. A jest jakosik rodzina, że on tutoj przyjyzdzo – wnuk363. „U Żyda było zasadą dać dobry towar, choćby pół grosza taniej”364. Również oferowany asortyment miał odpowiadać potrzebom chłopów. Żydowscy kupcy dbali o swoich, realizowali ich zamówienia, wykazywali się przy tym doświadczeniem handlowym, operatywnością i darem przekonywania. Mieli oni indywidualne podej- ście do klienta, obsługując go grzecznie i cierpliwie. Zwracając uwagę na osobiste preferencje, potrafili wysłu- chać, doradzić i pocieszyć. Dla chłopów istotne było, że „u Żyda” można było kupić taniej365 oraz „targować się można, choćby kilka godzin”366. ? A czym oni się zajmowali? ? No handlem, tylko i wyłącznie ino miał grosza zarobku, to już sprzedawał. W Dobczycach miał ubranie takie drogie, jak nikt nie chciał kupić, to później zaprosił na herbatę i spuszczał z ceny. Oni złymi ludźmi nie byli. U Żyda człowiek wszystko kupił367. ? Czy ludność miejscowa wchodziła z nimi w jakiś kontakt? ? Kontakt taki, ze trzeba było u nich wszystko kupić. Wszystko u nich kupił, najdrobniejszą rzecz, nawet tego co nie było w sklepach, to u Żydów zawsze było. Najdrobniejszą rzecz się kupowało u nich368. Miejscem, w którym następowała wymiana gospodarcza i kulturowa, podczas której Żydzi bezpośrednio spotykali się z pozostałymi mieszkańcami Wiśniowej i okolic były wspomniane wyżej targi i jarmarki. ? A jarmarki odbywały się tutaj w Wiśniowej? Pamięta Pan coś? ? Był kiedyś jarmark koło Domy Kultury i on był w każdy czwartek. A przed wojną Żydzi kupowali wszystko na naszych jarmarkach369. W połowie XIX wieku w obrębie ziemi myślenickiej ustalono dni tygodnia, w których odbywały się jarmarki i targi. Rozkład ich terminów utrzymał się do końca lat 20. XX wieku, umożliwiając handlarzom, mieszkańcom Wiśniowej i innych wsi, udział w targach przynajmniej jeden raz w tygodniu w miejscowości położonej w stosunkowo niewielkiej odległości od ich rodzinnej wsi. I tak na przełomie lat 20. i 30. XX wieku terminy wielkich targów w obrębie ziemi myślenickiej wyglądały następująco: czwartek – Wiśniowa, środa • Gdów, środa – Dobczyce, poniedziałek – Sułkowice, poniedziałek – Myślenice, poniedziałek – Jordanów. Mieszkańcy okolicznych wsi wokół Wiśniowej jeździli też na małe targi, szczególnie do Skrzydlnej w każdy czwartek. Poza tym w każdy czwartek odbywały się targi w Wieliczce, we wtorki w Mszanie Dolnej, natomiast we środy w Kalwarii Zebrzydowskiej. Miejscowi rzemieślnicy i handlarze rozkładali swoje produkty na kramach: buty, pantofle, powrozy, liny i uprząż dla koni, nabiał, drób, który skupywali od rolników z okolicznych wsi. W Wiśniowej również odby- wał się wspomniany w poprzednim rozdziale handel bydłem. Place targowe dysponowały specjalnymi wagami zwierzęcymi chroniącymi mało świadomych rolników przed ujemnymi dla nich skutkami, powszechnie wystę- pującej na wsiach formy sprzedaży „na oko”. Równocześnie w najbliższym sąsiedztwie wszystkich targowisk zwierzęcych, w tym również Wiśniowej, czynne były rzeźnie gminne wydzierżawione w większości miejsco- wym rzeźnikom370. Współcześnie w dawnej wiśniowskiej rzeźni mieści się opisana w rozdziale pierwszym izba regionalna. Mimo braku jednoznacznej informacji o rzeźni żydowskiej w Wiśniowej, wszędzie tam gdzie istniały 361 E. Banasiewicz-Ossowska, Między dwoma światami…, s. 121–122. 362 Mowa o Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Wiśniowej mieszczącym się w okolicy wiśniowskiego rynku. 363 Wywiadu z Franciszkiem Dudkiem – rolnikiem, gawędziarzem ludowym z Lipnika. 364 Wieliczka, woj. krakowskie, Arch. Prac. Inst. Szt. PAN, 95750, 760/374, A. Giluk, 1989. 365 E. Banasiewicz-Ossowska, Między dwoma światami…, s. 122. 366 Wieliczka, woj. krakowskie, Arch. Prac. Inst. Szt. PAN, 95750, 760/374, A. Giluk, 1989. 367 Wywiad z Janem Stalmachem – stolarzem z Lipnika. Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 368 Wywiad z Adamem Woźniczką – kowalem, tokarzem i mechanikiem maszyn rolniczych z Lipnika. Cały wywiad zob. Wiśniow- skie rozmowy rzeki. 369 Wywiad z Janem Stalmachem. 370 A. Mysiński, Ziemia myślenicka w dwudziestoleciu międzywojennym 1918–1939, Kraków 2003, s. 361–362. skupiska tej społeczności były również rzeźnie, w których dokonywano uboju rytualnego. Rezydował tam szoj- chet371 oraz jego pomocnik bodek372. Obraz kulturowy, gospodarczy i urbanistyczny w mikroskali wsi Wiśniowa i okolice można odtworzyć m.in. dzięki wspomnieniom Janiny Czaja (1918–2007)373, którymi podzieliła się ze Stanisławem Piechowi- czem374. Zamieścił on je w książce W Wiśniowej i na jej granicach dawniej i dziś. Zapis ten pozwolił nie tylko na stałe utrwalić obraz przedwojennej Wiśniowej, ale również umiejscowić ważne obiekty gminne w kontekście wytwórstwa, profesji i zawodów tradycyjnych wykonywanych przez członków społeczności żydowskiej. Z opi- sów tych rozbudowanych przez wspomnienia pamietających odległe czasy mieszkańców gminy wyłania się obraz Wiśniowej i okolicy sprzed kilkudziesięciu lat. Orientacyjnym punktem wyjściowym w opisie Piechowicza jest przystanek autobusowy w rynku. Na przeciwko tego miejsca tuż pod skarpą do stycznia 1945 roku stała zajezdna karczma Józefa Ferbera. Powyżej obecnego domu handlowego do kwietnia 1994 roku na kamiennym podpiwniczeniu stał drewniany dom nr 17 z obszernym oszklonym gankiem i schodami na poddasze. Był to drugi dom Józefa Ferbera. Po jego śmierci odziedziczyła go córka Sydzia i brat Leon, zwany Lapkiem. Dom przetrwał do kwietnia 1994 roku, ponieważ po wojnie przez długi czas wykorzystywany był jako siedziba miejscowych urzędów. Mieścił się tam m.in. posteru- nek Milicji Obywatelskiej, Urząd Gminy, Ośrodek Zdrowia, sale szkolne czy przedszkole375. Jedna z córek Ferbera, Anna, wyszła za mąż za Grunszpama i przed wojną wyjechała do Holandii i Niemiec. W 1939 roku wróciła jednak do Wiśniowej. Druga córka wyjechała wraz z mężem na Sądecczyznę, trzecia – Regina-Ryfcia została żoną Krzepickiego i mieszkała w karczmie. Syn Ferbera – Mojżesz przed wojną wyjechał do Stanów Zjednoczonych376. Po drugiej stronie rzeki i mostu stał duży drewniany dom, w którym prowadzono piekarnię. Była to wła- sność Gustawy primo voto Solinger, secundo voto Krzepicka – córki Józefa Ferbera377. W budynku, w którym do 1959 roku mieściła się gminna biblioteka, mieszkał Żyd Aron z synami. Icek, starszy syn pracował z ojcem w warsztacie szewskim a Hilek, młodszy syn, grywał w kapeli na skrzypcach. Kolejni synowie Josek przed 1939 rokiem wyjechał do Argentyny, natomiast Hamek ożenił się z Żydówką pochodzącą Wierzbanowej. Pro- wadzili sklep z wyszynkiem. Powyżej bożnicy przed II wojną światową stał dom i sklep Gaterera. Natomiast poniżej jej znajdował się dom rodzinny Lebenwala. Jego matka nazywana była po pierwszym mężu „Lejbionka”. Wypiekała ona smaczne 371 Szojchet – osoba dokonująca uboju rytualnego. Musiał to być dorosły mężczyzna, Żyd, znany z pobożności i przestrzegania prawa religijnego. Nie mogła to być osoba głucha, chora psychicznie czy upośledzona manualnie. 372 A. Dylewski, Śladami Żydów polskich…, s. 31. 373 Janina Helena Czaja urodziła się 6 października 1918 roku w Wiśniowej jako jedna z sześciorga dzieci Jana i Rozalii z domu Kasprzyk. Rodzice prowadzili gospodarstwo rolne na terenie wsi, ojciec był także organistą w kościele parafialnym św. Mar- cina. Siostra Jadwiga została nauczycielką jeszcze przed II wojną światową. Druga siostra – Wanda prowadziła dom. Brat Kazimierz objął posadę organisty po ojcu, a brat Stanisław wywędrował w 1939 roku z Wojskiem Polskim do Francji i Anglii, gdzie spędził większość życia. Trudne lata wojny i okupacji spędziła w Wiśniowej, w domu rodzinnym, pracując jako ekspedientka oraz pracownica biura w dziale księgowości. Zaraz po wyzwoleniu, w 1945 roku ukończyła 4-miesięczny kurs pedagogiczny, po czym 1 września 1945 roku rozpoczęła pracę zawodową jako nauczyciel niewykwalifikowany w Wiśniowej (6 klas gimnazjum starego typu i 4-miesięczny kurs pedagogiczny umożliwiały podjęcie tej posady). Liceum pedagogiczne ukończyła, na zasadzie samokształcenia w Rejonowej Komisji przy Państwowym Liceum Męskim w Krakowie. Egzamin doj- rzałości zdała 10 czerwca 1949 roku, dzięki czemu mogła pracować jako nauczyciel kwalifikowany. Od 1 grudnia 1949 roku prowadziła Gminną Bibliotekę Publiczną w Wiśniowej. W 1973 roku przeszła na emeryturę, kończąc pracę nauczycielską. Nadal kierowała biblioteką, poświęcając jej cały wolny czas i serce. Dzięki niej powstały punkty biblioteczne w kolejnych miejscowościach gminy: Wierzbanowej, Kobielniku, Poznachowicach Dolnych i Glichowie. Pracowała nieprzerwanie do 1984 roku. 15 października 2011 roku w Wiśniowej odbyła się uroczystość otwarcia, poświęcenia i nadania imienia Jani- ny Czaja Bibliotece Publicznej Gminy Wiśniowa. Zob. Wiśniowa-Nasza Mała Ojczyzna, broszura Komitetu Obywatelskiego, Wiśniowa 2011 oraz P. Matykiewicz, Janina Czaja patronką biblioteki w Wiśniowej, „Gazeta Myślenicka” 2011, nr 43, s. 11. 374 Stanisław Piechowicz był kierownikiem Wiejskiego Domu Kultury w Wiśniowej, dyrektorem Szkoły Podstawowej w Wiśniowej, gminnym dyrektorem szkółw Wiśniowej, kierownikiem Szkoły Przysposobienia Rolniczego (później Zasadniczej Szkoły Rolniczej) oraz kierownikiem Sezonowego Szkolnego Schroniska Młodzieżowego w Wiśniowej. Z zamiłowania pszczelarz i wędkarz, nauczyciel historii, miłośnik historii Wiśniowej. Wraz z nauczycielami historii współtworzył Izbę Pamięci Narodowej. Przez całe zawodowe życie zbierał informacje dotyczące historii Wiśniowej, gromadził pamiątkowe zdjęcia, wycinki prasowe. Nagrywał wspomnienia starszych ludzi, partyzantów. Pozwoliło mu to opracować i w 1998 roku wydać publikację W Wiśniowej i na jej granicach dawniej i dziś – pierwszą i do niedawna jedyną monografię tej okolicy. Współpracował również z „Gazetą Krakowską”, na łamach której publikował swoje artykuły. Biogram opracowany na podstawie tekstu broszury przygotowanej przez Komitet ds. Uczczenia Pamięci Stanisława Piechowicza. 375 Dzieje społeczności żydowskiej. Wiśniowa. Historia społeczności, [w:] Wirtualny Sztetl, [online:] https://sztetl.org.pl/pl/miejsco- wosci/w/1304-wisniowa/99-historia-spolecznosci/138244-historia-spolecznosci, dostęp: 6 VIII 2019. 376 S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 117. 377 Tamże, s. 116. kołaczyki378, które potem sprzedawano m.in. w Dobczycach i na jarmarkach. Drugim jej mężem był Fiszgrunt. Przy drodze w kierunku Lipnika znajdowała się piekarnia Solingera. Obok niej, w ogrodzie stał mały domek. Mieszkała w nim Żydówka Urynka z córką Franią. Ta ostatnia utrzymywała siebie i matkę z krawiectwa. Obok domu, w którym do 1903 roku mieściła się szkoła, wcześniej stała masarnia z lodownią. Należała do Anzelma Jereda, którego nazywano „czerwonym Żydem”, ponieważ nosił długą rudą brodę, a zwracano się do niego tak- że „Hanzel”. Znany był w okolicy jako doskonały masarz oraz wyborny rzeźnik, który przygotowywał koszerne mięso „szlachtuzie”. Jak zaznaczono powyżej, Jered należał do dobczyckiego Cechu Rzeźników i Masarzy. Jego syn, Jumek, natomiast handlował bydłem. W Wiśniowej nie było koszernej jatki. Miejscowi Żydzi kupowali mięso z rzeźni miejskiej w Dobczycach. Dlatego też kiedy w 1937 roku władze administracyjne zamierzały zamknąć jatkę dobczycką, protestowała przeciwko temu również społeczność wiśniowska379. Za „Wikarówką” obok starego domu Jana Szynala mieściła się żydowska łaźnia. Paliła, grzała wodę oraz sprzątała w niej Zbożeniowa z Wzarów. W domu Nogów, „nad Wyrwą” mieszkał Herman Nichtberger, z zawodu szewc-cholewkarz. Na Krzesztorówce oraz w Poznachowicach Dolnych były sklepy żydowskie z wyszynkiem. W Kobielniku stała karczma Żyda Johyma. Był to budynek znajdujący się na sąsiedniej działce obok sklepu późniejszego GS-u w centrum wsi, rozebrano go dopiero pod koniec lat 70. XX w. Jego właściciel, Joachim, zmarł jeszcze przed wojną, a jego małżonka wyjechała wraz z dwoma synami za granicę. Jak podają miejscowi z tą karczmą związana była historia z handlarzem i przemytnikiem koni z Węgier, zwanym Burkiem, o którym była mowa powyżej. Wedle przytoczonej wcześniej legendy wraz ze swoimi kompanami bawił on właśnie w kobielnickiej karczmie na weselu z weselnikami, którzy mieli śpiewać: (…) a na wiśniowskiej granicy karczma murowana, Synkuje tu karcmarecka, ej od samego rana. Na wisniowskiej granicy koniś wodę pije A ta nasza karcmarecka, ej wodką nas cęstuje. Banda Burek jedzie trzysta koni wiedzie, Pockuj ze ty Burku nie twoje to bedzie380. Wedle opisów Piechowicza, Wiśniowscy Żydzi, mieszkali również na Markówce381. Była to rodzina Waserlautów. Ojciec skupował surowe skórki bydlęce i wywoził do garbarni w Dobczycach, matka była krawcową. Weserlaut współpracował prawdopodobnie z Jonassen Smólem z Dąbia – z Bigorzówki. Mieścił się tam znany zakład garbarski. Wasserlutowie mieli córkę Hanię i dwóch synów Tulka i Michała. Michał mieszka bądź mieszkał w Izraelu. Odwiedził Wiśniową w 1992 roku382. W samej tylko Wiśniowej było pięć żydowskich sklepów: „z towarami różnymi, jeden sklep bławatny Goldsteina oraz jedna piekarnia”383. Liczną grupą były również punkty sprzedaży wyrobów tytoniowych, mimo że udział społeczności żydowskiej w handlu wyrobami tytoniowymi blokowała polityka koncesyjna państwa. Niezależnie od tego wiele z tych placówek prowadzili byli kupcy, w tym pochodzenia żydowskiego. Koncesjo- nariusz, nie mając kapitału ani doświadczenia, odstępował uprawnienia kupcom, w tym również Żydom, za wynagrodzeniem miesięcznym. Trzy koncesjonowane punkt sprzedaży wyrobów tytoniowych mieściły się na Węglówce384. W okresie międzywojennym działały na tym terenie żydowskie karczmy. Według danych z Księgi adreso- wej w 1928 roku prowadzili je: wspomniany Józef Ferber oraz Nichtberger i Soldinger. Kolejną była karczma w Kobielniku. Prowadził ją wspomniany już Żyd Johym385. Rola karczmy i karczmarza na wsi polskiej była nie do przecenienia. Karczma bowiem stanowiła miej- sce, do którego zaglądali częściej lub rzadziej wszyscy członkowie społeczności wiejskiej. Jeszcze do połowy 378 Kołaczyki – placki z serem wypiekane do dziś przez gospodynie wiejskie na uroczystości gminne. Wcześniej towarzyszyły mieszkańcom w codziennej pracy i podczas świąt. W Glichowie nazywane były dawniej również łopaciokami. zob. P. Lemaniak, Smaki ziemi myślenickiej, Myślenice 2015, s. 76, por. z kołocami, zob. kołoc, kołocyk, komiśniok, kukiełka, płecionka – nazywany inaczej plackiem na rozdanie; rodzaj okrągłego ciasta z twarogiem pośrodku, przygotowywany odświętnie na różne uroczystości, np. na wesele, jest pieczony przez rodzinę państwa młodych, a następnie rozdawany gościom weselnym w ramach podziękowania za prezenty’ Wiś. „(…) Kołoc dawali przed weselem, już piekli jak sie zaczynało nosić. Przykładowo wesele było w sobote, to w poniedziałek już sie tam nosiło, już te babki piekły te kołoce na rozdanie”, Słownictwo i kultura ludowa…, s. 103–104. 379 Archiwum Państwowe w Krakowie, Urząd Wojewódzki Kraków, sygn. 227a. 380 Tekst przyśpiewki ludowej, autor nieznany, archiwum Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej. 381 Markówka to przysiółek w Wiśniowej. 382 S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 128–129. 383 A. Mysiński, Ziemia myślenicka…, s. 361–362. 384 Tamże, s. 248–249. 385 Księga adresowa Polski wraz z Wolnym Miastem Gdańskiem dla handlu, przemysłu, rzemiosł i rolnictwa za rok 1929, red. R. Mosse, Warszawa 1928. XIX wieku funkcjonowanie karczmy opierało się na egzekwowaniu przez szlachtę tzw. przymusu propinacyj- nego386 i przymusu konsumpcyjnego387. Aż do zniesienia pańszczyzny, chłopów zmuszano do zaopatrywania się w niezbędne towary tylko w karczmie pańskiej, a zarobione pieniądze wypłacano im często w kwitach do karczmy. Powodowało to, że suma ta była równa kwocie wydatkowanej w karczmie388. Mimo tego karczma miała jednak również pozytywne znaczenie. Zabezpieczała ona podstawowe potrzeby ludności wiejskiej, słu- żąc integracji i relacjom społecznym, w tym tak ważnym kontaktom i wymianom handlowym. Bezpośrednią realizacją przymusów szlacheckich zajmowali się karczmarze, głównie Żydzi. Dzięki temu mieli oni możliwość ciągłego utrzymywania stosunków z mieszkańcami389. Samo położenie karczmy w środku wsi, obok kościoła, świadczyło o jej dużym znaczeniu. Dowodem na to jest opis Piechowicza: „naprzeciwko Rynku (powyżej stoi XVII-wieczny drewniany kościół) tuż pod skarpą (gdzie obecnie stoi dom handlowy) do stycznia 1945 roku stała zajezdna karczma Józefa Ferbera”390. Była dawniej jeszcze karczma żydowska i jak to przejęli później to nie wiadomo, do teroz so budowle po nich, ale tu wiency było, bo domy były pożydowskie391. Wiejska karczma była zatem czymś zupełnie innym niż współcześnie. Miała status swoistej instytucji społeczno-gospodarczej. Stojąc obok kościoła i dworu, była też jednym z najznaczniejszych budynków we wsi, w którym, odbywały się sądy wójtowskie, rugi sądowe, spotkania, zebrania i narady gromady. Tu spotykali się sąsiedzi, odbywały się wesela, chrzciny i stypy. Gromadzono się w niej po uroczystościach kościelnych i odpu- stach, obchodzono wiejskie zwyczaje, organizowano zabawy392. Ponadto karczma była doskonałym przedłuże- niem jarmarków i targów po ich zakończeniu. (…) tam była karczma, tam się moi rodzice poznali. Tak tam były tańce na początku przez Żydów organizo- wane, no a później przez kogoś innego, nie wiem przez kogo, kto to tam dalej prowadził393. Żydowscy handlarze obok swoich codziennych zajęć parali się także lichwą. Pożyczone przez chłopów, często niewielkie kwoty, po pewnym czasie niespłacania skutkowały zajęciem bydła, zapasów, ubrań czy nawet ziemi. Często handlarze oferowali swoje towary i dawali chłopom na tzw. „zeszyt”. • A Żydzi byli? • A Żydzi to już nie po wojnie. • A kojarzycie Panie coś? • Gdzieś w Wiśniowej jest taka karczma żydowska i mieli sklep swój. Coś tu musiało być, że przydomek został nad karczmę. Moja babcia mówiła, że oni mieli wszystko i chętnie rozdawali „na zeszyt” ludziom394. Zdarzały się przypadki, że brak spłaty długu skutkował przejęciem części gospodarstwa. • Babcia była właścicielką ziemi, począwszy – jakby dziś patrząc – od strony jak jest tartak i most to całe aż pod las do góry. • Jak nazywała się babcia? • Miała na imię Aniela Murzyn no i pochodziła właśnie tam od Berno, tak się tam nazywało. W każdym bądź razie to ta babcia, prababcia to była nie lada osoba (…) To była osoba do zabawy, chłop siedział w domu z dziećmi, a ona szła na wieś. Właśnie ona z Żydami miała taki układ, że do karczmy przychodziła sobie i choć nie umiała pisać, to przepiła trzy kawałki ziemi, zanim się rodzina zorientowała. Ponieważ Żyd jej po- lewał, jak tam uznał za stosowne, a ona odpisywała po kawałku gruntu. A ona wypiła trochę, bo była ponoć dość potężnej struktury kobieta…395. Wśród miejscowych majątków oddanych Żydom wymienić należy: folwark w Lipniku – wcześniejszą własność Bogusława Brzozowskiego z Drogini, który został oddany w dzierżawę miejscowemu karczmarzowi oraz folwark w Węglówce – zadłużony majątek Zygmunta Samborskiego. Właściciele żydowscy odsprzedali je góralom podhalańskim, którzy przybyli na te tereny z Białki396. W 1894 roku Stanisław Bars z Limanowej od- 386 Prawo zmuszające chłopów do zakupu określonej ilości alkoholu, wódki, po specjalnie wysokich cenach i wyłącznie w okre- ślonych miejscach. 387 E. Banasiewicz-Ossowska, Między dwoma światami…, s. 124. 388 J. Burszta, Społeczeństwo i karczma…, s. 12. 389 E. Banasiewicz-Ossowska, Między dwoma światami…, s. 124. 390 S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 116. 391 Wywiad z Adamem Woźniczką. 392 J. Burszta, Społeczeństwo i karczma…, s. 12. 393 Wywiad z Danutą Kowal – gawędziarką ludową z Wiśniowej. 394 Wywiad z członkiniami Koła Gospodyń Wiejskich w Poznachowicach Dolnych. 395 Wywiad z Danutą Kowal. 396 Dzieje społeczności żydowskiej. Wiśniowa… sprzedał Żydom za 35 tys. ryńskich okoliczne lasy węglowskie397. Znane są jednak również przypadki odwrotne. Aleksander Mysiński podaje, że w latach 30. XX wieku spora część miejscowych gospodarzy wpisanych do kobielnickiej filii Spółdzielni Spożywców „Społem” postanowiła wykupić karczmę zbankrutowanego Żyda, aby ta nie przeszła w ręce prywatne. Tym samym próbowano przełamać żydowski monopol sklepikarski398. Na terenie Wiśniowej nie funkcjonowały żydowskie zakłady rzemieślnicze ani też przemysłowe. Były one zlokalizowane w większych ośrodkach, takich jak Myślenice czy Dobczyce. Centrum osadnictwa żydowskiego znajdowało się w południowej części wsi w pobliżu wiśniowskiej bożnicy. Nie udało się ustalić, czy na terenie Wiśniowej istniała mykwa i cheder. Obecnie w większości na działkach dawnych żydowskich mieszkańców stoją nowe domy, jednakże można natrafić na kilka starszych zabudowań z czasów przedwojennych. Pojedyn- cze domy żydowskie stały także w pobliskim Kobielniku i Wierzbanowej, gdzie funkcjonowała opisywana już żydowska karczma399. Na przełomie 1941–1942 roku Niemcy wywieźli Żydów z Wiśniowej w transporcie do Dobczyc i Wieliczki. Członkowie społeczności żydowskiej nie wiedzieli, co się z nimi stanie, gdyż mówiono im, aby zostawili swój dobytek ponieważ tam gdzie jadą „wszystko” otrzymają: ziemię, domy, zakłady, rzemieślnicze, sklepy400. Rzeczywistość okazała się zupełnie odmienna a wiśniowski sztetl już nie istnieje401. 27 maja 2019 roku przy bożnicy w Wiśniowej miał miejsce happening zatytułowany „Dziegieć”402. Akcja artystyczna została wyreżyserowana przez rodzinnie związanego z Wiśniową Łukasza Murzyna, wykładow- cę Wydziału Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Wzięli w niej udział zaproszeni goście, przedstawiciele społeczności lokalnej, dyrekcja Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu opiekującego się zabytkową bożnicą oraz studentki i studenci Instytutu Malarstwa i Edukacji Artystycznej UP w Krakowie pod opieką Jacka Pasiecznego, którzy przebywali wówczas w Wiśniowej na plenerze artystycznym. Fot. 102 „Dziegieć” – happening poświęcony pamięci wiśniowskiej społeczności żydowskiej, Wiśniowa 2019. Fot. Jacek Pasieczny 397 S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 26. 398 A. Mysiński, Ziemia myślenicka…, s. 277. 399 Dzieje społeczności żydowskiej. Wiśniowa… 400 S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 129. 401 Zob. A. Sabor, Sztetl…, s. 32. 402 Dziegieć – produkt o gęstej, smolistej konsystencji powstający w wyniku suchej destylacji drewna bądź kory różnych ga- tunków drzew i krzewów. Był jednym z ważnych produktów handlowych eksportowanych z Polski w beczkach od XV do XIX wieku. Współcześnie jego produkcja występuje głównie w południowo-wschodniej Polsce i ma charakter jedynie pod- trzymywania tradycji rzemiosła ludowego. Dziegieć posiada właściwości antyseptyczne i bakteriobójcze. Niegdyś był bardzo rozpowszechniony i stosowany jako lek w chorobach skóry. środek pomocny przy wykonywaniu opatrunków oraz w celach pielęgnacyjnych. wykorzystywano go również do impregnacji płótna i skóry, łodzi, smarowania osi, uszczelniania beczek, przyklejania grotów do strzał i w wielu innych celach, Dziegieć [w:] Wikipedia.pl, [online] https://pl.wikipedia.org/wiki/Dzie- gie%C4%87, dostęp: 10 VIII 2019. Fot. 103. „Dziegieć” – happening poświęcony pamięci wiśniowskiej społeczności żydowskiej. Wyławianie koszyczków z żydowskimi nazwiskami poniżej bożnicy z Krzyworzeki. Na zdjęciu Łukasz Murzyn, autor wydarzenia, Wiśniowa 2019. Fot. Jacek Pasieczny Jak na stronie internetowej poświęconej wiśniowskiej bożnicy napisał sam twórca i wykonawca happe- ningu „«Dziegieć» ma być znakiem «anamnesis» – «odzapomnienia», głośnego przywrócenia, ocalenia pamięci o konkretnych ludziach, znajomych i sąsiadach naszych dziadków i pradziadków, o dorosłych, młodzieży i dzie- ciakach bestialsko zamordowanych przez okupanta – tego samego, który niemal równocześnie rozstrzeliwał mieszkańców Wiśniowej i Lipnika oraz palił ich domy w brutalnej pacyfikacji. «Dziegieć» nawiązuje do motywu koszyka wiklinowego, oblanego smołą w jakim został uratowany Mojżesz puszczony przez matkę na wody Nilu a następnie wyłowiony i wychowywany na dworze egipskiego faraona. Uczestnicy akcji wysłali z nurtem Krzyworzeki koszyczki, takie same w jakich w czasie triduum paschalnego w Wielką Sobotę święci się pokar- my (nawiązujące nawiasem mówiąc do żydowskiego paschalnego talerza sederowego403. W wysmołowanych Fot. 104. Bożnica, Wiśniowa 2019. Fot. Maria Wilk 403 Talerz sederowy – specjalnie zdobiony główny element stołu, przy którym wieczorem w święto Paschy – najstarsze i naj- ważniejsze święto żydowskie (w Polsce nazywane niekiedy żydowską Wielkanocą, hebr. Pesach pominięty, oszczędzony; termin związany z biblijnym opisem „ominięcia” domów Izraelitów w czasie ostatniej z plag egipskich) do uroczystej wie- czornej uczty sederowej (hebr. seder – dosł.: porządek, uporządkowanie; jid. sejder) zasiada cała rodzina i spożywa symbo- liczne potrawy mające przypominać ciężkie życie Izraelitów w niewoli egipskiej oraz wyjście z Egiptu. Na talerz nakłada się pięć symbolicznych potraw: jajko (hebr. be(j)ca), gorzkie zioła (hebr. maror), porcję pieczonego udźca jagnięcia (hebr. zeroa), charoset (hebr., prawdopodobnie od cheres = glina; jid. charojses) – rodzaj pasty z tłuczonych orzechów, migdałów, jabłek oraz przypraw zaprawionych czerwonym winem oraz chrzan (hebr. chazeret). Ponadto oddzielnie w specjalnych macn-ta- szach umieszcza się trzy placki macy, M. Sieramska, Sederowe naczynia, [w:] Polski słownik judaistyczny, Żydowski Instytut Historyczny, [online] https://www.jhi.pl/psj/sederowe_naczynia, dostęp: 20 VIII 2019; tenże, Seder, [w:] Polski słownik juda- istyczny, Żydowski Instytut Historyczny, [online:] https://www.jhi.pl/psj/seder, dostęp: 20 VIII 2019; R. Żebrowski, Pesach, [w:] Polski słownik judaistyczny, Żydowski Instytut Historyczny, [online:] https://www.jhi.pl/psj/pesach, dostęp: 20 VIII 2019. Fot. 105. Kartki z nazwiskami dawnych wiśniowskich mieszkańców żydowskich na drzwiach wejściowych bożnicy, pozostałość po happeningu „Dziegieć”, Wiśniowa 2019. Fot. Agnieszka Dudek Fot. 106. 28 sierpnia 2019 r. Wiśniową odwiedziła wnuczka rzeźnika Anzelma Jereda (Anszel) Rywka Alon. Fot. Agnieszka Dudek koszykach rzeką płynęły kamyki – znak pamięci układany na żydowskich grobach oraz kartki z nazwiskami rodzin żydowskich z Wiśniowej, między innymi: Ferber, Nichtberger, Waserlaut, Gaterer, Lebenwal, Solinger, Jered i inne. Koszyki były następnie wyławiane poniżej budynku bożnicy. Kamienie uczestnicy ułożyli na progu a kartki z nazwiskami, które głośno odczytano, zostały umieszczone na drzwiach świątyni. Akcję zwieńczyło odczytanie wiersza «Koszyk Wiklinowy» Tadeusza Nowaka”404. Autor nawiązuje w nim do kultury żydowskiej. Wspomniane kartki z nazwiskami dawnych wiśniowskich mieszkańców żydowskich widnieją na drzwiach wej- ściowych bożnicy do dziś. 404 Ł. Murzyn, „Dziegieć” – happening o Żydach z Wiśniowej, [online:] http://boznica.gokis-wisniowa.pl/1699-2/, dostęp: 20 VIII 2019. Pół skorupki orzecha, Biały płatek róży I zapałka. Zrób z tego Okręcik nieduży. Dmuchaj w żagiel, a okręt zaraz ruszy w podróż, Lecz nie dmuchaj za mocno, By nie było sztormu405. Fot. 107. Praca inspirowana wycinanką żydowską, wykonana w trakcie warsztatów przeprowadzonych przez Natalię Nowacką lipniczankę podczas Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, Wiśniowa 2019. Fot. Joanna Dziadowiec-Greganić 405 Wincenty Faber (1936–1980) – poeta, autor tekstów piosenek; cytowany wierszyk napisał „na kolanie” i pozostawił w szkol- nej kronice 24 maja 1969 roku podczas spotkania autorskiego w Gminnej Bibliotece Publicznej. Rozdział 6. W gorsecie wiśniowskiej tradycji (Patryk Pawlaczyk) Gorset Dla wielu autorów tekstów antropologicznych piszących o ubiorze, gorset wraz z swym polem znaczenio- wym stał się wdzięcznym obiektem analiz406. Moda jest wypadkową obyczajowości społeczeństwa i pozostaje ściśle sprzężona z rolami przypisywanymi płci w konkretnym momencie historycznym. W tym kontekście nie zaskakuje, że wielu autorów demonizowało gorset jako symbol opresji i skrępowania. Jednak współcześnie wraz z właściwym dla późnej nowoczesności wymogiem samodzielnego kreowania własnej tożsamości – głównie w oparciu o ciało – gorset pozostaje ekstrawaganckim atrybutem pozwalającym na manifestowanie otoczeniu identyfikacji kulturowej osoby go noszącej, nie zaś obowiązkowym elementem garderoby, świadczącym o respektowaniu norm społecz- nych407. Gorset, który niegdyś stanowił nieodzowną składową ubioru kobiecego, współcześnie wpisuje się w trans- gresyjne i kontestacyjne traktowanie ciała. Takie właśnie przedstawienie dominuje w aktualnej krytyce kulturowej. Paradoksalnie, używanie gorsetu jako reprezentacji kanonicznej części regionalnych strojów, mających swe korzenie w świątecznych ubiorach chłopskich, należy do istotnych atrybutów manifestowania tożsamości lokalnej i elemen- tów wykorzystywanych w konstruowaniu tradycji wielu regionów. Gorset ze swym przewrotnym polem znaczenio- wym może być rekwizytem używanym zarówno w trakcie występów zespołów folklorystycznych, podczas dożynek, performansu neoburleski, procesji Bożego Ciała, jak i w praktykach cosplay i nie tylko… Gorset etnograficznego opisu „Na osobne omówienie zasługuje gorset, który jako tradycyjny element uroczystego ubioru ludowego nie stracił nic do chwili obecnej ze swojej atrakcyjności”408. Cytat z artykułu Zdzisława Szewczyka (1918–2004), wytrawnego specjalisty w dziedzinie chłopskiego ubioru z obszaru Małopolski, został potraktowany poważnie przez nasz zespół badawczy. To właśnie na tej części ubioru postanowiliśmy się skoncentrować w trakcie wy- wiadów i innych działań terenowych. Zdzisław Szewczyk, pisząc o gorsetach na ziemi myślenickiej, zaznaczył, że na tym terenie nie wytwo- rzył się typ jednolity. Z analizy formy i technik, jakie występują w zdobnictwie gorsetów, wyróżniał on typ o wpływach krakowskich, gorsety sądecko-limanowskie oraz te, które wniosła moda podhalańska. W pierw- szym przypadku zasadniczy wystrój koncentrował się wzdłuż brzegów pionowych przednich pół. Występo- wał tu najczęściej galon srebrny, wity w motywy mniej lub więcej geometryczne, trójkrotnie powtarzające się w układzie pionowym. W swej początkowej fazie w zderzeniu z podhalańską szarotką, który to motyw został wprowadzony przez Stanisława Witkiewicza (1851–1915)409, przyczynił się do powstania odmiany charaktery- stycznej dla południowych części powiatu nowotarskiego. Trzeci z omawianych typów wniósł z Podhala motyw dziewięciosiłu, wykonany techniką haftu cekinowego, wzbogaconego wyszyciem z kolorowych nici. Poza wy- mienionymi spotkać można i inne gorsety, na których występują różne techniki, a pod względem treści zdob- niczych nie zawsze nawiązują do tradycji410. Kolejno teren określany przez Szewczyka przejściowym, pokrywa się z zasięgiem parafii Lipnik, Wiśniowa, Wierzbanowa, Kobielnik, Poznachowice Dolne, Węglówka411. Obszar ten od południa sąsiaduje z góralszczyzną, w związku z czym infiltracja wpływów lachowskich napotykała tu na pewne trudności. Wprawdzie Seweryn Udziela zaliczył powyższe miejscowości do góralskich, jednak na przełomie XIX i XX wieku występowały tu również elementy lachowskie. Miały one przewagę w ubiorze let- nim, zwłaszcza paradnym, natomiast elementy góralskie występowały w okresie zimowym, co jest zrozumiałe ze względu na przydatność samodziałowego sukna w tej porze roku. Pozostałą część terenu przejściowego Szewczyk lokuje w zasięgu stroju szczyrzyckiego, którego dolną rubieżą były Raciechowice. W przypadku tego stroju współwystępowały obok siebie elementy góralskie i lachowskie, przy czym te ostatnie w zdecydowanej przewadze, co odpowiadało też poczuciu tożsamości grupowej412. 406 Por. m.in. A. Gromkowska-Melosik, Ciało, moda i tożsamość kobiety epoki wiktoriańskiej – dyskursy piękna i przemocy, „Kultura Społeczeństwo Edukacja” 2012, nr 2, s. 17–30. 407 Zob. A. Leib, The Corset: Constriction or Liberation?, „Sprinkle. An Undergraduate Journal of Feminist and Queer Studies” Vol. 9, 2016, s. 80–87. 408 Z. Szewczyk, Strój ludowy, [w:] Monografia powiatu myślenickiego…, t. II, s. 201. 409 Por. E. Mackoś-Iwaszko, M. Lubiarz, Motywy roślinne w ornamentyce ludowej Skalnego Podhala, „Etnobiologia Polska” t. V, 2015, s. 27–40. 410 Z. Szewczyk, Strój ludowy…, s. 201–203. 411 Tamże, s. 192. 412 Tamże, s. 194. Wśród elementów zdobniczych gorsetów w XX wieku najczęściej wykorzystywano cekiny, mocowa- ne często do materiału wraz z małymi koralikami szklanymi. We wschodniej części powiatu myślenickiego popularny był ręczny haft płaski bawełnianymi nićmi. Od XIX i XX wieku najpopularniejszymi tkaninami, z któ- rych szyto gorsety, były aksamit i plusz, które wyparły sukno i atłas. Wspomniane materiały najczęściej poja- wiały się w kolorach czarnym granatowym, bordowym, zielonym. Do ich podbicia wykorzystywano podszewkę z płótna lnianego lub bawełnianego, o gładkim, ewentualnie kratkowanym lub prążkowanym deseniu. Gorsety krojono zazwyczaj od trzech do ośmiu części. Ich zasadniczymi elementami, łączonymi szyciem ręcznym, ma- szynowym lub mieszanym, były plecy i dwie klapy przodu, zakończone na całej długości kaletkami lub pozba- wione tego elementu. Kaletki, zwane w gminie Wiśniowa m.in. „patkami”, były zazwyczaj doszywane osobno. Do I wojny światowej nie pojawiały się one w gorsetach. W okresie międzywojennym zyskały zaokrągloną lub trapezowatą formę, lekko zachodzących na siebie klapek, z czasem ich liczba się zmniejszyła, stały się zdecydo- wanie szersze, także ich kształt uległ zmianie. Unikatowe informacje dotyczące twórczości hafciarskiej gminy zgromadził w prywatnym archiwum re- gionalista Jan Koczwara. W swoich prasowych publikacjach wspomina, że w latach 60. i 70. XX wieku, uznaną przez społeczność hafciarką była Janina Drabik z Wiśniowej. „W Wiśniowej i okolicy mówiono, że Drabikowa jest nade wszystko specjalistką od gorsetów i to, że mają one szczególną urodę ponieważ kapią od niezliczonej ilości cekinów i koralików oraz przepysznego w kolorystyce i ornamentyce haftu. Z łatwością można było je rozpoznać po stylizowanym pośrodku białym orle”413. Ponadto Koczwara wyróżnia Anielę Batko i Marię Jamróz z Lipnika, a także Agnieszkę Urbaniak i jej córkę Marię, określając ich pracę mianem „klasy mistrzowskiej”. Inwentaryzacja „Inwentaryzacja gorsetów” w gminie Wiśniowa, miała miejsce we wrześniu 2018 roku w ramach projektu „Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu”. Przedsięwzięcie przy- brało formę animacji lokalnej społeczności. Nie była to pierwsza próba zgromadzania historycznych i wciąż używanych gorsetów, bowiem starania w tym kierunku podjął Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej już w 2016 roku414, za sprawą lokalnych hafciarek. Jedna z informatorek i uczestniczek wydarzenia stwierdziła: „Nie ma domu, w którym nie ma gorsetu” (k.inw.54). Być może taka opinia nie odpowiada rzeczywistości, gdyż do wiśniowskiego GOKiS-u nie przybył „delegat” z każdego gospodarstwa. Pewne jest natomiast to, że podczas jednodniowej inwentaryzacji udało się udokumentować zaledwie część gorsetów, które są w posiadaniu mieszkańców gminy. W inwentaryza- cji wzięło udział kilkadziesiąt osób, które poza tym, że zaprezentowały swoją własność lub autorskie wyroby niejednokrotnie dodatkowo same zebrały gorsety wśród sąsiadów i znajomych. Wszystkim osobom należą się podziękowania, w szczególności natomiast Jerzemu Chlipale. Zaprezentował on bowiem pokaźny zbiór gorse- tów własnych oraz zebranych i udostępnionych do zinwentaryzowania od mieszkańców gminy, którzy sami nie mogli pojawić się na inwentaryzacji. Każdemu przyniesionemu gorsetowi, założono kartę uwzgledniającą in- formacje dotyczące właściciela, wykonawcy, użytkowania, sposobu zestawiania z innymi częściami garderoby. Wykonano również fotografie w trzech odsłonach: dwie przednie poły, plecy, a także rewers uwzględniający podszewkę. Strój może być analizowany jako przykład materialności, która oddziałuje na ludzi na poziomie innym niż tylko nośnik znaczeń, mianowicie na poziomie doświadczania jego fizyczności. Z tego względu wraz z rozmów- cami badacze przyglądali się gorsetom, tak jak patrzy się na wytwory kultury materialnej w nurcie antropologii rzeczy415, przypisując im zarówno funkcję nośnika wartości – przedmiotu, jak i podmiotu – współtwórcy rzeczywi- 413 J. Koczwara, Natchnienie czerpane z przyrody, cz. 3, „Gazeta Myślenicka” 4 V 2015, s. 5. 414 W 2017 roku zostało zorganizowane wstępne spotkanie wraz z etnografami i muzealnikami krakowskimi, podczas którego odbyła się prezentacja wybranych gorsetów wiśniowskich. 415 Por. Ludzie w świecie przedmiotów, przedmioty w świecie ludzi. Antropologia wobec rzeczy, red. A. Rybus, M.W. Kornobis, Warszawa 2016; T. Rakowski, Antropologia rzeczy. Wprowadzenie, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3, s. 4–8; J. Barański, Antropologia technik, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3, s. 22–42; T. Rakowski, Przemiany, przesunięcia, przedmioty przejściowe. Antropologia rzeczy, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3, s. 55–72; E. Klekot, Tożsamość rzeczy, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3, s. 91–99; R.F. Muniak, Personages, czyli antropomorfizacja przedmiotu, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3, s. 143–159; M. Czapiga, Cóż po parasolniku w czasach gadżetów?, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3, s. 160–174; D. Kobiałka, Z życia dwóch naszyjników. Problemy biograficznego podejścia do rzeczy, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3, s. 201–216; J. Barański, Świat rzeczy: zarys antropologiczny, Kraków 2007; D. Kobiałka, Biografia rzeczy jako perspektywa badawcza, [w:] Kultura materialna średniowiecza w Polsce, red. P. Kucypery, S. Wadyla, Toruń 2008, s. 227–239; tenże Biografia rzeczy jako sposób interpretowania roli i znaczenia dziedzictwa, [w:] Z rzeką w tle. Biografia Śluzy Katedralnej, red. M. Kępski, Poznań 2015, s. 44–49; B. Latour, Przedmioty także posiadają sprawczość, przeł. A. Derra, [w:] Teoria wiedzy o przeszłości na tle współczesnej humanistyki. Antologia, red. E. Domańska, Poznań 2010, s. 519–554; W stronę socjologii przedmiotów, red. M. Krajewski, Poznań 2005. stości. Tim Dant pisał, że „przedmioty same w sobie nie mogą opowiadać własnej biografii; trzeba im ją ułożyć”416. Owo „układanie historii przedmiotów” opiera się zawsze na ludzkiej pamięci. Przedmioty często są jej material- nym wyrazem. Przywołują one w pamięci członków społeczności wspólne doświadczenia tej grupy, ale przede wszystkim prywatne historie. W lokalnym wymiarze istotne dla danej społeczności przedmioty pełnią funkcję upamiętniania tych zdarzeń lub nawet uczuć im towarzyszących. Ludzie nadają rzeczom codziennego użytku wartości, które nabierają znaczenia symbolicznego. Przedmioty te, „zatrzymują czas, powstrzymują od zapomnie- nia, materializują to, co niematerialne (…) mają uchwycić maksymalne znaczenie w kilku dostępnych znakach”417. Refleksje nad gorsetami, które wypowiadali mieszkańcy gminy Wiśniowa, były wynikiem impulsu do dzielenia się własnymi doświadczeniami, ale przede wszystkim, skłaniały do konstruowania wypowiedzi w oparciu o pamięć. Informacje personalne, o ile takowe udało się uzyskać, zawarte w kartach inwentaryzacyjnych, odnoszą się nie tylko do właścicieli i twórców, ale także dotyczą osób, użytkujących gorset – postaci z „biografii rzeczy”418. Istotnym wątkiem w trakcie wywiadów, było umiejscowienie gorsetów w konkretnym czasie historycz- nym, nadawanie im „jakościowej ciężkości” w odniesieniu do sytuacji politycznej. „Gorsety przedwojenne noszą się dobrze, nic się z nimi nie dzieje”, „gorsety od wojny się trzymają…” (k.inw.52); „komunistyczne cekiny” – w odniesieniu do jakości elementów zdobniczych gorsetu wykonanego w latach 1987–1988 (k.inw.22). „Gor- sety unijne” – takie określenie padło przy opisie gorsetów powstałych w ramach dofinansowania sołeckiego z funduszy Unii Europejskiej. Mówiąc o gorsetach unijnych, rozmówczyni zaznaczyła, że mają „puste place” – nie są tak gęsto haftowane w porównaniu do innych gorsetów (k.inw.56). Oto kilka sposobów na przechowy- wane gorsetów, jakimi dzieliły się rozmówczynie. Gorsety można wywracać na stronę podszewki i przekładać gazetami, z powodu korozji cekinów, „koraliki szklane mają trwały charakter” (k.inw.21); „To na deszczu nie można nosić, nie w wilgoci”; „W folii owinięty czernieje” (k.inw.56); „Przechowywany na leżąco w prześciera- dłach, leżakuje sobie” (k.inw.55). Przedwojenne gorsety są nie tylko przechowywane i naprawiane, niekiedy właściciele celowo rezygno- wali z zabiegów konserwatorskich z obawy przed zniszczeniem (k.inw.53), jednocześnie zaznaczając, że ten element stroju mimo to jest w użytku. Najstarszy gorset, datowany na 1910 rok, poddawany był wielokrotnie przeróbkom (k.inw.69). Istotnym zabiegiem zarówno w przypadku omawianego egzemplarza, jak i wielu innych było doszycie kaletek (patek). Kolejnym ważnym zabiegiem jest „dobicie cekinami, cekinowanie”, uzupełnie- nie kompozycji hafciarskiej zgodnie z własnymi potrzebami estetycznymi i panującą modą. Gorsety bywają zamawiane z długim wyprzedzeniem, czekają na przyszłych właścicieli, czego przykładem może być gorset wykonany przez Jadwigę Tokarz419 w 2017 roku. Właścicielka zaznaczyła, że został zamówiony „na zaś, żeby wnuki miały” (k.inw.65). Gorset oddziałuje materialnością zarówno na osobę go noszącą, jak i na widza. Jego używanie pozwala właścicielce równocześnie doświadczyć pewnych niewygód. Bywa, że zmieniające się ciało uniemożliwia jego używanie. Popularną praktyką było i jest wykonywanie gorsetów „na zaś, na wyrost”. Zabieg ten polega na pozostawianiu zapasu materiału na ramiączkach, czasami na bocznych szwach, co umożliwia poszerzenia gor- setów i dostosowanie ich do zmieniającego się ciała. Pojawiały się opowieści o właścicielkach, które nie zdążyły założyć gorsetu z powodu nagłej zmiany wagi (k.inw.25). W gorsecie tradycji Truizmem jest stwierdzenie, że stroje regionalne i ich elementy podlegały i nadal podlegają dynamicznym przemianom. Zmianie ulega nie tylko krój gorsetów, materiał i układ zdobin, ale także konteksty i interpretacje samych badaczy stroju, a przede wszystkim zapatrywania i potrzeby osób, które go używają. „Strój ludowy zamienił się w kostium sceniczny”420 – taką diagnozę postawił Ryszard Kantor w latach 80. XX wieku. Stwierdzenie to podlega często bezrefleksyjnej repetycji w literaturze przedmiotu. Autor trafnie zauważył, że kostium sceniczny oddziałuje niejako wtórnie na strój świąteczny i obrzędowy. Kostium zespołu pozytywnie oceniony przez kryterium „poprawności etnograficznej”, uznany za „tradycyjny” staje się kanonicz- nym wzorcem, modelem wyjściowym dla tworzenia nowych strojów. Krystyna Hermanowicz Nowak w swoim 416 T. Dant, Kultura materialna w rzeczywistości społecznej. Wartości, działanie, styl życia, przeł. J. Barański, Kraków 2007, s. 23. 417 J. Nowak, Społeczne reguły pamiętania. Antropologia pamięci zbiorowej, Kraków 2011, s. 38. 418 Por. I. Kopytoff, Kulturowa biografia rzeczy – utowarowienie jako proces, przeł. E. Klekot, [w:] Badanie kultury. Elementy teorii antropologicznej, red. M. Kempny, E. Nowicka, Warszawa 2005; K. Majbroda, Zredefiniować rzecz. Antropologia kulturowa wo- bec zwrotu ku materialności (Redefining the Thing. Cultural Anthropology in the Presence of the Return to the Materiality), „Tematy z Szewskiej” t. 17, 2016, nr 1, s. 7–14; K. Marcinkowska, Antropologia rzeczy – biograficzna narracja wokół przedmiotu, „Tematy z Szewskiej” t. 17, 2016, nr 1, s. 71–80. 419 Cały wywiad z hafciarką i koronkarką z Wiśniowej zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 420 R. Kantor, Ubiór – strój – kostium. Funkcje odzienia w tradycyjnej społeczności wiejskiej w XIX wieku i wieku XX wieku na obszarze Polski, Kraków 1982. studium stroju górali śląskich w latach 90. XX wieku pisała: „Współczesny strój, mocno zmieniony w stosunku do tradycyjnego, ulega niejako wtórnemu oczyszczeniu z obcych naleciałości i przeznaczana jest mu forma pierwotna”421. „Poprawność etnograficzna”, to kryterium, które również obecnie nie traci właściwości norma- tywnych. Praktyki opracowywania i wytwarzania kostiumów na potrzeby zespołów regionalnych pozostają pod silnym wpływem rozpoznanych i opisanych przez antropologię ideologii ludoznawczych, a w szczególności metanarracji o autentyczności. W ramach mechanizmów produkcji „dóbr kultury”, twórcy muszą zabiegać o le- gitymizację „etnograficznej poprawności”, działać w „zgodzie z tradycją”, którą etnografowie „stworzyli” i udo- kumentowali. Zachowanie autentyczności wymaga więc przygotowania pewnej taktyki pozwalającej ukazać atrakcyjność kostiumów scenicznych w oparciu o ich historyczność, kanoniczny wzorzec ale tak, by możliwe było docenienie kunsztu wykonawców. Przykład rekonstrukcji w oparciu o muzealne egzemplarze stroju przed- stawia historia powstania gorsetów Zespołu Regionalnego „Węglowianie” z Węglówki, która miała miejsce na przełomie lat 70. i 80. XX wieku. Zofia Leszczyńska422, organizatorka przedsięwzięcia uszycia strojów dla ze- społu, w ramach Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa – Książka – Ruch” zamówiła w muzeum regio- nalnym w Myślenicach423 projekt gorsetu w oparciu o muzealia (k.inw.52), które należały do kolekcji strojów zagórzańskich. Projekt wykonała spółdzielnia cepeliowska „Wyspiański” w Krakowie. Na realizację zamówienia składali się wszyscy członkowie zespołu. Uszyto osiem jednakowych gorsetów. Ciekawe jest, że gorsety stwo- rzone na potrzeby zespołu z biegiem czasu zaczęły pełnić funkcje „matryc”. Posłużyły bowiem jako wzór do stworzenia gorsetów dla „Małych Węglowian” – zespołu dziecięcego, których uszycie zamówiono w zakładzie krawieckim w Poroninie (k.inw.66). Myślenicki Dom Kultury pod koniec lat 80. XX wieku zlecił wykonanie dziesięciu gorsetów dla potrzeb Zespołu Pieśni i Tańca „Ziemia Myślenicka”. Realizatorkami zamówienia były dwie słynne hafciarki: Janina Drabik z Wiśniowej i Agnieszka Urbaniak z Lipnika. Obecnie Reprezentacyjny Zespół Pieśni i Tańca „Ziemia Myślenicka” pożycza wiśniowskie gorsety od Regionalnego Zespołu „Banda Burek” z Wiśniowej, które wykorzystuje na występach scenicznych podczas prezentacji wiązanki tańców szczyrzyckich. Gorsety będące w posiadaniu Zespołu Regionalnego „Banda Burek” z Wiśniowej działającego przy Gmin- nym Ośrodku Kultury i Sportu (k.inw.45), oprócz swych scenicznych funkcji, były wypożyczane w celach asysty kościelnej „do posypki”424, „do wierszyka”425 w trakcie obrzędów weselnych, „na występy do przedszkola”, „na degustacje” – w ramach działań KGW. „Jak kto nie ma gorsetu, to się pożycza z GOK[iS]-u” (k.inw.63) – stwier- dziła jedna z rozmówczyń. Gorset w zależności od potrzeb używającej go osoby, może pełnić wiele funkcji, płynnie zmieniając kon- tekst zastosowania. Odgrywa on rolę kostiumu scenicznego, obrzędowego stroju: „tylko osoby w gorsecie mogą nosić obraz” (k.inw.54), okolicznościowego przebrania, „na imprezę i schować” (k.inw.48) – jak dodaje właścicielka. Rozmawiając z użytkowniczkami gorsetów, zastanowił mnie całkowity brak rozróżnienia wzglę- dem kategorii: ubiór okolicznościowy i kostium sceniczny, „dwie wsie w nim chodziły” (k.inw.53). Ma to ścisły związek z wpisaniem się folkloryzmu w powojenną kulturę wsi, gdzie przynależność do zespołów regionalnych (szczególnie w okresie dzieciństwa) była i jest doświadczeniem wielu osób. Niektóre z pośród zinwentaryzowanych gorsetów bywają kolekcjonowane i przechowywane wyłącznie jako wzór, który służy za inspirację dla współczesnych adaptacji (k.inw.32). Popularną ogólnopolską praktyką było pozyskiwanie w terenie elementów strojów na potrzeby pierwszych zespołów regionalnych, które stały się materiałem bazowym dla późniejszych reprodukcji. Traktowane jako modele wzorcowe służyły one do opraco- wań i adaptacji współczesnych gorsetów. Zapotrzebowanie na produkcje strojów dla zespołów regionalnych dawało hafciarkom i krawcowym moż- liwość zarobkowania, a tym samym poprawy sytuacji ekonomicznej ich rodzin. Taki stan rzeczy wpływał też na transfer i nowe adaptacje wzorów. Agnieszka Sienkiewicz, wciąż aktywna hafciarka pochodząca z sąsiedniej gminy Jodłownik, w której mieszkała ponad 70 lat, obecnie mieszkająca w Niezdowie w gminie Dobczyce, przez wiele lat haftująca dla krakowskiej „Cepelii” a obecnie wykonująca hafciarskie zlecenia dla jednej z twórczyń wiśniowskich gorsetów, tak wspomina swoją pracę: Nie było wzorów, nie było w sklepie niczego, ale przychodziły chustki ze Stanów Zjednoczonych i z tego odrysowywałam sobie kwiatki. A po szkole w [19]52 [roku] poszłam do pracy i to już kalka techniczna w Urzędzie Gminy była, to się pisało na maszynie i się kombinowało się, jak tą kalkę wziąć. I pomału sobie te wzory sama robiłam. A już później to były wzory w sklepach w latach 70.–80. A później to już robiłam 421 K. Hermanowicz-Nowak, Strój górali Beskidu Śląskiego, Warszawa 1997. 422 Cały wywiad z Zofią Leszczyńską z Węglówki – twórczynią ludową, byłą sołtys prowadzącą gospodarstwo agroturystyczne zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 423 Mowa o Muzeum Regionalnym „Dom Grecki” w Myślenicach, które obecnie nosi nazwę Muzeum Niepodległości w Myślenicach. 424 Posypka – określenie na zwyczaj sypania płatków kwiatowych w ramach procesji Bożego Ciała. 425 Wierszyk – deklamacja dla młodej pary wygłaszana przez dzieci podczas wesela. z córką, ona jest w Poznańskiem, to robiłyśmy do Szczerzyca, tam są zespoły młodzieżowe i dorosłych. Ten Szczyrzyc; oni mają swój wzór i nie wolno nam było adaptować. Nie można nam było prywatnie sobie odbić. Ale kombinowałyśmy. Jak umiałam, tak się w to wprawiałam. Wiśniowski orzeł W trakcie rozmów z kobietami, które zajmowały się hafciarstwem i krawiectwem, a także wśród osób, które przechowują gorsety, pojawiło się pytanie o charakterystyczną cechę, wyróżniającą gorsety szyte współ- cześnie i noszone w gminie. Rozmówczynie wskazywały na motyw hafciarski wykonany wyszyciem koraliko- wym lub mulinowym („lanceta, haftowany lancetom”), „dobity cekinem” – uzupełniany cekinami, nazywany „orłem”. Zdzisław Szewczyk w swym opracowaniu wskazywał dość jednoznacznie na pochodzenie wyszyć na gorsecie na terenie ziemi myślenickiej. Badacz wyjaśniał ten fakt przecinaniem się dwóch wpływów regional- nych: krakowskiego i podhalańskiego. Z Podhala miał zostać zapożyczony – wspomniany wyżej – motyw sza- rotki i dziewięciosiłu, wykonany techniką haftu cekinowego, wzbogaconego wyszyciem z kolorowych nici. Poza powyższymi motywami Szewczyk wymienił inne gorsety, na których występują różne techniki, różniące się pod względem treści zdobniczych, które „nie zawsze nawiązują do tradycji”426. Na pytanie o centralny motyw kwiatowy umieszczany na plecach gorsetu i jego nawiązanie do wspomnianego motywu dziewięćsiłu, hafciarki odpowiadały jednoznacznie: „Nie!”, „nie widzę podobieństwa”. Inaczej sytuacja wyglądała w Węglówce, gdzie wpływy mody podhalańskiej dzięki osadnictwu góralskiemu miały wpływ na lokalny ubiór. Józef Murzański: Tylko, że ja mam taki gorset, co moim córkom wyhaftowała (mama), ale nie tutejsze. To znaczy to jest tak, że tutaj w pewnym momencie przejęli jakby ten dziewięćsił na gorsetach. I taki gorset u nas tu jest, co moja mama go robiła427. Grażyna Murzyn: w Domu Kultury są gorsety, można je zobaczyć. Te wzory na tych gorsetach są oryginalne tylko dla tej społeczności lokalnej. Związane z tradycją i życiem mieszkańców. Wzorem podstawowym jest orzeł, a na przykład Węglówka już go nie ma428. Niezwykle interesujące były historie i opowieści dotyczące kwiatowego motywu, który obecnie uważa- ny jest przez członków lokalnej społeczności za typowo wiśniowski. Warto przywołać niektóre wypowiedzi rozmówców, wskazują one bowiem na proces konstruowania tradycji, osadzania motywów w lokalnej historii. Należy też zaznaczyć, że część osób doskonale znała etnograficzną literaturę tematu dotycząca krawiectwa ludowego, popularną Monografię powiatu myślenickiego pod redakcją Romana Reinfussa, i chętnie się do niej odwoływała. Danuta Urbanik zapytana o pochodzenie wiśniowskiego „orła” odpowiedziała: • Te wzory dawniej szyła taka pani z Kobielnika, ona już dawno zmarła. To tak bardzo dawno powstało, że nie wiem sama. W tych gorsetach chodziły tylko panie bogate, które było stać na zakup. Ale te duże gorsety były zbite niesamowicie. (…) tych elementów i kwiatków było bardzo gęsto. I na takie gorsety mało dziew- czyn było stać. Teraz tylko z tego został orzeł, którego się odwzorowuje. • A „Cepelia” zamawiała u Was jaki gorset: krakowski czy wiśniowski? • Głównie wiśniowskie, ale te gorsety nazywały się z okolic Myślenic. „Gorset wiśniowski z okolic Myślenic” – tak był ściśle napisany. Ten orzeł wiśniowski powstał po wojnie. Nawet etnografowie nie umieją odtwo- rzyć, w którym roku on powstał429. Teoria o powojennym spopularyzowaniu motywu „orła” nie była jedyna. Rozmówczyni, która jest – jak sama przyznała – lokalną gawędziarką, podzieliła się następującą informacją: „orzeł pełnił funkcje rozpoznawal- ne w kościele, symbolizował godło państwowe430 – symbol narodowy w trakcie II wojny światowej” (k.inw.25). Istotny jest również fakt, że podczas inwentaryzacji rozmówczynie, wspominając o gorsetach „starych”, miały na myśli te, które zostały wykonane w latach 40., 50. i 60. XX wieku. Wśród kart zinwentaryzowanych gorse- 426 Z. Szewczyk, Strój ludowy…, s. 203. 427 Cały wywiad z Józefem Murzańskim – rzeźbiarzem z Węglówki zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 428 Cały wywiad z Grażyną Murzyn – krawcową, właścicielką atelier i sklepu internetowego „Beskid Art Deco” z Poznachowic Dolnych zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 429 Cały wywiad z Danutą Urbanik – krawcową i hafciarką z Glichowa i jej matką Anielą Batko – krawcową i hafciarką z Lipnika zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 430 Wizerunek orła białego z głową zwróconą w prawo (dla patrzącego w lewo), ze skrzydłami rozwiniętymi, z koroną i dziobem oraz szponami złotymi stał się godłem państwowym na mocy Rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 13 grud- nia 1927 r. o godłach i barwach państwowych oraz o oznakach, chorągwiach i pieczęciach, Dz.U. 1927 nr 115 poz. 980. tów, a dokładniej wśród egzemplarzy wykonanych przed II wojną światową, motyw „orła” lub wzór zbliżony do omawianego przedstawienia pojawia się sporadycznie, np. na gorsetach wykonanych przez Wiktorię Hebdę (k.inw.14, 17). Ornament, który można identyfikować z „orłem”, w pełnej krasie widnieje na gorsetach wy- konanych w latach 1950–1990 a także na tych wykonywanych współcześnie. Funkcjonowanie „orła” w mo- dzie wiśniowskiej można określić terminem „długiego trwania w kulturze” (longue durée)431. Pod autorskimi formami pojawia się on na gorsetach przynajmniej od osiemdziesięciu lat432. Własną opinię w tym względzie przedstawiła Joanna Juras433: • Może jest w tym coś, bo tylko nie wiem do końca, jak z tą tradycją, bo czy ona jest faktycznie czy też ktoś sobie później wymyślił, bo „a to w Kobielniku będzie taki wzór a tu taki czy w Lipniku i na Węglówce taki”, nie do końca jestem przekonana, żeby mówić, że to jest nasze, bo tak chcemy i czy to jest tradycyjne - my- ślę, że nie, że to jest wymyślone. • A ten orzeł? • Nie mam pojęcia, skąd się tutaj wziął naprawdę, on po prostu jest. (…) Dawniej chyba była większa różno- rodność takich wzorów, teraz jest już ten orzeł i przewija się praktycznie na każdych gorsetach a dawniej to było bardziej różnorodne. Czyli takiego typowego, że stąd nie ma. (…) No niby jest ten orzeł i nie wiadomo skąd się wziął. Historia sztuki ludowej, w tym hafciarstwa, to zjawisko wytworzone w ramach dyskursu miejskiego. Po- dobnie jak konstruowanie „kultury ludowej” zachodziło przez selekcję materiału, który etnograf w terenie do- strzegł i zdecydował się udokumentować, uznając za ciekawy, tak sztuka ludowa powstała na skutek selekcji dostępnych na wsi rzeczy z perspektywy ich wartości estetycznych. Hafciarstwo oraz inne dziedziny wytwór- czości uznanej za tradycyjną były w okresie powojennym popierane instytucjonalnie w ramach polityki pań- stwa, stąd mieszkańcy wsi zajmujący się rękodziełem na folkloryzacji zyskiwali. Obecnie zjawisko folkloryzmu pozostaje podporządkowane mechanizmom rynku turystycznego i rynku dóbr kultury434. Rynek gorsetów Gordon Mathews w swojej koncepcji „supermarketu kultury”435 zaznaczył, że tradycja w dobie pono- woczesności uległa utowarowieniu i musi się sprzedawać, aby budzić zaufanie. Proces budowania tożsamości dokonuje się za sprawą wyborów konsumenckich. Podlega mu także to, co uznaje się za własne dziedzictwo czy korzenie kulturowe. Na terenie gminy Wiśniowa powstały dwa portale (sklepy) internetowe436 mające w swo- jej ofercie kompleksowe szycie gorsetów, nie tylko „wiśniowskich”… oraz innych elementów strojów regional- nych. W ofercie sklepów internetowych znaleźć można ofertę z rękodziełem regionu, także produkty „folkowe”, „etno” („moda folkowa”, „styl folkowy” – to terminy chętnie używane przez młodsze pokolenie osób zajmują- cych się krawiectwem). Obydwa portale oferują realizacje krawieckie i hafciarskie, które mogą być elastycznie dyktowane zapleczem ekonomicznym, kompetencjami i preferencjami estetycznymi klientów. Rozmówczynie, przedstawiając swoją działalność, posługiwały się opisami zaczerpniętymi wprost z litera- tury etnograficznej, o czym była już mowa, a swoją aktywność osadzały w rodzinnej i lokalnej tradycji. Ważnym czynnikiem legitymizującym działalność hafciarek i krawcowych wykonujących gorsety był nagradzany i wyróż- niany udział w konkursach organizowanych przez instytucje państwowe, a także uczestnictwo w przedsięwzię- ciach o charakterze promocyjnym i handlowym437. Ministerialne odznaczenia, członkostwo w Stowarzyszeniu Twórców Ludowych, obecność w wydarzeniach promujących region, stanowią ważne wyznaczniki lokalnego statusu. Wspominając o współczesnej twórczości ludowej, kompetencjach rzemieślniczych wielu osób produ- kujących „tradycyjne”, „regionalne” przedmioty, nie można zapomnieć o bagażu spuścizny współpracy z „Ce- pelią”438. Wybory dotyczące tożsamości kulturowej są podejmowane nie tylko dla samej zainteresowanej jednost- ki, lecz także ze względu na grę i negocjację z innymi. Tożsamość kulturowa jest odgrywana w taki sposób, by 431 F. Braudel, Historia i nauki społeczne: długie trwanie, [w:] Historia i trwanie, przeł. B. Geremek, przedm. B. Geremek, W. Kula, Warszawa 1971, s. 58. 432 Ze względu na brak materiału porównawczego, gorsetów z okresu międzywojennego, dokładne oszacowanie cezury cza- sowej nastręcza trudności. 433 Członkini zespołu projektowego jako pracownik Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej. 434 E. Klekot, Samofolkloryzacja. Współczesna sztuka ludowa z perspektywy krytyki postkolonialnej, Warszawa 2014, s. 96. 435 Por. G. Mathews, Supermarket kultury. Kultura globalna a tożsamość jednostki, przeł. E. Klekot, Warszawa 2005. 436 „Beskid Art Deco”, [online:] https://beskidartdeco.pl/, dostęp: 14 VI 2019; Krakowianka, [online:] http://www.krakowianka- -sklep.pl/pl/, dostęp: 14 VI 2019. 437 Por. biogram Grażyny Murzyn i Danuty Urbanik, zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. 438 Więcej informacji na temat ciężkiej, angażującej członków rodziny w tym dzieci, chałupniczej pracy na rzecz spółdzielni cepeliowskich rozmówczynie podawały w trakcie wywiadów, zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki. widzowie dali się przekonać, że obcują z „autentyzmem”. Każda grupa społeczna, w tym środowiska parające się produkcją dóbr, ma swój system oceny informacji i tożsamości pochodzących z „supermarketu kultury”. „Kryteria służące potwierdzaniu statusu mają często lokalny zasięg i są bardzo elastyczne. Ludzie grają w te grę z niebywale wyostrzonym wyczuciem ukrytych reguł i niejawnych strategii”439. Unikalność gorsetu w skali Polski, w oczach (wy)twórców, skłaniała rozmówczynie (nie wszystkie) do rozważań nad wpisaniem „wiśniowskiego gorsetu” na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowe- go. Wytypowanie umiejętności wytwarzania gorsetu, jako przykładu dziedzictwa lokalnej społeczności, stawia same twórczynie w funkcji liderek samofolkloryzacji440. Ten stan rzeczy powodowała potrzeba wyróżnienia regionalnego w odniesieniu do pojęcia „obszar przejściowy”, które zostało sformułowane przez etnografów i podkreślenia wiśniowskiej tożsamości w opozycji do gmin ościennych. Tak o samym gorsecie wiśniowskim mówiła Grażyna Murzyn: Z racji tego, że on jest bardzo czasochłonny i bardzo, ale to bardzo szczegółowy nie robią go już, gdyż jest to najbardziej skomplikowany gorset do wytworzenia w całej Polsce. Nie ma bardziej pracochłonnego. Proszę mi wierzyć, bo ja szyję gorsety wszelakie, nawet lacherskie441 – nie są tak skomplikowane. Folkloryzacja jako narzędzie marketingu dóbr kultury jest niezwykle przydatna w konstruowaniu tożsa- mości regionalnej. Ewa Klekot, pisząc o „ludowości wykorzystywanej jako tożsamość na sprzedaż” i jej współ- czesnych odsłonach, zwraca uwagę na kontekst rozwoju polityki regionalnej po reformie administracyjnej z 1999 roku i wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku. Ten stan rzeczy, trafnie oddaje symboliczne określenie „unijne gorsety” (k.inw.56) użyte przez rozmówczynie w trakcie inwentaryzacji. Odnosiło się ono do gorsetów wykonanych dla Koła Gospodyń Wiejskich dzięki dofinansowaniom sołeckim pochodzącym z róż- nych źródeł, w tym najczęściej z funduszy Unii Europejskiej. Barbara Kirshenblatt-Gimblett, pisząc o sposobach produkowania dziedzictwa kulturowego w ramach prak- tyk muzealnych, wskazuje na mechanizm osadzania zjawisk kulturowych i ich podmiotów w sferze tradycji442. Przedmioty i materiały archiwalne znajdujące się w kolekcjach muzealnych, będące w posiadaniu osób prywat- nych, zyskały status dziedzictwa zarówno tych, którzy owe przedmioty wytworzyli i używali, jak i samej etnologii. Daje to możliwość nawiązania do spuścizny, a jednocześnie skłania etnologów do odpowiedzialności wobec tych, których dziedzictwo pomogli stworzyć. Należy pamiętać, co było właśnie doświadczeniem badaczy w ramach wi- śniowskiego projektu, że sam etnolog i/lub muzealnik jako przedstawiciel legitymizujących właściwości instytucji może być „użyty” przez społeczność lokalną do tworzenia pożądanego przez nią obrazu tradycji. W tym stanie rzeczy można upatrywać emancypacyjnego potencjału. To sami zainteresowani zyskują wpływ na kształtowanie własnego dziedzictwa przy pomocy zatrudnionego przez nich etnografa i muzealnych praktyk. 439 G. Mathews, Supermarket kultury…, s. 45. 440 Zob. E. Klekot, Samofolkloryzacja…, s. 86–98. 441 Rozmówczyni chodziło prawdopodobnie o gorsety lachowskie. 442 B. Kirshenblatt-Gimblett, Od etnologii do dziedzictwa. Rola muzeum, „Etnografia Nowa” 2011, nr 3, s. 126. Inwentaryzacja gorsetów w gminie Wiśniowa Gorsety zinwentaryzowano w Gminnej Bibliotece Publicznej im. Janiny Czaja w Wiśniowej w trakcie te- renowego obozu badawczego (wrzesień 2018 roku) w ramach projektu „Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawo- dów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu”. Dane umieszczone obok fotografii gorsetów, a także innych części elementów ubioru o charakterze re- gionalnym uwzględniają nazwiska właścicieli, wykonawców (twórców), a także innych osób związanych z da- nym obiektem. Informacje opatrzone cudzysłowem to określenia gwarowe lub wypowiedzi właścicieli, którzy dzielili się wiedzą na temat gorsetów bezpośrednio podczas inwentaryzacji. Informacje te stanowią jedynie część informacji zawartych w kartach inwentarzowych gorsetów. Całość archiwum jest własnością Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej oraz Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Przeprowadzenie inwentaryzacji i opracowanie katalogu: Patryk Pawlaczyk, wieloletni kustosz w Pań- stwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie – specjalizacja: strój i tkanina. Autorka zdjęć: Anahita Rezaei, specjalista ds. edukacji dorosłych w Dziale Edukacji Państwowego Mu- zeum Etnograficznego w Warszawie, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (specjalność: sztuka nowych mediów). Fot. 108. Sesja zdjęciowa podczas inwentaryzacji gorsetów w gminie Wiśniowa, Wiśniowa 2018 r. Fot. Anahita Rezaei Fot. 109. Inwentaryzacja gorsetów w gminie Wiśniowa, Wiśniowa 2018. Fot. Anahita Rezaei Katalog gorsetów Nr 1. właścicielka: Danuta Tokarz data wykonania: 1999 miejscowość: Wiśniowa Gorset wyszywany ręcznie muliną z cekinami. Noszony na procesjach, występach. Jest używa- ny nadal. Zestawiany z białą bluzką i spódnicą z zielonego tybetu. Nr 2. właścicielka: Danuta Tokarz wykonanie: Danuta Urbanik (Stowarzyszenie Twórców i Artystów „Cepry”) data wykonania: 2015 miejscowość: Wiśniowa Kaftan wyszyty maszynowo, nićmi do haftowania maszynowego. Noszony na procesjach, podczas występów scenicznych. Jest używany nadal. Zestawiany z białą bluzką i spódnica z zielonego tybetu. Nr 3. właścicielka: Elżbieta Bydłoń wykonawca: nieznany data wykonania: około 1950 miejscowość: Węglówka Gorset zmieniał właścicieli, należał do babci właścicielki. „Noszony podczas procesji, wesel, itd.”. Nr 4. właścicielka: Elżbieta Bydłoń wykonawca: nieznany data wykonania: około 1980 miejscowość: Wiśniowa Gorset zmieniał właścicieli, ostatnio używany przez mamę właścicielki. „Używany na procesję itd.”. Nr 5. właścicielka: Krystyna Rokosz wykonanie: Janina Drabik (ur. 1926) data wykonania: 1960/1970 miejscowość: Wiśniowa Właścicielka posiada obiekt od 50 lat. Cekiny, starego typu, koraliki szklane, sieczka szklana, podszyty płótnem lnianym. Noszony „do obra- zu” – asysta kościelna. Nr 6. właścicielka: Krystyna Tokarz wykonanie: Janina Drabik (ur. 1926) data wykonania: 1960/1970 miejscowość: Wiśniowa Właścicielka posiada obiekt od 50 lat. Haftki pasmanteryjne z okresu międzywojnia, płótno bawełniane, haftowane „lancetą” – muliną. Noszony „do obrazu” – asysta kościelna. Nr 7. właścicielka: Maria Poradzisz, poprzednia właścicielka: matka – Maria Knapczyk (ur. 1921) z Kobielnika (z Potoka) wykonawca: nieznany data wykonania: około 1928 miejscowość: Wiśniowa Wyszywany ręcznie „lancetą”. Zdobiony ko- ralikami. Gorset noszony przez mamę właści- cielki do kościoła i „do obrazu”. W późniejszym okresie noszony przez obecną właścicielkę „do obrazu” a także podczas występów w ramach działalności w Zespole Regionalnym „Banda Burek”. Obecnie przechowywany jako „tradycja rodzinna”. „Jak podrośnie wnuczka, to będzie chodzić, bo jest zainteresowana dawnymi tradycjami”. Gorset noszono do białej bluzki, ze spódnicą, butami „botkami” i zapaską. Gorset wielokrotnie zmniejszany i przerabiany w zależ- ności od potrzeb. Nr 8. właścicielka: Danuta Hebda wykonanie: Wiktoria Hebda data wykonania: 1940/1950 miejscowość: Wiśniowa Gorset był własnością teściowej. Zdobiony haftowem płaskim i bogato „cekinowany” cekina- mi i koralikami. Na plecach tzw. orzeł. Noszony wraz ze „spódnicą krakowską”, białą haftowaną bluzką, koralami i zapaską. Używany w ramach procesji, wesel, uroczystości gminnych, doży- nek. Przechowywany jako pamiątka rodzinna. Nr 9. właścicielka: Anna Podmokła data wykonania: około 1940 miejscowość: Wiśniowa Gorset był własnością matki właścicielki. Gorset bogato haftowany w motywy kwiato- we, uzupełniony cekinami i koralikami. Boki , a także „patki” (kaletki) obszyte koralikami oraz słomką szklaną. Noszony podczas uroczystości kościelnych, gminnych, szkolnych. Obecnie pieczołowicie przechowywany jako pamiątka rodzinna. Nr 10. właścicielka: Celina Lenart wykonawca: nieznany data wykonania: 1920/1930 miejscowość: Wiśniowa Gorset „cekinowany”, ozdobiony sieczką szklaną, haftowany w ornament kwiatowy. Ze- stawiany z białą bluzką, koralami, zieloną spódnicą tybetową, zapaską. Noszony podczas uroczystości kościelnych, procesji, dożynek, uroczystości gminnych. Nr 11. właścicielka: Beata Murzyn wykonanie: Janina Urbaniak z Lipnika data wykonania: 1950/1960 miejscowość: Wiśniowa Haftowany, „cekinowany”, na plecach umieszczono motyw „orła”. Zestawiany z białą bluzką, koralami, zieloną spódnicą tybetową, zapaską. Noszony przez matkę właścicielki w okresie panieńskim na procesjach, weselach, dożynkach. Przechowywany jako pamiątka rodzinna. Nr 12. właścicielka: Krystyna Szydlak wykonawca: nieznany data wykonania: około 1960 miejscowość: Wiśniowa/Trzemeśnia Właścicielka zabrała gorset do Trzemieśni po zamążpójściu. Gorset dziewczęcy, haftowa- ny, „cekinowany”. Zestawiany z białą bluzką, koralami, zieloną spódnicą tybetową, zapaską. Gorset nadal użytkowany przez dziewczynki podczas procesji, uroczystości kościelnych, a także uroczystości szkolnych. Nr 13. właściciel: Jerzy Chlipała wykonawca: nieznany data wykonania: 1930/1940 miejscowość: Wiśniowa Gorset „cekinowany, ozdobiony sieczką, słomką szklaną”, haftowany w drobno kwiatowy wzór. Zestawiany z białą bluzką, koralami, zieloną spódnicą tybetową w duże róże i zapaską. w zim- niejszych okresach z chustkami „kaźmiyrkami” lub „jesionkami” do butów – kozaków sznuro- wanych lub do wsuwanych pantofli zapinanych „na pasek” z klamerką. Gorset był własnością babci, która nosiła go w okresie panieńskim na procesje, święta kościelne, wesela. Przechowy- wany jako pamiątka rodzinna. Nr 14. właścicielka: Barbara Lis wykonanie: Wiktoria Hebda data wykonania: 1930 miejscowość: Wiśniowa Gorset haftowany, „cekinowany”, na plecach motyw „orła”, okolice ramion obrabiane słomką szklaną. Zestawiany z białą bluzką, koralami, zieloną spódnicą tybetową w duże róże i zapa- ską. Noszony na procesjach, występach, uroczystościach gminnych, dożynkach. Właścicielka twierdzi, że „cena gorsetu była równowartością ceny krowy mlecznej”. Gorset przechowywany jako pamiątka rodzinna dla podtrzymania tradycji. Nr 15. właścicielka: Helena Jamróz wykonanie: Helena Jamróz data wykonania: 1965 miejscowość: Wiśniowa Gorset haftowany, „cekinowany”. Na plecach orzeł. Zestawiany z białą bluzką, koralami, zie- loną spódnicą tybetową w duże róże i zapaską. Używany podczas procesji, świąt kościelnych i gminnych. Przechowywany jako pamiątka rodzinna „dla wnuków”. Obecnie gorset jest nadal noszony. Nr 16. właścicielka: Maria Drabik wykonanie: Maria Drabik data wykonania: 1950 miejscowość: Wiśniowa Gorset haftowany, „cekinowany”. Noszony przez matkę właścicielki, a obecnie przez jej córkę podczas procesji kościelnych i uroczystości gminnych. Prze- chowywany jako pamiątka rodzinna. Nr 17. właścicielka: Maria Drabik wykonanie: Wiktoria Hebda (babcia właścicielki) data wykonania: 1930/1940 miejscowość: Wiśniowa Gorset haftowany, „cekinowany”. Noszony przez babcię i matkę właścicielki, a obecnie przez samą właścicielkę. Używany podczas procesji kościelnych, ślubów, uroczystości państwowych i gminnych. Pełni funkcję pamiątki rodzinnej. Nr 18. właścicielka: Maria Biel wykonawca: nieznany miejscowość: Wiśniowa Dziedziczony po mamie właścicielki Zofii Morejka (1930-1960). Zestawiany z białą bluzką, koralami, zieloną spódnicą tybetową w duże róże, zapaską. Użytkowany przez córkę i wnuczkę właścicielki podczas procesji i występów scenicznych. Przechowywany jako pamiątka rodzinna. Nr 19. właścicielka: Cecylia Warmuz data wykonania: około 1910 Gorset trzykrotnie zmieniał właścicielki: 1. Katarzyna Kowal, 2. Anna Morejka. Gorset był wielokrotnie przerabiany, doszyto kaletki („patki”) w okresie II Wojny Światowej. Dodano wówczas także cekiny. Pierwotnie gorset posiadał tylko haft płaski. Nr 20. właścicielka: Dorota Rokosz wykonanie: Maria Dominik wraz córką Dorotą Rokosz data wykonania: 1940/1946 miejscowość: Wierzbanowa Noszony przez babcię i mamę właścicielki. Obecnie przekazany wnuczce. Zakładany podczas uroczysto- ści kościelnych, procesji. Obecnie używany podczas występów zespołu regionalnego. Nr 21. właścicielka: Ewa Maria Nowacka wykonanie: Zofia Murzyn-Obajtek (1919-1993) - bibliotekarka, animatorka kultury, organizatorka dożynek regionalnych data wykonania: około 1945 miejscowość: Lipnik Gorset posiada haftki z okresu międzywojennego. Gorset zakładany podczas świąt i procesji, a także występów scenicznych – w ramach działalności Zespołu Regionalnego „Banda Burek”. Wnuczka Natalia Nowacka zakładała gorset w ramach Międzynarodowych Małopolskich Spo- tkań z Folklorem w Myślenicach i podczas innych imprez o charakterze folklorystycznym na terenie Małopolski. Gorset nie był nigdy poddawany zabiegom konserwatorskim – świadoma decyzja właścicielki. Gorset nadal używany. Nr 22. właścicielka: Natalia Nowacka wykonanie: Zofia Murzyn-Obastek (1919-1993) – bibliotekarka, animatorka kultury, organizatorka dożynek regionalnych data wykonania: około 1987 miejscowość: Lipnik Wykonany dla mamy właścicielki. Noszony przez właścicielkę w wieku 4-5 lat z okazji uroczysto- ści kościelnych. w odniesieniu do jakości zdobień właścicielka stwierdza: „komunistyczne cekiny”. Nr 23. właścicielka: Barbara Polak wykonawca: nieznany data wykonania: 1950/1959 miejscowość: Wiśniowa „Haftowany na własne potrzeby przez amatora”. Noszony przez Janinę Polak obecnie przez Wiktorię Polak (lat 14), która tańczy w Zespole Regionalnym „Banda Burek”. Nr 24. właścicielka: Teresa Rymczak wykonanie: Janina Hebda data wykonania: około 1967 miejscowość: Wiśniowa Gorset noszony przez: Teresę Kowal, Justynę Susuł, Agnieszkę Polak, Melanię Kowal, Paulę Romanowską. Zestawiany do białej bluzki, spódnicy krakowskiej, wianuszka ze sztucznych kwiatów. Używany podczas uroczystości kościelnych – „do posypki” (sypanie kwiatów na procesję Bożego Ciała). Zakładany na wesela – „do wierszyka” (deklamacja wykonywana przez dzieci dla państwa młodych). Danuta Kowal – siostra Teresy z zazdrości o noszony przez nią gorset wymogła na ojcu zakup gorsetu dziecięcego w krakowskiej „Cepelii”. Nr 25. właścicielka: Urszula Murzyn wykonanie: Janina Hebda (Wawrzelowa) – ostatni gorset wykonany przez hafciarkę data wykonania: około 1975 miejscowość: Wiśniowa Gorset nie był noszony przez właścicielkę, która przytyła i nie zdążyła się nim nacieszyć. Szyty „na wyrost”, „na zaś” – posiadał większy rozmiar niż rozmiar właściciela, aby mógł zostać poszerzony. Przeznaczony do ceremonii kościelnych – Boże Ciało. „Obrazy mogły nosić wyłącznie dziewczęta ubrane w strój regionalny”. Obecna właścicielka twierdzi, że ornament „orła” – motywu hafciarskiego na plecach gorsetu pełnił funkcje symboliczne, patriotyczne – odnosił się do godła państwowego w okresie II wojny światowej. Nr 26. właścicielka: Władysława Tomera wykonawca: nieznany data wykonania: przed 1939 miejscowość: Wiśniowa Używany przez babcię i mamę właścicielki do asysty kościelnej. Nr 27. właścicielka: Władysława Tomera wykonawca: nieznany data wykonania: przed 1939 miejscowość: Wiśniowa Używany przez babcię i mamę właścicielki do asysty kościelnej. Noszony przez nastolatki – panienki. Nr 28. właścicielka: Władysława Tomera wykonawca: nieznany data wykonania: około 1920 miejscowość: Wiśniowa Używany przez babcię i mamę właścicielki do asysty kościelnej. Noszony przez nastolatki – panienki.państwa młodych). Danuta Kowal – siostra Teresy z zazdrości o noszony przez nią gorset wymogła na ojcu zakup gorsetu dziecięcego w krakowskiej „Cepelii”. Nr 25. właściciel: Stowarzyszenie Twórców i Artystów „Cepry” wykonanie: Danuta Urbanik i Katarzyna Hartabuz data wykonania: 2014 miejscowość: Wiśniowa Gorset haftowany w oparciu o wzory ze starszego gorsetu. Używany podczas dożynek, a także imprez okolicznościowych o charakterze kulturalnym i promocyjnym: warsztatów, degustacji, wywiadów. Nr 30. właścicielka: Danuta Urbanik wykonanie: Aniela Batko - matka właścicielki data wykonania: około 2005 miejscowość: Lipnik Gorset haftowany w oparciu o wzory ze starszego gorsetu. Przerabiany około dwa lata temu; tło uzupełniono cekinami. Gorset nie jest noszony. Przechowywany jako pamiątka rodzinna. Nr 31. właścicielka: Danuta Urbanik wykonawca: nieznany data wykonania: między 1940/1960 miejscowość: Wiśniowa/Glichów Poprzednia właścicielka Danuta Cap. Gorset nie jest używany. Przechowywany jako pamiątka i wzór do haftu. Nr 32. właścicielka: Danuta Urbanik wykonawca: nieznany data wykonania: między 1920/1939 miejscowość: Glichów Poprzednia właścicielka Danuta Cap. Gorset przerabiany, uzupełniany cekinami, doszyto kaletki – „patki”. Przechowywany jako pamiątka i wzór do haftu. Nr 33. właścicielka: Zofia Murzyn wykonanie: Joanna Irzyk data wykonania: około 1980 miejscowość: Lipnik Używany do chwili obecnej przez właścicielkę, noszony podczas dożynek, a także imprez oko- licznościowych o charakterze kulturalnym i promocyjnym: warsztatów, degustacji, wywiadów. Nr 34. właścicielka: Józefa Pietrzak wykonawca: nieznany data wykonania:1923/1925 miejscowość: Wierzbanowa Noszony przez kobiety w rodzinie: Józefę Miłkowską, Józefę Pietrzak w Wierzbanowej, a także inne osoby (pożyczany). Zakładany na uroczystości kościelne. Obecnie nienoszony – „zbyt szczupły”. Nr 35. właścicielka: Maria Mazan z Wierzbanowej wykonanie: Janina Drabik z Wiśniowej data wykonania: 1960/1970 miejscowość: Wiśniowa Wykonany dla mamy właścicielki Zofii Muty z Wierzbanowej, noszony także przez właściciel- kę podczas dożynek, a także imprez o charakterze promocyjnym. Nr 36. właścicielka: Bogumiła Dominik wykonanie: Pani Urbaniak, po mężu Bogacz z Wiśniowej data wykonania: 1952 miejscowość: Wiśniowa/Kobielnik/Wierzbanowa Gorset wykonany dla mamy właścicielki Zofii Murzyn, przekazany córce Bogumile Dominik z Wierzbanowej. Gorset był używany w Kobielniku, a obecnie w Wierzbanowej. Noszony na uroczystości kościelne i gminne: dożynki i imprezy o charakterze kulturalnym. Nr 37. właścicielka: Kazimiera Lenart wykonanie: Agnieszka Urbaniak (1909-1974) - babcia właścicielki data wykonania: 1960 miejscowość: Lipnik Wykonawczyni gorsetu była uzdolnioną hafciarką i krawcową, która szyła stroje komercyjnie dla wielu klientek z terenu gminy. Właścicielka używa określenia „system” na projektowanie ornamentu hafciarskiego i kroju – „robiony systemem” – robiony sposobem. Gorset użyczany innym osobom do procesji i do występów scenicznych. Gorset obecnie przechowywany jako rodzinna pamiątka – „Nikt nikomu nie odda...” Nr 38. Miejscowość: Dobczyce Brak danych Nr 39. właścicielka: Katarzyna Hartabuz wykonanie: Danuta Urbanik z Glichowa data wykonania: 1986 miejscowość: Glichów Gorset dziecięcy – haft „wiśniowski” wyszyty kolorową muliną, zdobiony koralikami i ceki- nami. Gorset używany na uroczystości kościelne i gminne – dożynki, a także wydarzenia szkolne. Pożyczany dzieciom z Lipnika i Wiśniowej na procesje. Obecnie córka właścicielki (lat 6) chodzi w nim do kościoła. Nr 40. właściciel: Stowarzyszenie Twórców i Artystów „Cepry” wykonanie: Katarzyna Hartabuz i Danuta Urbanik data wykonania: 2014 miejscowość: Glichów Gorset haftowany techniką maszynową – haft płaski, ozdobiony koralikami i cekinami. Używany podczas dożynek, imprez kulturalnych i degustacji. Nr 41. właścicielka: Danuta Urbanik wykonanie: Joanna Irzyk – babcia właścicielki miejscowość: Lipnik Gorset dziecięcy, „wzór wiśniowski” wyszyty kolorową muliną, ozdobiony koralikami i ceki- nami. Używany na występach w przedszkolach, podczas procesji kościelnych, na dożynkach. Obecnie pamiątka rodzinna „po babci”. Nr 42. właścicielka: Danuta Urbanik wykonanie: Aniela Batko - matka właścicielki data wykonania: około 2000 miejscowość: Lipnik Gorset dziecięcy wyszyty nićmi muliną, kwiaty obszyte koralikami, ozdobiony cekinami. Nie był noszony - pamiątka rodzinna. Nr 43. właściciel: Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej wykonanie: Danuta Urbanik data wykonania: po 2000 miejscowość: Glichów/Wiśniowa Gorset „ślubny stworzony na potrzeby Zespołu Regionalnego „Banda Burek”. Nr 44. właściciel: Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej wykonanie: Danuta Urbanik data wykonania: po 2000 miejscowość: Glichów/Wiśniowa Gorset stworzony na potrzeby Zespołu Regionalnego „Banda Burek”. Nr 45. właściciel: Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej wykonawca: nieznany data wykonania: 1950/1960 miejscowość: Wiśniowa Noszony przez pierwszych członków Zespołu Regionalnego „Banda Burek”. Nr 46. właściciel: Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej wykonanie: Maria Jamróz data wykonania: około 1995 miejscowość: Kobielnik/Wiśniowa Gorset stworzony na potrzeby Zespołu Regionalnego „Banda Burek”. Nr 47. właściciel: Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej wykonanie: Maria Jamróz data wykonania: około 1995 miejscowość: Kobielnik/Wiśniowa Gorset stworzony na potrzeby Zespołu Regionalnego „Banda Burek”. Nr 48. właściciel: Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej wykonanie: Wiktoria Hebda miejscowość: Wiśniowa Noszony przez Władysławę Kus w okresie panieńskim 1950-1960. Obecnie używany przez członków Zespołu Regionalnego „Banda Burek”. Cel: „Na imprezę i schować”. Nr 49. właściciel: Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej wykonanie: Zofia Murzyn miejscowość: Wiśniowa Podarowany przez miejscową Ochotniczą Straż Pożarną. Nr 50. właściciel: Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej wykonanie: Danuta Urbanik data wykonania: po 2000 miejscowość: Glichów/Wiśniowa Obecnie używany w ramach potrzeb Zespołu Regionalnego „Banda Burek”. Nr 51. właściciel: Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej wykonanie: Maria Jamróz data wykonania: 1995 miejscowość: Kobielnik/Wiśniowa Obecnie używany w ramach Zespołu Regionalnego „Banda Burek”. Nr 52. właścicielka: Zofia Leszczyńska wykonanie: Spółdzielnia CEPELiA „Wyspiański” w Krakowie data wykonania: około 1979/1981 miejscowość: Węglówka Gorset stworzony na potrzeby Zespołu Regionalnego „Węglowianie”. Opracowanie gorsetu w oparciu o materiały i obiekty z Muzeum Regionalnego – „Dom Grecki” w Myślenicach. W tym samym okresie wy- konano pełną kopię stroju zagórzańskiego męskiego i kobiecego. W ramach Klubu Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza – Prasa Książka Ruch – wykonano osiem identycznych gorsetów. W późniejszym okresie gorsety były używane jako wzór dla dziecięcych strojów na potrzeby zespołu regionalnego „Mali Węglowianie”. Gorsety przechowywane przez właścicielkę w ga- zetach, aby chronić przed wilgocią. „Cekiny rdzewieją, koralikom nic się nie dzieje”. Nr 53. właścicielka: Beata Pazdur wykonanie: Maria Glichowska data wykonania: około 1938/1939 miejscowość: Glichów Gorset wykonany w Skrzydlnej przed II wojną światową. Wypożyczany na dożynki i uro- czystości kościelne (primicje – święcenia kapłańskie). „Dwie wsie w nim chodziły”. Używany przez prababkę, babkę, matkę i córkę – 4 pokolenia. Gorset nie był czyszczony z obawy przed zniszczeniem. Nr 54. właścicielka: Beata Pazdur wykonanie: Maria Glichowska (babcia właścicielki) i Maria Popielak (matka właścicielki) data wykonania: 1981 miejscowość: Skrzydlna, gmina Dobra (powiat limanowski) W czasie użytkowania doczepiano wstążki do ramiączka lewego – moda z lat 70.-80. XX wie- ku. Wielokrotnie pożyczany dzieciom mieszkańców wsi na różne uroczystości szkolne, dożynki itd. „Czeka na wnuczki”. „Nie ma domu, w którem nie ma gorsetu”. Nr 55. właścicielka: Anna Bogusz wykonanie: Rozalia Wydra data wykonania: około 1990 miejscowość: Węglówka Gorset przeznaczony na dziewczynkę w wieku 7-10 lat. Noszony przez pięć osób w rodzinie. Długość ramiączek regulawa- na, możliwość dostosowania rozmiaru do potrzeb dziecka. Przechowywany w prze- ścieradle „leżakuje”. Używany przez kuzynkę właścicielki w Kasince Małej (gmina Mszana Dolna, powiat limanowski) w ramach działań tamtejszego zespołu regionalnego „Kasinia- nie - Zagórzanie”. Nr 56. właścicielka: Zofia Sukta wykonawca: nieznany data wykonania: 1950/1959 miejscowość: Lipnik/Kobielnik Wykonany w Lipniku i odkupiony w latach 1950-1959 dla siostry właścicielki. Gorset przechowywany w gazecie, „w folii owinięty czarnieje”. Właścicielka twierdzi, że w odróż- nieniu od współczesnych gorsetów „gorsety od wojny trzymają się dobre”. „Gorset unijny ma puste place” – współczesne gorsety są mniej zdobione.pełną kopię stroju zagó- rzańskiego męskiego i kobiecego. w ramach KLUBU Robotnicza Spółdzielnia Wydaw- nicza – PRASA KSIĄŻKA RUCH – RSW wykonano osiem identycznych gorsetów. w późniejszym okresie gorsety były używane jako wzór dla dziecięcych strojów na potrze- by zespołu regionalnego „Mali Węglowianie”. Gorsety przechowywane przez właścicielkę w gazetach, aby chronić przed wilgocią. „Ce- kiny rdzewieją, koralikom nic się nie dzieje”. Nr 57. właścicielka: Renata Jasek wykonawca: nieznany data wykonania: 1920/1939 Zakupiony przez teściową właścicielki jako używany. Używany w 2018 roku podczas dożynek regionalnych przez córkę właścicielki. Gorset był z biegiem lat uzupełniany cekinami - „dobity cekinami”. Nr 58. właścicielka: Renata Jasek wykonawca: nieznany data wykonania: około 1995 miejscowość: Poznachowice Dolne/Lipnik Gorset kupiony jako używany w Poznachowicach Dolnych, haftowany w Lipniku. Noszony podczas uroczystości kościelnych, występów dziecięcych w przedszkolu i na dożynkach. „Nie ma domu, w którem nie ma gorsetu”. Nr 59. właścicielka: Halina Dudzik wykonawca: nieznany data wykonania: około 1965 miejscowość: Poznachowice Dolne Koleżanka sprezentowała gorset córce właścicielki. Pożyczany dzieciom sąsiadów. „Jak mają dzieci w przedszkolach przebierać się za krakowiankę, to pożyczamy”. Zestawiany z tiulową zapaską, spódnicą, koralami i halką, która powinna wystawać spod spódnicy. Nr 60. właścicielka: Bogumiła Hebda wykonawca: nieznany data wykonania: około 2005 miejscowość: Wiśniowa Gorset zamówiony w Krakowie. Właścicielka stwierdziła: „wykonany bez rozeznania, dla swo- jego widzi mi się”. Nr 61. właścicielka: Halina Dudzik wykonanie: Danuta Urbanik i Grażyna Murzyn data wykonania: około 2015 miejscowość: Poznachowice Dolne Gorset wykonany w ramach projektów gminnych budżetu sołeckiego. Używany podczas doży- nek, imprez regionalnych (np. degustacje „stoły regionalne”). Gorset zakładany jest również na uroczystości pogrzebowe („delegacja z wieńcem”). Nr 62. właścicielka: Barbara Jasek wykonanie: Maria Jamróz z Kobielnika data wykonania: 1997/1999 miejscowość: Lipnik Noszony w Lipniku. Używany przez dzieci podczas procesji Bożego Ciała. Nr 63. właścicielka: Monika Konieczna wykonanie: Barbara Puchała z Poznachowic Dolnych data wykonania: 1990/1995 miejscowość: Poznachowice Dolne/Wiśniowa Noszony w Wiśniowej. Używany podczas procesji Bożego Ciała, a także w ramach działalno- ści Zespołu Regionalnego „Banda Burek”. Noszony przez dwie córki właścicielki. Na temat używania gorsetów właścicielka stwierdziła: „Każdy z domu wynosił gorset, jak ktoś nie ma to z GOK-u”. Nr 64 właścicielka: Monika Konieczna wykonawca: nieznany data wykonania: 1997-1999 miejsce powstania: nieznane Używany wyłącznie w ramach obchodów Bożego Ciała. Gorset był używany w 2018 roku. Nr 65. właścicielka: Monika Konieczna wykonanie: Janina Tokarz data wykonania: 2017 miejsce powstania: Wiśniowa Wykonany „na zaś” z myślą o wnuczkach - „żeby wnuki miały”. Nr 66. właściciel: Koło Gospodyń Wiejskich z Węglówki, Joanna Woś wykonanie: Maria Świder z Poronina Gorset wykonany na Podhalu noszony w Węglówce. Stworzony w oparciu o gorsety Zofii Leszczyńskiej z Węglówki nr inwentarzowy 52. Nr 67. właścielka: Sylwia Pazdur wykonawca: nieznany data wykonania: 2004 miejscowość: Wiśniowa Zamówiony przez mamę oferentki. Gorset w ciągłym użytku: „do sypania kwiatów”, używany w ramach działalności Zespołu Regionalnego „Banda Burek”. Zapytana o możliwość sprzeda- ży gorsetu, właścicielka odpowiedziała: „Nie ma opcji...” Nr 68 właścicielka: Anna Jasek wykonawca: nieznany data wykonania: około 1975 miejscowość: Wiśniowa Noszony w Wiśniowej. Gorset podlegał wielokrotnym przeróbkom zdobniczym, wymieniano w nim koraliki i cekiny. Nr 69. właścicielka: Helena Śmigla z domu Kus wykonanie: Anna Kus data wykonania: 1910 miejscowość: Wiśniowa Wykonany i noszony w Wiśniowej. Gorset wielokrotnie podlegał przeróbkom, właścicielka twierdzi, że był noszony przez dzieci. Zakładany na procesje, odpusty, Boże Ciało. Gorset poży- czany sąsiadom w podobnym celu. Nr 70. właścicielka: Helena Śmigla z domu Kus wykonanie: Anna Kus data wykonania: około 1910 miejscowość: Wiśniowa Noszony i wykonany w Wiśniowej. Gorset wielokrotnie podlegał przeróbkom, właścicielka twierdzi, że był noszony przez dzieci. Zakła- dany na procesje, odpusty, Boże Ciało. Gorset pożyczany sąsiadom w podobnym celu. Nr 71. właścicielka: Helena Śmigla z domu Kus wykonanie: Anna Kus data wykonania: około 1910 miejscowość: Wiśniowa Noszony i wykonany w Wiśniowej. Gorset wielokrotnie podlegał przeróbkom, właści- cielka twierdzi, że był noszony przez dzieci. Zakładany na procesje, odpusty, Boże Ciało. Gorset pożyczany sąsiadom w podobnym celu. Fot. 110. Wiśniowianki w gorsetach „rócnej roboty", Wiśniowa 1950. Rozdział 7. Wiśniowskie rozmowy rzeki czyli wiśniowsko rócno robota w działaniu Charakterystyka rozmówców Sylwetki żyjących i zmarłych mieszkańców gminy Wiśniowa w publikacji i na mapie (wy)twórców na stro- nie projektu443 zamieszczone zostały w oparciu o kryterium „myśl i ręka”, tj. o tradycyjną profesję lub umiejęt- ność – twórczą, wytwórczą i przetwórczą praktykę rzemieślniczą, rękodzielniczą, artystyczną, jaką wykonują lub wykonywali kiedyś zarówno zawodowo, jak i amatorsko, w celach zarobkowych i innych, np. tradycja, zapo- trzebowanie, hobby, pasja. Noty biograficzne (wy)twórców, rękodzielników, rzemieślników powstały w oparciu o materiały pozyskane podczas etnograficznych badań terenowych: wywiadów, kwerend w archiwach lokal- nych instytucji i stowarzyszeń oraz archiwach prywatnych mieszkańców gminy Wiśniowa i okolic. Fot. 111. Rozmowy rzeki w działaniu. Fot. Anahita Rezaei 443 Mapa profesji i (wy)twórców, http://wisniowskijarmark.gokis-wisniowa.pl/mapa-profesji-i-tworcow/, dostęp: 27 VIII 2019. Fot. Anahita Rezaei Maria Jamróz (Szewcowa) 1935-2019 Profesja/umiejętność/praktyka: kilimkarstwo, hafciarstwo, krawiectwo, rolnictwo Miejsce zamieszkania: Wiśniowa Pani Maria urodziła się 29 listopada 1935 roku i całe życie mieszkała w Wiśniowej. Wraz z mężem prowadziła rodzinne gospodarstwo rolne. Przez wiele lat pani Maria wykonywała kilimy dla Spółdzielni „Cepelia” w Krakowie. Pierwszy mąż Marii Jamróz – Jan Konieczny – był znanym i lubianym w całej okolicy szewcem. Stąd przydomek „Szewcowa”. Miał swój zakład szewski, który znajdował się w ich domu. Wykonywał wszystkie rodzaje butów: kapce, góralskie kierpce, szył też cholewki. Nie było w nich ani gwoździ, ani kołków – wszystkie były szyte. W skóry zaopatrywał się w Spółdzielni Szewskiej w Myślenicach. Sąsiedzi i znajomi, zwracając się do pani Marii, posługiwali się głównie przydomkiem, mówiąc, że: „idą do Marii Szewcowej”. Córka pani Marii – Halina Dwornik obecnie mieszkająca w Oświęciumiu również tka i haftuje oraz jest krawcową. Jeden z synów pani Marii – Józef Konieczny – jest górnikiem. Mieszka w Libiążu. Drugi syn – Edward Konieczny – wykonywał drewniane makiety architektoniczne: domki, kościoły oraz w oryginalny sposób oprawiał obrazy i zdjęcia. Maria Jamróz zmarła 25 czerwca 2019 roku. ? M.J.: Jeszcze worek wełny mom, no a jeden oddołam sąsiadce. ? To taka surowa wełna? Fot. 112. Maria Jamróz Fot. Anahita Rezaei ? M.J.: Tak i to wszystko przędzone było, bo to z takiej wełny my to wszystko robiły, no. A to, ten domek to robił mój syn a już nieżyjący. Potem zrobił jeszcze tyn zajazd, ale ten zajazd jest u wnuczki u Asi444. Fot. 113. Drewniany domek wykonany przez Edwarda Koniecznego – syna Marii Jamróz. Fot. Anna Mentel ? A szopkę? ? M.J.: A szopkę ja kupiła. To ja tak kupiła na pamiątkę, bo mąż mi zmarł w [19]71 roku i ja jo kupiła na święta w [19]71 roku. ? W Krakowie? ? M.J.: Nie, w Wieliczce. To robił to taki pan we Wieliczce, co tam sąsiadka ma tam syna tego pana i on nom porobił te szopki. Sąsiadka ma i ja też mom. Ale ono jest tako trochę przeniszczona bo… ? Bo jak tyle lat ma… ? M.J.: Jak tyle lat mo, to wie pan co, jak jest ta kolenda chodzili kolendnicy to mi zawsze godali dajciez nam to szopke, to pódziemy po kolendzie z to szopką. No i jest tam sznurek, no i na plecy i szli po kolendzie. I tak paradowali, kilka lat chodzili z nio. Ona jest taka przyniscona, ona była ładno. 444 Mowa o pracowniczce GOKiS w Wiśniowej Joannie Juras, prezes Stowarzyszenia Teatr, Kultura i My „TKM” z Wiśniowej opiekującej się amatorskim zespołem teatralnym. • No tak, jak ona była w terenie, musieli nią trząść. • M.J.: Długo chodzili z nią, długo. A jo jom przykrywam, żeby się nie niszczyła, panie, żeby jak najdłużej była. A to to jest Brama Floriańsko [śmiech] podobna chociaż do Bramy Floriańskiej? Fot. 114. Kilim „Brama Floriańska” wykonany przez Marię Jamróz. Fot. Anahita Rezaei • Podobna. A proszę powiedzieć, skąd to się wzięło w Wiśniowej, kiedy zaczęła Pani to robić? • M.J.: A to nie wiem, skąd oni to przywozili. Poprzywozili nam krosna445, no i ja chciałam do Kultury446 te krosna, ale miała tam na dole jedna, ale goda zastępowało jej to i goda, że wziena i dała na złom. A mnie jak już rozwiązywali już zakład, a robiłam 15 lat na tym krośnie, a lubiałam straśnie to robić. To wie pan co, ja od krowy, świnie, gęsi a to w nocy musiałam zrobić, codziennie dwadzieścia centymetrów, codziennie. Tom zrobiła sześć metrów miesięcznie. Tak to my to odwoziły do Skrzydlnej, jak już tak to my to odwoziły, a później jak już zabierali, jak już kończyło się. Tak krosno mi zaraz zabrali, a ja im godała, „zostawcie mi też to krosno, bo jo jeszcze wełne mom”. A porobiłam dzieciom, córkom, co jednej, drugiej synowej, synowi, bo oni też tam majo. Córka w Oświęcimiu mieszka, syn w Libiążu a drugiego mam na cmentarzu. Rysunek 17. Ręczne krosno tkackie. Rys. Monika Kowal • A krosno było stołowe czy takie ramowe, duże? • M.J.: Tak to było takie, bo tu te nici szły a tu było takie bidło447. Jak się to nie skolorowało wszystko, poprzeplatało się, to się tym bidłom ubijało, no. • Ale mąż tutaj Pani to krosno składał czy oni go tu przywieźli? • M.J.: Oni przywieźli, wszystko przywieźli! • To była „Cepelia”, co to było, dla kogo to Pani robiła? 445 Krosno, włók, maszyna do wytwarzania tkaniny w wyniku wzajemnego przeplatania nitek wątku i osnowy (tkanie), Krosno, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [oniline:] https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/krosno;3927631.html, dostęp: 27 VIII 2019. 446 Mowa o GOKiS w Wiśniowej. 447 Bidło – ruchoma część krosna służąca do przybijania (dosuwania) nitek wątku do krawędzi tkaniny, Bidło, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://encyklopedia.pwn.pl/szukaj/bid%C5%82o.html, dostęp: 27 VIII 2019. ? M.J.: A ja wiem, kto to to jeździł? Do Krakowa jeździły, do Krakowa, ale wie pan co, z Krakowa chyba była ta spółdzielnia. ? A wzory czy przynosili do Pani? ? M.J.: Wszystko wzory przynosili i zabrali wszystko, bo bym wam pokazała. U mnie godam wszystko pozabierali, a na dole tam u takiej znajomej, ona też pletła, ja też godam, żebym pletła, gdyby mi zostawiały. A to była takie ciężkie ja miała takie dwumetrowe. Bo były krosna metrowe i były dwumetrowe. Ja miałom dwumetrowe, no. To robiło się tak, jak to jest, jak na metr, jak na dwa metry – to się robiło dwa na krośnie. Bo to są takie, jak w tamtym pokoju co jest, to jest większy jak ten. Ale by się, teraz bym nie dała rady puknąć tym, podnieść tego bidła, bo to bidło się nazywało. Fajne to było, jo lubiałam to robić, lubiała! Dzwoniła do mnie tu jedna, ja jej godała przyjdźze, bo ona też robiła na tym krośnie. Przyjdźze posiedzimy se godom, bo przydą goście do mnie. Ale nie przydzie goda, leje, nie chce mi się, no. ? A te wzory były na kartkach, jak to było zrobione? Czy to było wypunktowane? ? M.J.: To wszystko było wyrysowane, wyrysowane wszystko, napisane jak jest, to jest tak, było przyspie- szone, zwolnione i proste. Ja to wełne mom, cały worek. To bym wam to pokozała zaroz. Cały worek mam. A je- den worek, miałam dwa, jakbym miała krosno, to bym wam coś zrobiła, no, no ale krosna ni ma. Dałam sąsiadce, bo se chciała na krzesła porobić no takie na drutach, narobiła sobie na drutach, no a to no to wszystko te nici. ? A oni jak przyjeżdżali, to wszystko przywozili? ? M.J.: Wszystko przywozili. ? To było już farbowane? ? M.J.: Tak. Wełny tak, tak, tak, wszystko, wszystkie kolory, jakie trzeba było. Boże, a nieraz brakło kolo- rów, nieraz nie było tych kolorów, to musiały my jedna do drugiej jeździć, no i wymieniały my se. Takie miedzy se takie, a nos tu dużo robiło, dużo nas tu robiło. Tu też robiła, ale ona już umarła, po Kobielniku też robiały, no robiały. A jo była zadowolona z tego. Dwadzieścia centymetrów, jak zem se porobiła w polu, dziecim miała czwórke no to z nimi też trzeba było oprać, ugotować, do szkoły trzeba je było wyposażyć. Tom sobie na tym poodrabiała i krosno. Aby ino dwadzieścia centymetrów zrobić dziennie, bo jak się nie zrobiło dwadzieścia, to się nie wyrobiło. Bo tak jak to tu jest chyba niecałe półtora metra, to duśkie448. ? Jak długo robiła Pani tę Floriańską Bramę, jak długo się tkało taki kawałek? ? M.J.: To trzeba było potkać, długo trzeba było trzeba, co to sześć metrów, calutki miesiąc. No i oni tu przyjezdzali do rynku do Wiśniowej, my przychodziły, wynosiły te, a jak my się spóźniły jakie ze dwa dni co nom, co nie dorobiły my se, to musiały my do Skrzydlnej na plecach tak niść, te kilimy. Nieroz to ja już przeklinała, wie pan co, jak my niesły to to takie ciężkie. Bo to tamten w pokoju, to jest wielki. Tam ma chyba, eee więcej jak dwa metry, więcyj. ? A kiedy to się skończyło, kiedy oni to krosno zabrali? ? M.J.: Nie pamiętam właśnie, w którym to roku, oni to zabrali. Wie pan co, zapomniałam sobie w tym momencie, we którym to roku. ? A jak to się pojawiło to były lata 60., wcześniej? ? M.J.: Zaroz, jesce moje dzieci chyba wszystkie do szkoły chodziły, wszystkie. Ale, w którym to roku było sześćdziesiątym? Hm, nie wiem czy skojarzę. ? Ale to było w latach 60.? ? M.J.: Tak, mąż mi zmarł w [19]71 roku, to ja jesce nie robiłam na tym krośnie. ? Aaa, czyli później! ? M.J.: Tak, tak. ? Czyli po … ? M.J.: Tak mąż już zmarł, to jakoś późnij robiłam, na przykład w Skawinie w ciastkarni. Tam robiłam chyba dwa lata, to będzie gdziesik siedemdziesiąty, osiemdziesiąty, nie wcześnij. Na osiemdziesiąty to ja już robiła. ? A w Domu Kultury nie ma krosien? ? Nie ma. ? M.J.: A jo bym pani wełny przywlekła. ? To byśmy robiły? ? M.J.: To były takie narysowane takie skosy zwolniony, przyspieszony i prosty. To były takie przyspieszo- ny, to były tak szybcij, szybcij tak, jak na przykład te daski, to to był przyspieszony. A jak dawałam prosty, to 448 Duśko – daleko, Słownictwo i kultura ludowa…, s. 62. dobrze, bo się nie myślało, żeby się gdzieś źle nie zrobiło i aby szybciej. Co ja się nocami orobiła. Piętnaście lat jak robiła, no długo robiła. Ale ja lubiała, wie pani, lubiała bom się cieszyła, że to jest noc, że ja się w nocy muszę się wyrobić, za miesiąc muszę mieć sześć metrów zrobione, bo jak nie to my niesły do Skrzydlnej. Jak my się nie wyrobiły, to my niesły z taką drugą, bo ona miała też gospodarko, no a ja tys. No i tak dzieci, najstarszy syn, no to mi pomógł już dużo w polu, a te młodsze no to jesce nie, a ten najmłodsy no to ze sidmy klasy posedł, nie przesedł do ósmej bo uciekł ze szkoły i poszedł do Libiąża i tam siedzi. Oj dobra to była robota, lubiała to bardzo lubiałam i zawsze się tak jak się starałam, żeby dwadzieścia centymetrów wyrobić dziennie, sześć metrów za miesiąc. No, i żeby to jak przyjado na rynek wychodzimy, bo przyjezdzali do nos. Przejezdzali i już czekali na nos i wieźli nas do Skrzydlnej. • A to były jakieś kontrole jakości, jak był jakiś błąd, czepiali się, czy nie? • M.J.: Tak, tak, tak, musiało się tak robić, żeby miało być tak, jak było narysowane na karteczce, wszystko było. • Jak było coś nie tak, to…? • M.J.: To zaroz była taka brakarka449, była, była taka brakarka i wszystkie oglądała. Trza było ładnie wy- czyścić, wyprasować i wygładzić. ? A to często była architektura, fragmenty miast czy kwiaty robiła Pani na przykład? ? M.J.: E to tak wszystko po kolei. ? Wszystko po trochę. ? M.J.: Tak, tak, tak, jak było narysowane na kartce, to tak się szło i oczywiście skolorowane było, popisane my tez mieli, żebyśmy się nie pomylili, a jak jaki błąd był, to trzeba było i wypruć i jak się źle zrobiło, to się wy- pruło i dali się robiło. Dobre to było, to takie chałupnictwo się nazywało. Lubiłam to chałupnictwo. ? A proszę mi powiedzieć, ma Pani takie piękne ściany, one są pomalowane, kiedy był malarz i to malował? ? M.J.: To, to malowoł, kiedy my to tu przybudowali. My to przybudowali w [19]61 roku i to było jak wybudowane raz, bo to miała być obora. Jak mi mąż zmarł, to jo se pokupiła, tam gdzie Aśka mieszka, to tam z pierwszym mężem. A jo się ożeniła drugi roz. No ożeniła się, jak z tym drugim osiem lat byłam wdową, bom się bała żenić, a baba na mnie „tyś jest chyba choro, będziesz się sama mordować” – goda – „dzieci czworo i będziesz sama, ty se nie dasz rady. Pole, świnie, kosić wszystko, kury, króli” no i przysed do mnie, nie taki daleki sąsiad (…) Dopiero się ożeniła jak ten najmłodszy syn posed już do kopalni, wtedym się ożeniła. W dziewiątym roku, no tylem była wdową. No i robiłam sobie z dzieciami. I sąsiedzi mi pomagali, bardzo mi sąsiedzi pomagali. No miałam dobrych sąsiadów (…) Bo mój mąż pirsy był szewcem, no ale to był człowiek przekochany, przeko- chany. Ani nie pijok, wypić se lubioł, pośpiwać se lubioł, na weselu lubioł, przodki prowadzić lubioł ino nie opił się. Tak se ino do wesołości wypił o tak. (…) ? To pomieszczenie było malowane wtedy, te ściany? ? M.J.: Tak, Tak. ? To się wybierało te wzory na zasadzie, te kwiatki z szablonu były robione, to jakiś malarz? ? M.J.: On żyje jeszcze. To tyle lat było, a on jeszcze żyje. Ten malarz. ? A ile ma lat? ? M.J.: Już ma koło 80 teraz, zachorował, ale jak byłby zdrowy, to on by mi tu wszystko pomalował. Wszędzie by wymalował. To było w [19]69, w [19]70 zmarł mąż. To było w [19]90 jak on mi wymalował. Tak wymalował to, tylko to jedno zostało, com jesce nie malowała. Jak wymalował, tak jest. Nieroz przychodził, ga- dała mu chodź tu popatrz się pomalowałeś i nie ma nic wielo zepsute, jak ześ malowoł, tak jest. A teraz żeby dał rade, ale bidny chory, tak to tez by mi przysed pomalował. A dali to już czyści jest a trzeba obmalować bo już. ? A Pani wybierała ten wzór, Pani taki chciała? ? M.J.: A on se som. ? Sam, nie pytał? ? M.J.: Nic nie pytał w ogóle. Sam se wymalował. Ja godam tak „no ładnieś zrobił”. Ale on tak umiał do- brać, tak umiał tak, ze tu tak samo miałam tylko u się więcej zniszczyło, bo tu się więcej siedzi. Jesce ten piec tam jest, nieraz się i zakopci, to tam trzeba częscij a teraz nie ma kogo nająć. Chce kuchnie żeby mi omalował ktoś. I goda „e gdybym dał radę, to bym Ci przysed i omalował”. ? Ten malarz jest z Wiśniowej. 449 Brakarz, brakarka – pracownik, pracowniczka kontroli technicznej w zakładzie produkcyjnym oceniający jakość gotowych wyrobów. Brakarz, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/sjp/brakarz;2445893.html, dostęp: 27 VIII 2019. ? M.J.: A on tam od Boków jest z góry. Tu z Wiśniowej niedaleko. ? Proszę powiedzieć: czy Pani pamięta takie rzeczy, czy Pani mama albo babcia, czy miała taki strój regio- nalny, czy miała gorset? Czy miała taki strój od święta? ? M.J.: Gorsetów nie miała nic, e u nas to była bieda. Panie kochany, jak ja pamiętam to bidę. Wie pan co my jadali? Jak przysły święta Boże Narodzenie, wigilia, mama nagotowała taki gorcek wielki krup z grochem450. I te krupy się jadło od wigilie do Nowego Roku. Nie było nic ino te krupy, dzień w dzień się jadło krupy i groch. Ja godam, matko świnta, tyle czasy ni ma nic innego, chociaż czasem te sąsiady nieraz nam mleka przynieśli, no to tam się zmieniło trochę. A tak to się jadło kasa, ja pamiętam, to się tarło na tym młynku, no to taki młynek, co ja się otarła na tym młynku. A ja po służbach ino chodziła od 10 lat, tam na służbach. Ze służby szłam do Pirsza Komunie. Ale była na takiej dobrej służbie. To jesce mnie wspominajo te córki, u których ojca ja służyła, tam mi było bardzo dobrze. Ale cłowiek chociaż głodny nie chodził. A w te chałupie matko święta, ta chałupina była tez pod strzechą. ? A gdzie to było? ? M.J.: We Wiśniowej na dole we wsi, tam my mieszkali. Mama się potem tu ożeniła za wdowca i przyśli my tu. Ale my tu już mało siedzieli ino mama z najmłodszą córką. No z tą Zosią taką co przyszła do Kultury. Ale ona nic nie pamięta, co przyszła tu, gdzie my mieszkały, to jak przyjado te dwie siostry tu to teraz już mnie tak nie ciągno, ale jak przyjechały z początku, to zawsze mi gadały: „Chodźze na dół pokaz nam, gdzie my się urodziły, pokaz nam, gdzie my się wychowały” a jo godam: „No matko świenta Zośka, może ty nie pamiętasz, ale Wiśka, żeby nie pamiętała” – godam – „To jest niemożliwe”. Z tego miejsca, to jest na Fosztkówce wynaj- mują, mają ten dom jakisik, budowany elegancki. To tam gości miewają. To przyjechała ta, co ten dom mają, bo to jej syn gdzieś za granicą bywa, on tam jeszcze buduje. Przyjechali to po mnie, żebym to obejrzała. A ja tam dobrze wiedziała, bo ja stamtąd była z tego dołu, no. No i ja z tymi siostrami posła, idziewa, idziewa to tu ulice na Murzynówko, przysły my już, ja tam się śmiałam cały czas, a one nic nie widziały. A nieraz, jak widziały ulicu, to w drugą strona, a to my już przysły. Śmiałam się z nich, bo ta najmłodsa siostra ona miała 5 lat, jak tu mama przysła. Nos już tu nie było, bo my były po służbach we dwoje, a nas było czworo rodzeństwa. No i ta najmłodsa siostra, to ona tam nie wiedziała gdzie a stały drzewa i doszliśmy już tam do tego miejsca. Ja godam tak, ze zawsze jak ido wielkie wody tom rzykom, to już tam gdzie my mieli swój dom przy rzyce, tak i my tez tu mieszkamy przy rzyce. Jak przysły powodzie, to trzeba było z tego domu uciekać, no – bo topiło. Tam na Fosztkówce przychodził taki jeden gospodarz, to nas broł, nieraz mamy nie było, to nos broł, to najmłodszo broł na rynce a my się tu trzymały portek, a ta najmłodsa na renkach, a ta drugo młodsa zaś, to na plecach temu gospodarzowi. A my z bratem obydwoje to my się trzymali i szli my, bo by nas była woda porwała. Doszlimy do tego konta no i stanoła, stanoła i stoi. Tam jest potok tam koło potoka się jedzie do góry, tam na to Fosztkówko, bo to jest Fosztkówka. Matko jedyna pytajo się mnie: „Daleko jesce?” A jo godam: „E, już”, nie przyznawałam się. Tam na Cyganówko jesce. „O matko świeta, to do wiecora pódziemy jesce?” – goda. Godam w końcu siostrze tej o trzy lata młodszej, bo my byli co trzy lata. Brat był z [19]32, ja [19]35, druga [19]38, a trzecia [19]45 rok ona była najmłodsza. No i godam tyj co jest trzy lata ode mnie młodsza: „Stanij se tu przy rzyce, popatrz się na gościniec, widzis gościniec?” – „Widze” – „No to se stanij” takom ciekawa była czy się zorientuje gdzie my som. Bo ta młodsza to już nie, to już nie pamiętała, tak. No i una tak patrzy, patrzy i goda tak: „O ty Cyganko, to przecież my są już na miejscu”, bo tam za rzyką przy gościńcu jest Foszczonka Maryśka, tam są Lipnicany, jak my byli młodzi to się znali. „No toś ty nas” – goda – „to myśmy zapomnieli”. To bym przecież nie gadała stanij i przypatrz się na gościniec, to zobaczysz wszystko. Zorientowała się wtedy. ? To tam się nazywają Lipniczanie a wy jak mówiliście na samych siebie? ? M.J.: A tu to nazywali „do Kojtka”. Bo ten ojczym był Kojtek. Ja się do dziś śmijo i nie mogę się z tym poradzić, co się to podziałao. Jak mój mąż zmarł, a on był szewcem, to po jego śmierci nazwali to tutaj i szli do Maryśki do Szewcowej. A jo nie wiedziała, że tak nazwali mnie do Szewcowej. No inaco się nie dowiesz, ino do Szewcowej. ? Tutaj nazwali od profesji. A ludzie stąd to są górale, lachy. Kto tutaj mieszka? ? M.J.: E no to tu, normalni my wszyscy, sąsiedzi my są przecież. ? A sąsiedzi… ? M.J.: Sąsiedzi. No i śmiałam się, bo po tym jak to było, chciałam gaz, a taki pan z Myślenic woził, starszy pan. Był już dwa razy z tym gazom i on se chyba zapomnioł. Ja wychodzę na rynek, patrzę trzeba mi gazu, pan jest z gazom. Podchodzę do niego, a on se zapomniał, gdzie był i pyta mnie, gdzie jechoć. A jo nie wiedziała, ze on tez jedzie do Szewcowej. 450 Krupy z grochem – regionalna potrawa podawana m.in. na weselach składająca się z kaszy i grochu ugotowanych oddzielnie, a następnie wymieszanych. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 111. ? Czy mąż miał pracownię? ? M.J.: Tak, tak on tu miał zakład szewski. ? To było przy domu? ? M.J.: W domu, w domu normalnie miał mieszkanie, tam miał swój zakład szewski, robił, stało się jak się stało, robił w polu a śmierć w domu. ? A jakie buty robił, trzewiki też? ? M.J.: Wszystkie, wszystkie te kapce, te góralskie kierpce… Matko, on miał tak pozamawianych butów, przychodzili do niego wszyscy, miary broł, on wszystko umioł. Szył se cholewki robił a robił takie. Kawalery chodziło trzech do niego robił im takie piętrowe buty, szyte ale to takie fajne były te buty. To było tak wyso- ko, no ładne, piętrowe się nazywały. To było wszystko szyte, nie było ani gwoździ, kołków ani nic, wszystko było szyte. ? One były piętrowe? ? M.J.: Nie, nie normalne takie sznurowane buty, płytkie robił wszystkie. Wszystko se szył, miary broł od nóg, kto chciał przysedł i zamawiał buty. Straśnie dużo roboty. ? Takie wysokie z cholewami? ? M.J.: Tak, wszystko robił. To by się nazywało oficerki, tak to się nazywało. Takze o roboty miał, Matko Boska Częstochowska! ? A skóry skąd były, skąd brał skóry? ? M.J.: Do Myślenic jeździł, tam była spółdzielnia szewska, w Myślenicach, no. Albo mu przywieźli, albo se pojechoł sam, raz jo mu do tej spółdzielni jeździła. ? To z woła, z krowy ta skóra była? ? M.J.: Tak, tak, to było wszystko skórzane. ? A ta skóra świńska czy cielęca? ? M.J.: On miał wszystko, nie miał śliskie ani nic. Ja po tym, jak sobie myślę Boże, że ja se nie zamówiła, żeby mi zrobił buty, to bym chodziła do śmierci w tych butach, bo bym nie zdarło. Dzieciom wszystkie buty robił. ? Ma Pani jakąś parę po nim? ? M.J.: Nie, nie mom. Nic, nic nie mam. Dzieci to tak wyrastały, te które wyrosło to starsze to młody zdziroł dalej. Bo przez jak on, to wyrobił to było takie mocne, że się chłodziło i chłodziło. A ja nie wiem, jak się nazywały te, co my mieli tu, na stole tez takie z cholewkami. Zapomniałam se, jak to się nazywało? ? Kozaki? ? M.J.: Nie, nie kozoki, nie. Jakże one się nazywały, zapomniałam a wszystkie buty robił wszystkie, jakie kto chcioł takie robił. ? A z dziadami chodzili, na pierwszy dzień po Wielkiej Niedzieli w lany poniedziałek? ? M.J.: Śmiguśny451. ? A śmigustny, Pani pamięta tą nazwę? ? M.J.: Tak, to śmiguśnicy, pamiętom. O pamiętom, oj jakie to było. To nie teroz co wyjdą na rynek i poska- kają i potegują. A dawnij, no chodzili muzyka, pan młody i młodo od domu do domu. ? Korowód taki? ? M.J.: Tak, tak. ? A szli przebrani za Cyganów w tym korowodzie, czy nie? ? M.J.: Wszyscy byli wyprzebierani i Żyd, i króle, i bubele452. ? A bubele, to co to takiego? ? M.J.: No wyprzebierany był za takie bubele [śmiech] to było fajne. ? A Pani się czuje krakowianką czy góralką? ? M.J.: Tutoj raczej nazywają nas cepry, my to ani nie górol ani nie… ? A gdzie Pani bliżej do gór czy do Krakowa? ? M.J.: E, chyba jedna droga. 451 Śmiguśnik – osoba uczestnicząca w podlewacce. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 191. 452 Buba – maszkara zwierzęcia przypominająca kozę, prowadzona w orszaku kolędników przez Żyda. Słownictwo i kultura ludo- wa gminy Wiśniowa…, s. 41. ? A jak Pani pamięta, jak były ciężkie czasy, to na święta to była tylko dekorowana choinka czy wieszało się coś pod powałą? ? M.J.: Nie wszyscy wieszali, ale przeważnie to pod powałom się wieszało. ? Nie było choinki, tylko pod powałą? ? M.J.: Oj jejty, jak to dawno, u nas tez wisiała jedna izba była tylko, jednom izbe my mieli, to wisiała pod powałom. ? Ona była czymś przyozdobiona? ? M.J.: Tak, tak, piekło się ciastka, łańcuszki się robiło z bibuły, ładnie się ubierało, nie było tych takich cukierków jak teroz jest. ? Jest jeszcze jeden zwyczaj, to jest wianek z oktawy, to co ma Pani na drzwiach. To są Pani te drzwi obok, czy nie? ? M.J.: O nie, tamte drzwi to są wnuczki mojej. ? Tam wisi taki wianek robiony na oktawę? ? M.J.: Tak. ? A ludzie mają też gałęzie i przyczepiają je? ? M.J.: A to na Zielone Świątki. Zielone Świątki się stroi. ? Takimi gałęziami ciętymi? MJ. Tak, to się ucino – chyba lipa, lipa to jest. No i przybija się na ścianie. No a teraz nie przybijajo tylko tak jak u mnie to za rynny [śmiech]. ? A jak Pani była, jak Pani była mała, to dużo osób chodziło w strojach, np. do kościoła, do noszenia na święta? ? M.J.: Te to co miały stroje, te co miały! ? Jak one wyglądały? ? M.J.: E fajnie wyglądały, tak po krakowsku. To się nazywały po krakowsku ubrane. To i teraz też się na- zywa po krakowsku. Jak ide do obrazów to tez po krakowsku, no, tak się nazywa po krakowsku. E to było fajne. ? A jak wyglądały spódnice, były takie duże? ? M.J.: Ja miołam tylko dołam wnuczce i wziena, i uciona, i zrobiła, ja nie wiem bo oni, ta wnuczka nie chodzi. Miałam tako krakowsko spódnice. Na przykład jak się idzie na procesyju, to tys w tym krakowskim. Jest procesja w kościele i to się ubira po krakowsku. No, no ładne to jest ubranie, ładne. Gorset żem miała, wszystko dałam wnuczce. ? A gorset czym był zdobiony cekinami, koralikami? ? M.J.: To nazywało się cyntki takie koraliki drobne. No, a to wszystko wiom, bo ja to szyła. Bo tu były takie panie na letnisku, to my tam te gorsety wyszywaly. ? Sama Pani szyła? ? M.J.: E, no to nas tam więcyj chodziło i my szyły te gorsety, centki, koraliki to się tak ładnie przyszywało. ? A to był taki haft płaski nicią, muliną czy bardziej koraliki? ? M.J.: Koraliki, koraliki. ? Jaki to rok, kiedy mniej więcej to było? ? M.J.: E ile to było rok, o matko, ani nie wiem wiela to lat. Jeszcze my mieszkali w takiej starej, starej cha- łupinie, ale tu już. Do sosiada chodziła do góry i tam przejeżdżały panie na letnisko i one na letnisku były. Ale gorsety my chodziły zawsze jak przyjechały, to my chodziły gorsety wyszywać. Gorsety wyszywane, a wie pan jaki jest gorset, no co by pan nie widział gorsetów. ? A widziałem, a one są teraz takie, jak kiedyś czy trochę inne? ? M.J.: Ej wiem? To samo. ? To samo? ? M.J.: To samo, to samo. Bo widze, jak nieraz obrazy niosą, jak procesyja jest w kościele to takie same, tak. Spódnice krakowskie, gorset, bluzka biała ładna. ? A bluzki były haftowane, czy nie? ? M.J.: Nie, ale raczyj mogły być, a choć kto mioł haftowane, mioł, mioł ale nie wszyscy. ? A była taka moda chustki na głowę, to skąd one były? ? M.J.: A wie pan co, tego to nie wiem. [PRZEJŚCIE DO SZAFY Z CHUSTKAMI] ? M.J.: Ale mam tych chustek bądź ile. Nawet bym ich tak godam jak umro, żeby mnie nie ubierali ino owinęli w te chustki. Jak będą trudnie, widzi pan tego co tego jest, o! ? Jak się nazywają tamte wzory? ? M.J.: To są same tybetki, wszystkie tybetki! ? Ale one miały swoje nazwy między sobą, czy…? ? M.J.: E nie, raczyj nie. To ino ta się inacyj ta co jest w szczopki. ? W szczopki to jest z frendzlami? ? M.J.: Mam tego cała kupa, to jest metrówka. Metrówka ze szczopkami [śmiech]. ? W szopki czy w szczopki? ? M.J.: Szczopki, w szczopki. Ja chodzy w tyj, bo dzisiaj nikt nie chodzi. Ja w zimie to ubirom, bo to jest ciepłe i wie pan co, to jest takie duże. To i tak się robi tak i jak tamte chustki. Ciekawe jaka ta jest, ja jom dostała jak my robiły na tym krośnie to na jakyś prezent nam dawali, takie chustki. ? A i nie jest pogryziona, tzn. mole nie zżarły. ? M.J.: E nie mogą się dostać, nie mogą, nie puściłabym. O widzi pan, jak jo zawiozu na glowie tu se wdzie- je korzuch i ciepło, jak nie wiem co. O widzi pani ile ja mom chustek. Ja to dostałam jest taka spod lasu, to łod niej tez mam dużo. ? Jak się nazywała ta pani? ? M.J.: Grabowska Maria. Bo tu kiedyś to zostawiła kronikę, nie tak dawno i ona tu dzwoni do mnie: „Be- dzies miała gości”. „Jakich gości, a skąd ty wiesz, że ja będę miała gości?” „No będziesz miała gości, bo wybierają się do ciebie” – goda mi – „eee opowiadosz”. „Bedziesz widzieć”. Faktycznie łoni potem u mnie nocowali. (…) Bądź ile tych chustek. Godom tak: jak umro macie mnie wyłowijać tymi chustkami [śmiech]. Bo wie pan co, to jest tak, jak jo idzie się teroz do kościoła. ? To ja rozwinę sobie. ? M.J.: No. To teraz mało kogo uwidzi. ? Tak mało osób już ma. ? M.J.: Sąsiadka tutaj też w chustce jo w chustce, i jesce z nami siedzi jedna w chustce no i jest nas wszyst- kich pięć w kościele w chustkach. No i ja godom tak: „Babciu, popatrz się pięć nas ino a reszta albo kapelus, albo jakaś beretka ładno a jak nie to z gołą głową. A my takie babule przychodzimy” [śmiech]. ? Ma Pani też synów a oni chodzili po dziadach na Śmigus? ? M.J.: Tak, chodzili ale oni niedużo chodzili. Chodził ten syn najstarszy zanim zmarł, to chodził. ? A ten obrazek? ? M.J.: To jest ten najstarszy syn mój, tak, tak starszy. Wojsko wysłużył, wszystko i umarł. Córka umarła nagle, drugo nagle i syn nagle i tak wszystko poszło. Miałam pięcioro dzieci i troje mam na cmentarzu. Nie cho- rowali, nie leżeli nic i tak się stało. To jeszcze syn, tyn co był on, to on był taki straśnie spokojny, ja go lubiała, lubiałam go bardzo. Zresztą ja miała dzieci pracowite. No i jak posed gdziesik tam na zajazd, tam na dole, tam posed i stamtąd już nie wrócił. Nie wiem, co się stało. Dali mi ino znać, żeby przyjeżdżać, bo Edek nie zyje. A najmłodsy syn został i druga córka z kolei. Córka jest w Oświęcimiu a syn jest najmłodszy w Libiążu. ? A te obrazy, to Pani dostała na ślub? ? M.J.: Tego Pana Jezusa dużego to kupił mąż w Myślenicach. A drugi jest zaś tam u wnuczki, bo kupił dwa i oprawił, i zadowolonam była bardzo z tych obrazów. A tyn to syn dostał od kolegów, koledzy to chcieli spalić, wzion zrobił takie rama i łoprawił, i ładnie to wygląda. Ja godam, gdzie by świętego Antoniego, żeby spalić, gdzie by, grzech by mieli, gadom, nie dałam im spalić. Miał jeszcze domek robić i kościół, miał już wszystko na ten kościół i umarł. A tam nagminnie umierali, mąż też w domu, ja w polu z dzieciami on z tym najmłodszym był w domu. Najmłodszy był po Pierwszej Komunii. Jesce godam, boze, jakem Bogu dziękowała, ze jesce przy- najmniej jesce żył, ze my byli do tej Pierwszej Komunii razem obydwoje. No i ja w polu z tymi trojgiem a on konał w domu. Przylecieli po nos chodźcie, chodźcie szybko. Przychodziwa, patrzo na niego, Matko Boska, a on nieprzytomny. Doktor jest, ksiądz jest i do dziś nie wiem, kto latoł po tego księdza. A ten ksiądz Opyrchał nie mógł przeboleć, bo on go lubioł bardzo, to był spokojny człowiek. Wszyscy go lubili i stale mi gadali, Ty to miała dobrego chłopa”, co z tego jak krótko żył. ? A mówili, że ta woda jest niebezpieczna, ta rzeka, że ona wylewa. ? M.J.: Dwa razy wyloła. ? I te mosty pozrywało, modlili się do św. Nepomucena, Jana, były? ? M.J.: Chyba nie, to ta przy Kulturze jest jedna a u Michalików na dole tez jest drugo. Ale to pamientom dobrze, bo i chodziłam, i te kapliczki były. No i tu w górze też jest jedna. ? A co było w środku, jakie były figury? ? M.J.: A wie pan, że nawet nie wiem, bo nigdy nie była w środku. ? A ta gromnica to na 2 lutego? ? M.J.: Tak, tak, tak. ? I, jak tutaj się nazywa, gromnica? ? M.J.: Gromnica. ? A jeszcze, jak Pani była mała, jak była burza to…? ? M.J.: Ale teraz jeszcze kto pali, jak są wielkie burze, że to gromnico zapalajo. ? A na powódź może być, czy nie? ? M.J.: A tyz może być, ale to nam powódź to raczej rzadko, a my tu mieli tako sąsiadko, zaraz tutaj starsza ona była, tylko co ona chyba wode święconą, jak szły takie wielkie powodzie, to miała święcono wodo, ino nie wiem, co łone odmadlała tyle, ze ona umarła i jo ze się jo nie zapytała. I to żyta albo pszenice tyz to rzucała tym, co poświęcone, bo to zboże, to rzucało, żeby ta woda posla na drugą stronę i żeby nas tu nie porwała i ona cosik modliła się, co się modliła, nie wiem. Pytałam się raz syna, ale on goda nie przypomina se. Bo widziałam, ze zawsze wrzucała, żeby ta woda się, żeby nas tu nie dobiła. A dwa lata temu chyba to tu przy samym już domu była, przy samym jeszcze dwa metry i by do piwnica się wlała. No. Przez dwa lata tak było. W tamtym dawniej- szym roku jo tak godam, tak przysła od wody do wody. Alem była na dole przy wodzie i tu przy samym brzegu. ? A zmarłemu też daje się gromnicę? ? M.J.: Tak, tak jak umira, tak, tak daje sie. ? Ale paloną, nie? ? M.J.: Tak, tak zapaloną, no. ? Dziękujemy pięknie za rozmowę. Fot. Anahita Rezaei Andrzej Stalmach Profesja, umiejętność, praktyka: kowalstwo, rolnictwo, chów i handel bydłem oraz trzodą chlewną Miejsce zamieszkania: Lipnik Pan Andrzej mieszka w Lipniku od urodzenia. Jest znanym lokalnym kowalem. Jego ojciec był rolnikiem. Mimo podeszłego wieku wciąż pracuje w swojej kuźni. Do dziś można u niego wykonać drobne usługi typu wykle- panie „blach” do pługa. Po części tradycję rodzinną kontynuuje jeszcze jego wnuk, który z wykształcenia jest inżynierem i specjalizuje się w konstruowaniu i naprawie kombajnów. Brat pana Andrzeja – Jan Stalmach – jest uznanym stolarzem. Drugi brat był szewcem w Dobczycach. Ponadto pan Andrzej handlował aktywnie po oko- licznych jarmarkach młodą trzodą chlewną i bydłem. ? Chcielibyśmy, aby młodzi wiedzieli, że takie rzeczy kiedyś były i co się tutaj działo itd. Chciałam zacząć od tego, bo imię i nazwisko Pana to znamy, a czy ma Pan jakiś przydomek? ? A.S.: No tu tak przydomku nie było downo. To tu było dziadek mój to łon sie nazywoł, oni przyjechali z Luwosek z Krakowa, kupili to pole tutej i przyjechało ich tutoj troje, ale płotym oni wyjechali stond i sprzedali wszystko. Matka pochodziła stamtond a łojciec pochodził tu z Poznachowic z Kretówek. ? A skąd Pan pochodzi? ? A.S.: Jo stond. ? Tu się Pan urodził, tak? ? A.S.: Tu sie urodziłem. ? I całe życie Pan tutaj mieszkał? ? A.S.: Całe życie. Tylko 2 lata byłem w wojsku. Calutkie dwa lata [w] 1958 poszedłem a [w] 1960 roku żem wrócił. ? A wiek? Możemy spytać Pana, ile ma Pan lat? ? A.S.: 82 rok. Także już jest wiek poborowy. ? Ee, nie, nie! A jaki Pan wykonywał zawód? ? A.S.: No kowalstwo robiłem i na rolnictwie tyz zem robił, to i tom robił. Jo zem sie wiócy zajmował kowalstwem a żona rolnictwem. Ale jak trza było, to sie siekło kosami – downi nie było tak, że sie wjechało maszynom i maszyna zesiekła, tylko sie stawało rano o 3 po północy i sie robiło. ? A wykształcenie Pana? ? A.S.: Miołem tylko 7 klas, wiency nie. A potym poszedłem sie ucyć do takiego kowola do Wiśniowy. ? No i o to mi właśnie chodzi, jak się to zaczęło, że Pan zajął się tym kowalstwem? ? A.S.: Tam zem posedł na praktyko na półtora roku. Dojezdzołem na rowerze do Wiśniowe tu, gdzie jest staro poczta, ale on już nie zyje, bo starsy był. A potym zacołem w domu robić. ? A jak do tego doszło, że kowalstwo? Czy Pana ojciec był…? ? A.S.: Nie, ojciec był rolnikom. Od początku nie było tu żodnego kowola. ? I to Pan tak zdecydował, że sam chce zostać kowalem? ? A.S.: Tak sam zdecydowałem, bo podobał mi się ten zawód. A potem wybudowałem to koło domu, no i od początku tak jest. No zmieniło się, ze wcześniy takim miechom sie chowało, ton miech jesce mom i był skórzany nawet. My oba z bratom robili, bo nojpryw jo zem kupił, jak zem był mały i patrzołem, jak zem był u majstra i wtedy było ciuzko, bo trzeba było skóry kupić z takich dwóch jałówek. W Dobczycach kupowołem prywatnie, bo downi za komuny nie dało sie tak kupić. No i w Dobczycach brat robił buty, a drugi jest stolorzom, a trzeci zmarł, jak był malutki, no i siostry były. ? A! Buty jeszcze jeden brat robił, tak? ? A.S.: Tak buty robił, ale łon juz downo nie zyje. ? A siostry czym się zajmowały? ? A.S.: Były na rolnictwie. A jedna umiała robić kwiotki z bibuły takie ozdobne. ? A czy przekazał Pan komuś to kowalstwo, synowi może? ? A.S.: Nie, syn w tym nie robi, wnuk klepie, ale pracuje, wykształcenie mo magistra inżyniera, no i robi i naprawio kombajny. Nie roz robi od 8.00 do 5.00 po południu. A jak jeździ za Kraków, to nawet na 8.00 wie- czór przyjyzdzo. To już nic nie zrobi po robocie, jesce oni majo gospodarstwo, tymi maszynami wszystko robi. A syn tyz pracuje na cepeenie. Ale on w tym nie robi. Tak zespawać to zespawo, ale tak to co innygo to nie. ? A może Pan coś więcej opowiedzieć o tej praktyce? ? A.S.: No kuło sie tam przeważnie wozy drzewiane, bo nic innego nie było i pługi konne sie naprawiało, brony, konie sie tyz podkuwało. Normalnie podkowy sie robiło. Wszystko sie robiło rencznie. No różne konie były, niektóre nie chciały stoć, to sie je przywiązywało do cegosik albo trzymało w kilka chłopów. A późni jak zem zacoł robić w domu to wozy konne drzewiane same. To wszystko się robiło te brony, pługi, kiedyś to było wszystko na podania. No to wtedy się robiło i żelazo kupowało, choć było cienżko, aby kupić. A potym, jak już były traktory, to robiłem brony do ciągników, jo robiłem takie porządne grube. Zęby do bronów kupowałem, a reszte sam robiłem. I pługi tyz robiłem do ciągników, jak był już prąd to spawarką, to spawałem i robiłem. Wykuwołem tyz takie bryczki, co jeździli na wesela i na chrzciny. Jak było porządne duże wesele, to trzeba było z 10 lub 15 wozów. A jak było podlejse wesele to z 8. Te koła i to wszystko trzeba było wystroić i wyrzeźbić, żeby to miało jakiś wygląd. Wybijało się nawet rok, w którym się to robiło. ? Niesamowite, a zaznaczał Pan gdzieś, że to jest Pana robota? ? A.S.: Casym po jednej literze sie wybiło. Czenść poginęło, ale cosik by sie jesce znalazło. Roz tako staro brycko wyrzeźbiłem. Na jednym kole były te wicki i musiołem takie same dorobić na czech kołach. Jak se kto umyśloł, to były takie piekne powyginane z metalu. Może tam być jeszcze ta brycka koło „Kalisia” tam na dole. A późniy rzeźbiło sie deskami ze smreków i łupili te korzunie na takie ciunkie i tym wyplatali. Albo na kolorowo, albo jak kto chcioł. Na balkonie te prenty, co mom zrobione na górze, to zem to som robił. ? Właśnie, a dla kogo Pan więcej robił, dla swoich, czy dla rodziny, czy dla ludzi? ? A.S.: Dlo swoich i tyz dlo ludzi. ? A ludzie sami przychodzili z jakimś zleceniem do Pana? ? A.S.: Co chcioł zrobić to przysedł. Z początku najbardziy robiło sie z tymi wozami i konie sie kuło. Płot- ków sie robiło bardzo dużo, bo downi nie było, żeby gotowe kupić. Niektóre konie były takie, że specjalnie trzeba było mu dopasować podkowo. Trza było mu dokładnie zrobić, bo jak była za wysoko, to od razu kuloł. To musiało być wszystko na miaro zrobione. ? A jakby Pan mógł opowiedzieć o kowalstwie na tych terenach, czy widzi Pan jakieś różnice między kowalami? Ilu was tu było? ? A.S.: No na Lipniku było trzech. Na Kutach był Woźnicka453 on tego robił sporo. „Na granicach” jesce jest w Wiśniowy. Do „magistra” kiedyś nazywali. On pochodził z Kobielnika. ? A czemu tak się do niego mówiło? ? A.S.: Aa bo on tak godoł o sobie, ze on to taki magister jest i wszystko zrobi, więc poźniy tak jakoś nazy- wali go magistrom. A Wilcosek454 co to był, to nazywali „do Młyna”, bo on stamtond pochodził. ? A dobrym był fachowcem? Dlatego żeście go tak nazwali? ? A.S.: Dobrze robił, dobrze, on robił samo kowalko nic innygo. ? A czy jakieś różnice między Panami były? Czy jesteście w stanie powiedzieć po jakimś wykonaniu, kto to zrobił? ? A.S.: Zawse poznali my, ludzie poznawali. Zalezy jak sie zrobiło, jak niektóry zrobił i za chwilo się zepsuło. A jak jo zem robił na przykłod silnik, to sie juz to do mnie nie wracało. Robiłem nawet takie pózki sie nazywały co zimnioki oborywali – to tyz się robiło. ? A jeszcze Pan coś robi? ? A.S.: Tamtego roku na jesieni coś zem jesce robił, ale teroz juz nie bo mnie reka w ramieniu boli, chyba od lezyska, bo od cego innego. Z poczontku to tylko sie robiło młotkom i rekami a niekiedy trzeba było uderzać młotom 5 kilowym, a takim 3 kilowym to sie bez przerwy robiło. Wozy sie tyz robiło i albo on był lekcejsy to do 12 kilo, albo ciuzsy to był do 20 kilo. To wszystko sie robiło z takiej blachy dziesiontki, nie było spawarek, to sie wszystko w ogniu szwajcowało. Te obrencza na te koła to wszystko. Trza było pilnować, bo jak sie nie ogrzoł dokładnie, to nic z tego nie było – a jak zaś sie przegrzoł, to sie to rozleciało, bo sie to spoliło i iskry leciały. ? A jakie mieliście na to sposoby? Bo trzeba to było cały czas pilnować, prawda? ? A.S.: Jak sie to już zaśwajcowało to trzeba było to oblepić gliną, jak sie nie oblepiło gliną to podesło to i już nie chyciło. Te obrencze niekiedy były pół stalowe i to te były nojgorse, bo to trzeba było tak pilnować, nie dogrzało sie ich, nie chwyciło, a jak sie przegrzoło to na boki sie porozlatywały. ? A kiedy Pan zaczął? Ile Pan miał lat? ? A.S.: Jak zem posedł na praktyko, to miołem 16 lot. Od 18 lot to już robiłem do 23, a od 23 to posedłem do wojska i byłem dwa lata. Jak zem juz z wojska wrócił, to robiłem łod rana do nocy. Bo nie było kowoli tutoj w ogóle. ? A czy musiał Pan dawać znać ludziom, czy oni sami przychodzili? ? A.S.: Sami przychłodzili ludzie. ? A pierwsze zlecenie pamięta Pan? ? A.S.: Piyrwse robiłem podkowy i zaroz tyz zem wozy robił. ? A z czego Pan jest tak najbardziej dumny? 453 Adam Woźniczka – kowal i tokarz oraz mechanik maszyn rolniczych z Lipnika (na Kątach). Cały wywiad zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki w tej części. 454 Józef Wilk zwany Wilcoskiem – znany kowal z Lipnika. Miał również młyn, stąd przydomek „do Młyna”. ? A.S.: No chyba z płuzek do oborywanio455, bo zawse starołem sie, aby to pochodziło długo i aby sie nie psuło ludziom. Na Zasani tyz były kowole Pachoce, ale łuni robili z siekierami i kopackami456. Ale jo zem tyz robił kopacki, a inacy nazywało się motyki. Rysunek 18. Pług. Rys. Monika Kowal ? A było coś takiego jak technika tradycyjna i współczesna w kowalstwie? ? A.S.: No jak przyszłym ciągniki, to sie już nie robiło wozów dlo koni i ludzie kupowali ciągniki, to wozy się likwidowało. Bo w kozdym domu były konie a jak nie to woły. Na te woły były takie jarźmicki457 to sie tyz okuwało. Albo takie powrozy458 się kupowało na jarmarkach. ? A tradycyjny a współczesny wytwór? Można by to było jakoś rozróżnić? Rysunek 19. Jarzmicka – jarzmo – drewniana konstrukcja zakładana na kark wołom. Rys. Monika Kowal 455 Płuzek do oborywanio – pług do oborywania, oborywacz – pług służący do zaorywania ziemi dookoła; oborywać, oborać – zaorać dookoła. Oborać, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/sjp/oborac;2491798.html, dostęp: 13 IV 2019. „Płuzki to było zupełnie odrembne narzendzie. Do płuzka nie trza było kolca, płuzek nie, płuzek mioł kółko jedno z przodu. Bo tu kolca by nie pasowały. Płuzek mioł jedno kółko tylko z przodu i tyz wysokość była regulowano. Do radlenio to sie zakładało radła”. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 154. 456 Kopacka – motyka; „Jak byłam mała, to chlebam miała tylko dwa razy w roku, bo tako była bieda, tak wom powiem, i wszyst- ko się robiło kopackom, sierpem sie znuło zboze”. Tamże, s. 106. 457 Jarzmicka – jarzmo – drewniana konstrukcja zakładana na kark wołom, mocowana do dysla (ogpol. dyszel) w wozie, od- powiednik końskiego chomąta; „Woły służyły do ciągnięcia wozu. Do tego celu miały inną uprząż, zwaną jarzmem. Był to kawałek drewna, takie niby żerdzie długości ok. 120 cm długie, na dwa woły”. „Uprząż dla woła, czyli jarzmicka, to kawałek drewna, trudnego do znalezienia, bo musiało być półokrągłe, dopasowane do karku woła. Całość składała się z wierzchniego krzywego kawałka drewna i dolnego – trochę mniej krzywego drewna – i snozek, w których były dziurki, gdzie popuszczało się na większego lub mniejszego woła”, Tamże…, s. 88. 458 Powróz, powrósło – mocny rzemień, postronek, lina, gruby sznur, spleciony lub skręcony z włókien roślinnych (np. z konopi) do wiązania, np. do uwiązania krowy lub cielaka. Wyrabianiem powrozów zajmował się powroźnik. Powróz, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pl/powr%C3%B3z, dostęp: 13 IV 2019; Powróżnictwo, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/doroszewski/powroznictwo;5479646.html, dostęp: 13 IV 2019. ? A.S.: No jak sie robiło do ciągników te przyczepki i trzeba było juz wozy przerobiać inacy do tych cią- gników a nie do koni. Bo do kunia był dysel a do ciągnika zaczep, aby go zadać. To juz cołkiem co innygo było. ? A jakie Pan materiały używał i skąd? ? A.S.: Żelazo kupowołem w Myślunicach w cechu kupowołem. Downi był przedział, trza było wcześni zamówić, nie było tak jak jest teroz, ze sie zamowio, ile sie chce i nawet ci zawiezo do chałupy. Jo nolezołem do tego cechu, tam sie skłodki płaciło na rok mi dawali tego kłoksu – tona wystarcała na rok. ? A gdzie Pan kupował? ? A.S.: No w GSie459, ale nie wszystko dało rady sie kupić, to na lewo sie załatwiało. ? A maszyny? Jak weszły maszyny to Pan je używał? ? A.S.: No spawarki to tak, szlifierki do tygo. A teroz z 5 lot tymu kupiłem młodymu tako maszyno, która wybijo. Dobre by to było, jak by to z 20 lot było wceśni. Ale zostanie pamiutka dlo wnuków albo prawnuków. Jak zem zacynoł to od majstra kupiłem małe kowadełko a teroz mom z pieńć. ? A dla kogo Pan to robił? Tu dla swoich? Czy dla kogoś z dalsza? ? A.S.: No z drugie wioski czy z trzecie. Nie ze same nasej wioski. Potym jak zem robił te brony, to juz one sły daleko nawet robiłem na Mszano Dolno, a brony nawet za Krakowa posły. ? Pan mówił, że na jarmarku się kupowało, a pamięta Pan jarmarki? Fot. 115. W kuźni u Andrzeja Stalmacha, Lipnik 2018. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. ? A.S.: No był w Myślunicach, tam były takie Sułkowiany z Sułkowic, to oni przywozili to żelazo na te wozy na jarmark, to u nich kupowałem. No zawse u nich było drozy, bo w GSie tani, ale nie kupił, no to trzeba było cosik robić i kupić. 459 Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska”, w skrócie: GS albo GS „SCh” – nazwa spółdzielni produkcyjno-handlowo-usłu- gowych istniejących w większości gmin wiejskich i miejsko-wiejskich w Polsce. Zajmowały się sprzedażą wszelkich artyku- łów, od spożywczych począwszy, poprzez przemysłowe (narzędzia, naczynia, meble, rowery i motocykle, odzież i obuwie), aż do nawozów, materiałów siewnych, budowlanych i węgla na opał. Ponadto zajmowały się one skupem żywca i prze- twórstwem spożywczym, prowadząc piekarnie, rzeźnie, masarnie, rozlewnie piwa, wytwórnie wód gazowanych, restauracje i bary. Utworzone w okresie PRL, miały wówczas praktycznie monopol handlu na wsi. W miastach ich odpowiednikami były w pewnym zakresie Spółdzielnie Spożywców „Społem”. Poza działalnością gospodarczą niektóre GS-y zajmowały się także aktywizacją lokalnej społeczności poprzez prowadzenie Klubów Rolnika. Większość Gminnych Spółdzielni przetrwała reformy rynkowe. Część spółdzielni działa do dziś nie tylko na terenach wiejskich, ale również w miastach – zazwyczaj wówczas pod nazwą Rejonowa Spółdzielnia Zaopatrzenia i Zbytu. Zob. W. Kurkiewicz, 25 lat Polski Ludowej. Chronologiczny przegląd ważniejszych wydarzeń, Warszawa 1971. Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” w Wiśniowej działa do dnia dzisiejszego. W wielu miejscach o jej działalności przypominał Stanisław Piechowicz podkreślając jej wkład w rozwój gminy. Opisywał jej bazę infrastrukturalną, turystyczną, sieć sklepów i domów handlowych, sprzętu rolniczego, warsztatów napra- wy maszyn, magazynów, stajni spółdzielni produkcyjnych, kuźni (stanowiących zalążek Gminnego Ośrodka Maszynowego – GOMu), garaży, barów, biur i innych punktów usługowo-handlowych: „w okresie powojennym stała się na wsi monopolistą zaopatrzenia oraz skupu i handlu, rugując z konkurencji Spółdzielnię Spożywców «Przyszłość», prywatne sklepy i bary”. S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 89. • A pamięta Pan wiśniowski jarmark? • A.S.: Pamiytom tyz dobrze, był jarmark. Ale nie taki jak w Myślunicach. U nas były tylko bydła. Tam jak jest postawiony tyn Dom Kultury, to tam sie odbywało, a tutoj na rynku odbywał sie jarmark, ze kobiety sprze- dawały masła. I Żydy tyz kupowały. • A co pamiętacie z tego, że tutaj były Żydy? • A.S.: No tych Zydów juz mało pamiytom, trocha zem tak zapamietołem. Jak juz przysła wojna, jak Niem- cy zjechali, to sie trzeba było ukrywać. Jak zaceli bombardować to cało wieś. Myśmy mieli dom koło drogi, to nom nie zniscyli. Dlotego nom nie spolili pewnie, bo mieliśmy dom koło drugi. Niemcy mieli tu koło mnie dwie kuchnie postawione. Mozno było chowoć przy tych Niemcach tylko jedno krowo, a jak kto mioł dwie, to trzeba było oddać, króle tyz łapali, to łupili je i one tak straśnie piscały. Pamiytom, ze sie tu wszystko poliło. My tylko nie zostaliśmy spoleni i Radoń, bo tyz był koło drogi. Burkota tyz spolili, tako partyzantka była, ze chodził Niemiec i sprowdzoł, co sie gdzie dzieje i potym donosili. Wzieli karabiny i spolili wszystko. Chyba 10 domów zostało w całej wsi. • Wróćmy jeszcze do tych jarmarków, Pan we Wiśniowej kupował? • A.S.: We Wiśniowy nie kupowołem, bo nie było żelaza. Jo zem w Myślunicach kupowoł. Jarmaki to były w Skrzydlny, jarmaków było sporo. W 1940 roku we Wiśniowy wesły bydła na jarmarki. Na Mszany jesce jest dali jarmark. Do Skrzydlne to jeździłem ciągnikom ze świniami ludziom. Wstawało sie o drugi po północy. Do Myślenic na jarmarki tyz pojechałem. A świnie były tyz w Gdowie, Łapanowie. W kożdy dzień był gdzie indzi jarmark. W Skrzydlny był w jedyn cwortek a w drugi cwortek był we Wiśniowy jarmark. A w Myślenicach był co drugi poniedziałek a we wtorki Mszana była. W jedno środo był w Gdowie a w drugo w Łapanowie. • Nic tylko po jarmarkach jeździć cały tydzień! • A.S.: Rano sie jechało za wcasu i sie wróciło powrotem 8.00 czy 9.00 rano. No jarmark krótko trwoł. Jak by kto jechał o 8.00, to już nima po co jechać. • A Pan coś swojego sprzedawał na tym jarmarkach? • A.S.: Tyz, myśmy chowali świnie małe. Małe jałówki i cieluta. Jak sie zacieliło, to się wywiozło na jar- mark i sie sprzedało zawse lepi. Nie było jarmarku, żebym nie jechoł. Nojgorso była zima, bo downi mróz był 30 stopni, wodo trzeba było zagotować do ciugnika, żeby zapolił. Trzeba było wloć te gorące wody, bo tak to by nie zapolił. Na jarmarku nie gasiłem go, gorso była Skrzydlno, bo policja chytała, trzeba było mieć światła porządne, bo jak nie to mandat dawali. Roz mi belka spadła z przyczepki i rozpieprzyła światło. Se myślołem, kiedy jo to naprawio? No żarówki miołem, ale udało sie niekiedy przejechać i nie złapali. Nie wolno było nikogo na przyczepce wozić. Roz mnie złapali i światło miołem tylko z jedny strony i trza było cosik cyganić, żeby mandatu nie dali. • A na jarmarkach była jakaś muzyka? • A.S.: Nie była. • Mówi Pan, że byli tutaj Żydzi, a czym oni się zajmowali? • A.S.: Na rogu – jak sie wjyzdzo do Wiśniowe – to była pikarnia, piekła takie kukiełki, downi jak były chrzciny, to nie dawali koperty. Jak była jako bogato kumoska, to dawała kukiełko tako na 2 metry pleciono, te plecionki takie małe. Jak było wiency dziecisków, to sie ciesyło, bo miało sie cym bawić460. Za Niemców to była biyda, chleba casami nawet brakowało. Jak kto mioł gospodarko, to zboza mioł i mógł do młyna oddawac i cosik zarobić. W gminie Raciechowic do tej pory jest ten młyn. Bo my jak jedziewa to tu za Sułkowice do Izdebnika. Oni przywozo muko z Krakowa albo i z dalsa. • A pamiętacie czy młyny były jakieś w Lipniku? • A.S.: To był młyn od Irzyka461 a i Wilcosek tyz mioł. No dwa młyny były. 460 O zwyczaju podarowywania matkom z okazji narodzin dziecka i jego chrzcin kukiełek lub plecionek wspomina Izabela Skowronek w „monografii myślenickiej” Reinfussa, „po skończonej ceremonii kościelnej (…) we wsiach góralskich (Tenczyn, Skomielna Czarna, Pcim, Wiśniowa, Węglówka) powracali [orszak chrzestny – przyp. aut.] bezpośrednio do domu rodziców dziecka (…) W Wiśniowej kładziono dziecko na oknie, dziewczynkę po to, aby jak dorośnie, przychodzili do niej kawalerowie, a chłopca dlatego, żeby był wesoły. Odbywało się teraz niewielkie przyjęcie, na które zaproszone kobiety przynosiły masło, ser, jaja, cukier, placki. W Wiśniowej i Węglówce «plecionki», tj. długie słodkie bułki, były tak wielkie, że niesiono je na plecach, w Krzywaczce takież «kukiełki». Mężczyźni przynosili wódkę. Wszystko to spożywano w czasie uczty. (…) jeszcze przed I wojną światową (…) odbywały się w 8 dni po tym przyjęciu tzw. «kukiełkowe chrzciny», które urządzali kumowie”. I. Skowronek, Zwyczaje i obrzędy rodzinne, [w:] Monografia powiatu myślenickiego, t. II, s. 235. Autorka dodaje, że zwyczaj obdarowywania położnicy jedzeniem powszechny był – jak pisze – na terenie całej Słowiańszczyzny i jest śladem praktykowanego niegdyś obdarowywania bóstw i demonów czynnych po narodzinach. 461 Chodzi o młyn rodziny Irzyków z Lipnika, która dawniej prowadziła również tartak, miała staw i duże gospodarstwo rolne. Więcej na temat tej rodziny zob. Wywiad z Janiną Irzyk (Babcią Janiną), w Wiśniowskie rozmowy rzeki w tej części. • A co jeszcze było ciekawego w Lipniku? Co pamiętacie z tamtych czasów? Z czego słynął Lipnik? • A.S.: No stolorze były, młyny… • A hafciarki? • No Jamrozowo462 była, i od Botecka463 tyz wysywały bardzo duzo gorsetów. Te dwie tylko były. • A dywany też wyszywały? • A.S.: No tak, te wszystkie dywany to one to wyszywały. Irzykowa464 jesce zyje, ta od Franka. Takiego specjalnego żeby cos było jesce to nie. Bardzi zajmowali się rolnictwom. Stolorzy było trzech takich braci co budowali z drewna chałupy. I jest jesce tako firma od Weszków465 co dachy kryjo. • A co jeszcze Żydzi robili? Była ta piekarka w Wiśniowej a coś jeszcze? Czym się zajmowali? • A.S.: Dwie knajpy mieli. Jedna była tutoj na rogu, gdzie Poloki majo teroz sklep. Tam pili strasznie i tań- cowali w poście, bo nawet baby przynosiły jedzunie dlo nich. Jak popili, to sie założyli, ze przynieso umartego cłowieka z cmyntorza, bo downi była kostnica i były mrozy po 40 stopni i sie nie dało kopać. • A muzyka była tam jakaś? • A.S.: Tam cosik grali casem. Załozyli sie no i przyniósł tego umarłego i na polu go postawił, i oparł, no i wygrał 2 litry wódki, i trzeba go było z powrotum łodnieść. A przy Burkocie tyz była knajpa ta kaplicka, któro jest, to Zyd, postawił bo jak przychodzili na majówko śpiywac, to płotym kozdy przysedł do te knajpy i cosik wypił. I to był interes. A tutoj na Kutach tyz był Zyd, to jego podobno psy zagryzły. No mioł duzo psow i bydła, no i tako legenda słynie, ze psy tak strasnie wyły i ktosik przysedł, i zobaczył ze został zagryziony. • A na jarmarkach byli Żydzi? • A.S.: Wcześni chodzili i mieli rózne ubranio cy z chlebom przyjyzdzali. Jedyn kupowoł masła i syry a drugi jojka kupowoł. Jak jojka kupowali to opowiadali tak – bo jo zem nie widział – i przekładali te jojka słomom. Wy- rządzali tym Zydom, nojbordzi ta gazda, jak ten Zyd te jojka kupowoł, to mioł tako duzo brodo no a tyn gazda chodził zawse z lozeckom takom i bije go i godo: „Póść tego Zyda”, i ten Zyd skokoł i starasił te jojka. • A dlaczego on go bił? • A.S.: No tak wyrządzali im, jak przysła policja to uciekli. • A Cygany były? • A.S.: Oni tylko przejyzdzali, nojbardzi tu koło krzoków, bo kradli kury. • A czym oni się zajmowali? • A.S.: Wozili casami jakusik materiały na ubrania. Choć kto to nabroł i kupił. Opowiadali downi, jak Cygan przysedł do gospodarza i mówił mu, aby sprzedali łowsa no i Cyganka za tym chodziła i a gospodarz mówił: „Dom tego łowsa, ale podkład musi być” a Cyganka podniosła sukienko do góry i powiedziała: „Mos podkład”, no i tak sie śmoli późni z tego chłopa. • A Cyganie byli na jarmarkach? • A.S.: Tyz sie pojawiali, tyz. Ale nie żeby cymśik handlowali, ale cosik ukraś. • A wróżyły Cyganki? • A.S.: Tak wrózyły po chałupach. Zawrózyła roz i powiedziała: „Doj piniudze, to ci wiucy wywrózo”. • A Tatarzy byli tu jacyś? • A.S.: Ee to było downo, nie pamiytom tego. • Dobrze, to teraz, jeśli możemy, to podeszlibyśmy na chwilę do kuźni zobaczyć, dobrze? A to pamiątka z wojska, tak? • A.S.: Tak, jest bez zdjęcia ale pamiutka jest. W 1960 roku wróciłem z wojska. Były takie różne kiedyś przyśpiewki: np. dwie siostry były i jedna miała samych synów a drugo córko i syna i tak do siebie śpiewały: „Miała baba konia, kunia i turbunia i krowo krasulo i dziewko w kosi kulo”. • Jakby się znalazły te przyśpiewki jeszcze to byłoby wspaniale! • Bedziewa sukać jesce. A to będzie coś na Internecie?466 462 Maria Jamróz – znana hafciarka z Lipnika, żona lipnickiego sołtysa. 463 Aniela Batko (Kaźmierkowa) – znana hafciarka z Lipnika, matka Danuty Urbanik, zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki w tej części. 464 Irzyk – znana tkaczka dywanów z Lipnika. 465 Inni respondenci również wskazywali na to nazwisko, wymieniając lokalnych cieśli i dekarzy z Wierzbanowej i Kobielnika. Przykładowo w okolicy znana jest rodzinna firma ciesielsko-dekarska Marka Weszki, który kontynuuje tradycje rzemieślni- cze po ojcu. 466 Komentarz córki respondenta, która również uczestniczyła w wywiadzie. ? Tak będzie stworzona taka mapa twórców i ich profesji w gminie Wiśniowa, z poszczególnymi osobami zajmującymi się swoimi profesjami i będzie m.in. Tato właśnie. ? Myślę, że sobie na to zasłużył. ? Oczywiście, że tak! [PRZEJŚCIE DO KUŹNI] ? A.S.: Ta kuźnia stoi chyba od 1950 roku bądź 1954. Dach tylko zmieniłem. Reszta jak była postawiono tak jest. Tako ślifierko som zemse zrobił. ? Jaki piękny zapach drewna. ? A.S.: No tu sie ognisko poliło. Teroz juz jest elektryczne, a tu kowadło jest. ? Bo to musiało być wszystko w rytmie, tak? ? A.S.: Tak, tak. Takim młotom sie tyz biło, mioł 5 kilo taki młot. ? A miał Pan jakiegoś pomocnika? ? A.S.: Nie było zodnygo, jak ojciec zył to mi pumogoł a tak to som robił. ? Przecież musiał w tym ktoś pomagać, to jak sobie Pan radził? A gdzie ten stary miechnik? ? A.S.: Tam na górze, trzeba by było wleś. O tu jest tun miech. ? Duży! ? A.S.: O taki duzy. A tu miołem tako wiertarko rencno. Na korbo wiertarka. Takie sie downo kuło koła. Z takie blachy sie robiło. ? Czyli to są te koła, o których Pan mówił, tak? ? A.S.: Te większe były do przodu a te mniejse do tyłu. ? A to na te woły ma Pan gdzieś? ? A.S.: Chyba juz nimom. Tu sie zadawało pasy i sie ciugło do tyłu. No takie to było. ? A kto to budował? Pan? ? A.S.: Jo budowołem. Tu jest ślifierka, sum se jo zrobiłem. ? A zdarzy się Panu coś jeszcze robić? ? A.S.: No tak, casami tak. ? A co było ochronnego na oczy? Ta maska? ? A.S.: Tak tą maske sie zakładało. ? A rękawice też prawda? ? A.S.: No tak, rukawice tyz no i fartuch sie zakładało. ? I bez żadnych słuchawek wytłumiających? Fot. 116. Narzędzia w kuźni Andrzeja Stalmacha, Lipnik 2018. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. • A.S.: Bez. • Pan mówił, że tak bardzo ważne było to, aby w odpowiednim momencie wyjąć to żelazo i te iskierki, gdzie to się działo? • A.S.: Tu sie poliło i na tym sie grzało. Podparło sie kijom i obręcz sie trzymała. A jak było co małe, to w klyscach sie trzymało. Łańcuchy jak sie tyz robiło do kuni, aby śiugały drzewo z lasu, bo downi nie było ciu- gników. To targali te łańcuchy. • Czyli ludzie przychodzili do Pana i wszystko Pan na miejscu robił, tak? • A.S.: No na miejscu, późni jak była spawarka to się spawało. • No dobrze by było jakby wnuk coś jeszcze… • A.S.: No jesce klepie cosik. • A czy określiłby się Pan jako artysta? • A.S.: Robiłem takie rzecy rózne do bram. • Takie artystyczne? • A.S.: No tak, downi trzeba było wszystko gwintować, małe, duze. Wszystko zalezało od drutów. Była 14, 16, 8. Gwintowniki wszystkie takie same były. • A węgiel skąd Pan miał? • A.S.: No kupowało sie. Teroz to już nima blisko, we Wiśniowy już nima trza na Mszano jechać. A tam jesce majo. • A proszę nam powiedzieć, dlaczego Pan to robił? • A.S.: Zamiłowanie miołem do tego. Kazdy mo do cego innygo, jak godali jedyn mo dlo gołubi a drugi mo dlo bab. • A Pan miał do tego. A jakby Pan to określił, że to była robota? • A.S.: Tak robota, jak to mówio trzeba wykonywać swój zawód tak jak mo być! Bo nie wolno robić po łebkach. Bo zawse sie robiło, aby to miało rynce i nogi a nie żeby spartasić. • A określiłby Pan swój zawód jako rodzaj powołania? • A.S.: Chyba tak było. Każdy mo do cegoś powołanie. • A jakby się Pan określił? Kim Pan jest? • A.S.: No już teroz wszystko boli, ruce, nogi, kręgosłup. Na tyle roboty to i tak jest za dobrze nawet – tak mi godali. We wojsku tyz zem robił rysorom do aut. Jak pynknoł rysor to nie było, ze założyć ale trzeba było zrobić. To wszystko było na miaro, musiała być miara dokładno. • A, to było wtedy jak był Pan we wojsku? • A.S.: Tak we wojsku, ale w domu tyz robiłem te rysory, ale to mniy. • A teraz się Panu zdarza, że pomaga Pan wnukowi? • A.S.: No tak, zeby tylko doradzić. Bo mu to dobrze wychodzi. • Korzysta z kuźni, prawda? • A.S.: Tak korzysto, jak mo wolne. Nawet naniesione jest tu kilka blasek, jak będzie mioł cas, to zrobi. Jo juz nie uklepio. • A on ma swój warsztat czy pracuje? • A.S.: Nie, ni mo, pracuje. • A kim Pan by się określił bardziej góralem czy Krakowiakiem? • A.S.: Bardzi Krakowiakiem. Bo góry niby blisko ale blizy do Krakowa. • A jak tu do Was nazywają? Do tej wsi? • A.S.: Lipnicany. Od pocutku do kuńca. • A jacyś obcokrajowcy byli u Pana? • A.S.: Nie byli. • A na przykład Ukraińcy? • A.S.: No robio tutoj na ty betoniarni. • A zdarzało się, że turyści tutaj byli zobaczyć tą Pana kuźnię? • A.S.: No tak przychodzili niektórzy casami. Nauczycielki tyz z dziećmi przychodziły. • A robił Pan jakieś warsztaty? ? A.S.: Ciekawi byli, jak sie klepie, jak sie grzoło, to pokozywołem. ? Dziewczynki i chłopaki byli? ? A.S.: No tak, bo to była cało klasa. ? A jak Pan uważa powinno się robić jeszcze takie rzeczy? Czy rzemiosło w edukacji, powinno się w szkole o tym mówić, uczyć, pokazywać? ? A.S.: No powinno się – może by się ktoś zainteresował. ? A z czego słynie Wasza gmina Wiśniowa? ? A.S.: Zakładów takich większych to nima, to Dom Kultury w Wiśniowy jest. W Lipniku to szkoła jest i leśniczówka. ? A tradycje słynne jakieś? ? A.S.: Więcy nima. ? A miał Pan w pracy jakieś swoje przyzwyczajenia, czy obrzędy? ? A.S.: Nie. ? A dziady? ? A.S.: No to chłodzili tutoj, jo tyz zem chłodził. Drzwi wyrywali, okna rozbijali. Teroz tak nima. Chłodzili chłopoki do panien, a one wychodziły na samo góro z wiadrami wody i chlust na nos. A myśmy je ściugli stam- tud i wio do studni, wiaderko wody i loło sie z góry na dół po niej. ? Czyli chodził Pan po dziadach? ? A.S.: Tak, chodziłem. ? A przebierał się Pan? ? A.S.: Tak, maski się ubierało. ? A skąd się brało te maski? ? A.S.: Kupowało sie. Ale wcześni nie, było to trzeba było robić samymu. ? A z czego robiło się te maski? ? A.S.: No z papieru. ? Dziękujemy bardzo za rozmowę niezwykle cenną dla nas. Fot. Anahita Rezaei Jan Stalmach Profesja, umiejętność praktyka: stolarstwo, chów byków, muzykowanie (harmonia) Miejsce zamieszkania: Lipnik Pan Jan urodził się w Lipniku, w którym mieszka całe życie. Jego ojciec był rolnikiem. Brat mieszkający po są- siedzku – Andrzej Stalmach – jest uznanym kowalem. Drugi brat był szewcem w Dobczycach. Pan Jan przez ponad pięćdziesiąt lat prowadził zakład stolarski w Lipniku. Specjalizował się przede wszystkim w wyrobie so- lidnych okien i drzwi. Obecnie rodzinne tradycje stolarskie kontynuuje jego syn Józef Stalmach, który również przyucza swojego syna. Warsztat specjalizuje się w drobnej architekturze drewnianej typu altanki i meble ogro- dowe. Zamiłowaniem pana Jana jest chów byków. Ponadto lubi grać na harmonii. Grywał na przykład podczas wielkanocnych wiśniowskich Dziadów Śmiguśnych lub chodząc po kolędzie z szopką. Żona pana Jana była znana z wypieku tradycyjnego chleba, który piekła również na zamówienie. Obecnie piecze jedynie dla rodziny na własne potrzeby, nadal wykorzystując do tego opołki ze słomy wykonane u opołkarza z Glichowa. ? J.S.: A kto by tu dziś siedzioł i strugoł… a nikt… nikt by nie strugoł… ? Dlaczego się Pan akurat tym zajął? ? J.S.: No bo trza było czegosi się chycić, a bo wtedy nie było takich tam… to chyciłem sie tego no i dość to sło no!… No i dość się szybko robiło, ale roboty było moc! Bo w tamtych czasach trzeba było się czymś zająć, roboty było bardzo dużo. Także to okna i drzwi u niektórych ludzi to mają i po 40 lat i są do dziś, jeszcze są. ? Acha, czyli trzymają się! A kiedy Pan zaczął? Jak do tego doszło? ? J.S.: Zacząłem jak miałem 25 lat, a teraz mam 88. ? A Pana tata też się tym zajmował? ? J.S.: Nie. Tata się zajmowoł rolnictwem. ? A no tak, a brat poszedł w kowalstwo, a Pan w stolarstwo. ? J.S.: No ja sie tym tak zajął i trzymom się tego, odkąd żem zaczął. Wszystko się robiło ręcznie. Nie było żadnych widełek, żadnych… Nic. ? A u kogoś się Pan uczył? ? J.S.: A no ja ino miesiąc sie uczył, tam w Glichowie taki był… ? A jak Pan do niego trafił? ? J.S.: A to niedaleko tam było, a później to już wziołem i takie widełki zrobiłem sam i sam robiłem już, także jak siem przypaczoł i już sam zacząłem, i dość to sło. ? I od początku Pan tutaj robi?467 ? J.S.: Nie, pierw w starym domu, dopiero pote tu my postawili dom. Tam był, tako izba była mało i w tym zem robił cały tam czos. To tu tam za tym domem było. ? Czyli większość czasu tam Pan robił? Większość życia tam? ? J.S.: No tam. A może z 30 lat tam. ? A tu od…? ? J.S.: A tu niedawno, no może z 15 lot. Ale już teroz nie robie nic prawie. Jedynie se syn tu cosi tam robi. ? A no właśnie, syn robi, bo właśnie się chciałam spytać. Czy Pan chciał to komuś przekazać? Czy przeka- zał Pan tę swoją profesję dzieciom? ? J.S.: Tak, syn się uczył we stolarni, to i jemu żem doł i miał stolarnię swoją. A teroz zaś wnuk sie ucy. ? O! I wnuk się uczy, no pięknie! A ile ma wnuk lat? - J.S.: 19. ? I tutaj się uczył u Was, u dziadka, w tym warsztacie? ? J.S.: Tak. ? A skąd Pan pochodzi? Tutaj się Pan urodził? ? J.S.: Tak, tutaj się urodziłem. ? A nigdzie Pan nie emigrował w trakcie życia? ? J.S.: Nie. Tutaj się urodziłem i tak cały czas jestem. ? A czy możemy spytać ile Pan ma lat? ? J.S.: Urodziłem się w 1930 roku i kończę w tym roku 88 lat. ? To piękny wiek! 8 to moja ulubiona liczba! A wykształcenie Pana? ? J.S.: Nie mam dużo, bo tylko 3 klasy. W ten czas jak byłem mały, to była pacyfikacja to było wszystko spalone. Po domach się uczyło, a później jak odbudowali szkoły, to już nie poszedłem. ? A hobby? Zamiłowania jakie Pan ma? ? J.S.: Do gospodarstwa, bo chowamy pare byków. ? A jest Pan z czegoś dumny, na przykład z tego, że Pan coś zrobił? ? J.S.: To co się zrobiło samemu to tylko z tego. A więcej to nic. ? A może na przykład coś poszło w świat? Pana rękodzieła? ? J.S.: Po wsiach tak, na przykład Zasań, Poznachowice, Trzemeśnia, Stojowice. ? A pierwszą swoją pracę pamięta Pan? 467 Wywiad został przeprowadzony w warsztacie stolarskim koło nowego domu respondenta. • J.S.: Chciało się robić, ale nie było z czego, ani pieniędzy aby to kupić. Bo wszystkie domy i gospodarstwa pospalali, tylko mój się ostał. • A ostatnie zamówienie pamięta Pan? • J.S.: Po domach te okna i drzwi. Prawie jak się ludzie budowali, to był zbyt. Ale mebli mało. Dawniej na tragarzach się deski strugało i wbijało się, te deski miały 3-4 metry, teraz tak nikt nie robi. • No właśnie do takich domów się wraca z drewna, tam w Poznachowicach Dolnych u Kowali468 budują całe domy z drewna. • J.S.: Tak, tylko teraz się to robi wszystko maszynowo, a kiedyś tylko ręcznie. • A skąd Pan miał materiały? • J.S.: Kupowałem u chłopów we Wiśniowej i nawet do Kasinki się jeździło, nawet koniem po drewno. • A na jarmarkach bywał Pan? • J.S.: Nie. Bardzo mało. • Bo brat mówił, że jeździł po jarmarkach. • J.S.: Tak, on więcej jeździł. • Pamiętacie coś z przedwojennej okolicy tutejszej? • J.S.: Coś pamiętam. • A mógłby Pan coś opowiedzieć o tamtych czasach przedwojennych? • J.S.: Przede wszystkim była ogromna bieda, za granice nikt nie wyjeżdżał wtedy, bo nie było jak. Spo- radyczne osoby wyjechały do Ameryki, na przykład Burkat no! I jak wrócił, kupił duże gospodarstwo. Robót kiedyś nie było, żyło się z gospodarstwa, sprzedawało się mleko, sera, masła i wyroby swojskie i za to kupowało się cukry a rozkoszy nie było. Bieda była ogromna, miałem wtedy 10 lat i coś pamiętam. • A jarmarki odbywały się tutaj w Wiśniowej? Pamięta Pan coś? • J.S.: Był kiedyś jarmark koło Domy Kultury i on był w każdy czwartek. A przed wojną Żydzi kupowali wszystko na naszych jarmarkach. • A czym oni się zajmowali? • J.S.: No handlem, tylko i wyłącznie ino miał grosza zarobku, to już sprzedawał. W Dobczycach miał ubranie takie drogie, jak nikt nie chciał kupić, to później zaprosił na herbatę i spuszczał z ceny. Oni złymi ludźmi nie byli. U Żyda człowiek wszystko kupił. • A karczma była jakaś? • J.S.: Tak dawniej była, ale w czasie wojny spalili to Niemcy, a później były takie duże powodzie i to wszystko woda zabrała. Ludzie mówili, że to miejsce było przeklęte, bo pijaki były kiedyś i dziś i jak to w karcz- mie bluźnili. I tacy całe majątki przepijali. We Wiśniowej było ich dużo. • A jak szkoła była to chodzili do niej też Żydzi? • J.S.: W Lipniku była szkoła murowana to tam chodzili. A w Wiśniowej też była szkoła. • A Cyganie? • J.S.: Mało ich było, jak przyjeżdżali to chowali się po krzakach. • Czym oni się zajmowali? • J.S.: Kradzieżą; to co ukradł, to miał. • A czym się zajmowali ludzie w tam tych czasach? • J.S.: Najbardziej gospodarstwem i też stolarką. Było parę stolarzy. Teraz jest Wilcosek469 ale on niedaw- no zaczął. Młodych jest więcej. • A dawniej ilu tu w okolicy było stolarzy? • J.S.: Dawniej tylko ja, a później Wilcosek. • A różnice między Wami były jakieś tutaj w okolicy? I czy wie Pan o stolarzach innych coś? 468 Mowa o rodzinie Kowali: Monika, Sylwester i Jacek Kowal. Zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki w tej części. 469 Przezwisko od popularnego nazwiska Wilk. Być może respondentowi chodzi o Stanisława Wilka z Lipnika prowadzącego pracownię stolarską w kolejnym pokoleniu. Pan Stanisław specjalizuje się w różnych wyrobach z drewna, schodach, drzwiach wejściowych i oknach drewnianych. ? J.S.: No w Poznachowicach Dolnych to nazwisko Kowal, w Wiśniowej było ich najwięcej na przykład Paździo470. ? A czy prace wykonane można było rozpoznać, kogo były? ? J.S.: Dało się poznać, jak się ktoś chwalił robotą to nie dobrze, bo robota ma się sama chwalić. Jak pracowałem przy oknach w jednym z domów w Wiśniowej to natrafiłem na ekipę tynkarską, to się tak bardzo chwaliła. Ja się nigdy nie chwaliłem, bo to moja robota się powinna sama chwalić. ? A jakieś zmiany w stolarstwie nastały? Czy widać różnice między współczesnym stolarstwem a trady- cyjnym? ? J.S.: Ojj duże są zmiany, bo dawniej robiło się okna z haczykami i otwierało się je na pole, a teraz otwie- rają się do środka. Więc to jest już inna metoda robienia tych okien. ? A maszyny? ? J.S.: Maszyn kiedyś nie było, nie tak dawno one nastały. ? A jak Pan wolał robić? Maszynami? ? J.S.: No to zawsze lżej było z maszynami, nie trzeba było się tak opracować. Kiedyś dłubało się dziury młotkiem. A teraz są do wszystkiego dziury. ? A czy ocenił by się Pan jako artysta? ? J.S.: Ale jak artysta? ? W sensie twórca rzemiosła, którym się Pan zajmuje? ? J.S.: To jest przyjemna praca. ? Ta praca, którą Pan wykonuje, to tylko praca? Czy może pasja, hobby? ? J.S.: Zawsze trzeba było to dobrze wykonać, bo za to ludzie płacili, więc trzeba było się przyłożyć i żeby to miało wygląd. Fot. 117. W warsztacie stolarskim Jana Stalmacha, Lipnik 2018. Fot. Mariusz Grabarski 470 Mowa o słynnym wiśniowskim stolarzu Andrzeju Paździo, który – dla przypomnienia – pochodził z Wilkowiska a przybył do Wiśniowej – jak opisuje to Piechowicz – przez ogłoszenie matrymonialne, które zamieścił Franciszek Krawczyński – wiśniowski urzędnik i jednocześnie „złota rączka” i „człowiek renesansu” dla przybranej córki, swojej krewnej Marii Zając z Wielkich Dróg. Paździo ukończył słynną szkołę rzemieślniczą w Wadowicach. Zob. S. Piechowicz, W Wiśniowej…, s. 96. • A do domu swojego też Pan robił, dla swojej rodziny? • J.S.: Tak robiłem, były one 40 lat. Ale zmienili już sobie na plastikowe. • Określilibyście tę działalność jako rodzaj powołania? • J.S.: Sam nie wiem, jak to określić. • Jak człowiek robi z tym ponad 60 lat, to musi być chyba powołanie i w dodatku Pan nie przestał z tym robić. • J.S.: Ja nadal robie i pomagam, jeśli tylko dam radę. • A należy Pan do jakiegoś stowarzyszenia? Czy cechu? • J.S.: Do niczego nie należę. W niczym nie byłem. • A miał Pan jakichś pomocników do swojej pracy? • J.S.: Tak, dawniej miałem dwóch uczniów. Ale jeśli ktoś nie ma do czegoś zamiłowania, to lepiej żeby się nie uczył. • Czyli mało Panu pomagali, tak? • J.S.: No nie bardzo. Jak to mówią, do wszystkiego trzeba mieć zamiłowanie. Ta robota, którą ja robiłem, to jest odpowiedzialna. • A czy byli turyści czy uczniowie ze szkół i oglądali Pana prace? • J.S.: Tak, byli uczniowie, zbierali niektóre moje roboty na prace roczne do szkoły. Przychodzili z cechu raz w roku z Myślenic. • Przychodzili też, żeby się czegoś uczyć? • J.S.: Nie, tak sprawdzali bardziej maszyny i mój przychód z tego. Ubezpieczenie trzeba było płacić przez te wszystkie lata. • A klienci sami przychodzili? Czy trzeba było ich szukać? • J.S.: Sami, sami. Jeszcze nie mogli się doczekać, bo miałem dużo roboty. Niekiedy było tak, że pół roku czekali. Nie poszedł gdzie indziej, tylko czekał, aż ja mu to zrobię. • A zdarzało się, że zabierano Pana, aby zrobić coś w innym miejscu? - J.S.: Nie, ja wszystko robiłem u siebie. Ale jak się robiło okna i drzwi, to się szło i wstawiało w domach. Ale to tyle. • A uczestniczył Pan w życiu gminnym? • J.S.: Nie. • A jak Pan myśli czy tradycyjne rzemiosło i rękodzieło jest jeszcze popularne teraz? • J.S.: Tak nadal jest. Szymoniaki471 robią schody i ładnie im to wychodzi. Ale teraz jest lżej, bo są maszyny i szybciej to idzie. • A na terenie Waszej gminy jest to popularne jeszcze? • J.S.: Nie, chyba już nie. • A z czego słynie Wiśniowa? • J.S.: Zawsze to była gmina. • A z czegoś może być ta gmina dumna? • J.S.: Dziady na Wielkanoc, w każdym roku. • A chodził Pan po dziadach? • J.S.: Tak chodziłem. Wychodziło się po południu z harmonią i chodziło się od domu do domu. • I kto grał na tej harmonii? • J.S.: Ja grałem. • A gdzie się Pan nauczył grać? 471 Chodzi o rodzinę z tradycjami stolarskimi z Lipnika. Tradycję obecnie kontynuuje Bartłomiej Szymoniak – właściciel Pra- cowni Stolarskiej „Szym-Stol” specjalizującej się w drewnianych schodach, parapetach, balustradach, zabudowach wnęko- wych szaf, drzwiach wewnętrznych i wejściowych, podłogach drewnianych czy zewnętrznych i wewnętrznych drewnianych wykończeniach budynków a także w renowacji. Firma zajmuje się ponadto architekturą ogrodową, produkuje m.in. altany, pergole, donice, a także całe zestawy ogrodowe. Jak można przeczytać w ofercie na stronie internetowej: „jest firmą usługo- wo-produkcyjną zajmującą się zarówno indywidualnymi, jaki i nietypowymi zamówieniami”. Głównym surowcem, z którego korzystają przy produkcji towarów – ze względu na trwałość, jakość i niepowtarzalność – jest drewno lite. „Ich produkcja opiera się na rodzimych gatunkach drewna dostępnego na polskim rynku (dąb, jesion, buk, sosna). Istnieje jednak rów- nież możliwość wykonania produktów z drewna egzotycznego”. Zob. Pracownia Stolarska „Szym-Stol”, [online:] http://www. szym-stol.pl/, dostęp: 12 III 2019. ? J.S.: Byłem samoukiem. ? A gdzie Pan ją kupił? Na jarmarku? ? J.S.: Nie, w sklepie. ? Grywał Pan dla siebie czy dla innych? ? J.S.: Bardziej tak dla siebie. ? Muszę się zapytać, bo tata mi kiedyś mówił, że chodzili po kolędzie z szopką, tak? ? J.S.: Tak, chodzili. ? Jak to wyglądało? Może Pan cos opowiedzieć? ? J.S.: To była taka szopka z figurkami i z lampkami, żeby to przedstawić te narodziny Jezusa. ? A kto robił te szopki? ? J.S.: Byli tacy, co robili. ? A Pan nie robił? ? J.S.: Nie. ? A zapytam o akordeon jeszcze, sam się Pan nauczył? Rysunek 20. Harmonia. Rys. Monika Kowal ? J.S.: Tak sam, bo kolędy są łatwe do zagrania. ? A chciał ktoś Pana, aby zagrał Pan po domach? ? J.S.: Nie, tak to nie chodziłem. Jak się nie gra często, to się wychodzi z wprawy. ? A jak się przebieraliście na te dziady, to robiliście sami te maski? ? J.S.: Maski się kupowało, brało się do torebki wódkę i się częstowało. Ale jak ja chodziłem z tą harmonią, to nie piłem wódki, bo bym się jeszcze z nią przewrócił. Taka tradycja była. Ludzie się cieszyli, jak się odwiedzali. A teraz tylko telewizor i nic im nie potrzeba. Dzisiaj już nikt nie ma na nic czasu, chociaż są maszyny. Dawniej się młóciło i wszystko się rękami robiło i to się miało czas spotkać z drugim człowiekiem i porozmawiać, a teraz świat na nic nie ma czasu. ? A czy uważacie, że ta tradycja powinna nadal być? ? J.S.: Tak powinna, tylko z kulturą bez chamstwa. Bo to jak taki popije i pójdzie, to szkoda nawet żeby szedł. ? A czy uważacie, że powinno być miejsce na rękodzieło i rzemiosło w szkole? • J.S.: Powinni się uczyć. Jak się nie nauczy za młodu, to już na starość tym bardziej nie. A tacy młodzi jakby się uczyli, to by mieli do tego smykałkę. • A jarmarki? • J.S.: Ojj dawniej były, a teraz ich już nie ma. Bo teraz nie ma czym zahandlować zaledwie kilka kur ktoś chowa. Dawniej mieli co sprzedawać, bo każdy miał ciele, kury, krowy bo z tego się żyło. • A jakieś drewniane rzeczy sprzedawali na tych jarmarkach? • J.S.: Aa to było na przykład krzesła, kołyski, takie maselniczki z drewna. • A opołki472 na chleb też były? • J.S.: Te opołki robiło się ze słomy. My do tej pory pieczemy chleb. • A kto piecze u Państwa? • J.S.: Żona. • To może namówimy żonę, aby zrobiła nam za rok na zakończenie tego projektu taki chleb? • J.S.: Nie ma problemu, na pewno zrobi i upiecze. • To super! • J.S.: Dużo ludzi chcieli, aby ona im piekła, ale już nie jest młodziutka, więc tylko robi dla rodziny. • A te opołki? • J.S.: To plótł taki z Glichowa. • A czy korzystacie z nich nadal? • J.S.: Tak. Jak się wyrobi chleb, to daje się na tą opałkę i tak piecze się chleb na niej. Także korzysta się z tego jeszcze. • Czyli używane są dalej, tak? • J.S.: Tak. • A czy możemy poprosić aby mógł Pan nam zademonstrować, jak działa maszyna? I jak te dzieła Panu wychodziły? • J.S.: Puścić maszynę możemy. Wezmę kija i ostrugam jakiegoś. [POKAZ MASZYNY] Fot. 118. Uruchomienie maszyny stolarskiej, Lipnik 2018. Fot. Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. 472 Opołka – okrągłe naczynie wyplecione ze słomy owsianej, w którym formowało się ciasto na chleb. ? To na koniec zapytamy jeszcze, kim się czujecie? ? J.S.: Nie rozumiem. ? No czy góralem a może krakowiakiem? ? J.S.: Góralami to nazywają tam już w Węglówce, a nas bardziej lachami. ? a Wy byście się jak określili? ? J.S.: Między tym a tym. ? Może lipnicanem? ? J.S.: Tak Lipnicanem tak. Fot. Anahita Rezaei No ale ja byle co pisze, ale pisze już od 20 lat. Bo mnie to ciągnie. Janina Irzyk Profesja/umiejętność/praktyka: pisarstwo, poezja, twórczość ludowa, pamiętnikarstwo, bibułkarstwo, plastyka obrzędowa, rolnictwo Miejsce zamieszkania: Lipnik Urodziła się i całe życie mieszka w Lipniku. Ojciec pani Janiny – Wojciech Irzyk – pracował w Kombinacie Metalurgicznym Huta im. Lenina w Nowej Hucie oraz był rolnikiem. Wcześniej, tj. przed II wojną światową i za czasów okupacji, rodzina Irzyków posiadała dość sporo ziemi, staw rybny i w paru pokoleniach zajmowała się młynarstwem. Prowadziła również tartak. Zarówno młyn, jak i tartak, zniszczone przez okupantów w 1942 roku, nie zostały odbudowane. O dawnej zamożności jej rodziny świadczyć może fakt, że jej pradziadkowie Anna i Wojciech Irzykowie byli fundatorami kamiennej kapliczki, która została wybudowana w Lipniku w 1873 roku, gdzie stoi po dziś dzień. „Na swoim” pani Janina wraz mężem Stanisławem Irzykiem prowadziła gospodarstwo rolne. Po jego śmierci w 1999 roku obudziła się w niej nieodparta tęsknota za pisaniem. Jak sama stwierdza w jednym z tomików pisać zaczęła „z potrzeby serca, z nudów, sama nie wiem. Zawsze gdzieś mnie do tego pisania ciągnęło, a że nie skończyłam szkoły, nie miałam możliwości się kształcić – obawiałam się, co z tego wyjdzie”. Rozpoczęła od pamiętnikarstwa, szybko zapełniając kolejne zeszyty wspomnieniami z dzieciństwa i kolejnych etapów swojego życia. Następnie przyszedł czas na formy wierszowane, legendy oraz komentowanie życia współczesnego, nie tylko lokalnego. Jej twórczość jest osadzona przede wszystkim w realiach Lipnika, nawiązuje do jego historii i tradycji, jak i opisuje teraźniejszość. Część utworów zostało zebranych w niewielkie publikacje zatytułowane Wspomnienia babci Janiny, Moja wioska Lipnik (2010), Ocalić od zapomnienia (2017). Pierwszy tomik wydało Muzeum Regionalne „Dom Grecki” w Myślenicach, ostatni ukazał się nakładem jej dzieci i wnuków. Swoje wierszyki wiśniowska Poetka pisała również regularnie do „Gazety Myślenickiej”. Ponadto pani Janina zajmuje się plastyką obrzędową. Tworzy m.in. kompozycje kwiatowe z bibuły. Jej prace wielokrotnie ozdabiały lokalne wydarzenia kulturalne. Babcia Janina – gdyż tak jest znana w gminie i okolicach – bardzo chętnie uczestniczy w miejscowym życiu społeczno-kulturalnym. Bierze udział w lokalnych przeglądach i konkursach twórczości literackiej. Aktywnie działa w Środowiskowym Domu Samopomocy w Zegartowicach oraz w jego filii w Komornikach gdzie udziela się artystycznie – również teatralnie. Członkini Gminnej Rady Seniorów w Wiśniowej. Życie na wsi Tata pracował w Hucie, cały tydzień był poza domem, przyjeżdżał tylko w soboty. Mama i ja musiałyśmy pracować na roli (…) Pracy nie brakowało – były krowy, świnki, kury, króliki. A ja przecież nie byłam jeszcze dorosła! Ciężkie to były czasy na wsi. Wszystko trzeba było robić ręcznie, żniwa z moich dziecięcych lat to: sierp, kosa i młocka cepami. Żaden kawałek ziemi nie mógł leżeć odłogiem – wszystko musiało być obsiane, obsadzone. Ziemniaki, buraki, karpiele – po kilka wozów zawsze się uzbierało po wykopkach. Zboże po młocce wiozło się do młyna na mąkę, z tej piekło się chleb, ciasto, kołacze, ręcznie wyrabiało się makaron. Do sklepu chodziło się jedynie po sól, cukier i naftę. Gdy uchowało się świniaka, wtedy było mięso, sadło, smalec (…)473. Lata dziecięce babci Janiny (…) Mieliśmy w posiadaniu młyn, wielki staw obsadzony wierzbami, a w tym stawie mnóstwo ryb. Często rzucaliśmy im okruszki chleba, wtedy wyskakiwały wysoko, były duże, w czerwone kropki. Zdarzało się, że ryby uderzając w młyń- skie koło traciły życie, więc kiedy je zatrzymywano, tata zbierał te ryby. Ludzie przywozili do nas zboże, mówiono, że dobry młyn, ładną robią u nas mąkę. W czasie wojny i okupacji nie wolno było mielić, pracowało się więc nocami, czasem w dzień, ale nieustannie ktoś musiał pilnować, czy Niemcy nie nadjeżdżają. Takie były wtedy czasy, nic nie było wolno, w polu pracować, po nocy świecić, choć mało kto to robił, lampy były naftowe, więc oszczędzano naftę. Prawdopodobnie ktoś doniósł na moją rodzinę, że młyn u nas pracuje, bo pewnej nocy 8 września 1942 roku pod nasz dom podjechał samochód pełen niemieckich żołnierzy. Była 1 godzina w nocy, kazano nam wyjść na zewnątrz, nie pozwolono się ubrać. Jeden Niemiec z karabinem nas pil- nował, byłam ja, babcia, dziadek, mama i braciszek. Reszta poszła do młyna, który był uruchomiony i pracował. Była strzelanina, brat taty Józek i teść jego córki zatrzymali młyn i uciekli w dół rzeki. Jeden z nich został ranny, ale przeżył. Uratowała ich ciemność, noc. Taty nie było wówczas w domu, gdyż poszedł na Kalwarię, na święto Matki Bożej Siewnej. My wszyscy musieliśmy stać tak do rana i patrzeć jak niszczą nasz młyn (…)474. ? Generalnie projekt nazywa się „Wiśniowski Jarmark tradycyjnych profesji, rzemieślnictwa, rękodzielnic- twa, twórczości tradycyjnej – lokalna tradycja w działaniu”. Rozmawiamy z osobami, które w jakiś sposób te profesje czy rękodzielnictwo „uprawiają” w gminie Wiśniowa. Rozmawiamy i z kowalami, stolarzami, pszczela- rzami, z hafciarkami, ze śpiewakami… ? J.I.: A to wie pani co? Ja nie wiem, jak bym się sama określiła… ? Spokojnie do tego jeszcze dojdziemy. I nawiązujemy do tych jarmarków, które kiedyś się u Was odby- wały, więc zaraz będę się też pytać o te jarmarki (…) Tymczasem czy mogę spytać, jaki jest Pani przydomek? ? J.I.: Raczej nie wiem, nie, „do Irzyków” nazywali, do mojej drugiej mamy nazywali „do Kocórki”, bo tam miyszkałam, i potem się ożeniłam i wystawiliśmy dom koło gościńca, bo dostałam to pole po mojej mamie, która była z Węglówki. ? A gdzie Pani mieszka? ? J.I.: W Lipniku. ? A pochodzi Pani skąd? ? J.I.: Też z Lipnika. Całe życie. Jak się ożeniłam, to mieszkałam dwa lata na Śląsku, tam córka męża miała mieszkanie i jak ożeniliśmy się w 1959 to pojechaliśmy tam, bo tam się lepi żyło. Tam mieli my nawet kupić taki piękny domek – nawet się nom podobał a tu sprzedać moje pole. No ale teście rozradzili, a mi też było żal, bo to było po mojej mamie. Tam na Śląsku urodził się mi syn, a córki już tutaj się rodziły. I tu zostałam na tą harówe, bo trzeba było się narobić. Mąż pracował w stolarni na Śląsku, a ja pracowałam w fabryce elektrycznej w Mysłowicach także mieliśmy tam bardzo dobrze. ? A mówiła Pani, że mama była z Węglówki i tutaj się ożeniła, tak? 473 J. Irzyk, Ocalić od zapomnienia…, s. 12. 474 Tamże…, s. 2-3. • J.I.: Tak, tak. Siostra mojej mamy miała dwa morgi pola i ożeniła się do Raciechowic i moja mama chciała kupić to pole, to mój dziadek, mama go nie znała, bo zginął jak miała roczek na pierwszej wojnie światowej i zostało ich troje – mama miała dwóch braci Wojciecha i Józefa. I babcia brała dużo rento austriacko. No i babcia miała dla córki na to pole, aby sobie kupiła. No i mi dała od razu dwie morgi pola – bo tak się dawniej nazywało. No i napisała w testamencie, że jak by te dzieci zmarły, to żeby to wszystko spadło na Janina Irzyk – czyli na mnie. Niestety dlatego w pamięci tak mi utkwiło to spalenie Lipnika, ja wszystko pamiętam. Myśmy to spalenie przesiedziały cały czas w rzyce, było nas tak z 30 ludzi, to już zimno wtedy było, bo to był 18 września. I co robić? To mamy godały, żeby iść na Kobielnik. Bo jak na Kobielnik pójdziemy, to może co dadzo zjeść tym dzieciom. Doszliśmy tylko do granic i tam było pół ludzi z Lipnika, i spali na słomach, i płakali. Było wszystko spalone, nie było nic. A rano przyszliśmy na swoje, bo u nos się kopciło, bo był taki duży młyn i żeśmy mielili mąke dla ludzi. Ludzie przywozili zboże do młyna… • A to tata był młynarzem? • J.I.: Tak po dziadku został młynarzem. A ten dziadek zmarł właśnie przed spaleniem całego Lipnika 2 tygodnie. A później myśmy się spalili i nigdy już nie odbudowaliśmy tego młyna. • I nie ma żadnych zdjęć? • J.I.: Nie, wszystko się pospaliło. Mam tylko zdjęcie mamy w trumnie, bo mi dała moja chrzesy mastka. • Czyli dziadek młynarz i tata też, tak? • J.I.: Tak jest. • A mama czym się zajmowała? • J.I.: Chyba niczym, bo moja mama zmarła, jak miała 26 lat. • A Pani wykształcenie i zawód wykonywany, jeśli mogę spytać? • J.I.: Jo nimom żodne szkoły, bo poszedł tata i mnie wypisoł, bo powiedzioł, że trza dzieci bawić. Z tą dru- gą żono mioł 8 dzieci, no i jo byłam najstarszo i trzeba było bawić dzieci. Nawet jak zem pracowała na Śląsku, to chcieli świadectwo pracy, a jo przecież nimiałam no ale mnie przyjęli. • A zawód wykonywany? Czym się Pani zajmuje? • J.I.: Rolniczka, zawsze na roli i wszystko się robiło rękami, wychowałam czwórkę dzieci. Trzy córki i syna. Taki miałam zawód. • A jakieś hobby czy zamiłowania? • J.I.: Całe życie marzyłam o szkole, strasznie się chciałam uczyć. Ciągle płakałam o szkołe, że nie chodzi- łam, bo widziałam jak koleżanki chodziły a ja nie. A mnie nie wolno było. I marzeniem moim było być przed- szkolanką albo nauczycielką. Roz na tydziuj odwiedzałam szkoło. No i dzieci się ze mnie śmioły, że przyszłam odwiedzić szkołe. No umiałam się podpisać troche liter znałam. No i tata mi powiedzioł, że jak się umiesz pod- pisać, to ci wystarczy i poszedł do kierownika, i mnie wypisoł. Jo nie wiem, dlaczego tak wolno było wypisać. • No właśnie. • J.I.: Teroz przecież nie wolno. No i skończyło się marzenie. A teroz swoje książki wydaje i nauczyłam się pisać! • No właśnie i to jest to! I jak to się stało? Tu historia taka, a tu Pani wydaje swoje książki. Jak to się zaczęło? • J.I.: No dyć tak, dużo miałam roboty bo mąż strasznie chorował i nie mógł tak ciężko robić. No i jo musiałam ciężko pracować, dzieci wychować no i biyda była straszno, stawianie chałupy i stodoły. Dzieci mi teroz mówią: „Tyś mamo tak dużo wiedziała, a nam nie opowiedziałaś, jak byłyśmy mniejsze” – no bo nie miałam czasu! Jak mąż zmarł w 1999 roku, to jo zostałam tako samotno, bo każda córka się ożeniła i była na swoim. I taka pustka… no to była okropność! No i córka mi mówiła: „Mama to co ty będziesz robiła?”. Bo widziały, że mi się nudziło. A jo chciałam tak strasznie uczyć się pisać i czytać. I kupiły mi taki duży zeszyt z taką babcią w niebiesko okładke. No i żeby pani widziała, jak ja żem tam pisała, to była tragedia. Po prostu nie znałam literek, a gdzie tam przecinek czy kropke. No i tak żem, ten zeszyt cały spisała. No i potem był następny zeszyt i następny. Któregoś dnia przepatry- wałam sobie te zeszyty i jak żem zobaczyła ten piyrwszy, to od razu poszłam do pieca i go spoliłam – bo tak tam brzydko pisałam. A dzieci pyskowały na mnie, że po co to zrobiłam, jak był to dowód na to, jak się uczyłam pisać. • No i mieli rację! • J.I.: No i teroz mi tyz jest samy żol. Bo tako była piękno narysowano babcia. To był taki gruby zeszyt, taki jak książka. • A który to był rok jak się Pani zaczęła uczyć pisać tak naprawdę? • J.I.: To był czerwiec 1999 roku. • Bo najpierw uczyła się Pani pisać, i co Pani pisała? • J.I.: Całe spalenie, jak mama zmarła, no to wszystko co się wydarzyło. I dużo wierszyków. Książkę wyda- łam na swoje 80 lat dlo dzieci pod tytułem Ocalić od zapomnienia, no żeby nie zapomniały o mnie. No i one mi powiedziały, że „Mamo, ty masz tyle wierszyków – no bo mom ponad 100 wierszyków – to dej tam podyktuj na komputerze i my ci zapłacimy wydanie tej książki”. No i opisywałam moje życie, dzieci no i wnuki. ? A czy moglibyśmy jeden egzemplarz Ocalić od zapomnienia zobaczyć, pożyczyć? ? J.I.: Tak oczywiście, mogę wam to nawet zostawić, dać wom. ? To bardzo dziękuję! ? J.I.: A tą pierwszą książkę wydał mi „Dom Grecki”475 w Myślenicach ale, tego mam bardzo mało egzemplarzy. ? I to jest ten pierwszy, tak? Moja wioska Lipnik. ? J.I.: Tak to jest ten pierwszy. No tego też miałam 100, ale już rozdałam. ? No to super! To to pozwolimy sobie pożyczyć na chwilkę. A to co Pani przyniosła? ? J.I.: To są wierszyki wycięte z „Gazety Myślenickiej”. ? To do gazety też Pani pisze? ? J.I.: No ja wszędzie lubie pisać. ? No a jak to się stało, że Pani zaczęła pisać wierszyki do gazet? Ktoś przyszedł do Pani? ? J.I.: Nikt, jak żył jeszcze Stasiu z Trzemeśni, to on pracował w gazecie, to mi wydawoł te książki, a teraz to się tym kto inny zajmuje. No on tak nagle i młodo zmarł, nie wiem, czy mioł nawet 50 lat. ? I to jest jakby „okienko liryczne”, i te inne to tylko Pani pisała? ? J.I.: Tak, tylko ja. ? Czyli miała Pani swoje „okienko liryczne” w „Gazecie Myślenickiej”, tak? ? J.I.: Tak jest. A to so te wierszyki, to mogę zostawić Państwu. ? To bardzo dziękujemy, to się nam bardzo przyda. ? J.I.: A teroz pojade, bo dostałam zaproszenie do Nowego Sącza, bo będą obchody i będę czytała na początek mój wierszyk, a późni będziemy przedstawiać zabory, cud nad Wisłą. No tam jest dużo tych punktów, które będziemy przedstawiać. Teraz jest w każdy dzień próba. ? W każdy dzień? ? J.I.: No teroz nas dociskajo żeby to ładnie wyszło to trzeba ćwiczyć. ? To my sobie to wszystko pożyczymy no i oczywiście oddamy, dobrze? ? J.I.: Tak, tak. ? Najlepsze to właśnie jest Ocalić od zapomnienia, bo o tym jest nasz projekt, aby o tym swoim dziedzic- twie nadal pamiętać. ? J.I.: Oczywiście, też jestem za tym, aby następne pokolenia wiedziały, co się działo kiedyś. Jaka biyda były, dzieci nawet mydła nie miały, odparzone były aż do krwi. A ile było zarazków i pcheł, i tych robactw po tym spaleniu? Dlatego tak dużo noworodków poumierało. Mojej jednej mamie umarło dwoje dzieci a drugiej troje. No z czego? Z biedy. ? No tak to straszna tragedia. ? J.I.: Także proszę się pożyczyć tych zeszytów. ? Bardzo, bardzo dziękujemy. ? J.I.: Nie ma za co, ciesze się, że będzie ktoś to czytał i nie pójdzie w zapomnienie. ? A te kwiatki, to kiedy Pani zaczęła robić? ? J.I.: A te kwiatki zaczęłam robić, jak podrosłam, to może miałam z 10 lot i pytałam się taty, gdzie jest mamy grób, bo już tak bardzo chciałam iść. Bo widziałam jak ludzie chodzą na te groby, na Wszystkich Świętych. A tata mi powiedzioł: „Nie wiem, zapomniołem”, a jo zem nie wiedziała, gdzie jest mamy grób. A o tym braciszku i sio- 475 „Dom Grecki” – nazwa byłego Muzeum Regionalnego w Myślenicach powstałego w 1929 roku z inicjatywy miejscowych działaczy Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. W siedzibie „Domu Greckiego” od 1976 roku. Pierwotnie budynek ten, zbudowany w XVII wieku przy średniowiecznym trakcie do Krakowa, pełnił rolę zajazdu, w którym zatrzymywali się kupcy ormiańscy, przez miejscową ludność zwani „Grekami”. W ramach działalności muzeum gromadziło eksponaty z zakresu hi- storii, etnografii i przyrody. Od 2017 roku, po zmianie statutu, muzeum nosi nazwę Muzeum Niepodległości w Myślenicach i zostało przeniesione do nowo wybudowanego obiektu. Aktualnie eksponuje zbiory z zakresu archeologii (pochodzące m.in. z wykopalisk na terenie myślenickiego zamku), historii (ukazujące m.in. wnętrza mieszczańskie z okresu XIX wieku oraz losy miasta podczas II wojny światowej), etnografii (ukazujące wnętrza, przedmioty codziennego użytku, rzemiosło oraz sztukę ludności z Myślenic i okolicy) oraz geologii, zob. Muzeum Regionalne w Myślenicach, [online:] http://www.muzeum. myslenice.pl/o_muzeum-historia.php; O muzeum, [w:] Muzeum Niepodległości w Myślenicach, [online:] http://www.muzeum. myslenice.pl/o_muzeum-siedziba.php, dostęp: 3 VI 2019. Fot. 119. Kwiaty z bibuły wykonane przez Janinę Irzyk na Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, Wiśniowa 2019. Fot. Agnieszka Dudek strzyczce to do dziś dnia nie wium. No i moja chrzestno matka miała znajomo z Węglówki i przyszła do mnie, bo to była koleżanka mojej mamy i pyta się mnie, czy wiem gdzie moja mama leży, a jo nie wiedziałam, bo tata zapo- mniał… To przyjdź na jarmark do Wiśniowe, tam się spotkomy to ci pokorze. I pokozała mi, gdzie kwitnął taki różo- wy krakowiok i tam mama leży, żebym se pamiętała. I od tego czasu już chodziła. No i od tamtego czasu, zaczeły się kwiotki. Bo na Wszystkich Świętych robili my wianek ze świerków, no i do tego ozdobiałam kwiotkami z bibuły. • Te kwiatki Pani robiła tylko na grób mamy czy też dla kogoś? • J.I.: No na groby dla dziadków no i dlo kapliczki, co ją wybudowali moi pradziadkowie, to tyz zem tylko jo robiła. No i też dla Myślenic i Zegartowic robiłam, to dostałam nagrode 150 złotych i dyplom. A teraz robimy dla Limanowej. No dużo zamawiają chyba dla szkół. • Czyli w tym momencie ludzie już sami się do Pani zgłaszają z tym zamówieniem, prawda? • J.I.: Tak, tak sami się zgłaszajo. Te moje kwiotki so już chyba wszedzie. • Czy Pani chciałaby przekazać to pisanie czy robienie tych kwiatków innym pokoleniom? Na przykład czy pokazała Pani to córkom bądź wnukom? • J.I.: No chciałabym pokazać. Córka Ela nauczyła się. A downi mi mówiła, że ni mo do tego nerwów i by to stargała. A teroz się nauczyła i pięknie robi. A Martyna też robi, czyli wnuczka moja476. • A jakieś warsztaty robi Pani, czy przychodzi ktoś, aby uczyć np. dzieci? • J.I.: Tak, w Lipniku była, w Wiśniowej też i w Kobielniku byłam opowiedzieć, jak to było ze spaleniem wioski. • A takie warsztaty, że Pani uczy kogoś robić kwiatki? • J.I.: A to byłam pare razy w szkole, pokazywałam, jak się kroi bibułe, jak się składa i zaraz zaczęły robić. Byłam ze cztery razy w szkole. No i chodze też na klub międzypokoleniowy to też uczyłam tam robić kwiatki. Raz w tygodniu w poniedziałek się spotykomy. Ostatnio mówiłam wierszyk na tym klubie Orzeł biały, którego umiem na pamięć. • A płatne są te warsztaty, to znaczy dostaje coś Pani za to? • J.I.: Nie, nic. • Skąd Pani bierze materiały? • J.I.: Kupuje sobie sama bibuły i drut. • Czy jakoś się to zmienia, to co Pani robiła kiedyś a teraz? • J.I.: Tak, zmienia się. Downi się robiło takie ubogie te kwiotki i jeden rodzaj, a teroz to już różne i wszyst- kie praktycznie. Jak w polu rosno to trzeba podpatrzyć i takie same zrobić. • A czy są jakieś zamówienia, że ktoś przyjdzie i chce takie? 476 Wnuczka Martyna była obecna podczas całego wywiadu, z zaciekawieniem słuchając babci. Wywiad miał miejsce w Gmin- nej Bibliotece Publicznej im. Janiny Czaja w Wiśniowej podczas inwentaryzacji gorsetów z terenu gminy Wiśniowa. ? J.I.: Tak, przez ten klub to robiłyśmy do Wieliczki 300 róż, krokusy też do szkoły. Ale tak żeby sama to nie jestem aż tako słynno. ? A czy Ma Pani jakiś swój warsztat? ? J.I.: No tak pokój, który zawsze jest zabałaganiony tymi kwiotkami. W Lipniku wydali mi taki piękny zeszyt na 50-ciolecie szkoły Wspomnienia Babci Janiny. ? A pisze Pani na jakieś okazje? ? J.I.: A jak so gdzie w rodzinie wesela to pisze. ? Oo to super! To tu powinien zamówić na przykład u Pani zespół „Banda Burek”477, aby Pani im coś napi- sała. A czy pokazowy warsztat ma Pani? Na przykład dla turystów? ? J.I.: Nie, nic takiego nie mam. ? Czy te kwiatki są takie typowe wiśniowskie? ? J.I.: Nie, te co są na polu, to robie. ? A czy jeździ gdzieś Pani z tymi kwiatkami, tzn. z tą swoją twórczością? ? J.I.: Nigdzie. Do szkoły jak mnie zaproszą to ide, i do Domu Kultury też. Ja w ogóle nie jestem słynna w niczym. ? To kiedy Pani nauczyła się pisać? ? J.I.: Jak spalili szkołę. To przez dwa lata nie było nic, a późni uczyły się dzieci po domach, bo chcieli, aby ta młodzież chociaż nauczyła się pisać. Moja chrzestny matka nie umiała ani pisać, ani czytać. Jak skończyłam 18 lat, to poszłam na służbo, bo już miałam dość te wsi. Co zarobiłam, to przywiozłam do domu. Ale coś innego przynojmni, poznałam miasto. ? To co Pani tam robiła? ? J.I.: Pilnowałam dzieci. ? To tak na prawdę Pani nauczyła się pisać w latach 80. gdzieś, tak? - J.I.: Po śmierci męża, w [19]99 roku.Ale pierwsze zeszyty były nie do przeczytanio. Jożem to przeczytała, ale ktoś inny to na pewno już nie. I wrzuciłam ten zeszyt do pieca i kuniec. No ale ja byle co pisze, ale pisze już od 20 lat. Bomnie to ciągnie. ? A to co Pani pisze, to można gdzieś zakupić? ? J.I.: Nie, nie można. Ja wydałam tylko 100 książek. Mój wnuk któregoś dnia przyjechał ze szkoły z Myślenic, no i ja już wtedy pisałam. I taki ucieszony i mówi mi tak: „Babciu, bo pani nam mówiła, że w „Domu Greckim” będą stare babcie mówić wierszyki, a ty takie ładnie piszesz i jedz!”. Jo godom dziecko: „Cyś ty zgłupioł, gdzie jo będę czytać”. Tak się uwzięli z takim drugim wnukom moim, ze mnie na siło wepchali do tego auta, zebym tylko jechała. Tam jest napisane, że to dzięki nim powstała ta książka. No i się zgodziłam, że pojade, ale nie będę mówić swoich wierszyków tylko posłucham innych. No i oni wcześni weszli do tego „Domu Greckiego” i chcieli mnie zapisać, zebym mówiła ten wierszyk. A jo zem se wzięła zeszyt na wszelki wypadek. No i ja tam wchodze i ta pani Kobiełko mówi no, ze zapisała mnie na 31 numer, bo do wczoraj były zapisy, ale wnuki tak prosiły. I pytała się, czy mam ten wierszyk, no mam Pielgrzym świata o Ojcu Świętym478. No i tak prosiłam Ojca Świętego, pomóż mi, bo nie wiem, czy dom rade. Ale dałam rade, no i dwie panie płakały i mówiły: ale ma pani piękny ten wiersz. No i później już jeździłam częściej i już bez tremy. To dzięki tym wnukom. ? I w którym to roku było jak Pani była w tym „Domu Greckim” po raz pierwszy? - J.I.: W 2011 roku. ? A jak bym się spytała, dla kogo Pani to tworzy? ? J.I.: Dla siebie tylko i bardzo się z tego ciesze. Bardzo piękne miałam sny o papieżu. Ja długo leżałam w szpitalu, cztery miesiące, bo miałam raka, a półtora miesiąca byłam w Myślenicach, bo już w domu żółkłam cała. Byłam na granicy śmierci, ale widzi pani, zyjo do tego casu. (…) ? No i te sny o Papieżu? ? J.I.: No każdy zapisałam. Pierwszy był taki, że czekałam na jakiś zabieg w szpitalu, no i taka pani podcho- dzi do mnie i mówi mi, żebym nie czekała na lekarza, bo do nos przyjechoł Papiyż, no i gdzie ten Papież jest? No w tym pokoju, co miał być lekarz, no i ja tak zerkałam, no i on mnie zawołał, abym weszła do środka. No i ja we- szłam, ucałowałam pierścień, no a on mnie pogłaskał po głowie i śmiał się do mnie. No i on się mnie pyta: „Skąd jesteś?”. Z Lipnika. A on: „Ja cie znam, bo byłem w Lipniku”, a ja mu odpowiedziałam: „Nie, papież nie był u nas”. 477 Zespół Regionalny „Banda Burek” działający przy Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Wiśniowej założony został jesienią 1953 roku przez ówczesną kierowniczkę świetlicy wiejskiej. Nazwa zespołu – jak już opisywaliśmy – odwołuje się do legen- dy o bandzie węgierskiego zbójnika Burka, która grasowała kiedyś w okolicach Wiśniowej. Zob. http://gokis-wisniowa.pl/ zespol-regionalny-banda-burek/, dostęp: 24 IV 2019. 478 Mowa o św. Janie Pawle II (1920-2005). A rzeczywiście downi były salki takie parafialne, no i jak on był kardynałem, to faktycznie wtedy był w Lipniku. No i on mi powtórzył: „Ja u Was byłem”. No to jo zem sie juz nic nie odezwała. No i zapytał się mnie jak tam Ciapek? A Ciapek to był mój taki stary pies… No i tak myśmy się śmioli. A drugi sen miałam taki, że byłam na placu św. Piotra i tak stołam, i widziałam Papieża, i mówił mi „Zaśpiywoj pani”. A jo powiedziałam, że nie umiem śpiewać i nie bedo śpjywała. Ale wierszyk to mogę powiedzieć. Ale zeszyty zostawiłam u Papieża na górze, a on powiedział, żebym przyniosła, no i poszłam na góre, a tam same anioły były. No i się skończył mój sen. • I Pani to wszystko opisywała, tak? • J.I.: Tak, tak. A trzeci sen miałam ale tylko tyle, że się z nim śmiałam ale reszty nie pamijytom. No tamte są zapisane. • No i właśnie takie pytanie: jak by się Pani określiła? Kim Pani jest? Artystką? • J.I.: Nie, zwykłą babą ze wsi, która wszystko robiła. • A to, co Pani robi, tę swoją działalność, jak by to Pani nazwała? • J.I.: Jo mom tako chęć do tego. Nakupio tej bibuły i robie potem. No bom się cieszyła. A tak to niczym się nie określam. No i dzięki Bogu napisałam książki, o papieżu też, aby ocalić od zapomnienia. Zawsze jak pisze, to modle się do Papieża, aby mi pomógł. • A czy należy Pani do jakiegoś stowarzyszenia? • J.I.: Nie, ale byłam w „Domu Greckim” chyba z pięć razy. Chcieli mnie zapisać do jakiegoś stowarzysze- nia, ale ja nie chciałam. • A na swoją działalność Pani pozyskuje jakieś dofinansowania? • J.I.: Nie. • A w jakichś konkursach czy przeglądach bierze Pani udział? • J.I.: Chodzę do Zegartowic, bardzo tam sobie chwalę. Tam są osoby starsze i niepełnosprawne. I tam dużo robimy przedstawień, po szkołach też jeździmy na przedstawienia różne. • A to jest jakieś koło? • J.I.: No ja sama nawet nie wiem, jak to nazwać, no tam są opiekunki no i tam jeździmy, jest bardzo fajnie. • A na konkursach, to gdzie Pani była najdalej? • J.I.: W Nowym Sączu z trzy razy, kilka razy koło Krakowa, w Krzyszkowicach, Dobczycach. No i tak jeź- dzimy albo z wierszykami, albo z przedstawieniami. • I kto to organizuje? • J.I.: Te pani z Zegartowic, tam gdzie chodze. • A czy angażuje się Pani w życie społeczne w swojej miejscowości, gminie? • J.I.: Chodziłam na ten klub pokoleniowy do Wiśniowej, ale zrezygnowałam już. No i na to pokoleniówke do Lipnika chodze. • A chociaż trochę o tych jarmarkach, czy Pani je pamięta? • J.I.: Tak, były duże te jarmarki, kupowało się materiały na sukienke, portki. Wszystko się kupowało ma- sło, jojka, syry. Pamiętom, że „przed organistą” kładały jojka na ziemi, tako dużo ilość. Ze ktosik nie wesedł w te jojka i nie rozwalił, to na prawdo musiały dobrze pilnować. Wszystko można było sprzedawać. • A dlaczego „przed organistą”? • J.I.: Właśnie nie wiem. Może dlatego, że tu na przodzie, czyli „przed organistą” był duzy sklep i tam były jojka, syry, mlyka. A od strony rzeki były krowy, świnie, czy cielęta. Bo to nie mogło być razem wszystko. • „Przed organistą”, czyli przed jego chałupą jakąś, tak? • J.I.: Tak, tak. No teroz już go nima. • A była na przykład jakaś muzyka na tych jarmarkach? • J.I.: Ja tak często nie chodziłam, ale nie było żadnej muzyki. Ja tylko kupowałam takie materiały na sukienki. • A czy Żydzi byli na tych jarmarkach? • J.I.: Nie, już ich wtedy nie było, przed spaleniem Lipnika ich wywieziono. No gdzie ich wywieźli do Oświęcimia, do spolenia tych bidoków. • A pamięta Pani tych Żydów? • J.I.: Noo tak, mieli sklepy, no u nich można było wszystko kupić. Była piekarnia na rogu w rynku, no można było pyszny chleb kupić. No sklepów było mało bo dwa były we Wiśniowy a jeden tylko w Lipniku. • I to było wszystko Żydów tak, tzn. te sklepy? • J.I.: Tak, tak. ? A karczmę mieli? Kojarzy coś Pani? ? J.I.: No jedna była w Kobielniku, w Lipniku była jak jest ta kapliczka. A w tych karczmach chłopy piły, a baby przynosiły im jedzenie. ? A kontakty pamięta Pani jakieś z nimi, tj. z Żydami? ? J.I.: Nie, jak gdzie chodziłam to albo z mamą, albo z babcią. ? A Cyganie byli? ? J.I.: Oczywiście, przejeżdżali i chodzili po wsi. Ale u nas nie mieszkali. Ale pamiętam ich, jak jeździli tymi wozami i grali i śpiewali. Wychodzili z tych wozów i czasami chcieli coś kupić albo zjeść. To pamiętam, że moja babcia robiła im jajecznice. To byli tacy honorowi, bo nie chciała pieniędzy, ale oni jej dali. ? I puściła ich babcia do domu? ? J.I.: Tak, tak. ? Ile miała Pani wtedy mniej więcej lat? ? J.I.: No tak z sześć miałam. ? Czy, według Pani, warto przywrócić tradycje tych jarmarków? Fot. 120. Janina Irzyk czytająca swój wiersz podczas Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Za- wodów Tradycyjnych, Wiśniowa 2019. Fot. MART fotografia ? J.I.: Tak oczywiście, że tak, bo fajnie było. Downi wszystko się na tych jarmarkach sprzedawało. I kury i króliki, a teroz kto by z tym szedł teroz, nikt. Moja piękna wioska479 Ta miejscowość moja, Gdzie się urodziłam To przepiękna wioska – Lipnik się nazywa Wokół wszędzie lasy Góry i doliny A tu, gdzie ja mieszkam, to raczej równiny Moja droga wioska Dużo wycierpiała Podczas drugiej wojny spalona została 479 J. Irzyk, Ocalić od zapomnienia…, s. 19-20. Biedni byli wszyscy A szczególnie dzieci Tyle lat minęło, Boże jak szybko czas leci Wiosko moja piękna Kochany Lipniku Tu się urodziłam na roli Irzyków Wiosko moja piękna Jak Tyś się zmieniła Z moich lat dziecinnych całkiem inna byłaś Wszędzie stały chaty Teraz piękne domy Inne były pola i inne zagony Pola się orało Końmi i wołami Zboża się kosiło sierpem i kosami Zboże się młóciło w stodołach cepami na chleb się mieliło, na żarnach rękami Moi pradziadowie Byli zamożnymi Mieli młyn i tartak i dość dużo ziemi Choć ta cenna ziemia Tak bardzo zmalała Bo przez pokolenia dzielona została Dzisiaj tu mieszkają Także Irzykowie Pewnie dumni są z nas dzisiaj nasi pradziadowie I na ziemi naszej Dziś figura stoi Piękne są wspomnienia o pradziadkach moich Młyn nasz oraz tartak Przez wojnę zniszczone Nieodbudowane na zawsze zniszczone Tu się urodziłam Tutaj wychowałam Kocham Cię Lipniku, choć raju nie miałam Fot. 121. Janina Irzyk, Lipnik 1962. Źródło: Nr inwentarzowy Lip / 6. Własność Janiny Irzyk. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Józef Murzański Profesja, umiejętność, praktyka: rzeźbiarstwo, snycerstwo, mistrz w zakładzie produkcyjnym, choreografia w zespole regionalnym, kolekcjo- nerstwo, archiwistyka Miejsce zamieszkania: Węglówka Pan Józef urodził się w Węglówce, w jednej z czterech rodzin osadników podhalańskich, którzy przesiedlili się na tu- tejsze tereny podworskie około 1891 r. z Białki oraz z Gronia. Jako reprezentant trzeciego węglowskiego pokolenia podhalańskiego, mieszkający na ojcowiźnie we „Dworze” zakupionym przez jego pradziadków, czuje się dumnym spadkobiercą i kustoszem prastarego rodu góralskiego Murzańskich i dlatego pieczołowicie dba o swoją tradycję. Archiwizuje on rodzinne pamiątki i prowadzi rodzinną kronikę. Pan Józef m.in. odtworzył linię swojego rodu oraz usytuowanie podworskich zabudowań tutejszych podhalańskich rodzin, do których należą: spichlerz, młyn, browar i gorzelnia. Dom rodzinny wybudował w charakterystycznym stylu zakopiańskim, a na każdą uroczystość sołecką, gminną, powiatową czy inną zakłada pełny strój podhalański, którego elementy wzorowane są na tych noszonych przez jego przodków w XIX wieku. Posiada pokaźną kolekcję spinek góralskich. Zawodowo pracował m.in. w dawnej Armaturze Krakowskiej. Rodzice pana Józefa prowadzili gospodarstwo. Jego ojciec posiadał dyplom czeladnika – pracował jako murarz a wcześniej jako górnik w kopalni w Katowicach (ówczesnym Stalinogrodzkim Zjednoczeniu Przemysłu Węglowego). Mama (rodem z Kasiny Wielkiej) haftowała gorsety. Pan Józef kontynuuje drobne rodzinne tradycje artystyczne (siostra dziadka malowała, kuzyn ojca rzeźbił). Jego pasją twórczą trwającą nieprzerwanie już ponad 40 lat jest rzeźbiarstwo. Rzeźbi w drewnie (najczęściej lipowym) świątki, figury świętych, zbójników, muzykan- tów oraz ornamenty kwiatowe. Zajmuje się też snycerką. Obok domu ma własną pracownię – również utrzymaną w stylistyce podhalańskiej. Jego ulubionym tematem są ludzie gór, ale często sięga także do tematyki religijnej, która jest mu równie droga. W 2005 roku wykonał m.in. rzeźbę Chrystusa Ukrzyżowanego do kościoła w Kasince Małej (skąd pochodziła jego babcia) oraz podobną płaskorzeźbę św. Józefa z Dzieciątkiem, którą uważa za wyzwanie, gdyż musiał ją stylistycznie „dopasować” do znajdującej się obok płaskorzeźby Chrystusa Dobrego Pasterza. W tym samym roku wyrzeźbił również figurę Matki Bożej Jaworzyńskiej Królowej Tatr o wysokości 80 cm znajdującą się w Poroninie. Motyw Matki Bożej Jaworzyńskiej jest mu szczególnie bliski. W 1861 roku w lesie Wiktorówki poniżej Rusinowej Polany Matka Boża miała objawić się bowiem właśnie Marysi Murzańskiej. Obecnie w tym miejscu znaj- duje się Sanktuarium Matki Bożej Jaworzyńskiej Królowej Tatr. W 2006 roku stworzył płaskorzeźbę przedstawiającą św. Józefa w zakładzie ciesielskim, która została uroczyście odsłonięta i poświęcona podczas uroczystości nadania szkole w Węglówce imienia św. Józefa. Kolejnym wyzwaniem rzeźbiarskim była postać Chrystusa Ukrzyżowanego, prawie naturalnej wielkości, do węglowskiej kaplicy cmentarnej. Dla sióstr zakonnych prowadzących w Wieluniu ośrodek dla dzieci niepełnosprawnych wykonał 2,5 metrową rzeźbę św. Franciszka z Asyżu. Dla kościoła pw. Matki Bożej Anielskiej w Węglówce rzeźbił trzy ołtarze i ławki. Ławki rzeźbił również do kościoła parafialnego pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Chętnie prezentuje swoje prace na targach regionalnych, najczęściej na Podhalu. Jest m.in. stałym bywalcem Sabałowych Bajań i Karnawału Góralskiego w Bukowinie Tatrzańskiej oraz Poroniańskiego Lata. Wystawiał się także w Miejskim Ośrodku Kultury w Nowym Targu. Pan Józef otrzymał wyróżnienie w trak- cie VII Przeglądu Twórczości Ludowej i Amatorskiej w Myślenicach w 2002 roku; nagrodę w konkursie twórczości ludowej podczas XL Jubileuszowych Sabałowych Bajaniach; wyróżnienie w ramach XXXVIII Sabałowych Bajań w Bukowinie Tatrzańskiej w kategorii rzeźba. Pan Józef jest też członkiem Zespołu Regionalnego „Zagórzanie” z Kasiny Wielkiej, współzałożycielem i instruktorem działającego w latach 80. XX wieku Zespołu Regionalnego „Węglowianie”. W latach 2015-2016 sprawował opiekę nad Dziecięcym Zespołem Regionalnym „Mali Węglowianie”, któremu – jak twierdzą mieszkańcy miejscowości – nadał prawdziwie węglowski charakter. Inicjatorkami utworzenia zespołu dziecięcego są członkinie Koła Gospodyń Wiejskich Węglówka. W przypadku działalności folklorystycznej • tj. poprzez strój, mowę, muzykę i melodie – pan Józef stara się dbać o charakterystyczne dla tych terenów trady- cje zagórzańskie, niejednokrotnie sięgając do materiałów archiwalnych, według których opracowuje współczesne programy. Angażuje się w życie społeczne i kulturalne swojej społeczności, pełniąc np. zaszczytną funkcję starosty podczas dożynek powiatowych. Od 2004 roku jest też członkiem Związku Podhalan, oddział w Odrowążu Podha- lańskim. Należy również do oddziału bukowiańskiego Stowarzyszenia Twórców Ludowych (dziedzina: rzeźbiarstwo). Uczestniczył w audycji radiowej Ewy Szkurłat pt.: „Góral” w Radiu Kraków w 2005 roku oraz audycji „Kwadrans przed hejnałem” w 2006 roku, w której prezentował historię rodu Murzańskich. ? J.M.: Jestem członkiem Stowarzyszenia Twórców Ludowych, oddział bukowiański. Dlatego Bukowina, bo ja jestem potomkiem górali z Podhala, którzy tu zakupili dwór i tu się osiedlili. Dlatego mojemu sercu jest bliżej w tamtą stronę, więc jakby większość tej twórczości takiej, jakby dla siebie, no to nawiązuje do kultury, takiej, podhalańskiej. ? Przepraszam, że przerwę, żeby dwa razy nie mówić, bo to już jest dla nas bardzo interesujące. ? J.M.: Może trochę chaotycznie będziemy mówić, ale nic nie jest wyreżyserowane. ? Nie ma problemu. ? J.M.: Jeżeli chodzi o taką etnograficzną historię, to mam portki480 góralskie z Węglówki, tam je przynio- słem. Ja je dostałem w 80. latach od takiego znajomego, który był urodzony w 1926 roku, a to były portki jego ojca. Specjalnie je zdjąłem, żeby je wam pokazać. One są tu przygotowane. No tak jak mówię… dostałem od takiego gościa, który się urodził w 1926 roku, a to były jego ojca portki, więc one pewnie są z okresu między- wojennego są, albo… no także. Dla mojego kolegi robił rekonstrukcję takich portek, mam takiego przyjaciela na Podhalu, co robi właśnie portki i robił rekonstrukcje… bardzo to robił ciekawie, bo nawet żeby kolorystykę zachować, to odwracał wszystkie te wzory, żeby nici odpowiednie dobrać… środek nie jest wypłowiały. Mogą służyć jako obiekt taki no… muzealny. ? No gdyby zrobić taką wystawę tych najstarszych rzeczy (nieczytelne). Może zrobimy to w ramach „Jar- marku”, wystawę tych najstarszych. Będziemy mieć… ? J.M.: Tutaj dla porównania ja tu mam takie wydanie Monografii powiatu myślenickiego, co jeszcze pod prze- wodnictwem Reinfussa481 – znałem tego pana – i tu mam odniesienie do tych portek482. Jest też zdjęcie takiej pary z Węglówki, to robił chyba…, był taki fotograf w Krakowie, żydowskiego pochodzenia, nazwisko słynne483. ? On ma takie łącko-zagórzańskie. 480 Portki – spodnie wykonane z białego sukna. Na przestrzeni stuleci zarówno ich krój, jak i zdobnictwo podlegały modyfika- cjom. Zasadnicze cechy kroju: z przodu u góry dwa przypory z zachodzącymi na nie kawałkami sukna – zołykacami; w pasie obałek do przewlekania paska; nogawki w zależności od mody przylegające do ciała, luźniejsze – tzw. rurkowate lub szerokie w biodrach i wąskie w kostce, zakończone u dołu rozcięciem, zwanym osporkiem lub zostrzygą, zapinanym na dwie meta- lowe haftki. Zdobnictwo: lampasy tj. snury pokrywające szwy po zewnętrznej stronie nogawek i przechodzące z tyłu przez pośladki; parzenice poniżej przyporów; pieski/raki przy lampasach na biodrach, a czasami także nad dolnym rozcięciem; kistki w dolnej części nogawek nad osporkiem. Zob. S. Trebunia-Staszel, Śladami podhalańskiej mody..., s. 196-197. 481 Mowa o Romanie Reinfussie. 482 Zob. Z. Szewczyk, Strój ludowy…, s. 205-207. 483 Mowa o Ignacym Kriegerze (1817 lub 1820[1]-1889) – krakowski fotograf, właściciel zakładu fotograficznego. Fot. 122. Portki góralskie zdobione haftem, własność Józefa Murzańskiego, Węglówka 2018. Fot. Anahita Rezaei • Tak, bo to jest pogranicze. Tu jest Kasinka Mała, tam w lewo jest Kasina Wielka, także Węglówka jakby wcina się, jakby takim klinem w tą …(nieczytelne)… szczyznę. Przenikała się ta kultura. Z jednej strony od Krakowa, od Lachów Szczyrzyckich, bo tam zaś jest Szczyrzyc i te okolice, bo tam jest coś innego… ale bardzo podobne, też jest. Bo melodie takie podobne mają, choć strój się różni. Kasinka Mała także jest bardzo podobna, Kasina Wielka… już moment coś znajdziemy. Gwara też trochę podobna. • Jestem ciekawa, bo teraz studenci badali gwarę, więc ciekawa jestem, jakie będą różnice pomiędzy sołectwami. • J.M.: O, to jest właśnie ta para z Węglówki. Ja ściągnąłem z Internetu, mam gdzieś koloryzowane to zdjęcie, to by można do takiego czegoś, prawda. Tu jest krótki urywek, właśnie o stroju Węglowian. • To co jest w opracowaniu Szewczyka484. • J.M.: Tak. Widzą państwo, to są praktycznie identyczne. Troszeczkę się te pieski tu różnią, ale niewiele. Tego człowieka znałem, nie wiem, co się stało z tym strojem ich, czy przypadkiem nie znajduje się on w muzeum etnograficznym w Myślenicach. Ja jeszcze pamiętam jego ojca, takiego staruszka, jak chodził do kościoła, byłem dzieckiem… Chodził do kościoła w tym ubraniu. I to są właśnie, pewnie jest w tych portkach nawet. Natomiast tu są portki typu podhalańskiego, takie portki i taki krój i wyszyk przywieźli moi przodkowie tu do Węglówki. I to są, ja sobie odtworzyłem, mam takie portki zrobione. Próbowałem, myślałem, że może w muzeum w Myślenicach mają jakby oryginał, że może to od moich przodków odkupili, ale nie było, tylko była fotografia, one były własnością Stanisława Murzańskiego – to był kuzyn mojego dziadka. • Stanisław Murzański – kuzyn dziadka – skąd pochodził? • J.M.: Już byli urodzeni tu. Mój dziadek się urodził cztery lata po przyjeździe jego rodziców tu. Tu osiedlili się w 1891 [roku], zakupili tutaj cały folwark. Cztery rodziny z Podhala, spokrewnione ze sobą. Ja mam spisaną taką, trochę się zmierzyłem z tą historią. Pokażę państwu później, mam trochę opisane to. Udało mi się zdobyć, przynajmniej wypożyczyć, większość po takiej, po rodzinie, fotografii, co mam zrobione skany i pokaże wam to. Trochę mam oryginałów, co były w domu, a … wiecie, dawno tak zdjęć po wsiach nie robił, nie przywiązywali wagi do tego. U nas było o tyle, że mieliśmy w rodzinie księdza i trochę tych zdjęć tam u niego było. Także mam zdjęcie, tam jest portret z tamtej strony mojego prapradziadka, to właśnie ojciec był tego księdza z mojego rodu. To jest właśnie ten ksiądz Andrzej Różański, on fundował kościół w Węglówce, budowę kościoła parafialnego. • Tego dużego? • J.M.: Tego, co jest tutaj pierwszy. Z włosami podobny jestem do niego. • Już jak wchodziliśmy, to mówiliśmy właśnie, że to portret … • J.M.: Że to mój portret, ale nie. Tu mam portret malowany, jego ojca, proszę bardzo pozwólcie. To jest jego ojciec, mój prapradziadek – Murzański Józef – i to jest malowane ze zdjęć. • Wojtek Łacek to malował, kolega mój. • Mój też. • Młodszy ode mnie, ale mój kolega. 484 Tamże. ? No młodszy, no i myśmy w Skalnych485 byli razem z Wojtkiem. ? J.M.: Teraz dostał jakąś nagrodę z ministerstwa, bardzo zdolny, bardzo miły chłopak, skromny. Maluje rzeźbi, był tu nawet u mnie. ? A to jest zrobione ze zdjęcia? ? J.M.: Tak. Zdjęcia mam oryginał, ale jest uszkodzone, bo było złamane gdzieś w tym miejscu. Gdzieś tam wło- żyli i się troszeczkę… ale pokażę wam wszystko po kolei. Tutaj wam mogę pokazać, mam rekonstrukcję tych portek, starodawnych góralskich. Tu mam taką skarbnicę góralską ubrań. Spinki486 kolekcjonuję, mam bardzo dużo spinek… ? To nawet niech Pan nie zamyka tej szafy, jeśli możemy prosić, to od razu tutaj… ? J.M.: Część jest wykonana taką metodą odlewania, to były tzw. lanki487. Trochę jest pomieszane, ale tu jest, jedna z nich jest, kurde, gdzież to jest, za dużo tego jest… Ta jest tradycyjną tą metodą odlewania, ta, i to są w większości z jakichś starych wydawnictw, gdzieś tam szukam w Internecie, gdzieś coś dopadnę, a mam ta- kiego… A pani Trebunia-Staszel488 wydała taką książkę i jest to po prostu wierna kopia tej spinki, którą ona tam prezentuje, jakby z muzeum etnograficznego489. Taki mój przyjaciel Staszek Skubisz z Czerwiennego zajmuje się takimi. To jest bardzo pracochłonne, bo to najpierw trzeba wyciąć, najpierw z metalu, później to zaformować, odlać. No i to jest taki wzór właśnie. Trochę mam taki z motywem patriotycznym, mam zamówioną teraz spinkę na stulecie odzyskania niepodległości – to będzie wbudowane jakiś taki motyw, tu mam z Matką Boską Jawo- rzyńską – nie wiem czy państwo słyszeli o Królowej Tatr z Rusinowej Polany. Z tym objawieniem to się wiąże historia mojej rodziny, bo objawiła się Marysi Murzańskiej, ta Matka Boża. Doszedłem już w tych pokoleniach naszego pokrewieństwa, no i to jest taka pamiątkowa ta spinka. Tu mam ze Związku Podhalan, bo należę do Związku Podhalan też, tu mam z Ojcem Świętym kilka. ? Ale to są spinki, które Pan… prosi o wykonanie. Pan daje wzór? ? J.M.: Przeważnie tak, przeważnie coś wymyślam. Tą zrobiłem sam, miałem parę zrobionych sam, co sam zrobiłem, ale jakoś tak się nie dowartościowuje w tym. Jak się wszystko chce robić, to się nic do końca dobrze nie zrobi, więc raczej się nimi nie chwalę. Ale mam kilka schowanych, co robiłem sam. ? A fajki? ? J.M.: Fajki robi też kolega z Czerwiennego. Staszek Skubisz. ? Ja nie wiem, czy myśmy u niego nie byli… ? J.M.: Taki bardzo skromny… ? A młody człowiek? ? J.M.: Nie wiem, co dla pana znaczy młody. On jest starszy ode mnie. ? Myśmy robili z chłopakiem w naszym wieku. ? J.M.: Nie, nie, nie, on jest po sześćdziesiątce. Jego ojciec robił. On to robi tradycyjnie, no bo to jest glina w środku, wypalane. To ja te portki pokaże. To jest właśnie ta rekonstrukcja zrobiona, to jest to samo, co jest i na tej fotografii. ? Już usłyszeliśmy, że Pana rodzina się sprowadziła tutaj na początku… pod koniec XIX wieku… Pan się urodził tutaj. Ale czy były epizody? ? J.M.: Nie, nie, krótkie, był taki epizod, bo pracowałem na chwilę w Skoczowie po skończeniu szkoły średniej, ale to był taki krótki epizod. Tak to jestem praktycznie całe życie tu. ? Czym dla Pana jest gmina Wiśniowa, czym dla Pana jest Węglówka? ? J.M.: Węglówka no to jest miejsce, gdzie człowiek się urodził, małą ojczyzną. Jest moim miejscem, tu założyłem rodzinę, moje dzieci się urodziły, wychowały. ? A patrząc na całą…, wnętrze tożsamościowo, jakby się Pan określił? ? J.M.: No to, no nie ukrywom, że to jest jakby potrzeba mojego serca, gdzieś zostało we krwi. Po mo- ich przodkach zostało… góralszczyzna, więc tam jest bardziej jako ta kultura tu. Chociaż moja mama była z Kasiny Wielkiej, babka z Kasinki Małej, a po stronie ojca no to Podhalanie. No i tak to się pomieszała kultura podhalańska z zagórzańskom i siedzi we mnie. No trochę więcej jakby na Podhale. 485 Mowa o Studenckim Zespole Góralskim „Skalni” Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie prezentującym folklor podhalański. 486 Ozdobne metalowe zapięcie służące dawniej do spinania koszuli na piersiach, dawniej wykonywane głównie z mosiądzu i bakwonu, obecnie także z mosiądzu, z alpagi, srebra a czasem nawet ze złota. Ciekawym i praktycznym elementem spinek jest przekolac – łańcuszek zakończony zagiętym kolcem, który w przeszłości służył do przetykania fajki. S. Trebunia-Staszel, Śladami podhalańskiej mody…, s. 197. 487 Lanki – najstarsze spinki noszone przez górali podhalańskich wykonywane wspomnianą przez rozmówcę techniką odlewu. 488 Mowa o Stanisławie Trebunia-Staszel. 489 Zob. S. Trebunia-Staszel, Śladami podhalańskiej mody…, s. 28. • I w czym to się przejawia, ta cała Pana tożsamość, w jakąś pasję? • J.M.: Czuję w sobie to, czuję się góralem. To jest bardzo ważne, żeby nie przebierać się za górala, a nim czuć. Bo za górala może się każdy przebrać. Mam ubranie góralskie, w którym chodzę w większe uroczystości do kościoła, czy na jakieś takie uroczystości, nawet i państwowe, gdzieś to się staram zawsze ubrać po góralsku, żeby podkreślić tą przynależność, czują taką potrzebę. A w twórczości? • To znaczy czy jakaś twórczość? Czy to się też przejawia w tym? • J.M:. No tak, no to przede wszystkim rzeźbię. • W czym Pan rzeźbi? • J.M.: Rzeźbię w drewnie, praktycznie tylko w drewnie, najczęściej w lipowym. Jeżeli coś rzeźbię, tak z potrzeby serca dla siebie, no to jest to przeważnie o tematyce góralskiej. Mam tu wyrzeźbioną taką figurkę Sabały490. To jest tak, że parę tych rzeźb mam w domu, a większość to ląduje u rodziny, przyjaciół jako prezenty. • A był np. epizod taki, że oddawał Pan do galerii jakichś? • J.M.: Na wystawy daję. Teraz może w ostatnich latach trochę mniej, ale daję na wystawy, przeważnie do Bukowiny, na Poroniańskie Lato, do Nowego Targu tam do MOK-u, tam dawałem na wystawę, ale najczęściej to do Bukowiny jak jest Karnawał Góralski, albo Sabałowe Bajania, no to zawsze coś tam zawożę, żeby się po- kazać, zobaczyć, porównać z pracami innych twórców… nie? • I widać tą różnicę i oddalenie o parędziesiąt kilometrów? • J.M.: Znaczy się, mi się wydaje, że nie, ale chyba nie. Dla mnie nie. Musiałby ktoś tak z boku, wie pan, na to popatrzeć. • A kiedy się to zaczęło? • J.M.: Praktycznie od dziecka, lubiłem coś takiego, w drewnie cos tam dłubać. Tylko, że wie pan tu była doś duża gazdówka i tak nie było na to czasu. Rodzice gonili do roboty. Nie było czasu na takie… była robota w polu, no ale później tak jak zacząłem pracować, no to po pracy gdzieś tam. To było takie wytchnienie, trochę. Kupę lat pracowałem w Krakowie, z ludźmi pracowałem, byłem przełożonym przez kilkadziesiąt praktycznie lat, więc to była taka odskocznia od tych stresów. Człowiek się znajdował w innym świecie. • A czy Pana ojciec też miał cos wspólnego z takim… Czy to wypłynęło z Pana, czy to przeszło rodzinnie? • J.M.: To znaczy tak. Siostra mojego dziadka malowała, kuzyn mojego ojca rzeźbił. • A miał Pan kontakt z tym kuzynem? • J.M.: To znaczy tak sporadycznie. Mama moja na przykład haftowała gorsety. • A jakie gorsety haftowała? • J.M.: Tylko, że ja mam taki gorset, co moim córkom wyhaftowała, ale nie tutejsze. To znaczy, to jest tak, że tutaj w pewnym momencie przejęli jakby ten dziewięćsił na gorsetach. I taki gorset u nas tu jest, co moja mama go robiła. No tak to raczej nikt tam z bliskich nie… • Funkcjonował Pan… mówił Pan, że pracował w Krakowie i funkcjonował na… • J.M.: Tak codziennie dojeżdżałem do pracy. • A jakieś inspiracje krakowskie też były? • J.M.: Nie bardzo. • A poszukiwanie, w sensie intelektualne? • J.M.: To znaczy tak. Teraz jest doba Internetu, no to wchodzę sobie na takie różne strony i wyszukuję róż- nych twórców na Facebooku, mam dużo znajomych twórców ludowych i to jest dla mnie też takie okno na… że te inspiracje są na pewno, że se cos podpatrzę, z kimś tam mogę wymienić parę słów. To jest dla mnie też ważne. • Zapytam o to wszystko, co nas otacza. Czy to jest Pana projekt? • J.M.: To jest mój projekt i moja rzeźba. Natomiast wszystko co stolarskie, to wykonywał stolarz, bo ja nie mam żadnych maszyn, nie mam przygotowania jako stolarz, więc musiał to robić fachowiec. • Czyli te wszystkie gadziki, parzenice491, to są Pana projekty wykonane przez… • J.M.: To jest tak. Stolarz mi robił płaską deską, połączył i tyle. A ja wszystko rysowałem. Ja mu mówiłem wymiary, żeby mi zrobił, natomiast reszta, to już jest moja robota ręczna. 490 Mowa o Janie Krzeptowskim (1809-1894) góralu, muzykancie, znanym podhalańskim gawędziarzu i pieśniarzu. 491 Rodzaje motywów zdobniczych zazwyczaj mających w intencji snycerzy związek z naturą. W kompozycjach powstałych z tych elementów dominuje rytm, częste są układy symetryczne, kontrasty, a więc te cechy, które występują także w rzeźbie figuralnej, w hafcie lub koronce. Zob. A. Jackowski, Polska sztuka ludowa, Warszawa 2002; M. Gładysz, Góralskie zdobnictwo drzewne na Śląsku, Kraków 1935. ? Włącznie ze stołem, kredensem z… ? Tak, tak, tak… bariery tam jak się wchodzi. Tą skrzynie, np. to jest stara rodowa skrzynia, to robiłem reno- wację. Znowu już ją bierze, ale ona ma już ponad 100 lat pewnie, więc ona już się chyli od starości. ? Funkcjonuje Pan w związku w Bukowinie. ? J.M.: [W] Stowarzyszeniu Twórców Ludowych oddział Bukowina Tatrzańska. ? Zdecydował się Pan na przystąpienie w jakimś czasie czy od początku, kiedy Pan tworzył? ? J.M.: Mogłem do niego przystąpić, musiałem wysłać swoje prace do Lublina, tam do Głównego Zarządu Stowarzyszenia. Najpierw było takie opracowanie przez etnografa, później przez osobę prowadzącą to koło buko- wiańskie. Wysłałem tam kilka prac, niewielkich. No bo to coś większego trudno byłoby wysyłać… nie? A resztę miałem zrobione fotografie, no i to pojechało do Lublina, stamtąd po jakimś czasie otrzymałem informację, że zostałem zakwalifikowany, że zostałem uznany przez jakąś komisję złożoną z etnografów jako twórca ludowy, no i od razu się zdecydowałem, że chcę należeć do tego bukowiańskiego koła, bo stamtąd jakby wyszedłem, nie? ? Czy uważa się Pan za tradycyjnego twórcę czy jednak jest to nacechowane jakąś współczesnością? ? J.M.: Raczej bardziej mnie pociąga tradycyjna. ? W czym to się przejawia? ? J.M.: We wzorach i motywach, tematach. Raczej nie czuję takiej abstrakcyjnej trochę twórczości. ? A technologicznie? ? J.M.: Technologicznie – tylko ręcznie robię. Niektórzy mnie zachęcają, żeby se kupić… są podobno dłuta elektryczne, takie siakie, nie, nie chcę tego. Najlepiej sie czuję, jak se trzymam dłuto w ręce i mi się po troszku… wychodzi coś, z tego co się tam w głowie umyślało. Jak robiłem nieraz duże jakieś figury, bo robiłem na przy- kład w 2001 roku bodajże, kiedy był zamach na te wieże w Ameryce, no to w tym roku pamiętam robiłem w ga- rażu taką figurę św. Franciszka z Asyżu dla sióstr w Wieluniu. One tam prowadziły taki ośrodek, pewnie prowa- dzą dalej, dla dzieci niepełnosprawnych, i robiłem właśnie św. Franciszka z Asyżu gdzieś 2,5 metra wysokości. Potężna rzeźba z kloca z topoli, z ptaszkami, na rękach miał ptaszki i wilk był, i lis, i wiewiórki. No to pierwsze to wiadomo, że była piła motorowa i klocek, tak z grubsza obrobić. Natomiast resztę no to już wszystko ręcznie. ? A narzędzia jak Pan kompletuje? ? J.M.: No kupuję, to jest dosyć droga sprawa, bo za porządne tutaj to trzeba dać 200-300 złotych nawet. ? A czy same narzędzia, może to zobaczymy, czy same narzędzia też Pan dostosowuje do siebie? ? J.M.: Konty trzeba odpowiednio, kąt ostrza jakby, do tych różnych rzeźb, no to trzeba sobie odpowied- nio dobrać. Do twardego drzewa trochę inaczej, do miękkiego inacyj. Każdy robi pod siebie, pod swoją rękę. ? Pod swoją rękę w sensie kształtuje ostrze, a same trzonki? ? J.M.: Trzonki raczej są tak dobierane, mam pare, co sam sobie dorobiłem, ale można kupić… Jak jest dobre dłutko to ma i dobre, ergonomiczne ma, uchwyt, że pasuje do ręki. ? Tutaj nam Pan przedstawia rzeźbę o charakterze świeckim, przed chwilą o charakterze sakralnym. Widzę jeszcze… podejrzewam, że te kartusze pod poroża to też są Pańskiego pomysłu. ? J.M.: Mój pomysł i moje wykonanie. To takie zrzuty kupiłem od chłopów, jak tutaj ściągali drzewo z lasu, to są zrzuty. Do nich dokupiłem taką imitację czaszki i podrobiłem ten kartusz. Mam jeszcze jedną rzeźbę takie- go polowaca492, nie wiem, czy pan zauważył, tam jest u góry. No, takim dużym wyzwaniem to była dla mnie, też z takich sakralnych rzeźb, tu do kaplicy cmentarnej w Węglówce rzeźbiłem postać Chrystusa Ukrzyżowanego, no praktycznie takiej naturalnej wielkości. To było wyzwanie wielkie. ? Powiedział Pan, że w większości pracuje w lipie, a najgorszy materiał? ? J.M.: Najgorszy materiał do rzeźbienia to jest jodła. ? Z czego to wynika? ? J.M.: W ogóle, to drzewo się kruszy, szczypie, ciągnie, nie idzie go dopracować. Nikt nie chce go… Mówią, że jodła jest najlepsza na choinkę, na święta. Nie chcą ani stolarze tego robić, ani… takie niewdzięczne drewno. ? Jakby się Pan określił sam? Ja bym Pana określił jako twórcę sztuki, jest Pan zrzeszony w STL-u, czyli został Pan uznany przez etnografów jako artysta. A Pan jakby się określił? ? J.M.: Taki z bożej łaski artysta. Ja bardzo jestem krytyczny do swoich prac, więc jak już mi co z tego mojego rzeźbienia wyjdzie, to jest tak, że widać, że Pan Bóg czuwał nad tą moją ręką i był wspaniałomyślny, że cosik z tego wysło. No ale jestem bardzo skromy i raczej się zamykam tak w sobie i nie chcę sie raczej obnosić z tym i wychwalać czy jakoś promować. 492 Gwarowe określenie na myśliwego. • Czy tutaj w domu ma Pan kogoś, kto podgląda i potem… • J.M.: To znaczy jest wnuk, który tam dosyć czasem przychodzi do pracowni i coś tam próbuje dłubać ze mną. A córki… • I co Pan o tym myśli? • J.M.: No myślę, że może się jeszcze kiedyś w chłopcu obudzi jeszcze. Nie? Jak ma takie coś i gdzieś tam to się… gen tam może po dziadku zostanie. Może akurat kiedyś go tam pociągnie. • A córki? • J.M.: Córki śpiewają obydwie. Może to za ciężka praca rzeźbienie, bo to jednak nie raz ręce bolą jak się tak… • A czy jest jakiś tak… bo rzeźby mają mocno podhalański charakter, ale czy przemyca Pan tutejszy świat do swojej pracy… pasji? • J.M.: Tutejszy świat. No pewnie tak, no bo tutaj się człowiek urodził. • Trochę więcej liści na drzewach niż tam. • J.M.: Człowiek się tu urodził, żyje, cały czas. Na pewno coś tam jest przemycone. • A czy ma Pan… bo opowiadał Pan, że podgląda na Facebooku, czy na takich zjazdach, w których Pan uczestniczy – innych rzeźbiarzy… Czy tutaj w okolicy też jeszcze są jacyś, z którymi Pan ma kontakt? • J.M.: Jest tutaj w Węglówce taki Krzysztofek493, on trochę tak rzeźbi sobie, ale chyba tak zupełnie przypadkowo, gdzieś tam – widziałem parę jego prac dosyć ciekawe, ale zupełnie, no takie bym powiedział bardziej może stąd. Nie mają charakteru takiego podhalańskiego. W Kasince też tam jest taka rodzina, co tam praktycznie wszyscy rzeźbią – od pradziadka. • No właśnie, bo Pan tutaj mieszka na pograniczu. • J.M.: Tak, tu już jest Kasinka. Bliżej mi jest w tamtą stronę, wie Pan. Z racji położenia nawet. • Bo się zjeżdża. Czy traktuje… jak traktuje Pan tę swoją pasję. Czy jest w tym jakieś przesłanie, które Pan chce... czy jest to tylko osobista potrzeba ekspresji i wypowiedzenia, czy jest w tym coś dla ludzi? • J.M.: To znaczy tak, dla mnie jest to taka potrzeba spełnienia, czuję gdzieś taką potrzebę. Siedzi gdzieś we mnie, tkwi to, nie, siedzi, że za coś się biorę i robię. Natomiast dla ludzi… wydaje mi się, że przez swoją pracę i postawę promuje jakby dobre… dobrą stronę góralszczyzny podhalańskiej. Przynajmniej się staram. Pokazy- wać to, co ładne w rzeźbie, w stroju – tak mi się wydaje. • Co to jest to ładne? • J.M.: Ładne to jest to coś. Nie wiem, czy się to da nazwać. Człowiek tu siedzi i chce pokazać, że to jest właśnie piykne. • Powiedział Pan, że czasem te Pana rzeźby były w galeriach, że raczej są to prezenty i są po domach rodziny i znajomych, a sprzedaje Pan też swoją rzeźbę, wykorzystuje fejsbuka, do promocji? • J.M.: No wrzucam pare, ale takie co mam w domu, to tam mam wrzucone. Generalnie to nie jest moim źró- dłem utrzymania, niechętnie bym się z takimi rzeczami rozstawał. No pracuję zawodowo, więc to jest tak trochę… • A co Pan robi zawodowo – mogę zapytać? • J.M.: Ja jestem mistrzem w takim zakładzie produkcyjnym, a wcześniej pracowałem w Krakowie w Arma- turze Krakowskiej 28 lat, też na takich stanowiskach. W Borku Fałęckim, potem zakład został wyprowadzony stamtąd i… gdzieś tam za Stalową Wolę, ja się nie zdecydowałem jechać, tam by trzeba było mieszkać. • No tak, daleko i płasko. Orientuje się Pan czy w okolicy tutaj są organizowane jarmarki, gdzie mógłby Pan prezentować swoją… jarmarki, festyny… swój dorobek? • J.M.: W Wiśniowej słyszałem, że coś było organizowane parę lat temu. Nie jestem na bieżąco. • Nie poszukuje Pan takiego… ? • J.M.: Chyba, że mnie ktoś znajdzie, ale sam to nie mam… przede wszystkim to nie za bardzo mam na to czas. Wyjeżdżam rano, przyjeżdżam do domu późnym popołudniem albo wieczorem no i to tak nie za bardzo jest czas, żeby szukać gdzieś… No jak dostaję zaproszenie, no to jeżeli jest to możliwe, mam możliwości, no to się staram pokazać tam. • A proces twórczy to jest chwila, czy potrzebuje Pan skupienia i rzeźba powstaje tygodniami, czy jest to napad i po dziesięciu godzinach ciach? • J.M.: To znaczy to jest tak, to jest coś takiego, że jest taki pomysł, nie? Który dojrzewa w człowieku, później jak się już biorę, to robię do końca. Nie odkładam, bo jak odłożę, to mi się to gdzieś później… Nie lubię odkładać, tak żebym wziął jedną, drugą, trzecią i ten… Czasem muszę odstawić rzeźbę na dwa dni, trochę się 493 Józef Krzysztofek z Węglówki zajmuje się kamieniarstwem i rzeźbiarstwem, rzeźbi głównie w kamieniu. naładować i później się znowu biere za nią z nową taką… żeby se nie spierniczyć, bo na siłe jak się coś robi, to… a w drewnie, wie pan, później doklejać, kombinować. Tu na przykład są tylko gęśle dorobione, domontowane i smyczek a kapelusz i wszystko jest z jednego klocka. Nie lubię doklejać, to jest łatwiej wtedy, jak się dokleja. Jest tylko klocek sklejony z czterech części żeby nie popękał. Żeby z rdzenia nie strzelił, bo tak to zrobi pan i widać nie raz na tych starych rzeźbach, figurkach… ? To inaczej schnie, tak… ? J.M.: Siły się inaczej rozkładają. Więc to jest jedyne co, żeby ta rzeźba jakby… ? Jak Pan dochodził do wiedzy o tym, do wiedzy o tym jak pracuje drewno? Bo to też jest bardzo ważne… ? J.M.: No na takich błędach, nie? No na błędach. No bo człowiek zrobił, a później się okazało, że strzeliło, pękło. ? I mniej więcej kiedy już świadomie… ? J.M.: A to tak przyszło, nie wiem kiedy. Tak przyszło z czasem. ? A gdyby mógłby nam Pan powiedzieć, ile tej pracy tej artystycznej już minęło to…? ? J.M.: Ja mam 58 lat, no to pewnie z 40 lat, co się już tak jakby … efekty, wydaje mi się, są co raz lepsze. No bo dochodziłem praktycznie sam do tego, podglądając innych, trochę kombinując na błędach, na takich. No ale z 40 lat na pewno z tym robię. ? No a jak rodzice się zapatrywali na Pana pasję? ? J.M.: No więc mówię tak, jak byłem dzieckiem, to rodzice nie pozwalali, bo nie było na to czasu. No a później byli nawet dosyć przychylni, bo to … podobało się. ? I nie mówili, na przykład żeby Pan poszedł tylko w to? ? J.M.: No nie. Nie, jednak to się, tak nie wydawało się, że to może być, że można z tego wyżyć. No więc trzeba było jakiś zawód zdobyć, żeby w miarę… no tak to było wtedy. No nie wiem, czy by się dało z tego rzeź- bienia teraz wyżyć. Pewnie… chyba, że byłbym jakiś wzięty. ? Przez co wybrzmiewa w Panu dusza górala podhalańskiego? Czy to jest tylko rzeźba, czy jeszcze gdzieś indziej możemy zobaczyć, na innych przedmiotach możemy doświadczyć Pańskiej potrzeby i korzeni? ? J.M.: No na przykład mój dom starałem się tak trochę upodobnić, bo kamienie sprowadzałem do budo- wy domu, to są kamienie z Białki. ? Pogłębiał Pan rzekę rozumiem. ? J.M.: Ale wtedy jakoś było tak, że można było kupić oficjalnie, bo to były żwirownie, jak Dębno zalewali. To można było sobie wtedy wykupywać. Więc na pewno przez to, nie wiem, co mam jeszcze powiedzieć… no przede wszystkim przez rzeźbę, przez bycie sobą, lubię se po góralsku zaśpiewać z góralami – tu nie mam z kim. ? Ale wyciągnął nam Pan kopie portków, czy tego typu rzeczy też Pana interesują? ? J.M.: Tak. ? Czyli poszukuje Pan? ? J.M.: Poszukuję starych, mam sporo fotografii właśnie i szukam też po Internecie, bo mam dużo zna- jomych co się zajmują krawiectwem góralskim, tylko takich artystów. Nie rzemieślników tylko artystów, co oni szukają starych wzorów, robią dla muzeów, rekonstrukcje. Z takimi ludźmi lubię obcować, bo oni są tacy ciekawi, nie? Szukają tych starych wzorów, odtwarzają to później. Mam parę elementów stroju góralskiego wzorowanych na takich starych. Taki mam kożuch białczański, które tam przed pierwszą wojną już praktycznie wyginęły na Podhalu, a teraz robią rekonstrukcje – białe kożuchy góralskie. Także to mnie też bardzo interesuje. W ogóle mnie interesuje historia Podhala… historia w ogóle, a w szczególności Podhala. ? A czy tego regionu też Pan próbował? Próbował Pan „wejść” głębiej? Bo mówił Pan o Reinfussie? ? J.M.: No to jest tak. W latach 80. jakby prowadziłem zespół regionalny tu w Węglówce z ówczesną Panią sołtys, Zofią Leszczyńską prowadziliśmy wspólnie taki zespół „Węglowianie”, który promował, prezentował ten folklor zagórzański. Wcześniej byłem członkiem zespołu „Zagórzanie” z Kasiny Wielkiej. ? Czyli Pan jeszcze oprócz tego to jeszcze śpiewał i tańczył? ? J.M.: Tak. Więc tutaj, później próbowałem to przenieść, zaszczepić tutaj w Węglówce. Przez parę lat się nam udawało, chociaż budowało się to tak jakby od podstaw. Bo tak – strojów nie było, męskich praktycznie w ogóle. Trudno to było wszystko zmontować. Ale było nas parę, takich młodych ludzi wtedy, że przez parę lat udawało nam się… ? A jakie to były lata? ? J.M.: [Lata] 80. Nawet nam się udało, zaraz panu pokarzę, udało nam się zdobyć w, bodajże 1984 roku… zdobyliśmy trzecią nagrodę w Bukowinie na przeglądzie kolędniczym. To był duży sukces. Nie mieliśmy prak- tycznie żadnego doświadczenia i to jest taka… • Na świńskiej skórze… • J.M.: Któryś bukowiański artysta pewnie to robił. Także próbowaliśmy to jakby trochę odtworzyć. Później każdy poszedł w swoją stronę, bo to się pożenili, dziewczyny powychodziły za mąż. Proza życia, nie? • A odtworzyć to w takim sensie, że poszukiwaliście… ? • J.M.: Tak, melodii, tekstów… • A w czym tańczono? • J.M.: Stroje pożyczaliśmy. Bo w Kasince, Kasinka… Węglówka już bardziej ciąży ku dolinom tam. Jeszcze dół wsi, można powiedzieć, bardziej się czuli góralami, a tam no to już… To tak wieś pograniczna, więc się taka bardzo… mocniejsze tam było. Strój jakby zaginoł, męski to praktycznie całkowicie. Jeno mnie się te portki uda- ło wtedy odratować, bo pewnie już by gdzieś były, śladu by po nich nie było. Damski, kobiecy dłużej się trzymał. Bo jeszcze to ja pamiętam, kobiety chodziły w tych chustkach, do kościoła… A pożyczaliśmy dużo z Kasinki Małej strojów. To też już były zużyte, ale był z tym problem, bo tam raz pożyczyli, drugi, trzeci już nie chcieli, no bo to jednak no… Później się udało, że zostały zakupione do tego zespołu, chyba sześć kompletów strojów takich. Portki były na bazie tych szyte. To pani Leszczyńska się tym zajmowała. I później była taka przerwa, a te- raz widzę, że się dziewczyny takie młode skrzyknęły w kole gospodyń i założyły taki zespół „Mali Węglowianie”. Miałem przyjemność nawet, przez dwa lata, nawet się zajmować tym zespołem. • Co to znaczy zajmować się zespołem? • J.M.: Ćwiczę, uczę ich tańca, śpiewu, układałem im choreografię. Z małymi dziećmi. • Pan mówi, że tutaj rzeźba, a tu widzę wiele talentów drzemie. • J.M.: Przez dwa lata praktycznie, a może trochę więcej. No około dwóch lat się zajmowałem ale czasu coraz mniej i teraz ktoś tam inny się tym zajmuje. Próbowałem też podpowiedzieć trochę. • A czy przez cały czas przychodzą do Pana po jakąś pomoc? • J.M.: Czasem tak. Jestem takim, może powiem żartobliwie, etatowym od witania różnych dostojników kościoła, co to przyjeżdżają, żeby co po góralsku przepowiedzieć… • Czyli jednak ten Pana rys podhalański predestynuje Pana do tego, żeby być twarzą Węglówki? • J.M.: Trochę tak. Tu sobie paru znajomych sprawiło ubrania góralskie i trochę mi się nie podoba to, że se sprawili podhalańskie, nie będąc Podhalanami. Sugerowałem delikatnie, żeby se jednak zrobić takie jak tu były, no ale bardziej się im podobają, bo są strojniejsze. • Próbował Pan opowiadać o tym, że ta tożsamość… • J.M.: Gdzie mogę, tak jak i tu z panami, tak się staram to… mówić o tym. To nie sztuka się przebrać za kogoś z innego regionu. To trzeba nim być. • Należy Pan do tego STL-u, do Związku Podhalan, przed chwilą powiedział Pan o współpracy… to Pan też zakładał ten zespół, wtedy tych Węglowian? • J.M.: Byłem jakby współzałożycielem. Nie sam jeden. Muszę oddać tu sprawiedliwość, bo pani Leszczyńska była tu wtedy kierowniczką, tu były takie RSW – Prasa Książka Ruch – takie były to… sponsorowali nam różne wyjazdy, stroje organizowali. • A ci młodzi Węglowianie, którzy są teraz, to już jest Pan takim dobrym duchem nad… ? • J.M.: Raczej tak. Ja bym się jeszcze kiedyś podjął robienia czegoś takiego naprawdę, żeby było typowe dla tego regionu, ale jest trudno. • Z czego wynika ta trudność? • J.M.: No, że praktycznie zaginęła ta tożsamość taka. Ludzie nie wiedzą, większość ludzi nie wie górole • niegórole, Zagórzanie, jak ci Zagórzanie się ubierali. Mam pewne zastrzeżenia do tych portek, które sprawiają sobie, więc to by była bardzo taka duża robota, żeby to… ? A czy to rzeczywiście musi być tak, czy jeśli by sobie stworzyli coś zupełnie innego, czy w Pana oczach byłoby czymś? ? J.M.: Zupełnie coś innego to znaczy? ? W sensie też portki tyle tylko, że już nie, to znaczy przypory, parzenice, ale forma już ani nie podhalańska, ani nie zagórzańska tylko jakaś wariacja? Czy to by było… ? ? J.M.: To jakiś musiałby być stylizowany zespół. Niewiele mający z autentyzmem… nie? Tak mi się wydaje, chociaż strój górali podhalańskich to jest praktycznie jedyny strój, który ulega cały czas ewolucji. Szczególnie damski – baby wydziwiają. No, ale tak. Ale w pewnych momentach jest… były bardzo skromne, później im, który bogatszy to tym bardziej strojne miał to ubranie na sobie, to odzienie. Później był moment, że wrócili do tych skromnych strojów, a teraz jest tak pośrodku. ? A jak się Pan zapatruje na parzenice na dżinsach, na koszuli? ? J.M.: No to jest takie folkowe, no jak sie tak komu podoba, to daj Boże, niechże se chodzi. Znaczy na pewno by to nie pasowało, jakby se ubrał góralskie portki, ubrał sie po góralsku i ubrał se koszule, na której ma wyhaftowa- ną parzenicę. To jest całkowita profanacja góralszczyzny – jakiejkolwiek czy zagórzańskiej, czy… A jak se ubierze do dżinsów taką koszulę, co będzie miał tu parzenicę czy na plecach, proszę bardzo. Ale to jest „folk”, tak mi się wydaje. ? Co Pan rozumie przez stwierdzenie „folk”, co to jest? ? J.M.: To jest takie stylizowanie… czerpanie ze starych wzorów ale przekształcanie, dostosowywanie do tego zmieniającego się czasu, warunków, no nie wiem czego jeszcze. Na pewno jest to czerpanie ze starych wzorów, ale już modyfikowanie i dostosowanie do swoich wyobrażeń i potrzeb. O! ? Dostrzega Pan rodzaj zmiany i nie neguje tego. ? J.M.: Nie, tylko neguje to, że jakby się mieszało. Ze na przykład widzę, że jest procesja i jest dziewczynka ubrana po góralsku ale ma ubrane do tego adidasy, no to jest tragedia… No nie? ? Ja nie wiem, ja się pytam. ? J.M.: Nie mieszać tradycyjnych, tak jak mówię, portek z adidasami czy parzenicą na piersiach. ? Czemu to się w Pana estetyce gryzie? ? J.M.: No nie wie czemu, no gryzie się? Jakoś nie, nie mogę sie tego jakby… Znaczy ja wiem, że to jest nie- uniknione, bo to jest normalne. Tylko uważam, że to powinno się rozwijać jakby w osobnym zupełnie kierunku, nie mieszając się z tradycyjnym regionalizmem. To jest jakby droga na ten „folk”. Mówię na to „folk” – no takie jest moje zdanie. ? Gdyby Pan miał jakiś wpływ na otaczającą nas rzeczywistość, to w jaki sposób kształtowałby Pan, albo próbował kształtować, poprzez jakie działania np. tutaj tożsamość lokalną? ? J.M.: Pierwsze trzeba by poznać historię swojej rodziny. Cofnąć się, bo wiele jest takich ludzi, co nie wiedzą jak dziadek miał na imię, jak dziadek wyglądał. Odszukać to, odszukać tych korzeni, zainteresować się i wtedy być może jeden na dziesięciu pójdzie w tym kierunku, poczuje tą swoją tożsamość, że jestem stąd, że moi przodkowie to się tym zajmowali, tamtym. Tak sie ubierali, tak śpiywali, tak toncyli, tak… o to mi chodzi. Poczuć taką swoją tożsamość. ? Jak mogłoby to być potem rozwijane? ? J.M.: Później mogłoby to być rozwijane, np. w budownictwie. Próbować zachowywać tradycyjne wzory. Założenie konkretnego zespołu prezentującego region, ten taki prawdziwy, ten folklor prawdziwy, nie ten kom- binowany. My jesteśmy stąd, tak u nas śpiewali, tońcyli, bawili, tak mówili – to jest ważne. Nic mnie tak nie razi jak usłyszę w telewizji reklamę; gościa, który reklamuje piwo Harnaś i szeleści jak… jak opowiada. Jak opowiada to nic mnie tak nie irytuje, jak ktoś naśladuje jakąś gwarę. To tak jakby tu ktoś zaczął, rodowity Węglowian od kilku pokoleń, zaczął mówić gwarą czysto podhalańską – to widać, że on udaje, że on nie ma podstaw do tego, żeby sie tak, chodzi mi o zachowanie takiej czystości. Jest to trudne… ? Wspomniał Pan o budownictwie, że np. to mogą być budarze. Może kojarzy Pan w Węglówce, Wiśniowej, mogę też zapytać o pobliską Kasinkę jakieś profesje typu tradycyjnego? ? J.M.: Dawniej z tego co wiem, dużo było kowali we wsi. Bardzo dużo ludzi zajmowało się bednarstwem • robili beczki, kołodzieje. Praktycznie każdy chłop, no może nie każdy, ale bardzo dużo gazdów praktycznie byli samowystarczalni. Trochę sprytu, to se potrafił te podstawowe narzędzia zrobić. Malutka kuzienka, coś se wy- kuł, coś se tam zrobił, koła robili, wiele rzeczy takich, takie sprzęty podstawowe, ludzie byli samowystarczalni. Tu było takich dużo rzemieślników domorosłych… nie? ? I to Pan mówi tutaj…? ? J.M.: Tak, dużo było młynów, kilka było młynów co mielili, folusz był w Kasince, co robili sukno, tutej na… takie osiedle przylasek tam był warsztat tkacki, na granicy z Kasinką też był taki. No samowystarczalni ludzie byli, robili… tak jak i większość. Nie było ich stać, żeby gdzieś kupić ubranie, tylko hodowali owce, przędli, robili portki – jak tam umieli, tak zrobili no i tak chodzili, czy len… ? A jak od tej samowystarczalności… wiem, że były – nie wiem czy pamięta Pan – organizowane jakieś jarmarki? Nie chodzi mi o taki współczesny jarmark, gdzie można kupić coś folkowego. ? J.M.: Za mojej pamięci to ojciec mój jeździł koniem albo chodził na jarmark do Skrzydlnej, tak jak w stro- nę Szczyrzyca się jedzie. W Wiśniowej jarmarków nie pamiętam. Podobno dawno były, ale to musiały być dawno. No i tutaj to generalnie jeździli do Mszany, no bo to tu mieli pare kroków. ? Co się wiozło i co przywoziło z takiego jarmarku? ? J.M.: Ojciec mój jeździł z wełną, bo to owce chowaliśmy, no to jeździł z wełną i wełnę sprzedawał. A tak to kupowali najczęściej świnie, młode takie świnie kupowali najczęściej do chowu, czasem krowe, konia. ? Raczej inwentarz, tak? ? J.M.: Ale też naczynia gliniane, dzbanki, miski to pamiętam, że jak byłem dzieckiem, to były w domu. No ale później to wypierało już przemysłowe takie. ? Mówił Pan, że był zaganiany przez rodziców do pracy, czyli te owce to Pan pasł? ? J.M.: Pasłem owce no i krowy, trzeba było pomagać. ? A to było duże…? ? J.M.: U nas tu było 4,5 ha pola, co obrabiali i lasu tyle samo. Także no było co robić. No to wszystko nie było maszyn nie było nic, dopiero później tak trochę się to zaczęło. ? Pan w jaki sposób odszedł od gospodarki? ? J.M.: Jak się ożeniłem, no to wybudowałem dom, tam na gospodarce w domu rodzinnym został brat z rodzicami. ? A brat też ma jakąś żyłkę? Talent? ? J.M.: Brat jest kolekcjonerem, kolekcjonuje monety… pracuje w Austrii, przyjeżdża co tydzień. Patriota. ? Też jest tak mocno osadzony w góralszczyźnie? ? J.M.: Jest, ale nie tak mocno. Ma ubranie góralskie, ale nie jest tak… ? Czy Pan przez swoje doświadczenie, umiejętność i taką estetyczną wizję świata, jest Pan czasem zapra- szany jako juror konkursów? ? J.M.: No właśnie nie. I właśnie nikomu ze szkoły nie przysło na myśl ,żeby przyprowadzić kiedy dzieci do pracowni, żeby zobaczyły, jak się tworzy coś. A niby szkoła ma kierunek regionalizm. To też jest zastanawiające, nie? Nie o to chodzi, żebym chciał się dowartościować, tylko by nie zaszkodziło, gdyby dzieci zobaczyły, jak po- wstają jakaś figurka, jakiś święty – to można by jakoś zorganizować. Nigdy nie wyrazili takiego zainteresowania. ? A myśli Pan, że szkoła wie? ? J.M.: A no przecież, dyrektor szkoły jest moim kolegą. Ja tu rzeźbiłem do kościoła ławki, do jednego, do drugiego, do Węglówki więc wiedzą, że rzeźbię. Do szkoły rzeźbiłem taką dużą płaskorzeźbę św. Józefa z dzie- ciątkiem – Józefa robotnika – patrona tej szkoły. Także wiedzą, ale nie czują tego, że może by akurat się w czymś zaszczepiło dziecko jakby zobaczyło, że ktoś tu takie rzeczy robi. ? Oprócz Pana – rzeźbiarza – jest jeszcze w Węglówce jakiś inny artysta, malarka? ? J.M.: Jest jedna pani, która haftowała gorsety, ale nie wiem czy jeszcze haftuje. Jest starsza już taka kobieta. Pewnie jeszcze robi… A tak to nie. ? A kojarzy Pan nazwisko? ? J.M.: Ona się nazywa Olesek. Teresa Olesek. ? Jak jest na przykład z nazwami tutaj okolicznymi? Czy Pan ma tutaj jakieś przezwisko? ? J.M.: Chyba nie wiem o nim. Tu do nas nazywają „do górali”, albo „do dwora” – bo tu jest osiedle dwór. Tu był na tym miejscu dwór zakupiony przez naszych przodków. ? A ten dwór, to było jakieś królewskie nadanie? ? J.M.: To był hrabia Zygmunt Samborski, Samborski był właścicielem tego dworu. A tu przeróżne są te nazwy, jest osiedle, którego dawna nazwa to „do Judosa” nazywali, czyli jakby do Judasza, później nazwali Judasówka, a w końcu osiedle „nad rzeką”. Ale nazwisko Judasz się gdzieś tam w wypominkach pojawia, więc pewnie ktoś miał nazwisko i jakby od nazwiska. Jest osiedle, które teraz nazywają „na Szczałba”, a nazywało się „do burdela” i nazwisko Burdel w Węglówce jest. Część osób, rodów sobie zmieniła na inne nazwiska z tego Burdela, a część pozostało. Na przykład Weszka. Ta pani, do której teraz pojechali, pani Leszczyńska, to jej mąż nazywał się Weszka i zmienił nazwisko na Leszczyński. Wstydzili się tych nazwisk. No ale osiedla to tak jak wszędzie pewnie od profesji, od może czasem kalectwa, ułomności. Dużo tu jest powtarzających się nazwisk np. Drabik, Lis, Obajtek. Nie wiem, czy się ktoś zastanawiał, od czego ich nazwisko powstało, trudno mi powiedzieć. ? Bo mnie interesują przydomki. Bo je ludzie mają tutaj tak jak i na Podhalu. ? J.M.: Bo góral się pisze i nazywa. ? Bo idzie się „do młyna” czy idzie się gdzieś tam. ? J.M.: Tak, „do młyna”, „do młynka” nazywają – jest tak. Na olejak, to idzie się „na olejak”. No ale „łęgi” to były takie łąki. ? To po prostu nad rzeką. Czy Pan ma jakąś funkcję w tych stowarzyszeniach, w których jest Pan zrzeszony? ? J.M.: Nie dążyłem nigdy do tego i nawet nie bardzo bym chciał. Wole być takim, nie wychylać się. ? Czy myśli Pan o znalezieniu finansowania na swoją działalność rzeźbiarską, czy nie potrzebuje Pan tego? A może uważa Pan, że dobrze by było, gdyby gmina potrafiła znaleźć pieniądze na twórców? ? J.M.: No na pewno byłoby to pomocne. Bo jak mówie zakup dłuta takiego, no na jakimś poziomie no to do 300 złotych dochodzi, więc to jest taki wydatek niemały. Więc na pewno. Żeby tam jakieś były dofinanso- wania. No bo nawet samo jechanie i pokazanie się, no to jest jakby… człowiek dokłada do tego, bo swój czas poświęca, żeby się pokazać, ale w zamian za to… na pewno by to pomogło. ? Czy Pan w momencie kiedy prezentuje swoje rzeźby, czy czuje Pan, że promuje miejsce skąd przyjechał? ? J.M.: Tak, ja na przykład tak. Oczywiście, jak na Podhalu mam rzeźbę i widzą nazwisko Murzański, no to pytają się: „Skondeś jest: z Gronia? Z Leśnicy?”. Ja mówię, że mam korzenie na Groniu, ale jestem z Węglówki. „A gdzie to ta Węglówka?” Więc Węglówkę się promuje, nie? Mam tam też taki dyplom, co se powiedziałem, żeby mi napisali Groń i Węglówka – Józef Murzański Groń – Węglówka. A tak to zawsze promuje wieś i promuje gminę. ? I oczekiwałby Pan jakiegoś… ? ? J.M.: Nie wiem czy w jakikolwiek sposób gmina sponsoruje, nie wiem jakiego słowa użyć, nie wiem tego. Nigdy z tego nie korzystałem i nigdy nie starałem sie o to. ? A myśli Pan o tym, aby wykorzystać fundusze unijne, czy na przykład norweskie, żeby znaleźć finanso- wanie dla swoich… ? ? J.M.: No nie, nie myślałem nigdy o tym. Chociaż no może by się to i … ehhhh. No nie wiem. Może jakby mi tak kto pomógł trochę zakręcić się koło tego, no to na pewno, ale jakoś tak sam to się nigdy się do tego nie… ? A gdyby trafił się Panu uczeń? ? J.M.: Pokazałbym chłopcu czy dziewczynie, co można pokazać. Robota jest niebezpieczna przy takim uczyniu, bo ja mom ręce pocięte. Najgorzej to jak się robi jakąś małą figurkę, to ani się nie poczuje jak… ? Się omsknie. ? J.M.: Ale oczywiście, chętnie bym miał, przekazał. Bo to człowiek do wszystkiego dochodził sam, żeby złapać proporcje. ? A raczej wolałby Pan to robić indywidualnie, czy mogłaby to być jakaś… rodzaj usługi za jakieś wyna- grodzenie? ? J.M.: Pieniądze to nie są takie najważniejsze, chyba że by to pochłaniało dużo czasu naprawdę, no to…, ale tak to wydaje mi się, że to nie jest sprawa pieniędzy, a przynajmniej nie jakichś wielkich pieniędzy. ? A teraz jeśli chodzi o pańskie poszukiwania, korzenie, czy w poszukiwaniach swojej tożsamości skupił się Pan tylko i wyłącznie na Podhalu. Czy to też jest tutejsza sprawa? ? J.M.: To jest tak, że… No interesowała mnie historia mojej rodziny, skąd my się tu wzięli. Miałem takie szczęście, że w czasach kiedy zacząłem się tym interesować to żyło jeszcze dużo w rodzinie dziadków, ciotek, stryków wiekowych. Ludzie w pewnym wieku siedzą już w chałupie, nie za bardzo młodzi mają czas z nimi roz- mawiać, więc jak się z takim człowiekiem zaczęło rozmawiać no to… to była skarbnica wiedzy… nie? No trochę się za późno za to wziąłem, no ale nie było wcześniej na to czasu. Nie dojrzałem też do tego jeszcze. Co się mi udało zrobić, to zrobiłem, ale to jeszcze nie jest zakończone i to jeszcze będę musiał trochę poprzerabiać, bo jeszcze nowe informacje… ale sięgam coraz głębiej jakby te korzenie podhalańskie. ? A jak Pan to robi, gdzie Pan poszukuje? ? J.M.: To znaczy dużo w parafiach, w księgach parafialnych. Mam takiego kolegę, młody chłopak, ale mogę powiedzieć, że kolega, Mateusz Cuzik – on jest z Białego Dunajca i jest… i ma chłopak taki talent do wertowania tych ksiąg parafialnych, czyta łacinę tak biegle, że na prawdę on mi też dużo pomaga… nie? Także doszedłem do tego, że nazywaliśmy się Pawlikami, później Pawlikowskimi, a później dopiero Murzańskimi. Taka ewolucja była tego nazwiska. Od sołtysa Wewronieckiego Pawlika z Szaflar, który dostał od Zygmunta Augusta tam nadania, później poprzez Stefana Batorego. ? I to jest właśnie księga…? ? J.M.: To zrobiłem, tu musze niektóre zmienić, bo dostałem nowe informacje. Tu nauczyłem się tak pisać, żeby to nadać taki trochę klimat starego. I to są… z tego starego zdjęcia, co jest namalowane, to jest ksiądz Murzański494 – oryginał tego zdjęcia też mam, to jest brat mojego pradziadka. Budowniczy kościoła parafialne- go w Węglówce. On był w Spytkowicach, tu jak sie jedzie na Chyżne on był tam przez 50 lat proboszczem, więc spisałem jego życiorys – no i tutaj jest zdjęcie tego kościoła. Tutaj mam zdjęcie tego księdza z prezydentem Mościckim z 1929 roku. W [19]29 roku Mościcki wizytował tutaj te podhalańskie gminy, ksiądz Murzański był prezesem kółka rolniczego i mieli hodowlę bydła górskiego. I jemu, wyobraźcie sobie, Niemcy za okupacji kon- 494 Mowa o Andrzeju Murzańskim. tyngent brali, ludzie musieli bydło oddawać, a z tej hodowli oni jednej sztuki nie wzięli. Niemcy rozumieli sie, że to było wartościowe. Myśleli, że tu zostaną. Jestem w posiadaniu oryginału tego zdjęcia. Ten budynek stoi do dziś, to był ten budynek kółka rolniczego. ? A to są właśnie te Spytkowice? ? J.M.: I tutaj po kolei, jest nagrobek mojego prapradziadka właśnie. ? A on gdzie się znajduje? ? J.M.: W Spytkowicach, bo jego wziął ten syn ksiądz Andrzej, ojca swojego tam do siebie. I tam u niego zmarł. Wiele z tych zdjęć mam u siebie a część musiałem oddać, jakby… Tutaj pożyczyłem sobie od sąsiadów, pożyczyłem mapę… do niej dopisałem tylko to. To były te budynki dworskie, które… ? A czy są jeszcze ślady? ? J.M.: Jest spichlerz podworski widać go tu z tego okna, obwieszony reklamami. On jest przeniesiony w inne miejsce, bo w tym domu, na tym gospodarstwie też siedzą osadnicy z Podhala z mojego rodu. Kiedyś to tu była jedna cała rodzina. No i tutaj są zaznaczone wszystkie budynki. Jeszcze żył brat mojego dziadka, urodzo- ny dwa lata po przyjeździe tu jego rodziców i on mi pomógł opisać, który budynek czym był. Więc był tu nawet młyn, browar, gorzelnia. No i to tak próbowałem opisywać po kolei. Tu jest drugi z mojego rodu Franciszek Łojas-Kośla też przyjechał razem. To był szwagier mojego pradziadka, oni mieli za żony swoje siostry. Tu jest bardzo ciekawa twarz, postać. To ludzie z zupełnie innej epoki. Też mam oryginał tego zdjęcia. ? Ale to już są Węglowianie, to są ci, którzy tu przyjechali? ? J.M.: Tu też mam oryginał. Ten Franciszek Łojas służył w wojsku austriackim przez 14 lat. Mam oryginał tego, tego… to jest tak jakby zaświadczenie o odbyciu służby. Pojechał młody chłopak, a wrócił już… nie? Tu już są jego dzieci i tutaj jest, Ameryka – bo to ta wielka emigracja była… nie? Tutaj jest Andrzej Goryl, brat mojej prababki właśnie tam w tym miejscu, gdzie ten jest stary spichlerz podworski, to ich tam jest siedziba. Też w ta- kim tradycyjnym ubraniu góralskim… ? Ale buty wysokie. ? J.M.: Oficerki. Oficerki się przyjęły na Podhalu, bo przychodzili z wojska austriackiego. Przyjęły się ofi- cerki, przyjęły się bluzki, te marynarki takie. ? Ale też tak po miejsku się nosi. ? J.M.: Tak. On skończył gimnazjum, to na te lata był człowiekiem bardzo wykształconym. Był sekretarzem w Urzędzie Gminy, także taki był. Na te lata był wykształcony. ? Zresztą jeśli to żona to też po miejsku. ? J.M.: Tak, tak, tak. To byli zamożni ludzie. To jest jego syn, kuzyni z moim dziadkiem. I tu są Murzańscy, bo tu przyjechało dwóch Murzańskich. To jest brat mojego pradziadka Wojciech – też tak się ubierali, do końca chodził w tych, takich tych portkach. Miał jeszcze jednego syna Andrzeja, który zginął, on był w armii generała Hallera, wyobraźcie sobie, że przeszedł cały ten front. Na froncie włoskim walczył, przeszedł cały front, wrócił się do domu i 4 września w roku [19]39 Niemcy go tu zastrzelili. I to tak głupio, podobno dostał, zupełnie przy- padkowo. A przeszedł tyle przez te wszystkie lata. Tyle razy mógł zginąć, a zginął przy swoim domu. ? Pan powiedział o tych portkach, co to jest za parzenica? ? J.M.: To nie jest parzenica. To takie obszycia robili w postaci takiej pojedynczej pętli, nie wiem, czy to miało jakąś nazwę. No pętla. To było bardzo skromne. ? A to jest też z Podhala przywiezione? ? J.M.: Tak oczywiście. Takie przynieśli tutaj. Oni parzenic już na portkach nie robili. Mój dziadek jeszcze takie portki szył, tam mam jedno zdjęcie co jest, a parzenicy nie przejęli. A to są jedne z pierwszych tych podha- lańskich portek w ten sposób robione. A to jest jeszcze ciekawe – to była siostra mojej prababki, taka babulinka. Tu jest mój pradziadek. Tu jest też ciekawe zdjęcie, to jest moja prababka, ona była z Białki, patrzcie na to jak się wtedy góralki ubierały. Oni tam byli zamożni, bo mieli młyn, a młyn był oznaką też zamożności trochę, no ale góralki się teraz zupełnie inaczej ubierają. Tu mam kopie… kopię dokumentów. O tu jest mój ojciec, tu jest mój dziadek, a tu mój pradziadek. Jest pradziadek z prababką, dziadek z babką, no i mój tata i jego rodzeństwo. A to jest brat pradziadka. Oni byli tutaj właśnie tymi osiedleńcami pierwszymi. Tu mam testament mojego pra- dziadka. Pisał właśnie ten Andrzej… co pan tak mówił, że ubrany po miejsku. Skończył gimnazjum to umiał już pisać. To ciekawe, bo na przykład, jednemu synowi daje 750 złotych, drugiemu dwie krowy. Tu robiłem właśnie, próbowałem co kilkadziesiąt lat aktualizować tę mapę dworską. Nanosiłem nowe miejsca, bo tu już jest moja rodzina, tu sie mój pradziadek w [19]13-tym roku już wyprowadził, (Niesłyszalne nazwisko) w [19]23 – to jest tam, co pokazywałem i to jest [19]23. Czyli już sie ten dwór, osiedle zaczął zmieniać. Zniknął młyn, tu na dole co był. Fot. 123. Układ zabudowań oś „Dwór” po podziale na czterech właścicieli, kronika rodu Murzańskich, Węglówka 2018. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. ? Czyli droga była zawsze w tym samym miejscu? ? J.M.: My jesteśmy teraz tutaj, w tym miejscu. Tu jest droga na Kasinę Wielką, a tu jest u góry do Wiśniowej. I ciekawe, że na tych starych mapach austriackich jest nazwa tego potoku Niedźwiadek – mało się tej nazwy używa. Teraz potok Węglówka mówią albo jakoś. No to już mam takie zdjęcia amerykańskie. To już był brat mojego dziadka, który wyemigrował do Ameryki. Tam się ożenił, ale ciekawe jest zdjęcie, że miał krawat… Tutaj są takie zdjęcia typowo z Ameryki – mam oryginał tych zdjęć. ? Jak Pan wchodził w posiadanie tych zdjęć? ? J.M.: Jeździłem po rodzinie, bo tam do Spytkowic się ożeniło dwóch braci mojego dziadka i dwie siostry. I tam był ksiądz. • A to miał Pan szczęście. • J.M.: Miałem szczęście, że jeszcze żyli. A wiele zdjęć już takich było, na których już nikt nie wiedział kto jest. Tego nie mogę przeżałować, trochę za późno. Tu jest też ciekawe zdjęcie, to jest brat mojego dziadka – Franek Murzański – widzi pan te portki są właśnie. Żył prawie sto lat. On mi bardzo dużo opowiedział, on miał do końca bardzo dobrą pamięć i taki był na czasie. Nie było widać po nim, żeby mu się tam umysł… jakby tak wymazywał z pamięci. Tu jest jak był w austriackim w wojsku. O a tu jest jak mieli 70-lecie małżeństwa. Była taka gazeta „Gromada. Rolnik Polski”, nie wiem, czy panowie wiecie o tym, i przyszła do nas ta gazeta, przysłali. No i tak jest po kolei. Tu jest siostra mojego dziadka, nie takie strojne, nie wyszywane, nie ukwiecone. O tak się ubierali. No i po kolei – tu siostra dziadka przedwojenna nauczycielka, mam obraz w domu Serce Pana Jezusa, który ona sobie zakupiła za pierwszą pensję – ta ciotka. Tu ostatni brat dziadka i tu mam gdzieś, jest [19]35 rok i już się osiedle rozbudowało. • Czy to osiedle ono się rozbudowało o Pana rodzinę? Czy tu byli jacyś nowi osadnicy też? • J.M.: Tu przyjechały cztery rodziny spokrewnione ze sobą. To było dwóch Murzańskich – jeden był Łojas i Goryl. I ten Goryl miał trzy córki, z którymi pożeniło się dwóch Murzańskich i ten Łojas. Czyli już była rodzina i trzeci został on – czwarty. I tak to po kolei, kolei, kolei – zmieniały się czasy i ci ludzie trochę… Tu była też siostra mojej prababki – ubierała się jak jakaś mieszcanka. • A wiadomo, kto robił te zdjęcia? • J.M.: Nie do końca. Tu jest też to ubranie, to jest brat mojego ojca. Już nie żyją ci ludzie. To jest mój ojciec, też już nie żyje, a tu mam na przykład, niech pan zobaczy – pracował przez chwilę w kopalni, pracował w Katowicach, które nazywały sie wtedy Stalinogród. • No zaraz potem, dwa lata później przestały się tak nazywać. • J.M.: Stalinogrodzkie Zjednoczenie Przemysłu Węglowego. • Świadectwo czeladnicze. • J.M.: A tak, bo pracował później jako murarz. Dojeżdżał do pracy, z gazdówki nie szło też wyżyć. No tak to… Natomiast moja mama była z Kasiny Wielkiej. To jest mój dziadek, nazywa sie Puto – też kiedyś wartało by się zastanowić nad tym nazwiskiem. Węgierskie? Nie wiem skąd takie nazwisko? Tu mam oryginały, tu są świadectwa mojej mamy ze szkoły za okupacji. I tu już jestem od najmłodszych lat po góralsku. Tak mnie mama stroiła. • Dziękujemy bardzo za rozmowę! Fot. Anahita Rezaei Hodowla pszczół u nas we większości wypadków jest naszym ubocznym zajęciem, obok rolnictwa, ogrodnictwa lub zawodu urzędniczego495. Łukasz Spytek Profesja, umiejętność, praktyka: pszczelarstwo Miejsce zamieszkania: Glichów Pan Łukasz urodził się na Śląsku. Jego rodzice wyjechali tam za pracą. Ojciec był górnikiem, a matka pracowała w szpitalu. Po dwudziestu pięciu latach wrócili jednak w rodzinne strony. Z wykształcenia i zawodu pan Łukasz jest policjantem, z zamiłowania zaś pszczelarzem. Pszczoły hodował również jego dziadek i wujek i to właśnie tym tłumaczy źródło swojego zainteresowania. Aktualnie jest prezesem lokalnego koła pszczelarzy z siedzibą w Wiśniowej przynależnego do Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy z siedzibą w Krakowie. Funkcję objął po zasłużonym członku koła Stanisławie Fladze z Lipnika. Koło Terenowe Wiśniowa Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy powstało w 1981 roku i liczy obecnie 33 członków oraz 705 rodzin pszczelich. Pan Łukasz hoduje pszczoły od ponad ośmiu lat. Posiada własną pasiekę i własne rodziny pszczele. Pasiekę nazwał imieniem żony • „Oleńka”. Sprzedaje własne wyroby pszczelarskie. 495 J. Hahn, Poradnik pszczelarza, Żnin 1938, s. 5. ? Ł.S.: Ja mam tak rozmieszczone pasieki496 w różnych miejscach, ja tutaj nie mam… ? Słyszeliśmy, że do jednych do lasu trzeba… ? Ł.S.: Nie wiem czy pójdziemy na nogach, czy się przejedziemy? ? Możemy pójść na nogach. ? Ale porozmawiajmy najpierw dobrze? ? Jak to się stało, że zająłeś się pszczołami? Bo Ty jesteś całkiem młodym człowiekiem. ? Ł.S.: No młodym. Tak mnie to zaraziło, zacząłem od dwóch uli. ? Ale czemu pszczoły? ? Ł.S.: Zacząłem… kiedyś zobaczyłem u takiego znajomego z Dobczyc, u Pana takiego Szwarnóga, że ma pszczoły, no i mi się to tak spodobało, no i kupiłem pierwsze dwa roje497, no i tak zacząłem prowadzić. ? Uczyłeś się tego? Jakaś szkoła? ? Ł.S.: Uczyłem się, samouk. ? Jak długo dochodziłeś do tego, żeby to wszystko opanować? - Ł.S.: 3-4 lata. ? I wtedy zwiększałeś liczbę tych roi? ? Ł.S.: Zwiększałem, no, no, nowe miejsca. Pasiekę mam na Skrzynce, czyli tam koło Dobczyc, na Czasławiu na tym… Mycie, trzecią mam tutaj na Sarnulkach… tutaj jest granica Glichów, Czasław i Kornatka to jest taki rejon na spadź498. Ogólnie, tu są rejony spadziowe, ten ciemny czarny. No i na Kamienniku mam jedną pasiekę, i we Wiśniowej mam jedną pasiekę. I to z kolegą razem mamy. Kolega jest zastępcą moim, prezesa koła pszczelarzy. ? A właśnie bo Ty jesteś…? ? Ł.S.: Ja jestem jako prezes koła pszczelarzy w Wiśniowej, a kolega jest zastępcą i skarbnikiem. ? A kogo zrzeszacie? ? Ł.S.: Zrzeszamy 33 członków, 33 osoby. ? I oni są tutaj z gminy czy też spoza? ? Ł.S.: W większości tu z gminy 4/5. Kilku jest spoza, nie wiem, z Pcimia i Myślenic. ? Powiedziałeś głównie spadź, a jakie miody jeszcze robicie? ? Ł.S.: Spadziowy. My ogólnie wywozimy pszczoły. Wozimy na rzepak, czyli w stronę Gdowa, tam Bochnia. Później wywozilimy na akacje i lipę do Igołomi, Pałacyk tam jest taki. Nawet Cezary Pazura miał tam swoje wesele. Tam jest taka aleja kasztanów i ten, no i tam jest taki starodrzew stuletni, stupięćdziesięcio[letni], i tam wywozilimy na akację i rzepak. Bo tutaj nie ma takich pożytków, mało jest akacji i mało lip. No a później przyjeżdżalimy tutaj na spadź liściastą, czyli dęby i buki, a później iglastą, czyli lipiec i sierpień, no to z jodeł przeważnie. Bo tu jest najwięcej jodeł. ? A interesowałeś się też historią tej Twojej profesji? Choć zaraz, to nie tyle jest profesja, bo czym innym się zajmujesz, tak? Innymi słowy, jak traktujesz to swoje pszczelarstwo? 496 Pasieka – w pszczelarstwie teren z ustawionymi ulami. Jako pasiekę określa się też wszystkie ule danego właściciela – pszczelarza, wraz z jego konstrukcjami i urządzeniami pasiecznymi, ułatwiającymi pracę. Zob. Encyklopedia pszczelarska, red. L. Bornus, aut. haseł M. Biliński i in., Warszawa 1989. 497 Rójka (rój naturalny), rojenie – rozdzielenie rodziny pszczelej na dwie lub więcej rodzin: pszczoły i robotnice razem z matką opuszczają rodzinę pszczelą, po wyjściu z ula otaczając matkę najczęściej skupiają się ciasno trzymając się jedna drugiej w kłąb rojowy aż do przeniesienia się do nowego miejsca osiedlenia/gniazda – ula, dziupli gdzie założą następnie nową rodzinę pszczelą. Każda rodzina, składająca się z królowej-matki, robotnic oraz trutni, buduje gniazdo złożone nawet z 50 ty- sięcy osobników. Matka i robotnice są diploidalne, podczas gdy trutnie są osobnikami haploidalnymi Jedna rodzina pszczela może wydać kilka rojów naturalnych. Pierwszy – pierwak mający starą matkę jest bardzo liczny, kolejne roje są coraz mniej liczne i mają młodą matkę. Zob. Encyklopedia pszczelarska… 498 Spadź, rosa miodowa – słodka, zwykle dość gęsta ciecz występująca głównie latem w postaci kropel na szpilkach, liściach i młodych pędach drzew. Składa się głównie z soków roślinnych wyciekających z uszkodzonych przez mszyce, czerwce lub mio- dówki i inne owady ssące żywiące się sokami roślinnymi komórek oraz z płynnych odchodów tych owadów. Pojawia się m.in. na igłach i gałęziach świerka, modrzewia i jodły oraz na wierzchniej stronie liści niektórych drzew liściastych, m.in. dębu, lipy i leszczyny. Spadź jest zbierana przez pszczoły i wykorzystywana do wytwarzania z niej miodu, zwanego spadziowym, który ma bardzo wiele walorów, także leczniczych. Miody te charakteryzują się wyjątkowo ciemną barwą. Spadź jest bogata w składniki mineralne i witaminy z grupy B. Ze związków azotowych poza białkiem, wśród których występują enzymy, stwierdzono wy- stępowanie ponad 20 wolnych aminokwasów. Stwierdza się w niej także obecność żelaza, magnezu, manganu oraz pewnych mikroelementów. Właściwości lecznicze, intensywny smak i aromat nadają jej występujące w niej m.in. garbniki i żywice. Zob. Spadź, [w:] PWN, [online:] http://stareaneksy.pwn.pl/biologia/1.php?id=1476461, dostęp: 12 IV 2019. • Obczytałeś się najpierw? • Ł.S.: Obczytałem się, w Internecie, wszędzie. • A jak je traktujesz? To jest dla Ciebie co? • Ł.S.: Tak jakby druga praca. Hobby, praca, wciągnęło mnie to strasznie. Ogólnie, cała ta rodzina pszczela, jak to się zachowuje… • A co robisz z woskiem? • Ł.S.: Topię. No i przetwarzam na węzę pszczelą499. • A co to jest? • Ł.S.: Czyli na nowe plastry dla pszczół, wkładam. Na kilogram wchodzi 16 plastrów, no i wkładam… bo to trzeba co roku wymieniać plastry, żeby było w ulu… higieniczność, żeby było czysto. • Ale przetapiasz je? To są jakieś formy? • Ł.S.: Nie to są specjalne takie firmy, koło Krakowa taki bartnik500 jest i on topi ten wosk, i przerabia na ten… ja mu tam płacę 20 złotych za kilogram, no i on mi to przetapia i robi mi tą węzę. Bo ja takiej maszyny nie mam. • To jest taka matryca, która odciska te komory, tak? I to imituje ten pszczeli ten…? • Ł.S.: Tak. Tak, tak. A teraz się coraz bardziej robi pierzga501 pszczela. Nie tylko miód, ale pierzga i pyłek pszczeli no i propolis502. • Pierzga to jest co? • Ł.S.: To jest antybiotyk XXI wieku. • I to też produkujesz? • Ł.S.: Też przetwarzam, tylko jak mam czas, bo to jest dużo pracy z tym. • Co to znaczy dużo pracy? 499 Węza – używany w pszczelarstwie szablon z wytłoczonymi kształtami komórek plastra pszczelego umieszczany w ramce, czyli drewnianej lub wykonanej z tworzywa sztucznego obudowie plastra pszczelego. Ramki wykonuje się najczęściej z bele- czek. Górna beleczka jest zwykle grubsza i jest przedłużona oraz tworzy tzw. wąsy, na których ramka wisi w ulu. W beleczce górnej i dolnej są wywiercone otworki, przez które przewleka się drut, na którym mocuje się węzę. Rozmiar węzy dostoso- wany jest do wielkości i kształtu ramki, najczęściej jest prostokątny. Węzę z wosku osadza się w ramce poprzez wtopienie w drut przewleczony przez nią. Dzięki niej plastry tworzone przez pszczoły mają regularny kształt o określonej wielkości ko- mórek. Produkowana jest przemysłowo lub samodzielne przez pszczelarzy. Do produkcji węzy używa się stalowych walców z wytłoczonym wzorem dna komórki plastra pszczelego. Zob. Encyklopedia pszczelarska… 500 Bartnictwo - dawna forma pszczelarstwa leśnego, polegająca na chowie pszczół (głównie pszczół leśnych, tzw. borówek) w specjalnie w tym celu wydrążonych dziuplach drzew, czyli barciach. Bartnicy, zwani również bartodziejami, zajmowali się zbieraniem miodu z barci. Bartnicy wspinali się do barci przy pomocy powrozów, tzw. leziw, później drabin. Praca bartnika różni(ła) się od pracy pszczelarza m.in. tym, że wysoko ustawiona barć jest naturalnym miejscem dla pszczół i bartnik nie musi troszczyć się o to, by pszczoły nie uciekły. Dla przykładu do barci zagląda się dwa, trzy razy w roku, natomiast do zwykłego ula w pasiece nawet kilkanaście razy. Dawniej w Polsce był to zawód dziedziczny. W 2007 roku Mazowiecko- -Świętokrzyskie Towarzystwo Ornitologiczne wspólnie z WWF podjęło próbę przywrócenia tego rzemiosła w Polsce. Zob. Bartnictwo. Odrodzenie staropolskiej tradycji, http://bartnictwo.m-sto.org/, dostęp: 12 IV 2019. 501 Pierzga – substancja wytwarzana przez pszczoły będąca mieszaniną pyłku kwiatowego pochodzącego z różnych roślin, miodu lub nektaru zakonserwowaną w komórkach plastra w następstwie fermentacji. Pierzga zawiera wiele substancji od- żywczych takich jak białka, węglowodany, tłuszcze, witaminy, makro i mikroelementy. Jest łatwo strawnym i podstawo- wym pokarmem dla pszczół. Składniki te mogą być częściowo przyswajalne przez człowieka. Ze względu na bogaty skład chemiczny oraz właściwości lecznicze bywa określana jako „krynica młodości” czy „pokarm boski” i zaliczana do najcen- niejszych produktów pszczelich mogących odgrywać rolę w apiterapii (stosowaniu preparatów pszczelich jako preparatów terapeutycznych). Równocześnie pierzga, podobnie jak mleczko pszczele, które powstaje z pierzgi, może zawierać związki dla człowieka toksyczne lub wywołujące silne reakcje alergiczne. Zob. Mała encyklopedia rolnicza, red. J. Głowacki i in., aut. haseł S. Berger i in., Warszawa 1964, s. 550; E. Bartosiuk, M. H. Borawska. Skład chemiczny i właściwości antybakteryjne oraz przeciwnowotworowe pierzgi, „Pszczelarz” 2017, nr 5. 502 Kit pszczeli – mieszanina wydzielin pszczół lub os oraz substancji żywicznych obecnych w pąkach i młodych pędach drzew takich jak: topola, brzoza, świerk, kasztanowiec i innych drzew oraz roślin zielonych. Wytwarzany jest przez pszczoły i służy im głównie jako materiał uszczelniający ul oraz do zmniejszania niezbędnych w ulu otworów na zimę. Może służyć również do konserwacji ciał martwych szkodników (ryjówki, myszy), które wtargnęły do ula, a których, ze względu na rozmiary, owa- dy nie są w stanie usunąć na zewnątrz. Jako jedyny z produktów pszczelich, obok jadu pszczelego, wykazuje silne działanie bakteriostatyczne. Ta właściwość znalazła zastosowanie w leczeniu człowieka. Kit pszczeli jako środek do dezynfekcji ran przyspiesza procesy gojenia i regeneracji tkanek m.in. w przypadku lekkich oparzeń, w owrzodzeniach, w opryszczce. Poza tym jest lub był stosowany jako składnik lakieru do uszczelniania pęknięć na instrumentach smyczkowych, jako składnik gum do żucia czy składnik preparatów do konserwacji karoserii samochodowej. Zob. Encyklopedia pszczelarska…; R. Czarnecki, Propolis w Apiterapii, Warszawa 2015. ? Ł.S.: Trzeba skubać ramki. I na kilogram to strasznie długo to trzeba robić, dwa trzy dni, żeby wyskubać taki kilogram propolisu. ? I potem co z tym robisz? ? Ł.S.: Powiem szczerze, że oddawałem do Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Krakowie, plac Szczepański… teraz było właśnie 100-lecie, wszyscy byli zaproszeni: Prezydent Majchrowski503, no i tam Duda504. To było tydzień temu, taka była duża impreza. Ja też tam byłem, uczestniczyłem. Dostałem właśnie, mogę przynieść, statuetkę stulecia Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy, mogę przynieść. ? A bo mówiłeś o propolisie i mówiłeś też o …? ? Ł.S.: Mam też fajne filmiki, pszczoły, w trakcie sezonu. Jak na rzepaku są, jak na akacji są. ? A Ty pokazujesz siebie przy pracy na Youtubie, bo to ostatnio modne się zrobiło? ? Ł.S.: Nie, nie pokazuję. Jeszcze nie. Ale coraz więcej jest osób, co to robi. Wkręca to strasznie. ? A myślisz o czymś takim? ? Ł.S.: A myślę, myślę. Taki popularny się zrobił Tomek Miodek. ? Nie kojarzymy, ale odpalimy Miodka! ? A Ty się urodziłeś tutaj? ? Ł.S.: Nie, na Śląsku się urodziłem. Rodzice się tutaj przeprowadzili. ? Kiedy się tutaj przeprowadzili? ? Ł.S.: W 2003 roku. Tata był górnikiem i no, i tu ogólnie stąd pochodzili. Tam 25 lat przepracował, no i wrócił. ? A czyli jednak są stąd, tylko tam wyjechał do pracy i wrócił. Bo ja myślałem, że tutaj jest taki przeszczep ze Śląska. ? Ł.S.: Nie, nie. Mama pracuje w szpitalu i pracowała w Katowicach wtedy, no a teraz ma pracę w Krakowie, w szpitalu na Galla, a ja pracuję na Siemiradzkiego. To często se razem dojeżdżamy. ? A teraz, wracając tak na szybko do Tomasza Miodka, to ma 24 tysiące wyświetleń! ? Twój tato powiedział, że twój dziadek też… ? Ł.S.: No jeszcze teraz se zrobiłem, dwa tygodnie temu sprzedaż bezpośrednią miodu, czyli mogę legalnie sprzedawać po sklepach. Nikt mi nic nie zrobi. ? A to musi być jakiś atest, jak to się nazywa? ? Ł.S.: Muszę mieć badania sanepidowskie, muszę mieć tu ogólnie odbiór całej pracowni. ? I jak to wygląda, taki odbiór? ? Ł.S.: Przychodzą weterynarze z Powiatowego Inspektoratu [Weterynarii] w Myślenicach no i odbierają całą pracownię, wszystko. Czyli badania muszę mieć wszystkie sanepidowskie, zwykłe lekarskie, no i ogólnie, próbki miodu, wszystkiego. - A jak się Twoje pszczoły mają tutaj. Bo jest krzyk, że pszczoły umierają, że jest katastrofa, że jest jakaś choroba…? ? Ł.S.: A jest, tak… A teraz się strasznie popularna zrobiła pasieka miejska w Krakowie, co prowadzi pan Szeliga. To jest też taki bardzo znany pszczelarz. On jest ogólnie hodowcą matek pszczelich. ? A gdzie wy pozyskujecie matki? ? Ł.S.: My sobie sami nawet produkujemy. Kupujemy matki reprodukcyjne, płacimy za matkę 300-400 zło- tych i my sami wytwarzamy sobie matki. Z tych matek sami tworzymy sobie nowe matki. Czyli z dwóch mamy dwie rodziny wychowujące, które nam wychowują właśnie te matki pszczele i dwie reprodukcyjne, czyli wła- śnie takie, co są te matki takie… Jedna matka pszczela kosztuje 400 złotych… na przykład sprowadzamy ją z północy Polski od Krzysztofa Loca, takiego znanego hodowcy matek. On inseminuje to, my mamy papiery i to wszystko. Ogólnie ja też robiłem, rok temu do Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy odkłady pszczele505, dla pszczelarzy. 40 odkładów. 503 Mowa o Jacku Majchrowskim, Prezydencie Miasta Krakowa. 504 Mowa o Andrzeju Dudzie, Prezydencie RP. 505 Odkład pszczeli – młoda rodzina utworzona poprzez osłabienie rodziny produkcyjnej. Dokonuje się jej poprzez odłożenie kilku ramek z plastrami z czerwiem i pokarmem obsiadanych przez pszczoły, najczęściej bez matki. Tę dodaje się do młodej rodziny potem. Można też poczekać, aż odkład sam wychowa sobie matkę z mateczników ratunkowych. Pobiera się je z jed- nej lub kilku rodzin i osadza w ulu odkładowym lub innym, pełnowymiarowym ulu. Odkład zbudowany z plastrów pochodzą- cych z różnych rodzin (np. po 1–2 ramkach z 3–5 rodzin) określa się jako składaniec. Odkłady składają się zazwyczaj z 3–6 ramek. Zakup odkładów to najpopularniejsza obecnie metoda zakładania lub powiększania pasieki. Odpowiednio wczesne wytworzenie odkładu jest również jednym z najlepszych sposobów, aby zapobiec rójce. Jest też najlepszym sposobem, aby zwiększyć liczbę rodzin w obrębie jednej pasieki. Odkłady w razie potrzeby można też dowolnie łączyć z rodzinami macie- rzystymi. Zob. G. Petrausch, Moja własna pasieka. Hodowla pszczół w mieście, przeł. B. Floriańczyk, Warszawa 2012, s. 61–62. • Co to są odkłady? • Ł.S.: Młode rodziny. • A teraz ile masz rodzin? • Ł.S.: A teraz mam 50. • A ile jest w rodzinie pszczół…? • Ł.S.: Koło 20 tysięcy. • W jednej rodzinie? • Ł.S.: Ale produkcyjnej, czyli tak jak jest maj, czerwiec, lipiec. Teraz już jest coraz mniej. Około 3–4 tysięcy teraz jest. Jak jest silna rodzina. • A jak je w zimie podtrzymujesz, bo tutaj dosyć srogie masz te zimy? • Ł.S.: Ogólnie, teraz strasznie popularny zrobił się gotowy syrop – inwert… Kupują pszczelarze, że już nie chce im się robić tego, żeby cukier robili, tam wodę wymieszali, tylko kupują gotowy syrop inwert, on kosztuje 40 złotych za jedno wiaderko, robią dziurki w tym syropie, obracają na drugą stronę, no i karmią tak pszczoły. • Jedno wiaderko na ul? • Ł.S.: Koło 40 złotych kosztuje, bo tam jest koło 14 kilogramów gotowego syropu. • I to wystarczy na całą zimę? • Ł.S.: Tak, to wystarczy na całą zimę. No ale my standardowo karmilimy… w tym roku my karmili tym… cukrem. • A to jest jakaś różnica, czym się karmi? • Ł.S.: Do tego jeszcze nie doszli, jeszcze nie wiedzą, choć jak tam z tego co czytamy i słyszymy, gdzieś od tych znanych profesorów, no to, że oni wożą te gotowe syropy z Francji, no i stoją w tych beczkach. Praw- dopodobnie, gdzie oni tam stoją, na przykład mają postój gdzieś na jakimś słońcu i tam się wytwarza ten HMF. Takie szkodliwe dla pszczół związek. Bo te cysterny stoją gdzieś w upale. No i pewnie jakieś reakcje zachodzą. W cysternie się robi… gotuje sie tak jakby ten syrop i to jest właśnie nie za bardzo. Dlatego jak my robimy syrop, to nie że gotujemy syrop na palniku, gazie czy płycie indukcyjnej. Tylko my zalewamy wrzątkiem. Ja mam tutaj ten, no jak to się mówi… solarne ogrzewanie, więc mam gorącą wodę no to zalewam. • Czy nazwałeś jakoś swoją pasiekę? • Ł.S.: Mam nazwaną „Oleńka”. • A skąd nazwa? • Ł.S.: Żona ma na imię Aleksandra. • Pasieka jest „Oleńka”, a czy to jest ekologiczna pasieka? • Ł.S.: Ekologiczna. • A co to znaczy? • Ł.S.: To znaczy, że w trakcie sezonu nie używamy żadnych leczeń chemicznych. • A pilnujesz żeby pszczół nie wystawiać na pryskanie, by nie były pryskane, czy to nie ma wpływu? • Ł.S.: Ogólnie, to nie jest rejon, co pryskają. Od strony Raciechowic to pryskają. Tam są sady jabłkowe, no to z dwa razy my przytruli pszczoły na rzepaku. Ale to się prosi rolników, żeby w nocy jeździli, no ale oni i tak jeżdżą, bo mają około 300 ha rzepaku i oni nie wyrabiają się, żeby w nocy przejechać 300 ha więc i tak jadą z opryskiem. A takiego rozwoju pszczół jak na rzepaku to nie ma na niczym. To jest 300 ha żółtego łanu. To nie ma na niczym, to pszczoły głupieją na tym. • Jest pszczoła miodna506. A są rasy, odmiany? • Ł.S.: Są rasy. Takie najważniejsze to: linia kraińska – czyli tutaj my mamy linie przeważnie kraińską507. 506 Pszczoła miodna (Apis mellifera) – rasa naturalna, rdzenny gatunek, zamieszkujący północne części Europy Zachodniej i Środ- kowej. Jej populacja drastycznie zmalała od czasu sprowadzenia przez hodowców pszczół krainki (Apis mellifera carnica) w pierwszej połowie XX wieku i jej szybkiego rozpowszechnienia się. Od lat 80. XX wieku w niektórych krajach Europy Zachodniej powstały inicjatywy na rzecz zachowania podgatunku Apis mellifera mellifera. W Polsce cztery linie tej pszczoły zostały objęte ochroną: augustowska, kampinoska, północna i asta. Zob. Rasy pszczół, [w:] Wikipedia,pl [online:] https:// pl.wikipedia.org/wiki/Rasy_pszcz%C3%B3%C5%82, dostęp: 16 IV 2019. 507 Krainka, pszczoła rasy kraińskiej (ang. Carniolan honey bee, łac. Apis mellifera carnica, Pollmann) – podgatunek zachodnioeu- ropejskiej pszczoły miodnej. Naturalne występowanie tej pszczoły obejmuje przede wszystkim Słowenię, oraz południową Austrię, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę, Serbię, Węgry, Rumunię i Bułgarię. To drugi najbardziej popularny podgatunek pszczół hodowany przez pszczelarzy na świecie. Ceniona jest ze względu na duże możliwości obronne przeciw innym owa- dom przy jednoczesnym braku agresywności w stosunku do pszczelarza. Zob. M. Gromisz, Rasy pszczół w Polsce, „Pszczelar- stwo” 1981, nr 4, s. 2–4. ? Chodzi o południe Polski? ? Ł.S.: Ogólnie, o całą Polskę bo to kraińska. My mamy pszczołę. I tutaj jest taka selekcja matki pszczelej, bo to się dzieli na rasy i tu mamy u nas tu w rejonie jest „Krainka Dobra”508, ona tutaj z Dobrej pochodzi. Taka lokalna rasa, tu jest taka selekcja genetyki, wszystko. Tutej na obszarze Dobrej, Limanowej, tamtych rejonów. Tutaj my nie jesteśmy w obrębie tego… tej właśnie selekcji, no ale ogólnie, to bazuje się na tej Dobrej. Później jest jeszcze taka hybryda – „bakfast”509 się nazywa. Później jest „kaukaska pszczoła”510 i jeszcze jest „pszczoła włoska”511, czyli tam z Włoch i z tego, to jest żółta taka pszczoła. No i jest jeszcze „pszczoła środkowoeuropejska”512. ? A one mogą się krzyżować ze sobą? ? Ł.S.: Mogą się krzyżować i krzyżują się. Hetorozja513, to jest na jedno dobre takie krzyżowanie. Bo to jed- na od drugiej bierze jakieś geny. Czyli, że jedna jest bardziej higieniczna, czyli czystość jest w ulu, druga – że jest bardziej miodna, trzecia – że jest mniej agresywna, no i to jest mniej więcej selekcja. Bo jedna matka pszczela się zapładnia koło 15 do 20 trutniami. Są różne te trutnie, różne osoby mają różne te pszczoły. ? A Ty też robisz takie rzeczy, że wpływasz na to, jakie mają te pszczoły być? ? Ł.S.: A matka leci do 15 kilometrów, żeby się zapłodnić. Po okręgu tutaj całym, czyli do Myślenic może nawet dolecieć i wraca. ? Ja jeszcze chcę na chwilę wrócić do tego…, bo Twój ojciec powiedział, że miałeś w rodzinie pszczelarzy? ? Ł.S.: No miałem tu dziadka, on tu mieszkał. ? Rozmawiałeś… znaczy się znałeś go i rozmawiałeś z nim o pszczołach? ? Ł.S.: Znałem, ale nie rozmawiałem, mały byłem i tak mnie nie wciągało to jeszcze. 7-10 lat miałem, no to wtedy mnie tak nie interesowało. 508 Pszczoła kraińska linii Dobra (Apis melifera carnica) – występuje w paśmie Beskidu Wyspowego, na terenach porośnię- tych lasami jodłowymi. Poprzez naturalną selekcję przystosowała się do trudnych warunków klimatycznych i użytkowych, wytwarzając szereg unikatowych cech takich jak: odporność na choroby poprzez bardzo silny instynkt higieniczny, dobrą zimotrwałość, przystosowanie do zimowli na spadzi, przerywanie czerwienia we wrześniu, ostrożne podejmowanie czer- wienia na wiosnę oraz szybki rozwój po ustabilizowaniu się pogody. Pierwsze informacje o pszczole z miejscowości Dobra pochodzą od pszczelarzy z Dobrej. Pierwsza selekcja tych pszczół została przeprowadzona w latach 1936–1939. Pszczoła ta pozostawała w miejscowych pasiekach w sposób naturalny u pszczelarzy, którzy od dawna znali i doceniali jej wartość hodowlaną. Dzięki temu, że „bronili się” oni przed importowanymi liniami i krzyżówkami, pszczoła linii Dobra pozostała w niezmienionym stanie. Tereny, na których występuje charakteryzują się pożytkiem spadziowym ze spadzi jodłowej, stąd zainteresowanie pszczelarzy prowadzących gospodarkę wędrowną tymi terenami i podwożenie pasiek na pożytki. Postulo- wany dla utworzenia rejonu hodowli zachowawczej pszczoły linii Dobra teren ma na celu jej ochronę przed krzyżowaniem z przypadkowymi pszczołami oraz wysycenie terenu populacją pszczoły miejscowej. Pszczoły, [w:] Program Ochrony Zasobów Genetycznych Zwierząt Gospodarskich, http://www.bioroznorodnosc.izoo.krakow.pl/pszczoly/krainska, dostęp: 16 IV 2019. 509 Pszczoła miodna Buckfast (Apis mellifera buckfast-hybrid) – sztuczna rasa/rasa syntetyczna pszczoły miodnej stworzonej przez człowieka „man-made bee” w wyniku skrzyżowania 7 ras pszczół: Apis mellifera ligustica (Północne Włochy), Apis mellifera mellifera (Wielka Brytania), Apis mellifera mellifera (Francja), Apis mellifera anatolica (Turcja) i Apis mellifera cecropia (Grecja). Buckfast zawiera geny również dwóch ras pszczół afrykańskich: Apis m. sahariensis i Apis mellifera monticola, ale nie afrykańskiej Apis mellifera scutellata. Została wyhodowana w latach 20. XX wieku przez Brata Adama, mnicha zajmującego się pasieką w angielskim opactwie Buckfast Abbey w Buckfastleigh. Początkowo była to krzyżówka między żyjącą wówczas na terenie Anglii czarną pszczołą miodną Apis mellifera mellifera i sprowadzoną przez brata Adama pszczołą Apis mellifera ligustica. W ciągu dziesięcioleci hodowli kombinacyjnej i konsekwentnej selekcji stworzył on pszczołę łączącą w sobie naj- bardziej wartościowe cechy różnych ras pszczoły miodnej. To pszczoła łagodna, nierojliwa, bardzo dobrze znosząca zimowlę. Zob. P. Gierchatowski, Co to jest Buckfast, http://www.miesiecznik-pszczelarstwo.pl/artykuly/2007_06/artykul_2007_06. html, dostęp: 14 IV 2019. 510 Pszczoła kaukaska wywodzi się z dalekiego Kaukazu, jednak bardzo dobrze czuje się w polskich warunkach. Dużą zaletą jest mała skłonność do rojenia, duża łagodność i mocne trzymanie się plastrów, wadą skłonność do nadużywania kitu pszczele- go, niezbyt duże dbanie o porządek oraz wysoka skłonność do rabunku (chociaż własnego gniazda bronią doskonale). Zob. M. Gromisz, Rasy pszczół w Polsce, „Pszczelarstwo” 1981, nr 4, s. 2–4. 511 Pszczoła liguryjska (Apis mellifera ligustica) – podgatunek zachodnioeuropejskiej pszczoły miodnej. Występuje na terenie Włoch, od Alp na północy, do Sycylii na południu. Została najbardziej rozpowszechniona ze wszystkich podgatunków pszczół miodnych i przystosowała się do większości klimatów, od subtropikalnych po chłodne umiarkowane, przy czym w wilgotnych regionach tropikalnych jest mniej skuteczna. Zob. Brat Adam, Hodowla pszczół miodnych, Mytholmroyd 1987, s. 96-98. 512 Chodzi o wspomniany powyżej podgatunek pszczoły miodnej (Apis mellifera mellifera). 513 Heterozja (gr. hetér?sis – przekształcenie), wigor mieszańców, bujność mieszańców – zjawisko polegające na zwiększeniu wartości fenotypowej cech ilościowych pierwszego pokolenia mieszańców w odniesieniu do homozygotycznych (posiada- jący identyczne allele/wersje danego genu) rodziców. Wartość fenotypowa jest podstawą do oceny wartości hodowlanej zwierzęcia, które stanowi kryterium selekcji. Zob. Mały słownik biologiczny, red. B. Halicz, aut. haseł H. i K. Dobrowolscy i in., Warszawa 1972. • A kiedy tu wróciliście z rodzicami, to…? • Ł.S.: To jeszcze żył, były jeszcze pszczoły, ale wtedy to też jeszcze miałem mało lat, bo to do trzeciej klasy gimnazjum poszedłem w Wiśniowej wtedy. • A zagrożenia dla pszczół oprócz tych takich chemicznych? • Ł.S.: Są, są i tutaj właśnie w powiecie jest „zgnilec amerykański”. To jest poważna choroba. To jest bak- teria taka. Ona rozkłada wszystkie rodziny. Przyjeżdża… Gdzieś jeśli jakiś pszczelarz wykryje tego zgnilca, to przyjeżdża weterynarz, ogólnie cały tam z Krakowa i ten, robią próbki miodu i tego czerwiu514 i tego wszystkie- go, no i w większości – jak ktoś ma 10-15 rodzin – no to palą te rodziny. To jest choroba czerwiu pszczół. To jest tak, że się już jej nie uratuje, takiej rodziny. • Czy to wchodzi w miód i jest szkodliwe dla człowieka? • Ł.S.: Nie, nie, tylko dla pszczół jest szkodliwe. A ogólnie, dla pszczół jest taka, co my się… co jest trudna do zwalczania, to jest warroza515. To jest taki robaczek czerwony, chodzi po pszczołach. Z tym sobie ludzie nie dają rady i dlatego padają pasieki. • I to jest roztocz? • Ł.S.: Roztocz Varroa destructor. • A skąd to się bierze, skąd to się przywleka? • Ł.S.: To w latach 80. skądś przywlekło się z Bałkanów, albo nie wiem skąd. Jak gdzieś lecą na kwiateczek, no i ta właśnie Varroa destructor, no to ona gdzieś jest i to ona właśnie… bo to jest tak, jakby na człowieku kleszcz. I chyta się gdzieś pszczoły i wlatuje do ula, wchodzi do komórek i pszczoła se nie daje rady, jak się za- sklepi. To w środku siedzi w czerwiu. No i tak się rozmnażają, jak ktoś źle leczy, to właśnie na wiosnę albo teraz już o tej porze, już rodzin nie ma w ulach. • W jaki sposób się temu zapobiega i jak Ty próbujesz temu zapobiegać? • Ł.S.: Ogólnie, my należymy do Koła Pszczelarzy w Wiśniowej i należymy do Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Krakowie no i tam jest… dostajemy z Unii Europejskiej dotacje w wysokości 80% i kupujemy dwa takie znane leki” „Apivarol” i „Biovar”. „Apivarol” to jest taka tabletka do spalania w ulu, a „Biovar” to są paski. • To jest takie duszenie. • Ł.S.: Tak. • A co jest z tymi szerszeniami? To są bajki czy miałeś takie akcje, że szerszenie rzeczywiście napadają na…? • Ł.S.: Kilka pszczółek no to ściągną w trakcie sezonu, tam przy wlotku, ale nie tak żeby zaatakowały ro- dzinę. Ogólnie, z takim szerszeniem rodzina pszczela sobie da radę. Ona go zagotuje w środku. Ogólnie, w tym roku jest bardzo dużo os. • A osy co robią pszczołom? • Ł.S.: Latają przed wlotkami, wlatują do uli. Ale dla pszczelarza to jest udręka, bo tak latają te osy. A uką- szenie takiej osy jadem jest dużo gorsze jak pszczoły. Dużo bardziej boli. • A pracujesz w stroju? Jesteś uczulony? • Ł.S.: Tak, pracuję, chronię oczy. Można stracić wzrok nawet, jakby strzeliła gdzieś pszczoła tutaj. To nie są żarty. • A jest taka możliwość, że na cieplejszy klimat może być taki japanese hornet516, ten japoński? Bo one są na południu Europy. • Ł.S.: Nie, nie, nie. • Powiedziałeś, że są różne rasy, jest tak, że jedna pszczoła jest bardziej odporna na mróz a druga mniej? • Ł.S.: Nie, nie ma, to wszystko jedno. Przyszły sezon zaczyna się od tego roku od lipca, zależy kto jak przygotuje rodzinę. • A w jaki sposób Ty przygotowujesz? I co się robi żeby przygotować? • Ł.S.: Żebym ja przygotował rodzinę, no to ja muszę je, w tym roku na przykład spadzi nie było, no to ja se… w lipcu, sierpniu było słabo ze spadzią, w czerwcu się skończyła spadź iglasta. 514 Czerw – typ beznogiej larwy bez wyraźnej puszki głowowej. W pszczelarstwie jest to nazwa wszystkich stadiów rozwojo- wych pszczoły miodnej przed wygryzieniem z komórki. 515 Warroza (Varroasis apium) – choroba wywoływana przez roztocz Varroa destructor rozwijające się na czerwiu i dorosłych osobnikach pszczół miodnych. 516 Japoński szerszeń, ang. Japanese giant hornet (Vespa mandarinia japonica) – podgatunek szerszenia azjatyckiego (Vespa man- darinia) – owada z rodziny osowatych (Vespidae), największego szerszenia świata. ? To ze względu na temperaturę? ? Ł.S.: Nie. Do tego jeszcze nie doszli, dlaczego ona się pojawia i dlaczego ona się kończy. ? Bo to są robaczki na igliwiu. ? Ł.S.: I one takie kupy robią. Ale ogólnie, to jest miód co najbardziej schodzi, najwięcej się ludzi pyta… ? A mi najbardziej smakuje. ? Ł.S.: No i właśnie, no i przyjdzie jakaś ulewa i zmyje tą spadź, no i spadzi nie ma do końca sezonu. Przyj- dzie jakiś grad albo coś. Jesteśmy tutaj wszyscy uzależnieni od tej spadzi, no i od pogody. Czy jest wilgotność, czy jest parno. Jeszcze do tego nie doszli, jeszcze książki tak nie napisali do tego: „jak się pojawia spadź, dlacze- go, a dlaczego się kończy”. ? Ile miej więcej zajmuje Ci czasu praca z pszczołami? Bo nie dość, że masz swój normalny etat to jeszcze masz pracę z pszczołami. Masz dwa etaty? ? Ł.S.: Czasem więcej. Bo przyjdzie zima, to przychodzi zbijanie ramek, dezynfekcja uli, wtapianie węzy, przelewanie miodu. Trzeba tutaj też pomyśleć o sprzedawaniu miodu. ? A masz jakiegoś pomocnika? ? Ł.S.: Nie, nie mam. Sam se… żona mi pomaga niekiedy przelewać. Z tym kolegom radzimy sobie sami. Podnosimy sobie ule, wozimy na pożytki różne, bo tak samemu to byłoby ciężko, kogoś trzeba mieć do pomocy. No to właśnie z tym Marcinem no to razem pracujemy i razem mamy w tych różnych miejscach, razem też ule… ? Pilnujecie, żeby koło pszczelarskie, pilnujecie żeby oni w jakiś sposób dbali o wartość tego miodu? Czy oni po prostu zrzeszeni i nie macie nad nimi żadnej kontroli? ? Ł.S.: Zrzeszeni są tylko, nie, nie, nie mamy. Za dużo kosztuje taka analiza tego miodu i tego wszystkiego. To tak nie możemy sprawdzać. ? A wymyśliliście sobie z kolegą „obrendowanie” waszego produktu? ? Ł.S.: Myślimy. ? Ale macie to już zrobione? ? Ł.S.: Nie, ale ogólnie, mamy swoje pieczątki, wszystko: numer telefonu, numer weterynaryjny. ? Ok. W takim technicznym sensie. A na zasadzie stworzenia, no wiesz, słoik taki, obwoluta taka… ? Ł.S.: Nie, to tego jeszcze nie mamy. ? A myślicie o tym? ? Ł.S.: Myślimy, ale to wszystko pieniądze. Ja se wolę więcej uli kupić powiem szczerze. Wciąga. Tu się ma dwa, tu trzy, a to coraz bardziej wciąga. Coraz więcej by się chciało. Teraz nowe miejsce w Łekach… no i to tak ciągnie. U kolegi w pracy na… ? A właśnie, a jeździcie gdzieś jeszcze dalej? ? Ł.S.: To musimy jeszcze zakończyć to jakoś. To jak u kogoś trzymamy, to zawsze dajemy jakiś miód pod koniec sezonu. Na przykład tam 5 litrów za to, że nam ktoś udostępni miejsce. Tak żeby to kulturalnie… ? A grykę517 też robicie czy to za daleko? ? Ł.S.: Za daleko, nie nasz rejon. To północ albo Janów Lubelski. Za daleko. To samo wrzos518. Królem miodu jest wrzos, koło 100 złotych za liter miodu takiego. No ale tu gdzieś to Wrocław, bory te, później na Podkarpaciu to te różne poligony wojskowe, to wszystko. U nas tutaj nie ma tego. U nas tu… Małopolska no to miód spadziowy to jest numer jeden! ? A jaki jest najdroższy? ? Ł.S.: Wrzosowy a potem spadziowy. Najtańszy jest rzepakowy. ? Czy to się potem przekłada na…? 517 Miód gryczany – ma ciemny kolor mocnej herbaty. Przechowywany przez dłuższy czas w miejscu, w którym jest możliwy dostęp światła, zmienia barwę z ciemnobrunatnej do prawie czarnej. Uważany jest za najciemniejszy ze wszystkich miodów. Oprócz tego można go rozpoznać po intensywnym zapachu biało-różowych kwiatów gryki. Zob. Miód gryczany, [w:] Sklep „Wcinaj miód!”, [online:] http://wcinaj-miod.pl/miod-gryczany/, dostęp: 16 IV 2019. 518 Miód wrzosowy – ze względu na trudność i pracochłonność w pozyskaniu nazywany jest „królem miodów”. Dostępny w nie- wielu pasiekach również z powodu małej liczby wrzosowisk w Polsce. Jest bardzo esencjonalny i posiada naturalny zapach wrzosu. Ma smak raczej gorzkawy i ostry, co jest dość rzadkim zjawiskiem wśród odmian miodu. Nie zawiera wielu witamin, jednak ich brak rekompensuje wysoka zawartość enzymów i wolnych aminokwasów. Zob. Miód wrzosowy, [w:] Sklep „Wcinaj miód!”, [online:] http://wcinaj-miod.pl/miod-wrzosowy/, dostęp: 16 IV 2019. • Ł.S.: Teraz się bardzo popularnym miodem staje nawłociowy miód519. Teraz właśnie; sierpień, wrzesień. • A co to jest nawłoć? • Ł.S.: W Tyńcu jest tego bardzo dużo. Jak się jedzie autostradą to po prawej i lewej stronie, tam gdzie Wisła. • I tam wieziecie? • Ł.S.: Wieźlimy w tamtym roku, ale już w tym roku już my tam nie wieźli. Bo strasznie dużo tam przyjeżdża pszczelarzy typu „Bartnik Sądecki”, taki znany i tam właśnie jest dużo chorób i tego wszystkiego i już tego… • A pszczoły są tak… A może pomylić ci ul pszczoła? • Ł.S.: Nie, matkę czują. Instynkt mają. No i ogólnie, mielimy akcję sadzenia tych roślin miododajnych tutaj w rejonie. No. Ogólnie, na szkole w Glichowie my sadzili akacje i lipy. Dostaliśmy dofinansowanie z fundacji „Arts”520. • No to poczekacie trochę. Kiedy to zakwitnie? • Ł.S.: Nie, nie, nie. Z 10-15 lat. • To taka długa perspektywa. • Ł.S.: Ale chcemy tak ogólnie. No i se pszczelarze i wszyscy tam posadzili to różne te akacje, żeby zwięk- szyć. Tu ogólnie, nie ma tak rolnictwa i ludzie tak nie sieją tych poplonów typu facylia, gorczyca. A tam gdzieś na północy, na wschodzie no to sieją to. • A te kwiaty łąkowe, ale taka łąka z wysiewu, na zasadzie koniczyna, lucerny. Łąki z nasion to jest to uprawiane? • Ł.S.: Tutaj u na tu w rejonie nie jest uprawiana. Tutaj jest sporadycznie, gdzieniegdzie są te koniczyny, to wszystko, ale to pszczoła, to nie jest towar, to nie jest pożytek towarowy. Pożytek towarowy to taki rzepak, gryki hektary. • A takie przymrozki już pozimowe? • Ł.S.: No waśnie to nie jest dobre dla pszczoły. • Jak temu można przeciwdziałać, żeby one nie wymarzły w tym ulu? • Ł.S.: Nic nie zrobimy. Muszą być silne rodziny. Tak jak mówię, od lipca trzeba przygotowywać silne ro- dziny. Czyli karmić, tak jak w tym roku, co trzy dni litrem syropu, bo je to stymuluje, czyli matka czerwi coraz więcej, no i dobrze leczyć, no. • A kiedy sprzedajesz taki miód, to gdzie go sprzedajesz? • Ł.S.: Tu już sprzedaję, nawet na placu Szczepańskim w Krakowie. • A to dobrze wiedzieć. Powiem mamie. • Ł.S.: Jest tam taki sklep Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy, dlatego se zrobiłem tą sprzedaż bezpo- średnią. Bo bez sprzedaży bezpośredniej tam bym miodu nie mógł dać. Teraz ja jestem jako pierwszy, co se zrobiłem taką sprzedaż w kole. Wszyscy się boją… • A myślisz, że…? • Ł.S.: Ten kolega, zastępca, Marcin już składa teraz… • Dokumenty. A to musisz co, wystarać się o te wszystkie weterynaryjne pieczątki…? • Ł.S.: Tak, tak. Żeby było wszystko czysto, sterylne; chemia, żeby było czym te miodarki myć i to wszystko sprawdzają… Tu są właśnie lipy zasadzone, gdzie teraz jesteśmy. • Do Warszawy zapraszam, tam są całe ulice w lipach. • Ł.S.: Tam też się zrobiły te pasieki miejskie. • Tak, tak, tam też teraz jest… a to ma sens? 519 Miód nawłociowy – nazywany kiedyś „nektarem życia”. Mało popularna i stosunkowo nowa odmiana miodu w Polsce. Po- wstaje z nektaru nawłoci pospolitej – rośliny potocznie nazywanej mimozą, złotą rózgą lub złotą dziewicą, która opanowała tereny Małopolski i Podkarpacia. To bardzo cenna roślina zarówno dla pszczelarzy, jak i dla pszczół. Kwitnie na przełomie sierpnia i września, aż do późnej jesieni (czasem nawet do pierwszych przymrozków), dzięki czemu pszczoły mogą przetrwać zimę. Ma od wieków znane właściwości antyseptyczne. Jest szczególnie pomocna w zwalczaniu zakażeń, stanów zapalnych układu moczowego, a także w leczeniu ran i owrzodzeń. Powszechnie uważana jest przez rolników za chwast, jednak jest jedną z niezwykle wydajnych roślin miododajnych. Miód nawłociowy jest zdecydowanie trudniej dostępny niż inne rodza- je miodów, między innymi dlatego, że pszczelarze muszą pozostawić pewną jego część jako pokarm dla pszczół na zimę. Nawłoć kwitnie najintensywniej w czasie, gdy pszczoły zaczynają zimowe przygotowania. Pszczelarze muszą więc zadbać o późne zakarmienie pszczół, chcąc uzyskać miód nawłociowy. Zob. Miód nawłociowy, [w:] Sklep „Wcinaj miód!”, [online:] http://wcinaj-miod.pl/miod-nawlociowy/, dostęp: 16 IV 2019. 520 Fundacja Sztuki, Przygody i Przyjemności „Arts” z Myślenic. ? Ł.S.: Proszę? Te pasieki miejskie? Tak, mają, mają. One niekiedy więcej wezmą miodu jak my tutaj na wsiach. Tam jest dużo więcej tych lip i akacji. ? A jak jest z jakością takiego miodu? ? Ł.S.: Nic. Tam gdzieś robili badania, ale nic nie wykryli. ? To, że tam jest zanieczyszczenie, to nie szkodzi? ? Ł.S.: Nie ma zanieczyszczeń. Pszczoła jak jest jakiś oprysk tam gdzieś, to już nie wróci do ula, do środka, bo jej już strażniczki nie wpuszczą. Bo jest inny zapach i to wszystko. ? Czyli jak się dostaje do ula, to znaczy, że jest ok. Czy są jacyś inni wrogowie pszczół, oprócz tych dwóch chorób? ? Ł.S.: Teraz się popularny u nas w powiecie zrobił niedźwiedź. ? Nie mów, że macie tu niedźwiedzia? ? Ł.S.: Ale to nie tu u nas w kole, ale to gdzieś tam Pcim, w Stróżach. ? Czy to jest prawda, że sikorki robią takie akcje, szczególnie w zimie, że podobno… Sikorki jak tylko jest luty, jak tylko trochę tak przygrzeje, że one siadają przy tym i one wyłapują te pszczoły, które wychodzą w zi- mie? To jest prawda, czy nie? ? Ł.S.: Powiem szczerze, że nie wiem, tego nie słyszałem. Tu ogólnie, też mam zasadzone choinki. Taką zrobiłem se mini plantacje choinek, jodły kaukaskiej i świerka, tylko mam zarośnięte to teraz. Tu ogólnie, są po- łacie tego mniszka lekarskiego na tych łąkach. Tak jak mówię, na pięć rodzin wystarczy, ale jak chcesz postawić pięćdziesiąt to nie bardzo. ? A jakbyś miał promować Twoje działanie, i działanie Twojego koła, to jak myślisz, co by było najsensow- niejszą sprawą? ? Ł.S.: Tak ogólnie w gminę? Żeby więcej było pszczelarzy? Pierwsze to żeby było lepiej i więcej pszczół to większy [nieczytelne] pożytku, czyli te poplony – jak powiedziałem – gorczycę. Żeby rolnicy… ? Aha. Czyli z powrotem musiałoby wejść rolnictwo. A ludzie tutaj uciekają od tego? ? Ł.S.: Tak, uciekają. Teraz się rolnictwo opłaca, ale jak ktoś ma powyżej 50 ha. ? A tutaj są po trzy hektary. ? A Ty myślisz o tym, żeby powiększać swoją ziemię? ? Ł.S.: Myślałem nad tym nawet… To wchodzimy do lasu? Tu jest przeważnie buk – ogólnie, najzdrowsze drzewo. Są najtwardsze. ? A dziki tu są? ? Ł.S.: Tu mamy taką chatkę, korpusy tu są, tam różne mam takie szpeje pszczelarskie. Typu ramki i takie rzeczy. ? Sam to stawiałeś? ? Ł.S.: Tak. Tam może będziemy widzieli zalew w Dobczycach. Tu jest dobra wilgotność i mikroklimat, tu się pierwsza pojawia spadź, no i stok południowy. Wszystko zależy od nachylenia przede wszystkim. ? A robisz jakieś miody pitne? ? Ł.S.: Nie. Tak wszystkiego nie można, też jest rodzina, dzieci. Tak to cały czas musiałbym siedzieć. ? Tak. Zapominam o tym, że jest jeszcze praca. Tych odpszczelich, nazwijmy to, produktów jest strasznie dużo. ? Ł.S.: Jest, jest. To jest teraz bardzo modne w naszym kraju. Fot. 124. Pasieka Łukasza Spytka i wiśniowskiego koła pszczelarzy, Glichów 2018. Fot. Anahita Rezaei • A Twój dziadek miał ule czy…? • Ł.S.: Miał pięć uli… • Ale bartnikiem nie był? • Ł.S.: Nie, nie był. • Codziennie dojeżdżasz do roboty? • Ł.S.: Dniówka, nocka, dwa dni wolnego. To mam właśnie ten dobry system. Dlatego mogę go pogodzić z pszczołami. • A Ty masz jakiś rodzaj etatu? • Ł.S.: Nie to jest dobroczynne. • Ale mi chodzi o… • Ł.S.: Prezesowanie… nie, to nie ma wynagrodzenia za to. • A na policji masz etat? • Ł.S.: Etat, tak. • I to masz zarejestrowane jako działalność? • Ł.S.: Nie, nie mam. To jest jako rolnik, nie trzeba mieć żadnej działalności. Do 80 uli to się nie rejestruje tego nigdzie. • To sensownie, ale 80 uli to już jest mordęga. To już musiałby być was z pięciu, nie? • A jeśli byłyby takie jarmarki spożywcze organizowane w gminie tutaj na dole…? • Ł.S.: To by było dobre, tylko to trzeba by rozpromować. W Krakowie mają takie coś. 7-9 wrzesień było „Krakowskie Miodobranie” na placu Wolnica. To było rozreklamowane w telewizji, radiu, wszędzie. • W sumie jak jest was 35 osób to całkiem spore koło, to można by zrobić sporą imprezę o tym miodzie. A jest jakaś konkretna data, a może patron? • Ł.S.: Św. Ambroży – to koło 6-7 grudnia. Sezon intensywny teraz się już powoli kończy, druga połowa września, tak do końca września. • Pszczela Wola jest w Polsce takim popularnym miejscem. Tam przyjeżdżają studenci, to jest w Lubel- skiem. Stróże, tam jest Skansen [Pszczelarski] „Bartnika Sądeckiego”. • W momencie kiedy Ty się uczysz, to jak wygląda Twoja nauka? • Ł.S.: Samoukiem jestem. Szukam w Internecie. Z roku na rok też zdobywam doświadczenie. Nie ma takiego samego roku, żeby była taka sama pogoda i wszystko. • A nie ma tak, że są pszczelarze, którzy mają ogromne doświadczenie i na przykład jest jakieś spotkanie z nimi? • Ł.S.: Są, są, jeździłem na takie szkolenia. Właśnie z tego Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Krakowie są organizowane różne szkolenia, nawet w naszym powiecie w Myślenicach. • I wtedy jedziesz na coś takiego, słuchasz, możesz zadać pytanie? • Ł.S.: Różni wykładowcy się tam pojawiają, z Puław dużo osób przyjeżdża, bo w Puławach jest katedra pszczelarstwa521. • Te ule są tak podniesione dla Twojej wygody? • Ł.S.: Nie. To muszę pościągać, bo jest kwestia karmienia. Tutaj fajnie cień mają. Mam jeszcze tak przygo- towane, że (… ). … bo kradną strasznie dużo uli. • Jak to kradną? • Ł.S.: No kradną, przyjeżdżają samochodami dostawczymi, podjeżdżają i kradną. Nawet w naszym kole się zdarzyło. • Ale kolega koledze, czy…? • Ł.S.: Nie wiadomo. Nie doszli do tego. Ale to pszczelarz pszczelarzowi tak mi się wydaje. • Tutaj widzę różne ule. • Ł.S.: Są poliuretanowe, tu są drewniane różnej produkcji. A kiedyś tak jeszcze 20-30 lat temu to tak nie można było podejść pod ule, bo była agresja od razu. Pszczoły były agresywniejsze. • To genetyczna zmiana? • Ł.S.: Tak. • A które są najbardziej łagodne? 521 Mowa o Instytucie Ogrodnictwa Zakład Pszczelnictwa w Puławach. ? Ł.S.: W większości to „Buckfast” jest najłagodniejszy, ta hybryda. Różne tam są. To brat Adam tworzył tą linię „Buckfasta” w Anglii. Jeździł po całym świecie po różnych zakątkach: Afryka, Australia i brał tam troszeczkę z genetyki różnych pszczół i tak stworzył tego „Buckfasta”. ? A co teraz te pszczoły robią? Bo one już skończyły pobieranie… ? Ł.S.: Oblatują się, czyli młode pszczółki, te co wyszły z komórki, to się oblatują przed zimą jeszcze, żeby się oblecieć. ? A blacha to chodzi, żeby w czasie deszczu nie namakały ule? Bo wilgoć nie jest dla nich najlepsza? ? Ł.S.: Tak. ? A może być na przykład przegrzanie? ? Ł.S.: Tutaj mogę pokazać, jak to wygląda. [OTWARCIE ULA] ? A z czego wynika taki spokój? ? Ł.S.: To właśnie z tych ras. Właśnie w większości ci starzy pszczelarze to oni mają agresywne. ? A może być przegrzanie? ? Ł.S.: Może, jak są takie upały. ? A jak się zapobiega temu? ? Ł.S.: Lepiej je mieć w takim zacienionym miejscu. ? Czy masz na przykład, no bo sam powiedziałeś, że ludzie są uczuleni, i można nawet… Czy można się tego nabawić? Wtórnie dostać tego szoku? ? Ł.S.: Można. Jak ktoś nie ma a później dostaje. ? I masz w domu takie substancje…? ? Ł.S.: To się nazywa adrenalina. ? Te ramki sam zbijasz? One są z owocowych drzew? ? Ł.S.: One już są przygotowane do zimy i zasklepione. Ramki są albo iglaste, albo lipa, różnie. Mogę jesz- cze czerw pokazać. ? A one mają gorsze dni? ? Ł.S.: Nie, ale lepiej żeby nie było jakiegoś zapachu, na przykład po alkoholu. ? A to czym przykładasz, to jest co? ? Ł.S.: Mata. Dogrzewanie. ? A pszczoły znają swoich pszczelarzy? Jakby ktoś inny przyszedł ruszać ich ule? ? Ł.S.: Może coś być w tym… ale tak to nie, takiego czegoś nie ma. ? A jak zwozicie miód stąd? ? Ł.S.: Samochodem tutaj podjeżdżamy od drugiej strony. ? Czy używasz jeszcze… zraszasz je, pryskasz czy one już są tak spokojne, że Ty nie musi ich odymiać? ? Ł.S.: Nie no, pewnie mam takie rzeczy, wożę ze sobą w samochodzie. ? Z czego się robi ten dym? ? Ł.S.: Najlepiej z wierzby. ? Czy im bardziej w góry to tam też będą pszczoły i pasieki? ? Ł.S.: Tak, w Zakopanem są. No i ta jak ta spadź, to na przykład kilometr różnicy i w jednym miejscu bę- dzie, a w drugim nie będzie. ? No ale pszczole kilometr w tę czy we w tę to robi różnicę? ? Ł.S.: No tak, kilometr nie ale już trzy kilometry to za daleko. ? Matka – mówiłeś, że lata 15 km, a robotnice też tak latają? ? Ł.S.: Nie, nie one blisko, tak 1,5 km dalej już jest nieopłacalne. Bo ona spala to, co weźmie, nektar, to w trakcie lotu spala. Są w Polsce różne ule i różnią się one ramkami, długością ramek. ? A jak Twoi kumple z roboty zapatrują się na Twoją pasję? ? Ł.S.: Dobrze. Miodek mam pseudo. Jeszcze mam pasiekę w Wiśniowej, pod Grodziskiem. Naoglądam się w pracy wielu rzeczy, to lepiej mieć potem jakieś zainteresowania, a nie na przykład alkohol… Jeśli nie ma żadnego zainteresowania, to idzie się w używki, koledzy, alkohol itd. Fot. Maria Wilk Monika Kowal Profesja/umiejętność/praktyka: malarstwo, rzeźbiarstwo, tkactwo artystyczne, różne formy plastyczne, kolekcjonerstwo Miejsce zamieszkania: Poznachowice Dolne Pani Monika urodziła się w Wiśniowej. Obecnie mieszka w Poznachowicach Dolnych wraz z mężem Sylwestrem Kowalem. Wykształcona artystka. Ukończyła Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych im. Jana Matejki w Nowym Wiśniczu (specjalizacja: tkactwo artystyczne). Edukację kontynuowała w Krakowie, gdzie z wyróżnieniem obro- niła dyplom w pracowni grafiki warsztatowej Instytutu Grafiki i Wzornictwa Wydziału Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie (2009). Specjalizuje się w rzeźbie, malarstwie, rysunku, linorycie, grafice warszta- towej oraz tkactwie artystycznym. W 2010 roku w Galerii „Bakałarz” Biblioteki Pedagogicznej w Myślenicach miała miejsce wystawa prac plastycznych jej autorstwa: 11 grafik dyplomowych wykonanych techniką linorytu • cykl pracy dyplomowej pt. Nieśmiertelność zamków i 4 rysunki węglem przedstawiające stare, opuszczone do- mostwa, strychy. Wraz z nią swoje prace zaprezentował jej szwagier Jacek Kowal: 6 płaskorzeźb w piaskowcu. Organizatorzy nadali wystawie wymowny podtytuł Rodzinna. Ponadto swoje prace pani Monika prezentowała m.in. w Krakowie (wystawa plenerowa), Kamieńcu Podolskim (Ukraina) i w Wiśniowej (Gminny Ośrodek Kultury i Sportu). Wykonuje różne prace artystyczne na zamówienie, m.in. prace rzeźbiarskie o tematyce religijnej, których częstym tematem jest Chrystus Frasobliwy. We wspomnianym Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Wiśniowej, prowadzi zajęcia plastyczne jako instruktorka, przekonując młodzież, że sztuki plastyczne to nie tylko malarstwo, oraz pokazując jak bardzo rozległe i niezgłębione jest bogactwo technik wykorzystywanych do tworzenia dzieł artystycznych. W trakcie zajęć uczestnicy mają okazję spróbować swoich sił np. w grafice warsztatowej, tworzą swoje własne linoryty522, poznają m.in. technikę monotypii523. Wraz z mężem kolekcjo- nują stare zabytkowe przedmioty, które odnawiają. Pani Monika jest autorką rysunków w niniejszej publikacji. 522 Linoryt – tradycyjna technika graficzna, zaliczana do tzw. druku wypukłego (tak samo jak np. drzeworyt). Oznacza to, że odbitka graficzna powstaje dzięki zastosowaniu matrycy, której elementy wypukłe pokrywane są farbą i poprzez silny do- cisk odbijane na arkuszu papieru lub na innym odpowiednim podkładzie. Fragmenty, które mają pozostać niezadrukowane, zostają wycięte za pomocą odpowiednich dłutek oraz nożyków. Jak sugeruje już sama nazwa, technika linorytu ma pewien związek z linoleum. Tworzywo to pełni z zasady rolę niezbędnej matrycy graficznej. Zob. E. Szostakiewicz, Co to jest linoryt?, [online:] https://linorytem.pl/linoryt-co-to-jest/, dostęp: 2 IX 2019. 523 Monotypia – technika ręcznego odbijania na zwilżonym papierze rysunku, wykonanego uprzednio wolno schnącymi farbami na płycie szklanej lub metalowej. Zob. Monotypia, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/slowniki/ monotypia.html, dostęp: 2 IX 2019. ? M.K.: (…) Mój mąż ma takie zdolności artystyczne524. ? I tam się poznaliście? Czy tutaj już się znaliście? ? M.K.: Tutaj poznaliśmy się. ? A gdyby Pani mogła coś powiedzieć na temat tych okolic, na temat tej gminy, ma ona jakąś specyfikę? Wy mieszkańcy, różnicie się trochę od sąsiadów? Czy ta Wiśniowa ma w sobie jakiś power, czy jest jakoś specyficznie? ? M.K.: Myślę, że jest tutaj dużo artystów, o których, być może, nawet nie wiemy. ? Ale, nie wiemy ogólnie? Czy Pani by umiała wskazać takich? ? M.K.: Był taki pan na przykład w Glichowie, on toczył tralki525 i też rzeźbił. Nie wiem, czy był na tyle znany, ale naprawdę piękne rzeczy robił. Zmarł zeszłego roku. Szkoda, że umykają takie osoby. Miał taką prowizoryczną maszynę, którą sam stworzył, toczył te tralki i wykonywał piękne płaskorzeźby, rzeźby. Tylko on pochodził z gór… ? I osiadł w Wiśniowej? ? M.K.: Osiadł we Wiśniowej, a tak poza tym…? ? Jeszcze jakieś profesje, takie typowe dla Wiśniowej? ? M.K.: Teraz to mi się nic nie nasuwa. ? Mówimy o tradycji, a współcześnie? Umiałaby Pani nazwać jakieś współczesne profesje? I tu nie chodzi tylko o to, co się Pani może kojarzyć ze sztuką. Na przykład pani Grażyna526 jest krawcową, artystką. ? M.K.: Tutaj panom nie pomogę, bo na pewno są jacyś… Mój mąż wykonuje altany, szwagier527 swego czasu zajmował się rzeźbą w kamieniu. ? Pani mąż pracuje w drewnie. A to jest rodzinna tradycja, czy on sam z siebie się tego nauczył? ? M.K.: Myślę, że sam z siebie, tak samo szwagier. Sytuacja też życiowa zmusiła go do tego, że po prostu chwycił za dłuto i zaczął rzeźbić w drewnie. Myśmy od początku mieli takie zdolności i teraz właśnie wykonują te rzeczy, które można podciągnąć za artystyczne. Czasami, jeśli chodzi o meble, to nie są takie proste tylko zawsze, zauważyłam, że próbuje stworzyć takie… np. ławkę taką bardziej „udziwnioną”. ? Wymieniła Pani meble, altany; ma umiejętności ciesielskie – to jeszcze jest stolarzem? ? M.K.: Tak. ? Proszę mi powiedzieć, jeśli chodzi o zamówienia, to zamawiają lokalsi, czy poza gminę te rzeczy wychodzą? ? M.K.: Czasami poza gminę, ale często zdarza się, że ktoś przejeżdża, zauważa ten nasz teren i po prostu puka i pyta, czy tutaj są wykonywane różne takie rzeczy, np. rzeźby w drewnie. Często mam zamówienia na Jezusa Frasobliwego w drewnie, płaskorzeźby do kapliczek, malarstwo. Głównie tematy takie religijne. ? A proszę powiedzieć. Dużo ludzi tutaj stawia kapliczki? ? M.K.: O dziwo tak. ? Ile rocznie wykonuje Pani figur Jezusa Frasobliwego, tak mniej więcej? ? M.K.: Ciężko to przeliczyć, bo od zamówienia do zamówienia wykonuję na bieżąco. Ale myślę, że tak sześć, jeśli jest dobry rok. ? No to sporo! A jest Pani zrzeszona w jakiejś grupie? ? M.K.: Nie, nie należę do żadnego zrzeszenia. ? Ale to z jakiejś przyczyny? ? M.K.: Mam dzieci i brakuje mi czasu. Nie rozglądałam się za jakimś zrzeszeniem, chociaż myślę, że jeżeli byłaby taka okazja… myślę, że kiedyś będzie trzeba do jakiegoś zrzeszenia należeć. ? A myśli Pani, że gmina fajnie promuje waszą działalność, was jako artystów? Pani z nią współpracuje? Np. z GOKiS-em albo z…? 524 Mowa o Sylwestrze Kowalu – rzeźbiarzu, stolarzu z Poznachowic Dolnych. Wywiad z nim zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). 525 Chodzi o metodę tokarstwa w drewnie. Tralka to pionowy element balustrady, który podtrzymuje poręcz, w formie profilo- wanego słupka z kamienia lub drewna. Tralki wykorzystywane są przede wszystkim do poręczy przy schodach (jako uboga- cenie ich wyglądu). Można wykonać tralkę toczoną lub ryflowaną. Zob. Tralka, [w:] Wikisłownik, [online:] https://pl.wiktionary. org/wiki/tralka, dostęp: 4 IX 2019; Tralki toczone z litego drewna, [online:] https://www.tokarstwo.hellux.pl/28-tralki-toczo- ne-z-drewna.html, dostęp: 4 IX 2019. 526 Mowa o Grażynie Murzyn – krawcowej, właścicielce atelier i sklepu internetowego „Beskid Art Deco” z Poznachowic Dolnych. Wywiad z nią zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). 527 Mowa o Jacku Kowalu – rzeźbiarzu, kamieniarzu z Poznachowic Dolnych. Wywiad z nim zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). • M.K.: Współpracuję z GOKiS-em; prowadzę zajęcia plastyczne dla dzieci i wykonuję dekoracje na im- prezy. • A proszę powiedzieć, tam były takie rzeźby z korzeni, i tam były takie twarze – czy to są Pani? • M.K.: Tak. Właśnie wczoraj prowadziłam warsztaty plastyczne z dziećmi. Dzieci malowały na deskach maski, które można uznać jako odniesienie do tej tradycji wiśniowskiej… w lany poniedziałek młodzieńcy prze- bierają się w maski, które są wykonywane z masy papierowej, zakładają i polewają dziewczyny i myślę, że można by odnieść te maski do tej tradycji lanego poniedziałku. Fot. 125. Maski wykonane przez Monikę Kowal jako dekoracja na Małopolski Festiwal Teatrów Wiejskich, Wiśniowa 2017. Fot. Karina Kiczek Fot. 126. Maska wykonana przez Monikę Kowal jako dekoracja na Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, Wiśniowa 2019. Fot. Monika Kowal ? A jak była Pani dziewczynką, to ta tradycja: przebierania się, zamaskowanych polewanek, to było…? ? M.K.: Było, było i w ten sposób poznałam Sylwka. Przyszedł po dziadach i w taki sposób poznaliśmy się i kontynuowaliśmy znajomość. ? Super! A Pani jeszcze… a teraz to maskowanie cały czas funkcjonuje? ? M.K.: Tak, oczywiście, tradycja jest dalej kontynuowana, maski są bardziej współczesne, gotowe, kupio- ne w sklepie ale też odbywa się konkurs na maskę własnoręcznie zrobioną. Jest też taka kategoria oceniania masek w lany poniedziałek. ? Czyli są zajęcia dla dzieciaków w GOKiS-ie. A to dzieciaki same robią, czy robią to pod Pani kuratelą na warsztatach? ? M.K.: Na warsztatach, prowadziłam warsztaty. Wykonywałam też nagrody dla dziadów śmiguśnych, takie miniaturowe maseczki, które były z kolei wręczane. ? A, gdyby miała Pani odtworzyć taki zwyczaj dziadów, my znamy tylko coś takiego, że jedna wieś idzie do drugiej i jest rodzaj rywalizacji; albo chodzenie po domach. Czy leją tylko chłopaki, czy dziewczyny też się przebierają? ? M.K.: Zdarza się, że dziewczyny też się przebierają. ? A to jest taka nowość? ? M.K.: Tak, tak, bardziej chłopcy. ? Wiemy, że była kosa z Lipnikiem. Czy cały czas chłopaki potrafią wyskoczyć do Lipnika i tam zlać (nie w sensie pobić), tylko oblać w ten poniedziałek, czy słyszała Pani o tym, że tak było? ? M.K.: Myślę, że chłopaki z Lipnika też przebierają się i też przychodzą na rynek i polewają dziewczyny i nikt nie wie, że są z Lipnika. Chyba, że między sobą… ? A, bo to jest tak dobre przebranie? ? M.K.: Tak, bo to jest maska i do tego kostium zrobiony z różnych materiałów babć, dziadków. ? A, narzędzia które wykorzystują do lania? ? M.K.: Plastikowe butelki, pistolety…, żeby był hałas, żeby było ciekawie, żeby był bałagan. ? A jak na to zapatrują się mieszkańcy? ? M.K.: Teraz już bardziej… Dawniej, było to bardziej spontaniczne, a teraz jest nadzór policji nad całym tym wydarzeniem, dlatego, że czasami pod wpływem alkoholu przesadzają i jest taka konieczność. ? Kiedy zaczyna się akcja chłopaków? Oni już w niedzielę wieczorem zaczynają „świrować”? Na czym to polega? Że, spotykają się i później wychodzą? Tak jest nie tylko tu. ? M.K.: Tak. Dokładnie tak jest. ? A czy przy tym śpiewają? ? M.K.: Jukają. ? Co to znaczy? ? M.K.: Czyli, tak gwiżdżą. To trzeba zobaczyć osobiście. ? A wracając do Pani profesji, czyli rzeźbiarstwa, między innymi, bo też powiedziała Pani, że maluje. Na jakich materiałach Pani pracuje, jakie drewno, czy jakieś specjalne dłuta, czy w jakiś specjalny sposób przygoto- wuje Pani to drewno, żeby można było…? Czy ono też schnie, czy lepiej w mokrym? ? M.K.: Pierwsza moja rzeźba, zresztą nieudana, była to rzeźba w dębie, było to drzewo mokre, więc od razu już wiedziałam, w czym nie rzeźbić. Drewno dębowe jest bardzo twarde, więc źle się rzeźbi w takim drewnie, chociaż ono jest bardziej trwałe, jeśli chodzi o wystawienie takiej rzeźby na zewnątrz. Rzeźbię przede wszystkim w lipie; lipa jest najlepsza. Oczywiście to rzeźbienie poprzedza proces ostrzenia dłutek, w którym mi pomaga mąż, bo to jest ciężka działka. I później, jeżeli wyrzeźbię załóżmy tego świątka, muszę go zakon- serwować lakierem bezbarwnym, żeby utrwalić tą rzeźbę, żeby pod wpływem warunków atmosferycznych nie zepsuła się, nie pękła. ? A to są duże rzeźby? Czy one są duże, czy małe, chodzi mi o wymiary. Jaką zrobiła Pani największą? ? M.K.: Największą? 60 cm. To właśnie też Jezus Frasobliwy, jedna z pierwszych rzeźb. ? A proszę mi powiedzieć, te figury Jezusów Frasobliwych… Pani ma jakiś wzór, on jest np. z okolicznych kapliczek starych? Co było pierwszą taką figurą z wyobraźni? Jezus Frasobliwy, też trzeba wiedzieć, jak wyglą- da. To było z głowy, czy Pani się zainspirowała jakąś figurą, czy czymś takim? ? M.K.: Zainspirowałam się, w Szczyrzycu, u cystersów jest taki zbiór, takich Jezusków Frasobliwych i ja- koś tak od dzieciństwa mi utkwiły w głowie, że tam są, i bardzo fajne są te rzeźby, prymitywnie można powie- dzieć są przedstawione, ale takie fajne w odbiorze i one mi utkwiły w głowie. I ten Jezus Frasobliwy, i zawsze wiedziałam, w jaki sposób wygląda, poza tym też studiowałam historię sztuki, więc chcący niechcący ten temat często się ze mną spotykał. Mogę pokazać kilka tych rzeźb, które wykonałam. • Tak, bardzo chętnie zobaczymy. A proszę powiedzieć, ten zbiór rzeźb u cystersów to są po prostu takie rzeźby z kapliczek, które ludzie tam przynosili, one są jakoś zebrane? • M.K.: Tam jest chyba sześć albo siedem takich malutkich piętnastocentymetrowych… • A to jest w środku, nie na zewnątrz? • M.K.: Nie, nie. To jest w środku, to jest w muzeum528, w tym muzeum znajdują się te rzeźby. • A czy zna Pani jeszcze jakichś rzeźbiarzy, którzy tu pracują? • M.K.: Znam kolegę, który chodził ze mną do liceum plastycznego w Wiśniczu, on pochodzi tutaj z Poznachowic Dolnych529. I widziałam na zewnątrz wystawił swoją rzeźbę… dosyć dużych wymiarów… wyrzeźbił też swoją bratanicę Julkę naturalnej wielkości, także bardzo utalentowana osoba. A tak poza tym, jeszcze w Wierzbanowej był, ale nie pamiętam, jak on się… też bardzo ciekawe rzeźby wykonywał. • A czy ma Pani jakiegoś ucznia, uczennicę, którzy są… czy jest Pani mistrzynią dla kogoś? • M.K.: Czy ja jestem? • Coś czuję, że tak, skoro tak skromnie. • Czy na przykład Pani dzieci interesują się tym, co Pani robi? • M.K.: Jeżeli chodzi o rzeźbę, to jest ryzykowne, żeby po prostu dać dłuto dziecku, bo moje początki były takie, że byłam pocięta, więc zrezygnowałam z tego… ale odbiegając od tematu, miały dzieci do czynienia z dłutem w przypadku linorytów. Wykonywały właśnie na warsztatach plastycznych tutaj w GOKiS-ie linoryty i bardzo fajnie im to szło. • I Pani prowadziła te zajęcia? • M.K.: Tak prowadziłam, wykonałam dyplom właśnie… • A, proszę mi powiedzieć, jak Pani sprzedaje, no bo Państwo po części z tego żyjecie… już Pani mówiła, że są lokalsi, kupują Frasobliwych, a na przykład Pani wyjeżdża na jakieś inne targi, poza gminę ze swoimi pracami i razem z małżonkiem? • M.K.: Właśnie bardzo żałuję, bo brakuje mi czasu, aby wykonać sobie kilka prac i je wystawić. Pierwsza moja wystawa była po ukończeniu studiów, zrobiłam wystawę w Bibliotece Pedagogicznej w Myślenicach swo- ich linorytów i rysunków węglem o tematyce starego domu. No i na tym był koniec, bo pojawiły się dzieci i pra- ca szła na bieżąco. Wykonywałam zawsze na zamówienie. Ubolewam bardzo nad tym, że brakuje mi tego czasu, żeby się tak zmobilizować i zrobić sobie kilka… zrobić sobie tą wystawę. Ale myślę, że kiedyś to nastąpi. Ale mam jeszcze kilka pomysłów, ale ciężko je zrealizować. Wcześniej chodziłam do liceum plastycznego w Nowym Wiśniczu i byłam na kierunku tkanina artystyczna i siedzi mi to z tyłu głowy, że kiedyś muszę sobie zrobić cykl takich prac. Ponieważ, jeśli chodzi o tkactwo artystyczne, to coraz mniej takich osób się spotyka, żeby tkały. • A tradycje tkackie tutaj w gminie. Znała Pani jakieś, były tutaj? • M.K.: Były na pewno. Ale nie znam osobiście osób… • A co to było? Co to była za tkanina? • M.K.: Myślę, że głównie tutaj wykonywali kilimy, takie dywaniki, które wieszano przy łóżku na ścianie. • A te kilimy, to była sprzedaż lokalna, czy to była sprzedaż dla „Cepelii”, na zasadzie, że to było pod jakimś nadzorem? Tak jak ja to znam, że były wsie, w których dużo osób produkowało, ale też musiał być zbyt na to, więc sprzedawali to do „Cepelii”, a tutaj? • M.K.: Wydaje mi się, że lokalna. Chociaż może zdarzały się osoby, które robiły na grubszą skalę… Nawet na warsztatach plastycznych też dzieci tkały. Zrobiłam im taką rameczkę z tektury – bardzo lubię się tekturą posługiwać – i po prostu nacięłam nożyczkami z jednej i z drugiej strony tekturę, naciągnęłam osnowę, dałam dzieciom włóczkę i pokazałam im, w jaki sposób wykonuje się ten splot podstawowy. Bo tak, jeżeli chodzi o ki- lim, to nie jest to aż tak trudna technika, ale już gobelin robi swoje, trzeba dużo myśleć, żeby dziura nie powstała i bardzo fajnie też dzieciom poszło. • A narzędzia? • M.K.: Nie mam krosna, były tu nawet na złomie, na początku się zdarzały, ale teraz ciężko dostać takie krosna. A żeby sobie kupić w sklepie, jest bardzo drogie. • A tutaj, jest bardzo dużo takich starych, skansenowskich elementów w obejściu, skąd? Pani zbierała te…? 528 Mowa o Muzeum Klasztornym OO. Cystersów w Szczyrzycu. 529 Mowa prawdopodobnie o Mirosławie Kowalu – kamieniarzu, rzeźbiarzu z Poznachowic Dolnych. Wywiad z nim zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). ? M.K.: Tak, złom. To mąż kolekcjonuje takie rzeczy, zresztą ja też bardzo lubię takie starocie. ? Ale one są, np. takie garnki, one są przez cały czas wyrzucane? ? M.K.: Coraz mniej się spotyka, ale jeszcze się zdarzają. ? A jaką one pełnią dla Państwa funkcję? ? M.K.: Myślę, że użytkową. Jedna donica była wypiaskowana i pomalowana lakierem bezbarwnym. ? Która? ? M.K.: To jest kociołek, mam go w domu, ale już nie ma takiego fajnego charakteru. ? Tam gdzie ta kanna rośnie to są parniki, były? ? M.K.: To były… nawet nie wiem, skąd to mąż… pewnie też ze złomu, ale nie wiem co to, czy to była rura… nie wiem. ? Co jest przyczyną tego, że poszukują Państwo tych rzeczy? ? M.K.: Myślę, że tworzy się taki fajny, swojski klimat, no i są ozdobą tego naszego małego podwórka. ? A, czy wykorzystują je Państwo tylko jako ozdobę, czy czasem też stają się jeszcze czymś? Czy są jeszcze jakoś wykorzystywane? ? M.K.: Nie korzystamy z nich, nie piekliśmy w kociołku ziemniaków, wykorzystujemy bardziej jako ozdoby. ? Czyli to nie są przedmioty, które potem są ponownie użyte, albo zmienia… tutaj ewidentnie widać, że jest zmieniona funkcja, bo z garnka jest zrobiona doniczka, ale czy na przykład wykorzystuje Pani – widzę żelazko – ten fryz na górze jest przeniesiony potem przez Pani męża na chałupę, na tej zasadzie. Czy bawią się Państwo tak detalem? ? M.K.: Może do stolików kiedyś mąż wykorzystał taki element z metalu, ale rzadko łączymy, trzeba nad tym pomyśleć – fajne. Teraz jest bardzo popularne, to się nazywa retooling530, albo… widząc te przedmioty, pomyślałem sobie, że Państwo czerpią inspirację, że te przedmioty są jakimś bodźcem, żeby zrobić coś inaczej, wykorzystać jakieś szkiełko czy wskazówkę? ? M.K.: To pytanie należy do męża, ale myślę, że coś planuje w przyszłości i planuje je wykorzystać w jakiś sposób. Na razie pełnią funkcję dekoracyjną, ale myślę, że kiedyś można je wmontować w swoje prace. ? Czy jednak znajduje Pani trochę czasu, by jednak wyrzeźbić to, co Pani siedzi w duszy? Co Pani sprawia najwięcej radości w Pani manualnej pracy? ? M.K.: Myślę, że sam proces tworzenia już jest takim… już jest fajną rzeczą. Jeszcze się nie zastanawiałam, jaki temat poruszyć. Naprawdę jestem tak zajęta na bieżąco tymi zamówieniami, że nie mam czasu tak pomy- śleć nad tym, co by tutaj stworzyć. ? Pani myśli, że te figury teraz – Frasobliwe – pełnią funkcję znaku, że ten dom jest pobożny, czy są to figury do modlenia się, tak jak kiedyś? Dlaczego to ludzie kupują i stawiają te kaplice, tudzież lokują te figury w kaplicach? Skąd to się bierze? ? M.K.: Być może jako podziękowanie za otrzymane łaski, tak jak dawniej budowano kapliczki i stawiano. Jeszcze ani jedna osoba się nie przyznała, dlaczego tą figurę zamawia. To ich prywatna sprawa, ale też to wynika z ich pobożności. ? A przyjeżdżają spoza gminy ludzie, z Krakowa, skądeś i kupują, zamawiają takie rzeczy? Jest Pani na tyle popularna? Jak Pani trafia do takich ludzi? ? M.K.: Czasami klient klientowi mnie poleca i taka forma. ? Czy jeszcze w jakiś inny sposób się Pani promuje? ? M.K.: Nie miałam takiej potrzeby do tej pory, żeby aż tak. Robię tak na bieżąco, że nie mam potrzeby, żeby się promować. Chociaż myślałam o Internecie, mam taką stronę na Facebooku, której jeszcze nie udostęp- niłam, bo chcę nagromadzić naprawdę fajne rzeczy, żeby to puścić w obieg, żeby ludzie zobaczyli. Przygotowuję się do tego, chcę mieć nagromadzone te rzeczy. Dużo mam takich form użytkowych, na przykład ktoś sobie zamówił fronty do mebli kuchennych do domu drewnianego. Wykonywałam parzenice do takich mebli, detale, takie góralskie. ? A jeśli chodzi o strój, to czy jest strój wiśniowski, typowy dla tej gminy? ? M.K.: W dzisiejszych czasach taki strój… ale to jedynie ten co wykorzystywany jest… ? Tak, ale o taki mi chodzi. 530 Ang. retooling – przeorganizowanie, rearanżacja, zmienienie, modyfikacja, zmiana funkcji sprzętu. Zob. Retooling, [w:] Diki. Słownik angielskiego, [online:] https://www.diki.pl/slownik-angielskiego?q=retooling, dostęp: 4 IX 2019. • M.K.: No, chyba jest, ale to pytanie do pani Grażyny. Wiem, że czerpią też inspiracje troszeczkę ze stro- jów góralskich, ale zdarzają się, są stroje też takie… może te pierwsze stroje wiśniowskie? Te stroje wszystkie uszyte są takie podobne do siebie, to jest jakiś styl, ale też to, tak nie wiem, ale czerpią też gdzieś z góralsz- czyzny. • A ja tylko dopytam. Pani nie ma etatu w GOKiS-ie, tylko to są warsztaty, tj. takie dochodzące? • M.K.: Tak. • Czy kiedyś gmina wysłała Panią na jakiś jarmark rzemiosła, rękodzieła? • M.K.: Nie. • A czy Pani, sama z siebie, pojechała na coś takiego? • M.K.: Nie. Chyba się po tym wywiadzie ruszę gdzieś [śmiech]. W Krakowie, jak studiowałam, to często chodziłam na takie jarmarki. • Ale, chodziła Pani jako klient, jako oglądacz? • M.K.: Jako oglądacz. Tak sobie myślę, że jak mi dzieci podrosną, to sobie ruszę, czekam na ten dzień. • A miała Pani na sobie kiedykolwiek strój wiśniowski? • M.K.: Miałam, po ukończeniu liceum plastycznego należałam przez rok do „Bandy Burek”. • A stroje były zespołu? • M.K.: Zespołu. • Dłuta są kupne czy zrobione przez Państwa? • M.K.: Niektóre są odkupione od tego pana z Glichowa, on tam ma niektóre robione, a niektóre kupione. • Jak Pani traktuje narzędzia? Pożyczyłaby Pani komuś narzędzie? • M.K.: To i mówią, żeby nie pożyczać, ale myślę, że pożyczyłabym. • Jeszcze na temat tego stroju. Czy lokalni mieszkańcy uważają, że to jest wiśniowski strój, czy on jest, bo jest zespół? Tzn. czy jest świadomość, że to jest ważne bo wiśniowskie? • M.K.: Nie wiem. • A Pani miała taki strój? • M.K.: Nie. • A Pani teściowa? • MK.: Chyba nie. • A zna Pani kogoś, kto ma, albo przechowuje z sentymentu jakieś jego elementy, jako pamiątkę rodzinną? • M.K.: Nie kojarzę. Ale często jest tak, że z pokolenia na pokolenie, należą do tej „Bandy Burek” dziadko- wie, rodzice, dzieci i może u tych ludzi, prędzej jakieś elementy mogą być zachowane. • No, ale Pani też była. • M.K.: No, byłam, ale to był taki wyrywek. • A myśli Pani, że to jest ważne? • M.K.: Myślę, że powinien być taki strój regionalny, nasz. • A kto się powinien zajmować promocją tego stroju? • M.K.: Gmina. • A jak mogłaby promować taki strój? Czy „Banda Burek” wystarczy? Czy to jest stary zespół? Czy byliście przymuszani na zasadzie, że „to idź tam będziesz tam z Marysią”, „patrz Marysia chodzi, to Ty też będziesz chodziła”? • M.K.: Dla mnie to był w pewnym momencie obciach, ale w pewnym momencie, jak weszłam w ten zespół, spodobało mi się to i zadowolona byłam. Po tym roku stażu w domu kultury, ja zaczęłam studia więc… studiowałam dziennie, więc niestety musiałam opuścić ten zespół. • A obciach dlaczego? • M.K.: No nie wiem, jakoś tak. • Umiałaby Pani powiedzieć, co to jest tradycja i co jest tradycją w Wiśniowej? • M.K.: Tradycja to coś, co jest przekazywane z pokolenia na pokolenie i kontynuowane, aż po dzień dzisiejszy. I zdecydowanie ten „Banda Burek” – on należy do tradycji. Dziady. Dużo jest takich starych domów, gdzie jeszcze jest klepisko, to też można by podciągnąć, nie? Jako taki zabytek. Tylko też teściowa musiałaby powiedzieć, z jakich to lat. • A jest Pani zainteresowana historią swojej gminy? ? M.K.: Przeczytałam książkę pana Piechowicza531, bo fajnie mieć taki zarys, ale żeby się aż tak zagłębiać to nie. ? Czy mogłaby Pani wskazać kapliczki z najstarszymi rzeźbami? ? M.K.: Jest dużo ładnych kapliczek wykonanych z piaskowca, na Kratówkach była odrestaurowana pięk- na kapliczka. ? A co się działo z figurami? Czy kiedy Pani była mała, pamięta Pani, że te figury się zmieniały? ? M.K.: Nie kojarzę drewnianych. ? Jak na Panią patrzą jako na kobietę, która rzeźbi świątki? ? M.K.: Myślę, że nie ma dużego zdziwienia, bo teraz dużo kobiet rzeźbi w drewnie. Kończą ASP w Krakowie i rzeźbią w drewnie. Nawet widziałam w Dobczycach, jak kobity piłą motorową nacinały sobie i walczyły z tym materiałem w taki sposób, ale nie pamiętam, co to była za okazja. Najpierw piłą motorową, a potem podrzeź- biały dłutami. To było dawno jakieś 5–6 lat temu. ? Czy dziady wchodzą do domu, czy rodzice wpuszczają? ? M.K.: Wpuszczają. ? Gdy mówimy o rzemiośle myślimy: kowal, stolarz, ślusarz, ale nawet jeżdżąc po Wiśniowej, ja widzę kilka miejsc, które byłyby dla mnie interesujące właśnie pod względem zawodu. ? M.K.: Ja myślę, że w kierunku recyklingu powinni ludzie pójść, ponieważ tak jest ten nasz świat zaśmie- cony, a można zawsze przetworzyć te przedmioty, które już nie są do użytku i nadać im drugie życie. ? A jak gmina jest ustosunkowana do świata eko? ? M.K.: Jest segregacja śmieci. ? A to się sprawdza? ? M.K.: Nie sprawdza się. Chyba, że są takie dokładne osoby, co rozdzielają. ? A lasy, są stosunkowo czyste, i fajne? ? M.K.: Lasy są fajne i nie są jakoś bardzo zanieczyszczone. ? Czy są organizowane przez GOKiS wycieczki, żeby posprzątać las? ? M.K.: Bardziej w szkole. Nawet jest taki jeden dzień przeznaczony dla dzieci – porządkowanie świata naszego. ? Czy gdzieś można o tym jeszcze usłyszeć, czy tylko szkoła? ? M.K.: To jest szkolna impreza. ? Dziękujemy bardzo za rozmowę. 531 S. Piechowicz, W Wiśniowej… Źródło. Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Sylwester Kowal Profesja, umiejętność, praktyka: stolarstwo, snycerstwo, ciesielstwo, konserwatorstwo, rzeźbiarstwo, kolekcjonerstwo Miejsce zamieszkania: Poznachowice Dolne Pan Sylwester, mąż znanej lokalnej artystki Moniki Kowal, urodził się i mieszka w Poznachowicach Dolnych. Za- łożyciel firmy stolarskiej „Drew-Dłut”, która wykonuje również drobne zlecenia konserwatorskie i artystyczne. Specjalizuje się w rzeźbie w drewnie. Wykonuje na zamówienie meble, m.in. ogrodowe: altany, ławki, huśtawki, domki na drzewie, którym zawsze stara się nadać wyróżniający je element artystyczny. Wspólnie z żoną i bra- tem Jackiem Kowalem, na zlecenie Urządu Gminy Wiśniowa, zaprojektowali i wykonali drewniane przystanki autobusowe. Zajmuje się także różnymi formami architektury drewnianej, przykładowo wspólnie z bratem wy- budowali dom mieszkalny z bali kryty gontem, który na pamiątkę terenu, na którym stoi – dawne browarzysko • nazwali „Chmielnik”. Rodzinny warsztat często gości grupy dzieci i młodzieży. Wraz ze współpracownikami pan Sylwester ma nadzieję, że w niedalekiej przyszłości podobnym kulturotwórczym miejscem stanie się także „Chmielnik”. Jako lokalny przedsiębiorca aktywnie angażuje się w społeczno-kulturalne życie gminy, w której mieszka i działa. Kolekcjonuje stare, zabytkowe przedmioty, którym zdarza się, że „nadaje drugie życie”, wyko- rzystuje w pracach artystycznych oraz w wytworach typowo użytkowych. ? Pana żona532 mówiła, że brał Pan… niejednokrotnie, Pana brat też, udział w dziadach tutejszych533, lokal- nie, w tym obrzędzie. Jak Pan tam w ogóle trafił, kto Pana wtedy… jak Pan wkręcił się w ten obrzęd? ? S.K.: Pierwszy raz pożyczyłem się od sąsiada całego stroju z maską, który już nie mógł chodzić bo, miał żonę i dzieci. W większości kawalerowie chodzą. I tak to się zaczęło. ? A proszę powiedzieć o tych maskach i o tym stroju, czy one były robione w domu, czy były kupowane, jak to wyglądało? ? S.K.: Pierwsze były robione po domach, jakoś tam z papieru były klejone i malowane, ale później już kupowane były gumowe. ? A Pan na przykład pamięta, czy Pana ojciec też brał udział? ? S.K.: Też brał w tym udział… tato. ? A to brali udział wszyscy chłopcy, na przykład w pewnym wieku na wsi? ? S.K.: Tak, w większości kawalerowie, żeby polewać panny wodą. ? Jak to wyglądało? Że chodziliście od domu do domu, jak to wyglądało praktycznie? ? S.K.: Przeważnie do tych dziewczyn, które się znało, tam polewało się je wodą, one częstowały placka- mi, tam spożywało się alkohol. ? A ile miałeś lat wtedy, jak zacząłeś chodzić z nimi? - S.K.: Około 19-20. ? A to późno! Myślałem, że tak około trzynastki… ? S.K.: Nie, nie, nie. ? Czyli nie było tam takich małych „szczyli”, którzy mogli sobie tam z Tobą wędrować? ? S.K.: Nie. Tacy młodsi później już na rynek przychodzili tam przebrani dla zabawy, ale tak to starsi chodzili. ? Ale wy zaczynaliście już w Wielką Niedzielę? ? S.K.: Tak, tak, z niedzieli na poniedziałek. Zaczynało się wieczorem w niedzielę. ? A zanim wyszliście to, co robiliście? ? S.K.: Zbieraliśmy się wszyscy i tam przebieraliśmy się i wymyślaliśmy plan gdzie, jak to, jaka droga, jaką drogę obrać, żeby się nie zamordować w podróży. ? Czyli co? Kolejna chałupa, która pierwsza, która następna itd.? ? Czy motywacją były rzeczywiście te dziewczyny w chałupach? ? S.K.: Tak. ? Kojarzysz jakąś parę, która powstała w taki sposób? ? S.K.: Poznałem żonę w ten sposób. 532 Wywiad z Moniką Kowal zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki w tej części. 533 Obrzęd dziadów śmiguśnych – śmiguśników – jak już było przybliżane wcześniej – sięga czasów przedchrześcijańskich. Zwią- zany jest z tradycjami przesilenia wiosennego, na które w następnej kolejności nałożono tradycje chrześcijańskie drugiego dnia Świąt Wielkanocnych, czyli tzw. lanego poniedziałku. Na terenie gminy Wiśniowa zwyczaj ten datowany jest na począ- tek ubiegłego stulecia. Wiśniowskie dziady to młodzi poprzebierani w różne postaci mężczyźni – głównie kawalerzy, którzy chodzą grupami po ulicach, po domach (przede wszystkim tych, w których są panny na wydaniu) w nocy z Wielkiej Niedzieli na Poniedziałek Wielkanocny i płatają mieszkańcom figle. Dawniej gospodyni musiała być przygotowana do tej wizyty. Dziady domagały się bowiem jajek lub innych „fantów”, którymi można się było wykupić od złośliwych figli i polewania pa- nien wodą. Kulminacja następuje w śmigus-dyngus (w podlywacke) już za dnia na rynku w centrum Wiśniowej gdzie dziady wybierają sobie swoje „ofiary” (najczęściej są to młode panny) i polewają je wodą oraz robią zgromadzonym inne psikusy. Obowiązkowym elementem ubioru dziada/śmiguśnika jest maska. Kiedyś ich stroje wykonywane były ze słomy zaś maski ze skóry króliczej. Tradycja ta nie przetrwała jednak do dzisiaj. Współcześnie maski najczęściej kupowane są w sklepach zaś stroje tworzone z rozmaitych, często niepotrzebnych już elementów garderoby. Dziś zwyczajowi towarzyszy konkurs organi- zowany przez Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej, który rozstrzyga się w trzech kategoriach: 1. maska tradycyjna, 2. maska współczesna oraz 3. najgłośniejsze jukanie, czyli charakterystyczne odgłosy wydawane przez śmiguśników podczas „rytualnego” grasowania po okolicy. Zob. IX Gminnym Konkursie Dziadów Śmiguśnych, [w:] Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej, [online:] http://gokis-wisniowa.pl/ix-gminnym-konkursie-dziadow-smigusnych/, dostęp: 24 IV 2019; K. Hołuj, Wiśniowa ma „dziady”, „Dziennik Polski” 7 IV 2015, [online:] https://dziennikpolski24.pl/wisniowa-ma-dziady/ar/3812871, dostęp: 24 IV 2019. Warto dodać, że dziady określało się właśnie od wspomnianego jukania również juckami (Glichów) lub jukocami (Wiśniowa), „To było wesołe, to było rozrywka, sie ino jukało, jojek sie nazbierało do koszycka, to dawali jajka. A dziś to nie wiem… eee, daliby. Godałam tu dzieciom swoim – idź po dziadach!… Bo downi to nie godoł nikt dziady, a śmi- guśnicy”. Słownictwo i kultura ludowa …, s. 91, 191. • Ooo. A brałeś jeszcze udział w jakichś innych tego typu tradycjach? Tradycjach, które w jakiś sposób są wiśniowskie? • S.K.: Keszcze były… w Wielki Czwartek, z czwartku na piątek był tak zwany kusiciel534, że robiło się jakie- goś psikusa sąsiadom. Dawniej, tato opowiadał, że nawet zamalowywali okna jakimś tam… czymś zmywalnym, na czarno i ludzie myśleli, że dalej jest noc. Takie rożne coś tam, pochowało się jakiś sprzęt rolniczy itd. • A Ty też chowałeś? • S.K.: Też, też. • A powiedz jeszcze, jeśli chodzi o dziady. To nie był to jakiś przymus, nikt was jak gdyby nie „instruktażo- wał” w tym? Chłopaki sami się zbierali, nie było nadzoru osoby dorosłej? • S.K.: Nie, Nie… sami się zbierali. A jeszcze wracając do tych strojów, np. inspiracja był… Adam Małysz wtedy wygrywał loty, więc przebieraliśmy się np. za Małysza w nartach, i takie różne, ktoś kto był na topie. • Czyli to nie były takie cepeliowskie stroje? • S.K.: Też, też w większości, ale jak ktoś miał lepszy pomysł, to było coś ciekawszego. • Jesteśmy w Wiśniowej, to znaczy w Poznachowicach, ale gmina Wiśniowa, gdybyś miał powiedzieć, co jest takiego w niej charakterystycznego i fajnego? Gdybyś miał ją jakoś wypromować w tej chwili to, co by było tą najbardziej istotną sprawą? • S.K.: Położenie i krajobraz, górki… to, co się jeszcze rzuca w oczy. • Czyli aspekt przyrodniczy, tak? Tego otoczenia najbliższego? • S.K.: Tak. • A jakbyś miał przytoczyć jakieś zawody typowe dla tej gminy, tudzież dla miejscowości, jakieś takie silne umiejętności ludzi, które się jakoś, no wiesz, zaznaczyły, które odcisnęły piętno na tym terenie? • S.K.: Na pewno kowal, kowalstwo, wydaje mi się, też byli i cieśle. • A funkcjonują jeszcze? Coś z tego zostało? • S.K.: Kowali to nie wiem, bednarz na pewno już nie działa, cieśle działają… przy konstrukcjach dachów. • A jak myślisz Wiśniowa, to o czym? … Kiedy myślisz Poznachowice, to myślisz Wiśniowa, czy Poznacho- wice to jest coś odrębnego? • S.K.: Dla mnie to jest rodzinna miejscowość, więc bardziej Poznachowice, ciężko mi w tym momencie powiedzieć. • Rozumiem. Co porabiasz, wykonujesz jakiś zawód? • S.K.: Stolarz. • Co wykonujesz w zakresie swojego zawodu? • S.K.: Altany, meble ogrodowe, różne nietypowe rzeczy z drewna. • Co to znaczy nietypowe rzeczy z drewna? • S.K.: Każdy mebel był inny, albo ktoś wymyślał, albo myśmy komuś wymyślali i robili. • Czyli masz wewnątrz coś niespokojnego i artystycznego? A powiedz mi, jeśli są tu klienci, bo wiadomo, że musisz sprzedawać, to są to bardziej osoby spoza miejscowości, czy są to bardziej tutejsi, tzw. lokalsi, kto to jest? Kto zamawia u Was najczęściej? • S.K.: Różnie, czasem nawet, to sam nie wiem jak oni tu trafiają i z Krakowa, i z różnych rejonów. Czy jeden od drugiego? • Czyli pocztą pantoflową? • S.K.: Coś takiego. • Twoja żona mówiła, że wasza brama zwabiała. • S.K.: Też może być. • A kto ją zrobił? • S.K.: Ja z bratem535. • A projekt? 534 Kusiciel – kilkunastoletni chłopiec, który nocą z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek broił u sąsiadów, czyli kusił, rewerował (np. malował okna wapnem, zdejmował furkę z zawiasów), „A jesce teroz z Czwartku na Piontek to zaś chodzom tacy, co tak rewerujom. Od domu bierom wozy, zgrocia takie wszystkie, maszyny odciongajom, nawet traktór odciongnom. Kusom. I jak wzieli u nas, to na strażnice tam zawieźli, raz sąsiadowi to traktór położyli na tym”. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 115, 170. 535 Mowa o Jacku Kowalu. Wywiad z nim zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). ? S.K.: Chyba żona, nie wiem, bo to już dawno było. ? Brama to, jak wiemy, to i metal i wszystko, to Ty to zrobiłeś… bo powiedziałeś, że robisz z drewnem, to metal to też Twoja sprawka? Czy…? ? S.K.: Też, w dwójkę żeśmy z metalem robili, nieraz łączymy drewno z metalem, trzeba też umieć metal połączyć, zespawać. ? A wracając do Twojej znajomości drewna, powiedz mi, z którym i w którym najbardziej lubisz pracować? Jakie narzędzia? Czy przykładowo wykorzystujesz w pracy nowoczesne technologie… w sensie np. piły, czy raczej tradycyjnie „jedziesz”…? ? S.K.: Przeważnie tradycyjnie robimy, ale już są super maszyny, które przyśpieszają prace, i rzeźbiarskie i w ogóle. Jest coś takiego jak CNC, centrum obróbcze, można na tym wszystko zrobić. ? Ale to jest takie, że masz…? ? S.K.: Element drewna czy metalu czegokolwiek i informatyk po prostu rysuje to w 3D i tak samo obrabia to frez. ? I Ty masz tego typu maszynę? ? S.K.: Nie, nie, ja nie mam, ale mówi się, że takie są. ? A chciałbyś korzystać z takiej maszyny, czy Ty wolisz akurat na przykład tradycyjnie wziąć dłuto? ? S.K.: Nie stać nas na takie maszyny, jest to spora inwestycja, około miliona złotych. ? Ale jak myślisz o takiej maszynie, to myślisz, że zabiera Ci chleb…? ? S.K.: Nie, jeśli ktoś chce mieć… nieraz z takich maszyn wracało do nas i poprawialiśmy ręcznie, jak ktoś chciał naprawdę dopracowany element. Zostają zarysy po frezie, widać, że to nie jest ręczna robota. ? Narzędzia którymi się posługujesz wykonujesz sam, czy pozyskujesz w sklepach? ? S.K.: Pozyskuję w sklepach, albo mamy też sporo dłut po starym rzeźbiarzu, który już nie żyje. Jego syn odsprzedał nam wszystko, bo już nikt w tym kierunku z rodziny nie szedł. ? A skąd się wzięła Twoja pasja do drewna? ? S.K.: Właśnie nie wiem. Nikt w rodzinie nie działał w tym kierunku. Przy wyborze szkoły zdecydowałem się na stolarstwo. ? Szkoła, czyli? ? S.K.: Zawód stolarz. ? A gdzie byłeś w szkole? ? S.K.: W Dobczycach, tutaj niedaleko się uczyłem i praktyki na stolarni miałem w Lipniku. ? Czyli w okolicy. Jak pracujesz w drewnie? Bo byliśmy przed chwilą na budowie i wiemy, że w dużej części jest to Twoja sprawka… ? S.K.: Jeśli chodzi o rzeźbienie to żona i brat. Ja bardziej jakieś wycięcia, jakieś nietypowe wycięcia, ale nie rzeźby, postacie czy coś takiego. Tak jak te wycięcia do koła, różne ozdoby, ale nie rzeźby, bez rzeźbień postaci. ? A w którym drewnie… i czy żyjesz z tej pracy w drewnie, czy masz jeszcze jakieś inne zajęcia? ? S.K.: Teraz w sumie budujemy ten dom bratu i wyjeżdżam do Austrii do pracy. Nie prowadzimy już jako tako działalności tutaj. ? Już byłeś w Austrii, czy to będzie Twój pierwszy wyjazd? ? S.K.: Byłem, byłem. Raz w miesiącu wyjeżdżam na tydzień. ? To na zasadzie, że nie cały czas siedzisz tutaj? ? S.K.: Brat cały czas siedzi w Austrii, przyjeżdża na weekendy, ja jadę sobie do niego zarobić. Na tą chwile ten dom kończymy mu tutaj. ? Czy zmieniła się Twoja… jako młody chłopak tutaj jeszcze funkcjonowałeś… czy zmieniła się Twoja perspektywa na Wiśniową? Czy tam na same Poznachowice w momencie kiedy zacząłeś wyjeżdżać? Czy za- uważasz jakieś różnice, zmiany, braki, że na przykład gdzieś może być lepiej? ? S.K.: Zacząłem wyjeżdżać bo tutaj było coraz mniej pracy, ale teraz już jest coraz lepiej. Widzę, że przy- chodzą ludzie i pytają się o różne rzeczy, że chcieliby coś zamówić i zastanawiamy się znowu nad otwarciem działalności tutaj. ? A powiedz, czy to są nowi osiedleńcy, którzy u was coś zamawiają? ? S.K.: Wydaje mi się, że to są ludzie, którzy też wyjechali za granicę, wracają już z zagranicy i budują się tutaj, i chcą mieć coś fajnego. ? Z Twoich słów wynika, że sporo osób wyjechało za pieniędzmi. • S.K.: Tak, bardzo dużo młodych osób. • I to wtedy, kiedy Polska weszła do Unii czy wcześniej jeszcze? Bo Twój brat mówił, że wcześniej jeszcze, żeby wyjechać… wiadomo trzeba było mieć jakąś szkołę, nie? Żeby tam Cię nie deportowali, żeby mieć pozwo- lenie na pracę itd. • Tak wcześniej jeszcze, ale teraz też bardzo dużo. • Tak, no bo wujek był w Stanach, ta emigracja z południa to… • I to jest motywowane finansowo? • S.K.: Finansowo, dlatego po przyjeździe, czy jeszcze jak pracują za granicą to budownictwo ruszyło i wszystko. • A wyjeżdżając do Austrii, pracujesz jako? • S.K.: Też przy drewnie. • Czyli jakieś konstrukcje? • S.K.: Konstrukcje, montaż okien, różne takie drewniane rzeczy. • A powiedziałeś, że tutaj są cieśle, którzy zajmują się dachem. • S.K.: Są grupy cieśli. • A Ty nie myślałeś o tym, żeby też mieć… ? • S.K.: Kurczę, mi bardziej podoba się takie artystyczne, artystyczne rzeczy, coś… każda budowla, którą robiliśmy była jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna. Nawet prosili nas ludzie, którym robiliśmy, żeby nie… żeby tego nie reklamować, nie dawać… • Co nadawało wyjątkowości temu budynkowi? • S.K.: Indywidualnie była każda budowla projektowana pod klienta. Jak akceptował to robiliśmy coś takiego? • A kto robił projekt? • S.K.: My robiliśmy, rodzinnie. • Rodzinnie, to znaczy? • S.K.: Żona, ja i brat. Każdy coś tam od siebie dał, głównie żona. Na przykład ktoś chciał mieć altankę w stylu chińskim… • I są tutaj takie? • S.K.: Tak, robiliśmy, na końcu smoki rzeźbione, takie słupy czerwone. • A one są tutaj w okolicy? • S.K.: Tak, tutaj w okolicy. Jest ze smokami w Dobczycach. Potem taką tradycyjną altankę żeśmy robili, też w Dobczycach, sporo już tego zrobiliśmy w tych czasach, każda inna budowla. Meble z orzecha jakieś nietypo- we, kurczę sporo pamięci w komputerze zajmują już te prace. • Twoja żona powiedziała, bo wypytywaliśmy ją o te naczynia, że je „skolekcjonowałeś”…? • S.K.: Ze złomu. • Gdzie jest ten złom, czego tam szukałeś? Bo nie wierzę, że chodziłeś tam tylko po garnki? Pewnie było Ci jakieś żeliwo potrzebne do czegoś. • S.K.: To znaczy chciałem sobie zachować, takie rzeczy, bo ich już coraz mniej jest, bo to było z rozbiórek starych domów. Różne rzeczy wywozili ludzie, żeby posprzątać sobie koło domu. No i teraz już rzadko, żeby coś takiego… stare żelazka, żeby wyrzucili albo takie właśnie naczynia – garnki żeliwne. Przeróżne stare okucia, coś co chcieliśmy wykorzystać. • Ale to nie było tak, że to było jakieś złomowisko centralne, tylko to były rozbiórki domów, to było wy- rzucane przed dom? • S.K.: Ale ci ludzie… Nie, ci ludzie to na złomowisko to wywozili. Ja już ze złomu to brałem. • A gdzie jest ten złom? • S.K.: W Wiśniowej jest. Różne fajne rzeczy ludzie wyrzucają. Jaką kolekcję ma ten gość ze złomu, w ogó- le cały regał. Sporo rzeczy oddał, jak była licytacja na chore dzieci, różne z II wojny światowej różne znaleziska, które ludzie nie wiedzieli nawet, że to jest… z broni pochodzi czy hełm jakiś poniemiecki, przeróżne rzeczy. • A co było kluczem doboru tych przedmiotów? • S.K.: Dla mnie? Mi się akurat takie stare rzeczy podobają. Dla siebie chciałem zachować, żeby nie zginę- ło, bo oni potem to prasują i z tego przetapiają na coś innego. • A czy myślałeś o przeróbce takich przedmiotów? Ponownym wykorzystaniu czy po prostu one to taki estetyczny dodatek? ? S.K.: Bardziej estetycznie. Choć ktoś nieraz coś chciał z takich rzeczy zamówić u nas i to też mu szukali- śmy. Na przykład meble ze starych kół z wozów, to szukaliśmy i składaliśmy coś takiego. ? I robiliście tego typu meble? ? S.K.: Żona tam rzeźbiła coś jeszcze na oparciach. ? Czy w jakiś sposób promujecie swoją działalność? To, że potraficie zrobić takie rzeczy? ? S.K.: Właśnie nie. Nie promujemy, bo nie jesteśmy w stanie nadążyć, jak… tak schodzi z takim wyrobem, że nie jesteśmy w stanie dużo tego zrobić przez rok. ? Czyli, tak jak powiedział kolega, to trafiają tu ludzie albo przez przypadek, albo poprzez marketing szep- tany? • S.K.: Jak już kiedyś komuś coś zrobiliśmy i ktoś wypatrzył u znajomego i on też coś w tym stylu chce. • Gdzie udało wam się najdalej wysłać waszą robotę…? • S.K.: Sporo do Austrii, akurat przez to, że brat tam popracuje… mówił coś brat, że rzeźbił papieża do Watykanu? ? Nie! nie powiedział. ? S.K.: Sporo prac… trzeba by zdjęcia przeglądnąć, żeby wiedzieć, gdzie co szło. Nie dla papieża, ale akurat ktoś tam mieszkał i chciał takiego papieża z kamienia. Czy nawet nie wiem czy nie do domu z takim stojakiem, żeby sobie stała taka rzeźba kamienna. ? Czy do Europy też wysyłasz to, nad czym pracujesz, czy nad czym pracujecie, bo widzę, że… ? S.K.: Żona wysyłała do Stanów obraz, też Jana Pawła II. ? Czy kiedykolwiek współpracowaliście, kiedy tworzycie swoje wyroby, to wiem, że robicie to prywatnie, ale np. czy GOKiS albo ktoś inny zorganizował jakąś wystawę lub jarmark albo jakieś targi, to wchodziliście w to? Czy sprzedawaliście to w taki sposób zorganizowany czy tylko prywatnie? ? S.K.: Tylko prywatnie. Przeważnie jak był klient, to robiliśmy tyle rzeczy dla niego, że nie potrzebowali- śmy… jak już np. zamówił meble do kuchni, no to potem jeszcze coś na zewnątrz i tak trwały prace. Potem jakiś jego znajomy wypatrzył i znowu i tak dalej… ? Czy myślisz o pozyskaniu zewnętrznych pieniędzy na waszą działalność? ? S.K.: Tak. Jeśli byśmy chcieli otwierać teraz działalność ponownie, to chcielibyśmy pozyskać pieniądze, żeby mieć jakiś lepszy sprzęt, by móc więcej zrobić. ? A orientujesz się skąd można takie pieniądze pozyskać? ? S.K.: Nie, nie orientuję się. ? A powiedz mi jeszcze raz, jak się nazywał ten zwyczaj w Wielki Czwartek? Ściemniacz? ? S.K.: Kusiciel… stąd się to wzięło, że z palmy z Niedzieli Palmowej… potem te palmy, z tych palm robiło się krzyżyki ozdobne i roznosiło się właśnie w ten Wielki Czwartek i przy okazji zaczęli kusić ci, którzy roznosili te krzyżyki. ? Ale oni roznosili to po ludziach czy tylko na pola roznosili? ? S.K.: Na pola. Nie wiem, czy widział pan taki krzyżyk? O to chodziło, że było to poświęcone i żeby po prostu na tym polu był urodzaj. ? W momencie kiedy pracuje Pan z jakimś kawałkiem drewna, teraz kiedy budujecie chałupę, kiedyś było związane z tym sporo zwyczajów. Z tego co wiem, drzewo się ścinało w odpowiednim czasie, żeby chałupę postawić itd. Czy wy też…? ? S.K.: Tak powinno być, jeśli w nieodpowiednim czasie, to albo robak w nie wchodzi, albo siwnie, nie jest tak, jak powinno być. ? Siwnie – co to znaczy? ? S.K.: Zielenieje drzewo po prostu, jakby za późno było ścięte i soki już pociągło i brzydko wygląda. ? A to kiedy jest najlepszy czas na ścięcie? ? S.K.: W zimie i na pełni. Ooo… Z tego co mówił wujek Stanley. On jest znawcą, kiedy co można ścinać. Nie wiem, skąd on to wie, ale pewnie ma racje (śmiech). Teraz tego nie trzymają się tartaki i cały rok tną drzewo. Ma nie pociągnąć soków, bo wtedy jest bardzo ciężki, pęka i … ? A jak określiłbyś swoją pracę? ? S.K.: Pod jakim względem? ? Nie do końca chcesz nam powiedzieć… nas doszły słuchy, że jednak jesteś trochę rzeźbiarzem. Ale czy Ty sam… Twoje manualne zdolności, materiał, który bierzesz do ręki, te wszystkie dłuta z tego, co powstaje i jak nazwałbyś tą swoją pracę? Nie mówię, że to jest praca, hobby, tylko czy dla Ciebie to jest rzemiosło, czy jest to sztuka? Jeśli jest to rzemiosło – to powiedz, dlaczego, a jeśli sztuka – to powiedz, dlaczego uważasz, że jest to sztuka? • S.K.: Wydaje mi się, że jest to pasja. Jak widzę jakieś drzewo, mniej więcej mam już pomysł co z niego zrobić. Wujek, mąż siostry mojego taty zajmował się korzenioplastyką, robił z korzeni, miał wystawy w Kalwarii Zebrzydowskiej. Tam u niego w domu wypatrzyłem różne rzeczy i chyba od tego się zaczęło, że spodobało mi się coś innego niż każdy ma w domu. • A on był takim…? • S.K.: Samoukiem. Mam i jego jedną pracę tutaj, co robił z korzenia. Jakieś postacie… miał wizję, ale z drugiej strony robił przepiękne rzeczy tylko psychicznie… On miał już wizję, co z czego zrobi… i psychicznie nie wytrzymał. Podupadł na zdrowiu, nie wiem czy przez to, ale tak się to zakończyło. • A czy szkoła, którą skończyłeś, w kierunku obróbki drewna… czy ona skończyła Twoją edukację, jeśli chodzi o drewno, czy Ty przez cały czas poszukujesz? • S.K.: Cały czas poszukuję. • A jak? Czy oprócz bezpośredniego kontaktu z drewnem są jeszcze jakieś inne sposoby pozyskiwania informacji? • S.K.: Teraz Internet. • Korzystasz z Internetu jako środka informacji? • S.K.: Nieraz coś… jeśli coś nie wiem, to próbuję sobie poszukać, jak to można było łatwiej i szybciej zrobić. • Łatwiej, szybciej ok, a szukasz tam też jakiejś inspiracji? • S.K.: Też nieraz podglądam, co można by ciekawego, nowego zrobić. • A w jaki sposób tego szukasz? • S.K.: Jest strona, żona ma stronę dla artystów, tam „Drewno moje hobby”, tam jest wszystko właściwie, wszyscy wystawiają takie nietypowe rzeczy. • Twoja żona prowadzi tą stronę czy to linkujecie? • S.K.: Tego do końca nie wiem, nieraz po prostu oglądam rzeczy, jakie ludzie wystawiają. • A to jest podstrona na fejsie? • S.K.: Chyba tak. Są naprawdę fajne rzeczy, jedyne w swoim rodzaju. • U nas w Muzeum były parę lat temu popularne, takie działania, że przyjeżdżali ludzie, patrzyli na nasze stare stołki, ściągnięte przykładowo z takiej Wiśniowej czy innej np. Tokarni czy Myślenic, no i oni musieli… pra- cowali z tym, próbowali jakoś przekształcić, zainspirować się536. Czy też inspirujesz się tym, co widziałeś kiedyś? • S.K.: Teraz nowoczesne meble wchodzą… wyszły już dawno i jakby dalej się trzymają, czyli połączenie drewna z metalem, to co… jakie jest zapotrzebowanie na rynku, bo my możemy różne rzeczy robić, ale też jeszcze trzeba to i sprzedać. • Teraz widzisz, że rynek chłonie to, o czym powiedziałeś. • S.K.: Różną prostotę, coś bardzo prostego i jeszcze połączone z metalem. • A co znaczy różna prostota? 536 Mowa o interdyscyplinarnym projekcie „Uwolnić projekt!” realizowanym przez Stowarzyszenie „Z Siedzibą w Warszawie” w 2014 roku. Projekt polegał na opracowaniu współczesnych wersji dawnych, tradycyjnych wytworów rzemieślniczych znajdujących się w magazynie gospodarki podstawowej i rzemiosła Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Wybór obiektów dokonany został przez grupę kompetencyjną: projektantów, rzemieślników, etnologów i muzealników. Nowe przedmioty powstały w efekcie ścisłej współpracy rzemieślnika i projektanta. Na dalszym etapie w Internecie została zamieszczona dokumentacja wykonawcza powstałych produktów Dzięki licencji Creative Commons, zainteresowani do dziś mogą pobierać dokumentację z sieci i wykonać przedmiot u lokalnego rzemieślnika lub samodzielnie, dostosowując go do własnych potrzeb. Jednym z ważnych celów projektu było upowszechnienie nowego modelu produkcji, zgodnego z ideą zrównoważonego rozwoju jako alternatywy dla produkcji masowej przy jednoczesnym zachowaniu wszystkich etapów dawnego, tradycyjnego modelu wytwarzania i dystrybucji wytworów rzemieślniczych. Efektem projektu była wystawa prezentowana w PME (listopad 2014), w Galerii Kordegarda (grudzień 2014), w Zamku Cieszyn (styczeń – luty 2015), podczas Łódź Design Festiwal (październik 2015), w Chinach (2015) jako element wystawy „Od źródeł do współczesności” oraz na Biennale w Mediolanie (2016). W 2016 roku projekt kontynuowany był z Muzeum Huculszczyzny i Pokucia w Kołomyi z rzemieślnikami ukraińskimi. Zob. Uwolnić projekt! Program Kolberg 2014 – Promesa, [w:] Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie, [online:] http://ethnomuseum.pl/projekty/uwolnic-projekt-kolberg-promesa-2014/; Uwolnić projekt! [online:] http://www.uwolnicprojekt.org/pl/projekt/o-idei.html, dostęp: 24 IV 2019. ? S.K.: Jest to blat na… i przykręcone są do niego tylko nogi metalowe. Czysty blat, nic nie… wycinany z ostrymi kantami. Dawniej było coś przyfrezowywane, podrzeźbiane. Teraz tylko proste, bez żadnych kombinacji. ? A jak szukasz drewna? Czy to jest tylko tartak, czy na przykład widzisz, że komuś leży w obejściu? ? S.K.: Nieraz nawet ludzie dzwonią. Jak dla nich jest to, nie wiem, tylko na opał, a ja jeszcze to jakoś wykorzystuję. ? Czy jesteś w jakiś sposób zaangażowany społecznie, albo czy ktoś przychodzi do Ciebie przykładowo z gminy po prośbie? ? S.K.: Było tak, mieli projekt na przystanki autobusowe – drewniane, i nikt się nie chciał podjąć i przyszli do nas i robiliśmy z drewna te przystanki. ? Czy ponownie pracowaliście Ty, brat i Twoja żona? Czy to był rodzaj konkursu, czy po prostu dostaliście zlecenie? ? S.K.: Był konkurs, ale chyba nikt się nie zgłosił i przyszli do nas, czy byśmy nie zrobili. ? Jak wykonaliście taki przystanek? ? S.K.: Chyba z pięć czy sześć. ? Bo to są te tutaj na trasie? ? S.K.: Tak, tak, te drewniane, ale później… na każdym miał być wyrzeźbiony przysiółek, przy jakim stoi ten przystanek przykładowo Murzynówka, Kowalówka coś takiego. ? Czy myślisz w jaki sposób swoją pasję „sprzedać” gminie? ? S.K.: Jeśli byśmy tutaj na nowo otwarli działalność to tak, to można by było… ? A masz jakiś pomysł na to? Wiem, że to jest trudne, jeśli się nad tym nie zastanawiałeś, żeby to wymyślić teraz, ale czy w jakikolwiek sposób wyobrażałbyś sobie swoją współpracę z gminą? ? S.K.: Myślę, że tak. Dawniej współpracowaliśmy i w porządku były nasze kontakty. ? Czy masz jakiegoś ucznia? ? S.K.: Nie, choć też się nad tym zastanawiam, żeby kogoś przyuczyć. ? Ale nie ma tak chętnych, żeby ktoś się kręcił wokół Ciebie, na zasadzie żeby zdobywać wiedzę? ? S.K.: Nie, nie. ? Chyba sam się musisz zakręcić. ? To właśnie mogło by być zadanie gminy. ? S.K.: Tak, tak, trzeba by gdzieś zgłosić… czy gminy, czy Urzędu Pracy, czy nie wiem gdzieś jakiegoś… ? Myślę, że jeśli ogłosiłbyś w gminie, to może byłby ktoś zainteresowany? Teraz wracam do tych „gratów”, w sensie do tych żeliwnych rzeczy… Czy musiałeś za to płacić temu gościowi ze złomu? ? S.K.: Tak. Musiałem odkupić, ale jeszcze wartość ich cały czas rośnie, bo ich coraz mniej jest, no, bo i domów starszych mniej jest. ? A właśnie, jak się zapatrujesz na to, jak wygląda tutaj architektura? Jak ludzie stawiają nowe domy? Okolica? ? S.K.: Też chyba bardziej nowoczesne stawiam, nie w tym stylu dawnym. ? A czy był tutaj jakiś styl? Umiałbyś nam go opowiedzieć? ? S.K.: To były drewniane domy z krawędziaków. Coś takiego jak my tutaj mamy, tylko już nie widać tego, bo my ociepliliśmy go, ale jest jeszcze sporo takich domów. ? A konstrukcyjnie mógłbyś nam powiedzieć? ? S.K.: Konstrukcja drewniana z krawędziaków… tam przekroju 22 na 20. ? A na obłap… jak było mocowanie? ? S.K.: Bez gwoździ tylko na wpusty, jeden na drugi zachodził w połowie. ? A był jakiś charakterystyczny ganek, czy coś takiego? Jakaś konkretna ozdoba, nie wiem, bo nie znam tej architektury tutaj. Czy zauważyłeś coś? ? S.K.: Różnie, nie trzymali się… musieli być różni… różne ekipy… z różnych pewnie tutaj wiosek, każdy inaczej wyglądał, nie były identyczne. Ozdoby miały… troszkę różniły się. ? Czy Ty pamiętasz swoją mamę albo babcię, która mogła nosić np. strój regionalny. Czy coś takiego pamiętasz? ? S.K.: Nie. Z tego co ja szukałem… starych skrzyni, w których kobiety przechowywały takie rzeczy… i mamy taką rodzinną skrzynię. ? Czy ona ma jakieś ozdoby? Rysunek 21. Hebel. Rys. Monika Kowal • S.K.: Tylko przez nas dorobione, była prosta, myśmy sobie ozdoby dorobili. • A jak była zbudowana ta skrzynia? • S.K.: Prostokąt i półokrągłe… półokrągłe wieko. • A łączenia? • S.K.: Na jaskółczy ogon, wszystko ręcznie było robione. W środku półeczki, takie na korale… z boku… i żona też odnawiała taką skrzynię w tutejszym stylu, była ozdobiona kwiatami. • A te kwiaty są jak te w kościele na dole? • S.K.: Coś tego typu. Zależało od artysty, jaką miał fantazję, bo przeróżne widziałem. • To jeszcze wrócę do twojego zainteresowania drewnem. Czy masz znajomych w Wiśniowej, którzy tak jak Ty się tym interesują? • S.K.: Bardziej… nie opłaca się to ludziom robić. Moi znajomi co z drewnem robiom, w większości to jest masówka. To jest najbardziej opłacalne. Masowo okna, drzwi, schody tego typu rzeczy. • Pobocznie nie… • S.K.: Zamawiają u nas nieraz ozdoby do tych rzeczy ci stolarze, np. jakieś łóżko rzeźbione, to przynoszą element, żeby wyrzeźbić. Tego typu rzeczy. • A jakieś inne rodzaje rzemiosł, które tutaj pamiętasz, nie wiem… albo słyszałeś, że były? Tylko teraz po- myśl o tradycyjnym rzemiośle. Możesz mi też powiedzieć, co rozumiesz pod pojęciem tradycyjnego rzemiosła. • S.K.: Kowalstwo artystyczne, wujek się zajmował. Z metalu właśnie różne ozdoby… sam formował różne kształty i… • Ale to miał kuźnię? miech? piec? • S.K.: Miał taką prowizoryczną kuźnię, do takich rzeczy… później chyba gazem podgrzewał nawet, żeby mu było szybciej. • A teraz jeśli miałbyś się zastanowić, jak współcześnie Wiśniowa wygląda? Jak współcześnie Wiśniowa wygląda, jeśli chodzi o pracę „ręcami”? • S.K.: Sporo właśnie teraz ludzi wraca do tego. Z tego co widzę na… jak tutaj przy Domu Kultury nieraz organizowane są różne jarmarki czy coś, to sporo jest ludzi, co wraca do ręcznych prac. • Co powstaje z ich pracy? • S.K.: Ozdoby przeróżne. • A materiał? • S.K.: Koszyki, wikliniarze. • A gdybyś oderwał się zupełnie od tradycji, w sensie nie myślał o drewnie, o nie wiem …wiklinie, tylko puścił wodze fantazji, co by się Wiśniowej przydało, żeby się ona w jakiś sposób rozwinęła? • S.K.: Jakieś coś oryginalnego, nie wiem… jakaś rzeźba gdzieś czy coś… z czegoś… co z czym kojarzyłaby się Wiśniowa później, nie wiem, na widokówkach… czy ktoś, kto by nas odwiedzał, żeby mógł sobie przy czymś zrobić zdjęcie… fajne na pamiątkę. • Czy są… czy myślałeś o tym… czy są… nie wiem grafik komputerowy… czy znasz tego typu ludzi w Wiśniowej? Czy … • S.K.: Nie znam, ale na pewno są. • Myślisz, że można by wykorzystać ich potencjał? • S.K.: Mogli by coś zaprojektować na pewno. Mogliby cos fajnego zrobić. ? A jeszcze jakieś tego typu zawody, które bezpośrednio… w takim myśleniu zupełnie się nie kojarzą z rzemiosłem ale… ? S.K.: Jest zdun, robi piece kaflowe. ? Sam robi kafle? ? S.K.: Nie, nie składa, wszystko kupuje i składa sam takie piece. ? A kupuje kafle gdzie? W Krakowie, ze starej kamienicy? ? S.K.: Też. Jak ktoś chce. Jak ktoś rozbiera, albo nowe zamawia i składa takie piece. Gdzieś w Lipniku, nie wiem, czy jeszcze robi, ale wiem, że fajne, też rzadkość już, które tam wykłada szamotką i grzeje to… i długo trzyma ciepło. ? Czy masz dużo mechanicznych narzędzi w domu? ? S.K.: Tak, trochę jest. ? W momencie kiedy się one popsują to, co się z nimi dzieje? ? S.K.: Sam je reanimuję. ? To jeszcze oprócz tego, że potrafisz zająć się drewnem, to jeszcze też wiesz, na czym i to polega. ? S.K.: Chyba, że już jest ekstremalnie źle, no to szukam pomocy. ? A czy taki mechanik samochodowy nie jest rzemieślnikiem współczesnym? A są w Wiśniowej tacy „fachmani”? ? S.K.: Są, jest trochę. ? Jest jakaś wiśniowska gwiazda? Osoba, która odniosła znaczący sukces i też może…? ? S.K.: Ale w sensie pozytywnym? ? Tak. ? S.K.: Kurczę, był taki człowiek, który rzeźbił i toczył… dla mnie na prawdę był przegość. Mógł zrobić na takik jednych maszynach coś fajnego, ale już nie żyje. ? A on się jakoś nazywał, przepraszam, że tak wyciągam, bo to może być ciekawe. Może inni ludzie będą go jeszcze pamiętać i ja mógłbym jeszcze zapytać o to? ? S.K.: Musiałbym zapytać, nie pamiętam już jak on się nazywał. ? Twoja żona wspomniała tylko chyba też nie wymieniła nazwiska. ? S.K.: On nie był tutejszy, on z gór pochodził. ? Co to znaczy, że ktoś pochodził z gór? ? S.K.: Czyli ożenił się za kobietę stąd i tutaj zamieszkali, a pochodził gdzieś z gór. ? Góry? To gdzie już są góry? ? S.K.: On z Bukowiny? ? Góry to jest Podhale? ? S.K.: Tak, tak. ? A Ty jesteś, nie Podhalaninem, kim Ty jesteś tutaj? ? S.K.: Nie wiem, jak nas nazywają. ? A jak sam byś siebie nazwał? ? S.K.: Yyyyy… pochodzimy ze wsi. ? Po prostu. Dziękujemy za rozmowę! Rysunek 22. Dłuto. Rys. Monika Kowal Źródło. Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Krzysztof Kowal Profesja/umiejętność/praktyka: stolarstwo, prowadzenie zakładu pogrzebowego, sołtys, ochotnicza straż pożarna Miejsce zamieszkania: Poznachowice Dolne Pan Krzysztof urodził się i mieszka w Poznachowicach Dolnych. Kontynuator rodzinnej tradycji stolarskiej, m.in. wyrobu trumien. Zakład taki prowadził w Poznachowicach Dolnych jego ojciec Jan Kowal. Dzisiaj jest to profesjonalny zakład stolarski i pogrzebowy. Profesję kontynuuje jego syn – Mirosław Kowal, który poza pracą we wspomnianym zakładzie zajmuje się również rzeźbiarstwem i kamieniarstwem artystycznym (w tym nagrobkowym) oraz renowacją. W zakładzie rodzinnym pomagają także inni synowie pana Krzysztofa – Bartłomiej Kowal, Artur Kowal i Krzysztof Kowal. Kolejną tradycją rodzinną, jaką kultywuje pan Krzysztof, jest przynależność – jak jego ojciec – do Ochotniczej Straży Pożarnej w Poznachowicach Dolnych. Należą do niej również jego synowie a także córki. W swojej rodzinnej miejscowości pełni ponadto funkcję sołtysa. (…) ? K.K.: W tej chwili ta stolarnia już tu nie istnieje… ? A Pan ma dzieci? ? K.K.: Ach, dużo… ? A któryś z synów…? ? K.K.: Wszyscy coś tam robią, ale zajmują się czymś innym. Ale jak na przykład trzeba coś sobie to sami wchodzą i zrobią. ? Czyli to przejęli, przejęli trochę po Panu? ? K.K.: No syn Mirek jest po szkole plastycznej w Wiśniczu, no to on tam tutaj dużo oprócz tego robi takie różne rzeczy. ? A Pan się traktuje jako rzemieślnik, czy jako artysta? Jak Pan o sobie myśli? ? K.K.: No jak to powiedzieć, no raczej jako rzemieślnik. ? To kim byłby artysta, który się zajmuje drewnem w taki sposób? ? K.K.: No w taki sposób, no to syn Mirek prędzej, bo i rzeźba i wszystko. ? To nie myśli Pan o sobie, że jak potrafi rozpoznać, które drewno, z którego będzie dobrze wyleżane, czy dobrze przycięte, z którego będzie fajna szafka czy cokolwiek, to uważa Pan, że to nie? ? K.K.: To nie jest artysta, bardziej to rzemieślnik. Wiem, które drzewo do czego, wiem jak obrócić, wiem jak np. skleić, żeby się nie kręciło, wiem, kiedy ściąć, to takie rzeczy to… ? Właśnie, jak to jest z tym ścinaniem? Bo z tymi sokami itd., kiedy to się…? ? K.K.: No najlepszy okres do ścinania to styczeń i luty. ? A z czego to wynika? ? K.K.: No bo drzewa śpią. ? A skąd Pan bierze to drzewo? Tutaj są jakieś…? ? K.K.: Przeważnie od chłopów. Na przykład dęba no to przeważnie bierzemy takiego potocznego my to nazywamy, po potokach, po skarpach, szypułkowy537. A jodłę to to przeważnie z Węglówki. ? I to są prywatne lasy, i się kupuje od kogoś…? ? K.K.: Prywatne lasy, tak. Ja nie robię na dużą skalę, to prywatne lasy najlepiej. ? Właśnie, a w jaki sposób Pan… powiedział Pan o skali, czyli robi Pan jakiego typu rzeczy i dla kogo? ? K.K.: No drzwi wewnętrzne, tylko, że takie nie z tych nowych, tak jak to mają, tylko tradycyjną metodą. ? Co to znaczy? ? K.K.: Tak jak robili, jak mój tata robił, jak dziadki robili. ? A co to znaczy? Opisałby Pan, jak się takie drzwi robi? Ja wiem, że to jest trudno. ? K.K.: No, znaczy… tak, może trudno, bo to w tej chwili to, co robią te wszystkie, te euro niby, no to frez, maszyna i dziękuję, nie? A tutaj wszystko na starych łączeniach, na czopach. ? I też z pełnego drewna, nie pracuje Pan w płycie…? ? K.K.: Pełne. Nie, z litego drewna. Np. dęba, no żeby mi nie pokręciło, no tak jak tutaj robię, synowi, no to sklejam tam dwie połóweczki do kupy. ? A on się wygnie, tak? W zasadzie, jakby był… ? K.K.: Jak jest źle sklejone, źle dobrane słojami, to się wygnie… dobre można robić, nie trzeba przecinać, nie trzeba kleić, ale to, to musiał przebrać masę drzewa, żeby wybrać. ? A jak Pan robi z iglastego drewna cokolwiek, to w jaki sposób Pan pozyskuje to drewno? ? K.K.: No jedziemy z chłopakami do lasu, podcinamy, jedziemy na tartak no i suszymy… Przeważnie tradycyjnie, do suszarni… to drzewo jest inne, inną strukturę ma ze suszarni. Schnie na przykład…, bo tam jest przepis taki, jeszcze to tata mi mówił, że na centymetr drewna rok czasu jest potrzeba, żeby to drzewo było w stu procentach pewne, że można z niego… 537 Dąb szypułkowy – gatunek typowy dla rodzaju dębów, obejmującego drzewa liściaste z rodziny bukowatych. Występuje naturalnie w niemal całej Europie (z wyjątkiem północnej Skandynawii), na Kaukazie oraz w Azji Zachodniej. W Polsce jest bardziej pospolity od dębu bezszypułkowego. Ceniony jest w przemyśle drzewnym (ze względu na wytrzymałe, twarde i trwałe drewno) oraz w leśnictwie. Dąb szypułkowy, [w:] Wikipedia.org, [online] https://pl.wikipedia.org/wiki/D%C4%85b_ szypu%C5%82kowy, dostęp: 10 IX 2019. • W grubościówce, tak? • K.K.: Tak, grubość… jeśli ma 5 cm, 5 na 7 na [nieczytelne], deska na przykład calówka538, 2 centymetry dwa lata. No i to jest metoda sprawdzona i nic się nie dzieje temu, nawet przy centralnym. • A z wiatrołomów nie można robić, prawda? • K.K.: Nie. • A z jakiego powodu? • K.K.: A no, bo to drzewo już jest wykręcone, to tam są poprzerywane te, te struktury włóknowe, to wszystko. Tak samo patrzymy, jak… nie u każdego chłopa kupimy, bo jak jest nasłonecznione i przy potoku, no to jak z jednej strony ma naświetlenie drzewo, a jak słońce przejdzie na drugą stronę i nie ma tego naświetlenia, to się robi kostka. • Co to znaczy? • K.K.: To drewno jest, z jednej strony ma inne usłojenie, z drugiej inne. Kostka… nie mam tutaj w tej chwili, żeby wam pokazać, ale ma po prostu takie idealne wzdłużne linie. I to jest do połowy drewna na przykład, a od połowy, tam gdzie jest słońce, gdzie jest to wszystko, nie z wiatru, to ma zwykłe takie usłojenia, jak idą po drewnie, i to na przykład jak się przetnie takie drewno, to [nieczytelne] to się robi tak, o, rozchodzi się, bo tam te ciągną w tę stronę, te w tą stronę i to się nie nadaje na przykład tam na dachy tak, bo obetną tylko, lizną po krajach, a ono się dalej trzyma, nie? Ale jak go rozetnie, jakby chciał coś zrobić z tego, to nie ma szans. • A w jaki sposób Pan pozyskał tę wiedzę? • K.K.: Od taty. • Tata tłumaczył? • K.K.: A poza tym jak się do warsztatu nieraz zresztą jeździło kupować, bo nieraz żeśmy też dawniej, daw- niej, jak tata jeszcze żył, no to kupowaliśmy więcej tego drewna, to się jeździło, to wystarczyło, popatrzyłem na drzewo i od razu wiedziałem, że trzeba odjąć od tego. Bo to widać, popatrzcie po połówce, po czole. Nie potrzeba nawet rozcinać. • A, proszę. To ciekawe. A oprócz drzwi robi Pan jeszcze jakieś przedmioty? • K.K.: Robię. Akurat teraz tak się przeobraziliśmy, że zakład pogrzebowy, no to trumny. • To ciekawe. A w ogóle trumny to z jakiego drewna zazwyczaj? • K.K.: Przeważnie dębowe. • A co z tym dębem i tymi trumnami, dlaczego tak jest? • K.K.: No tak się przyjęło tutaj u nas. Bo tak było, tutaj w tym rejonie, że zrobimy miękką trumnę, to będzie siedzieć trzy lata i się nie sprzeda. Bo to musi być dębowa, bo to bogato, bo to… na tej zasadzie, że miękkie to miękkie. • A tego dębu to tutaj jest wystarczająco? • K.K.: Jeszcze jest. Jest ciężko, bo to trzeba wejść w te potoki, w to wszystko, wycinać, wyciągać, to jest ciężka praca, no ale jest, idzie kupić. • A myśli się tutaj o tym, żeby nasadzać jakoś drewno? • K.K.: Nasadzają. Dbają ludzie teraz o to. • I nasadzają właśnie pod wycinkę? • K.K.: Nasadzają… Proszę? No, z biegiem czasu to na pewno pójdzie pod wycinkę, bo to przeważnie jak po tych potokach, po tym… A dużo się samo sieje dęba. • Ale on bardzo długo rośnie też, co nie? A propos, powiem jak w Formule 1: a park maszynowy, w jaki sposób Pan kompletuje? Czy ktoś Panu pomaga w kompletowaniu tego, czy Pan po prostu… • K.K.: Nie no, to już w latach 90. od tego czasu takie są. Sprawdzone, do tej pracy, do której… do tego, co ja robię, to nie chcę lepszych. Bo wcale te nowoczesne, to właśnie te, te tam trzystronne czy czterostronne to do tych nowych wzorów, tych euro co oni robią… Bo to wszystko już tylko… frezy, maszyna i dziękuję. • A na przykład synowie, którzy potrafią to robić, pracują już… pracują inaczej? • K.K.: Tak, tak. • W jaki sposób? 538 Calówka – składana linijka z podziałką calową i centymetrową; także przedmiot o grubości, długości lub szerokości jednego cala. Zob. Calówka, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/sjp/calowka;2447073.html, dostęp: 10 IX 2019. ? K.K.: W jaki sposób? No mają wykształcenie oprócz tego, że tutaj na przykład jak w wolny czas, to po- magają, nie? I robią albo sobie coś, a tak to są wykształceni, tam kucharzem jest jeden syn. ? A mi chodzi o to, jak przychodzą do warsztatu, to pracują na tych narzędziach, czy…? ? K.K.: Tak, tak. ? Czy mówią Panu: „A, to ja to już bym to wyrzucił, bo to śmieci… I zaczął na czymś tam…”? ? K.K.: Znaczy się… To nie jest tak do końca, bo jak rozmawiam z tymi fachowcami takimi, co tak przecho- dzili z takiej tradycyjnej pracy do tych nowoczesnych okien, do tego, to jak się wyzbyli tego parku maszynowe- go starego typu, żeliwnego, masywnego, solidnego, to żałują. Mówią, że sobie mogli to zostawić a to, co tam mieli, i dokupić. Bo to, to jest no nic, co będzie może troszkę ładniej wyglądać, ale jeśli chodzi o efekt pracy to na pewno nic lepiej nie zrobi na tym. Ta sama zasada działania, tu się nic nie zmieniło. Co się może zmienić przy wyrówniarce, przy grubościówce czy przy pile? No nic. ? Ale na przykład… Tutaj Pan mówi, że Pan nie myśli o tym, żeby to rozwijać, ale są nowe technologie, w sensie, że można wykorzystać na przykład… ? K.K.: Wie pan co, w tej chwili nie myślimy się przebranżawiać, nie myślimy robić czego innego, bo po prostu mamy tyle pracy, że na tą rodzinną, jak by to powiedzieć, firmę, to praktycznie to… W sezonie na przykład, to dlatego takie zaniedbane, bo teraz mamy dużo, bo się jeszcze zajmujemy tam, syn jeden prowadzi kamieniarkę, no to robimy takie rzeczy, ale przychodzi okres jesienny, zimowy no to do warstatu, no to i robimy to, co nam potrzebne. Narobimy i mamy na cały rok. ? Czy synowie nie myślą o tym, by wykorzystać komputer. Ale jak Pan projektuje? ? K.K.: Idę zmierzę drzwi, rysunek i dziękuję. ? A synowie? ? K.K.: To samo. To jest ta różnica między, jeszcze może ja tam nie jestem tak tym najstarszym pokole- niem, bo są starsi stolarze, że ten z tych nowoczesnych, nowych stolarni to on nie potrafi zrobić w ten sposób okna ani drzwi. Nie rozrysuje, o tam o szwedzkim to zapomnijmy, żeby rozrysował, myślę, że polskiego okna zwykłego nie potrafi. ? Szwedzkie to jest jakie? ? K.K.: Szwedzkie okno to jest bliźniak euro okna. Tylko, że był rozkręcany, jedna kwatera, jedna kwatera, dwie szyby, tylko, że ta kwatera była rozkładana, rozkręcana na jednych zawiasach. Blajtram539 jest taki jak ten, otwierany do środka, a polskie okno jedna kwatera na zewnątrz druga do środka. ? Pan mówi o oknach, drzwiach, były trumny czy jeszcze jakiś asortyment? ? K.K.: Tak… komody, szafy… ? A kto składa zamówienia na takie rzeczy? ? K.K.: A są ludzie jeszcze na przykład tacy, co się cieszą z takich rzeczy. Przyszło do Krakowa teraz tele- fonów i starych belek, jeszcze żeby było jak najstarsze, jak naj ten… ? I to oni przywożą materiał, czy Pan poszukuje? ? K.K.: Nie. Ja. ? A propos tych krakusów, którzy kupują te rzeczy to, jak oni do Pana trafiają? ? K.K.: A przez znajomych przeważnie. Jak tam się komuś zrobiło naście lat temu, no to poleca tego, tego… i w ten sposób. Nawet nie mamy strony internetowej, nie mamy nic, a roboty jest. ? A to bardzo dobrze. A czy myślał Pan, bo już nam Pana powiedział, że był jeden, jeden świetny stolarz na Cyganówce540… A ma Pan konkurencję tutaj we Wiśniowej? ? K.K.: Ale we Wiśniowej jest dużo stolarzy, bardzo dużo. Tutaj ta okolica to jest nasycona tym. ? A to są dobrzy stolarze? ? K.K.: Bardzo dobrzy. Ci starzy fachowcy, na prawdę, no już dużo z nich nie żyje, ale został jeszcze pan Woźniczka, został syn pani przewodniczącej Kół Gospodyń Wiejskich w Wiśniowej, Marcowski go nazywają. Irzyk nazwisko, on też jest bardzo dobrym fachowcem. ? Wy się w jakiś sposób grupujecie, znacie? ? K.K.: Znamy się, przeważnie to przy kościele. Wyjdzie się po mszy, stanie się na rynku, pogada się. ? A nie ma jakiegoś stowarzyszenia stolarzy? 539 Por. blejtram – rama z profilowanych listew, zwykle prostokątna, na którą naciąga się i przybija płótno malarskie. Blejtram, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/Blejtram, dostęp: 10 IX 2019. 540 Nazwa przysiółka w Poznachowicach Dolnych. Fot. 127. Warsztat Krzysztofa Kowala, Poznachowice Dolne 2018. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. • K.K.: Nie ma. A szkoda, bo tutaj w tych okolicach to by się przydało. • A co by takie stowarzyszenie mogło zrobić? • K.K.: No między innymi przypilnować tych starych tradycji właśnie. • Po co przypilnować? • K.K.: Ja widzę, że to zaczyna wracać, zaczyna się robić na topie z powrotem robienie takich drzwi w stary sposób. I żeby tym młodszym przekazać trochę wiedzy, bo jak tak dalej pójdzie to, to… mówię, jak nie będzie komputera, to nie zrobią nic. Bo tak się nauczyli, zaprogramuje, wpisze w program, wyrysuje mu, idzie i robi. Ale żeby sam narysował, sam zrobił, to już jest czarna magia dla niego. • A czemu to jest ważne dla Pana, taka, to, że ręcznie Pan, że Pan widzi, że Pan przerysuje. Co tutaj jest w tym? • K.K.: Jest to inne, jak taki szablon z komputera. Na przykład tam zaprogramują, że robią drzwi, ja widzia- łem w tych nowych blokach, no to jak karty do gry. No to w ten sposób. A dawniej czy nawet teraz jak idę, to nawet mierzę te drzwi i jedne są wyższe o 5 cm i drugie szersze o 5 cm i tak to… • A taki rynek zbytu poza Krakowem… nie wiem… zdarzają się na przykład klienci z zagranicy? • K.K.: Mniej, no jak mówię, my nawet nie przyjmujemy dużych zleceń, bardzo mało ze względu na tą pro- fesję, którą teraz wykonujemy, nie mamy czasu, żeby się tym zajmować. No ale jak mówię, córka wybudowała, zrobiliśmy wszystko, syn wybudował – zrobiliśmy wszystko. To także co potrzebujemy to… Tutaj u nas jest taki patriotyzm lokalny. Jeśli ktoś ma jakąś pracę do wykonania, to zleca tu na miejscu. Tutaj pod tym względem się szanują ludzie. Nie szukają gdzieś po świecie, tylko ma… wie, że jest w Wiśniowej, wie, że jest w Lipniku ten się zajmuje tym, ten tym… • A pomagacie sobie czasem, czy to jest zawsze relacja pieniądz – pieniądz, praca? Czy czasem jest tak, że potrafi Pan pójść i…? • K.K.: To znaczy się… teraz to zanika już… bo tam nawet jeśli chciałoby się wziąć cieślę, to mogę mu zrobić drzwi za to, że mi zrobił dach, na tej zasadzie może być. Ale tak to… dawniej to tak… to chodziło, jeden do drugiego szedł i pomagali. • A kojarzy Pan inne funkcjonujące tutaj na terenie, innych twórców rzemiosła? • K.K.: No jest tam, Grażynka541 jest w temacie. Szyją gorsety, haftują, pan Szczepanik542 z Glichowa obra- zy nie obrazy. Jest tutaj trochę ludzi takich co mają różne talenty… • A wie Pan czy oni są jakoś zrzeszeni? • K.K.: Przeważnie jak coś jest, to przy tych kołach gospodyń, ale nie ma tak stricte, żeby było właśnie tak… taka organizacja żeby ściągała nawet, już nie mówię o samych kołach, ale o wszystkich rzemieślnikach 541 Mowa o Grażynie Murzyn – krawcowej, właścicielce atelier i sklepu internetowego „Beskid Art Deco” z Poznachowic Dolnych. Wywiad z nią zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). 542 Wywiad z Janem Szczepanikiem – malarzem, złotnikiem, hodowcą rasowych królików z Glichowa zob. Wiśniowskie rozmowy na terenie gminy Wiśniowa, nie ma czegoś takiego. Kowale są, na prawdę dużo ludzi… W Wiśniowej tam, po- dejrzewam…… w Lipniku jest Woźniczka543, tutaj… Jest takich co potrafią, wziąć kawałek metalu i zrobić coś. ? Ale robią plastykę, czy zrobią od okucia bramy po…? ? K.K.: Nawet i po plastykę. Są też tacy fachowcy, którzy potrafią… Pewno nie robią teraz, no bo tak jak mó- wię to wypiera wszystko masówka. Kto pójdzie do rzemieślnika wyklepać jedną różyczkę i zapłacić za nią… chodzi o finanse. Bo pojedzie do TESCO czy gdzieś tam i kupi spod matrycy i dziękuję. A szkoda, że to ginie, bo to… A jakby Pan myślał, jak zabezpieczyć coś takiego? K.K.: To właśnie w ten sposób, stworzyć takie stowarzyszenie. To się miał ktoś tym zająć i ściągnął tych wszystkich. Czy aktualnie w Wiśniowej powstają jakieś nowe zawody, które są potrzebne…? K.K.: Ja się martwię, że wygasają te stare i nie ma nic w zamian. A jak się Panu psuje maszyna to, kto ją naprawia? Wiem, że tu niewiele się może zepsuć, ale… K.K.: Tu jak się łożysko zepsuje, to sam wymienię. W sumie… są fachowcy też, którzy potrafią, takie „złote rączki”. ? Samochód Pan też sam naprawia? ? K.K.: Nie. W takie rzeczy to już się nie bawimy. ? Czy człowiek, który jest mechanikiem, ale Pan kończył mechaniczną szkołę…? ? K.K.: Ale nie, nie, nie bawię się w takie. Ale ooo, poloneza, którego mam, to se naprawię, nie ma proble- mu z nim. ? A jak Pan traktuje tego poloneza? Co to jest? ? K.K.: Dla mnie to jest już zabytek. Dlatego go mam… Warszawę544 mamy… jedną, drugą. Trochę tych staroci mamy. ? A czemu Pan je trzyma? ? K.K.: A trzymam to. Ja tam może z tego nie korzystam, ale dzieci kiedyś będą miały pociechę. Za warsza- wę kiedyś dałem 2 000 [zł], przyjechałem nią. A dzisiaj warta 30 000. ? Bo ja pomyślałem o tym, czy mechanik samochodowy nie mógłby być rzemieślnikiem współczesnym? ? K.K.: Są rzemieślnicy, jeszcze mechanicy też takiego starszego pokolenia w Wiśniowej, którzy potrafią. ? No bo to czasem trzeba coś wytoczyć, nie wiem… ? K.K.: No jest pan Knapczyk, tutaj my jesteśmy nasyceni takimi ludźmi jeszcze co potrafią. Ale te nowsze samochody, to już nie można się tak… to tak, jakbym chciał naprawiać samochody, to musiałbym se piekarnię kupić, żeby chleb wieźć… No nie da się wszystkiego, bo to by nic nie dało. ? Czyli świat się trochę jednak zmienił. Potrzebujemy jednak innych ludzi obok siebie, żeby… ? K.K.: Oczywiście, że tak. No to mówię dawniej był samochód, do którego by wzioł dwa klucze 13 i 17 i to było wszystko. ? A warszawa takim samochodem jest? ? K.K.: Tam 19 jeszcze się przyda, bo są dość duże śruby, ale do tych nowych samochodów to z czym Pan podejdzie? Jak Pan komputera nie masz to Pan nic nie zrobisz… no i co to… ? Czy poszukiwał Pan zewnętrznego finansowania Pana działalności? ? K.K.: Tak, ale to mówię, ale to zupełnie inna branża – pogrzebowa. Na przykład robimy dom pogrzebowy w Raciechowicach no i tam… na syna. ? Myślę o funduszach z Unii, w samorządach. ? K.K.: No trzeba jechać i zapłacić, proste. Są fachowcy, którzy się tym zajmują, robią projekty, robią biz- nesplany, takie rzeczy. ? Ale to wykorzystuje Pan takich ludzi? ? K.K.: Tak. 543 Wywiad z Adamem Woźniczką – kowalem, tokarzem, ślusarzem, mechanikiem maszyn i pojazdów z Lipnika zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). 544 FSO Warszawa – polski samochód osobowy produkowany w latach 1951–1973 przez Fabrykę Samochodów Osobowych w Warszawie w oparciu o konstrukcję radzieckiego samochodu M20 Pobieda, rozwijaną następnie przez FSO. Był to pierw- szy samochód osobowy produkowany seryjnie w Polsce po II wojnie światowej. Zob. FSO Warszawa, [w:] Wikipedia.org, [online] https://pl.wikipedia.org/wiki/FSO_Warszawa, dostęp: 2 IX 2019. • Czy są jakieś przesądy, jeśli chodzi o trumny? • K.K.: Nie. • Czy wchodzi jakiś detal na trumnę, czy ozdabia się ją? • K.K.: W tej chwili już nie, tylko same uchwyty. Dawniej tak, wystrojów było masę. Mam te jeszcze rzeczy. • A co to znaczy wystrojów? • K.K.: Palmy, obicia, cuda! • I to było drewniane? • K.K.: Nie papierowe, tłoczone. • Pan tego nie robi? • K.K.: Tego już w ogóle nie robią. Teraz w tych czasach, to by to nie przeszło, choć to było dobre, nie trzeba było gwoździ, powbijać, szpachlować. Przybił na wierzch, ozdobił i dziękuję. • A to później się lakierowało? • K.K.: Nie. To nalakierowane. Nalakierowane trzeba było położyć. • To nie kupił gotowego? • K.K.: Gotowe. A ja mam tych rzeczy i to jeszcze dużo, tam na dole, bo to jeszcze wtedy, jak robiłem z ojcem i bratem, to tam robiliśmy przeważnie trumny. A tata robił stolarkę, a ja z bratem trumny, to mieliśmy tego tam w cholerę. • Czy Pan brał udział w dziadach jako chłopak? • K.K.: No pewnie. Co to za chłopak był, jakby nie pochodził po dziadach? • A synowie? • K.K.: Też. Nie wszyscy bo ci młodsi nie, ale ten545… • Co wstydzili się? • K.K.: Nie… Ale już… to trochę też zanika. Teraz to tam tacy twardzi jeszcze chodzą. Przedtem to szło trzudziestu, a teraz idzie trzech. • To jakoś rodzinami chłopacy chodzili? Jak to było? • K.K.: Tak. To po sąsiedzku. To nie było, jak z tego roku było nas na przykład tu w Poznachowicach sied- miu chłopaków, to siedmiu szło, plus młodsi trochę i starsi trochę i… • A tak to wyglądało? Jak przebiegał taki…? • K.K.: Tak z detalami to nie… Nie no spotykaliśmy się w jednym domu i wychodziliśmy, i szliśmy od domu do domu tam gdzie dziewczyny. • Ale jak to przebiegało? Było jakieś pukanie do drzwi? Smarowanie okien? • K.K.: Zależy jacy ojcowie byli. Jak byli tacy co, no po prostu zamykali dom na cztery spusty, nie pozwolili to i tak się weszło, tym bardziej się tam szło. A jak nie, to dziewczyny otwarły gdzieś tam coś i się wchodziło. No i się tam wchodziło pogadało, pożartowało, na tych zasadach. • A czasowo jak to wyglądało? • K.K.: O czasowo… to trwało długo 20 godzin. To był taki rytuał, że szło się już wieczorem no i od domu do domu… jak ktoś chciał dotrwać do samego końca no to tam się oszczędzał, nie wypił tyle, żeby się tam ululać gdzieś tylko… no i kończyliśmy w Wiśniowej w rynku. • I co tam się działo? • K.K.: No jak to co? Polewało się kogo się dało i tyle. Tam zdarzały się jednostki, co tam świrowali, jak za dużo wypił, no to trochę to było niesmaczne… śpiew, harmonia, taniec, no i tak to wyglądało. W moich czasach nie było takich konkursów jak teraz. Teraz jest tam konkurs na najgłośniejsze juczenie, takie rzeczy. My żeśmy tego nie mieli. • Ale jukał Pan? • K.K.: No nie? Jak się szło to przez całą wieś! • Jak Pan przygotowywał przebrania? • K.K.: Sam. Sami żeśmy robili. • A Pana ojciec chodził też? 545 Mowa o Mirosławie Kowalu – kamieniarzu, rzeźbiarzu z Poznachowic Dolnych. Wywiad z nim zob. Wiśniowskie rozmowy ? K.K.: Pewnie, że chodził. ? A dziadek? ? K.K.: A pewnie, że chodził, tata to był spokojny. Ale dziadek to był wirażka, to on se lubiał pochodzić. ? A jak relacje z okolicznymi…? ? K.K.: Jeśli chodzi o Poznachowice, tu typowo, mogliśmy wszędzie pójść, wejść bez żadnych problemów, nikt nas nie gonił, nikt nas nie bił. Nie mieliśmy poważone z nikim. ? A są jakieś miejsca…? ? K.K.: Zwaśnione? Na przykład Zasań z Lipnikiem, Lipnik z Wiśniową. Tam jakby się pokazali chłopaki z Wiśniowej, to już by nie wyszli normalnie tylko… tak samo i na zabawach było. Organizowali strażacy przy strażnicach potańcówy, zbiło się scenę i wio. To samo w Wiśniowej to w Domu Kultury były. Rzadko bo tam nie chcieli pozwalać, a tak to po strażnicach, a nawet jeśli strażnic nie było, to przy domach. Tu w Poznachowicach zaraz za boiskiem sportowym na prywatnej łące zeszli się chłopy, zbili scenę, muzyka i wio. ? A są jacyś muzykanci w Wiśniowej? K.K.: Jest dużo. Orkiestry są, orkiestra jest w Lipniku dęta, dęta jest w Wiśniowej. Trzy orkiestry dęte na siedem wiosek. To jest – uważam – bardzo dużo. ? A kojarzy Pan, czy to są wykształceni muzycy, czy sami się…? ? K.K.: To jest na tej zasadzie, że kapelmistrz, dwóch kapelmistrzów – ojciec i syn – i ojciec wychwytuje i jeżeli widzi, że ktoś potrafi, uczy i jak już nauczy, to przekazuje do syna do orkiestry. Na tej zasadzie to wyglą- da. A tutaj też są, bo to dużo też jest. To się wydaje, że tak ten… to to złapie trąbkę… on za dwa tygodnie już bę- dzie groł. Mają smykałkę do tego. Wystarczy przyjść do kościoła w niedzielę w Wiśniowej. Jak ludzie śpiewają. Bo ja robię pogrzeby nie tylko w Wiśniowej tylko po całych okolicach, no to rzadko się spotyka. Organista się produkuje, a ludzie słuchają, a u nas odwrotnie. (…) ? Zapytałem o mechaniczne narzędzia, a jak Pan wyciągną te strugi czy heble, to jak się to tutaj nazywa? ? K.K.: Różnie, kątowniki546 na przykład. To są do felców547, jak tam jakieś drzwi nie pasowały, ten na przykład służył do felcowania desek na powały, jak składali na ten. Tak jak [niezrozumiałe niemieckobrzmiące wyrażenie] tak tutaj, głębokość… tu… to wszystko służyło do… ? A kto robił te narzędzia? ? K.K.: Mój tato. ? A Pan dla siebie też robił jakieś narzędzia? ? K.K.: Nie, no ja już w erze elektryki to… to już były maszyny. Ale tato jak zaczynał pracę, to wszystkie robił okna, drzwi takimi heblami. Jeszcze na dole w warstacie są piły takie co przecinali we dwójkę, foszty548, to wszystko. Tato… tutaj wieś była zelektryfikowana bodajże w 1962 roku, był prąd dopiero. A tak to do 1955 roku pracował heblami, później se kupił silnik spalinowy i już tak zaczynał maszyny na takie rzeczy. ? A jakieś inne narzędzia, kto robił? Dłuta? ? K.K.: Dłuta też sam, tu już akurat nie mam. To już na dole w warstacie jeszcze zostały, bo tam brat, jak tata zmarł, bo ja się przeprowadziłem tutaj. Brat… w tamtym warsztacie są. ? Jest jakiś przesąd związany z narzędziami? ? K.K.: Tak, na ostrzu żeby nie kłaść. ? A z czym to się wiąże? ? K.K.: Nie będę mówił. ? Ja słyszałem, że stolarz nie pożycza narzędzi. 546 Kątownik – narzędzie służące do wyznaczania kąta prostego, używane w budownictwie, stolarstwie i ciesielce oraz w ślusarstwie. Zob. Kątownik, [w:] Wikipedia.org, [online] https://pl.wikipedia.org/wiki/K%C4%85townik_(narz%C4%- 99dzie), dostęp: 10 IX 2019. 547 Felc – rowek wzdłuż bocznych krawędzi elementu drewnianego lub kamiennego, umożliwiający łączenie go z innym ele- mentem; także wycięcie wzdłuż pionowych i górnej krawędzi futryny okna lub drzwi, umożliwiające dopasowanie do siebie tych elementów. Zob. Felc, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/sjp/felc;2557642.html, dostęp: 10 IX 2019. 548 Foszt – deska, zwykle surowa, gruba. Zob. Foszt, [w:] Wikisłownik, [online] https://pl.wiktionary.org/wiki/foszt, dostęp: 10 IX 2019. Fot. 128. W warsztacie u Krzysztofa Kowala, Poznachowice Dolne 2018. Fot. Anahita Rezaei • K.K.: W tamtych czasach to na pewno. Nie wiem dlaczego. Teraz się problem sam zlikwidował no bo wyrówniarki sobie ktoś nie weźmie do reklamówki i nie pożyczy. Ale tata… a, że se coś strugnie, to se wziął i poszedł… A to też się wiązało z tym, że dłuto… to też robił kowal wiejski… tu nie było tak, że poszedł se do sklepu i kupił o takim profilu, o takim profilu, to wszystko jest dorabiane i to przez fachowców tu na miejscu. To nie tak, że poszedł do sklepu i wybrał se, tak jak teraz pójdę do sklepu i kupię jakiegoś freza549. W zależności co robili, jakie ozdobne listwy, bo to te do, do listew… nie? • A jak jest z wytrzymałością tego, co było zrobione przez kowala, a z tym co jest teraz? • K.K.: Te robione przez kowali… przez tego… znali się na harcie na wszystkim, jak zrobił to narzędzie, to szło do drzewa ooo! A teraz to różnie, a jak kupi z górnej półki, zapłaci kupę kasy no to będzie cięła, ale dawniej jak fachowiec zrobił dłuto czy cokolwiek, to to lata służyło i nic się nie działo. • A mówił ojciec czy to były drogie rzeczy? • K.K.: Na tamte czasy tak. Przecież tata jak robił tymi… Mamy prosty przykład. Stary dom miał dwa okna i jedne drzwi, no to musiały być bardzo drogie. Bo teraz w jednym pokoju som po dwa okna. Przepaść jest… Dawniej jak tata ręcznie zrobił 10, 15 drzwi na rok, jakichś okien do tego paręnaście i żył z tego bardzo dobrze • to to musiało być drogie. Tak robili, tak budowali te domy, że nie było tych okien dziesiątki w domu… ? A tu jest ta moda na te ganki przeszklone? ? K.K.: Była taka moda, to tata też to robił. Ja jak miałem 15, 16 lat jak tam pomagaliśmy, to ze trzy żeśmy jeszcze razem robili. No ale to też było czasochłonne, bo to było wycinania i to wszystko piłki włosowe, nie jakieś… nie było tych… o taką piłeczką jak ta się wszystko wycinało, co tam wisi na tym. Wąską, ręcznie. Teraz weźmie wyrzynarkę i wyciacha moment. ? Ale to źle? ? K.K.: No źle, bo to przeszło w taką masówę, no i co to… A kto potrafi zrobić po staremu to kasuje też dobrze. To tak jak mówimy: „Teraz weźmie maszynę, idzie i zrobi to, co wtedy robił w tydzień, ten zrobi w dzień”. I ten ganek, co tata go robił przez tydzień, jest dużo droższy od tego, co jest teraz robiony przez dzień. No bo to automatycznie… ? Czas to pieniądz. ? K.K.: O to mi chodzi. W tym sensie mówię. ? Dziękujemy Panu bardzo za rozmowę. 549 Frez – wieloostrzowe narzędzie skrawające o ruchu obrotowym używane we frezarkach. Służy do obróbki powierzchni pła- skich i kształtowych przedmiotów metalowych, drewnianych i z tworzyw sztucznych. Zob. Frez, [w:] Wikipedia.org, [online] https://pl.wikipedia.org/wiki/Frez, dostęp: 10 IX 2019. Fot. 129. W zakładzie pogrzebowym Krzysztofa Kowala, Poznachowice Dolne 2018. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Fot. Anahita Rezaei Mirosław Kowal Profesja/umiejętność/praktyka: stolarstwo, rzeźbiarstwo, kamieniarstwo artystyczne i użytkowe, konserwatorstwo, kolekcjonerstwo Miejsce zamieszkania: Poznachowice Dolne Pan Mirosław urodził się i mieszka w Poznachowicach Dolnych. Ukończył Państwowe Liceum Sztuk Pla- stycznych im. Jana Matejki w Nowym Wiśniczu. Pochodzi z rodziny aktywnej rzemieślniczo. Jest stolarzem w trzecim pokoleniu. Wraz z ojcem Krzysztofem Kowalem prowadzi profesjonalny zakład pogrzebowy. Pan Mirosław ma jednak duszę artysty. Rzeźbi głównie w drewnie. Ponadto wykonuje artystyczne rzeźby cmen- tarne (rzeźba w kamieniu) i zajmuje się renowacją nagrobkową. Miejscowi mówią, że ostatnio „wszystko na cmentarzu parafialnym w Wiśniowej to jego robota” – od nagrobków po zdobienia i napisy. Wszystkie elementy projektuje samodzielnie a następnie realizuje je wraz z braćmi i najętymi pracownikami. Kolejną jego pasją jest kolekcjonerstwo. Posiada m.in. ciekawą kolekcję zabytkowych samochodów, które również odnawia. Przy okazji uroczystości weselnych swojego licznego rodzeństwa, woził pary młode do ślubu starą „odpicowaną” warszawą. ? Za co byś pochwalił Wiśniową? Jak byś mnie zachęcił, żebym tu został? ? M.K.: Co jest fajnego? Na pewno ten stary kościół mi się bardzo podoba, tam obserwatorium… ? A czy Twoja rodzina ma coś wspólnego z konstruowaniem kościoła? ? M.K.: Tak, tak bo myśmy trochę przy remoncie pracowali, jak obijali tym drewnem, to żeśmy tam praco- wali przy tym… ? Ale to robiła jakaś firma konserwatorska? ? M.K.: Tak, a myśmy tylko pomagali. Co tam jeszcze, na pewno można sobie na rowerze pojeździć tutaj po lasach. Z takich imprez ludowych to rzadko chyba, że tylko dożynki no i chyba tyle… ? A jakieś tradycje? ? M.K.: Tradycje to na Święta Wielkanocne, to są przebierańcy, chodzą po domach i oblewają wodą miesz- kańców. Zbierają się na rynku i też to samo robią ludziom, jak do kościoła wchodzą, a jeszcze jest coś takiego jak kusiciel, z czwartku na piątek chodzi się po domach w nocy i wyciąga się ludziom rzeczy takie z gospodarstwa, wywozi się na środek wsi a później oni muszą się pokwapić i zebrać je. ? Robiłeś coś takiego? ? M.K.: No, jak byłem młodszy, to tak. Były zawsze emocje wtedy, bo to starsi ludzie przychodzili i pilno- wali tego no i to było takie dość ciekawe. ? A chodziłeś w tych przebraniach? Brałeś w tym udział? ? M.K.: Tak, tak brałem, kupowało się maski w takich różnych sklepach, ubierało się takie starsze rzeczy i się zaczepiało dziewczyny. No tak, czasami tak bywało, że trochę chamsko, bo wrzucali dziewczyny do rzeki. ? Przechodzimy teraz do Twojej profesji. Jak pracujesz? Z czym pracujesz? ? M.K.: Ja przeważnie pracuje tutaj w stolarni i czasami z kamieniarstwem. ? Jak to się stało, że pracujesz z drewnem? ? M.K.: Dziadek miał tutaj stolarnię i robił w drewnie i wujek chrzestny mojego ojca nauczył mnie fachu w stolarni, tych starych łączeń i tych takich fachowych spraw. No i tata ma firmę i kupiłem maszyny, no i po prostu pracuję sobie. ? A jeśli mogę się spytać, za jakie pieniądze kupiłeś te maszyny? Skąd je uzyskałeś? Znalazłeś jakąś do- tacje? ? M.K.: Właśnie nie, z własnych pieniędzy około 20 tys. te maszyny, bo to używane a później dokupywa- łem takie różne frezy, noże profilowane, takie mniejsze maszyny, wkrętarki czy docinarki. ? A Ty to jakoś rozwijałeś? Czy to po prostu masz to w sobie? Czy akurat złapałeś kawałek dechy i tak wyszło? ? M.K.: Rozwijałem to, bo jak zrobiłem pierwszą trumnę, to ona nie za ciekawie wyszła, później zrobiłem taki kredens mały do kuchni i z biegiem czasu coraz to trudniejsze rzeczy i coraz lepiej to wychodziło. ? A jesteś po jakiejś szkole? ? M.K.: Ja jestem po liceum plastycznym w Nowym Wiśniczu. ? A czujesz się na tyle dobry, jak byś się określił? ? M.K.: Kurczę właśnie nie wiem. ? A jesteś rzemieślnikiem czy artystą? ? M.K.: Raczej rzemieślnikiem. ? A z czego to wynika? ? M.K.: Bo tamtej rzeźby nie rozwijam za bardzo, tak sporadycznie te rzeźby robię, i tak raczej dla siebie, nie sprzedaję, nie robię żadnych wystaw, nic takiego. Raczej tak dla siebie. ? A nie chciałbyś w przyszłości otworzyć jakiejś galeryjki swojej? ? M.K.: Myślę, że z wiekiem, bo później chciałbym robić takie rzeczy, może nie rzeźby ale mniejsze takie coś. Bo z tymi dużymi rzeźbami jest dużo pracy fizycznej, bo to trzeba tym młotem bić a przede wszystkim dużo jest myślenia przy takiej rzeźbie. ? To znaczy? ? M.K.: Czyli nie robi się tego automatycznie, bo czasami trzeba odejść od tej rzeźby i pomyśleć jak to zrobić, w które miejsce uderzyć – no coś takiego. Z dystansem tak popatrzeć. ? Ale jak uderzasz taką rzeźbę? Skąd wiesz, gdzie położyć tą rękę? ? M.K.: Można różne nanieść – ślady, narzędzia, można różnym narzędziem robić np. część jest spod piły bądź spod dudka okrągłego, a część spod prostego. Mam jedną taką rzeźbę, która jest tak zrobiona. ? Czyli w Tobie jest ten rys artysty? ? M.K.: Może. ? Wiemy, że Twój ojciec nie rzeźbi, a czy dziadek rzeźbił? ? M.K.: Chyba raczej też nie rzeźbił. ? A jak myślisz, jak się ojciec zapatruje na to, co robisz? ? M.K.: Jak mi coś fajnego wyjdzie, to mnie pochwali, ale jeśli chodzi o stolarkę to raczej ma takie większe wymagania. Bo on bardziej się na tym zna i czasami coś mu tam nie pasuje. ? Pracujecie razem? ? M.K.: To różnie jest, bo jak ja złapię jakąś pracę, to on mi pomaga, a jak zaś on złapie jakąś pracę, to ja jemu pomagam. ? A w umiejętnościach się raczej uzupełniacie? ? M.K.: On raczej idzie w te nowoczesne sprawy, a mnie interesuje ta stara stolarka i dla mnie mistrzem był właśnie stryjek ojca, znaczy mój stryjek, a jego chrzestny. ? A jak jest z narzędziami? Bo skoro Cię interesuje ta stara stolarka, to w jaki sposób uzyskujesz narzędzia? ? M.K.: Ja właśnie wykorzystuję te nowoczesne, ale również te, które są pośrednie. One są w ten sposób zbudowane, co te stare i z innych materiałów, i są bardziej precyzyjne, i można robić na tych starszych. Bo frezarka wyglądała tak samo, bo miała drewniany blat no i to nie było takie dopracowane, no i te frezy były trochę inne… ? Pracując nad rzeźbą i nad trumną, to robisz te dwie rzeczy? Jedno i drugie? Czy na przykład ojciec robi trumnę a Ty rzeźby, jakiś detal? ? M.K.: Raczej jak robię rzeźbę, to się tylko na tym skupiam, ale ostatnio już nie robimy ręcznej rzeźby do trumien. ? A podejście do trumny i do rzeźby jest takie samo? W sensie Twoim? ? M.K.: Raczej tak, bo ja czasami kombinuje różne wzory, bo jak mi coś nie pasuje, to używam innych frezów, tak żeby nie było monotonnie jak produkcja, tylko nadajesz szlif. ? Twój tak? ? MK.: Tak. ? A jak pozyskujesz zamówienia? ? M.K.: Od miejscowych najczęściej, bo prowadzimy zakład pogrzebowy i zajmujemy się cmentarzem. ? A ty rzeźbę trzymasz i chowasz dla siebie, czy może gdzieś znikają? ? M.K.: Był taki czas, że zrobiłem sobie wystawkę na ogrodzie, no ale teraz schowałem. ? A kupił ktoś od Ciebie tą rzeźbę? Czy ofiarowałeś w prezencie? ? M.K.: Raczej rzeźby w prezencie nie, ale takie inne różne mniejsze rzeczy jak stoliki, to daję w prezencie. Bo te rzeźby robiłem w wielkości figury normalnej wysokie po prostu. ? A w czym rzeźbisz? ? M.K.: W różnym, w lipie na przykład nie za bardzo lubię, bo wolę twardsze drewna, bo gdy się pomaluje też lepiej wyglądają. ? A jak pozyskujesz drewno? Sam to robisz? ? M.K.: Tak, tak, mamy traktor i wyciągarkę, kupujemy u prywatnych ludzi z lasu. ? A to nauczyłeś się tego, tak? ? M.K.: Tak, tata mnie nauczył, jak ścinać drzewo i jak to transportować. ? A kiedy idziesz do lasu, to widzisz, które drzewo dobre? ? M.K.: Wtedy jak widzę ten kolec, to już wiem, co może być wyrzeźbione w tym klocku. Ja najczęściej szukam pomysłów w Internecie, jak gdzieś przejadę i zobaczę, co jest ciekawego albo czasami pomysły przy- chodzą z głowy. ? A jak się zaczyna ta Twoja praca? ? M.K.: Uczyli na,s aby zrobić dokładny projekt, jak to ma wyglądać. ? A co to jest za projekt? ? M.K.: Rysunek po prostu, rysunek techniczny, czasami też się robi wymiary, tak nas uczyli w szkole w konserwacji. Ja czasami robię mały rysunek, żeby wiedzieć, jak to ma mniej więcej wyglądać, a resztę już dopracowuje w drewnie. ? To samo dotyczy jak przygotowujesz taki kredensik? ? M.K.: Tak to samo. ? A z jakiego drewna robicie? ? M.K.: Z dębowego, tak się to przyjęło, bo jest trwały materiał, zazwyczaj tutaj na wsi ludzie się pytają o dębowe. ? A powiedziałeś, że skończyłeś konserwację w Nowym Wiśniczu i ktoś przychodzi do Ciebie i się pyta: „zniszczyła mi się szafka – napraw mi ją”? ? M.K.: Nie, no tak to nie, ale na przykład ostatnio taki kredens ze starego domu, którego mamy obok i stół też na przykład zreperowałem i podarowałem siostrze. Na przykład mam teraz zlecenia też na kamieniarstwie, czyli grobowce z piaskowca, no i to będę robił przez lato. ? Jaka jest charakterystyka pracy z kamieniem? ? M.K.: Kamień jest trochę taki zimny, ale na przykład piaskowiec lubię do takich rzeźb, na przykład postaci to chciałbym kiedyś takiego zrobić z granitu, raczej takie płaskorzeźby i takie rzeczy dopracowane i wypolerowane. ? A jakie narzędzia się używa? ? M.K.: Przeważnie dłuta i szlifierki, mini szlifierki podłączane do kompresora, z tarczą do kamienia. ? A dłuta skąd masz? ? Kupuję w sklepie w Wieliczce. ? A czy przerabiasz czasem te narzędzia? Dostosowujesz je do siebie? ? M.K.: Raczej nie, bo to jest twardy materiał i trudno go zeszlifować. Raczej jak potrzebuje jakiegoś na- rzędzia to lepiej kupić gotowe. ? Czy pracowałeś kiedyś z komputerem? ? M.K.: Tak, na przykład liternictwo robię w ten sposób, że wbijam na ploterze a później wycinam i piasku- ję, czasami też robię ręcznie. Jak jest taki starszy nagrobek, to wykuwam wtedy te litery ręcznie. ? Jak to się stało, że dostałeś konkretną pracę na renowację? ? M.K.: Znajomy taty właśnie ma taką firmę przewozową i stwierdził, że chce sobie odnowić ten nagrobek rodzinny. ? A czy są jakieś zrzeszenia takiego typu ludzi jak Ty? ? M.K.: Chyba są, ale ja się tak nie angażuję i nie należę do żadnego. ? A czemu się nie angażujesz? ? M.K.: Właśnie nie wiem dlaczego, bo ja jestem raczej takim indywidualistą. ? Tata Tobie to przekazał i Cię nauczył, a Ty komuś to przekażesz? Masz dzieci? ? M.K.: Nie, nie mam dzieci. ? A myślisz, że nauczyłbyś kogoś? ? M.K.: Raczej tak, ale nie nalegałbym akurat, aby w tym fachu się trudnili. ? A czy są kobiety w gminie, które umieją takie rzeczy robić? ? M.K.: Jest właśnie żona550 tego Sylwka Kowala551. Ze mną chodziła do szkoły tylko nie wiem czy tak się rzeźbą zajmuje, ale jest po tkactwie. W Lipniku wiem, że jest jeszcze jakaś kobieta, ale nie znam jej za bardzo. ? A ile Ty masz lat, jeśli możemy spytać? - M.K.: 34. ? To czy jest ktoś w Twoim wieku, kto wykonuje tego typu prace? ? M.K.: No troszkę jest, takie małe zakłady prowadzą. ? I co robią? ? M.K.: Przeważnie robią stolarkę, na przykład jest taki we wsi, co robi huśtawki, altany i meble no połą- czone z metalem. ? I masz z nimi kontakt? 550 Wywiad z Moniką Kowal – malarką, rzeźbiarką, tkaczką artystyczną z Poznachowic Dolnych zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). 551 Wywiad z Sylwestrem Kowalem – stolarzem, snycerzem, rzeźbiarzem z Poznachowic Dolnych zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). ? M.K.: No tak rozmawiamy czasem i wymieniamy się poglądami. ? A chcieliście kiedyś połączyć siły jakoś? ? M.K.: Kiedyś chciałem, bo on jest ode mnie straszy o dwa lata i miał wcześniej działalność własną i chcia- łem się zatrudnić na chwilę u niego, ale raczej to nie wyszło. ? A jak traktujesz swoją pracę? ? M.K.: Ja lubię to, co robię, czasami muszę zrobić to, czego nie lubię. ? To znaczy czego nie lubisz? ? M.K.: Przy tych pogrzebach, to tak nie za bardzo mi pasuje. ? Ale stoimy teraz koło tego samochodu, a Ty się tym zajmujesz też? ? M.K.: Tak, jego już mamy 25 lat, znaleźliśmy go w dobrej cenie i ja go odrestaurowuje. ? To jest Twoja praca, tak? ? M.K.: Ja to zlecam fachowcom, odwożę to i jeżdżę z tym. ? A czy są jakieś elementy, co możesz sam zrobić? ? M.K.: Raczej nie, bo żeby to jakiś wygląd miało, to oddałem do fachowców. ? A robisz coś z metalu? ? M.K.: Czasami z czarnego metalu coś spawam. ? A czy Twoje umiejętności konserwatorskie przydają Ci się do czegoś? ? M.K.: Tak, tak i do rzeźby i do wszystkiego, tego co się nauczyłem w szkole to się to wszystko przydaje. ? A do tych samochodów aby je odrestaurować są potrzebne jakieś maszyny? ? M.K.: Tak podobne jak do kamienia na przykład szlifierki, papier ścierny czy coś takiego. ? A jak pozyskujesz elementy, jak czegoś brakuje? ? M.K.: Czasami dorabiam. ? Te samochody co odrestaurowujesz, to traktujesz jako co? ? M.K.: Jako zabawę tak trochę. ? A ile czasu temu poświęcasz, jeśli jest to zabawa? ? M.K.: Na początku trochę więcej, ale teraz już jak to jest takie to czasami odpalę, doleje płyny i się gdzieś przejadę. I dlatego właśnie chciałbym użyczać ten samochód na wesela. ? To prowadzicie firmę z ojcem? ? M.K.: Tak. ? A czy myślałeś o tym, aby pozyskać jakieś fundusze zewnętrzne? ? Raczej tak, coś będziemy pozyskiwać. ? A w jaki sposób? ? M.K.: Brat załatwia też dofinansowanie. ? A skąd? ? M.K.: Jeszcze nie wiem. ? A z samorządu? ? M.K.: Chyba jakieś unijne. ? A czy jakby było w gminie stowarzyszenie stolarzy, to czy chciałbyś przynależeć? Albo jak gmina powin- na wspomóc Twoją pracę? ? M.K.: Na pewno finansowo można by było i jakieś zlecenia, żeby można było uzyskać tutaj na terenie. ? A myśleliście w jakiś sposób o promocji? ? M.K.: Z biegiem czasu tej pracy jest coraz więcej. ? A reklamujecie się? ? M.K.: Znaczy, no nie za bardzo, mamy tylko numery telefonów w Internecie i tyle. ? A kamień jak się pozyskuje? Kupujecie? ? M.K.: Przeważnie na składzie w Gdowie czy w Krakowie i tam można kupić płyty. ? A jak przychodzi klient, to on już wie, jaki chce kamień? Czy Wy mu sugerujecie? ? M.K.: Teraz jest tak najczęściej, że pozyskujemy gotowe wyroby z Chin. ? W jaki sposób? ? M.K.: Tutaj są takie miejsca w Krakowie, co przywożą nagrobki już gotowe. ? A co to znaczy, że gotowe? ? M.K.: Przycięte i wszystko wypolerowane, tablica na napis zrobiona i to się tylko składa. Oni już chyba wszystko robią. ? Czyli co Ty z tym robisz? ? M.K.: Czasami liternictwo, czy jest coś do dorobienia, to dorabiamy jak klient sobie zażyczy. Po prostu składamy to na miejscu na cmentarzu. ? Czyli Wy coś proponujecie temu klientowi, czy to on już wie co chce? ? M.K.: Raczej klient wie, no. Teraz myślimy nad maszyną do kamienia, ale jeśli klient ma specjalne zamó- wienie, to w Krakowie jest taka firma, która stamtąd przywozi. ? Jak wykonujesz prace przy trumnach, zauważasz, jak ludzie do tego podchodzą? ? M.K.: Różnie podchodzą, czasami mają większe wymagania, a czasami mniejsze, a czasami jest im to obojętne, jaki towar wybiorą na przykład, a czasami trzeba zaproponować i doradzić. ? A czy oni mają coś charakterystycznego, jak się zachowują? ? M.K.: Raczej nie ma takich rzeczy. ? A jak tu u was wygląda pogrzeb? ? M.K.: Dawniej były tzw. kondukty pogrzebowe i na przykład trumny zawoziło się do domu, tam rodzina żegnała się ze zmarłym i za samochodem pogrzebowym szedł sznur ludzi do kościoła i pochówek na cmentarzu. A w tym momencie jest tak, że tą trumnę zawozi się do kościoła i jest różaniec wcześniej półgodzinny, a później Msza Święta. I pochówek na cmentarzu. ? Myśmy rozmawiali z panem śpiewakiem pogrzebowym, a czy brałeś udział w takim pogrzebie? ? M.K.: Tak, tak dość często to było dawniej. ? Aha dawniej, a teraz? ? M.K.: Przez całą drogę bez mikrofonu śpiewał. ? A teraz? ? M.K.: Ten pan podupadł na zdrowiu, no i on zaprzestał tego i nie śpiewa. A teraz się pogrzeby odbywają w ten sposób, że tylko do kościoła. Bo nie ma tych konduktów. ? A jakie są charakterystyczne profesje w Wiśniowej? ? M.K.: Myślę, że przeważnie ta stolarka, no i mamy trzy tartaki w tym momencie, teraz powoli kamieniar- stwo. Bo kiedyś był w gminie jeden zakład a teraz już powoli będą trzy. ? A są ludzie, którzy zupełnie z innej branży rozwijają się? ? M.K.: Transport, liczne usługi z koparkami. ? I czy myślisz, że można o tym mówić jako, że jest to wartościowe? ? M.K.: Nie wiem właśnie, mnie interesują bardziej te wyroby stolarskie, bo te transporty to tak nie za bardzo. ? A czy masz może jakieś koleżanki czy kolegów, którzy tutaj żyją i wykonują taki zawód, którego kiedyś nie było? ? M.K.: Czy ja wiem. ? A gdzie byś się chciał zgłosić, aby Ci ktoś zrobił reklamę? ? M.K.: Mamy takiego znajomego w Trzemeśni. ? I co on by zrobił? ? M.K.: Projekty i plotery, i banery na większych ploterach. ? Bo tak patrzę na te samochody, to Ty wkładasz łapę do silnika i naprawiasz? ? M.K.: Nie, nie raczej jadę do mechanika. ? A dobrzy są tutaj mechanicy? ? M.K.: Tak w Wiśniowej jest doby i elektromechanik jest w Glichowie. ? A jak byś pomyślał o współczesnym rzemiośle? ? M.K.: Ale myślę, że takim najlepszym źródłem jest Internet, żeby znaleźć fachowca takiego współcze- snego. ? Jesteś stąd, tak? A gdzie my jesteśmy? ? M.K.: Poznachowice Dolne. ? Kim Ty jesteś? Kim byś się określił? Nie jako praca, tylko skąd jesteś? ? M.K.: No stąd. ? No ale czy jesteś Góralem, Lachem czy Krakowiakiem? ? M.K.: Myślę, że bardziej Krakowiakiem. ? A z czego to wynika? ? M.K.: Nie wiem raczej z tego, że Kraków zawsze był mi bliski poprzez te zabytki. (…) ? A to jest grobowiec, tak? ? M.K.: Tak, tak. ? To jest z tutejszej rodziny, tak? ? M.K.: Tak, tak. ? Jak to się stało, że ta warszawa trafiła do Was? ? M.K.: Z ojcem żeśmy ją kupili właśnie od takiego pana z Pcimia. ? Jak długo trwała praca nad nią? ? M.K.: Na początku sam sobie z tym robiłem, pomalowałem na kolor metali. ale nie pasowało mi do tego samochodu i wszystko zmieniłem. ? Mówiłeś, że chciałbyś ją wykorzystywać do ślubów. ? M.K.: Tak do ślubów. ? A jakieś już miały miejsce? ? M.K.: Tak cztery. ? Jak długo ta warszawa u Was jest? ? M.K.: Od 11 lat. ? A ona wygląda jak nówka. ? M.K.: Dwa lata temu dopiero skończyłem. ? A jaki plan jest następny? ? M.K.: Myślałem, aby zrobić tą białą, co jest kombi. ? Nam powiedziano, że jest człowiek chyba z Lipnika, który się zajmuję też takimi starymi samochodami. Fot. 130. Mirosław Kowal podczas Zlotu Samochodów Zabytkowych w Wiśniowej, Wiśnióweczka 2019. Fot. MART Fotografia ? M.K.: Tak jest, on ma firmę swoją i odrestaurowuje samochody. ? Bywałeś tam u niego? ? M.K.: Tak, ale nie miał jeszcze tej hali swojej. ? A jak kupujesz takie rzeczy, to nie myślisz o tym, aby je pokazać? Wyeksponować? Pokazać światu? ? M.K.: Eee dużo jest już takich samochodów, co są odrestaurowane. ? A gdzie szukasz takich samochodów? ? M.K.: Na Internecie dużo ludzi się ogłasza. ? A ten pan z Lipnika kupuje samochody? ? M.K.: Tak też i dla siebie i z nimi robi w tej hali. [NA CMENTARZU] ? Nie myślałeś o tym, aby się za to zabrać? [stare zniszczone nagrobki] ? M.K.: No może kiedyś, tylko trzeba by było porozmawiać z księdzem proboszczem. ? Dla mnie jest to ciekawe, że cmentarz u was jest parafialny, bo w miastach są komunalne. ? Myślisz, że umiałbyś popracować z metalem? ? M.K.: Nie wiem właśnie, ale raczej chyba nie. ? To jest też kawał pracy. W momencie gdy robicie trumnę to wy też wieziecie jako karawan? ? M.K.: Tak. ? A kto zasypuje? ? M.K.: My też. ? A jak wygląda ten cały proces? ? M.K.: No przychodzi klient i pyta się, jak załatwić pewne sprawy i my wysyłamy najpierw do księdza, żeby ustalić datę i godzinę pochówku, później pomagamy załatwić wszystkie formalności w szpitalu i w urzę- dach. No i później po 2 lub 3 dniach jest pogrzeb. Siostry mają kwiaciarnie, to wieńce też robimy. ? A skąd bierzecie ciało takiego człowieka? ? M.K.: Czasami umierają w domu, przywozi się trumnę i wkłada się ciało. ? A spotykacie się z jakimś zwyczajem nad tym ciałem? ? M.K.: Różańce robią i żegnają się ze zmarłym. ? A próbujesz rozwijać konserwatorską umiejętność? ? M.K.: Rzadko, nie mam okazji. ? A jeśli byś miał okazję, to z kim byś się kontaktował? ? M.K.: Z nauczycielami moimi starszymi. ? A masz z nimi jeszcze kontakt? ? Tak na Facebooku można znaleźć. ? A ci nauczyciele są z okolicy? ? M.K.: Tak, chociaż jest jeden z Warszawy. ? Jakbyś potraktował ten krzyż takiego typu? ? M.K.: Albo od podstaw nowy, albo…, no bo są różne techniki. ? A z proporcjami jakbyś to wyciągnął? ? M.K.: Można znaleźć na cmentarzu podobnego i dopasować. ? U nas w Muzeum mamy dużo krzyży, nie takich ale metalowych właśnie ze starymi frontami. Jakie są główne materiały na grobowiec? ? M.K.: Właśnie coś takiego jak tutaj, to jest najczęściej robione u nas. ? A co to jest? ? M.K.: Kamień granicki, takie coś przychodzi w paczce w kontenerze. ? To jest ciężkie? ? M.K.: No lekkie nie jest. ? Jak Wy to przygotowujecie technicznie? Fot. 131. Mirosław Kowal oprowadzający po cmentarzu parafialnym w Wiśniowej, Wiśniowa 2018. Fot. Anahita Rezaei ? M.K.: Przywozimy wszystko, co jest poukładane na tej płycie i robimy pod to taką wylewkę i składamy to na kleju i na sylikonie. ? A o co ludzie proszą zazwyczaj, żeby napisać na tablicy? ? M.K.: Przeważnie datę urodzenia i jakiś wierszyk z pisma. ? A coś takiego nadzwyczajnego czy dziwnego się coś trafiło? ? M.K.: Był jakiś napis ora pro nobis552. Beż żadnych polskich znaków na przykład Zofia Murzyn tylko taki napis po łacinie sam. ? A są jakieś specjalne zamówienia, typu obraz? ? M.K.: Tak, są. ? Ty się tym zajmujesz? ? M.K.: Ostatnio robiłem taką Marię. ? A skąd bierzesz wzór? ? M.K.: Najczęściej ludzie jak chodzą po cmentarzu, to wybierają to, co się im podoba lub z Internetu na przykład wzór nagrobka. ? A jak robisz to jesteś z siebie zadowolony? ? M.K.: Przeważnie nie jestem. ? A z rzeźby? ? M.K.: Za czasów szkoły to miałem taką satysfakcję z rzeźby, którą robiłem, a tak to jest – zawsze stwier- dzam, że coś mogło być lepiej. ? A sugerujesz coś klientom? ? M.K.: Tak. ? A doradzają się czegoś? ? M.K.: Tak, na przykład od kogo zacząć, czy od tych co zmarli dawno, czy od tych co nie dawno. ? A wykorzystujesz swoją prace jakoś? ? M.K.: Na przykład z korzenia zrobiłem stolik taki rzeźbiony. A trumny ludzie chcą tylko z litego drewna, bo chcą, aby była na dłużej. ? A jak głęboko się spuszcza trumny? ? M.K.: Zależy jak wcześniej grabarz kopał, bo ten cmentarz jest już przekopany i trzeba kopać na byłych grobach, czasami trzeba wbić pręta. 552 Łac. módl się za nami. ? A w jakim celu ten pręt? ? M.K.: Bo od trumny wieko zostaje i wbijemy, i jak napotkamy na jakąś przeszkodę to… ? A skąd wiesz, że to jest od trumny? ? M.K.: Bo to jest taki specyficzny dźwięk, jak jest już głębiej, to można pochować, bo to mówię o tym jak jest płycej po kilkunastu latach, to praktycznie tam już nic nie ma. ? A jak wygląda ta procedura? Wy kopiecie ten dół? ? M.K.: Tak my. ? I jest jakaś procedura, jaka powinna być głęboka ta dziura? ? M.K.: Powinno być minimum 120 cm. Dzień przed pochówkiem robimy dół… ? Łącznie z tą płytą, na której leży zmarły? ? M.K.: Nie, nie to dopiero po jakimś czasie, jak się ta ziemia ulegnie i jak ktoś sobie zamówi nagrobek to wtedy dopiero. ? Ile czasu to trwa, żeby to zrobić? ? M.K.: Około półtora miesiąca. ? I jak wy to robicie, że mówicie ludziom, że za miesiąc możecie robić nagrobek? ? M.K.: Zależy od ludzi, jak chcą, ale najwięcej robimy zwłaszcza przed Wszystkimi Świętymi. ? A są takie momenty, że jest tej pracy mniej albo więcej? ? M.K.: Są, nawet też w pogrzebach. ? Tak? A kiedy? ? M.K.: Zazwyczaj najwięcej pogrzebów jest przed Wszystkimi Świętymi. Ludzie też nie systematycznie umierają. ? A znasz z tym jakieś przysłowie? ? M.K.: Nie. Ale jest takie jedno: „Kto chory? Kobieta, a kto umarł? Mężczyzna”. ? A jak jesteś traktowany przez ludzi dookoła? Traktują to jako normalną pracę, czy może jakoś specjalnie Cię traktują? ? M.K.: Nie, postrzegają to jako normalną pracę. ? Dziękuję Ci bardzo za cenną rozmowę. ? M.K.: Ja również dziękuję. Fot. Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Jacek Kowal Profesja/umiejętność/praktyka: rzeźbiarstwo, kamieniarstwo artystyczne, stolarstwo, snycerstwo, konserwatorstwo, kolekcjonerstwo Miejsce zamieszkania: Poznachowice Dolne Pan Jacek urodził się w Poznachowicach Dolnych. Ukończył szkołę średnią w Dobczycach oraz studia ger- manistyczne w Niemczech. Przez 10 lat mieszkał i pracował za granicą (Niemcy) m.in. w profesji związanej z kamieniarstwem oraz renowacją zabytków. Konieczność utrzymania się w obcym kraju stała się początkiem jego pracy artystycznej. Wykonywał na zamówienie formy użytkowe i meble, łącząc ze sobą różne materia- ły – drewno, kamień, metal. Tworzył m.in. rzeźby z kamienia do wnętrz i ogrodów. Tam też wystawiał swoje prace (m.in. Frankenthal, Works, Grosskalbach). W 2009 roku częściowo powrócił w rodzinne strony, gdzie niejednokrotnie pomaga w wykonywaniu zleceń bratu Sylwestrowi Kowalowi, który założył firmę „Drew-Dłut” i jego żonie Monice Kowal. Jednocześnie nadal pracuje jednak na stałe w Austrii. Specjalizuje się w rzeźbie w piaskowcu. W 2010 roku w Galerii „Bakałarz” Biblioteki Pedagogicznej w Myślenicach wystawiał swoje pra- ce wraz z bratową – wspomnianą Moniką Kowal, która pokazała jedenaście grafik dyplomowych wykonanych techniką linorytu oraz cztery rysunki węglem. Na wspomnianej wystawie znalazło się sześć płaskorzeźb pana Jacka wykonanych z piaskowca, każda o bogatej symbolice odwołującej się zarówno do wyobraźni odbiorcy, jak i do tradycji religijnej i mitycznej. Były to głównie twarze w różnych wariantach, a także nowe, autorskie ujęcie herbu Myślenic. Wspólnie z bratem wybudowali dom mieszkalny z bali, kryty gontem, który na pamiątkę terenu, na którym stoi – dawne browarzysko – nazwali Chmielnikiem. Rodzinny warsztat często gości grupy dzieci i młodzieży. Bracia mają nadzieję, że w niedalekiej przyszłości podobnym kulturotwórczym miejscem stanie się także Chmielnik. ? Czy Pan jest stąd? ? J.K.: Tak, jestem stąd. ? A rodzice Pana? ? J.K.: Też stąd. Jesteśmy rodowitymi poznachowiczaninami. ? Teraz stoimy, wykorzystam otoczenie, stoimy w zarysie chałupy drewnianej, czy ma Pan coś wspólnego z drewnem? Czy rodzice też mieli takie tradycje? ? J.K.: Nie. Moi rodzice nie mieli nic wspólnego z drewnem. Nasza rodzina prowadziła gospodarstwo rolne. Z tego żyliśmy. ? Co to było? Był inwentarz jakiś? ? J.K.: Tak, mieliśmy krowy, kury, to było podstawowym środkiem utrzymania, kiedy byliśmy dziećmi. ? A gdzie Państwo mieszkali? ? J.K.: Tutaj, co panowie byli wyżej u mojej szwagierki. Tam był nasz dom rodzinny. ? Czyli z bratem i jeszcze było jakieś rodzeństwo? ? J.K.: Tak mamy jeszcze siostrę, tylko mieszka w Nowym Targu. ? Wyjechała? ? J.K.: Wyjechała do szkoły, wyjechała do Zakopanego i potem już tam została. I akurat 10 lat temu kupiła mieszkanie w Nowym Targu i tam już została. ? Czym się Pan zajmuje, mieszkając tutaj w Poznachowicach? ? J.K.: Teraz konkretnie nie mieszkam. Mieszkam za granicą, mieszkam w Wiedniu, tam też pracuję. Ale tutaj jestem praktycznie co tydzień. ? A co Pan robi w Wiedniu i czemu Pan wyjechał? ? J.K.: Też przypadek. Wyjechałem zarobkowo, tam poznałem żonę i tak to już… Wyjechałem na krótki czas, jak większość ludzi stąd, jednak rzeczywistość weryfikuje i zostaliśmy ze względów finan- sowych. ? A żona jest Polką? ? J.K.: Tak, jest Polką, z okolic Myślenic, ze Stróży dokładnie. Przypadek, poznaliśmy się za granicą. ? Dobrze, no to tutaj już zdradzę, bo słyszeliśmy, że Pan zajmuje się też kamieniarką, czy jest to kamieniar- ka artystyczna czy rzemieślnicza? ? J.K.: Artystyczna. Zaczęło się to dosyć dawno. Ponieważ ja wyjechałem na studia do Niemiec, tam tak na prawdę zaczęła się cała historia. Poznałem osobę, która zajmowała się odnową zabytków i tak mnie namówił. Zrobiłem chyba w wieku 20 lat pierwszą rzeźbę i tak zaczynałem dostawać zlecenia za granicą. Nie wzięło się to stąd tutaj, tylko po powrocie z Niemiec zaczęliśmy tutaj właśnie iść w tym kierunku. ? A jak to się stało, że wyjechał Pan na studia do Niemiec? ? J.K.: Wyjechałem, w wakacje po szkole średniej do pracy i akurat stwierdziłem, że zostaję. To był czas, kiedy była możliwość pracy legalnej, ucząc się. W ten sposób, nie było to założone, ale żebym mógł być tam legalnie, musiałem się uczyć. ? I to była jakaś szkoła artystyczna? ? J.K.: Nie, to była germanistyka. ? A to jak się ten kamień znalazł, jeszcze raz? ? J.K.: Zaprzyjaźniłem się z osobą, która była odpowiedzialna w landzie, za odnowę zabytków i tak się to rozwinęło. Byłem z nim na kilku obiektach i stwierdziłem, że spróbuję coś takiego zrobić, dorobić. ? Czyli wyszło od rzemiosła, tak? ? J.K.: Nie do końca, to była głowa osoby, która była wmontowana jakby w niszę i tak się to zaczęło. ? I współcześnie, aktualnie Pan przez cały czas…? ? J.K.: Tak. Robiłem to długo. Tam też w Niemczech miałem, trzy duże wystawy. Jedna była… co roku od- bywa się Festiwal Nibelungów w Worms553. Moja znajoma dziennikarka zaproponowała mi właśnie… też czysty przypadek… ponieważ jedna osoba wycofała się i miałem tydzień na zorganizowanie wystawy rzeźby. I tak 553 Nibelungen Festival, Worms jest jednym z najbardziej znanych festiwali teatralnych na świeżym powietrzu w Niemczech. Każdego roku aktorzy teatralni i filmowi występują na imponującej scenie na świeżym powietrzu przed Katedrą Worms Imperial. Zob. Nibelungen-Festspiele Worms, [online:] https://www.nibelungenfestspiele.de/nibelungenfestspiele/, dostęp: 2 IX 2019. dostałem to zlecenie, że moje rzeźby były na Nibelungen Festival, a to jest bardzo duża impreza, udana zresztą dla mnie, tam właśnie wystawiałem swoje rzeczy. ? Ona zaowocowała jakimś kontraktem? Jakąś lepszą, bo wiadomo jak się rzeźbi to trzeba z czegoś żyć, to pewnie one były robione na sprzedaż te rzeźby. Udało się to w jakiś sposób wykorzystać? Czy to pozostało w sferze hobby? ? J.K.: Nie. Można było z tego całkiem nieźle żyć. Miałem też zlecenia… jedna z moich prac jest w Amsterdamie, pod ratuszem płaskorzeźba, ok. 2,5 m długa, na metr wysoka. Też jedno z tych zleceń. ? A jak jest z… narzędziami, materiałem? Jest Pan czynnym przez cały czas kamieniarzem? ? J.K.: W tym momencie nie, aczkolwiek od czasu do czasu proszą mnie ludzie, żebym coś zrobił. Jak jest coś takiego… Ponieważ ja rzeźbię głównie twarze, to jest jakby… w tym się czuję najlepiej. I czynny nie jestem. Aczkolwiek dwa, trzy razy w roku zdarza mi się robić na zamówienie takie rzeczy. ? Jak długo trwa proces rzeźbienia w kamieniu? ? J.K.: Zależy od wielkości. Ciężko powiedzieć. Są dni, kiedy nie jestem w stanie tego w ogóle zrobić. Przychodzi okres, kiedy robię cały czas, nawet całą noc. I wtedy potrafię cały dzień patrzeć na coś i nie jestem w stanie tego zrobić. Za dwa, trzy dni jest to tak proste, że… Nie jestem w stanie określić czasowo, jest to różnie. Ale nie jest to długi okres czasu. ? Najprzyjemniejszy materiał? ? J.K.: Piaskowiec. ? A w jakimś twardszym kamieniu też Pan próbował? ? J.K.: W wapieniu. Każdy kamień… choć nie z każdego się da zrobić rzeczy, ale… trzeba go oglądnąć, jak on jest zbudowany, jak słoje idą. Nie potrafię tego powiedzieć, skąd się to bierze, ale jest to po prostu coś takiego, że wie się, że z tego się da zrobić. ? Czyli bierze Pan materiał i Pan wie? ? J.K.: Tak. Oglądając go wiem, czy da się coś z tego zrobić, czy nie. ? Narzędzia? ? J.K.: Kamień, młotek, dłutka… tylko i wyłącznie ręcznie. ? Nie ma mechaniki? ? J.K.: Nie! ? A jeśli ktoś wykorzystuje mechaniczne narzędzia to Pan uważa, że to jest gorsze, lepsze…? ? J.K.: Nie, to widać pracę mechaniczną i widać pracę ręczną. ? A w regionie były tu jakiekolwiek tradycje kamieniarskie? ? J.K.: Typowo kamieniarskie nie, aczkolwiek tutaj z Łysiny były robione w czasach wcześniejszych, były robione koła do mielenia zboża z… było to też robione ręcznie. To jest to co wiem, właśnie z piaskowca. Tak samo jak z tych rejonów pochodzi, z Lipnika, z Trzemeśni były brane kamienie na budowę. Tutaj były jakby największe złoża piaskowca. Są w Krakowie, między innymi na Wawelu. ? Tam w ogrodzie jest…? ? J.K.: To jest żarno z tego okresu wojennego. Stąd też się wzięły w czasie wojny pacyfikacje, ponieważ ludzie… było to zabronione. ? Jak to się dzieje, że Pan teraz wraca do Polski? Rozumiem, że skoro buduje Pan tutaj dom, to Pan wraca? ? J.K.: Tak, chciałbym, to jeszcze nie jest do końca. Na pewno wrócę. Ciągnie mnie tutaj, z tego względu też wróciłem z Niemiec, ponieważ miałem wybór. Albo zostaję tam na stałe, albo wracam. Decyzja była – wra- cam do Polski. ? I po powrocie z Niemiec działał Pan też z rzeźbą? ? J.K.: Tak. Robiliśmy z bratem… Prowadziliśmy z bratem taką typową działalność artystyczną. Ja w kamie- niu, brat w drewnie. ? I dało się z tego żyć? ? J.K.: Dało się. ? Powiedział Pan, że teraz już robi Pan to dużo rzadziej, więc co jest głównym sposobem na życie? ? J.K. Jestem szefem takiej dużej firmy w Austrii, dokładnie laboratorium geologiczne. Dokładnie zajmuje- my się tam badaniami próbek ziemi, wody, powietrza. ? Czyli nie ma to nic wspólnego z Pana…? Z tym co w duszy gra? ? J.K.: Nie. niestety nie. ? To teraz przejdźmy do historii Wiśniowej i tradycji. ? Ja zapytam się o dziady? Czy Pan kiedykolwiek w tym uczestniczył? ? J.K.: Raz, tak. Raz uczestniczyłem, ale szczerze mówiąc, dokładnie nie pamiętam. ? A to było w jakim okresie…? ? J.K.: Tak, tak. To był okres szkoły średniej 17, 18 lat. ? Czy te dziady były jakoś animowane z zewnątrz, czy to było samo…? ? J.K.: To wszystko spontan, nie było żadnej animacji, to było… zbierali się chłopaki… Chodziło o to, żeby iść jakby podrywać dziewczyny. To był jedyny… wszyscy byli w maskach, dlatego też nie można było skorygo- wać… nie wiedziało się kto, co i jak. Wszystko było anonimowe i spontaniczne. ? Ale ktoś Pana musiał zwerbować. Jakiś kolega? ? J.K.: Nie pamiętam tego, ale umawialiśmy się dużo wcześniej z kolegami, że idziemy na dziady. ? Ja sobie to tak wyobrażam, że chłopacy są już w takim wieku nastoletnim, że wypada to robić. Na zasa- dzie, że jest to takie grupowe działanie. Jesteś w grupie to… ? J.K.: Też, tak. Aczkolwiek brat ma większe doświadczenie w tej… materii… to był okres… ja uprawiałem wyczynowo sport i to już byłem raczej poza domem i to raczej z braku czasu. ? Jaki sport? ? J.K.: Biegałem na nartach. ? Zostało coś Panu z tego? ? J.K.: Tak, jeszcze tak. Narty zawsze. Ja nie mam urlopu w lecie, natomiast narty co roku na dłuższy czas zawsze. ? A czy te tereny tutaj, dookoła nadają się do biegania? ? J.K.: Tak. Mieliśmy, nie wiem, jak jest teraz, mieliśmy trasę tutaj z certyfikatem ogólnopolskim, mogły być rozgrywane zawody w Wierzbanowej. Tak w tym rejonie coraz więcej się dzieje, dzięki w su- mie Justynie Kowalczyk są robione piękne trasy do biegania, tak samo drogi do uprawiania w lecie nartorolek. ? Czy myśli Pan, że w momencie kiedy Pan tu wróci, to powróci Pan do pracy z kamieniem? ? J.K.: Myślę, że tak. Z tego względu budujemy ten dom. Chcielibyśmy w przyszłości, jak dobrze pójdzie, jakąś galerię tutaj otworzyć. ? W jaki sposób myśli Pan o poszukiwaniu funduszy na to? ? J.K.: Bo ja wiem, że na pewno będą to fundusze własne, ale… jest szansa pozyskać fundusze z innych źródeł. ? Czy myśli Pan o tym? ? J.K.: W Wiśniowej jest stary cmentarz… tak… tylko jest to jeszcze walka z wiatrakami w naszym przy- padku. ? Chodzi o świadomość włodarzy? ? J.K.: Tak. Ale to się już zmienia na lepsze. Mamy stary piękny zabytkowy cmentarz, który chcieliśmy kiedyś odnawiać. Udało mi się skontaktować z taką fundacją, jest to cmentarz żydowski. Udało mi się skontak- tować z fundacją z Nowego Jorku, którzy chcieli wyłożyć pieniądze na odrestaurowanie, tylko przerosły nas sprawy formalne. Nie mieliśmy też nikogo, który by nam pomógł, doradził w tej sprawie. Myślę, że teraz by to wyglądało inaczej. 15 lat temu jeszcze nie byliśmy w stanie tego ogarnąć. ? A unijne środki. Nie wiem czy myślał Pan o tym? ? J.K.: Docelowo tak. Jeśli zjadę tutaj, jeśli wróciłbym tutaj to tak. To na pewno myślałbym o czymś takim. ? A od czego zależy ten powrót, jeśli mogę spytać? ? J.K.: Od żony. ? A jak się zapatrywali rodzice na wybór, ten pierwszy? ? J.K. Było to dosyć takie dziwne, bo nikt z nas nie miał z tym nic wspólnego. Bardziej brat, ja natomiast…, moja mama była lekko zaskoczona. ? Ale nie było żadnego… że nie, nie, nie? ? J.K.: Nie, broń Boże, tylko nikt nie wiedział, o co chodzi. ? A gmina Wiśniowa, czy ona ma w sobie jakąś specyfikę, coś takiego co mogłoby być czymś do promocji tego regionu? I ekonomicznie i kulturowo napędzić to? ? J.K.: Jest kilka takich aspektów, które można by wykorzystać. Myślę, że jest to już na dobrej drodze. Nie wiem, czy panowie wiedzą, tutaj jest jeden z najlepszych rejonów do latania na paralotni. Mamy tutaj takie stowarzyszenie paralotniarzy Beskidu Wyspowego554, mamy dwanaście startowisk, gdzie można… ? Czyli fajna termika tutaj jest? ? J.K.: Piękna, Ciecień nad Wiśniową jest jedną z ładniejszych, bezpieczną przede wszystkim, Kamiennik z drugiej strony, Kasina, cały rejon Beskidu Wyspowego. To jest wydaje mi się jeden z pierwszych, który można by było… to by wypromowało gminę bardzo. ? To jest sport. A w takim aspekcie artystycznym, np. czy byłby Pan gotowy w GOKiS-ie prowadzić zajęcia dla dzieci z kamienia? ? J.K.: Myślę, że tak. Z tym doświadczeniem, prawie dwadzieścia lat, myślę, że tak. Nie mam wykształcenia pedagogicznego na tyle żeby… ale jeśli chodzi o techniczne rzeczy czy… ? By sobie poradzić… Ale czy czułby Pan taką potrzebę, chęć…? ? J.K.: Jak najbardziej, tak! ? A w tej chwili jest ktoś, kto się od Pana uczy? ? J.K.: Nie. ? A współpracował Pan wcześniej z GOKiS-em? ? J.K.: Robiliśmy jakieś rzeźby na dziady na nagrody chyba… z Moniką [bratową], ale to było dawno. ? Dużo osób sprowadziło się z Krakowa. Już Pan wspominał o cmentarzu żydowskim, wiem, że katolicki też ma dużo kamiennych nagrobków. Czy pamięć o mniejszości żydowskiej, czy ona się tutaj tli? ? J.K: Nie, całkowicie wygasła. Nie ma jej… Jeszcze jedno, co muszę dodać, mamy jedną z najstarszych w Europie bożnic, zachowaną tylko dzięki temu, że była strażnicą. Ale to też mogłoby… ja mam bardzo dużo znajomych ze środowiska żydowskiego i widzę zainteresowanie, że jeśli można by to w jakiejkolwiek formie wyremontować, zrobić, ludzie przyjeżdżaliby z całego świata. Ponieważ zachowana jest w całości, są dwie w Polsce, które są oryginalnie zachowane takie, jak były. Jest to bardzo duży potencjał. ? A świadomość innych mniejszości? ? J.K.: O mniejszości tatarskiej tak, o cygańskiej nie. ? A z tymi Tatarami, o co chodziło? ? J.K.: To było w zamierzchłej przeszłości i nie znam jej dokładnie… i stąd okolice Lipnika… tam było… osie- dlali się, czy zostali Tatarzy. To co mi się obiło o uszy, nie potrafię szczegółów powiedzieć, ale to co słyszałem tak. ? A dom? ? J.K.: Drewno mamy z Tokarni, część drewna z Wierzbanowej. Robiliśmy tutaj wszystko sami jeśli chodzi o ściany sufity. Wszystko było obrabiane tutaj ręcznie, heblem, papierem ściernym. Cięcie na tartaku w Tokarni. Niektóre zdobienia ja robiłem, a resztę brat. ? A zdobienia są bardziej z głowy? ? J.K.: Nie, to są zdobienia z naszego tutaj rejonu. ? A skąd Pan wie, że takie? ? J.K.: Bo śledziłem przy starych domach, a jak kupiłem jeszcze dwa stare domy z Lipnika i dokładnie były takie same wycięcia na tych belkach. ? Chałupy obite tu są dechami. Tu zostanie po wypchaniu szparka. Widzę, że rodzinny dom to też były dechy, teraz jest ocieplony. ? J.K.: To jest stary dom też z bala kwadratowego, były wcześniej na nim deski. Deski służą jako zabez- pieczenie bali. Ułożone są w ten sposób, że jak pada, aby nie zaciekało na bale i głównie aspekt dekoracyjny. Natomiast… i też mszone tylko jest to mszone słomą z gliną… Ten dom stoi na chmielniku. Ponieważ tutaj jest browarzysko, tu były kiedyś browary, a tutaj jest chmielnik – tu był sadzony chmiel dla browarów. ? A browarzysko to są czasy? ? J.K.: Okres 200, 300 lat. Ta góra to jest Grodzisko, tu był stary gród, jeszcze za czasów Kazimierza Wiel- kiego. Wiem, że jest bardzo dużo kurchanów, Kamiennik, Trupielec. 554 Mowa tutaj o Stowarzyszeniu Paralotniarzy Beskidu Wyspowego. W 2003 roku, niewielka grupa paralotniarzy latająca w Beskidzie Wyspowym, postanowiła założyć stowarzyszenie, aby wspólnie działać na rzecz paralotniarstwa w tym rejonie. Grupa założycieli liczyła 16 osób, a głównymi inicjatorami zrzeszenia się byli Tadeusz Mistarz i Stefan Mistarz. Tak powstało Stowarzyszenie Paralotniarzy Beskidu Wyspowego z siedzibą w Wiśniowej, które obecnie liczy 65 członków. Zob. Zarząd SPBW, O stowarzyszeniu, [online:] http://www.spbw.pl/node/1, dostęp: 2 IX 2019. ? A wróćmy do technologii. ? J.K.: To już nie jest stąd. To jest bardziej góralska, podhalańska technika. I bale są robione… do tej pory nie używaliśmy tutaj ani jednego gwoździa. Wszystko jest na ścisk i jak osiada… jest zrobione wszystko pod kątem i osiadając, on się uszczelnia jeszcze bardziej ten dom. Dlatego zaczęliśmy go w zeszłym roku, żeby jesz- cze… Ten dom siądzie około 20 centymetrów w ciągu dwóch, trzech lat. Dlatego trzeba to wziąć wcześniej pod uwagę, robiąc okna, tak samo, tak jak tutaj – widzą panowie. Tam jest w środku wyryta dziura i ta rama wchodzi w tą dziurę podczas osiadania. Tam jest około 15 centymetrów. Rama, osiadając, będzie się w to chować. ? To jest wiedza Pana, wiedza brata? ? J.K.: Brata. Brat już robił takie domki i jeśli chodzi o takie techniczne rzeczy i drewno, to jest jego działką. Fot. 132. Drewniany dom rodziny Kowalów „Chmielnik”. Fot. Grażyna Murzyn Fot. 133. Wejście do „Chmielnika”, drewnianego domu rodziny Kowalów. Fot. Grażyna Murzyn ? Interesują mnie kaplice, wiem, że żona brata pisała pracę dyplomową na temat kapliczek? ? J.K.: To był krzyż papieski, on był postawiony, o ile się nie mylę na pamiątkę JP2 tutaj, nie wiem czy nie… Tak, drewniany, rzeczywiście. Ja nie pamiętam do końca tej historii, nie chciałbym czegoś dołożyć, ale była rze- czywiście plaga tutaj, nie wiem, czy nie tutaj w Poznachowicach i jako wotum wdzięczności, że przeszło, został postawiony ten krzyż. Pierwszy krzyż był całkiem inny, był mały. Nie był w tej formie, którą pamiętasz, który później przerabialiśmy na ten metalowy, tylko to był taki mały krzyżyk, on miał około 1,5 metra wysokości. On był co roku, cały czas naprawiany, bo dawniej ludzie robili z tego materiału, co mieli, nie było tutaj bogac- twa. Ludzie dawali to, co mieli pod ręką. ? A może był wkopywany co jakiś czas, bo podgniwał, bo nie miał podmórówki żadnej? ? J.K.: Ale nie wiem, czy nie robił Staszek, ten co zmarł, który pracował u Krzyśka Kowala555. Oni tam wiem, że było… ? A to była wasza inicjatywa, żeby go naprawić? ? J.K.: Inicjatywa była sołtysa, w ogóle ludzi z tej wsi. Natomiast myśmy to robili. Oni się do nas zgłosili. ? Czy Pan zna innych artystów z okolic? ? J.K.: Tak, jest pan, który maluje obrazy w kościołach – pan Szczepanik556. ? Kojarzy Pan jak gmina jest zaangażowana w politykę kulturalną? ? J.K.: Stara się. Myślę, mam nadzieję, że to będzie jeszcze bardziej rozwinięte, ale widzę, że robią coś w tym kierunku. Starają się jakoś promować tą gminę. Ale widzę tutaj większy potencjał, jeśli chodzi o rozwój w kierunku kulturalnym czy sportowym. Natomiast jest to jeszcze raczkujące. ? Rodzice i dziadkowie są stąd? ? J.K.: Tak, aczkolwiek po II wojnie światowej nasza rodzina była rozbita po całym świecie. Ciocia była więźniarką w Ravensbrück, brat dziadka wyjechał do Francji, później do Kanady. Także cała rodzina taty była dosyć rozproszona po całym świecie. Aczkolwiek, już będąc na emeryturze, wszyscy wrócili tutaj. Między inny- mi z panią doktor Połtawską razem, na nich były prowadzone jakby badania. ? Czy był Pan w zespole regionalnym? ? J.K.: Tak, byłem jako dziecko w szkole podstawowej, tańczyłem w zespole góralskim. To był zespół gó- ralski wtedy, nie jakby z tego rejonu. To co pamiętam. ? A jakie mieliście stroje? ? J.K.: Krakowsko-góralskie. Zależy od potrzeb. Tutaj już 3 km stąd jest… są już górale. ? A Pan jest kim, za kogo się Pan uważa? ? J.K.: Ja trochę zatraciłem tożsamość. Nasza cała rodzina od strony mamy mieszka w Zakopanym, ale staramy się utożsamiać z tymi rejonami. Zespół „Banda Burka” powstał później, ten w szkole podstawowej nie pamiętam, jak się nazywał. Nie wiem czy nie „Góraliki”. Później powstał zespół „Banda Burka” i wzięło się to od dębu. Jest taki 400 letni dąb w Wiśniowej, już jest zabytkiem. ? A skąd ta nazwa? ? J.K.: Nie jestem pewien czy przedwojenny, wojenny czy powojenny był przywódcą takiej bandy, był Burek – stąd się to wzięło, nie pamiętam okresu dokładnie. ? A wróćmy do budowy domu… ? J.K.: Właśnie zdecydowaliśmy, że robimy wszystko na słońce. Czyli cały dom będzie i ogrzewany, i ener- gią zasilany ze słońca. Natomiast całe gromadzenie energii będzie w bateriach, taki dosyć innowacyjny pomysł, ale z baterii od samochodu elektrycznego. Są one najbardziej wydajne. Nie jest to tanie jeszcze, aczkolwiek bio- rąc pod uwagę koszty całej… doprowadzenia prądu tutaj, wychodzi nie dużo drożej, niż podłączenie się do sieci. ? To pewnie wynika z Pana świadomości ekologicznej. J.K.: Tak. Jak Pan patrzy na Wiśniową jak to wygląda? J.K.: Coraz lepiej, jak widzę, rozmawiając ze znajomymi, widzę, że jest podejście już też… czy zarówno segregację śmieci… Ja jak tutaj zaczynałem to budować, pierwsze sprzątaliśmy trzy dni ze śmieci całą działkę. Ludzie po prostu, no wyrzucali tutaj worki ze śmieciami. Natomiast teraz już widzę, że świadomość zaczyna się powolutku zmieniać. Mam nadzieję, że nabierze to tempa, ale zobaczymy. Jeśli chodzi o energię odnawialną, coraz więcej ludzi jest zainteresowanych tym. ? A jak to się tutaj przejawia? ? J.K.: Jeśli chodzi o samo grzanie wody coraz więcej ludzi montuje panele słoneczne na wodę. Tutaj wiem, że gmina dostała dotację na to. Z fotowoltaiką, aczkolwiek już widzę domy, gdzie są zamontowane panele fotowoltaiczne. ? Czy taki aspekt ekologiczny może mieć wpływ na jej rozwój? 555 Wywiad z Krzysztofem Kowalem – stolarzem, właścicielem zakładu pogrzebowego z Poznachowic Dolnych zob. Wiśniow- skie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). 556 Wywiad z Janem Szczepanikiem – malarzem, złotnikiem, hodowcą rasowych królików z Glichowa zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). ? J.K.: Myślę, że tak. Ten rejon jeszcze nie jest tak bardzo zanieczyszczony, tutaj akurat mamy ten plus, że nie ma takiego, jak jest w Krakowie czy po drugiej stronie Myślenic. Tutaj jest dużo czyściej. Aczkolwiek jeśli by- łoby to zmienione całkowicie, jeśli by były dotacje rozsądne, na które ludzie by mogli sobie pozwolić, to byłoby super pod tym względem. Jest to też świadomość, ponieważ wiem, że ludzie się boją fotowoltaiki. Rozmawiam z różnymi ludźmi i stwierdzenie było: „zobaczę jak to będzie u ciebie. Jak się to sprawdzi”. Jest to mała gmina, ci ludzie tutaj nie są do końca świadomi, boją się czegoś nowego. To jest chyba jedyny minus tego wszystkiego. ? A czy są tutaj w okolicy jakieś gospodarstwa ekologiczne, które się tym chwalą? ? J.K.: Jest np. jeden zakład stolarski, właśnie wiem, że on chce montować, chce mieć całą stolarnię na słońce. ? A rzemiosła, jakie są w tym rejonie? ? J.K.: Jest bardzo dużo zakładów stolarskich, jest kilka ubojni, jest też bardzo dużo cieśli jeśli chodzi o robienie dachów. ? A w takim bardziej współczesnym rozumieniu? ? J.K.: Mamy dwie osoby, które są bardzo mocno związane z medycyną. Jest tutaj chłopak, Paweł Bobula, jest chirurgiem dentystycznym. Jeden, już mogę powiedzieć, z autorytetów w Polsce. W wieku 35 lat operuje [niesłyszalne…], do niego przyjeżdżają gwiazdy polskie na operacje. On prowadzi też publiczne zakłady opieki zdrowotnej tutaj na tym terenie Dobczyc, Szczyrzyca, w Raciechowicach, Wiśniowej. Jest to osoba rozpozna- walna w Polsce. Mamy firmy transportowe bardzo duże, firma przewozowa, która wozi wszystkich Azjatów po całej Europie. W Wiśniowej jest naprawdę bardzo duży potencjał, są ludzie, którzy chcą coś zrobić dla tego regionu, tylko gdzieś zaczynają się problemy na etapie biurokracji. Jeśli ktoś zostaje, daje swój czas, swoje pieniądze i gdzieś zostają później… zostają rzucone kłody pod nogi, na prawdę przechodzi cały zapał do tego. Jest sporo warsztatów samochodowych, aczkolwiek nie mam z tym wiele wspólnego. Jest dosyć dużo rożnych firm… O, mamy w Lipniku, jest chłopak, który odnawia samochody zabytkowe i to już jest chyba jeden z bardziej znanych w Polsce – mówię Sylwek o Januszu Pałce – gość, co się zajmuje renowacją starych samochodów i to ma stajnię naprawdę bogatą. Sam jest właścicielem… ? Czyli naprawdę jest tego sporo! Dziękujemy bardzo za cenną dla nas rozmowę! Rys. Monika Kowal Stanisław Furman Profesja, umiejętność, praktyka: ochotnicza straż pożarna, mechanika maszyn, chów i hodowla tuczników, bydła, rolnictwo, lokalny przedsiębiorca, przewoźnictwo Miejsce zamieszkania: Wiśniowa Pan Stanisław pochodzi z Poznachowic Dolnych, gdzie był strażakiem tamtejszej Ochotniczej Straży Po- żarnej w latach 1958–1966. Do ochotniczej służby strażackiej wprowadził go ojciec już w wieku szesnastu lat. Po ślubie przeprowadził się do Wiśniowej – rodzinnej miejscowości żony. Od 1982 roku należy do Ochotniczej Straży Pożarnej w Wiśniowej557, w której w latach 1983-2015 pełnił funkcję naczelnika, wiceprezesa. Wraz z wieloletnim prezesem OSP Wiśniowa Władysławem Ciślikiem był współinicjatorem i współtwórcą budyn- ku strażnicy w Wiśniowej, która została oddana do użytku w 1988 roku. Wcześniej, po II wojnie światowej, wiśniowscy strażacy mieli swoją siedzibę w budynku drewnianej żydowskiej bożnicy. Obecnie pan Stanisław jest wiśniowskim komendantem gminnym, wiceprezesem Zarządu Oddziału Gminnego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP. Strażacy z Wiśniowej od kilkunastu lat należą do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśni- czego. Rodzinne tradycje strażackie kontynuuje również jego syn – Piotr Furman, będący aktywnym członkiem jednostki w Wiśniowej. Pan Stanisław z wykształcenia jest technikiem mechanikiem. Jest również zawodowym kierowcą i właścicielem jednej z pierwszych regionalnych firm przewozowych. 557 Jednostka strażacka w Wiśniowej powstała w 1913 roku po wielkim pożarze, podczas którego spłonęło pięć budynków mieszkalnych i zabudowania gospodarcze u Leśniaków. Do grona założycieli należało pięciu ówczesnych notabli: wójt Józef Kowal, sekretarz gminy Franciszek Krawczyński oraz radni: Wojciech Murzyn, Wojciech Tomera i Jan Jamróz. Z funduszy gminy w Wiedniu została zakupiona pierwsza w dziejach tej jednostki czterokołowa sikawka, którą trzeba było przetranspor- tować z pociągu z Kasiny Wielkiej. Następnie była ona przechowywana, m.in. w szopie Józefa Dominika, jednego z pierw- szych komendantów jednostki. W latach 1983–1988 przy znacznym udziale mieszkańców wybudowana została okazała trzykondygnacyjna strażnica. Stanisław Furman wspominał: „70% to była robocizna i koszty własne, a resztę ufundowali nasi ówcześni ubezpieczyciele”. Zob. A. Domagalski, Przedstawiamy jednostkę OSP z Wiśniowej, „Tygodnik Myślenicki”, 14 III 2009; przedruk [w:] Urząd Gminy Wiśniowa, [online:] http://www.ug-wisniowa.pl/news.php?nr=3433&strona=, dostęp: 9 II 2019. Fot. 134. Statuetka z podziękowaniem za społeczną działalność na rzecz ochrony przeciwpożarowej dla Druha Stanisława Furmana, 11 Zjazd Oddziału Gminnego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP w Wiśniowej, Glichów 2016. Źródło: Galeria 11 Zjazdu Oddziału Gminnego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP w Wiśniowej jaki miał miejsce 23 kwietnia 2016 roku w Glichowie. Zob. 11 Zjazd Oddziału Gminnego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych Rzeczpospolitej Polskiej w Wiśniowej, [w:] OSP Glichów, [online:] http://www.ospglichow. cba.pl/index.php/23-zog, dostęp: 9 II 2019. ? Z czego Wiśniowa jest słynna czy mogłaby być dumna, czym mogłaby się poszczycić pochwalić? ? S.F.: Myślę, że zawsze coś jest. Koło gospodyń mamy prężne, Ochotnicza Straż Pożarna od [19]83 roku, kiedy zostałem naczelnikiem… to nie było w ogóle nic. ? A gdzie była najbliższa remiza? ? S.F.: W bożnicy, nie było nic, wszystko było w bożnicy. Samochód, który kupili jakiś taki stary i motopom- pę po wojnie, to wszystko tam siedziało. Nie było w ogóle strażnicy, nie było miejsca, dopiero w [19]83 roku • jak nastałem naczelnikiem – to jak z prezesem Ciślikiem558 podjęliśmy decyzję, no i z zarządem oczywiście, o budowie remizy. Bo tak się od wojny ciągło, zarząd co zebranie to budowali…, tylko nic nie było dalej. No i pojechaliśmy do Krakowa, zaraz po zebraniu o plan jakiś, nie? A jeszcze się okazuje, że działka, na której mie- liśmy budować, niby była strażacka, a nie przeprowadzona, gdzie teraz jest centrum – tutej sklep – mieliśmy budować, od poniedziałku mieliśmy wchodzić na budowę, a tu się okazuje, że prezes sobie robi już plany na tej działce. No i na szybkiego, dopiero walne zebranie wiejskie i przyznali nam ten teren, który tutaj jest, remiza, kawałek wiejskiego terenu. Tu skupowali bydło dawniej, takie wiaty były, szopy no i to nam dali w użytko- wanie i na tym żeśmy zaczęli… Pojechaliśmy do Krakowa, przywieźliśmy plan… znaczy się z Warszawy plan przywiozłem, ale pojechałem wieczór, bo mnie wkurzył na komendzie pułkownik – już nie pamiętam, jak się nazywał – wysiedzieliśmy się chyba ze trzy godziny, no i tak remiza, taka remiza, taki plan no i dobrze. Jeden się nam spodobał, taki podobny coś do tego, tylko że to był bez góry. No ale jak wychodzimy od niego, mówi nam: „Panowie ja takich zapaleńców to mam co roku i na tym się kończy”. Mnie to wkurzyło, siadłem wieczór w autobus, pojechałem po ten plan osobiście. Plan przywiozłem, no i zaczęliśmy gromadzić materiał i wziąć się za robotę od razu. Także w styczniu mieliśmy zebranie wyborcze, a w październiku jużeśmy wbudowali kamień węgielny, garaże już były postawione. ? To był [19]83 rok, tak? ? S.F.: Co tak trudno o wszystko było. No a pieniędzy też nie było, bo gmina nie dofinansowywała w ogóle ochotniczych straży, jedynie ubezpieczenie, wówczas to było PZU, jakąś pule mieli, co jak sie więcej było ura- towanych pożarów, no to większe dotacje były. Czyli sami ludzie, też mieszkańcy po prostu, też coś pieniędzy dołożyli, no i myśmy co tydzień zabawy robili, już jak pierwszy chodnik na (nieczytelne) żeśmy postawili. Zaba- wy tak co tydzień, tak żeby po prostu było za co budować, bo nie było przecież za co. No i także w [19]88 roku oddaliśmy do użytku, nie tak całą jak jest, bo to później dobudowane, ale w tym stylu. 558 Władysław Ciślik – prezes wiśniowskich strażaków w latach 1982–2001. We wrześniu 2001 roku, po jego śmierci, następcą został Stanisław Kus, związany z jednostką strażacką w swojej miejscowości od 1990 roku. Fot. 135. Kronika Ochotniczej Straży Pożarnej w Wiśniowej, Wiśniowa 2018. Fot. Aleksander „Bratek” Robotycki ? A wcześniej, bo Pan został naczelnikiem w [19]83 roku, natomiast wcześniej też był Pan członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej? ? S.F.: Byłem członkiem w Poznachowicach, bo ja jestem z Poznachowic, później jak się ożeniłem do Wiśniowej… ? A Poznachowice miały swoją remizę? ? S.F.: Też nie miały, później dopiero wszystko, tak po 60. latach. Siedemdziesiąte dopiero zaczynały tam coś, ale też tak. Poznachowice to pierwsze kupiły i postawiły taki jeden garaż. Później się przenieśli, kupili parcelę w drugim miejscu, tu gdzie teraz jest i dopiero później z biegiem czasu, jakeśmy wybudowali to Poznachowice się wzięły do budowy. ? A zna Pan historię, jak to się stało, że bożnica stała się miejscem garażowym dla…? ? S.F.: Po wojnie, po drugiej, bo przed II wojną światową, jak sprowadzili sprzęt z Austrii, motopompę na wozie konnym, bo takie były… i u jednego ze strażaków była taka szopa wybudowana i tam była ta motopompa. Ale po wojnie no to wszystko to rozkradli… pozbierali to druhowie559, posklecali to do kupy, no i chyba Urząd Gminy musiał im dać to w dzierżawę. Nie pamiętam, no ja nie byłem wtenczas. Z tego co wiem, tylko z kroniki, no to w [19]55 roku wyremontowali tą bożnice i tak to się ciągło, no i dopiero w latach… ? A kiedy Pan się stał tym ochotnikiem? ? S.F.: Ochotnikiem to ja miałem 16 lat, tylko w Poznachowicach. Później poszedłem do wojska, po wojsku się ożeniłem, przeszedłem do Wiśniowej, no i dopiero w [19]83 roku w Wiśniowej wstąpiłem do straży pod namową prezesa akurat. Bo tak to nie miałem czasu nawet też myśleć o tym. ? Pana rodzice są z Poznachowic? Pan jest rodowitym…? ? S.F.: Poznachowianinem. Ale to gmina Wiśniowa tak samo. ? A co było przyczyną, że Pan zaangażował się w strażactwo? ? S.F.: No, ja po prostu… mnie to cieszyło. Tak jak mówię od 16 lat byłem, a później jak się po wojsku ożeniłem, jakoś nie było czasu na początku, bo to człowiek galopował sie, budowałem stajnie wtenczas, „Złota Wiecha”560 była i tuczarnie trzody chlewnej i nie było czasu się zajmować… Dopiero w [19]82 roku, tak, właśnie prezes, kolega Ciślik, myśmy się tak kolegowali wcześniej już, no i on mnie tak wynamawiał: „Wstąp, będziemy budować”. Wiedział, że coś zrobimy razem. 559 Druh – strażak ochotnik, szkolący się i biorący udział w działaniach danej ochotniczej straży pożarnej, członek danej jed- nostki. Zob. druh (w straży). Druh [w:] Dobry słownik.pl, [online:] https://dobryslownik.pl/slowo/druh/10287/#znacze- nie-232638, dostęp: 9 II 2019. 560 Chodzi o ogólnopolski konkurs „Złota Wiecha” na najlepsze nowe i zmodernizowane budynki w gospodarstwach rolnych organizowany od czasów PRL-u. Jego inicjatorem był w 1961 roku Roman Nowicki. Służył podnoszeniu poziomu budownic- twa w gospodarstwach rolnych i na obszarach wiejskich przez propagowanie wyróżniających się rozwiązań odzwierciedla- jących nowoczesne tendencje zarówno w produkcji rolniczej, zwierzęcej, indywidualnym budownictwie inwentarskim, jak i w obiektach usługowych i mieszkalnych służących wielofunkcyjnemu rozwojowi wsi. W 2002 roku do konkursu zgłoszono obiekty w pięciu grupach problemowo-tematycznych: obiekty inwentarskie, obiekty gospodarczo-magazynowo-przetwór- cze, zagrody, budynki mieszkalne, obiekty agroturystyczne. Zob. Złota Wiecha 1980. Materiały Społecznej Wojewódzkiej Komi- sji w Elblągu – biuletyn, [online:] http://dlibra.bibliotekaelblaska.pl/dlibra/docmetadata?id=45652&from=publication, dostęp: 9 II 2019; Tekst przygotowany przez kolegów na urodziny Romana Nowickiego, 10 II 2019, [w:] Roman Nowicki.pl, [online:] https://www.romannowicki.pl/pliki/Urodziny%20RN%202019.pdf, dostęp: 9 II 2019. ? Czy to że Pan jest mechanikiem, ma wykształcenie mechaniczne jakoś Panu pomogło w tym strażo- waniu? ? S.F.: No na pewno, jako kierowca już i jako mechanik to nie było problemu z samochodem i później. A tych samochodów to były takie stare… żuk później był, no ale jak już wybudowaliśmy remizę to załatwiłem w Krakowie, na komendzie, dostaliśmy nowego Stara 244 i nową motopompę, także było to już coś w tamtych czasach. ? Kiedy miał Pan te 16 lat, to ilu was było w takiej straży? ? S.F.: Nie pamiętam. To ojcowie byli tak samo. Po prostu na warty chodziliśmy całe lata w okresie żniw- nym, bo to tak było dawniej. ? Co to znaczy chodzić na warty? ? S.F.: No całe noce, w nocy, nie? Dwóch strażaków miało codziennie warty, co… no i od wieczora do rana chodzili drogą, czy gdzie jaki pożar, żeby widzieć. Bo nie było takiej łączności jak teraz, że są telefony. ? Czy był gdzieś albo w Poznachowicach, albo w Wiśniowej dzwonek loretański561? ? S.F.: Syrenę mieliśmy. To już wtenczas była w [19]56 roku zamontowana syrena. ? A ojciec coś opowiadał o tym, jak to on był…? ? S.F.: A to wie pan, w tych latach w Poznachowicach to się niewiele co działo, bo remizy nie mieli, samo- chodu nie mieli. Była ta straż taka biedna, bo takie były straże wtenczas biedne. Na wóz prywatny się kładło motopompe i tak jechali do pożaru. ? Czy jest jakaś historia straży tutaj? Nie to, że w Pana głowie, ale…? ? S.F.: Tak, kronikę mam. ? A jak ona jest datowana? ? Od 2013 roku. ? A można tam poznać bardziej historyczne czasy? ? S.F.: No nie. Tam po prostu jest opisywane, co było sprowadzone, kto został naczelnikiem, jaki sprzęt z Austrii wtenczas. Gdzie jakieś pożary takie większe były, po których dopiero wójta zmobilizowało, żeby tę straż założyć i wyłożyć jakieś pieniądze na zakup tej motopompy. Bo to ciężko wtenczas było przecież. ? A kiedy był taki największy skok technologiczny? To jest ten czas Pana? ? S.F.: Tak. Bo tak to nie było nic, nie było pomieszczenia, nie było nic – no żuk był jeden. ? Jakie było wyposażenie? ? S.F.: Motopompa, ssawne węże, tłoczne węże. ? A jak wyglądała taka akcja? ? S.F.: Do żuka wszyscy wsiadali kto przyjechał, a reszta to się rowerami czy samochodem jak ktoś miał, to się jechało do pożaru. To nie było tak, że teraz musi przyjechać, ubrać się w mundur, taki i taki, bo inaczej mu nie wolno jechać. Każdy jechał i leciał tak, żeby ratować i nikomu się nic nie działo? Nie było beczkowozu, żeby dowozić. 561 Dzwonek loretański – umieszczony na dzwonnicy loretańskiej poświęcony Matce Bożej Loretańskiej mający ostrzegać, m.in. przed pożarem oraz wzywać do jego gaszenia – tradycja przyniesiona do Polski prawdopodobnie przez pielgrzymów z Loreto we Włoszech, gdzie zgodnie z apokryficznym przekazem miał się znajdować tzw. Domek Matki Bożej. Kult Matki Bożej Loretańskiej i zwyczaj budowania replik Świętego Domku z Loreto rozpowszechnił się w Polsce w XVII wieku. Z Loreto przywożono m.in. dzwonki mające odpędzać złe moce, a także rozpędzać chmury burzowe i powstrzymywać związane z nimi nieszczęścia. Dzwonek taki nie musiał jednak pochodzić z tego miejsca. Wystarczyło poświęcić go z intencją, by pełnił funkcję zażegnywania żywiołów. „W Europie używano do tego celu nie tylko loretańskich dzwonków, ale w ogóle dzwonów kościelnych. W świątyni z reguły jeden z nich, najmniejszy, przeznaczano na dzwon burzowy, opatrując go często napisem: Fulgura frango – «Pioruny rozłamuję». Kiedy władze kościelne wprowadziły zakaz używania w kościołach dzwonów do odpędzania burzy, zaczęto we wsiach wznosić osobne dzwonnice. Małe dzwoneczki loretańskie należały też w przeszło- ści, obok święconej wody, ziół i gromnicy, do przedmiotów niezbędnych w każdym gospodarstwie. Gdy nadciągała burza, obiegano domostwo dookoła, dzwoniąc ile siły, by nie uderzył w nie piorun, a wiatr nie dokonał zniszczeń. W południowej Polsce wierzono, że klęskę burzy i gradu sprowadzają na wieś płanetniki, chmurniki (…) Boją się panicznie głosu dzwonów, ich dźwięk wyznaczał bowiem swego rodzaju święty krąg, którego nie mogły przekroczyć żadne złe moce. Dzwon jednak tracił skuteczność, gdy został użyty do ogłoszenia czyjejś śmierci lub podczas pogrzebu. Drewniane, stojące wolno dzwon- nice budowano także, zwłaszcza w górach, w odległych od kościoła osadach, a umieszczonym tu dzwonem dzwoniono na Anioł Pański. Jeszcze do niedawna dzwonnice te były nieodłącznym elementem krajobrazu Podtatrza i Beskidów Zachod- nich”. U. Janicka-Krzywda, Tajemnice dzwonów, [w:] Apostolstwo Modlitwy, 31 X 2011, [online:] https://www.ampolska.co/ Artykuly/Pozostale/art-284-Tajemnice-dzwonow.htm, dostęp: 9 II 2019. Większość z nich została zbudowana w XIX lub na początku XX wieku i była również zwana „burzówkami”. ? Bożnica dla straży była rodzajem garażu? ? S.F.: Tak, po wojnie. A jakeśmy już wybudowali remizę, no to żeśmy już zostawili puste i w latach 90., koło [19]90 roku dostaliśmy wtenczas pismo z gminy, żeby to rozebrać. No ale żeśmy się nie zgodzili na to, bo w imię czego my mamy rozbierać czyjąś własność, jak to nie była hipotecznie nasza własność i dokładać czas, siłę i nic z tego żeby nie było. No bo to przecież było wszystko, jakby to rozebrał, to to próchno tam było. No i dlatego się uratowała, bo tak jak byśmy rozebrali, no to by nie było nic – ani śladu. ? A mnie jednak interesują te Pana przygody z biznesem. Bo mówi Pan, że dostał Pan nagrodę… Ta smy- kałka to skąd? ? S.F.: Wychowywałem się też na rolnictwie, więc jakoś miałem zamiłowanie do tego. Jak się ożeniłem, tak teściowie też mieli gospodarstwo, no i tak se to przemyślałem, że jak wybuduję taką remizę, że „Złote Wiechy” były, takie duże już obory nowoczesne. Więc podjąłem się tego, najprzód była połowa na tuczniki a połowa na bydło. Ale później zrezygnowałem z bydła. Miałem też taką propozycją z zakładów mięsnych, że mieli baterie piętrowe i tam, gdzie miałem bydło, zniwelowałem to wszystko, założyłem baterie piętrowe i wtenczas mieści- ło się 180 tuczników. No i takeśmy to chowali, to był Oświęcim można powiedzieć. ? A jak wygląda praca przy tego typu hodowli? ? S.F.: Praca, w czasach dawniejszych to było ciężko, bo teraz to są maszyny już różne, zmechanizowane to wszytko, a wtenczas to trzeba było wszystko ręcznie mieszać, ręcznie podawać, rozwozić po chlewni. ? A skąd Pan brał paszę dla tych…? ? S.F.: Część była z domu, a część kupowałem. Zboża, kiszonki się robiło z kukurydzy, a resztę paszy takie suche to się kupowało w GS-ie. Także 180 tuczników jednorazowo chowałem, zająłem drugie miejsce w woje- wództwie krakowskim. ? Potem spróbował Pan jeszcze znowu…? ? S.F.: Pierwsza prywatna firma transportowo-autokarowa. Nie we Wiśniowej. Tutaj jeździliśmy trochu, ale bardzo mało… To może skończe to. Stan wojenny jak przyszedł, no to już z tucznikami był spokój, bo nie było później pasz. No to przerzuciłem się na młode bydło rzeźne i tak chowałem do jakiegoś czasu. Ale ze zdrowotnych względów, bo groziła mi astma oskrzelowa i rozedma płuc po tym azocie i amoniaku od tych świń, także zrezygnowałem z takiej hodowli większej. No i w [19]88 roku kupiłem autokar, niby chciałem kupić do straży, że będziemy dowozić dzieci do zbiorczej szkoły, ale weszły te przepisy inne, no to kupię dla siebie a nie do straży, bo będę się uganiał z tym autobusem, a nikt nie będzie chciał naprawiać, ani jeździć, mimo że miał kto, tylko naprawiać by miał kto i pilnować tego. Więc kupiłem go dla siebie, najpierw jeden, potem drugi. Za- cząłem jeździć, a w końcu w [19]91 roku podpisaliśmy z burmistrzem Wieliczki umowę na komunikację miejską Wieliczka–Kraków no i pojechaliśmy do Jelcza, kupiliśmy nowe autokary. Jelcz dał pożyczkę, bank w Wieliczce dał pożyczkę, na 78% odsetek – bo tak było wtenczas. Jelcz to samo. No i z tego się zaczęło i tak się rozkrę- cało, później też w MPK, też wynajmowali ode mnie autokary, że miałem 40 autobusów. Obsługiwałem tamte tereny, właśnie tam: Niepołomice, Nowe Brzesko, Koszyce, tamte strony. No ale później coraz to gorzej było. ? I łączył to Pan z funkcją naczelnika straży? A co to jest za rodzaj funkcji? ? S.F.: Tak. Cały czas. No naczelnik straży jest najważniejszy. Rządzi bojową sprawą, strażakami, wyszko- leniem strażaków i wszystkie sprawy związane z motopompami, samochodami. Prezes jest jako ogólny kształt całości, a naczelnik ma różne prawa: nagany, zastrzeżenia, wysyłanie druhów na szkolenia. To jest po prostu taka funkcja odpowiedzialna. ? Jak długo pełnił Pan funkcję? ? S.F.: 32 lata. W 2015 roku zrezygnowałem z naczelnika, bo już młodzież mnie denerwowała, a po drugie zdrowie… Dawniej to strażacy obstawiali zabawy, czy to z komitetu ze szkoły, czy strażacka, czy dożynki – to wszystko straż obstawiała. Na każdym kroku była straż do dyspozycji, tak samo i święta Wielkanoc przy grobie czy w Boże Ciało. ? Czyli tu też jest tradycja… ? S.F.: Tak, przy grobie Wielka Niedziela i rezurekcje, i później Boże Ciało. ? Czy są jakieś specjalne zwyczaje związane ze strażą albo jakieś przesądy strażackie? ? S.F.: Przesądów to raczej nie, dzień strażaka jest w maju, uroczysta msza jest, później jest przejazd przez gminę samochodami, no i powrót tu jest i robimy jakiegoś grilla, piwko. ? Wróćmy jeszcze do trzody, Pan ją sprzedawał? ? S.F.: Do zakładów mięsnych. Przyjeżdżali samochodami i ładowali przy domu. ? To już nie było tak, że można było sprzedawać… to już były czasy, kiedy sanepid…? ? S.F.: Nie, można było sprzedawać. Nie było żadnych problemów. To teraz jest problem dopiero. ? W Wiśniowej czy w Skrzydlnej były organizowane jarmarki. Uczestniczył Pan jako sprzedający w takich jarmarkach? ? S.F.: Ja uczestniczyłem jako kupujący, bo ja kupowałem małe prosięta i hodowałem tuczniki, to nikt nie wywoził na jarmark, tylko wywoził do skupu. No albo tak jak ja, to przyjeżdżali samochodami i ładowaliśmy wszystkie i wieźliśmy do Krakowa do rzeźni. A tu był skup co tydzień, w czwartki bodajże, no i tu przyłazili rolnicy i po jednym, po dwa, ile tam mieli na wozach, ważyli i szły do… To były takie jarmarki, że małe młode sprzedawali ludzie, a stare to prawie w każdym domu hodowali, to każdy sobie zabił sam. ? A Pan też potrafi zrobić wędlinę? Czy tym się Pan nie zajmował? ? S.F.: Nie, raczej brałem do siebie kogoś do roboty, bo zrobić to nie jest problem żaden. Ale na to trzeba czasu i też jednemu ciężko. Wiadomo, że otegować to. ? A czy Poznachowice, Wiśniowa, czy kojarzy Pan jeszcze innych takich przedsiębiorców jak Pan tylko z innej branży? ? S.F.: W Wiśniowej jest Marcin Kus, który ma salony samochodowe. Opla miał a teraz ma i bmw. Potem jest z Lipnika Lenart, który ma stacje benzynowe po Myślenicach, Jaworniku. To wszystko teraz dopiero w tych czasach się… po [19]91 roku się to wszystko powstało. W Kobielniku jest Justos – robi stolarkę. ? Czy członkowie straży byli darzeni szacunkiem? A jak to się przejawiało? Czy można powiedzieć, że to, że straż stoi przy grobie, to jest rodzaj nobilitacji? ? S.F.: Tak, tak, to jest podniesienie strażaka do godności. ? Czy Pan jako młody chłopak stał? ? S.F.: Tak, jak miałem 16 lat to już stałem, jeszcze w Poznachowicach. Stało się po pół godziny teraz stoi się po 20 minut. A za czasów jak byłem naczelnikiem, no to rozprowadzałem. ? A stali w mundurach? ? S.F.: Tak, w mundurach galowych. Strażacy w mundurach wyjściowych, specjalne hełmy. Mamy do grobu mamy inne hełmy. ? Co to to znaczy inne? ? S.F.: Są wyjściowe, takie z mosiądzu, nie takie jak są do akcji gaśniczej. Jest to po prostu na galowo wszystko już. ? Czy kojarzy Pan jako wieloletni mieszkaniec i uczestnik życia publicznego i społecznego rzemieślników, którzy tutaj funkcjonowali? ? S.F.: No było paru rzemieślników, ale to wszystko już poumierało. ? A czym się zajmowali? ? S.F.: Szewcy byli, kowale byli: Flach – Poznachowice; Magister – Wiśniowa, kowalstwo artystyczne, kołodzieje – Poznachowice Dolne: on nie żyje, a tam już nic nie ma. Dzieci w ogóle się nie zajmują tym. To był Ruman Tadeusz – Poznachowice Dolne, Kretówki. To było w latach mojego ojca. Stolarzy tu było kilku też, którzy robili dawniej jeszcze. ? A cieśle? ? S.F.: Były takie małe ekipy 2-3. I oni to wszystko drzewo, drzewo na dach, to wszystko rękami ciosali, nie wygląda to jak teraz, że wszystko gotowe jest. Nie budowało się tak jak teraz, ale od czasu do czasu jakiś dom powstawał. W większości, to było jeszcze wszystko z drewna. Zaczęli tam nawet wchodzić w gliniane domy. Ubijali glinę po prostu we formach, ściany i to jakąś sieczką i to wysychało i było jak mur, kamień. ? A kojarzy Pan taki dom, gdzie go można zobaczyć? ? S.F.: Stajnie to jedną kojarzę, która to była stajnią z tego. ? A może mi Pan powiedzieć gdzie? ? S.F.: Nie wiem, czy mogę, czy oni sobie życzą (…) Robili pustaki z trotu, ale to już w późniejszych czasach. No różnie, ciężko było o materiał. ? A w jaki sposób można by wzmocnić gminę albo samą Wiśniową pod względem promocji? ? S.F.: Pierwsze to musi promować się gmina, gospodarz musi być dobry (…) A myśmy wypracowywali w ten sposób, że mamy tu wesela co tydzień. Sala duża jest, piękna, weselna. Wynajmę pod wesele i coś tam przychodziło, nie przynosiło zysków, bo za rok trzeba znów remontować te salę, odświeżać. Ale po prostu ludzie mają wygodę. Także to tak prawie jedno w drugie wchodzi. ? Bo to interesujące. ? S.F.: Część z Urzędu Gminy, paliwo, konserwacja. No bo trudno żeby ochotnicy jeszcze to sobie musieli zapłacić. ? Skoro to jest ochotnik, to wiadomo, że robi jeszcze coś innego, w jaki sposób jest organizowana taka straż? ? S.F.: Dawniej to było troszku inaczej. Bo dawniej strażak poszedł do pożaru,czy do jakiejś akcji, to miał wolne z zakładu pracy płatne, a w tej chwili to jest to wszystko prywatne. Są strażacy jest wyjazd, nie ma strażaków nie ma wyjazdu. Jeśli np. wieczorami to strażacy już są, ale w dzień np. to jest problem z wyjazdem. Z kierowcami to samo. On musi mieć specjalne szkolenie, jeszcze w dodatku w Myślenicach zezwolenie brać. Przedtem bez praw jazdy mógł jechać do pożaru, wrócić się mu nie wolno było tym samochodem. Ale do pożaru mógł jechać, bo to była konieczność. Także jest teraz problem ze strażakami, bo jest coraz mniej strażaków, obłożenia takie na młodych dają, że zawodówka nawet by nie miała tego, takiego (…) jak ma ochotnicza. Daw- niej brał udział w zawodach sportowo-pożarniczych strażak młody. Musiał być wyszkolony przez naczelnika czy zastępcę, potem już się mu wpisywało jak to już jest podstawowe wyszkolenie. A teraz nie, teraz musi 90 godzin bodajże się uczyć przez Internet, później w Myślenicach na powiatowej straży i zdać egzamin, i wtenczas dopiero jest, może przystąpić do straży. I samo wyposażenie. Co jakieś dwa, trzy lata już to jest nieważne, bo już certyfikatu nie ma, już nowe. A to są setki tysięcy – można powiedzieć – złotych. Tak jakby nie mógł za dwa czy trzy lata w tym samym chodzić. To jest nastawione jakoś głupio odgórnie, bo przecież jak jeszcze jest dobry sprzęt, dobry kask dobry mundur, myślę że nic mu się nie dzieje, że on siedzi w strażnicy. Dawniej miały 30 czy 50 lat hełmy i było dobrze, i było pożarów bądź ile, i nikomu nic się nic nie stało. A teraz, żeby tylko wyciągnąć pieniądze, bo co innego to nie jest. Tylko wyciąganie pieniędzy, ktoś sobie robi kasę na tym. Ale to odgórnie tak jest. Dawniej jak był strażak, to miał… był taki podatek drogowy, co się albo szło do tłuczenia kamieni czy do roboty na drogach, a jak był w straży, to mu to odpisywali, a teraz nie ma nic. ? Czy pamięta Pan dziady? ? Tak. Nawet w mundurze niektóry wyszedł też. To były stroje wtenczas robione, różne słomiane nie słomiane i kultura była przy tym. Nie tak jak teraz, że nawiozą na rynek różnego sprzętu, dziadostwa i później sprzątać trzeba za nimi. ? Jak wyglądała taka zabawa? ? S.F.: Panny tam do rzeki wnieśli, żeby je pomoczyć trochę, polać, tańczyli po rynku, po tym, ale było na paradę ładnie, kulturalnie to było. To był śmigus-dyngus prawdziwy, a tak jak teraz? Naciągną wozów, betoniar- ki przewracarki powyciągają na rynek ludziom i to jest po prostu chuligaństwo już a nie… ? A były jakieś żarty nie żarty, oprócz tego polewania, a może sam Pan uczestniczył? ? S.F.: Nie, raz uczestniczyłem, że my dziewczynę wzięli do rzeki. ? A był Pan zamaskowany wtedy? ? S.F.: Nie, nie używałem. Ale byli tacy, co sie przebierali. O to bardzo dużo jest właśnie tych przebie- rańców. ? A kojarzy Pan jeszcze jakiś inny charakterystyczny zwyczaj tutaj? ? S.F.: W Zielone Świątki było dawniej, że zamalowywali okna, jak gdzieś panna była czy coś. Ustawiali drzewa na drzwiach, by ciężko było wyjść z domu. To było dawniej w Zielone Świątki. ? A Pan też robił takie psoty? ? S.F.: Nie robiłem ja już tego, ale widziałem jak to robią. Z czwartku na piątek jak roznoszenie krzyżyków jest. To to samo, też takie kuszenie, nawet wozy na dach wyciągali, jak był słomą kryty i niski. ? A te krzyżyki to skąd? ? S.F.: Palmowe. Z Niedzieli Palmowej, robili krzyżyki w Wielki Czwartek i roznosiło się to w Wielki Piątek. ? Pan też robił takie rzeczy i roznosił? ? S.F.: Też roznosiłem. Na zabudowaniach też się montowało. ? Dziękujemy bardzo za rozmowę. Fot. 136. Fragment Kroniki OSP Wiśniowa. Fot. Aleksander „Bratek" Robotycki Rys. Monika Kowal Adam Woźniczka Profesja/umiejętność/praktyka: kowalstwo użytkowe i artystyczne, tokarstwo, ślusarstwo, mechanika maszyn i pojazdów, naprawa zegarków, hydraulika, remonty Miejsce zamieszkania: Lipnik Pan Adam urodził się w Trzemeśni, skąd pochodziła jego mama. Całe życie mieszka w Lipniku (na Kątach), skąd pochodził jego ojciec Waldemar Woźniczka. Przez całe życie zajmuje się kowalstwem, tokarstwem i ślusar- stwem. Tradycje kowalskie przejął po ojcu. Ponadto jest cenionym w okolicy mechanikiem maszyn rolniczych i ciągników, maszyn remontowych, pojazdów oraz różnych innych urządzeń mechanicznych. Zajmował się też hydrauliką i remontami. W Lipniku mówi się, że „jak pan Woźniczka wytoczy jakąś część, to zrobi to precyzyjniej niż w fabryce”. Pracuje do dziś mimo podeszłego wieku (71 lat). • A czy gmina Wiśniowa była wcześniej samowystarczalna jeśli chodzi o zawody? • A.W.: Tak było, że sami sobie radzili, kowol był, szewc, krawiec. • A Pana ojciec, też miał później, tam gdzie ona stoi? • A.W.: Tak, tam była. • G.M.562: Tutaj jeszcze za chwile będziemy przejeżdżać przy drugim panu kowalu, przy panu Stalmachu563, też wiekowym, gdzie będziemy jutro. Bo tak szczerze powiedziawszy, już panów dwóch zostało, więcej już was nie ma? • A.W.: No dwóch. • Stolarzy też jeszcze kilku takich mamy, prawda? • A.W.: Ale stolarstwo się utrzymuje, to raczy sie nie zmienio. Bo to nie zaniko, jak robili tak robio, tylko ze używajo kleju i klejo, troche technologia sie pozmieniała. Ale kłowalstwo zostało juz wyparte, bo przychłodzo urządzenia i nie robi sie tak, jak sie rłobiło kiedyś. Dawni nic nie było spawane, to się łączyło metal z metalem, haltowało, bejcowało. • G.M.: Są dwie kuźnie, które widziałam, że jeszcze istnieją. • A.W.: Tu ni ma raczy, byli kowole ale na Zasani, ale tam juz z dziadów pradziadów, ale juz pomarli. Nawet mój tata się uczył tam na kowola. • A gdzie się uczył? • A.W.: W Zasani. U Stojka i Wojnarowskigo. Dawni nie było tak właśnie, bo dwa lata sie ucył u Pachoca, u Stojka rłok i u Wojnarowskigo dwa lata. Piyńć lot trzeba było zaliczyć, ale to trzeba było wszystko robić, no i tak to było. Dziadek kazdy go wysyłoł, zeby się naucył robić rzemiosła, jak ktoś mioł dużo gospodarko, to nie potrzebował, ale jak małą – to żeby się czegoś nauczył. • A chodził Pan po dziadach? • A.W.: Nie chodziłem nigdy. • W Święta Wielkanocne, nigdy? • A.W.: Tak, ale jak byłem młody, ale bardzo mało. To byli przebierańcy, chodzili. U nas jest taki zwyczoj. Tu można przyjechać jesce i zobaczyć w lany poniedziałek. Państwa Stalmachów564 trzeba pytać o dziadów, bo do niedawna jak starsi byli, to jeszcze chodzili. Po dziadach mało chodziłem, po kolędzie tyż raczy nie chodziłem. Chodzili też kolędnicy, przebierajcy tacy, w Święta Bożego Narodzenio i zabawy robili po domach. • G.M.: No właśnie jak to się nazywały te zabawy? Bo ja sobie zapomniałam a mama mi nieraz mówiła. Wiem, że jakoś specyficznie się nazywało. Potańcówka? Nie, bo to nie była potańcówka. • A.W.: Sam już nie pamiętom jak, ale zawsze jak kolędnicy byli to końcówka gdzieś, i jak sie kończyli, to dali była zabawa po domach. • Po żniwach również? • A.W.: A to festyny zaś robili. • G.M.: O! przypomniałam sobie te potańcówki to tuki. A kolędnicy odkąd ruszali? Po Trzech Królach? • A.W.: Wcześni, zaczynali od Bożego Narodzenia, i w Szczepana już chłodzili. Łod Szczepana zacynali chłodzić. • G.M.: U nas jeszcze funkcjonują krzyżyki robione z palmy. Na jakie święta stroi się domy tymi gałęziami brzozowymi? Na Zielone Świątki, tak? • A.W.: No tyż właśnie. A właśnie tu robiłem ogrodzenie, jak były te krzyżyki na bramkach do kościoła, te zawiasy, kiedyś to robiłem. Jedna bramko i drugo tam od księży. Cmentarz ogrodzołem również. • Ale ten cały kościół ogrodzony? • A.W.: Nie, właśnie te zawiasy i bramy. Te krzyżyki nad bramkami. (…) • A.W.: Ta praca przechodziła z pokolenia na pokolenie, tata mi zawse mówił, ze jestem łodpowiedzialny za następne pokolenie, a ze nie było możliwości prowadzić kowalstwa, więc dałem chłopaka na studia na Aka- demię Górniczo-Hutniczą, Wydział Mechanizacji. 562 Grażyna Murzyn. 563 Wywiad z Andrzejem Stalmachem – kowalem i handlarzem bydłem i trzodą chlewną z Lipnika zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). 564 Chodzi o wspomnianego Andrzeja Stalmacha i jego brata Jana Stalmacha – stolarza z Lipnika. Wywiad z nim zob. Wiśniow- skie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). • Syna, tak? • A.W.: Tak, automatyka i robotyka. I tak to się utrzymało. I skończył, i pracuje w tym zawodzie. Ręcznie się już nic nie robi, raczej niewiele. Jedynie jakąś blachę zagiąć, czy przewiercić jedynie co, to siekierę zaharto- wać, czy przecinak, no takie rzeczy. Albo na przykład wiele rzeczy jeszcze dorabiam, sprzętów, których nie do- kupi się nigdzie do starych rzeczy, no to hartuję, to frezuję, dorabiam i obramiam. Dużo takich rzeczy dorabiam, no bo się tego nie kupi albo to jest bardzo drogie. Ale idzie wszystko dorobić własnymi sposobami. • A ma Pan jakiś przydomek swój? • A.W.: No wszyscy tak mówią, że do Woźniczki. Dawniej mówili do Waldka, bo mój łojciec mioł tak na imię, a teraz do Adama, bo ja tak mam na imię, nie ma innego Adama. • A miejsce zamieszkania? • A.W.: Lipnik 4. • Wiek, czy nam Pan zdradzi swój wiek? • A.W.: No ja się urodziłem w Wigilię 1948, ale zapisali mnie na trzeci styczeń 1949, bo po domach się rodziły dzieci. • A wykształcenie? • A.W.: Tata mnie dał do technikum elektrycznego, ale ja zacząłem naprawiać zegarki, simsonki, motorki, bo pasowały mi pieniądze. Zamiast do szkoły to chodziłem na Krzyworzekę i te zygorki naprawiołem. I chłopaki przywozili mi z Myślenic te zegarki, i miałem za to utrzymanie. Także nie chciałem, jak mnie profesor w szkole zapytał czy tam z fizyki, czy z innych przedmiotów, to wolałem żeby mi dwóje wpisoł, bo nie chciołem odpo- wiadać. Ale jak mnie coś interesowało, tom opanowoł to szybko. • To co Pana tak interesowało? • A.W.: Mechanika, miałem tako smykałkę od urodzenia, miałem tak, że na przykład teraz jak robię z sil- nikiem czy z jakimiś sprzętami, to tak jakbym miał ekran w ręce, czuje w ogóle każdą śrubę, bo ja nie potrzebuję żadnego klucza dynamometrycznego, tylko ja daje wszystko na rękę i ona mi to rejestruje. Na przykład wytrzymałość metalu sprowdze, nawet jak postukam młotkiem albo pilnikiem, to już wiem, jaki jest metal. Che- ba, że jak coś specjalnego dorabiam, to grzeję to żelazo i później hartuje, i łamie to, i wytrzymałość sprawdzam. Tłoki odlewałem również, pierścienie różne do silników. • Ja to jestem…, jak Pan rzuca takimi terminami, to w ogóle nie wiem, o co chodzi. Rysunek 23. Młotek. Rysunek 24. Klucz mechanika. Rys. Monika Kowal • A.W.: Ja się tym zajmuję od dziecka, widziałem to u taty i mnie to interesowało. A zaczęło się od tego, że tak: tata poszedł do pola i łorcyk565, tak jak wół czy koń ciągnie, czyli takie okucia, włożył drzewo do paleniska i ja rozpaliłem ten ogień i kułem dalej, ale wyszło mi to kiepsko. Przyszedł tata i mnie miotłom wyloł, ze to źle zrobiłem. Następnym razem jak znowu poszedł do pola, zabrałem nowy łorcyk i zacząłem kuć z siłą odśrodko- wą, ale kułem to z cało psychiką. Jak tata przyszedł do domu, to zobaczył, jak zrobiłem i się nic nie odezwoł. Ani mnie nie pochwalił, ale nie bił. I to były właśnie początki. Jak było coś źle zrobione, to trzeba było to na nowo zrobić. To nie było tak, ze tako bumelka566. I do tej pory jak cośkolwiek robiłem źle, to zawsze poprawiałem. Zawsze reklamacja była, sam się pilnowałem i raczej rzadko mi się to przytrafiało, że coś było źle. Robiłem tyz do campingów artystyczne kowalstwo, i pani z tego domu miała syna profesora, który robił na UJ i chciał mnie skontaktować z panem z Ameryki, i żebym to robił. Wszystko uzgodniliśmy ale potym się rozmyślołem, bo ni miołem czasu. • Czyli Pan się jednak nie zgodził? • A.W.: Zgodziłem się, ale potem zrezygnowałem. Dużo pracy miałem, ale można było się zgodzić i w tym pracować. Ale to już przesło. • A pochodzenie Pana, skąd Pan jest? • A.W.: Ja z Lipnika. Urodziłem się w Trzemeśni, bo moja mama pochodziła z Trzemeśni a mój tata z Lipnika. Bo ja jestem na swojej ojcowiźnie. • Czy Pan cały czas tutaj mieszka? Czy były jakieś momenty w życiu gdzie się Pan przeniósł? Czy jakaś emigracja? • A.W.: Nie, ja ciągle tutoj w Lipniku. • A jakie ma Pan hobby? • A.W.: Raczej nie mam takiego specjalnego. • To, co Pan robił, można to nazwać pasją? • A.W.: Teraz tylko robię to, co najważniejsze, jestem już starszy i nie przyjmuje już aż tylu zamówień co kiedyś. Nie chce po prostu obiecywać ludziom. Już narobiłem się dosyć. • A dlaczego akurat tą profesją, tym się Pan zajął? • A.W.: Chyba dlatego bo widziołem to przy tacie, jak byłem małym chłopcem, to się przyglądołem, jak tata robił, a później sam zacząłem. Ja zacząłem od kowalstwa, dawniej się wozy się kuło, pługi, brony, siekiery, kopaczki. Chodząc do drugiej klasy podstawowej, klepałem już żelazka, dużo było roboty, dużo się hartowało kopaczek i siekier, i się ostrzyło noże, bo teraz się to robi na piłce elektrycznej. • Czy tata Pana zachęcał do tego? • A.W.: Raczej nie zachęcoł, tylko jak trzeba było mu coś pomóc, to mnie wołał, nie było tak, żebym nie pomógł, nie było, że nie. Jak coś robił, to ja młotkiem biłem. Na dwa młotki się biło, bo wykuwało się żelazo nagrzane na ogniu i trzeba było wszystko wyklepać to, co było zaprojektowane i wzrokowo trzeba było kształty nadać. Trzeba było się spieszyć, bo żelazo później ostygło. • To musiało być w rytmie, prawda? • A.W.: Tak, rytm musiał być zachowany i szybciutko trzeba było robić. • Czy Pan chce tę profesję przekazać swoim dzieciom czy wnukom? • A.W.: Raczej ich to nie interesuje, nawet się nie przyglądajo. Mają pojęcie coś zrobić, bo widzę, ze mają, ale… • A skąd to pojęcie mają? Panu się przyglądają czy Pan ich czegoś uczył? • A.W.: Nie trzeba im dużo pokazywać i sami później robią. U mnie było właśnie to na pierwszym miejscu, że robiłem dokładnie, była dokładność, każda rzecz musiała być zrobiona dokładnie. To się bardzo opłacało. Nawet teraz jak coś ludzie robią, nawet na budownictwie to ja to musze poprawić, dlatego że robota jest nieopłacalno, jeśli jest źle zrobiona, bo później nie da się tego poprawić. Zawse jak robote zaczynołem od po- czątku, od podstaw i tak to się kręciło, ale jak zaczynałem tak byle jak, to nic z tego nie wyszło. Spokojnie i bez nerwów, trzeba było wszystko z siebie dać, żeby to wyszło. – I trzeba było dużo czasu również poświęcić prawda? 565 Łorcyk, orcyk – drewniany drążek przy wozie lub pługu do mocowania postronków od uprzęży konia lub wołu, Słownictwo i kultura ludowa…, s. 142. 566 Bumelka, bumelowanie – zaniedbywanie obowiązku, lekceważenie obowiązku, wymigiwanie się od pracy. Zob. Bumelka, [w:] Słownik języka polskiego, pod red. W. Doroszewskiego, [online:] https://sjp.pwn.pl/doroszewski/bumelka;5415383.html, dostęp: 10 IX 2019. ? A.W.: Czas był inny, czas był na wszystko dawniej, a teraz nie ma na nic czasu. Człowiek się spieszy, uwijo a tej roboty nie ubywa. W tym bałaganie i pośpiechu robota mniej idzie. ? A niby mamy maszyny, a praca nie idzie szybciej, prawda? ? A.W.: Oj tak, jak byłem mały, to było bardzo dużo pracy i to wszystko ogarnywałem, teraz w starszym wieku, to już się tak nie da, bo wiek robi swoje. ? Czy może Pan powiedzieć coś więcej o swojej profesji? Czy zna Pan szerzej jej genezę na terenie waszej gminy? ? A.W.: Ale czego? Kowalstwa? ? Tak kowalstwa. ? A.W.: Tata był kowalem z tej wsi, robił pługi i z daleka przyjeżdżali ludzie i kupowali, i on to prowadził, potym otworzył kuźnię. Stalmach to już młodszy, późni po tacie jo robiłem przez chwile, ale przeszedłem na ślusarstwo, ze ślusarstwa znowu na remonty, a później poszedłem do firmy i robiłem z koparkami. Jeśli jest taka potrzeba, to też robie z hydrauliką lub z koparką. Już tak nie mam dużo sił i czasu, więc to robie rzadko. ? Ale przychodzą ludzie i proszą o pomoc, prawda? ? A.W.: Tak przychodzą i proszą, bo po latach mi mówili, że są zadowoleni z mojej pracy. Mnie to tyż cie- szyło, że ktoś powiedzioł, że dobrze sie to sprawuje. ? Czy jest różnica w kowalstwie na obrębie wsi czy gminy, czy regionu? ? A.W.: W tych okolicach, które znam, to raczy ni ma. No siekiere trza wyklepać, jak kto chce to, to zrobię. Dużo się w tych czasach już nie robi, bo mój tata downi robił sierpy nawet. Pozostały z kowalstwa siekiery, kopaczki naklepać. Ja używam kowalstwa jedynie jak dorabiam coś. Cały ciąg sobie sam robiłem, zlutuje czy ze- spawam, jest to zachowany ciąg od początku do końcach. I w takich prymitywnych warunkach sobie dorabiam. ? A jakieś zlecenie może Pan opisać? ? A.W.: Czego zlecenie? ? Jak proszą Pana o jakąś naprawę. ? A.W.: No jak mam czas, teraz robię remont w domu. Mogą tu ludzie powiedzieć jak robię. Bo tutaj niko- go już nie ma tylko ja, raczej wszyscy znają moje nazwisko. Pracowałem po tutejszych terenach, po Wiśniowej, Węglówce, Wierzbanowej a nawet i Mszana Dolna. Traktorów dużo remontowałem i jak się gdzie zepsuły, i nie chciały chodzić, motocykle tyz naprawiołem. Był taki okres, że osie do wozów gumowych, toczyłem te osie. A o zleceniu to ludzie mogą powiedzieć. Bo co ja będę opowiadoł. ? A w większości Pan jeździł do tych osób i naprawiał, czy oni do Pana przywozili sprzęty zepsute? ? A.W.: I tak i tak. Takie kowalskie to u siebie w warsztacie robiłem. ? Czy Pan coś zauważył, że w kowalstwie się coś zmieniło? ? A.W.: Zmieniło się duzo. Teraz już prawie wszystko można kupić, na przykład: wiertło, gwintownik, czy inne przedmioty. Ale jest to bardzo słabo zrobione, jakościowo jest źle wykonane. Same bumerki weszły. Gwintowniki kiedyś były znakowane ryskami: 1, 2, 3, i to było wytrzymałe, bo się to czuło. A teraz przejedzie raz, zrobi ryske i nie wiadomo nawet ile to wytrzyma, albo to jest chińskie. Dorabiają różne rzeczy teraz do traktorów, to każdą z tych rzeczy trzeba pomierzyć, sprawdzić, bo to jest bardzo źle zrobione. Nie pilnują oni oryginału. Jeszcze kupuje się rzeczy starsze a lepsze i się je remontuje. W tym punkcie rzemiosło musi się poprawić. Zrobi się maszynę, to ona musi chodzić, lata w trudnych warunkach pracować. Robiłem nawet betoniarki ale solidnie i to było nie do zdarcia, to było bardzo wytrzymałe. A teraz jak się coś kupi, to jest to bardzo liche. ? Albo jest to robione w Chinach i sprowadzają. ? A.W.: No właśnie. ? A wydzieliłby Pan w tym swoim rzemiośle technikę tradycyjną i współczesną? ? A.W.: Jak najbardziej. Zmieniło się dużo temu, że dużo powstało maszyn na przykład automatów. I na- stawieni są na jedno produkcjo. A ja byłem nastawiony na wszystko. Ale to była praca jednostkowa, ale bardzo pracochłonna. A teraz jak robią automaty, na przykład cyfrowe obrabiarki, to tylko zaprogramują i tyle. Ale ona wykonuje tylko jedno czynność. Zależy wszystko od tego, jak ona jest zaprogramowano. ? Czyli ona nie wyjdzie poza schemat, tak? ? A.W.: Tak. Ale ogólnie, w jakieś mechanice czy w silniku, czy w jakichś trybach skrzyni biegów to nie ma taki rzeczy, której by się nie dało dorobić. Raczy to długo zbawi, żeby chcioł zrobić porządnie. Ale to jest nieopłacalne, bo to zajmuje bardzo dużo czasu, ale jeśli się chce, to można dorobić. ? A w jakiej technice Pan tworzy teraz? Bardziej Pan preferuje tą tradycyjną czy współczesną? ? A.W.: Dla mnie to wszystko jedno, nie ma znaczenia. Tamten czas już przeszedł to było wszystko oparte na podstawach. Jakbym nie zajmował się kowalstwem to teraz bym nie umioł różnych rzeczy dorobić. Kowal- stwo to jest podstawa. Przede wszystkim uczniów w szkole zawodowej. Kowalstwo jest podstawą, obrób- ką metalu i plastyczności. A potem obrabianie młotków, żeby zrobić dokładnie płaszczyzny, wprowadzić tego ucznia w ręczną robotę, a później już będzie się pilnowoł. Ale to trzeba wpoić młodym, że musi coś zrobić ręcz- nie. Jeśli nauczy się robić ręcznie, to później już sobie poradzi. Na przykład ja jakbym ni mioł tego kowalstwa, to wiele rzeczy bym nie dorobił, na przykład tłoka odlać. Czyli do czegokolwiek potrzebne jest kowalstwo. Muszę go zagrzać, czy na przykład brąz oddać do nalewki, to najpierw muszę go zagrzać na kuźni. I już potrzebne jest kowalstwo. ? A jakich Pan materiałów używa? ? A.W.: Dawniej się kupowało, nie było problemu, ze złomu się kupowało. Materiału było pod dostat- kiem. Na przykład metalów, brązów, aluminium, nierdzewek, stopów. Wszystko, zależało do czego. ? A skąd one pochodziły? Z tutejszego terenu? Czy gdzieś dalej? ? A.W.: Kupowałem w Wiśniowej, na złomach też różne rzeczy sprzedają. ? Pan mówi, że wcześniej kupował, a teraz już nie? ? A.W.: No już 70 lat mam i to już jest mi niepotrzebne. Jeżeli chłopaki by robili to tak, ale niestety w tym zawodzie nie robią. Nawet ten ciąg miałem trzymać, ale nie utrzymałem, bo poszedł na kierunek mechaniczny. ? Czy mógłby Pan powiedzieć, że w obrębie kowalstwa są używane style? To znaczy, że jesteśmy w stanie poznać, że to wykonał ten, a ktoś inny ten? ? A.W.: Mozno. Zawsze swojo robote się poznaje, czy tez kogoś innego. Przyglądne się dokładnie i widzę, czy to jest fachowo zrobione, czy nie. Nie potrzeba dużo. Nawet robotę można poznać, czy to taki kowal robi, czy inny. Czy nawet spawy jak popatrzyłem, to widziołem, kto je kładł. Czy jest prawidłowy, czy nie. ? Ale wręcz do takiego stopnia umiał Pan zauważyć, kto konkretnie to zrobił? Jaka osoba? ? A.W.: A pozna się. Na przykład spawałem w Myślenicach cały most z metalowymi rurami, nie dało się spawać palnikiem tylko elektryczne. Nie było ani jednego przecieku, dlatego że elektrycznie robione jest moc- niejsze a gazowo słabiej. No w Myślenicach tam koło stolarni. ? To pojedziemy zobaczyć. ? A.W.: Jest tam to jeszcze. Pracowałem z Jarkiem Irzykiem. Ja to spawałem, a on to wykonywał. Na Bysinie ma firmę, a pochodzi z Lipnika. Ma koparki i robi kanalizacje. Robiłem to ogrodzenie na cmentarzu, elementy były gotowe, a ja to spawałem. Ale to było downo. Robiłem zawiasy do bramek dookoła kościoła, krzyżyki, okłucia, klamki. Od głównego wejścia i od zakrystii. To tu jest na miejscu. Z tamtej strony co wchodzą księża. ? Czy przy wykonywaniu rzemiosła miał Pan stosowane jakieś obrzędy, czy praktyki? ? A.W.: Praktyki nie, raczej nic. ? A na przykład w trakcie robienia, miał Pan swoje przyzwyczajenia? Czy coś się powtarzało? ? A.W.: Raczej to co robiłem, to na podstawie wszystko bazowałem tego, co się wcześniej nauczyłem. Zaczołem od kowalstwa i dotąd się to utrzymuje. Na przykład zahartować różne rzeczy to muszę najpierw za- grzać. Przy hartowaniu trzeba obserwować kolory. Kolory naprowadzają na to, jak mam to hartować, po prostu kolor wychodzi na metalu. Gdy łączyłem jedno żelazo z drugim, bo musiałem mieć twarde z miękkim, gdy to śwajcowałem to obserwowołem iskierki na ogniu, bo to koksem paliłem, to po nich wiedziałem, kiedy wyjąć żelazo. Bo gdy wyjąłem za późno żelazo, to już dwie części się spaliły i stopiły, a jak za wcześnie wyciągnąłem, to się nie połączyły ze sobą wcale. Było kilka rodzaji iskierek, jak rozszczepiały się gwiazdki, to po tych iskier- kach wiedziałem, kiedy to mam wyciągnąć. Na pewno młodzi musieliby to długo testować, żeby do tego doszli, a ja jak zapalę ogień, to już wiem, kiedy go wyciągnąć. Przy tym musi być odpowiedni moment. Wystarczy parę sekund za późno, czy zawczasu i nic z tego nie wyjdzie. To się musi cały czas obserwować. Trzeba było do tego zawsze czyścić ognisko. Miałem tradycyjny, wyczyściło się, koksów nasypało się. Różne części trzeba było złą- czyć, czyli obręcz zrobić. Albo się to zaklepało i zawinęło końce, albo się wybiło wybijakiem, następnie oblepia- ło się to gliną, żeby się to żelazo nie utleniało. Jak się już oblepiło gliną, to się kładło do ognia. I przysypało się ogniskiem, i cały czas się to gotowało, i obserwowało. Jak się już widziało po tych iskierkach, trudno jest opisać te iskierki, ale jest ich kilka rodzaji, i wiedziałem po nich, kiedy je wyciągnąć. Jak to wyciągnąłem, to musiało być to plastyczne. Późni musiołem to sklepać i się łączyło. Tak jak mówię, wszystko obserwowało się po iskierkach. Albo na przykład hartowanie po kolorach, kolory się obserwowało, jak się zagrzało i przeczyściło się pilnikiem ten metal, trzeba było chwilę poczekać, potrzymać, a nie tak szybko grzać. Żeby to troche wyżarzyć. I kładło się do wody to ostrze, jak się włożyło to nadawało kolor biały, po białym był żółty i potym niebieski. Kolory te schodziły na dół. Temperatura metalu z góry wypierała kolor na dół. Jak się zostawiło na białym kolorze, to wszystko pękało i się urywało, bo był tak twardy. Zresztą jak kolory nie wyszły, to nie każdy metal można było zahartować. Bo nie każde żelazo się zahartuje. Jeśli nie ma zawartości węgla metal, to z nim się nie da nic zrobić. Dużo żeliwa można było spalić, wszystko to grzałem na kuźni. Żeliwo można było tylko na gorącu coś z nim zrobić, bo na zimno nic. Niekiedy spawałem to żeliwo, trzymając go w ogniu. Dla tartaków spawałem też różne rzeczy, na przykład dla tartaku Pana Kusa, co teraz ma salony samochodowe, spawałem duże koła zębate. I jednak to wytrzymało. I tylko na gorącu to miało sens spawanie żeliwa. Wiele rzeczy robiąc, się wyczuwało. ? A miał Pan jakiego pomocnika? ? A.W.: Raczej nie, bo mi było trudno robić z kimś. Zawsze lubiałem robić sam, bo mnie to dużo nerwów kosztowało, jak ktoś mi coś zniszczył, to mnie to bardzo denerwowało. Pracowałem tyz z takimi osobami, co się nie sprzeciwiali, tylko robili. No trudno mi się robiło. Ale raczej na szefa bym się nie nadawał. No chyba to niekorzystne było. ? Wszystko samemu, tak? ? A.W.: Tak jest, wszystko wolałem robić sam i tak zostało do teraz, ale to nie było korzystne. Wpojone to miałem od dzieciństwa, ze wszystko robiłem sam i nie mogłem się nigdy do nikogo dostosować. Po prostu nie lubię pracy lekkomyślnej, tak jak dużo ludzi tak robi teraz, a tak nie powinno się robić. ? Czyli tata też sam robił tak? ? A.W.: Też sam. ? A dla kogo Pan to robił? Na terenie gminy? ? A.W.: Tak na terenie gminy, ale także czasami powiatu. ? Sami przyjeżdżali do Pana klienci, czy Pan o nich zabiegał? ? A.W.: Sami, sami, nigdy nie zabiegałem i nie zabiegam o klientów. Przyjeżdżali, bo wiedzieli od innych, że to robie. Wręcz przeciwnie byłem niezadowolony, że mi zawracają głowę. Robiłem ludziom tylko takim, co mnie uprosili – bo tak to nie robiłem. ? Czy określiłby się Pan jako artysta w tym co robi? ? A.W.: Trudno mi powiedzieć. Robiłem kowalstwo, ale wykonywałem kowalstwo artystyczne i nadawa- łem sens tej pracy. Żeby przywabić klienta, to główkowałem, jak to oryginalnie zrobić, żeby ładnie wyszło. Do- świadczenia też nabywałem, przyglądając się na przykład pracom wykonywanym w Krakowie, podpatrywałem i potem to starałem się robić. ? A jakaś przykładowa praca artystyczna? ? A.W.: Jedynie te bramki możecie oglądnąć, te campingi, do piecyków robiłem artystyczne drzwiczki czy ruszta. Ta pani z campingów kupiła mi książkę: kowalstwo w czasach pozytywizmu, romantyzmu, czy średnio- wiecza, i stąd też brałem wzory. Ona wybierała sobie określony wzór z tej książki i ja to wykonywałem później. Tam były różne okresy i kowalstwa w tych czasach. Czy tam romantyzm, czy pozytywizm, jak się to kształtowało wszystko. Robiłem też z witrażami na oknach, nanosiłem wzory najpierw na papier a później wycinałem szyby. ? Nie odpowiedział mi Pan na pytanie, czy czuje się Pan artystą? ? A.W.: Przy tym co robiłem, to ani interes mi nie wyszedł, ani nie zrobiłem kapitału, zgubiła mnie ta do- kładność, czas, który na to poświęciłem. A trzeba było pójść w kierunku firmy, inaczej się pokierować. Inaczej bym się pokierował na pewno. ? Tak Pan to widzi z perspektywy teraz czasu, tak? ? A.W.: Tak z perspektywy czasu, nie było to opłacalne. Mogłem się nastawić na koparki, czyli jedną czyn- ność i robiłbym to. Ino nie sam, bo samemu to się można zamęczyć. ? Czyli jakby Pan to nazwał, pasja? ? A.W.: Pasja to nie była, downi były takie czasy, że trzeba było to robić i koniec. Bo nie było warsztatów. Jak było tylko kowalstwo, to tylko to. Teraz już to, wszystko zamarło, tez nawet nie ma gospodarstw. Bruksela skończyła rolnika, komuna nie dała rade rolnikowi. Downi to wszystko i w polu robili. Wszystko się zużywało i części i pługi, te brony i to wszystko. A teraz właśnie rolnictwo przymarło. I jak to widzę, to jest przykre, bo w swoim kraju powinni zadbać odpowiednio. Młodzi ludzie mało co umieją robić i to nie będzie już takie opła- calne. Opłacalne jest kilkunastuhektarowe gospodarstwo a nie dwu-, czy trzyhektarowe. Nie ma zbytu niestety, weźmy na przykład teraz, będą jabłka i one będą kosztować śmieszną cenę, bo za kilogram – 20 groszy. To się nie opłaca nawet zbierać. Na przykład porzeczki, siostra ma porzeczki, ale nie ma komu nazbierać ich nawet. Nieopłacalne zrobiło się to wszystko. ? A z drugiej strony mamy to wszystko eko, prawda? ? A.W.: To co przywożą, w sklepach ta żywność, to ona nadaje się do utylizacji. W Austrii byłem i dora- białem sobie, to widziałem, bo robiłem tak wyżej i widziołem cały rejon, i obserwowałem, jak siali: na początku nawóz to było biało, następnie to orali i ten nawozów przyorali, a na końcu szedł kombajn i siał cebulę. I też opryski widziałem, i nad tą ziemią była jedna mgła. Widziołem to i obserwowołem. Ta nasza żywność jest po prostu bardzo struta. Tego w Polsce nie widziołem, tylko tam. Można powiedzieć, że oni to genetycznie popę- dzajo. udzielo się to ludziom i na pewno to zaszkodzi. I my to kupujewa, tylko co kupujewa? Nawet zwierzęta nie chcą tego jeść. ? Czy myśli Pan, że reklama eko, która jest dzisiaj taka sławna, czy ona pomoże przywrócić na rynek różne rękodzieła, rzemiosła? Żeby robić coś ręcznie? ? A.W.: Tak, ale to co opłacalne, nawet nadal się robi kowalstwa artystyczne, ale ja już nie robie. Ale moż- na by było do tego wrócić, bo za tą prace podobno dużo biorą. Ale mnie bardziej interesowało zrobić remont silnika czy remont skrzyni biegów w koparce. Ale już 70 lat mam, no to jaki to jest sens? ? Czy nie myślał Pan, aby komuś to jeszcze przekazać? ? A.W.: Raczej wnukom, bo synom już nie, bo oni w innym kierunku robią. ? A czy udało się Panu zrobić warsztaty na przykład w GOKiS-ie, że pokazywał Pan ludziom, jak to wyko- nuje a przy okazji ich Pan czegoś nauczył? ? A.W.: To jest też takie, że nie każdego się nauczy, bo ktoś może mieć smykałkę, musi mieć ktoś chęci i zamiłowanie. Jak mi pomagał młody chłopak, to tylko komórka i komórka. I mnie to bardzo denerwowało, bo albo coś robimy i myślimy przy tym, albo nie robimy nic. No ja lubiłem ten zawód i wychowany byłem przy tej pracy, wszystko z siebie dawałem i najważniejsze dla mnie było aby dobrze wykonać tą pracę. Dużo robiłem tutaj po terenach. I tak się przyzwyczaiłem, że miałem propozycję. ? A czy należy Pan do jakiegoś stowarzyszenia? ? A.W.: Nie. –A czy brał Pan udział kiedyś w targach bądź jarmarkach? ? A.W.: Nie. ? Czy angażował się Pan w życie gminy? W jakiejś działalności? ? A.W.: Raczy w gminie nie, zawsze tata mi gadywał tak: „tak jest prawo i w tym prawie jest 10 Przykazań Bożych i tak masz żyć tym Prawem Bożym”. Ktokolwiek je łamał to ja byłem strasnym wrogiem tego. Jak byłem w drugiej szkole podstawowej to szedłem do szkoły trzy kilometry i sąsiadka grabiła siano na polu, i nie powie- działem jej „Szczęść Boże”. Później jak wracałem to sąsiadka wyszła i pół godziny krzyczała na mnie dlaczego tak postąpiłem. I tak to sobie zakodowałem, że gdziekolwiek jak ktoś coś robi, to zawsze mówię „Szczęść Boże”. Jak pracowałem koło domu i przechodziła młoda sąsiadka to powiedziała mi „cześć pracy” a ja jej odpowie- działem: „Jakie to cześć pracy”? Mówi się: „Szczęść Boże” i tez jej dałem wykład i powiedziała mi, że od tamtej chwili mówi „Szczęść Boże”. Młodych powinno się od dzieciństwa wychowywać przede wszystkim po katolicku, według prawa Bożego. Sądy i wszystko powinno tak być. ? Proszę opowiedzieć coś o tych jarmarkach, bo podobno były w Wiśniowej organizowane? ? A.W.: No nie chodziłem na te jarmarki, ale wiem, że były. ? W czwartki były, tak? ? A.W.: No w czwartki. ? A gdzie one były? ? A.W.: Tu gdzieś w centrum. Nie byłem ani raz, więc trudno mi powiedzieć. Wiem tylko tyle, że w czwart- ki się odbywały te jarmarki. No nie interesowałem się tym. ? A jak Pan myśli, czy byłoby warto wrócić do tej tradycji? ? A.W.: No pewno, na przykład z produktami rolnymi. Kolega mój pracował w Szwajcarii, gdzie jest wioska jak Wiśniowa i zajmowali się oni przetwórstwem, na przykład zwozili do tego miejsca mleka a oni przetwarzali to na sery. I powinno takie coś istnieć, czyli swojskie wyroby. Ale nie za bezcen, jak to teraz jest, bo wszystkie fabryki posprzedawali. Pamiętam, jak chodziłem do szkoły podstawowej, to zawsze na początku roku składali- śmy się po jeden złoty na odbudowe Warszawy, a teraz się ją kradnie. ? Czyli jest Pan za tym, aby te jarmarki wróciły, tak? ? A.W.: Tak, jarmarki tak, tu powinna być wymiana handlowa między tym a tym, a nie, że wszystko jest z zagranicy w tych supermarketach. I co my to spożywamy? To jedzenie nadaje się ale dla zwierząt. ? Albo może rzemiosło lokalne? ? A.W.: No można, można. ? Bo na zakończenie projektu ma być zorganizowany, w lipcu 2019 roku, jarmark rzemiosł i zobaczymy w co się to przerodzi? Bo mamy nadzieję, że będzie regularnie. I chcielibyśmy Państwa wszystkich zaprosić na ten jarmark. ? A.W.: No, mogę przyjść. ? A czy Pan uważa, że wszelakie tradycyjne rzemiosło, wszelakie rzemiosło jest gdzieś popularne? ? A.W.: Tak, bo mają różne ogrodzenia, bramy. Artystyczne rzeczy są tak samo robione w drzewie. Ktoś ma upodobanie takie różne. ? A czy na terenie gminy również? ? A.W.: Raczej mało, mniej, niekiedy się widzi. A dawniej mosty robili nitowane, nie były one spawane. Te nity były w kształcie łuku. Potrafili nita tak szybko zaklepać, bo opowiadał mi to tata, jak robił most, że taką mieli wprawe kowole, grzali nita i rzucał do drugiego i od razu robiły się kleszcze. I od razu to nitowali. I te mo- sty siedzą do dnia dzisiejszego. W Austrii oglądałem kościoły i są bardzo dokładnie zrobione filary. Tylko mało ludzi do nich chodzi. Jedynie stare babki, bo młodzi do kawiarni. Są ręcznie obrobione, a tak wygląda, jakby to maszyna robiła, po prostu tak dokładnie. Albo rzeźby z kamienia. Coś wspaniałego, bo tego w Polsce nie ma. ? Ale wasz kościół jest piękny, rozmawialiśmy z księdzem. ? A.W.: Tak, ładny jest, bo jest drewniany, zabytek można powiedzieć. ? Też te filary były rzeźbione przez lokalnych ludzi. ? A.W.: Tak, to się zgadza. ? Pan opowiada, że nigdzie Pan nie był, a z naszej rozmowy wynika, że Pan tu był, tam był. ? A.W.: A no tak, to tylko w Austrii byłem, ale tylko tak dorywczo. ? A długi to był czas? ? A.W.: Nie, krótko, tylko zlecenie miałem. Ale też byłem w Niemczech – naprawiałem auto, bo się ze- psuło. ? A czy Pan postrzega swoją profesję jako rodzaj powołania? ? A.W.: Tak, miałem taki talent. Co wziołem do ręki to samo mi się to kleiło. Miałem chyba ten dar w rę- kach. Każdy ma jakieś powołanie. Niektórzy pięknie malują. No było coś takiego. ? Czy uważa Pan, że te profesje i to rzemiosło może łączyć pokolenia? ? A.W.: Powinno. To społeczeństwo tych młodych ludzi nie uczy się niczego. A dlaczego? Bo jakby umieli zrobić, to by różne firmy nie miały chętnych do zakupienia rzeczy gotowych. Ma ich jeszcze kto nauczyć i byliby dobrymi fachowcami, no ale czasy są już niestety inne. ? A czy te profesje mogą zintegrować waszą lokalną społeczność? ? A.W.: Oczywiście że mogą, bo gdybym mioł czas, to bym robił jeszcze i by byli chętni ludzie do kupna. Ludzie mnie tutaj znają i co zrobiłem, to chcieli to kupować od razu. Tak jak ludzie mówili, że 20 lat jeździło i się nic nie psuło, fach miałem. I samo to wyszło. ? Czy ma Pan jakieś rzeczy pokazowe? ? A.W.: Nie miałem, wszystko robiłem na bieżąco. Jak ktoś zamówił, to robiłem. Jakieś zlecenia albo jak coś obiecałem to tak. A tak to w zapasie nie miałem nic. Niekiedy napisałem kartkę na drzwiach, że nie przyjmę roboty żadnej albo zlecenia. ? Czy Pan się reklamował jakoś? ? A.W.: Nie. ? A czy myśli Pan, że to dzisiaj jest potrzebne rzemieślnikom? ? A.W.: Raczej jak ktoś robi na większą skalę, downi było mni ludzi, to się zgadywali, a teroz jest to po- trzebne. ? Czy uważa Pan, że rękodzieła i rzemiosła, wszelakie umiejętności powinny mieć jakieś miejsce w szkole? ? A.W.: Tak, powinno mieć miejsce. Bo chłopaki powinni się tego uczyć od szkoły. Bo dużo chłopaków przyjeżdżało do mnie, abym zrobił prace dyplomowe, bo oni sami nie dali rade. A to był błąd, że pomagałem, powinni sami się starać zrobić jakoś. W edukacji to jest potrzebne i powinno być. W dziale mechanicznym po- winno być kowalstwo, obróbka, wszystko jest potrzebne i od tego trzeba zacząć. Od podstaw trzeba młodzież uczyć. Różnymi przeróbkami można dojść do tego, jak się coś robi. W kowalstwie powinny być szkoły zawo- dowe i technika, i wyższe uczelnie uczyły wszystko od podstaw, stopniowo powinni przyuczać do zawodu. Ale brakuje tych podstaw. Ludzie mają duże talenty, ale są one niewykorzystane. Za granicą jest dużo naszych fachowców, na przykład lekarzy. Na przykład jak byłem w Austrii, to wpadło mi do oka z Bosza taka resztka. I pomyślałem se, że trzeba jechać do Polski. Bo robiłem bez okularów. A kolega mi powiedzioł, że jest tako dobro klinika w Austrii i pojechaliśmy tam, a tam była pielęgniarka i pyta się mnie, co mnie tu sprowodzo – po polsku mówiła. ? A gdzie Pan miał ten warsztat? Wynajmował go Pan gdzieś? ? A.W.: Nie, to był warsztat taty. I utrzymoł się dali. ? Z jakiego rzemiosła słynie ta gmina? ? A.W.: Z handlu koniczyną przede wszystkim. I jest zła opinia niestety, bo jak byłem w Nowym Targu czy gdziekolwiek, to opowiadali. Mówię prawdę, bo prawda jest najważniejsza. A ten handel słynie z kombinowania i dorabiali się na krzywdzie ludzkiej. W naszej gminie nie ma porządku, bo jest wszystko byle jak, ale wziął się za to wójt Stalmach567. Bo mój syn jest geodetą, że tutaj jest duży bałagan. To była stara klika i robili szacher- -macher. Byle jak wcześniej się robiło, wszystko po znajomościach. Największy błąd, że ludzie nie protestowali. Najważniejsze, żebyśmy żyli zgodnie z naszą wiarą, a tej wiary i modlitwy teroz brakuje. ? A czy Wiśniowa ma jakieś swoje tradycje lub obrzędy? ? A.W.: No nie słyszałem. Handlem koniczyną jeszcze słynie. To było bardzo nieuczciwe. ? A dziady wiśniowskie? ? A.W.: To jest piękna tradycja, jest od kilkunastu lat. Z daleka ludzie przyjeżdżają i oglądają przebierań- ców, warto przyjechać. Już ich nie ma tylu jak wcześniej ich było. ? Kto – według Pana – ma być odpowiedzialny za taką ochronę, żeby te dziady nadal przetrwały? ? A.W.: Gmina powinna coś w tym kierunku zrobić. Bo mają na to wpływ. A to jest piękna inicjatywa. To było i jest piękne, i nadal powinno być. ? W Norwegii jest taka czerwona lista, gdzie umieszcza się tradycyjne rzemiosła, techniki czy imprezy typu, jak u was dziady, które zagrożone są zniknięciem. Ta lista polega na tym, aby temu zapobiec, aby to nadal żyło i tętniło dla mieszkańców i turystów. ? A.W.: Dziady tak, jak najbardziej. To jest coś wspaniałego. ? A coś się zmienia w tym stroju? ? A.W.: Są zmiany. Dawniej ubierali się inaczej, to znaczy lepiej. Już się tak nie chce jak przedtym. ? A czy takie tradycje jak dziady, albo rzemiosło z pewną ciągłością, czy to może odpowiadać na współ- czesne potrzeby? ? A.W.: Tak, na pewno, rolnictwo czyli hodowla baranów, kóz. Żeby był z tego pożytek. Teraz dużo klesz- czy jest. Downi krowy wszystko wyskubały i nie było tych dziadów, co so teroz. Rzemiosło i rolnictwo powinno się utrzymać dla swoich celów, dla żywności swojskiej przede wszystkim, bo jest warta dziesieńć razy więcej niż ta ze sklepu. ? Czy te rzemiosła powinny być atrakcją turystyczną? ? A.W.: No można, bo nikt jeszcze nie stracił na nauce. Bo to co się nauczy człowiek, to nic ani nikt mu tego nie odbierze. Bo nauka jest wyłączną własnością człowieka. Bo jak Ojciec Święty mówił, że nieważne jest mieć, ale być. Czy jakąkolwiek zaczynało się prace, to trza się było przeżegnać. ? A w trakcie pracy? ? A.W.: Nie, przed robotą i się robiło. ? A w święta? ? A.W.: W święta się nie pracowało, bo to była świętość uczcić ten dzień. Jak się nie dało radę pójść na drogę krzyżową bądź gorzkie żale, to się to odśpiewało w domu. Jak się rano wstało, to najpierw się odmawia- ło pociorek. To było pocierz rano. Najpierw się umyło, potem pomodliło, a później się jadło. To był rygor taki i dyscyplina. Nieroz dostałem pasem od taty i dziękuje mu za to. ? Czy przed wykonaniem jakiejś pracy też Pan tak robił? ? A.W.: Ja raczej nie, ale mój tata zawsze. Jest tako sprawa, że człowiek planuje a Pan Bóg kieruje. Pan Bóg chce wszystko to co dobre, chociaż człowiek złości się niekiedy i nie rozumie. Ofiarować Panu Bogu wszystko i będzie dobrze. ? A takie hasło „Marka gminy Wiśniowa”? ? A.W.: Nie wiem, trudno mi powiedzieć, można wiele. Ale nie na oszustwie, bo jak się coś zepsuje to później nikt nie przyjdzie. ? Czy na terenie Wiśniowej byli i żyli Żydzi? ? A.W.: Byli, byli. Bo kupował od nich tata żelazo. Ale wszystko opanowali dawniej Żydzi. No teroz jakby byli Żydzi, to by tu wszystko opanowali. Tu dużo obiektów było żydowskich. Była dawniej jeszcze karczma ży- dowska i jak to przejęli później, to nie wiadomo, do teroz so budowle po nich, ale tu wiency było, bo domy były pożydowskie. Opanowali dużo, Wiśniowo całą. 567 Mowa o poprzednim wieloletnim wójcie Gminy Wiśniowa Wiesławie Stalmachu. ? I czym się ci Żydzi zajmowali? ? A.W.: Przeważnie handel. Byli też Żydzi i tacy, i tacy – ale raczej stawiano na handel, jo tego nie wi- dziołem, ale to z opowiadania wiem od taty. Wszystko kupował od Żydów, bo tak oni opanowali cały rynek. Kupowoł żelazo od nich do Myślunic i cokolwiek sukoł, bo nigdzie nie znalazł, a u Żyda było. Oni już tak tu opanowali rynek handlem Żydy, że nie wiem. ? A ta karczma gdzie była? ? A.W.: Na Kątach, to była ta karczma, ale tu było pełno żydowskich domów, prawo własności jest takie, że można je ograniczyć, ale nie wiem jak. ? Czy ludność miejscowa wchodziła z nimi w jakiś kontakt? ? A.W.: Kontakt taki, że trzeba było u nich wszystko kupić. Wszystko u nich kupił, najdrobniejszą rzecz, nawet tego co nie było w sklepach, to u Żydów zawsze było. Najdrobniejszą rzecz się kupowało u nich. ? A co po nich pozostało? ? A.W.: Nic specjalnego, tylko tyle słychać co handel. (…) ? A.W.: Tutaj partyzantka była, było tutaj bardzo niebezpiecznie. Bo Niemcy podpalali domy. I na zwiady chodzili z karabinami na plecach po wsi, i plądrowali po domach, i zbierali kury i bydła, jak kto mioł. Ludzie też w tam tych czasach byli dobrzy i źli. Lipnik calućki spolili. ? A byli tu Cyganie? ? A.W.: Tak byli. Handlowali materią ale oszukiwali bardzo ludzi, kożdy się boł tych Cyganów, bo to była inna ludność. Jeździli wozami, koniami i takimi taborami. Dzieci przy tym mieli. Okradali domy, więc trzeba było się pilnować. Byle gdzie się rozsiadywali i osadzali. Tako pielgrzymko robili, obozowali się, gdzie tylko mogli. ? Pan jeszcze to pamięta, tak? ? A.W.: Tak, pamiętam. Mieli piękne wozy z koniami. ? A mieliście z nimi kontakt? ? A.W.: Handlowali koniami. Z materiałami też tak było, że oszukiwali z jakością. Sprzedawali lipo tako, jak się to mówi. Mówili, ze jest bardzo dobra a okazała się najgorszą jakością, co się później psuło. I kradli. Ale co powiem pani, że Cyganie byli szpecami, czyli najlepsi od kotłów, rozlewni. Nikt nie potrafił tak ocynować tych kotłów jak Cygany. Oni byli jedni z nojlepsych specjalistów od kotłów. Z dziadów pradziadów. Widziałem, jak to robili, oglądałem. Jak cynowali kocioł miedziany, to zapolili ogień, rozebrali się i wloli tam taki piosek, i pieknie to cynowali. Specjaliści do kotłów. I nie trza było maszyn. No nie potrafiłbym tak jak oni. ? Jak to się stało, że Pan to widział? ? A.W.: Bo ja robiłem z tymi maszynami. I patrzyłem, jak oni to robili. Ale tak profesjonalnie jak oni to robili, to bym nie dał rade tego ocynować, więc się za to nie brałem. ? Ale kowalami też byli słyszałam? ? A.W.: Konie kuli, specjalistami byli do kuni. Jak ktoś miał problem z okuciem konia, to zawse Cygan wszystko zrobił. Specjaliści od szybkości tyz. ? A czy garczki też zdarzało się, że sprzedawali? ? A.W.: Tak, sprzedawali. Jak wykupywali w sklepie, a później ludziom sprzedawali, tak właśnie cyganili. ? A Cyganki wróżyły? ? A.W.: Tak, miałem historie kiedyś, napadły mnie Cyganki, że chciały mi wywróżyć z ręki. Ale ja nie mia- łem pieniędzy – tak im mówiłem. Ale jedna staro Cyganka wywróżyła mi za darmo i mówiła mi tak ze: „Ma pan kolegę Jaśka i pojedzie pan za granice”. I faktycznie tak było! A kolege Jaśka miołem. ? Rzeczywiście za darmo wywróżyła? ? A.W.: Tak, za darmo mi wywróżyła. ? A na jarmarkach też uczestniczyli? ? A.W.: Nie wiem, bo nie chłodziłem, nie uczestniczyłem. ? A Tatarzy też byli? ? A.W.: Coś słyszałem, że powiązani byli z Węglówką. Koło najstarszego dęba obozował podobno Sobieski. I obozowoł on tutoj. Takie zabytkowe drzewo. I w tym drzewie była dziura, w która wkładały babki buty na przebranie. Bo miały takie liche i przebierały. Ale to ktoś opowiadoł, ale kto – to nie wiem. ? Pozostałości zostały jakieś po Cyganach czy Tatarach bądź Żydach? ? A.W.: Maszyny tak, ja mam windę. I używam ją jeszcze. Ona jest zabytkowa a jeszcze działa. ? A obecnie są jakieś inne narodowości? ? A.W.: Nie, byli tylko Żydzi. ? A Rosjanie? ? A.W.: No raczy nie słyszałem. ? A teraz jest sporo Ukraińców, prawda? ? A.W.: Tak tutaj żyją i pracują. ? Czy oni wchodzą w jakieś kontakty z ludźmi? ? A.W.: Słyszałem, że nie są źli. Nie kradną, ale pracują w zakładach produkcji. Robią i pilnują roboty. ? A rzemieślnikami są? ? A.W.: Nie. Pracują na przykład w betoniarniach i w wytworach słodyczy w firmie „Wawel”. ? A czym się Pan pochwali, jeśli chodzi o gminę Wiśniowa? ? A.W.: Lipnik jest bardzo ładny, przede wszystkim Kąty. Turystyką można się pochwalić. Gmina się nie sprawowała dobrze, więc nie. Jak będą służyć ludziom i z nimi żyć. ? Na koniec mam pytanie, kim by Pan się określił? Kim Pan się czuje? ? A.W.: Człowiek jest niczym, żyje się, bo się żyje. Skarbem życia jest młodość i zdrowie. ? A Pan się bardziej czuje Góralem? Czy Krakowiakiem? A może Lachem? ? A.W.: Najważniejsze jest, żeby być, nie żeby mieć, tylko być dobrym człowiekiem. Bo ja bym krzywdy nie potrafił wyrzudzić. I nie umiem okłamywać. Za Kazimierza Wielkiego były dekrety, jak się ktoś uczył w szkole jakiegoś zawodu to przysiągł przed krzyżem, że będzie wykonywał tom prace tak, jak się jej uczył, czyli z sza- cunkiem do ludzi i do wykonywania tej pracy. Teraz takiego czegoś nie ma, a kiedyś to była świętość. ? Jaki Pan był od tych dekretów? ? A.W.: Pan Sawicki, mieszkał u nas w Wiśniowej, on już nie żyje, ale dzieci żyją, więc można ich podpytać (…) ? Dziękuję bardzo za rozmowę. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Jerzy Chlipała Profesja/umiejętność/praktyka: plastyka zdobnicza, plastyka obrzędowa, bibułkarstwo, teatr amatorski, zespół regionalny, rolnictwo Miejsce zamieszkania: Wiśniowa Pan Jerzy ukończył technikum rolnicze. Specjalizuje się w dziedzinie plastyki zdobniczej, obrzędowej. Tworzy kompozycje z bibuły – kwiaty, rozety, wianki, bukiety w koszyczkach oraz tradycyjne palmy wielkanocne, które wykonuje według tradycji parafii w Wiśniowej. Wzory – jak sam twierdzi – podpatruje w przyrodzie, i tak po- wstają spod jego ręki: maki, bławatki, stokrotki, kaczeńce czy róże. Przede wszystkim jednak kultywuje ginącą już tradycję lokalną: tworzenia ze słomy i bibuły tzw. pająków krystalicznych – tradycyjnych ozdób bożonaro- dzeniowych. To przestrzenne formy, które niegdyś wieszano pod sufitem. Obecnie najbardziej lubi wykonywać światy – ozdoby z opłatków, również podwieszane. Kontynuuje tradycje rodzinne. Technik tych uczył się bo- wiem od swojej mamy. Jako jedyny mężczyzna w regionie zajmuje się plastyką zdobniczą już od ponad 20 lat. Często pomaga lokalnym kołom gospodyń wiejskich w tworzeniu wieńców dożynkowych i innych ozdób ob- rzędowych. Mieszkańcy zgłaszają się do niego również o pomoc, kiedy trzeba wykonać na konkurs wielkanocny palmę czy tradycyjną maskę na dziady (lokalna tradycja dziadów śmiguśnych – śmiguśników grasujących na tere- nie gminy w lany poniedziałek). Prowadzi zajęcia z regionalizmu dla dzieci i młodzieży w lokalnych przedszko- lach, szkołach oraz domach kultury. Przez lata był instruktorem kulturalno-oświatowym w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Wiśniowej. Podczas warsztatów uczy tradycyjnych metod wyrobu ozdób z różnorodnych materiałów. Chętnie prezentuje swój dorobek podczas targów rzemiosła i kiermaszów twórczości ludowej, a ze swoimi uczniami często uczestniczy w wystawach. Pojawia się m.in. na myślenickiej Jesieni Folklorystycz- nej oraz myślenickich targach sztuki ludowej przy Międzynarodowych Małopolskich Spotkaniach z Folklorem, a także na Pikniku Archeologiczno-Etnograficznym w Krakowie. Laureat wielu konkursów i zdobywca nagród, m.in. w Ogólnopolskim Konkursie Tradycyjnych Ozdób Bibułkowych w Myślenicach (w latach 1994–2002), Wojewódzkim Konkursie Twórczości Ludowej w Niepołomicach (1998), Ogólnopolskim Konkursie Sztuki Lu- dowej w Lublinie (2004), Jarmarku Cysterskim w Szczyrzycu (2005), Małopolskiej Giełdzie Agroturystycznej w Krakowie (w latach 2005–2008), Powiatowym Konkursie Tradycyjnych Ozdób Bibułkowych w Myślenicach (w latach 2005–2008), konkursie na tradycyjne ozdoby z bibuły i słomy pt. „Kwiaty Polskie” w Myślenicach (2016). W 2012 roku otrzymał dyplom „za szczególny wkład w rozwój sztuki ludowej i rękodzieła artystycznego oraz za promocję tego co najpiękniejsze i najbardziej wartościowe”. Należy do krakowskiego oddziału Stowa- rzyszenia Twórców Ludowych w dziedzinie plastyka obrzędowa (od 2004) oraz do Stowarzyszenia Twórców i Artystów „Cepry” (od 2007), w którym od 2015 roku pełni funkcję prezesa. Ponadto pan Jerzy jest członkiem amatorskiego zespołu teatralnego, który działa przy Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Wiśniowej oraz na- leży do Zespołu Regionalnego „Banda Burek”. Prowadzi gospodarstwo rolne. Działalność twórczą traktuje jako hobby. Członek Rady Sołeckiej wsi Wiśniowa na kadencję 2019–2023. ? Widzimy tutaj przed nami mnóstwo przedmiotów zrobionych z bibuły, krepiny… ? J.C.: To jest akurat krepina, to jest bibuła. ? A tam słomki, kleje, nożyczki i sznurek. Czym się Pan zajmuje poza tym? ? J.C: Zawodowo? Jestem z zawodu rolnik. Mam gospodarstwo pięciohektarowe, w Wiśniowej. ? Przez cały czas Pan pracuje na gospodarstwie? ? J.C.: To już jest stała praca w tym momencie, bo zostałem już sam. Rodzice już nie dadzą rady i musiałem się…, bo pracowałem na pół etatu, parę lat temu w Domu Kultury i musiałem się zwolnić, bo nie da się połączyć jednego z drugim już. Po prostu bydła chowam na mleko i po prostu się nie da, tak zostawić. Bo jeśli by była mała uprawa tylko ziemi, to by się dało połączyć, ale już z bydłem się nie da połączyć. ? A to jest duże, dużo Pan ma…? ? J.C.: Nie, nie mam dużo pięć sztuk, w zależności od roku. ? Przejdźmy do tego, co stoi na stole. Pana pasja tak wygląda? ? J.C.: Tak. Takie troszku pasja i zamiłowanie. ? Do czego jest to zamiłowanie? I skąd się wzięło, czym się Pan inspirował przy powstawaniu? Jak to do Pana dotarło? ? J.C.: Tym się już zajmuję około 30 lat. ? To krócej niż tymi krowami. ? J.C.: E no, krowami to od dziecka. Można powiedzieć, pomagało się od dziecka. Wiadomo, że to dawno nie było żadnych takich po prostu ozdób, kwiatów, ani szmacianek, ani plastikowych, tak jak w tym momencie, tylko były właśnie ozdoby bibułowe, były panie, które czasami coś robiły na jakieś święta, czy Wszystkich Świętych czy… dawniej ozdabianych… w tym momencie nie ma żadnych ozdób. Bo były w tych starych domach, były obrazy pod sufitami, tak troszku pod skosem i były ozdabiane kwiatami bibułowymi albo takie ołtarzyki były robione. ? Tutaj też region…, czyli podglądnął to Pan za młodu? ? J.C.: Troszku tak, ale wtedy jeszcze się tym nie zajmowałem. Tak jak mówię, około 30 lat. W Myślenicach był taki konkurs „Kwiaty Polskie” i odwiedziłem raz właśnie tą wystawę później i tak mnie troszku to zainspi- rowało i zacząłem robić. ? Czyli mama nie robiła takich rzeczy? Ojciec też nie? ? J.C.: Mama robiła, tylko mówię, później to troszku zanikło. Jak już dom stary został zburzony i tak dalej, to wie pan troszku tak się zmieniło. Później, zacząłem podpatrywać, jak panie tam robią. No i dochodziłem troszku do wprawy, także nieraz panie miały do mnie pretensje starsze, że jak ja mogłem dostać pierwsze miejsce, skoro ona już tyle… ? Skoro Pan jest Panem… ? J.C.: Skoro ja dopiero zaczynam, a one już tyle lat to robią. ? Bo to jest bardzo ciekawe ze względu na to, że funkcjonujemy w świecie, gdzie mamy domenę kobiecą, domenę męską… ? J.C.: Ale powiem Panu, że na Podkarpaciu też jest pan i też bardzo ładne rzeczy robi. To nawet były panie z Koła Gospodyń z Wiśniowej, tam miały taki wyjazd. I właśnie u tego pana były, to nawet miał takie firanki z kwiatów zrobione. ? W technice wycinanki? ? J.C.: Nie, robione kwiaty. ? Powiedział Pan, że to się zaczęło 30 lat temu i w jaki sposób się rozwijało? Czy ktoś Panu pomagał w tym, czy to była tylko i wyłącznie Pańska inicjatywa, czy rozmawiał Pan z innymi twórcami tego typu rzeczy? ? J.C.: Podpatrywałem. Jest taki… te kwiatki co się tak niby… tzw. chwyt cukierkowy, czy jakiś tam splot cukierkowy, jak się tam nazywa – nie wiem – po prostu się skręca, ale niektórzy to nazywają, że to jest „cu- kierkowy”. To to mi po prostu pokazała pewna pani, ale to też jeździliśmy na takie… reprezentowaliśmy gminę Wiśniową na giełdzie agroturystycznej w Krakowie… I ta pani mi pokazywała… wróciłem do domu i za Chiny Ludowe nie będę tego umiał, nie zrobiłem. No, ale znowu za jakiś czas ktoś mi znowu pokazał i znowu… to jest coś takiego jak tutaj, jak ta szyszka… tylko jest złożone w szyszkę. A tak to człowiek podpatruje naturę i tak jak na przykład, to są jakby kwiaty jabłoni, czy coś takiego i próbuję, tu znowu żonkile, goździki. ? A widzę, że w rogu pomieszczenia wisi pająk. Czy to w tym regionie jest jakoś popularne? ? J.C.: Tak, to tutaj było bardzo popularne ze względu na…, że nie było choinek, to była ozdoba świą- teczna, bożonarodzeniowa. Ja robię np. takie czyste, nie ozdabiam nic, tylko czystą słomą. Bo to jest akurat romb, a tam pokazywałem panu na zdjęciach różne formy przestrzenne. W kształcie gwiazdy podstawa dużego pająka, w kształcie gwiazdy ośmioramiennej i na tym wiszą mniejsze gwiazdy, i na tym jeszcze ze trzy mniejsze figury. To jest bardzo pracochłonne, zwłaszcza te małe figury. Także to idzie oszaleć na końcu. Podpatrzyłem też pewną panią, jak robiła, ale ona poszła troszku na łatwiznę, bo ona sobie robiła te rombki małe i dokładała do tego. Także w pewnym momencie wychodziły dwie słomki na raz, łączyły się, a to nie powinno być, bo powinno się łączyć, żeby były pojedyncze ścianki. ? A jak długo trwa robienie…? ? J.C.: Taki kształt rombu, który jest figurą bazową i np. jest 6 figur mniejszych, no to po prostu nie są takie pracochłonne, bo to jest 12 słomek. To trzeba nawlec na igłę, związać i połączyć. ? Jakieś specjalne węzły? Marynarka musi do tego być? J.C.: Nie. Trzeba umieć węzełek zwykły umieć. Czasami jak zostaję zaproszony na zajęcia pokazowe, to dzieci nie umieją węzełka zrobić. ? A, zajęcia pokazowe. Czyli Pan jeszcze propaguje to, co robi? ? J.C.: Tak. W szkołach, domach kultury. Jestem zapraszany na takie zajęcia regionalne. ? Jako dziwo, małpka w zoo, czy jako profesjo…? ? J.C.: Nie, w tym momencie nawet na te 50+. Bo te starsze osoby też się bawią. ? A ma Pan ucznia? Znaczy się osoby, które są zainteresowane…? Bo chyba jedne warsztaty nie wystarczą do tego, żeby to umieć? Czy wystarczą? ? J.C.: Nie. Wystarczą spokojnie. To można później kombinować różne figury, jakie sobie ktoś tam wymyśli. ? A tutaj nie jest to cała, nazwijmy to, menażeria konstrukcyjna, którą Pan robi, bo widziałem też światy z opłatka568. I to też zaczerpnął Pan inspirację z lokalnej tradycji? ? J.C.: Tak. I podłaźniki569. To jeszcze jak nie było choinek. Splatano też kłosy zbóż w kształcie takiego troszku żyrandola, czy coś takiego, na bazie koła. ? Ale to Pan pamięta? Czy to już jest opowieść? ? J.C.: Nie pamiętam. Bo to musiały być wcześniejsze lata. ? Skąd Pan czerpie informacje? ? J.C.: Z domu. ? A jeszcze rodzice mówili o jakiegoś typu ozdobach, które Pan przypomina? Nie wiem, czy to jest przy- pominanie, bo nie wiem, czy tutaj zapomniano o tym? Czy kobiety, które przychodzą na warsztaty, kiedy Pan je prowadzi mówią: „o u mnie się tak robiło”? ? J.C.: Tak. Pamiętają. ? Zbiera Pan informacje o tym? ? J.C.: To akurat. To nie od pań, co mi mówią. Bo na przykład panie niektóre robią podwójne kolory, taki robią wałeczek wokół całego płatka albo wałeczek na całości bibuły i potem skręcają jakiś kwiat z tego. To jest 568 Rodzaj tradycyjnej, geometrycznej ozdoby bożonarodzeniowej, por. B. Ogrodowska, Opłatki i ozdoby z opłatka w tradycji polskiej, „Polska Sztuka Ludowa – Konteksty”, t. 42, z. 1-2, 1988, s. 81–92. 569 Podłaźniczka, podłaźnik, jutka, sad rajski, boże drzewko, wiecha – czubek jodły, świerka lub sosnowa gałąź wieszane pod sufitem (u tzw. powały) jako ozdoba w czasie Świąt Bożego Narodzeniav. Zob. Podłaźniczka, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/Pod%C5%82a%C5%BAniczka, dostęp: 10 IX 2019. jeszcze inny rodzaj kwiatów. Jest bardzo różnorodnie. Niektóre panie skręcają też na kiju, na takiej… patyku z szaszłyka, tak zakręcają też. Każda pani robi inaczej. ? Mógłby mi Pan opisać taki kwiatek w technicznym wymiarze? Drut, tu owijam…? ? J.C.: To trzeba sobie przygotować, najpierw środek – pręciki, potem pojedyncze płatki, bo to nacinamy pojedynczy płatek krepiny, potem muszę uformować ten pojedynczy płatek. Jak już mam gotowe płatki i pręciki to składam i owijam drucikiem i bibułą, tak żeby nie było widać po prostu. I kompozycję się tworzy. ? I co potem się dzieje? ? J.C.: Czasami się promuje gminę, mamy tutaj stowarzyszenie, to jeździmy też, promujemy ze stowarzy- szeniem. Na przykład palmy wielkanocne, te tradycyjne też robię, to używam tych kwiatów. A bibuła jest po prostu nietrwała. Posiedzi trochę na słońcu i wypłowieje także… nie ma tak, żeby można było trzymać dłuższy czas, bo to brzydko wygląda. ? Powiedział Pan – palmy tradycyjne – czy mógłby mi Pan opisać taką palmę? ? J.C.: Głównie jest zbudowana z witek leszczynowych, wierzbowych, czarny bez. Skręcane z witkami wierzbowymi. A u samej góry mamy tylko zdobienie, nie tak jak w innych regionach Polski, że co jakiś kawa- łek są kwiaty, czy bukszpan. U nas, u samej góry jest zdobienie, tak zwana ta trzcina palmowa, trawa. W tym momencie wchodzi ta kolorowa, barwiona. Później, w zależności od wielkości palmy, odcinek kwiatów, poniżej trochu bukszpanu i stożki bibułowe spuszczone w dół. Też w zależności od wielkości. Ale tylko strojenie mamy u samej góry. ? Czyli wszystko to, o czym Pan teraz powiedział, to jest kwiaty, pająki, akcesoria wielkanocne, przebra- nia, na zdjęciach zobaczyliśmy jeszcze przebrania związane z…? ? J.C.: Wielkanocą. To są dziady śminguśne. ? Uczestniczył Pan? ? J.C.: W tym momencie już nie. Bo to głównie polegało na tym, że to chłopcy z niedzieli na poniedziałek chodzili po domach tam, gdzie były panny na wydaniu i podlewało się je… A dodatkowo te palmy wielkanocne też się używa, bo to się wszystko zużywa. Nie tylko do kościoła i zostaje, tylko się robi z tego krzyżyki. ? I gdzie się je zatyka? ? J.C.: Wszędzie, na budynkach, możemy później przejść i na wszystkie pola się roznosi. ? Nie zapytałem, czy Pan sprzedaje…? ? J.C.: No staram się. Jeśli ktoś jest chętny. Po znajomych zawsze rozwożę. ? Ale nie ma Pan strony internetowej? ? J.C.: Nie, nie tak to nie. Te witki wierzbowe są żywe, leszczyna… jakby się chciało zrobić troszku wcze- śniej, ze dwa tygodnie, to wszystko usycha i wygląda nieestetycznie. Teraz na tych wszystkich kiermaszach, to są te wielkanocne… wielkopolskie palmy, no i teraz wchodzą wileńskie znowu. Także to jest wszystko trawa, to jest suche, to można robić cały rok. A tu się nie da tego wcześniej zrobić, bo uschnie. A tak, jak panu mówię, w Wielki Czwartek wieczorem z tej palmy, rozbierze się całą palmę i całą się wykorzystuje do krzyżyków. I wie- czorem, ale to musi być piątek, tutaj się przyjął taki zwyczaj, że kto wcześniej wyjdzie w pole i założy i wsadzi krzyżyki w pole ten pierwszy będzie miał…, będzie mu się lepiej darzyło w gospodarstwie i pierwszy skończy prace polowe. Także jak północ wybiła z czwartku na piątek także wychodzili. To musiał być piątek. Także o pół- nocy, wychodzili tutaj gospodarze i szli. Ja też chodzę, jeszcze do tego czasu. Fot. 137. Krzyżyki wetknięte w ścianę starego spichlerza, Wiśniowa 2018. Fot. Anahita Rezaei ? A chodzą inni gospodarze? ? J.C.: No tu, jeszcze dwóch chodzi. ? A sami robią palmy, czy Pan im je robi? ? J.C.: Sami. Tutaj po sąsiedzku sami robią. ? A jakieś inne techniki Pan wykorzystuje, bo widzę pracę z papierem i słomą, a…? ? J.C.: Nie, nie. Wycinanek nie, nie spotkałem się tu akurat z wycinankami u nas na terenie. Chyba, że były wycinane takie nad okna, takie zazdrostki, jak to nazywają. ? Czy coś jest charakterystycznego oprócz tego, że się chodzi od domu, do domu gdzie jest panna na wydaniu i ją polewa? Czy jest jeszcze coś charakterystycznego w tym zwyczaju? ? J.C.: Jest taki zwyczaj, że nie mówią a jukają. ? A jest jakaś przyczyna, czemu to robią? ? J.C.: Tak się przyjęło. Bo niby legenda też była, że pod Dobrą, troszku niedaleko jesteśmy, że wracali z wojny, czy z czegoś tam i po prostu byli niemowy. Nie wiem, czy akurat to jest połączone razem z tym, ale różne to są wersje. ? Jest jakaś jeszcze charakterystyczna rzecz? Jakieś akcesoria on ma? J.C.: Nie było specjalnych takich. Bo, tak jak panu pokazywałem, to robili specjalne sikawki drewniane. Mieli cebrzyk z wodą i sikawkę. A także przy okazji to psikusy robili. Ja pamiętam ze swojego życia, jak miałem 10-15 lat, to tu u sąsiada była stodoła kryta strzechą, no to wyciągali wóz, żelaźniaka i kładli na kalenicy570, z całym sprzętem. ? A dało się ich rozpoznać? ? J.C.: No nie, bo każdy się starał tak ubierać, żeby tego nikt nie… nie wiedział w co się ubierze. ? A kiedy i gdzie się to robiło? ? J.C.: Wcześniej, te słomiane rzeczy trzeba było wcześniej upleść, a no później, to już te materiałowe to podbierali babciom, ciotkom i tak dalej. No bo jeszcze, tak zwane strzępki po prostu sobie doszywali – były popularne, jak byłem młodszy. No i maski były papierowe. ? A Pan też się przebierał? Ma Pan jeszcze takie przebrania? Co się dzieje z takim przebraniem? Czy ono co roku jest wykorzystywane, czy przepada? ? J.C.: To w zależności. Czasem co roku może być, a czasem w drugim roku, jakby jest w tem samym stroju, to można już poznać tą osobę. A człowiek się starał, żeby go nie rozpoznali na drugi rok. ? A kiedy wędrowaliście to rozmawialiście między sobą? ? J.C.: Nie, rozmawiało się. ? Czyli juka się w obecności obcych? ? J.C.: A niekoniecznie. Bo jak się idzie po prostu, to też żeby było słychać, że idzie jakaś grupa. To też, od czasu do czasu, nie cały czas. ? A towarzyszyła wam jeszcze jakaś muzyka? ? J.C.: Były takie okresy, na akordeonie jacyś znajomi, co akurat grali. ? I oni też byli przebrani? ? J.C.: Tak. Były takie, co były całe orkiestry. Bo była trąbka, akordeon, saksofon. ? A wróćmy do wykonywanego przez Pana rękodzieła i warsztatów. ? J.C.: Ja się staram mówić, jak prowadzę zajęcia, żeby zwracać uwagę na przyrodę. Ile dany kwiatek ma płatów, żeby nie wymyślać, że np. cztery płatki, a który ma tam sześć, a u nich ma pięć, żeby zwracać na to uwagę, żeby było tak, jak w oryginale jest. To tak jak jednego roku, ale to z dziesięć lat temu, była taka Jesień Folklorystyczna w Myślenicach i były zajęcia z młodzieżą z liceum, to w dwie godziny młodzież potrafiła zrobić taką lilię pięciokwiatową. Pięć kwiatów i cztery pączki u góry i na takiej łodydze. Tylko teraz, tak jak mówię, dzieci teraz nie umieją nawlec igły, węzełka zrobić, związać… no tragedia jest, nie ma żadnych zajęć plastyczno- -technicznych w szkołach i dzieci nie umieją podstawowych rzeczy. Z małymi dziećmi to trzeba było nad każ- dym, pomagać mu igłę nawlec, potem związać. Buty się już nie wiąże. Już nie potrzeba takich podstawowych rzeczy umieć. ? To może czas wymyślić aplikację, która będzie za nas robić kwiatki [śmiech]. 570 Kalonica – złączenie schodzących się u szczytu dwóch krawędzi dachu, dawniej robione z gliny. Słownictwo i kultura ludo- wa…, s. 95. ? J.C.: Ja mam przygotowaną słomę. ? A sam sobie Pan ją ścina? ? J.C.: A właśnie, muszę sam wcześniej ją ściąć kosą czy sierpem, bo w tym momencie kombajn idzie i to już jest połamana słoma i także się nie da wykorzystać. A tak do tych pająków to pszeniczna lub żytnia. One są najtwardsze, owsiana jest miękka i to się nie da. ? Żyto to wiem, bo górskie tereny, to pewnie tu żyta było więcej. ? J.C.: Nie no tu jeszcze tak, bo jakby pan wyżej jechał, to już tylko owies w górach, już całkowicie. My jeszcze nie jesteśmy tak bardzo, wie pan. My jesteśmy takie podgórze. Także tu wszystkie zboża były uprawia- ne pszenżyto też, jęczmień, mieszanki teraz wiosenne są. to tak samo jęczmień jest w tym, tylko teraz już się kończy uprawa i nie będzie nikt uprawiał, kończy się rolnictwo. ? Pewnie na taką ograniczoną skalę, bo… ? J.C.: Po prostu ludzie idą do pracy, jeszcze jak tam starsi są w domu to, to się jeszcze jakoś tam trzyma, a tak, to każdy ma jakąś pracę, a tak, to rolnictwo upada na tych terenach. ? A hodowla? ? J.C.: Jest tutaj parę osób, które mają większą ilość bydła, ale to na jednej ręce można policzyć. ? Czy umiałby mi Pan przedstawić Wiśniową tak, żebym ja tutaj chciał przyjechać, przynajmniej jeszcze ze dwa razy? ? J.C.: Jako tako, to takich atrakcji to tutaj u nas nie ma, oprócz tego, że mamy zielono, czysto, spokojnie. ? Co znaczy spokojnie? ? J.C.: Nie ma tu jeszcze tak przemysłu, nie mamy tutaj różnych ferm rolniczych ani przemysłowych na dużą skalę. Bo np. w pobliskich Raciechowicach, to tam są kurzarnie571 i takie różne rzeczy. ? Czysto w jakim sensie? To znaczy, że jak wejdę do lasu, to nie natknę się na wysypisko? ? J.C.: W okolicy mojej się pan nie natknie, ale za inne to nie mogę… w tym momencie to mi się wydaje, że kto wywozi śmieci do lasu, to chyba już jest… nie wiem. Jak się płaci za to, to jeszcze śmieci do lasu wywozić no to… ? A teraz tak na poważnie, z czego Pan jest dumny, jeżeli chodzi o Wiśniową? Co tu jest takiego…? Czy są w Wiśniowej ludzie, którzy mogliby się zaznaczyć na mapie nawet Wiśniowej, żeby oni zaistnieli, żeby o nich opowiedzieć? ? J.C.: Wie pan, są, bo są twórcy, różne rzeczy robią, każdy robi coś innego. Koronka, haft, rzeźba, malar- stwo. • Pan pewnie poprzez to, że pracował w…? • J.C.: Tak, ale też należę do tego stowarzyszenia, założone mamy takie stowarzyszenie i to akurat z tych osób, które tutaj działają. ? A jak się nazywa stowarzyszenie? ? J.C.: „Cepry”572. A dodatkowo należę jeszcze do STL573 Lublin, także jestem twórcą ludowym też w dzie- dzinie plastyka obrzędowa. ? A mógłby mi Pan wymienić, może nawet po nazwisku? ? J.C.: Józek Jasek – rzeźba, pan Szczepanik574 - malarstwo, pozłotnictwo, pani Jadzia Tokarz575 – koron- ka, szydełko, haft, bo tylko mówię tutaj z naszej okolicy, pani Małgosia Janik z Glichowa – koronka klockowa, Katarzyna Urbanik576 - frywolitkowa koronka, Szepanik – koronka szydełkowa. ? Czy to są lokalne tradycje? ? J.C.: Klockowa może akurat nie jest nasza, ale szydełkowa tak. ? A poza sferą sztuki – nazwijmy to – jest jeszcze rzemiosło? 571 Fermy drobiu. 572 Chodzi o Stowarzyszenie Twórców i Artystów „Cepry”. 573 Chodzi o Stowarzyszenie Twórców Ludowych, którego główna siedziba jest w Lublinie natomiast Jerzy Chlipała, jak i niektó- rzy inni twórcy z tej okolicy należy do krakowskiego oddziału tego stowarzyszenia. 574 Wywiad z Janem Szczepanikiem – malarzem, złotnikiem, hodowcą rasowych królików z Glichowa zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). 575 Wywiad z Jadwigą Tokarz – hafciarką, koronkarką i twórczynią plastyki obrzędowej z Wiśniowej zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). 576 Wywiad z Katarzyną Urbanik – hafciarką i koronkarką z Glichowa zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). • J.C.: W tym momencie to będzie problem z takimi twórcami, kowale już umierają i ich nie potrzeba, rzadki zawód. Takie zawody, co były dawno, to zaginęły. • A jest o nich pamięć w jakichś miejscach typu, że… plac nazywa się tak, a nie inaczej, że idzie się do tego • oczywiście tego domu już nie ma, ale idzie się do tego, co się tak nazywał i wiadomo, że to był np. cieśla? Jest to w pamięci języka, czy nie ma? ? J.C.: To już, tych takich przysiółków i przezwisk to po prostu było z racji tego, że było kilka jednakowych imion i nazwisk, także po prostu potem jakoś ktoś coś powiedział i po prostu zostało. Ja jestem tutaj na osiedlu Kowalówka i było tutaj czterech czy pięciu Kowali, w sensie, że nazwisko, no i nie wiadomo było… Nad base- nem, jak ten zalew jest był Młyn, potem na Murzynówce był następny, u Rybki, potem w Poznachowicach był następny. Także co jakiś kawałek był młyn wodny. Bo to głównie przy domach, co nad rzeką. ? Czy ma Pan w pamięci właśnie takie miejsca, że tego już nie ma, ale zostało w pamięci, że nawet myślę, czyjeś dzieci jeszcze mogą pójść do młyna, nie wiedząc co to jest młyn, nawet nie wiem, czy wiedzą z czego robi się chleb. ? J.C.: No nie, chleb to albo z „Biedronki”, albo ze sklepu. ? Czy są jeszcze tego typu miejsca? ? J.C.: Jest nazwa Pańskie. Tu widocznie musiał być jakiś dwór albo coś takiego i później były ziemie rozparcelowane. ? A w czym widziałby Pan potencjał Wiśniowej? ? J.C.: Tradycja, bo tu mamy i zespoły, i koła gospodyń prężnie działają, troszku tych potraw. ? Czy zna Pan tutaj jakichś ludzi, którzy myślą o rozwoju turystyki, czy coś takiego? ? J.C.: Część się przerzuca na agroturystykę, robią takie domy. No też mam tutaj dwie stolarnie po są- siedzku, jedna tu jest akurat pod domem, a druga tam na następnym osiedlu, też taka trochu większa. Różnie, jedni idą w tą stronę, drudzy w tą stronę po prostu. ? Czy jest Pan wiśniowianinem? Kim Pan jest? J.C.: Tak jestem wiśniowianin. Tutaj się urodziłem i mieszkam całe życie. Panu powiem tak informację… jak była pacyfikacja, to była, od następnego domu zaczęła się pacyfikacja. Także tutaj rodzice przeżyli i dziadkowie. A od następnego domu po prostu zaczęło się rozstrzeliwanie i palenie. No, to mieli trochu szczęścia, bo zdążyli jeszcze uciec. ? Czy historia Wiśniowej jest w jakiś sposób interesująca? Czy można na niej zbudować jakiś pozytywny obraz Wiśniowej? ? J.C.: Tak dokładnie panu nie powiem, czy pozytywny, czy nie ale… różne koleje losu przechodziła Wiśniowa i… przed pierwszą wojną pradziadek też był w Ameryce, były bardzo trudne czasy tutaj, także to no… większość wyjeżdżała za granice, do Ameryki po prostu. ? Byli tutaj, czy może słyszał Pan od rodziców, czy byli Cyganie…? ? J.C.: Przejeżdżali, ale tak żeby na stałe mieszkali to nie. Były koło rzek jeszcze dawne zabudowania, tam nawet koło obecnej izby regionalnej, też tam rozbijali obozy po prostu i tam biwakowali. Ale żeby na stałe mieszkali to nie. ? A jacyś inni? ? J.C.: Do wojny, no to Żydzi byli, a tak, to nie było. A no i w Lipniku, że to było zasiedlone przez Lipków, że to któryś król… Jest nawet powiedzonko, że to są Tatarzy. Czasem w złości tak mówią, że wyście są Tatarzy, skośnoocy itd. Coś tam musiało być, że któryś król tam im przydzielił ziemię. ? A jak Pan traktuje swoją działalność? ? J.C.: To jest tak troszku odskocznia, zamiłowanie. No, na konkursy się jeździ, bo z tego dochodu żadnego nie ma. To nie jest popularne po prostu. Teraz jest taki wybór różnorodnych kwiatów plastikowych, że… ? Czy osoba zrzeszona w takich instytucjach: STL, czy „Cepry”, czy te instytucje wystarczająco zaspokajają Pana potrzeby na pokazywanie swojej twórczości? ? J.C.: Niespecjalnie, tak jak w tym momencie. STL też jest biedny, jeszcze chce od nas żebyśmy my go utrzymywali, a nie on nas wspomógł. W tym momencie my wysyłamy składki do STL-u. Na przykład część została w oddziale, także coś mogliśmy tutaj zorganizować. Jakiś kiermasz czy konkurs także można było się pokazać. A w tym momencie wszystko musimy do Lublina odsyłać. Jakby tam coś chciał zrobić, no to musi wysłać do Lublina, jak się Lublin nie zgodzi, to nie ma z czego zrobić. ? A są organizowane w Wiśniowej kiermasze? ? J.C.: No tak, są kiermasze czy dożynki, to tak się pokazuje po prostu. ? A przez kogo to jest organizowane? ? J.C.: Przez Dom Kultury czy jakieś koła gospodyń, jak mają dożynki, czy coś. ? To stowarzyszenie, do którego Pan należy… ? J.C.: „Cepry”. ? Ono ma jakąś dłuższą tradycję? ? J.C.: Będzie z dziesięć lat. Współczesna… akurat tak, twórców tu się troszku zebrało z naszej gminy i okolic Myślenic. Bo to nie tylko są sami twórcy ludowi tylko… ? Co daje Panu takie stowarzyszenie. Nie chodzi o pieniądze…? ? J.C.: Ale na temat tego… bo organizowaliśmy parę razy warsztaty, napisaliśmy projekt, dostaliśmy dofi- nansowanie. ? A do kogo projekt? ? J.C.: „Działaj Lokalnie”577. A wcześniej to był norweski578 też. ? I kto jest w to zaangażowany? To Pan załatwiał ze względu na to, że miał epizod? ? J.C.: Różnie, w zależności, kto ma czas. Bo to i tak musi zarząd się tym zająć, bo tam mamy upoważnione dwie, czy trzy osoby, które muszą i tak się podpisać pod wszystkim, także… no… próbujemy troszku się pokazać. ? I jak to wypada w skali? Nie wiem, czy ma Pan kontakt z członkami innych stowarzyszeń i jak to wypada w porównaniu? ? J.C.: Powiem panu tak, nie słyszałem, żeby ktoś tak inny prowadził, żeby jakieś inne takie stowarzysze- nia prowadziły takie zajęcia. Tu w okolicy to nie ma nic takiego. Na przykład w Myślenicach, w „Domu Greckim” żeśmy też prowadzili, bo były takie letnie spotkania ze sztuką… tak samo nas zapraszali. Nawet się zdziwiłem, że w Myślenicach nie ma nikogo, kto by mógł takie zajęcia poprowadzić. Było tam takie „zagłębie” w okolicy To- karni, Skomielnej itd. tylko później właśnie zanikło, bo był ten konkurs w Myślenicach „Kwiaty Polskie”, no i po prostu później to już zanikło i panie przestały działać. Te starsze panie poumierały, może nie poprzekazywały dalej swoich umiejętności, no i po prostu to… tak jak mówię o kwiatach. Przedtem była masa tych prac, co panie tam przysyłały a w tym momencie od nowa zaczynają w Myślenicach odtwarzać te „Kwiaty Polskie”. No nie ma, jak z dziesięć osób jest, to nie ma nic. Troszku to zanikło. ? Czy są jeszcze jakieś inne zawody, które nie będą zrzeszone w STL-u czy „Ceprach”, ale które mogłyby dać markę? ? J.C.: W Poznachowicach, tam bracia otworzyli taki zakład, też z drzewem: „Drew-Dłut”579. Trochu z drzewem, trochu w kamieniu rzeźba, jednego żona jest malarką. ? Wytwórstwo czegoś ale nie artystycznego. No nie wiem, czy ktoś robi proszek do prania tutaj. Na tej zasadzie też? ? J.C.: Nie ma takich. Tak jak mówię: zakłady stolarskie tylko. ? A nie ma tutaj… bo Pan mówi, że produkuje mleko… to oddaje Pan do skupu, a nie myślał Pan o tym, żeby… nie ma tu kogoś, kto robi sery? ? J.C.: Na własne potrzeby ktoś tam coś robi ale tak sporadycznie. Ale tak, żeby na większą skalę to nie. ? Tutaj dążę do historii. Tutaj co czwartek były jarmarki w Wiśniowej. One jednak grupowały ludzi, którzy wytwarzali w domu różne rzeczy. Czy te jarmarki jeszcze funkcjonują? ? J.C.: Nie. Ja już nie pamiętam. ? A myśli Pan, że miałyby jakikolwiek sens? ? J.C.: W tym momencie, nie powiem panu, czy to będzie miało sens, jak zanikły też dookoła. Zostało pare tylko. ? Co to znaczy „dookoła”? Były gdzieś jeszcze? 577 Program Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, który realizuje Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce. Operatorem w regionie myślenickim jest Fundacja Sztuki, Przygody i Przyjemności ARTS. Głównym celem programu jest wspieranie i aktywizowanie lokalnych społeczności na terenach wiejskich i w małych miastach poprzez projekty obywatelskie. Służą one pobudzaniu aspiracji rozwojowych i poprawie jakości życia, a także przyczyniają się do budowy kapitału społecznego. Zob. Działaj Lokalnie, [online:] http://dzialajlokalnie.pl/, dostęp: 1 IX 2019. 578 Mowa o Funduszach Norweskich i Funduszach EOG (Norweski Mechanizm Finansowy oraz Mechanizm Finansowy Europejskiego Obszaru Gospodarczego), czyli formie bezzwrotnej pomocy zagranicznej przyznanej przez Norwegię, Islandię i Liechtenstein wybranym państwom członkowskim Unii Europejskiej. 579 Mowa o Monice Kowal oraz o braciach Sylwestrze i Jacku Kowalach z Poznachowic Dolnych. Wywiady z nimi zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). ? J.C.: W każdej tu miejscowości były. W Skrzydlnem było, we Mszany w tym momencie tylko zostało. A tak, to w czwartek było u nas, a raz było w Skrzydlnej. Także co drugi czwartek były właśnie jarmarki. W Łapanowie było, w Gdowie. No, ale tam bardziej był ze zwierzętami, no ale w tym momencie zwierzętami nie wolno już handlować. No to widzi pan, większy problem się robi. Później znowu jak przestały te jarmarki być, to były tak zwane maślorki, co przyjeżdżały i skupywały. Maślorki skupywały masło śmietanę, jaja, sery. No i tu kobiety donosiły… w centrum Wiśniowej ten ganeczek, co jest obecnie kwiaciarnia, to tam siedziała. Ja to pamiętam jeszcze, siedziała. Taki miała tobołek na plecy i takie prześcieradła i taki koszyk. Nie wiem, jak się taki koszyk nazywał. Wkładała do tego, potem na plecy i wio. ? A jakie technologie wykorzystuje Pan w rolnictwie? Czy próbuje Pan się unowocześniać? Ziarno, które Pan pozyskuje z uprawy, idzie też do skupu? ? J.C.: Nie, nie. Na własne potrzeby. Prawie… dla kur i dla bydła. ? Aha, czyli nawet nie na mąkę i chleb tylko… ? J.C.: No w tym momencie już się nie piecze. Coś z tym zbożem się podziało, że już po prostu się nie dało coś piec chleba. Wychodził jakiś taki mokry i zaprzestaliśmy piec chleb. ? A mają Państwo piec chlebowy. Tutaj w domu? ? J.C.: Tak. ? A kiedy to się stało? ? J.C.: Będzie z jakie osiem lat temu. ? I to jest z powodu, że coś się podziało ze zbożem? ? J.C.: Tak. No po prostu chleb taki był dziwny później. ? Jakieś warzywa? ? J.C.: Na własne potrzeby. ? I to duże jakieś zagony? ? J.C.: Nie, no ogórków to się więcej sadzi, kapusty, bo kisimy w beczce. Trochu marchewki, pietruszki no i buraki czerwone. Kisimy w dębowej beczce. ? I jak wygląda taki proces kiszenia kapusty? ? J.C.: Trzeba ściąć kapustę, wyczyścić, głębie wyciąć, zeszatkować (szatkownicą, ręczną skrzynkową), nasolić, dokładamy przypraw czy kminku, jakąś marchewkę, cebulę no i ugniatać trzeba. ? A długo to trwa, takie kiszenie? ? J.C.: Do miesiąca już jest gotowa. ? A ogórki też na kiszenie idą? ? J.C.: Tak, trochu na kiszenie, trochu na marynowanie. ? A kiszone, też do beczki? ? J.C.: Nie, do słoików, kiszony jest w garnku, no chyba, że do jedzenia od razu. To jest taki kamienny garczek dziesięciolitrowy i się kisi. ? Wiem, że kiedyś to kiszono w beczkach i takie beczki… ? J.C.: Takie beczki mam na spichlerzu. No to były całe kapusty wkładane, jabłka były wkładane do tego. Także to było wszystko kiszone razem z tą kapustą. ? Wyczytałem gdzieś, że beczkę do kiszenia topiono… ? J.C.: Teraz pokazywali to w którejś tam miejscowości, że wrzucali do jeziora i wyciągają za rok. ? Czy są tu jacyś masarze, którzy jednak coś próbują zrobić samemu? ? J.C.: Jeden jest na następnym osiedlu. Pan Kus580, on ma masarnię i sklep w centrum. ? I robi swoje rzeczy? ? J.C.: Bo można by było też, bo jak mówią w tym momencie też można, tylko trzeba sobie odpowiednie wa- runki zrobić, bo troszku tam zmniejszyli rygory tylko, że trzeba mięso sobie kupić gdzieś w ubojni. Bo ubojnia to jest co innego, a masarnia to co innego. No ubić panu nie wolno w domu w tym momencie. Jeśli by sobie pan wyhodował, to panu nie wolno, musi pan jechać do ubojni, żeby panu to ubili. Tylko nie wiadomo, czy pan weźmie to samo mięso. A na produkcję panu wejść nie wolno, bo teraz się zrobił problem, bo można było jeszcze świnie chować dla siebie i nie kolczykować, a w tym momencie już wszystko musi być kolczykowane, także jeszcze problem z kolczykami. Jeśli ktoś 580 Mowa o Zbigniewie Kusie – masarzu i handlarzu z Wiśniowej. Wywiad z nim zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). by chciał po kryjomu sobie zabić, to jest problem, że niekolczykowane ktoś chował. Niby ze względów bezpieczeństwa na ten pomór świń, ale to… No po prostu wszystko chcą wiedzieć, kto co… w kraju się chowa. No i wymogi są, że… tak ja mam małą stajnię, to mi nie wolno po prostu świni ani kur w jednym pomieszczeniu, ale każde osobno. ? I to przychodzi kontrola? ? J.C.: Tak, i to już kilka lat temu weszło. Musi być oddzielone ścianką każde… każdy gatunek. ? Wróćmy do Pańskiej pracy z kwiatami. Teraz jest bardzo popularny prąd, który się nazywa „etnodizajn”. Próba wprowadzenia dawnych wyrobów w sposób unowocześniony. Czy Pan by się określił właśnie tak, czy bardziej jako tradycjonalista? ? J.C.: Ze starych form to nie bardzo, materia. Wiadomo, że też coś tam się robi te stare, co tam te panie wiekowe robiły, ale troszku idę też z trendem. Niektóre kwiaty lepiej mi pokazać jak mam zajęcia, dzieci to prędzej łapią. I żeby coś łatwiejszego było. To nie każde dziecko to załapie, a szkoda materiału. ? A gdzie Pan pozyskuje materiały? ? J.C.: W hurtowniach. Te materiały są dostępne, nie ma z nimi żadnego problemu. ? Wchodząc tutaj, widziałem przedmioty typu osełka, kołowrót, czy to są rzeczy kolekcjonowane? ? J.C.: Nie, używane. ? Ooo, a czy angażuje się Pan w życie lokalne, społeczne, no bo ma Pan znajomości w tym kręgu…? ? J.C.: Staram się, dlatego panu mówię, że jeździłem też w tygodniu po takich znajomych paniach co wie- działem, że mają stare gorsety i pozbierałem je. „Albo jedziecie panie same, albo ja je tam zawiozę”. To są bardzo cenne rzeczy, bo to mają pamiątki po mamach, po babciach… ? Świetnie, że Pan to zrobił. A czy czuje się Pan artystą? ? J.C.: Nie, bardziej twórcą. ? A jakby Pan to rozdzielił? ? J.C.: Nie jestem profesjonalistą. ? Naprawdę? ? J.C.: Trochę cierpliwości, to uczy cierpliwości – można powiedzieć, bo czasem pokazuję i pewne osoby mówią, że nie mają cierpliwości do tego. ? Nie traktuje Pan tego jako dziedzictwa? Bo jest to jednak umiejętność, do tego musi Pan przygotować materiał, nie kupi Pan słomy. ? J.C.: Nie, no czasem jak mam zajęcia, na przykład w Krakowie to mówię, by panie kupiły rurki do picia. ? Za niedługo już nie będzie można, bo to ekologia nie pozwala. Czy myślał Pan o tym, aby tak zaznaczyć, że to jest ważne? ? J.C.: Nie. To trzeba by zrobić tu jakoś regionalnie. Ja sam nie mógłbym tego zrobić jako moje, bo to jest szersza tradycja. ? Ale na listy wpisuje się przeważnie jakiegoś rodzaju tradycje. I umiałby Pan wymienić, tutaj z regionu, coś charakterystycznego co można wpisać? ? J.C.: Gorset – nie ma takiego nigdzie. ? A to jukanie? ? J.C.: To też, ale to podeszłoby już pod okolice Dobrej i Limanowej, bo to też… oni tam też nie mówią… i tak zwane słomiaki też są… ubrani w słomę – buty słomiane, czapa słomiana, czasami też tu byli okryci, ze słomy coś mieli zrobione. ? A dwie, trzy panie, które wiją wieńce, to jest dużo czy mało jak na taką Wiśniową? ? J.C.: Dwie panie, jedna już umarła, druga jest po udarze, no to zostało nas czworo. ? Ta liczba to jest dużo? Mało? Wystarczająco? ? J.C.: To nasza gmina tylko. Jeszcze na dwie miejscowości Wierzbanowa i Wiśniowa. ? Cztery osoby na siedem miejscowości. ? J.C.: Bo już kwiatów, to więcej pań robi kwiatki. Teraz przyjdzie Niedziela Palmowa to panie się starają. Bo wyszła tradycja, że na tradycyjne palmy, także konkurs jest robiony przy kościele. Zaczęło się wymyślanie różnych kwiatków i robienie, czyli babcie, mamy starają się coś zrobić. ? Czyli jest odpowiedź na zapotrzebowanie. ? J.C.: Bo przedtem to plastikowe kwiatki i szmaciane były a teraz jak ma być tradycyjna palma to trzeba się nauczyć manualnie (…) opakowanie tego co było kiedyś, ja już nie robię co było kiedyś, bo troszku to trady- cyjna, żadne tam wiązanie drutem tylko tradycyjnymi… Fot. 138. Kwiaty z bibuły wykonane przez Jerzego Chlipałę. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. ? Kiedy Pan ma zajęcia z dziećmi, czy myśli Pan o tym głębiej, czy tylko chce Pan je nauczyć podstaw? ? J.C.: Robię też inne, różne rzeczy ale podtrzymuję ciągłość. ? Bo to jest interesujące, jak Pan czuje swoją rolę w tym oprócz tego propagowania? ? J.C.: Starsze panie to one się troszku krępują iść do szkoły na zajęcia. ? A mówią czemu? ? J.C.: Po prostu nie chcą iść. Ja się staram mniej więcej pokazać na każdych zajęciach co innego, jeśli kilka razy jest ta sama grupa, ale jak one nie chcą to, co ja poradzę. ? Jakimi technikami się tutaj operuje i z czym związana jest ta technika? ? J.C.: W zależności od rodzaju kwiatka, bo i maki są, a one są jeszcze łatwiejsze, bo to też trzeba zrobić środek, makówkę, tak jak pręciki ja robię, to nacinam taką trawkę z czarnej bibuły, potem maczam w grysiku końcówki. Także troszkę jest tam przygotowania, ale płatki są znowu, wycina się tylko płatka, tylko troszku naciąga, bo to ze zwykłej bibuły, bo to taki wiotki jest tak jak oryginał. No, w zależności. Przedtem zwykłe bi- buły były troszku grubsze to tak się fajnie robiło. A w tym momencie, nie wiem, jak to nazwać… tak zmniejszyli grubość tego, że… no i dodatkowo ta krepina jest twardsza. ? Jak się ją kształtuje, że ona jest taką łódeczką? ? J.C.: Ona jest troszku marszczona i da się naciągać. Także można ją formować. ? Powiedział Pan, że dzieci mają nieduże manualne zdolności. Jakie widziałby Pan rozwiązanie tego pro- blemu? ? J.C.: Ja i tak jestem co roku w szkole. Jestem zapraszany. Była taka pani, co prowadziła takie zajęcia techniczne… ? Nie ma zajęć technicznych, ale wykorzystują Pana do tego, żeby…? ? J.C.: I tradycyjne palmy też, żeby przyjść i pokazać, jak się robi. Jednego roku pani kazała przynieść chło- pakom materiały, to przynieśli jakieś gałęzie, a to musi być prosty ten pręt. Trzeba znaleźć, ale chłopaki poszli, gdzie tam… No, ale chyba widzieli co rodzicie w domu też robili, bo to męskie zajęcie było – składanie palmy. Ozdoby, no to kobiety. Ale składanie całej palmy i wiązanie to trzeba było dwie osoby. Jedna osoba trzyma witki, a druga ma witkę do obwiązania. ? A były tu konkursy? ? J.C.: Konkursy są ale nie na długość. Dawniej nosiło się takie duże, no ale później to gdzieś upadło, każdy jest wygodny, do samochodu wsadzić, kościół, podjechać (…) Później, wie pan, na cmentarzu we Wszyst- kich Świętych robiły panie albo wianek na krzyż, albo na ziemię znowu, to też kwiatki były na takich gałązkach choiny, był ułożony taki wieniec, kiedy jeszcze były te ziemne groby. ? Czy czasem jest Pan angażowany ze względu na znawstwo i umiejętności jako juror? ? J.C.: No chcą mnie tam zaangażować w rożnych tych, ale czasem pomagam paniom z Koła Gospodyń i nie chcę po prostu, że… żeby tam potem ktoś mówił, że pomagałem i jestem stronniczy. ? Dziękujemy pięknie za rozmowę i poświęcony nam czas. Fot. 139. Fragmenty prac Jerzego Chlipały . Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Fot. 140. Jerzy Chlipała przy pracy. Źródło : Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Grażyna Murzyn Profesja/umiejętność/praktyka: krawiectwo, wyrób biżuterii, handel Miejsce zamieszkania: Poznachowice Dolne Pani Grażyna urodzona w Lipniku, od ponad 20 lat mieszka w Poznachowicach Dolnych. Z wykształcenia krawiec – technik odzieżowy i mistrz w zawodzie, z pasji miłośniczka kultury ludowej i regionalistka. Przez 10 lat pracowała w dużych zakładach krawieckich w regionie, w których przeszła drogę wszystkich szczebli zawodowych tej profesji – od szwaczki, przez kontrolera jakości, do mistrza i szefa zmiany. Od lat zajmuje się rękodziełem, szyje tradycyjne stroje ludowe i stroje inspirowane tzw. modą folk. Odbywa się to metodą tradycyjną tzn. szycie na miarę i haft wyłącznie ręczny (system trwałego haftu tzw. na wskroś, czyli przez tkaninę wierzchnią do podszewki). Wraz z mężem Marianem Murzynem od 2002 roku prowadzi w Pozna- chowicach Dolnych atelier regionalne oraz serwis i sklep internetowy „Beskid Art Deco”, w którym pracuje z grupą artystów i rękodzielników. Poza strojami i dodatkami w sklepie zakupić można pamiątki z Beskidu wykonane przez miejscowych artystów i twórców. Misją „Beskid Art Deco” jest promowanie kultury Beskidu oraz twórców z tego regionu zarówno ludowych tych zapomnianych, jak i młodych początkujących artystów, a także ochrona ginących zawodów związanych nierozerwalnie z kulturą i tradycją tego terenu. Pani Grażyna podkreśla, że wszystko co prezentują i sprzedają to praca twórców choć niekoniecznie „ludowych”, gdyż ich zdaniem termin „twórca ludowy” ogranicza pole działania i szufladkuje. Od lat współpracuje z wieloma instytucjami w Polsce i za granicą. Jej stroje trafiają do zespołów regionalnych i folklorystycznych oraz do kół gospodyń wiejskich w całej Polsce a także do licznych zespołów Polonii poza granicami kraju, m.in. Nowej Zelandii, Brazylii, Australii, Japonii, Portugalii, Estonii, USA, Kanady, Francji, Niemiec, Chorwacji. Ponadto pani Grażyna zajmuje się tworzeniem biżuterii artystycznej, głównie z kamieni naturalnych – półszlachet- nych. Jak sama mówi, nigdy nie powtarza wzorów, zawsze są to wyroby jednostkowe i niepowtarzalne. Swoje realizacje prezentowała na jednych z największych na świecie targów i przeglądów – Międzynarodowych Targach Gospodarki Żywnościowej, Rolnictwa i Ogrodnictwa (Zielony Tydzień) Grüne Woche w Berlinie czy na targach w Poczdamie. Wraz z Przedstawicielstwem RP przy ONZ w Wiedniu organizowała polskie stoisko na świątecznym bazarze charytatywnym United Nations Women’s Guild – Bazaar Vienna. Na zaproszenie rodziny książęcej w zamku Corvey w Hoxter (Niemcy) organizowała pokazy polskiego rękodzieła oraz sztuki ludowej i tradycyjnej. W Polsce regularnie uczestniczymy w Dożynkach Prezydenckich w Spale (z delegacją Małopolskiego Urzędu Marszałkowskiego), w Międzynarodowych Targach Sztuki Ludowej w Krakowie, Tar- gach Produktu Regionalnego w Zakopanem i wielu innych wydarzeniach o zasięgu lokalnym i międzynaro- dowym. Uczestniczy też w różnych projektach dotyczących zachowania dziedzictwa kulturowego zarówno własnego regionu (np. „Wiśniowsko godka”), jak i całej Małopolski (np. Kongres Kultury Regionów w Nowym Sączu). W ramach współpracy „Beskid Art Deco” z Ośrodkiem Działaj Lokalnie Fundacją Sztuki, Przygody i Przyjemności ARTS z Myślenic wydany został folder Moda na Wiśniową, który promuje walory turystyczne i krajobrazowe, stowarzyszenia, instytucje, gospodarstwa agroturystyczne, lokalną drobną przedsiębiorczość oraz twórców, artystów ich małej ojczyzny – gminy Wiśniowa. Motto jakie przyświeca „Beskid Art Deco” to: „Praca jest wynikiem konieczności zewnętrznej. Twórczość jest wynikiem konieczności wewnętrznej” oraz „Talent pracuje, geniusz tworzy”. Firma pani Grażyny jest członkiem Stowarzyszenia Lokalna Grupa Działania Turystyczna Podkowa. Pani Grażyna jest inicjatorką i współrealizatorką projektu „Wiśniowski Jarmark Rze- miosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu”. ? Pani przydomek? ? G.M.: Kiedyś nazywali tutaj do Jasiny, do dziadków, to jest dom moich dziadków, dostałam go w spadku. Tylko dom zburzyłam i wybudowałam nowy – a to był błąd. ? A pochodzenie Pani, skąd Pani jest? ? G.M.: Ja pochodzę stąd, mam rdzenne tutejsze korzenie – moja babcia pochodzi z Poznachowic Dolnych, a moja mama mieszkała w Lipniku i ja urodziłam się w Lipniku. No i tak zostało. Dziadka nie pamiętam, gdyż zmarł rok po moim urodzeniu. ? Jeśli możemy spytać, jakie jest Pani wykształcenie? ? G.M.: Średnie, jestem po technikum odzieżowym. Jestem mistrzem w swoim fachu, bo mam też tytuły uzyskane jako mistrz krawiectwa. Pracowałam niemalże na każdym stanowisku krawieckim. Od 11 lat zajmuję się krawiectwem. Korzenie krawieckie mam bardzo bogate – od dziada pradziada, można tak stwierdzić. Fot. 141. W atelier „Beskid Art Deco” Grażyny Murzyn. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. ? A Pani hobby? ? G.M.: Biżuteria. ? To znaczy wykonywanie jej? ? G.M.: Tak jest, to mnie bardzo odpręża. ? A jak to się stało, że ma Pani firmę? ? G.M.: Ja mam dużo kontaktów do osób, które robiły, bądź nadal robią jakieś rękodzieła, i kiedyś, siedząc na huśtawce, wpadłam na pomysł, aby założyć sklep internetowy. Najpierw szyłam sama, a później ludzie Fot. 142. Wyrób korali w „Beskid Art Deco”, Poznachowice Dolne 2018. Fot. Grażyna Murzyn dołączali do mnie. Na przykład te ceramiczne anioły robi pani z Wieliczki, te koralikowe rzeczy to dziewczyna, która mieszka w Stróży, szydełko pani Jadzia581, jajka mi maluje pan z Osieczan. W większości tutejsi, lokalni ludzie tworzą te piękne rzeczy. ? A ta figurka anioła jest Pana Józefa Jaska582, tak? ? G.M.: Tak, ten surowy aniołek. Pani Bugaj malowała mi wstążki, ale ona zmarła w tamtym roku, a teraz mi to maluje Majka Jasek583. Wszystkie rzeczy, które tutaj robimy są tutejsze np.: dekupaż584 robi Pani Bernatka Kowalczyk, wianki robi mi pani pod Krakowem, bombki maluje pani pod Gdowem. ? A te lalki, kto je robi? ? G.M.: Pani z Krakowa, i te lalki kupujemy w specjalnej firmie krakowskiej, która je produkuje. Kupujemy te laleczki gołe, a jedna z naszych pań ubiera je na ludowo. ? To kiedy zamawiacie te lalki? Wtenczas jak macie zamówienia? ? G.M.: Tak, zazwyczaj tak. Ale mamy też w zanadrzu. Zamawiamy tylko lalki krakowskie i góralskie. Haf- ciarki mamy wszystkie nasze. ? A jakby tak Pani zliczyła, to ile osób to robi? ? G.M.: Na pewno sporo, z 50 osób będzie. Przede wszystkim nie mamy „chińszczyzny”, bo każdy to, co potrafi, robi sam, np. mamy górala, który struga nam ciupagi. ? A te osoby są przez Panią zatrudnione? 581 Mowa o Jadwidze Tokarz – hafciarce, koronkarce i twórczyni plastyki obrzędowej z Wiśniowej. Wywiad z nią zob. Wiśniow- skie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). 582 Józef Jasek – rzeźbiarz z Wierzbanowej. 583 Wywiad z Marią „Majką” Jasek – malarką, pisarką z Lipnika zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). 584 Dekupaż, fr. découpage – technika zdobnicza polegająca na przyklejaniu na odpowiednio spreparowaną powierzchnię (np. drewno, metal, szkło, tkanina, plastik, ceramika) wzoru wyciętego z papieru lub serwetki papierowej (technika serwetkowa). Decoupage klasyczny polega na naklejaniu wzoru z papieru i pokryciu go wieloma warstwami lakieru tak, aby wtopił się całkowicie i nie był wyczuwalny przy dotknięciu. W zamyśle ma on wyglądać jak namalowany. Słowo decoupage pochodzi od francuskiego czasownika decouper – wycinać. Do techniki decoupage stosuje się materiały, które zazwyczaj są dostępne w każdym gospodarstwie domowym. Uważa się, że technika decoupage pochodzi ze wschodniej Syberii. Plemiona noma- dów ozdabiały w ten sposób groby swoich przodków. Stamtąd technika przywędrowała do Chin, gdzie aż do XII wieku była popularną metodą ozdabiania lampionów, okien, pudełek i innych przedmiotów. W XVII wieku dzięki wymianie handlowej z Dalekim Wschodem decoupage przywędrowało najpierw do Włoch, a w XVIII wieku do innych krajów Europy. Przy po- mocy decoupage’u tworzyli Pablo Picasso i Henri Matisse. Zob. Decoupage, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia. org/wiki/Decoupage, dostęp: 10 IX 2019. ? G.M.: Na umowie o dzieło, albo z małymi rzemieślnikami. Nasze stroje idą na całą Polskę, a nawet za granicę. Strona internetowa jest potęgą, tylko trzeba ją dobrze zainicjować. Ja tutaj się mało zareklamowałam, wolę w świat – to jest zdrowsze, również w górach się nie reklamuję, bo tam jest bardzo dużo góralek, które szyją, trzeba pokazać się tam, gdzie nie ma takich osób, które szyją. ? A czy były jakieś okresy, kiedy poza gminą Pani mieszkała? ? G.M.: Półtora roku mieszkałam na Dąbiu, u teściów – jak nie mieliśmy domu jeszcze wykończonego. ? A jakby się Pani określiła? Czy jako artystka, czy twórczyni? ? G.M.: Ja jestem rzemieślnikiem. ? A biznesmenem? ? G.M.: Nie, nie. ? Jak to nie? ? G.M.: To nie ta kategoria, moim zdaniem. Bizmesmen jest nastawiony tylko na zysk, a moja firma nie musi zarabiać, bo jest moją pasją. Mercedesami nie muszę jeździć. Mnie nie interesuje ilość ale jakość wyrobu. Mogę szczycić się tym, że mój gorset, jak komuś szyję będzie na trzy pokolenia. Jakość jest moją domeną. Bar- dzo rzadko się zdarza, że ktoś mi zwraca gorset. Ja nie wchodzę z klientem w konflikt. Jeśli coś nie pasuje, to nam odsyłają i robimy nowe. ? A w większości jest to kontakt internetowy z klientami, czy bezpośredni? ? G.M.: I tak i tak. Na przykład gmina Kroczyce i wójt tej gminy przyjeżdżają do mnie dwoma autobusami pań z Koła Gospodyń Wiejskich. I obszyliśmy już wszystkie panie z koła. Dużo osób też przyjeżdża, np. ostatnio przyjechały panie z Zielonej Góry, abym je zmierzyła i uszyła gorsety. Dużo zagranicznych klientów też przyjeż- dża, na przykład z Francji pan, który przywoził kiepskie wino [śmiech]. ? A wydzieliłaby Pani techniki współczesne i tradycyjne? ? G.M.: Oczywiście, że tak. Bardzo dużo rzeczy robi się folkowych teraz, czyli malowaniem. ? Co znaczy wytwór tradycyjny, a co znaczy współczesny? ? G.M.: Tradycyjny to rdzennie związany z lokalną tradycją. Strasznie mi się nie podoba jak koła gospodyń wiejskich odgapiają się na przykład naszego wzoru, bo im się podoba i taki chcą mieć. Jeśli ma ktoś korzenie, to powinien te korzenie szanować. Są nawet tereny, które nie mają korzeni i ciągle ich szukają. To jest na przykład Dolny Śląsk. Powrót do korzeni jest bardzo ważny. Góralszczyzna bardzo się rozpowszechniła, nawet nasze koła gospodyń wiejskich, już coś tam od tych góralek odgapiają, ja nie wiem, czy to jest korzystne dla nas bardziej, to idzie w złym kierunku dla mnie. I teraz jest tak, że każda ma taki sam strój czy gorset, a kiedyś każda chciała się wyróżnić od innej. Ja nie rozumiem dlaczego KGW szyje dwadzieścia takich samych gorsetów. Ja uważam, że czymkolwiek, ale trzeba się wyróżnić, oczywiście wspólny mianownik musi być. ? Czy można mówić o stylu wiśniowskim? Jest taki? ? G.M.: Jeśli chodzi o gorset, to tak. ? Czy używa Pani maszyn? Nowoczesnych technologii? Fot. 143. Chusty i szale tybetowe w atelier „Beskid Art Deco” Grażyny Murzyn. Fot. Anahita Rezaei ? G.M.: Tak, do szycia tak, ale haft szyje się ręcznie. Żadnych sztucznych podszywek nie mamy, bo powie- trze po prostu nie przechodzi. Haftujemy na wskroś, daje nam to długotrwałą jakość. Haftujemy muliną, tylko polską, bo jest najlepsza. Mulina nie może farbować, jak dajemy do prania, to poznajemy dobre nitki czy muliny po tym, czy puszczają kolory. Jeśli puszczają, niestety są wtedy do wyrzucenia. ? A jakby Pani określiła swoją działalność? ? G.M.: Po części jest to działalność gospodarcza, bo jest, po części misja, bo też jest, jest to też pasja. ? A czy jako sztuka artystyczna? ? G.M.: No w tym jest sztuka, ale ja nie jestem artystką, bo uważam, że to, co ja robię, mogą też robić inne osoby. ? A czy należy Pani do jakiegoś stowarzyszenia? ? G.M.: Nie należę. ? Czy pozyskuje Pani środki z zewnątrz na firmę? ? G.M.: Nie. Nigdy ani złotówki nie dostałam. Oprócz z projektu „Działaj Lokalnie” – dostałam na druk585. Tak to sama wnoszę pieniądze. ? Czy bierze Pani udział w targach, festynach, jarmarkach, festiwalach? ? G.M.: Teraz nie, ale kiedyś tak, bo trzeba było się wypromować. Bardzo dużo jest targów za mną, w su- mie po całej Polsce. ? To były targi dotyczące Pani profesji? ? G.M.: Nie, nie tylko, to były przeróżne targi, byłam np. na Światowym Kongresie Kardiologów. ? Ale tam miała Pani swoje stoisko? ? G.M.: Tak, miałam swoje stanowisko. Po prostu na tym kongresie chcieli pokazać lokalną twórczość. Była tam na przykład pani, która robi masło, kowal był. I jeszcze kiermasz ONZ był przez dwa lata. Tam się zjeżdżają państwa ze swoimi tradycyjnymi wyrobami. I Polska ma swoje stanowisko. ? I Państwo podczas takich targów coś sprzedajecie? ? G.M.: To był szczytny cel. Wymiana, ja część rzeczy dałam, a za to miałam za darmo pobyt. ? Czy, według Pani, tradycyjne rękodzieło jest popularne? ? G.M.: Tak, coraz bardziej. Nie byłoby tych osób, z którymi pracuję, bo jest ich coraz więcej, bo wracamy do naszej tradycji. ? A czy w gminie są popularne? ? G.M.: Myślę, że tak, bo mamy dużo artystów jak na przykład panie, które wyszywają na szydełku, Majka Jasek i pan Szczepanik586, którzy malują. Jest masę ludzi, którzy tworzą coś oryginalnego. Niestety ten poten- cjał jest niewykorzystany w naszej gminie. ? Czy uważa Pani, że te profesję mogą być spoiwem integrującym społeczność? ? G.M.: Nie wiem, na dzień dzisiejszy bardziej dzielą, a nie łączą. W sprzyjających okolicznościach tak. ? Czy prowadzi Pani warsztaty? ? G.M.: Tak kilka razy mi się udało. W szkole, w Domu Ludowym w Glichowie, nawet u mnie w domu było. Ja szycia uczyła kilkakrotnie. ? Czy to są warsztaty płatne, czy nie? ? G.M.: Wszystkie były bezpłatne. ? Czy uważa Pani, że to, o czym rozmawiamy, powinno mieć swoje miejsce w szkole? ? G.M.: Oczywiście, że tak. Bo to jest bardzo potrzebne w życiu, bo każdy powinien zaszyć guzika czy coś zacerować. ? A kim się Pani czuje? Krakowianką, czy Góralką? ? G.M.: Ja Krakowianką, a reszta się czuje Góralami. To, że ja się tak czuję to nie oznacza, że reszta tak samo. ? Dziękujemy Pani bardzo za rozmowę! 585 Mowa o wspomnianym powyżej folderze promocyjnym Moda na Wiśniową wydanym przy współpracy z Fundacją Sztuki, Przygody i Przyjemności ARTS z Myślenic. 586 Wywiad z Janem Szczepanikiem – malarzem, złotnikiem, hodowcą rasowych królików z Glichowa zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). Rysunek 25. Gorset. Rys. Monika Kowal Fot. Anahita Rezaei Jadwiga Tokarz Profesja/umiejętność/praktyka: hafciarstwo, koronkarstwo, plastyka obrzędowa, wyrób biżuterii Miejsce zamieszkania: Wiśniowa Urodzona w Trzemeśni. „Wyszła za mąż do Wiśniowej”, w której mieszka już blisko 40 lat. Od ponad 30 lat zajmuje się haftem artystycznym i koronką szydełkową, które traktuje jako życiową pasję. Haftuje ręcznie, m.in. gorsety, bluzki, haftem płaskim i koralikowym oraz haftem richelieu, pełnym haftem, haftem białym (niewycinanym), ko- lorowym i krzyżykowym. Zarówno wykonywania koronek szydełkowych, jak i haftu nauczyła się sama chociaż w młodości dokształcała się u pewnej twórczyni w dziedzinie wytwarzania serwetek oraz firanek. Swoje prace wykonuje z tak dużą precyzją, że często pada pytanie, czy to aby nie haft maszynowy. Tworzy m.in. obrusy, ser- wety, serwetki, bieżniki, firanki, figurki, tradycyjne ozdoby choinkowe, np. mikołajki, aniołki, bombki oraz inne ozdoby świąteczne, a także biżuterię: kolczyki i bransoletki. Od 2006 roku należy do Stowarzyszenia Twórców Ludowych – Oddział w Krakowie – dziedzina: haft. Regularnie bierze udział w licznych targach, kiermaszach, gieł- dach i przeglądach sztuki ludowej zdobywając nagrody i wyróżnienia. W 1997 roku zdobyła III nagrodę w VI Prze- glądzie Twórczości Ludowej i Amatorskiej Regionu Myślenickiego „Praca i Piękno”. Uczestniczyła m.in. w Mię- dzynarodowych Targach Poznańskich POLAGRA-FARM (2006), w imprezie „Anioł w Miasteczku” w Lanckoronie (2006), w jubileuszowych 40. Ogólnopolskich Targach Sztuki Ludowej w Kazimierzu Dolnym (2007), w Między- narodowej Wystawie Rolniczej „Agropromocja” w Nawojowej (2008, 2012), XII Międzynarodowym Festiwalu Koronki Klockowej w Bobowej (2011) oraz w Europejskich Targach Produktu Regionalnego w Zakopanem (2009, 2012). Pani Jadwiga ma na swoim koncie również wystawy. Swoje prace prezentowała m.in. na wystawie stałej w galerii Myślenickiego Ośrodka Kultury i Sportu (w latach 1990–1999), na indywidualnej wystawie w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Wiśniowej (2011), w Muzeum Regionalnym „Dom Grecki” w Myślenicach w ramach Prezentacji Twórczości Ludowej i Amatorskiej Regionu Krakowskiego (2012). W 2012 roku jej prace oglądać moż- na było podczas wydarzeń organizowanych w muzeach, m.in. Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warsza- wie (Noc Muzeów), Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni (VII Świętokrzyski Jarmark Agroturystyczny), Muzeum im. Władysława Orkana w Rabce Zdroju (Kiermasz Twórczości Ludowej). Podczas lokalnych i wyjazdowych imprez kulturalnych przeprowadza pokazy warsztatowe. Posiada bogaty asortyment, który można kupić zarówno u niej w domu, jak i podczas targów. Często prowadzi warsztaty w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Wiśniowej. Bierze również udział w organizowanych tam konkursach; w 2016 roku zdobyła I nagrodę w konkursie na najpięk- niejszą bombkę choinkową. Babcia pani Jadwigi była krawcową. ? Powiedziano mi tutaj, że Pani zajmuje się haftem. ? J.T.: Tak. ? I proszę mi powiedzieć, skąd w ogóle się to wzięło? I dlaczego akurat zamiłowanie hafciarskie? ? J.T.: Bo ja wiem skąd? Tak sama ze siebie, widziałam dawniej w rożnych gazetach – jak byłam jeszcze młoda – różne hafty i właśnie tak spodobało mi się to, spodobały te hafty i zaczęłam czytać o nich. Bo u nas w domu nikt się tym raczej nie zajmował, ani mama ani babcia, tylko ja. Właśnie z książek się uczyłam, z różnych gazet, sama, tak sama od siebie nauczyłam się haftować i jakieś 30 lat temu zaczęłam haftować. ? Czyli nie było u Pani w domu tradycji, czy babcia robiła, że mogła sobie Pani coś podpatrzeć? Co było haftowane? ? J.T.: Nie. Babcia zajmowała się gospodarstwem oczywiście mama też, druga babcia z taty strony, że tak powiem, była tylko krawcową. ? I tą krawcową była mama Pani męża? Bo teraz nie zrozumiałem? ? J.T.: Nie, moja babcia a mojego taty mama. ? Rozumiem. A proszę mi powiedzieć, w jakim okresie ona działała? Tak zawodowo? ? J.T.: Tak zawodowo to przed wojną, bo już dawno nie żyje. ? A pamięta Pani, kogo ona obszywała, na zasadzie czy to były kobiety lokalne, rozumiem, że ona była krawcową tutaj w Wiśniowej, tak? ? J.T.: Nie, nie, mój tata pochodzi z Częstochowy, także tam sąsiadki obszywała, jak dawniej była bieda, prawda? To chciała sobie coś zarobić i obszywała sąsiadki, rodzinę. ? A teraz, jak Pani zajmuję się haftem, to dla kogo Pani szyje? ? J.T.: Haftuje na zamówienia, współpracuje z panią Grażyną Murzyn, z Domem Kultury, z panią dyrek- tor587 i na zamówienia indywidualne, i haftuję różne gorsety nie tylko wiśniowskie ale i z całej Polski. ? Do gorsetów wiśniowskich jaki haft Pani wykorzystuje? Jaka to jest technika? ? J.T.: Wykorzystujemy przede wszystkim ten wzór, co jest tutaj na środku, bo on jest najważniejszy, bo on powinien być na każdym gorsecie wiśniowskim. A te kwiaty, które są po bokach, mogą być różne, ale muszą być w tym stylu utrzymane. ? A dlaczego akurat ten motyw jest najważniejszy? ? J.T.: Ja akurat tego panu nie powiem, bo nie jestem stąd. Ja pochodzę z Trzemeśni, natomiast męża mam z Wiśniowej, tutaj mieszkam ponad 30 lat, tylko tyle wiem, że on jest najważniejszy motyw. a dlaczego to już nie wiem. Podobno, że to jest oset, ale nie wiem, dlaczego on się wziął jako najważniejszy. ? A jeśli chodzi o technikę? ? J.T.: To jest haft pełny, za igłą. ? A jeśli chodzi o wyszywanie koralikami, to jakoś się ta technika nazywa? ? J.T.: Koralikowy. Najpierw, jak się zabieram za haft, to rysuję sobie na kalce technicznej i ten wzór przykładam sobie po lewej stronie gorsetu, przykładam kalkę techniczną, przypinam szpileczkami, żeby to było równo, żeby mi się to nic nie ruszało. Podkładam kalkę ołówkową i przerysowuję to na lewej stronie gorsetu. Później, jak mam odbity też wzór, to biorę igłę i białą nitką dookoła każdy listeczek dookoła fastryguję. Później, jak jest już sfastrygowany, to biorę na drugą stronę gorset i haftuję to już kolorowymi nićmi, a koralikami, jeśli będzie już wyhaftowany wzór nićmi, to bierze się koraliki i dookoła każdego kwiatuszka koralikami obszywam. I na końcu bierzemy cekiny i doozdabiamy. Bo taki jest nasz zwyczaj wzorów. ? A najstarsze jakie miała Pani w ręku gorsety? ? J.T.: Najstarszy gorset to jest właśnie ten. ? A z jakiego on jest okresu? ? J.T.: On ma ponad 30 lat. Tak mi powiedziano, bo go pożyczyłam akurat. Prawdopodobnie, że to nie jest wiśniowski gorset. ? A dlaczego on nie jest wiśniowski? ? J.T.: Bo on ma inne kwiatki i jest inne ułożenie kwiatów, u nas takich kwiatów nie ma, u nas przeważnie są same kwiaty bez łodyżek, bez niczego same porozrzucane kwiatki po całym gorsecie, a listki są osobno i przy tym jeszcze kłoski różne. ? A te wszystkie gorsety, które są zgromadzone, skąd pochodzą? 587 Mowa o Agnieszce Dudek. ? J.T.: Od różnych pań. ? A są to gorsety na przykład od pań z Koła Gospodyń Wiejskich? Czy może wygrzebane z jakichś szaf? ? J.T.: Niektóre gorsety są pożyczane w ogóle od pań, a niektóre od Domu Kultury, od zespołu „Banda Burka”. ? A ta zakładka po co jest? ? J.T.: Jeżeli dziewczyna, czy dziecko ubierze gorset ono później wyrasta i to jest ta opaska, że można przedłużyć żeby był na więcej lat. I na ramiączkach można przedłużać. ? A dla jakich jeszcze Pani regionów robi? ? J.T.: Dla różnych, to już Grażyna zbiera zamówienia i ona mi daje z różnych regionów i z Warszawy, i z Poznania, i z północy, no ze wszystkich stron. Dla koła gospodyń dla szkół… ? A skąd są materiały w ogóle i czy używa Pani kordonek? One są z hurtowni czy Pani je dostaje? ? J.T.: To już kupujemy z hurtowni nici, a to nie są kordonki tylko mulina z firmy „Ariadna”, tak samo koraliki wszystko jest z hurtowni. ? A dlaczego tak jest, że jedni mówią na ten motyw wiśniowski orzeł a drudzy oset? Spotkała się Pani z tym? ? J.T.: Tak rzeczywiście się spotkałam z nazwą i orzeł, i oset, a dlaczego tak powstało we wzorze to nie wiem. ? Czym – według Pani – różni się, czy charakteryzuje gorset wiśniowski od innych gorsetów z innej części Polski? ? J.T.: Taka jest różnica, że te nasze gorsety są bardzo zdobione, tzn. bogato zdobione i tym się właśnie dlatego różnią, bo dużo już innych gorsetów haftowałam i bardziej są takie można powiedzieć biedniejsze. To też zależy od regionu czy był bogatszy, czy był biedniejszy i tak właśnie powstawały te gorsety. ? A krakowskie też Pani haftuje? ? J.T.: Krakowskie rzadko one tym się różnią, że są z samych cekinów, a my już mamy haftowane nicią i one są trwalsze. ? A jak się tutaj lokalnie mówiło na cekin? ? J.T.: No cekin. ? A co Pani wydaje się najtrudniejsze w tej konstrukcji i produkcji tego gorsetu? ? J.T.: No mi się właśnie wydaje, że oset albo orzeł najtrudniej, bo najwięcej z nim pracy jest. Żeby ładnie powstał, to się trzeba bardzo nagimnastykować, żeby go ładnie wyhaftować. ? A czy liczba kaletek jest ważna? W sensie, czy one muszą się na siebie nakładać, czy po prostu różnie to bywa? ? J.T.: Różnie to bywa, zależy od pań jakie są, czy są grube, czy są szczupłe, bo i tak nie ma nigdy jednako- wo tych kaletek. Niektóre się nakładają na siebie, a niektóre są jedna obok drugiej. także no różnie. ? A ile Pani najwięcej gorsetów zrobiła? I dla jakiego regionu? ? J.T.: Takie mniejsze hafty najwięcej wykonywałam, te nasze to rzadko takie raczej są inne z innych regio- nów. A najwięcej z Rzeszowa, z Opola, z Warszawy. ? A Warszawa to skąd? ? J.T. i G.M588: To raczej tylko stylizacje robimy. Począwszy od Pomorza po zachód, a jak nie ma konkret- nej tradycji trzeba, że dopiero stworzyć, bądź zrobić jakąś stylizację; tak jest na przykład z Wrocławiem. Więc życzą sobie, aby im coś stworzyć i my coś wymyślamy albo nam ktoś narzuci, co chce to tak robimy. Ale dużo robimy do Świętokrzyskiego, i robimy dla Śląska, i koło Rzeszowa też robimy, i dużo stylizacji. Ja dużo dostaję zamówienia od pani, co to właśnie wykonuje. ? A czy gorsety są przeszywane i przerabiane? Bywa tak? ? J.T.: Tak bywają tylko raczej wolimy nowe robić niż przerabiać. ? A dlaczego? ? J.T.: Dlatego, że nie możemy dostać takich samych nici, ani cekinów; najlepiej nowe zrobić, niż takie poprawiać. Bo to wszystko ręcznie robimy nic maszynowo. ? Rozumiem. A z czego słynie Wiśniowa – proszę mi powiedzieć? ? J.T.: Obserwatorium w Węglówce, piekarnia, jest dobry chlebuś, wędliny od Pana Kusa589, pszczelarze, rzeźbiarze, tym można się poszczycić. ? Ile kobiet w Wiśniowej nosi gorsety spod Pani igły? 588 Do rozmowy włącza się Grażyna Murzyn. 589 Mowa o Zbigniewie Kusie – masarzu i handlarzu z Wiśniowej. Wywiad z nim zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). ? J.T.: Bardzo mało, chyba 10. ? A przełóżmy to na gminę? ? J.T.: A to więcej, koło 20. ? A jeśli chodzi o wyszywanie cekinami, to widziała to Pani zagęszczenie od dawna czy to taka moda? ? J.T.: To jest od dawna w tych starych gorsetach proszę zobaczyć. A widzę tutaj, że nie ma tego motywu ostu. Bo nie wszystkie mają troszkę się różnią, niektóre i wszystkie mają to do siebie, że mają dużo cekinów. ? A czy Pani je czasami kroi? ? J.T.: Tzn. ja czasami je dostaje, takie uszyte od pani krawcowej, a ja zajmuję się samym haftem, tak resztę dokańcza krawcowa. ? Bo one mają też taką fiszbinkę. żeby dla wzmocnienia i czy to jest drucik? ? J.T.: Fiszbina – dawniej wkładali drewienka a teraz właśnie fiszbiny dlatego, że te drewienka za czas się złamią, bo to różnie bywa, czy się za silno ściśnie i one się łamią i dlatego są wkładane fiszbiny. ? Czy te gorsety są zawsze wiązane czy są na haftki jakieś? ? J.T.: Tylko wiązane wstążkami, tylko dawniej były obrabiane szydełkiem i robiły się takie pentelki a teraz jest troszkę lepiej, bo kupuje się metalowe kółeczka i tak samo się wszywa, ale wszystko się wiąże wstążką. ? A czy było coś robione, aby się dokopać do tych najstarszych wzorów? ? J.T.: Nie spotkałam się z takim, ale na pewno pani Grażyna miała taki, co miał 80 czy 100 lat. ? A jak Pani obszywa dla Zespołu „Banda Burek” do GOKiS-u, to dziewczyny w tym tańczą, tak? ? J.T.: Jeżeli jest przedstawiane wesele, to dziewczyna przebiera się w taki gorset. Była wcześniej pani Urbanik590, co ona już dawno nie żyje i ona robiła te gorsety dla zespołu, a teraz to chyba tylko ja zostałam na tym terenie, bo o nikim innym nie słyszałam. ? Dziękuję bardzo za rozmowę. Bardzo mi się to podoba, jak Pani tak potrafi przeskakiwać stylistykami, że może Pani robić kaszubski i rzeszowski i one przypominają mi takie podhalańskie z lat 50. Ale bardzo mi się te gorsety podobają. ? J.T.: Bardzo podobne są też gorsety w Szczyrzycu do naszych, bo jak byłam na targu to widziałam. Nie wiem czy nie są czasem zapożyczone te wzory od naszych. Czy Szczyrzyc się od nas zapożyczył czy odwrotnie ? to trzeba byłoby się spytać etnografów. ? A Tybet też Pani haftuje? ? J.T.: Tak obrusy, serwety wszystko i bluzki tak samo, też koronkę szydełkową robię i serwetki. Wszystko w tej książeczce jest zawarte to co robię. ? Dziękuję bardzo za rozmowę. ? J.T.: Ja również. Fot. 144. Gorsety wiśniowskie, Wiśniowa 2018. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. 590 Mowa prawdopodobnie o Agnieszcze Urbaniak – hafciarce z Lipnika urodzonej w 1919 roku. Fot. Anahita Rezaei Helena Śmigla Profesja/umiejętność/praktyka: krawiectwo, hafciarstwo, rolnictwo, handel jarmarczny Miejsce zamieszkania: Wiśniowa Pani Helena urodziła się i całe życie mieszkała w Wiśniowej, w której pracowała w rodzinnym gospodarstwie rolnym. Tradycje krawieckie i hafciarskie kontynuowała w trzecim pokoleniu po babci i mamie, które poza standardowym szyciem tworzyły również typowe wiśniowskie gorsety. Przed II wojną światową, jako młoda dziewczyna pani Helena najęła się do pracy u miejscowej Żydówki Tomci Gaterer, która prowadziła sklep z tka- ninami. Wspólnie handlowały na lokalnych jarmarkach. • Proszę mi powiedzieć, jak się Pani nazywa? • H.Ś.: Helena Śmigla. • A urodzona w którym roku? • H.Ś.: 1924 w marcu. • A ma Pani przydomek? • H.Ś.: Skowronek, całe tu osiedle nazywało się „do Skowronka”. Po tej pacyfikacji jak tu tak zaszło wszyst- ko spolili, dom mój rodzinny, pozabijali bratowo. • A skąd Pani pochodzi rodowo? • H.Ś.: Z Wiśniowej. • A jak się nazywało to osiedle? • H.Ś.: Lanckorona. Tam na górce jak się jedzie na Lipnik. Po wojnie tylko ich jeden dom stał drewniany. • Aha, stamtąd Pani przyszła tu do męża? • H.Ś.: Tak. • A czym się Pani zajmowała? • H.Ś.: Gospodarstwo było, nie takie jak dziś. Była tylko kopaczka, widły, grabie, i koszyczek na plecy… i dzieci brać… i w pole i tyle było do roboty. A dziś jest traktor i pojedzie jeden, i wszystko porobi. Wszystkośmy obrabiali, mieliśmy woły. A wiecie, co to znaczy wół? • No wiemy, jeszcze wiemy. • H.Ś.: Jak nie było już kiedy co, to krowy zaciągali w jarzma i tym się robiło, ciuzkie czasy były i człowiek przezył, i mom 94 lata. • Widzieliśmy piec chlebowy w tym Waszym domu, Pani piekła chleb? • H.Ś.: No a jak, chlyb się robiło, a wie Pani, jak się chlyb piekało? Utarło się zboża na młynku. To był taki kamień i był wbity do słupa albo do zarnówka591 tu do góry do tych dziurek się wpychało na tym żelaznym, żeby utrzyć zboże na mąkę. Nie było to lekkie. • Tak, tak i to ręcznie. • H.Ś.: Wszystko ręcznie się robiło, a teraz wyjdzie się na pole… • A czym babcia młóciła zboże do tego chleba? [pyta syn rozmówczyni] • H.Ś.: To było na boisku592, jak nie było maszyn, to sie to cepami młóciło. Takie były kije duśkie593 i wbity był zaś taki krótszy, i zwiuzany był tu. • I całe życie Pani pracowała na roli, tak? • H.Ś.: Tak, tak w rodzinnym domu. I tak ludzie przychodzili do nos i przynosili nom jeść, przynosili nom zycie594 i cośmy se uchowali i urobili, to było; a reśta rodzina bo była dość sporo, no i przynosiła ciotka to kto inny, i tak my młócili i młócili tymi cepami, i tak ześmy żyli. • A pamięta Pani jarmarki we Wiśniowej? • H.Ś.: Była taka Żydówka Gaterer Tomcia i przyszła do nos i do mojej mamy, i mówiła, żeby prosiła o có- reczke, aby jeździła ze mną na jarmarki i mi pomagała. Ona handlowała wtedy towarem. Teroz wszystko nowe sie kupi – całość, a wtenczas co moja mama była krawcową i szyła na maszynie jak nie wiem co. • Aha to mama była krawcową? • H.Ś.: No krawcową i jo tyz zemsie cosik poducyła. I tyz żeśmy z mamą szyły, ludzie zwozili materiały i kto chcioł jakie ubrani,e to przynosili i pokazywali, żebyśmy wiedziały, jak to jest uszyte, jak kroić ten materiał. I strasznie się cieszyli ludzie, że takie coś jest i że robimy. Jak spolili ten dom. Rany boskie, co to było, cłowiek tego nie mógł przezyć. • A co Pani mama szyła? • H.Ś.: Wszystko, chłopom spodnie, koszule, kalesony. Wszystko, bluzy. • I mama Panią przyuczała, to ile miała Pani lat, jak się nauczyła przy mamie szyć? 591 Zarnówka – część młynka, kij do obracania, tarcia mąki; młynek – urządzenie do mielenia zboża, „Monka była utarto. Mieli młynek i tarli takom zarnówkom”. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 128, 217. 592 Boisko – klepisko, mocno ubita ziemia w stodole między dwoma przycołkami, dawniej młócono na niej zboże cepami; przyco- łek – część stodoły, gdzie składuje się siano i zżęte zboże; w stodole są dwa przycołki oddzielone boiskiem, „Do siania zboże, czyli żyto i pszenicę to sie przyciyrało, czyli przed czasem siania młóciło sie snopki z pierwszego razu, tzn. układało sie snopki dwoma rzendami na boisku, czyli na klepisku, kłósiami do siebie i młóciło”. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 36, 165. 593 Duśko – daleko. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 62. Tu prawdopodobnie w znaczeniu wielkości – duśkie, czyli duże. 594 Por. Zyć – „Jak siano albo zboze w polu gnije, to chłop grzybami zyje”. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 224. Rysunek 26. Nożyce krawieckie. Rys. Monika Kowal • H.Ś.: Mama moja to była tak biegło w szyciu, ze jak sie ona popatrzyła na krawcowo, bo materiał się przynosiło do krawcowe, pare razy mama poszła do niej i chyciła to. A jo zaś od mamy. I tak my sie dorabiali wszystkiego a teroz, Boże zachowoj. Nawet mom jesce gdziesik maszyno to tako staro. • I szyłyście, tak? • H.Ś.: Szyłyśmy na ty maszynie mama szyła i kroiła, jak jest takie prościejsze szycie, to jo ciach ciach i roz dwa zro- biłam, i tak my sie uwijałyśmy, i sło nom to. Ludzie sie zwiedzieli, ze myśmy so krawcowymi i przychodzili po tym do nos. • A to kto szył, babcia? [pyta syn rozmówczyni] • H.Ś.: Tak, to moja mama szyła. Ooo i też tradycyjne nawet wzory. Jo jak zem była panną, to jak zem sła do kościoła, to nosiłam obrazy, jak była procesja, to nosiłam obraz i trza było sie ubierać po krakowsku. To mi to mama wyszyła. Było nas cztery i wszystkie tak samo ubrane. • I te gorsety szyła mama, tak? • H.Ś.: Tak, te gorsety wszystkie mama wyszywała. A widzicie tutoj jest ze lnu podszywka. • A mama też uczyła Panią wyszywać gorsety? • H.Ś.: Jo zem miała takie palce grube i nie mogłam przytrzymać. • A mama też sprzedawała te gorsety? • H.Ś.: E nie, nie było na to czasu, bo trzeba było na roli robić kłopocką595 czy widłami. Jak sie wychodziło do pola rano, to sie wracało ku wiecorowi. Ze sobą sie brało dzieci do kosyka i na plecy. No miałam, miałam mych dwóch chłopaków, no ale jeden doł rade wejść do tego kosyka i wio na moje plecy. No i wychodziło sie pod kope, bo jak było suche siano, to stawiało sie kopy, żeby jak przyjdzie dysc, żeby nie zalało całego stajania. A dzieci siedziały pod tą kopą i sie ciesyły, i było tylko i babcia, i babcia. • A jeszcze coś o tych jarmarkach, pamięta coś Pani? • H.Ś.: Pamiętam, jeździłam przeciyz z tom Tomcią, pamiętam w każdy czwartek, w który jechałam z nią na jarmarki. A jarmarki były w Skrzydlnej i w Myślenicach, to tam były takie specjalne postawiane duśkie przykry- cia, takie szopy, a w tych przykryciach były półki. Jo te towary zbirałam, przywieźli tam wozem i na tych półkach powkładałam. Co kto chcioł i pokazywał laseczkom: „Ton kawałek dej”, i jak kupił, to jo zem na meter mierzyła, ile kto potrzebuje, ile kto chcioł cy meter cy dwa. Ona to wszystko cięła, a jo tylko dokładałam i układałam. • A jak to się zaczęło, że Pani z tą Tomcią jeździła? • H.Ś.: No szukać grosza, jak cłowiek podrósł to trzeba było wyskocyć. Ale mama mi mówiła: „Na to i na to godzine ino mosz być”. No i na tych potańcówkach miałam takie strasne rwanie, bo nima jak od Skowronka dziewczyna, bo tak się wytańcuje. A teroz to te młode nie umiejo. • A do kiedy Pani jeździła na te jarmarki? • H.Ś.: Dopóki nie było wojny, to się jeździło. Myśmy były na jarmarku i prawie rozłożyłyśmy te towary i zaczeły my handlować. A tutoj chodził taki Opioł nazywoł się i chodził, i tak głośno godoł: „Kto z obcych stron, to proszę wyjeżdżać, bo Niemiec jest już w Polsce, bo Niemiec zajmuje nam już Polske”. A jak ona to usłyszała, to tak strasznie płakała, bo ich biyli Niemcy, bo Żydów Niemcy zabijali. I tak myśmy zaś musiały te półki, zbjyrać te towary i uciekać do Wiśniowy. Uciekłyśmy do tej Wiśniowa, a tu Niemcy już byli i co pozostawili po sobie? Krew na ulicach, dzieci pozatapiali w rzyce, no i babcia niosła na rękach dziecko i musiała wrócić na pacyfikacje. I wszystko żeśmy przebierali, bo to wszystko było skrwawione. • A co się stało z tą Tomcią? • H.Ś.: To była Topcia a wszyscy wołali po swojemu Tomcia. I właśnie przyjechaliśmy z tego jarmarku i nie wiadomo, co się wtedy stało i wlazłyśmy do tego domu, w którym mieszkała. Jo na drugi dzień zachodzo do Tomcie i patrze sie, a gdzie sie ona podzioła, i gdzie ten towar z jarmarku, który nie sprzedałyśmy, a który przy- wiozłyśmy z powrotem. A gdzie ona sie podziała, kto jo wzioł i te towary zabroł? • I tylko w dwie żeście jeździły, tak? 595 Por. kopacka – motyka, „(…) i wszystko sie robiło kopackom, sierpem sie znuło zboze”. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 106. ? H.Ś.: Tak i jesce był ten, kto jeździł z nami na te jarmarki busami, woźnica, to ten, który jeździł końmi. I on nos przywoził i wywoził na te jarmarki. Ileśmy sprzedały, to tyle a reszta wracała do domu. I z tego jarmarku, jak on tak wołoł, żeby uciekać, no i przez jedno noc nie wium, co sie z nią stało ani z tymi materiałami. I godali nom: „Dzieci nie wychodźcie z domu, bo widziecie, co się dzieje na polu”, bo zabijali dzieci. A była babcia mojego brata, córka, i ta babcia na rękach to dziecie bawiła. ? Niech babcia opowie jak wójt chciał babcie zabrać na roboty do Niemiec. [dodaje syn rozmówczyni] ? H.Ś.: A no było tak, ale już jestem staro, to nie pamiytom róznych rzecy. Teraz to nie jest robota, bo jest traktor i maszyny, to sie wyjedzie do pola, a downi trzeba było wszystko tymi łapskami robić. Jak babcia wyniosła jeść to dobrze było, a jak nie wyniosła jeść, to myśmy głodowali i w poluśmy siedzieli. Mój mąż jak sie ożeniłam był poparzony, lewa ręka i noga, i nie władał nimi i przy nim była jesce robota… o Jezu, co myśmy się opłakali. ? Ile mieliście roków, jak żeście z tą Tomcią handlowali? ? H.Ś.: Byłam panienką, no może miałam z 15 czy 16 lot. Tak se nieroz wracom do przeszłości i myślo: „I co z tymi materiałami?”, jakbym wiedziała, ze ona tak to chciała schować, żeby jej kto nie wzioł, to jo bym to wzioła do swojej chałupy i bym schowała. Ona mi straśnie wierzyła, o Jezu, jak sie o mnie boła, jak płakała jak Niemcy jado, to zol człowieka było. Do 1983 gdzieś roku to wszystko kosami robili, czyli sierpami robili zboże. Było ciuzkie życie na tym świecie, a teroz to wszystko Pan Bóg przebaczył i jo teroz siedzo. ? To była cała rodzina żydowska, tak? I czy oni mieli sklep? ? H.Ś.: Oni mieli taki dom, co se wybudowali i oprawili tak tymczasowo i oni se w tym mieszkali. No i ona se te towary przywoziła i już miała gotowe, tak jak na jarmark jechała, no i sprzedawała. ? Babcia jeszcze opowiadała, że przed wojną było sporo Żydów, nawet mieli takie porobiony w ziemi lód i przez długie miesiące na wiosne przechowywali różne artykuły, które się nie psuły. [dodaje syn rozmówczyni] ? H.Ś.: Jak tu Żydówka miała ten sklep z towarem i był taki pan, co pokazywał kijom: „To mi proszę podać i to”, a jo to wyciugałam, a ona cekała, az sie mu to udo kupić, to przecino, pakuje. Bo kto co chcioł i jakie, to ona to pakowała, a jak ino usłysała tego Opiły, który godoł, ze kto jest z obcych stron, to niech wyjeżdża, to ona tak straśnie płakała i powiedziała: „Szlanski zuch”. Nie wiem, co to było cy przekleństwo, cy co, ale tak godała po nie- miecku cy po polsku, jo nie wium. I uciekali my z te Skrzydlnej z tego jarmarku i tyle co jo zem jej pomogła ten to- war włożyć do tego jej miyszkanio, złożyły my to i jo darłam do domu. Bo jak Niemcy to zem sie boła i poleciałam. ? A na jarmarkach w Wiśniowej też ta rodzina żydowska sprzedawała? ? H.Ś.: Tyz, tyz sprzedawała, jeździły my to tu, to tam, i ona miała zezwolenie, ze mogła wszyndzie jechać i sprzedawać, a mnie miała za pomoc. ? A ona była starsza od Pani? ? H.Ś.: No tak, tak bo jo zem miała może 13 cy 15 lot jak zem z niom jeździła. ? A jakżeście się z nią poznały? ? H.Ś.: Ona przychodziła do nos kupować jojka czy casom syr. I jak sie zgadała z moją mamą, ze potrzebuje takie dziewczynki, któro by i pomogała z towarem robić. I godała, ze jo bym jej bardzo pasowała. A mama powiedziała: „To jeźdź i rób, jak ona ci koze, zebyś jej podowała i co dos rady, a co zaś nie, to zebyś co nie rozwaliła zaś”. Ale jak ona boła sie o mnie, Żydówka była bo Żydówka, ale jak sie boła o mnie, jak jechałyśmy na te jarmarki, jak opiekowała sie mną straśnie. ? A Cyganie byli tutaj jacyś? ? H.Ś.: Tu jeździli nie roz takimi kupami i weśli mi do stajni i nie chcieli wyjść. Taborami po wojnie jeździli. ? I co, przyszli i co chcieli? ? H.Ś.: Jedyn to sie do mnie dobjyroł, broł sie do bitki. I jom zem juz powiedziała, ze nie bedo sama w cha- łupie i albo niech mnie zamykajo albo niech ktosik ze mną zostaje. Tak sie stale trzeba było boć. ? A pamiętacie za Waszych czasów dziady? ? H.Ś.: Z torbami to tacy chodzili. ? A na święta, na Wielkanoc chłopcy? ? H.Ś.: Tak, chodzili i tak żartowali, i jak przyszli to za jojkami, to sie zawse dawało z 4 lub 5. I tak ześmy młode lata strapiły. A dzisiaj ni ma co narzekać, dzisiaj żyć nie umjyrać. ? A należeliście kiedyś do Koła Gospodyń? ? H.Ś.: Jo to już miałam takie dorywcze, jak mnie kto chcioł i jak miałam czas. Ale do chóru należałam, piosen- karka… [śmiech] Naprzód robiliśmy próby a późni przyszedł ksiądz no i mówił mamie, żebym należała do chóru. A jo myślałam, ze mom po kolendzie chodzić od domu do domu: „Kukułeczka zapukała, wszystkich państwa przywitała, przyśliśmy do pani gospodyni hej koleda, koleda. Kolendować można wszędzie, hej koleda kolęda heeej bracia” – śpijy- wało sie tak poza łokna, to nom wynosili pieniądze. I takie życie było, tak jak Tomcia płakała, ze już do Polski nie wróci. ? Dziękujemy, że Pani się z nami tymi doświadczeniami życiowymi podzieliła. Fot. Anahita Rezaei Aniela Batko Profesja/umiejętność/praktyka: hafciarstwo, krawiectwo, rolnictwo, chów krów Miejsce zamieszkania: Lipnik Pani Aniela pochodzi z rodziny, która od kilku pokoleń zajmuje się tradycyjnym hafciarstwem i krawiectwem. Hafciarskie tradycje rodzinne kontynuuje córka Danuta Urbanik, założycielka lokalnego Stowarzyszenia Twór- ców i Artystów „Cepry” oraz wnuczka Katarzyna Hartabuz, która prowadzi firmę zajmującą się tworzeniem strojów ludowych „Krakowianka”. Pani Aniela swoje wyroby sprzedawała na wielu lokalnych oraz regionalnych targach i kiermaszach, m.in.: Kraków, Bukowina Tatrzańska, Myślenice. Jej prace były nagradzane na rozmaitych konkursach i przeglądach. W 1975 roku zdobyła pierwszą nagrodę za wyszyty gorset na ogólnopolskim konkur- sie w Warszawie. Za pieniądze z nagrody wyremontowała dom. Wielokrotnie była nagradzana na przeglądach organizowanych przez Myślenicki Ośrodek Kultury, m.in.: Przegląd Twórczości Ludowej i Amatorskiej Regionu Myślenickiego „Praca i Piękno”). Bardzo dużo strojów wykonywała na zamówienie zarówno klientów prywat- nych, jak i instytucji. Wiele lat szyła i haftowała dla krakowskiej Spółdzielni „Cepelia” (Centrali Przemysłu Ludo- wego i Artystycznego). Jej gorsety zakupić można było nawet w galeriach w Chicago. Należy do krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Przez całe swoje życie prowadziła rodzinne gospodarstwo rolne. Do dziś wraz z synem – mimo podeszłego wieku (94 lata) – zajmuje się chowem krów. Fot. Anahita Rezaei Danuta Urbanik Profesja/umiejętność/praktyka: hafciarstwo, krawiectwo, koronkarstwo, rolnictwo Miejsce zamieszkania: Glichów Z wykształcenia technik krawiectwa. Wywodzi się z rodziny, która od kilku pokoleń zajmuje się tradycyjnym hafciarstwem. Kontynuuje tradycje rodzinne, szyjąc i haftując lokalne stroje regionalne według dawnych ory- ginalnych wzorów zachowanych – jak sama podkreśla – „przez nasze mamy i babcie”. Przywiązuje dużą wagę do zachowania typowych cech regionalnych. Specjalizuje się w haftowaniu gorsetów. Szyje i wykańcza również inne elementy strojów regionalnych: bluzki, spódnice, zapaski. Tworzy także serwety, obrusy, które ozdabia haftem: richelieu, płaskim kolorowym, cieniowanym lub krzyżykowym. Ponadto wykonuje koronkę szydełkową robiąc serwety, serwetki, bieżniki, figurki (np. anioły) i ozdoby świąteczne. Od 2005 roku należy do Stowarzy- szenia Twórców Ludowych w dziedzinie haftu a od 2008 roku pełni funkcję prezes krakowskiego oddziału te- goż stowarzyszenia i posiada legitymację twórcy ludowego STL. Od wielu lat organizuje na terenie wojewódz- twa małopolskiego wystawy prac twórców ludowych, m.in. tych należących do krakowskiego oddziału STL. Założycielka i pierwsza prezes (w latach 2007–2015) lokalnego Stowarzyszenia Twórców i Artystów „Cepry” z siedzibą w Wiśniowej, które powstało w 2007 roku z inicjatywy działających w regionie twórców i rękodziel- ników w celu ochrony dziedzictwa ich przodków oraz przekazywania go następnym pokoleniom. Aktualnie we wspomnianym stowarzyszeniu pełni funkcję wiceprezes. Regularnie bierze udział w lokalnych, regionalnych i ogólnopolskich targach, kiermaszach, giełdach i wystawach rzemiosła, rękodzieła oraz sztuki ludowej i trady- cyjnej. Ma na swoim koncie wiele nagród, dyplomów i wyróżnień, wśród których wymienić można m.in. II na- grodę w Przeglądzie Twórczości Ludowej Województwa Krakowskiego (1986), wyróżnienie w I Ogólnopolskim Przeglądzie Rękodzieła Ludowego i Artystycznego w Skawinie (1988), dyplom uczestnictwa w Wystawie Sztuki Ludowej Województwa Krakowskiego w Szwecji (1988), wyróżnienie w Ogólnopolskim Konkursie na Współ- czesny Strój Regionalny we Włocławku (1988), II miejsce w II Ogólnopolskim Przeglądzie Rękodzieła Ludowego i Artystycznego w Skawinie (1990), II nagrodę w Konkursie na Haft Ludowy w Myślenicach (1994), wyróżnienie w XXX Jubileuszowych Sabałowych Bajaniach w Bukowinie Tatrzańskiej (1996), III nagrodę w VI Regionalnym Przeglądzie Twórczości Ludowej i Amatorskiej „Praca i Piękno” odbywającym się w Myślenicach (1997), wyróż- nienie w Konkursie Elementy Stroju Ludowego w Krakowie (1997) oraz w VII Przeglądzie Twórczości Ludowej i Amatorskiej Regionu Myślenickiego (2002). W 2000 roku brała udział w I Dniach Europejskiej Kultury Ludowej „ Częstochowa 2000” a w 2004 roku uczestniczyła w XXXII Góralskim Karnawale w Bukowinie Tatrzańskiej. Posiada odznakę Ministra Kultury i Sztuki oraz nagrodę Starosty Powiatu Myślenickiego. Ponadto współpraco- wała z organizatorami Wielkanocnego Festiwalu Tradycji i Obrzędu na Placu Wolnica w Krakowie. Organizuje i prowadzi warsztaty, podczas których uczy trudnej sztuki haftu i koronki. Zajęcia wyjazdowe prowadzone są po wcześniejszym ustaleniu w szkołach, domach kultury lub przy okazji imprez plenerowych. Na terenie gminy organizowała warsztaty w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Wiśniowej oraz w Domu Ludowym w Glichowie. Pani Danuta współpracuje ze Stowarzyszeniem Lokalna Grupa Działania „Turystyczna Podkowa” oraz z IMAGO Centrum Sztuki Ludowej w Krakowie. Tradycje krawieckie i hafciarskie przejęła od babci Joanny Irzyk zamiesz- kałej w Lipniku, która przez całe życie szyła i haftowała stroje ludowe (do 1999 roku) i brała czynny udział w wystawach i konkursach. Wiele nauczyła się także od mamy – znanej regionalnej hafciarki – Anieli Batko. Tradycje te przekazuje córce Katarzynie Hartabuz, która prowadzi firmę zajmującą się tworzeniem strojów lu- dowych i rękodzieła ludowego oraz sklep internetowy „Krakowianka”. Ponadto pani Danuta prowadzi rodzinne gospodarstwo rolne. [rozmowa z matką Anielą Batko i córką Danutą Urbanik] • Skąd się wziął ten wzór na wiśniowskim gorsecie, ten orzeł? Jak to wypłynęło? • A.B.: Te wzory dawniej szyła taka pani z Kobielnika, ona już dawno zmarła. To tak bardzo dawno po- wstało, że nie wiem sama. W tych gorsetach chodziły tylko panie bogate, które było stać na zakup. Ale te duże gorsety były zbite niesamowicie. • A co to znaczy zbite? Że dużo cekinów? • A.B.: Tak, tych elementów i kwiatków było bardzo gęsto. I na takie gorsety mało dziewczyn było stać. Teraz tylko z tego został orzeł, którego się odwzorowuje. Jak była ta wojna z Niemcami, to oni splądrowali te gorsety a całą wioskę spalili. • D.U.: To wie Pani, prawda? • Tak, oczywiście. • A.B.: Wszystko się wynosiło z domów, żeby coś uratować. Dzieci małe tak o słupa bili, to było straszne. I prawdę mówię, bo jestem już stara i nie umiem kłamać. Nasz dom również spalili, my się później odbudowali, stajnie i stodoły. A później to ja się nauczyłam przy mamie szyć. Dzieci moje wyszywały gorsety w szkole na pracach ręcznych, a mój syn jest nauczycielem, ale sprytnie robi z koralikami, cekinami. • Syn, tak? On szyje? • A.B.: Tak, szyje mój syn. Musiałam dzieci doganiać do roboty, bo mój mąż nie dał mi ani złotówki na dzie- ci, chociaż był bardzo pracowity. Więc one już od małego były nauczone pracy. Ta bieda po raz kolejny dogania- ła mnie do tego, abym coraz więcej szyła i szyła. I dzieci mi w tym pomagały. Maniek do koralików. I w tamtych czasach dostałam pierwsze miejsce w Warszawie za zrobiony gorset. I za te pieniądze odremontowałam dom. Później po tym konkursie odezwały się do mnie różne domy kultury, dla których szyłam. • A w którym roku Pani otrzymała tę nagrodę? • A.B.: Bodajże w 1975 roku. Ja mam 94 lata a jeszcze pracuję, jestem na rolnictwie z synem, mamy krowy i ja się nimi zajmuję. • To świetnie, a szyje Pani jeszcze? • A.B.: Szyć już nie, bo nie widzę na jedno oko. • A jaki ma Pani przydomek? • AB.: Do Kaźmierkowej. Mój tata miał tak na imię Kazimierz, a teraz do mnie, czyli Kaźmierkowej. • A Pani jest rodem skąd? • A.B.: Z Lipnika. • A kiedy Panią mama przyuczyła tego szycia? • A.B.: Po dwudziestce wyszywałam już wszystko sama. Więc może miałam dziesięć lub piętnaście lat. Cekiny biłam i koralikami nawijałam. Ale tylko w wolnym czasie się to robiło bo miałyśmy rolnictwo. Ja gorsety tylko szyłam, bo bluzki czy fartuchy to nie. Jak robiliśmy już te gorsety, to mieliśmy takiego pana z Warszawy, który miał galerię w Chicago i przyjeżdżał do nas co kilka miesięcy, i brał wszystkie gorsety i sprzedawał. • Ale jakie gorsety wiśniowskie czy krakowskie? ? A.B.: Wiśniowskie. Tylko były dwie formy: jedna była z gałęziami i orłami, a druga z kwiatkami wraz z orłami. ? A jak ten pan do was dotarł? ? A.B.: On mnie widział w Krakowie na Cepeliadzie i dopytał się mnie skąd jestem. A później przyjeżdżał do nas do Lipnika. ? A w których latach on tutaj przyjeżdżał? ? A.B.: W latach dziewięćdziesiątych. Myśmy też w te gorsety dla pana z Chicago wciągnęły panie, aby też szyły gorsety i szyłam ja, moja siostra i sąsiadka. ? Wszystko się to robiło, aby zwiększyć dochód, prawda? ? A.B.: Tak jest, a później „Cepelia” w Krakowie zamawiała u nas te gorsety. ? A „Cepelia” zamawiała u Was jaki gorset? Krakowski czy wiśniowski? ? A.B.: Głównie wiśniowskie, ale te gorsety nazywały się z okolic Myślenic. „Gorset wiśniowski z okolic Myślenic” – tak był ściśle napisany. Ten orzeł wiśniowski powstał po wojnie, nawet etnografowie nie umieją odtworzyć, w którym roku on powstał. ? Ale wróćmy do tego orła, że po wojnie on powstał, bo on wygląda bardziej jak lotos, jak chryzantema, my nie mamy w żadnych zbiorach gorsetów wiśniowskich, tylko ze Szczyrzyca. Szczyrzyc ma troszkę podobne wzory kwiatów. ? D.U.: A to nie było tak, że z dziewięćsiłu wziął się ten orzeł? Przerobili może, co? ? A.B.: Nie ma podobizny. ? No tak, teraz nie ale ja w niektórych widzę podobiznę. W tych gorsetach ze Szczyrzyca są te kłosy prawda? Takie sieczki. ? A.B.: Tak jest, bo po wojnie powstawały gorsety bardziej z zielenią, takie kłosowate. I te wzory się po- wielają. ? A skąd materiały brałyście Panie? ? A.B.: Jak ktoś miał starsze aksamity, to kupowałyśmy; i kuzynkę miałam z Ameryki i mi przysyłała. ? Jest takie coś jak styl wiśniowski? I czy między wsiami są jakieś różnice? ? A.B.: Raczej różnicy nie ma, robiło się tylko te gorsety. Było kilka osób, które je robiło i nie różniły się one niczym, jedynie drobnymi elementami dekoracyjnymi. ? Proszę mi powiedzieć, jak i kiedy były noszone te gorsety? Czy tylko do kościoła? Czy były noszone też na inne okazje? ? D.U.: Również na wesela, panie dawniej ubierały się po regionalnemu. Ale i też na procesję do kościoła. ? I mówiło się na te stroje krakowskie, tak? ? D.U.: Tak. ? A skąd się brało tę tkaninę drukowaną w róże? ? A.B.: U Żydów, bo mieszkali w Wiśniowej Żydzi. Moja babcia miała rentę przed wojną i kupowała te ma- teriały od tych Żydów i szyła te tybety596 – czyli chusty przedwojenne, chusty barankowe597 – takie czarne, były też kaźmierki598. A później mama to odziedziczyła i też szyła. Mojej mamie babcia oddała pole, dorabiała sobie na gorsetach. Ale bardzo się opracowała, bo wszystko robiło się sierpami. W tamtych czasach ludzie bardzo byli pracowici. Ja też młóciłam nawet – Boże kochany, bardzo się ludzie opracowali. A co my jedli za Niemców? Taki brukiet, a inni pokrzywę satkowali, bo było w domu co najmniej siedmioro dzieci i był głód. ? A czym się Żydzi zajmowali? ? A.B.: Mieli sklepy w Wiśniowej z tymi różnymi materiałami, później niestety to Niemcy pozabierali. Piekarnię również mieli. ? A jarmarki były tutaj? ? A.B.: Tak były do niedawna. Były w Skrzydlnej, Wiśniowej, Myślenicach, Dobczycach. ? A tu we Wiśniowej, co było na tych jarmarkach? ? A.B.: Ja nie chodziłam, ale moja mama sprzedawała to, co nazbierała na gospodarstwie, czyli jajka, 596 Tybetka – chusta robiona z tybetu, cienka wełniana chustka, noszona przez kobiety od święta, a także zakładana na głowę pannie młodej podczas cepin. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 201. 597 Barankowo – rodzaj grubej chusty zrobionej z wełny czarnego koloru. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 34. 598 Kaźmiyrka – czarna chusta z frędzlami wykonana z cienkiego, gładkiego materiału. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 97. masło, sery. Dzięki tym jarmarkom można było opłacić podatki i mieć coś lepszego do zjedzenia. My tylko dwie z siostrą zostałyśmy na gospodarstwie a reszta się porozjeżdżała po Polsce. Bo trzecia siostra mieszkała w mieście i nagle jej mąż zmarł, a miała go bardzo dobrego. I załamała się, miała omamy, i zachorowała na raka i zmarła też i ona… • To są bardzo bolesne wspomnienia i przeżycia… A jeździła Pani też na jakieś inne targi i kiermasze? • A.B.: Tak, jeździłam do Krakowa. Ale dorabiając sobie, szyjąc, sprzątając i zajmując się gospodarką, mało czasu poświęciłam dzieciom. • A czy jest Pani w jakimś stowarzyszeniu? • A.B.: Nie, na zebrania chodziłam do Myślenic599. • D.U.: Ale było tak w tamtych czasach. Osoby, które robiły rękodzieła i miały legitymację, mieli możli- wość dopłacać sobie do renty. Bo wcześniej prawie wszystkie osoby utrzymywały się z rolnictwa. I było parę takich osób tutaj, i dzięki pani Polak, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury, która namawiała ludzi, aby się swo- imi rękodziełami reklamowali. I zapraszał GOK Myślenicki do pokazania tych rękodzieł osób, które mieszkają w okolicach. Były to hafciarki, najstarsza to była Urbanik z granic Lipnika600 i jej dwie dziewczyny z rodziny. Później była pani Drabikowa601, Jamrozowa602. Te wszystkie panie były twórczyniami ludowymi. Już po wojnie zaczęły panie robić te gorsety na zamówienia. W późniejszych latach zaczęły się już konkursy z pierwszą taką nagrodą i motywacją było zajęcie pierwszego miejsca w Warszawie. I okazało się, że było coraz większe zapo- trzebowanie na te gorsety. I pamiętam, że robiłyśmy w miarę możliwości przy tej gospodarce, szkole. Dawniej się inaczej pracowało i inaczej się organizowało czas. Ale rolnictwa się pilnowało bardzo, mama miała bardzo dużo kontaktów – odbierała gorsety od ceprów, dostarczała koraliki do Czech. Fot. 145. Fragmenty gorsetów. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. 599 Mowa prawdopodobnie o sekcji haftu i bibułkarstwa Klubu Plastyków Amatorów i Twórców Ludowych przy ówczesnym Powiatowym Domu Kultury w Myślenicach założonym przez wieloletniego dyrektora tej instytucji Jana Koczwarę. 600 Mowa prawdopodobnie o Agnieszce Urbaniak z Lipnika lub o jej córce Marii. 601 Mowa o Janinie Drabik z Wiśniowej urodzonej w 1926 roku, praktykującej w tej dziedzinie od 1945 roku. 602 Mowa prawdopodobnie o Marii Jamróz z Lipnika urodzonej w 1923 roku. Fot. 146. Segregator z wzorami haftu Danuty Urbanik. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. ? Większość osób mówi, że wy ubieracie się po krakowsku, tak się przyjęło? ? D.U.: Tak, aczkolwiek nie mamy tej gwary krakowskiej, natomiast Węglówka ma całkowicie inne stroje i swoją gwarę, a tak naprawdę jest wsią położoną obok nas. ? Proszę kontynuować na temat tych wystaw. ? D.U.: Tak więc bardzo dużo było wystaw, twórcy byli uhonorowani, nasze ogólnopolskie stowarzyszenie ma 25 członków z tymi legitymacjami. Niemniej, Ministerstwo Kultury pomaga. Dzięki temu stowarzyszeniu wiele osób starszych ma rentę z tytułu tego, co się kiedyś nauczyło, było się samoukiem. Ta sprzedaż tych gorsetów i wystawy polepszały byt mieszkańcom na wsi. Ja zaczęłam haftować, jak miałam pięć lat, jeszcze wcześniej niż moja mama. W dziewiątym roku mojego życia wyszyłam wzór dziewięćsiła. I moja babcia mnie pochwaliła. W późniejszych latach utworzyłyśmy same stowarzyszenie w Wiśniowej „Cepry”. ? A w ramach tego stowarzyszenia pozyskujecie jakieś środki? ? D.U.: Kilka projektów zrobiliśmy i warsztatów również. Ale jak zaczęliśmy od pierwszego lipca to zwrot pieniędzy był dopiero w kwietniu przyszłego roku. I to też jest obciążeniem. My, rozpoczynając jakiś projekt, to zmierzamy z tą naszą myślą do pana wójta, do pani dyrektor, pytamy się, czy ktoś jest chętny w tym uczest- niczyć i nam pomóc, a później jeśli mamy już coś uzgodnione, to dopiero wtedy składamy wniosek. Myślę, że tak powinno się robić. Mieliśmy kilka tych warsztatów z Urzędu Marszałkowskiego i zdarzyło się nam raz, że mieliśmy najlepszy projekt. Ale powiem pani, że to wszystko ogarnąć to jest bardzo ciężko, bo ta biurokracja nas bardzo obciąża, a nie mamy nikogo, kto by mógł to robić. Pan wójt nam bardzo dużo pomógł, bo udzielił nam radce prawnego. Rok temu robiliśmy projekt w Domu Kultury, gdzie warsztatów było aż siedem rodzajów, na przykład: rzeźba, glina, haft, malarstwo, koronkarstwo, pająki ze słomy, florystyka. ? A ten projekt z LGD o tych siedmiu gminach będzie, co Pani mówiła? ? D.U.: Tak, ma być. Ale na razie nie znamy jeszcze terminu. ? A ten projekt zakłada opracowanie czego? ? D.U.: Siedem gmin wchodzących w skład Lokalnej Grupy Działania „Turystyczna Podkowa”, czyli tak: Wiśniowa, Raciechowice, Dobczyce, Siepraw, Pcim, Tokarnia. ? I ten projekt skoncentrowany jest na rękodzielników, tak? ? D.U.: Tak. Twórcy i rękodzielnicy. Zawsze staramy się to reklamować czy plakatami na rynku w Wiśniowej, czy pocztą pantoflową [śmiech], jeszcze są listy w Domu Kultury, gdzie można było się zapisać. Przed napisaniem projektu zawsze jest rozmowa. Nigdy nie doszło do jakiegoś pomówienia, że ktoś coś przegapił. Chętnych zawsze mieliśmy. Dla nas jest to dużym obciążeniem, jeśli chodzi o papiery. ? Wróćmy jeszcze do Pani profesji, czy odróżniłaby Pani technikę tradycyjną i współczesną? ? D.U.: Tradycyjnie a współcześnie – chyba w tym, że teraz wszyscy się pytają ile to kosztuje, bo to są piękne rzeczy a cena mu nie pozwala na zakup. Tego się nie przeskoczy – bo przy hafcie wychodzi za godzinę sześć złotych. No taniej się już nie da. Taki gorset wiśniowski wyszywa się przez cztery dni – cały czas. Zawsze staramy się dobierać kolory. ? Wcześniej za Pani czasów były już kolorowe cekiny? ? D.U.: Tak były, ale były to kolory nieodpowiednie, bo pęczniały. Tak zrobione jakby z kleju, bo jak tylko dostały wilgoć, to pęczniały. Miałyśmy ciocię w Stanach i tam zamawiałyśmy bardzo dobrej jakości materiały. ? A te wiśniowskie gorsety na ile Pani wycenia? Jeśli mogę wiedzieć oczywiście? • D.U.: Różnie, tysiąc złotych to jest takie minimum. Kwiatków nie można ani powiększyć, ani zmniejszyć, ani też wzorować się na innych gorsetach. My miały oryginały. Czasami zmieniałyśmy tylko kolory nici – żeby były inaczej. Ale dawniej a dziś? Bo ja wiem… to na pewno dawniej więcej zamawiali tych gorsetów, teraz mniej. • A jak miała Pani zamówienia dla kół gospodyń wiejskich, to czy te gorsety czymś się różniły? • D.U.: One się różniły trochę innymi wzorami kwiatów. • Ooo, czyli nie były identyczne, tak? • D.U.: Tak, różniły się elementami. Na przykład Wiśniowa a Lipnik – obszyciem się różnią. I wszystkie wsie czymś się różnią. Jest sześć wsi i każda wieś różni się kaletkami. • A na przykład panie z KGW z Lipnika miały wszystkie takie same gorsety, tak? • D.U.: Tak. O to chodzi, że wszystkie wsie z okolicy naszej gminy Wiśniowa różniły się tylko elementami, tak to były jednolite. Miałam taką gazetę z Chicago, którą przesłała mi ciocia ze Stanów, gdzie było zdjęcie dziewczynki występującej w naszym stroju regionalnym. W późniejszych latach też moja mama jeździła do Bukowiny na targi – no cały czas były zamówienia i praca. Ostatnio odkupiłam gorset jeszcze mojej babci. Idąc dalej, to w 2007 roku założyliśmy grupę „Ceprów” z siedzibą w Wiśniowej. Jestem założycielką wraz z taką jed- ną panią z Krakowa. Członkami było piętnaście osób z okolicy. I jesteśmy zgraną grupą. W 2008 roku zostałam prezesem Krakowskiego Oddziału Twórców Ludowych. No i moja córka ma własną firmę krawiecką i również szyje różne rzeczy. • O! To świetnie! A jak byście się Panie określiły i mama, i córka, czy artystkami a może twórczyniami? Kim Pani jest? • D.U.: Z zawodu jestem krawcową, haft był zawsze, od dziecka i nie przelicza się to na pieniądze. Trzyma nas to, że się to wykonuje rzetelnie z pasją. • A.B.: Twórczynie. • D.U.: Tak, określiłybyśmy się twórczyniami. Myślę, że znają nas tutaj jako twórczynie ludowe. • A swoją działalność jak byście Panie określiły? Praca, sztuka, działalność? • D.U.: Jeśli chodzi o gorsety to działalność kulturalna, hobby, a przede wszystkim wyrób tradycyjny. Za- wsze praca jest najważniejsza, i klient jest najważniejszy. Jeśli chce tańszy, to robie wszystko, aby się to zrobiło. • Pani mama miała warsztat, ale gdzie? • D.U.: W kuchni na stoliku wszystko, jest tego kilka kilogramów, jeśli jest lato to wyszywa się na polu i jest dla oczu bezpieczniej. I na górze jest kilka maszyn. Tak to innego, jak na razie, warsztatu nie mam. Sąsiadka wpadła na pomysł, abym w stajni, czyli w dawnej oborze, zrobiła warsztat. Ale na to potrzeba dużo pieniędzy. • A czy ma Pani gdzieś jakieś pomieszczenie pokazowe tych arcydzieł swoich? • D.U.: Nie mamy takiej potrzeby. Powiem szczerze, że nie chce mi się aż tak reklamować, bo dużo mamy zamówień. I żaden gorset mi się nie wrócił, każdy był zadowolony. Oczywiście do poprawek tak, ale żeby zare- klamować i oddać, to nie. Tak abstrahując, to mama mi jeszcze czasami mówi, a dlaczego ten kwiatek jest w ta- kim kolorze a nie w innym, a dlaczego jest to tak niżej, a powinno być wyżej i czy ja tego nie widziałam? [śmiech]. • To komisja wówczas przychodzi i sprawdza [uśmiech]. I na koniec zapraszamy jutro na inwentaryzację gorsetów do biblioteki. • Dziękujemy Paniom bardzo za cenną dla nas rozmowę! Fot. 147. Dwa pokolenia hafciarek wiśniowskich: Aniela Batko (od lewej) i Danuta Urbanik (od prawej), Glichów 2018 Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Fot. Anahita Rezaei Majka Jasek Profesja/umiejętność/praktyka: malarstwo, rękodzieło, twórczość pisarska Miejsce zamieszkania: Lipnik Pani Maria – dla przyjaciół Majka – urodziła się i mieszka w Lipniku (pod Kamiennikiem). „Maleńka jestem, to i niewiele mogę o sobie powie- dzieć. Ot, trochę zwariowana isto- ta”603 – przedstawia się na swoim blogu. Wszyscy, którzy ją znają mó- wią jednak zgodnie, że jest „wielka duchem”604. Ma niezwykły wrodzo- ny talent malarski. Łączy przeróżne techniki i ciągle eksperymentuje. Jest otwarta na nowości. Motywem prze- wodnim jej twórczości są anioły oraz Madonny, którym zdarza się, że wpla- ta elementy regionalnego stroju. Ko- lejne ulubione motywy to maki i sło- neczniki. Lubi malować na deskach, na papierze czerpanym, a nawet na kamieniach. Ukończyła również kurs pisania ikon. Po raz pierwszy sięgnę- ła po pędzel na Warsztatach Terapii Zajęciowej w Dobczycach, na które uczęszcza od 12 lat. Dziś malarstwo jest jej życiową pasją. To właśnie warsztaty pozwoliły jej poznać róż- ne techniki i rodzaje farb. Jest laureatką różnych konkursów plastycznych, w których chętnie bierze udział. W 2012 roku zajęła II miejsce w konkursie plastycznym „Ryby” organizowanym przez Dom Kultury w Sułkowi- cach. W konkursie plastycznym „Sercem i pędzlem”, organizowanym przez Starostwo w Myślenicach i Muzeum Regionalne „Dom Grecki”, otrzymała wyróżnienie za akwarelę „Widok z Chełmu”. W 2013 roku zajęła II miejsce w konkursie plastycznym „Magiczny las” organizowanym przez Dom Kultury w Sułkowicach oraz wyróżnienie w konkursie „Radosne Polowanie” organizowanym przez Myślenicki Ośrodek Kultury i Sportu. W 2015 roku zajęła I miejsce w konkursie plastycznym za wykonanie pracy techniką kolażu pt. „Drzewo i człowiek” orga- nizowanym przez Dom Kultury w Sułkowicach oraz I miejsce w konkursie plastycznym „Folklor w duszy gra” organizowanym przez Dom Kultury w Dobczycach za pracę, którą namalowała kawą. Pracę tę organizatorzy wybrali następnie na logo dyplomów i na plakat wspomnianego wydarzenia. Ma na swoim koncie parę wystaw, m.in. w Wieliczce (2012), w Gminnym Ośrodku Kultury w Pcimiu (2013), w Gminnej Bibliotece w Wiśniowej (2014), w Jasienicy (2014), w kościele parafialnym w Lipniku: Madonny (2015) oraz w kościele parafialnym w Trzemeśni: Madonny (2015), w Miejskiej Bibliotece w Mszanie Dolnej: „Układy z aniołami” (2015), w Muzeum Regionalnym „Dom Grecki” w Myślenicach: „Z natury czarowane” (2016) czy w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Wiśniowej: „Madonny i Anioły spod Kamiennika” (2017), z którym współpracuje w ramach różnych wydarzeń kulturalnych. Ponadto współpracuje ze Stowarzyszeniem Hospicyjnym „Bądźmy Razem” w Wiśniowej. Maluje dla niego anioły, które trafiają do darczyńców wspierających Hospicjum Domowe im. Królowej Apo- stołów. Kolejną dziedziną jej twórczości jest poezja i proza. Wspomniane warsztaty terapii zajęciowej wraz ze Stowarzyszeniem Wspierania Osób Niepełnosprawnych „Kolonia” w Sułkowicach wydały jej tomik wierszy 603 Majka Jasek, [online:] http://majkajasek.blogspot.com/, dostęp 2 IX 2019. 604 K. Hołuj, W małym ciele wielki duch. Tak można najkrócej opisać Majkę, „Dziennik Polski” 16 IV 2016, [online:] https://dzien- nikpolski24.pl/w-malym-ciele-wielki-duch-tak-mozna-najkrocej-opisac-majke/ar/9880283, dostęp 2 IX 2019. Nieśmiało szeptane605. Zdobyła wyróżnienie w 20. Ogólnopolskim Konkursie Literackim Prozy i Poezji dla Osób Niepełnosprawnych. Pani Maria jest osobą niezwykle aktywną i pełną humoru. Zaraża innych radością i ma dar skupiania wokół siebie ludzi. Przyjaciele opisują ją jako postać, przy której „wszystkie problemy się prostują” i która musi mieć „niesamowite wsparcie z samej góry”. Ojciec Pani Marii – Władysław Jasek – był w Lipniku cenionym stolarzem. Hodował też pszczoły. Portfolio pani Marii można zobaczyć na stronie Fundacji Sztuki, Przygody i Przyjemności ARTS z Myślenic: http://arts-fun.pl/portfolio/maria-jasek/. ? Czy Pani pamięta strój ludowy, jeszcze od babek swoich? Na zasadzie, czy babcie miały strój ludowy? ? M.J.: Moja babcia była góralką, pochodziła z Kasiny Wielkiej, ale była bardzo biedna i przypuszczam, że nie stać ją było na taki strój. Nie miała majątku jako takiego, jej majątkiem było to, że skojarzono małżeństwo, że wyszła w późnym wieku za mąż i kupili tutaj kawałek właśnie tej ziemi i dom, taki stary dom, pokryty strze- chą. Także właśnie my nie mieliśmy takich strojów, poza tym babcia miała taką swoją skrzynię tajemną, w której było ubranie na śmierć i ubranie do kościoła. ? I jak to ubranie wyglądało do kościoła? ? M.J.: To była taka odświętna spódnica, też taka bluzka była, zakładana tylko do kościoła i serdak, jak te gorsety, ale to nie było jak gorset dokładnie, ale ten serdak był uszyty. ? A to było z futrem? Z baraniny? ? M.J.: Nie, nie, to było z materiału. To była taka forma współczesnego biustonosza, że tak powiem i na to wszystko była taka wełniana chusta z frędzlami albo czarna, bo babcia miała dwie, albo w kratę. ? I to był czerwień? ? M.J.: Nie, zgnita zieleń – takie coś to było. I ona nie była tak bardzo gruba, bo babcia mnie nosiła w tej chuście na plecach i ona była taka do użytku. A najbardziej cenna była ta czarna, taka gruba z wełny i pamiętam, jak siostra całe lata nudziła babkę o tą chustę, bo ona chciała sobie z tej chusty uszyć kurtkę, a babcia nie chcia- ła dać, bo to było jej wiano, jej majątek cały. Ale w końcu unudziła siostra i uszyła tą kurtkę, ale stwierdziła, że się źle chodzi w tej kurtce i nie chodziła. A ja byłam zła, a bo: „po gówno brałaś tą chustę, mogła być, taka jaka była”, jak już była pocięta i zniszczona, to już z niej nie było nic. A tak… to tyle pamiętam. ? Pani zajmuje się sztuką, jak to się u Pani zaczęło? ? M.J.: U mnie nikt w rodzinie nie miał żadnych talentów do rysowania, nikogo to nie interesowało. Mama lubiła szycie, ale z tego jak szukałam, to moja rodzina była niezbyt uzdolniona w tym kierunku. Natomiast mnie zawsze ten ołówek w ręku, zawsze tak latał. A jako że byliśmy biedni, bo nie było pieniędzy i nie było dostępu do bloków, zresztą ich nie było, bo to były lata komuny, więc nic nie było. Ale miałam ołówek i mama mi zawsze pamiętam chowała takie torebki z cukru i one były takie brązowe, takie jak papier czerpany, one były szorstkie i tak fajnie się na nich rysowało. No i zawsze te torebki były pobazgrane, porysowane książki, marginesy, za- wsze mnie do tego ciągło, ale nie było możliwości… Wszystko się zmieniło jak zaczęłam uczęszczać na warsz- taty terapii zajęciowej do Dobczyc, otworzyła się filia i tam się załapałam. I tam były farby wszelkiego rodzaju, płótna, pędzle jeszcze, jak były dobre czasy i nie było ograniczeń to ooo… można było szaleć. I tam zaczęłam tak próbować z tym, że tak na dobrą sprawę to zaczęłam się poważnie tym zajmować, jak zgłosiło się do mnie Fot. 148. Wystawa prac Majki Jasek podczas Wiśnióweczki 2019. Fot. MART Fotografia 605 M. Jasek, Nieśmiało szeptane, Harbutowice 2013. Stowarzyszenie Hospicyjne „Bądźmy Razem”. Oni zaczynali swoją działalność i jakoś tak się zaprzyjaźniliśmy i oni chcieli, żeby im coś namalować dla darczyńców, no i pierwszy raz to były takie akwarelki, a potem ja za- sugerowałam, że skoro to jest pod wezwaniem aniołów, to prezentem powinny być anioły. Tak, tylko, że ja nie myślałam, że to będę sama malować tylko, że ktoś wesprze tą działalność, bo mamy dużo artystów, ale jak się jakaś inna osoba deklarowała, że namaluje to do tej pory tego anioła nie zobaczyliśmy, także co roku wiem, że muszę namalować na galę, ale to też była bardzo fajna współpraca bo było wsparcie, że mi kupią farby, materia- ły, a poza tym jest to warsztat z roku na rok, muszę coś nowego wymyśleć i jest to też rozwój, jak się to mówi. • A czy współpracuje Pani z gminą? Czy Pani też gdzie indziej jeździ ze swoimi pracami? • M.J.: Z gminą to tak nie bardzo, tzn. tak najpiękniejszy jaki miałam wernisaż to w Wiśniowej w Domu Kultury u pani Agnieszki606 i w zorganizowanie tego wernisażu były zaangażowane koła gospodyń wiejskich i też stowarzyszenie się dokładało finansowo, żeby to zorganizować, no to była Wiśniowa, potem jeszcze była w Mszanie wystawa, no i w „Domu Greckim” w Myślenicach to mieliśmy wspólnie z panem Dudą, no i w Krakowie w Klubie Wojskowym, a takich mniejszych nie liczę po kościołach i na razie mi przeszło z tymi wystawami. No a teraz to trochę taki inny klimat, bo znowu maluję ikony i świętych i to jest zupełnie inne malowanie, zupełnie inny charakter, no i akurat mnie to kręci. • A Pani czuje się jako osoba pochodząca stąd? • M.J.: Ja stąd. • A jak się nazywają ludzie, którzy stąd pochodzą? • M.J.: Lipnicony – Lipnik. Tylko, że my mamy swoje rejony, bo jest „pod lasem”, jest „wieś”. • A co jest takiego niezwykłego, czym można się pochwalić? Czy warto zapraszać ludzi tutaj w ten rejon? Co by to mogło takiego być? • M.J.: To na pewno czyste powietrze, bo jest jeszcze nie skażone różnymi przemysłami, na pewno fajni ludzie, serdeczni, ale generalnie to tak znamy się prawie wszyscy i jesteśmy tacy zwarci. • A jest tutaj dużo letników? • M.J.: Na pewno do rodzin, bo jak ktoś mieszka w mieście to odwiedzają i mają pokoje do wynajęcia, ale na szczęście to jeszcze nie jest taka obława. • A jak mówicie na Wiśniową? • M.J.: No do Wiśniowy. Z tego co słyszałam to troszkę jest… • Kosa? • M.J.: No właśnie. • A to zawsze tak jest między bliskimi miejscowościami. • M.J.: No, może teraz już tak nie, ale dawno to było, a z czego to wynikało, to nie umiem powiedzieć. • A u Was nazywają się śmigus, czy dziady? • M.J.: Dziady, ale jeszcze inaczej cygany i tu się integrują, i to jest ciekawe, bo biorą udział w tym inne miejscowości jeszcze Wierzbanowa, Kobielnik i przebierają się, ale jak to wygląda od kuchni, czy się nie piorą, to nie wiem, ale na ogół wtedy jest integracja. Tylko teraz to już nie jest to, co było dawniej. Teraz jest pod nadzorem, pod publikę. • Pod nadzorem? Na jakiej zasadzie? • M.J.: Publiczności. • Jak pytam Panów, to większość mówi że chodziła… • M.J.: Ooo… tak i to nie tylko kawalerowie, do tej pory chodzą, nawet włos siwieje, ale ten dalej idzie [śmiech]. • A skąd się wzięło to umiłowanie do świętości, tj. do postaci świętych? I do ikon? • M.J.: Bardzo mi się podobają prace nad tego rodzaju twórczością, bardzo mnie uspokajają, wyciszają. I jak to powiedzieć, moje zdrowie nie jest najlepsze i tak trochę się posuwa nie w tą stronę co trzeba, ale jak właśnie maluję taką ikonę, to tak się dobrze czuję, jakbym czuła taki dotyk. • Czy Pani wystawia swoje prace w Internecie? • M.J.: Na Facebooku607, wystarczy, Facebook mi wystarczy. • A jakieś produkty typowe dla tego rejonu, są jakieś? • M.J.: Oj muszę się zastanowić. 606 Mowa o Agnieszce Dudek – dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej oraz współautorce tej publikacji. 607 Majka Jasek, [online:] https://www.facebook.com/majka.jasek, dostęp 2 IX 2019. ? A są jakieś typowe potrawy tutaj dla okolicy? ? M.J.: Myślę, co jedliśmy dawno, w domu. Często robiliśmy ziemniaki utarte, mama to wyciskała przez tar- kę i zostawiała same te ziemniaki. To się trochę soliło i robiła takie kuleczki i rzucała na osoloną wodę, gotowała i robił się taki klej. Babcia lubiła to jeść ze skwareczkami, z topionym masłem, a ja zaś lubiłam z mlekiem i to było takie danie nietypowe. I jeszcze jak się robiło makaron, ale to w górach nazywają puchole, no i to ciasto ucinaliśmy zawsze na takie kwadraty, jak mama nie widziała, to pach i dawaliśmy na blachę i piekło się takie ciasto. ? Taki podpłomyk? ? M.J.: No takie coś. Co jeszcze z ojcem robiliśmy – talary – obieraliśmy ziemniaki i kroiliśmy w takie talary. No i na piec wkładał i podpiekało się z jednej i z drugiej strony, także takie były dania proste. ? A, czy jest tutaj tradycja parzystej liczy potraw na święta, czy nie parzystych? ? M.J.: Parzysta, bo mówiliśmy, że zawsze musi być 12. ? A czy choinki nie musiały być na stojaku, tylko u sufitu? ? M.J.: Tak. To tak było, bo mieliśmy tak w starym domu, bo dlatego, że to była tylko jedna izba i nie było pomieszczenia, żeby ją postawić, więc jedynie gdzieś albo u sufitu, albo na półce, choinka to podłaźnica608, tak też dawniej nazywano. ? I czym to było przyozdabiane? ? M.J.: Oj to głównie domowymi rzeczami: albo ciastka upieczone, albo bibułki, słoma. ? Takie łańcuchy? ? M.J.: Tak, co tam jeszcze, no jabłuszka czasami jak były małe, no tak raczej skromnie. ? A jak się to nazywało? Po prostu choinka? ? M.J.: Moja babcia mówiła podłaźnica, no nie wiem, czy to u nas tak nazywano, czy to u niej w Kasinie. ? A jest taki obrzęd u was związany z Wielkim Czwartkiem – kusiciel? Czy jakoś tak? ? M.J.: Nie, u nas tego nie ma. Jest to w Rudniku i w Sułkowicach to jest Judos, to tam mają taką tradycję, a u nas nie. ? I to jeszcze tam funkcjonuje? ? M.J.: Tak, nadal to głównie młodzież, tak jak u nas są Sobótki, to oni tam zbierają takie patyki, opony i potem się pali tego Judosa. ? Aha, czyli ognisko na zasadzie z tego, co się zbierze, tak? ? M.J.: Tak. ? I duże te ogniska? ? M.J.: No już teraz nie, bo weszła ekologia i nie wolno palić oponami, ale kiedyś to kto miał opony, to każde się paliło i były duże dymy, no i się skakało przez ogień, u nas, na Sobótkach. ? A były Wianki? ? M.J.: U nas nie. ? A kolędowanie? ? M.J.: Eee, to tak. ? A dalej jest? ? M.J.: Chodzą, ale jak chodzą to dzieci, tzn. było kolędowanie, jak zbierali na kościół, bo własnymi siłami ten kościół budowano przez mieszkańców i wtedy rzeczywiście z czterdziestu chłopa chodziło po kolędzie. Ale, jeśli chodzi o takie spontaniczne to dzieci, ale teraz były ładnie ubrane, ze skrzypeczkami, a czasami też sąsiedzi przyjdą pokolędować. U nas nie ma takiej tradycji muzycznej, bo nie jesteśmy muzykalni. Tata grał na skrzypcach i mama śpiewała takim operowym głosem. ? A ten wasz kościół lipnicki stary jest? ? M.J.: Eee nie, stawiany z kamienia ma więcej niż dziesięć lat. ? Mówiła Pani o początkach rysowania ołówkiem i zatrzymała może Pani te papiery czerpane? ? M.J.: Nie. ? Ojj to szkoda. 608 Por. podłaźnicka – drzewko iglaste, najczęściej jodła podwieszana w okresie Świąt Bożego Narodzenia pod sufitem czubkiem w dół, „Podłaźnicka to była tak jak teraz jest choinka, tylko do góry nogami wieszana, (…) pod sufitem była uwieszona. I na tym wiyszali takie ozdoby ze słomy (…). To była jodełka (…). Pod tym sie spotykali, całowali, podłaźniczka, podłazili, podchodzili jom – tak by powiedzieć”. Słownictwo i kultura ludowa…, s. 156. Fot. 149. Praca Majki Jasek. Fot. Joanna Dziadowiec-Greganić • M.J.: Jakoś nie przywiązywałam wagi. • A jaki był Pani pierwszy obraz? • M.J.: I też go nie mam, mam moje pierwsze aniołki i powiedziałam, że ich nie sprzedam, bo one są moje umilone. Jeden jest na starej desce, chyba nawet z mojego domu, a ten z kolei też jest wybrakowana deska, bo miał dziurę z kolei i namalowany jest farbami akrylowymi no i właśnie byłam bardzo ciekawa, czy farby akrylo- we będą malować na desce. • A na jakim drewnie Pani maluje? • M.J.: Jakie mi wpadnie w ręce, na którym się da malować to maluje – ja się na tym nie znam, jakie to drewno. • A farbami jakimi Pani maluje? • M.J.: Akwarelami. • A największy jaki jest albo był obraz, który Pani namalowała? • M.J.: Był ostatnio anioł i to było śmieszne, bo był taki jak ta ława i nie przewidziałam tego, że mam krótkie ręce i anioł miał w środku oczy i nie mogłam się dostać do tych oczu i tak obracałam, i tak… • To jak się udało? • M.J.: No kombinowałam, jak mogłam, ale już wiem, że takich dużych obrazów już nie, wolę mniejsze. • To całe podwórko jest wasze i macie takie malownicze ozdobione tymi figurami i kwiatami? Kto je zaprojektował? • M.J.: To już bratowa. Co za pech, że leje, bo tam jest taki stary domek przy zjeździe i to jest jeden pokój z mojego starego domu. Halinka go nazywa domek dla lalek, no ale tyle go zostało i to jest taka skrytka na różne narzędzia i też jest kwiatami wyozdobiony cały. Ale żeby to wszystko utrzymać, to też musi się Halinka napra- cować, aby to wszystko podlewać, bo my nie dysponujemy wodą z wodociągu tylko ze studni. • A pszczoły tutaj macie, ule? • M.J.: Nie, to są ule tylko na ozdobę. Dawniej miał ojciec. • I jak tata przestał hodować te pszczoły, to tego się później nikt nie podjął? • M.J.: Nie, no skąd. Szczęśliwi byli wszyscy naokoło, że nie ma już pszczół. Włącznie z moją siostrą, bo ją dobitnie kochają, bo gryzły i były agresywne i to jest też ciężka praca z pszczołami, [nie] że one sobie tam będą i koniec. Trzeba je karmić, potem miód wyjmować, później znowu dokarmiać, żeby nie zdechły, już nie mówiąc o rojeniu się, bo to jest już ceremoniał. Ale ja lubiłam, jak ojciec w komorze wydobywał miód, ja się nie bałam pszczół i wyjmowałam z tego plastra miód i jadłam, no pyszności. • A skąd Pani czerpie inspiracje na te aniołki? • M.J.: Trochę z głowy, trochę z Internetu, trochę podpatruję, a świętych to już nie zmieniam, bo to są pewne kanony. Muszę się trzymać tego jak jest, bo to kolorystyka i w ogóle. • A widzę tutaj, że ma Pani też z tkaninami? • M.J.: Tak, bo bardzo mi się podobają nasze stroje kwieciste itd. I tak sobie wymyśliłam, żeby ta Matka Boska była taka nasza – wiśniowska i żeby miała taki symbol, no i tak zrobiłam próbę i bardzo się to spodobało odbiorcom, bo jest inne i takie nasze. • A skąd ma Pani najwięcej klientów? Stąd, czy z sąsiednich miejscowości? • M.J.: A to różnie, ale raczej tak, z tego regionu. • Ile Pani, tak rocznie robi? • M.J.: Oj nie liczę, bo to trzeba, by było doliczyć do hospicjum jeszcze anioły, które były na galę. Raz zaczęłam to numerować, ale pogubiłam się. • Ale robi Pani zdjęcia? • M.J.: Taaak, robię. • A to można zliczyć? • M.J.: Bo to jest dokumentacja i mogę sobie podpatrzeć, jak to było. • A coś Pani robi oprócz tego malowania? Czy jakieś umiejętności Pani wylewa inne jeszcze? • M.J.: Powiem Panu, że już na to wylewanie inne nie mam czasu, ale piszę wiersze, ostatnio akurat brak czasu na to, ale jestem poetką. Podoba mi się dekupaż, ale kompletnie już na to nie mam czasu, żeby to robić i w to się bawić. I pozostaje malowanie. • A ma gdzieś tutaj Pani tomik swój? • M.J.: Tak, tak, mam, już pokaże. • To są Pani rysunki, tak? • M.J.: Tak, to są moje ilustracje. • Muzyka jest do tego napisana, a czy ten wiersz jest na Youtubie? Czy można go gdzieś posłuchać? • M.J.: Chyba nie, bo ja nie jestem taka medialna609. • A ma Pani to nagranie, tą piosenkę? • M.J.: Mam, ale gdzie? Ohoo… ja to mam w archiwum, zdjęcia. Bo to było wykonane na wernisażu w Myślenicach. • Czyli to było na żywo robione, tak? • M.J.: Tak. • Czyli po prostu nie zostało nagrane, tak? • M.J.: Nie ma nagrania. Był jeszcze do tego teledysk, co nagrywaliśmy wspólnie. • Ooo. A gdzie są Harbutowice? • M.J.: Koło Sułkowic, bo najpierw warsztaty były w Harbutowicach, później w Myślenicach, a następnie w Dobczycach. Tutaj w Dobczycach mamy najlepiej, bo jesteśmy w szkole w części internatu. Ja się załapałam na Dobczyce. Jak się przykleiłam do tych warsztatów, tak nie mogą mnie wykopać. • Jest Pani instruktorką? • M.J.: Nie, uczestnik. Ale też mam fajną pracownię, fajną panią, malujemy albo nie malujemy, jak nam się nie chce. Wcześniej w ramach warsztatów wyjechaliśmy na wycieczki i jedna z nich była do Włoch na trzy dni. A tak, to są wyjazdy do teatru, na wycieczki, teraz jest biedniej, ale wcześniej całą Polskę zwiedziliśmy. • A chce Pani żebyśmy zrobili portret? • M.J.: Jak się już zgodziłam na wywiad, to na portret też. • Super! Dziękujemy bardzo za rozmowę i za portret! 609 Dostępny jest natomiast materiał z wystawy Majki Jasek. Zob. „Madonny i anioły spod Kamiennika” – wyjątkowa wystawa wyjątkowej artystki w Wiśniowej, [w:] Myślenice ITV Telewizja internetowa, 9 II 2017, [online:] https://www.youtube.com/ watch?v=fyVUkrgaHPc, dostęp 2 IX 2019. Fot. Anahita Rezaei Jan Szczepanik Profesja/umiejętność/praktyka: malarstwo, pozłotnictwo, teatr amatorski, chów i hodowla królików rasowych Miejsce zamieszkania: Glichów Urodzony w rodzinie wiejskiej w obecnym województwie mazowieckim (okolice Ciechanowca). Do gminy Wiśniowa przybył wraz z żoną, która postanowiła wrócić w rodzinne strony. Mieszkają tu od 25 lat. Malarz i złotnik amator. Wykształcenie średnie ogólne. Przed przyjazdem przez osiem lat pracował w Wyższej Oficerskiej Szkole Radiotechnicznej w Jeleniej Górze jako plastyk. Tworzy przede wszystkim obrazy olejne. Kiedyś częstym tematem jego prac były pejzaże i martwa natura. Z czasem skupił się na wizerunkach ludzi. Zainteresowanie malarstwem pojawiło się już w szkole średniej. Malować nauczył się sam, zdobywał wiedzę dzięki książkom i poprzez obserwację. Potrafi zrobić dobry grunt, samodzielnie przygotowuje podobrazia, a nawet ramy, które – jeśli sytuacja tego wymaga – również rzeźbi. Sztuki złocenia (pozłacanie złotem naturalnym oraz szlagmetalem) nauczył się od konserwatora zabytków, z którym niegdyś współpracował. Dzięki tej współpracy czynnie uczestniczy w licznych pracach konserwatorskich. Szczególne osiągnięcia ma jednak w malarstwie sakralnym. Ślady swojej twórczości pozostawił w wielu kościołach i kaplicach w Polsce i poza jej granicami. Należą do nich m.in. Chrystus Miłosierny oraz cykl Drogi Krzyżowej w kościele św. Jadwigi Królowej w Lipniku, Chrystus Miłosierny, Matka Boża Nieustającej Pomocy oraz bł. Aniela Salawa w kościele pw. św. Marcina w Wiśniowej, św. Rita, Chrystus Miłosierny, Matka Boża Nieustającej Pomocy oraz cykl Drogi Krzyżowej w Balinie czy bł. Aniela Salawa w Luborzycy. W 2002 roku pan Jan miał wystawę swoich prac w Muzeum Diecezjalnym w Płocku. Ponadto na swoim koncie ma udział w giełdach wystawienniczych o zasięgu regionalnym i ogólnopolskim. Jest instruktorem w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Wiśniowej, gdzie prowadzi zajęcia malarskie. Po przejściu na emeryturę to właśnie edukacja stała się dla niego nową pasją. Tworzy programy nauczania malarstwa mające na celu zaszczepianie w dzieciach twórczego podejścia do życia. Pragnie, aby zostały one włączone do edukacji formalnej. Jego wielką pasją, poza sztuką malarską, złotniczą i teatralną (działa w amatorskim zespole teatralnym), jest hodowla i wystawiennictwo rasowych królików. Posiada ponad dwieście rasowych sztuk. Należy do Stowarzyszenia Artystycznego „Teatr Kultura i My”, Stowarzyszenia Twórców i Artystów „Cepry” oraz Małopolskiego Stowarzyszenia Hodowców Królików Rasowych i Drobiu Ozdobnego, które ma swoją siedzibę w Wiśniowej. Córka Pana Jana – Wioletta Szczepanik-Przytuła – również należy do Stowarzyszenia „Cepry”, zajmuje się biżuterią artystyczną oraz florystyką. Pan Jan w swoim domu zorganizował pracownię, w której tworzy oraz własną galerię. Można tam zakupić jego prace. Maluje również na zamówienie. Ojciec i brat pana Jana byli stolarzami. Za młodu pan Jan pracował też jako cieśla. • Proszę mi powiedzieć, czy Pan jest wiśniowianinem? Skąd Pan pochodzi? • J.S.: Ja urodziłem się na Mazowszu, ale żonę mam stąd i przywędrowałem tutaj z Mazowsza, ale wcze- śniej zaczepiłem się o Jelenią Górę. Można powiedzieć, że jestem mieszkańcem Polski w różnych rejonach. A też przez pewien czas mieszkałem w Płocku. W tej chwili w Wiśniowej, tutaj w naszej gminie mieszkam od 24 lat, także klimat wiśniowski nie jest mi obcy, chociaż nie rozmawiam taką tradycyjną mową wiśniowską tylko tam, gdzie się urodziłem – to taką mową się posługuję. • A z jakiego rejonu Mazowsza Pan pochodzi? • J.S.: Spod Ciechanowa. Przez pewien czas Ciechanów był województwem, tak samo Jelenia Góra. • A gdzie się Państwo poznali? Bo gdzie tam Ciechanów, a gdzie Wiśniowa? • J.S.: Więc ona się tu tylko urodziła, gdy miała roczek rodzice wywędrowali na tzw. Ziemie Odzyskane, bo tam wtedy były czasy powojenne, wiadomo jak ludzie z Polski i nie tylko szukali chleba a ciężkie czasy były i w związku z tym pojechali na te Ziemie Odzyskane do Jeleniej Góry. Tam się osiedlili i tam do tej pory mojej żony matka mieszka, która jest już dość sędziwą staruszką ma ponad 90 lat grubo. No ale tam jest i mieszka ze swoją córką. A nas tu właśnie przywiodła tradycja żony, bo zatęskniła za tymi miejscami, gdzie się urodzi- ła. A poznaliśmy się z żoną w Jeleniej Górze, a ja też tam miałem siostrę i przywędrowałem, jako, że młody człowiek byłem, to moja siostra mnie do swojego domu przygarnęła. No i ja tam żonę poznałem i długo tam mieszkaliśmy, mając jeszcze dwójkę dzieci i później postanowiliśmy, że będziemy nasze starsze lata spędzać w Wiśniowej. I tutaj wybudowaliśmy sobie domek, mieszkając tam jeszcze w Jeleniej Górze, trwało to dość długo bo dziewięć lat, bo dość długa była odległość, ale w końcu żeśmy tu przywędrowali. • A jak Pan tutaj budował dom, to korzystał Pan z pomocy lokalnych rzemieślników? • J.S.: Trochę miałem rzemieślników z Jeleniej Góry, bo kolegów tam miałem trochę. A takich podstawo- wych rzemieślników miałem stąd. Koparka pracowała nad fundamentami, później murarze byli stąd, później przy instalatorze trochę mi brat pomagał, bo był znawcą hydrauliki później z kolei… • A stolarze? Stolarka? • J.S.: A stolarkę to właściwie ja samo sobie robiłem, bo różne rzeczy wykonywałem w swoim życiu, a ponieważ brat był stolarzem i ojciec, więc im pomagałem. A jak byłem młodzieńcem to cieślą byłem, tak więc stolarskie rzeczy sam wykonywałem, takich wiadomo podstawowych, takie rzeczy jak drzwi czy okna to kupowaliśmy. • A co Pana tutaj urzekło, że się tutaj wróciliście? • J.S.: Była taka pogłoska za czasów komunistycznych, że tak określę, że trzeba się z tych Ziemi Odzyska- nych wydostać no i także ciągnęło mnie, aby też stamtąd uciec, a poza tym, żeby też zmienić klimat. Rzekomo ten klimat był zdrowszy, a poza tym korzenie żony się do tego przyczyniły. • Pan tutaj mieszka ile lat? • J.S.: Około 24 lata. • A na przykład w porównaniu z Mazowszem to czy jakieś dziwne zwyczaje tam były odmienne niż tutaj? • J.S.: Pod względem etnograficznym klimat był zupełnie inny, tam nie było takiej zdecydowanej gwary. Tam była mowa staropolska, ale akcenty tam też przemawiały, że człowiek z tego regionu pochodzi. Natomiast tutaj też to się zaciera już powoli. Ale z początku, jak żeśmy tutaj przyjechali, to trudno mi było się ze starszymi osobami szczególnie porozumieć, bo niektóre określenia były dla mnie zupełnie obce, nawet już młodzież nie naśladuje starszych i zapomina o tym wszystkim, chociaż… • A oprócz mowy? Na przykład obrzędowość roczna? • J.S.: Przyjechaliśmy, jak już córki były dorastające. Kawalerowie, a szczególnie właśnie w tym okresie wielkanocnym, kiedy te dziady grasują, to oni pilnowali swoich tradycji i spod maski próbowali wtargnąć do naszego domu, a myśmy ich przyjmowali, częstowali. Byli prawie do późnych godzin, prawie do rana, chcieliśmy się dobrze zapisać w tym rejonie, nie chcieliśmy się odseparowywać. Jakąś tradycję ma w sobie, chociaż nie do końca to akceptuję. Bo to jest takie przebieranie się a pozorowanie kogoś innego, a to jakoś do mnie nie prze- mawia. Nie mniej jednak, to są takie wyjątkowe rzeczy w Polsce i do tej pory to szanuję. Co jeszcze, no zupełnie inaczej, tutaj niektóre tradycje takie ludowe na przykład wesela, oczywiście teraz to już inaczej wygląda, ale jak tutaj przyjechaliśmy, to były te wesela tradycyjne. Nie odbywały się w lokalach tylko najczęściej to były wesela u młodej pani. Jeśli nie było warunków, żeby to było w domu to na podwórku albo gdzieś tam rozkładało się sceny610 i namioty, byli zapraszani goście ale i nie tylko, mogli na to wesele przybywać wszyscy, komu się to 610 Sceny, tańcownice, czyli podest do tańca, często stawiano na wiśniowskich podwórkach. Na nich odbywały się weselne za- bawy. W XV wieku, taniecznicą nazywano z kolei salę do tańczenia. Zob. A. Brückner, Słownik etymologiczny języka polskiego, Kraków 1927. podobało, tzw. słaza, czyli Ci wszyscy, którzy chcieliby być na weselu, i to było o tyle fajne, że przychodzili obcy ludzie i ich się nie odtrącało. Wynosiło się do tych ludzi jakieś ciasto, alkohol itd. To mi się podobało, bo było to swobodne. Pewnie już państwo słyszeli o potrawach regionalnych, na przykład kwaśnice się robi w górach albo chrzanówkę na Święta Wielkanocne – podstawą jest chrzan, a później są jakieś dodatki jako kiełbaska, żeby czymś wędzonym było czuć i taką zupkę robi się raz w roku. • A taki zwyczaj ściemniacz związany z Wielkim Czwartkiem? • J.S.: Też się już zaciera, ale wiem, o co chodzi. Ja mieszkam teoretycznie na terenie tej gminy Wiśniowej, ale mieszkam w Glichowie i to jest już oddalone od centrum tej gminy. Ze względu na to, że to jest troszeczkę zapomnianym terenem, bo tam te psikusy się odbywały, bardzo często i nikt do nikogo nie miał pretensji, bo po Wielkim Czwartku, czyli w piątek zbierało się rzeczy, które były poroznoszone. To taka była tradycja dość uporczywa dla domowników, bo wkładali różne rzeczy do kominów, ale teraz już tego nie ma, ale jeszcze się zdarzają. Jak jedzie się w Wielki Piątek i widać gdzieś tam jakąś przyczepę na drodze w jakimś zaułku wywie- zioną albo kupę gnoju, gdzieś komuś podrzucili. Zazwyczaj jest tak, że te psikusy są dokonywane koło domu, w którym jest jakaś młoda dziewczyna. • Proszę powiedzieć na temat tego, co Pan robi? Jak się tutaj osadziliście, to Pan był już na emeryturze czy był Pan czynny zawodowo? • J.S.: Ja od samego początku zdradziłem swoje talenty, bo w podstawówce mówiła mi nauczycielka, bo to były czasy bardzo trudne, bo ciężko było i talent odkryć i zdobyć rzeczy do malowania. Ale kiedyś nauczy- cielka od rysunku – bo tak to się kiedyś nazywało – mówiła, żebym nie zarzucał tego, tylko żebym ćwiczył te rysunki, po prostu żebym się rozwijał. I w związku z tym zrozumiałem, że coś we mnie drzemie, ale nie miałem możliwości, aby skończyć jakąś szkołę artystyczną. Jestem amatorem takim absolutnym. Niektóre rzeczy są przeze mnie wypracowane, a niektóre poprzez kogoś zdobyte. No i teraz właściwie maluję dużo dość, tam na dole te prace są niektóre moje a niektóre pań, które też korzystają z mojej pomocy. Prowadzimy tutaj takie stowarzyszenie i niektóre z tych pań zajmują się też malowaniem, ale mam tu też bardzo pokaźną grupkę dzieci z naszego rejonu, które chcą się sprawdzić. Rodzice, powiedzmy ich kierują, ale mam wśród tej grupki czterdzie- stoosobowej, to jest grupa rotacyjna. No i tych prac mamy mnóstwo na zapleczu. Ja jak maluję, to przemalowu- ję rzeczy, które wydają mi się, że one są po prostu nie trafione albo, że nie chcą kontynuować tych prac. To na tych płótnach maluję, bo my tu przyjmujemy taką zasadę, chociaż nie jestem profesjonalistą ale profesjonalnie chcemy, żeby te prace wyglądały: na płótnie i podobrazie ja im sam robię. • A materiały skąd są zamawiane? • J.S.: Z Internetu. Niektóre prace wymagają takich typowych blejtram611, no bo to u stolarzy robię, to tutaj jest sporo takich stolarzy, którzy umieją to zrobić. To nie jest takie proste, bo składa się z takich elementów zazębiających się wzajemnie. Ale są tacy stolarze, którzy mi wykonywali blejtramy. • A pamięta Pan, u kogo to zamawiał? • J.S.: U Adama Paździo, taki młody stolarz z Wiśniowej, robił mi też w Lipniku na Kątach jest takie osie- dle i tam jest dwóch braci stolarzy, i oni mi w zasadzie obydwoje robili ramki. Też lokalni stolarze robili, a tutaj zrobiłem taki decoupaqe na ramce… • A skąd się wzięło u Pana złotnictwo? • J.S.: A od tego jak robiłem coś fajnego do publicznego miejsca, gdzie był ten obraz prezentowany pu- blicznie, to chciałem, żeby ramki wyszły jakieś ładne, to wcześniej sam coś rzeźbiłem. Teraz mi na to już ręce nie pozwalają, to jest wbrew pozorom ciężka praca, bo palce bolą niesamowicie. No i żeby ta ramka wyglądała dobrze, to i chciałem nabyć tej informacji, w jaki sposób się to robi, aby ona się godnie reprezentowała. Miałem takiego kolegę, on już jest w tej chwili nieżyjący, który był przez pewien czas na wschodzie i później po przy- jeździe, jak już miał wiek, to przyjechał z Ukrainką, która też zajmowała się profesjonalnie takimi rzeczami i oni przeprowadzali renowację w kościołach. • Jakie to były lata? • J.S.: To były lata 80., 90. i przyczepiłem się do nich, bo jak poderwali jakąś robotę do określenia trudną dla nich, że trzeba było pomocy, to mnie odkryli tutaj i ja im pomagałem. W ten sposób nauczyłem się różnych rzeczy, a to było dla mnie bardzo wartościowe. Później już ta Ukrainka wyjechała i został sam już mój kolega Jerzy, który już w tej chwili nie żyje. Więc żeśmy we dwóch w różnych kościołach robili. A tu w Wiśniowej cały kościół odrestaurowaliśmy, polichromii żeśmy nie ruszali, bo to właściwie nie mieliśmy do tego uprawnień. • Kiedy był ten wiśniowski kościół restaurowany? 611 Blejtram (krosna malarskie) – rama z profilowanych listew, zwykle prostokątna, na którą naciąga się i przybija płótno malarskie. Blejtram, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/Blejtram, dostęp: 10 IX 2019. ? J.S.: Gdzieś około 15, 16 lat temu. No i tutaj pracowaliśmy ponad trzy lata przy tych obrazach. Ołtarze, później ambona. W Raciechowicach w parafii sąsiedniej, też żeśmy pracowali, też żeśmy takie rzeczy zrobi jak złocenia. Ja też obrazy robiłem do kościoła w Lipniku. Droga Krzyżowa jest przeze mnie malowana i Chrystus Miłosierny też, z którym miałem problemy, bo nie chcieli mi go zaakceptować. ? A dlaczego? ? J.S.: Dlatego, że jestem amatorem, wiadomo, że ludzie, którzy decydują o tym chcieliby mieć swojego wykonawcę. Robiłem poprawki i w końcu mi ten obraz zaakceptowano i według mnie, on jest naprawdę niezły, Droga Krzyżowa jest kopią Drogi Wiśniowskiej, bo parafia Lipnik powstała na bazie parafii w Wiśniowej. Ta Droga Krzyżowa w Wiśniowej jest dobrze zrobiona, ale wypielęgnowaliśmy ją, bo trzeba było ją oczyścić tro- chę. Takie rzeczy nie konserwatorskie tylko takie upiększające, ale jeszcze w wielu kościołach moje rzeczy są. ? A czy Pan wykonuje prace dla społeczności lokalnej? I gdzie Pan sprzedaje te obrazy? ? J.S.: Swoich obrazów teoretycznie mam mało, bo na różne okoliczności się rozdaje, ale zdarza się, tak na przykład teraz miałem dwa zamówienia od takich ludzi, którzy się ze mną zetknęli. Chcieli mieć moje obrazy i zamawiają sobie, ja jestem malarzem amatorem, w związku z tym nie są to jakoś wygórowane ceny. Popyt na to jest, ale nie dawałbym rady tego sprzedawać, bo w tej chwili część swojego życia tym dzieciom poświęcam. ? A stowarzyszenie kto otworzył? ? Między innymi też ja, a w ogóle to jest u nas dużo stowarzyszeń np. „Ceprów”, inicjatorem m.in. byłem ja ale i też kobiety, które się zajmują hafciarstwem, to one też chciały, żeby się zrzeszyć. ? A skąd ta nazwa „Cepry”? ? J.S.: Słowo cepr oznacza, jest to taki przybysz, który się do regionu nie dostosował jeszcze, czyli na przy- kład jak na Śląsk przyjedzie jakiś człowiek, to go nazywają ceprem, na przykład jest to człowiek o innej tradycji. I to nasze stowarzyszenie zrzesza różnych ludzi na przykład mamy dwóch rzeźbiarzy. ? A ile jest hafciarek w tym stowarzyszeniu? ? J.S.: Oj hafciarek jest dużo, na przykład jest hafciarka klockowa, ona jest z Glichowa612. ? A są gorseciarki? Robią gorsety? ? J.S.: Tak, bo szefowa jest gorseciarką613 i nie tylko, bo ona dużo innych rzeczy haftuje. Są panie takie, które szydełkują, jest jedna garncarka, ma piec garncarski i robi artystyczne rzeczy. ? A oprócz tego stowarzyszenia są inne jeszcze? ? J.S.: Tak, do których też należę, na przykład Stowarzyszenie TKM, czyli „Teatr Kultura i My” no i tutaj uprawiamy takie różne sztuki sceniczne, ale jest jeszcze stowarzyszenie hodowli królików i którego też jestem właściwie uczestnikiem. ? Hoduje Pan króle? ? Tak, powiedziałbym, że dość profesjonalnie, w tej chwili mam ich 200, to wszystko jest rasowe. ? A jak to wygląda? To jest jakiś ciąg tych klatek? ? J.S.: Różnie to jest, bo mam rozwiązania też, że są one na świeżym powietrzu, ale to wszystko musi być w klatkach. Królik rasowy nie może być luzem, bo będzie nierasowych właściwości. ? A jakie są tutaj najbardziej popularne rasy? ? J.S.: Jest taka rasa, która jest rasą polską, jedna z nielicznych ras jest to królik biały wyhodowany w Myślenicach właśnie. ? I on się tak nazywa królik biały? ? J.S.: On jest królik biały, ale on ma swoją specjalną nazwę, ale nie mogę sobie przypomnieć, ale do tego jeszcze wrócę. O mam, popielański614, do Popielowa została przeniesiona ta hodowla, bo on został wyhodowa- ny na białym belgu615 takim dużym króliku. Ja się zajmuję całkowicie inną rasą. ? A jaką? 612 Mowa prawdopodobnie o Katarzynie Urbanik – hafciarce i koronkarce z Glichowa. 613 Mowa o Danucie Urbanik – hafciarce, koronkarce, krawcowej z Glichowa. Wywiad z nią zob. nią zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). 614 Rasa popielański biały – jedna z nielicznych ras królików, która została wyhodowana w Polsce poprzez skrzyżowanie białego ol- brzyma belgijskiego z polskim białym. Zob. Popielniański biały, [online:] http://www.krole.pl/75-Popielnianski.html, 16 IX 2019. 615 Belgijski olbrzym – rasa ta pochodzi z prowincji Gent w belgijskiej Flandrii. Historia powstania flandrów nie jest dokładnie znana. Dziś należą one do największych królików dostarczających dużych ilości doskonałego mięsa. Zob. Belgijski Olbrzym, [online:] http://www.krole.pl/14-Belgijski-Olbrzym-.html, 16 IX 2019. • J.S.: Ja hoduję rexy616. • Ooo tak po królewsku. • J.S.: Tak, bo to jest kwintesencja rasy królewskiej i one są specjalne o krótkim futerku i wśród nich też są karłowate króliki. Też trochę mam tych miniaturek, w każdym bądź razie specjalizuję się w białych czerwono- okich rexach i rexy rysie. Ryś ma taki zdecydowany jeden kolor, on jest taki beżowo-szary, tak bym powiedział. Ryś ma trochę jasnego, ale na podbrzuszu, on nieraz jak jest nieczysta rasa, to ma takie pędzelki i parę włosków ma innych. • A dużo tych królików sama Wiśniowa hoduje? • J.S.: Więc my tutaj założyliśmy małopolskie stowarzyszenie hodowli królików617, bo tutaj jest siedziba, to jest dla nas bardzo ważne. Prezeską jest córka dawnego prezesa, który już nie żyje. Nie tak łatwo było znaleźć na terenie króliki rasowe, a od tego trzeba było zacząć. Stowarzyszenie ma to do siebie, że musi być członków co najmniej 15. Jest również stowarzyszenie lotniarzy618, do którego już nie należę… chociaż mi się marzyło, ale jestem już w takim wieku, że już dajmy sobie spokój. • W sensie z czego słynie Wiśniowa, to jest dużo rzeczy, bo są te króle, artystyczne stowarzyszenia i ci paralotniarze? • J.S.: My, jeśli chodzi o stowarzyszenie hodowli królików, to nie rozwinęliśmy się, ale to dlatego tylko, że jakoś tak nie kwapimy się do tego, tzn. zarząd, aby zapraszać na wystawy obcych ludzi. Tak się trzymają kupy sami swoi, ale to dla królików nie jest dobre, może dobrze się trzymamy kupy, czyli tradycji swojej, ale dla królików nie. Królik rasowy powinien być tatuowany, w tych uszach powinien mieć tatuaż i numer w prawym i lewym uchu. Potem powinien mieć numer hodowcy w prawym i no, jeśli nie będziemy się rozwijać to, ja na przykład należę również do krajowego stowarzyszenia hodowli zwierząt, ze względu, że tych królików mam sporo, to jeszcze mnie jakoś nęci, żeby te króliki gdzieś pokazać. • Kto to tatuuje? Weterynarz czy Pan sam? • J.S.: Sam tatuuję. A jest jakaś maszynka do tego? J.S.: Tak jest. To się wypożycza, czy trzeba kupić? J.S.: Nie no, to trzeba kupić, to jest sprzęt dość profesjonalny, bo tam są określone numerki, ściska się ucho i wybija te numery. Ale do czego dążę, że my nie możemy wystawiać za granicą królików. Bo nie należymy do zrzeszenia polskiego. • A jaka jest nazwa własna? • J.S.: Małopolskie Stowarzyszenie Królików Rasowych i Drobiu Ozdobnego. Jeśli chodzi o drób to jakieś rasowe kurki, gołębie, bażanty. • I tutaj w Wiśniowej? • J.S.: Tutaj od drobiu nie ma nikogo, ale w Lipniku jest człowiek, który ma pawie i bażanty, tak samo w Glichowie, w Szczyrzycu… • A króliki u Pana skąd się wzięły? • J.S.: A, że pochodzę ze wsi i jako dziecko chodziłem do szkoły podstawowej, to trzeba było mieć królika, no bo jak koledzy mieli, prawda? Na wsi tak jest. Przede wszystkim woda jest dla królików najważniejsza! • A Pan te króliki później sprzedaje? Czy co Pan z nimi robi? • J.S.: Królik jest zwierzęciem, co jest wyhodowany dla mięsa, ale ja jestem jedynym członkiem w stowa- rzyszeniu, co ma te rexy, to one są wyhodowane szczególnie na to futerko, czyli i mięso, i futerko. • Ja kojarzę, takie całe rude? • J.S.: Każdy królik, czy karzełek, czy inny, nie żyje długo… 616 Rex – królik rasy rex powstał przede wszystkim w wyniku chęci uzyskania idealnego, puszystego i miękkiego futerka, które będzie pozbawione tzw. włosów rdzeniowych, które nie były tak pożądane jak puch rosnący nieco niżej. Normalna okrywa tych królików utworzona jest z tzw. ości, czyli wspomnianych włosów rdzeniowych, oraz z puchu. Poza tymi zasadniczymi składnikami wyróżniamy jeszcze specjalne włosy dotykowe i ochronne, które występują zwłaszcza na głowie, w okolicy pyszczka i nozdrzy jako tzw. wąsy. Po raz pierwszy rasa ta wystąpiła zupełnie niespodziewanie w 1919 roku w hodowli we francuskiej miejscowości Pringe-Louche. Reksy pojawiły się tu wśród licznego pogłowia jednolitej hodowli zajęczatych olbrzymów. Zob. Rex, [online:] http://www.krole.pl/20-Rex.html, 16 IX 2019. 617 Mowa o Małopolskim Stowarzyszeniu Hodowli Królików i Drobiu Ozdobnego z siedzibą w Wiśniowej. Zob. https://mshkrido. pl.tl/, 16 IX 2019. 618 Mowa o Stowarzyszeniu Paralotniarzy Beskidu Wyspowego. Zob. http://www.spbw.pl/, dostęp 16 IX 2019. ? Pięć lat? ? J.S.: No powiedzmy, ale się go dłużej nie trzyma. Na ogół jest tak, że jak królik ma trzy lata, to już go trzeba przeznaczyć na pasztet, bo on i do rozmnożenia się nie nadaje, do pięciu lat hodowcy raczej nie trzymają królików. On się już wtedy na wystawę nie nadaje, tak jak w każdej fermie. ? A czy w okolicach są jakieś jarmarki? Czy jeździ Pan coś kupować? ? J.S.: Dla hodowcy to jest bardzo dobre pytanie, bo jeśli się ma ileś królików i jeszcze przy tym kilka ras, to od czasu do czasu trzeba zmienić samczyka. Ja bym to bardzo często robił, ale nie korzystam z jarmarków, ale na jarmarki jeżdżę. Ja się staram, żeby moje króliki miały tą samą rasę, to ja na jarmarkach nie kupuję, bo tam zazwyczaj nie ma prawdziwej rasy. Chociaż jak ja chcę sprzedać, to czasami mi coś zaimponuje. Albo żeby zmienić coś w hodowli to korzysta się z wystaw, a że sprzedaje się na wystawach to też kupuję. Są w Myślenicach jarmarki, gdzie są króliki. ? To macie swój sektor? ? J.S.: Tak, ale na jarmarkach nie ma rasowych, są jarmarki w Szczyrzycu, w Mszanie, w Gdowie tutaj w pobliskich okolicach. ? Wszędzie tylko nie w Wiśniowej? ? J.S.: No tak, ale ja kupuję najwięcej królików na jarmarkach w Pszczynie, to tam jeżdżę i kupuję. Ale wymieniamy się tutaj królikami z hodowcami, bo nie ma tutaj jarmarków więc trzeba sobie jakoś radzić. Jeszcze trzeba było abym zarejestrował te swoje króliki i tak to mi się ciągnie ta moja działalność… ? Dziękujemy bardzo za rozmowę. Fot. 150. Praca Jana Szczepanika, wystawa Wiśniowskie Dziedzictwo podczas Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, Wiśniowa 2019. Fot. Joanna Dziadowiec-Greganić Fot. Anahita Rezaei Aleksander Kus Profesja/umiejętność/praktyka: konstrukcja i mechanika maszyn, kowalstwo, ślusarstwo, rolnictwo, muzykowanie (harmonia), handel Miejsce zamieszkania: Węglówka Pan Aleksander urodził się i całe życie mieszka w Węglówce. To niezwykle uznany w okolicy konstruktor i me- chanik maszyn, głównie rolniczych. Przez wiele lat zajmował się również kowalstwem. Posiadał własną kuźnię. Następnie zajmował się także ślusarstwem. W domu rodzinnym ma warsztat, w którym pracuje czynnie do dziś mimo podeszłego wieku – 85 lat. Jest on prawdziwą miejscową „złotą rączką”. Poza wspomnianym konstru- owaniem i reperowaniem maszyn, pan Aleksander zasłynął z teatralnej konstrukcji, którą nazwał „Harnasie”. Zaprojektował ją – jak sam podkreśla – w czasie wolnym przede wszystkim po to, by cieszyła okoliczne dzieci. Wykonał ją w dużej mierze z różnych części maszyn rolniczych. Po podłączeniu do prądu i uruchomieniu kon- strukcja stanowi dla jej twórcy tło podczas wygrywania na harmonii lokalnych melodii. Całość tworzy niepo- wtarzalny spektakl, który rejestrowały już nie jedne media i nie jedna prywatna kamera. Pan Aleksander jest „skarbnicą” lokalnych melodii, piosenek i śpiewek. Nadal tworzy też własne. W młodości był znanym muzykan- tem grającym po weselach, przy okazji rozmaitych świąt i imprez regionalnych. Ponadto pan Aleksander przez całe życie prowadził gospodarstwo rolne, które przekazał synowi. Syn pana Aleksandra jest również stolarzem. ? A.K.: Gdzie tam o Węglówce wiecie? ? Dlatego tu u Pana jesteśmy, by się o niej dowiedzieć. ? A.K.: Boże kochany. Ja za swego żywłota byłem roz ino we Warszawie. ? Jest Pan z Węglówki i całe życie mieszkał w Węglówce? ? A.K.: Tak, tak, tum się urodził i tu mieszkamy. ? A czym się Pan zajmował albo zajmuje? ? A.K.: Rolnictwem się zajmowałem, ale prowadziłem najprzód kuźnię, prowadziłem tutaj. No, robiłem pewnie ze 25 lat w kuźni. ? A to była Pana kuźnia, czy Pan w niej pracował? ? A.K.: Moja, moja. Postawiłem, no i to na downe casy była kuźnia, była to ta była fabryka. Robiło sie na forse. Co tydzień to łinny gospodarz był. Co tydzień to był inny pomocnik, bo komu się robiło wóz, no to musioł przyjś i pomóc se kuć ten wóz. Zimową porą robiłem koła, to takie ze sprychami – drewniane. A tu się dawało ło takie łobręcze naj i tam takie łosi były najprzód drzewniane, potem żelazne. To na to był wielki zbyt. Z lasa wozili państwowe drzewo, no to włozy musiały być tam dobre, do jazdy. ? Kuźnia była jakimś etapem? ? A.K.: Kuźnia tak, nie było żelaza, bo to było po wojnie, no to trza było z grubego cienkie robić, prze- rózne trzeba było. Spaw to sie prowadziło w łogniu, w łogniu spawy. Jak pan przyjrzoł tako witko, no, swinąc z plaskownika z blachy, no i potem to sie, te końce sie zaklepało i słożyło sie do kupy, i jedno na drugie, i potem do błota takiego, i włozyło sie do tego i do łognia. Wyskakowały takie gwiozdki, to wtedy sie brało i klepało sie na… ? Powiedział Pan, że miał Pan kuźnię i zajmował się też rolą i coś jeszcze Pan porabiał? ? A.K.: No był łojciec, to zajmował się gospodarka, a potem łojciec… jak wam to łopowiedzieć? W [19]39 roku moja mama pojechała do Francyji. No i jak pojechała do Francji, tak nie udało sie już jej potem przyjechać. No i statom my gospodarzyli łobydwa. Także treba było sie zajmować gospodarką, a forsę też treba było cosik zarobić. No to sie robiło kuźnia, wozy takie robiłem z drzewa, koła, no i potem zrobiłem jakieś 18 kół. Na wiesno sie kuło gospodarzom. Łokuło sie wós, to łoddało sie, potem innemu gospodarzowie, też sie tam robiło te wozy, ale pomiędzyczasie tes tam przychodził, no, pługi, bronu trzeba było klepać, łorcyki, wogi… ? A poza pracą w kuźni, pomocą ojcu, jeszcze się czymś Pan zajmował? ? A.K.: Tak. Mielimy konia, tym koniom tata jeździł. I robił u łinnych gospodarzy i u siebie. ? A powie mi Pan, bo stoimy w parku maszynowym… ? A.K.: To nie wszystkie, bo tam jest tokarka jeszcze w starym warstacie. ? Bo interesuje mnie ten przedmiot, który stoi za nami. ? A.K.: Górale. Jest to łujente jak Janosik, za czasów Janosika, no tam, w tym Zakopanem był, tu jest hrabia… no i jednego razu hrabia robił tam zabawu, a jak wiecie z filmów była tam taka Maryna, co lubieli sie z Janosikom, no i łona mu zawsze powiedziała, co tam się dzieje we dworze… no że będzie zabawa… no i jed- nego razu robił ten hrabia zabawu i zaprosił… miał jakąsi w Krakowie… no… kolegou… no i jak jechoł ten kolego na ten zabawu, tak Janosik ze swoją bandom wyskoczyli i złapili tego kolegou… tam go gdziesik dali na bok, a Janosik sie ubrał w jego mundur, ubranie, no i wąsiki to se doprawił, bo Janosik to wąsików ni mioł i poszedł tam na to zabawu… a tam jak zwykle zabawa na całego, bawili się, tańcowali, prawdopodobnie… no… hrabia podeszet do tego Janosika – a to był jego największy wróg, łokrodał go z pieniędzy w lesie… no tam polowania robił… no… poprosił go do tańcowania i bawili sie… no i jak tu przedstawia sie. Potem to puścimy, pośpiewamy. ? To Pan zrobił tą maszynę? ? A.K.: Uuu szanowny, kochany kolego, nie takie rzeczy robiłem! ? To proszę powiedzieć jakie Pan robił? ? A.K.: Taki ciągnicek jak tu, ale rózne robiłem. ? To Pan sam zrobił ten ciągnik? ? A.K.: Tak tu jes cału blok tylni, to jest składany z części. Miałem kolegów we Gdowie, w Myślenicak, tu w Kędzierzynce, no co miał tam różne, no różne części do samochodów, to wykupywołem różne tryby i skłoda- ło sie taki tylni blok. Potom skrzynia biegów, to jes łod Stara, ino ze łona tu jes zabudowano, no i takiem robił. Chodził pięknie 17 lot. A przedtym tom robiłem… ? Ale on wygląda jak profesjonalny ciągnik, jakby z fabryki wyjechał! ? A.K.: To jest trzydziestka, to jes łod pradziwego ciągnika silnik. Ale jo robiłem inne, wykupowolem takie, na górną Mszane, esy jak… na przykłod we Mszany gospodorze se pokupili takie es, es 320 no to buło na ropu, Fot. 151. Ciągnik wykonany przez Aleksandra Kusa, Węglówka 2018. Fot. Anahita Rezaei wysokoprężne, bo nie mieli prądu wtedy… no… a jak im przyszeł dalej ten prąd, to łoni potem sprzedawali te esy. No to ja wykupowałem i robiłem takie esy. Ale to na ramach takie inne było. Przeróżne typy robiłem. • A dla kogo Pan robił takie rzeczy? • A.K.: Na sprzedanie i dla siebie… no! • A dobrze było z tego wyżyć? • A.K.: Tak, dobrze było. Zrobiłoem taki ciognik, kurna niskie to było, na dwie łosoby, a robiłem różne takie, co siedziało sie na silniku, no i łowka była tako doś szeroko. No dwie łosoby może. No to woziłem ludziom żwiry, gnoje… no! Takie pierwsze w życiu tam nie był ciognik, to ja tam byłem z narażeniem życio. Wódki sie wypiło, różnie było, no ale to szczęście do tej jazdy. Bo różnie to takie potoki… gospodarzy jak my nałodowali, bo tam na Węgirskim619… Węglówka to jes tuto połowa z tamtej strony jes, że ludzi, a połowa tu stej strony… no… to tam woziłem te żwiry, to gospodarz za wozem szli… – godam: „Prosze was, nie chłodźcie, bo jaby mi wysionie co”, bo to mechanis nigdy nie jes pewny, no to najechałoby ich, zatarasiło. • A Pan się sam nauczył tego wszystkiego? Czy Pan kończył jakieś szkoły mechaniczne? • A.K.: Tak. Tak. Nie, nie, nie. Samouk, jedynie mnie to ratowało, miałem kolegou, a to nawet kuzyn był, co jeździł samochodem, to łon mi tam mniej wiency dorodzał. Kupił mi tom tako skrzynio, no i tam mniej wiency, ale pan sprawo było tako, ze nic nowegom nie kupił. Kupiłem tako skrzynio, co kogoś kusiła, zakleszczała sie… no! Tam te bigi źle chodziły, no to trzeba było wybadać chorobu i naprawić… no i zrobiło się, i chodziło dobrze, i lata służyło. • A wróćmy do tego: elementów, z jakich maszyn użył Pan do skonstruowania tego tańczącego tałatajstwa? • A.K.: No… z desek, żelaza… • Ale tutaj ta obręcz? • A.K.: To jest koło, takie maszyny… no! Silnik to kurda był łod… ładowałem gnój dawno nim, tam były maszyna łod Jona, a teraz rolnictwa przepadły no i wzionem go tu tok do tyk „Harnasi”. • A to po czym oni się przesuwają, to jest co? • A.K.: Mogom wam puścić, ale to trzeba grać, no ale nie pomoże tu jesce granie, ino trzeba im śpiewać, to te sie bawio na sto dwa. To wam puszczę. Tylko robio hałas. Potym ich łuruchomimy, jak przyjdzie córka to se nagracie fajnie. • To Pana pomysł? Dla kogo to Pan zrobił? • A.K.: Tak. Tak. Robiłem… to było takie, że… tuto taki sąsiad, tu na dole miał potłuczek no i chcioł se zrobić koło. Syn mu zrobił koło włodne, co sie woda leje na to i łobraco sie. Jo tes tu mio tartak na wode, ze 25 lat służył… no! I goda: „zrubze mi tam koło, chciołem se dla dzieci… no… zrobić takom zabawko”. No to Staszek mu zrobił to koło włodne, takie duże, a tu miał to koło… „A wiesz, co? To ja ci dorobie tu tak dwuk góroli, co pod nie sie [nieczytelne], samo koło obracał, nie? Bedziemy mieć dzieci na co patrzeć to… takich górali… to sie zainteresujo dzieci”. No! Dobrze zrobiłem to i siedziało to chyba ze 7 lot na boisku i tego, jak nieroz Staszek cofoł przycepom somozbierającom tu niech to chyciło, przewróciło sie… no! Posypały sie ręce, no i sąsiad 619 Nazwa przysiółka. goda: „Weźcież to gdzieś do łogrodu i zróbcie i to będzie w łogrodzie siedziało, nie będzie zawadzało”. No to myslom se, to by było za mało takie dwa harnasie, dorobiłem tyk dwuk góroli… no! No to se myślom: „To trza mu zrobić i tako solistko… no! Żeby bobniła”. Dorobił to solistko, uruchomiłem, to ta fajnie wszystko chłodziło… eee to myslom se: „To tu dorobio też i no tako tancerko”. No! I łona se mu fajnie tam mu bioderkami robi i bawi sie razem śnimi. A to wie pan, jo jesce zapamientołem, jesce my młucili cepami – takie dwa kije były i cholera przewróciło sie snopki, nakładło sie i młuciło sie cepami, tako była technika… no! To potym wynaleziona toko maszyno ze zembami, o tam nawet so tam przed kuźniom… ja to robiłem dużo tych maszyn… tak jeszcze pasami potem, potem wialniem robił… no! Tako maszyna było tu to dwo chłopów, a tam było drugie koło i tam też było dwo chłopów ciągło, a jeden tam zadawał snopki i tak se młocili. No i także tak powstała ta maszyna tak. ? A są jeszcze jakieś inne tego typu zabawowe maszyny? ? A.K.: Oj, szanowny panie, robiłem przeróżne! W [19]59 roku to robiłem te młynki do tarcio, do mełcio zbożo, a potem co robiłem? Heblarki, takie małe heblarecki, a tam tes mam na dole maszynu, co synowi zrobi- łem. No tako czteroczynnościowo maszyno do heblowanio desek. ? Skąd Pan miał takie pomysły? ? A.K.: A dość, dzięki Bogu, miałem takie łodgórne… pomysły były. W nocy sie najbardziej dumało. A nie- roz to nad ranem, jak sie wstało, to nieraz tes takie fajne techniczne myśli nadchodziły. Nie rozumiem tam nie było czegoś zeby ja nie zrobił. Dawno był zbyt na różne maszyny no to się robiło. ? A jeździł Pan na jakieś jarmarki sprzedawać maszyny? ? A.K.: Nie, nie nie. Miałem tak roboty, ze nie mogłem przerobić. Moja małżonka robiła w Pewodzie, nie wiom czyście słyszeli o takiej fabryce, to tam miała dla mnie robote elegancko. Jo gadom, co ja bede jo chodził za robotami sukoł, jak tam pójdom do… no! Maszyn po tela, niroz to miołem cztery maszyny wialnie, takie wielkie do roboty. No to dali mi tam gospodarze zadatek, no tom dwiem zrobił, a dwiem nie zrobił. Bo rolnictwo było i to wszystko i nie dało sie… trzeba było zadatek łoddać… no! Tak miałem roboty ze wstajołem se ło czworty rano… no! Najlepiem wolał rano robić, bo najwioncej sie zrobiło roboty rano, a bez dzień to ktoś przyseł, jak nie szwagier to sąsiod. Człowieka zawsze zabawio… no! Trza było z każdym stano trosku i pogodać, no i nieraz to i do jedenastej w nocy. ? A teraz jeszcze sobie Pan majstruje? ? A.K.: Cośki, ale tak niewiela. ? A jeśli tak, to co? ? A.K.: Roboty miałem bardzo dużo. A potem syn sie chycił stolarki, uczył sie u sąsiada, to coś za synem zrobić, takom maszyne mum zaś zrobił cykloto taką fresku. No to było tak z wódkom, łon tam przyjmowoł robotu, do stalarki tam… no! Łokna, czy drzwi, cy tam, cokolwiek, to tam wódka była. No jak ktoś przychodził z robotą. Jo tam koncem na jakąś maszynu, eblarku czy coś, no to wódka… Trosecku zem sie złościł, bo to sie źle robiło jak człowiek troszku był pijany. Żeby tam było klopać łopatom albo kilofom to bym zrobił bele jak, a tu trza troszku podumać na wymiary. Nieraz miałem tak, ze poschodziło sie chłopów wiecór dużo, no! I ga- dajo to tamto, mnie szkoda było czasu, no to łap tam materiał. No i mierzo i tu gadom z chłopami… cholera… potem przysło, na drugi dzień składać to nie pasuje! Było tak lepiej, żebym był siedzioł, gadoł, a nie robił, bom ino popsuł materioł. ? A naprawiał Pan rowery? ? A.K.: Tak, malowałem, motory też naprawioł. ? Z jakimi problemami przychodzili do Pana ludzie, żeby coś Pan naprawiał? Skąd przychodzili do Pana ludzie? ? A.K.: Co sie zepsuło. Do mnie chodzili tak, z Kasinki Małej bardzo dużo miałem klientów, Kasina Wielka tezem mioł, ze Pcimia, Kobielnika, kilka wiosek. Kowoli nas było 6 na Węglówce. ? I wszyscy tacy zdolni jak Pan? ? A.K.: Łoni trudnili sie kowalką, wozy kuli, pługi i inne zecy. A ja później to zrzekłem sie kowalki, bo to była cieżka robota. Niezdrowo, przy łogniu trzeba było stać i spować różne… taki czad, to co niezdrowe było, no to potem to sie zrzekł kowalki, bo to sie trzeba było orobić… no! I chyciłem sie ślusarki. No i potem, tam ak prąd przyszed… no! To robiłem heblarecki, cyrkulotki, no! I tam inne rzecy. ? A kim Pan się czuje? ? A.K.: Wie pan, ja mamu miołem góralką z Lubomierza, no to cheba, a ojciec to tu z Węglówki. I miałem se dość wesołe życie, bo mój łojciec pięknie grał na skrzypcak. ? A Pan też gra? ? A.K.: Ja gram na harmonii – guzikówce. • To trudny instrument! • A.K.: Pierońsko! Jest guzikówka harmonika niedużo, no i pod jednym guzikom so dwa głosy. Jak sie ruszy w lewo, to jest inny głos, w prawo sie miechom ruszy, to inny głos i tak jest naprawdę trudne granie. No! Ale na dawne czasy nie było tu nas ino trzek, co na takich guzikówkach grali. • A w taki sposób też Pan zarabiał? • A.K.: Jak sie poszło na zabawu jako, to pełne kiesonie piniedzy gdzieś… no! [Śmiech]. • A gdzie Pan chodził grać? • A.K.: A gdziem dostał zaproszenie [śmiech]. • A było jakieś miejsce na zabawy tutaj? • A.K.: Taaa, łu mnie nawet też, tata groł, jo byle kiedy. • To się musiał Pan sam zapraszać. • A.K.: No! Kłolegów miałem tam dosyć, a jak miałem… no… były trzy panny, to Boże kochany. Nieraz zem se leżół w soboto z żonom, lezemy se na łóżku, patrz tam ktosik puko do drzwi. Otwirom, ze czterech albo z pięciu chłopaków, wódka i przyłodzą, jak sie mocie teściu i siedzio, nie? Picie, i nieroz to i cholera do drugej po północy, my siedzieli. Z Kasinki albo tam… • Ale przychodzili ze swoimi instrumentami? • A.K.: Nie, nie nie. Jo miołem to. Miołem tutoj także jakiś czos, z Pekaesu z Myślenic, domem tam jedno mieszkanie na nocleg. Tu se zostawiali PKS i przychodzili na nocleg do domu. No to tam żona musiała zeszyko- wać kolacyjo. No! Byli tacy konduktorzy, kierowca, to lubieli wódko… no! No to tam przynieśli wódko i siedzom nie? Picie, łopowiadanie, no i różnie to było. • A zrobił Pan urządzenia do pędzenia bimbru? • A.K.: Nie. Tego nie robiłem. Niech tam robią inni. Beli tu tacy, co robili tą bimber, cukru i różnie ze zboża. • A jakieś nalewki robili też? • A.K.: Tak. Tacy, co lubieli wódko, to tego… Tak jo miałem wesołe życie, no i tego, zobawy, wesela no grywołem. Miołem takich kłolegów, no tom chodził, no pakami my robili, grali… • Co to znaczy pakami? • A.K.: No jeden tam groł na klarnecie, drugi na skrzypcach i bebny no i także… zespołowo my grali. • A teraz, jak Pan patrzy na młodych, to coś grają jeszcze? • A.K.: Łoj, teraz łinno muzyko, łelektrycno. Robio hałas jak ci harnasie… ale dawno była muzyka wcale inno, tako jakby basy, skrzypce, no i tam jeszcze jakiś akordeon. Na prowdo miła muzyka, no tu sie przysłu- chacie, bo tu pogramy potem trosecko, to sie przysłuchocie… no! I weseoło było, bawili sie, tańcyli. A teraz nie chce sie chłopakom tańcyć, za nic! Jakem sie już łożenił, to może takie z dziesieć, dwadzieścia lot, to kurda jak sie zaszło na jakoś muzyko, com dostał zaproszenie, to chyba żebyś im płacił, tak sie nie chce tańcować chłopakom. • A przy kościele też Pan coś tańcował, grywał, albo po kolędzie chodził? • A.K.: Nie, nie. Śmirgusty620 były. Byłem ino roz po śmirguście z harmonią. • A co to są te śmirgusty? • A.K.: Śmirgusty to są przebierańcy. • Co to było? • A.K.: No to było w śmirgstny poniedziałek, powdziewali na twarze takie brzydkie, nieprzyjomne maski, no i do panien se tam chodzili i przy kościele. I przyszli ku kościołowi no to kłochli kobiety i panny i polewali tam łod. • Pan też polewał jako młody? • A.K.: Jak chcecie wiedzieć ło mnie, to mogom w skrócie tak powiedzieć. Miołem szwagrów, przyszli tuto do mnie, bo to miołem ze z Jasienicy, Sułkowic on i tu siedzieli my i rano przyszli tu po śmirguściy, bo łoni chodzili rana, wczas. • A ile lat miał Pan wtedy? • A.K.: A juzem był żonaty i dzieciaty. I przyszli tu do mnie i łodegrali i powygłupiali sie trocho, no i zapro- sili mnie, zebym sedł z harmoniom tam grać… Kota tez pani biere na papier? … Choćże z nami to pogros. A te dziady to było tak. Był taki jeden kolega Jasiewicz sie nazywał – juz biedny umar – strasnie go ciesyły takie figle, 620 Inaczej śmiguśnicy, dziady śmiguśne. sąsiadów, chłopaków nas zganiał i słożył wós, taki leczasty i byka łubroł. A byka to łubroł tak: tu na przodek mu dał guniorki, takie góralskie – może widział pan? – wdzioł mu na nogi, a tu u góry zeby nie spadoły te guniorki to [nieczytelne] bez plecy, przywiązoł by nie spadły. A z tyłu mu dał kufaje na telnie nogi i tam też u góry przy- wiązał. Zaprzągnoł do wozu, wóz ze zeszykowali, taki wielki no! I tam pełno było chłopaków poprzebieranyk, no i tam sie wygłupiali. Jak przyjechał ku kościołowi to do akcji oni. Mieli tam wodo, to polewali wodom, nie- którzy to i perfunami polewali, ale te chłopoki popiły, przewracali sie, po błocie, troche loł desc i zciorani byli. Pamientom, tu przychodziły takie kobiety ze Kosinki, bo nie mieli, do kościoła daleko mieli to mieli tu bliżej do Węgłówki, to tu przychodzili. No i taki jeden dziod łap tom kobieto za szyjo i kłocho jo. Goda: „Pisikrwo, łubru- dzis mnie ja tu tako tybetko mom drogo, a ty mnie tu w błocie…!”. I łap go tuto za masko, sciok zdarło. To łon tez sie zezłoscił, bo potargało to masko. Wygłupiali sie w różny sposób. ? A Pan mówi dzieciaty, syn jeden i…? ? A.K.: Syn stolarkom sie zajmuje. No! Ale jesce wam tam łopowiedzieć jaki dowcip, tam żeby nie żmudno, bo to powiem taki dowcip… Łu nos była tako głosposia, w kłościele tu tok służyła u księdza i łona na połednie zawsze dzwoniła i nie chciało jej sie wychodzić tam na góru, bo był powrós do dzwona, ino prosiła księdza, by przewiertał dziuru w podłodze, bo to tam było na chórze. Włazła se tu na dole, tu miała powrós, to se dzwo- niła. No i kilka lot tak było. Potem nastały elektryczne dzwony i zlikwidowali ten powrós, a ta dziura tam była. Jednego razu z chłopakami my posli na niespór, a miołem tu takiego sąsiada, co cieszy go łokropnie figle. Jak my sam tam wyszli na ten chór, on jeden sąsiad mioł na imię Władek mu było, patrzy pod tom dziurom – akurat tom taki handlerz, Smolen go nazywoli, no taki cyganowaty, na boskim sondzie, już umar – no to chłopina se tam stoi, to tom poset sąsiad tam na chór, nazbierał takich róznyk, gliny, łajnów z nietoperzy i pajocyn, pełno garścio tego nazbieroł, podeset se pod to dziuru i klopnoł. Jak stuknie, to tam łozdar tam do góry łocy, co za momnet wykorzystoł, jak łozdarł łocy to to już było, zakurzył mu łocy tak, że nie widzioł, gdzie jiś. No i kobieta tam widzi, ze wyciero tam łocy, wiona go pod pacho i wyprowadziła go na pole i tam sie łoptarł. A my sie patrzyli tam łoknami, bo były trzy łkona. Ta kobieta sie pyto: „A ktoś cie to tak zrobił?”, a goda: „Jakiś cham Woglowski”, sły był, no bo mu zapierniczył łocy tak ze… potom jus wiecej pod tom dziurom nie stał. ? A mama Pana po tym [19]39 roku już tu nie wróciła? ? A.K.: Ojejejejej. Ło mamie to jest dość dużo gadonia. Na razie dość sie utrzymywała i żyła dość długo i pisała do taty, zeby my zostawili to gospodarku tuto na Wegłowce i pojechali do Francyji. A tata nie chciał, zal mu tu było gospodarki zostawić. I tak rok, drugi, trzeci pisano i nie przyjychoł tata. No to moja mamuśka znalazła se innego tato, jakiegosik, tez Polak był. Łon pracował w lasach dembowych. A moja mamuśka tam pracowała w Nevers, no i tom zarobiała tes doś dobrze. Możecie wiedzieć, ze 40 hektarów kupili gruntów, bo ja tam potem byłem. Tata mnie sciągnął. Wdorabiali sie i imeli jednego chłopaka, taki Lusiek, wyssy jak jo ino ze cóż, biedny na hajnemedina chory był, tako krzywo reko mioł, no i kłolano takie krzywe. Także nie potrafił go prowadzić głospodarki, traktorom dość jeździł. No i jednego razu nie mogła sie dogadać z moim tatom, no i posła do probosca francuskiego i łoopwiedziała wsystko… Aha, ale tu trzeba powiedzieć jesce inno sprawo… Ja nie wiem, cy tak chodziłem sie, modliłem sie na Kalwaryjno, zeby sie moj tata z to mamom dogadali i zeszli sie, choćby na starse lata. No i zostało prośba wysłuchano i ton tato umarł drugi we Francyji, no zmarł i, no to mama… gospodarka straszno, nie potrafiła to ługospodarzyć i posła do tego francuskiego, zeby do nasego probosca przedzwonił, czy by sie tata nie zdecydował tam jechać, bo gospodarko wielko a ni mo kto robić. Jednego razu probosc ściągnoł mojego tato na plebanio i gado: „Wiesz jest sprawo tako, tu małżonka posła do francuskiego probosca i przyznała sie do wszystkiego, jak tam co, cy by sie…”. I dwa tygodnie do namysłu tatowi żeby, cy by nie pojechał do Francyji, tam na tom gospodarko. Kazał ten probosc tatowi dać mu znać, zeby łon wiedział, co odpisać. Tu tato goda, ze tak i tak jest. No to godamy jećcie, bedzie źle to łuciekniecie, wrócicie sie tuto. Dość na tym, ze dał znać proboscowi, ze pojedzie. No to moja mamuśka zeszykowła pieniondze, zapro- szenie i pojechał tam tata. ? A Pan też tam był? ? A.K.: Jo byłem, ale później. Mamuśka moja miała twarde sumienie, że tak raczy łona by mnie tak nie ściągła, tam do Francyje, no i tak żyli pewnie 12 lat. Tata sciognoł tako mojo, po siostrze, dziewczyna to była taka Stasia i sciognoł i powiedział mojej mamie: „Ściogniemy to Stasiu, może sie pożeni za tego syna to i łoddo- my to gospodarko i bedą gospodarzyć” – i tak było. Mama sie wystarała ło nio, dała jej pieniodze i przyjechała. I jednego razu gado: „Stasiu mogłabyś sie łożenić za tego syna i łoddamy wam ten grunt i bedziecie gospoda- rzyć”. Stasia, dumo, dumo nareście godo: „Ja za kaliko nie pujdo”. Zgniewało to strasznie mamo i cholera co? Musiała iść znaleść robotu – tam jakieś prawa so we Francyji, że jak kogoś zaprosisz to musisz mu łutrzymani mu dać. Poszła tam do [nieczytelne] za pomocnico, no i tam jej sie też nie udało. Łona było biegło w języku francuskim i wycytała w gazetu, ze potrzebuje jakiś tam sprzontacki, jakiś jeden tam rozwodnik Francus. A to był bogaty człowiek, łon prowadził campingi, budowoł, miał sześciu robotników. Nawet u mojej mamy tes było pewnie trzech… Zgłosiła sie tam do tego, co tam potrzebowoł sprzontacki. ? Ale czy Pan tam był? A kiedy ojciec wyjechał to Pan był tutaj, na gospodarce? Fot. 152. Supermłocarnia „Plon” wykonana przez Aleksandra Kusa. Źródło: Nr inwentarzowy Wegl/29. Własność Szkoła w Węglówce. • A.K.: Zaraz panu łopowiem. Trosecku po kolei… Znalazła tam do tego, co tam potrzebowoł sprzontacki i zakochali sie, i została tam u niego. I tak do dziś dnia jest tam u niego, tego, Żan mu na imię jest… No i tam już do mamy nie chodziła. Tak jednego razu tata mój mamie gado, bo łona potrzymała cało gospodarko… tam 12 krów i świnie, jałówki, łona wszystko to miała w swoich rękach… Mój tato goda mamie: „Możeby my ściągli Łolka, to by tu popatrzał sobie na to gospodarko, no na chwile, miesiąc czy dwa”. Moja mama postarała sie o piniondze i zaproszenie mi dała i pojechałem tam do tej Francji. • A kiedy to było? • A.K.: Oj to jez bedzi ze 30 lat. No i pojechałem tam ok i popatrzyłem sie. No majom ciognik, stodołu pobudowali. • A kto się wtedy opiekował tutaj? • A.K.: Małżonka. Żem mioł trzy córki i syna, to oni sie tym zajmowali, zimowo porą. I tak sobie łodwiedza- łem. No i Placy nas łodwiedzali, s Poznanio. Jak było jakieś małżeństwo to pojechało tam do Francyje no i tam łobieli gospodarko. Bo tam jest dużo takik, co jak już jest stary, to zrzek sie gospodarki, kumu przekazoł, a nie mioł syna, to nawet i łopcemu s Polske. • Kiedy Pan skończył z pracą ślusarską i kowalską? • A.K.: Nie za bardzo skońcyłem, bo robiło sie i robiło sie, wiela sie dało rady. No jak jest zapotrzebowanie na forse, tom robiłem usługi ludziom. A jak tego, to nie. Gospodarzyłem, dwie krowy sie chowało, tam jakieś świnie. • A teraz czym się Pan zajmuje? • A.K.: Synowi przekazałem całą gospodarkę. Dom i wszystko, stodołe, cosik kajsik. Co sie mi podobo, to robio, a co nie, to nie. Jestem zadowolony, bo dzieci mnie lubiejo bardzo, synowo też, córka tak samo i wesoło sie mi żyje. (…) • A.K.: Miałem pewnie z 80 lat. Jednego razu byłem na buty we Mszany ze synu no i przechodzo na te buty. No i patrzo jest taka harmonia, no to łapio i grom. Godo: „Co umies groć?”. No gadom ze umiom. „No to kup se jom”. „Co se bede kupować, jak jo mom harmonio”. A pyta się: „Jakom mos?”. „Ano heligonko”. Strasznie go to zainteresowało, bo łon to ma taki zabytek do Czechosłowacji, jo tam na sprzedaż cy jako, jakoś tam, i dru- go tako tes gdziesik mioł i pohandlowali my. A tamta była fajno. Ino, ze miała takie pudło nie ładne i uchodziła powietrze i ciężko… no i męczyłem się jakem grał. • A często jeszcze Pan gra na harmonii? • A.K.: Teraz to jus… zaproszenia gdzieś tam na chrzciny albo poprawiny jakieś. To teraz pośpiewamu trosecko. No to co? Uruchomimy tych harnasi? • Tak! Fot. 153. Konstrukcja „Harnasie” wykonana przez Aleksandra Kusa prezentowana podczas Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, Wiśniowa 2019. Fot. MART Fotografia [URUCHOMIENIE MASZYNY] ? A.K.: No! No to nagrywomy tak na poważnie! [nieczytelny śpiew] ? A.K.: No jeszcze ze dwie piosenki i przenosimy sie gdzie indziej. Mozna sie popatrzyc na takie pudełecko carodziejskie, jak sie na nim zagro, to drewniane ludzie tancujom. A potom to tak sobie łelegancko pośpiewo- mu, ale to już tam w pokoju… [gra na harmonii i śpiew] ? A Pan robił też te wszystkie rzeczy na zewnątrz? ? A.K.: Tes robiłem, te bariery, przeróżne tam sie robiło, na co było zapotrzebowanie. ? Dziękujemy Panu pięknie za rozmowę! Rys. Monika Kowal Zbigniew Kus Profesja/umiejętność/praktyka: masarstwo, wędliniarstwo, handel Miejsce zamieszkania: Wiśniowa Pan Zbigniew kontynuuje masarskie tradycje rodzinne. Rozbudował zakład przy domu rodzinnym w Wiśniowej (na Cyganówce). To jedyna masarnia w miejscowości. Prowadzi również w centrum Wiśniowej sklep z tradycyj- nymi wyrobami wędliniarskimi własnego wyrobu oraz z asortymentem mięsnym. ? Proszę nam opowiedzieć o początkach firmy, jak to się zaczęło? ? Z.K.: Ojciec pochodził z Wiśniowej, urodzony w 1930 roku, miał pięcioro rodzeństwa i był najstarszy. Mama wysłała go do masarni, aby zarobił jakiś pieniądz. W masarniach była taka tradycja, że był deputat dla pracownika, że raz w miesiącu czy na niedzielę dostawali coś do domu. Tak się wciągnął w tą robotę, że sam się tym zajął. W Wiśniowej mieści się jedyna tylko moja masarnia. Jest to moja najniższej rangi lokalna, marka ograniczona na sprzedaż na terenie kraju. Sklep mam tu we Wiśniowej i mam kontrahentów z Mszany Dolnej. ? Często wracamy w rozmowach do smaków z dzieciństwa. Nie odbywa się to bez sentymentalnej wy- liczanki: kiedyś chleb smakował inaczej, kiedyś ziemniaki były inne, wędlina lepsza… Na pewno ma Pan swoje smaki z dzieciństwa, czym różnią się od dzisiejszych? ? Z.K.: Widzę dwa powody zmiany smaku. Kiedyś rozpropagowane były małe gospodarstwa, a tam zwie- rzęta były hodowane naturalnie. Dzisiaj siano zwija się w bele i to jest kiszonka. Kiedyś tego nie było. Siano było suszone na słońcu, na pewno była inna karma. To jest różnica – żywienie zwierząt. Po drugie, ja pamiętam jesz- cze z dzieciństwa, z dzieciństwa, że wyroby mięsne jedliśmy raz w tygodniu, w niedzielę na obiad i nie w takich ilościach jak dzisiaj. Teraz jak wchodzimy do supermarketu to tych wyrobów, wędlin tego mięsa jest masę. Jak się je jedno i to samo, to już przestaje smakować. Dawniej jak pan zjadł mięso albo wędlinę w niedzielę, jeszcze jak goście byli, to smaczne było. I w określonych ilościach. W tym ja widzę różnicę. Pewnie w technologii pro- dukcji też coś się zmieniło. Kiedyś dawało się saletry621, dziś do wyrobów używa się peklosoli622. ? Co saletra dawała? ? Z.K.: Wybarwiało to, po to jest produkowane na zwykłej soli, niejodowanej. Jeśli by było produkowane na peklosoli to by było bardziej czerwone. Coś tam musi czerwień zrobić. ? Kiedyś opowiadała mi osoba otwierająca produkcję mięsną, że mięsny biznes jest biznesem handlarzy przypraw. O co dokładnie w tym chodziło? ? Z.K.: Bo przypraw jest masę. Ja tego nie stosuję. Sól, pieprz i czosnek – to ja stosuje. Marynatę do szynki obecnie się kupuje. Kiedyś wcześniej masarze produkowali marynatę sami w zakładzie. ? Jak to się produkuje? ? Z.K.: Nie wiem jak to się robi, bo ja tego nie robiłem. Teraz pan kupi gotową marynatę. To jest w prosz- ku, rozpuszcza się, trzeba ugotować, dodać angielskie ziele, liść laurowy, można dodać kolendry, no i to, co kto uważa za dobre, można dodać, żeby to wychodziło jak najlepsze. ? Bardzo podoba mi się ta idea, że wędliny je się tylko w niedzielę… ? Ja myślałam o tym, o czym Pan powiedział i jak rozmawia się ze starszymi ludźmi, to opowiadają, że było tak i tak, ale nigdy nie pomyślałam, że to się jadło raz na jakiś czas. ? Z.K.: Tak! Raz w tygodniu. W święta to było główną tradycją, że rolnicy bili sobie świnie. ? Bardziej na Boże Narodzenie czy na Wielkanoc? Fot. 154. Wyroby wędliniarskie Zbigniewa Kusa, Wiśniowa 2018. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. 621 Saletry (z łac. sal petri – sól skalna) – nazwa szeregu azotanów o znaczeniu gospodarczym. Stosowane są m.in. jako azotowe nawozy mineralne (tzw. nawozy saletrzane), środki konserwujące ale także jako składniki do produkcji materiałów wybu- chowych i wyrobów pirotechnicznych. Są silnymi utleniaczami. Zob. Saletry, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia. org/wiki/Saletry, 16 IX 2019. 622 Por. peklowanie – proces technologiczny, polegający na działaniu mieszanki peklującej na mięso. Efektem tego procesu jest utrwalanie barwy, wytworzenie charakterystycznego smaku i zapachu mięsa oraz przedłużenie trwałości produktu poprzez hamowanie wzrostu bakterii chorobotwórczych i gnilnych. Zob. Peklowanie, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia. org/wiki/Peklowanie, 16 IX 2019. • Z.K.: I tak, i tak, jak przychodziły święta. To te rodziny się spotykały i każdy dawał siostrze, bratu. Później następni to oddawali. • A jeśli chodzi o proces wędzenia, ktoś mi mówił, że musi być wykorzystane stare drzewo owocowe? • Z.K.: Wie pan co, nie do końca. Wędzenia mamy dwa rodzaje. Stosuję wyłącznie wędzenie dymne, tra- dycyjne. Ja wędzę głównie drzewem bukowym, musi mieć dwa lata. Pozyskuję drzewo ze swojego lasu. W oko- licach zimy się to ścina, drzewo nadaje się wtedy do ścięcia, drzewo ma mniej wody w środku. Szczepie je sobie na drobno i takie drzewo dwa lata schnie. Wspomniał pan drzewa owocowe. Ja nie dodaje drzew owocowych dużo, ewentualnie minimalnie, bo drzew owocowych ja nie mam. A jak mi przyjdzie kupić, to drzewa owocowe zawierają żywicę. Żywica, jak się spala, to daje smród. Można trochę zastosować na uzyskanie koloru. Buk jest czyściutkim drzewem, nie ma żywicy, nic w środku. W tej chwili nie można stosować dużo dymu, bo jest w nim – benzopiren623. I te normy są: pięć miligramów na kilogram, ale to jest okrawane do dwóch miligramów na kilogram. Jeśli te normy nie zostaną spełnione, to nie będzie można produkować tradycyjną metodą. I to jest badane i taki zakład jak mój musi te wszystkie wędliny badać. Weterynaria powiatowa takie badania zaleca, ile takich wędlin w ciągu roku ma być zbadane. Jeśli wyniki wychodzą dobre, mogą zalecić badania rzadsze, jeśli wyniki wychodzą złe, to trzeba częściej badać. Im się bada częściej, tym jest to droższe i trzeba płacić. • Bo Pan wędzi dymem, a jest jeszcze woda wędzona, nie wiem jak to się nazywa? • Z.K.: Wędzarnie atmosowe624. To jest wędzarnia podobna jak wędzarnia dymna tylko, że te wędzarnie są opalane albo gazem, albo parą, albo olejem opałowym, albo prądem. I proszę nie myśleć, że tam się pali olej pod spodem i to jest ogrzewane. To jest jak szafa i tam są ściany ogrzewane, tak jak kocioł do parzenia, to daje ciepło i tam komputerowo jest to sterowane. Nie wiem dokładnie, bo nie używam. A dymna wędzarnia, tam pod spodem się pali i się wędzi. I trzeba wędlinę obrócić. • Czy sprzedawaliście kiedykolwiek na jarmarkach swoje wyroby? • Z.K.: Nie. Były jarmarki w Wiśniowej, dość sławne. Ojciec nigdy nie zajmował się sprzedażą na targach. Może i inni przetwórcy sobie sprzedawali. Ja tego w swojej rodzinie nie widziałem. • Czy zakład „Kus” był założony przez Pana? Czy przez tatę? • Z.K.: Tak, od taty pewnie się zapoczątkowało. Trzeba było zakład zalegalizować. Ja to zrobiłem w 2003. W 2009 roku ojciec już nie żył. Wtedy warunki zaczęły być coraz bardziej zaciskane. Aby produkować wędliny, tym się zajmować, trzeba było zakład zalegalizować. Dostosować się do wymogów, które wtedy obowiązywały i nadal obowiązują. • Czy wędliny wiśniowskie różnią się od innych? Różnią się od ościennych produkcji? Jest jakiś wyznacz- nik, że są stąd? • Z.K.: Proszę pana, na kiełbasę wiejską tak mówią, że nie ma określonej receptury. Każdy robi jak uwa- ża. Jeśli chodzi o wędliny, każdy rejon. Na przykład tutaj Wiśniowa, produkuje inaczej. Jak słucham ludzi to w Wielkopolsce też produkuje się inaczej. My tylko to wędzimy a oni prawdopodobnie jeszcze parzą. Mają inną technologie. Jeśli chodzi o smak to powiedzmy: producent X zrobi to, producent Y zrobi to i wszystko będzie inaczej smakować. Niby to samo, a smak inny. Ten doda mięsa chudego, ten tłustego… • Robi Pan parówki? Zawsze mnie straszono parówkami. • Z.K.: Nie. Ja mam malutką masarnię i produkuję te wyroby, które pan widzi. • Ile Pan osób zatrudnia? • Z.K.: Zatrudniam dwie osoby. • Co? 623 Benzopiren (C20H12) – związek organiczny, węglowodór aromatyczny o skondensowanych pierścieniach. Najważniejszym izo- merem (ze względu na działanie na organizm ludzki) jest benzo[a]piren (3,4-benzopiren), jasnożółte kryształy o temperaturze topnienia 176–177°C, temperatura wrzenia 495°C. Produkty jego utleniania odznaczają się silnym działaniem rakotwór- czym. Benzopiren jest traktowany jako prototyp rakotwórczych policyklicznych węglowodorów aromatycznych, występuje w smołach, pakach węglowych, produktach niepełnego spalania węgla, ropy naftowej, znajduje się np. w spalinach samo- chodowych i dymie papierosowym. Izomer benzo[e]piren (4,5-benzopiren) nie wykazuje działania rakotwórczego. Zob. Ben- zopiren, [w:] Encyklopedia PWN, [online:] https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/benzopiren;3876134.html, dostęp: 16 IX 2019. 624 Obecnie w powszechnym użyciu w przetwórstwie mięsnym są komory wędzarniczo-parzelnicze, które przeznaczone są do obróbki termicznej produktów spożywczych takich jak: mięsa, ryby, wędliny, sery, drób. Wszystkie procesy są zaprogramo- wane, wykonywane automatycznie i kontrolowane przez system czujników, które stanowią standardowe wyposażenie każ- dej komory. Istnieje możliwość dowolnego ustawiania parametrów maszyny, programowania. Ze względu na swoją budowę i wyposażenie, komory wędzarniczo-parzelnicze umożliwiają poddawanie obrabianych produktów następującym procesom: wędzenie gorącym i zimnym (opcja dodatkowa) dymem, wędzenie z parzeniem, suszenie, rumienienie, parzenie, pieczenie. Zob. Jugema, [online:] https://jugema.com.pl/Komora_1.htm, dostęp: 16 IX 2019. ? Z.K.: To jest mini, mini mini. ? Myślałem, że Pan jest skromny i zaraz mi powie, że zatrudnia 200 osób! Nie wiedziałem, że to taka mała, fajna produkcja. Zejdźmy z tych wędlin. Co ma w sobie takiego Wiśniowa, że ludzie mogliby tu przyjeżdżać. Pana zdaniem? ? Z.K.: W tej chwili to powiem mało turystów do Wiśniowej przyjeżdża. Tu takich atrakcji dla turystów to nie ma. Dawniej to przyjeżdżali do Wiśniowej i okolic i zamieszkiwali, spędzali wakacje u ludzi w domach. Teraz to się zmieniło jest catering i nie wiem, czy ktoś gotuje dla nich. Obiad pan kupi za 11 złotych, za 10, nawet za 8 złotych. ? Pan pamięta swoją babcię albo mamę w stroju ludowym? Szczególnie na Boże Ciało? ? Z.K.: Nie. Chodziły normalnie. Z mojej rodziny nie brali udziału w takich świętach regionalnych. Tylko normalnie, przyszło święto i szło się do kościoła. ? Czy wziąłby Pan udział w jarmarku, który odbędzie się na koniec projektu? ? Z.K.: Trudno mi na to dzisiaj odpowiedzieć. W tym przypadku jest trudna sytuacja. Z tym „wyjść na zewnątrz” to muszą być chłodnie zapewnione, warunki muszą być spełnione. Stroje regionalne czy rzeźby po- stawi się tylko na stoliku. Do tego musi być lodówka, musi być witryna, musi być prąd. ? Czy jest strona masarni? ? Z.K.: Nie ma jeszcze strony masarni, to jest tak małe… To jest tak, są takie okresy, jak się nie sprzedaje, to się myśli, jak się sprzedaje, to człowiek nie myśli o tym. Tak sprawa wygląda. ? Gdzie Pan sprzedaje swoje produkty? ? Z.K.: Tu są sklepy, oni biorą ode mnie i sprzedają bezpośrednio. ? Zadam pytanie, które nasza koordynatorka zawsze zadaje: Jeden produkt, jedna rzecz, która wyróżnia Wiśniową, co to jest? ? Z.K.: Mi się wydaje, że kiełbasa wiejska! Wszyscy produkują. Była taka mentalność, że jak ktoś wypro- dukuje w domu, to jest najlepsze. Tą kiełbasę wiejska wszyscy produkują. ? Pan używa wieprzowiny, wołowiny, drobiu? A żywiec jest skąd? ? Z.K.: U mnie głównie wieprzowina. Żywiec kupuje się półtuszę. Nam nie wolno ubijać. Warunki są takie, że ubojnie muszą mieć wymogi unijne. To są bardzo duże koszty, nie stać mnie z własnych środków aby wybu- dować. Poza tym wymagają specjalnej lokalizacji. Utrzymanie ubojni to też jest koszt. Nie stać mnie z własnych środków, żeby wybudować. Chciałbym powiedzieć coś na temat uboju. Tu jest taki błąd, że nie możemy tych tuczników ubijać we własnym zakładzie. Tylko musimy tą półtuszę kupować. A mięso z kupnej półtuszy, nie jest tak dobre jak z własnego uboju. ? Z czym to jest związane? ? Z.K.: Już panu powiedziałem: z karmą i z ubojem. W dużych ubojniach ubija się to na zasadzie taśmo- wej. Jest tam kilku pracowników i idzie taśma. I oparzanie tej świni… Tam jest taka maszyna, która się nazywa szczeciniarka. Ten tucznik, ta świnia, wkładana jest do tej szczeciniarki i tam jakiś czas siedzi w temperaturze około 80 stopni. W tej szczeciniarce są walce, które ściągają szczecinę. Każdy tucznik ma w sobie treść. Jak te walce nagniatają świnie to ten mocz, kał wychodzi do tej wody. Ona jest rozpoławiana po uboju, jest myta, jak już wisi. Jest oparzana i opalana. A kiedyś jak się biło, to robiło się takie kratki i polewało się gorąca wodą, wtedy oparzana była sama szczecina i tyle. ? Mam jeszcze pytanie, które zadaje nasza koleżanka. Chodzi o grupy narodowościowe, które tutaj żyły: Cyganie, Żydzi, Tatarzy? ? Z.K.: Tatarzy coś tu było o tych Tatarach. I tu jest obok miejscowość Lipnik. I tych z Lipnika nazywają Tatarami. Na jakich zasadach nie wiem. O Żydach tak, bo tu było kilka budynków pożydowskich. Tu jest jeszcze pod drogą pożydowski budynek. Na rynku też są dwa budynki pożydowskie. Tak więc tu mieszkali Żydzi. ? Czy Pan brał udział w dziadach, w takich zabawach? ? Z.K.: Wie pan co, bardzo mało… ? Wszyscy mówią bardzo mało, a jak przychodzi co do czego… Niech Pan coś o tym opowie. ? Z.K.: To się robiło tak, że przychodził ten lany poniedziałek, Poniedziałek Wielkanocny. Grupa chłopa- ków się zbierała i chodzili do dziewczyn, podrywać te dziewczyny. To się tam szło do tych koleżanek, podlewało je. Jak się rozwidniało to znowu na rynek się pokazać. Powiem szczerze, że na rynek nie chodziłem. Bo na rynku bójki i bałem się tych starszych chłopaków. ? Kim by się Pan określił? ? Z.K.: Czuje się wiśniowianem. Tu jestem urodzony. Tu wychowany. Tutaj mieszkam i pracuję. ? Dziękujemy bardzo za rozmowę! Fot. Izabela Janczak-Bizoń Maria Szczerba Profesja/umiejętność/praktyka: piekarstwo, prowadzenie piekarni Miejsce zamieszkania: Wiśniowa Pani Maria pochodzi i mieszka w Wiśniowej. Tradycje piekarskie przejęła po swoim ojcu, który pochodził z Kasiny. Najpierw pracował w piekarni w Dobczycach a następnie, otworzył w Wiśniowej własny zakład w 1980 roku. Wraz z siostrą przez lata kontynuowały profesję ojca. W 2019 roku, w dwa miesiące po przepro- wadzonym wywiadzie do naszego projektu słynna piekarnia w Wiśniowej została zamknięta. Piekarnia funk- cjonowała prawie 40 lat. ? Ja się chciałam dopytać, jak to się stało, żeście się tym Państwo zajęli? ? M.S.: Mój ojciec był piekarzem, od młodości był piekarzem, pracował w Dobczycach w piekarni i marzył o własnej piekarni i udało mu się to w 1980 roku, otworzył piekarnię. Najpierw w tamtym domu był mniejszy piec, a później wybudował ten dom i większy piec postawił. I tak jakby mnie wciągnął jako pierwszo, zaraz po szkole wciągnął mnie, żeby miał do pomocy kogoś. ? Czyli zaraz po szkole, tak? ? M.S.: Dwa lata robiłam w Dobczycach rozliczeniową byłam, a w tym czasie piekarnia powstawała, więc od tego roku zostałam przy ojcu w piekarni. ? I jeszcze ktoś z rodziny? ? M.S.: No jeszcze mama pomagała, no i tacy dochodzący pracownicy co byli. ? Czyli zatrudnialiście też Państwo z zewnątrz, tak? ? M.S.: Tak, bo nie dało się wszystko swoją siłą. No i później ojciec przeszedł na emeryturę i później siostra przyszła tutaj, dziecko urodziła i wciągła się siostra i byliśmy jo, siostra i ojciec jeszcze. Później ojciec poszedł na emeryturę i zostałyśmy dwie z siostrą i cały czas tu bodajże od 1990 roku cały czas, to już 26 lat, to ojciec krócy prowadził bo 12 lot a my z siostrą 26. ? A w którym roku ojciec założył? – M.S.: W 1980 roku. ? I gdzie Państwo sprzedajecie? Czy tu ludzie przyjeżdżają kupować, czy macie skup? ? M.S.: W latach 80. na miejscu się wszystko sprzedawało, tutaj przyjeżdżali i wszystko się sprzedawa- ło. Ale po tych przełomach solidarnościowych zmieniło się i trzeba było szukać rynku zbytu, bo chleb zaczął napływać z innych stron. Downi nie było tego i trza było się rozglądać nojwięcy w przetargi. Na tą chwilę, to jesteśmy jak pogotowie ratunkowe, bo tak się już nikomu nie chce, bo nie mamy sklepu, ale parę osób takich jest co stale przychodzą. ? Czyli tutaj w okolicy, czyli w regionie Państwo sprzedajecie prawda? Czy gdzieś dalej? ? M.S.: Do Krakowa i Myślenic. ? To są też jakieś sklepy z pieczywem? ? M.S.: To jest zbiorowe żywienie, szpitale, domy pomocy. Do żadnych sklepów nie wywozimy, bo nie mamy żadnych słodkich rzeczy. Mamy tylko takie półcukiernicze, takie pałka, kołacz i drożdżówka jeszcze, ale ciast nie. ? A czy mogłaby Pani powiedzieć, czy jest coś specyficznego z waszego regionu? Czy jest może wiśniow- ski chleb? ? Nigdy tak żeśmy się nie specjalizowały w taki wiśniowski chleb, po prostu żeby jak najmniej polepszacza dokładać. Nie ładujemy polepszaczy. ? J.J.625: Muszę powiedzieć, że chleb z tej piekarni całkowicie inaczej smakuje niż chleb ze sklepu – zwłaszcza ciepły, że jest, nie raz się tu przychodziło, żeby ciepły chleb kupić, zanim przyszło się do domu to się go już zjadło. ? M.S.: Przedtem w ogóle nie było polepszaczy, w latach 80. to w ogóle nie było. To była nowość, to trzeba było wprowadzić, bo każdy chciał puchate, mąka już nie była tako jak wcześniej i trzeba było, chcąc nie chcąc, my się długo opierali, ale widać było, że nie oprzemy się temu, trzeba było, choćby w minimalnych ilościach, ale trzeba było. Nigdy ta bułka nie wyszła taka wysoka czy chleb wielki, ale to spulchniacze, bo na samych drożdżach tak nie wyjdzie ani na zakwasie. ? A skąd Państwo bierzecie te polepszacze? ? M.S.: Są firmy, które to sprzedają, bierzemy od kilku lat od ULDO626 mają filie tutaj w Krakowie a siedzi- bę chyba we Wrocławiu. ? A mąka jest wasza czy skądś? ? M.S.: No my ni momy. ? No tak, ale w sensie jakichś dostawców? ? No przeszło 20 lot ze Zduńskiej Woli. No i jest jedno i to samo, sprawdzeni są, także się dogadujemy. A teraz będziemy kończyć, bo już przechodzimy na emeryturę. 625 W rozmowie uczestniczyła również Joanna Juras z Wiśniowej – pracowniczka Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej. 626 Mowa o firmie ULDO – komponenty do chleba i bułek dla piekarni, http://www.uldo.pl/, 16 IX 2019. • Ojej… tak całkiem Panie myślicie, żeby to zamknąć, a może by ktoś to przejął? • M.S.: Po pirwsze biedo, problemy, bo jest piec węglowy, gazu u nos nie ma. Był komitet gazowy swego czasu, pozbierał pieniądze i się rozwiązał a tu gazu jako ni ma tako ni ma. Jest piec węglowy, a z węglem jest tak, że negujo to całe palenie węglem. Przejąć nie ma kto, bo każdy ma swoje, no i to jest ciężko robota, w nocy, nie w nocy, w niedziele, nie w niedziele, nikomu się nie chce. • No właśnie, a Pani jest rodem stąd, tak? • M.S.: Tak. • Tata też był z Wiśniowej? • M.S.: Nie, tata był z Kasiny, mama stąd. • Aha mama stąd, a tata przyszedł tu. A tata w Kasinie miał wcześniej jakieś tradycje piekarskie? • M.S.: Nie, po prostu poszedł na piekarza i jak się ożenił, to robił z moją mamą jako piekarz. • A czy Pani też się gdzieś szkoliła? Czy tylko to co tata nauczył? • M.S.: Nie, ja tylko tutaj robiłam takie kursy i szkolenia dokształcające, żeby mógł mnie wprowadzić jako praktykantów – szkolenie młodzieży. I musiałam zrobić pedagogiczne i mistrza piekarnictwa. • I gdzie tego mistrza Pani robiła? • M.S.: W Krakowie. • A to była konkretnie jakaś szkoła zawodowa, czy rzemieślnicza? • M.S.: Nie, nie, to była izba rzemieślnicza, co jakiś czas organizowała kursy przez cech w Myślenicach. • A czy należeli Państwo do jakiegoś stowarzyszenia? • M.S.: No tak, do cechu, do rzemiosł różnych w Myślenicach. • I dalej tam Państwo należycie? • M.S.: No teraz już nie, bo teraz nie jest to obowiązkowe. Na początku było, ale od paru lat już nie jest. • Jak się mogę spytać, to się wiązało z jakąś opłatą, żeby przynależeć do takiego stowarzyszenia? • M.S.: Tak, to była opłata, trza było składkę roczną opłacić, ale tam też można się było różnych rzeczy dowiedzieć. Jak się miało uczniów to można było przepisy różne poznać, ale teroz już od wielu lot nie ma żad- nych piekarzy. • J.J.: Trudno o szewca, trudno o kowala, o piekarza. • No właśnie dlatego robimy ten projekt, żeby zachować tym potomnym choć trochę tego, co było. • M.S.: Nie interesuje ich to, moi piekarze to som budowlańcy, ani jeden, którego wyszkoliłam tego nie robi, ale przez te lata to sporo ich wyszkoliłam. To jedyn chyba jest piekorzem tylko, nie dwóch, bo ten co u mnie jest, a drugi w Dobczycach robi, a reszta to so budowlańcy. Dlo chłopaka młodego to nie jest robota, bo niedziela i nocki prawie cały czas. Fot. 155. Piekarnia Marii Szczerby, Wiśniowa 2019. Fot. Joanna Dziadowiec-Greganić ? A czy dostrzega Pani jakąś różnicę w technice robienia? Jak było kiedyś a jak jest teraz? Czy coś żeście zmienili? Na przykład może w kontekście maszyn? ? M.S.: My robimy tak, jak żeśmy downi robili. Późni była maszyno ino lepszo kupiono, a tak to ręcznie, bo nie mamy żadnej linii produkcyjnej zrobionej. ? Aha czyli wszystko ręcznie? ? M.S.: Wszystko ręcznie. Tako chałupniczo robota można powiedzieć. ? A te maszyny są do czego? ? M.S.: Do wyrobienia ciasta, no i teraz trzeba wszystko kroić, schłodzić, bo ciepłego nie pokroi, bo się zaparzy w worku. Trzeba trzymać chleb co najmniej z trzy godziny, żeby można było pokroić. ? A teraz mam takie pytanie, kim by się Pani określiła? Kim Pani jest? I to co Pani robi? Czy to jest praca, robota, a może coś więcej? I czy jest w tym jakiś element pasji? ? M.S.: Raczej nie pasji, bo tak mi w życiu wyszło. Pasji nigdy do tego nie miałam, tylko tak mi wyszło w życiu. ? A czy czuje Pani, że to jest jakieś spadkobierstwo po tacie? Że Pani po nim tradycje przejęła? ? M.S.: No na pewno jakoś tam miało się to świadomość, ale żebym była jakimś pasjonatem piekarstwa to nie jestem i nigdy nie byłam. Wyszło jak wyszło w życiu i ciągnęło się to dalej, nie? ? J.J.: I będzie tego brakować Pani na emeryturze? ? M.S.: No na pewno, bo to człowiek miał taki kołowrotek, a teraz wyskoczy, to będzie człowiek jakiś dzik. ? Czy jakoś się reklamujecie? ? M.S.: Nie, to już ludzie z dawien downa wiedzo, krakusy nie krakusy, z różnych stron zjeżdżali przedtem, bo brakowało wszędzie chleba i nawet przychodzą tacy, że ich z 10 lot nie było. Bo im tak wyszło, bo się tutaj już tak nie obracali i wiedzo, że tutoj jest no i obracajo się. A tak to reklam żadnych ani w Internecie, ani nigdzie, myśmy so tacy skromni, przyjdzie ktoś, to przyjdzie, a jak nie to nima. ? Bardzo się cieszymy, że możemy ten ostatni moment uchwycić. Czyli Państwo też tutaj mieszkacie, tak? ? M.S.: Tak. ? A czy zdarzało się, że robiliście chleb na jakieś imprezy? ? M.S.: Na wesela, na dożynki, no różnie, jak ktoś chciał wcześniej to tu jest strażnica co piekła, ale przed- tem było tu i piekli na wesele. ? Aha, czyli wy udostępnialiście miejsce, tak? ? M.S.: Miejsce i piec. W tym czasie co myśmy nie robili, bo nigdy nie było produkcji cały dzień i całą noc, tylko była jakaś przerwa, to wtedy mogli sobie przyjść i upiec na wesele, bo przynosili sobie wszystko i piekli. ? To spytam jeszcze, bo projekt dotyczy jarmarków, jak się kiedyś odbywały w Wiśniowej w czwartki, tak? Tam na rynku i jest taka próba reaktywacji tego jarmarku, finał tego projektu ma polegać na tym, że będzie jarmark koło Domu Kultury i różne osoby, z którymi przeprowadzamy wywiady, które jakąś profesją się parają… więc najpierw, czy Pani pamięta coś z tych dawnych jarmarków? ? M.S.: Nie bardzo. ? A jak Pani się zapatruje na taką reaktywację? Czy to ma sens? ? M.S.: To się okaże w praniu. W Myślenicach są i były, przenieśli gdzie indziej i są. A tutaj to już nie wiem, czy się to chwyci. ? Bo to jest dla was i o was robione nikt z zewnątrz np. KGW żeby się mogły zaprezentować. ? M.S.: Spróbować zawsze można, a co będzie, to się okaże. ? A czy jakbyśmy zaprosili Państwa, to byście przyjechali? Żeby coś sprzedawać, żeby wspomóc GOKiS, ale też jako goście? ? M.S.: Zależy jak czas pozwoli i co będziemy robić, a kiedy jest? ? 6 lipca. Dziękujemy Pani bardzo za rozmowę! Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. Julian Stalmach Profesja/umiejętność/praktyka: handel, rolnictwo, chów i hodowla, przewoźnictwo, drobna przedsiębiorczość, pamiętnikarstwo, gawędziar- stwo, pisarstwo/twórczość ludowa, konstrukcja makiet Miejsce zamieszkania: Wiśniowa Pan Julian urodził się i mieszka do dziś w Wiśniowej (na Wilkówce). Lokalny przedsiębiorca i niepoprawny wi- zjoner – człowiek wielu zawodów. Zajmował się w życiu przeróżnymi profesjami, wśród których na szczególną uwagę zasługuje handel. Prekursor odpłatnego transportu w gminie Wiśniowa. Profesje tę kontynuuje syn Marian Stalmach, prowadząc dziś firmę, w której można wynająć np. autobus na wycieczkę. Starsi mieszkańcy do dziś pamiętają pierwsze wycieczki turystyczne i religijne poza gminę z panem Julianem roburem627 (który wówcza był luksusem). Pasjonat historii miejscowej. Własne wspomnienia i dawne życie na wsi opisał w zeszy- cie, który zatytułował „Pierwszy zeszyt mojego pisania. Jak przeżyłem dwudziesty wiek”. W planach jest jego wydanie a w przygotowaniu kolejne części. Ojciec wieloletniego wójta Gminy Wiśniowa – Wiesława Stalmacha. Jedną z pasji, jaką pan Julian aktywnie realizuje na emeryturze jest projektowanie oraz konstruowanie wizjo- nerskich makiet. 627 Robur – samochód, produkowany przez VEB ROBUR-Werke Zittau w NRD w latach 1961–1991 jako ciężarówka i autobus. Wytwarzano go z napędem na cztery koła AWD i 4x2. Zob. Robur, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/ Robur_(samoch%C3%B3d), dostęp: 10 IX 2019. (...) ? Nam o co chodzi? O Pana historię. Jak było już po wojnie, już powojenne historie. Mówił Pan przed chwilą o jarmarkach, czy były, czy było jakieś… sprzedawanie, specjalny sposób, niesprzedawanie, czy ktoś kogoś zrobił w konia, to są rzeczy, które nas trochę interesują [śmiech]. ? J.S.: To jest tak, że ci ludzie są różni, jedni jak sprzedawali te konie w Skrzydlnym na jarmarku, to my zawsze szli jako młodzi ludzie patrzyć, jak te konie ciągną. Jedni pchali, a drudzy udawali, że trzymają. Bo naj- pierw się za tyk co kupowoł to ten, co sprzedawoł, podszedł do niego i mówi mu tak: „Będziesz miał na liter, tylko daj mi swoich chłopów do trzymania, żeby ten koń ciągnął” – nie? A ten koń w ogóle nie chciał ciągnoć. No to ci pchali ten wóz za nim, a udawali, że trzymają, no to któryś się tam dopatrzył tego, to ich odegnoł. A nie to, to sprzedali takiego konia, kupiło się co wogóle nie poszedł do przodu i to było wtedy takie… ubaw był z tego wszystkiego, bo są mądrzejsi i gupsi. A u nas w tym jarmarku jest o słoninach, o tyk… jeszcze wró- cę do tego, bo był taki w Kobielniku chłop bardzo cwany, jak przyjechali Niemcy tam do Kobielnika, tam do takiego domu pożydowskiego i tam był, mieszkał taki człowiek… no taki znający się na wszystkim, bo to było mało tych ludzi, takich co by się tak łorientowali ogólnie we wszystkim… i poszedł do sąsiada, i mówi mu tak: „Przyjechali Niemcy i wezną tego pana Ludwika i zastrzelą. Ratuj tego pana Ludwika. Mosz słoninę, dej tam z kilo, dwa… może przekupimy tych Niemców? No to… dawno za kontyngent, za zboże dawali wódke Niemcy • to wiecie – bo wszyscy opowiadajom to… wiadome… wypłacali. No i wzion, deł te słonine jak najwięce, bo miał po kryjomu, zabił tam… nie w domu trzymał tylko tam gdzieś w stodole i ten jak wzion tą słonine to… O dzienkuje wam bardzo Piotrze, to była wszystko nieprowda, bo mi słoniny trzeba było dlo dzieci i dlo mnie… I to był taki pijok niesamowity, to łon poszedł na jarmark, to zawsze z jarmarku przyszedł pojedzony, jeszcze dzieciom przyszed i tego… przyniósł słoninę czy kiełbasę. No i to już na rynku we Wiśniowej kupił ten… to taka ciżba była, taka niesamowita, nie tak jak teroz, ale wtedy jak było na kartki, to było tako kolejki były. „Panie Staszku, bo mnie się spieszy, bo mam dziecko do szkoły. Niechże mi pan ukraje kawałek spyrki i tego… kiełbasy. Stasiu! Stasiu!” I ukarajał mu, a to miał tako baraniato capku, wioł to pod tą capku, włożył, przykrył na głowu i od nowa wołoł. Za chwilę to się ustawił z drugiej strony kolejki. „A przecież tyś dostoł!”. „Jakem dostoł, gdzie to, gdzie tutej?”. Maco, tu go macoł, ni ma nigdzie. No to ukrajał łod nowa i dał mu, ten mu zapłacił, a to jesce dla, to tyś dziękuje co tu mam w czapce. A jeszcze było to, jak to ci masarze… to była kara śmierci za to… nie było tak masować, masarnię prowadzić za Niemców, ale się to opłacało bardzo. No to zawsze gdzieś tam po kryjomu zabił tego wieprzusia i te wieprzusie były lepsze jak dzisiaj. Bo my jak mieli wyciąg narciarski, coś dzisięć lat, to przyjeżdżali do nas różni ludzie. Czy tam był profesor, czy ksiądz, taki i nie taki, to go nie poznałeś, bo był po narciarsku ubrany. ? A gdzie ten wyciąg był? ? J.S.: W Jerzmanowej. Tam widziałeś kiedyś ten wyciąg? No i tam raz księża przyjechali, coś czterech ich jeżdżą, przewracają się, bo sie uczo jeździć i tam taki pomocnik naz mówi tak: „Bo se dupy porozbijacie” – ksie- dzom mówi. A oni mówio: „Panocku, żebyście wiedzieli, jakie te nasze tyłki, to nie są dupy tylko tyłki księży” i tak to uciekł od tego wyciągu i nie chciał obsługiwać. ? Wspomina Pan o masarzach, że za Niemców… ? J.S.: Zacząłem i nie skończyłem. Były warty takie, po czterech chłopów wartowało i pilnowało całe wsie – w czasie Niemców będę opowiadał. No a wiedzieli ci, gdzie można w nocy wypić herbatę, bo zawsze był jeden Niemiec, a drugi był Niemiec-Polak – bo ci Ślązacy to byli Polacy. Tylko oni jak ich Niemcy zabrali pod siebie tam het pod samą… Katowice, bo tam… wy wiecie chyba lepiej jak ja, boście się uczyli, dokąd zabrali, do Niemiec dołączyli Śląsk. Bo nawet wiecie pokąd był Rzym – na pewno. To tam są słupy do dzisiednia, jak się jedzie z Austrie, to też wiecie. No i zimno było tak strasznie, no i zaproponowali, gdzie tu iść na herbatę, no to poszli do tego masarza. Ten masarz im postawił to herbatę, bo downo sie mało pijało herbaty, tylko jak herbata to lipowo, a jak nie, to się pijało kawę w półlitrowym garnuszku. I ci mu mówią, te policjanty, ten po polsku jeden: „Panie Staszku na pewno by jakiejś słoninki by pasowało do te herbatki, bo chlebek i słoninka to jest mało”. A ten mówi: „Panowie jo tes nic nie wiem nawet kaj słoninka, kto sprzedajem. A może wiecie kto sprze- daje, gdzie? Jo nic nie wiem”. To panie Staszku, bo go znali, bo był na posterunkowy w Wiśniowej, ten policjant, jaki ten był z Wiśniowey tutoj, połowy od rynku do nas. „A jak my by poszli, to my by przynieśli pana słoninkę”. Ten Staszek przypatrzył sie na swojo żono Hanio. Hania mrugła na niego: „To idź w takim razie, jakby mieli łoni iść po tą słoninkę, to idź ty, przynieś”. Słuchajcie co było z to słoninko… Poszedł pan Staszek, przyniósł dosyć duży kawałek, jeszcze zjedli z tym chlebem, dał im na drogę tej słoninki. I ten policjant niemiecki-polski mówi tak: „Niech się pan nie trapi, my będziemy się starać, żeby pan szczęśliwie to prosiątko zabił i nech pan kupuje daleij”. No to ja się go pytom tak, bo to łon mi to opowiadoł: „Gdzie to słoninke mioł?”. Była tam, może tak, no może 200 m od jego domu… mieli ludzie skład drzewa na nowy dom. To trzeba było mieć osiemdziesiąt sztuk mieć drzewa, żeby dom pobudować drewniany taki duży. I łon łodcioł taki kawałek drzewa, wyciągnoł to z te kupy i tam włożył taki duży kawałek tutoj i ten, i w ten tyłek drzewa wsunoł to, w to miejsce, a w tym miejscu, co była dziura to, to słoninkę mioł, kiełbasę. Łoni potrafili wiedzieć, gdzie ma w tym drzewie to słoninke scho- waną. Tak na prawdę na wsi nie ukryje się nic jedno przed drugim, tak samo i w mieście się nie ukryje. Także tak jak to mawiają: „wszyscy wszystko wiedzą”. • A z masarzami potem jak było? Znaczy już nie za Niemca tylko później. • J.S.: Później to przyszły ciężkie czasy, takie cięzkie czasy przysły, co trzeba było nawet więcej zboża łodać ja za Niemców. I potem już się mało sprzedawało, mało kupowało, ludzie nie mieli pieniędzy, bo zaczęły sie… obowiązkowe uprawy lnu. Nawet do tego doszło, że jajka trzeba było na kontyngent oddawać, a za Niemców nie trzeba było. Tam, może nawet nie uczyli o tym, bo to trwało coś dwa czy trzy lata, takie trudne te… życie. A potem się rozkręcało, rozkręcało i zawsze, jak się to mówi… Węgla nie kupił, jak nie łoddał świnek tam wielasik. I tego, my momy jeszcze z tego węgiel w szopie przysypany, co jest jeszcze za świnki się dosta- wało węglo. A później sie próbowało różnych interesów. Jo na przykład po wojnie próbowałem tak: najpierw nutrii. Miałem trzy takie pojemniki z tymi nutriami, także nawet nutrie kupowałem za dolary, bo już nie dało się kupić. Kupiłem takiego nutra co mioł 12 kilo. I to było tako…, tego porucznika z Wieliczki. On miał to ho- dowlę nutrii. Poźniej te nutrie się nie mieściły w tym… nie powiedział mi nikt, jak się chowa nutrie. Bo nutrie trzeba chować jednokolorowe tylko. Jo chowołem chyba 5 czy 6 kolori. Nawyprawiałem tych skórek, chciałem sprzedać, nikt nie chciał kupić, bo to jest futro z nutrii czy kołnierz cy capka to musiało być jednokolorowe. A to było wielekolorowe, no i potem wzieny się rozeszły się te nutrie, poszły pod stodołę, pod szopę, pokociły się. A to musi być, nuter musi być we wodzie, musi mieć kompielisko, korytko, dobrze go trzeba łodrzywiać: mąka, ziemniaki, zboże. Sfilcowało się to futerko, te nutrie to już myślałem, że łopanują nas gorzej jak szczury. To my pozabijli, te skórki sie nam nie dało… tam nam sprzedał te skórki do drogi, nie? Ale łon tam tak za pół ceny, a mięso woziłem do Murzasichle…… chowoł lisy. Możeście szłyszeli kiedy o Murzasichle? Murzasichle to ja znam tak jak Wiśniową, może lepiej troche. 30 lat tam bywałem. • Bo właśnie chcieliśmy spytać, czy są takie okresy, w których Pan mieszkał, tak dłużej właśnie poza Wiśniową. • J.S.: Nie było takiego okresu, bo ja nawet nie wyjeżdżałem nigdzie daleko, bo zawsze udawałem takiego trochę niedorobionego. • No ale przed chwilą słyszałem, że był Pan na Florydzie, miesiąc… • J.S.: No na Florydzie byłem półtora miesiąca. • A z jakiego powodu? Jak Pan tam trafił i dlaczego? • J.S.: Bo tam miałem rodzinę. Do dzisiej mam rodzinę. Co tydzień rozmawiamy z kuzynem. Tam miałem dwóch kuzynów i tego… i kuzynkę. Kuzyni się zajmowali handlem… stare domy kupowali, tak jak to powstaje teraz w Polsce. To jest złoty interes, jakby panu się to trafiło, to niech się pan zrzeknie tego interesu, a niech przestawi na interes: kupować stary dom, poprawić, ogrodzić, pomalować i sprzedać. • A, a propos domu. My jesteśmy w pierwszym Pana domu? Jesteśmy na ziemi Pana ojca czy…? • J.S.: Nieeeee. My są w trzecim domu teraz. Urodziłem się w tym domu tak koło same ulicy, takie pod strzechą. Później budowali my w [19]47 ten dom co tam stoi, pobudowaliśmy i co jeszcze dzisiaj wam opowia- dałem? Jak dachówkę co na domu z [19]47 stoi i nie przecieka. A wszystkie dachówki już takie robione później, to już przeciekały i przeciekają do dzisiej. • A kto budował ten dom? • J.S.: To byli tacy specjalnie po wsiach… taka ekipa, tam było ich 10, 8 cieśli… • Ale byli stąd? Z Wiśniowej? • J.S.: Z granic Wiśniowej, to były tacy z trzech, czterech wiosek. To brali tak na przykład… Jak my budo- wali ten dom, to my sprzedali im krowe i za te krowe… a później to by nawet 3 krowy nie pomogły za te dniówki, jak powstały. A pierwsze to tak… bardzo dniówki były tanie, żeby tylko była robota i budować dom… A pan co zdjęcia temu robi, to ja mam oryginał, ze swojej czystej myśli. • Pan to malował? • J.S.: Nie, ja mam to zrobione z dekturki. • A gdzie to Pan ma z tekturki, tutaj w domu? • J.S.: W domu, mogę przynieść to. • A to Pan ma jeszcze… To Pan jest artystą, tak? • J.S.: Nie, niczym nie jestem. Ja jestem rolnikiem normalnym, co bardzo lubi gospodarzyć tylko, żebym nie ja pracowałem. • Czyli zarządzać Pan lubi. • J.S.: O zarządzać! To mi się to bardzo podobało. Bo ja się rzeknem, jo gospodarzyłem i handlowałem. I nie skończyłem jeszcze z tego opowiadać jak te nutrie, później przestawiłem się na indyki. Kontraktowali mi indyki i te indyki tak żyją sobie… Pan zna indyki? • To znaczy wiem jak wyglądają, ale jak żyją… tym się nie zajmowałem. • J.S.: Koniki polne… dziubią, dziubią, idzie, idzie łod domu i nie wraca do domu, bo kura wraca. To nie poszło mi to, to zacząłem chować gęsi. Na gęsiach to był złoty interes, no… • W wyniku czego? • J.S.: No bo się trzy razy oskubało do roku, gęsi się skubie, piórka były drogie, puch był drogi bardzo, mia- łem coś po 50 gęsi, o, koło tego starego domu, to wyskubały wszystko trowe i były tylko ziemia sama. Wtedy się dało kupić chlyb w Krakowie. Wozilem chleb, bo ja handlowałem chlebem, woziłem po trzy tony chleba, a na stan wojenny miałem pięć ton chleba w domu. I bałem się, że będzie rewizja i mi łodbiorą ten chlyb, wynosiłem na piętro w stodole, jest takie piętro w stodole sie nazywa. Wynosiłem trzy dni ten chleb w koszyku, przy- walyłem to słomą, sianem. Tam się dowiedziały o tym szczury, powygryzały ze środka chlyb i tam się pokociły w tym chlebie. To możecie wiedzieć, co było. Nie opłaciło mi sie z tymi gęsiami… ciągnołem… no i dawałem ten chleb gęsiom, myślałem, że będą żyły… oślepły! Całkowicie zrobiły się im koło oczu takie buły. Zawiozłem do weterynarza to gęś, jedną zdechniętą, drugo żywom. I weterynarz sie mnie pyta, że moze im nie daje owsa, bo gęś jest stworzona, że musi mieć owies. Tak jak koń musi mieć owies, tak gęś musi mieć owies. Pojechołem, bo już żem wtedy auto mioł, bo to miałem piąty auto w gminie, miałem żuka – dosyć na czasie. A teraz jest chyba 5 000 albo więcej. • Ale kiedy miał Pan ten samochód? • J.S.: No w [19]73 już żem miołem, a w [19]83 to żem miał robura osobowo-towarowego, trzytonowy robur, woziłem ludzi po całej Polsce, już zarobkowo… wesele, śluby tam tego… A teraz to już tego mamy, syn ma firmę autobusową, także dzięki temu wszystkiemu. I właśnie dlatego popieram tyk wolnomyślących ludzi, żeby to można dojść do tego, o co się marzy… Marzenia to jest najważniejsza rzecz w życiu. Tylko trzeba do rzeczy marzyć, nie o ładnych dziewczynach… bo to też się musi udać, to łod szczęścia zależy, ale idzie się po kolei, krok po kroku i dochodzi się. • Była grupa cieśli, ktoś jeszcze był przydatny przy tej budowie domu? Jak to na przykład…? • J.S.: Najpierw sobie ciosali te drzewo, bo to okrągłe sie nawoziło drzewa na kupę. Tam ileś… rok, dwa, trzy, tam jeszce tata za Niemców, po wojnie skupował to drzewo i woził. Potem ciosali tam pare dni, potem już były te takie płazy, a potem budowali i budowali i potem przykryli i także… najpierw murarze podmurowali, potem… i nie łod razu podmurowany dom, tylko tak się stawiało takie winklowe, na tym sie prowizorycznie stawiało dom i później się go po maleńku wykańcało. Także to nie było takie proste dojść do domu. A jeszcze tym byardziej, jak człowiek łod zera startuje. Bo inaczej jest startować dzisioj, jak już jest dziadek, pradziadek się miał dobrze, dziadek jeszcze lepiej, bo tak liczymy po amerykańsku to trzecie pokolenie dopiero ma z inte- resu zysk. A dwa pokolenia do danego interesu, do firmy muszą dokładać. Także to… niech pan nie liczy, że łod razu się wszystko sie… • Ja tu nie liczę, ja tu szukam, kto te domy budował? [uśmiech] • J.S.: To były takie firmy ciesielskie. To nie były firmy, to były chłopy, przychodziły, budowały i mieli bardzo dużo tych, zapotrzebowani, bo każdy po wojnie, było bardzo dużo ludzi, co się popalili ludzie, bo front jak wchodził, to wypalał co drugie osiedle. I tu akurat się tak złożyło, że cała ta nasza miejscowość nazywa sie Wilkówka, to osiedle, to tylko nasz dom tu został przez ulicę, tam… Jak tam winkiel tego domu ino było wzdłuż ulice, taki niziutki dom, ze czterema strzechami na tak i tak. To pan i widział kiedyś takie domki, co miały zamiast tych szczytów, to miały strzechy też. • A Pan handlował na jarmarkach? • J.S.: Nie. Na jarmarkach jak było tak trudno mąki kupić, to my mieli bądź ile mąki, sprzedawali my. • To jak to się działo? • J.S.: Kupowali my zboże w Miechowie, Busku Zdroju, Proszowicach tam… • A to dzięki temu, że Pan miał samochód? Tak? • J.S.: Dzięki temu. Potem my wieźli do młyna i mieli my piecątki, że tak i tak, miejscowość jest ta mąka i ludzie kupowali. Później było tak, że woziłem zboże w góry, a mąka była na przydział, bo jeszcze tam po 5 kg sprzedawałem. • A co to znaczy w góry? • J.S.: Góry to tak Jurgów, Rzepiska, Corna Góra, Białka, Bukowina, Małe Ciche, Murzasichle, Majercykówka, Zumb, Bystrek – 12 wsi. Jeździłem tylko po tyk, co gotowali łobiady… Jeszcze jedno, miałem kilka takich domów, com składowoł i te panie sprzedawały i łonem za to wynadgradzałem. Łone wieczorami sprzedawały. No a kobiety… jak dawno miołem takie copko bioło, koszule biało… bo tak do ludzi trzeba się łubrać elegancko, tak naprawdę – żeby ich kupić, nie udawać takiego wiocha, to łoni mi tam zawsze mówili, że tam… żeby pan… na wsi jak się to ciężko pracuje… byłem u dziadka tam dwa tygodnie, ale dziadek mi tam niewiele co pokazał, jak się na wsi żyje… no to przychodziły kupować do mnie specjalnie, bo mnie uznały zem… się jakiś wikary w Poroninie zrzyk się księżostwa i chycił się handlu i łone myślały, że jo to to jest tym księdzem. Lepiej kupowały u mnie. • A to dobrze mieć taką historię wokoło siebie. • J.S.: Mój taty brat był handlarzem, przed wojną, [nieczytelne] handlował grubo. To może się mi coś udzieliło po nim? Nie? A zawsze się chciałem nauczyć, bo to handel to do dzisiaj dnia… • Nie jest łatwy chleb… • J.S.: Pan ma…? • Nie, nie, ja nie mam nic wspólnego z handlem. • J.S.: A ja woziłem ze sobą kilka łosób i nie nauczył się nik. Ja jeździł… nie poszedł moim torem. No prze- handlowałem 30 lat. A jak szedł prokurator od Myślenic po mąkę, bo my wozili nawet do cukierni mąke, do tego do… na wesele, bo ja się zorientowałem jako pszenice trzeba kupować na mąkę dobrą. Bo to nie jest tak kupić pszenice, jakie tam czy pan czy wiele innych ze wsi ludzi… kupi pszenice, mąka nie wyszła. Trzeba było wiedzieć, jaką pszenicę kupować. To my mieli tą mąkę ze sklepu już gotowo. Jak prokurator szedł, jacy nauczyciele, tacy profesorowie, w Myślenicach na jarmarku czy gdziekolwiek, to my tą mąkę dawali w tych samych torebkach. Taką reklamę nam zrobili na całe Myślenice. Skrzydlna, Mszana to my wozili po 33 tony mąki… sprzedali my na jarmark. • A był Pan jedyny, tutaj we Wiśniowej taki obrotny? Taki handlarz, czy miał Pan jeszcze jakichś…? • J.S.: Jedynym był. Com się zajmował tym. I później przestawił się na góry. Bo te jarmarki się skończyły i powstały inne, wiela innych. • A kiedy się skończyły? • J.S.: Nie pamiętam, no ale już tedy jak my mąkę sprzedawali, to już jarmarków we Wiśniowej nie było. • Ale to już był samochód, czyli końcówka lat 70. pewnie, albo coś takiego? • J.S.: Jarmark we Wiśniowej to sie skończył, we Wiśniowej w 60. latach. Bo po tym się jeszcze ciągły w Skrzydlnym, później… • Skrzydlne to jest następna…, prawda? J.S.: W stronę Limanowej. Potem na Mszanę się skończył, zostały same ciuszki, tam tego. Jo tak bez przy- padek z tym chlebem, com tak woził ten chleb. Świnki się wtedy chowało dobrze, bo tego chleba się kupowało za marne grosze. Tak jak i teraz jest takie. Miałem znajomości z takim porucznikiem policji, łon tu przyjeżdżoł do sąsiada. Nawet w stanie wojennym przyjechoł, i przebył tamten dzień, który pobierali tych ludzi do pilnowania. Potem miał problemy z tym. I łon mnie najmował, jakieś tam meble przywieść z Krakowa… bo tych samocho- dów było mało, to jakieś tam zasłonki do łokien, to jakieś tam takie wyszczułki, co robili te wersalki to wszystko. Tam nam zajechoł raz do hurtowni w Nowej Hucie i mówił mi tak: „Jeszcze raz przyjedzies z tym panem – tak mu po imieniu powiedzieli – to ci łopony sprzebijomy”. Bo łon to broł najlepszy towar i marnie płacił im za ten towar, bo się mu należało. Bo to czapko i tego. • Jakby Pan odniósł Wiśniową, którą Pan pamięta do Wiśniowej co jest dzisiaj? Jakby Pan porównał te dwa światy? • J.S.: Porównał bym tak, że ta Wiśniowa to się tak rozkręciła i tyle ma ludzi, co prowadzą rzemiosła prze- różne. I to trzeba powiedzieć, że nie wiem skąd to się robi konkurencja taka? Konkurencja to ma taką swoją siłę napędu, bo jak ten ma taki samochód to jest w stanie… tam na rynku gdzieś koło kościoła idzie sąsiad i mówi tak do takiego małego synka: „Popatrz, jaką mają furę…, nie?”. A synek tak myśli tak, że: „Tata, my też możemy mieć takie”. To jedzie potym takie jak dorośnie na Łostrie czy tam do Angli zarabia i znowu przyjeżdża tą furą. I znowu ten sąsiad, jak była moda na ubiory domów, w tych kwiatów wiszących takich… no nie takie jak jo mam teraz, bo już przekwitły… a ja woziłem w góry z Krakowie te kwiaty, no te jak łone sie nazywajo, te wiszące takie, co tak wiszą na dół? Tom nieraz wiós z 50 tych kwiatów, cały robur. To tam w górach jak miały pokupione te gosposie, to powyrzucały za stodoły swoje kwiaty, bo ja miałem tak wiszące – jak tam zawiesił to sięgały o tam. A jo kupowołem z hurtownie co mioł, ten no… tam gdzie był ten zjazd młodzieży628, tego… jak się to nazywo… w Brzegach. Miołem takiego znajomego co miał 6 folii z tymi kwiatami mioł. Jakże wszedł do tych folii tom se wyrwoł najpiękniejsze… te… bo łon woloł tam, żeby mu tam wzionć z te folii te 50 kwiatów czy wiency jak łon ma jechać do Krakowa z nimi. A ja sie go pytom, jak doszedł do tego… folii… majątku? Bo tam kupił dwa hektary pola. Była taka moda co się handlowało w Jugosławii dularami. Pan słyszał kiedy o tym? No jechało 628 Mowa o Świątowych Dniach Młodzieży Kraków 2016. się do Jugosławie, wiezło się dolary, znaczy się nie dolary tylko pieniądze, tam towar sie wiezło przeważnie, przeważnie towar sie wiezło jakiś tam i tam się kupowały dolary, bo były trzy razy tańsza jak u nas w Polsce. Wybrało się ich trzek, nabrali tych dużo pieniędzy, dali domy w zastaw… z banku pobrali, na taką grubą skalę… bo jeździli, jeździli tak pomału przywozili. I ci, co sprzedawali te dolary, to byli takie [nieczytelne], tacy łoszuści i później jak się wracali samochodem swoim… napadli i te dulary odebrali im, tym dwuma i nie uszkodzili ich. A tego co jo miałem z nim ten handel, rence nogi mu połomali. A łon miał zaszyte dulary w zimowych butach, w tych cholewkach, to tam nawtykał tych dolarów papierowych i nie znaleźli. Bili go, puki nie powie. Łon stracił przytomność i nie powiedział, gdzie te dulary ma, i zostawili go tam i ktoś tam… poratował, dał go do szpitala, ze dwa tygodnie leżał w szpitalu w tej Jugosławii. Później na swój koszt przyjechał i później za te pieniądze… Ci zbankrutowali, bank im te domy zabroł ci dwóch, ale przyjechali zdrowi i cali… a łon taki połamany przyjechol i kupił dwa hektary pola, takiego dobrego i tam na tych dwóch hektarach założył sobie ten… i to się kręcił interes nieprzeciętnie. ? A powiedział Pan, że w Wiśniowej w pewnym momencie rzemiosła, zrodziło się dużo rzemiosł. Co to była za praca? ? J.S.: No na przykład… tutaj jest w roku tego są trzy, który robią pomniki, kominki murują, tam niżej są znowu co układają kostki, a przedtem mieli transport, budowy dróg… nawet brali udział w budowie drogi na Tarnów. No tam cosik im nie wyszło, bo wszystkim nie powychodziło, no ale sobie życia nie odebrali tak jak niektórzy, bo to było straszne oszustwo. No i później tam auta naprawiają, tak co kawołek, co kawołek to inni. No i tak po cołej tej Wiśniowej tak som, to jakieś sklepy pootwierali… najwięcej to samochody naprawiają. Każdy tam na swój sposób… ? A co Pan myśli o czymś takim jak tradycyjne rzemiosło? ? J.S.: Tradycyjne rzemiosło to jest… teraz w tej chwili mój brat był kowolem i jest kowolem nadal, tylko się nie zajmuje już kowolstwem, to łon robił dawno zawiasy, zamki do drzwi. Bardzo to szło, a teraz już takie jednostki pozostały poza granice Wiśniowy, tam się nikt nie interesuje. Bo teraz to jest takie klamki pozłacane, jakieś tam takie. Już nie muszą być tego. Bo dawno jak to budowali kampingi tutaj po Kobielniku, bardzo dużo jest tym… ? Co to znaczy kampingi? ? J.S.: Te małe domki z miasta ludzie pobudowali. I łoni potrzebowali wystrój tych domków. A teraz to jak się ludzie już przestali tym interesować. Tylko dla ludzi to teraz jest czysty zysk z czegośkolwiek. A takie rzemiosło starsze no pewnie, żeby się rozkręciło. Te jak ci robią te rzeźby. Każdy na swój sposób. Ja bywałem na Bukowinie, co rzeźby robił górol… lubiłem ich odwiedzać. I łoni mieli piniądze i kupowali u mnie zboże, śrute woziłem, takie mąki różne… i pokazuje mi te rzeźby, jakie ma piękne. No i ja mu mówię tak: „No panie, a cze- mu pan nie robi naturalnych rzeźb? Że jakby pan wyrzeźbił drzewo – tam po piersi miał bardzo duży zbyt… na Bukowinie na kościele tam to jedna rzeźba to jest jego roboty – Ja przywioze panu olchę, czerwono olche i pan jak wyrzeźbi to, to będzie naturalny cłowiek, jakby miał krew w sobie” – bo ta rzeźba w tej olsze cerwonej, to łona ma kolor, tak jak tu ma pan to… Przywiozłem mu, wyrzeźbił takie popiersie i już tego nie dał nikomu, bo to było jakby żywy człowiek, bo był… różowe miał to całe to. Bo łolcha jest biało i łolcha jest różowo. Później mu mówie tak: „Panie, a ja bym jeszce przywiózł jesce coś lepszego dla pana. Bo łolcha to tak jak lipa się rzeźbi lek- ko, to nożykiem. Śliwa, bardzo twarde, ale jeszcze bardziej naturalne, bo ma różowy, jasno różowy kolor”. No to znowu zaczoł rzeźbić takich małych świątków. Zawiół pod Bukowinę, no to kto doszedł, to kupił. Ja mówię tak: „Cłowieku tyś to mało wycenił to, przecież to jest drzewo rzadko spotykane, bo to śliwa”. To kto tam, śliwa jako może być… no tako… bo ona w ziemi nie gnije, dąb zgnije, a łona nie zgnije. No to później wycenił tego, a jakbym mu śliwy nie doł… to jest śliwy łodemnie, bo nie ma śliwu, nie będę podrzymał zdrowych śliw, bo śliwy są owocujące. No i tak różne sposoby trzeba używać, tak jak teraz nas trafiłem, to mam teraz 200 orzechów zasadzonych… włoskich. To tak liczę, że tego roku pół tony może najmniej będzie na nik. ? I co Pan będzie z nich robił? ? J.S.: Do Krakowa się zawozi… ? Myślałem, że jakiś ten… myślałem, że jakąś nalewkę? ? J.S.: Ale nalewkę się też zrobi, ale to trzeba teraz w tej chwili robić. Tam się wywiezie po 10 kg we wo- recku… bo ja miołem po 5 ton gruszek, żem woził do Krakowa, miołem taką plantację gruszek. A przed mnie przyjechał, stanął, miał tonę orzechów to za godzinę sprzedał. ? A co to są? ? J.S.: Co to jest? To jest mój pomysł prywatny. [POKAZ MAKIET] Fot. 156. Julian Stalmach przy makiecie swojego autorstwa, Wiśniowa 2018. Żródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. • I też Pan to zrealizował? • J.S.: Ale najpierw muszę opowiedzieć, jak to wygląda. To tak jak to widać. Tu jest winda w środku i ko- min, tu są schody na okrągło, tu są pokoje. To wszystko jest w skali zrobione. To nie jest tak… • Tak sobie ot… • J.S.: Tu jest, jak się wchodzi do pokoju, to widzicie takieć wiszą takie te, te, te… rysunki, to przed poko- jem każdym jest na prawo czy na lewo prysznic, a na lewo są ciuszki, buty i wszystko, żeby do pokoju nie zanosić tego, co się jest w terenie. Wchodzi się do czystego pokoju. I tu sie ma balkon, jest, wychodzi się na to tymi drzwiami tutoj. Drzwi nie są takie jak do tego czasu, co dwadzieścia wieków robimy jednakowe łokna i drzwi, musimy w końcu to kiedyś zmienić. • A kiedy Pan to zrobił? • J.S.: W zimie raz. • Dużo Pan ma takich pomysłów? • J.S.: No kościółek mam tam, tam hej tam. • Tutaj mi Pan mówi, że jest Pan handlarzem, a ja to tak widzę, że Pan jest artystą. • J.S.: Tutaj się wjeżdża tędy, tu sie jest tako dziura, co sie wjeżdżo pod dach, tu się wysadza gości, żeby nie lało do nich. • Czyli to jest rodzaj hotelu? • J.S.: To jest, to mo, to jest pomieszczenie na coś na 100 osób, te pomieszczenia wszystkie. I tu w tym… bo to teraz budujo te domy tam cztery, a ja mam ośmiościan i te pokoje są tak zgrane wszystkie elegancko, tak samo u góry jak na dole, że są rozpracowane, że troche łone przechodzą po skosie. Ale w tym skosie tam się stawio jakiś stołeczek z oparciem, bo to jest wszystko rozpracowane… Ja tam piszę jak wszystko, jak to trzeba. • A to jest wszystko tutaj napisane? • J.S.: Wszystko, wszystko. To, także to. To ma być taki wystrój, bo to jest bardzo ciekawe to przeżycie tego, to jest nieprzeciętne, bo tam pisze: „grzmi, szczylo, pierony szczelajo, tencza jest, węże są jak się wychodzi z tego restauracyje”, to tak ja to wymieszałem jedno z drugim, strumyk płynie na spodzie. Tutoj jest cała restau- racja na dole są. W tych łoknach tyk tyk leżącyk. I to jest nie do przeżycia, jak się tam wejdzie, bo normalnie jak burza jest tako niesamowita, wejdzie sie, stoi sie w kolejce do tej restauracji pół godziny, pije sie piwo za darmo, potem sie wchodzi, je sie, a tu na roz sciemnio sie, grzmoty tak z daleka idą i idą, co się tak łokna zasłaniają. Jest taki las duży. Te małpy się tak w tym lesie biją, tak kłuco sie, dro sie, piszczo… później tam wilki, te kojoty szczekajo tak strasznie, gonią sie… krowy ryczo, my przestali jeść, od stawu co się dzieje. Weszlimy, pogoda tako niesamowito, a tu na roz tym domem sie trząsie, trząsie się ten dom. No i wyłazimy na pole, takie drzwi są podwójne szerokie, a tam ten, są słupy tak jak tutoj obrośnięte takimi powojami, a w tyk słupach są ukryte węże. Jak wychodzisz to ten wąż wyskakuje z tego słupa jednego na ciebie, potem się łodbija do drugiej strony do… a tam drugi wąż na ciebie wysakuje. Reszta kwik i w pole. A znowu w takiej restauracji byłem, co sie siadało na stołecku, tu woda płynie takim strumieniem, tu żabki rektają kum kum robią, tam sowy wyją znowu gdzieś, i to wszystko jes takie połączone tutoj, ten cały łopis tego tu jes spisany tego jak tu można dojść do tego. Teraz przyniesiemy sobie kościółek. To jest takie… ? Sam Pan to namalował? ? J.S.: Nie. Malować to malowała w Poznachowicach – Kowal629. Ja tylko jej zawiozłem ten domek. ? A kto napisał to…? ? J.S.: Historie tego to jo napisałem. Tego domu nie pobuduje beze mnie, przez te historie. ? A gdzie jest początek historii? ? J.S.: Najpierw by było, bo nie pamiętam gdzie jest początek, ale ten budynek jest z ośmiu bocznych ścian… ło to trzeba iść po kolei tak i wkoło obejść, potem środek, a potem jest uzupełnienie… zresztą półtora tysiąca ludzi na tych siedzących miejscach, bo wchodzą tymi drzwiami tutoj. To są schody, tu są wejścia, tu jest „Łojcze nas”, tu jeszcze „Zdrowaś”, tu jest „Łojce nas”, a tu dziesięcioro Bożego przykazania… tego no… „Zrowaś Mario”. Bo łone są łoświetlone i tu są też „Zdrowaś Mario”, a tu są te „Łojce nase”, wchodzą ludzie do kościoła, siadają na tych ławkach i tu wychodzi ksiądz po tych schodach, taka jak wyże… tu trzy schody są… i ta figurko sie obaraco i ten automatycznie… bo tam są te urządzenia pod spodkom, tak jak ten mój zygar, budzik… i jego maszo długo trwo, co godzine, co półtore, co pól godziny to ta Matka Boska w tym czasie łobejdzie wkoło. I wszyscy czekają na nią, żeby przyszła do nik i patrzyła na nik. Co tego jeszcze w świecie w ogóle ni ma, bo są pół… tak jak w tym teroz … co pobudował Rydzyk630. ? Licheniu? ? J.S.: Nie… Toruniu, to są półokrągłe tylko jus. W Borku Fałęckim jes też pół okrągłe, tyz jest nie całe. A tu se by ludzie wkoło so, a ta Matka Bosko sie kręci z… razem z tym ołtarzem się kręci i z tymi księżami. Także oni się nie przestawiają, tylko okręcają się. No i czekajo wtedy… i tutoj… w czasie wtedy jak już nie ma nikogo w ko- ściele, to śpiewa się pieśni kościelne, tak jak w Licheniu jest, co się idzie do tego Lasku Wolskiego, i ja patrzę, co te ptaszki tak śpiewają, nie…? A łone są poustawiane, sztuczne, po tych gałęziach poprzykręcane, a melodia nakręcona jest tych ptaszków – i to jest wszystko do zrobienia. No a tu są te, później już te wieże, te pięć, tak, cztery tak… główna wieża to jest ta i te wieże mają mieć gdzieś tak sześćdziesiąt pięć metrów. ? Czyli Pan ma to wszystko wymierzone? Różaniec Pana zainspirował do tego, żeby stworzyć taki kościół? ? J.S.: No. Bo wiele ludzi się modli na różańcu, choćby niewielkie datki dali, tam na przykład w Europie ca- łej, to by takie kościoły pobudowali. Tylko jeszcze nie zaplanowałem terenu, gdzie taki kościółek może powstać. Bo różnie łopatrywałem miejscowości, bo to pasuje na jakimś wzgórzu i z dojazdem takim. ? Czy ta historia, którą nam Pan opowiedział, jest tak samo zapisana z tyłu na obrazie? ? J.S.: Tak samo jest tutej wszystko łopisane. A w ramku, całe to… całe, tam zeszycik znowu. ? Tu zeszycika nie ma. ? J.S.: Ale to, nie ma, nie ma, bo jeszcze nie dostał… jest gdzieś na boku wstawiony. Wieże tego kościoła muszą bardzo być wysokie… ? Kościół jest okrągły, na środku kościoła stoi ołtarz, na nim Matka Boska Różańcowa z różańcem w ręku, ołtarz obraca się wkoło wraz z kapłanem. Tak, jak Pan powiedział. ? J.S.: I tutaj wszystko jeszcze jest opisane. ? A to jest z którego roku, bo to jest pomysł z 2002 roku – tak jest to opisane, a to jest z którego roku? ? J.S.: Następny rok może, tu gdzieś będzie zapisane, tak samo gdzieś. – A jest 2002–2004, tak? ? J.S.: No i wtedy łokna są inne łod tego, co to do tego czasu w kościołach. Tendy wchodzi światło z pola. I ludzi… bo to nie ma tego, sufitu ten kościół, tylko jest taki pusty w środku. Także ludzie widzą, gdzie jest pod- świetlona, w nocy jest podświetlona i ten kościółek widzą z tą gwiazdą. ? Czy ktoś widział to? ? J.S.: Raczej to się nie staram pokazywać tego, bo to tak, może by to ktoś zlekceważył. Ja wam sam w to nie wierze, jak to wy to przyjmiecie, bo ja wam tylko pokozałem, co zrobiłem w życiu. To jest takie… Tu myśla- łem o tym, żeby ten tutaj ten dach zrobić szklany, żeby tak widać było niebo. Tylko znowu mi sie nie wyszło to, bo jakby byłó gorąco, to by ludzie nie wytrzymali przez ten dach, jakby świeciło na nich. Bo to nie musi być takie malutkie jak to, to może być duże, może być i małe, bo małe to nie ma uroku w ogóle. To musi być duże. ? 60 metrów wieża to jest bardzo dużo. 629 Mowa o Monice Kowal – malarce, rzeźbiarce, tkaczce artystycznej z Poznachowic Dolnych. Wywiad z nią zob. Wiśniowskie rozmowy rzeki (w tej części publikacji). 630 Mowa o Tadeuszu Rydzyku – duchownym rzymskokatolickim, redemptoryście, założycielu i dyrektorze rozgłośni radiowej Radio Maryja oraz Telewizji Trwam. • J.S.: Ale łona nie musi mieć 60 metrów, może być całkowicie zmniejszone to wszystko, łobjętność może być zmiejszono. Bo tam chyba podane jest, no to może mieć tam ileś tych metrów… To też jest ciekawe. Bo mamy taką parcelę, przy głównej drodze na Mszanę Dolną, mamy tam hektar pola przy samej drodze, ale [jeśli] to nie chwyci teraz to w ogóle. Bo teraz… „Gdzie byłeś?”. „W Wierzbanowej, we Wiśniowej” – to nie ciekawe. „Byłem za granicą, byłem na Malcie, na tym, na tamtym” – to jest wtedy ciekawe. Jak my mieli wyciąg, nie było wyciągów, to jeszcze szed ten wyciąg. To wyciąg, to jest wspaniała rzecz, bo pieniądze tak ci lecą… No ale póź- niej jak się rozkręciły inne wyciągi, tak jak ten w Kasinie jest – no to: „Gdzie byłeś?”, „W Jerzmanowej”, „eeee w Jerzmanowej”, „A gdzie byłeś? Na Mszanę?” „Eeeee. A ja byłem gdzie? Na Słowacji byłem, w Alpach byłem”. A pan był w górach? • Byłem. • J.S.: W tym kościółku pan był w górach? • Byłem w niejednym kościółku, bo Alpy są przecież ogromne. • JS.: No wiem, ale ten taki słynny kościółek, ten cudowny, tam w tych górach, co się jedzie tak bez ten las, tak bardzo wysoko do niego. Już na samyk tych górach takich, ma taki plac. Obraz taki cudowny jest tam. • Nie wiem. • J.S.: Jak my jechali do Rzymu to było 2 listopada i wszędzie nie było śniega i tam my zajechali i tam była… po łokna śnieg w autobusie. Na pół sprzęgła wyjechoł. Ja podszedlem do kierowcy: „Co pan robi, bo tak śmierdzi strasznie sprzęgło?” – ale ja żem miałem dawno auto tom wiedzioł. On mówił: „Panie, dzięki Bogu, że my tam wyjechali, bo jakby mnie cofło to, kto by mnie poratowoł”. A my byli u takiego właściciela, co miał dom pod skałą. To skała była kilometer, a łon miał dom postawiony pod tymi… A jo pytam tam: „nie przewróci się ta skała?”. „A no, jak się do tego czasu nie przewróciła, to nie”. I to jest ciekawy ten układ tego terenu. Co ja sie opatrzyłem, żeby znaleźć taki teren, jak on tam miał wyciąg narciarski. Był wyciąg, miał tylko 500 metrów do góry, a z góry miał półtora kilometra zjazdu. • No tak… • J.S.: Do dzisiaj dnia szukom i synowi mówię, żeby gdzieś takie zapatrzył taki teren. A ni ma takiego terenu. • W Polsce trudno, bo jednak góry mniejsze są. • J.S.: Ale tam są przepiękne te góry. My potrafili wyjechać, z takim siostry synem, łon miał tam dziewczy- nę znajomą na tak dwa metry wyżej jak nasz Kasprowy. I wyciągli my tonę, bo kupił tam narty, bo ma pożyczal- nie nart. Wyciągli my tam tonę nart, ciężaru. Tak jak my staneli na łogrodzie, jak my przyjechali po trzech dniach z tych Alp, to siadły opony w ziemi i co ciekawe było? Że się żyje, to jest dopiero historia mojego życia, że pięć, sześć razy nie miałem prawa żyć. (…) • A Pan jako młody chłopak jeździł tutaj na nartach? • J.S.: Jeździłem, nawet pod Łysinę jak ten… na Ostromyłynie, tam my chodzili w drewniakach, a którzy byli młodsi, to na nartach boso jeździli. • A kto robił narty? • J.S.: A to robili ojcowie z jasienia, takie krzywe. Zakrzywiali taką deseczkę i to się jeździło i drewniane buty sie przybijało do tych nart i łubirało się, jak sie wyleciało tam gdzieś do góry. • Ojcowie, to znaczy, że Panu zrobił ojciec narty? – J.S.: Tak. (…) • Jako młody chłopak chodził Pan po dziadach? • J.S.: To było moje hobby. Nie tak jako młody chłopak, ale tak jako żonaty i dzieciaty – i to przeważnie bez maski. • Dlaczego? • J.S.: Malowałem się, tak jak teraz malują się te dzikusy, po rynku we Wiśniowej podprowadzałem dziwczyny, kobiety pod bramę i nikt mnie nie rozpoznawał w ogóle. A z tych śmirgustów to my potrafili zrobić tak, że wiedzielimy, ze nas nie puszczą do domu tam jakiegoś, to my wzieli najcieńszo dziewczynkę we wsi, rozebrali my na dach, dachówke my wyjeli i pomiędzy łate my ja wpuścili, weszła, otwarła, a my bez przerwy juchali pod łoknem i do drzwi my sie dobijali. Łona łotwarła to, my wyszli na dach, dachówkę my założyli i dali my jukali, nas było sześciu czy siedmiu i jak łona już zeszła, dach założyli, wyrównali te dachówki, no to wtedy łotwieromy drzwi i wchodzimy po cichutku do domu. Ci nie wiedzieli i do dzisiaj dnia chyba nie wiedzą, którędy my weszli. Bo wyzamykali, sprawdzili, bo to chodziło o zakład, że wejdziemy czy nie. Ale dawniej to nas jeszce wyrobili, bo my chodzili jako młodzi, jako młode chłopaki, poszlimy do jednego domu, tam były trzy dziewczyny i bracio ich byli też gdzieś tam po dziadostwie i łopili sie i jak dowiedzieli sie, że my są, to jakimiś kijami do nas i do bitki. A my do stajni wpadli, a tam wszystkie krowy sie urwały – były cztery krowy i dwa woły – i to wszystko, i my razem z tymi… Potem my łotworzyli drzwi z tej stajni i łucieklimy, a tam były takie pies wilczur, to ten pies sie aż urwał z tego łańcucha łod strach, jak my wyparowali z tej stajni. • A jeszcze pamięta Pan jakieś zwyczaje świąteczne? • J.S.: No my jak raz poszli w stronę Lipnika do dziewczyn, no i tam znowu były dwie dziewczyny, leżały na łóżku, jo tam doległem się trzeci do nik w tym… masce, a ci reszta legli na mnie, łóżko się zawaliło. Ja już my- ślałem tak, że mnie tam zaduszom, a na spodku byłem. W Poznachowicach byliśmy, bo tak ja to łorganizowałem sam przeważnie to, bo to ja nie piłem a łoni pili, no i zaszli my tam do jednej dziewczyny, no i dali nam tam coś tego, ale łona była ciekawo, co my wyszli, a my tam jedli i cichutko byli. A ja sie schowałem za drzwi tak jakby tutoj. A łona wychodzi snołem i tak słucho, czy tam są te dziady czy nie (…) • Po kolędzie Pan chodził? • J.S.: Po kolędzie nie chodziłem. Ale chodziłem, majiło się w Zielne Świątki, to bywał ubaw. We czterech my sobie wypatrzyli tam, że w Wiśniowe na dole umajimy taką dziewczynę i wypatrzymy tako – korcipka to sie nazywo – to po waszemu to nie wiem, to kwitnie na wiosnę, tak pachnie ładnie a była śmierdząco. We czte- rech my nie mogli uciągnąć, przeciąglimy przez takie zboże, to nie zostało nic ze zboża i stawiamy na łoknie, łopieromy a tam ktoś nas bije. A to łojciec wyszedł i tą lagą po lecach, to my wzieli to drzewo, puścili na niego… • A Pana ojciec też chodził po dziadach? • J.S.: Nie dał mi chodzić w ogóle i wykloł mnie z rodziny za to dziadostwo. Bo krowa się cieliła, kobyła się źrebiła, a ja poszedłem na dziady. • Ale czy on chodził? • J.S.: Nie, nie chodził. • A przewidywał Pan, z jakiego materiału te budowle zrobić? • J.S.: No z cegły… • Drewniane? • J.S.: Drewniane by nie wyszło, bo drewniane jest naprawdę niebezpieczne. Drewniane to nigdy mi nawet bez myśl nie przeszło… Do tego to jest napisane, jak bedem umieroł to w testamencie łoddom, zeby kiedyś ktoś mók… • Wybudować? • J.S.: Nie wybudować. Wybudować to nie jest w stanie tego. A taki hotel to bym radził wybudować, tylko jest za wysokie… Świece się świeciły, my siedzieli w zagajniku, koło mechu i te żabki wychodziły tam i rech- tały. Łone były sztuczne, tylko jak ta woda spadała, to napędzała wodę, że to była ta sztucno żabka i łona się obracała, kręciła sie, a że było nagrane i puszczane, i głośnik był ukryty w mechu koło mnie, to sobie rechtała. • A myślał Pan jeszcze o jakiś innych projektach? • J.S.: Myślałem już nieraz, ale tak zaczołem czasem myśleć o jakimś tym, tym samochodzie z dekturki, ale już teraz mają lepsze pomysłu łode mnie. Ja myślałem o takim samochodzie jajko. • Żeby się toczyło? • J.S.: Ze miało kółka, a budowa, karoseria, żeby była jajka. No i to próbowałem robić, no tam gdziesik w połowie zwątpił z tego. I to było takie, jak sie to położyło na tych kółkach, bo jo żem zrobił co kółka miało, to było takie, że nie wiadomo gdzie przód i gdzie tył, bo te szyby jednakowe i było… w wymiarze dużego jajka. Do tego czasu jeszcze nie ma. Bo to, co inni robio, to ja zawsze mówię, żeby być z wyprzedzeniem, nie żeby łodpatrywać od kogoś, bo my na gospodarce to my mieli pierwsze rotacyjne, pierwsze wożenie łobornika, pierwsze… mieliśmy kilka maszyn pierwsze…i do dzisiaj dnia tego zdanio jestem, żeby… • Patrzeć raczej do przodu…? • J.S.: Żeby nie łodpatrywać my łod kogoś, tylko ktoś i tak polecam to. • Dlaczego się Pan nie zrzeszał? • J.S.: I to mnie uratowało. I tata mój był tego zdanio, że zawsze wyjdę na cało… A jeszcze powiedział- bym panu, jak to zacołem do przodu iść. Kupiłem pierwsze para [nieczytelne] i maliny kupiłem. Zasadziłem 20 arów. To mi dało tako strzykawkę do przodu… Sprzedałem trzy i pół tony malin z dwudziestu arów, a półtory tom rozwiózł po domach i zesprzedował, a to wywiozłem na jarmarki. To mnie napędziło, łod razu mogłem kupić ze starego auta lepsze auto dużo, a to mnie uratowało, żem nie należał do niejakiego związku. Zachciało się mi, bo jo tak nie siedziałem w domu, tylko albo do Przemyśla albo do… pół miasta jest niemiec- kie a pół nie… • Görlitz? • J.S.: Zgorzelec. • Zgorzelec, czyli Görlitz po niemiecku. • J.S.: Pojechałem se tam do Zgorzelca, nie wysiałem se w Zgorzelcu, bo była tam jedna lampa… tak jak w Tunelu jest trochę takie… zatrzymuje sie… stacja główno i jakem podniósł głowe, to jużem był w Niemczek. No to ni mom paszportu, ni mom nic, bo to za komuny było. A tam żem pojechoł, bo tam słyszoł, że mają robury do sprzedania z konfiskaty. Bo kilka interesów mnie minęło. • Nie da się zrobić wszystkich, za jednego życia, nie da się zrobić wszystkich. • J.S.: No i pojechałem tam na kupno tego robura, no i nie raz mi sie tak różnie układało, ale zawsze wy- chodzilem na dobre. (…) No i powiedzieli mi, gdzie iść i tam było tych busików niemieckik ze ctyry cy pinć do sprzedarzy. I to był raz w tygodniu przetarg na to, to niedługo było kupione. Jo im mówię: „to ja dom Wam tyle a mi za tyle sprzedacie. Bo jo kupiłem autobus… tak, że jak jemy śniadanie, to dzwoni do nas gościu z Krakowa do nas, że: „Autobus żeście kupili”. Mój słucho tego telefonu: „Te bo jakiś gościu dzwoni z Krakowa bo my prze- targ wygrali na autobus w Krakowie bez nas”. Goda: „Przyjedź we środę, to które ci się będzie podobało z tyk, to sobie… – bo to były, bez łokien były, tylko miały po jednej szybie tu z tyłu – wytniesz sobie kwadraciki i wpra- wisz sobie łokna”. Pech chce, mieliśmy taką, siano uschło nie pojechałem do tego Zgorzelca po to auto, tam kupić. Zajechałem za jakiś tydzień, auta były sprzedane. Znowu mi mówi tak, żeby przyjechał jeszcze raz, ale znowum rozkręcił sie mi interes w górach i znowu musialem przypilnować i tak później… później wiedziałem, co by było… Jakbym zaczoł kupować, jak te nyski zaczynały chodzić, te busiki po mieście, to bym się rozkręcił. • A jak, a kiedy się Pan wycofał? • J.S.: Teraz w 2005 roku, jak pierwsza żona umarła, bo teraz mam drugą. To już musiałem się wycofać bo już byłem staruszek. Fot. 157. Fragment makiety autor- stwa Juliana Stalmacha, Wiśniowa 2018. Źródło: Kadr z filmu Handmade in Wiśniowa. (…) J.S.: Na Węglówce bywały wesela, bo dawniej takie wesela były. Najpierw przed weselem były jakieś potańcówki, później było wesele, no i później słaza631 miała większe jak ci weselnicy. No to śpiewali, hulali, bo mieli za co, bo to byli kawalerowie. Tam zawsze coś ukradli, jakieś ciele, komu barana, drzewo w lesie, bo to tak się pieniądze robiło inaczej, nie. (…) Teraz już ni ta słaza. Ale to obowiązkowo było iść. Musiałeś się wytłumaczyć, jak ci sie pytali koledzy, dlaczegoś nie poszedł. No byłem chory, bo inacej to musiałeś iść. To sie szło het, het, daleko sie szło i podrywało sie te dziewczyny tam, bo ci weselni to łoni tak nie mieli jakoś sie zainteresować. 631 Słaza, słazok – nieproszeni goście weselni, którzy przychodzą na wesele zatańczyć, dla zabawy i napić się wódki; zwykle są mile widziani, ich zachowanie czasem jest przyczyną bójek, „- Słaza chodziła, także za wódkom, mieszali sie i bawili sie razem. Chcieli sie bawić, chcieli popić, pojeść, pobić sie tyż. - Ale nie wyrzucano ich? - Nie, to tacy znajomi, z tej wioski, z drugiej, z tego obrembu wiśniowskiego. (…) Ale też wykradali wódke, nie zawsze sie zachowywali grzecznie”. Zob. Słownictwo i kul- tura ludowa…, s. 178. ? A Pan chodził? ? J.S.: No a jak. Obowiązkowo, także chodziłem. ? To Pan naprawdę lubił tańczyć? ? J.S.: Lubiłem bardzo tańczyć. Jak się mnie pytoł taki jeden górol, przyjechał z gór: „Dziadek, a ile wy macie lot, wyście taki rześki?”. Jo gadom: „94 i trzy miesiące”. Jo myślołem kiedyś – teraz już nie myślem – zeby film zrobić, taki wiejski film: cepy, uruchomić chłopów, woły, ten wóz taki na żelaznych kołach, drabiniasty wóz. I jak tam kobity, bo tam mom w tym dzienniku632, pan czytał ten dziennicek? Tam u tej pani jest. Jak te kobity żęły te zboże, jak potem potańcówki były, jak to wszystko… Bo teraz będę pisał taki trzeci zeszyt. ? No to czekamy, mam nadzieję, że go dostaniemy! Dziękujemy Panu pięknie za rozmowę! 632 Mowa o zeszycie wspomnień autorstwa Juliana Stalmacha zatytułowanym Jak przeżyłem dwudziesty wiek. Postscriptum Niniejsza publikacja stanowi próbę ukazania dziedzictwa kulturowego mieszkańców gminy Wiśniowa „w działaniu”. Tradycyjne profesje, umiejętności, praktyki zostały przedstawione w odniesieniu do (wy)twórczo- ści i handlu, które występowały w przeszłości w przestrzeni miejscowego targu. Działania projektowe pokazały, jaki potencjał tkwi również we współczesnej formie jarmarku i działaniach przy jego organizacji przez członków społeczności lokalnej. Stanowi on bowiem znakomitą sposobność nie tylko do integracji i aktywizacji mieszkań- ców, ale także okazję do reinterpretacji własnego dziedzictwa kulturowego. Mamy nadzieję, że książka znajdzie zainteresowanie przede wszystkim u mieszkańców, osób pochodzą- cych z tego regionu ale też wszystkich zainteresowanych współczesną dynamiką dziedzictwa kulturowego „małych ojczyzn”. Sposób nakreślenia przez nas zagadnienia pozwala interpretować opisane praktyki jako w dużej mierze świadome, intencjonalne, sprawcze działania aktywizujące wiśniowską spuściznę we współczesnych kontek- stach kulturowych. Dzieje się tak, ponieważ z jakichś względów dla członków lokalnej społeczności jest ona nadal ważna, istotna, znacząca. Oczywiście wspomniane intencje i motywacje takich działań mogą być bar- dzo różne: emocjonalne, sentymentalne, reprezentacyjne, identyfikacyjne, integracyjne, ludyczne, estetyczne, artystyczne, animacyjne, edukacyjne zarówno w wymiarze formalnej, jak i nieformalnej edukacji regionalnej, polityczne, turystyczne, promocyjne czy też czysto ekonomiczne lub wprost komercyjne, by wymienić tylko niektóre z możliwych. Istotniejszym jawi się jednak pytanie: czy praktyki te rzeczywiście traktowane są przez ich szeroko rozumianych wykonawców, użytkowników i odbiorców jako prospektywny, procesualny zasób pro- rozwojowy, z którym mogą się aktualnie utożsamiać, i który mogą twórczo rozwijać nie zaś jedynie biernie odtwarzać. W jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z procesami udziedzicznienia opisywanymi przez współczesnych badaczy. HANDMADE IN WIŚNIOWA. WIŚNIOWSKO RÓCNO ROBOTA to księga otwarta… nie tylko ze względu na niezwykle ograniczony czasowo i ramowo harmonogram projektu „Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu”. Formuła otwarta odnosi się również do idei projektu wpisujących się w nowe, tj. refleksyjne, krytyczne, sprawcze i w dużej mierze zaangażowane studia nad dziedzictwem i pa- mięcią kulturową analizowane w niniejszym przypadku w oparciu o teorię performatywną, teorie praktyk oraz antropologię rzeczy. Zamysłem twórców projektu od początku było, aby na wszystkich jego etapach był on współtworzony przez społeczność lokalną. Ponadto jego inkluzywność wyrażać się ma także w interaktywnej stronie internetowej www.wisniowskijarmark.gokis-wisniowa.pl mającej charakter w dużej mierze crowdso- urcingowy, tj. zachęcającej do tego, aby mieszkańcy gminy na bieżąco sami rozbudowywali bazę lokalnych archiwów społecznych: mapę profesji i (wy)twórców, katalog gorsetów, wirtualną wystawę WIŚNIOWSKIE DZIEDZICTWO W DAWNYM OBIEKTYWIE itd. Publikację tę należy zatem traktować jako swego rodzaju za- czyn, część pierwszą, tom pierwszy. Jeśli ktoś z Czytelników czuje jakikolwiek niedosyt lub widzi tak drobne, jak i znaczące braki: osobowe, miejscowe, tematyczne lub inne – bardzo się cieszymy. Naszym zamiarem bowiem było również zainspirowanie i stworzenie przestrzeni do dalszych działań przedstawicieli lokalnej społeczności. Kolejne części rozpoczętego przedsięwzięcia mogą kontynuować obecne, jak i przyszłe pokolenia miesz- kańców gminy Wiśniowa, wiśniowianie, lipniczanie, wierzbanowianie, węglowianie, poznachowiczanie, glicho- wianie, kobielniczanie. Gorąco do tego zachęcamy! Niech wezmą Państwo losy swojego dziedzictwa we własne ręce! Pozyskany już materiał zasilający istniejące już lokalne archiwum mogą Państwo wzbogacać wspólnie i niezależnie. Zachęcamy przy tym do wykorzystania wspomnianej strony internetowej projektu stanowiącej integralną część książki – i odwrotnie. Nasze zaproszenie kierujemy w szczególności do tych, którzy po zakoń- czeniu projektu i opublikowaniu jego efektu czują, że mogliby więcej, lepiej, inaczej opowiedzieć o dziedzictwie, jakie znają. Summary HANDMADE IN WIŚNIOWA. ON THE MOST TANGIBLE OF THE INTANGIBLE ASPECTS OF CULTURAL HERITAGE IN THE BORDER COMMUNITY OF WIŚNIOWA “Well, work, as they say, you have to do your job as it should be done! Because you must not give it a lick and a promise. Because it was always done so that it had arms and legs and not to botch it up.” [fragment of an interview with Andrzej Stalmach, blacksmith, Lipnik 2018). This publication, by definition, is not a so-called classic monograph of commune “X” - neither historical nor ethnographic. Neither is it its intention or ambition to take the form of an encyclopaedia of the folk artists based in Wiśniowa commune or a catalogue of works characteristic of it. The publication’s task is primarily to sketch and interpret two dimensions selected in cooperation with the residents themselves, that is the dimensions of the heritage of this administrative area, i.e. the traditional professions, skills and practices in the widest sense: • the creative dimension (artistic and functional) - focusing on the key feature of the book’s title “Han- dmade in Wiśniowa” - Wiśniowa handiwork, • the commercial dimension - being the way of distributing the fruits of the first dimension, including in a specially arranged venue - the local market or fair. In addition, these two axes of the Wiśniowa story - strongly connected to each other - are shown not so much in a constitutive (static) way, stating the facts, but rather in a performative, causative and executive way. They are seen in doing, in action, i.e. in direct conversation with local representatives of these traditional prac- tices: the broadly understood creators, re-creators as well as traders and small entrepreneurs, with craftsmen, artisans, breeders, farmers, builders and artists operating within the community. Both then and now they are seen as amateurs, hobbyists, professionals and business people. In other words, the authors’ intention is that the creative (craft and artisan) and trade (commercial) heritage of Wiśniowa should be presented while conscio- us of, and as a direct narration of, its heirs - the residents of the Wiśniowa community. Handmade in Wiśniowa is therefore an attempt to present all the contemporary meanings, functions and changes in professions / vocations / skills: crafts, artisanry, local manufacturing, processing as well as all the local creative and productive work - considered by the local community as traditional activities - in a wider so- cio-cultural context. One of these is the context of, very popular today, activities strengthening local identities and attempting to build local communities around native traditions (through their roles in the cultural, social, religious, artistic and economic lives of the local inhabitants). Are these traditional production / craftsman practices identified as a significant part of their own legacy by, and this is extremely important, the representa- tives of the local community themselves? Are they treated by them as the nowadays very popular objective of development potential (culture-creating, social, tourist, economic etc.) that can contribute to the recognition and real use of specific resources of the intangible and material heritage of their local community? This activist approach is very much in line with the foundations of the UNESCO Convention of 2003 on the protection of intangible cultural heritage, according to which this heritage is a variety of significant cultural practices carried out by members of a given community in a specific cultural space and in a specific cultural context using specific artifacts associated with them with which members of this community still identify (i.e. they feel heirs and followers of those practices). The traditional professions, vocations, and skills refer directly to the fields and domains named in the convention as “skills related to traditional crafts”. At the same time, this productive aspect of the heritage of the Wiśniowa community, which functions as an intangible heritage in contemporary international discourse, was traditionally included - by both theoreticians and practitioners - in the category of material culture. In addition, the book also presents a historical phenomenon that has contributed to the foundation of the entire project: local fairs/markets and their function in the memory of local people and the community. According to parish books, they took place in these areas from around the seventeenth century. One of the intentions of the project founders was to try to reactivate them. On the other hand, the monograph tries to discover what links them with traditional professions and vocations nowadays. Finally, an important element of the book is the topic of borderland and interculturalism. Wiśniowa com- mune (an ethnographic „white spot”) is located at the junction of three ethnographic regions: the southern part beyond the Lubomir and Łysina has been inhabited by the highlanders of Zagórze and by Kliszczacy, the eastern and south-eastern part by the Lachy Limanowskie, and the western and northern part (the largest area) by the Western Cracovians. Due to its border location, it was classified by ethnographers as a „transitional area” which has not yet been the subject of separate, more detailed studies. However, external and top-down clas- sifications of ethnographic divisions and assigned categorisations do not always go hand in hand with regional identity. This is the case with some of the residents of Wiśniowa commune who considered the unfortunate term „transition area” stigmatising and exclusionary, arguing feistily that they may have once had a transition state, but today it has turned into a strong identity. The issue of the cultural diversity of this area is deepened by the historical context of the direct co- existence of two national groups: Poles and Jews. The authors try to address this by examining how the mul- ticultural craft and handicraft and market heritage of the local border areas are drawn in the minds of modern residents, which were shaped, among other things, by the presence of a local Jewish community dealing mainly in trade, farming, and innkeeping. Thus, apart from studying heritage, the publication falls within the current trend of research on socio-cultural memory on a local and regional level. Bibliografia AlAnood Bin A., The Value of Authenticity in Heritagization: An Exploratory Case-study on Dubai Historical District, Dubai 2017. Appadurai A., The Social Life of Things: Commodities in Cultural Perspective, Cambridge (Mass.) 1986. Ashworth G.J., Sfragmentaryzowane dziedzictwo: sfragmentaryzowany instrument sfragmentaryzowanej polityki, [w:] Dziedzictwo kulturowe w XXI wieku. Szanse i wyzwania, red. M. Murzyn, J. Purchla, Kraków 2007. Baczkowski K., Wielka historia świata, t. V, Kraków 2005. Banasiewicz-Ossowska E., Między dwoma światami. Żydzi w polskiej kulturze ludowej, Wrocław 2007. Barański J., Antropologia technik, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3. Barański J., Świat rzeczy: zarys antropologiczny, Kraków 2007. Bartosiuk E., Borawska M. H., Skład chemiczny i właściwości antybakteryjne oraz przeciwnowotworowe pierzgi, „Pszczelarz” 2017, nr 5. Bernbeck R., Heritage Void and the Void as Heritage, „Archaeologies” Vol. 9, 2013, nr 3. Biały Z., Ekonomiczna i kulturowa rola targów i jarmarków w Małopolsce południowej w XIX i XX wieku, „Etnografia Polska” t. XII, 1968. Brat Adam, Hodowla pszczół miodnych, Mytholmroyd 1987. Braudel F., Historia i nauki społeczne: długie trwanie, [w:] Historia i trwanie, przeł. B. Geremek, przedm. B. Geremek, W. Kula, Warszawa 1971. Brytan M., Radziszewska O., Próba określenia tożsamości regionalnej mieszkańców gminy Wiśniowa, [w:] Nasz język ojczysty – różne oblicza tożsamości, red. R. Mazur, B. Żebrowska-Mazur, Kraków 2019. Brückner A., Słownik etymologiczny języka polskiego, Kraków 1927. Brzezińska A.W., Kucharska S., red., Twórcy – Wytwórcy – Przetwórcy. Wokół problematyki wzornictwa regional- nego, Kalisz 2018. Bujak F., Przyczynek do kwestii „Lachów” i „Górali”, „Lud” t. VIII, 1902. Bujdosó Z., Dávid L., Tőzsér A., Kovács G. i in., Basis of Heritagization and Cultural Tourism Development, „Proce- dia-Social and Behavioral Sciences” 2015, nr 188. Burke C.T., Spencer-Wood S.M., red., Crafting in the World. Materiality in the Making, Shieffield 2019. Burszta J., Społeczeństwo i karczma. Propinacja, karczma i sprawa alkoholizmu w społeczeństwie polskim XIX wieku, Warszawa 1955. Bystroń J.S., Kultura ludowa, Warszawa 1947. Cała A., Wizerunek Żyda w polskiej kulturze ludowej, Warszawa 2005. Czapiga M., Cóż po parasolniku w czasach gadżetów?, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3. Czarnecki R., Propolis w Apiterapii, Warszawa 2015. Dant T., Kultura materialna w rzeczywistości społecznej. Wartości, działanie, styl życia, przeł. J. Barański, Kraków 2007. Domagalski A., Przedstawiamy jednostkę OSP z Wiśniowej, „Tygodnik Myślenicki” 14 III 2009. Dorson R.M., Folklore and Folklife: An Introduction, Chicago 1972. Drenda O., Wyroby. Pomysłowość wokół nas, Kraków 2018. Dudzik W., Posłowie do wydania polskiego, [w:] Rytuał, dramat, święto, spektakl. Wstęp do teorii widowiska kulturowego, red. J.J. MacAloon, przeł. K. Przyłuska-Urbanowicz, Warszawa 2009. Dyba O., Prace przy zabytkach nieruchomych prowadzone na terenie województwa krakowskiego w 1993 r., „Wiadomości Konserwatorskie Województwa Krakowskiego” 1995, nr 3. Dyląg D., Sadowski P., Beskid Myślenicki. Przewodnik, Pruszków 2005. Dylewski A., Śladami Żydów polskich. Przewodnik ilustrowany, Bielsko Biała 2002. Dziadowiec J., Festum folkloricum. Performatywność folkloru w kulturze współczesnej. Rzecz o międzykulturowych festiwalach folklorystycznych, Warszawa 2016. Dziadowiec-Greganić, J., Dziedzictwo rzemieślnicze i rękodzielnicze Gminy Wiśniowa w działaniu, „Zbiór Wiadomo- ści do Antropologii Muzealnej” 2018, nr 5. Dziadowiec-Greganić J., Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu, „Pismo Folkowe” t. 6, 2018, nr 139. Dziedzictwo jako zasób, cz. III, [w:] Kultura a rozwój, red. J. Hausner, A. Karwińska, J. Purchla, Warszawa 2013. Dziewoński L., Rzemiosło Dobczyc na przestrzeni dziejów, Dobczyce 2007. Edwards J., Ogilvie S., What Lessons for Economic Development Can We Draw From the Champagne Fairs?, „Center for Economic Studies and Ifo Institute Working Paper” 2011, No. 3438. Encyklopedia pszczelarska, red. L. Bornus, aut. haseł M. Biliński i in., Warszawa 1989. Erecińska-Baumann A., Jak odzyskać dziedzictwo utracone. Drewniana synagoga z Zabłudowa, „Ochrona Zabyt- ków” 2003, nr 1–2. Featherstone M., Postmodernizm i estetyzacja życia codziennego, [w:] Postmodernizm. Antologia przekładów, Wybrał, oprac. R. Nycz, Kraków 1997. Gacek D., Beskid Wyspowy. Przewodnik, Pruszków 2012. Gąsiorowski A., Rozbicie dzielnicowe i odrodzenie Królestwa Polskiego (1138–1333), [w:] Dzieje Polski, red. J. Topolski, Warszawa 1981. Gładysz M., Góralskie zdobnictwo drzewne na Śląsku, Kraków 1935. Gloger Z., Encyklopedia staropolska, Warszawa 1900–1903. Gmurczyk R., Organizacja cepeliowska w latach 1949–2014. Fakty i ludzie, Warszawa 2014. Górny K., Pogranicze – wszechobecność idei i wieloznaczność, [w:] Kulturowe wymiary pogranicza, red. B. Lewandowska, Zakopane 2016. Grad J., Obyczajowo-ludyczny wymiar jarmarku, [w:] Karnawalizacja. Tendencje ludyczne w kulturze współczesnej, red. J. Grad, H. Mamzer, Poznań 2004. Gromisz M., Rasy pszczół w Polsce, „Pszczelarstwo” 1981, nr 4. Gromkowska-Melosik A., Ciało, moda i tożsamość kobiety epoki wiktoriańskiej – dyskursy piękna i przemocy, „Kultura Społeczeństwo Edukacja” 2012, nr 2. Hahn J., Poradnik pszczelarza, Żnin 1938. Hakkarainen M., A Town Recalls its Past: Narratives About Jewish Craftsmen and Handicrafts, „East European Jewish Affairs” Vol. 38, 2008, nr 1. Harrison R., Forgetting to Remember, Remembering to Forget: Late Modern Heritage Practices, Sustainability and the ‘Crisis’ of Accumulation of the Past, „International Journal of Heritage Studies” Vol. 19, 2013, nr 6. Hermanowicz-Nowak K., Strój górali Beskidu Śląskiego, Warszawa 1997. Hołub B., Studium historyczno-geograficzne narodowości w Galicji Wschodniej w świetle spisów ludności w latach 1890–1910, „Annales Universitatis Maria Curie-Skłodowska” t. LXVIII, 2013, nr 2. Horecka M., Słownictwo gwarowe Lipnika w powiecie myślenickim na początku XXI wieku, praca magisterska pod kierunkiem prof. dr hab. Krystyny Kowalik, Kraków 2002. Irzyk J., Ocalić od zapomnienia. Wspomnienia Babci Janiny, Lipnik 2017. Jackowski A., Polska sztuka ludowa, Warszawa 2002. Jarmark, [w:] Słownik etymologiczny języka polskiego, red. A. Brückner, Kraków 1927. Jasek M., Nieśmiało szeptane, Harbutowice 2013. Jeannin P., Kupcy w XVI wieku, przeł. E. Bąkowska, Warszawa 1967. Jones B., The Unsophisticated Arts, Kent 1951. Kaczyńska E., Piesowicz K., Wykłady z powszechnej historii gospodarczej (od schyłku średniowiecza do I wojny światowej), Warszawa 1977. Kantor R., Ubiór – strój – kostium. Funkcje odzienia w tradycyjnej społeczności wiejskiej w XIX wieku i wieku XX wieku na obszarze Polski, Kraków 1982. Kirshenblatt-Gimblett B., Od etnologii do dziedzictwa. Rola muzeum, „Etnografia Nowa” 2011, nr 3. Kiryk F., Dzieje powiatu myślenickiego w okresie przedrozbiorowym, [w:] Monografia powiatu myślenickiego, t. I: Historia, red. R. Reinfuss, Kraków 1970. Klekot E., Samofolkloryzacja. Współczesna sztuka ludowa z perspektywy krytyki postkolonialnej, Warszawa 2014. Klekot E., Tożsamość rzeczy, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3. Kobiałk D., Biografia rzeczy jako perspektywa badawcza, [w:] Kultura materialna średniowiecza w Polsce, red. P. Kucypery, S. Wadyla, Toruń 2008. Kobiałka D., Biografia rzeczy jako sposób interpretowania roli i znaczenia dziedzictwa, [w:] Z rzeką w tle. Biografia Śluzy Katedralnej, red. M. Kępski, Poznań 2015. Kobiałka D., Z życia dwóch naszyjników. Problemy biograficznego podejścia do rzeczy, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3. Koczwara J., Natchnienie czerpane z przyrody, cz. 3, „Gazeta Myślenicka” 4 V 2015. Kolberg O., Krakowskie, [w:] tegoż, Dzieła wszystkie, t. I, Wrocław–Poznań 1977. Kopaczek J., Zarys dziejów królewskiego traktu Kraków-Lublin-Wilno i jego przywrócenie jako „Via Jagiellonica”, [w:] Związki Lublina i Wilna. Studia i materiały, red. T. Rodziewicz, t. I, Lublin 2011. Kowalski K., O istocie dziedzictwa europejskiego – rozważania, Kraków 2013. Kruczek Z., Jagiellońskie dziedzictwo kulturowe w turystyce na przykładzie kreacji szlaku historycznego Via Jagiellonica, [w:] Mosty nadziei. Jagiellońskie inspiracje dialogu międzykulturowego, red. L. Korporowicz, P. Plichta, Kraków 2016. Księga zapisu i wyzwolin uczniów rzeźników i masarzy w Dobczycach w latach 1927–1940, Archiwum Cechu Rzemiosł Różnych, Kraków, fascykuł CRrR 147, teczka 338. Kuijpers M., The Archaeology of Skill, Routledge 2017. Kurkiewicz W., 25 lat Polski Ludowej. Chronologiczny przegląd ważniejszych wydarzeń, Warszawa 1971. Latour B., Przedmioty także posiadają sprawczość, przeł. A. Derra, [w:] Teoria wiedzyo przeszłości na tle współczesnej humanistyki. Antologia, red. E. Domańska, Poznań 2010. Leib A., The Corset: Constriction or Liberation?, „Sprinkle. An Undergraduate Journal of Feminist and Queer Studies” Vol. 9, 2016. Lemaniak P., Smaki ziemi myślenickiej, Myślenice 2015. Leńczyk G., Zabytki archeologiczne, [w:] Monografia powiatu myślenickiego, t. I: Historia, red. R. Reinfuss, Kraków 1970. Leszczycki S., Badania geograficzne nad osadnictwem w Beskidzie Wyspowym, „Wiadomości Służby Geograficznej” 1932. Ludzie wświecie przedmiotów, przedmioty wświecie ludzi. Antropologia wobec rzeczy, red. A. Rybus, M. W. Kornobis, Warszawa 2016. MacAloon J.J., red., Rytuał, dramat, święto, spektakl. Wstęp do teorii widowiska kulturowego, przeł. K. Przyłuska- -Urbanowicz, Warszawa 2009. Mackoś-Iwaszko E., Lubiarz M., Motywy roślinne w ornamentyce ludowej Skalnego Podhala, „Etnobiologia Polska” t. V, 2015. Mała encyklopedia rolnicza, red. J. Głowacki i in., aut. haseł S. Berger i in., Warszawa 1964. Mały słownik biologiczny, red. B. Halicz, aut. haseł H. i K. Dobrowolscy i in., Warszawa 1972. Maroszek J., Targowiska wiejskie w Koronie Polskiej w drugiej połowie XVII i w XVIII wieku, „Rozprawy Uniwersytetu Warszawskiego”, nr 401, Białystok 1990. Mathews G., Supermarket kultury. Kultura globalna a tożsamość jednostki, przeł. E. Klekot, Warszawa 2005. Matykiewicz P., Janina Czaja patronką biblioteki w Wiśniowej, „Gazeta Myślenicka” 2011, nr 43. Mehoffer J von, Der Wadowizer Kreis im Königreich Galizien, Wiedeń 1843. Michalewicz J., Żydowskie okręgi metrykalne i żydowskie gminy wyznaniowe w Galicji doby autonomicznej, Kraków 2005. Mignosa A., Kotipalli P., red., A Cultural Economic Analysis of Craft, London–New York–Shanghai 2019. Moda na Wiśniową, Ośrodek Działaj Lokalnie, Fundacja Sztuki, Przygody i Przyjemności ARTS, „Beskid Art Deco”, folder promocyjny, Wiśniowa 2014. Monografia powiatu myślenickiego, red. R. Reinfuss, t. I–II, Kraków 1970. Mosse R. red., Księga adresowa Polski wraz z Wolnym Miastem Gdańskiem dla handlu, przemysłu, rzemiosł i rolnictwa za rok 1929, Warszawa 1928. Muniak R.F., Personages, czyli antropomorfizacja przedmiotu, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3. Mysiński A., Ziemia myślenicka w dwudziestoleciu międzywojennym (1918–1939), Kraków 2003; „Monografia Ziemi Myślenickiej” t. IV. Mysiński A., Ziemia myślenicka w dwudziestoleciu międzywojennym 1918–1939, Kraków 2003. Nahodil O., Tradycja jako definiens kultury, „Lud” t. LXXIV, 1991. Nawieśniak M., Strutyński M., Hernik J., Charakterystyka zmian przebiegu koryta Krzyworzeki oraz potoku Niedź- wiadek na terenie gminy Wiśniowa w ujęciu historycznym, „Episteme” t. XXII, 2014, nr 2. Nieroba E., Czerner A., Szczepański M.S., Między nostalgią a nadzieją. Dziedzictwo kulturowe jako dyskursywny obszar rzeczywistości społecznej, [w:] Między nostalgią a nadzieją. Dziedzictwo kulturowe w ujęciu interdyscypli- narnym, red. E. Nieroba, A. Czerner, M.S. Szczepański, Opole 2009. Niwiński M., Bodzanta Jan, [w:] Polski słownik biograficzny, t. II: Beyzym Jan – Brownsford Maria, Kraków 1936. Niwiński M., Bodzanta Jan, [w:] Polski słownik biograficzny, t. II: Beyzym Jan – Brownsford Maria, Kraków 1989. Nowak J., Społeczne reguły pamiętania. Antropologia pamięci zbiorowej, Kraków 2011. Ogrodowska B., Opłatki i ozdoby z opłatka w tradycji polskiej, „Polska Sztuka Ludowa – Konteksty”, t. 42, z. 1-2, 1988. Ossowski K., Dlaczego na przełomie XIII i XIV wieku doszło do upadku jarmarków szampańskich?, „Symbolae Euro- paeae Studia Humanistyczne Politechniki Koszalińskiej” t. 9, 2016, nr 1. Owsianowska S., Banaszkiewicz M., Trudne dziedzictwo a turystyka. O dysonansie dziedzictwa kulturowego, „Turystyka Kulturowa” 2015, nr 11. Paryl W., Fonetyka gwary Lipnika w powiecie myślenickim, praca magisterska pod kierunkiem prof. dr. hab. Stanisława Rosponda, Opole 1963. Pastwa M., Marcin z Tours, IV. Ikonografia, [w:] Encyklopedia katolicka, t. XI, red. F. Gryglewicz, Lublin 2006. Petrausch G., Moja własna pasieka. Hodowla pszczół w mieście, przeł. B. Floriańczyk, Warszawa 2012. Piechowicz S., W Wiśniowej i na jej granicach dawniej i dziś, Wiśniowa 1998. Piotrowska M., Taszakowski J., Rozwój krajobrazów kulturowych na terenach górskich na przykładzie wsi Wiśniowa, „Infrastruktura i Ekologia Terenów Wiejskich” 2008, nr 3. Pilch Z., Izba Regionalna w Wiśniowej, broszura informacyjna, wyd. 3, Wiśniowa 2012. Poczykowski R., Obcy, czy nasi? Żydzi w pamięci zbiorowej mieszkańców białostocczyzny, „Pogranicze. Studia Spo- łeczne” t. XV, 2009. Pol W., Rzut oka na północne stoki Karpat, Kraków 1851. Pol W., Rzut oka na północne stoki Karpat, oprac. S. Kryciński, Rzeszów 2015. Prokop K.R., Poczet biskupów krakowskich, Kraków 1999. Rak M., Cel i adresat „Słownictwa i kultury ludowej gminy Wiśniowa”, [w:] Słownictwo i kultura ludowa gminy Wiśniowa, red. M. Rak, autorzy haseł A. Barszczewska i in., Wiśniowa 2018. Rakowski T., Antropologia rzeczy. Wprowadzenie, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3. Rakowski T., Przemiany, przesunięcia, przedmioty przejściowe. Antropologia rzeczy, „Kultura Współczesna” t. 57, 2008, nr 3. Reckwitz A., Practices and Their Affects, [w:] The Nexus of Practice: Connections, Constellations and Practitioners, red. A. Hui, T. Schatzki, E. Shove, Abingdon 2002. Reckwitz A., Toward a Theory of Social Practices: A Development in Culturalist Theorizing, „European Journal of Social Theory” 2002, nr 5. Reinfuss R., Pogranicze krakowsko-góralskie w świetle dawnych i najnowszych badań etnograficznych, „Lud” t. XXXVI, 1946. Reinfuss R., Polskie druki ludowe na płótnie, Warszawa 1953. Reinfuss R., Układy rolne i kształtywsi, [w:] Monografia powiatu myślenickiego, t. II: Kultura ludowa, red. R. Reinfuss, Kraków 1970. Reinfuss R., Wstęp, [w:] Monografia powiatu myślenickiego, t. II: Kultura ludowa, red. R. Reinfuss, Kraków 1970. Robotycki Cz., Nie wszystko jest oczywiste, Kraków 1998. Rosaldo R., Culture and Truth. The Remaking of Social Analysis, Boston 1989. Rozporządzenie Ministra Przemysłu i Handlu z dnia 27 maja 1935 r. w porozumieniu z Ministrem Opieki Spo- łecznej o wyłączeniu przemysłu ludowego i domowego oraz pracy chałupniczej z pod przepisów prawa przemysłowego, Dz.U. 1935 nr 42 poz. 283. Rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 13 grudnia 1927 r. o godłach i barwach państwowych oraz o oznakach, chorągwiach i pieczęciach, Dz.U. 1927 nr 115 poz. 980. Rozynkowski M., Przejawy kultu św. Marcina w Polsce – wybrane zagadnienia, „Przegląd Zachodniopomorski” t. XVI, 2016, nr 1. Sabor A., Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek. Działoszyce-Pińczów-Chmielnik-Szydłów-Chęciny. Przewodnik, Kraków 2005. Samsonowicz H., Encyklopedia historii gospodarczej Polski do 1945 roku, t. I, Warszawa 1981. Samsonowicz H., Jarmarki w Polsce na tle sytuacji gospodarczej w Europie w XV-X VI wieku, [w:] Europa – Słowiań- szczyzna – Polska. Studia ku uczczeniu profesora Kazimierza Tymienieckiego, Poznań 1970. Samsonowicz H., Przemiany osi drożnych w Polsce późnego średniowiecza, „Przegląd Historyczny” t. LXIV, 1973, z. 4. Schatzki T., A Primer on Practices: Theory and Research, [w:] Practice-Based Education. Perspectives and Strategies, red. J. Higgs, R. Barnett, S. Billett, M. Hutchings, F. Trede, Rotterdam 2012. Schatzki T., Introduction: Practice Theory, [w:] The Practice Turn in Contemporary Theory, red. T. Schatzki, K. Knorr Cetina, E. von Savigny, London 2001. Schatzki T., Social Practices. A Wittgensteinian Approach to Human Activity and the Social, Cambridge 1996. Schechner R., Performatyka: Wstęp, przeł. T. Kubikowski, red. przekł. M. Rochowski, Wrocław 2006. Schreiber H., Patrymonializacja w stosunkach międzynarodowych. Wybrane tendencje w międzynarodowej ochronie dziedzictwa kulturowego (2006–2016), [w:] Tendencje i procesy rozwojowe współczesnych stosunków międzyna- rodowych. Księga jubileuszowa z okazji 40-lecia Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszaw- skiego, red. M.F. Gawrycki i in., Warszawa 2016, s. 385–398. Semiotyczna mapa Małopolski, red. E. Wiącek, Kraków 2015. Sennett R., The Craftsman, New Haven–London 2008. Seymour J., Forgotten Household Crafts, New York 1987. Seymour J., The Forgotten Arts & Crafts, London – New York i in. 2001. Seymour J., The Forgotten Arts, New York 1984. Sjöholm J., Heritagisation, re-heritagisation and de-heritagisation of built environments: The urban transformation of Kiruna, Sweden, Doctoral Thesis, Department of Civil, Environmental and Natural Resources Engineering Architecture Research Group, Lule? University of Technology 2016. Skowronek I., Zwyczaje i obrzędy rodzinne, [w:] Monografia powiatu myślenickiego, t. II: Kultura ludowa, red. R. Reinfuss, Kraków 1970. Słomka J., Pamiętniki włościanina. Od pańszczyzny do dni dzisiejszych, Warszawa 1983. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. I–XV, red. F. Sulimierski, B. Chlebowski, W. Walewski, Warszawa 1880–1914. Smith L., Uses of Heritage, London–New York 2006. Stalmach J., Pierwszy zeszyt mojego pisania. Jak przeżyłem dwudziesty wiek, Wiśniowa, zeszyt niepublikowany. Szewczyk Z., Strój ludowy, [w:] Monografia powiatu myślenickiego, t. II: Kultura ludowa, red. R. Reinfuss, Kraków 1970. Ślósarz T., Węglówka. Próba zestawienia faktów w oparciu o „Monografię powiatu myślenickiego” (1970), Myślenice 1993. Targ, [w:] Słownik etymologiczny języka polskiego, red. A. Brückner, Kraków 1927. Trebunia-Staszel S., Śladami podhalańskiej mody. Studium z zakresu historii stroju górali podhalańskich, Kościelisko 2007. Trudne dziedzictwo. Tradycje dawnych i obecnych mieszkańców Dolnego Śląska, red. J. Nowosielska-Sobel, G. Strauchold, Wrocław 2006. Tunbridge J.E., Ashworth G.J., Dissonant Heritage. The Management of the Past as a Resource in Conflict, Chichester 1996. Turner V., Od rytuału do teatru. Powaga zabawy, przekł. M. i J. Dziekanowie, Warszawa 2005. Turner V., Proces rytualny: struktura i antystruktura, przeł. E. Dżurak, wstęp J. Tokarska-Bakir, Warszawa 2010. Udziela S., Etnograficzne ugrupowanie i rozmieszczenie rodów Górali, „Przegląd Geograficzny” t. I, 1918, z. 1–2. Ustawa z dnia 10 maja 1990 r. Przepisy wprowadzające ustawę o samorządzie terytorialnym i ustawę o pra- cownikach samorządowych, Dz.U. 1990 nr 32 poz. 191. Ustawa z dnia 25 września 1954 r. o reformie podziału administracyjnego wsi i powołaniu gromadzkich rad narodowych, Dz.U. 1954 nr 43 poz. 191. Ustawa z dnia 29 sierpnia 2003 r. o urzędowych nazwach miejscowości i obiektów fizjograficznych, Dz.U. z 2003 r. nr 166, poz. 1612, z późn. zm. Węglarz S., Antropologia hermeneutyczna wobec tradycyjnych tekstów kulturowych. Przykład interpretacji wyobra- żeń naukowych o Tatrach i góralach tatrzańskich do połowy XIX wieku, Katowice 2010. Węglarz S., Tradycje wielokulturowości na Sądecczyźnie – zarys problematyki, [w:] Edukacja regionalna – Ziemia Sądecka, red. J. Staszek, Kraków 2006. Węglarz S., Tutejsi i inni, cz. 1: O etnograficznym zróżnicowaniu kultury ludowej. „Łódzkie Studia Etnograficzne”, t. 36, 1997. Węglarz S., Zadania samorządu terytorialnego w zachowaniu i upowszechnianiu dziedzictwa kulturowego. Doświad- czenia powiatu nowosądeckiego, „Studia Etnologiczne i Antropologiczne” t. XIV, 2014. Wieliczka, woj. krakowskie, Arch. Prac. Inst. Szt. PAN, 95750, 760/374, A. Giluk, 1989. Wiśniowa-Nasza Mała Ojczyzna, broszura Komitetu Obywatelskiego, Wiśniowa 2011. Woźniak M., Problem wytwórczości ludowej w pracach Zakładu Badawczego Związku CEPELIA, „Etnografia Polska” t. XIX, 1975, z. 2. W stronę socjologii przedmiotów, red. M. Krajewski, Poznań 2005. Zabytki sztuki w Polsce. Małopolska, red. S. Brzezicki, J. Wolańska, Warszawa 2016. Zaremska H., Żydzi w średniowiecznej Polsce gmina krakowska, Warszawa 2011. Zawiła M., Dziedziczynienie przedwojennych cmentarzy na terenach postmigracyjnych Polski, Kraków 2019. Zubrzycki D., Granice między ruskim i polskim narodem w Galicji, Lwów 1849. Zugaj L., Historia administracji w Gminie Wiśniowa po roku 1867, Wiśniowa 2018. Źródła internetowe „Cepelia” Polska Sztuka i Rękodzieło Spółka, [online:] https://cepelia.pl/, dostęp: 15 VI 2019. „Szlak Jagielloński” Kraków – Lublin – Wilno, [w:] Zachód Wschód.pl [online:] http://www.zachod-wschod.pl/ szlakjagiellonski/, dostęp: 29 X 2018. 11 Zjazd Oddziału Gminnego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych Rzeczpospolitej Polskiej w Wiśniowej, [w:] OSP Glichów, [online:] http://www.ospglichow.cba.pl/index.php/23-zog, dostęp: 9 II 2019. Bartnictwo. Odrodzenie staropolskiej tradycji, http://bartnictwo.m-sto.org/, dostęp: 12 IV 2019. Belgijski Olbrzym, [online:] http://www.krole.pl/14-Belgijski-Olbrzym-.html, dostęp: 16 IX 2019. Benzopiren, [w:] Encyklopedia PWN, [online:] https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/benzopiren;3876134.html, dostęp: 16 IX 2019. „Beskid Art Deco”, [online:] https://beskidartdeco.pl/, dostęp: 14 VI 2019. Bidło, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://encyklopedia.pwn.pl/szukaj/bid%C5%82o.html, dostęp: 27 VIII 2019. Blejtram, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/Blejtram, dostęp: 10 IX 2019. Brakarz, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/sjp/brakarz;2445893.html, dostęp: 27 VIII 2019. Brylak-Załuska M., Górale Kliszczaccy, [w:] Etnozagroda.pl, [online:] https://www.etnozagroda.pl/gorale-klisz- czaccy, dostęp: 31 VII 2019. Brylak-Załuska M., Górale Zagórzańscy, [w:] Etnozagroda.pl, [online:] https://www.etnozagroda.pl/gorale-zago- rzanscy, dostęp: 31 VII 2019. Brylak-Załuska M., Lachy Limanowskie, [w:] Etnozagroda.pl, [online:] https://www.etnozagroda.pl/lachy-lima- nowskie-test, dostęp: 31 VII 2019. Brylak-Załuska M., Lachy Szczyrzyckie, [w:] Etnozagroda.pl, [online:] https://www.etnozagroda.pl/lachy-szczy- rzyckie, dostęp 31 VII 2019. Bumelka, [w:], Słownik języka polskiego, red. W. Doroszewski, [online:] https://sjp.pwn.pl/doroszewski/bumel- ka;5415383.html, 10 IX 2019. Calówka, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/sjp/calowka;2447073.html, dostęp: 10 IX 2019. Craft or Artisanal Products, [w:] UNESCO.org [online:] http://uis.unesco.org/en/glossary-term/craft-or-artis- anal-products, dostęp: 12 VII 2019. Crafts and Design, [w:] UNESCO.org, [online:] http://www.unesco.org/new/en/culture/themes/creativity/cre- ative-industries/crafts-and-design/; dostęp: 12 VII 2019. Dąb szypułkowy, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/D%C4%85b_szypu%C5%82kowy, dostęp: 10 IX 2019. Dmitruk S., Historia jarmarków lubelskich, [w:] Jarmark Jagiellonski.pl, [online:] http://jarmarkjagiellonski.pl/ events/czas-jarmarkow/, dostęp: 29 X 2018. Domagalski A., Przedstawiamy jednostkę OSP z Wiśniowej, [w:] Urząd Gminy Wiśniowa, [online:] http://www. ug-wisniowa.pl/news.php?nr=3433&strona=, dostęp: 9 II 2019. Dominik K., Historia rzemiosła dobczyckiego od XV do XX wieku, red. K. Janicki, [w:] Histmag.org, 24 I 2009, [on- line:] https://histmag.org/Historia-rzemiosla-dobczyckiego-od-XV-do-XX-wieku-2474, dostęp: 12 VII 2019. Drogi handlowe w dawnej Polsce, [w:] Encyklopedia PWN, [online:] https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/drogi-han- dlowe-w-dawnej-Polsce;3894324.html, dostęp: 29 X 2018. Druh [w:] Dobry słownik.pl, [online:] https://dobryslownik.pl/slowo/druh/10287/#znaczenie-232638, dostęp: 9 II 2019. Działaj Lokalnie, [online:] http://dzialajlokalnie.pl/, dostęp: 1 IX 2019. Dziegieć [w:] Wikipedia.pl, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/Dziegie%C4%87, dostęp: 10 VIII 2019. Dzieje społeczności żydowskiej. Wiśniowa. Historia społeczności, [w:] Wirtualny Sztetl, [online:] https://sztetl. org.pl/pl/miejscowosci/w/1304-wisniowa/99-historia-spolecznosci/138244-historia-spolecznosci, do- stęp: 6 VIII 2019. Felc, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/sjp/felc;2557642.html, dostęp: 10 IX 2019. Foszt, [w:] Wikisłownik, [online] https://pl.wiktionary.org/wiki/foszt, dostęp: 10 IX 2019. Frez, [w:] Wikipedia.org, [online] https://pl.wikipedia.org/wiki/Frez, dostęp: 10 IX 2019. FSO Warszawa, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/FSO_Warszawa, dostęp: 2 IX 2019. Fundacja Sztuki, Przygody i Przyjemności ARTS, [online:] http://arts-fun.pl/, dostęp: 2 IX 2019. Gierchatowski P., Co to jest Buckfast, [online:] http://www.miesiecznik-pszczelarstwo.pl/artykuly/2007_06/ar- tykul_2007_06.html, dostęp: 14 IV 2019. Historia szkoły w Wiśniowej. Szkoła parafialna i szkoły etatowe, [w:] Szkoła Podstawowa im. Władysława Orkana w Wiśniowej, [online:] https://zpowisniowa.edupage.org/about/, dostęp: 25 VII 2019. Historia, [w:] Parafia rzymskokatolicka św. Marcina w Wiśniowej, [online:] https://parafia-wisniowa.pl/parafia/ historia/, dostęp: 25 VII 2019. Hołuj K., Wiśniowa ma „dziady”, „Dziennik Polski” 7 IV 2015, [online:] https://dziennikpolski24.pl/wisniowa-ma- -dziady/ar/3812871, dostęp: 24 IV 2019. Hołuj K., W małym ciele wielki duch. Tak można najkrócej opisać Majkę, „Dziennik Polski” 16 IV 2016, [online:] https://dziennikpolski24.pl/w-malym-ciele-wielki-duch-tak-mozna-najkrocej-opisac-majke/ar/9880283, dostęp 2 IX 2019. IX Gminnym Konkursie Dziadów Śmiguśnych, [w:] Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej, [online:] http:// gokis-wisniowa.pl/ix-gminnym-konkursie-dziadow-smigusnych/, dostęp: 24 IV 2019. Janicka-Krzywda U., Tajemnice dzwonów, [w:] Apostolstwo Modlitwy, 31 X 2011, [online:] https://www.ampol- ska.co/Artykuly/Pozostale/art-284-Tajemnice-dzwonow.htm, dostęp: 9 II 2019. Jarmark, [w:] Encyklopedia PWN, [online:] https://encyklopedia.pwn.pl/encyklopedia/jarmark.html, dostęp: 28 VI 2019. Jugema, [online:] https://jugema.com.pl/Komora_1.html, dostęp: 16 IX 2019. Kątownik, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/K%C4%85townik_(narz%C4%99dzie), dostęp: 10 IX 2019. Konwencja o ochronie dziedzictwa niematerialnego, [w:] UNESCO.pl, [online:] http://www.unesco.pl/filead- min/user_upload/pdf/Konwencja_o_ochronie_dz._niemater_2003.pdf, dostęp: 12 IV 2019. Krakowianka, [online:] http://www.krakowianka-sklep.pl/pl/, dostęp: 14 VI 2019. Krosno, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [oniline:] https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/krosno;3927631.html, dostęp: 27 VIII 2019. Kuijpers M., The Future is Handmade, The Craftsmanship Initiative, [online:] https://craftsmanship.net/video/ the-future-is-handmade/, dostęp: 12 VII 2019. Kultura materialna, [w:] Wikipedia.pl, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/Kultura_materialna, dostęp: 10 VII 2019. Mad’in Europe, [online:] https://madineurope.eu/en/home/, dostęp: 12 VII 2019. „Madonny i anioły spod Kamiennika” – wyjątkowa wystawa wyjątkowej artystki w Wiśniowej, [w:] Myślenice ITV Telewizja internetowa, 9 II 2017, [online:] https://www.youtube.com/watch?v=fyVUkrgaHPc, dostęp 2 IX 2019. Majka Jasek, [online:] https://www.facebook.com/majka.jasek, dostęp 2 IX 2019. Majka Jasek, [online:] http://majkajasek.blogspot.com/, dostęp 2 IX 2019. Maria Jasek, [w:] Fundacja Sztuki, Przygody i Przyjemności ARTS, [online:] http://arts-fun.pl/portfolio/ma- ria-jasek/, dostęp: 2 IX 2019. Małopolskie Stowarzyszenie Hodowli Królików i Drobiu Ozdobnego, [online:] https://mshkrido.pl.tl/, dostęp: 16 IX 2019. Mapa profesji i (wy)twórców, [online:] http://wisniowskijarmark.gokis-wisniowa.pl/mapa-profesji-i-tworcow/, dostęp: 27 VIII 2019. Massachusetts Institute of Technology, [online:] https://mitadmissions.org/help/faq/motto-mens-et-manus/, dostęp: 12 VII 2018. Miód gryczany, [w:] Sklep „Wcinaj miód!”, [online:] http://wcinaj-miod.pl/miod-gryczany/, dostęp: 16 IV 2019. Miód wrzosowy, [w:] Sklep „Wcinaj miód!”, [online:] http://wcinaj-miod.pl/miod-wrzosowy/, dostęp: 16 IV 2019. Miód nawłociowy, [w:] Sklep „Wcinaj miód!”, [online:] http://wcinaj-miod.pl/miod-nawlociowy/, dostęp: 16 IV 2019. Mniejszości narodowe i etniczne, [w.] Małopolski Urząd Wojewódzki w Krakowie, [online:] http://www.malopol- ska.uw.gov.pl/default.aspx?page=informacje_mniejszosci_narodowe, dostęp: 31 VII 2019. Monotypia, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/slowniki/monotypia.html, dostęp: 2 IX 2019. Murzyn Ł., „Dziegieć” – happening o Żydach z Wiśniowej, [online:] http://boznica.gokis-wisniowa.pl/1699-2/, do- stęp: 20 VIII 2019. Muzeum Regionalne w Myślenicach, [online:] http://www.muzeum.myslenice.pl/o_muzeum-historia.php, dostęp: 3 VI 2019. Nibelungen-Festspiele Worms, [online:] https://www.nibelungenfestspiele.de/nibelungenfestspiele/, dostęp: 2 IX 2019. O muzeum, [w:] Muzeum Niepodległości w Myślenicach, [online:] http://www.muzeum.myslenice.pl/o_mu- zeum-siedziba.php, dostęp: 3 VI 2019. Obserwatorium Astronomiczne im. Tadeusza Banachiewicza na Lubomirze, [online:] http://obserwatorium.lu- bomir.weglowka.pl/obserwatorium/index.php, dostęp: 1 VIII 2019. Peklowanie, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/Peklowanie, dostęp: 16 IX 2019. Podłaźniczka, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/Pod%C5%82a%C5%BAniczka, dostęp: 10 IX 2019. Popielniański biały, [w:] Krole.pl, [online:] http://www.krole.pl/75-Popielnianski.html, dostęp: 16 IX 2019. Powroźnictwo, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/doroszewski/powroznic- two;5479646.html, dostęp: 13 IV 2019. Pracownia Stolarska „Szym-Stol” Bartłomiej Szymoniak, [online:] https://www.facebook.com/Pracownia-Sto- larska-Szym-Stol-Bart%C5%82omiej-Szymoniak-244816619009007/, dostęp: 12 III 2019. Pracownia Stolarska „Szym-Stol”, [online:] http://www.szym-stol.pl/, dostęp: 12 III 2019. Pszczoły, [w:] Program Ochrony Zasobów Genetycznych Zwierząt Gospodarskich, [online:] http://www.biorozno- rodnosc.izoo.krakow.pl/pszczoly/krainska, dostęp: 16 IV 2019. Rasy pszczół, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/Rasy_pszcz%C3%B3%C5%82, dostęp: 16 IV 2019. Retooling, [w:] Diki. Słownik angielskiego, [online:] https://www.diki.pl/slownik-angielskiego?q=retooling, dostęp: 4 IX 2019. Rex, [w:] Krole.pl, [online:] http://www.krole.pl/20-Rex.html, dostęp 16 IX 2019. Safeguarding without Freezing, [w:] UNESCO.pl, [online:] http://www.unesco.org/culture/ich/en/safeguard- ing-00012, dostęp: 25 VIII 2018. Saletry, [w:] Wikipedia.org, [online:] https://pl.wikipedia.org/wiki/Saletry, dostęp: 16 IX 2019. Sieramska M., Sederowe naczynia, [w:] Polski słownik judaistyczny, Żydowski Instytut Historyczny, [online:] https://www.jhi.pl/psj/sederowe_naczynia, dostęp: 20 VIII 2019. Spadź, [w:] PWN, [online:] http://stareaneksy.pwn.pl/biologia/1.php?id=1476461, dostęp: 12 IV 2019. Stelmach, [w:] Słownik języka polskiego, [online:] https://sjp.pl/stelmach, dostęp: 12 V 2019. Stowarzyszenie Paralotniarzy Beskidu Wyspowego, [online:] http://www.spbw.pl/, dostęp: 16 IX 2019. Stowarzyszenie Twórców i Artystów „Cepry”, [online:] http://www.cepry.com/, dostęp: 16 IX 2019. Szlaki handlowe, [w:] Encyklopedia PWN, [online:] https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/szlaki-handlowe;3983194. html, dostęp: 29 X 2018. Szostakiewicz E., Co to jest linoryt?, [online:] https://linorytem.pl/linoryt-co-to-jest/, dostęp: 2 IX 2019. Targ, [w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:] https://sjp.pwn.pl/sjp/targ;2528817.html, dostęp: 28 VI 2019. Tekst przygotowany przez kolegów na urodziny Romana Nowickiego, 10 II 2019, [w:] Roman Nowicki.pl, [online:] https://www.romannowicki.pl/pliki/Urodziny%20RN%202019.pdf, dostęp: 9 II 2019. Traditional Craftsmanship, [w:] UNESCO.org [online:] https://ich.unesco.org/en/traditional-craftsman- ship-00057, dostęp: 12 VII 2019. Tralka, [w:] Wikisłownik, [online:] https://pl.wiktionary.org/wiki/tralka, dostęp: 4 IX 2019. Tralki toczone z litego drewna, [online:] https://www.tokarstwo.hellux.pl/28-tralki-toczone-z-drewna.html, dostęp: 4 IX 2019. Tu brzmi historia o jarmarku, [w:] Jarmark Dominika.pl, [online:] http://jarmarkdominika.pl/tu-brzmi-historia-o- -jarmarku/, dostęp: 29 X 2018. ULDO – komponenty do chleba i bułek dla piekarni, [online:] http://www.uldo.pl/, dostęp: 16 IX 2019. UNCTAD.org, [online:] https://unctad.org/en/Pages/aboutus.aspx, dostęp: dostęp: 12 VII 2019. Uwolnić projekt! [online:] http://www.uwolnicprojekt.org/pl/projekt/o-idei.html, dostęp: 24 IV 2019. Uwolnić projekt, [w:] Muzeum Etnograficzne w Warszawie, [online:] http://www.uwolnicprojekt.org/pl/projek- t/o-idei.html, dostęp: 24 IV 2019. Uwolnić projekt! Program Kolberg 2014 – Promesa, [w:] Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie, [onli- ne:] http://ethnomuseum.pl/projekty/uwolnic-projekt-kolberg-promesa-2014, dostęp: 24 IV 2019. Węglówka – historia parafii MB. Nieustającej Pomocy, [w:] Parafia Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Węglówce, [online:], http://parafiaweglowka.pl/o_parafii, dostęp: 20 VII 2019. Wiśniowa, [w:] Odkryj Beskid Wyspowy, [online:] http://www.odkryjbeskidwyspowy.pl/informator/info/at/89, dostęp: 6 VIII 2019. Wiśniowa. Kościół pw. św. Marcina w Wiśniowej, [w:] Szlak Architektury Drewnianej w Małopolsce, [online:] http://www.drewniana.malopolska.pl/?page=obiekty&id=219, dostęp 25 VII 2019. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu, [online:] http:// wisniowskijarmark.gokis-wisniowa.pl/, dostęp: 1 VII 2019. Wyrwa I., Tomasz Fall, [w:] Parafia św. Mikołaja Biskupa w Bochni, [online:] http://mikolajbochnia.pl/pl/1724/0/ tomasz-fall.html, dostęp: 5 VIII 2019. Z historii wsi. Kobielnik, [w:] Stowarzyszenie „Nasz Kobielnik”, [online:] https://naszkobielnik.pl/z-historii-wsi. html, dostęp: 7 VIII 2019. Zarząd SPBW, O stowarzyszeniu, http://www.spbw.pl/node/1, dostęp: 2 IX 2019. Zbylut M., Tradycja i rzemiosło w Wiśniowej, [w:] Dwójka. Polskie Radio, 16 VII 2019, [online:] https://www.pol- skieradio.pl/8/3669/Artykul/2341365,Tradycja-i-rzemioslo-w-Wisniowej, dostęp: 19 VII 2019. Zespół Regionalny „Banda Burek”, [online:] http://gokis-wisniowa.pl/zespol-regionalny-banda-burek/, dostęp: 24 IV 2019. Złota Wiecha 1980. Materiały Społecznej Wojewódzkiej Komisji w Elblągu – biuletyn, [online:] http://dlibra.bibliote- kaelblaska.pl/dlibra/docmetadata?id=45652&from=publication, dostęp: 9 II 2019. Żebrowski R., Pesach, [w:] Polski słownik judaistyczny, Żydowski Instytut Historyczny, [online:] https://www.jhi. pl/psj/pesach, dostęp: 20 VIII 2019. Żebrowski R., Seder, [w:] Polski słownik judaistyczny, OŻydowski Instytut Historyczny, [online:] https://www.jhi. pl/psj/seder, dostęp: 20 VIII 2019. Spis rysunków Rysunek 1. Mapa wyznaczająca granicę lachowsko-góralską przecinającą powiat myślenicki. (s. 16) Rysunek 2. Wiśniowskie pogranicze – podział regionalny. (s. 24) Rysunek 3. Rozmieszczenie strojów ludowych. (s. 25) Rysunek 4. Wschodnia i zachodnia część Galicji. Rozmieszczenie obszarów polskich, ruskich i mieszanych w Galicji na podstawie spisu ludności w 1910 roku. (s. 27) Rysunek 5. Gminy wiejskie wokół Wiśniowej. Podział administracyjny, gminny i powiatowy. Mapa austriacka z 1890 roku. (s. 28) Rysunek 6. Podział na gromady w 1955 roku. (s. 29) Rysunek 7. Współczesny podział Gminy Wiśniowa na 7 sołectw. (s. 30) Rysunek 8. Hasła: „Lipnik, Węglówka, Wiśniowa”, [w:] Księga adresowa Polski, 1929. (s. 31) Rysunek 9. Kobiałka. (s. 36) Rysunek 10. Fragment Legendy o Bandzie Burka (s. 46) Rysunek 11. Kościół rzymskokatolicki pw. św. Marcina w Wiśniowej. (s. 48) Rysunek 12. Herb gminy Wiśniowa. (s. 52) Rysunek 13. Drewniana bożnica z początku XX wieku. (s. 56) Rysunek 14. Izba Regionalna – stara rzeźnia. (s. 60) Rysunek 15. Współczesna mapa gminy Wiśniowa z widocznymi nazwami przysiółków. (s. 63) Rysunek 16. Na rynku przed kościołem. (s. 99) Rysunek 17. Ręczne krosno tkackie. (s. 174) Rysunek 18. Pług. (s. 185) Rysunek 19. Jarzmicka – jarzmo – drewniana konstrukcja zakładana na kark wołom. (s. 185) Rysunek 20. Harmonia. (s. 197) Rysunek 21. Hebel. (s. 252) Rysunek 22. Dłuto. (s. 253) Rysunek 23. Młotek (s. 292) Rysunek 24. Klucz mechanika (s. 292) Rysunek 25. Gorset (s. 319) Rysunek 26. Nożyce krawieckie. (s. 326) Spis fotografii Fot. 1. „Dwie kumoski”. Występ laureatów Przeglądu Śpiewaków i Gawędziarzy „Bajania nad Krzyworzeką” podczas Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, Wiśniowa 6 VII 2019. (s. 18) Fot. 2. Wiśniowianki po pracach polowych. (s. 32) Fot. 3. Stara zabudowa Wiśniowej, dom pod strzechą, zdjęcie z ok. 1960 r. (s. 33) Fot. 4. „Organistówka” dom rodzinny Czajów z ok. 1919 r., odkupiony od poprzedniego organisty w latach panowania Cesarstwa Austro-Węgierskiego, zachowany do dziś. (s. 33) Fot. 5. „Organistówka” dom rodzinny Czajów, Wiśniowa 2019. (s. 33) Fot. 6. Uczniowie szkoły podstawowej w Glichowie bez butów z nauczycielką Julią Kapłan, lata 30. XX wieku. (s. 34) Fot. 7. Właściciele dworu w latach 60.-90. XX wieku, drugi od lewej Jan Hebda, Marcin Hebda, Zofia Pokraka, z prawej strony Ludwik Pokraka i Aniela Hebda, dziecko Helena – córka Anieli i Marcina Hebda. (s. 35) Fot. 8. Drewniany zespół dworski z zabudowaniami gospodarczymi z XVIII wieku, położony w parku krajobra- zowym, Glichów 2019. (s. 35) Fot. 9. Drewniany zespół dworski z zabudowaniami gospodarczymi z XVIII wieku, położony w parku krajobra- zowym, Glichów 2019. (s. 35) Fot. 10. Rodzina Kusów (u skrzypka) na werandzie domu rodzinnego z gośćmi (letnikami przyjezdnymi na wakacje). Na górze po środku Maria Kus (krawcowa), w chustce Wiktoria Kus (gospodyni domowa). (s. 37) Fot. 11. Dom rodzinny Lampów z roku 1945 r., dom drewniany, kryty strzechą odbudowany po spaleniu, na zdjęciu Lipniczanie - rodzina i sąsiedzi. (s. 38) Fot. 12. Lipniczanki: od lewej: Hania Lampa, Stefania Irzyk, Zofia Kowal, Stanisłąwa Irzyk (teściowa p. Janiny Irzyk) na polu przed stodołą. (s. 38) Fot. 13. Widok na Grodzisko od strony domu rodzinnego Majów w scenerii letniej ok.1975 r. (s. 39) Fot. 14. Młodzi Poznachowiczanie, zdjęcie przy kościele (parafia Wiśniowa) I Komunia św. rocznik 1929. Ksiądz Józef Sasnal po jego prawej nauczycielka Elżbieta Dudzik, a po jego lewej nauczycielki: Górczanka i Dobrzań- ska. (s. 40) Fot. 15. Weglowianki w strojach regionalnych, Węglówka 1954. (s. 41) Fot. 16. Węglowiańska gospodyni stoi w progu starego domu drewnianego na podmurówce z kamienia o dachu krytym słomą. (s. 41) Fot. 17. Węglowianie i prace przy wycince drzewa w zimie. (s. 41) Fot. 18. Wierzbanowianie – zespół muzyczny lata 70. XX wieku. (s. 42) Fot. 19. Wierzbanowianki. Zdjęcie z dożynek gminno-parafialnych – początek działań kół gospodyń wiejskich. Na zdjęciu uczestnicy dożynek w strojach regionalnych z wieńcami dożynkowymi. (s. 42) Fot. 20. Dziady Śmiguśne w maskach tradycyjnych w lany poniedziałek na rynku w Wiśniowej, Wiśniowa 1975. (s. 44) Fot. 21. Dziad Śmiguśny w masce tradycyjnej, robionej ręcznie, zdjęcie na rynku w Wiśniowej, Wiśniowa 1975. (s. 44) Fot. 22. Dziady Śmiguśne, Węglówka lata 70. XX wieku. (s. 44) Fot. 23. Dziad Śmiguśny, poniedziałek wielkanocny, po lewej stronie młody sad (obecnie miejsce tartaku), na zdjęciu Agnieszka Kowal (mama Danuty Kowal) poprawiająca „dziadowi” kapelusz. (s. 45) Fot. 24. Dziady Śmiguśne współcześnie. Konkurs na maski tradycyjne i współczesne, Wiśniowa 2019. (s. 45) Fot. 25. Zespół Regionalny „Banda Burek” przed ówczesnym Wiejskim Domem Kultury w Wiśniowej, 1964 r. (s. 46) Fot. 26. Zespół Regionalny „Banda Burek”, lata 80. XX wieku. (s. 47) Fot. 27. Członkowie Zespołu Regionalnego „Banda Burek”, Wiśniowa 2013. (s. 47) Fot. 28. Zespół „Banda Burek” Wesele wiśniowskie spektakl wystawiany na scenie podczas Małopolskiego Festiwalu Teatrów Wiejskich, Wiśniowa 2017. (s. 47) Fot. 29. Zespół „Banda Burek”-„Wesele wiśniowskie” wystawiane na scenie podczas Małopolskiego Festiwalu Teatrów Wiejskich, Wiśniowa 2017. (s. 47) Fot. 30. Zespół „Banda Burek”, Wiśniowa 2018. (s. 48) Fot. 31. W tle Kościół św. Marcina, budynek na prawo to „organistówka”, 1946. (s. 49) Fot. 32. Kościół św. Marcina, Wiśniowa 2019. (s. 49) Fot. 33. Zabytkowa dzwonnica w kościele św. Marcina, Wiśniowa 2019. (s. 49) Fot. 34. Kościół św. Marcina, główny ołtarz z obrazem Matki Bożej Wiśniowskiej, Wiśniowa 2019. (s. 51) Fot. 35. Kościół św. Marcina, główny ołtarz z obrazem św. Marcina z Tours, biskupa, patrona parafii., Wiśniowa 2019. (s. 51) Fot. 36. Barokowa ambona z końca XVII wieku w kościele parafialnym pw.św. Marcina, Wiśniowa 2019. (s. 51) Fot. 37. Figurka św. Stanisława przy ołtarzu głównym w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. (s. 51) Fot. 38. Figurka św. Leona przy ołtarzu głównym w kościele parafialnym pw. św. Marcina , Wiśniowa 2019. (s. 52) Fot. 39. Obraz Jezu ufam Tobie w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. (s. 52) Fot. 40. Obraz św. Józef z dzieciątkiem Jezus w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. (s. 52) Fot. 41. Obraz św. Klary w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. (s. 53) Fot. 42. Obraz Chrystus w niebo wstępuje w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. (s. 53) Fot. 43. Organy w kościele parafialnym pw. św. Marcina, Wiśniowa 2019. (s. 54) Fot. 44. Fragment organów w kościele parafialnym pw. św. Marcina z widoczną tabliczką organmistrza Tomasza Falla ze Szczyrzyca, Wiśniowa 2018. (s. 54) Fot. 45. Najstarsze księgi parafialne, lata 1638–1639, parafia św. Marcina, Wiśniowa 2018. (s. 54) Fot. 46. Najstarsze księgi parafialne, lata 1638–1639, parafii św. Marcina, Wiśniowa 2018. (s. 54) Fot. 47. „Górny kościół” pw. Matki Bożej Anielskiej, Węglówka 2019. (s. 55) Fot. 48. Kościół Parafialny pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Węglówka 2019. (s. 56) Fot. 49. Drewniana bożnica z początku XX wieku, Wiśniowa 2019. (s. 57) Fot. 50. Detale architektoniczne bożnicy w Wiśniowej. (s. 57) Fot. 51. Karta ewidencyjna zabytku, kw 907 gm. kat. Wiś. (s. 59) Fot. 52. Jedna z dwóch zachowanych polichromii w wiśniowskiej bożnicy. (s. 59) Fot. 53. Izba Regionalna – stara rzeźnia. (s. 60) Fot. 54. Eksponat Izby Regionalnej w Wiśniowej: Pyuk (pług) – narzędzie do orania gleby. (s. 61) Fot. 55. Sprzęt do obróbki lnu, eksponat Izby Regionalnej w Wiśniowej. (s. 61) Fot. 56. Nosidła (urządzenie do noszenia wody), eksponat Izby Regionalnej w Wiśniowej. (s. 62) Fot. 57. Skrzypce do wysiewania koniczyny, eksponat Izby Regionalnej w Wiśniowej. (s. 62) Fot. 58. Maślniczka, eksponat Izby Regionalnej w Wiśniowej. (s. 62) Fot. 59. Kobiałka, eksponat Izby Regionalnej w Wiśniowej. (s. 62) Fot. 60. Księgi parafialne Parafia rzymskokatolicka św. Marcina w Wiśniowej. (s. 65) Fot. 61. Pierwsza i ostatnia strona kopii z 1744 roku przywileju Zbigniewa Oleśnickiego dla Bractwa Krawców w Dobczycach z 1455 roku. (s. 68) Fot. 62. Mistrz krawiectwa Jan Stolarz przy pracy. (s. 69) Fot. 63. Dyplom czeladniczy. (s. 70) Fot. 64. Dom Krawczyńskiego. (s. 73) Fot. 65. Murowany dom z dachówczarnią i teatrem Krawczyńskiego. (s. 73) Fot. 66. Hurtownia – składnica. (s. 74) Fot. 67. Tabliczka z jarmarku „Najlepsze rękodzieło nie pochodzi z Chin” wykonana przez pracowniczki GOKiS-u Wiśniowa. (s. 82) Fot. 68. Prace polowe, orka, Glichów lata 30. XX wieku. (s. 85) Fot. 69. Sianokosy (nad wyrwą u Paluszka), ręczne stawianie kopy, deptanie siana na wozie, Wiśniowa. (s. 86) Fot. 70. Sianokosy, Poznachowice Dolne lata 40./50. (s. 86) Fot. 71. Kowalstwo (użytkowe i artystyczne), w pracowni u współczesnego kowala Andrzeja Stalmacha, Lipnik. (s. 88) Fot. 72. Stolarstwo, w pracowni u współczesnego stolarza Stanisława Wilka, Wiśniowa 2019. (s. 88) Fot. 73. Stolarstwo, na zdjęciu Stanisław Kowal - stolarz (po lewej), Jan Ślusarz (na środku), Jan Łabędź (po prawej), Wiśniowa 1982. (s. 88) Fot. 74. Szewstwo – narzędzia do pracy szewca Józefa Stroniarza z Wiśniowej, Wiśniowa 2018. (s. 89) Fot. 75. Pszczelarstwo – pasieka uli w Węglówce. (s. 89) Fot. 76. Pszczelarstwo – fragment ula znajdującego się w pasiece Łukasza Spytka pszczelarza z Glichowa, Glichów 2018. (s. 90) Fot. 77. Masarstwo – masarze z Węglówki, Władysław Ciężak (po prawej stronie) na praktykach zawodowych w masarni w Wiśniowej 1965. (s. 90) Fot. 78. Krawiectwo – W spółdzielni uczono młode dziewczyny szyć. Zdjęcie przedstawia uczestniczki z ma- szynami. Od lewej Józef Ciślik obok jego matka Marianna Ciślik. Trzecia stojąca od lewej to Anna Urbaniak. Pozostali to uczestnicy warsztatów. Wiśniowa lata 50. XX wieku. (s. 90) Fot. 79. Hafciarstwo – Klub Plastyków i Twórców Ludowych, spotkanie kwartalne, sekcja haftu i bibułkarstwa Zofia Mońko – Tenczyn, Janina Drabik – Wiśniowa, Agnieszka Urbaniak – Lipnik, Eleonora Kaczmarczyk – Jasienica, Powiatowy Dom Kultury w Myślenicach, 1971. (s. 91) Fot. 80. Tkactwo, kilimkarstwo – kilimywykonane przez Marię Jamróz (Szewcową), stanowiące część wystawy „Wiśniowskie dziedzictwo”w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu. (S. 91) towarzyszącej „Wiśniowskiemu Jarmarkowi Rzemiosł i Zawodów radycyjnych” włączonemu w Dni Gminy Wiśniowa –Wiśnióweczka 2019, 6–7 lipca 2019. Wiśniowa 2019. (s. 91) Fot. 81. Mechanika konstrukcja maszyn – konstruktor i mechanik maszyn rolniczych Aleksander Kus z Węglówki. (s. 91) Fot. 82. Tylni fragment ślubnego gorsetu wiśniowskiego z charakterystycznym i obowiązkowym centralnym biało-czerwonym motywem kwiatowym nazywanym orłem wiśniowskim. Gorset uszyty na potrzeby Ze- społu Regionalnego „Banda Burek”, własność Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej, Wiśniowa 2018. (s. 92) Fot. 83. Zdjęcie z Izby Regionalnej założonej w Poznachowicach Dolnych przez Halinę Dudzik (na zdjęciu), Poznachowice Dolne 2018. (s. 94) Fot. 84. Zdjęcie książki rodzinnej Józefa Murzańskiego. (s. 94) Fot. 85. Kolekcja spinek góralskich Józefa Murzańskiego. (s. 94) Fot. 86. Zdjęcie wnętrza samochodu z kolekcji Mirosława Kowala, Poznachowice Dolne 2018. (s. 95) Fot. 87. Ekspozycja wybranych czajników z kolekcji Patryka Murzyna stanowiąca część wystawy „Wiśniowskie dziedzictwo” w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu towarzyszącej „Wiśniowskiemu Jarmarkowi Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych” włączonemu w Dni Gminy Wiśniowa – Wiśnióweczka 2019, 6–7 lipca 2019. (s. 95) Fot. 88. Julian Stalmach opisujący swoje makiety, Wiśniowa 2018. (s. 96) Fot. 89. Aleksander Kus z własnoręcznie zbudowaną maszyną „Harnasie” w trakcie Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, Wiśniowa, 6 lipca 2019. (s. 97) Fot. 90. Rynek Wiśniowski, w centralnej części widać kościół parafialny pw. św. Marcina, po prawej stronie dom rodzinny Czajów Jana i Rozalii, prowadzili oni gospodarstwo rolne na terenie wsi, Jan był także organistą w kościele parafialnym św. Marcina. Wiśniowa lata 60. XX wieku. (s. 104) Fot. 91. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Grażyny Murzyn z Poznachowic Dolnych zajmującej się krawiectwem, wyrobem biżuterii i handlem, Wiśniowa 2019. (s. 108) Fot. 92. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Stanisławy Tokarz gawędziarki i pie- śniarki zajmującej się również plastyką obrzędową i bibułkarstwem, Wiśniowa 2019. (s. 108) Fot. 93. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, prace Jana Szczepanika z Glichowa stanowiące część wystawy „Wiśniowskie dziedzictwo” w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu, Wiśniowa 2019. (s. 109) Fot. 94. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Marii „Majki” Jasek z Lipnika zajmują- cjej się malarstwem, rękodziełem, twórczością pisarską, Wiśniowa 2019. (s. 109) Fot. 95. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Jadwigi Tokarz zajmującej się hafciar- stwem, koronkarstwem, plastyką obrzędową, wyrobem biżuterii, Wiśniowa 2019. (s. 109) Fot. 96. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Janiny Irzyk z Lipnika zajmującej się poezją, pisarstwem ludowym, pamiętnikarstwem oraz bibułkarstwem, Wiśniowa 2019. (s. 110) Fot. 97. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Pszczelarzy z Koła Terenowego Wiśniowa Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy, Wiśniowa 2019. (s. 110) Fot. 98. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Koła Gospodyń Wiejskich z Glichowa, Wiśniowa 2019. (s. 110) Fot. 99. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, stoisko Koła Gospodyń Wiejskich z Węglówki, Wiśniowa 2019. (s. 110) Fot. 100. Elżbieta Bogacz wykonująca utwór Kolorowe jarmarki na otwarcie Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – jej własna inicjatywa włączenia się w wydarzenie. (s. 111) Fot. 101. Helena Śmigla hafciarka, rolniczka, pomocnica żydowskiej handlarki z Wiśniowej. (s. 115) Fot. 102 „Dziegieć” – happening poświęcony pamięci wiśniowskiej społeczności żydowskiej. Wiśniowa 2019. (s. 121) Fot. 103. „Dziegieć” – happening poświęcony pamięci wiśniowskiej społeczności żydowskiej. Wyławianie ko- zyczków poniżej bożnicy Krzyworzeki Na zdjęciu Michał Murzyn autor wydarzenia, Wiśniowa 2019. (s. 122) Fot. 104. Bożnica, Wiśniowa 2019. (s. 122) Fot. 105. Kartki z nazwiskami dawnych wiśniowskich mieszkańców żydowskich na drzwiach wejściowych boż- nicy, pozostałość po happeningu „Dziegieć”, Wiśniowa 2019. (s. 123) Fot. 106. 28 sierpnia 2019 r. Wiśniową odwiedziła wnuczka rzeźnika Anzelma Jereda (Anszel) Rywka Alon. (s. 123) Fot. 107. Praca inspirowana wycinanką żydowską, warsztaty zostały przeprowadzone przez Natalię Nowacką lipniczankę podczas Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, Wiśniowa 2019 (s. 124) Fot. 108. Sesja zdjęciowa podczas inwentaryzacji gorsetów w gminie Wiśniowa, Wiśniowa 2018. (s. 132) Fot. 109. Inwentaryzacja gorsetów w gminie Wiśniowa, Wiśniowa 2018. (s. 132) Fot. 110. Wiśniowianki w gorsetach „rócnej roboty”, Wiśniowa 1950. (s. 169) Fot. 111. Rozmowy rzeki w działaniu. (s. 171) Fot. 112. Maria Jamróz. (s. 173) Fot. 113. Drewniany domek. (s. 173) Fot. 114 . Kilim „Brama Floriańska” wykonany przez Marię Jamróz. (s. 174) Fot. 115. W kuźni u Andrzeja Stalmacha, Lipnik 2018. (s. 186) Fot. 116. Narzędzia w kuźni Andrzeja Stalmacha, Lipnik 2018. (s. 189) Fot. 117. W warsztacie stolarskim Jana Stalmacha, Lipnik 2018. (s. 195) Fot. 118. Uruchomienie maszyny stolarskiej, Lipnik 2018. (s. 198) Fot. 119. Kwiaty z bibuły wykonane przez Janinę Irzyk na Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyj- nych, Wiśniowa 2019 (s. 204) Fot. 120. Janina Irzyk czytająca swój wiersz podczas Wiśniowskiego Jarmarku Rzemiosł i Zawodów Tradycyj- nych, Wiśniowa 2019. (s. 207) Fot. 121. Janina Irzyk, Lipnik 1962. (s. 209) Fot. 122. Portki góralskie zdobione haftem, własność Józefa Murzańskiego, Węglówka 2018. (s. 212) Fot. 123. Układ zabudowań oś „Dwór” po podziale na czterech właścicieli, kronika rodu Murzańskich, Węglówka 2018. (s. 223) Fot. 124. Pasieka Łukasza Spytka i wiśniowskiego koła pszczelarzy, Glichów 2018. (s. 233) Fot. 125. Maski wykonane przez Monikę Kowal jako dekoracja na Małopolski Festiwal. Teatrów Wiejskich, Wiśniowa 2017. (s. 238) Fot. 126. Maski wykonane przez Monikę Kowal jako dekoracja na Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, Wiśniowa 2019. (s. 238) Fot. 127. Warsztat Krzysztofa Kowala, Poznachowice Dolne 2018. (s. 258) Fot. 128. W warsztacie u Krzysztofa Kowala, Poznachowice Dolne 2018. (s. 262) Fot. 129. W zakładzie pogrzebowym Krzysztofa Kowala. (s. 263) Fot. 130. Mirosław Kowal podczas Zlotu Samochodów Zabytkowych w Wiśniowej, Wiśnióweczka 2019. (s. 270) Fot. 131. Mirosław Kowal oprowadzający po cmentarzu parafialnym w Wiśniowej, Wiśniowa 2018. (s. 272) Fot. 132. Drewniany dom rodziny Kowalów „Chmielnik”. (s. 279) Fot. 133. Wejście do „Chmielnika”, drewnianego domu rodziny Kowalów. (s. 279) Fot. 134. Statuetka z podziękowaniem za społeczną działalność na rzecz ochrony przeciwpożarowej dla Druha Stanisława Furmana, 11 Zjazd Oddziału Gminnego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP w Wiśniowej, Glichów 2016. (s. 283) Fot. 135. Kronika Ochotniczej Straży Pożarnej w Wiśniowej, Wiśniowa 2018. (s. 284) Fot. 136. Fragment Kroniki OSP Wiśniowa. (s. 289) Fot. 137. Krzyżyki wetknięte w ścianę starego spichlerza, Wiśniowa 2018. (s. 305) Fot. 138. Kwiaty z bibuły wykonane przez Jerzego Chlipałę. (s. 312) Fot. 139. Fragmenty prac Jerzego Chlipały. (s. 313) Fot. 140. Jerzy Chlipała przy pracy. (s. 313) Fot. 141. W atelier „Beskid Art Deco” Grażyny Murzyn. (s. 315) Fot. 142. Wyrób korali w „Beskid Art Deco”, Poznachowice Dolne 2018. (s. 316) Fot. 143. Chusty i szale tybetowe. (s. 317) Fot. 144. Gorsety wiśniowskie, Wiśniowa 2018. (s. 323) Fot. 145. Fragmenty gorsetów. (s. 332) Fot. 146. Segregator z wzorami haftu Danuty Urbanik. (s. 333) Fot. 147. Dwa pokolenia hafciarek wiśniowskich: Aniela Batko (od prawej) i Danuta Urbanik (od lewej), Glichów 2018. (s. 337) Fot. 148. Wystawa prac Majki Jasek podczas Wiśnióweczki 2019. (s. 337) Fot. 149. Praca Majki Jasek. (s. 340) Fot. 150. Praca Jana Szczepanika, wystawa Wiśniowskie Dziedzictwo podczas Wiśniowskiego Jarmarku Rze- miosł i Zawodów Tradycyjnych, Wiśniowa 2019. (s. 347) Fot. 151. Ciągnik wykonany przez Aleksandra Kusa, Węglówka 2018. (s. 350) Fot. 152. Supermłocarnia „Plon” wykonana przez Aleksandra Kusa. (s. 354) Fot. 153. Konstrukcja „Harnasie” wykonana przez Aleksandra Kusa prezentowana podczas Wiśniowskiego Jar- marku Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych, Wiśniowa 2019. (s. 355) Fot. 154. Wyroby wędliniarskie Zbigniewa Kusa, Wiśniowa 2018. (s. 357) Fot. 155. Piekarnia Marii Szczerby, Wiśniowa 2019. (s. 362) Fot. 156. Julian Stalmach przy makiecie swojego autorstwa, Wiśniowa 2018. (s. 370) Fot. 157. Fragment makiety autorstwa Juliana Stalmacha, Wiśniowa 2018. (s. 374) Spis tabel Tabela 1. Warsztaty rzemieślnicze w gminie Wiśniowa w latach 1944–1948 należące do cechów w Dobczycach. (s. 65) Indeks osobowy AlAnood Bin AlShaikh 79 Alon Rywka 123 Amon Adam 32, 40, 42 Appadurai Arjun 84 Arendt Hannah 80 Aron (szewc) 118 Ashworth Gregory John 79 Baczkowski Krzysztof 101 Bajer Józef 75 Bajer Łukasz 14, 23, 26, 44, 98, 105 Banachiewicz Tadeusz 40 Banasiewicz-Ossowska Ewa 115, 117, 120 Banaszkiewicz Magdalena 113 Barański Janusz 126, 127 Barnett Ronald 19 Bars Stanisław 120 Barszczewska Anna 17 Bartosiuk Emilia 126 Batko Aniela 14, 76, 105, 126, 129, 147, 153, 188, 328, 330, 335 Bąkowska Eligia 100 Bednarczyk Stanisław 32, Bednarczykowa Marcinowa 32, 72 Bednarz Wacław 13, 21, 30, 48, 50, 53, 56, 58, 63, 84, 85, 104 Berger Stanisław 226 Bernbeck Reinhard 79 Biały Zbigniew 102, 103 Biel Maria 141, 143 Biliński Aleksander 39 Biliński Mieczysław 225 Billett Stephen 19 Bodzanta Jan 31, 36 Bodzęta – zob. Bodzanta Jan Bobowska Teresa 14 Bogacz Elżbieta 14, 21, 111 Bogusz Anna 41, 90, 160 Bolesław Pobożny 115 Borawska Maria Halina 226 Bornus Leon 225 Brat Adam 229 Braudel Fernand 130 Brückner Aleksander 343 Brylak-Załuska Maria 23 Brytan Monika 13, 16-17 Brzezicki Sławomir 50 Brzezińska Anna Weronika 13, 81 Brzozowski Bogusław 120 Bubula Paweł 281 Bugaj 316 Bujak Franciszek 24 Bujdosó Zoltán 79 Burek (postać legendarna) 43-44, 119, 280 Burke Clare T. 84 Burszta Józef 120 Bydłoń Elżbieta 134 Bystroń Jan Stanisław 107 Bzowski Bogusław 37 Bzowski Kazimierz 37 Cała Alina 116 Cap Danuta 148-149 Chabińska Maria 14, 77 Chabiński Jan 14 Chlebowski Bronisław 31 Chlipała Jerzy 14, 75, 87, 104, 106, 139, 302, 307, 313 Ciężak Władysław 90 Ciślik Janina 14 Ciślik Józef 90 Ciślik Marianna 90 Ciślik Władysław 282-283 Cuzik Mateusz 221 Cygan Maria 33, 44, 86, 104 Cygan Stanisław 74 Czaja Jadwiga 118 Czaja Jan 114, 118 Czaja Janina 118 Czaja Kazimierz 118 Czaja (rodzina) 33 Czaja Rozalia 114, 118 Czaja Stanisław 118 Czaja Wanda 118 Czapiga Małgorzata 126 Czarnecki Ryszard 226 Czerner Anna 79 Czerwiński Stanisław 70 Czesak Artur 13, 17 Dant Tim 127 Czyżewski Adam 13 Dávid Lóránt 79 Derra Aleksandra 126 Dmitruk Stefan 102 Dobrowolska Hanna 229 Dobrowolski Kazimierz 229 Dobrzańska (nauczycielka) 40 Domagalski Andrzej 282 Domańska Ewa 126 Dominik Bogumiła 150 Dominik Józef 282 Dominik Maria 142 Dominik Katarzyna 70 Doroszewski Witold 293 Dorson Richard M. 83-84 Drabik Maria 140-141 Drabik Janina 91, 128, 135, 150, 332 Drenda Olga 81, 95-97 Duda Andrzej 227 Dudek Agnieszka 14, 21, 111, 123, 204, 321, 338 Dudek Franciszek 14, 117 Dudzik Elżbieta 40 Dudzik Halina 14, 40, 93-94, 162-163 Dudzik Wojciech 14, 19 Dwornik Halina 172 Dyba Olga 58 Dyląg Dariusz 34, 36-37, 40, 42, 102-103 Dylewski Adam 115-116, 118, Dziadowiec Joanna zob. Dziadowiec-Greganić Joanna Dziadowiec-Greganić Joanna 14–16, 21, 91, 95, 107, 109, 111, 124, 340, 347, 362 Dziekan Jacek 107 Dziekan Małgorzata 107 Dziewoński Ludwik 65-71, 75 Dżurak Ewa 107 Edwards Jeremy 101 Erecińska-Baumann Anna 57 Faber Wincenty 124 Fall Tomasz 53-54 Featherstone Mike 107 Ferber (rodzina) 56, 123 Ferber Józef 118-120 Ferber Leon 118 Ferber Mojżesz 118 Ferber Sydzia 118 Figlewicz Wacław 71 Fink Julian 70 Fiszgrunt 119 Flach 287 Flaga Stanisław 224 Floriańczyk Barbara 227 Frania córka Urynki 119 Furman Piotr 282 Furman Stanisław 14, 58, 105, 282-283 Gacek Dariusz 23 Garlik Aleksander 72 Gaterer Tomcia 324-325 Gaterer (rodzina) 118, 123 Gawron Irena 50 Gawrycki Marcin Florian 79 Gąsiorek Adam 55 Gąsiorowski Antoni 102 Geremek Bronisław 130 Gierchatowski Przemysław 229 Giluk Anna 117 Glichowska Maria 34, 159 Gloger Zygmunt 100 Głogowska Ewa 13 Gładysz Mieczysław 214 Głowacki Julian 226 Gmurczyk Roman 75 Goldstein (sklepikarz) 119 Goryl Andrzej 222-223 Górczanka (nauczycielka) 40 Górczyński Florian 34 Górny Konrad 25 Grabarski Mariusz 13, 21, 111, 195 Grabowska Maria 180 Grad Jan 102, 106-107 Gromisz Michał 228-229 Gromkowska-Melosik Agnieszka 125 Grunszpam Anna z domu Ferber 118 Hahn Jan 224 Hakkarainen Marina 103 Halicz Benedykt 229 Haller Józef 222 Hamek, syn Arona 118 Hanna z domu Waserlaut 119 Harcuła A. 67 Harrison Rodney 79 Hartabuz Katarzyna 147, 152, 328, 330 Hauser Jerzy 79 Hebda (rodzina) 34 Hebda Aniela 35 Hebda Bogumiła 162 Hebda Danuta 136 Hebda Jan 35 Hebda Janina 144-145 Hebda Marcin 35 Hebda Wiktoria 130, 136, 139, 141, 156 Hermanowicz-Nowak Krystyna 127-128 Herman 42 Hernik Józef 23 Higgs Joy 19 Hilek, syn Arona 118 Hołuj Katarzyna 43, 245, 336 Horecka Monika 13, 37-38, 61 Hui Allison 19 Hutchings Maggie 19 Icek, syn Arona 118 Irzyk Helena 14 Irzyk Jarosław 295 Irzyk Janina 14, 38, 96, 105-106, 110, 187, 200-202, 207-208 Irzyk Joanna 153, 330 Irzyk Stanisław 200 Irzyk Stefania 38 Irzyk Wojciech 38, 200 Jackowski Aleksander 214 Jagiełło Władysław 37 Jamróz Helena 140 Jamróz Henryk 74 Jamróz Jan 282 Jamróz Maria (Szewcowa) 14, 33, 76, 91, 172-174 Jamróz Maria 42, 332 Jamróz Maria (hafciarka) 156-158, 165 Jamróz Stanisław 74 Jan Kazimierz 40 Jan Paweł II 61, 205, 249 Jan z Brzeźnia 36 Janczak-Bizoń Izabela 57, 59, 360 Janicka-Krzywda Urszula 285 Janicki Kamil 70 Janik Małgorzata 307 Janosik (postać legendarna) 349 Janusz (mieszczanin dobczycki) 36 Jarzyna Stanisław 55 Jasek Anna 14, 49, 90, 166 Jasek Barbara 163 Jasek Jakób 74 Jasek Jan 41, 71 Jasek Józef 41, 72, 307, 316 Jasek Maria „Majka” 14, 316, 318, 336-338, 340-341 Jasek Renata 14, 261 Jasek Stanisław 41, 72 Jasek Władysław 337 Jasek Wojciech 41, 72 Jasiewicz 352 Jazeth Anzelm 32 Jeannin Pierre 100 Jenek Agnieszka 14 Jered (rodzina) 119, 123 Jered Anzelm 119, 123, 32, 71 Jered Jumek 119 Johyma 119 Jones Barbara 96 Josek, syn Arona 118 Jozeth Benjamin 32, 72 Juras Joanna 14, 21, 82, 130, 173, 361 Justos (z Kobielnika) 287 Kaczmarczyk Eleonora 91 Kaczyńska Elżbieta 100 Kaleta Krzysztof 14 Kalicki Piotr 55 Kantor Ryszard 127 Kapłan Julia 34 Karwińska Anna 79 Kazimierz Wielki 36-37, 42 Kasprzycka Stanisława 13 Kępski Michał 126 Kirshenblat-Gimblett Barbara 131 Kiryk Feliks 31, 36, 39-40, 42, 102 Klekot Ewa 126- 127, 130-131 Kiczek Karina 47 Kiczek Wojciech 47 Knapczyk Maria 136 Knapczyk 259 Knorr Cetina Karin 19 Kobiałka Dawid 126 Koczwara Jan 91, 126 Kolberg Oskar 31 Konieczna Monika 164-165 Konieczny Edward 172-173 Konieczny Jan 172 Konieczny Józef 172 Konieczny Kazimierz 74 Konik Stanisław 72 Konik Wojciech 72 Kopaczek Janusz 102 Kopernik Mikołaj 97 Kornobis Maciej Wiktor 126 Korporowicz Leszek 101 Kotipalli Priyatej 81 Kovács Gyöngyi 79 Kowal Agnieszka 45 Kowal Artur 254 Kowal Bartłomiej 254 Kowal Danuta 14, 45, 120, 144, 146 Kowal Jacek 14, 194, 236-237, 244, 246, 274, 309 Kowal Jan 254 Kowal Józef 282 Kowal Katarzyna 142 Kowal Krzysztof 14, 254, 258, 262, 263-264, 280 Kowal Krzysztof (syn) 254 Kowal Melania 144 Kowal Mirosław 14, 95, 240, 254, 260, 264, 270, 272 Kowal Monika 13, 36, 48, 56, 60, 99, 174, 185, 194, 197, 236, 238, 244-245, 252-253, 267, 274, 282, 292, 309, 319, 326, 356, 371 Kowal Stanisław 88 Kowal Sylwester 14, 194, 236-237, 244, 267, 274, 309 Kowal Teresa 144 Kowal Zofia 38 Kowalczyk Bernadetta 316 Kowalczyk Justyna 277 Kowalczyk Kazimierz 14 Kowalik Krystyna 37 Kowalski Krzysztof 79 Krajewski Marek 126 Krawczyński Franciszek 73-74, 195, 282 Kruczek Zygmunt 101 Kryciński Stanisław 23 Kryształowicz Adam 32 Krzepicka Gustawa z domu Ferberm secundo voto 118 Krzepicka Regina-Ryfcia z domu Ferber 118 Krzepicki 118 Krzeptowski Jan, zob. Sabała 214 Krzysztofek Józef 216 Kubikowski Tomasz 107 Kucharska Sylwia 81 Kucypery Paweł 126 Kuijpers Maikel 15, 81 Kula Witold 130 Kulma Piotr 32, 72 Kurkiewicz Władysław 186 Kus Aleksander 14, 74, 91, 96-97, 348, 350, 354-355 Kus Anna 167 Kus Marcin 287 Kus Maria 37 Kus Stanisław 283 Kus Wiktoria 37 Kus Władysława 156 Kus Zbigniew 14, 310, 322, 356-357 Kuźma Franciszek 55 Lampa Hanna 38 Latour Bruno 126 Lebenwal (rodzina) 118, 123 Leib Amanda 125 Lemaniak Paweł 119 Lenart (z Lipnika) 287 Lenart Celina 137 Lenart Kazimiera 151 Leńczyk Gabriel 39 Leszczycki Stanisław 62 Lewandowska Bożena 25 Lichoń Franciszek 69 Leszczyńska Zofia 14, 128, 158, 217-218, 220 Lis Barbara 139 Lubiarz Magdalena 125 Lubomirski Kazimierz 40 Łabędź Jan 88 Łacek Wojciech 212 Łojas-Kośla Franciszek 222-223 MacAloon John J. 19, 107 Mackoś-Iwaszko Ewa 125 Magister zob. Woźniczka Adam Maj (rodzina) 39 Majchrowski Jacek 227 Małysz Adam 246 Mamzer Hanna 102 Marchewczyk Stefan 71 Maroszek Józef 100, 103 Maryna (postać legendarna) 349 Mathews Gordon 130-131 Matisse Henri 316 Matykiewicz Paulina 13, 118 Mazan Maria 14, 150 Mazur Rafał 16-17 Mehoffer von Joseph 24 Mentel Anna 82 Miarczyński 69 Michalewicz Jerzy 116 Michalik (rodzina) 63, 181 Michalik Marcin 74 Mignosa Anna 81 Miłkowska Józefa 149 Mincer z Dobczyc 69 Miodek Tomasz 227 Mistarz Stefan 278 Mistarz Tadeusz 278 Molitor Jan 84 Mońko Zofia 91 Morejka Anna 142 Morejka Zofia 141, 143 Moryc Karolina 14, Moryc Urszula 14, 32, 88, 106 Mosse Rudolf 119 Mościcki Ignacy 221 Muniak Radosław Filip 126 Murzański Andrzej 55, 221 Murzańska Maria Murzański Franciszek 223 Murzański Józef 14, 129, 210, 221 Murzański Józef (pradziadek) 212 Murzański Stanisław 212 Murzyn Aniela 120 Murzyn Beata 138 Murzyn Grażyna 13, 18, 20, 21, 25, 39, 44, 86, 92, 108, 129, 130-131, 163, 237, 258, 279, 291, 314- 317, 321-322, Murzyn Jan 74 Murzyn Jan „Piekarz” 74 Murzyn Łukasz 13, 47, 121-123 Murzyn Marian 314 Murzyn Monika 79 Murzyn Patryk 95 Murzyn Urszula 145 Murzyn Wojciech 282 Murzyn Zofia 14, 150, 157, 272 Murzyn-Obajtek Zofia 143 MysińskiAleksander 32, 66-67, 72, 75, 77, 103, 117, 119, 121 Nahodil Otakar 79 Nawieśniak-Caesar Maria 23 Nichtberger (rodzina) 123 Nichtberger Herman 119 Nieroba Elżbieta 79 Niwiński Mieczysław 31 Noga (rodzina) 119 Nowacka Ewa Maria 143 Nowacka Natalia 124, 143 Nowak Jacek 127 Nowak Tadeusz 123 Nowicki Roman 284 Noworyta Józef 70 Nowosielska-Sobel Joanna 113 Nycz Ryszard 107 Obuchowicz Antonina 13 Ogilvie Sheilagh 101 Ogrodowska Barbara 304 Oleksy Józef 91 Olesek Teresa 220 Oleśnicki Zbigniew 67-68 Opioł 326 Orkisz Lucjan 40 Ossowski Karol 101 Owsianowska Sabina 113 Pachoc 185, 291 Pałka Janusz 281 Paryl Władysław 13, 38 Pasieczny Jacek 121, 122 Pastwa Marcin 50 Pawlaczyk Patryk 13, 21, 77, 93, 125, 132 Pazdur Beata 159 Pazdur Sylwia 166 Pazura Cezary 225 Paździo Adam 344 Paździo Andrzej 73, 195 Petrausch Georg 227 Pękala Franciszek 70 Picasso Pablo 316 Piechowicz Stanisław 23, 27, 39, 50, 73-75, 118-121, 186, 194-195, 243 Piesowicz Kazimierz 100 Pietrzak Józefa 149 Pilch Zofia 59-61 Piotrowska Monika 26, 32 Plichta Paweł 13, 101 Poczykowski Radoslaw 113 Podmokła Anna 14, 137 Pokraka Ludwik 34, 35 Pokraka Zofia 34, 35 Pol Wincenty 23-24 Polak (rodzina) 63 Polak Agnieszka 144 Polak Barbara 144 Polak Janina 144 Polak Kazimiera 14, 332 Polak Stanisław 14, 53 Polak Wiktoria 144 Popielak Maria 159 Poradzisz Maria 99, 136 Prandota Jan 34 Prandota Laska 34 Prokop Krzysztof Rafał 34 Przyłuska-Urbanowicz Katarzyna 19 Puchała Barbara 164 Purchla Jacek 79 Radoń (rodzina) 187 Radoń Anna 37 Radziszewska Olga 13, 16-17 Rak Maciej 13, 17 Rakowski Tomasz 126 Reckwitz Andreas 19–20 Reinfuss Roman 7, 16, 24, 31, 62-63, 103, 129, 187, 211, 217 Reinfuss-Janusz Krystyna 13 Rezaei Anahita 13, 21, 70, 88, 90, 92, 94–95, 111, 115, 132, 171–174, 182, 192, 200, 212, 224, 233, 262, 264, 272, 305, 317, 320, 324, 238, 329, 336, 342, 348, 350 Robotycki Aleksander „Bratek” 13, 21, 284, 289 Robotycki Czesław 26 Rochowski Marcin 107 Rodziewicz Tomasz 102 Rokosz Dorota 142 Rokosz Krystyna 135 Romanowska Paula 144 Romer Emilia 32 Romer Feliks 32, 37, 40, 42 Rosaldo Renato 24 Rospond Stanisław 38 Rozynkowski Waldemar 50 Różański Andrzej 212 Ruman Tadeusz 287 Ruppert Kaziemira 70 Rybus Agata 126 Rydzyk Tadeusz 371 Rymczak Teresa 144 Sabała 214 Sabor Agnieszka 57, 121 Sadkiewicz Barbara, 14 Samborski Zygmunt 120, 220 Samsonowicz Henryk 101 Sasnal Józef 40, 50 Savigny Eike von 19 Sawicki 301 Schatzki Theodore 19–20 Schechner Richard 107 Schreiber Hanna 79 Sennett Richard 80–81 Seymour John 80, 84 Shove Elizabeth 19 Sienkiewicz Agnieszka 14, 128 Sieramska Magdalena 122 Siwy Kaśka 98 Sjöholm Jennie 79 Skowronek Izabela 187 Skubisz Stanisław 213 Słodowy Adam 97 Słomka Jan 103 Smith Laurajane 79 Smól Jonassen 119 Sobieska Rozalia 14 Soldinger 119 Solinger (rodzina) 119, 123 Solinger 119 Solinger Gustawa z domu Ferber, primo voto 118 Spencer-Wood Suzanne M. 84 Spycimir Leliwita 37 Spytek Aleksandra 224, 228 Spytek Łukasz 14, 90, 224, 233 Stalmach Andrzej 7, 14, 88, 105, 182, 192, 291, 379 Stalmach Jan 7, 14, 85, 117, 182, 186, 189, 192, 195, 291 Stalmach Józef 192 Stalmach Julian 14, 96–97, 106, 364, 370, 374–375 Stalmach Marian 364 Stalmach Wiesław 13, 18, 299, 364 Stanisław z Brzeźnia 36 Stanisław z Dobczyc 42 Staszek Janusz 113 Stawowiak Zofia 50 Stefan Batory 40, 115, 221 Stoch Antoni 69 Stojek 291 Stojek Mieczysław 40 Stolarz Jan 67, 69–71 Stolarz Maciej 69 Strauchold Grzegorz 113 Stroniarz Józef 14, 89 Strutyński Mateusz 23 Sukta Zofia 160 Sulimierski Filip 31 Susuł Justyna 144 Szczepanik-Przytuła Wioletta 342 Szczepański Marek 79 Szczepanik Jan 14, 50, 258, 280, 307, 318, 342, 347 Szczerba Maria 14, 360, 362 Szczurowska Karolina 111 Szeliga Przemysław 227 Szewczyk Zdzisław 25, 125, 129, 212, 221 Szkurłat Ewa 211 Szmidt Salomon 69–71 Szwarnóg Piotr 225 Szydlak Krystyna 138 Szymoniak Bartłomiej 196 Szynal Jan 119 Ścibor Kacper 14, 21, 24, 30, 45, 63 Ślósarz Jan 55 Ślósarz T. 40 Ślusarz Jan 88 Śmigla Helena 14, 85, 113, 115, 167, 168, 324–325 Tarczałowicz Michał 50 Taszakowski Jarosław 26, 32 Teodoryk Sturm 37 Tokarska-Bakir Joanna 107 Tokarz Danuta 133 Tokarz Jadwiga 14, 92, 127, 165, 307, 316, 320 Tokarz Krystyna 135 Tokarz Stanisława 14, 108 Tomaszewski Andrzej 79 Tomera Władysława 145–146 Tomera Wojciech 282 Topa Helena (z domu Hebda) 34 Topolski Jerzy 102 Tőzsérc Anett 79 Trebunia-Staszel Stanisława 103, 213 Trede Franziska 79 Tunbridge J.E. 79 Tupac Amaru 43 Turner Victor 107 Udziela Seweryn 24, 125 Urbaniak Agnieszka 91, 126, 128, 151, 323, 332 Urbaniak Anna 90 Urbaniak Maria 126 Urbanik Danuta 14, 92, 129, 130, 133, 147–149, 152–154, 157, 163, 188, 328–330, 333, 335, 345 Urbanik Helena 14 Urbanik Janina 138 Urbanik Katarzyna 307, 345 Urynka 119 Wadyla Sławomir 126 Walewski Władysław 34 Waserlaut (rodzina) 119, 123 Waserlaut Michał 119 Waserlaut Tulek 119 Weszka (rodzina) 220 Weszka Adam 72 Weszka Marek 188 Wewroniecki Pawlik Węglarski Wiktor 34 Węglarz Stanisław 13, 23, 113, 115 Wiącek Elżbieta 43 Wieruski Dziersław 37 Wieruski Jan 37 Wilk Józef 184 Wilk Maria 13, 33, 35, 49, 51–56, 60–62, 88, 122, 236 Wilk Stanisław 88, 194 Witalis-Zdrzenicka Anna 46 Witkiewicz Stanisław 125 Wojnarowski Antoni 55, 291 Wolańska Joanna 50 Woś Anna 14 Woś Joanna 14, 165 Woźniak Maria 75 Woźniczka Adam 14, 116–117, 120, 184, 257, 259, 290, 292 Woźniczka Waldemar 290 Wójcik Krystyna 34 Wójtowicz Kazimierz 55 Wydra Rozalia 160 Wydźga Strzemieńczyk 34 Wyrwa Ireneusz 53 Zając Maria 73, 195 Zaremska Hanna 115 Zawiła Małgorzata 79 Zbożeniowa z Wzarów 119 Zbylut Magdalena 92 Zdziewojski Grzegorz Jan 71 Zdzisław (kasztelan) 39 Zubrzycki Denys 27 Zugaj Leszek 27–31, 39, 42 Zygmunt August 221 Żak Mieczysława 13 Żądło Edward 14 Żądło Sylwia 14 Żebrowska-Mazur Barbara 16–17 Żebrowski Rafał 122 Żuławski Władysław 72 Film – dokument etnograficzny HANDMADE IN WIŚNIOWA. WIŚNIOWSKO RÓCNO ROBOTA. O najbardziej materialnym z niematerialnych aspektów dziedzictwa kulturowego w pogranicznej gminie Wiśniowa autorstwo projektu: dr Joanna Dziadowiec-Greganić, Agnieszka Dudek zdjęcia i montaż: Mariusz Grabarski, Anahita Rezaei Wiśniowa 2019 Owoc badań terenowych projektu badawczo-animacyjnego „Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych - lokalna tradycja w działaniu" dofinansowanego ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury program „Kultura ludowa i tradycyjna” 2018. Film prezentuje fragmenty wywiadów z wybranymi (wy)twórcami w gminie Wiśniowa oraz z miejscowym proboszczem (wiśniowskie rozmowy rzeki w pigułce) i jest rodzajem preludium zapraszającym do pełnych rozmów zamieszczonych w niniejszej książce. INTERAKTYWNA MAPA PROFESJI I (WY)TWÓRCÓW W GMINIE WIŚNIOWA • Sylwetki żyjących i zmarłych mieszkańców gminy Wiśniowa zamieszczone zostały na mapce w oparciu o kryterium „myśl i ręka” tj. o tradycyjną profesję lub umiejętność – twórczą, wytwórczą i przetwórczą praktykę (rzemieślniczą, rękodzielniczą, artystyczną) jaką wykonują lub wykonywali kiedyś zarówno zawo- dowo, jak i amatorsko, w celach zarobkowych, jak i innych (np. tradycja, zapotrzebowanie, hobby, pasja). • Noty biograficzne (wy)twórców, rękodzielników, rzemieślników powstały w oparciu o materiały pozyska- ne podczas etnograficznych badań terenowych (wywiady, kwerendy, archiwa lokalnych instytucji i sto- warzyszeń oraz archiwa prywatne mieszkańców gminy Wiśniowa i okolic). Mapa ma charakter otwarty, crowdsourcingowy (mieszkańcy gminy na bieżąco sami mogą rozbudowywać bazę). Joanna Dziadowiec-Greganić, doktor nauk humanistycznych w zakresie etnologii (Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej, Wydział Historyczny UJ), magister kulturoznawstwa (specjalność: kulturoznawstwo międzynarodowe, Instytut Studiów Regionalnych, Wydział Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ). Laureatka XI edycji Konkursu Narodowego Centrum Kultury na najlepszą pracę doktorską z dziedziny nauk o kulturze, monografia: FESTUM FOLKLORICUM. Performatywność folkloru w kulturze współczesnej. Rzecz o międzykulturowych festiwalach folklorystycznych, Warszawa 2016, seria „Kurs na kulturę”. Współautorka książki Handmade in Wiśniowa. Wiśniowsko rócno robota. O najbardziej materialnym z niematerialnych aspektów dziedzictwa kulturowego w pogranicznej gminie Wiśniowa, Wydawnictwo Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego, Wrocław/Wiśniowa 2019, seria „Archiwum Etnograficzne”. Przewodnicząca ds. akademickich i badawczych sekcji młodych Międzynarodowej Organizacji Sztuki Ludowej IOV World – organizacji konsultacyjnej UNESCO i ECOSOC. Badacz, ekspert Fundacji Obserwatorium Żywej Kultury-Sieć Badawcza w Warszawie, animator kultury w Agencji Eventowej „TatraGroup” z Zakopanego. Ekspert dziedzinowy Narodowego Centrum Badań i Rozwoju w Programie Operacyjnym Inteligentny Rozwój 2014-2020. Ekspert w projekcie Małopolska Źródłem Tradycji (2017-2019) Małopolskiego Centrum Kultury „Sokół” (Nowa Akcja Zbierania Folkloru). W latach 2018-2019 adiunkt, sekretarz naukowy w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie, członek zespołu redakcyjnego czasopisma „Etnografia Nowa – The New Ethnography”. W latach 2014-2017 wykładowca akademicki w Instytucie Kultury (Wydział Zarządzania i Komunikacji Społecznej UJ) a w latach 2008-2014 w Instytucie Studiów Międzykulturowych UJ (Wydział Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ). Główne obszary zainteresowań naukowo-badawczych: interdyscyplinarne krytyczne i stosowane studia nad dziedzictwem i pamięcią kulturową w kontekście różnorodności i zrównoważonego rozwoju (ze szczególnym uwzględnieniem dziedzictwa niematerialnego, dziedzictwa międzykulturowego i dziedzictwa mniejszości, transformacji tradycji, trendów zmian w folklorze oraz marketingu dziedzictwa), turystyka kulturowa, etnodizajn i wzornictwo kulturowe, etnomarketing, antropologia widowisk kulturowych i ludyczności, performatyka, studia nad eventami i festiwalami, współczesny rytualizm i mitologie, zagadnienia tożsamości, etniczności, regionalizmu, lokalności, pogranicza, wielokulturowości i transkulturowości, komunikacja międzykulturowa, zarządzanie różnorodnością. Autorka ponad 50 publikacji naukowych i popularnonaukowych. Współtwórca i wykonawca w ponad 20 projektach badawczych i animacyjno-kulturalnych. Badania naukowe łączy z praktyką jako menadżer i animator przedsięwzięć naukowych i kulturalnych, koordynator naukowo- merytoryczny, mentor i konsultant projektów, festiwali i mediów, jak i członek organizacji. Należy m.in. do Association of Critical Heritage Studies, Intangible Heritage Researchers Network, International Council of Organizations of Folklore Festivals and Folk Arts (CIOFF), International Organization of Folk Art IOV World, Komisji Polskiej Akademii Umiejętności Zarządzania Kulturą i Mediami, Polskiego Towarzystwa Kulturoznawczego, Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego (Sekcji Folklorystycznej PTL, Zespołu ds. Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego przy ZG PTL ds. współpracy z ICH NGO Forum), Polskiego Seminarium Etnomuzykologicznego, Stowarzyszenia Miłośników Kultury Ludowej oraz Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Społecznego i Dialogu Międzykulturowego „Cooperantis”. Pomysłodawczyni, współzałożycielka i wiceprzewodnicząca Sekcji Studiów nad Dziedzictwem i Pamięcią Kulturową przy Zarządzie Głównym PTL. Wieloletni członek Studenckiego Zespołu Góralskiego „Skalni” UR oraz współpracownik Międzynarodowego Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem. Obecnie pracuje nad projektem habilitacyjnym pt. Dyskursy ochrony i strategie zarządzania frontalnym i zakulisowym niematerialnym dziedzictwem kulturowym w Polsce a jego praktyki. Perspektywa antropologiczna, a także nad innymi autorskimi projektami badawczymi m.in. Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu, Góralskie mitologie współczesne, www.ethnomuseum-pl.academia.edu/JoannaDziadowiecGreganić. Agnieszka Dudek Ukończyła Uniwersytet Warszawski, Wydział Zarządzania, Podyplomowe Studia Menadżerskie w zakresie zarządzania dla twórców, artystów i animatorów kultury oraz Uniwersytet Śląski, Wydział: Etnologii i Nauk o Edukacji. Współautorka książki Handmade in Wiśniowa. Wiśniowsko rócno robota. O najbardziej materialnym z niematerialnych aspektów dziedzictwa kulturowego w pogranicznej gminie Wiśniowa, Wydawnictwo Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego, Wiśniowa/Wrocław 2019, seria „Archiwum Etnograficzne”. Współautorka, koordynatorka organizacyjna projektów badawczych m.in. projektów: Wiśniowski Jarmark Rzemiosł i Zawodów Tradycyjnych – lokalna tradycja w działaniu, projekt dofinansowany z programu „Kultura ludowa i tradycyjna” Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w partnerstwie z Państwowym Muzeum Etnograficznym, Wiśniowsko godka – językowe dziedzictwo Wiśniowej oraz Wiśniowsko godka, projekty dofinansowane ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach Programu „Ojczysty — dodaj do ulubionych” realizowane przez Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Wiśniowej w partnerstwie z Uniwersytetem Jagiellońskim. W latach 2015-2017 członkini Rady przy Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego, praca nad wypracowaniem rekomendacji do programów ministerialnych. W latach 2013-2015 członkini Małopolskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego. Instruktorka tańca, choreografka w zespołach: Zespół Regionalny „Banda Burek” (2015-2019), Zespół Pieśni i Tańca „Ziemia Myślenicka” (2004-2008), Zespół Pieśni i Tańca „Wadowice” (1999-2004). Od 2008 roku prezeska Fundacji Sztuki, Przygody i Przyjemności ARTS z Myślenic, która koordynuje Ośrodek Działaj Lokalnie, prowadzi programy grantowe, realizuje projekty sieciujące, międzysektorowe, międzynarodowe i badawcze. Książka[...] jest lekturą niezmiernie interesującą przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze , czytelnik może zapoznać się z niezwykle bogatym dziedzictwem kulturowym miejscowości. Po drugie , uzyskuje wgląd w tajniki warsztatu nau kowego będącego wspaniałym przykładem partycypacji społecznej i współpracy międzysektoro wej. Po trzecie - najważniejsze - jest opowieścią o ludziach, którzy dbają o to , by ich dziedzictwo trwało dalej i było przekazywane następnym pokoleniom . By w pełni zapoznać się z treścią publik acji , potrzeba dużo czasu nie tylko dlatego, że jest to publikacja obszerna, drobiazgowo wręcz opisująca każdy z aspektów lokalnego dziedzictwa kulturo wego. Ten czas jest potrzebny czytelnikom na to , by powoli, refleksyjnie , z przełożeniem każdej kolejnej kartki książki zanurzyć się w wiśniowskim świecie i by poświęcić czas na zapoznanie się z ludźmi. [...] Ta książka jest dla mnie wzorem tego, jak powinno się dokumentować , (współ)opisywać i interpretować lokalne dziedzictwo kulturo we. Z recenzji dr hab. Anny Weroniki Brzezińskiej , prof. UAM Przedmiotem realizowanego projektu oraz recenzowanej pracy są świadomie wybrane dwa wymiary lokalnego dziedzictwa kulturowego tradycyjnych zawodów, umiejętności i praktyk: produkcja wyrobów artystycznych i użytkowych oraz ich dystrybucja. Celem przeprowadzonych w tym zakresie badań było nie tył ko stwierdzenie jak w pamięci tutejszych mieszkańców zachowały się wyobraż enia o ginących zawodach i tradycyjnych jarmarkach , ale także podjęcie próby ich reaktywacji, które mogłyby zaktywizować i zintegrować przedstawicieli różnych grup twórców i odbiorców. Okazuje się, że badacze oraz badani mogą wspólnie realizować pewien projekt utylit arny , gdyż pewne ginące zawody mogą i powinny nadal wytwarzać określone wyroby w celu ich zbytu i osiągnięcia zysku na jarmarkach . Takie pragmatyczne podejście jest cenne również z tego względu, że reaktywacja jarmarków mogłaby się przyczynić do zachowania różnorodnych zwyczajów, obrz ędów i innych tradycyjnych zachowań z nimi związanych . [...] cały projekt oraz recenzowana praca są faktycznie udaną odpowiedzią na realną, a nie kreowaną potrzebę mieszkańców tego swoistego mikroregionu , jakim jest gmina Wiśniowa, świadomych potrzeby wykorzystania i zrozumienia własnego dziedzictwa kulturowego. Z recenzji dr. hab. Stanisława Węglarza Książka[...] autorstwa Joanny Dziadowiec-Greganić i Agnieszki Dudek, ale też dodałabym - społeczności lokalnej z gminy Wiśniowa - jest publikacją niezwykłą, którą z dużym zainteresowaniem przeczyta naukowiec - badacz kultury, ze względu na nowatorskie ujęcie problematyki dotyczącej kreowania tożsamości lokalnej.[...] Wszystkie problemy zaprezentowane w książce zaczęły się od opowiadań, wspomnień mieszkańców. To oni w „W iśniows kich rozmowach rzekach" mówili o dawnych tradycyjnych zawodach , zwyczajach, o swoich współmieszkańcach, lokalnych zabytkach. Punkto wali przemiany , jakie zachodziły w poszczególnych sołectwach , przytaczali miejscowe legendy. To oni odnaleźli w domowych archiwach zdjęcia[...]. Fotografie te pokazują czasy minione i czas obecny , przedstawiają społeczność lokalną w jej działaniu.[...] Obszar wspólnego zamieszkania nazywany „przejściowym" lub ,,pograni cznym " staje się z wolna świadomą „małą ojczyzną". Z recenzji Krystyny Reinfuss-Janusz ISB N: 978-83-64465-36-9